Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

Przyleciał. Po jedenastej wieczorem czasu lokalnego mocno zapukał do drzwi pod wskazanym adresem. Miał ze sobą tylko mały czarny plecak przerzucony przez ramię, a w prawej dłoni trzymał cholernie nowoczesny model polaroida zdolnego do cyfrowego zapisywania zdjęć, ale też do natychmiastowego ich drukowania. Nonszalancko opierał się wolną ręką o framugę, pochylał głowę, a rozczochrane włosy zasłaniały mu większość twarzy – jakby właśnie wstał z łóżka albo dopiero co wypił parę głębszych... i pewnie obydwu stwierdzeniom było blisko do prawdy. Pomięta czarna koszula z postawionym kołnierzem tylko dopełniała tego szalono–pijackiego wizerunku.
Zapukał jeszcze raz kopiąc czubkiem buta w drzwi. Czekał, nasłuchiwał nawet nie podnosząc głowy.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Zrobił to. Sięgnął po kołdrę i wciągnął ją na siebie, po chwili znowu kładąc się jak wcześniej. Palce wsunął pod klatkę piersiową. Zamknął oczy, westchnął i... Leżał. Tak po prostu. Dalej był cicho. Jeśli znajomy nie kazał mu zejść, Charles zaczął powoli odpływać, łapiąc drzemkę.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Dobrze mu tak było... Skoro już nigdzie się nie spieszą, nikt ich nie obserwuje, nie muszą nic zrobić, poddał się niecnieróbstwu i bliskości. Aaachh... Prawie jak na wakacjach.
Nie odzywał się, nie chcąc tym psuć chwili. Leżał z zamkniętymi oczami i marzył. Dopiero kiedy dotarło do niego, że Charles na nim zasnął, powoli i delikatnie odwrócił się na bok. Przytulił go do siebie i dokładniej ich okrył. No, haraszo, teraz może tak z nim leżeć do jutra. Pocałował go delikatnie w głowę i oparł się o nią policzkiem.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Ruch Garika oczywiście rozbudził Charlesa, który zgrabnie przemieścił się na łóżko. Znów przez jakiś czas milczał, ale już nie zasypiał.
Właściwie która godzina? – zapytał cicho i niewyraźnie. Gaik pewnie znał ten głos i sposób mówienia. Fotograf był po prostu rozluźniony i nawet mówić mu się wyraźnie nie chciało. – Miałeś pracować.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Westchnął cicho i odpowiedział podobnie.
- Nieważne. To wszystko nieważne. - delikatnie pogłaskał kciukiem jego policzek i wrócił ręką na poprzednie miejsce. Niech śpi, jest tak przyjemne ciepło, wygodnie i w końcu nie doskwiera ta cholernie zimna samotność. - Chodź spać.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Mhm... – Mruknął. Ułożył się wygodniej, a nagle zaśmiał. – To ciebie miało to rozluźnić i uśpić, a nie mnie. – Wytarł dłonie o swoją klatkę piersiową, wcierając w skórę resztkę olejku. – Pobrudzisz sobie pościel... to jest tłuste. Też nieważne?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zaśmiał się nisko.
- Ale ja jestem rozluźniony i też zasypiam. - olejek na pościeli? Pfff. Wymieni i po sprawie. Sięgnął pod kołdrę i ściągnął ręcznik, który nadal miał na biodrach. Odrzucił go na koniec łóżka i wrócił do Charlesa.
- Też nieważne. Teraz ty jesteś ważny. I ciepły. I taki trochę mój... - uśmiechnął się i znowu oparł policzkiem o jego głowę.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Lekko zacisnął usta. Jego? Cóż, nie powiedziałby tego, ale z drugiej strony... Od pewnego czasu w jakimś sensie rzeczywiście był bardziej Garika niż swój, co potwierdzało samo to, że przebywał z drugą osobą już cały dzień i udawało mu się utrzymać w miarę dobry kontakt i przyjazną atmosferę.
Ruszył się kawałek poprawiając pozycję i oparł przedramię o biodro znajomego, prostując rękę. Już więcej się nie wiercił, leżał z zamkniętymi oczami czekając na sen. Ze wszelkich sił starał się nie myśleć, że przecież leki brał dawno i pewnie już nie działają, że powinien wziąć następną dawkę. Z drugiej strony może zmęczenie niedawnymi wydarzeniami da się we znaki i zadziała jak środek nasenny? Miał taką nadzieję.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Miał wystarczająco cicho, ciemno i spokojnie by zasnąć. Garik się nie odzywał i nie wiercił. Idealne warunki do spania, o ile akceptuje się taką bliskość.
Po kilku minutach Garik już spał. Tulił swoją kanadyjską maskotę i nie przejmował się niczym.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Fotograf leżał w ciszy. Nie spał, był zawieszony w błogim stanie między snem a jawą, ciesząc się spokojem.  Podejrzanym spokojem. Kolejne dwa i pół dnia też upłynęły im z zaskakującym spokojem. Zorganizowali sobie parę wycieczek po mieście, Charles robił zdjęcia nocą, a przed wyjazdem zdecydował się oddać Garikowi aparat, powielił jedynie zawartość karty pamięci na drugą, aby mieć swoją kopię wszystkich fotografii.
Zaproponował, że na lotnisko dotrze sam, ale znajomy chciał go odprowadzić. Dobrze. Czas spędzony przy tym mężczyźnie uczył go jak wejść na wyższy poziom cierpliwości i tolerancji. Domyślał się, że działało to w obydwie strony... Och, dostał nawet zapas wareników! Samo pożegnanie zniósł dobrze, nie wydawał się bardzo przybity, starał się nawet odrobinę rozweselić i podnieść na duchu Garika. Zobaczą się niedługo. Tak, zobaczą. Albo i nie.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City

Za krótko! Chętnie przetrzymałby go dłużej, jeszcze trochę ukochał i rozpieścił. Póki mógł, cieszył się błogim spokojem i bliskością. Pokazał Charlesowi część wymuskanego Petersburga, z nadzieją, że w końcu pomyśli o tym mieście nieco cieplej. Zabierał go na mosty, porwał na wycieczkę po dachach, przepłynął się z nim do ogrodów Peterhof, zaciągnął do ulubionej restauracji prowadzonej przez Gruzinów… Kochał się z nim i rozglądał się tylko – jak nie dać się przyłapać policji i gapiom.
Dostać aparat od fotografa… No, no! Z pewnością wydrukuje sobie kilka ulubionych zdjęć i schowa je przed światem. Te wspomnienia… Będzie tęsknił.
Na lotnisko pojechali autem. Garik wydawał się być nieco rozdrażniony. Jak on nie lubił pożegnań! Przeklęte! Przetrzymał Charlesa tyle, ile mógł. Wcisnął mu na drogę wareniki i… Pocałował go. Miał nadzieję, że nie ostatni raz. Zrobi wszystko co może, by polecieć do niego i znowu się z nim spotkać, przytulać, kochać… Ech. Blyat! To tylko przerwa. Dadzą sobie radę.

zt
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Charles do końca nie wierzył, że obeszło się bez strzelania, kłótni, ucieczki i innego rodzaju tragedii. Czy zginie w samolocie albo zostanie ranny? Ot tak, dla równowagi.
Jakoś po pół godziny odkąd się rozeszli na lotniku fotograf uznał, że to jest stan normalny. Samotność. To wybrał i do tego przywykł. Świadomie nie chciał, aby czyjeś towarzystwo było codziennością i poniekąd był z siebie dumny, że udało mu się wrócić do codzienności po takim czasie, po jakim chciał. Udowodnił sobie, że jeszcze potrafi nad sobą panować. Cudownie.

[ZT]
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach