▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Mieszkanie Ivana nie było niczym szczególnym – utrzymane raczej w przeciętnym standardzie, ale na tyle duże, żeby zupełnie swobodnie mieściły się w nim dwie osoby. Dwie sypialnie, salon, całkiem spora kuchnia i niewielka, klaustrofobiczna wręcz łazienka.
Największym problemem było chyba samo położenie – ostatnie piętro budynku zbyt niskiego, żeby szarpnięto się na windę i zbyt wysokiego, żeby pokonywać schody bez zadyszki.
Od całkiem niedawna Ivan miał nowego lokatora – Feniksa. Dobre rozwiązanie dla samego Rosjanina. Z marnej pensji barmana niewiele mógł zdziałać, a dzielenie kosztów na pół zawsze było wygodniejszym rozwiązaniem. Potrzebował jeszcze sporo czasu, żeby całkowicie odkuć się po tym tornadzie, które przeżył ze swoją francuską szmatą. Teraz, gdy stawał na nogi, potrzebował współlokatora, ale w gruncie rzeczy – im bardziej poznawał Feniksa, tym mniejsze miał obiekcje względem wspólnego mieszkania.
I rudy gotował. Całkiem nieźle. A Ivan nie gotował. Ale lubił jeść. Dużo jeść.
Związek z Camillem zniszczył go, to fakt. I odnalezienie się w nowej sytuacji było cholernie trudne, ale wolał radzić sobie z tym sam. Dlatego też jako współlokatorzy nie byli dla siebie szczególnie uciążliwi – rozmawiali, gdy musieli, a Ivan i tak większość dnia przesiadywał w swoim pokoju, śpiąc. Odsypiając Camilla.
- Mm, Feniks. Zacznij kurwa sprzątać – mruknął, gdy w końcu wynurzył się ze swojej pieczary, żeby wypić jakąś kurewsko mocną kawę. W kuchni panował bałagan. Nie większy niż za czasów urzędowania w tym mieszkaniu Francuza, ale jednak…
Rozejrzał się, westchnął i ruszył w stronę zapełnionego zlewu, aby wydobyć z samego dna swój kubek. Burdel zwykle zaczynał się od tego pierwszego naczynia wstawionego do zlewu, nieumytego od razu. I kto zaczął? Ivan.
Westchnął cierpiętniczo, starając się wyszarpać ulubiony kubek spod tej całej piramidy, nie dokonując przy tym demolki totalnej. Roshenko był jak słoń w składzie porcelany – zbyt duży, żeby radzić sobie z tak delikatnymi rzeczami.
Nic więc dziwnego, że chwilę później w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk tłuczonej porcelany, gdy jeden z talerzy osunął się z tej ogromnej wierzy brudów i po prostu rozbił się na wykafelkowanej podłodze.
- Kurwa mać… – mruknął pod nosem. Odłożył wydobyty kubek na bok i zaczął się rozglądać za jakąś zmiotką. Mieli w ogóle coś takiego w mieszkaniu? Pewnie było… Gdzieś musiało być.
Ten dzień mógłby być gorszy?
Mógł. I chwilę później stał się, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Feniks, otworzysz? - zawołał, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że na korytarzu czekał nie kto inny jak Nicolai. A to nie zwiastowało nic dobrego…
Mieszkanie Ivana nie było niczym szczególnym – utrzymane raczej w przeciętnym standardzie, ale na tyle duże, żeby zupełnie swobodnie mieściły się w nim dwie osoby. Dwie sypialnie, salon, całkiem spora kuchnia i niewielka, klaustrofobiczna wręcz łazienka.
Największym problemem było chyba samo położenie – ostatnie piętro budynku zbyt niskiego, żeby szarpnięto się na windę i zbyt wysokiego, żeby pokonywać schody bez zadyszki.
Od całkiem niedawna Ivan miał nowego lokatora – Feniksa. Dobre rozwiązanie dla samego Rosjanina. Z marnej pensji barmana niewiele mógł zdziałać, a dzielenie kosztów na pół zawsze było wygodniejszym rozwiązaniem. Potrzebował jeszcze sporo czasu, żeby całkowicie odkuć się po tym tornadzie, które przeżył ze swoją francuską szmatą. Teraz, gdy stawał na nogi, potrzebował współlokatora, ale w gruncie rzeczy – im bardziej poznawał Feniksa, tym mniejsze miał obiekcje względem wspólnego mieszkania.
I rudy gotował. Całkiem nieźle. A Ivan nie gotował. Ale lubił jeść. Dużo jeść.
Związek z Camillem zniszczył go, to fakt. I odnalezienie się w nowej sytuacji było cholernie trudne, ale wolał radzić sobie z tym sam. Dlatego też jako współlokatorzy nie byli dla siebie szczególnie uciążliwi – rozmawiali, gdy musieli, a Ivan i tak większość dnia przesiadywał w swoim pokoju, śpiąc. Odsypiając Camilla.
- Mm, Feniks. Zacznij kurwa sprzątać – mruknął, gdy w końcu wynurzył się ze swojej pieczary, żeby wypić jakąś kurewsko mocną kawę. W kuchni panował bałagan. Nie większy niż za czasów urzędowania w tym mieszkaniu Francuza, ale jednak…
Rozejrzał się, westchnął i ruszył w stronę zapełnionego zlewu, aby wydobyć z samego dna swój kubek. Burdel zwykle zaczynał się od tego pierwszego naczynia wstawionego do zlewu, nieumytego od razu. I kto zaczął? Ivan.
Westchnął cierpiętniczo, starając się wyszarpać ulubiony kubek spod tej całej piramidy, nie dokonując przy tym demolki totalnej. Roshenko był jak słoń w składzie porcelany – zbyt duży, żeby radzić sobie z tak delikatnymi rzeczami.
Nic więc dziwnego, że chwilę później w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk tłuczonej porcelany, gdy jeden z talerzy osunął się z tej ogromnej wierzy brudów i po prostu rozbił się na wykafelkowanej podłodze.
- Kurwa mać… – mruknął pod nosem. Odłożył wydobyty kubek na bok i zaczął się rozglądać za jakąś zmiotką. Mieli w ogóle coś takiego w mieszkaniu? Pewnie było… Gdzieś musiało być.
Ten dzień mógłby być gorszy?
Mógł. I chwilę później stał się, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Feniks, otworzysz? - zawołał, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że na korytarzu czekał nie kto inny jak Nicolai. A to nie zwiastowało nic dobrego…
To bezpośrednie stwierdzenie faktu, z którego zdawał sobie sprawę, mocno uderzyło w jego dumę. Niezależnie od tego, jak wiele razy analizował ich starcie oraz jak wiele ułożył w swojej głowie alternatywnych scenariuszy, zawsze dochodził do smutnej konkluzji – bezsprzecznej porażki. Kiedy jednak Ivan rzucił mu te bolesną prawdę prosto w oczy, zrodził się w nim bunt przed takowym postawieniem sprawy. Z całą pewnością Nicolai był większy, silniejszy, jednocześnie potrafił poruszyć momentami tę całą masę z niezwykłą szybkością i zwinnością, ale... Kurwa, nie było żadnego ale. Mógłby katować się analizowaniem wszystkich jego ruchów, jednak zawsze były uzasadnione i precyzyjne. Ten drań miał walkę we krwi.
– Dzięki za troskę, ale swój rozum mam i wiem, co dla mnie dobre – odparł z dozą frustracji, mimowolnie czując się dotkniętym tym, że w oczach Ivana jest takim słabeuszem. Jednocześnie to było tak bardzo logiczne, ponieważ Rosjanin, tak jak jego brat, mógłby zmiażdżyć go bez większego trudu. Poza tym, udzielanie dobrych rad wcale do niego nie pasowało. – I pewnie pierwszy wysłałbyś mnie na walkę, jeśli zabrakłoby mi kasy na czynsz – dodał po chwili, a ton jego głosy przybrał na goryczy. Wcale tak nie myślał, poza tym, zawsze miał na czynsz i rachunki, wcale nie zarabiał aż tak tragicznie jako kucharz. Musiał jednak zachować się podle, bo nie potrafił docenić tej minimalnej troski, która wynikała raczej z potrzeby utrzymania mieszkania niż przywiązania do jego osoby.
Zerknął na niego z minimalnym zaciekawieniem, gdy ze zdenerwowania zmienił pozycję. Kolejny raz był cały sztywny i Feniks miał właściwie pierwszy raz okazję, aby go takim widzieć. Przyzwyczaił się do tego, że jego współlokator to człowiek, który ma na wiele rzeczy wyjebane. Teraz z kolei się przejmował i stanowiło to tak mocny kontrast wobec jego codziennego zachowania.
– Skoro tak mówisz.
Po jednej kłótni człowiek nie wystrzega się własnego brata. Jednak Nicolai był specyficzny, w końcu doskonale wiedział, co powiedzieć i w jaki sposób, aby kogoś zranić. Musiał znać wiele słabości Ivana, jeśli nie wszystkie, na dodatek sprawiał wrażenie osoby, która nie wahała się wykorzystać takowej wiedzy. Choćby te wszystkie docinki o byłym partnerze brata mógł sobie darować. Ale najwidoczniej wiele przyjemności sprawiało mu męczenie brata. Gorsze chyba było to, że jego podłe metody przynosiły skutki. Rudzielec mimowolnie wbił spojrzenie w zapalonego papierosa, samemu mając przez chwilę chęć po niego sięgnąć.
– O to akurat możesz być spokojny – odpowiedział całkiem szczerze, nie siląc się na uśmieszki czy sarkastyczny ton wypowiedzi. – Nie zamierzam ponownie zostać workiem treningowym twojego brata.
Czuł, że właśnie do tego sprowadziłaby się jego znajomość z Nicolaiem. Prędzej czy później wszystko by się spieprzyło, a w ruch poszłyby pięści. Sam Ivan znał wynik tego prawdopodobnego starcia.
– Może lepiej unikajmy kolejnych wizyt twojego brata. Atmosfera totalnie siadła.
Ruszył do kuchni, wzrokiem ogarniając cały burdel. Z coraz to bardziej wymyślnymi przekleństwami na ustach wziął się za myci brudnych naczyń. Wszystko przez to, że zwyczajnie zaczynało brakować im czystych. I jak zwykle to on się tym przejmował. Jeszcze chwila i zostanie pieprzoną gosposią.
– Dzięki za troskę, ale swój rozum mam i wiem, co dla mnie dobre – odparł z dozą frustracji, mimowolnie czując się dotkniętym tym, że w oczach Ivana jest takim słabeuszem. Jednocześnie to było tak bardzo logiczne, ponieważ Rosjanin, tak jak jego brat, mógłby zmiażdżyć go bez większego trudu. Poza tym, udzielanie dobrych rad wcale do niego nie pasowało. – I pewnie pierwszy wysłałbyś mnie na walkę, jeśli zabrakłoby mi kasy na czynsz – dodał po chwili, a ton jego głosy przybrał na goryczy. Wcale tak nie myślał, poza tym, zawsze miał na czynsz i rachunki, wcale nie zarabiał aż tak tragicznie jako kucharz. Musiał jednak zachować się podle, bo nie potrafił docenić tej minimalnej troski, która wynikała raczej z potrzeby utrzymania mieszkania niż przywiązania do jego osoby.
Zerknął na niego z minimalnym zaciekawieniem, gdy ze zdenerwowania zmienił pozycję. Kolejny raz był cały sztywny i Feniks miał właściwie pierwszy raz okazję, aby go takim widzieć. Przyzwyczaił się do tego, że jego współlokator to człowiek, który ma na wiele rzeczy wyjebane. Teraz z kolei się przejmował i stanowiło to tak mocny kontrast wobec jego codziennego zachowania.
– Skoro tak mówisz.
Po jednej kłótni człowiek nie wystrzega się własnego brata. Jednak Nicolai był specyficzny, w końcu doskonale wiedział, co powiedzieć i w jaki sposób, aby kogoś zranić. Musiał znać wiele słabości Ivana, jeśli nie wszystkie, na dodatek sprawiał wrażenie osoby, która nie wahała się wykorzystać takowej wiedzy. Choćby te wszystkie docinki o byłym partnerze brata mógł sobie darować. Ale najwidoczniej wiele przyjemności sprawiało mu męczenie brata. Gorsze chyba było to, że jego podłe metody przynosiły skutki. Rudzielec mimowolnie wbił spojrzenie w zapalonego papierosa, samemu mając przez chwilę chęć po niego sięgnąć.
– O to akurat możesz być spokojny – odpowiedział całkiem szczerze, nie siląc się na uśmieszki czy sarkastyczny ton wypowiedzi. – Nie zamierzam ponownie zostać workiem treningowym twojego brata.
Czuł, że właśnie do tego sprowadziłaby się jego znajomość z Nicolaiem. Prędzej czy później wszystko by się spieprzyło, a w ruch poszłyby pięści. Sam Ivan znał wynik tego prawdopodobnego starcia.
– Może lepiej unikajmy kolejnych wizyt twojego brata. Atmosfera totalnie siadła.
Ruszył do kuchni, wzrokiem ogarniając cały burdel. Z coraz to bardziej wymyślnymi przekleństwami na ustach wziął się za myci brudnych naczyń. Wszystko przez to, że zwyczajnie zaczynało brakować im czystych. I jak zwykle to on się tym przejmował. Jeszcze chwila i zostanie pieprzoną gosposią.
Na tę jego uwagę o walkach, Ivan uniósł brew, zastanawiając się nad sprawą. Pokiwał głową, analizując sytuację niezwykle dogłębnie, po czym po prostu wzruszył ramionami, nie mówiąc nic więcej. Bo co? Miał się przyznać do tego, że wykopałby młodego na ring, gdyby tylko okazało się, że nie stać ich na rachunki? Nie był Camillem, nie lubił szlajania się w poszukiwaniu dachu nad głową. To jedno wolał mieć pewne, stałe i najlepiej własne – możliwość wracania do swojego łóżka była ważniejsza niż piękna twarz Feniksa i ewentualne siniaki ją zdobiącą. Ba! Mógłby stać w jego narożniku i mu kibicować, a później najwyżej dopadłby rywala w ciemnej bramie i dokończył dzieła.
Życie jest okrutne, a bez pieniędzy stałoby się aż zbyt niewygodne. Nie mógł sobie pozwolić na taki obrót spraw.
- Ja go nie zapraszałem. Jego nie trzeba zapraszać. Zaproszony nie przyszedłby – wymamrotał, zaciągając się mocno papierosem. Wysilił się na to, aby dym wydmuchać za okno, ale zaraz wrócił do mieszkania. Był Ruskiem z krwi i kości, ale jego rosyjskość siadała, gdy na dworze zaczynały się ujemne temperatury. Nie lubił zimna prawie tak mocno jak nie znosił Nicolaia.
Nie zamierzał jednak za niego przepraszać. To nie byłoby w jego stylu, totalnie.
- Co do rachunków. Niedługo przyjdzie ten chuj po haracz – czynsz, jasne, że chodziło mu o czynsz. Skończywszy papierosa, ruszył w kierunku kuchni, wcale nie podążając jak cień za Feniksem – miał nieco inne powody. Otworzył lodówkę i zaczął przeglądać jej zawartość ze szczerym zainteresowaniem. Ojebałby coś. Coś wielkiego, kalorycznego… I pełnego mięsa, jak na totalnego mięsożercę przystało.
- Idę na pizzę – stwierdził, wydając tym samym przykrą ocenę odnośnie zawartości lodówki – była już niemal zupełnie opróżniona, a on nie przepadał za zakupami. No wyobraźmy sobie wielkiego Rosjanina wciśniętego między ciasne przerwy między regałami sklepowymi? To nie wchodziło w grę, absolutnie. Zakupy, gotowanie i sprzątanie spadały na barki Feniksa, choć nigdzie nie zostało to oficjalnie zaznaczone. – Idziesz ze mną? – zaproponował. Nawet on czasami czuł konieczność odwdzięczenia się za zajebiste obiady, nie? A mówienie „dziękuję” było znacznie trudniejsze niż zabranie Feniksa na pizzę.
Życie jest okrutne, a bez pieniędzy stałoby się aż zbyt niewygodne. Nie mógł sobie pozwolić na taki obrót spraw.
- Ja go nie zapraszałem. Jego nie trzeba zapraszać. Zaproszony nie przyszedłby – wymamrotał, zaciągając się mocno papierosem. Wysilił się na to, aby dym wydmuchać za okno, ale zaraz wrócił do mieszkania. Był Ruskiem z krwi i kości, ale jego rosyjskość siadała, gdy na dworze zaczynały się ujemne temperatury. Nie lubił zimna prawie tak mocno jak nie znosił Nicolaia.
Nie zamierzał jednak za niego przepraszać. To nie byłoby w jego stylu, totalnie.
- Co do rachunków. Niedługo przyjdzie ten chuj po haracz – czynsz, jasne, że chodziło mu o czynsz. Skończywszy papierosa, ruszył w kierunku kuchni, wcale nie podążając jak cień za Feniksem – miał nieco inne powody. Otworzył lodówkę i zaczął przeglądać jej zawartość ze szczerym zainteresowaniem. Ojebałby coś. Coś wielkiego, kalorycznego… I pełnego mięsa, jak na totalnego mięsożercę przystało.
- Idę na pizzę – stwierdził, wydając tym samym przykrą ocenę odnośnie zawartości lodówki – była już niemal zupełnie opróżniona, a on nie przepadał za zakupami. No wyobraźmy sobie wielkiego Rosjanina wciśniętego między ciasne przerwy między regałami sklepowymi? To nie wchodziło w grę, absolutnie. Zakupy, gotowanie i sprzątanie spadały na barki Feniksa, choć nigdzie nie zostało to oficjalnie zaznaczone. – Idziesz ze mną? – zaproponował. Nawet on czasami czuł konieczność odwdzięczenia się za zajebiste obiady, nie? A mówienie „dziękuję” było znacznie trudniejsze niż zabranie Feniksa na pizzę.
Obojętna mina rozmówcy przekonała go ostatecznie o słuszności wypowiedzianego przed chwilą twierdzenia, które miało być jedynie niemiłym przytykiem, a nieoczekiwanie okazało się świętą racją. Los współlokatora niewiele Ivana obchodził, liczyło się tylko jego własne dobro, a w jego interesie leżało mieszkanie jedynie z człowiekiem, co będzie zawsze opłacał swoją połowę czynszu w terminie. Dość bezduszny punkt widzenia, zarazem tak bardzo rozsądny. A w całej sprawie można było dostrzec tylko jeden pozytywny aspekt, ale pozwalał Feniksowi patrzeć optymistycznie w niedaleką przyszłość, w której przyjdzie im nadal dzielić wspólną przestrzeń wynajmowanego mieszkania. Roshenko, gdyby dowiedział się o tym, że rudzielec nie ma jak opłacić połowy czynszu, nie wypierdoliłby go od razu z mieszkania, po prostu kazałby mu napieprzać się z typami spod ciemnej gwiazdy w nielegalnych walkach, aby ten jednak zdobył kasę na nieszczęsny czynsz. To z pewnością byłby szczyt wspaniałomyślności w jego wykonaniu i jakaś oznaka tego, że zdążył już przywyknąć do tego konkretnego gościa zajmującego drugą sypialnię.
Zaproszony, czy nie, i tak wielki brat wpadł z wizytą. Przynajmniej okazała się dość krótka, jednak wystarczająco intensywna, aby zapisać się w pamięci ich wszystkich. Ale nie ma co już tego wszystkiego roztrząsać. Kurwa, było tyle ważniejszych spraw od dziwnego zachowania Nicolaia. Choćby wizyta dupka wynajmującego im mieszkanie w najbliższym czasie. Mężczyzna bał się groźnych min Rosjanina, lecz nawet te nie były w stanie całkowicie go odstraszyć i zniechęcić do comiesięcznych odwiedzin w celu odebrania czynszu i przyjrzeniu się temu, w jakim stanie znajduje się lokal. Gdyby mógł, zajrzałby w każdy kąt i straszył opcją pokrywania kosztów za wyrządzone szkody. Trzeba będzie ogarnąć cały burdel przed jego przybyciem i zajmie się tym Feniks. Ivan nawet nie kiwnie palcem, aby stworzyć pozory tego, że utrzymują ład w mieszkaniu.
– Nie martw się, mam kasę – rzucił swobodnie, aby Ivan wiedział, że nie musi się obawiać o dach nad głową. Regularnie płacą wszystkie rachunki i to się z pewnością nie zmieni. Kanadyjczykowi też nie uśmiechała się tułaczka w poszukiwaniu kąta do spania. Potrzebuje miejsca, które stanowiłoby namiastkę domu. Cholernie potrzebował stabilizacji w swoim życiu.
Ivan dorwał się do lodówki, norma. Zastany po jej otworzeniu widok nie napawał go entuzjazmem. Ale to właśnie ten widok skłonił go do wysunięcia ciekawej propozycji. Fen też był głodny i wcale nie marzył o zmywaniu sterty garów. Prędzej czy później i tak do nich powróci. Niestety.
– Stawiasz.
To było stwierdzenie faktu, który miał mocne uzasadnienia. To Feneks zawsze robił zakupy i niemało wydawał na jedzenie, a większą część kupionego żarcia zawsze zjadał Ivan. Nie zaszkodzi mu więc postawienie od czasu do czasu swojemu współlokatorowi pizzy.
Wypadł z kuchni, założył buty, złapał za kurtkę i już czekał przy drzwiach. Miał zamiar skorzystać z okazji i zjeść na koszt rosyjskiego niedźwiedzia. Działał szybko, aby ten się czasem nie rozmyślił.
– Rusz dupę.
Opuścił mieszkanie i w błyskawicznym tempie zszedł po schodach. Prostacka prowokacja z pewnością nie urazi Ivana.
z/t x 2
Zaproszony, czy nie, i tak wielki brat wpadł z wizytą. Przynajmniej okazała się dość krótka, jednak wystarczająco intensywna, aby zapisać się w pamięci ich wszystkich. Ale nie ma co już tego wszystkiego roztrząsać. Kurwa, było tyle ważniejszych spraw od dziwnego zachowania Nicolaia. Choćby wizyta dupka wynajmującego im mieszkanie w najbliższym czasie. Mężczyzna bał się groźnych min Rosjanina, lecz nawet te nie były w stanie całkowicie go odstraszyć i zniechęcić do comiesięcznych odwiedzin w celu odebrania czynszu i przyjrzeniu się temu, w jakim stanie znajduje się lokal. Gdyby mógł, zajrzałby w każdy kąt i straszył opcją pokrywania kosztów za wyrządzone szkody. Trzeba będzie ogarnąć cały burdel przed jego przybyciem i zajmie się tym Feniks. Ivan nawet nie kiwnie palcem, aby stworzyć pozory tego, że utrzymują ład w mieszkaniu.
– Nie martw się, mam kasę – rzucił swobodnie, aby Ivan wiedział, że nie musi się obawiać o dach nad głową. Regularnie płacą wszystkie rachunki i to się z pewnością nie zmieni. Kanadyjczykowi też nie uśmiechała się tułaczka w poszukiwaniu kąta do spania. Potrzebuje miejsca, które stanowiłoby namiastkę domu. Cholernie potrzebował stabilizacji w swoim życiu.
Ivan dorwał się do lodówki, norma. Zastany po jej otworzeniu widok nie napawał go entuzjazmem. Ale to właśnie ten widok skłonił go do wysunięcia ciekawej propozycji. Fen też był głodny i wcale nie marzył o zmywaniu sterty garów. Prędzej czy później i tak do nich powróci. Niestety.
– Stawiasz.
To było stwierdzenie faktu, który miał mocne uzasadnienia. To Feneks zawsze robił zakupy i niemało wydawał na jedzenie, a większą część kupionego żarcia zawsze zjadał Ivan. Nie zaszkodzi mu więc postawienie od czasu do czasu swojemu współlokatorowi pizzy.
Wypadł z kuchni, założył buty, złapał za kurtkę i już czekał przy drzwiach. Miał zamiar skorzystać z okazji i zjeść na koszt rosyjskiego niedźwiedzia. Działał szybko, aby ten się czasem nie rozmyślił.
– Rusz dupę.
Opuścił mieszkanie i w błyskawicznym tempie zszedł po schodach. Prostacka prowokacja z pewnością nie urazi Ivana.
z/t x 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach