Anonymous
Gość
Gość
Pokój nr 27
Pon Wrz 19, 2016 12:22 am
Co tu dużo mówić. Jeden z niewielu pojedynczych pokoi. Mały, zadbany, z jednym biurkiem, krzesłem, łóżkiem, szafą i półką. Wszystko, czego potrzeba uczniowi w internacie. Ściany i większość mebli są tu białe zaś podłoga, okno i półka są wykonane z ciemnego drewna. Na łóżku zawsze leży szara, równo ułożona pościel, a całe pomieszczenie wydaje się zadbane.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 1:32 am
Słońce zdążyło zajść, a ciemność, która nadeszła bardzo pomogła wprawionemu w boju weteranowi wspinaczki niskobudynkowej do niepostrzeżonego wślizgnięcia do odpowiedniego pokoju przez wygodnie uchylone okno. Nawet fakt, iż znajdywało się te parę metrów nad ziemią nijak mu w tym nie przeszkodził. W końcu czymże jest pierwsze piętro dla włamywacza "pierwszej" klasy?
W środku nie było nikogo... ale może tym lepiej, bo przynajmniej chłopak nie oberwał w łeb torbą lub też innym typem broni z damskiego arsenału. Chociaż akurat w przypadku Darkówny już sama torba wystarczyła na niezły nokaut...
Dopiero na miejscu, stanąwszy na środku jednoosobowego pokoju, rudzielec zaczął się zastanawiać co właściwie zamierzał tym osiągnąć. A potem, jakoś tak z nudów, a trochę dlatego, że i tak czekał i nie miał nic do roboty (na pomysł powrotu do siebie nie wpadł) zaczął przeglądać zawartość jej szafy i szuflad. No, bo czemu by nie?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 5:14 am
Pierwszy dzień szkoły. Jakże ona go wyczekiwała. Nareszcie wszystko wróci do względnej normy. Natalie będzie mogła skupić się na nauce i całej masie zajęć pozalekcyjnych zamiast martwić się swoimi (i nie tylko) problemami. Jasne, nie zdoła się od nich całkowicie odciąć, ale może wypchanie sobie grafiku da jej choć trochę ukojenia.
Do internatu przybyła nieco wcześniej niż reszta. Nienawidziła tłumów. Już sama myśl o przedzieraniu się przez zgraję rozwrzeszczanych i łażących wszędzie nastolatków była dla niej nieprzyjemna, a co dopiero doświadczanie tego. Wbrew pozorom, Violet nie miała aż tak wielu rzeczy. Spokojnie zdołała się spakować do jednej walizki, którą osobiście zaniosła do pokoju. Jasne, mogła poprosić kogoś o pomoc, ale po co skoro sama była w stanie sobie poradzić?
Reszta dnia minęła jej na rozpakowywaniu się i układaniu rzeczy. Każda rzecz musiała znaleźć się na swoim miejscu. Każda. Później zapewne będą one trochę migrowały, ale na razie chciała je wszystkie ładnie poukładać. To sprawiało jej jakąś dziwną satysfakcję.
Dopiero wieczorem zdecydowała się opuścić swoje lokum i udać się na przechadzkę po pokojach. Chciała się upewnić, że wszyscy znaleźli swoje miejsca i nikt nie sprawia problemów. Nie żeby ją to naprawdę obchodziło. Po prostu musiała dalej sprawiać pozory wzorowej pani prefekt.
Nie mogła się spodziewać, co albo raczej kogo zastanie po powrocie. Wyjęła klucze z kieszeni i otworzyła drzwi do pokoju w nadziei na długą kąpiel i możliwość zaplanowania sobie najbliższych dni, ale rudy łeb, który zobaczyła zaraz po przekroczeniu progu natychmiast wybił jej to z głowy. Ciśnienie momentalnie jej skoczyło.
- Przestań mi do cholery jasnej grzebać w rzeczach! - Już nawet nie chciało jej się komentować tego wtargnięcia. Remi był jak widać jednym z tych patologicznych przypadków, którym nie dało się wbić do łba, że mają tak nie robić. Z bratem miała swego czasu tak samo, więc była z takim zachowaniem trochę oswojona.
Wparowała do pokoju, nogą zatrzaskując drzwi i szybkim krokiem momentalnie dotarła do Remiego, któremu zatrzasnęła przed nosem drzwi do przeglądanej właśnie szafki z jej niewielką kolekcją równiutko ułożonych koszul. Oparła się plecami o mebel i podniosła głowę by wbić wzrok w oczy Francuza.
- Co ty tu robisz? - Nie wydawała się wkurzona, ale skakać z radości też raczej nie zamierzała. Po sekundzie zmarszczyła brwi, bo sobie o czymś przypomniała.
- Powinieneś być jeszcze w szpitalu. To za wcześnie żeby cię wypisywali. - No tak, jej mózg wolał teraz przeskoczyć do analizowania procesu regeneracji ludzkiego ciała po wypadkach zamiast skupić się na włamaniu się późnym wieczorem faceta do żeńskiego akademika. Jak widać, jej mózg miał nieco inne priorytety niż u normalnego człowieka.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 5:37 am
Kiedy Natalie wróciła, Rem nawet nie zdążył jej przywitać żadnym banalnym tekstem z serii "Cześć, śliczna. Jesteś tak oszałamiająca, że zapomniałem po co tu przyszedłem." A szkoda, bo w tym wypadku faktycznie nie był pewien co tu do cholery robił, a zeźlona dziewczyna, która od progu wita go podniesionym głosem, wcale nie pomagała w wymyśleniu dobrej wymówki. Tak więc pytanie "co ty tu robisz" pozostało bez odzewu i Remi skupił się na podejrzliwych dociekaniach ukochanej, przy okazji uśmiechając się szeroko, z niejaką dumą.
- Wypisałem się. - palnął, dopiero po chwili przypominając sobie ostatnią kłótnię.
- Eee, nie mieli nic przeciwko. - dodał szybko w ramach usprawiedliwienia.
- Bo wiesz... szkoła się już zaczęła (co nie?) i w ogóle. Lepiej bym nie zaczął roku od zaległości, prawda? - wyszczerzył uroczo ząbki, widocznie zadowolony ze swojej cwanej wymówki. Musiał prawdziwie wierzyć, że Natalie nie znajdzie w sobie siły by denerwować się na niego, jeśli swoją decyzję podeprze pragnieniem chodzenia na lekcje. Bo była kujonką. Tzn prefektem! A właściwie i tym i tym. Także nauka najważniejsza, no! To co... całus na zgodę??
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 5:55 am
Nie, kręcenie jak zwykle mu nie wychodziło. Mógł być święcie przekonany, że jego wymówki są doskonale przemyślane i nikt się nie zorientuje, ale Natalie zawsze skutecznie go uświadamiała, że wcale tak nie jest.
- Remi, nie rób ze mnie idiotki, bo nią kurwa nie jestem. Nie mogli cię ot tak wypisać, bo to zagraża twojemu zdrowiu. Powinieneś tam leżeć przynajmniej kilka dni. - Skrzywiła się wyraźnie poirytowana zanim jej mózg przeskoczył znowu na inny temat.
"Wypisałem się". Jasne, że to było na żądanie. Huh. Przynajmniej nie zwiał im przez okno. Ale jak? Jego matka jest chol... nie zrobiłaby tego. Ta druga też nie wydawała się skłonna zrobić coś takiego. Ojciec? Nie kojarzę go. A sam przecież nie mógł, bo ma... Chwila, co? Niby kiedy?
Jej rozważania na temat nowych praw Thibaulta przerwał przeskok na kolejny poruszony temat.
- Weź już nie zmyślaj, bo to męczące - fuknęła odchodząc od szafy i przechodząc do biurka, na którego brzegu przysiadła i stamtąd poczęła nów uważnie przyglądać się rudzielcowi.
- Aż tak nie cierpisz szpitali, że nie mogłeś posłuchać mojej rady? - zapytała retorycznie z wyrzutem. Już jej to nawet jakoś nie bolało. Przeniosła wzrok na rozłożone na blacie papiery, jej notatki z wakacji. Miała je dzisiaj jeszcze przejrzeć.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 6:08 am
I znowu klęła, z góry zakładając, że ją okłamuje... To aż zabolało, na tyle by chłopak skrzywił się z dziwnym smutkiem w jasnych oczach, chociaż akurat tym razem nie próbował jej na siłę przekonywać ani się o to obrażać. Bez słowa odwrócił twarz, w milczeniu nasłuchując jej dalszych słów, aż wreszcie kroków w stronę biurka. Dopiero wtedy zerknął na nią, choć tylko na chwilę, gdyż moment później już stał do niej plecami, z rękoma w kieszeniach, przyglądając się widokowi za oknem, tym samym, którym tutaj wszedł. Chociaż to on ją naszedł, nagle stracił ochotę do rozmowy. A ponieważ również nie spieszno było mu wracać do siebie, w pokoju zapanowała głucha, męcząca cisza. I tyle było z wypoczynku przed pierwszymi zajęciami...
Najlepsze w tym wszystkim było to, że w myślach odpowiadał na każde jej pytanie. Zamiast zroić to na głos, wszystko co Nat chciała usłyszeć, Remi wolał zachowywać dla siebie, przekonany, że informacje jakich od niego żądała i tak nijak nie zrobiłyby żadnej różnicy. No, bo ona i tak wiedziała lepiej, co nie? Była mądra, mądrzejsza od niego z pewnością (co akurat trudne nie było). Wszystkiego się albo domyślała, albo i tak uznałaby za kłamstwo. Tak jak z jego wypisem, chociażby...
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 6:28 am
Nie, Natalie zdecydowanie nie była jasnowidzem ani nie posiadła zdolności do telepatii, więc jego milczenie tylko jeszcze bardziej ją wkurzyło. Nigdy nie odpowiadał jej, kiedy go pytała. O każdą ważną informację musiała się po tysiąckroć prosić, a zwykle i tak jej nie dostawała.
Super. Przyszedł nie wiadomo po co i stoi jak ten słup soli. Cholera, czy ty nie umiesz zachowywać się choć odrobinę racjonalnie? To aż takie trudne?
Westchnęła ciężko ze słyszalną w tym geście irytacją.
- No oczywiście, przecież mi nie odpowiesz, bo po co - mruknęła pod nosem, wyraźnie się krzywiąc i wstając z biurka by odwrócić się do niego przodem i zacząć przekładać papiery. Musiała czymś zająć choć część myśli by nie zacząć tutaj wychodzić z siebie.
Nie odzywała się więcej, bo to nie miało sensu. Cokolwiek by nie powiedziała, on i tak ją zignoruje, więc już lepiej było ignorować jego. Nie chciała go od razu wywalać, bo była ciekawa, co zrobi. Po coś tu w końcu przyszedł i może wreszcie ją w tej kwestii uświadomi. A nawet jeśli nie, to będzie miała okazję przyjrzeć się kolejnemu ciekawemu i irracjonalnemu zachowaniu.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 6:41 am
No, "oczywiście", że ją ignorował! Przecież po to tu przyszedł! Co za głupek, prawda? Najpierw sam ją pożegnał przez telefon, a potem bez zapowiedzi przylazł... i tak za każdym razem. Najpierw chce odejść, a potem wraca. Ucieka od niej by po chwili przyjść z podkulonym ogonem, lub w najlepszym wypadku udawać, że nic się nie stało. A najgorsze, że właśnie to sobie uświadamiał, stojąc w jej pokoju o tej już dosyć późnej porze, aż za dobrze wiedząc, że jeśli znowu postanowi wyjść, to i tak prędzej czy później tu wróci. To już lepiej było tu zostać i oszczędzić sobie chodzenia...
- Czemu to nie może być prostsze? - mruknął wreszcie, zaciskając palce na parapecie.
- Mogłabyś choć raz ucieszyć się na mój... Nie, zapomnij. Sam jestem sobie winien. W końcu zabujałem się w pierwszej, która wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. - prychnął ze śmiechem, unosząc kąciki ust w czymś co było naprawdę smutną wersją jego normalnego uśmiechu.
- To była po prostu tak niespotykana rzecz... i te twoje oczy wtedy... - obejrzał się na nią, robiącą coś przy biurku, jak zwykle zajętą własnymi sprawami w których on zdawał się wiecznie przeszkadzać.
- Naprawdę pomogłoby mi, gdybyś kazała mi się odwalić raz i na zawsze. Myślę, że jakbym to usłyszał, to może wreszcie przestałbym cię nękać.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 6:59 am
Dobra, mogła być na niego zła i znieczulać się na ludzi jak tylko mogła, ale jego słowa i tak ją zabolały. Były cholernie smutne, gdy wypowiadała je osoba, na której myślałeś, że ci zależy.
Zamarła w bezruchu, wpatrzona w trzymaną w ugiętej ręce kartkę. Nie czytała tekstu, po prostu nawet ruchy oczu zostały w tym momencie zatrzymane. Po prostu go słuchała.
- Nie o to chodzi - powiedziała w końcu już nie ze złością, a jedynie z pełną powagą. Pozy oczywiście nie zmieniła, bo mózg postanowił zignorować w tym momencie pozycję, w jakiej znajduje się ciało i skupić się na ważniejszych jego zdaniem rzeczach.
- Chodzi o okoliczności w jakich się pojawiasz i to, jak mnie traktujesz. Nie jestem naiwną laską, która rzuca się na szyję facetowi, który ją zwyczajnie olewa i pojawia się tylko wtedy, kiedy chce mieć z niej jakąś atrakcję. Ze mną się rozmawia, a nie obmacuje i próbuje przelecieć. - Skrzywiła się z odrazą, wspominając wszystkie te jego próby. Zawsze uważała to za obrzydliwe. Nie była obiektem seksualnym tylko no, była po prostu... nią.
- Problem w tym, że jakoś nie chce ci się ze mną rozmawiać, więc... eh. - Urwała w połowie to zdanie, bo nie widziała sensu go kończyć. Odpowiadała mu czysto mechanicznie, bo w przeciwieństwie do niego, nie potrafiła stać i milczeć, gdy ją o coś pytało. Nieraz nawet wyjeżdżała z komentarzami dotyczącymi pytań retorycznych.
I na co ja niby poleciałam? Meh.
Zdolność do poruszania się wróciła jej tak nagle, jak ją utraciła i dziewczyna na powrót zajęła się przekładaniem papierów. To nie znaczyło, że go zupełnie olewa. Po prostu musiała się czymś teraz zajmować zamiast stać bezczynnie ze wzrokiem wbitym w ścianę i jeszcze bardziej wykańczać się zalewającymi jej umysł myślami.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 7:18 am
"To nie tak, że cię olewam. To nie tak, że zależy mi tylko na jednym. Całe życie kazano mi trzymać język za zębami, nigdy nikogo nie obchodziło czy i co mam do powiedzenia. Każde zadawane pytanie miało na celu dowieść tylko jak bardzo zjebałem i zmusić do przyznania się do błędu, a nie zachęcić do uzewnętrzniania się. Jesteś pierwszą i jak dotąd jedyną osobą, która zachowuje się inaczej i nie umiem tak od razu się zmienić..."
I nawet teraz mogę tylko stać przy tym cholernym oknie i cię słuchać, zamiast cokolwiek zrobić.
Zacisnął zęby i zamknął oczy, prychając cicho pod nosem. Mogło się to wydać Nat odpowiedzią na jej słowa, ale w rzeczywistości była to tylko uwokalniona pogarda wobec samego siebie. Bo oczywiście znowu mógł ją jedynie ignorować, zamiast zachować się choć raz jak trzeba.
Zwłaszcza, że w tym momencie nawet nie wiedział już jak trzeba się zachować.
- W takim razie to skończ. Powiedz, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Powiedz, że mam już nie pokazywać ci się nigdy na oczy i nie przychodź do mnie, gdy będę cię potrzebować. Bo dopóki tego nie usłyszę... ugh, to przecież nie powinno być dla ciebie trudne, co nie?! Więc zrób to i miej mnie wreszcie z głowy!
Jak już dosłownie wszyscy na tym cholernym, popieprzonym świecie...
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 7:38 am
Po raz kolejny... nie. Ona nie była w stanie tego poprawnie odczytać. Nie mając dostępu do jego głowy, nie mogła wiedzieć, że jednak nie ma jej gdzieś i chciałby jej odpowiedzieć. Nie przyszło jej do głowy, że chłopak może mieć aż taką dziwaczną blokadę. Jasne, przez matkę mógł jakąś mieć, ale Natalie przecież przy każdej chol... okazji udowadniała mu, że JEJ zależy na odpowiedziach z jego strony i nie chce się sama produkować. Do pewnego momentu to robiła, ale nie przynosiło to pożądanych efektów, więc postanowiła sobie to darować. Zawsze istniał ten cień nadziei, że może chociaż wtedy zacznie gadać... a jeśli nie, to przynajmniej ona nie będzie sobie niepotrzebnie zużywała strun głosowych, bo talentu oratorskiego raczej ćwiczyć nie musiała. Na pewno nie w taki sposób.
Słysząc prychnięcie tylko uśmiechnęła się kwaśno i rzuciła trzymane papiery na stół, po czym machnęła na niego ręką i przeszła w przeciwny kąt pokoju.
- No jasne. Na to też brak jakiejkolwiek reakcji - zamruczała pod nosem już wyraźnie do siebie, a nie do niego.
Wbiła wzrok w zdobienia na szafie.
Ciekawe, ile lat mają te meble. Wyglądają na całkowicie nowe, ale przecież nie mogą ich wymieniać co roku. Muszę się im przyjrzeć w wolnej chwili.
- Serio? Nie możesz mnie posłuchać w kwestii głupiego przesiedzenia kilku dni w szpitalu, więc dlaczego niby miałbyś zastosować się do tego? - prychnęła na swój sposób rozbawiona.
- Sorry, ale kilka dni w porównaniu do na zawsze jest jednak zdecydowanie łatwiejsze do wykonania, a jakoś nie umiesz się na to zdobyć. - Po raz kolejny chciał, coś od niej usłyszeć. Nalegał by wypowiedziała kilka nic nie znaczących słów. Gdyby chciała, to sama by mu to powiedziała, a prośbami przy niej mało wskóra. Dziewczyna była potwornie uparta w tej kwestii. Mówiła to, co myślała, a nie to, co ludzie chcieli żeby mówiła.
- Nie powiem czegoś tylko i wyłącznie dla twojej satysfakcji skoro ty nie potrafisz mi normalnie odpowiedzieć. - Przygryzła lekko język.
- Paskudnie nie cierpię hipokryzji - dodała po sekundzie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 7:55 am
I co teraz? Skoro już zrozumiał, że nie umie dać sobie z nią spokoju, gdy zawiódł nawet ten głupi plan namówienia jej by przyznała jak mało dla niej znaczy, bo, a nóż, to jakoś zmotywowałoby go do dania jej świętego spokoju, to co mu już pozostało?
- Na co ja mam ci do cholery odpowiedzieć, co?! - warknął nie odwracając się do niej, wciąż stojąc przy (od jego wejścia) szeroko uchylonym oknie. Spokojnie mogły usłyszeć go osoby z pokoi obok, jeśli nie dalej, w zależności od tego czy również wietrzyły przed snem, lecz w tej chwili nie miało to przecież znaczenia. Liczyła się tylko ta rozmowa... i szafa. Bo miała zdobienia.
- Na te wszystkie durne, bezsensowne pytania? Jakbyś i tak nie znała na nie odpowiedzi! - teraz wreszcie odwrócił się do niej, równie rozżalony co wkurwiony.
- Przecież cokolwiek nie powiem, i tak mi nie uwierzysz! Miałem "nie robić z ciebie idiotki", prawda? - zacisnął dłonie w pięści, ale i tak widać było, że nim telepie.
- Moglibyście wszyscy wreszcie kiedyś przestać... kazać mi coś mówić tylko po to... b-by... - zamilkł zanim głos już całkiem mu się załamał. Był coraz bardziej wściekły, ale już nie tylko na Darkównę. Wkurwiony na samego siebie, zaciskając palce do białości próbował utrzymać emocje na wodzy, co niestety od odwyku wychodziło mu tylko gorzej i gorzej. Jakby niedostatecznie niemęskie było danie się sprowokować do okazywania słabości, szczególnie przy kobiecie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 8:17 am
"Na te wszystkie durne, bezsensowne pytania."
No teraz to już przegiął. O ile wcześniej była w stanie utrzymać nerwy na wodzy, o tyle teraz miarka się już przebrała i wszystko puściło.
Przywaliła ręką w szafę, która stała najbliżej niej tak mocno, że prawdopodobnie nawet dziewczyny w sąsiednich pokojach aż podskoczyły przez ten nagły hałas. W ułamku sekundy się też do niego odwróciła. Chociaż tyle, że dała mu dokończyć zamiast wjeżdżać mu w pół zdania, choć to raczej małe pocieszenie w tej chwili.
- No to wyobraź sobie, że nie kurwa, nie znam odpowiedzi. - Podeszła do niego kilka kroków. Co jak co, ale tak wkurwionej to on jej jeszcze nie widział. Właściwie, mało kto miał tę wątpliwą przyjemność, bo Darkówna robiła co mogła by ukryć przed ludźmi tę część swojej osobowości.
- Nie jestem osobą, która papla żeby sobie popaplać. Jeśli zadaję pytanie, to do cholery jasnej po to by usłyszeć na nie jebaną odpowiedź - wysyczała przez zęby. Cóż, przynajmniej się nie wydzierała, więc poza tym przywaleniem w szafę, nie zachowywała się na tyle głośno by mogli ją słyszeć osoby w sąsiednich pokojach.
- Dlatego nie wkurwiaj mnie mówiąc, że moje pytania są durne... - Choć ten jeden raz ugryzła się w język zanim dodała "durny to jesteś tutaj ty".
Zadrżała na całym ciele. W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo dała się ponieść. Syknęła ze zniesmaczenia swoim zachowaniem i skręciła w lewo by przejść kilka kroków w tamtym kierunku i na powrót się opanować. Co ciekawe, już po paru sekundach potrafiła znowu się normalnie zachowywać. Cóż, lata praktyki. Nie chciała się tutaj na niego drzeć. To nie miało sensu.
- Fajnie, że wrzucasz mnie do jednego worka ze "wszyscy" - rzuciła z goryczą. Tak jakby przez cały ten czas nie udowadniała mu, że wcale nie jest kolejną szarą osobą, która ma go głęboko gdzieś tylko dla odmiany chce mu naprawdę pomóc.
Zacisnęła zęby i pięści. Po raz kolejny miała ochotę coś rozwalić, ale tutaj nie mogła. Te rzeczy nawet nie należały do końca do niej. Były własnością szkoły, która jedynie je jej wypożyczyła. Poza tym, robienie jeszcze większego zamieszania wpakowałoby ją w kłopoty. I tak będzie je pewnie miała, ale chrzanić to.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 8:35 am
Skulił się, gdy Natalie uderzyła w mebel. Była od niego niższa o te piętnaście centymetrów, ale Remi z pochyloną głową i zniżonymi ramionami spokojnie schodził do jej wzrostu, jeśli nie jeszcze bardziej w dół. Tak więc, chociaż Nat miała już okazję widzieć go chylącego się przed matką czy nawet jej ojcem, tak dotąd ta sierota chyba nigdy jeszcze nie wyglądała jakby szykowała się na lanie właśnie ze strony Darkówny.
Znowu mu mowę odjęło, ale w tym momencie była to już po prostu część jego reakcji na konkretną sytuację, rzecz wręcz wyuczoną z którą nie umiał, a być może wręcz nie widział potrzeby by sobie poradzić. Tyle chociaż, że odeszła mu cała złość i chęci do dalszego wykłócania się - identycznie jak wtedy, gdy spędzili razem noc na placu zabaw i potem natknęli na jego matkę w progu mieszkania, tak samo teraz chłopak stał bez życia i werwy, zupełnie poddany losowi, czekając aż druga strona się do końca wyżyje. Natalie bolało, że wrzucał ją do jednego worka jak wszystkich innych? No, to teraz zachowywał się jakby widział w niej odbicie kobiety, której młoda tak strasznie nienawidziła. I cóż, trochę znikąd tego nie wziął.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 27
Sob Paź 29, 2016 8:54 am
Nawet i bez jego reakcji zdała sobie sprawę, że wyraźnie przegięła. To znaczy, ludzie nieraz rzucali się znacznie bardziej i to z błahych powodów, ale ona zawsze robiła wszystko by do tego nie dopuścić. To również wyniosła z domu. Dzieci są w końcu nieraz odbiciem rodziców nawet wtedy, gdy nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Ojciec Natalie był osobą równie porywczą i skłonną do agresji co dziewczyna, ale zawsze starał się hamować. Od wielu lat chodził nawet grzecznie do psychiatry i łykał leki uspokajające. Nic więc dziwnego, że Violet wiedziała, czego może się po sobie spodziewać i czego tak naprawdę nie chce zrobić.
A nawet jeśli byłaby gotowa dać się ponieść, to nie przy nim. Przecież dobrze wiedziała, jak ten chłopak reaguje na taki poziom agresji. Jasne, nie wiedziała wszystkiego, ale po spotkaniu z jego matką miała okazję coś sobie uświadomić. Wtedy to obiecała sobie, że nigdy nie będzie mu robiła takich scen. Nie tylko go nie uderzy, ale też nie będzie się darła... tak jak teraz przez moment. Pocieszające, że przynajmniej tylko przez moment, a nie przez cały monolog, jaki cisnął jej się na usta.
Oparła się o biurko i zacisnęła ręce na jego krawędziach. Musiało być z nim naprawdę źle skoro skulił się jak zaszczute zwierzę, choć przecież ona nie mogła mu nic zrobić. Była wystarczająco daleko by spokojnie mógł mieć czas na zablokowanie wszelkich ewentualnych fizycznych ataków. Jasne, z bliska mogła być niebezpieczna, ale kiedy miała do pokonania choćby kilka koków, siła i gabaryty przeciwnika przechylały szalę na jego korzyść.
Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów. Nie zamierzała zmieniać pozycji dopóki nie stanie się cholerną oazą spokoju. I to nie tylko na pozór, ale tak realnie. Dobra, w 100% nie potrafiła, ale do 80% zejść zamierzała.
Po kilku oddechach, uspokojeniu akcji serca i rozluźnieniu mocno napiętych mięśni, w końcu się odezwała. Powiedziała tylko jedno słowo.
- Przepraszam. - Nie było w tym już ani odrobiny złości. Jedynie smutek, skrucha i zmęczenie.
Miałam taka nie być... Heh. Ale jestem.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach