Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Fontanna
Sro Wrz 23, 2015 11:58 am


Ostatnio zmieniony przez Sheridan Kenneth Paige dnia Wto Sty 28, 2020 8:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
First topic message reminder :

Pomijając szum spływającej wody, jest to chyba najbardziej zaciszne miejsce na całym terenie szkoły - oczywiście pomijając sale lekcyjne, do których nikomu nie jest spieszno wchodzić - które dałoby radę wprowadzić niemal każdego w stan błogiego relaksu. Ewentualnie przypomni o nagłej potrzebie pójścia do toalety. Krąg wykonany z błękitnego marmuru bardiglio stanowi bazę całej tej monumentalnej formy, a wyrzeźbione z tego samego materiału dwie damy zdają się falować pośród wypluwanej przez siebie wody. Ich głowy są zadarte w górę, a ciała - jeśli spojrzeć pod odpowiednim kątem - sprawiają wrażenie splecionych ze sobą, gdy tak wyginają się w sobie tylko znanym tańcu. Jeśli ktoś ma akurat ochotę przysiąść na fontanianym murku, ale boi się zamoczenia swoich ubrań - bez obaw. Zarówno ów okrąg, jak i ewentualny spoczywający, są kompletnie poza zasięgiem chlupoczących kropel.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Nie Lis 22, 2015 8:19 pm
Fontanna, miejsce zbiórki większości uczniaków, a przynajmniej w ciepłym okresie. Na szczęście dziś tak nie było. Wszyscy woleli siedzieć w cieplutkiej szkole, ale Rick? On ma siedzieć w szkole? Chyba jak go tam siłą zaciągną i do ławki przywiążą. Nie, to nie bondage... Jeszcze. Niemniej jednak zasiadł przy jakże „zacnej” fontannie. Dla niego był tylko wielki kamień, który pluł wodą. Ale zauważył w nim niezły materiał do przyozdobienia swoimi malowidłami... Trzeba pomyśleć nad konceptem, może coś się pojawi?
Myśl o tym go kompletnie pochłonęła. Szukał w myślach odpowiednich kombinacji kolorów, odpowiedniego wzoru, który wpasowałby się w tego martwego kamulca.
- Kurw... Nie wiem, one są zbyt kanciaste. - wypowiedział przez zakryte dłonią usta. Skupienie jego było zaprawdę ogromne, oglądał ten kamulec z każdej strony, chodził po tym murku, może nagle go coś natchnie?
Natchnienie, natchnieniem, ale fajnie byłoby zapalić. Obmacał spodnie w poszukiwaniu paczki i co? I nic! Nie było po nich żadnego śladu. Może wypadły mu gdzieś po drodze? - No świetnie. - wymamrotał, zakrywając dłonią twarz. Nadal stał na murku przy fontannie, wyglądać to mogło dla każdego inaczej. Nawet minęło go kilka uczniaków, jednak popatrzyli się chwilę i poszli dalej. Richard nawet nie raczył się na nich spojrzeć, za bardzo skupiał się na swoich problemach. Jeszcze będzie musiał ruszyć po jedzenie dla Daimona, cudownie.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Fontanna
Nie Lis 22, 2015 8:51 pm
Słowa wylewały się nieprzerwanym potokiem z ust pewnej dziewczyny. Znudziła już swojego rozmówce i zastawiał  się  jak  uciec.  Stali w osłoniętym od wiatru miejscu. Jednak dziewczyna i tak drżała co jakiś czas. Zilustrował ją kolejny raz wzrokiem, aby zająć czymś umysł. Nie spostrzegł jednak już nic nowego w jej osobie. W tedy Will dostrzegł postać zachowującą się niecodziennie. Jasne oczy powoli zaczęły przesuwać się z twarzy ciemnowłosej na sylwetkę krążącą wokół fontanny.
- Kto to?- Przerwał jej w pół słowa. Skinął głową w kierunku jegomościa. Okazało się, że przykładny okaz plotkary znał i na to odpowiedz. Udzieliła mu paru informacji, które wydały się całkiem interesujące. No na pewno ciekawsze od tego tu pospolitego paplacza. Odbił się od ściany, o która się jak dotąd opierał i ruszył żwawo w kierunku nieznajomego. Zamanewrowało to dotychczasową rozmówczynie, ale niebiosa podpowiedziały jej, że niezwarto ruszać w ślad za ciemnoskórym. Wimsey wyszedł z bezpiecznego, pozbawionego wiatru miejsca i poczuł jak chłodne masy powietrza wkradają się mu pod ubranie. Zapiął bluzę, uznając, że to powinno pomóc. Nie pomogło, ale może to jedna z tych rzeczy, która potrzebuje czasu, aby zacząć działać. Podszedł od tyłu do jasnowłosego, który najwyraźniej pochłonięty był przeklinaniem czegoś.
-Cześć Jerry, nie załamuj się, jutro będzie gorzej- klepnął go w plecy, jak by znali się od zawsze i stanął obok niego. - Słyszałem, że rysujesz i coś tam jeszcze, tamta o mi powiedziała- pokazał w kierunku drżącej z zimna laski z 4-B, z którą rozmawiał przez ostatnie parę minut i za chuja nie był w stanie sobie przypomnieć jak się nazywała. Ale to przecież nie było aż takie istotne. Istota pod ścianą widząc, że na nią parzą zaczerwieniła się co Will uznał, za dobry powód do ponownego stanięcia do niej plecami. - To prawda?- dokończył wsuwając dłonie do kieszeni i teraz przenosząc jasne spojrzenie na twarz zaczepianego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Nie Lis 22, 2015 10:35 pm
Nagle klepnięcie w plecy i nieznajomy głos, zupełnie jak w wakacje! Ale tak na serio, nie lubił gdy wyrywało się go z zamyślenia, nie lubił gdy mu się przeszkadzało, po prostu denerwowali go nagli rozmówcy! Nie jest zbyt kontaktowy i tyle. No ale wypadałoby posłuchać trochę skoro już wyrwał go ten... No właśnie, kto? Nie kojarzył tego jegomościa, a wyglądał on dosyć osobliwie. Bardzo ładnie komponowała się jego jasna, pewnie farbowana czupryna i dosyć ciemna karnacja... Piękny kontrast! Zresztą z twarzy też był całkiem, całkiem...
Na słowa o jakieś dziewczynie zastanowił się kto to mógł być, ale chłopak mu pomógł. Sam wskazał na jakąś laskę, która już się czerwieniła albo ze wstydu, albo z zimna. Jednak Rick nie omieszkał spiorunować jej swoim wzrokiem. Skąd ona niby wiedziała coś o nim? Nawet nie rozmawiał z nią! No cóż, mówiła chociaż prawdę o nim, bo co ma kłamać skoro faktycznie rysuje? - Nazywam się Richard, ale... - przerwał, aby zeskoczyć z murku, wolał patrzeć się prosto w oczy drugiemu chłopakowi. Teraz dopiero mógł mu się przyjrzeć porządnie! Z bliska wydawał się nie różnić niczym specjalnie, chociaż może lepiej było widzieć twarz. - Tak, rysuję i zajmuję się graffiti. - dokończył, patrząc się mu prosto w oczy i wyciągając dłoń na powitanie, minimum kultury musi być. - Kurde... Całkiem niezły materiał do rysowania. - pomyślał przyglądając mu się w ciszy. No trudno nie przyznać, że ten jegomość nie był dobry do tego. Gdyby mógł, to pewnie rysowałby go tu i teraz!
Dobra, nieznajomy miał swoje pięć minut, teraz pora na pytania od Richarda! - A ty kim jesteś? - spytał się, nie odrywając wzroku od oczu towarzysza. Było w nich coś intrygującego, coś czego nie mógł jeszcze dokładnie dostrzec. - I właściwie to czego chcesz? A może twoja koleżanka czegoś chciała? - znów zapytał, patrząc kolejny raz za plecy chłopaka, aby upewnić się, że dostatecznie wystraszył dziewczę, by poszła sobie.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Fontanna
Nie Lis 22, 2015 11:01 pm
Blada cera kojarzyła się Willowi z trupem. Lubił trupy, poza faktem, że śmierdzą są całkiem sympatyczne. Powstrzymał się od pytania czy dziewiętnastolatek jest chory. Przecież się nie znali. A to może być intymne. Nie wszyscy podchodzą do życia tak jak on i zdawał sobie z tego sprawę. Chociaż czasem wyrywa mu się pytanie, które nie powinno paść. Ale taki jego urok. Przyjął uścisk dłoni. Chociaż wątpił aby zapamiętał jak się nazywa. Czasem miał problem aby przypomnieć sobie jak nazywa się jego matka. Serio! Kilka krotnie wypełniając papiery miał chwilową za wiechę, przy punkcie "imię matki". Dlatego nadawanie imion jest bez sensu! Ludzie tacy jak on mają w tedy pod górkę.
- Wimsey- przedstawił się nazwiskiem. Nie dlatego, że chciał się jakoś wywyższyć czy zachować dystans między zaczepionym rozmówcą. Po prostu uważał, że rodzice nadali mu badziewne imię i chwalenie się nim było jak nastawiania policzka. Kto dał ludziom beznadziejne gusta?!
- Twój nowy cel?- spytał kiwając na fontannę, którą tamten obserwował. Tak rozmowy z Willem były ciężkie, bo skakał po tematach jak konik polny po trawie. Ale on naprawdę starał się myśleć tylko o jednym! Pytanie o koleżankę wybiło go z rytmu- Kto?..- zmarszczył brwi ale zaraz przypomniał sobie o dziewczynie z która rozmawiał. - A  Jerry.. nie ona raczej niczego nie chce.. chociaż- zerkną na drżąca z zimna istotkę pozostawianą samą sobie, po czym wzruszył ramionami. - Masz ochotę na piwo? - rozejrzał się sprawdzając czy nikt nie słucha. W końcu nie chciał mieć światków jak zamiast iść na lekcje wyciąga jakiegoś bogu winnego ucznia na browara.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Pon Lis 23, 2015 5:29 pm
- Wimsey, ta na pewno. A ja jestem matka Teresa. - nie wierzył jakoś temu gościowi. Słyszał różne dziwne imiona, ale w to nie uwierzy za nic! Nie drążył jednak tematu, jak przyjdzie czas to się dowie. Raczej nie istnieje coś takiego jak okropne imię, są jedynie ciekawe i bardziej ciekawe. No dobra i takie, których nie wiesz jak zapisać, ale da się je skrócić. Niemniej jednak na pewno miał jakieś ciekawe imię, ale niech mu póki co będzie...
Na pytanie o swój cel wolał póki co nie odpowiadać, ale Wimsey dobrze myślał. Planował coś związanego z tymi kamulcowymi paniami, aby były bardziej żywe niż teraz. Może da mu jakieś natchnienie? - Ta... - odparł, ściszając głos. Wolał nie narażać tej rozmowy na uszy osób trzecich. - Ale nie wiem jeszcze co z nimi zrobić, nie mam pomysłu póki co.
Trudno nie było przyznać zdziwienia na nazwanie dziewczyny... Jerry. Chociaż w tych czasach różne rzeczy się po tym świecie szlajają i nigdy nie wiesz, czy to chłopak, czy dziewczyna. Natomiast pytanie towarzysza było iście zacne i konkretne. Pomimo faktu, że Rick wiedział jak na niego działa alkohol wszelkiego rodzaju, to trudno odmówić sobie takiej przyjemności. Taki słodki stan upojenia, gdzie wszystko wydaje się bardziej kolorowe, problemy stają się mniejsze, a wszystko co się zrobi, to znika z pamięci. Po prostu cud ludzkości! Również się rozejrzał, już kolejny raz. Takie rzeczy to raczej nie tutaj, jednak zawsze znajdą się tacy podobni do nich. Niech jeszcze załatwi Richardowi papierosy, a on ruszy za nim wszędzie, dosłownie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, nie musiał już raczej potwierdzać, że idzie, ale odpowiedział. - Jeszcze się pytasz? Dajesz idziemy, ale prowadź. Nie znam jeszcze tego miasta. - ruszył więc ze swoim nowym znajomym na małego browca, tak dla zdrowia.


//zt oboje
Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Pon Lut 29, 2016 8:57 pm
Raczej nie była tutaj tak popularną osobą, jak jej się na początku zdawało. Spodziewała się tłumów, a tutaj... Mało ludzi zdawało się przejmować jej pozycją społeczną. Nie żeby jej to jakoś specjalnie przeszkadzało. Obojętna była jej sława, choć z pewnością korzyścią, jaką ona gwarantowała, była większa dostępność kontaktów i łatwiejsza manipulacja ludźmi. W końcu, kto by nie chciał poznać takiej Madonny czy Wolfganga Amadeusza Mozarta?
Cóż, plusem lokacji, w jakiej się znalazła, był względny spokój. Nie panował tutaj zgiełk jak w pozostałych miejscach Riverdale. Była... cisza. Nie licząc śpiewu ptaków i innych odgłosów natury, oczywiście. Nie da się ukryć - po to tu właśnie przywędrowała. Po świeże powietrze i wolność od hałasu.
Siłą rzeczy, nogi musiały ją rozboleć od ciągłego stania i chodzenia, a raczej spacerowania w tę i z powrotem. Dlatego też musiała usiąść, co też zrobiła. Usadowiła się wygodnie na krawędzi fontanny. Szczęśliwie, spadające krople nie dosięgały ani jej ubrania, ani włosów, ani w ogóle ciała. Całkowicie jej to odpowiadało.
Spojrzała, przymrużając oczy, w niebo. Na ziemię opadały delikatne płatki śniegu, ale jej to nie przeszkadzało. Nie prószyło niemożliwie jak, więc mało zwracała na to uwagę. Przysłoniła czoło ręką, chcąc dojrzeć choćby promyk słońca ukrywający się za chmurami.
Nic z tego, co?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Sob Mar 05, 2016 11:27 pm
To był jeden z tych dni, kiedy za cholerę nie chciało się nic robić, a wszystko za co się łapał, zaczynało nudzić w mgnieniu oka. Désiré krążył po terenie szkoły bez celu. W słuchawkach leciała muzyka, powodując, że był niedostępny dla innych. Nawet nie zwrócił uwagi na dziewczynę, która do niego podeszła i próbowała się o coś zapytać. Wyminięciem dał jej do zrozumienia, że nie zamierzał tracić na nią czasu. Naciągnął kaptur na głowę, kiedy zaczęło pruszyć. Wyciągnął komórkę, czując lekkie wibracje. Westchnął widząc migającą baterię. Pozostało niecałe 15%. Odłączył słuchawki i schował je do kieszeni razem z telefonem. Miał w planach jeszcze trochę pospacerować, a potem wrócić do pokoju i napić się gorącej czekolady. Jednak jego uwagę przykuł czarny kot stojący obok fontanny, na której siedziała tyłem do niego jakaś dziewczyna. Odruchowo przeszukał  kieszenie spodni i kurtki, sprawdzając czy ma coś odpowiedniego dla kociaka, choć odpowiedź i tak była oczywista. Zbliżył się do futrzaka, który podszedł do chłopaka i zaczął domagać się uwagi. Shadow kucnął przy nim i wyciągął dłoń, aby pogłaskać znajdę. W ostatniej chwili odsunął rękę, unikając draśnięcia pazurami. Odsunął się od zwierzaka, pozwalając jemu na swobodne oddalenie się. Mógł się spodziewać, że kot tak zareaguje. Zwierzęta niespecjalnie za nim przypadały, szczególnie koty i psy. No czasami te drugie czworonogi nie okazywały tego od razu. Usiadł na krawędzi fontanny, wyjmując zapalniczkę oraz papierosa. Odpalił go i zaciągnął się.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Nie Mar 06, 2016 5:57 pm
Raczej nie należała do natrętnych osób. Nie znaczyło to jednak, że nie potrafiła znaleźć pretekstu do rozmowy. Była dość biegła w posługiwaniu się językiem, choć nie miała w zwyczaju się tym przechwalać. Ot - najzwyczajniejsza w świecie grzeczność. Poza tym sama osobiście nie przepadała za megalomanią i arogancją.
Lecz akurat tak się złożyło, iż nienarzucająca się dziewoja trafiła na nieznajomego chłopaka, który najprawdopodobniej nie wiedział z kim miał do czynienia, nie zauważył jej albo po prostu nie przejmował się piastowaną przez nią rangą społeczną. Tak czy owak, Aida nie zamierzała mu teraz odpuścić. Kto wypuszcza się na teren lwa, musi być przygotowany na wydawane przez niego odgłosy.
Kątem oka zauważyła kota, którego chłopak najwyraźniej próbował do siebie zwabić. Ten natomiast dumnie postraszył go pazurami i uciekł. Uśmiechnęła się lekko. Ale nie szyderczo czy cynicznie - przedstawił jej się dość śmieszny widok, więc jak inaczej miała zareagować?
- Nie martw się, tutejsze zwierzęta często są dzikie i naprawdę trudno je oswoić. - Pokręciła głową, zwracając na chłopaka swój wzrok. Pewnie czuł się zawiedziony, skoro kot tak brutalnie go odrzucił. Rozumiała to... prawie. Jak mężczyzn ze złamanym sercem.
- Ale wiesz, jest plus całego zajścia. - Uniosła palec w górę, puszczając mu oczko. - Jeżeli nie masz w zasięgu wzroku czarnego kota, to może nie przydarzy Ci się żadne nieszczęście. - Zachichotała cicho, przysłaniając usta dłonią. Taka zabawna anegdota, prawda? Chłopak sam lgnął do tego, co groziło mu pechem. Zatem... Może to i dobrze, że kot zszedł mu z drogi?
Zakrztusiła się, kiedy do jej płuc dotarł smród dymu papierosowego. Pomachała ręką, jakby dzięki temu mogła pozbyć się nieprzyjemnego gazu z powietrza. Zrobiła kilka głębszych wdechów, po czym kaszel ustał, chociaż dalej oddychało jej się dosyć ciężko. Nie zganiła za to palacza. To jego zdrowie - to po pierwsze. Po drugie: Nie stanowił ważnej dla niej persony, także nie miała powodu, by zadbać o jego zdrowie. Po trzecie: Nie zdawała sobie sprawy z jego konkretnego wieku, toteż argument pod tytułem "Jesteś nieletni, nie powinieneś palić!" odpadał na wstępie.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Fontanna
Czw Kwi 14, 2016 11:16 pm
"A gdzie idziemy?"
- Chuj wie - powiedziała niezwykle rezolutnie bez najmniejszego nawet namysłu. Kwintesencją wychodzenia gdziekolwiek z Sig było to, że zazwyczaj nie wiedziało się, gdzie ostatecznie się skończy ani co się będzie robiło. Często miała wyskoczyć z kimś szybko na miasto, a wracała następnego dnia, bo ostatecznie obskoczyła KFC, jakiś park, dom kumpla i bar, aby wreszcie stwierdzić, że nie warto wracać do akademika i prześpi się u Chloe. Tym razem też nie miała żadnego planu. Wiedziała tylko tyle, że chce się wyrwać ze szkoły i chce to zrobić jak najszybciej, a co później... Vancouver to na tyle duże miasto, żeby zapewnić rozrywkę dwóm wagarowiczom w środku dnia.
Najpierw jednak wypadałoby opuścić teren szkoły, a że Sigrunn nie patyczkowała się w tej kwestii i nie zwykła bawić się w uciekanie przez płoty, od razu poszła na dziedziniec jak ten burżuj, całą swoją postawą krzycząc "spadam stąd, śmiecie, bawcie się dobrze, a ja zabawię się jeszcze lepiej". Były już na wysokości fontanny, kiedy to Norweżka korzystała z paru sekund ciszy i wpatrując się w czubki butów zastanawiała się, dokąd pójść najpierw. Było tyle opcji, a każda lepsza od tej poprzedniej. I wtedy coś pierdolnęło ją w ramię, aż jej się torba zsunęła i tylko jej refleks sprawił, że nie spadła na ziemię.
- Patrz jak leziesz, babochłopie.
- Sam się patrz, din lille jævel - odburknęła, nim jeszcze zdążyła unieść na owego osobnika bladoniebieskie spojrzenie, w którym jeszcze nie było tego typowego gniewu i ostrzeżenia, aby spieprzać jak najdalej. Ta iskierka pojawiła się dopiero wtedy, gdy wreszcie zidentyfikowała sprawcę tego niewielkiego zamieszania, który postanowił jak najszybciej się ulotnić, gdy tylko zorientował się, na kogo wpadł. Jaka szkoda, że Sig już rozpoznała go jako swojego wroga, który nie dość, że wkurwiał ją przy każdej sposobności, to jeszcze ostatnio nagadał o niej Skywalkerowi, co między innymi przyczyniło się do tego, że teraz miała przekichane jak w ruskim czołgu. Próbowała z całej siły ignorować tego śmiecia, aby nie sprać mu mordy na środku szkolnego korytarza, ale ten jak na złość cały czas wracał, wręcz prosząc się o problemy. - Wróć tu, kurwa - mruknęła, co przypomniało pomruk dzikiego zwierzęcia, a do tego szybko wyciągnęła dłoń przed siebie i pociągnęła faceta za kaptur, a gdy ten zaczął się wyrywać, przyciągnęła go do siebie za kołnierz, aby zaraz podejść z nim bliżej fontanny.
- Chyba cię...
- Candy? Myślisz, że prysznic nauczy go nie wpierdalać się w cudze życie? - spytała, podchodząc bliżej murka, od którego już niewiele dzieliło ich od wody. Bądź co bądź, była "babochłopem", więc byłaby w stanie to zrobić, gdyby nie to, że koleś nagle postanowił się bronić i szarpać z Norweżką, która również nie miała zamiaru odpuścić. Miała tylko nadzieję, że Candy nie będzie stała jak ten kołek ani nie spierdoli tylko dlatego, że jej kumpela postanowiła ponapierdalać się w najmniej odpowiednim do tego miejscu i że zrobi pożytek ze swoich buciorów, bo w tym momencie nawet nie było sensu próbować odciągać Sig od tamtego chłopaka, jeśli nie chciało się oberwać. Źle trafił, oj okropnie, bo Norweżka od dawna planowała coś z nim zrobić, a nie miała okazji. Teraz natomiast szła z kumpelą i nigdzie się nie spieszyła oraz nie martwiła się, że ktoś ją powstrzyma, bo i tak nie widziała żadnego nauczyciela po drodze. Zresztą, nie planowała niczego wielkiego. Chciała go tylko wystraszyć, aby wiedział, gdzie jego miejsce.
Candy Vonneguth
Candy Vonneguth
The Jackal Child of Chaos
Re: Fontanna
Sob Kwi 16, 2016 1:20 pm
„Chuj wie.”
Tak, właśnie odpowiedzi się spodziewała i wcale ją to w żaden sposób nie zdziwiło. Spontan to spontan, o to właśnie chodziło, aby trafić w losowe miejsce, zupełnie niezaplanowane w harmonogramie dnia i zmarnować tam kilka godzin swojego życia lub mniej, zależy jak ciekawie byłoby.
Wychodzenie z terenu szkoły przez jakieś poboczne płoty nie było nawet w stylu Candy. Sama zawsze wolała wyjść główną bramą, mając w sobie tyle pewności siebie aby zadrzeć nosa i wyjść, nawet jeśli kilka minut później miała odbyć się kolejna lekcja. No, ale kiedy miało się wybrać między dalszym siedzeniem w szkole, a wypadem z kumpelą to decyzja aż sama się nasuwała i była wręcz oczywista. Przynajmniej dla młodej Vonneguth.
Korzystając z krótkiego postoju, wykorzystanego na zastanowienie się nad tym, gdzie dalej mają iść, dziewczyna wykorzystała to na wsunięcie listka wiśniowej gumy do ust, choć zaraz jej uwaga skupiła się na Sigrunn i kolesiu, który chyba dawno nie dostał żadnego wpierdolu. Mimowolnie skrzywiła się, bo jeśli ktoś miał problem do jej znajomych, to miał też problem do niej.
- Ej. – rzuciła rozdrażniona za nim, poprawiając się, jednak nie wyrywając pierwsza z pięściami. Zawsze miała ten dylemat, ponieważ nie wiedziała czy dać Sig rozwiązać to sama, czy może jej pomóc. I tak źle, i tak niedobrze, głównie przez niewiedzę. W końcu gdyby mogła czytać w myślach brunetki, to nie miałaby takiego problemu, a po prostu postąpiłaby zgodnie z jej oczekiwaniami.
- Hm.. Myślę, że może to potraktować jako delikatne ostrzeżenie. – oznajmiła, podkreślając jedno słowo, bo raczej nie obejdą się z nim jak z jajkiem, a delikatność to będzie ostatnie z czym się spotka w tej sytuacji. Już chciała z satysfakcją oglądać jak głowa tego przyjeba kończy w zimnej wodzie, jednak ten musiał wszystko zniszczyć i zacząć się szarpać. To chyba oczywiste, że nie było to fajne, nie? Dlatego też postanowiła się wtrącić, dorzucając swoje trzy grosze.
Może i miała ledwo ponad półtora metra, ale kiedy na nogach widniały kilogramowe buty i potrafiło się przywalić, to można było mieć przewagę w każdej potyczce. Stąd też Candy wykorzystała fakt, iż chłopak stał do niej tyłem, po czym z całym impetem wycelowała dziesięcioma centymetrami twardej gumy w wewnętrzną część kolan, powodując tym samym, że ten stracił chwilowo równowagę. Teraz Northug mogła to obrócić na swoją korzyść, jeśli tylko chciała.
No cóż, on zaczął, więc musi zapłacić za swoje lekkomyślne zachowanie.
James Cadogan
James Cadogan
Fresh Blood Lost in the City
Re: Fontanna
Pią Kwi 29, 2016 1:14 pm
- Nie. Nie wyobrażam sobie takie sytuacji, panie Brown. Nasza szkoła cieszy się dużą renomą i nie pozwalamy, aby podobne incydenty miały tutaj miejsce. Tak. Tak, zgadza się, ale panujemy nad tymi uczniami. - James właśnie prowadził rozmowę przez telefon, wędrując jednym z korytarzy szkoły. Nie musiał przejmować się hałasem, ponieważ wewnątrz szkoły było pusto - przecież to był czas na lekcje, prawda?
Jak zwykle zachwalał swoją szkołę jednemu z rodziców, zgłaszającemu pewne wątpliwości. Mimowolnie przystanął przy jednym z okien, z którego był świetny widok na dziedziniec. Jego wzrok powędrował od razu do najbardziej charakterystycznego punktu, czyli fontanny. Tam zaś od razu dojrzał szarpaninę, niewątpliwie uczniów. Uczniów, którzy powinni być teraz na lekcji.
Na twarzy Jamesa nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Tak, panie Brown, zapewniam pana, że tak właśnie jest. Oczywiście, może mieć to miejsce, ale w takim wypadku wyciągane są odpowiednie konsekwencje. Proszę mi wierzyć, że pilnujemy takich spraw. Zadzwonię do pana po południu, mam teraz pilną sprawę do załatwienia. Do usłyszenia - pożegnał się, schował telefon do kieszeni, a następnie zaczął wolnym krokiem schodzić po schodach.
Gdy wyszedł na świeże powietrze, pozwolił sobie na moment się zatrzymać i wziąć głęboki wdech. Pogoda rześka i mroźna, ale bez przesady. Następnie energicznym krokiem ruszył w kierunku fontanny.
Na jego obliczu malował się zacięty wyraz twarzy. Przystanął przy szarpiących się i obserwował ich, czekając aż się uspokoją i sami ogarną. Oczywiście mógłby próbować ich rozdzielić, ale absolutnie nie widział powodu do tego, aby marnować na to siły. Schował dłonie ze plecami i po prostu obserwował.
Kiedy wreszcie skończyli, spojrzał na zegarek umieszczony na nadgarstku.
- Zastanawiam się, co mnie najbardziej żenuje w sytuacji, którą zastałem. Wasza zwierzęca agresja? Fakt, że tak młode osoby zachowują się jak banda orangutanów wypuszczona z klatki? Niewychowanie? Kobiety bijące mężczyznę, mężczyzna w potyczce z dwójką dziewczyn. A może wasza głupota, nakazująca wam robić to na samym środku dziedzińca, gdzie każdy może was zobaczyć? Panno Vonneguth? Panno Northug? Panie Skyler? - przerwał, tak jakby faktycznie czekał na ich odpowiedź. Ton, którym to wszystko mówił był niski, jednostajny i raczej z gatunku nieprzyjemnych. Twarz nie wyrażała zupełnie niczego, była jak maska. Tylko spojrzenie mroziło krew w żyłach. - Wbrew pozorom macie bardzo duże szczęście, że to ja was pierwszy ujrzałem. Gdyby to był na przykład jakiś rodzic, który przyszedł aby dowiedzieć się czegoś na temat szkoły lub polityk, dziennikarz, profesor, ktokolwiek istotny - cóż, prawdopodobnie musiałbym was wydalić ze szkoły. Chociaż przyznaję, że to nadal całkiem kuszący wybór. Powiedzmy jednak, że naiwnie dam wam szansę na powiedzenie czegoś mądrego - znów spojrzał na zegarek. - Dwie minuty. Wyjaśnijcie mi łaskawie, dlaczego nie siedzicie teraz w salach lekcyjnych.
To może być ciekawe.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Fontanna
Pon Maj 09, 2016 9:09 pm
Delikatne ostrzeżenie. Jakże piękne i nieadekwatne określenie do tego, co miało tutaj miejsce. Każdy, kto chociaż trochę znał Sigrunn, wiedział, że u niej nie istniało coś takiego jak delikatne ostrzeżenie. Nawet, jeśli zazwyczaj starała się być chłodna i względnie obojętna na to, co się wokół niej działo, tak zawsze ją ponosiło, kiedy ktoś już nacisnął jej na odcisk. Właśnie przez swoją porywczość była tutaj, przez to została wyrzucona z ukochanej Norwegii do kanadyjskiego Hudson's Bay.
I właśnie za to mogła stąd wylecieć.
Nie myślała o tym, co robiła. Kiedy Candy podcięła chłopakowi nogi, a ten na moment zawisł bezwładnie w uścisku Sig, ta skorzystała z okazji i sprzedała mu jeszcze podbródkowego, żeby zaraz po tym pchnąć go na murek koło fontanny, niemalże mordując pana Skylera wzrokiem. Naprawdę, gdyby umiała strzelać piorunami z oczu, koleś leżałby już martwy. Już miała zakończyć tę głupią szarpaninę, kiedy spostrzegła, że wzrok chłopaka kieruje się na bok, więc automatycznie zerknęła w tamtą stronę. Spodziewała się kolejnego ucznia, jakiegoś obrońcę uciśnionych, który będzie próbował ją odciągnąć albo dać jej po mordzie, ale nigdy w życiu nie spodziewała się, że zobaczy pana Cadogana. Pana dyrektora Cadogana. Jeszcze spojrzała na swoją niedoszłą ofiarę, a później puściła jego kołnierz jak oparzona. Jedno było pewne: jeśli Sigrunn to przeżyje, to za parę dni policja znajdzie Skylera w rzece.
Słuchała uważnie słów dyrektora, przyglądając mu się uważnie powoli stygnącym spojrzeniem i szybkim ruchem starła niewielką strużkę krwi cieknącą z jej nosa, nawet nie pamiętając, kiedy oberwała. I nawet, jeśli po chwili na ochłonięcie wyglądała na szaleńczo spokojną i opanowaną, były to tylko pozory. Hej, oto właśnie głowa szkoły przyłapała ją na wagarach i bójce. Groziło jej wylanie ze szkoły. Dawno tak nie wpadła. Kiedyś może miałaby to kompletnie gdzieś, ale teraz wyrzucenie ze szkoły byłoby najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się stać. Nieraz narzekała na Riverdale, ale wbrew pozorom było jej tu wygodnie. Miała tutaj dach nad głową, jedzenie, przyjaciół, wypracowaną reputację i swoją ukochaną Chloe. Kto wie, co mogłoby się stać, gdyby musiała odejść ze szkoły? Możliwe, że odesłaliby ją do Narwiku. Tak bardzo, jak kochała to miasto, tak bardzo nie chciała tam teraz wracać. Nie teraz, kiedy wszystko układało jej się doskonale poza rodzinnym domem. Dlatego musiała coś wymyślić, żeby zostać.
- Nie jesteśmy w szkole, ponieważ koleżanka słabo się poczuła i potrzebowała trochę świeżego powietrza - zaczęła, kiedy tylko pan Cadogan dał im prawo głosu. - Miałyśmy wracać na lekcje, ale pan Skyler zaczął nas zaczepiać, więc zareagowałam. Panna Vonneguth nie ma z tym nic wspólnego, chciała mi tylko pomóc, kiedy pana Skylera poniosło - powiedziała spokojnie, próbując jako tako wyratować je z tej sytuacji. Gorzej, jeśli chłopak będzie próbował się bronić. Albo pan dyrektor zacznie wchodzić w szczegóły, a na pewno prędzej czy później zacznie. Kurwa, a mogła wyciągnąć tego zjeba gdzieś na bok i tam sprać.
Ale nie, jak zwykle musiałaś wyżyć się tu i teraz, nie myśląc o tym, że napierdalasz się na środku cholernego dziedzińca, gdzie wszystko widać. Na bogato, a co.
Candy Vonneguth
Candy Vonneguth
The Jackal Child of Chaos
Re: Fontanna
Pią Maj 13, 2016 4:07 pm
To było jasne i oczywiste, że wszczynanie się w jakąkolwiek szarpaninę na środku dziedzińca, na dodatek podczas lekcji nie jest zbyt dobrym pomysłem. Bez problemu mogły zostać zauważeni przed kogokolwiek, kto akurat wyjrzałby przez okno, ewentualnie wchodziłby lub opuszczał teren szkoły. Prawie jak wystawienie się na ostrzał. Ale. Kiedy ma się do czynienia z dwoma dziewczynami, które nie potrafią trzymać swoich nerwów na wodzy to było pewne, że kolejna zaczepka doprowadzi do takiej właśnie sytuacji. Bez względu na to w jakim miejscu by się znajdowały.
Zresztą.. nikt ich nie zmuszał to łączenia obu, zupełnie różnych szkół, który pasowały do siebie jak puzzle z zupełnie innych układanek.
Candy zazwyczaj starała się unikać momentów, w którym podczas starć dawała się rozkojarzyć. Albo była główną sprawczynią, albo pilnowała otoczenia, woląc uniknąć przypału. Teraz jednak poległa w swoim zadaniu i nie zdążyła dostrzec dyrektora w odpowiednim momencie. Zresztą już i tak było za późno. Trzy małe statki właśnie zderzyły się z ogromną górą lodową, która wymusiła na nich chwycenia w ostatniej chwili za koła ratunkowe. Pytanie tylko, czy te pozwolą im przeżyć na obcych wodach.
Podniosła od razu wzrok na dyrektora, kiedy ten w mgnieniu oka pojawił się tuż przy nich, wymieniając się z nim chłodnym spojrzeniem, odsuwając następnie o krok od chłopaka, stając tuż przy Sig. Całe te oskarżenia ze strony Cadogana podsumowała jedynie bezczelnym przewróceniem oczami, mając całkowicie wywalone na to co mówi, jak i sam fakt, że może wylecieć ze szkoły. A proszę bardzo. Bardziej ucierpi na tym budżet szkoły, niż sama Vonneguth, która może zmienić placówkę albo całkowicie olać naukę. W końcu to ojciec jest tu kluczem, dzięki któremu wciąż uparcie siedzi między tymi burżujskimi murami.
Dała przyjaciółce mówić, nie przerywając jej w żaden sposób, jedynie przytakując. Jednakże gdyby miała pierwsza zabrać głos, to bez mniejszych skrupułów przyznałaby się do winy, mogąc nawet poprawić Skylerowi po lekcjach, coby zapamiętał, żeby z nimi nie zadzierał.
- Gdyby niektórzy nie szukali guza, to by go nie dostali. Już nawet w tej szkole nie można w spokoju zaczerpnąć powietrza, kiedy się źle poczuję. A co jakbym nagle zemdlała? To też byłaby moja wina? – rzuciła w końcu, choć pod koniec swojej wypowiedzi spojrzała ostro na ucznia niedaleko siebie, jakby chciała mu tym przekazać, że jeśli powie coś nie tak, to srogo tego pożałuje. Skrzyżowała ręce na piersi, zaraz potem wracając do dyrektora, ale jej mina wskazywała jedynie na zniecierpliwienie, jakie dziewczyna właśnie odczuwała i ogrom ignorancji na możliwą karę.
I to wszystko przez tego małego kurwia.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Fontanna
Pią Maj 27, 2016 4:51 pm
Ostatni dzwonek dnia rozbrzmiał zbawiennie w korytarzach, wydzierając pełne zadowolenia westchnięcia z gardeł uczniów. Orion nie był wyjątkiem, z tym, że tego typu zostawiał do zacisza własnego pokoju. Znane nazwisko zobowiązuje do świetnych manier. Wrzuciwszy swoje rzeczy do torby, wyminął koleżankę z ławki by wyjść z klasy jako pierwszy. Co jak co, ale przy tłumie nie dało się wyglądać dobrze. A przynajmniej nie tłumie bydła wylewającego się z klasy. Znalazłszy się przy drzwiach wyjściowych szkoły, rozwarł je niczym wrota do Valhalli. Promienie słońca przyjemnie rozgrzały wychłodzoną temperaturą klasy skórę oraz wplotły blask w złote kosmyki. Pełen zadowolenia uśmiech rozciągnął usta Clawericha, bo to właśnie w takich chwilach czuł się dobrze. Nagle jednak obie jego ręce zostały oplecione w nieco mniejsze odpowiedniczki a tatuaż na przedramieniu pogładzony drobną dłonią.
- Orion, nie zamierzałeś chyba wyjść bez nas. - Zaświergotały obie dziewczyny, przywierając jak najbliżej jego boków. I wszystko byłoby dobrze, gdyby ich kolejne dwie koleżanki tego nie podchwyciły i nie podeszły. Blondyn zmierzył całą czwórkę krótkim, rozbawionym spojrzeniem. Bo to jak każda bezgłośnie rywalizowała, było obrzydliwie śmieszne. Wsunął dłonie do kieszeni spodni, poprawiając się nieco w uściskach panien.
- Nie śmiałbym, drogie panie. - Niski pomruk wyrwał się z jego gardła, co zaowocowało w zadowolone chichoty czterech różnych tonów. Szkoda tylko, że wszystkie takie piskliwie wysokie. Co jak co, ale skrzek niektórych panienek mógłby zostać zabroniony.
- Z największą przyjemnością dotrzymałbym wam towarzystwa, jednak ojciec oczekuje mnie w domu. - Skłamał gładko, obdarzając dziewczyny uśmiechem. I mimo iż uwielbiały ten wyraz, to ani myślały tak łatwo go wypuszczać. Nie żeby mu to przeszkadzało, zwyczajnie chciałby już załatwić swoje obowiązku które obiecał sobie zrobić po powrocie ze szkoły.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Fontanna
Pon Maj 30, 2016 10:35 pm
O dziwo cały dzień przesiedziałem w szkole i choć nie było to kwestią przyjemności, a raczej zwykłego obowiązku (kilka zaległych zaliczeń i esej z narodowego do oddania) to trzeba przyznać, że w moim przypadku to nie lada wyczyn. Po prostu rzadko się zdarzało bym był na wszystkich zajęciach, choć odkąd znalazłem sobie w miarę dobrze płatną pracę zaczynało się to zmieniać. Stałe godziny pracy nie gryzące się ze szkolnym harmonogramem robiły jednak swoje. Gdy w klasie rozbrzmiał dzwonek - zupełnie bez pośpiechu spakowałem swe rzeczy, zarzuciłem plecak na ramię i ruszyłem za rozwrzeszczanym, uhahanym tłumem nie próbując się nawet przez niego przeciskać. Ot, lubiłem swoją przestrzeń i nie chciałem się nią dzielić.
Dopiero kiedy stanąłem na schodach na zewnątrz budynku mogłem swobodnie odetchnąć i to też zresztą zrobiłem zadzierając podbródek w górę i spoglądając na bezchmurne, błękitne niebo. Zapowiadał się leniwy dzień... Zwłaszcza, że miałem dzisiaj wolne. Pewnie stałbym tak dalej gdyby nie fakt, że z budynku wciąż wychodzili ludzie i musiałem usunąć się z tego cholernego przejścia. Podążyłem wolno przed siebie lecz wstrzymałem marsz gdy do mych uszu dotarło głośne, piskliwe, kobiece szczebiotanie. Obróciłem głowę do boku lokalizując źródło dźwięku i wtedy dostrzegłem... Freya, bo kogóż by innego? Oblepiony zewsząd rozochoconymi dziewczętami. Szara codzienność, he? Aż się mimowolnie wzdrygnąłem. Nie wiem czy bardziej z obrzydzenia czy może niechęci do znalezienia się w podobnej sytuacji. Z braku laku podrzedłem bliżej, a nawet stanąłem na przeciw Freya i ignorując chwilowo obecność jego koleżanek uniosłem ku górze dłoń. Palcem wskazującym puknąłem go bezapelacyjnie w czoło. Śmiechy i chichy wprawdzie ucichły, ale zaczynałem powoli odczuwać ciężar ich cynicznych spojrzeń. Bo wiecie, patrzyły na mnie jak na idiotę. To w zasadzie normalne.
- Wiecie czym jest trąd? Taka tam przewlekła choroba zakaźna... - mruknąłem spoglądając kolejno po ich naburmuszonych twarzach. - Do zakażenia dochodzi poprzez bliskie kontakty pomiędzy ludźmi, przez błony śluzowe i skórę. Dotyk może być wyrokiem. - bez problemu zachowałem niewzruszoną powagę budując napięcie do swej wyssanej z palca opowieści. - Widzicie... Jestem zakażony. Istnieje ryzyko, że Orion również, sugeruję więc zachować dystans. - wcisnąłem dłonie w kieszenie bluzy i przekrzywiłem głowę do boku czekając, aż te rozbiegną się z głośnym, przeraźliwym krzykiem. Bo niczego innego się w zasadzie nie spodziewałem... Laski lepiące się do szkolnych gwiazd to na ogół puste, tępe lale. Nie, w tym przypadku nie potrafiłem ich nie szufladkować.
- Lepiej się porządnie wyszorujcie, może jeszcze nie jest za późno. - dodałem z wyreżyserowaną życzliwością w głosie. "Najlepiej pumeksem" - tę część dopowiedziałem już pod nosem.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach