▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Wyobraź sobie, że przekraczasz progi coctail baru i witasz się ze znajomymi, z którymi umówiłeś się tu już wcześniej. Wybierasz dowolnego drinka z karty, dosiadasz się do grających już weteranów, łapiesz za pada i dołączasz do gry. Nagle zupełnie nieznane Ci osoby stają się „kumplami od Blura, Guitar Hero, Pro Evo czy Tekkena”. Czujesz ten powrót do dzieciństwa – zmysł ekonomiczny pozwala na budowanie imperium w Monopoly, a niesamowicie trzęsące się ręce przekreślają szanse w Jenga pozostawiając cię ze smutnym widokiem rozpadającej się wieży. Nagle w drzwiach pojawiają się dziewczyny, z którymi wczoraj grałeś w Mortal Kombat i New Super Mario Bros. Podchodzą do baru, zamawiają dzban piwa, witają się z wami i pytają – „to jak, zagrasz ze mną?”. Właśnie trafiłeś do Padbaru.
Wyobraź sobie, że przekraczasz progi coctail baru i witasz się ze znajomymi, z którymi umówiłeś się tu już wcześniej. Wybierasz dowolnego drinka z karty, dosiadasz się do grających już weteranów, łapiesz za pada i dołączasz do gry. Nagle zupełnie nieznane Ci osoby stają się „kumplami od Blura, Guitar Hero, Pro Evo czy Tekkena”. Czujesz ten powrót do dzieciństwa – zmysł ekonomiczny pozwala na budowanie imperium w Monopoly, a niesamowicie trzęsące się ręce przekreślają szanse w Jenga pozostawiając cię ze smutnym widokiem rozpadającej się wieży. Nagle w drzwiach pojawiają się dziewczyny, z którymi wczoraj grałeś w Mortal Kombat i New Super Mario Bros. Podchodzą do baru, zamawiają dzban piwa, witają się z wami i pytają – „to jak, zagrasz ze mną?”. Właśnie trafiłeś do Padbaru.
Kącik jego ust drgnął nieznacznie, by zaraz ponownie wykrzywić się w uśmiechu, gdy tylko usłyszał słowo 'przystojny'.
— Sam wyszedłem z propozycją. Raczej nie jest osobą, która wysługuje się innymi, przynajmniej w moim odbiorze — powiedział przybierając standardowy miękki ton mający sugerować swego rodzaju słabość do jego osoby. Zerknął krótko w kierunku kanapy, choć z takiej odległości - a przede wszystkim przy obecnej pozycji chłopaka - nie był w stanie dokładnie ocenić ani jego mimiki, ani miejsca w którym się znajdował.
— Dwie pizze. Jedna mięsna, druga z owocami morza. I trzy sosy, barbeque, pomidorowy i czosnkowy — kiwnął krótko głową, czekając aż kobieta zapisze zamówienie. Dopiero gdy upewnił się, że wszystko zanotowała podziękował jej i puścił oczko na odchodne, by wrócić do stolika.
Przy samej kanapie nachylił się nad oparciem i ułożył obie dłonie na ramionach Jonkera, poklepując go nieznacznie.
— Dwie pizze, trzy sosy. Mam nadzieję, że nie jesteś tutaj wbrew własnej woli? Wyglądasz na zmęczonego — brzmiał na zmartwionego. Ściągnięte nieznacznie brwi również nadawały mu podobnego wyglądu, gdy przeszedł dookoła, by ponownie usiąść obok niego, nie spuszczając z niego wzroku. Jakby to właśnie z jego pomocą mógł ostatecznie stwierdzić czy chłopak nie siedzi tu na siłę. Mimo to w jego dłoniach na nowo błysnął pad, który podniósł ze stolika i przesunął po nim kilkakrotnie palcami, doczyszczając z kurzu, który nawet nie zdążył się na nim zebrać podczas tej krótkiej nieobecności. Znał kontrolery, wiedział co służy do czego, co nie świadczyło jednak o tym, że umiał grać. Był to jeden z tych momentów, gdy już dużo wcześniej przełykał własną dumę, doskonale wiedząc że nie ma zbyt wielkich szans na wygraną.
— Sam wyszedłem z propozycją. Raczej nie jest osobą, która wysługuje się innymi, przynajmniej w moim odbiorze — powiedział przybierając standardowy miękki ton mający sugerować swego rodzaju słabość do jego osoby. Zerknął krótko w kierunku kanapy, choć z takiej odległości - a przede wszystkim przy obecnej pozycji chłopaka - nie był w stanie dokładnie ocenić ani jego mimiki, ani miejsca w którym się znajdował.
— Dwie pizze. Jedna mięsna, druga z owocami morza. I trzy sosy, barbeque, pomidorowy i czosnkowy — kiwnął krótko głową, czekając aż kobieta zapisze zamówienie. Dopiero gdy upewnił się, że wszystko zanotowała podziękował jej i puścił oczko na odchodne, by wrócić do stolika.
Przy samej kanapie nachylił się nad oparciem i ułożył obie dłonie na ramionach Jonkera, poklepując go nieznacznie.
— Dwie pizze, trzy sosy. Mam nadzieję, że nie jesteś tutaj wbrew własnej woli? Wyglądasz na zmęczonego — brzmiał na zmartwionego. Ściągnięte nieznacznie brwi również nadawały mu podobnego wyglądu, gdy przeszedł dookoła, by ponownie usiąść obok niego, nie spuszczając z niego wzroku. Jakby to właśnie z jego pomocą mógł ostatecznie stwierdzić czy chłopak nie siedzi tu na siłę. Mimo to w jego dłoniach na nowo błysnął pad, który podniósł ze stolika i przesunął po nim kilkakrotnie palcami, doczyszczając z kurzu, który nawet nie zdążył się na nim zebrać podczas tej krótkiej nieobecności. Znał kontrolery, wiedział co służy do czego, co nie świadczyło jednak o tym, że umiał grać. Był to jeden z tych momentów, gdy już dużo wcześniej przełykał własną dumę, doskonale wiedząc że nie ma zbyt wielkich szans na wygraną.
"Raczej nie jest osobą, która wysługuje się innymi, przynajmniej w moim odbiorze."
Rose przez dłuższą chwilę mu nie odpowiadała, jedynie bacznie przyglądając się twarzy nastolatka, jakby doszukiwała się choć śladowej ilości podstępu. Była dorosłą i zdecydowanie sprytną kobietą, która - pracując w wielu klubach - nabrała przez lata na tyle doświadczenia, by nie dać się wywieść w pole uczniakowi. W końcu jednak zastukała paznokciami w blat, zadzierając pewnie podbródek, lecz uśmiechając się przy tym pogodnie.
- Prawda, to dobry dzieciak - przyznała. - Nie zawiedź mnie - dodała jeszcze, z jakąś niebezpieczną nutą zawartą w tonie głosu. Zaraz jednak powróciła do mimiki przemiłej pani za ladą, zapisując z uwagą złożone zamówienie. - Będą gotowe za 30 minut. Standardowo dorzucimy napoje - kobieta odrzuciła włosy w tył, odwracając się już do chłopaka, by zniknąć w części kuchennej.
Joner w tym czasie zdążył znaleźć wybitnie wygodną pozycję, z której ani myślał się ruszyć. Dodatkowo miły ciężar dłoni na ramionach wyrwał z jego ust niski pomruk zadowolenia, gdy wyraźnie rozluźnił mięśnie pod tym dotykiem. Parsknął lekko, słysząc zmartwiony ton.
- Spokojnie, Romeo. Gdybym rzeczywiście nie miał ochoty tu przebywać, to bym cię o tym powiadomił. To tylko zmęczenie, psy same się nie wybiegają, a później trzeba było spędzić kilka godzin w towarzystwie fotografa. Ten człowiek mnie wykończy - zaśmiał się znów, przesuwając wierzchem dłoni po policzku. Przemiły pan z aparatem w ręku był miły tylko, gdy wszystko szło po jego myśli. Nawet nagła zmiana pogody potrafiła całkowicie wyprowadzić go z równowagi, przez co jak na zawołanie wymagał od wszystkich pracujących maksymalnego skupienia i wysiłku.
Blondyn widząc gotowość Callahana do gry chwycił znów własnego pada, wybierając przycisk start. Na ekranie pojawili się wszyscy zawodnicy, sterowani przez komputer i dwie postacie należące do nich. Nie musieli czekać, aż na środku rozpoczęło się wyliczanie, a po dużym napisie "go!" wszystkie pojazdy ruszyły z miejsca.
Rose przez dłuższą chwilę mu nie odpowiadała, jedynie bacznie przyglądając się twarzy nastolatka, jakby doszukiwała się choć śladowej ilości podstępu. Była dorosłą i zdecydowanie sprytną kobietą, która - pracując w wielu klubach - nabrała przez lata na tyle doświadczenia, by nie dać się wywieść w pole uczniakowi. W końcu jednak zastukała paznokciami w blat, zadzierając pewnie podbródek, lecz uśmiechając się przy tym pogodnie.
- Prawda, to dobry dzieciak - przyznała. - Nie zawiedź mnie - dodała jeszcze, z jakąś niebezpieczną nutą zawartą w tonie głosu. Zaraz jednak powróciła do mimiki przemiłej pani za ladą, zapisując z uwagą złożone zamówienie. - Będą gotowe za 30 minut. Standardowo dorzucimy napoje - kobieta odrzuciła włosy w tył, odwracając się już do chłopaka, by zniknąć w części kuchennej.
Joner w tym czasie zdążył znaleźć wybitnie wygodną pozycję, z której ani myślał się ruszyć. Dodatkowo miły ciężar dłoni na ramionach wyrwał z jego ust niski pomruk zadowolenia, gdy wyraźnie rozluźnił mięśnie pod tym dotykiem. Parsknął lekko, słysząc zmartwiony ton.
- Spokojnie, Romeo. Gdybym rzeczywiście nie miał ochoty tu przebywać, to bym cię o tym powiadomił. To tylko zmęczenie, psy same się nie wybiegają, a później trzeba było spędzić kilka godzin w towarzystwie fotografa. Ten człowiek mnie wykończy - zaśmiał się znów, przesuwając wierzchem dłoni po policzku. Przemiły pan z aparatem w ręku był miły tylko, gdy wszystko szło po jego myśli. Nawet nagła zmiana pogody potrafiła całkowicie wyprowadzić go z równowagi, przez co jak na zawołanie wymagał od wszystkich pracujących maksymalnego skupienia i wysiłku.
Blondyn widząc gotowość Callahana do gry chwycił znów własnego pada, wybierając przycisk start. Na ekranie pojawili się wszyscy zawodnicy, sterowani przez komputer i dwie postacie należące do nich. Nie musieli czekać, aż na środku rozpoczęło się wyliczanie, a po dużym napisie "go!" wszystkie pojazdy ruszyły z miejsca.
"Nie zawiedź mnie."
— Tego nie mogę obiecać — uśmiechnął się w dziwny sposób, zupełnie jakby gdzieś czaiło się w nim zwątpienie... i smutek. Nie był to z pewnością wygląd, którego ktokolwiek by się po nim spodziewał, acz zaraz jego mimika wróciła do normalnej formy, gdy kiwnął głową pokazując tym samym, że przyjął wszystkie informacje do wiadomości, by znaleźć się przy Jonkerze.
— Ha, tak bym założył gdybym nie był sobą. Ludzie nigdy nie chcą oddalać się od mojego boku, choćby mieli mdleć ze zmęczenia, dlatego wolę się upewnić — zażartował, wzdrygając się nieznacznie, gdy znowu napomknął o swoich psach. Naprawdę, niezależnie od tego ile razy słuchał o tych futrzastych bestiach, nie był w stanie pozbyć się swojej reakcji. Odwrócił się w bok i kichnał na samą myśl o nich, mamrocząc coś pod nosem.
— Jedzenie będzie za trzydzieści minut. A z fotografami już tak jest, choć z drugiej strony, gdy ty idziesz do domu, on spędza jeszcze kilka długich godzin robiąc zdjęcia innym i przerabiając je tak, by spodobały się opinii publicznej — stwierdził, pstrykając chłopaka w nos z delikatnym uśmiechem.
Gdy tylko gra ruszyła westchnął praktycznie niedosłyszalnie, wciskając odpowiednie przyciski, by jego postać ruszyła do przodu. Hej, nawet nie było tak źle! Choć od czasu do czasu nie był w stanie odpowiednio wyczuć pojawiającego się zakrętu i ładował się w niego na pełnej prędkości, kosząc przy tym innego zawodnika sterowanego przez komputer, z przykrością patrząc na innych, którzy wymijali go z łatwością.
— Ekhem — odchrząknął cicho z miną wskazująca na to, że naprawdę mocno się teraz powstrzymuje przed wybuchnięciem śmiechem. Mimo to, dzielnie wykręcił i ruszył na nowo do przodu z nadzieją, że może chociaż dojedzie jako trzeci. Albo piąty. Albo przedostatni. Cóż, warto było mieć nadzieję, skoro komputer nadal kluczył w poprzednim miejscu próbując naprostować swoją wyścigówkę!
— Tego nie mogę obiecać — uśmiechnął się w dziwny sposób, zupełnie jakby gdzieś czaiło się w nim zwątpienie... i smutek. Nie był to z pewnością wygląd, którego ktokolwiek by się po nim spodziewał, acz zaraz jego mimika wróciła do normalnej formy, gdy kiwnął głową pokazując tym samym, że przyjął wszystkie informacje do wiadomości, by znaleźć się przy Jonkerze.
— Ha, tak bym założył gdybym nie był sobą. Ludzie nigdy nie chcą oddalać się od mojego boku, choćby mieli mdleć ze zmęczenia, dlatego wolę się upewnić — zażartował, wzdrygając się nieznacznie, gdy znowu napomknął o swoich psach. Naprawdę, niezależnie od tego ile razy słuchał o tych futrzastych bestiach, nie był w stanie pozbyć się swojej reakcji. Odwrócił się w bok i kichnał na samą myśl o nich, mamrocząc coś pod nosem.
— Jedzenie będzie za trzydzieści minut. A z fotografami już tak jest, choć z drugiej strony, gdy ty idziesz do domu, on spędza jeszcze kilka długich godzin robiąc zdjęcia innym i przerabiając je tak, by spodobały się opinii publicznej — stwierdził, pstrykając chłopaka w nos z delikatnym uśmiechem.
Gdy tylko gra ruszyła westchnął praktycznie niedosłyszalnie, wciskając odpowiednie przyciski, by jego postać ruszyła do przodu. Hej, nawet nie było tak źle! Choć od czasu do czasu nie był w stanie odpowiednio wyczuć pojawiającego się zakrętu i ładował się w niego na pełnej prędkości, kosząc przy tym innego zawodnika sterowanego przez komputer, z przykrością patrząc na innych, którzy wymijali go z łatwością.
— Ekhem — odchrząknął cicho z miną wskazująca na to, że naprawdę mocno się teraz powstrzymuje przed wybuchnięciem śmiechem. Mimo to, dzielnie wykręcił i ruszył na nowo do przodu z nadzieją, że może chociaż dojedzie jako trzeci. Albo piąty. Albo przedostatni. Cóż, warto było mieć nadzieję, skoro komputer nadal kluczył w poprzednim miejscu próbując naprostować swoją wyścigówkę!
- Wspaniałomyślny i skromny - parsknął, bawiąc się padem w rękach. Kichnięcie Jackdawa rozciągnęło mu usta w kolejnym rozbawionym uśmiechu. Naprawdę wystarczyło tylko wspomnieć o psach, a chłopak już kichał. Przez podobną sytuację Jonker tym bardziej nie mógł wyobrazić sobie momentu zaproszenia go do siebie. Zdążył już chyba oswoić się z myślą, że prawdopodobnie nie dojdzie do podobnego spotkania. A liczył na wspólne przygotowanie posiłku i dobry film, co za pech.
- Okej, już jestem głodny - na dowód nawet ułożył dłoń na brzuchu, przesuwając po materiale bluzy. - I w sumie racja - odparł, marszcząc lekko brwi, gdy został pstryknięty. Gra natomiast przebiegała mu spokojnie. Lubił Mario Kart, więc i sporo w to grał, zarówno w domu, jak i ze znajomymi na spotkaniach. Gdy więc miał okazję do zjechania w jakikolwiek skrót, wykorzystywał ją za każdym razem. Dodatkowo zbierał wszystkie możliwe coiny, byleby tylko zyskać na szybkości pojazdu. Nie omieszkał również zbierać 'broni'. Nieraz zostawiał za sobą banany, rzucał bomby bądź inne rzeczy, dzięki czemu pierwsza pozycja na liście ani razu się nie zachwiała.
- Planujesz robić dziś coś jeszcze, czy granie było jedyną pozycją na twojej liście? - dopytał z zaciekawieniem, nie odrywając jednak oczu od ekranu. Zostało ostatnie okrążenie.
- Okej, już jestem głodny - na dowód nawet ułożył dłoń na brzuchu, przesuwając po materiale bluzy. - I w sumie racja - odparł, marszcząc lekko brwi, gdy został pstryknięty. Gra natomiast przebiegała mu spokojnie. Lubił Mario Kart, więc i sporo w to grał, zarówno w domu, jak i ze znajomymi na spotkaniach. Gdy więc miał okazję do zjechania w jakikolwiek skrót, wykorzystywał ją za każdym razem. Dodatkowo zbierał wszystkie możliwe coiny, byleby tylko zyskać na szybkości pojazdu. Nie omieszkał również zbierać 'broni'. Nieraz zostawiał za sobą banany, rzucał bomby bądź inne rzeczy, dzięki czemu pierwsza pozycja na liście ani razu się nie zachwiała.
- Planujesz robić dziś coś jeszcze, czy granie było jedyną pozycją na twojej liście? - dopytał z zaciekawieniem, nie odrywając jednak oczu od ekranu. Zostało ostatnie okrążenie.
Ciężko było stwierdzić, czy podobna wizja faktycznie była aż tak nierealna. North zdecydowanie nie mógł zaoferować Jonkerowi zaproszenia go do własnego mieszkania (którego nie posiadał), a wszelkich tematów obracających się w zakresie jego własnej osoby unikał jak ognia. Lecz alergia, nawet jeśli była niesamowicie upierdliwa, nadal pozostawała pod jego kontrolą, gdy położył ręce na odpowiednich lekach. Nie żeby kupował je zbyt często. Miały swoją cenę, więc nie zawsze mógł sobie pozwolić na podobny luksus, co niejednokrotnie kończyło się kichaniem i zaczerwienionymi oczami, gdy wchodził w złą dzielnicę.
— Nie tylko ty — roześmiał się widząc jego gest pocierania brzucha, choć sam go sobie darował. Szczerze nie mógł doczekać się pizzy, do tego stopnia że na samą myśl czuł jak wszystkie jego ślinianki zaczynają pracować. Szczerze mówiąc im dłużej myślał o własnym głodzie, tym bardziej był przekonany, że mimo zamówienia przez siebie pizzy idealnej, wciągnąłby nawet tą zamówioną przez Jonkera. Miał tylko nadzieję, że tutejszy lokal miał godnych przedstawicieli włoskiej kuchni. Nie żeby zamierzał narzekać, nawet gdyby posiłek okazał się całkowicie przeciętny. Nie takie rzeczy przyszło mu już jeść w życiu.
— Na ten moment nie wybiegałem myślami w przyszłość, choć niedaleko jest całodobowe kino, do którego możemy się wybrać. Jeśli masz ochotę — zaproponował, podobnie jak on nie odrywając wzroku od ekranu. Gra wymagała od niego zbyt wiele skupienia, by był w stanie pozwolić sobie na podobny luksus. Kilkanaście sekund później dojechał na metę jako piąty, co było jego osobistym sukcesem. Nie żeby był to jakiś wyczyn, biorąc pod uwagę fakt że największą chwałę zawsze zbierali ci na podium, ale i tak wyrzucił pięść w powietrze z głośnym "O TAK!", gdy w ostatnim momencie wyminął trzy pojazdy komputera.
— Daj mi jeszcze kilka tygodni i będę mistrzem tej gry — zażartował wytykając język chłopakowi z wyraźnym rozbawieniem.
— Nie tylko ty — roześmiał się widząc jego gest pocierania brzucha, choć sam go sobie darował. Szczerze nie mógł doczekać się pizzy, do tego stopnia że na samą myśl czuł jak wszystkie jego ślinianki zaczynają pracować. Szczerze mówiąc im dłużej myślał o własnym głodzie, tym bardziej był przekonany, że mimo zamówienia przez siebie pizzy idealnej, wciągnąłby nawet tą zamówioną przez Jonkera. Miał tylko nadzieję, że tutejszy lokal miał godnych przedstawicieli włoskiej kuchni. Nie żeby zamierzał narzekać, nawet gdyby posiłek okazał się całkowicie przeciętny. Nie takie rzeczy przyszło mu już jeść w życiu.
— Na ten moment nie wybiegałem myślami w przyszłość, choć niedaleko jest całodobowe kino, do którego możemy się wybrać. Jeśli masz ochotę — zaproponował, podobnie jak on nie odrywając wzroku od ekranu. Gra wymagała od niego zbyt wiele skupienia, by był w stanie pozwolić sobie na podobny luksus. Kilkanaście sekund później dojechał na metę jako piąty, co było jego osobistym sukcesem. Nie żeby był to jakiś wyczyn, biorąc pod uwagę fakt że największą chwałę zawsze zbierali ci na podium, ale i tak wyrzucił pięść w powietrze z głośnym "O TAK!", gdy w ostatnim momencie wyminął trzy pojazdy komputera.
— Daj mi jeszcze kilka tygodni i będę mistrzem tej gry — zażartował wytykając język chłopakowi z wyraźnym rozbawieniem.
Sam skupiał się bardziej na grze niż na jedzeniu. Gdyby było inaczej, zapewne nieprzyjemne uczucie w żołądku wywołałoby znaczne osłabienie i mdłości, czego na chwilę obecną wolał sobie oszczędzić.
- Wieki nie byłem w kinie - westchnął. - Od kiedy Sophie czepiła się mnie jak rzep, ciągle tylko odwiedzamy centra handlowe i jakieś śmieszne restauracje. Plus jest taki, że po skończeniu szkoły nie widuję jej już aż tak często. Minus natomiast, że spodobała się mojemu ojcu - drobny grymas niezadowolenia przyozdobił jego usta, spojrzenie zaś wyraźnie spochmurniało.
Wyścig zakończył z pierwszym miejscem, przy okazji podwyższając swój dotychczasowy rekord. Uśmiechnął się serdecznie, spoglądając na towarzysza, gdy ten aż tak żywo zareagował na zajętą pozycję. Uniósł wtedy dłoń do ust, kryjąc za nią ciche parsknięcie.
- Oh, nie wątpię. Chętnie popatrzę, jak wgniatasz mnie w ziemię - wsparł podbródek na nadgarstku, nie odwracając wzroku od Callahana. - Co powiesz na małe wyzwanie? W następnej rundzie wezmę wszystkie możliwe utrudnienia i mapę, na której radzę sobie najgorzej. Wygrany dostaje życzenie do realizacji. Bez terminu ważności - zaproponował, a w wielobarwnych tęczówkach błysnęły wesołe iskierki wyzwania.
- Wieki nie byłem w kinie - westchnął. - Od kiedy Sophie czepiła się mnie jak rzep, ciągle tylko odwiedzamy centra handlowe i jakieś śmieszne restauracje. Plus jest taki, że po skończeniu szkoły nie widuję jej już aż tak często. Minus natomiast, że spodobała się mojemu ojcu - drobny grymas niezadowolenia przyozdobił jego usta, spojrzenie zaś wyraźnie spochmurniało.
Wyścig zakończył z pierwszym miejscem, przy okazji podwyższając swój dotychczasowy rekord. Uśmiechnął się serdecznie, spoglądając na towarzysza, gdy ten aż tak żywo zareagował na zajętą pozycję. Uniósł wtedy dłoń do ust, kryjąc za nią ciche parsknięcie.
- Oh, nie wątpię. Chętnie popatrzę, jak wgniatasz mnie w ziemię - wsparł podbródek na nadgarstku, nie odwracając wzroku od Callahana. - Co powiesz na małe wyzwanie? W następnej rundzie wezmę wszystkie możliwe utrudnienia i mapę, na której radzę sobie najgorzej. Wygrany dostaje życzenie do realizacji. Bez terminu ważności - zaproponował, a w wielobarwnych tęczówkach błysnęły wesołe iskierki wyzwania.
— Nie możesz jej po prostu odmówić? To chyba nie tak, że jest twoim głównym źródłem dochodu. Raczej wydatków — powiedział luźno, kompletnie nie rozumiejąc problemu Jonkera. Gdyby jego wygoda była uzależniona od sytuacji finansowej dziewczyny, sam znosiłby jej towarzystwo byle ustawić się w bardziej dogodnej pozycji. W końcu czyż nie robił tego cały czas?
Ale jeśli miałby tyle pieniędzy ile miał siedzący obok niego chłopak, nie zawracałby sobie głowy żadnymi nadętymi panienkami, które ciągały go na wszystkie strony jak tylko chciały, nie dbając o jego komfort osobisty. Tego kwiatu na pół światu, z pewnością była jeszcze nie jedna z którą prezentowałby się niezwykle dobrze. Ponadto patrząc na to, na ile pozwalał sobie North w jego towarzystwie i jak żywą reakcję otrzymywał w odpowiedzi - szczerze wątpił, by był do niej jakkolwiek przywiązany. Ojcowie zawsze narzekali przez pierwszych kilka dni, ale prędzej czy później zwyczajnie odpuszczali.
Z drugiej strony co on, zwykły chłopak z ulicy, mógł wiedzieć o wewnętrznych konfliktach jednej z najbogatszych rodzin w Kanadzie?
— Zdajesz sobie sprawę, że wszelkie możliwe utrudnienia dla ciebie, sprawią że ja po wjechaniu na nie, nawet nie dotrę do mety? Równie dobrze możesz po prostu od razu powiedzieć czego sobie życzysz, princess — powiedział z rozbawieniem, odwracając się w jego kierunku. Nawet nie próbował już ukrywać, że kompletnie się na tym nie zna.
Ale jeśli miałby tyle pieniędzy ile miał siedzący obok niego chłopak, nie zawracałby sobie głowy żadnymi nadętymi panienkami, które ciągały go na wszystkie strony jak tylko chciały, nie dbając o jego komfort osobisty. Tego kwiatu na pół światu, z pewnością była jeszcze nie jedna z którą prezentowałby się niezwykle dobrze. Ponadto patrząc na to, na ile pozwalał sobie North w jego towarzystwie i jak żywą reakcję otrzymywał w odpowiedzi - szczerze wątpił, by był do niej jakkolwiek przywiązany. Ojcowie zawsze narzekali przez pierwszych kilka dni, ale prędzej czy później zwyczajnie odpuszczali.
Z drugiej strony co on, zwykły chłopak z ulicy, mógł wiedzieć o wewnętrznych konfliktach jednej z najbogatszych rodzin w Kanadzie?
— Zdajesz sobie sprawę, że wszelkie możliwe utrudnienia dla ciebie, sprawią że ja po wjechaniu na nie, nawet nie dotrę do mety? Równie dobrze możesz po prostu od razu powiedzieć czego sobie życzysz, princess — powiedział z rozbawieniem, odwracając się w jego kierunku. Nawet nie próbował już ukrywać, że kompletnie się na tym nie zna.
- To nie takie proste, jakby się mogło wydawać - postukał palcami w kolano, wyraźnie zastanawiając się nad kontynuacją wypowiedzi. W dokonaniu wyboru pomógł mu kelner niosący oba drinki. Postawił je z drobnym stuknięciem na stoliku przed sofą, życząc przy tym miłej gry. Co prawda Jonker nie sięgnął po swój niebieski napój, jednak przyjrzał mu się uważnie, pod koniec przechylając z lekka głowę w zadowoleniu.
Gdyby zostawienie Sophie na lodzie było takie łatwe, już dawno by to zrobił. Niestety mają takie, a nie inne kontakty z ojcem, chcąc nie chcąc w większości musiał się trzymać rygorystycznych zasad. W tym również spełniania zachcianek nowej kochanki ojca, która jeszcze do niedawna robiła jako kiepska sekretarka.
Suka -przemknęło mu przez myśl, gdy skrzywił się niewidocznie. Póki jednak ojciec był szczęśliwy, młody Clawerich mógł znosić te męki. Grunt, by szmata nie dotykała jego psów, nie ingerowała w ich sprawy ani nawet na nie nie patrzyła. Pod tym względem mógł liczyć na wsparcie głowy rodziny.
- No to będę grał jedną ręką. Nie zależy ci na wygranej? - zainteresował się, wpatrując w twarz Callahana.
Gdyby zostawienie Sophie na lodzie było takie łatwe, już dawno by to zrobił. Niestety mają takie, a nie inne kontakty z ojcem, chcąc nie chcąc w większości musiał się trzymać rygorystycznych zasad. W tym również spełniania zachcianek nowej kochanki ojca, która jeszcze do niedawna robiła jako kiepska sekretarka.
Suka -przemknęło mu przez myśl, gdy skrzywił się niewidocznie. Póki jednak ojciec był szczęśliwy, młody Clawerich mógł znosić te męki. Grunt, by szmata nie dotykała jego psów, nie ingerowała w ich sprawy ani nawet na nie nie patrzyła. Pod tym względem mógł liczyć na wsparcie głowy rodziny.
- No to będę grał jedną ręką. Nie zależy ci na wygranej? - zainteresował się, wpatrując w twarz Callahana.
Przyglądał się uważnie Jonkerowi, przekrzywiając nieznacznie głowę na bok.
"To nie takie proste (...)"
A więc prawdopodobnie chodziło o interesy. Gdy ludzie o jego pozycji wypowiadali podobne zdania z reguły chodziło właśnie o dobrze prosperujący biznes pomiędzy dwoma rodzinami, który dodatkowo próbowali nakręcać mieszając w to własnych potomków. Często wbrew ich woli. Nawet jeśli nie miał absolutnej opcji, nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie znał go na tyle dobrze, by wywnioskować inne teorie.
Mimo to dość mocno dało się dostrzec, że sprawa nie była dla niego przyjemna, a w dodatku nie mógł znaleźć z niej konkretnego sensownego wyjścia, za wyjątkiem spełniania zachcianek innych. Nawet jeśli były niezgodne z jego własnymi potrzebami.
Przełożył ramię przez kanapę, muskając palcami kosmyki jego włosów.
— Jeśli chcesz o tym porozmawiać, służę. A jeśli nie, możesz pamiętać że gdy będziesz miał dość jej towarzystwa, praktycznie zawsze jestem do dyspozycji — powiedział wyginając kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Dopiero przy kolejnej wypowiedzi zabrał rękę i wzruszył ramionami, drapiąc się po policzku.
— Szczerze mówiąc, nie aż tak. Nawet jeśli wiele osób ma problem z przegrywaniem, nie do końca chcę stawiać sobie oczekiwania w dziedzinie, na której zwyczajnie się nie znam. Dużo bardziej zależy mi na spędzaniu czasu w twoim towarzystwie. Jeśli jednak poczujesz się lepiej, gdy będę z tobą rywalizował, mogę rozbudzić te marne resztki ambicji niespełnionego gamera — zażartował wyraźnie rozbawiony. Swoją drogą nieciężko było zauważyć, że tym razem całkowicie zignorował kelnera, który przyniósł im drinki. Widocznie coś innego zaprzątało w tym momencie jego myśli.
"To nie takie proste (...)"
A więc prawdopodobnie chodziło o interesy. Gdy ludzie o jego pozycji wypowiadali podobne zdania z reguły chodziło właśnie o dobrze prosperujący biznes pomiędzy dwoma rodzinami, który dodatkowo próbowali nakręcać mieszając w to własnych potomków. Często wbrew ich woli. Nawet jeśli nie miał absolutnej opcji, nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie znał go na tyle dobrze, by wywnioskować inne teorie.
Mimo to dość mocno dało się dostrzec, że sprawa nie była dla niego przyjemna, a w dodatku nie mógł znaleźć z niej konkretnego sensownego wyjścia, za wyjątkiem spełniania zachcianek innych. Nawet jeśli były niezgodne z jego własnymi potrzebami.
Przełożył ramię przez kanapę, muskając palcami kosmyki jego włosów.
— Jeśli chcesz o tym porozmawiać, służę. A jeśli nie, możesz pamiętać że gdy będziesz miał dość jej towarzystwa, praktycznie zawsze jestem do dyspozycji — powiedział wyginając kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Dopiero przy kolejnej wypowiedzi zabrał rękę i wzruszył ramionami, drapiąc się po policzku.
— Szczerze mówiąc, nie aż tak. Nawet jeśli wiele osób ma problem z przegrywaniem, nie do końca chcę stawiać sobie oczekiwania w dziedzinie, na której zwyczajnie się nie znam. Dużo bardziej zależy mi na spędzaniu czasu w twoim towarzystwie. Jeśli jednak poczujesz się lepiej, gdy będę z tobą rywalizował, mogę rozbudzić te marne resztki ambicji niespełnionego gamera — zażartował wyraźnie rozbawiony. Swoją drogą nieciężko było zauważyć, że tym razem całkowicie zignorował kelnera, który przyniósł im drinki. Widocznie coś innego zaprzątało w tym momencie jego myśli.
Spojrzał od boku na rozmowę, powoli trawiąc jego słowa z tyłu umysłu. Spojrzenie nie pozostawało jednak na długo utkwione w twarzy Jackdawa, zaraz przenosząc się na nieokreślony punkt z boku. W jednej chwili Jonker sprawił wrażenie człowieka wyjątkowo zamyślonego, który musiał zmóc się ze sporym wyborem życiowym. A wszystko było przecież tak proste, jak postawienie kroku przed siebie.
Krzyżując nogi w kostkach, odwrócił z wolna twarz, wspierając tył głowy o miękkie obicie kanapy. Przez myśl przebiegł fakt istnienia przyniesionego napoju, który chwycił zaraz w dłoń, przystawiając słomkę do dolnej wargi. Przed udzieleniem odpowiedzi pozwolił sobie na pociągnięcie drobnego łyka, coby mieć rozeznanie w smaku. Nie pożałował wyboru, czując rozchodzący się po ustach słodkawy posmak. Szkło stuknęło o blat, gdy odstawiał szklankę.
- Wtedy będzie miała problem, do którego z nas się przylepić - zażartował, choć w obecnej chwili bardziej przypominał osobę, którą dobry humor opuścił bezpowrotnie. Potarł w palcach nasadę nosa, odchrząkując zaraz i wyginając usta w uśmiechu, któremu zabrakło jednak tej typowej dla Jonkrewa wesołej nuty.
- Nie w tym rzecz. Byłem ciekaw, co wybierzesz. Dla wielu wizja posiadania życzenia do realizacji i to niemal bez ograniczeń jest zbyt kusząca. Zaskoczyłeś mnie - wzruszył lekko ramionami, stukając spodem kontrolera o udo.
Zaraz po drinkach pojawiła się również pizza. Widać lokal nie chciał pozwolić, by klienci długo czekali na zamówienia. A posiłek wyglądał na najbardziej apetyczny, jak tylko się dało.
Krzyżując nogi w kostkach, odwrócił z wolna twarz, wspierając tył głowy o miękkie obicie kanapy. Przez myśl przebiegł fakt istnienia przyniesionego napoju, który chwycił zaraz w dłoń, przystawiając słomkę do dolnej wargi. Przed udzieleniem odpowiedzi pozwolił sobie na pociągnięcie drobnego łyka, coby mieć rozeznanie w smaku. Nie pożałował wyboru, czując rozchodzący się po ustach słodkawy posmak. Szkło stuknęło o blat, gdy odstawiał szklankę.
- Wtedy będzie miała problem, do którego z nas się przylepić - zażartował, choć w obecnej chwili bardziej przypominał osobę, którą dobry humor opuścił bezpowrotnie. Potarł w palcach nasadę nosa, odchrząkując zaraz i wyginając usta w uśmiechu, któremu zabrakło jednak tej typowej dla Jonkrewa wesołej nuty.
- Nie w tym rzecz. Byłem ciekaw, co wybierzesz. Dla wielu wizja posiadania życzenia do realizacji i to niemal bez ograniczeń jest zbyt kusząca. Zaskoczyłeś mnie - wzruszył lekko ramionami, stukając spodem kontrolera o udo.
Zaraz po drinkach pojawiła się również pizza. Widać lokal nie chciał pozwolić, by klienci długo czekali na zamówienia. A posiłek wyglądał na najbardziej apetyczny, jak tylko się dało.
Lepiło się do niego tyle osób, że jedna więcej nie zrobiłaby mu większej różnicy. Rzecz jasna tak długo jak Sophie miałaby mu do zaoferowania coś więcej poza śliczną buźką, drogą sukienką i lepkimi rękami. Nic dziwnego, że nieszczególnie przejął się podobnym problemem. Mimo to dość prędko zauważył zmianę w zachowaniu Jonkera, co sprawiło że wyprostował się wyraźnie zaalarmowany. Jeśli chłopak będzie niezadowolony, z całego wypadu nici. Nie mógł na to pozwolić.
Mruknął coś pod nosem i przesunął rękę nad jego ramieniem przyciągając go do siebie krótkim ruchem. Przytulił go do swojej klatki piersiowej, wykorzystując drugą rękę, by pogładzić go po twarzy, odsuwając nieznacznie jeden z wpadających na policzek kosmyków.
— Teraz jej tu nie ma. Ty natomiast możesz się do mnie lepić ile chcesz — powiedział rozbawiony, dmuchając chłodnym powietrzem w jego włosy. Oparł brodę na jego głowie w zamyśleniu, mrucząc cicho przy drugiej wypowiedzi.
— Sam nie wiem. Życzenia mają to do siebie, że spełnimy czyjąś zachciankę raz, będą chcieli więcej i więcej. Czasem lepiej nie życzyć sobie niczego — stwierdził w końcu. Wypuścił go ze swoich objęć, dopiero gdy na stole pojawiła się pizza. Momentalnie sięgnął po pudełko z pizzą Jonkera i otworzył je, kładąc mu na kolanach.
— A teraz czas na jedzenie — uniósł kąciki ust w uśmiechu, puszczając mu perskie oko.
Mruknął coś pod nosem i przesunął rękę nad jego ramieniem przyciągając go do siebie krótkim ruchem. Przytulił go do swojej klatki piersiowej, wykorzystując drugą rękę, by pogładzić go po twarzy, odsuwając nieznacznie jeden z wpadających na policzek kosmyków.
— Teraz jej tu nie ma. Ty natomiast możesz się do mnie lepić ile chcesz — powiedział rozbawiony, dmuchając chłodnym powietrzem w jego włosy. Oparł brodę na jego głowie w zamyśleniu, mrucząc cicho przy drugiej wypowiedzi.
— Sam nie wiem. Życzenia mają to do siebie, że spełnimy czyjąś zachciankę raz, będą chcieli więcej i więcej. Czasem lepiej nie życzyć sobie niczego — stwierdził w końcu. Wypuścił go ze swoich objęć, dopiero gdy na stole pojawiła się pizza. Momentalnie sięgnął po pudełko z pizzą Jonkera i otworzył je, kładąc mu na kolanach.
— A teraz czas na jedzenie — uniósł kąciki ust w uśmiechu, puszczając mu perskie oko.
Sam Clawerich nie był pewien, co Sophie zaoferowałaby Callahanowi. Z drugiej strony był ciekaw, jak zareagowałaby, mając do towarzystwa ich dwójkę. Zapisał gdzieś w odmętach pamięci, by doprowadzić do podobnej konfrontacji. Wtedy przynajmniej być może zyskałby dobry powód przed ojcem, by raz na zawsze odciąć się od tej upierdliwej dziewuchy.
Tok myśli przerwał nagły i zdecydowanie niespodziewany gest. Mimo iż dość często obaj pozwalali sobie na kontakt fizyczny, Jonker wciąż nie był do nich do końca przyzwyczajony. Zwłaszcza takich, które miały wpłynąć na jego samopoczucie. Dlatego właśnie rozwarł szeroko oczy, chwilowo zamierając w bezruchu i wpatrując się z niezrozumieniem w ciemną koszulkę Callahana. Dopiero po dłuższej chwili odetchnął, wypuszczając z płuc wstrzymywane tam powietrze. Przymknął też z wolna powieki, wtulając twarz w pierś Northa i chwytając w palce materiał jego ubrania. Tak zdecydowanie było lepiej.
- Uważaj, jakimi pozwoleniami rzucasz, bo jeszcze kiedyś zaczniesz żałować - parsknął śmiechem, tym razem całkowicie szczerym. Usiadł wygodniej, dochodząc przy tym do wniosku, że najchętniej nie zmieniałby tej pozycji przez następną godzinę.
- Huh? Masz całkiem urocze przekonania, nie spodziewałbym się - wypuszczony z objęć odsunął się posłusznie, opierając znów o kanapę. Tym razem siedział jednak znacznie bliżej Callahana. Drgnął lekko, gdy pudełko wylądowało mu na kolanach.
- Tak jest, mamo. Choć po cichu liczyłem, że będziesz na tyle głodny, by zająć się i moją porcją. Najwyraźniej jednak tym razem nie uda mi się wywinąć - fuknął, choć przebrzmiewało w tym zbyt dużo rozbawienia, by mógł zostać wzięty poważnie. Chwycił pierwszy kawałek pizzy, gryząc jej końcówkę. Musiał przyznać Rose, że pizzę robili pierwszorzędną.
- Wieczór był naprawdę udany, dzięki za wyrwanie z domu - uśmiechnął się wesoło, odbierając rachunek od Rose. Skrawek papieru wylądował w koszu zaraz po dokonaniu zapłaty. Skinął kobiecie głową, następnie wychodząc przed lokal. Dopiero wtedy pozwolił sobie na krok zbliżenia w kierunku Callahana. Stanął na palcach i sięgnął ustami jego policzka, składając nań dość niewinny pocałunek, w zasadzie bardziej zakrawający o muśnięcie. Kto by się spodziewał.
- Do następnego - machnął jeszcze ręką, wsiadając do czekającego samochodu z szoferem ojca.
z/t
Tok myśli przerwał nagły i zdecydowanie niespodziewany gest. Mimo iż dość często obaj pozwalali sobie na kontakt fizyczny, Jonker wciąż nie był do nich do końca przyzwyczajony. Zwłaszcza takich, które miały wpłynąć na jego samopoczucie. Dlatego właśnie rozwarł szeroko oczy, chwilowo zamierając w bezruchu i wpatrując się z niezrozumieniem w ciemną koszulkę Callahana. Dopiero po dłuższej chwili odetchnął, wypuszczając z płuc wstrzymywane tam powietrze. Przymknął też z wolna powieki, wtulając twarz w pierś Northa i chwytając w palce materiał jego ubrania. Tak zdecydowanie było lepiej.
- Uważaj, jakimi pozwoleniami rzucasz, bo jeszcze kiedyś zaczniesz żałować - parsknął śmiechem, tym razem całkowicie szczerym. Usiadł wygodniej, dochodząc przy tym do wniosku, że najchętniej nie zmieniałby tej pozycji przez następną godzinę.
- Huh? Masz całkiem urocze przekonania, nie spodziewałbym się - wypuszczony z objęć odsunął się posłusznie, opierając znów o kanapę. Tym razem siedział jednak znacznie bliżej Callahana. Drgnął lekko, gdy pudełko wylądowało mu na kolanach.
- Tak jest, mamo. Choć po cichu liczyłem, że będziesz na tyle głodny, by zająć się i moją porcją. Najwyraźniej jednak tym razem nie uda mi się wywinąć - fuknął, choć przebrzmiewało w tym zbyt dużo rozbawienia, by mógł zostać wzięty poważnie. Chwycił pierwszy kawałek pizzy, gryząc jej końcówkę. Musiał przyznać Rose, że pizzę robili pierwszorzędną.
---
- Wieczór był naprawdę udany, dzięki za wyrwanie z domu - uśmiechnął się wesoło, odbierając rachunek od Rose. Skrawek papieru wylądował w koszu zaraz po dokonaniu zapłaty. Skinął kobiecie głową, następnie wychodząc przed lokal. Dopiero wtedy pozwolił sobie na krok zbliżenia w kierunku Callahana. Stanął na palcach i sięgnął ustami jego policzka, składając nań dość niewinny pocałunek, w zasadzie bardziej zakrawający o muśnięcie. Kto by się spodziewał.
- Do następnego - machnął jeszcze ręką, wsiadając do czekającego samochodu z szoferem ojca.
z/t
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach