▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Mieszkanie Ivana nie było niczym szczególnym – utrzymane raczej w przeciętnym standardzie, ale na tyle duże, żeby zupełnie swobodnie mieściły się w nim dwie osoby. Dwie sypialnie, salon, całkiem spora kuchnia i niewielka, klaustrofobiczna wręcz łazienka.
Największym problemem było chyba samo położenie – ostatnie piętro budynku zbyt niskiego, żeby szarpnięto się na windę i zbyt wysokiego, żeby pokonywać schody bez zadyszki.
Od całkiem niedawna Ivan miał nowego lokatora – Feniksa. Dobre rozwiązanie dla samego Rosjanina. Z marnej pensji barmana niewiele mógł zdziałać, a dzielenie kosztów na pół zawsze było wygodniejszym rozwiązaniem. Potrzebował jeszcze sporo czasu, żeby całkowicie odkuć się po tym tornadzie, które przeżył ze swoją francuską szmatą. Teraz, gdy stawał na nogi, potrzebował współlokatora, ale w gruncie rzeczy – im bardziej poznawał Feniksa, tym mniejsze miał obiekcje względem wspólnego mieszkania.
I rudy gotował. Całkiem nieźle. A Ivan nie gotował. Ale lubił jeść. Dużo jeść.
Związek z Camillem zniszczył go, to fakt. I odnalezienie się w nowej sytuacji było cholernie trudne, ale wolał radzić sobie z tym sam. Dlatego też jako współlokatorzy nie byli dla siebie szczególnie uciążliwi – rozmawiali, gdy musieli, a Ivan i tak większość dnia przesiadywał w swoim pokoju, śpiąc. Odsypiając Camilla.
- Mm, Feniks. Zacznij kurwa sprzątać – mruknął, gdy w końcu wynurzył się ze swojej pieczary, żeby wypić jakąś kurewsko mocną kawę. W kuchni panował bałagan. Nie większy niż za czasów urzędowania w tym mieszkaniu Francuza, ale jednak…
Rozejrzał się, westchnął i ruszył w stronę zapełnionego zlewu, aby wydobyć z samego dna swój kubek. Burdel zwykle zaczynał się od tego pierwszego naczynia wstawionego do zlewu, nieumytego od razu. I kto zaczął? Ivan.
Westchnął cierpiętniczo, starając się wyszarpać ulubiony kubek spod tej całej piramidy, nie dokonując przy tym demolki totalnej. Roshenko był jak słoń w składzie porcelany – zbyt duży, żeby radzić sobie z tak delikatnymi rzeczami.
Nic więc dziwnego, że chwilę później w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk tłuczonej porcelany, gdy jeden z talerzy osunął się z tej ogromnej wierzy brudów i po prostu rozbił się na wykafelkowanej podłodze.
- Kurwa mać… – mruknął pod nosem. Odłożył wydobyty kubek na bok i zaczął się rozglądać za jakąś zmiotką. Mieli w ogóle coś takiego w mieszkaniu? Pewnie było… Gdzieś musiało być.
Ten dzień mógłby być gorszy?
Mógł. I chwilę później stał się, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Feniks, otworzysz? - zawołał, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że na korytarzu czekał nie kto inny jak Nicolai. A to nie zwiastowało nic dobrego…
Największym problemem było chyba samo położenie – ostatnie piętro budynku zbyt niskiego, żeby szarpnięto się na windę i zbyt wysokiego, żeby pokonywać schody bez zadyszki.
Od całkiem niedawna Ivan miał nowego lokatora – Feniksa. Dobre rozwiązanie dla samego Rosjanina. Z marnej pensji barmana niewiele mógł zdziałać, a dzielenie kosztów na pół zawsze było wygodniejszym rozwiązaniem. Potrzebował jeszcze sporo czasu, żeby całkowicie odkuć się po tym tornadzie, które przeżył ze swoją francuską szmatą. Teraz, gdy stawał na nogi, potrzebował współlokatora, ale w gruncie rzeczy – im bardziej poznawał Feniksa, tym mniejsze miał obiekcje względem wspólnego mieszkania.
I rudy gotował. Całkiem nieźle. A Ivan nie gotował. Ale lubił jeść. Dużo jeść.
Związek z Camillem zniszczył go, to fakt. I odnalezienie się w nowej sytuacji było cholernie trudne, ale wolał radzić sobie z tym sam. Dlatego też jako współlokatorzy nie byli dla siebie szczególnie uciążliwi – rozmawiali, gdy musieli, a Ivan i tak większość dnia przesiadywał w swoim pokoju, śpiąc. Odsypiając Camilla.
- Mm, Feniks. Zacznij kurwa sprzątać – mruknął, gdy w końcu wynurzył się ze swojej pieczary, żeby wypić jakąś kurewsko mocną kawę. W kuchni panował bałagan. Nie większy niż za czasów urzędowania w tym mieszkaniu Francuza, ale jednak…
Rozejrzał się, westchnął i ruszył w stronę zapełnionego zlewu, aby wydobyć z samego dna swój kubek. Burdel zwykle zaczynał się od tego pierwszego naczynia wstawionego do zlewu, nieumytego od razu. I kto zaczął? Ivan.
Westchnął cierpiętniczo, starając się wyszarpać ulubiony kubek spod tej całej piramidy, nie dokonując przy tym demolki totalnej. Roshenko był jak słoń w składzie porcelany – zbyt duży, żeby radzić sobie z tak delikatnymi rzeczami.
Nic więc dziwnego, że chwilę później w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk tłuczonej porcelany, gdy jeden z talerzy osunął się z tej ogromnej wierzy brudów i po prostu rozbił się na wykafelkowanej podłodze.
- Kurwa mać… – mruknął pod nosem. Odłożył wydobyty kubek na bok i zaczął się rozglądać za jakąś zmiotką. Mieli w ogóle coś takiego w mieszkaniu? Pewnie było… Gdzieś musiało być.
Ten dzień mógłby być gorszy?
Mógł. I chwilę później stał się, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Feniks, otworzysz? - zawołał, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że na korytarzu czekał nie kto inny jak Nicolai. A to nie zwiastowało nic dobrego…
Gdy stary znajomy wspomniał o możliwości wynajmu mieszkania na spółkę z jednym typem, był naprawdę dobrej myśli. Chętnie spisał adres i popędził prosto do celu z jak najbardziej entuzjastycznym nastawieniem. Ani przez chwilę nie miał zastrzeżeń do samego mieszkania, nawet jeśli z początku nie uśmiechała mu się wizja codziennych wspinaczek na ostatnie piętro budynku. Kuchnia była wystarczająco spora, aby spełniać wszelkie wymagania zawodowego kucharza, również miał do dyspozycji własną sypialnię i mógł przymknąć oko na to, że musiał ogarnąć burdel, jaki w niej zastał. Największe zastrzeżenia budziła u niego przede wszystkim osoba współlokatora, którego nie sposób było przy pierwszym spotkaniu nie obdarzyć nieufnym spojrzeniem. Wysoki Rosjanin o ogromnej posturze, surowym spojrzeniu i z bliznami na twarzy wcale nie wyglądał na człowieka łatwego w obyciu. Kiedy jednak podpisywał umowę najmu, wydawało się nie mieć to znaczenia w obliczu płacenia tylko połowy czynszu i pokrywania jedynie połowy wartości wszystkich rachunków.
Ich pierwsze rozmowy był dziwne i niezręczne, ale jakoś przez nie przebrnęli. I tak żyli bardziej obok siebie. Feniks pracował za dnia, a noce przesypiał w spokoju, z kolei Ivan spędzał za barem całe noce, a dnie przesypiał. Tylko zapach jedzenia był w stanie zmusić go do opuszczenia legowiska. Rudzielec dla własnego dobra szerokim łukiem omijał prywatny teren drugiego mężczyzny.
Bałagan był dla niego prawdziwym utrapieniem, zwłaszcza w kuchni, jednak nie zamierzał dobrowolnie przyjąć roli sprzątaczki. Całkowicie mu wystarczało, że od czasu do czasu gotował dla nich obu, dokonując wszelkich starań, aby zapełnić bezdenny żołądek współlokatora. Jedzenie było chyba jedynym, co do niego przemawiało. Ale to akurat miało swoją ogromną zaletę, przynajmniej nie musieli zbyt wiele ze sobą rozmawiać.
– Sam kurwa posprzątaj – wymamrotał pod nosem z jawnym niezadowoleniem, leniwie podnosząc dupsko z łóżka, aby zgarnąć brudne ciuchy z podłogi. Jeszcze w swojej sypialni robił jako takie porządki. Reszta mieszkania była w zbyt rozpaczliwym stanie, żeby z nieprzymuszonej woli zechciał kiedykolwiek ogarnąć ten burdel.
Gdy usłyszał odgłos tłuczonej porcelany, westchnął wręcz cierpiętniczo. O jeden talerz mniej, a wcale nie mają ich tak dużo. Po prostu cudownie.
Dzwonek do drzwi nie poprawił mu humoru, wręcz przeciwnie. Ruszył do drzwi, naparł mocno na klamkę i otworzył wrota piekieł, aby ujrzeć w nich kolejnego nieprzyjemnego typa. Wysoki, dobrze zbudowany gość z morderczym spojrzeniem. Ma już takiego jednego w mieszkaniu. Ale ten drugi był jeszcze gorszy, bo to właśnie ten jegomość przyozdobił mu oko potężnym sińcem, rozciął dolną wargę i pozostawił wiele śladów po ciosach na plecach, korpusie i nogach. Nie miał szans z tym gościem podczas jednej z nielegalnych walk. Po porażce dostał tylko parę groszy na odchodne. Również dobrze mógł nie dostać nic.
Nie wiedział, co ten nieprzyjemny typ robi pod drzwiami jego mieszkania i właściwie niezbyt go to interesowało. Na pewno dostał swoją kasę za walkę, a jeśli tak się jakimś cudem nie stało, to już nie jego problem. Feniks o rewanż też wcale się nie dopraszał, więc po chuj tu przyszedł?
– Już spuściłeś mi wpierdol, więc żegnam.
Po tych słowach postanowił zamknąć drzwi tuż przed nosem groźnego fightera.
Ich pierwsze rozmowy był dziwne i niezręczne, ale jakoś przez nie przebrnęli. I tak żyli bardziej obok siebie. Feniks pracował za dnia, a noce przesypiał w spokoju, z kolei Ivan spędzał za barem całe noce, a dnie przesypiał. Tylko zapach jedzenia był w stanie zmusić go do opuszczenia legowiska. Rudzielec dla własnego dobra szerokim łukiem omijał prywatny teren drugiego mężczyzny.
Bałagan był dla niego prawdziwym utrapieniem, zwłaszcza w kuchni, jednak nie zamierzał dobrowolnie przyjąć roli sprzątaczki. Całkowicie mu wystarczało, że od czasu do czasu gotował dla nich obu, dokonując wszelkich starań, aby zapełnić bezdenny żołądek współlokatora. Jedzenie było chyba jedynym, co do niego przemawiało. Ale to akurat miało swoją ogromną zaletę, przynajmniej nie musieli zbyt wiele ze sobą rozmawiać.
– Sam kurwa posprzątaj – wymamrotał pod nosem z jawnym niezadowoleniem, leniwie podnosząc dupsko z łóżka, aby zgarnąć brudne ciuchy z podłogi. Jeszcze w swojej sypialni robił jako takie porządki. Reszta mieszkania była w zbyt rozpaczliwym stanie, żeby z nieprzymuszonej woli zechciał kiedykolwiek ogarnąć ten burdel.
Gdy usłyszał odgłos tłuczonej porcelany, westchnął wręcz cierpiętniczo. O jeden talerz mniej, a wcale nie mają ich tak dużo. Po prostu cudownie.
Dzwonek do drzwi nie poprawił mu humoru, wręcz przeciwnie. Ruszył do drzwi, naparł mocno na klamkę i otworzył wrota piekieł, aby ujrzeć w nich kolejnego nieprzyjemnego typa. Wysoki, dobrze zbudowany gość z morderczym spojrzeniem. Ma już takiego jednego w mieszkaniu. Ale ten drugi był jeszcze gorszy, bo to właśnie ten jegomość przyozdobił mu oko potężnym sińcem, rozciął dolną wargę i pozostawił wiele śladów po ciosach na plecach, korpusie i nogach. Nie miał szans z tym gościem podczas jednej z nielegalnych walk. Po porażce dostał tylko parę groszy na odchodne. Również dobrze mógł nie dostać nic.
Nie wiedział, co ten nieprzyjemny typ robi pod drzwiami jego mieszkania i właściwie niezbyt go to interesowało. Na pewno dostał swoją kasę za walkę, a jeśli tak się jakimś cudem nie stało, to już nie jego problem. Feniks o rewanż też wcale się nie dopraszał, więc po chuj tu przyszedł?
– Już spuściłeś mi wpierdol, więc żegnam.
Po tych słowach postanowił zamknąć drzwi tuż przed nosem groźnego fightera.
Nieczęsto odwiedzał Ivana. Ich relacja była na tyle niewygodna i pokomplikowana, że Nicolai wolał unikać kontaktu z nim. Jednocześnie przytłaczała go świadomość tego jak bardzo wzajemnie od siebie zależą – nikt inny nie zrozumiałby ich tak, jak rozumieją siebie nawzajem. Właśnie dlatego czasami przełamywał własne opory i ruszał dupę na drugi koniec miasta, żeby sprawdzić co słychać u młodego.
Kiedy ostatni raz się widzieli? Miesiąc temu?
Czuł potrzebę prostego pogadania z Ivanem, omówienia wydarzeń z ostatniego miesiąca. Ot tak, żeby po prostu móc się z kimś podzielić swoimi przeżyciami. Każdy miewał w swoim życiu moment, w którym musiał po prostu porozmawiać z kimś. Nawet, jeśli jest się Ruskiem. Im też zdarza się pogadać.
Jakie było jednak jego zdziwienie, gdy drzwi otworzył mu ten rudzielec. Jasne, że zapamiętał go. Dokładnie pamiętał tę walkę, w której nieco obił mu mordę. I właściwie nawet starał się go odnaleźć po starciu, ale w tej branży prywatność i dyskrecja są niezwykle istotne – z nikogo nie zdołał wydusić jakiejkolwiek pomocnej informacji.
- Well, well… – mruknął pod nosem, unosząc lewą brew w ironicznym geście. Nim jednak zdołał powiedzieć cokolwiek więcej, Feniks postanowił zamknąć mu drzwi przed nosem. W ostatnim momencie zdołał zatrzymać go, wsuwając stopę między futrynę a stare, drewniane wrota.
- Ja do brata. Jest Ivan? – rzucił, jednocześnie uśmiechając się pod nosem z jawnym rozbawieniem.
- Kurwa, Nicolai, nie wiesz, że istnieją jebane telefony? – odezwał się młodszy z braci, wychodząc do przedpokoju, gdy tylko usłyszał głos brata.
Nikt nie mówił z tak mocno brzmiącym rosyjskim akcentem jak ta dwójka.
- Co ty tu robisz, do chuja? – rzucił już w ojczystej mowie, jednocześnie jakoś odruchowo opierając dłoń na ramieniu Feniksa, starając się zrozumieć cokolwiek z tej dziwnej rozmowy, której fragment słyszał stojąc jeszcze w kuchni. – Obił ci mordę? Jak trzeba, mogę mu oddać – odezwał się już po angielsku do swojego współlokatora, jednak w jego głosie pobrzmiewało pewne rozbawienie.
- Gdybym zadzwonił, wymigałbyś się – wtrącił Nicolai, wsuwając się do mieszkania. Najwyraźniej nie miał większego problemu z poczuciem się jak u siebie w domu – od razu zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak, pakując się do salonu.
- Racja. Już nie mam szansy do wymigania się? – mruknął Ivan, ruszając za bratem. Dobrze wiedział jak źle może skończyć się spuszczenie go z oka.
- Nie – odparł Nicolai, wyciągając z reklamówki butelkę rosyjskiej, wysokoprocentowej wódki. – Moja karta przetargowa. Rudy, pijesz z nami.
- Kieliszki chyba mamy czyste... - westchnął pod nosem Ivan, zwracając się w stronę kuchni. - Dobrze, że i tak planowałem załapać dziś wolne.
Kiedy ostatni raz się widzieli? Miesiąc temu?
Czuł potrzebę prostego pogadania z Ivanem, omówienia wydarzeń z ostatniego miesiąca. Ot tak, żeby po prostu móc się z kimś podzielić swoimi przeżyciami. Każdy miewał w swoim życiu moment, w którym musiał po prostu porozmawiać z kimś. Nawet, jeśli jest się Ruskiem. Im też zdarza się pogadać.
Jakie było jednak jego zdziwienie, gdy drzwi otworzył mu ten rudzielec. Jasne, że zapamiętał go. Dokładnie pamiętał tę walkę, w której nieco obił mu mordę. I właściwie nawet starał się go odnaleźć po starciu, ale w tej branży prywatność i dyskrecja są niezwykle istotne – z nikogo nie zdołał wydusić jakiejkolwiek pomocnej informacji.
- Well, well… – mruknął pod nosem, unosząc lewą brew w ironicznym geście. Nim jednak zdołał powiedzieć cokolwiek więcej, Feniks postanowił zamknąć mu drzwi przed nosem. W ostatnim momencie zdołał zatrzymać go, wsuwając stopę między futrynę a stare, drewniane wrota.
- Ja do brata. Jest Ivan? – rzucił, jednocześnie uśmiechając się pod nosem z jawnym rozbawieniem.
- Kurwa, Nicolai, nie wiesz, że istnieją jebane telefony? – odezwał się młodszy z braci, wychodząc do przedpokoju, gdy tylko usłyszał głos brata.
Nikt nie mówił z tak mocno brzmiącym rosyjskim akcentem jak ta dwójka.
- Co ty tu robisz, do chuja? – rzucił już w ojczystej mowie, jednocześnie jakoś odruchowo opierając dłoń na ramieniu Feniksa, starając się zrozumieć cokolwiek z tej dziwnej rozmowy, której fragment słyszał stojąc jeszcze w kuchni. – Obił ci mordę? Jak trzeba, mogę mu oddać – odezwał się już po angielsku do swojego współlokatora, jednak w jego głosie pobrzmiewało pewne rozbawienie.
- Gdybym zadzwonił, wymigałbyś się – wtrącił Nicolai, wsuwając się do mieszkania. Najwyraźniej nie miał większego problemu z poczuciem się jak u siebie w domu – od razu zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak, pakując się do salonu.
- Racja. Już nie mam szansy do wymigania się? – mruknął Ivan, ruszając za bratem. Dobrze wiedział jak źle może skończyć się spuszczenie go z oka.
- Nie – odparł Nicolai, wyciągając z reklamówki butelkę rosyjskiej, wysokoprocentowej wódki. – Moja karta przetargowa. Rudy, pijesz z nami.
- Kieliszki chyba mamy czyste... - westchnął pod nosem Ivan, zwracając się w stronę kuchni. - Dobrze, że i tak planowałem załapać dziś wolne.
Przez chwilę łudził się, że kryzys został zażegnany i będzie mu dane w spokoju rozkoszować się resztą wolnego dnia. Szybko powrócił do rzeczywistości, gdy stopa nieproszonego gościa uniemożliwiła mu całkowite zamknięcie drzwi. Chętnie połamałby mu palce u stopy kolejną próbą zatrzaśnięcia drewnianych wrót, jednak z jego ust wypadły słowa, których kompletnie się nie spodziewał. Rzucił mu zaskoczone spojrzenie, następnie zacisnął usta w wąską linię, gdy z ogromną niechęcią z powrotem otwierał przed nim drzwi na oścież. Musiał przyznać, że podobny obrót spraw nigdy nie przyszedł mu na myśl. Facet, który obił mu mordę, okazał się bratem jego mrukliwego współlokatora. I czasem naprawdę ma wrażenie, że ten tylko szuka pretekstu do tego, aby dać mu w ryja. Powoli zaczynało do niego docierać, że koegzystowanie z jakimkolwiek Rosjaninem jest dla niego niemożliwe. To zbyt popieprzona nacja dla człowieka wychowanego zgodnie z kanadyjskimi standardami.
Gdy dołączył do nich Ivan, zerknął na niego kątem oka, jakby chcąc się upewnić, że rozpoznaje sterczącego w progu mieszkania bruneta. Na jego nieszczęście typ spod ciemnej gwiazdy został rozpoznany. Ba, Ivan zwrócił się do niego nawet po imieniu, więc na pewno się znali. Uwierzenie w to, że są braćmi, wcale nie było takie trudne, mimo to rudzielec wolałby jak najszybciej wyprzeć tę informację ze swej świadomości. Za to chętnie by się dowiedział, co też Ivan powiedział po rosyjsku i dlaczego, do kurwy nędzy, oparł się o niego bez żadnej krępacji.
– Nie trzeba – odparł po chwili z lekkim poirytowaniem, nawet nie potrafiąc się z nim kryć. Nagle stał się obiektem braterskich żartów i wcale mu się to nie podobało. – Dostałem za to kasę – dodał jeszcze w ramach nieścisłego wytłumaczenia. Zamknął drzwi za niezapowiedzianym gościem, na początek ugaszczając go wściekłym spojrzeniem jasnoszarych oczu. Wielka szkoda, że wcześniej nie zadzwonił, wówczas Feniks zamknąłby się u siebie na cztery spusty i uniknął tego nieszczęsnego spotkania. Poza tym, istniała szansa, że Ivan skutecznie spławiłby go podczas rozmowy telefonicznej.
Rosjanin zaproponował mu wspólne picie. Tak, to z całą pewnością nie mogło skończyć się dobrze. Jednak z niemałym zaciekawieniem zerknął na trzymaną przez niego butelkę. W sumie jeden kieliszek nie powinien mu zaszkodzić.
– Poszukam kieliszków.
W mgnieniu oka znalazł się w kuchni, wzrokiem ogarniając stan podłogi. Nie znalazł żadnych ostrych odłamków, więc mógł mieć nadzieję, że Ivan dokładnie zgarnął wszystkie. Zerknął jeszcze na wierzę naczyń ułożoną w zlewie i westchnął ciężko. Jak zwykle złamie się pierwszy i sam wszystko pozmywa. Po przeszukaniu szafek znalazł kieliszki i wyciągnął trzy. Zgarnął jeszcze szklanki i karton soku pomarańczowego, po czym skierował się do salonu, gdzie odłożył wszystko na stół. Za przyniesienie popity na pewno zostanie wyśmiany, w końcu ma pić z Ruskami. Opadł ociężale na jeden z foteli, rzucając im wyczekujące spojrzenie.
– Nie mówiłeś, że masz brata – rzekł oskarżycielsko w stronę Ivana, nie zdejmując przy tym uważnego spojrzenia od Nicolaia. Rzeczywiście wyglądali na braci. Obaj byli wielcy i roztaczali wokół siebie aurę nieprzystępności.
Gdy dołączył do nich Ivan, zerknął na niego kątem oka, jakby chcąc się upewnić, że rozpoznaje sterczącego w progu mieszkania bruneta. Na jego nieszczęście typ spod ciemnej gwiazdy został rozpoznany. Ba, Ivan zwrócił się do niego nawet po imieniu, więc na pewno się znali. Uwierzenie w to, że są braćmi, wcale nie było takie trudne, mimo to rudzielec wolałby jak najszybciej wyprzeć tę informację ze swej świadomości. Za to chętnie by się dowiedział, co też Ivan powiedział po rosyjsku i dlaczego, do kurwy nędzy, oparł się o niego bez żadnej krępacji.
– Nie trzeba – odparł po chwili z lekkim poirytowaniem, nawet nie potrafiąc się z nim kryć. Nagle stał się obiektem braterskich żartów i wcale mu się to nie podobało. – Dostałem za to kasę – dodał jeszcze w ramach nieścisłego wytłumaczenia. Zamknął drzwi za niezapowiedzianym gościem, na początek ugaszczając go wściekłym spojrzeniem jasnoszarych oczu. Wielka szkoda, że wcześniej nie zadzwonił, wówczas Feniks zamknąłby się u siebie na cztery spusty i uniknął tego nieszczęsnego spotkania. Poza tym, istniała szansa, że Ivan skutecznie spławiłby go podczas rozmowy telefonicznej.
Rosjanin zaproponował mu wspólne picie. Tak, to z całą pewnością nie mogło skończyć się dobrze. Jednak z niemałym zaciekawieniem zerknął na trzymaną przez niego butelkę. W sumie jeden kieliszek nie powinien mu zaszkodzić.
– Poszukam kieliszków.
W mgnieniu oka znalazł się w kuchni, wzrokiem ogarniając stan podłogi. Nie znalazł żadnych ostrych odłamków, więc mógł mieć nadzieję, że Ivan dokładnie zgarnął wszystkie. Zerknął jeszcze na wierzę naczyń ułożoną w zlewie i westchnął ciężko. Jak zwykle złamie się pierwszy i sam wszystko pozmywa. Po przeszukaniu szafek znalazł kieliszki i wyciągnął trzy. Zgarnął jeszcze szklanki i karton soku pomarańczowego, po czym skierował się do salonu, gdzie odłożył wszystko na stół. Za przyniesienie popity na pewno zostanie wyśmiany, w końcu ma pić z Ruskami. Opadł ociężale na jeden z foteli, rzucając im wyczekujące spojrzenie.
– Nie mówiłeś, że masz brata – rzekł oskarżycielsko w stronę Ivana, nie zdejmując przy tym uważnego spojrzenia od Nicolaia. Rzeczywiście wyglądali na braci. Obaj byli wielcy i roztaczali wokół siebie aurę nieprzystępności.
Ivan potarł dłonią szorstki już policzek, starając się jakoś otrzeźwić po popołudniowej drzemce. Właściwie dopiero po chwili – gdy Nicolai już wygodnie rozsiadł się na kanapie, zgrywając pana i władcę – zaczęło do niego docierać, że zaraz mają siąść. W jego salonie. We trójkę. Pić alkohol. Rosyjską wódkę.
Choć gdzieś tam w tle zapaliła mu się czerwona lampka, to jednocześnie czuł niezwykle naglącą potrzebę zignorowania jej. Nie mógł go pilnować – obaj byli już dorośli, a w razie jakichkolwiek problemów poradziliby sobie. Prawda? Prawda. Przecież twarz Ivana była największym dowodem na to, że jako-tako radzili sobie zawsze. Mogliby wręcz robić doktorat z wychodzenia z trudnych sytuacji.
- Nie pochwalił się mną, zaskakujące… – mruknął pod nosem Nicolai, zawieszając uważne spojrzenie na młodszym bracie. Ivan zmarszczył czoło, siadając na drugim fotelu z niskim, ciężkim westchnieniem. No co miał mu odpowiedzieć? Że się raczej nie przyznaje?
- Nie było okazji – skomentował.
- Jasne, że nie było… – odparł krótkowłosy, jednocześnie uśmiechając się pod nosem w bardzo typowy dla siebie sposób – drapieżny, otoczony jakąś słodką tajemnicą i właśnie przez to kuszący. Momentalnie na widok tego wyrazu twarzy spojrzenie Ivana zrobiło się znacznie bardziej czujne i nieco przesadnie skupione na kolejnych gestach brata.
- Więc jak się poznaliście? – zapytał, chcąc wejść na jakiś stosunkowo neutralny tor.
- Obiłem mu mordę, jak już wspomnieliśmy.
- To mnie nie dziwi. Czasami mam wrażenie, że na dzień dobry obijasz ludziom mordę. Wchodzisz do warzywniaka, wychodzisz z pomidorami, a sprzedawczyni z limem – skomentował Ivan.
O ile widząc Nicolaia jako-tako się ucieszył, bo dawno gnoja nie widział, to w chwili obecnej cała radość z niego zeszła, ustępując irytacji. Przy nim musiał być nieustannie skupiony, całkowicie skoncentrowany, pilnując zarówno siebie jak i jego. A w tym momencie poniekąd także Feniksa.
- Bardziej ciekawi mnie, gdzie podziała się twoja kurwa, Ivan. I skąd wy się znacie – odparł Nicolai, obrzucając uważnym spojrzeniem Feniksa. Kiedy na stole pojawiły się kieliszki, od razu zajął się napełnianiem ich alkoholem, nie komentując popity. Przyszedł na wódkę, nie na sok.
Ivan natomiast nie odpowiedział, marszcząc czoło. Zupełnie tak, jakby ta jedna uwaga była fizycznym ciosem, a nie neutralnym stwierdzeniem. Darując sobie odpowiedź, sięgnął po kieliszek i sprawnie wypił jego zawartość, krzywiąc się krótko.
Choć gdzieś tam w tle zapaliła mu się czerwona lampka, to jednocześnie czuł niezwykle naglącą potrzebę zignorowania jej. Nie mógł go pilnować – obaj byli już dorośli, a w razie jakichkolwiek problemów poradziliby sobie. Prawda? Prawda. Przecież twarz Ivana była największym dowodem na to, że jako-tako radzili sobie zawsze. Mogliby wręcz robić doktorat z wychodzenia z trudnych sytuacji.
- Nie pochwalił się mną, zaskakujące… – mruknął pod nosem Nicolai, zawieszając uważne spojrzenie na młodszym bracie. Ivan zmarszczył czoło, siadając na drugim fotelu z niskim, ciężkim westchnieniem. No co miał mu odpowiedzieć? Że się raczej nie przyznaje?
- Nie było okazji – skomentował.
- Jasne, że nie było… – odparł krótkowłosy, jednocześnie uśmiechając się pod nosem w bardzo typowy dla siebie sposób – drapieżny, otoczony jakąś słodką tajemnicą i właśnie przez to kuszący. Momentalnie na widok tego wyrazu twarzy spojrzenie Ivana zrobiło się znacznie bardziej czujne i nieco przesadnie skupione na kolejnych gestach brata.
- Więc jak się poznaliście? – zapytał, chcąc wejść na jakiś stosunkowo neutralny tor.
- Obiłem mu mordę, jak już wspomnieliśmy.
- To mnie nie dziwi. Czasami mam wrażenie, że na dzień dobry obijasz ludziom mordę. Wchodzisz do warzywniaka, wychodzisz z pomidorami, a sprzedawczyni z limem – skomentował Ivan.
O ile widząc Nicolaia jako-tako się ucieszył, bo dawno gnoja nie widział, to w chwili obecnej cała radość z niego zeszła, ustępując irytacji. Przy nim musiał być nieustannie skupiony, całkowicie skoncentrowany, pilnując zarówno siebie jak i jego. A w tym momencie poniekąd także Feniksa.
- Bardziej ciekawi mnie, gdzie podziała się twoja kurwa, Ivan. I skąd wy się znacie – odparł Nicolai, obrzucając uważnym spojrzeniem Feniksa. Kiedy na stole pojawiły się kieliszki, od razu zajął się napełnianiem ich alkoholem, nie komentując popity. Przyszedł na wódkę, nie na sok.
Ivan natomiast nie odpowiedział, marszcząc czoło. Zupełnie tak, jakby ta jedna uwaga była fizycznym ciosem, a nie neutralnym stwierdzeniem. Darując sobie odpowiedź, sięgnął po kieliszek i sprawnie wypił jego zawartość, krzywiąc się krótko.
Uważnie przyglądał się zachowaniu braci, ale to nie pomagało mu stwierdzić, czy ci się kochają, czy może raczej nienawidzą. Nicolai czuł się całkiem swobodnie w mieszkaniu krewniaka i w mgnieniu oka wygodnie rozsiadł się na jego kanapie, z kolei Ivan wydawał się z każdą chwilą być coraz bardziej czujny, choć podczas powitania zachowywał się całkiem normalnie. To słowa rudzielca sprawiły, że atmosfera odrobinę zgęstniała. W sumie nie może mieć pretensji do Ivana, że nic nie wie o jego rodzinie, w końcu nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Jeśli już zdarzyło im się zamienić kilka zdań, to zazwyczaj była to niezobowiązująca wymiana informacji na temat wspólnej przestrzeni, w której przyszło im żyć. Najwięcej było wzmianek o stanie otaczającego ich chlewu, choć zdarzało im się niekiedy podzielić komentarzem na temat kiepskich warunków w pracy. Dla spokoju obaj obrali taktykę trzymania się od siebie z daleka, tak było łatwiej.
Bracia wdali się w dialog, a Feniks spokojnie się mu przysłuchiwał, wyłapując co ciekawsze informacje. Szybko zrodził się w nim bunt, gdy przyszło do wyjaśnień, jak właściwie poznał brata Ivana. Nie był kimś, kto po prostu da sobie ot tak obić mordę, sam podczas ich starcia zadał wiele solidnych ciosów. Trafił na silniejszego przeciwnika, prawda, jednak Nicolai musiał odczuć skutki serii ciosów wycelowanych w jego korpus. Ale nie wcisnął swoich trzy groszy, w tym przypadku wolał ugryźć się w język, bo znalazł się między dwoma pierdolonymi samcami alfa. Mateczka Rosja rodzi chyba samych takich dominantów.
Wcale nie podobało mu się to uważnie spojrzenie wbite w jego osobę. I nie pochwalał tego, w jaki sposób Ivan uciekł od tematu. Domyślał się, że ten mocno przeżył rozstanie z kochankiem, ale nigdy o to nie zapytał. Nicolai z kolei był w większym lub mniejszym stopniu poinformowany i perfidnie wykorzystywał tę wiedzę. Czyli jednak bracia lubią grać sobie na nerwach.
– Właściwie dopiero się poznaliśmy. Ivan szukał współlokatora, a ja mieszkania.
Sięgnął w końcu po kieliszek i szybko opróżnił go z zawartości. Alkohol sprawił, ze cały jego przełyk stanął w ogniu. Momentalnie skrzywił się i zacisnął mocno usta, próbując jakoś poradzić sobie z piekącym językiem.
– Kurwa – wysyczał pod nosem i bez namysłu sięgnął po karton soku oraz jedną ze szklanek, aby ją napełnić. Może i było to zachowanie mało męskie, a dla towarzyszy zaiste komiczne, jednak musiał popić to gówno. Rzadko pił alkohol, zazwyczaj wybierał tanie piwo. Słyszał legendy o rosyjskiej wódce, ale nigdy nie miał okazji jej próbować.
– Sami to cholerstwo pijcie.
Przetarł usta wierzchem dłoni, całkowicie rezygnując z dalszej zabawy. Niby słabej głowy nie ma, ale nie ma szans w piciu z Rosjanami wódki z ich rodzimego kraju.
Bracia wdali się w dialog, a Feniks spokojnie się mu przysłuchiwał, wyłapując co ciekawsze informacje. Szybko zrodził się w nim bunt, gdy przyszło do wyjaśnień, jak właściwie poznał brata Ivana. Nie był kimś, kto po prostu da sobie ot tak obić mordę, sam podczas ich starcia zadał wiele solidnych ciosów. Trafił na silniejszego przeciwnika, prawda, jednak Nicolai musiał odczuć skutki serii ciosów wycelowanych w jego korpus. Ale nie wcisnął swoich trzy groszy, w tym przypadku wolał ugryźć się w język, bo znalazł się między dwoma pierdolonymi samcami alfa. Mateczka Rosja rodzi chyba samych takich dominantów.
Wcale nie podobało mu się to uważnie spojrzenie wbite w jego osobę. I nie pochwalał tego, w jaki sposób Ivan uciekł od tematu. Domyślał się, że ten mocno przeżył rozstanie z kochankiem, ale nigdy o to nie zapytał. Nicolai z kolei był w większym lub mniejszym stopniu poinformowany i perfidnie wykorzystywał tę wiedzę. Czyli jednak bracia lubią grać sobie na nerwach.
– Właściwie dopiero się poznaliśmy. Ivan szukał współlokatora, a ja mieszkania.
Sięgnął w końcu po kieliszek i szybko opróżnił go z zawartości. Alkohol sprawił, ze cały jego przełyk stanął w ogniu. Momentalnie skrzywił się i zacisnął mocno usta, próbując jakoś poradzić sobie z piekącym językiem.
– Kurwa – wysyczał pod nosem i bez namysłu sięgnął po karton soku oraz jedną ze szklanek, aby ją napełnić. Może i było to zachowanie mało męskie, a dla towarzyszy zaiste komiczne, jednak musiał popić to gówno. Rzadko pił alkohol, zazwyczaj wybierał tanie piwo. Słyszał legendy o rosyjskiej wódce, ale nigdy nie miał okazji jej próbować.
– Sami to cholerstwo pijcie.
Przetarł usta wierzchem dłoni, całkowicie rezygnując z dalszej zabawy. Niby słabej głowy nie ma, ale nie ma szans w piciu z Rosjanami wódki z ich rodzimego kraju.
- O jaki delikatny – roześmiał się Nicolai, komentując reakcję Feniksa na cierpki trunek. Dobrze wiedział, że Ivan również gustował w nieco mniej agresywnych alkoholach, ale znosił to dzielniej niż rudzielec. – Szkoda, że pozbyłeś się Camilla. Miałem przynajmniej kompana do picia – westchnął cierpiętniczo wręcz.
Ivan zmierzył go niechętnym spojrzeniem, tym razem samemu łapiąc za butelkę alkoholu, aby napełnić wszystkie trzy kieliszki po sam brzeg. Chwilę później nalał sobie też soku pomarańczowego – co jak co, ale katować to się nie zamierzał. Wystarczyło, że Nico wyręczał go w tym, nieustannie wspominając tę francuską kurwę, która przewinęła się przez jego życie, robiąc w nim konkretny rozpierdol.
- Czym się zajmujesz, młody? Tańczysz na rurze w klubie? Obciągasz obcym facetom w klubach? – Nicolai zwrócił uważne spojrzenie w stronę Feniksa, unosząc lewą brew w geście szczerego zainteresowania tematem.
- To nie Camille. Ma porządną robotę, dorzuca się do rachunków i czasami robi pożyteczne rzeczy – burknął Ivan, chcąc zgasić zapał Nicolaia do męczenia tego tematu.
- Więc nie zapełniasz sobie pustki po tamtej dziwce? – padło pytanie po rosyjsku.
- Nie. Nic nie robię. Potrzebowałem kogoś do płacenia połowy rachunków – westchnął, po angielsku. Twierdził, że niegrzecznie jest posługiwać się ojczystym językiem, który mógłby okazać się niezrozumiały dla wszystkich w towarzystwie.
- Czym więc się zajmujesz? – znów uważne spojrzenie Nico skupiło się na nieznajomym, acz intrygującym Feniksie.
Ivan zmierzył go niechętnym spojrzeniem, tym razem samemu łapiąc za butelkę alkoholu, aby napełnić wszystkie trzy kieliszki po sam brzeg. Chwilę później nalał sobie też soku pomarańczowego – co jak co, ale katować to się nie zamierzał. Wystarczyło, że Nico wyręczał go w tym, nieustannie wspominając tę francuską kurwę, która przewinęła się przez jego życie, robiąc w nim konkretny rozpierdol.
- Czym się zajmujesz, młody? Tańczysz na rurze w klubie? Obciągasz obcym facetom w klubach? – Nicolai zwrócił uważne spojrzenie w stronę Feniksa, unosząc lewą brew w geście szczerego zainteresowania tematem.
- To nie Camille. Ma porządną robotę, dorzuca się do rachunków i czasami robi pożyteczne rzeczy – burknął Ivan, chcąc zgasić zapał Nicolaia do męczenia tego tematu.
- Więc nie zapełniasz sobie pustki po tamtej dziwce? – padło pytanie po rosyjsku.
- Nie. Nic nie robię. Potrzebowałem kogoś do płacenia połowy rachunków – westchnął, po angielsku. Twierdził, że niegrzecznie jest posługiwać się ojczystym językiem, który mógłby okazać się niezrozumiały dla wszystkich w towarzystwie.
- Czym więc się zajmujesz? – znów uważne spojrzenie Nico skupiło się na nieznajomym, acz intrygującym Feniksie.
Z grzeczności miał udawać, że rosyjska wódka przypadła mu do gustu, a towarzystwo drugiego Rosjanina sprawiało mu przyjemność? Takie zachowanie nie miało u niego racji bytu. Ciężko przychodziło mu znosić humory samego Ivana, teraz z kolei miał na głowie nie tylko jego, ale również jego brata, który też do przyjemniaczków nie należał. Pozornie wydawał się tym bardziej otwartym i towarzyskim bratem, jednak za jego uśmiechami oraz spojrzeniami kryło się coś nieprzyjemnego. Ale to kąśliwe słowa stanowiły jego najskuteczniejszą broń, choć i z zaciśniętych pięści potrafił dobrze korzystać. Feniks zdążył już się o tym przekonać na własnej skórze.
Prostackie pytania rozjuszyły go bardziej niż jakikolwiek cios. Aż zacisnął zęby z wściekłości. Wiele kosztowało go to, aby zachować opanowanie. Niemiłosiernie wkurwiało go to, że podczas starcia nie miałby żadnych szans na to, żeby zatryumfować nad wyższym i lepiej zbudowanym Nicolaiem. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu wszczynanie bójek z Rosjanami. Każdy z nich mógłby go zetrzeć na proch.
– Nie szmacę się w klubach – odparł gniewnie, rzucając rozmówcy wściekłe spojrzenie. – Możesz więc być spokojny o swoją klientelę – dodał po chwili z ogromną dawką zgryźliwości, unosząc przy tym kąciki ust w podłym uśmieszku. Też potrafił być bezczelny. Jeśli nieproszony gość myślał, że może sobie pozwolić na wszystko, to bardzo się przeliczył. Temat zarabiania na różne sposoby w klubach zbyt mocno go interesował. Czyżby sam robił za lachociąga w jakiejś spelunie? Sama myśl była absurdalna, przez co tak bardzo zabawna.
To, że Ivan miał o nim dobre zdanie, a na to wskazywały jego słowa, było zaskakujące i na swój sposób całkiem miłe. Zapewne został doceniony przez te wszystkie próby zapełnienia żołądka współlokatora. Poza tym, Fen miał przeczucie, że chyba każdy w miarę ogarnięty najemca prezentowałby się lepiej od byłego partnera Ivana. Jak na razie udało mu się usłyszeć o nim same niepochlebne uwagi.
– Truję ludzi – odparł śmiało, nawet przez chwilę nie wahając się przed udzieleniem takiej odpowiedzi. Kurwa, z nim się nie zadziera, a już na pewno nie w miejscu jego pracy, gdzie ma pod ręką sporą ilość cholernie ostrych noży. – Ivan może dać świadectwo moim umiejętnościom kulinarnym.
Tu zerknął wymownie na młodszego z braci, teraz to jemu rzucając chytry uśmieszek, choć w zdecydowanie łagodniejszym wydaniu.
– A ty czym się zajmujesz? Podejrzewam, że jednak nie utrzymałbyś się z obciągania obcym facetom w klubach. Bez urazy.
Ależ oczywiście, że z urazą! Niech dupka dotkną te słowa.
Prostackie pytania rozjuszyły go bardziej niż jakikolwiek cios. Aż zacisnął zęby z wściekłości. Wiele kosztowało go to, aby zachować opanowanie. Niemiłosiernie wkurwiało go to, że podczas starcia nie miałby żadnych szans na to, żeby zatryumfować nad wyższym i lepiej zbudowanym Nicolaiem. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu wszczynanie bójek z Rosjanami. Każdy z nich mógłby go zetrzeć na proch.
– Nie szmacę się w klubach – odparł gniewnie, rzucając rozmówcy wściekłe spojrzenie. – Możesz więc być spokojny o swoją klientelę – dodał po chwili z ogromną dawką zgryźliwości, unosząc przy tym kąciki ust w podłym uśmieszku. Też potrafił być bezczelny. Jeśli nieproszony gość myślał, że może sobie pozwolić na wszystko, to bardzo się przeliczył. Temat zarabiania na różne sposoby w klubach zbyt mocno go interesował. Czyżby sam robił za lachociąga w jakiejś spelunie? Sama myśl była absurdalna, przez co tak bardzo zabawna.
To, że Ivan miał o nim dobre zdanie, a na to wskazywały jego słowa, było zaskakujące i na swój sposób całkiem miłe. Zapewne został doceniony przez te wszystkie próby zapełnienia żołądka współlokatora. Poza tym, Fen miał przeczucie, że chyba każdy w miarę ogarnięty najemca prezentowałby się lepiej od byłego partnera Ivana. Jak na razie udało mu się usłyszeć o nim same niepochlebne uwagi.
– Truję ludzi – odparł śmiało, nawet przez chwilę nie wahając się przed udzieleniem takiej odpowiedzi. Kurwa, z nim się nie zadziera, a już na pewno nie w miejscu jego pracy, gdzie ma pod ręką sporą ilość cholernie ostrych noży. – Ivan może dać świadectwo moim umiejętnościom kulinarnym.
Tu zerknął wymownie na młodszego z braci, teraz to jemu rzucając chytry uśmieszek, choć w zdecydowanie łagodniejszym wydaniu.
– A ty czym się zajmujesz? Podejrzewam, że jednak nie utrzymałbyś się z obciągania obcym facetom w klubach. Bez urazy.
Ależ oczywiście, że z urazą! Niech dupka dotkną te słowa.
Ivan nigdy zbyt wiele mówił – z jednej strony chodził o naturalną barierę językową. Wiedział dobrze, że jego angielski czasami brzmi zabawnie i że niekoniecznie wszystko zdołałby przekazać w tym języku zrozumiale. Nie czuł się pewnie, wolał więc milczeć.
Nicolai robił za tego bardziej światowego w ich popieprzonym duecie. To on znacznie szybciej odnalazł się w nowym miejscu i z nowymi ludźmi, zatem gdy zdarzyło im się rozmawiać z kimś we dwoje, to ten starszy zawsze błyszczał. Ivan siedział raczej cicho, popijając wódkę z beznamiętnym wyrazem twarzy. Ot, wielki gbur i tyle.
- Świetnie gotujesz – przyznał z wyraźnie brzmiącym akcentem. – Za mało. Ale dobrze. Na szczęście ruskie są odporne na większość trucizn. Cecha genetyczna – mruknął, sięgając po kieliszek. Sprawnie opróżnił jego zawartość, jednocześnie kątem oka obserwując Nico. Sam nie czuł się swobodnie – siedział na swym fotelu lekko pochylony, spięty. A Nicolai… Jak u siebie. Rozsiadł się wygodnie, wyciągając długie nogi przed siebie.
- Prowadzę interesy – odparł krótkowłosy, wcale nie będąc urażony tym przytykiem. Nieudolne próby opanowania sytuacji bawiły go – ani Feniks, ani Ivan nie mogli być liderem, gdy w pokoju znajdował się on. – Aktualnie rozszerzam firmę. O dział gastronomiczny – wyjaśnił, unosząc lewą brew.
- Dobrze płaci – wtrącił Ivan. – Ale chujowy z niego szef.
- Wymagający. Ivan nie podołał wymaganiom, więc odszedł – sprostował z pewnym naciskiem w głosie, jawną sugestią, że brat nieco krzyżuje jego plany.
- Komputery nie są dla mnie – odparł, wzruszając ramionami.
Atmosfera wydawała się gęsta i ciężka – gdyby nie to, że dobrze znał Nicolaia, już dawno olałby temat i zostawił ich samych. Westchnął, podnosząc się z miejsca. Fotel zaskrzypiał charakterystycznie, doznając jawnej ulgi, gdy ta potężna masa zeszła z niego. Ale wrócił już po chwili, trzymając w dłoni paczkę papierosów.
- „Sportowcy” nie palą? – mruknął wydobywając jednego. – Swoją drogą, Nico, chyba pora na ciebie, nie? Nie masz komuś obić dziś mordy czy co? – westchnął, chcąc go spławić. Z taktem i subtelnością godną ruska.
- Mm, nie. Ale chętnie wybrałbym się na drina do baru. Feniks, idziesz? – rzucił. I to jedno zdanie niezwykle mocno obudziło czujność Ivana. Momentalnie jego ramiona napięły się, a spojrzenie stało bardziej czujne, uważne.
Nicolai robił za tego bardziej światowego w ich popieprzonym duecie. To on znacznie szybciej odnalazł się w nowym miejscu i z nowymi ludźmi, zatem gdy zdarzyło im się rozmawiać z kimś we dwoje, to ten starszy zawsze błyszczał. Ivan siedział raczej cicho, popijając wódkę z beznamiętnym wyrazem twarzy. Ot, wielki gbur i tyle.
- Świetnie gotujesz – przyznał z wyraźnie brzmiącym akcentem. – Za mało. Ale dobrze. Na szczęście ruskie są odporne na większość trucizn. Cecha genetyczna – mruknął, sięgając po kieliszek. Sprawnie opróżnił jego zawartość, jednocześnie kątem oka obserwując Nico. Sam nie czuł się swobodnie – siedział na swym fotelu lekko pochylony, spięty. A Nicolai… Jak u siebie. Rozsiadł się wygodnie, wyciągając długie nogi przed siebie.
- Prowadzę interesy – odparł krótkowłosy, wcale nie będąc urażony tym przytykiem. Nieudolne próby opanowania sytuacji bawiły go – ani Feniks, ani Ivan nie mogli być liderem, gdy w pokoju znajdował się on. – Aktualnie rozszerzam firmę. O dział gastronomiczny – wyjaśnił, unosząc lewą brew.
- Dobrze płaci – wtrącił Ivan. – Ale chujowy z niego szef.
- Wymagający. Ivan nie podołał wymaganiom, więc odszedł – sprostował z pewnym naciskiem w głosie, jawną sugestią, że brat nieco krzyżuje jego plany.
- Komputery nie są dla mnie – odparł, wzruszając ramionami.
Atmosfera wydawała się gęsta i ciężka – gdyby nie to, że dobrze znał Nicolaia, już dawno olałby temat i zostawił ich samych. Westchnął, podnosząc się z miejsca. Fotel zaskrzypiał charakterystycznie, doznając jawnej ulgi, gdy ta potężna masa zeszła z niego. Ale wrócił już po chwili, trzymając w dłoni paczkę papierosów.
- „Sportowcy” nie palą? – mruknął wydobywając jednego. – Swoją drogą, Nico, chyba pora na ciebie, nie? Nie masz komuś obić dziś mordy czy co? – westchnął, chcąc go spławić. Z taktem i subtelnością godną ruska.
- Mm, nie. Ale chętnie wybrałbym się na drina do baru. Feniks, idziesz? – rzucił. I to jedno zdanie niezwykle mocno obudziło czujność Ivana. Momentalnie jego ramiona napięły się, a spojrzenie stało bardziej czujne, uważne.
Spodziewał się, że Ivan burknie coś pod nosem w odpowiedzi, uznając to za wystarczające świadectwo. Zrobił znacznie więcej. Nie tylko otwarcie pochwalił jego kunszt kulinarny – co było imponujące nawet w obliczu dalszego komentarza co do ilości przyrządzanego jedzenia – zdobył się nawet na żartobliwą wypowiedź. Rzecz jasna nie brzmiała aż tak zabawnie w jego ustach, gdy cały czas starał się zachować czujność i nie zdejmował wzroku z własnego brata, jakby miał do czynienia z największym wrogiem. Samo patrzenie na niego w tym stanie wiecznej gotowości irytowało.
– Nie gotuję za mało – zaprotestował natychmiast, w tym samym momencie posyłając współlokatorowi wręcz oskarżycielskie spojrzenie, które jednak traciło na swej ostrości przez błąkający się na ustach rudzielca tryumfalny uśmiech. – To ty żresz bez opamiętania.
Wcale nie starał się być wredny, tak naprawdę było. Ledwo podsuwał mu pod ryj pełen talerz, a już po chwili żarłok wracał z pustym i domagał się dokładki. Czasem nawet nie zawracał sobie głowy wysuwaniem żądań, sam dobierał się do garnków i całkowicie je opróżniał. Taka była jego natura, a Feniks niespecjalnie zamierzał z nią walczyć, choć taki stan rzeczy wcale mu się nie podobał. Ich lodówka zwyczajnie nie mogła być pełna, jej zawartość znikała w błyskawicznym tempie.
Szybko jednak skupił uwagę na drugim bracie, w myślach powoli go sobie podsumowując. Czuł, że powinien trzymać się od niego z daleka. Być może wynika to z okoliczności, w jakich spotkali się po raz pierwszy, jednak Nicolai nie przypadł mu do gustu. Instynktownie zachowywał dystans. Skoro nawet Ivan siedział w swoim ukochanym fotelu jak na szpilkach tylko z powodu obecności brata, to Feniks, jako kompletnie obcy człowiek, powinien jeszcze bardziej uważać.
– W takim razie życzę powodzenia – dorzucił całkiem swobodnie swoje trzy grosze, niezbyt przejmując się tym drobnym zgrzytem między braćmi. Ich relacja z pewnością była pogmatwana, widać to było jak na dłoni po zaledwie chwilowej obserwacji.
– Wystarczy, że ty tutaj palisz.
Złe relacje między nimi to ich sprawy, a Feniks nie zamierzał wtykać w nie nosa. Czuł jednak, że w jakiś sposób jest w nie wciągany. Samo zaproszenie ze strony Nicolaia było podejrzane, o czym przekonała go reakcja Ivana, który momentalnie cały się spiął.
– Spasuję. Wystarczy mi na dziś.
Na potwierdzenie swych słów chwycił za wypełniony kieliszek i odważnie opróżnił go za jednym razem, po czym skrzywił się mocno, zaciskając mocno usta. To był pierwszy i ostatni raz, gdy pił rosyjską wódkę. Zaraz opróżnił szklankę z soku, aby złagodzić uczucie pieczenia, które opanowało jego język i przełyk.
– Baw się dobrze.
– Nie gotuję za mało – zaprotestował natychmiast, w tym samym momencie posyłając współlokatorowi wręcz oskarżycielskie spojrzenie, które jednak traciło na swej ostrości przez błąkający się na ustach rudzielca tryumfalny uśmiech. – To ty żresz bez opamiętania.
Wcale nie starał się być wredny, tak naprawdę było. Ledwo podsuwał mu pod ryj pełen talerz, a już po chwili żarłok wracał z pustym i domagał się dokładki. Czasem nawet nie zawracał sobie głowy wysuwaniem żądań, sam dobierał się do garnków i całkowicie je opróżniał. Taka była jego natura, a Feniks niespecjalnie zamierzał z nią walczyć, choć taki stan rzeczy wcale mu się nie podobał. Ich lodówka zwyczajnie nie mogła być pełna, jej zawartość znikała w błyskawicznym tempie.
Szybko jednak skupił uwagę na drugim bracie, w myślach powoli go sobie podsumowując. Czuł, że powinien trzymać się od niego z daleka. Być może wynika to z okoliczności, w jakich spotkali się po raz pierwszy, jednak Nicolai nie przypadł mu do gustu. Instynktownie zachowywał dystans. Skoro nawet Ivan siedział w swoim ukochanym fotelu jak na szpilkach tylko z powodu obecności brata, to Feniks, jako kompletnie obcy człowiek, powinien jeszcze bardziej uważać.
– W takim razie życzę powodzenia – dorzucił całkiem swobodnie swoje trzy grosze, niezbyt przejmując się tym drobnym zgrzytem między braćmi. Ich relacja z pewnością była pogmatwana, widać to było jak na dłoni po zaledwie chwilowej obserwacji.
– Wystarczy, że ty tutaj palisz.
Złe relacje między nimi to ich sprawy, a Feniks nie zamierzał wtykać w nie nosa. Czuł jednak, że w jakiś sposób jest w nie wciągany. Samo zaproszenie ze strony Nicolaia było podejrzane, o czym przekonała go reakcja Ivana, który momentalnie cały się spiął.
– Spasuję. Wystarczy mi na dziś.
Na potwierdzenie swych słów chwycił za wypełniony kieliszek i odważnie opróżnił go za jednym razem, po czym skrzywił się mocno, zaciskając mocno usta. To był pierwszy i ostatni raz, gdy pił rosyjską wódkę. Zaraz opróżnił szklankę z soku, aby złagodzić uczucie pieczenia, które opanowało jego język i przełyk.
– Baw się dobrze.
- Doskonale cię rozumiem. W dzieciństwie musiałem z nim walczyć o każdą kanapkę – powiedział Nicolai, posyłając bratu spojrzenie pełne szczerego rozbawienia. Przechylił lekko głowę w bok, wracając zaraz uważnym spojrzeniem w kierunku Feniksa. Czyżby właśnie Rudy odmówił mu udania się na randkę? Oho. Coś naprawdę nieczęsto spotykanego… Właściwie starszy z braci kompletnie nie był przyzwyczajony do odmawiania. Skoro Ivan godził się na wszystko, to inni też tak właśnie powinni robić, prawda? Skoro nawet Iv mu ustępował!
To nie było wygodne. Ten cały sprzeciw.
- Skoro tak, okej. Ale następnym razem nie odpuszczę tak szybko – stwierdził ostatecznie, nie chcąc tracić klasy. Podniósł się w końcu, a zaraz po nim swoje miejsce opuścił Ivan, chcąc odprowadzić brata do wyjścia. – Do następnego – rzucił jeszcze przelotnie w stronę Feniksa, ruszając do wyjścia.
Kiedy zostali sami, Ivan i Nicolai wymienili się kilkoma prostymi uwagami w swoim ojczystym języku. Brzmiało to neutralnie, ale jednak panowała między nimi dość napięta atmosfera, którą Ivan podkreślił, gdy z impetem zatrzasnął za bratem drzwi.
- Jebany – mruknął pod nosem, wracając leniwym krokiem do salonu, żeby ostatecznie… Paść na kanapę. Nie usiadł, nie rozsiadł się, a z impetem po porostu pierdolnął, zaraz przewracając się na plecy, przeciągając. Wyglądał jak wielki, rozleniwiony niedźwiedź.
- Rosyjska wódka budzi w nim skurwiela, sorry – mruknął, zerkając w stronę Feniksa.
To nie było wygodne. Ten cały sprzeciw.
- Skoro tak, okej. Ale następnym razem nie odpuszczę tak szybko – stwierdził ostatecznie, nie chcąc tracić klasy. Podniósł się w końcu, a zaraz po nim swoje miejsce opuścił Ivan, chcąc odprowadzić brata do wyjścia. – Do następnego – rzucił jeszcze przelotnie w stronę Feniksa, ruszając do wyjścia.
Kiedy zostali sami, Ivan i Nicolai wymienili się kilkoma prostymi uwagami w swoim ojczystym języku. Brzmiało to neutralnie, ale jednak panowała między nimi dość napięta atmosfera, którą Ivan podkreślił, gdy z impetem zatrzasnął za bratem drzwi.
- Jebany – mruknął pod nosem, wracając leniwym krokiem do salonu, żeby ostatecznie… Paść na kanapę. Nie usiadł, nie rozsiadł się, a z impetem po porostu pierdolnął, zaraz przewracając się na plecy, przeciągając. Wyglądał jak wielki, rozleniwiony niedźwiedź.
- Rosyjska wódka budzi w nim skurwiela, sorry – mruknął, zerkając w stronę Feniksa.
Feniks nie był ślepy, z kolei Nicolai był w swoim zachowaniu aż zanadto oczywisty. Nawet mniej spostrzegawczy osobnik wyłapałby wszystkie jego uważne spojrzenia. Te bezczelne uśmieszki też były zauważalne. Był świadom tego, że zaintrygował starszego brata swoją osobą, choć przecież wcale się o to nie starał. Ktoś inny uznałby to za komplement, rudzielec z kolei widział w tym jedynie wielki problem. Niezachwiana postawa Rosjanina dosadnie pokazywała, że znajomość z nim oznacza kłopoty. Sytuacja może przedstawiać się jeszcze gorzej, skoro okazywał zainteresowanie. I z pewnością nie miał w tym czystych intencji. Poniekąd jego ciekawość była uzasadniona – spotyka w mieszkaniu brata człowieka, któremu obił mordę podczas nielegalnej walki. Z drugiej strony ten sam powód powinien go nieco stopować. Jako współlokator Ivana nie chciał wchodzić w żaden sposób między braci. W tym postanowieniu upewniały go reakcje młodszego Rosjanina.
Starszy Roshenko spotkał się z odmową i jakoś ją przełknął. Lecz po chwili śmiało nakreślił swoje stanowisko w tej sprawie. Nie odpuści, gdy już ktoś zdołał przyciągnąć jego uwagę. Instynkt Feniksa dobrze mu podpowiadał, że napotkał problematycznego jegomościa.
– Do zobaczenia – rzucił w ramach pożegnania i już mrukliwy ton wypowiedzi mówił, jak bardzo raduje go wizja ich kolejnego spotkania. Do takowego z pewnością dojdzie, przecież zapowiedział je sam zainteresowany.
Był święcie przekonany, że rozmowa braci, toczona już przy drzwiach wejściowych i to po rosyjsku, dotyczy jego osoby. Może był to początek paranoi, mimo to wolał mieć się na baczności przy tych dwóch. Z jednym mieszka, więc zdążył się już nauczyć, że nie można przemówić draniowi do rozumu. A starszy braciszek wydaje się jeszcze bardziej uparty, pewny siebie i władczy.
Ulżyło mu, kiedy drzwi trzasnęły za gościem. Miał poderwać dupsko z fotela i ogarnąć kieliszki, jednak zmienił plany, gdy wielkie cielsko padło na kanapę. To nie było długie spotkanie, a Ivan wyglądał na totalnie wykończonego. Nie ma się co dziwić, w końcu Nico wcale nie traktował go ulgowo, co rusz przypominając mu o dawnym kochanku.
– Wydaje mi się, że to nie wódka jest winna – wyznał szczerze, krzyżując ręce na piersi. – Ale kim niby jestem, żeby osądzać innych?
Wstał, zgarnął szklanki i kieliszki, aby zaraz wynieść je do kuchni. Nie wylądowały w zlewie, nie było tam dla nich miejsca, więc odłożono je na najbliższy zlewowi blat.
– Od razu ci mówię, że nie wpuszczę go do środka pod twoją nieobecność. To twój brat, więc sam się nim zajmuj.
Podczas podpisywania umowy najmu nie zostało wspomniane, że ma zabawiać krewnych współlokatora. I to na dodatek niebezpiecznych krewnych, co mają ciężką rękę. Po pierwszym starciu odechciało mu się bójek z tym człowiekiem.
Starszy Roshenko spotkał się z odmową i jakoś ją przełknął. Lecz po chwili śmiało nakreślił swoje stanowisko w tej sprawie. Nie odpuści, gdy już ktoś zdołał przyciągnąć jego uwagę. Instynkt Feniksa dobrze mu podpowiadał, że napotkał problematycznego jegomościa.
– Do zobaczenia – rzucił w ramach pożegnania i już mrukliwy ton wypowiedzi mówił, jak bardzo raduje go wizja ich kolejnego spotkania. Do takowego z pewnością dojdzie, przecież zapowiedział je sam zainteresowany.
Był święcie przekonany, że rozmowa braci, toczona już przy drzwiach wejściowych i to po rosyjsku, dotyczy jego osoby. Może był to początek paranoi, mimo to wolał mieć się na baczności przy tych dwóch. Z jednym mieszka, więc zdążył się już nauczyć, że nie można przemówić draniowi do rozumu. A starszy braciszek wydaje się jeszcze bardziej uparty, pewny siebie i władczy.
Ulżyło mu, kiedy drzwi trzasnęły za gościem. Miał poderwać dupsko z fotela i ogarnąć kieliszki, jednak zmienił plany, gdy wielkie cielsko padło na kanapę. To nie było długie spotkanie, a Ivan wyglądał na totalnie wykończonego. Nie ma się co dziwić, w końcu Nico wcale nie traktował go ulgowo, co rusz przypominając mu o dawnym kochanku.
– Wydaje mi się, że to nie wódka jest winna – wyznał szczerze, krzyżując ręce na piersi. – Ale kim niby jestem, żeby osądzać innych?
Wstał, zgarnął szklanki i kieliszki, aby zaraz wynieść je do kuchni. Nie wylądowały w zlewie, nie było tam dla nich miejsca, więc odłożono je na najbliższy zlewowi blat.
– Od razu ci mówię, że nie wpuszczę go do środka pod twoją nieobecność. To twój brat, więc sam się nim zajmuj.
Podczas podpisywania umowy najmu nie zostało wspomniane, że ma zabawiać krewnych współlokatora. I to na dodatek niebezpiecznych krewnych, co mają ciężką rękę. Po pierwszym starciu odechciało mu się bójek z tym człowiekiem.
- Mhm – skomentował jedynie tę jasno zaznaczoną postawę Feniksa wobec ewentualnych niespodziewanych odwiedzin Nicolaia. Co więcej miał powiedzieć? Dobrze wiedział, że jeśli ten drań faktycznie zechce wkroczyć do środka to albo przekona Feniksa siłą, albo jakąś bajerą. Z czasem bajery Nico działały na każdego, nawet na tych najbardziej zatwardziałych i zniechęconych.
Wystarczyło tylko porównać ich twarze.
Nicolai bez problemu odbijał mu facetów.
- Nie jest psem, sam się sobą zajmie – mruknął z wyraźnie brzmiącym akcentem, choć właściwie w jego głosie zabrzmiała także pewna ironia. Jakby… Nicolai faktycznie był psem. Albo – jakby Ivan chciał, żeby tak było. Kundla można wychować! Przynajmniej jako-tako.
- Nie wiedziałem, że też zajmujesz się obijaniem mord – przypomniał sobie po chwili, przechylając głowę tak, żeby uchwycić jego sylwetkę. Uważał Feniksa za stosunkowo szczupłą osobę. I nie, to nie przez to, że czegoś mu brakowało – Ivan sam przecież wyglądał jak szafa trzy drzwiowa. Właśnie dlatego każdy inny człowiek chodzący po tej ziemi wydawał mu się dziwnie drobny.
- Ale żeby dać sobie obić mordę przez Nico… Ja cię proszę – westchnął, podnosząc się do siadu. Jasne, że dobrze wiedział, jakcięzko jest się przed tym chujem obronić. Chciał jednak wepchnąć Feniska na granicę, przy której może pęknie i powie coś więcej. Na przykład: gdzie te walki się odbywają? Mógłby wtedy sprawować nieco większą kontrolę nad tym swoim prywatnym popierdoleńcem…
Wystarczyło tylko porównać ich twarze.
Nicolai bez problemu odbijał mu facetów.
- Nie jest psem, sam się sobą zajmie – mruknął z wyraźnie brzmiącym akcentem, choć właściwie w jego głosie zabrzmiała także pewna ironia. Jakby… Nicolai faktycznie był psem. Albo – jakby Ivan chciał, żeby tak było. Kundla można wychować! Przynajmniej jako-tako.
- Nie wiedziałem, że też zajmujesz się obijaniem mord – przypomniał sobie po chwili, przechylając głowę tak, żeby uchwycić jego sylwetkę. Uważał Feniksa za stosunkowo szczupłą osobę. I nie, to nie przez to, że czegoś mu brakowało – Ivan sam przecież wyglądał jak szafa trzy drzwiowa. Właśnie dlatego każdy inny człowiek chodzący po tej ziemi wydawał mu się dziwnie drobny.
- Ale żeby dać sobie obić mordę przez Nico… Ja cię proszę – westchnął, podnosząc się do siadu. Jasne, że dobrze wiedział, jakcięzko jest się przed tym chujem obronić. Chciał jednak wepchnąć Feniska na granicę, przy której może pęknie i powie coś więcej. Na przykład: gdzie te walki się odbywają? Mógłby wtedy sprawować nieco większą kontrolę nad tym swoim prywatnym popierdoleńcem…
W razie niezapowiedzianej wizyty ma grzecznie wpuścić Nicolaia do środka i zwyczajnie wrócić do swoich spraw? Taki scenariusz nijak mu nie pasował. Brak ufności wobec tego osobnika sugerował wzmożoną czujność w jego obecności. Poza tym, żaden z nich nie może być pewien tego, że starszy braciszek będzie grzecznie czekał na przybycie Ivana. Równie dobrze, co Feniksowi wydawało się o wiele bardziej prawdopodobne, może szukać towarzystwa u osoby będącej pod ręką, czyli u niezachwyconego z jego towarzystwa rudzielcowi.
– Może się też sobą zająć na klatce schodowej – wymamrotał pod nosem, niezbyt przejmując się tym, czy Ivan usłyszał tę wypowiedź wyraźnie, czy wcale. Nie potrafił kryć swojego negatywnego nastawienia, które było w większej mierze skutkiem pierwszego wrażenia niż dzisiejszego zachowania Rosjanina. Poznali się dość niefortunnie i właściwie nie zamienili ze sobą nawet słowa, po prostu przemówiły pięści. I to właśnie pięści Rosjanina były powodem, przez który wolał trzymać się od niego z daleka. Siniaki po ich walce w końcu całkiem znikły i wcale nie chce nowych do kolekcji.
– Nie zajmuję – odparł dość niechętnie, spojrzenie jasnoszarych oczu wbijając w twarz rozmówcy. Wcale nie był dumny z tego, że wieść o tej walce wypłynęła na światło dzienne. Gdyby jego kurator się dowiedział, miałby totalnie przesrane. – Po prostu pilnie potrzebowałem kasy, więc znajomy zaproponował mi tę jedną walkę.
I dupek wcale nie wspomniał o tym, że przyjdzie mu się zmierzyć z prawdziwym olbrzymem, choć od początku wiedział, kto będzie jego przeciwnikiem. W sumie nie może narzekać, bo kasę jednak dostał, choć poniósł sromotną klęskę. Za tryumf zgarnąłby więcej.
– Sam przed nim drżysz jak osika – wytknął mu z podłym uśmieszkiem. I właśnie tak to wyglądało z jego perspektywy. Ivan od początku był czujny w towarzystwie brata, jakby ten w każdej chwili mógł wpaść w szał. – Poza tym, nieco wyszedłem z wprawy. Miałem długą przerwę od boksowania.
Tak, teraz będzie się usprawiedliwiał. Kurewsko żałosne. Musiał jednak przyznać przed samym sobą, że nijak się przygotowywał do tej walki. Olał sprawę, myśląc, że zmierzy się z kimś w swojej kategorii wagowej. Zamiast tego napotkał ogromnego Ruska.
– O czym właściwie gadaliście, gdy już wychodził?
Nie znał rosyjskiego, a był odrobinę ciekaw, jaki temat bracia poruszyli, że aż drzwi za tym starszym trzasnęły. Choć w przypadku Ivana można było uznać, że po prostu zamknął drzwi ze zbyt wielką siłą, nawet nie próbując jej trzymać w ryzach.
– Może się też sobą zająć na klatce schodowej – wymamrotał pod nosem, niezbyt przejmując się tym, czy Ivan usłyszał tę wypowiedź wyraźnie, czy wcale. Nie potrafił kryć swojego negatywnego nastawienia, które było w większej mierze skutkiem pierwszego wrażenia niż dzisiejszego zachowania Rosjanina. Poznali się dość niefortunnie i właściwie nie zamienili ze sobą nawet słowa, po prostu przemówiły pięści. I to właśnie pięści Rosjanina były powodem, przez który wolał trzymać się od niego z daleka. Siniaki po ich walce w końcu całkiem znikły i wcale nie chce nowych do kolekcji.
– Nie zajmuję – odparł dość niechętnie, spojrzenie jasnoszarych oczu wbijając w twarz rozmówcy. Wcale nie był dumny z tego, że wieść o tej walce wypłynęła na światło dzienne. Gdyby jego kurator się dowiedział, miałby totalnie przesrane. – Po prostu pilnie potrzebowałem kasy, więc znajomy zaproponował mi tę jedną walkę.
I dupek wcale nie wspomniał o tym, że przyjdzie mu się zmierzyć z prawdziwym olbrzymem, choć od początku wiedział, kto będzie jego przeciwnikiem. W sumie nie może narzekać, bo kasę jednak dostał, choć poniósł sromotną klęskę. Za tryumf zgarnąłby więcej.
– Sam przed nim drżysz jak osika – wytknął mu z podłym uśmieszkiem. I właśnie tak to wyglądało z jego perspektywy. Ivan od początku był czujny w towarzystwie brata, jakby ten w każdej chwili mógł wpaść w szał. – Poza tym, nieco wyszedłem z wprawy. Miałem długą przerwę od boksowania.
Tak, teraz będzie się usprawiedliwiał. Kurewsko żałosne. Musiał jednak przyznać przed samym sobą, że nijak się przygotowywał do tej walki. Olał sprawę, myśląc, że zmierzy się z kimś w swojej kategorii wagowej. Zamiast tego napotkał ogromnego Ruska.
– O czym właściwie gadaliście, gdy już wychodził?
Nie znał rosyjskiego, a był odrobinę ciekaw, jaki temat bracia poruszyli, że aż drzwi za tym starszym trzasnęły. Choć w przypadku Ivana można było uznać, że po prostu zamknął drzwi ze zbyt wielką siłą, nawet nie próbując jej trzymać w ryzach.
Bezpieczniej by było, gdyby Nicolai po prostu wrócił do swojego normalnego trybu, unikając brata. To było rozsądne rozwiązanie, które im obu ułatwiało życie. Ale nie. Musiał wpaść i poznać Feniksa. O ile z Camillem nie polubili się od wejścia, to już Feniks zrobił na nim takie wrażenie, że najwyraźniej nie zamierzał szczególnie szybko się odczepić. Będzie za nim chodził dopóki nie dostanie tego, czego chciał…
- Nie miałeś z nim szans – stwierdził, choć właściwie planował inny przekaz. Mniej brutalny, ale jego zdolności lingwistyczne w dużej mierze utrudniały sprawne formułowanie myśli. – Nico napierdala się odkąd przyjechaliśmy tutaj. W sumie już od dzieciaka obijał mordy każdemu, kto mu podpadł – mruknął, chcąc jakoś wytłumaczyć sytuację. – Nie pchaj się w to zbyt często, bo trup nie zapłaci połowy czynszu – zakończył nieco szorstko, chcąc zachować ich relację na neutralnym gruncie. Zwłaszcza teraz. Jeśli gdzieś w tle pojawiała się opcja zazdrosnego Nicolaia, to Ivan chyba wolał jednak ustąpić… Przynajmniej na razie. Przynajmniej dopóki jemu samemu nie zaczęło zależeć zbyt mocno.
Na wzmiankę o swoim własnym zachowaniu, podniósł się do siadu, spinając się wyraźnie. Chyba dopiero docierało do niego, że właściwie nie był rozluźniony w trakcie tego spotkania. A to z kolei mogło rzucić się obserwatorowi w oczy…
Potarł szorstki policzek dłonią, mimowolnie marszcząc czoło.
- Ostatnio pokłóciliśmy się, to dlatego – mruknął, chcąc jak najbardziej obejść temat. Owszem, czuł silną potrzebę odseparowania wszelkich pokus od Nicolaia, a jednocześnie dobrze wiedział, że nie powinien ot tak na wejściu wyrabiać mu złej opinii. Każdy miał prawo do swojego zdania. Nawet, jeśli cały proces wyrabiania tego zdania mógłby zakończyć się poobijaną mordą…
- Nic ważnego. O Camillu coś pierdolił, standard – zakończył.
Było mu niewygodnie. Psychicznie, a przez to i fizycznie. Sięgnął paczkę papierosów, wyciągnął jednego i usiadł przy uchylonym oknie, odpalając. Mocno zaciągnął się nikotyną, mrużąc oczy, obserwując to, co było na zewnątrz.
- Feniks, kurwa, trzymaj się od niego z daleka, co? – westchnął w końcu, nie patrząc nawet w jego kierunku.
- Nie miałeś z nim szans – stwierdził, choć właściwie planował inny przekaz. Mniej brutalny, ale jego zdolności lingwistyczne w dużej mierze utrudniały sprawne formułowanie myśli. – Nico napierdala się odkąd przyjechaliśmy tutaj. W sumie już od dzieciaka obijał mordy każdemu, kto mu podpadł – mruknął, chcąc jakoś wytłumaczyć sytuację. – Nie pchaj się w to zbyt często, bo trup nie zapłaci połowy czynszu – zakończył nieco szorstko, chcąc zachować ich relację na neutralnym gruncie. Zwłaszcza teraz. Jeśli gdzieś w tle pojawiała się opcja zazdrosnego Nicolaia, to Ivan chyba wolał jednak ustąpić… Przynajmniej na razie. Przynajmniej dopóki jemu samemu nie zaczęło zależeć zbyt mocno.
Na wzmiankę o swoim własnym zachowaniu, podniósł się do siadu, spinając się wyraźnie. Chyba dopiero docierało do niego, że właściwie nie był rozluźniony w trakcie tego spotkania. A to z kolei mogło rzucić się obserwatorowi w oczy…
Potarł szorstki policzek dłonią, mimowolnie marszcząc czoło.
- Ostatnio pokłóciliśmy się, to dlatego – mruknął, chcąc jak najbardziej obejść temat. Owszem, czuł silną potrzebę odseparowania wszelkich pokus od Nicolaia, a jednocześnie dobrze wiedział, że nie powinien ot tak na wejściu wyrabiać mu złej opinii. Każdy miał prawo do swojego zdania. Nawet, jeśli cały proces wyrabiania tego zdania mógłby zakończyć się poobijaną mordą…
- Nic ważnego. O Camillu coś pierdolił, standard – zakończył.
Było mu niewygodnie. Psychicznie, a przez to i fizycznie. Sięgnął paczkę papierosów, wyciągnął jednego i usiadł przy uchylonym oknie, odpalając. Mocno zaciągnął się nikotyną, mrużąc oczy, obserwując to, co było na zewnątrz.
- Feniks, kurwa, trzymaj się od niego z daleka, co? – westchnął w końcu, nie patrząc nawet w jego kierunku.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach