Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :

No dalej, dalej. Chodź za mną — renifer machał zachęcająco kopytem. Ciężko było jednak nie powstrzymać niedowierzania.
A-ale... jak to? Do kominka?
Zaufaj mi. Jeśli tego nie zrobisz, jak chcesz uratować święta? Mikołaj zawsze ufa swoim reniferom! — wyraźne niezadowolenie w głosie zwierzęcia przemieszane z wyraźnym rozżaleniem, z jakiegoś powodu wydawało się niesamowicie poruszające. Głośne westchnięcie, dwa kroki wprzód... ogień pochłonął całą sylwetkę. Początkowy szok, skończył się zduszonym okrzykiem, a zaraz potem wszystko spowił cień.
Mówiłem ci, zaufanie to podstawa.

***

Głos renifera był ostatnią rzeczą, jaką pamiętał każdy z was. Obudziliście się wszyscy w dokładnie tym samym momencie, dysząc ciężko, zupełnie jak po jednym z koszmarów, w których próbujesz uciec przed stadem zombie, ale twoje nogi odmawiają posłuszeństwa. Lecz tym razem nie było żadnych zombie. Pamiętaliście jedynie ten dziwaczny sen. Dokładnie taki sam. Nieudane święta w rodzinnym gronie, niespodziewany gość, który zaczął mówić coś o Świętym Mikołaju. Na koniec wejście do kominka i ciemność.
Po rozejrzeniu się dookoła nie widzicie niczego specjalnego. Znajdujecie się w jakiejś przytulnej, drewnianej chacie. Ogień przyjemnie trzaska w kominku, dzięki czemu mimo że macie świadomość iż jest środek zimy - o czym doskonale świadczy choćby i leżący na oknie śnieg - jest wam ciepło i przyjemnie. Właściwie wszystko to wydawałoby się całkiem normalne...
Gdyby nie fakt, że znajdowaliście się w miejscu, którego nie znacie.
W otoczeniu ludzi, których pierwszy raz widzicie na oczy.
Nie macie przy sobie żadnych rzeczy osobistych.
I gdzie był ten cholerny, gadający renifer!?

_______________________
Termin: 29 grudnia, g. 23.59
Misja: Super trudna. Mimo że znajdujecie się w innej rzeczywistości zachowujecie swoje historie, wyglądy, miana i charaktery, ALE kompletnie się nie znacie, więc próbujecie się dowiedzieć gdzie właściwie jesteście, kim są wasi współtowarzysze i co tutaj robicie. Możecie nawet opisać jak spędzaliście święta przed przybyciem do krainy - przykładowo jeśli wasza postać spędza je sama, a nagle w opisie było coś o rodzinnych świętach, możecie zaznaczyć, że elementy snu były nienaturalne, bo przecież zwykle tego nie robicie "a jednak wszystko wydawało się takie realne". Po reniferze póki co ani śladu, ale możecie próbować go wypatrywać.

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
{ Truskawka }

Kościotrup stał patrząc z wyraźnym zdziwieniem na podchodzącą do niego dziewczynę. W końcu zaklekotał kośćmi, wyraźnie się śmiejąc, gdy uniósł swoją kościstą dłoń, kręcąc na boki czaszką.
Skarbie, chyba nie spociłaś się tak ze strachu na mój widok? Nie ma się czego bać, jestem tylko kupą kości na chodzie — puściłby jej zapewne oczko, gdyby nie fakt, że miał jedynie puste oczodoły. Chyba zdał sobie sprawę z tego, że nie wygląda zbyt przyjaźnie, gdy zaraz wyciągnął marker i dorysował sobie czarny uśmiech na twarzy.
Proszę. Widzisz? — zaprezentował jej się ze wszystkich stron.

{ Sigrunn, Truskawka, Ryu }

Barman pokręcił głową na boki.
Pokłócili się niby. Zazdrosna z niej o uwagę baba, się wie. Ponoć jak zwykle poszło o święta — wzruszył masywnymi rękami, kierując spojrzenie na kościotrupa. Jego twarz wykrzywiło coś na wzór krzywego uśmiechu
Jack, druchu.
Kogo moje oczodoły nie widzą!
Zabawany jak zawsze. Mam nadzieję, że twoje poczucie humoru nie sięga twojego konta bankowego.
Haha tak... co do długu... — wyglądało na to, że kościotrup "Jack" miał pewne problemy. Uratowało go dopiero podejście Ryu. Odetchnął z wyraźną ulgą, na tyle na ile pozwalało mu jego pozbawione płuc ciało i złapał kościstymi dłońmi, dłonie chłopaka potrząsając nimi w górę i w dół.
Poszukiwacz przygód, Kościsty Jack. Ale proszę, mówcie mi Jack. Może porozmawiamy na osobności? — zapytał z nadal wymalowanym uśmiechem na czaszce, zerkając nerwowo w stronę barmana.

{ Cyrille }

Niedźwiedzie obserwowały reakcję Cyrille'a, śmiejąc się do rozpuku. Poklepywały się nawzajem, rycząc coś w wyraźnej euforii, która ogarnęła ich do tego stopnia, że jeden z nich w końcu przywalił drugiemu wwalając go na stół. I tak właśnie w przeciągu kilku sekund rozpętała się istna wojna, podczas której banda rosłych niedźwiedzi zaczęła okładać się wzajemnie pięściami, niszcząc wszystko w obrębie kilku metrów wokół siebie. O dziwo nie wyglądało na to, by ktokolwiek zwracał na to szczególną uwagę, czy wydawał się zdziwiony. Jedynie ich 'przywódca' stał patrząc na wszystko z zadowoleniem, nim klepnął porządnie Cyrille'a w plecy, aż chłopakowi chrupnęło coś w środku.
Dostarczyłeś moim chłopakom nie lada rozrywki, mały misiu. Jesteśmy twoimi dłużnikami, wiesz gdzie nas szukać — no proszę, kto by pomyślał?

{ Wszyscy }

Patryk z Rudolfem wyraźnie zaczęli się niecierpliwić. Wyszli w końcu ze swojego oddzielonego pokoju i zaczęli rozglądać wokół szukając wszystkich uczestników wyprawy.
Gdzie oni się podziewają do chuja wafla, ile można zbierać informacje — zagrzmiał Patryk, nim pociągnął kilka razy z piersiówki, rzucając wokół ponure spojrzenie.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez [MG] Cyrille dnia Sob Mar 11, 2017 1:13 pm, w całości zmieniany 1 raz
Śmiechów i radości końca widać nie było! Aż do momentu, gdy ktoś jebnął drugiego. Ten mu oddał, tamten wpadł na kolejnego! I tak rozpętało się małe piekło! Mimo wszystko sytuacja wyglądała na kontrolowaną, a nic tak nie zbliżało chłopa, jak wspólne mordobicie. Cyrille oglądał tą sytuację starając się podtrzymać o jakiś stabilny element podtrzymujący tę konstrukcję zwaną klubem. Obserwował ich i uśmiechał się pod nosem, zaśmiać się bał, by nie wzruszyć żołądka za bardzo, oni tak bardzo przypominali ludzi z jego oddziału. Silne uderzenie wręcz oderwało go od obiektu, o który się opierał. Miał tylko nadzieje, że to coś co wydaje się próbowało uciec z jednego miejsca w drugie, gdzieś w jego środku jednak pozostanie na miejscu. Skoro jeszcze żył to chyba nie było tak źle.
Wyprostował się szybko i wykonał nieco niezdarny salut do 'przywódcy' i wyszczerzył się.
- Ta jest! - krzyknął by przebić się przez hałas muzyki jak i bitki. Dosłyszał jeszcze krzyk Patryka więc rzucił wymowny gest miśkowi i zatoczył się lekko do głównej sali by dołączyć do reszty.
- Idę idę! - bardziej mruknął niż krzyknął i zbliżył się do Patryka. - Po co te wrzaski... - stanął niedaleko i jeszcze lekko rozpitym wzrokiem powiódł po całej sali.
- Czołem Kostek.. - rzucił jakby obecność kościotrupa była całkowicie na miejscu i poruszył misiowymi uszkami.
- Może nie mam informacji, ale to na pewno się nam przyda! - wyszczerzył się do reszty gdy tylko się zebrali.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Tak, dobrze. Zrozumiał. Nie naciskał więcej i nie zmuszał nikogo do wyruszenia z nimi, w spokoju dopił kawę, czekając aż reszta dokończy to, czym była zajęta.
Zerknął na Cyrille'a. Och, i proszę, oto żywy przykład tego, jak przygoda zmienia ludzi! Ciekawe co było dziwniejsze: fakt magicznych przemian i zjawisk, które przeczyły naturze czy to, jak drużynie łatwo przychodziło ich zaakceptowanie. Ech, mniejsza. Jeśli mieli tu kawę to Francis nie będzie narzekać. Przecierpi w milczeniu okropną ochotę na papierosa.
Zabrał swoją kurtkę i przy okazji cichaczem podwędził któremuś z gości klubu długi, wąski, czarny szal, którego końce przywiązał do kostura w taki sposób, by móc przewiesić go sobie przez klatkę piersiową i w razie potrzeby dobyć magiczny oręż w mgnieniu oka.
Czekał gotowy do drogi na tyle, na ile tylko mógł.
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City
Aj, jakie to ona miała szczęście do wszelkiego rodzaju wypadków... Jak tak dalej pójdzie, skończy jako inwalida.
- U-um... Przepraszam... Nie chciałam... - Wyjąkała cicho.
Gdy już podniosła się, skłoniła się grzecznie w kierunku kościotrupa i bez słowa usunęła się w cień. Może lepiej faktycznie jest siedzieć i się nie odzywać. Na chwilę obecną i tak się w niczym nikomu nie przyda...
Odwróciła się w stronę Francisa i poprosiła nieśmiało o pomoc w wyczyszczeniu ubrania. Było to dla niej trochę... zawstydzające. Na ogół nie miewała prawie żadnego kontaktu z mężczyznami.

(Przepraszam za krótkiego posta, ale nauka
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Kiwnęła głową ze zrozumieniem. Była w stanie pojąć, że Biała Czarownica chciała mieć dla siebie jak najwięcej czasu Mikiego, jednak nie mogła zrozumieć, dlaczego do jasnej cholery była zazdrosna o święta. To tak, jak związanie się z gwiazdą rocka i narzekanie, że jest gwiazdą rocka. Z tą różnicą, że żadna zazdrosna laska nie chce wybić przy tym połowy bieguna. Mikołaju, Mikołaju, gdzieś ty miał głowę przy szukaniu panny?
Pomachała lekko Ryu, przy okazji przysłuchując się rozmowie Kościstego Jacka i barmana. Well, jej wyobrażenie Krainy Świętego Mikołaja jako miejsca absolutnie idyllicznego i cudownego w każdym calu właśnie upadało całkowicie, wdeptane w podłogę brudnym buciorem. Zamiast wesołych skrzatów i puchatych reniferów dostała kościotrupa z długami i wielkie macki pragnące zabić wszystkich, którzy wejdą w ich pole rażenia.
Koniec tego dobrego. Kiedy Jack postanowił "porozmawiać na osobności", zdecydowała się nie przeszkadzać im w tej jakże intymnej i dyskretnej rozmowie. Oddaliła się w stronę swojej nieustraszonej drużyny, najwidoczniej pozostawiając Ryu zdobycie informacji na temat tego, co Kościsty Jack chciał tak ukryć przed wszystkimi innymi. I tak zdobyła wystarczająco dużo informacji, może któraś pomoże im w dotarciu do Mikiego. Stanęła koło powoli zbierającej się grupki i szybko przemknęła wzrokiem po każdym z osobna. Kto by pomyślał, że parę minut starczy, aby jednemu wyrosły misiowe uszy, a drugiej połowa będących tu alkoholi wylała się na ubrania. Czy to już ten moment, kiedy można zacząć wątpić w powodzenie misji?
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Ryu musiał przyznać, że uczucie jakie wywierała koścista dłoń poszukiwacza przygód było nietypowe. Nie żeby można było się dziwić.
-Miło poznać. Możesz mówić mi Ryu i można powiedzieć, że tymczasowo także jestem poszukiwaczem przygód. - przedstawił się z szerokim uśmiechem na twarzy. Następnie pytanie kościaka wywołało u niego powstrzymywany śmiech. Dobrze znał sytuacje w której teraz znajdował się podróżnik.
-Pewnie. Pasuje ci tamten stolik? - zapytał wskazując na jakiś wolny stół sporo oddalony od ich aktualnego miejsca, gdzie na upartego zmieściłoby się z osiem osób. Pasował? To fajnie. Jeśli nie, to liczyłby na propozycję szkieletora i udał się z nim w tym kierunku.
-Muszę przyznać, że jesteś całkiem znany w tym miejscu. Tyle spotkało cię przygód czy coś? - powiedział przypominając sobie jak inne osoby zareagowały na jego przybycie. W jego świecie była to dość nietypowa sytuacja. Nie znał standardów tutaj, ale wolał uznać iż nie wszystko się różniło pomiędzy tymi dwoma wymiarami czy czymś takim.
-Zapytam się bezpośrednio... - zaczął nie chcąc bawić się w jakieś podchody z Jackiem, szczególnie że coś mu mówiło, że był on dość niebezpieczny i łatwo zauważyłby grę kruczowłosego. -Preferujesz Białą Czarownicę czy Mikołaja? A może ci to obojętne? - zapytał poważnie chcąc wiedzieć jaki będzie jego następny ruch. Gdyby Ryu był na jego miejscu, to prawdopodobnie wybrałby czarownicę. W końcu jej działania zwiększały liczbę przygód. Nie było jednak ważne co on o niej myślał. Liczyło się to co myślał Jack.
Gdyby szkieletowi było obojętnie lub wybrałby Mikiego, to Ryu miał wtedy proste pytanie.
-Piszesz się na przygodę, która prawdopodobnie zawiera ratowanie lisicy, walkę z czarownicą i jej armią, ratowanie Santy i możliwe, że liczne łupy? - zapytał z szerokim uśmiechem patrząc w oczodoły Jacka. Co do łupów to nie był taki pewien, ale raczej coś by tam zdobyli. Zazwyczaj tak się działo. Jeśli zgodziłby się, to Kurogane zabrałby szkieleta tam gdzie zbierałaby się reszta jego grupy.
-Cóż... Niestety musisz mi wybaczyć. Wiesz jak to jest, powołanie wzywa. - tak brzmiała by odpowiedź kruczowłosego, gdyby szkielet preferował czarownicę lub nie chciałby dołączyć do przygody. Wcześniej kątem oka zauważył, iż powoli członkowie grupy w której się znajdował zbierali się.
W obu przypadkach jednak nie wykluczał, iż Jack zrobi się agresywny lub że kłamał w którymś momencie. W tym miejscu trzeba było być zawsze czujnym, co prawdopodobnie nie wiele osób pamiętało. Wyłącznie dlatego, ewentualny atak z zaskoczenia słabo by zadziałał na nim. A wierzenie na słowo poszukiwaczowi przygód było widoczną głupotą. To w grach byli oni nieskazitelni, a nie w realnym życiu. Pomijając fakt, iż nic z tego co się działo nie mogło być "realne".
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Patryk spojrzał ze zdumieniem na Cyrille'a, klepiąc go w plecy z rubasznym śmiechem.
Niedźwiedzie? Dobra robota, dzieciaku! Przyda nam się każda pomoc — Rudolf przyglądał się z wyraźnym zaciekawieniem nowym uszom chłopaka, szturchając miękkie futerko pyskiem. Reszta zbierała się posłusznie, dopiero wtedy Rudolf zastukał kopytami o podłoże, przyglądając im się z osobna.
Dowiedzieliście się czegoś konkretnego? — zapytał wyraźnie szukając w nich wsparcia dla swojej przygody. To oni mieli w końcu nadać jej konkretny kierunek.
Jack odciągnięty na bok przez Ryu, wyglądał jak ktoś kto tylko czekał na odpowiednią wiadomość.
My poszukiwacze przygód mamy to do siebie, że nigdy nie opowiadamy się po niczyjej stronie. Pracujemy dla tego, kto płaci więcej! — zaśmiał się postukując o siebie kośćmi żuchwy. Słysząc propozycję, ciężko było stwierdzić, czy był zainteresowany czy nie, biorąc pod uwagę jego brak oczu. Oczodoły poruszały się jednak zupełnie jakby wyrażał aprobatę dla danego pomysłu.
Toż to doskonały pomysł! Pod warunkiem, że dostanę... 40% łupów — rzucił swoją cenę, jakby nigdy nic idąc za Ryu. Gdy tylko Patryk go dostrzegł, mlasnął z wyraźnym niesmakiem, krzywiąc się jak po stuprocentowym spirytusie.
A ty tu czego, złodzieju?
Dostałem propozycję nie do odrzucenia, drogi Patryku. Szykuje się dobra zabawa, czuję to w kościach!
Skoro o kościach mówimy, wydaje mi się że nieco schudłeś.
Och Rudolf, ty to zawsze wiesz co powiedzieć, hohoho! Jak to mówią z kości na ości — jak widać Rudolf zdecydowanie cieszył się z towarzystwa Jacka, gdy obaj wybuchli śmiechem, w przeciwieństwie do zniesmaczonego Patryka, który spojrzał na Ryu, ruszając swoimi elfimi uszami.
Ile zażądał? — zapytał kontrolnie, zaraz przenosząc wzrok na kolejną osobę, która skradała się gdzies z boku, wyraźnie niepewnie.
Och przepraszam! Ja... — lisia kelnerka, którą wcześniej zaczepił Ryu, kręciła się niepewnie, zaciskając mocno dłonie na tacy. W końcu z łzami w oczach wyskoczyła do przodu, wyraźnie zbierając się na odwagę.
Chciałabym się przyłączyć, by szukać swojej siostry! Jestem dobrą tropicielką, nawet jeśli nie potrafię się bić — wyrzuciła z siebie na wydechu, pochylając głowę w dół. Jedynie lisie uszy ruszały się cały czas na boki.
No, no. Dobra robota — pochwała Patryka, tym razem skierowana w stronę Ryu, nie wiązała się z klepaniem po plecach, ale nadal dało się dostrzec u niego aprobatę. Jak widać obecność Jacka, nieco zmniejszała jego chęci spoufalania się.

_____________________________________________________

Zdobywacie nowych towarzyszy! Ich statystyki i ogólne informacje znajdziecie w tym temacie.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Spojrzał na Truskawkę pytająco. Że co? Nie, nie, jedno dziecko już wychował i nie zamierzał ojcować nikomu na tej wyprawie. Przewrócił oczami, podszedł do najbliższego stolika i zabrał z niego pęczek serwetek i bezceremonialnie wręczył dziewczynie. Szybko skupił się na czymś innym, a dokładniej na bezwstydnym oglądaniu szczegółów szkieletu ich dziwnego towarzysza. Starał się zauważyć moment, w którym, jak podejrzewał, magia porusza kośćmi. Mruknął nawet jakieś bliżej niezrozumiałe słowo podziwu wobec zasad rządzących tym światem.
Oderwał się dopiero, gdy organizatorzy całego zamieszania przeszli do rzeczy. Och, no proszę! Rzucił lisicy złośliwe spojrzenie. Niby dobrze, że zmieniła zdanie, ale Frank domyślił się, że nie będzie mógł na niej polegać i traktować poważnie, skoro wcześniej odrzuciła jego propozycję, a teraz powraca używając tych samych argumentów, które wcześniej sam jej podał. Zresztą, z zaufaniem drugiej osobie miał problemy nawet w normalnym świecie, nie mówiąc już o tym, że po chwili spędzonym tutaj przestawał ufać nawet sobie.
Na razie milczał, dając wypowiedzieć się reszcie.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Pochwalony wyszczerzył się szeroko i zapewne wypiąłby dumnie pierś gdyby nie nagłe szturchanie jego niedźwiedzich uszu, co wywołało w nim dziwne uczucie, coś jakby go kto łaskotał. Zaśmiał się cicho i odsunął lekko, by znów przybrać dumną postawę... chwiejąc się lekko. Cmoknął pod nosem rozglądając się i przysłuchując "raportów" pozostałych jak i nowych rozkazów. Więc pora było opuścić głośne, chociaż ciepłe miejsce i ponownie ruszyć ku przygodzie! Wyglądało na to, że ich drużyna powiększyła się w szybkim tempie. Co mogło mieć swoje plusy i minusy, ale teraz nie było czasu by się tym wszystkim przejmować. Wykonał szybki salut w kierunku kościotrupa i uśmiechnął się do lisicy. Mimowolnie jego uszka poruszyły się lekko.
- No to skoro już mniej więcej się znamy, to pora chyba ruszać dalej co? Czasu raczej nie mamy coraz więcej - przeciągnął się lekko i potrząsnął głową.
- Patryku? Rudolfie? - zerknął na dwójkę widocznie oczekując od nich komendy do wymarszu. - W między czasie zwołam chłopaków... - mruknął oddalając się w kierunku Misiowej Ferajny. Raczej nie były to Troskliwe Misie, więc obejdzie się bez magii przyjaźni. Wystarczyło, że potrafili pierdolnąć, a na takich wyglądali.
Podszedł do szefa bandy i wyszczerzył się.
- To jak, gotowi na mordobicie? Jeśli dalej wasza oferta jest aktualna, przygotujcie się do wymarszu. Zapewne niedługo ruszymy! - Stanął obok niego by przyglądać się przez chwilę mieszaninie miśków, następnie razem z nimi ruszył za główną drużyną.
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
-Tak też myślałem. - odpowiedział Ryu słysząc o zmienności poszukiwaczy przygód. Szczerze przewidywał jaka będzie odpowiedź na jego pytanie, ale wolał się jednak upewnić. Gry przygodowe oraz jakaś tam znajomość psychiki nie do końca ludzkiej na pewno w tym pomagały.
-Dałbym ci nawet z 50%. - powiedział odmachując wspomnienie o łupach. Ryu to nie obchodziło, innych w sumie też nie powinno. W końcu epicka przygoda była sama w sobie zapłatą. A Rudolf nie powinien narzekać. Raczej. W końcu będą ratowali Mikiego. Reszta była dla renifera raczej mniej ważna. Prawdopodobnie. Oby. Słysząc wymianę zdań między Jackiem, Patrykiem i Rudolfem nie wiedział jak ją skomentować. Każdy miał swoje dziwne momenty. Lub coś w tym stylu.
-40% - odpowiedział na pytanie osoby, która póki co jako jedyna przejmowała się forsą. Może to i dobrze, może to i źle.
-Swoją drogę da się kupić jakiś lepszy sprzęt od tego co mamy, czy coś w tym stylu? - zapytał się wpadając na pytanie o którym wcześniej nie pomyślał. Swoją drogę powinni o tym pomyśleć. Czemu oni tego nie zrobili? A to może on był zacofany?
Kurogane spojrzał zaskoczony na lisią kelnerkę. Nie spodziewał się ze zmieni zdania po tym jak się znacznie przestraszyła. Niemniej jednak został miło zaskoczony takim obrotem spraw. Spowodowało to tym samym, iż całkowicie zignorował pochwałę Patryka. Tak naprawdę nie miała ona dla niego większej wartości, ale to był szczególik. Taki mały.
-Witaj na pokładzie. - powiedział Ryu do lisicy, parę razy lekko klepiąc ją po nadal pochylonej głowie. -Weź co tam potrzebujesz i chodź szybko.
-Pewnie niektórzy z was słyszeli mniej lub więcej o wilkach czarownicy. Ponoć zaatakowały one parę dni temu miasta i porwały co najmniej jej siostrę. - zatrzymał się Kurogane wskazując na kelnerkę - Tak naprawdę nic by to nam nie dało w tym momencie. Lecz z tego co nasza lisia koleżaneczka powiedziała, to jeden z nich nadal się kręci po mieście. Odtąd droga wolna. Możemy go złapać i jakoś przesłuchać, lub najzwyczajniej go śledzić jak tam wolicie. - zakończył swój krótki monolog i cofnął się, żeby dać możliwość innym do wypowiedzenia się. Z jakiegoś dziwnego przypadku nie zwrócił uwagi na ich niedźwiedzich kompanów. Czyżby przestawało to być dla niego dziwne?
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Truskawka dnia Nie Mar 26, 2017 9:25 pm, w całości zmieniany 1 raz
Nieśmiało przyjęła pomoc mężczyzny, choć nie o taką pomoc jej chodziło. Już i tak była czerwona jak burak, a teraz to miała wrażenie, że ze wstydu się wręcz spali...
Tak czy owak na tyle, ile umiała, wyczyściła się marnymi serwetkami, czyli słabo - na jej ubraniu widniały spore plamy. Aż strach pomyśleć, co będzie się działo, jak wróci do domu... Chyba że wymówi się okresem. Tak. To brzmi jak plan.
Właściwie to trzymała się na uboczu przez prawie całą wymianę zdań. Raczej nie mogła się im w niczym przydać... Była taka mizerna i opcjonalnie mogłaby zostać pożywieniem dla niedźwiedzi. Dopiero kiedy dowiedziała się o porwaniu siostry lisicy, włączyła się do rozmowy.
- Bardzo cieszymy się, że zdecydowałaś się do nas dołączyć! - Powiedziała ciepło i, jeśli lisica jej nie powstrzymała, złapała ją delikatnie za łapki. - Na pewno wkrótce ją odnajdziemy!
Odzyskała motywację. Może obydwie nie były najlepszymi wojowniczkami, ale miały serca prawdziwych bohaterek. Pewnie sama zrobiłaby to samo na miejscu tej przekochanej lisicy.
- Tak, ruszajmy! - Śmiało zawołała albo raczej zapiszczała rudowłosa. - Może spróbujmy go śledzić? Po przesłuchaniu może się domyślać, że za nim podążamy i będzie zacierał ślady. - I tym miłym akcentem z dziedziny obserwacji zwierząt zakończyła swoją sugestię.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Ich ekipa nagle powiększyła się o grupkę niedźwiedzi, szkielet i lisią tancerkę, a Sigrunn nie mogła stwierdzić, czy jej się to podobało, czy też nie. To, jak chętnie rzucili się na pomoc ekipie nieznajomych, wydawało się wręcz podejrzane, jednak nie chciała rzucać takich opinii na wiatr. Możliwe, że po prostu zebrali grupkę ludzi, którzy byli niezadowoleni z tego, co się aktualnie działo na Biegunie, a nie jedynie szpiegów, którzy chcieliby donieść na nich Czarownicy. Albo z miejsca zabić. Najwidoczniej nie zasłużyli sobie na zaufanie Norweżki, może uda im się to zmienić w przyszłości, kiedy okaże się, czy są beznadziejni bardzo czy tylko trochę.
Przesiała bezsensowne pitu-pitu od konkretnych informacji na temat tego, co ustalili i ich dalszego planu działania. Najwidoczniej większość nie była specjalnie rozmowna w tej kwestii, ale znalazły się perełki, które już zaczęły planować następne kroki, więc zdecydowała się na wtrącenie się do rozmowy i dopowiedzenie tego, co sama usłyszała:
- Co do samej Czarownicy, to niezła kurwa, a przy okazji narzeczona Mikołaja. Kocha ją chyba, ale ta mu robi straszne sceny o Święta, a ostatnio się ostro pokłócili. Dam sobie głowę uciąć, że jak dojdziemy do niej albo jej ludzi, to znajdziemy Mikiego - powiedziała, najwidoczniej zgadzając się na plan Ryu. Pewnie dlatego, że póki co nie mieli innego, a sama również nie spieszyła się, aby jakikolwiek przedstawić.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Chociaż jedna osoba mówi tu z sensem — fuknął Patryk, otrzymując w końcu jakieś rzetelne informacje od Ryu i Sigrunn. Przez chwilę przyglądali się sobie z Rudolfem, wyraźnie szukając dziury w całym. Rzecz jasna nie trzeba było długo czekać, zwłaszcza gdy padło magicznie "40%".
Co za zdzierstwo! Pamiętaj, kto za każdym razem musiał opłacać wyrządzone przez ciebie szkody — zgorzkniały renifer, pokręcił na boki łbem, idealnie zgrywając się z przeklinającym Patrykiem. Nie wyglądało jednak na to, by którykolwiek miał odmówić udziału w wyprawie Jackowi.
Dogadaliśmy się więc? Świetnie! — zatarł kościane dłonie, zaraz wybuchając gromkim śmiechem na słowa Ryu — Ależ chłopcze, co ty. Na Hawajach się urodziłeś? Toż wszystko w tej krainie rozwija się wraz z tobą!
Ma rację — przyznał niechętnie Rudolf, strzygąc uszami na kolejne słowa padające ze strony współtowarzyszy.
Czyli tropimy wilki, zasuwamy do Białej Czarownicy, rozpierdalamy wszystko w pył jeśli nie da się przekonać co do Świąt i wracamy z Mikim. Doskonale, to jest to — bez dalszych ceregieli, Patryk ruszył przez klub machając na nich ręką, nim obrócił się jeszcze w tył patrząc oceniająco na Kossa — Hej ty, żyjesz? Zbieramy się, lepiej odklej się od tej Marzenki jeśli ci życie miłe. Antylopy mają w sobie magiczny urok, cobyś się nie przekręcił w ciągu najbliższej godziny, mówię ci to z dobroci serca.
Poklepał się w szeroką klatę, wyraźnie chcąc pokazać jak bardzo zależy mu na ich zdrowiu. Byłoby to pewnie bardziej przekonujące, gdyby zaraz nie przeładował dubeltówki, ruszając z nią przez tłum.
Chodźmy zatem. Niestety musimy znowu iść na piechotę — rzucił Rudolf, patrząc wyczekująco na lisicę, która poderwała się gwałtownie do góry, patrząc z przerażeniem na Ryu. Nie wyglądało jednak na to, by miała zaraz zrobić w tył zwrot i uciec gdzie pieprz rośnie.
Tak, chodźmy. Jestem gotowa — powiedziała zdecydowanym głosem, wyraźnie próbując przekonać samą siebie, zaraz wybiegając przed klub. Lepiej się pospieszcie, by nie stracić jej z oczu.

***

Kto, by pomyślał że Jack będzie aż tak rozmowny?
Dlaczego szkielet nie chciał już grać w piłkę nożną? Bo nie miał do tego serca! — szczękanie zębami towarzyszące jego śmiechowi zgrywało się z tym, które wydawaliście z siebie wy sami pod wpływem mrozu. Lisica szła przed siebie węsząc w powietrzu, od czasu do czasu przypadając rękami do ziemi, by znaleźć się bliżej zapachu. Rudolf zrównał się krokiem z waszą grupą, wyraźnie pogrążony w myślach.
Macie jakieś pomysły jak przekonać Czarownicę do oddania nam Mikiego?
Za włosy wiedźmę i do piwnicy.
... wątpię, by jej się to spodobało Patryku.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
przyjaciela zaczęło przeszkadzać. Nauczyciel był raczej cierpliwą osobą i starał się skupiać na obserwowaniu otoczenia: śnieg, śnieg, śnieg... Agrrr! Zwolnił odrobinę kroku, pozwolił Jackowi się wyminąć i dyskretnie chwycił swą broń. Wyobraził sobie, że szczęka szkieletu zamarza i rzeczywiście! Po chwili z dzioba kruka wyrzeźbionego na końcu kostura zaczęła się snuć błękitna nić mgły, rozdzieliła się na dwie i oplotła szczękę Jacka. Cienka warstwa lodu sprawiła, że kości nie mogły się poruszać, z drugiej strony Francis był ciekawy, czy to ma jakiekolwiek znaczenie. Zrównał się z kościotrupem i uśmiechnął do niego niewinnie, gestem dłoni rozganiając resztkę błękitnej smugi znad dzioba kostura. To nie on. On nie ma z tym nic wspólnego, naprawdę!
To byłoby sprawiedliwe, bo mnie nie podoba się bycie tutaj – odpowiedział. – Coś innego niż śmierć unieszkodliwi ją raz na zawsze?
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Mieli plan i szli go zrealizować. Cudownie. Nawet, jeśli musieli przejść szmat drogi po lodowej pustyni, gdzie temperatura była tak bezwzględna, że Sigrunn znowu zaczynały kostnieć palce u rąk i stóp, pewnego ciepełka dodawał jej fakt, że idą w jakimś konkretnym celu. Nie błądzili po biegunie bez sensu, aby później się okazało, że jednak muszą wracać do ciepłego klubu. Co prawda, jeszcze niezbyt wiedzieli, co dokładniej zrobią po dojściu do zamku Białej Czarownicy, czy gdzie ona nie mieszkała, jednak kwestią czasu było to, kiedy wymyślą dalszy plan. Ewentualnie pójdą na żywioł i zacznie się niewyrównana walka zakończona ostrą jatką. Cóż.
Była jednak jedna rzecz, która irytowała Norweżkę bardziej, niż możliwość śmierci z ręki ludzi Czarownicy. Jedna, chodząca i paplająca.
- Dlaczego Podróżnik Jack przestał rzucać idiotycznymi żartami? Bo jego głowa znalazła się dwieście metrów od ciała i trzy metry wgłąb zaspy - warknęła. Ho ho ho, ale poczucie humoru! Najgorsze było to, że faktycznie wyglądała, jakby mogła wypełnić swoją groźbę po usłyszeniu jeszcze jednego słowa. Tym razem jednak szkielet nie odezwał się, chociaż wyglądało na to, że bardzo chciał. Wokół jego szczęki pojawiła się warstwa lodu, która uniemożliwiła jej ruch. Sigrunn odetchnęła z ulgą. Najwidoczniej nie tylko jej przeszkadzał ich kościsty towarzysz.
- Właśnie. Wątpię, żeby prośby pomogły w tym przypadku. Jeśli wśród nas nie ma żadnego dyplomaty, to opcja z piwnicą albo czymś w tym stylu byłaby najlepsza - odpowiedziała.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach