Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :

No dalej, dalej. Chodź za mną — renifer machał zachęcająco kopytem. Ciężko było jednak nie powstrzymać niedowierzania.
A-ale... jak to? Do kominka?
Zaufaj mi. Jeśli tego nie zrobisz, jak chcesz uratować święta? Mikołaj zawsze ufa swoim reniferom! — wyraźne niezadowolenie w głosie zwierzęcia przemieszane z wyraźnym rozżaleniem, z jakiegoś powodu wydawało się niesamowicie poruszające. Głośne westchnięcie, dwa kroki wprzód... ogień pochłonął całą sylwetkę. Początkowy szok, skończył się zduszonym okrzykiem, a zaraz potem wszystko spowił cień.
Mówiłem ci, zaufanie to podstawa.

***

Głos renifera był ostatnią rzeczą, jaką pamiętał każdy z was. Obudziliście się wszyscy w dokładnie tym samym momencie, dysząc ciężko, zupełnie jak po jednym z koszmarów, w których próbujesz uciec przed stadem zombie, ale twoje nogi odmawiają posłuszeństwa. Lecz tym razem nie było żadnych zombie. Pamiętaliście jedynie ten dziwaczny sen. Dokładnie taki sam. Nieudane święta w rodzinnym gronie, niespodziewany gość, który zaczął mówić coś o Świętym Mikołaju. Na koniec wejście do kominka i ciemność.
Po rozejrzeniu się dookoła nie widzicie niczego specjalnego. Znajdujecie się w jakiejś przytulnej, drewnianej chacie. Ogień przyjemnie trzaska w kominku, dzięki czemu mimo że macie świadomość iż jest środek zimy - o czym doskonale świadczy choćby i leżący na oknie śnieg - jest wam ciepło i przyjemnie. Właściwie wszystko to wydawałoby się całkiem normalne...
Gdyby nie fakt, że znajdowaliście się w miejscu, którego nie znacie.
W otoczeniu ludzi, których pierwszy raz widzicie na oczy.
Nie macie przy sobie żadnych rzeczy osobistych.
I gdzie był ten cholerny, gadający renifer!?

_______________________
Termin: 29 grudnia, g. 23.59
Misja: Super trudna. Mimo że znajdujecie się w innej rzeczywistości zachowujecie swoje historie, wyglądy, miana i charaktery, ALE kompletnie się nie znacie, więc próbujecie się dowiedzieć gdzie właściwie jesteście, kim są wasi współtowarzysze i co tutaj robicie. Możecie nawet opisać jak spędzaliście święta przed przybyciem do krainy - przykładowo jeśli wasza postać spędza je sama, a nagle w opisie było coś o rodzinnych świętach, możecie zaznaczyć, że elementy snu były nienaturalne, bo przecież zwykle tego nie robicie "a jednak wszystko wydawało się takie realne". Po reniferze póki co ani śladu, ale możecie próbować go wypatrywać.

Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Kurogane nie wiedział czy się cieszyć, że nie będzie trzeba jakichś pieniędzy wydawać na ekwipunek, czy być smutnym na brak możliwości szybkiego zwiększenia ich siły. Z drugiej strony takie zastanawianie się nie miało najmniejszego sensu, więc zignorował większość swoich myśli.
Ryu nie ingerował jakoś w następne rozmowy. Może dlatego, że nie miał nic do dodania. Lub po prostu go jakoś nie dotyczyły tak bardzo. Albo miał lenia. Tak też się zdarzało.
Zachowanie kościotrupa tak naprawdę nie przeszkadzało mu w najmniejszym stopniu. Był już przyzwyczajony do takich dziwaków, co w sumie było trochę smutne. Niestety, nie można było posiadać wyłącznie tego co się chce. Zbyt dobrze by było w takim wypadku. Zaśmiał się lekko na zachowanie jego towarzyszy, które można było prawie że nazwać dziecinne. Wolał jednak swoich myśli nie wymawiać. Jeszcze by kogoś uraził i co wtedy.
-Nad czym tu się zastanawiać? Pokonujemy ją bez zabijania, próbujemy przemówić do rozsądku lub zmanipulować, a jak nie wyjdzie to do piwnicy. Brzmi prosto. - powiedział włączając się do ich średnio poważnego problemu. W końcu tysiące dziennie umierały. Jedna osoba w tą czy w tą to nie była taka wielka różnica. Chociaż najlepiej tego uniknąć.
-W sumie to można też spróbować przed pobiciem przekonać ją. - dodał wzruszając ramionami i podchodząc do lisicy szukającej tropu. -Hej. Jak daleko jest ten wilczur od nas?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Mieli plan! Mieli drużynę! Czego było chcieć jeszcze? Może kilku stopni wyżej na termometrze, ale cóż! Widocznie wszystkiego mieć nie mogli, a to co mieli... to nawet sporo.
- Myślę, że jeśli chcecie kogokolwiek śledzić... to musielibyśmy podzielić się na mniejsze grupki... wątpię byśmy mogli przejść niezauważeni nawet przez tłum ludzi...osób...istot. - Uśmiechnął się delikatnie, mając za plecami niedźwiedzi oddział. Wkrótce padł rozkaz do wymarszu, znów w śnieg... ale jakoś teraz... z ogonkiem i uszkami nie wydawało mu się to takie straszne. Fakt, dodatkowe elementy nie wydawały się dawać jakoś szczególnie dużo ciepła, ale to zawsze motywowało, chociaż może nie chciał wyjść na mięczaka przy reszcie? Nieważne! Motywacje są różne, ale to nie z nich będą rozliczać, a z wyniku. Dlatego też raźnym krokiem podążył za Rudolfem i Patrykiem. Gestem zwołując niedźwiedzie, które w miarę równym szeregu ruszyli za nimi... Słysząc negatywne reakcje na żarty Jack'a uśmiechnął się i wykrzyknął:
- Nie bądźcie tak ŚMIERTELNIE poważni! - i zaśmiał się, to również pozwalało mu zapomnieć o zimnie.
Zrównał się z przywódcą miśków i na szybko omówił z nim formację w jakiej powinni dalej maszerować. Uznając, że to miśki są największą siłą oraz znają okoliczne zagrożenia dużo lepiej... mogą szybciej reagować. Dlatego zostali rozstawieni po bokach kolumny, którą się poruszali, a Cyrille trzymał się z przywódcą zaraz na końcu.
- Nie ma co się martwić co zrobimy z Królową... najpierw ją znajdźmy... - powiedział spokojnie łapiąc za rękojeść miecza, delikatnie wysuwając go z pochwy sprawdzając czy aby nie przymarzł.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Kłapanie szczęką Jacka ustało jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Haha różdzki, łapiecie? I całe szczęście, bo wyglądało na to, że większość zdecydowanie zaczynała tracić cierpliwość względem roześmianego szkieletu.
"Hej jak daleko jest ten wilczur od nas?"
Powinien być dość blisko, jego zapach jest dość wyraźny...
"(...) opcja z piwnicą albo czymś w tym stylu byłaby najlepsza."
Widzisz? Dziewczyna zna się na rzeczy! — Krasnolud uderzył Rudolfa w jedną z przednich nóg, na tyle mocno, by ta ugięła się pod nieszczęsnym reniferem. Zarył pyskiem w jedną z dużych zasp, przez chwilę tkwiąc w miejscu z wypiętym ku górze zadem, nim wygrzebał się powoli z mordem w oczach, nadal leżąc na ziemi.
Paaaaaatrrrrrrrrrykuuuu....
Woops.
Znalazłam! — lisica zatrzymała się gwałtownie zwracając nosem w stronę zada renifera, węsząc przy nim przez chwilę.
Hej panienko...
Rudi, od kiedy ty masz białą kitę?
Jack wydał z siebie kilka nieartykułowanych dźwięków machając dłonią w stronę śniegu. Na tyle mocno, by dłoń odpadła mu z nieprzyjemnym stukotem, uderzając Rudolfa w zad. Ten poderwał się do góry i wystrzelił kilka kroków w przód niczym spłoszony koń. Dłoń opadła na śnieżnobiałe futro, gdy w końcu ich oczom ukazał się... wilk.
Biały wilk.
Nawalony w trzy dupy wilk.
Chto proiskhodit? Vy sudebnyy pristav? Ne prinimayte menya k televizoru... — bezsensowne mamrotanie przerywane od czasu do czasu czkawką, zmusiło lisicę do cofnięcia się w tył i położenia po sobie uszu. Jack podszedł i złapał swoją dłoń, wsadzając ją na miejsce.
A gdzije ty mji tu z łapami tovarishch? — zabełkotał futrzak, siadając w końcu w miarę prosto. Właściwie to był równie prosty co wieża w Pizie.
Mfmmfmfmfm — szkielet pomachał ręką na swoją szczękę, wyraźnie chcąc odzyskać głos. Rudolf wrócił w końcu pomiędzy nich, podrygując nieznacznie, gdy tylko skupiał wzrok na wilku.
Myślicie, że powie nam po dobroci czy od razu go dubeltówką w łeb? — widocznie pozostawiał wam decyzję, jak dogadacie się z wilkiem.
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Mimo że Truskawkę przed chłodem ochraniało grube ubranie i tłuszcz, nadal było jej zimno.
Szybko się męczyła. Nie przywykła do takiego wysiłku. Ona w ogóle kiedykolwiek uprawiała jakiś sport, nie licząc dwóch czy trzech wypraw rowerem? No właśnie. Nogi powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Cała się trzęsła, a powieki zaczęły jej ciążyć. Nagle zapragnęła, by znaleźć się z powrotem przy ciepłym kominku w towarzystwie wujostwa.
Uśmiechnęła się na wieść o tym, że są już blisko. Tak niewiele brakuje... Musi tam dotrzeć.
Stała z rozdziawioną buzią, patrząc, jak renifer zostaje uderzony w zad. To... forma sympatii... chyba?
Obserwowała zaskoczona, co się działo. Sprawy przybrały dosyć nieoczekiwany bieg.
Wilk okazał się być na wyciągnięcie ręki, ale nie wydawał się skory do jakiejkolwiek współpracy. Wątpliwe, czy dałby radę nawet trafić w pojedynkę do domu!
Pokręciła głową, wzdychając.
- Mówi po rosyjsku, przydałby nam się jakiś tłumacz.
Rozpoznała język, właściwie tylko dlatego, że kiedyś spotkała siostrę zakonną, która dużo podróżowała po Rosji. Niestety, umieć szprychać po rosyjsku to dziewczyna nie umiała. Nikt jej nigdy tego nie nauczył. Haftowania, modlenia się - tak. Języków obcych - nie.
Może faktycznie lepiej mu pogrozić? Choć i tak pijany na nic im się nie zda. Z drugiej strony miałaby wyrzuty sumienia, gdyby go bezceremonialnie zamordowali - nic im w końcu nie zrobił.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Nareszcie padła informacja, że są blisko celu, czy chociażby jakiegoś checkpointa, który poprowadzi ich dalej. Sigrunn spodziewała się jakiegoś bossa, z którego ciężko będzie wyciągnąć cokolwiek inaczej, niż siłą. Wielkiego wilczura w ciężkiej zbroi i z wielkim toporem lub czegoś równie majestatycznego i groźnego.
Tymczasem co dostali? Okropną karykaturę tego, co mogli nazywać strażnikiem Czarownicy, przypominającą tego wilka ze starej, radzieckiej bajki... Nawet był pijany i mówił w języku, który chyba każdy człowiek kojarzył chociażby z głupich filmików krążących po internecie lub z gier, gdzie młode osobniki rosyjskiego gatunku klną jak stary marynarz po opróżnieniu ostatniej butelki bimbru. Aż chciało się w tym momencie rzucić wszystko i zakrzyczeć "cyka blyat!", bo kto pośrodku tego lodowego niczego miał zrozumieć, a co dopiero dogadać się z ruskim? A nawet jeśli już ktoś był taki utalentowany, to wciąż pozostawała kwestia tego, czy pijus w jakikolwiek sposób im pomoże, skoro nie był w stanie nawet podnieść się z zaspy.
- Yup. Szkoda, że na jebanym biegunie północnym prawdopodobnie nie ma żadnych tłumaczy ruskiego - warknęła w odpowiedzi na słowa dziewczyny, która póki co tylko mdlała i zachowywała się jak bohaterka chińskich bajek. Zaraz po tym Sig przykucnęła przed pijanym wilkiem i spojrzała na niego z taką złością, jakby od tego nagle miał wytrzeźwieć i nauczyć się angielskiego.
- Ni panimaju. Gadasz po angielsku czy nie? - rzuciła krótko, chociaż wiedziała, że równie dobrze mogłaby mówić do ściany. Wilk zapewne ani nie zrozumie, ani nie odpowie logicznie, bo przecież był pieprzonym pijanym ruskiem, a z nimi nie idzie się dogadać. Dlaczego akurat rosyjski?! Czy Mikołaj nie był z Laponii? Nawet po fińsku byłoby łatwiej... Albo i nie. Przeklęta wyprawa. Oby na końcu dostawali jakieś pieniądze czy inne fajne rzeczy w ramach rekompensaty za stracony czas i zszargane nerwy.
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Pocieszający był fakt, że osoba na która polowali była blisko. W końcu komu by się chciało chodzić w taką pogodę. Domek, koc i ciepłe kakao brzmiało jak coś na ten klimat. A tymczasem dostali prawdopodobnie epicką przygodę pełną magii, mieczy i sandałów. I dziwnych nielogicznych zdarzeń. Cudnie.
Zastopował swoje rozmyślenia i zaczął oglądać teatrzyk jaki odstawiali Rudolf i Patryk. Z jakiegoś powodu nawet go to nie dziwiło. Ta dwójka nie była normalna. Albo to po prostu Ryu był nienormalny. Trudno powiedzieć. I to, i to było bardzo możliwe. Był zmieszany, kiedy lisica nagle zaczęła obwąchiwać zad renifera. Powoli zaczynał myśleć, że w tych rejonach to jest nawet normalne. W końcu on nie stąd. Parę następnych chwil stało się w zbyt szybki tempie, żeby właściwie ogarnąć co się stało. Plus był taki, że znaleźli wilka. W 100% trzeźwego wilka. Skądże, zbyt wielkie wtedy szczęście by mieli. Widząc jak ich kościany towarzysz macha ręką na swoją szczękę, zastanawiał się co zrobić. W końcu zaświeciła mu się żaróweczka nad głową i skoncentrował gorący wiatr na szczęce Jacka, w celu stopienia tego badziewnego lodu za 6 groszy.
-Umiesz rosyjski? - zapytał się od razu kiedy uwolnił go z uwięzi. Wiele by to ułatwiało, a był on w końcu podróżnikiem. Raczej znałby ten język. A przynajmniej taką miał Kurogane nadzieję.
-Tak by the way, ja bym mu przywalił parę razy żeby otrzeźwiał. No chyba że nasz nadworny czarodziej wypali w nim alkohol. To by było dopiero ciekawe. - powiedział pod koniec wskazując na jedynego maga który się tu znajdował poza nim. Wątpił, żeby takie coś było możliwe, ale kto wie. Może jednak im się poszczęści.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Współpracuj z nami, to zostawimy telewizor, a może nawet dostaniesz coś miłego w nagrodę – płynnie przeszedł na rosyjski ignorując komentarze o tłumaczach. Szczęśliwy traf, Francis był w połowie Ukraińcem, a rosyjskim władał bardzo dobrze.
Wcześniej, gdy tylko zachowanie towarzyszy zasugerowało, że zaraz może coś się stać, przygotował kostur i już wpół świadomie zaczynał szykować czar, co objawiało się migotaniem maleńkich ogników wokół jego dłoni. – Pyta, czy jesteśmy komornikiem i żebyśmy nie zabierali telewizora – dodał szybko, orientując się, że jego dzielni znajomi chyba nie zrozumieli. – Co mówić? – Lekko zmarszczył brwi i rozejrzał się. – I lepiej nie tracić czujności... kto wie, co jeszcze się tu czai pod śniegiem, to może być zasadzka.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Cyrille maszerował dzielnie razem z dowódcą miśków. Może to przez obecność nowo zgarniętego oddziału, a może przez niedźwiedzie aspekty nie było mu w końcu tak zimno. Chyba, że było, ale przestał mieć już czucie. Ze spokojem zerknął na Rudolfa, a raczej jak się okazało jego zad. Westchnął cicho i rozglądał się uważnie, mimo iż mieli ze sobą łowcę, to w tej ośnieżonej krainie nie mogli spuścić gardy nawet na chwilę. Jedna chwila wytchnienia i... nie żyjesz. Nie chciał umrzeć, miał plany. Wielkie plany.
- Rozsuńcie się trochę, nie otaczajcie go, bo nie wiadomo co mu się pomyśli... - zaczął się rozglądać, ustawiając miśki nieco bliżej siebie. Nie jeden by spanikował widząc w około siebie taką bandę, a nie chciał wszczynać niepotrzebnej bójki. Sam podszedł nieco bliżej by słyszeć dokładnie co się dzieje, dalej co chwilę rozglądając się dookoła. Nie podobało mu się siedzenie tutaj w tej temperaturze, zaczął pocierać dłonie, by choć trochę się ogrzać. Nie mógł w końcu dzierżyć miecza ze sztywnymi palcami. To niekomfortowe.

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Wilk spojrzał szeroko otwartymi oczami na Francisa, mamrocząc coś niewyraźnie. Podniósł się w końcu chwiejnym krokiem, patrząc ponurym wzrokiem na Sigrunn.
Ne ponimayu, ne ponimayu. Ty ishchesh' ved'mu? Glupaya suka. Ona ostavila menya v kholode — otrzepał futro ze śniegu, patrząc na resztę towarzystwa.
Ved'mu. Ved'mu — powtórzył dwukrotnie, wyraźnie wytężając umysł — Wiedma. Szukać? Vse szukać wiedma. Glupaya suka — zawarczał chwiejąc sie na boki i raz jeszcze potrzepał łbem, wyraźnie próbując wytrzeźwieć.
Szkielet Jack nadal skakał w miejscu machając kościstymi łapami, byle zwrócić na siebie uwagę, co jak widać nie spodobało się waszemu nowemu koledze.
Chto ty, blyad', delayesh'? Fitness? — pizgnął kościotrupa łapą w bok, patrząc jak kości dosłownie... rozpadają się na wszystkie strony.
Oj.
Bezużyteczny gnojarz — Patryk pochylił się wyraźnie poirytowany nad kościotrupem, układając go w odpowiedni sposób. Powiedzmy. W tym momencie Jack miał ręce zamiast nóg, nogi zamiast rąk i głowę w kroczu. Ku wielkiej uciesze Patryka, który ryknął rubasznym śmiechem, wraz z wilkiem. Nie minęła sekunda, gdy obaj obejmowali się, cały czas rycząc na cały głos.
No bardzo zabawne, boki zrywać — rzucił zrezygnowany Rudolf. I... zaraz gdzie się podziała lisica? — Zaprowadź nas. Do wiedźmy.
Szto?
Na migi, kumplu. Na migi — Patryk klepnął Wilka w pysk, by zwrócić na siebie jego uwagę.
My — zatoczył koło ręką pokazując wszystkich wokół — idziemy, idi — zademonstrował dwoma palcami ruch chodzenia na swojej dłoni — do Ved'mu. Wiedźmy.
Wilk wpatrywał się w niego nieco tępo.
Idziemy?
No oczywiście, przecież to imbecyl. IDZIEMY — tym razem użył do demonstracji chodu czterech palców.
OOOOOO IDTI. Khochesh' poyti k ved'me? Da, da, da.
Dogadali się. Chyba. Wilk machnął na was łapą i ruszył przed siebie chwiejnym krokiem. Rudolf spojrzał niepewnie na resztę grupy, zatrzymując wzrok na Francisie.
Zwróć mu proszę głos — poprosił uprzejmie wskazując kopytem na poprzestawianego Jacka, nim ruszył za Wilkiem. Bo co mieli do stracenia?
Przeszli ledwie pięćdziesiąt metrów, gdy nagle cały śnieg zniknął odsłaniając dziurę w ziemi. No, może nie do końca dziurę. Z reguły dziury nie miały zębów. I z pewnością nie wydawały z siebie odgłosów żarłocznego mlaskania.
Hop, hop! — krzyknął Wilk i skoczył w dół. Tyle było po nim widu i słychu.
No i przewodnik kaput.
Chyba chciał żebyśmy wskoczyli za nim.

EVENT ŚWIĄTECZNY - WYPRAWA DO KRAINY ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA - Page 6 Paszczapn_aqphqns
Wskoczycie czy poszukacie innej drogi?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Cyrille zerkał niepewnie na rozmawiających z wilkiem. Nie do końca rozumiał co tam się działo, może to za sprawą języka, którego używali, a może nagłym zwrotom akcji. Jack się rozleciał, a Patryk ruszył mu z pomocą. To było nieco zaskakujące, zważywszy na fakt, że Patryk nie przejawiał za dużej sympatii jeśli chodzi o Jacka. Więc jednak potrafił pomóc swojemu towarzyszowi!....
Parsknął cicho widząc jak Jack zostaje poskładany, ale jednak nie w sposób, w który by sobie wymarzył. CÓŻ! BYWA!
Wyglądało, że kilkoma migami, liściem i kilkukrotnym powtórzeniem zdania dało się dogadać z wilkiem. Zdobyli nowego przewodnika, co było dziwne... no może po prostu nie rozumiał całej sytuacji, ale... co stało się z ich starym przewodnikiem? Momentalnie sięgnął po rękojeść miecza i zerknął na Misiowego Szefa.
- Widziałeś lisice? - zaczął się rozglądać, patrząc też po reszcie misiowej kompanii. W końcu nie mogła zniknąć od tak, ktoś musiał ją widzieć! - A gdzie nasz stary przewodnik? - tutaj rzucił do reszty kompanii. Jeśli Lisica po prostu gdzieś się schowała i wyjdzie z ukrycia, to ruszy za nimi. Reszta decyzji zostawia drużynie. Idziemy dalej czy szukamy lisicy.

Widząc jak wilk wskakuje w ... coś co wyglądało na przełyk wielgachnej bestii, zatrzymał się i niepewnie spojrzał na resztę. To nie wyglądało na zbyt zachęcająco mimo wszystko, to wyglądało dziwnie znajomo, nie wiedział gdzie to już widział, ale widział na pewno! Nachylił się nad paszczą i zerknął w dół, wyziew był równie zniechęcający jak wygląd. Następnie spojrzał na Patryka, Rudolfa i misiową kompanie, uśmiechnął się po czym wskoczył.
Świst wiatru na tej lodowej pustyni prawie zagłuszał jego niknący krzyk.
- Za mną!
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Kurogane w ciszy oglądał co tu się właściwie odwala. Znaleźli pijanego wilka gadającego po rusku. Kto by się spodziewał, że takich sługusów ma kobieta Mikołaja. Chociaż wydawało mu się, iż wilczur niezbyt przychylnie o niej gada. Tyle dowiedział się z próby wyczytania emocji w jego głosie. Resztę ich drugi czarodziej musiałby wyjaśnić. Rudolf i Patryk coś tam próbowali jakoś się dogadać z pijakiem. O dziwo nawet im to wychodziło, bynajmniej według Ryu. Jako że szansa iż przydałby się w tym momencie jest bliska zeru, rozejrzał się za lisicą. Gdzie ją wcięło? Raczej się nie przestraszyła byle wilczka. A może wyczuła jakiś inny trop. Lub swoją siostrę i pobiegał od razu. W sumie to mogła też zwiać, zmieniając zdanie co do swojego bezpieczeństwa. Kiedy zauważył, jak ich nowy przewodnik wskakuje w... coś nieprzyjemnie wyglądającego od razu pokręcił głową na boki.
-Naprawdę chcemy tam iść? Nie wydaje mi się... - przerwał widząc swojego towarzysza lecącego w paszczę... tego czegoś. Westchnął w prawdziwym życiu i zakręcił parę razy swoją magiczną laską. Nie wiedział czy to zadziała, ale z końca kija wypuścił trąbę powietrzną w stronę idiotycznego towarzysza i zawrócił jej kierunkiem, tak żeby wojownik wylądował gdzieś za ich grupą. -Jak mówiłem, nie wydaje mi się by to było mądre. Wypadałoby się pierw naradzić. - spojrzał konkretnie na kogoś, kto mógł być potencjalnym samobójcom. Nie ma tak łatwo. Oczywiście, jeśli faktycznie udało by mu się go zgarnąć. Kto tam wie, jak działał ten świat.
-Uwierzenie pijanemu wilkowi, nawet nie do końca go rozumiejąc nie wydaje się być mądre. Równie dobrze mógł nie wiedzieć co właściwie robi, albo to jakiś podstęp. Powiedziałbym, że powinniśmy znaleźć tą lisicę która gdzieś nam zniknęła. Jeśli faktycznie to jest jakieś przejście, to powinna wyczuć większą ilość zapachów z tego miejsca. Przykładowo swojej siostry lub licznej ilości trupów, jeśli to... coś jest szkodliwe. Wtedy byśmy wiedzieli czy to dobry lub zły kierunek. - powiedział swoje zdanie Kurogane. Co oni zrobią nie zależało już od niego. W końcu to decyzja grupy, a nie pojedynczej jednostki.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Wilk zniknął w portalu w ułamku sekundy. Reszta stała jak słup soli, wpatrując się pusto przed siebie. Czyżby to miał być koniec? Wszyscy byli zbyt przerażeni, by poruszyć choćby pojedynczym  palcem. Tylko Cyrille wpadł na to, by podążyć za nim. Niestety nawet jego wyraźny pokaz odwagi nie był w stanie uratować całej wyprawy. Ryu z pomocą swojej magii zawrócił dzielnego blond chłopaka ze środka portalu. Który nie był chyba zbyt zadowolony z podobnego obrotu sprawy.
Wściekły wrzask o wyjątkowo wysokiej częstotliwości przetoczył się przez całą krainę, zmuszając was do zatkania uszu. To zdecydowanie nie była dobra decyzja ze strony Kurogane. Macki wydarły się z samego środka paszczy chwytając was w pasie. Niezbyt delikatnie. Nic dziwnego, że ostre kolce, którymi były przyozdobione momentalnie wbiły się w wasze ciało, nie tylko rozrywając skórę i mięśnie. Wasze narządy krwawiły, wyraźnie protestując na tę nagłą przymusową penetrację. Gdzieś z głębi portalu dało się słyszeć wesołą muzyczkę Jingle Bells, idealnie zgrywającą sie z waszymi mrożącymi krew w żyłach wrzaskami, gdy macki miotały wami na prawo i lewo, uderzając dodatkowo o ostre kościste wypustki. Cichliście jeden po drugim. W końcu, gdy na biegunie ponownie zapadła cisza, a wasze ciała zniknęły w czarnej otchłani, do której wcześniej mieliście skoczyć, Patryk przeklął pod nosem, krzywiąc się z niezadowoleniem.
Chuj ze smalcem.
Nie obchodzą mnie twoje fantazje, Patryku — powiedział niezadowolony Rudolf, kręcąc łbem — No i musimy szukać nowej grupy.
Na to wygląda. Te, Jack.
Tak, mój mały blond przyjacielu?
Poinformuj wszystkich, że Świąt w tym roku nie będzie.
Jak jeden mąż, wszyscy odwrócili się od portalu, wyraźnie kierując się z powrotem do miasteczka.

EVENT ŚWIĄTECZNY - WYPRAWA DO KRAINY ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA - Page 6 Tumblr_mrbi9z26yd1rsoiqwo1_500


________________________________

Nie ma już niestety sensu, ani dłużej czekać na innych, ani tego prowadzić. Spotkamy się na evencie letnim.

Wynagrodzenie:
Lucas: 0PU
Frey: 0PU
Alan: 1PU
Truskawka: 2PU
Elisabeth: 3PU
Koss: 5PU
Francis: 6PU
Sigrunn: 6PU
Cyrille: 8PU
Ryu: 8PU

DODATKOWO:
- Ryu otrzymuje umiejętność Perswazji z poziomu S.
- Cyrille otrzymuje umiejętność Wytrzymałość z poziomu S.

Umiejętności od razu dopiszę wam do tematów.
PU odbieracie tutaj.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach