▲▼
Kolejny rok szkolny i kolejny identyczny tor: bal -> bal -> bal -> przyjęcia dla bogaczy -> bal. Och, a po drodze jeszcze bal. Nie, żeby narzekała. Właściwie, całkiem podobała jej się taka forma integracji, szczególnie w tym roku, gdy liczba uczniów miała się powiększyć właściwie niemal dwukrotnie, a pośród tego wszystkiego stałoby kilku jej starych znajomych. Chyba właśnie dlatego jej skojarzenia z tegorocznym balem rozpoczynającym całe to błędne koło roku szkolnego były jak najbardziej pozytywne.
Przekroczyła próg sali, uśmiechając się zalotnie do młodzianów pilnujących wejścia, jakby tylko takim sposobem miała prawo tutaj wejść, a nazwisko "Yona Bentley" nie oznaczałoby nic szczególnego. I to wcale nie tak, że przecież znała je większość męskiej części szkoły. No, żeńskiej w sumie też. Rozejrzała się po obecnych uczestnikach balu, zahaczając spojrzeniem o mniej lub bardziej znajome oblicza. Byli jacyś pierwszoklasiści, nieco starsza młodzież, która najprawdopodobniej uczęszczać miała do klasy z Hudson's, gdzieś po drodze znalazła się Courtney, którą spotkać można było w zasadzie tylko w bibliotece, a pośród stolików z jedzeniem kręcił się doskonale znany jej blondwłosy dryblas. Już miała zająć się jego jakże szlachetną osobą, witającą tu po raz pierwszy, gdy jej uwagę przechwyciła zupełnie inna sylwetka. Jeden z planetarnych bliźniaków, których można było zauważyć wszędzie tam, gdzie działo się coś istotnego dla ich rodziny czy dla nich samych.
Skoro był tu Saturn, to gdzieś musiała się kręcić jego przystojniejsza, choć identyczna wersja. Dokładniejsze przeskanowanie otoczenia zajęło jej dosłownie kilka chwil, a po skupieniu całej uwagi na upragnionym celu dostrzegła, że właśnie dobierała się do niego jej koleżanka z drużyny. Uniosła brew, nim przecisnęła się przez tłum w kierunku Mercury'ego, ostatecznie lądując obok tej radosnej pary, delikatnie łapiąc dziewczę za rękę i trochę mniej delikatnie odsuwając ją od bruneta.
- Mogę przeprosić? Ten książę ma już plany na obecny taniec. - Napomknęła, puszczając znajomej oczko, jednocześnie subtelnie odwracając ją plecami i odsyłając praktycznie nawet bez kwitka, zaraz na powrót skupiając uwagę na drugoklasiście.
- Nie próżnujesz, co? - Uśmiechnęła się zadziornie, przesuwając kciukiem po przechwyconym w ramach powitania krawacie - bo po co komu standardowe "cześć". Jednocześnie nie spuszczała wzroku z dwubarwnych oczu młodzieńca. - Sądziłam, że to ja będę Twoją "pierwszą" tego wieczora. Ranisz mnie, Mercury.
Ten teatralny, przesycony żartobliwością ton powinien być już jej odznaką.
Większość komisji jeżdżących po szkołach średnich interesuje słowo "inicjatywa". Inicjatywą uczniów było to, z inicjatywy uczniów powstało tamto, pośród inicjatyw samorządu znalazło się to. Gdyby przewodniczącą takiej komisji była pewna drobna, błękitnooka dziewczynka z Quebecu, głównym obiektem jej atencji byłby wyraz "entuzjazm". Przykładowo z wielkim entuzjazmem wybrała dziś sukienkę, w której miałaby uczestniczyć - również z wielkim entuzjazmem - w bardzo entuzjazmorodnym balu pełnym rozentuzjazmowanych przez wielce entuzjastyczny początek roku szkolnego licealistów. Ten sam entuzjazm towarzyszył naszej kochanej duszyczce, gdy przekraczała ent-... masło maślane. Wpadła na salę, witając dosłownie każdego napotkanego przechodnia, uśmiechając się do niego promiennie i trajkocząc coś o tym, jak wspaniale dziś wygląda, jak urocza pogoda panuje za oknem, jakie śliczne ciastka upiekły osoby odpowiedzialne za sprawy gastronomiczne, a także jak niesamowicie totalnie mega hiper giga uroczusio wygląda ten truskawkowy tort i stojący tuż obok niego niemal tak samo wspaniały szafranowy blondyn, rozkradający w iście rosyjskim stylu przeróżne smakołyki.
"Co ja tu kurwa ro-..."
- Pavivivivivivivivivi!
Prosimy wszystkich o zabezpieczenie się poprzez użycie zatyczek do uszu. W innym wypadku to spotkanie może być dla państwa niebezpieczne. Przy okazji, jeśli Pavel kiedykolwiek chciał przekonać się, jakie uczucie płynie wraz z przyodzianiem się w gorset - teraz miał niepowtarzalną okazję. Desjardins może i była małą słabostką, ale w nadmiernie silnym ściskaniu ludzi podczas tak zwanego "przytulania" była bezkonkurencyjną mistrzynią. Drobne rączki splotły swoje palce w okolicach chłopięcego dowodu na to, że nie był kosmitą, znanego także jako pępek, a policzek brunetki zaczął bezczelnie wykorzystywać jego plecy jako grzejnik, jednocześnie pozwalając samej Kanadyjce pozostać pozornie niezauważoną, i - co ważniejsze - niezidentyfikowaną. A przynajmniej tak jej się zdawało.
- Zgadnij, ktooooo~. - Wysoki głosik zwiastujący apokalipsę mógł dotrzeć nie tylko do uszu Travitzy, ale i co najmniej połowy tuzina przechodniów znajdujących się nieopodal. Cały ten entuzjazm tylko dodatkowo donośność głosu Aurelie, a wzmocniony uścisk zwiastował jedynie zgnieciony żołądek. Cóż poradzić?
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Sro Wrz 23, 2015 12:14 am
Sro Wrz 23, 2015 12:14 am
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Pią Paź 23, 2015 6:01 pm
Pią Paź 23, 2015 6:01 pm
To nie jest dobry pomysł. To nigdy nie był dobry pomysł.
Nienawidziła przyjęć, imprez i innych tego rodzaju przedsięwzięć dla śmietanki towarzyskiej grona bogatych i nadętych ćpunów. Wszystkie te twarze czystych snobów i bufonów, którzy dostrzegali jedynie czubek własnego nosa. Co jak co, ale jednak nadal przewagę liczebną na wszelkich uroczystościach obytych w bale miały klasy A. Nie bez powodu dostała im się ta litera. "Analfabeci", "apodyktyczni", "aroganckie skurwysyny bez mózgu i wyczucia" - wszystko to zaczynało się właśnie na nią.
Uśmiechnęła się półgębkiem, wymieniając w myślach kolejne przywary, które mogłaby przypisać tej bandzie idiotów, jednocześnie popychając drzwi wejściowe do sali balowej i-... cóż, trzeba przyznać, że długo szczęśliwa to ona nie pobyła. Okrutna rzeczywistość znów wgniotła ją w parkiet, przekazując informację o tym, że to nadal była tępa impreza z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, na której - chcąc nie chcąc - przewodnicząca być musiała. Może to przez jej sumienie, które wolała zachować jednak czyste, może przez odpowiedzialność ze względu na funkcję, którą pełniła, a może i wszystko to spowodowane było jakąś tępą chęcią podświadomości, która mimo wszystko szeptała jej do ucha: "zapierdalaj tam, póki ci życie miłe". Nadal wolała stanąć pod ścianą i po prostu ją podpierać, zamiast tańczyć, jak każdy cywilizowany człowiek na balu, który posiadał takową umiejętność.
Nienawidziła przyjęć, imprez i innych tego rodzaju przedsięwzięć dla śmietanki towarzyskiej grona bogatych i nadętych ćpunów. Wszystkie te twarze czystych snobów i bufonów, którzy dostrzegali jedynie czubek własnego nosa. Co jak co, ale jednak nadal przewagę liczebną na wszelkich uroczystościach obytych w bale miały klasy A. Nie bez powodu dostała im się ta litera. "Analfabeci", "apodyktyczni", "aroganckie skurwysyny bez mózgu i wyczucia" - wszystko to zaczynało się właśnie na nią.
Uśmiechnęła się półgębkiem, wymieniając w myślach kolejne przywary, które mogłaby przypisać tej bandzie idiotów, jednocześnie popychając drzwi wejściowe do sali balowej i-... cóż, trzeba przyznać, że długo szczęśliwa to ona nie pobyła. Okrutna rzeczywistość znów wgniotła ją w parkiet, przekazując informację o tym, że to nadal była tępa impreza z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, na której - chcąc nie chcąc - przewodnicząca być musiała. Może to przez jej sumienie, które wolała zachować jednak czyste, może przez odpowiedzialność ze względu na funkcję, którą pełniła, a może i wszystko to spowodowane było jakąś tępą chęcią podświadomości, która mimo wszystko szeptała jej do ucha: "zapierdalaj tam, póki ci życie miłe". Nadal wolała stanąć pod ścianą i po prostu ją podpierać, zamiast tańczyć, jak każdy cywilizowany człowiek na balu, który posiadał takową umiejętność.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Nie Paź 25, 2015 7:25 pm
Nie Paź 25, 2015 7:25 pm
- Co ja tu kurwa robię?
To pytanie trwało w głowie Pavla mniej więcej od momentu rozpoczęcia festynu i żyło nadal, kiedy pojawił się na balu. Teraz co prawda przynajmniej pasował strojem, ale kiedy tylko przyglądał się tym wszystkim wystawom, eleganckim strojom, zblazowanym osobistościom to mu się zwyczajnie odechciewało. Mimo to parł nadal przed siebie, wiedziony tutaj jakąś dziwną siłą, która mówiła mu, że powinien zostać skoro już przyszedł i od kilku godzin robił z siebie błazna.
Starał się wyłowić jakieś znajome twarze. Niestety cała ta masa zlewała się w jedność, wielość masek, których nie potrafił rozpoznać i które budziły w nim jedynie obrzydzenie. Zawędrował więc standardowo do stoisk z jedzeniem i tam postanowił zakoczować. To było jego miejsce. Gdzieś tam mignęła mu Paige, ale naprawdę miał już dość jej towarzystwa. Ona chyba odczuwała dokładnie to samo, więc odpuścił i zrezygnował z przyjemności przebywania w jej towarzystwie. Tak będzie lepiej dla obojga. Chyba już wolał w samotności obżerać się ciastami, niż po raz kolejny toczyć słowne wojenki z panną Sheridan.
I tak też robił. Krążył wokół stołu i łowił co smaczniejsze dania. Skoro już tu jest, to się przynajmniej nażre za darmo.
- Co ja tu kurwa robię?
Chciałby poznać odpowiedź na to pytanie.
To pytanie trwało w głowie Pavla mniej więcej od momentu rozpoczęcia festynu i żyło nadal, kiedy pojawił się na balu. Teraz co prawda przynajmniej pasował strojem, ale kiedy tylko przyglądał się tym wszystkim wystawom, eleganckim strojom, zblazowanym osobistościom to mu się zwyczajnie odechciewało. Mimo to parł nadal przed siebie, wiedziony tutaj jakąś dziwną siłą, która mówiła mu, że powinien zostać skoro już przyszedł i od kilku godzin robił z siebie błazna.
Starał się wyłowić jakieś znajome twarze. Niestety cała ta masa zlewała się w jedność, wielość masek, których nie potrafił rozpoznać i które budziły w nim jedynie obrzydzenie. Zawędrował więc standardowo do stoisk z jedzeniem i tam postanowił zakoczować. To było jego miejsce. Gdzieś tam mignęła mu Paige, ale naprawdę miał już dość jej towarzystwa. Ona chyba odczuwała dokładnie to samo, więc odpuścił i zrezygnował z przyjemności przebywania w jej towarzystwie. Tak będzie lepiej dla obojga. Chyba już wolał w samotności obżerać się ciastami, niż po raz kolejny toczyć słowne wojenki z panną Sheridan.
I tak też robił. Krążył wokół stołu i łowił co smaczniejsze dania. Skoro już tu jest, to się przynajmniej nażre za darmo.
- Co ja tu kurwa robię?
Chciałby poznać odpowiedź na to pytanie.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Sob Paź 31, 2015 11:50 am
Sob Paź 31, 2015 11:50 am
Alan nie na co dzień uczestniczył w wystawnych bankietach. Właściwie tak sztywne imprezy, mimo towarzyszącego im przepychu, w ogóle nie zachęcały go do uczestnictwa. A jednak nie czuł się nieswojo, chociaż dookoła roiło się od snobistycznych dzieciaków, które chciały pochwalić się, ile kasy przepierdoliły na ubranie, które ponoszą te kilka godzin, a przy następnym razie uznają, że jest już za stare. Mogli zasłaniać się koniecznością wrzucenia na siebie eleganckiego stroju, ale był pewien, że ten bal był dla nich tylko rewią mody.
Nie to co dla niego.
Garnitur i krawat były wyłącznie biletem wstępu do sali głównej. Mógł tylko dziwić się, że nie zauważono, że nie miał na sobie Armaniego czy innego szajsu. Tuż po wejściu na salę, Paige ukradkiem zerknął za siebie przez ramię – choć wcale nie musiał upewniać się, czy wpuszczający na salę zajęli się kolejnymi gośćmi – i wsunął palec za krawat, by go poluzować. Bardzo poluzować. Tak bardzo, że całkiem się rozwiązał. Co za przypadek. Zawinął go na ręce i wcisnął do kieszeni spodni. Rozpiął górny guzik koszuli, luzując kołnierz na szyi, co w jego mniemaniu ułatwiało oddychanie. Zmierzwił jeszcze włosy z tyłu głowy, doprowadzając się do typowego nieładu. Wreszcie mógł poczuć się jak u siebie.
Nie spodoba im się to.
Nie przyszedłem robić tu za jebanego paniczyka.
Jego cel był oczywisty – zamiast zawracać sobie głowę poszukiwaniem znajomych twarzy, od razu ruszył ku stołom z jedzeniem. Przynajmniej z tego jednego powodu warto było się tu pofatygować. Nie zamierzał oszczędzać sobie smakołyków, a w całym szale podjadania nawet nie zauważył, że sprzątnął sprzed ręki kawałek ciasta, który marzył się drugiemu blondynowi, a przynajmniej zaledwie milimetry dzieliły go od sięgnięcia po niego. Niestety. Na polowaniu nawet bycie szybszym o sekundę miało jakieś znaczenie.
Nie to co dla niego.
Garnitur i krawat były wyłącznie biletem wstępu do sali głównej. Mógł tylko dziwić się, że nie zauważono, że nie miał na sobie Armaniego czy innego szajsu. Tuż po wejściu na salę, Paige ukradkiem zerknął za siebie przez ramię – choć wcale nie musiał upewniać się, czy wpuszczający na salę zajęli się kolejnymi gośćmi – i wsunął palec za krawat, by go poluzować. Bardzo poluzować. Tak bardzo, że całkiem się rozwiązał. Co za przypadek. Zawinął go na ręce i wcisnął do kieszeni spodni. Rozpiął górny guzik koszuli, luzując kołnierz na szyi, co w jego mniemaniu ułatwiało oddychanie. Zmierzwił jeszcze włosy z tyłu głowy, doprowadzając się do typowego nieładu. Wreszcie mógł poczuć się jak u siebie.
Nie spodoba im się to.
Nie przyszedłem robić tu za jebanego paniczyka.
Jego cel był oczywisty – zamiast zawracać sobie głowę poszukiwaniem znajomych twarzy, od razu ruszył ku stołom z jedzeniem. Przynajmniej z tego jednego powodu warto było się tu pofatygować. Nie zamierzał oszczędzać sobie smakołyków, a w całym szale podjadania nawet nie zauważył, że sprzątnął sprzed ręki kawałek ciasta, który marzył się drugiemu blondynowi, a przynajmniej zaledwie milimetry dzieliły go od sięgnięcia po niego. Niestety. Na polowaniu nawet bycie szybszym o sekundę miało jakieś znaczenie.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Sob Paź 31, 2015 2:05 pm
Sob Paź 31, 2015 2:05 pm
Mercury w przeciwieństwie do innych, czuł się jak w domu.
Gdy tylko opuścili z Saturnem stoiska, ruszył wraz z nim w stronę pokoi, bezceremonialnie wbijając do niego jak do siebie. Jego brat zawsze był dużo lepszy w kwestii dobierania eleganckich strojów i układania fryzury. Pozwolił mu więc łaskawie na uwięzienie go z pomocą tego cholernego krawata i sensownego ogarnięcia, niesfornych włosów. Gdy skończył, obrócił się parę razy w lustrze, stwierdzając, że niewiele w tym momencie odróżnia podobne wydarzenie od bali, na jakie uczęszczali z rodzicami. Bądź co bądź i finanse włożone w podobne wydarzenie prawdopodobnie były do złudzenia podobne.
Już stojąc przed wejściem, rozglądał się na boki, szukając kogoś znajomego. Właściwie naliczył ich całkiem sporo. Nie minęła nawet minuta, gdy jedna z dziewczyn dopadła go od boku i złapała pod ramię.
- Mercury! Myślałam, że nie przyjdziesz. - wyrzut na jej twarzy, wskazywał na to, że na niego czekała. Przez chwilę chłopak zastanawiał się nawet, czy nie złożył jej jakiejś obietnicy spotkania się na balu, ale było to raczej mało prawdopodobne. Odpowiedział więc nonszalanckim uśmiechem i przejechał palcem po jej policzku.
- Ja bym nie przyszedł? - zapytał, zaraz obracając głowę, gdy brat położył mu rękę na ramieniu.
- Pójdę przodem. - rzucił, nachylając się nad nim, by zaraz po krótkim skinięciu czarnowłosego, skierować swe kroki w stronę balkonu.
- Twój brat zawsze mnie stresuje. Jest taki... niedostępny. Nie to co ty. - jej wesoły uśmiech i kolejne wtulenie się w jego ramię, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że nie będzie miał problemu ze znalezieniem pierwszej partnerki do tańca. Nie żeby jakoś szczególnie za tym przepadał, niemniej dobrze wiedział, że było to poniekąd wymagane. Musiał odpowiednio reprezentować swoje nazwisko, skoro jego brat zdążył się już zwinąć z dala od tłumów.
Sprytny dupek.
W sumie sam mu na to pozwoliłeś.
Oczywiście, że tak. Wygląda to tak w połowie przypadków.
Przynajmniej nie musicie grać publicznie na skrzypcach.
Zawsze jakiś plus.
- Pozwoli panienka, że ukradnę jej pierwszy taniec? - zażartował unosząc kącik ust w uśmiechu i ukłonił się nieznacznie przed dziewczyną, której imienia nawet nie pamiętał, wyciągając rękę ku niej w iście dworskim geście. Odpowiedziała mu zachwyconym westchnięciem i równie wykwintnym dygnięciem.
- Z przyjemnością, panie Black. - odpowiedziała równie żartobliwie, ruszając z nim w stronę parkietu, gdzie zmieszali się z innymi parami. Teraz mu się przypomniało, że chyba była jedną z cheerleaderek.
Gdy tylko opuścili z Saturnem stoiska, ruszył wraz z nim w stronę pokoi, bezceremonialnie wbijając do niego jak do siebie. Jego brat zawsze był dużo lepszy w kwestii dobierania eleganckich strojów i układania fryzury. Pozwolił mu więc łaskawie na uwięzienie go z pomocą tego cholernego krawata i sensownego ogarnięcia, niesfornych włosów. Gdy skończył, obrócił się parę razy w lustrze, stwierdzając, że niewiele w tym momencie odróżnia podobne wydarzenie od bali, na jakie uczęszczali z rodzicami. Bądź co bądź i finanse włożone w podobne wydarzenie prawdopodobnie były do złudzenia podobne.
Już stojąc przed wejściem, rozglądał się na boki, szukając kogoś znajomego. Właściwie naliczył ich całkiem sporo. Nie minęła nawet minuta, gdy jedna z dziewczyn dopadła go od boku i złapała pod ramię.
- Mercury! Myślałam, że nie przyjdziesz. - wyrzut na jej twarzy, wskazywał na to, że na niego czekała. Przez chwilę chłopak zastanawiał się nawet, czy nie złożył jej jakiejś obietnicy spotkania się na balu, ale było to raczej mało prawdopodobne. Odpowiedział więc nonszalanckim uśmiechem i przejechał palcem po jej policzku.
- Ja bym nie przyszedł? - zapytał, zaraz obracając głowę, gdy brat położył mu rękę na ramieniu.
- Pójdę przodem. - rzucił, nachylając się nad nim, by zaraz po krótkim skinięciu czarnowłosego, skierować swe kroki w stronę balkonu.
- Twój brat zawsze mnie stresuje. Jest taki... niedostępny. Nie to co ty. - jej wesoły uśmiech i kolejne wtulenie się w jego ramię, tylko utwierdziły go w przekonaniu, że nie będzie miał problemu ze znalezieniem pierwszej partnerki do tańca. Nie żeby jakoś szczególnie za tym przepadał, niemniej dobrze wiedział, że było to poniekąd wymagane. Musiał odpowiednio reprezentować swoje nazwisko, skoro jego brat zdążył się już zwinąć z dala od tłumów.
Sprytny dupek.
W sumie sam mu na to pozwoliłeś.
Oczywiście, że tak. Wygląda to tak w połowie przypadków.
Przynajmniej nie musicie grać publicznie na skrzypcach.
Zawsze jakiś plus.
- Pozwoli panienka, że ukradnę jej pierwszy taniec? - zażartował unosząc kącik ust w uśmiechu i ukłonił się nieznacznie przed dziewczyną, której imienia nawet nie pamiętał, wyciągając rękę ku niej w iście dworskim geście. Odpowiedziała mu zachwyconym westchnięciem i równie wykwintnym dygnięciem.
- Z przyjemnością, panie Black. - odpowiedziała równie żartobliwie, ruszając z nim w stronę parkietu, gdzie zmieszali się z innymi parami. Teraz mu się przypomniało, że chyba była jedną z cheerleaderek.
{Mercury}
Kolejny rok szkolny i kolejny identyczny tor: bal -> bal -> bal -> przyjęcia dla bogaczy -> bal. Och, a po drodze jeszcze bal. Nie, żeby narzekała. Właściwie, całkiem podobała jej się taka forma integracji, szczególnie w tym roku, gdy liczba uczniów miała się powiększyć właściwie niemal dwukrotnie, a pośród tego wszystkiego stałoby kilku jej starych znajomych. Chyba właśnie dlatego jej skojarzenia z tegorocznym balem rozpoczynającym całe to błędne koło roku szkolnego były jak najbardziej pozytywne.
Przekroczyła próg sali, uśmiechając się zalotnie do młodzianów pilnujących wejścia, jakby tylko takim sposobem miała prawo tutaj wejść, a nazwisko "Yona Bentley" nie oznaczałoby nic szczególnego. I to wcale nie tak, że przecież znała je większość męskiej części szkoły. No, żeńskiej w sumie też. Rozejrzała się po obecnych uczestnikach balu, zahaczając spojrzeniem o mniej lub bardziej znajome oblicza. Byli jacyś pierwszoklasiści, nieco starsza młodzież, która najprawdopodobniej uczęszczać miała do klasy z Hudson's, gdzieś po drodze znalazła się Courtney, którą spotkać można było w zasadzie tylko w bibliotece, a pośród stolików z jedzeniem kręcił się doskonale znany jej blondwłosy dryblas. Już miała zająć się jego jakże szlachetną osobą, witającą tu po raz pierwszy, gdy jej uwagę przechwyciła zupełnie inna sylwetka. Jeden z planetarnych bliźniaków, których można było zauważyć wszędzie tam, gdzie działo się coś istotnego dla ich rodziny czy dla nich samych.
Skoro był tu Saturn, to gdzieś musiała się kręcić jego przystojniejsza, choć identyczna wersja. Dokładniejsze przeskanowanie otoczenia zajęło jej dosłownie kilka chwil, a po skupieniu całej uwagi na upragnionym celu dostrzegła, że właśnie dobierała się do niego jej koleżanka z drużyny. Uniosła brew, nim przecisnęła się przez tłum w kierunku Mercury'ego, ostatecznie lądując obok tej radosnej pary, delikatnie łapiąc dziewczę za rękę i trochę mniej delikatnie odsuwając ją od bruneta.
- Mogę przeprosić? Ten książę ma już plany na obecny taniec. - Napomknęła, puszczając znajomej oczko, jednocześnie subtelnie odwracając ją plecami i odsyłając praktycznie nawet bez kwitka, zaraz na powrót skupiając uwagę na drugoklasiście.
- Nie próżnujesz, co? - Uśmiechnęła się zadziornie, przesuwając kciukiem po przechwyconym w ramach powitania krawacie - bo po co komu standardowe "cześć". Jednocześnie nie spuszczała wzroku z dwubarwnych oczu młodzieńca. - Sądziłam, że to ja będę Twoją "pierwszą" tego wieczora. Ranisz mnie, Mercury.
Ten teatralny, przesycony żartobliwością ton powinien być już jej odznaką.
{Smuggler}
Większość komisji jeżdżących po szkołach średnich interesuje słowo "inicjatywa". Inicjatywą uczniów było to, z inicjatywy uczniów powstało tamto, pośród inicjatyw samorządu znalazło się to. Gdyby przewodniczącą takiej komisji była pewna drobna, błękitnooka dziewczynka z Quebecu, głównym obiektem jej atencji byłby wyraz "entuzjazm". Przykładowo z wielkim entuzjazmem wybrała dziś sukienkę, w której miałaby uczestniczyć - również z wielkim entuzjazmem - w bardzo entuzjazmorodnym balu pełnym rozentuzjazmowanych przez wielce entuzjastyczny początek roku szkolnego licealistów. Ten sam entuzjazm towarzyszył naszej kochanej duszyczce, gdy przekraczała ent-... masło maślane. Wpadła na salę, witając dosłownie każdego napotkanego przechodnia, uśmiechając się do niego promiennie i trajkocząc coś o tym, jak wspaniale dziś wygląda, jak urocza pogoda panuje za oknem, jakie śliczne ciastka upiekły osoby odpowiedzialne za sprawy gastronomiczne, a także jak niesamowicie totalnie mega hiper giga uroczusio wygląda ten truskawkowy tort i stojący tuż obok niego niemal tak samo wspaniały szafranowy blondyn, rozkradający w iście rosyjskim stylu przeróżne smakołyki.
"Co ja tu kurwa ro-..."
- Pavivivivivivivivivi!
Prosimy wszystkich o zabezpieczenie się poprzez użycie zatyczek do uszu. W innym wypadku to spotkanie może być dla państwa niebezpieczne. Przy okazji, jeśli Pavel kiedykolwiek chciał przekonać się, jakie uczucie płynie wraz z przyodzianiem się w gorset - teraz miał niepowtarzalną okazję. Desjardins może i była małą słabostką, ale w nadmiernie silnym ściskaniu ludzi podczas tak zwanego "przytulania" była bezkonkurencyjną mistrzynią. Drobne rączki splotły swoje palce w okolicach chłopięcego dowodu na to, że nie był kosmitą, znanego także jako pępek, a policzek brunetki zaczął bezczelnie wykorzystywać jego plecy jako grzejnik, jednocześnie pozwalając samej Kanadyjce pozostać pozornie niezauważoną, i - co ważniejsze - niezidentyfikowaną. A przynajmniej tak jej się zdawało.
- Zgadnij, ktooooo~. - Wysoki głosik zwiastujący apokalipsę mógł dotrzeć nie tylko do uszu Travitzy, ale i co najmniej połowy tuzina przechodniów znajdujących się nieopodal. Cały ten entuzjazm tylko dodatkowo donośność głosu Aurelie, a wzmocniony uścisk zwiastował jedynie zgnieciony żołądek. Cóż poradzić?
Zapewne nie wiedziała co robi w tym miejscu i w tym czasie jak dziewięćdziesiąt procent ludzi, którzy byli w tej sali balowej. Nie bardzo widziała się jej taka impreza, bo nie lubiła tego typu schadzek. Przyszła tylko dlatego, że rodzice ją o to poprosili.
Westchnęła ciężko i głośno, ze słyszalnym zrezygnowaniem, zanim jeszcze weszła. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy. W sumie było dużo osób, które kojarzyła i były też takie, z którymi miała bardzo dobre stosunki, ale akurat dzisiaj jakoś byli już zajęci przez innych. Nie chciała komuś wtrącać się w rozmowę i zostać wyrzucona z kółeczka wzajemnej adoracji. Wystarczająco była już zdenerwowana, aby jeszcze i to przeżywać.
Czemu ona w ogóle się na to zgodziła? Mogła odmówić rodzicom i tak nie wyciągnęliby z tego żadnych konsekwencji. Tak samo mogła tutaj po prostu nie przychodzić, ponieważ oni i tak nie sprawdzają co robi, gdy jest w Riverdale. Życie takie skomplikowane.
Skoro raczyła już postawić się na balu to mogła chociaż zjeść coś z bufetu. Darmowe jedzenie zawsze spoko. Jak coś dają za darmo to bierz, a jak nie dają to bierz i uciekaj. Motta życiowe też miała bardzo fajne, brak słów na to wszystko.
Podeszła spokojnym i flegmatycznym krokiem do bufetu. Nalała sobie trochę ponczu i wzięła do ręki pierwsze lepsze ciasteczko, żeby czymś się zająć. Ugryzła kawałek. Jak zawsze w Riverdale najlepsze jedzenie. Przynajmniej pieniążki jej rodziców nie szły na głupoty, a wręcz przeciwnie na rzeczy bardzo pożyteczne. Jakieś plusy w każdej sytuacji można wyszukać, niezależnie od tego co się dzieje.
Może nóż widelec ktoś przyjdzie do jej kółeczka adoracji i podzieli się z nią jakimiś ciekawymi informacjami lub najnowszymi ploteczkami. Była w sumie ciekawa ile osób tak naprawdę będzie chciało do niej podejść i pogadać, skoro tak długo się nie widzieli, bo aż całe wakacje.
Westchnęła ciężko i głośno, ze słyszalnym zrezygnowaniem, zanim jeszcze weszła. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy. W sumie było dużo osób, które kojarzyła i były też takie, z którymi miała bardzo dobre stosunki, ale akurat dzisiaj jakoś byli już zajęci przez innych. Nie chciała komuś wtrącać się w rozmowę i zostać wyrzucona z kółeczka wzajemnej adoracji. Wystarczająco była już zdenerwowana, aby jeszcze i to przeżywać.
Czemu ona w ogóle się na to zgodziła? Mogła odmówić rodzicom i tak nie wyciągnęliby z tego żadnych konsekwencji. Tak samo mogła tutaj po prostu nie przychodzić, ponieważ oni i tak nie sprawdzają co robi, gdy jest w Riverdale. Życie takie skomplikowane.
Skoro raczyła już postawić się na balu to mogła chociaż zjeść coś z bufetu. Darmowe jedzenie zawsze spoko. Jak coś dają za darmo to bierz, a jak nie dają to bierz i uciekaj. Motta życiowe też miała bardzo fajne, brak słów na to wszystko.
Podeszła spokojnym i flegmatycznym krokiem do bufetu. Nalała sobie trochę ponczu i wzięła do ręki pierwsze lepsze ciasteczko, żeby czymś się zająć. Ugryzła kawałek. Jak zawsze w Riverdale najlepsze jedzenie. Przynajmniej pieniążki jej rodziców nie szły na głupoty, a wręcz przeciwnie na rzeczy bardzo pożyteczne. Jakieś plusy w każdej sytuacji można wyszukać, niezależnie od tego co się dzieje.
Może nóż widelec ktoś przyjdzie do jej kółeczka adoracji i podzieli się z nią jakimiś ciekawymi informacjami lub najnowszymi ploteczkami. Była w sumie ciekawa ile osób tak naprawdę będzie chciało do niej podejść i pogadać, skoro tak długo się nie widzieli, bo aż całe wakacje.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Nie Lis 01, 2015 2:17 pm
Nie Lis 01, 2015 2:17 pm
Pavel beztrosko zajadał się pysznościami ze stołu. Mógł śmiało stwierdzić, że z każdym kolejnym kęsem jego samopoczucie poprawiało się. Oczywiście nadal wolałby aktualnie być w zupełnie innym miejscu, najlepiej swoim pokoju, gdzie kontemplowałby ciszę, no ale jednak jedzenie robiło swoje. Poncz też był niczego sobie. W zasadzie mógłby spędzić całą noc właśnie tutaj, objadając się ciastami i jakimiś homarami w polewce czy co oni do cholery podawali.
Pokrzepiony tą myślą sięgnął po kolejne ciasto. Jednak jakaś zdradziecka dłoń ukradła jego zdobycz, dosłownie kilka centymetrów przed nim. Niby nic wielkiego, przecież podobnych ciast było tutaj milion i jeszcze więcej. Mimo to Pavel poczuł silną irytację. W mgnieniu oka chwycił silnie za nadgarstek jegomościa, który postanowił dopuścić się tego czynu. Spojrzał na właściciela rzeczonej kończyny, rzucają mu, ujmując to w delikatnych słowach, nieprzychylne spojrzenie. Chciał jeszcze coś dodać, ale nagle inne ręce zacisnęły się silnie wokół jego pasa.
- Blać! - Warknął odruchowo w swoim ojczystym języku i wypuścił rękę Alana, zaatakowany z innej strony. No tak, kto inny mógł to być.
- Auri, jeśli mnie zaraz nie puścisz, to przysięgam, że się porzygam - nie było to wypowiedziane w ramach groźby czy coś. Po prostu poinformował małą istotkę co się wydarzy, jeśli za chwilę nie przestanie zaciskać rąk wokół jego pasa. Kto by pomyślał, że ona ma tyle siły?
Pokrzepiony tą myślą sięgnął po kolejne ciasto. Jednak jakaś zdradziecka dłoń ukradła jego zdobycz, dosłownie kilka centymetrów przed nim. Niby nic wielkiego, przecież podobnych ciast było tutaj milion i jeszcze więcej. Mimo to Pavel poczuł silną irytację. W mgnieniu oka chwycił silnie za nadgarstek jegomościa, który postanowił dopuścić się tego czynu. Spojrzał na właściciela rzeczonej kończyny, rzucają mu, ujmując to w delikatnych słowach, nieprzychylne spojrzenie. Chciał jeszcze coś dodać, ale nagle inne ręce zacisnęły się silnie wokół jego pasa.
- Blać! - Warknął odruchowo w swoim ojczystym języku i wypuścił rękę Alana, zaatakowany z innej strony. No tak, kto inny mógł to być.
- Auri, jeśli mnie zaraz nie puścisz, to przysięgam, że się porzygam - nie było to wypowiedziane w ramach groźby czy coś. Po prostu poinformował małą istotkę co się wydarzy, jeśli za chwilę nie przestanie zaciskać rąk wokół jego pasa. Kto by pomyślał, że ona ma tyle siły?
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Nie Lis 01, 2015 6:54 pm
Nie Lis 01, 2015 6:54 pm
Ujmowany palcami kawałek ciasta musiał jeszcze pokonać tę nieznaczną odległość kilkudziesięciu centymetrów do jego ust. Zdawało się, że już nic nie stanie na przeszkodzie skonsumowania go, dopóki jego ręka nie natrafiła na opór. Normalna osoba już dawno zareagowałaby gwałtownym szarpnięciem lub dałaby znać o szczątkowym zdenerwowaniu. Blondyn nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu, mimo że w grę wchodziła utrata jedzenia. Ze znużeniem powiódł ręką wzdłuż kończyny napastnika, jakby celowo odwlekał ich pojedynek wzrokowy. Nie ze strachu, a z powodu tego, że kompletnie nic nie robił sobie z tej nagłej potrzeby bliskości nieznajomego.
Gdy wreszcie rozszyfrował, że rówieśnik wcale nie ma planuje zaciągnąć go na parkiet, dla kontrastu uniósł nieznacznie kąciki ust w pozornie uprzejmym uśmiechu. Uśmiechu, który nie dosięgnął oczu święcących skurwysyńską złośliwością.
― Jeśli chcesz potrzymać mnie za rękę, najpierw zaproś mnie na kawę ― zamilkł na chwilę, dokładnie w momencie, w którym dziewczęcy pisk wypełnił ich otoczenie. A skoro się już poznali, postanowił wykorzystać nowo zdobyte informacje, dokańczając swoją wypowiedź krótkim: ― Pavivi.
Co to za zjebane imię?
Gdy tylko uwolniono jego nadgarstek, cofnął rękę i od razu odgryzł spory kęs, ostentacyjnie znacząc swój teren jak rasowy samiec alfa. Polizane, zaklepane. Paige wywnioskował, że chłopak i tak już go nie potrzebuje, skoro był bliski zwrócenia całej reszty. Marnotrawstwo.
Gdy wreszcie rozszyfrował, że rówieśnik wcale nie ma planuje zaciągnąć go na parkiet, dla kontrastu uniósł nieznacznie kąciki ust w pozornie uprzejmym uśmiechu. Uśmiechu, który nie dosięgnął oczu święcących skurwysyńską złośliwością.
― Jeśli chcesz potrzymać mnie za rękę, najpierw zaproś mnie na kawę ― zamilkł na chwilę, dokładnie w momencie, w którym dziewczęcy pisk wypełnił ich otoczenie. A skoro się już poznali, postanowił wykorzystać nowo zdobyte informacje, dokańczając swoją wypowiedź krótkim: ― Pavivi.
Co to za zjebane imię?
Gdy tylko uwolniono jego nadgarstek, cofnął rękę i od razu odgryzł spory kęs, ostentacyjnie znacząc swój teren jak rasowy samiec alfa. Polizane, zaklepane. Paige wywnioskował, że chłopak i tak już go nie potrzebuje, skoro był bliski zwrócenia całej reszty. Marnotrawstwo.
Nie spodziewała się w zasadzie jakiegokolwiek szoku, a już na pewno nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Sądziła, że to, iż wyskakuje na niego kompletnie od czapy i z cienia, było już rutynowe i mógł uznać to za kompletną, nudną codzienność. Ale nie. Musiało go to ruszyć. Nie, żeby jej to przeszkadzało, w końcu tak było więcej zabawy. No, dopóki nie dodał tej kwestii o wymiocinach.
- Bleeeeee~! - Odparła w reakcji na stwierdzenie możliwego przyszłego odruchu Rosjanina, natychmiast zabierając ręce od jego pasa. Kto by pomyślał, że nawet taka przylepa zareaguje obrzydzeniem na tego typu wypowiedź. No, ale prawdę mówiąc, nie miała najmniejszej ochoty na oglądanie pokrytej wymiocinami podłogi, stołu czy nawet - o zgrozo, oby nie - ciast wszelkiego rodzaju. Chyba by się popłakała, gdyby coś takiego miało miejsce. Zarzygane słodycze-... chyba nawet pokusiłaby się o czystą wściekłość, którą obdarowałaby później Travitzę.
Teraz jednak jej czysto demoniczna forma musiała uraczyć innego niemal dwumetrowego blondasa, który pozwalał sobie na o wiele za wiele w tym wielkim kościele. Na dźwięk określenia jasnowłosego przez Alana zdrobnieniem, którego mogła używać tylko i wyłącznie owa Kanadyjka we własnej osobie, zgromiła go wzrokiem z nadzieją, że to cokolwiek pomoże. Chwila ciszy przed burzą i-... bang.
- Tylko ja mogę nazywać Paviviviego Pavivivim! - Wrzasnęła w końcu, podpierając się pod boczki, niczym urażona dama, nachylając się nieco do przodu, przez co w oczach Paige'a mogła wydawać się tylko jeszcze bardziej drobniutka. Tylko bez tupania, księżniczko. - Dla Ciebie to Czcigodny Pan Pavel Travitza!
- Bleeeeee~! - Odparła w reakcji na stwierdzenie możliwego przyszłego odruchu Rosjanina, natychmiast zabierając ręce od jego pasa. Kto by pomyślał, że nawet taka przylepa zareaguje obrzydzeniem na tego typu wypowiedź. No, ale prawdę mówiąc, nie miała najmniejszej ochoty na oglądanie pokrytej wymiocinami podłogi, stołu czy nawet - o zgrozo, oby nie - ciast wszelkiego rodzaju. Chyba by się popłakała, gdyby coś takiego miało miejsce. Zarzygane słodycze-... chyba nawet pokusiłaby się o czystą wściekłość, którą obdarowałaby później Travitzę.
Teraz jednak jej czysto demoniczna forma musiała uraczyć innego niemal dwumetrowego blondasa, który pozwalał sobie na o wiele za wiele w tym wielkim kościele. Na dźwięk określenia jasnowłosego przez Alana zdrobnieniem, którego mogła używać tylko i wyłącznie owa Kanadyjka we własnej osobie, zgromiła go wzrokiem z nadzieją, że to cokolwiek pomoże. Chwila ciszy przed burzą i-... bang.
- Tylko ja mogę nazywać Paviviviego Pavivivim! - Wrzasnęła w końcu, podpierając się pod boczki, niczym urażona dama, nachylając się nieco do przodu, przez co w oczach Paige'a mogła wydawać się tylko jeszcze bardziej drobniutka. Tylko bez tupania, księżniczko. - Dla Ciebie to Czcigodny Pan Pavel Travitza!
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Pon Lis 02, 2015 3:52 pm
Pon Lis 02, 2015 3:52 pm
Zobaczył minę chłopaka podkradającego mu ciasto - ten pozorny brak zainteresowania czymkolwiek, fałsz widoczny w uśmiechu, złośliwość. Usłyszał także jego słowa, kpiące a jakże, sarkastyczne, takie zabawne, wszyscy tarzali się ze śmiechu.
Przypominało mu to kogoś bardzo mocno. Kogoś o kim Pavel nie chciał w tej chwili myśleć. Ale niestety pomyślał. Jego twarz od razu skrzywiła się w grymasie niezadowolenia, chociaż osobom trzecim ciężko byłoby stwierdzić z jakiego powodu. Bo punktów irytogennych wokół niego znaleźć można było wiele. Co najmniej dwa w tej chwili.
- Ja cię zaraz potrz-... - Nie dokończył, bowiem przerwał mu kolejny wybuch Aurelie.
Pavel westchnął, spuścił głowę, a następnie schował twarz w dłoni. Zaczął się zastanawiać jak wybrnąć z tej sytuacji, która była skrajnie głupia, kiedy tak spojrzeć na to od boku. W każdym razie jeśli ktoś to obserwował albo chociaż podsłuchiwał, to pewnie miał niezły ubaw.
Wreszcie Rosjanin odwrócił się w kierunku dziewczyny, która jeszcze chwilę wcześniej zaciskała ręce wokół jego pasa. Chwycił ją dłonią za podbródek i lekko uniósł, tak aby spoglądała wprost w jego oczy i nic nie rozpraszało jej uwagi, bo jeszcze znów zacznie krzyczeć.
- Auri. Zrób nam wszystkim przysługę i się ucisz. To po pierwsze. Po drugie przydaj się na coś i przynieś mi coś do picia. Tylko nie ten cholerny poncz. A jeśli się spiszesz i będziesz grzeczna, to z tobą zatańczę.
To powinno na chwilę odwrócić jej uwagę. A jeśli nie, to w najgorszym wypadku po prostu wyrwie się na parkiet i tyle.
Wyprostował się i spojrzał ponownie na Alana. Zapomniał już nawet, o co był cały raban. Zerknął ponownie na miejsce zbrodni. Żarcie, ciasta, skradziony kawałek w ustach blondyna.
Pavel parsknął mimowolnie.
- Prawdziwy z ciebie dupek - powiedział ten miły i przyjazny w obyciu osobnik.
Schował ręce do kieszeni, najwyraźniej czegoś szukając. Niestety nic tam nie znalazł, ale dłonie pozostały tam gdzie były, w zgrabnej imitacji faktu, że od samego początku chciał po prostu ukryć je w kieszeniach. Niech tak pozostanie.
Przypominało mu to kogoś bardzo mocno. Kogoś o kim Pavel nie chciał w tej chwili myśleć. Ale niestety pomyślał. Jego twarz od razu skrzywiła się w grymasie niezadowolenia, chociaż osobom trzecim ciężko byłoby stwierdzić z jakiego powodu. Bo punktów irytogennych wokół niego znaleźć można było wiele. Co najmniej dwa w tej chwili.
- Ja cię zaraz potrz-... - Nie dokończył, bowiem przerwał mu kolejny wybuch Aurelie.
Pavel westchnął, spuścił głowę, a następnie schował twarz w dłoni. Zaczął się zastanawiać jak wybrnąć z tej sytuacji, która była skrajnie głupia, kiedy tak spojrzeć na to od boku. W każdym razie jeśli ktoś to obserwował albo chociaż podsłuchiwał, to pewnie miał niezły ubaw.
Wreszcie Rosjanin odwrócił się w kierunku dziewczyny, która jeszcze chwilę wcześniej zaciskała ręce wokół jego pasa. Chwycił ją dłonią za podbródek i lekko uniósł, tak aby spoglądała wprost w jego oczy i nic nie rozpraszało jej uwagi, bo jeszcze znów zacznie krzyczeć.
- Auri. Zrób nam wszystkim przysługę i się ucisz. To po pierwsze. Po drugie przydaj się na coś i przynieś mi coś do picia. Tylko nie ten cholerny poncz. A jeśli się spiszesz i będziesz grzeczna, to z tobą zatańczę.
To powinno na chwilę odwrócić jej uwagę. A jeśli nie, to w najgorszym wypadku po prostu wyrwie się na parkiet i tyle.
Wyprostował się i spojrzał ponownie na Alana. Zapomniał już nawet, o co był cały raban. Zerknął ponownie na miejsce zbrodni. Żarcie, ciasta, skradziony kawałek w ustach blondyna.
Pavel parsknął mimowolnie.
- Prawdziwy z ciebie dupek - powiedział ten miły i przyjazny w obyciu osobnik.
Schował ręce do kieszeni, najwyraźniej czegoś szukając. Niestety nic tam nie znalazł, ale dłonie pozostały tam gdzie były, w zgrabnej imitacji faktu, że od samego początku chciał po prostu ukryć je w kieszeniach. Niech tak pozostanie.
Spoglądała na tłum tańczących uczniów beznamiętnie jedząc przy tym te cholernie dobre ciasteczka. Jak tak dalej pójdzie to będzie gruba i nikt jej nie będzie chciał. Na końcu zabije siebie, bo nienawidzi osób, które są tłuste.
W końcu postanowiła przestać jeść jak świnka i wstała poprawiając sukienkę. Skoro już raz na jakiś czas wyglądała tak ładnie to musiała się pilnować. No, ale oczywiście Bór nie mogła ubrać się jak normalna dziewczyna na bal, nie nie nie. Ona musiała ubrać sukienkę w kropki, a do tego buty na płaskiej podeszwie i wysokie skarpetki w kropki. Zawsze musiała odstawać jakoś w tłumie tych wszystkich nudnych, takich samych osób.
Weszła w tłum tańczących i zatańczyła chwilę z jakimś chłopakiem z drugiej klasy. Odebrała go bezczelnie jego partnerce, bo uznała, że z daleka wygląda nawet przystojnie. Jednak z bliska się jej już nie podobał tak bardzo.
Kiedy skończyła zauważyła przy bufecie nikogo innego niż jej ukochanego Rosjanina. Przez chwilę myślała nad tym jak się z nim przywitać i co niemiłego powiedzieć mu już na przywitanie. W końcu podeszła do niego szybkim krokiem i wbiła się w kółeczko małej adoracji trzech osób tak, aby stać przy nim. Uderzyła go mocno w kark, żeby bolało go za coś czego jeszcze nie zrobił. Tak na wszelki wypadek na zapas.
- Cześć frajerzyno jak tam siurek zmalał urósł – uśmiechnęła się do niego, a potem przywitała się z pozostałą dwójką podając im rękę. Kiedy podała dłoń ciemnowłosej nieznajomej przedstawiła się swoim imieniem.
Zastanawiała się w sumie co to za dziewczyna. Alana kojarzyła przez Mercury'ego, ale tej dziewczynki w ogóle nie znała. Przynajmniej tak się jej zdawało. Nie pamiętała wszystkich osób, które poznała, ale była raczej pewna, że z nią akurat nie miała okazji kiedykolwiek wymienić chociaż dwa zdania. Było to bardzo prawdopodobne, bo wyglądem przypominała uczennicę klasy pierwszej, a z tego rocznika nie zna dużej ilości osób.
W końcu postanowiła przestać jeść jak świnka i wstała poprawiając sukienkę. Skoro już raz na jakiś czas wyglądała tak ładnie to musiała się pilnować. No, ale oczywiście Bór nie mogła ubrać się jak normalna dziewczyna na bal, nie nie nie. Ona musiała ubrać sukienkę w kropki, a do tego buty na płaskiej podeszwie i wysokie skarpetki w kropki. Zawsze musiała odstawać jakoś w tłumie tych wszystkich nudnych, takich samych osób.
Weszła w tłum tańczących i zatańczyła chwilę z jakimś chłopakiem z drugiej klasy. Odebrała go bezczelnie jego partnerce, bo uznała, że z daleka wygląda nawet przystojnie. Jednak z bliska się jej już nie podobał tak bardzo.
Kiedy skończyła zauważyła przy bufecie nikogo innego niż jej ukochanego Rosjanina. Przez chwilę myślała nad tym jak się z nim przywitać i co niemiłego powiedzieć mu już na przywitanie. W końcu podeszła do niego szybkim krokiem i wbiła się w kółeczko małej adoracji trzech osób tak, aby stać przy nim. Uderzyła go mocno w kark, żeby bolało go za coś czego jeszcze nie zrobił. Tak na wszelki wypadek na zapas.
- Cześć frajerzyno jak tam siurek zmalał urósł – uśmiechnęła się do niego, a potem przywitała się z pozostałą dwójką podając im rękę. Kiedy podała dłoń ciemnowłosej nieznajomej przedstawiła się swoim imieniem.
Zastanawiała się w sumie co to za dziewczyna. Alana kojarzyła przez Mercury'ego, ale tej dziewczynki w ogóle nie znała. Przynajmniej tak się jej zdawało. Nie pamiętała wszystkich osób, które poznała, ale była raczej pewna, że z nią akurat nie miała okazji kiedykolwiek wymienić chociaż dwa zdania. Było to bardzo prawdopodobne, bo wyglądem przypominała uczennicę klasy pierwszej, a z tego rocznika nie zna dużej ilości osób.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Wto Lis 03, 2015 4:02 pm
Wto Lis 03, 2015 4:02 pm
Sala główna była ostatnim miejscem, w którym chciał się w tym momencie znaleźć. Bynajmniej nie chodziło nawet o to, że nie lubił bali. Nigdy nie miał zbyt wielu okazji, by podziwiać wielkie, pięknie udekorowane sale.
Niemniej panował w niej pewien przepych. Przepych i dobrodziejstwo, gdzie obie rzeczy były mu całkowicie obce. Znajdując się w tym miejscu samotnie poczuł się... przytłoczony. Zupełnie jakby jeden z posągów zaraz miał zwalić mu się na głowę, stwierdzając że nie jest godzien przebywania w równie wyborowym towarzystwie.
A ten jebany dupek oczywiście wystawił go do wiatru i się zwinął. Mógł się tego spodziewać.
Gdzie się podział twój smutek i miłość, złoty chłopcze?
Poszły razem z nim na miasto.
Wilk zachichotał złośliwie w jego głowie, choć nawet jego głos zdawał się być dużo bardziej odległy niż zwykle. Zagłuszała go przede wszystkim muzyka i głośny gwar rozmów.
- Pan Winchester! - głos jednego z nauczycieli wyrwał go z zamyślenia. Wyprostował się, poprawiając raz jeszcze grzywkę, która do niedawna całkowicie przysłaniała jego złote oczy. Teraz tkwiła ułożona z boku, eksponując w pełni jego twarz. Nie czuł się z tym zbyt komfortowo. Niemniej dobrze wiedział, że musi się zacząć do podobnego uczucia przyzwyczajać. Ukłonił się nisko, dobrze wiedząc, że tego właśnie się od niego oczekuje.
I nie mylił się.
Mężczyzna zaraz uśmiechnął się mile połechtany, odpowiadając mu skinięciem głowy.
- No, no, no. A mówią, że ci z Hudson's Bay nie mają w sobie ni krzty manier, tymczasem mógłby się od ciebie uczyć niejeden z naszych uczniów. - rzucił żartobliwie kładąc mu dłoń na ramieniu. Powstrzymał się przed odruchem zrzucenia jej z siebie i zerknięcia w jej stronę, zamiast tego posyłając mężczyźnie uprzejmy uśmiech.
- Schlebia mi Pan, profesorze...?
- Ach wybacz, nawet się nie przedstawiłem. Alastor Whiteburg, będę miał przyjemność nauczać was filozofii. Zarówno ja, jak i reszta nauczycieli nie możemy się doczekać, co wyniknie z tego małego eksperymentu naszego dyrektora. Ale do rzeczy... - Starr stał dłuższą chwilę przysłuchując się instrukcjom na temat utrzymania porządków w sali kiwając od czasu do czasu głową, by pokazać, że wszystko zrozumiał. Powtórzył nawet na koniec najważniejsze punkty wypowiedzi, co spotkało się z zachwytem profesora Whiteburga. Dziwny człowiek.
- Oczywiście nie zapomnij się bawić, to w końcu bal dla was wszystkich. - puścił mu oczko, raz jeszcze poklepując po ramieniu i zniknął między parami, wyraźnie kierując się w stronę ponczu.
Akurat.
Starając się, by nie było po nim widać zrezygnowania, udał się pod jeden z filarów, obserwując uważnie bawiących się uczniów. Sam zdecydowanie nie miał na to w tym momencie ochoty.
Niemniej panował w niej pewien przepych. Przepych i dobrodziejstwo, gdzie obie rzeczy były mu całkowicie obce. Znajdując się w tym miejscu samotnie poczuł się... przytłoczony. Zupełnie jakby jeden z posągów zaraz miał zwalić mu się na głowę, stwierdzając że nie jest godzien przebywania w równie wyborowym towarzystwie.
A ten jebany dupek oczywiście wystawił go do wiatru i się zwinął. Mógł się tego spodziewać.
Gdzie się podział twój smutek i miłość, złoty chłopcze?
Poszły razem z nim na miasto.
Wilk zachichotał złośliwie w jego głowie, choć nawet jego głos zdawał się być dużo bardziej odległy niż zwykle. Zagłuszała go przede wszystkim muzyka i głośny gwar rozmów.
- Pan Winchester! - głos jednego z nauczycieli wyrwał go z zamyślenia. Wyprostował się, poprawiając raz jeszcze grzywkę, która do niedawna całkowicie przysłaniała jego złote oczy. Teraz tkwiła ułożona z boku, eksponując w pełni jego twarz. Nie czuł się z tym zbyt komfortowo. Niemniej dobrze wiedział, że musi się zacząć do podobnego uczucia przyzwyczajać. Ukłonił się nisko, dobrze wiedząc, że tego właśnie się od niego oczekuje.
I nie mylił się.
Mężczyzna zaraz uśmiechnął się mile połechtany, odpowiadając mu skinięciem głowy.
- No, no, no. A mówią, że ci z Hudson's Bay nie mają w sobie ni krzty manier, tymczasem mógłby się od ciebie uczyć niejeden z naszych uczniów. - rzucił żartobliwie kładąc mu dłoń na ramieniu. Powstrzymał się przed odruchem zrzucenia jej z siebie i zerknięcia w jej stronę, zamiast tego posyłając mężczyźnie uprzejmy uśmiech.
- Schlebia mi Pan, profesorze...?
- Ach wybacz, nawet się nie przedstawiłem. Alastor Whiteburg, będę miał przyjemność nauczać was filozofii. Zarówno ja, jak i reszta nauczycieli nie możemy się doczekać, co wyniknie z tego małego eksperymentu naszego dyrektora. Ale do rzeczy... - Starr stał dłuższą chwilę przysłuchując się instrukcjom na temat utrzymania porządków w sali kiwając od czasu do czasu głową, by pokazać, że wszystko zrozumiał. Powtórzył nawet na koniec najważniejsze punkty wypowiedzi, co spotkało się z zachwytem profesora Whiteburga. Dziwny człowiek.
- Oczywiście nie zapomnij się bawić, to w końcu bal dla was wszystkich. - puścił mu oczko, raz jeszcze poklepując po ramieniu i zniknął między parami, wyraźnie kierując się w stronę ponczu.
Akurat.
Starając się, by nie było po nim widać zrezygnowania, udał się pod jeden z filarów, obserwując uważnie bawiących się uczniów. Sam zdecydowanie nie miał na to w tym momencie ochoty.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Sala Główna [ STREFA NOCNA ]
Wto Lis 03, 2015 4:20 pm
Wto Lis 03, 2015 4:20 pm
Mercury obracał lekko towarzyszącą mu dziewczyną, kierując nimi przez parkiet. Wpasowywali się w cały ten klimat idealnie, wraz z innymi, wirującymi dookoła nich parami.
- Cieszę się, że udało mi się cię złapać. Zwykle ciężko się do ciebie dobić, Mercury. - uśmiechnęła się w pewnym momencie cheerleaderka, przesuwając sugestywnie dłoń z jego ramienia po boku, zatrzymując palec na szlufce od spodni. Uśmiechnął się nieznacznie, zaraz zmuszając ją do kolejnego piruetu, który odsunął ją od niego na większą odległość, by w ciągu paru sekund znalazła się ponownie w jego ramionach, tym razem dużo bliżej niż chwilę temu.
- Wybacz, taki już mój urok. Ale zawsze znajdę dla każdego trochę czasu. - uśmiechnął się schylając nieznacznie w jej stronę. Dziewczyna uniosła głowę z wyraźnym zadowoleniem, przysuwając się bliżej...
... i równie szybko zniknęła.
Chłopak wypuścił ją z ramion, patrząc jak siłą zostaje odsunięta na bok. No i nici z pocałunku. Obrócił głowę w stronę agresorki, a w jego oczach błysnął dźwięk rozpoznania. Uniósł kącik ust w uśmiechu, zerkając kątem oka na jej rozzłoszczoną konkurentkę. Całe szczęście, druga, młodsza cheerleaderka zapowietrzyła się tylko przez chwilę, uznając że nie ma sensu kłócić się z kimś o wpływach równych Yonie.
- Zadzwonię do ciebie. - rzuciła na odchodne, posyłając mu w powietrzu całusa. Puścił jej oczko w odpowiedzi, zaraz skupiając swoją uwagę na lwicy, która wywalczyła sobie prawa do jego tańca.
- Znasz mnie mała, wiesz że nigdy nie próżnuję. Co nie zmienia faktu, że wisisz mi zaprzepaszczony pocałunek. - postukał się palcem w usta z niejaką złośliwością, która nie pozwalała stwierdzić czy po raz kolejny sobie żartował czy też mówił całkowicie poważnie.
"Sądziłam, że to ja będę twoją "pierwszą" tego wieczora."
- Pomyślało pół sali, czekających na taniec z przystojnym czarnowłosym młodzieńcem. - tym razem w uśmiechu błysnęły i śnieżnobiałe zęby. Po prostu nie potrafił się powstrzymać. Gdzieś ponad jej ramieniem zauważył w oddali Saturna, czytającego spokojnie książkę pod jednym z filarów i trzy dziewczyny chowające się za sąsiednim, wyraźnie naradzające się, która z nich powinna podejść pierwsza. Parsknął cicho na ten widok i pokręcił głową, układając palce na talii Yony, drugą dłonią chwytając jej dłoń.
- Niemniej możemy zapomnieć o wcześniejszym incydencie i udawać, że byłaś pierwsza, hm? - zaproponował, nachylając się ku niej bezczelnie, by wymruczeć nisko swoją wypowiedź do jej ucha. Jak na dżentelmena przystało, dawał jej wybór.
Dżentelmena. To żeś dojebał.
Coś ci nie pasuje?
Absolutnie nie.
Świetnie.
Dżentelmenie.
Kącik jego ust drgnął niebezpiecznie, tym razem powstrzymał się jednak od uśmiechu, odsuwając nieznacznie głowę w tył by zmierzyć Yonę spojrzeniem dwukolorowych oczu.
- Ładnie wyglądasz. Chyba będę musiał pilnować, żeby nikt inny mi cię nie ukradł.
- Cieszę się, że udało mi się cię złapać. Zwykle ciężko się do ciebie dobić, Mercury. - uśmiechnęła się w pewnym momencie cheerleaderka, przesuwając sugestywnie dłoń z jego ramienia po boku, zatrzymując palec na szlufce od spodni. Uśmiechnął się nieznacznie, zaraz zmuszając ją do kolejnego piruetu, który odsunął ją od niego na większą odległość, by w ciągu paru sekund znalazła się ponownie w jego ramionach, tym razem dużo bliżej niż chwilę temu.
- Wybacz, taki już mój urok. Ale zawsze znajdę dla każdego trochę czasu. - uśmiechnął się schylając nieznacznie w jej stronę. Dziewczyna uniosła głowę z wyraźnym zadowoleniem, przysuwając się bliżej...
... i równie szybko zniknęła.
Chłopak wypuścił ją z ramion, patrząc jak siłą zostaje odsunięta na bok. No i nici z pocałunku. Obrócił głowę w stronę agresorki, a w jego oczach błysnął dźwięk rozpoznania. Uniósł kącik ust w uśmiechu, zerkając kątem oka na jej rozzłoszczoną konkurentkę. Całe szczęście, druga, młodsza cheerleaderka zapowietrzyła się tylko przez chwilę, uznając że nie ma sensu kłócić się z kimś o wpływach równych Yonie.
- Zadzwonię do ciebie. - rzuciła na odchodne, posyłając mu w powietrzu całusa. Puścił jej oczko w odpowiedzi, zaraz skupiając swoją uwagę na lwicy, która wywalczyła sobie prawa do jego tańca.
- Znasz mnie mała, wiesz że nigdy nie próżnuję. Co nie zmienia faktu, że wisisz mi zaprzepaszczony pocałunek. - postukał się palcem w usta z niejaką złośliwością, która nie pozwalała stwierdzić czy po raz kolejny sobie żartował czy też mówił całkowicie poważnie.
"Sądziłam, że to ja będę twoją "pierwszą" tego wieczora."
- Pomyślało pół sali, czekających na taniec z przystojnym czarnowłosym młodzieńcem. - tym razem w uśmiechu błysnęły i śnieżnobiałe zęby. Po prostu nie potrafił się powstrzymać. Gdzieś ponad jej ramieniem zauważył w oddali Saturna, czytającego spokojnie książkę pod jednym z filarów i trzy dziewczyny chowające się za sąsiednim, wyraźnie naradzające się, która z nich powinna podejść pierwsza. Parsknął cicho na ten widok i pokręcił głową, układając palce na talii Yony, drugą dłonią chwytając jej dłoń.
- Niemniej możemy zapomnieć o wcześniejszym incydencie i udawać, że byłaś pierwsza, hm? - zaproponował, nachylając się ku niej bezczelnie, by wymruczeć nisko swoją wypowiedź do jej ucha. Jak na dżentelmena przystało, dawał jej wybór.
Dżentelmena. To żeś dojebał.
Coś ci nie pasuje?
Absolutnie nie.
Świetnie.
Dżentelmenie.
Kącik jego ust drgnął niebezpiecznie, tym razem powstrzymał się jednak od uśmiechu, odsuwając nieznacznie głowę w tył by zmierzyć Yonę spojrzeniem dwukolorowych oczu.
- Ładnie wyglądasz. Chyba będę musiał pilnować, żeby nikt inny mi cię nie ukradł.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach