▲▼
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am
First topic message reminder :
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
- Specjalnie ułożył swoją wypowiedź tak, aby ominąć temat śmierci ojca. Nie miał problemów z rozmawianiem na temat śmierci bliskich, zwyczajnie uznał, że to nie pora, ani nie miejsce na takie pogawędki. Nie chciał zniszczyć Rafaelowi humoru gadką o zmarłych.
― Może z Twojego powodu też. No wiesz, dawno się nie widzieliśmy, może trochę się stęskniłem. ― odparł, uśmiechając się oczywiście. Nie kłamał, trochę rozpaczał po tym jak im się urwał kontakt. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, prawda? Czasami musi zdarzyć się coś niedobrego, by potem wszystko się jakoś ułożyło.
― Sprzedaliśmy stary dom i kupiliśmy nowy, tutaj, w Vancouver. Nie jest taki duży jak ten wcześniejszy, ale też fajny. Wciąż się urządzamy, no i musimy wyremontować kilka pomieszczeń. ― opowiedział pokrótce o swojej aktualnej sytuacji, żeby Lightwood przypadkiem się o niego nie martwił. ― Miło, że pytasz. ― dodał po chwili, mrugając przy tym niebieskimi ślepiami. Zerknął na chwilę w stronę sali. Chyba zaraz wszystko miało się zacząć. W sumie to był ciekawy jak to będzie wyglądać, w końcu w każdej szkole apele i przemówienia dyrektorów były inne.
― Mhm. ― mruknął tylko, a zaraz po tym zaczęła się przemowa dyrektora. Zwrócił się w stronę Anubisa i dźgnął go w bok. ― Teraz zamilknij na chwilę, chcę go posłuchać. ― burknął, skupiając wzrok na dyrektorze. Serio słuchał go uważnie, najprawdopodobniej dlatego, że nie chciał popełnić gafy już pierwszego dnia szkoły.
― Dobra, widzisz kogoś z Obsidian? Byłbym wdzięczny gdybyś mi wskazał kogoś, kto by mi trochę pomógł ogarnąć wszystko. Szczerze? Nawet nie wiem kto jest moim wychowawcą. ― powiedział, głęboko wierząc w to, że Lightwood mu pomoże i nie wskaże mu złej osoby. Doskonale wiedział, że Anubis niekiedy potrafił być złośliwym śmieszkiem. Lubił to, ale teraz potrzebował pomocy.
Szybko pochłonął zaanektowane jedzenie i teraz przestępował z nogi na nogę wyraźnie nie mogąc ustać w jednym miejscu. Poszarpał się więc chwilę z krawatem. Materiał w końcu ustąpił i poczuł jak krążenie powraca do normy, a złapanie oddechu przestaje być zażartą walką o minimalną porcję tlenu. Skupiwszy się bardziej na otoczeniu, wzrok Jace’a ślizgał się po nowoprzybyłych jak i tych wcześniej już na sali będących. Sprzeczka kochanków doszła do finału przeradzając się w szepty bezstronnych obserwatorów. Podpieranie ściany stało się więc nudne, musiał sobie znaleźć nowe zajęcie.
- Yo, ziomuś nie poznałem Cię bez czapki. – nosowy głos Din’a przebił się przez gwar i po chwili znajomy murzyn wyłonił się z morza uczniów.
- Yo, Makumba. Od kiedy ty rozróżniać białasów. – Din roześmiał się głośno, niezrażony przytykiem lub też nie pokazując tego po sobie. Podeszli do siebie i zamknęli w niedźwiedzim uścisku ramion, poklepując się mocno. Oczywiście Din musiał pokazać, że nie tylko jest od niego lepiej zbudowany, ale i wyższy. I on miał szesnaście lat?! Te murzyny zdecydowanie za szybko dorastają.
- Nie widziałem cię ostatnio w skateparku, Jace. Szkoda, że nie widziałeś jak wymiotłem wszystkich na rampie.
- Bo mnie tam nie było, Din. Nie będziesz się długo szczerzył, Czarnuchu. – dla potwierdzenia swoich słów oklepał mu ramiona równie bezwzględnie, aż obaj się skrzywili z bólu.
- Nadal jesteś głupim białasem, Jace. – tym razem to on się roześmiał. W nagrodę Din zwinnie splótł ramię wokół jego szyi i poczochrał po włosach.
Zaczęli się szamotać niemal na środku sali, aż głos dyrektora przebił się przez ich fizyczną potyczkę i na moment rozdzielił. Obaj zdyszani stanęli ramię w ramię. Równie czarny jak jego dusza, garnitur Dina ozdobiło wiele wgnieceń, natomiast u Jace’a ucierpiała bardziej czupryna i koszula – obecnie wymięta i wyjęta ze spodni.
Nie będę nosił żadnych fikuśnych emblematów. – pomyślał, słysząc taki absurd z ust Cadogana.
…A jednak będę – groźby dyrektora dawały ciut do myślenia. Tylko… jaki wychowawca? Popatrzył na Din’a, ale ten również nie wiedział, kto jest ich wychowawcą. Jace wyszczerzył się parszywie i klepnął kumpla w ramię.
- To co Makumba, ty masz dobrego nosa, znajdź wychowawcę. Szukaj! – Zwinął ze śmiechu widząc jego minę, ale cios w brzuch niemal odebrał mu dech. Nie powstrzymało to jednak blondyna i z trudem łapiąc powietrze Jace wciąż się śmiał. Szamotanina za garniaki zaczęła się na nowo.
- Yo, ziomuś nie poznałem Cię bez czapki. – nosowy głos Din’a przebił się przez gwar i po chwili znajomy murzyn wyłonił się z morza uczniów.
- Yo, Makumba. Od kiedy ty rozróżniać białasów. – Din roześmiał się głośno, niezrażony przytykiem lub też nie pokazując tego po sobie. Podeszli do siebie i zamknęli w niedźwiedzim uścisku ramion, poklepując się mocno. Oczywiście Din musiał pokazać, że nie tylko jest od niego lepiej zbudowany, ale i wyższy. I on miał szesnaście lat?! Te murzyny zdecydowanie za szybko dorastają.
- Nie widziałem cię ostatnio w skateparku, Jace. Szkoda, że nie widziałeś jak wymiotłem wszystkich na rampie.
- Bo mnie tam nie było, Din. Nie będziesz się długo szczerzył, Czarnuchu. – dla potwierdzenia swoich słów oklepał mu ramiona równie bezwzględnie, aż obaj się skrzywili z bólu.
- Nadal jesteś głupim białasem, Jace. – tym razem to on się roześmiał. W nagrodę Din zwinnie splótł ramię wokół jego szyi i poczochrał po włosach.
Zaczęli się szamotać niemal na środku sali, aż głos dyrektora przebił się przez ich fizyczną potyczkę i na moment rozdzielił. Obaj zdyszani stanęli ramię w ramię. Równie czarny jak jego dusza, garnitur Dina ozdobiło wiele wgnieceń, natomiast u Jace’a ucierpiała bardziej czupryna i koszula – obecnie wymięta i wyjęta ze spodni.
Nie będę nosił żadnych fikuśnych emblematów. – pomyślał, słysząc taki absurd z ust Cadogana.
…A jednak będę – groźby dyrektora dawały ciut do myślenia. Tylko… jaki wychowawca? Popatrzył na Din’a, ale ten również nie wiedział, kto jest ich wychowawcą. Jace wyszczerzył się parszywie i klepnął kumpla w ramię.
- To co Makumba, ty masz dobrego nosa, znajdź wychowawcę. Szukaj! – Zwinął ze śmiechu widząc jego minę, ale cios w brzuch niemal odebrał mu dech. Nie powstrzymało to jednak blondyna i z trudem łapiąc powietrze Jace wciąż się śmiał. Szamotanina za garniaki zaczęła się na nowo.
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 12:57 pm
Pon Wrz 19, 2016 12:57 pm
Nie mogło go zabraknąć na rozpoczęciu roku, chociaż podobne uroczystości uważał tylko za zbędny dodatek, który nie wnosił nic nowego w ich życie. To pewnie wyjaśniało, dlaczego wielu uczniów postanawiało zrobić sobie dodatkowy dzień wolnego, ale Excelsiorowi zwyczajnie wypadało się tam pojawić. Gwar, ścisk i przepychanie się niekoniecznie cieszyły chłopaka, dlatego dość szybko postanowił zająć miejsce na jednym z krzeseł przy stole, uznając je za strategiczne miejsce.
― Przepraszam.
Uniósł wzrok, wbijając spojrzenie w dziewczynę, która niespodziewanie zajęła miejsce obok. Po jej wyrazie twarzy mógł stwierdzić, że szukała tylko odpowiedniego pretekstu, by go zaczepić i nic dziwnego – wiele słyszało się o Hatheway'u, chociaż ciemnowłosa najwyraźniej pominęła kilka faktów, przez które umknęło jej, że dla własnego dobra lepiej było go nie zaczepiać. Najwidoczniej uznała, że zwrócenie na siebie jego uwagi było jakimś osobistym sukcesem, więc nie zawahała się kontynuować:
― Mógłbyś mi podać talerz?
Nie mogłaś go wziąć po drodze?
W jego oczach pojawił się błysk politowania, ale zanim nieznajoma zdołała go dostrzec, chłopak już odwrócił głowę, by wychwycić wzrokiem stos talerzy. Chwycił za jeden z nich i podał dziewczynie, wyrzucając z siebie krótkie „Proszę” dla zasady, przez które uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż zwykle.
― Dzięki ― rzuciła, odbierając od niego zastawę. ― Jesteś Noah, prawda? ― To ją zgubiło. Ale nie czekała na odpowiedź, doskonale wiedząc, że się nie myliła. ― Jestem Alison. Chodziliśmy do jednego gimnazjum. Pewnie mnie nie pamię--
― Zawsze to robisz? ― wtrącił się, zerkając na nią z ukosa. Dostrzegłszy pytający wyraz na jej twarzy, postanowił nie czekać aż się odezwie: ― Nic dziwnego, że ludzie nie pamiętają twojego imienia, skoro zaczepiasz ich w tak banalny sposób. Poza tym dyrektor przemawia już od kilku minut, okaż mu trochę szacunku ― wymruczał przyciszonym głosem, zaraz odsuwając się od stołu i wstając z miejsca. Najwidoczniej nie zamierzał czekać na odpowiedź dziewczyny, jakby uznał, że najlepszą strategią będzie pozostawienie jej z tymi słowami. Nie mogąc udzielić odpowiedzi, na pewno lepiej przemyśli swoje zachowanie. Odszedłszy od stołu, zatrzymał się gdzieś wśród stojących uczniów, którzy przysłuchiwali się przemowie, gdy nadszedł moment odebrania emblematów, skierował się ku wychowawcy, którego nietrudno było odnaleźć wzrokiem i ustawił się w powoli formującej się tam kolejce.
― Dziękuję ― rzucił uprzejmie, przyjmując swój klasowy identyfikator i przyczepił go do rękawa marynarki, odchodząc od nauczyciela. Przynajmniej teraz miał pewność, że go nie zgubi.
― Przepraszam.
Uniósł wzrok, wbijając spojrzenie w dziewczynę, która niespodziewanie zajęła miejsce obok. Po jej wyrazie twarzy mógł stwierdzić, że szukała tylko odpowiedniego pretekstu, by go zaczepić i nic dziwnego – wiele słyszało się o Hatheway'u, chociaż ciemnowłosa najwyraźniej pominęła kilka faktów, przez które umknęło jej, że dla własnego dobra lepiej było go nie zaczepiać. Najwidoczniej uznała, że zwrócenie na siebie jego uwagi było jakimś osobistym sukcesem, więc nie zawahała się kontynuować:
― Mógłbyś mi podać talerz?
Nie mogłaś go wziąć po drodze?
W jego oczach pojawił się błysk politowania, ale zanim nieznajoma zdołała go dostrzec, chłopak już odwrócił głowę, by wychwycić wzrokiem stos talerzy. Chwycił za jeden z nich i podał dziewczynie, wyrzucając z siebie krótkie „Proszę” dla zasady, przez które uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż zwykle.
― Dzięki ― rzuciła, odbierając od niego zastawę. ― Jesteś Noah, prawda? ― To ją zgubiło. Ale nie czekała na odpowiedź, doskonale wiedząc, że się nie myliła. ― Jestem Alison. Chodziliśmy do jednego gimnazjum. Pewnie mnie nie pamię--
― Zawsze to robisz? ― wtrącił się, zerkając na nią z ukosa. Dostrzegłszy pytający wyraz na jej twarzy, postanowił nie czekać aż się odezwie: ― Nic dziwnego, że ludzie nie pamiętają twojego imienia, skoro zaczepiasz ich w tak banalny sposób. Poza tym dyrektor przemawia już od kilku minut, okaż mu trochę szacunku ― wymruczał przyciszonym głosem, zaraz odsuwając się od stołu i wstając z miejsca. Najwidoczniej nie zamierzał czekać na odpowiedź dziewczyny, jakby uznał, że najlepszą strategią będzie pozostawienie jej z tymi słowami. Nie mogąc udzielić odpowiedzi, na pewno lepiej przemyśli swoje zachowanie. Odszedłszy od stołu, zatrzymał się gdzieś wśród stojących uczniów, którzy przysłuchiwali się przemowie, gdy nadszedł moment odebrania emblematów, skierował się ku wychowawcy, którego nietrudno było odnaleźć wzrokiem i ustawił się w powoli formującej się tam kolejce.
― Dziękuję ― rzucił uprzejmie, przyjmując swój klasowy identyfikator i przyczepił go do rękawa marynarki, odchodząc od nauczyciela. Przynajmniej teraz miał pewność, że go nie zgubi.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 2:14 pm
Pon Wrz 19, 2016 2:14 pm
― Jak zwykle wymagający ― rzucił, kręcąc nieznacznie głową. ― Twój blask oślepił mnie tak, że musiałem odwrócić wzrok i wtedy stół z jedzeniem przyciągnął moją uwagę ― dodał zaraz, jednak żartobliwość jego tonu bynajmniej nie uczyniła z tych słów wiarygodnego kłamstwa. Nie sądził też, by Mercury potrzebował jego komplementów, skoro i bez tego cenił się wystarczająco wysoko.
Wydał z siebie zadowolony pomruk, gdy został powstrzymany przed odsunięciem się od ust Black'a. Uniósł nieznacznie kącik ust, rozchylając wargi w zapraszającym geście, ale co z tego, skoro skutecznie im przerwano? Wyprostował się z nieco marudnym wyrazem twarzy, w ramach rekompensaty pakując sobie kęs sałatki do ust. Może nie niosło to ze sobą tyle przyjemności, co pocałunek, ale nie mógł narzekać na smak sosu, z którym wymieszane zostały wszystkie składniki.
„Ostatnie trzy tygodnie spędziliśmy podróżując z dziadkiem po Azji.”
Kiwnął głową ze zrozumieniem, a potem na zmianę przesuwał wzrokiem od Merca do Saturna, którzy najwidoczniej nie zgadzali się ze sobą w sprawie wakacji. Dla niego z kolei wszystkie te doświadczenia brzmiały dość ciekawie i nie mógł powstrzymać się od krótkiego śmiechu, gdy usłyszał o niezdecydowaniu ich dziadka.
― Naprawdę tak robił? ― spytał z lekkim niedowierzaniem, jednak z drugiej strony czego mógł się spodziewać po kimś z rodziny Black'ów? Choć o ile Saturn wydawał mu się skromniejszy, tak Mercury na pewno przejął trochę cech po starszym mężczyźnie. ― Z drugiej strony, jeśli miał do dyspozycji samolot...
„Jeździłeś kiedyś na słoniu, Paige?”
Wycelował w siebie ząbkami widelca, a pytający wyraz na jego twarzy wyprzedził jego słowa:
― Wyglądam na kogoś, kogo zabierają na takie podróże? ― odparł raczej luźno, jakby żadna odpowiedź miała go nie urazić. Widocznie zdawał sobie sprawę ze swojego statusu społecznego i w pełni się z nim godził, chociaż nie dało się ukryć, że nowe przeżycia by go nie zabiły.
Sądząc po dalszej części tej historii, słonica mogła przygnieść jego dziadka w tym dole.
Przesadzasz.
― Wyobrażam sobie waszego „zgrabnie spóźnionego” dziadka, który wpada do firmy i przeprasza za spóźnienie, bo jego słoń utknął w dole. Osobiście wybaczyłbym mu już za samą tę historię. Chyba że tam uważają to za codzienność ― parsknął, momentalnie unosząc wzrok i zawieszając go na mównicy, przy której nagle pojawił się dyrektor. ― Oho, zaczyna się ― mruknął pod nosem, opierając się wygodniej o ścianę. ― Powinienem się obawiać, że koniec końców postanowiłem tu zostać? ― rzucił ściszonym głosem, gdy dyrektor zboczył na temat jego klasy.
W czasie przemowy zdążył już prawie skończyć jedzenie sałatek, które władował sobie na talerz, gdy wspomniano o emblematach, pakował sobie do ust ostatni kęs i starł końcówką języka resztę sosu z dolnej wargi. Hayden postanowił odczekać chwilę aż większość uczniów odbierze swoje symbole klasowe, uważając, że nie ma sensu pchać się w największy tłum.
― Zaraz wrócę ― oznajmił i klepnąwszy Black'a w ramię udał się po emblemat Spinel. Po drodze odłożył talerz na stół, a kiedy trzymał już w ręce niewielki przedmiot, podszedł do stołu, by zgarnąć jeszcze kawałek ciasta z galaretką, któremu ciężko było się oprzeć i spełniony wrócił na wcześniejsze miejsce.
― Robisz coś po rozpoczęciu?
Wydał z siebie zadowolony pomruk, gdy został powstrzymany przed odsunięciem się od ust Black'a. Uniósł nieznacznie kącik ust, rozchylając wargi w zapraszającym geście, ale co z tego, skoro skutecznie im przerwano? Wyprostował się z nieco marudnym wyrazem twarzy, w ramach rekompensaty pakując sobie kęs sałatki do ust. Może nie niosło to ze sobą tyle przyjemności, co pocałunek, ale nie mógł narzekać na smak sosu, z którym wymieszane zostały wszystkie składniki.
„Ostatnie trzy tygodnie spędziliśmy podróżując z dziadkiem po Azji.”
Kiwnął głową ze zrozumieniem, a potem na zmianę przesuwał wzrokiem od Merca do Saturna, którzy najwidoczniej nie zgadzali się ze sobą w sprawie wakacji. Dla niego z kolei wszystkie te doświadczenia brzmiały dość ciekawie i nie mógł powstrzymać się od krótkiego śmiechu, gdy usłyszał o niezdecydowaniu ich dziadka.
― Naprawdę tak robił? ― spytał z lekkim niedowierzaniem, jednak z drugiej strony czego mógł się spodziewać po kimś z rodziny Black'ów? Choć o ile Saturn wydawał mu się skromniejszy, tak Mercury na pewno przejął trochę cech po starszym mężczyźnie. ― Z drugiej strony, jeśli miał do dyspozycji samolot...
„Jeździłeś kiedyś na słoniu, Paige?”
Wycelował w siebie ząbkami widelca, a pytający wyraz na jego twarzy wyprzedził jego słowa:
― Wyglądam na kogoś, kogo zabierają na takie podróże? ― odparł raczej luźno, jakby żadna odpowiedź miała go nie urazić. Widocznie zdawał sobie sprawę ze swojego statusu społecznego i w pełni się z nim godził, chociaż nie dało się ukryć, że nowe przeżycia by go nie zabiły.
Sądząc po dalszej części tej historii, słonica mogła przygnieść jego dziadka w tym dole.
Przesadzasz.
― Wyobrażam sobie waszego „zgrabnie spóźnionego” dziadka, który wpada do firmy i przeprasza za spóźnienie, bo jego słoń utknął w dole. Osobiście wybaczyłbym mu już za samą tę historię. Chyba że tam uważają to za codzienność ― parsknął, momentalnie unosząc wzrok i zawieszając go na mównicy, przy której nagle pojawił się dyrektor. ― Oho, zaczyna się ― mruknął pod nosem, opierając się wygodniej o ścianę. ― Powinienem się obawiać, że koniec końców postanowiłem tu zostać? ― rzucił ściszonym głosem, gdy dyrektor zboczył na temat jego klasy.
W czasie przemowy zdążył już prawie skończyć jedzenie sałatek, które władował sobie na talerz, gdy wspomniano o emblematach, pakował sobie do ust ostatni kęs i starł końcówką języka resztę sosu z dolnej wargi. Hayden postanowił odczekać chwilę aż większość uczniów odbierze swoje symbole klasowe, uważając, że nie ma sensu pchać się w największy tłum.
― Zaraz wrócę ― oznajmił i klepnąwszy Black'a w ramię udał się po emblemat Spinel. Po drodze odłożył talerz na stół, a kiedy trzymał już w ręce niewielki przedmiot, podszedł do stołu, by zgarnąć jeszcze kawałek ciasta z galaretką, któremu ciężko było się oprzeć i spełniony wrócił na wcześniejsze miejsce.
― Robisz coś po rozpoczęciu?
Ryu trochę żałował swojego wczesnego przyjścia. Zapomniał o tym jak nudne potrafi być czekanie na rozpoczęcie przemowy. Ku jego ratunkowi przybyły delikatesy znajdujące się na stołach. Fakt, że nic jeszcze nie jadł tylko zwiększył jego chęć na wystawione żarełko. Standardowo jego brak manier podczas posiłku sprawił, iż otrzymał parę spojrzeń wszelkiego rodzaju. Kiedy był pełny zaczął się rozglądać po sali. Nie spodziewał się takiej ilości osób nawet jeśli to była znana szkoła. Robiło to jeszcze większe wrażenia, kiedy zdał sobie sprawę ile uczniów prawdopodobnie nie przyszło. W końcu zawsze się tacy zdarzają.
Musiał przyznać, pierwszaków dało się odróżnić od reszty. Spora część była przestraszona nowym otoczeniem i starszymi uczniami. Nie zaskoczyło go to bardzo biorąc pod uwagę, że klasy B są znane z swojej niesławnej reputacji, a oni byli otocznie przez owe. Nawet jeśli to była grupa do której będzie uczęszczał.
W pewnym sensie podczas całego czekania na rozpoczęcie tej uroczystości musiał przyznać było parę sytuacji zabijających jego czas. Tu jakaś kłótnia, tam się ktoś przepychał, a inni mieli spotkania z dawnym znajomymi pełne emocji. Dla takiego obserwatora ludzi jak Kurogane było to niezwykle interesujące. Po chwili dyrektory zaczął swoją przemowę i tak jak spodziewał się chłopak była ona nudna. Mimo to starał się uważać co mówi dyrektory, nawet jeśli to było trudne. Ku jego szczęściu usłyszał informację o nowej zasadzie szkoły. Niezbyt przeszkadzało mu noszenie emblematu. I tak każdy.... dobra, większość będzie je nosiła.
Wychowawcy...? To są jacyś? - pomyślał szesnastolatek na słowa dyrektora. Kiedy zobaczył jak uczniowie się ustawiają w kolejkach wzruszył ramionami i dołączył się do tej wypełnionej swoimi rówieśnikami. Po paru minutach czekania nadeszła jego kolei na odbiór emblematu od dorosłego i było to typowe normalne spotkanie z dorosłym.
- Łap. - usłyszał od mężczyzny rozdającego odznaki. Miał w pewnym stopniu wyćwiczony refleks co uratowało go od dostania przedmiotem w głowę.
- Dziękuje...? - odpowiedział niepewnie. Nie spotykał codziennie takiego rodzaju nauczycieli. Jeśli ta osoba była nauczycielem. I nie było dane dowiedzieć mu się po dorosły pomachał ręką jakby wyganiał psa. Kurogane postanawiając olać tą sytuację schował do kieszeni emblemat i udał się gdzieś pod ścianę, by uniknąć wszechobecnego chaosu panującego na sali.
Musiał przyznać, pierwszaków dało się odróżnić od reszty. Spora część była przestraszona nowym otoczeniem i starszymi uczniami. Nie zaskoczyło go to bardzo biorąc pod uwagę, że klasy B są znane z swojej niesławnej reputacji, a oni byli otocznie przez owe. Nawet jeśli to była grupa do której będzie uczęszczał.
W pewnym sensie podczas całego czekania na rozpoczęcie tej uroczystości musiał przyznać było parę sytuacji zabijających jego czas. Tu jakaś kłótnia, tam się ktoś przepychał, a inni mieli spotkania z dawnym znajomymi pełne emocji. Dla takiego obserwatora ludzi jak Kurogane było to niezwykle interesujące. Po chwili dyrektory zaczął swoją przemowę i tak jak spodziewał się chłopak była ona nudna. Mimo to starał się uważać co mówi dyrektory, nawet jeśli to było trudne. Ku jego szczęściu usłyszał informację o nowej zasadzie szkoły. Niezbyt przeszkadzało mu noszenie emblematu. I tak każdy.... dobra, większość będzie je nosiła.
Wychowawcy...? To są jacyś? - pomyślał szesnastolatek na słowa dyrektora. Kiedy zobaczył jak uczniowie się ustawiają w kolejkach wzruszył ramionami i dołączył się do tej wypełnionej swoimi rówieśnikami. Po paru minutach czekania nadeszła jego kolei na odbiór emblematu od dorosłego i było to typowe normalne spotkanie z dorosłym.
- Łap. - usłyszał od mężczyzny rozdającego odznaki. Miał w pewnym stopniu wyćwiczony refleks co uratowało go od dostania przedmiotem w głowę.
- Dziękuje...? - odpowiedział niepewnie. Nie spotykał codziennie takiego rodzaju nauczycieli. Jeśli ta osoba była nauczycielem. I nie było dane dowiedzieć mu się po dorosły pomachał ręką jakby wyganiał psa. Kurogane postanawiając olać tą sytuację schował do kieszeni emblemat i udał się gdzieś pod ścianę, by uniknąć wszechobecnego chaosu panującego na sali.
Zniknij w tłumie, zniknij w tłumie!
Bo przecież jak Yorutaka mogłaby się nie spóźnić?
Już z rana Noah robił wszystko, by utrudnić jej wyjście z domu. Do tego stopnia, że gdy już stała gotowa czekając na Suzaku, ledwo zdążyła się z nim przywitać nim husky wskoczył na nich, wwalając do oczka wodnego w ogrodzie. Biedne karpie koi. Biedny Suzaku, który wylądował pod nią, lądując na kamieniach. Przebieranie się na pełnej prędkości i gnanie do samochodu w normie. Dobrze, że jego szkoła była po drodze i udało jej się przekonać go, by nie patrzył na nią i gnał na swoje rozpoczęcie. Inaczej miałaby niezłe wyrzuty sumienia.
Teraz trzeba było się gdzieś wcisnąć i schować.
Nie było to zbyt trudne. Zwłaszcza w przypadku kogoś jej wzrostu. Dlatego dość sprawnie odnalazła sobie miejsce przy jednym z wyższych chłopaków o odstraszającym innych wyglądzie. Kojarzyla go nieco z ogłoszeń samorządu szkolnego. Jak on miał? Rupert, Rick, Richard, Robert? Coś na R. Na pewno miał na nazwisko Grimshaw. Był klasę wyżej od niej i perfekcyjnie ją ignorował stając się idealnym punktem schronienia dla Yorutaki. Wiedziała też, że przyjaźni się z Prefektem Naczelnym Rileyem Winchesterem co stanowiło dla niej nie lada zagadkę. Nieznacznie podskoczyła, gdy padł komunikat o odbieraniu oznak, dopiero wtedy opuszczając swój posterunek. Podbiegła do nauczyciela, zadzierając głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Podziękowała, kłaniając się nisko i od razu przypięła ją sobie do ramienia, rozglądając się na boki. Dostrzegła gdzieś przy stołach napastowanego Noaha i jeśli ją dostrzegł, pomachała mu ręką na przywitanie. Zaraz po tym zaczęła rozglądać się dalej, nim jej oczach po raz drugi błysnęło rozpoznanie. Tym razem, wypatrzonej osoby nie oblegała żadna z dam. Podbiegła do Ryu, przeskakując przed niego z uśmiechem.
- Kurogane-san! Nie zerwałeś się z rozpoczęcia roku, jestem z ciebie dumna. Przez chwilę zwątpiłam. - zaśmiała się wesoło w akompaniamencie poruszających się na głowie kocich uszu. Nie odpuściłaby sobie ubrania ich, nawet na uroczystość taką jak ta.
Bo przecież jak Yorutaka mogłaby się nie spóźnić?
Już z rana Noah robił wszystko, by utrudnić jej wyjście z domu. Do tego stopnia, że gdy już stała gotowa czekając na Suzaku, ledwo zdążyła się z nim przywitać nim husky wskoczył na nich, wwalając do oczka wodnego w ogrodzie. Biedne karpie koi. Biedny Suzaku, który wylądował pod nią, lądując na kamieniach. Przebieranie się na pełnej prędkości i gnanie do samochodu w normie. Dobrze, że jego szkoła była po drodze i udało jej się przekonać go, by nie patrzył na nią i gnał na swoje rozpoczęcie. Inaczej miałaby niezłe wyrzuty sumienia.
Teraz trzeba było się gdzieś wcisnąć i schować.
Nie było to zbyt trudne. Zwłaszcza w przypadku kogoś jej wzrostu. Dlatego dość sprawnie odnalazła sobie miejsce przy jednym z wyższych chłopaków o odstraszającym innych wyglądzie. Kojarzyla go nieco z ogłoszeń samorządu szkolnego. Jak on miał? Rupert, Rick, Richard, Robert? Coś na R. Na pewno miał na nazwisko Grimshaw. Był klasę wyżej od niej i perfekcyjnie ją ignorował stając się idealnym punktem schronienia dla Yorutaki. Wiedziała też, że przyjaźni się z Prefektem Naczelnym Rileyem Winchesterem co stanowiło dla niej nie lada zagadkę. Nieznacznie podskoczyła, gdy padł komunikat o odbieraniu oznak, dopiero wtedy opuszczając swój posterunek. Podbiegła do nauczyciela, zadzierając głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Podziękowała, kłaniając się nisko i od razu przypięła ją sobie do ramienia, rozglądając się na boki. Dostrzegła gdzieś przy stołach napastowanego Noaha i jeśli ją dostrzegł, pomachała mu ręką na przywitanie. Zaraz po tym zaczęła rozglądać się dalej, nim jej oczach po raz drugi błysnęło rozpoznanie. Tym razem, wypatrzonej osoby nie oblegała żadna z dam. Podbiegła do Ryu, przeskakując przed niego z uśmiechem.
- Kurogane-san! Nie zerwałeś się z rozpoczęcia roku, jestem z ciebie dumna. Przez chwilę zwątpiłam. - zaśmiała się wesoło w akompaniamencie poruszających się na głowie kocich uszu. Nie odpuściłaby sobie ubrania ich, nawet na uroczystość taką jak ta.
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 4:42 pm
Pon Wrz 19, 2016 4:42 pm
Grimshaw'owi nie zależało, by na rozpoczęciu roku znaleźć się na czas, zresztą jako uczeń klasy B nie nie rzucał się w oczy gronu pedagogicznemu. Zapewne nawet nie oczekiwano po nim, że się tu pojawi. Na sali znalazł się dopiero w połowie przemówienia dyrektora, wcześniej dając sobie czas na wypalenie papierosa poza terenem szkoły. Mając jednak na uwadze tłum w sali, zatrzymał się gdzieś z tyłu, by łatwiej było mu się ewakuować zaraz po zakończeniu uroczystości. Bez większego zainteresowania omiótł wzrokiem salę i oparł się bokiem o filar, krzyżując ręce na klatce piersiowej w geście odizolowania. Dostrzegłszy jakiś ruch po swojej prawej stronie, zerknął z ukosa na drobną dziewczynę, która zatrzymała się obok niego. Wydawała się znajoma, chociaż nigdy nie zaprzątał sobie głowy tym, kim była i tym razem też poświęcił jej tylko sekundę uwagi, zanim uniósł wzrok z powrotem na dyrektora.
Szybko okazało się, że nie mógł pozostać długo na wybranym przez siebie miejscu, gdy przyszedł moment odebrania emblematów, o których już kiedyś im wspomniano. Powoli ruszył za kilkoma uczniami ze swojej klasy, w międzyczasie wyłapując gdzieś wśród nich Winchestera. Jeśli Riley również go zauważył, wymienił z nim jedynie znaczące spojrzenie. Nie miał okazji widzieć się z nim od jakiegoś czasu, a kiedy przyniósł swoje rzeczy do akademika, chłopak najwidoczniej już był na rozpoczęciu i pilnował porządku. Jak to on.
Złoty chłopak. Powinieneś czasem brać z niego przykład.
Zignorował tę uwagę, odbierając emblemat Sapphire od wychowawcy. Na razie wsunął go do kieszeni marynarki, uznając, że jeszcze dzisiaj mu się nie przyda.
Szybko okazało się, że nie mógł pozostać długo na wybranym przez siebie miejscu, gdy przyszedł moment odebrania emblematów, o których już kiedyś im wspomniano. Powoli ruszył za kilkoma uczniami ze swojej klasy, w międzyczasie wyłapując gdzieś wśród nich Winchestera. Jeśli Riley również go zauważył, wymienił z nim jedynie znaczące spojrzenie. Nie miał okazji widzieć się z nim od jakiegoś czasu, a kiedy przyniósł swoje rzeczy do akademika, chłopak najwidoczniej już był na rozpoczęciu i pilnował porządku. Jak to on.
Złoty chłopak. Powinieneś czasem brać z niego przykład.
Zignorował tę uwagę, odbierając emblemat Sapphire od wychowawcy. Na razie wsunął go do kieszeni marynarki, uznając, że jeszcze dzisiaj mu się nie przyda.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 5:12 pm
Pon Wrz 19, 2016 5:12 pm
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Znał ten moment, gdy kłopotliwy znajomy odrzucał zdrowy rozsądek wpadając w panikę czy dając się ponieść emocjom. Dobrze było jednak usłyszeć, że Violet faktycznie go znała i nie był kimś, kto mógłby jej w jakikolwiek sposób zagrażać.
- Znam ten ból. Gdyby jednak kiedykolwiek cokolwiek się działo nie wahaj się tego zgłosić. Nie musisz wszystkiego znosić w milczeniu sama. - uśmiechnął się w jej stronę, przesuwając wzrokiem po tłumie. Nie mógł nigdzie zlokalizować Jaya. Nie żeby było w tym cokolwiek złego, lecz i tak westchnął ciężko, kręcąc głową na boki. Tłum wypełnił gwarem salę na tyle, by Wilk chwilowo całkowicie dał mu spokój przechodząc w letarg. Wysłuchał ogłoszeń dyrektora w milczeniu, uciszając ostro kilku gadających nieopodal uczniów, nim nie padło hasło odebrania odznak.
- Wybacz na chwilę. Może odbierz odznakę dla swojego znajomego skoro i tak macie się spotkać. Lepiej żeby nie wpadł jutro w kłopoty przez jej brak, a nie zapowiada się na to by zamierzał wrócić. - skinął jej głową, ruszając w stronę wychowawcy.
- Poczekaj chwilę, Winchester. - stał w milczeniu, czekając na swoją odznakę, która różniła się od innych. Kruk. Przyglądał jej się przez chwilę, nim w końcu dopadł Jaya, klepiąc go w ramię.
- Mógłbyś się nie spóźniać skoro już przynależysz do samorządu. - rzucił sucho, patrząc na niego z dezaprobatą, zaciskając nieco mocilniej palce na jego barku. Żadnego tęskniłem, dobrze cię widzieć, pierdol się? Powitanie godne prefekta.
W końcu uniósł kąciki ust w uśmiechu wypuszczając go.
- Dziś wróciłeś? Widziałeś Chestera? Załóż odznakę. - zadał dwa pytania po sobie, jedno polecenie i od razu założył własną, upewniając się że wszystko dobrze leży.
- Znam ten ból. Gdyby jednak kiedykolwiek cokolwiek się działo nie wahaj się tego zgłosić. Nie musisz wszystkiego znosić w milczeniu sama. - uśmiechnął się w jej stronę, przesuwając wzrokiem po tłumie. Nie mógł nigdzie zlokalizować Jaya. Nie żeby było w tym cokolwiek złego, lecz i tak westchnął ciężko, kręcąc głową na boki. Tłum wypełnił gwarem salę na tyle, by Wilk chwilowo całkowicie dał mu spokój przechodząc w letarg. Wysłuchał ogłoszeń dyrektora w milczeniu, uciszając ostro kilku gadających nieopodal uczniów, nim nie padło hasło odebrania odznak.
- Wybacz na chwilę. Może odbierz odznakę dla swojego znajomego skoro i tak macie się spotkać. Lepiej żeby nie wpadł jutro w kłopoty przez jej brak, a nie zapowiada się na to by zamierzał wrócić. - skinął jej głową, ruszając w stronę wychowawcy.
- Poczekaj chwilę, Winchester. - stał w milczeniu, czekając na swoją odznakę, która różniła się od innych. Kruk. Przyglądał jej się przez chwilę, nim w końcu dopadł Jaya, klepiąc go w ramię.
- Mógłbyś się nie spóźniać skoro już przynależysz do samorządu. - rzucił sucho, patrząc na niego z dezaprobatą, zaciskając nieco mocilniej palce na jego barku. Żadnego tęskniłem, dobrze cię widzieć, pierdol się? Powitanie godne prefekta.
W końcu uniósł kąciki ust w uśmiechu wypuszczając go.
- Dziś wróciłeś? Widziałeś Chestera? Załóż odznakę. - zadał dwa pytania po sobie, jedno polecenie i od razu założył własną, upewniając się że wszystko dobrze leży.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 5:18 pm
Pon Wrz 19, 2016 5:18 pm
Zatrzymała się w progu nie dlatego, że dyrektor zaczął przemawiać, a właściwie z powodu emblematów. Mogła je odebrać od ręki, zamiast później szukać wychowawcy. Przymknęła na chwilę oczy, a potem odwróciła się i poszła w odpowiednim kierunku. Zabrała, co miała zabrać, biorąc od razu jeden dla brata, którego oczywiście tutaj nie było. Jakżeby inaczej. Schowała jeden emblemat głęboko do torby, drugi przypięła do klapy marynarki, skinęła krótko głową, co chyba miało być czymś w rodzaju podzięki.
Upewniła się, że to wszystko, po czym oddaliła się, udostępniając reszcie osób miejsca.
Upewniła się, że to wszystko, po czym oddaliła się, udostępniając reszcie osób miejsca.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 5:35 pm
Pon Wrz 19, 2016 5:35 pm
"Jak zwykle."
Dobrze powiedziane. Przyglądał się od czasu do czasu to Mercury'emu, to Alanowi. Kto by pomyślał, że przyjdzie dzień, w którym uświadczy własnego brata powracającego uwagą do tej samej osoby? W dodatku po tylu miesiącach. Było to dla niego wystarczającym dowodem na to, że żaden z nich jeszcze nie przegrał swojego zakładu. Kiedy jednak słyszał śmiech starszego czarnowłosego, wewnętrznie cieszył się, że wpadł na taki, a nie inny pomysł. Poznanie kogoś nieco lepiej było miłą odmianą po wszystkich tych krótkookresowcach. Nawet jeśli nie zamierzał wspominać o tym ani Alanowi, ani Mercowi.
Gdy uwaga blondyna skierowała się w jego stronę, kiwnął krótko głową.
- Naprawdę.
- Nie wierzysz mi, Paige? - wyciągnął rękę bez słowa, ponownie łapiąc Mercury'ego za kołnierz i zatrzymując go w miejscu, gdy tylko dostrzegł jak jego bliźniak próbuje ponownie przykleić się do swojego chłopaka. Pokręcił głową.
- Sat-
- Nie.
- No dobra, dobra. Jestem grzeczny.
Akurat.
Mimo to wypuścił go, wracając do poprzednich obserwacji.
Szturchnął łokciem rozglądającego się Saturna, przewracając oczami. Nie doczekał się odpowiedzi na zaczepkę - nie żeby było w tym coś nowego - ponownie skupił więc swoją uwagę na Alanie.
- Kiedyś pojedziemy razem. Lepiej szukaj dobrze płatnej pracy, Paige. Jestem drogi w utrzymaniu. - zażartował milknąc na przemowę dyrektora jak przykładny Cullinan. Kiwnął blondynowi głową i sam ruszył za Saturnem w stronę wychowawcy, by odebrać swoją odznakę.
- Twoja jest inna niż moja.
- Jestem prefektem.
- A ja przystojnym Cullinanem. - skrzywił się nieznacznie i potarł tył głowy, gdy Saturn zdzielił go z płaskiej dłoni nawet nie zmieniając przy tym mimiki.
- I ty Brutusie. - stali we dwójkę przepychając się nieznacznie, nim w końcu przypięli swoje odznaki, szukając wzrokiem Paige'a. Zajęli to samo miejsce co wcześniej.
"Robisz coś (...)?"
- Raczej nie. Ojciec nie szykuje uroczystego obiadu?
- Jest w Waszyngtonie.
- Więc nie. Jakiś plan na oblanie pierwszego dnia szkoły? - zapytał wieszając się na bracie. Skoro nie mógł molestować Paige'a to będzie molestował jego. Zerknął z ciekawością na twarz białowłosego sprawdzając poziom jego cierpliwości. Nieograniczony jak zawsze.
Dobrze powiedziane. Przyglądał się od czasu do czasu to Mercury'emu, to Alanowi. Kto by pomyślał, że przyjdzie dzień, w którym uświadczy własnego brata powracającego uwagą do tej samej osoby? W dodatku po tylu miesiącach. Było to dla niego wystarczającym dowodem na to, że żaden z nich jeszcze nie przegrał swojego zakładu. Kiedy jednak słyszał śmiech starszego czarnowłosego, wewnętrznie cieszył się, że wpadł na taki, a nie inny pomysł. Poznanie kogoś nieco lepiej było miłą odmianą po wszystkich tych krótkookresowcach. Nawet jeśli nie zamierzał wspominać o tym ani Alanowi, ani Mercowi.
Gdy uwaga blondyna skierowała się w jego stronę, kiwnął krótko głową.
- Naprawdę.
- Nie wierzysz mi, Paige? - wyciągnął rękę bez słowa, ponownie łapiąc Mercury'ego za kołnierz i zatrzymując go w miejscu, gdy tylko dostrzegł jak jego bliźniak próbuje ponownie przykleić się do swojego chłopaka. Pokręcił głową.
- Sat-
- Nie.
- No dobra, dobra. Jestem grzeczny.
Akurat.
Mimo to wypuścił go, wracając do poprzednich obserwacji.
Szturchnął łokciem rozglądającego się Saturna, przewracając oczami. Nie doczekał się odpowiedzi na zaczepkę - nie żeby było w tym coś nowego - ponownie skupił więc swoją uwagę na Alanie.
- Kiedyś pojedziemy razem. Lepiej szukaj dobrze płatnej pracy, Paige. Jestem drogi w utrzymaniu. - zażartował milknąc na przemowę dyrektora jak przykładny Cullinan. Kiwnął blondynowi głową i sam ruszył za Saturnem w stronę wychowawcy, by odebrać swoją odznakę.
- Twoja jest inna niż moja.
- Jestem prefektem.
- A ja przystojnym Cullinanem. - skrzywił się nieznacznie i potarł tył głowy, gdy Saturn zdzielił go z płaskiej dłoni nawet nie zmieniając przy tym mimiki.
- I ty Brutusie. - stali we dwójkę przepychając się nieznacznie, nim w końcu przypięli swoje odznaki, szukając wzrokiem Paige'a. Zajęli to samo miejsce co wcześniej.
"Robisz coś (...)?"
- Raczej nie. Ojciec nie szykuje uroczystego obiadu?
- Jest w Waszyngtonie.
- Więc nie. Jakiś plan na oblanie pierwszego dnia szkoły? - zapytał wieszając się na bracie. Skoro nie mógł molestować Paige'a to będzie molestował jego. Zerknął z ciekawością na twarz białowłosego sprawdzając poziom jego cierpliwości. Nieograniczony jak zawsze.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 5:56 pm
Pon Wrz 19, 2016 5:56 pm
Rozpoczęcie roku szkolnego każdy przyjmował inaczej. Inni byli niezadowoleni, inni podekscytowani, a u Brendy była to czysta konieczność, jakby powrót do normalności i spokoju. Przez ostatnie tygodnie nieźle się rozszalała, ale nastał moment by wreszcie z tym skończyć i wsadzić nos między książki. Raczej nie chciała zawieść oczekiwań swoich dziadków, którzy pokładali w niej wszelakie nadzieje.
Na początku trzymała się gdzieś na uboczu, zupełnie niewidoczna, bez zwracania na siebie większej uwagi. Nic najdzwyczajnego. Poza tym osoby, które znała zazwyczaj przychodziły trochę później. Może nawet to i lepiej. Twarzy, które tylko kojarzyła, było znacznie więcej. Można śmiało rzec, że większość szkoły. No, poza pierwszakami i tymi nowymi, którzy się przepisali.
Wypadałoby się jednak z niektórymi przywitać, bo przecież potrzeba socjalizowania się wzrastała w takim tłumie, a nie mogła cały czas trzymać się z boku. Najpierw postanowiła zaczepić Alana, którego zastała już w towarzystwie bliźniaków.
- Hej, chłopcy. - rzuciła, posyłając im jeden z tych swoich urokliwych uśmiechów. - Co powiecie na lunch po rozpoczęciu? Ja stawiam. - zaproponowała, zaraz potem przenosząc wzrok na talerzyk, który trzymał blondyn. - Dobrze by było, gdybyś się nie objadał, Alan. - wytknęła, krzyżując następnie ręce na piersi, chociaż podejrzewała, że to i tak niewiele w porównaniu do tego, ile może zjeść. Zaraz jednak zerknęła w kierunku mównicy i oznajmiła w myślach, że wypadałoby ruszyć się dalej. - Dobra, to widzimy się potem. - powiedziała tylko, jakby sama podjęła za nich decyzję. Bo w sumie dlaczego mieliby odmówić? Poklepała tylko Saturna po ramieniu i zniknęła im z oczu równie szybko, jak się pojawiła.
W drodze po emblemat natknęła się na Chestera, któremu potargała tę farbowaną czuprynę z uśmiechem w ramach przywitania. Własnego kuzyna by przecież nie ominęła. A w życiu. Nie miała za bardzo gdzie schować nowej ozdóbki, więc po prostu trzymała ją w ręce, aż przypadkiem nie wpadła na Lightwood'a i jego kolegę, co nie było zbyt przyjemnym doznaniem.
- Ugh, przepraszam. Niezdara ze mnie dzisiaj. - odezwała się z rozbawieniem w głosie, spuszczając następnie wzrok na podłogę w poszukiwaniu emblematu. - Wypadła mi ta śmieszna przepaska, nie widzicie jej gdzieś może? - spytała, dalej widocznie rozbawiona całą sytuacją, chociaż w myślach klęła na własną spostrzegawczość. Pewnie zaraz ktoś ją kopnie w kąt i to by było na tyle, jeśli chodzi o bycie przykładną uczennicą.
Na początku trzymała się gdzieś na uboczu, zupełnie niewidoczna, bez zwracania na siebie większej uwagi. Nic najdzwyczajnego. Poza tym osoby, które znała zazwyczaj przychodziły trochę później. Może nawet to i lepiej. Twarzy, które tylko kojarzyła, było znacznie więcej. Można śmiało rzec, że większość szkoły. No, poza pierwszakami i tymi nowymi, którzy się przepisali.
Wypadałoby się jednak z niektórymi przywitać, bo przecież potrzeba socjalizowania się wzrastała w takim tłumie, a nie mogła cały czas trzymać się z boku. Najpierw postanowiła zaczepić Alana, którego zastała już w towarzystwie bliźniaków.
- Hej, chłopcy. - rzuciła, posyłając im jeden z tych swoich urokliwych uśmiechów. - Co powiecie na lunch po rozpoczęciu? Ja stawiam. - zaproponowała, zaraz potem przenosząc wzrok na talerzyk, który trzymał blondyn. - Dobrze by było, gdybyś się nie objadał, Alan. - wytknęła, krzyżując następnie ręce na piersi, chociaż podejrzewała, że to i tak niewiele w porównaniu do tego, ile może zjeść. Zaraz jednak zerknęła w kierunku mównicy i oznajmiła w myślach, że wypadałoby ruszyć się dalej. - Dobra, to widzimy się potem. - powiedziała tylko, jakby sama podjęła za nich decyzję. Bo w sumie dlaczego mieliby odmówić? Poklepała tylko Saturna po ramieniu i zniknęła im z oczu równie szybko, jak się pojawiła.
W drodze po emblemat natknęła się na Chestera, któremu potargała tę farbowaną czuprynę z uśmiechem w ramach przywitania. Własnego kuzyna by przecież nie ominęła. A w życiu. Nie miała za bardzo gdzie schować nowej ozdóbki, więc po prostu trzymała ją w ręce, aż przypadkiem nie wpadła na Lightwood'a i jego kolegę, co nie było zbyt przyjemnym doznaniem.
- Ugh, przepraszam. Niezdara ze mnie dzisiaj. - odezwała się z rozbawieniem w głosie, spuszczając następnie wzrok na podłogę w poszukiwaniu emblematu. - Wypadła mi ta śmieszna przepaska, nie widzicie jej gdzieś może? - spytała, dalej widocznie rozbawiona całą sytuacją, chociaż w myślach klęła na własną spostrzegawczość. Pewnie zaraz ktoś ją kopnie w kąt i to by było na tyle, jeśli chodzi o bycie przykładną uczennicą.
No i Niyen jednak nie przyszedł... Mógł tego się spodziewać. Gdy wypił poncz, odstawił naczynie na stół i rozejrzał się dookoła. Było coraz więcej osób, w tym widział sporo znajomych twarzy z ich klasy. Jednak nie widział powodu, aby zagadywać do kogokolwiek. Wyjął za to telefon z kieszeni i odczytał wiadomość od matki. Odpisał jej, potwierdzając jednocześnie swoją obecność na rozpoczęciu roku szkolnego. Jednak nie minęło zbyt dużo czasu, a dyrektor zwrócił na siebie uwagę. Oho... A więc się zaczyna.
Schował telefon, aby chociaż udawać, że uważanie słucha dyrektora... No ale ile razy można słuchać o tradycji i historii szkoły? Po kilku razach to już naprawdę zaczyna być nudne. Ale przecież nie tak trudno zachować pozory. No i w końcu przemowa dobiegła końca. Emblematy... Ach tak, coś kojarzył... Ale nie pamiętał, o co chodziło, ponieważ na zakończeniu myślał wyłącznie o zbliżających się wakacjach. Jednak Cadogan dość szybko i jasno to wyjaśnił.
Gdy przemówienie dobiegło końca, zauważył, że wszyscy zbierają się przy wychowawcy. Też tam poszedł, ale nie pchał się na chama. Chciał to już jak najszybciej mieć za sobą. Jednak nie trwało to długo. W końcu stanął oko w oko z wychowawcą.
- Witam, psorze... Wezmę również dla Niyena, bo nie mógł dziś się zjawić. - wyciągnął rękę po emblematy, które wychowawca mu je dał i odsunął się, aby zrobić miejsce innym osobom z klasy i odszedł na bok. Przypiął jeden po jednej stronie kamizeli, a drugi po drugiej. Rozejrzał się po sali. Nie widział tutaj nic ciekawego. Lepiej pójdzie sprawdzić, co się stało z tym blondynem, w końcu obaj mieli tu przyjść. Jeszcze raz rozejrzał się po sali i wyszedł.
[ zt ]
Schował telefon, aby chociaż udawać, że uważanie słucha dyrektora... No ale ile razy można słuchać o tradycji i historii szkoły? Po kilku razach to już naprawdę zaczyna być nudne. Ale przecież nie tak trudno zachować pozory. No i w końcu przemowa dobiegła końca. Emblematy... Ach tak, coś kojarzył... Ale nie pamiętał, o co chodziło, ponieważ na zakończeniu myślał wyłącznie o zbliżających się wakacjach. Jednak Cadogan dość szybko i jasno to wyjaśnił.
Gdy przemówienie dobiegło końca, zauważył, że wszyscy zbierają się przy wychowawcy. Też tam poszedł, ale nie pchał się na chama. Chciał to już jak najszybciej mieć za sobą. Jednak nie trwało to długo. W końcu stanął oko w oko z wychowawcą.
- Witam, psorze... Wezmę również dla Niyena, bo nie mógł dziś się zjawić. - wyciągnął rękę po emblematy, które wychowawca mu je dał i odsunął się, aby zrobić miejsce innym osobom z klasy i odszedł na bok. Przypiął jeden po jednej stronie kamizeli, a drugi po drugiej. Rozejrzał się po sali. Nie widział tutaj nic ciekawego. Lepiej pójdzie sprawdzić, co się stało z tym blondynem, w końcu obaj mieli tu przyjść. Jeszcze raz rozejrzał się po sali i wyszedł.
[ zt ]
Gdzieś nieopodal usłyszał wyraźniejszy chichot dziewczyn, które najwidoczniej nie mogły powstrzymać się od plotkowania. Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie towarzyszące tym irytującym dźwiękom uczucie bycia obserwowanym. Pocierając ręką kark w dziwnie zbolałym, ale i krótkim geście, zerknął z ukosa w stronę tego całego zamieszania, co stało się tylko kolejnym powodem do wymieniania ze sobą komentarzy, bo „O Boże, spojrzał!”, a to tylko sprawiło, że Leslie mimowolnie wzniósł wzrok w stronę sufitu, jakby zastanawiał się, dlaczego wspomniany Bóg jeszcze nie grzmi.
Nie cieszysz się, gdy na ciebie patrzy?
Jasne. Zawsze biegam i rozpowiadam o tym wszystkim, sarknął w myślach momentalnie opuszczając wzrok, gdy w pobliżu rozległ się znajomy głos. Blondyn chyba nie zauważył tego rozentuzjazmowanego spojrzenia na jego widok albo po prostu nie podzielał tej radości, mimo że już od jakiegoś czasu nie widywał Clawericha. Wakacje pełne wyjazdów robiły swoje, ale mimo tego nie spodziewał się, że chłopak dziś postanowi mu potowarzyszyć, biorąc pod uwagę, że jego fanki czaiły się wszędzie i tylko czekały, by rzucić mu się na szyję i zrekompensować sobie ten stracony czas.
― Cześć, Frey ― rzucił, oszczędzając sobie wszelkich innych uprzejmości. ― Nie zauważyłem, że tu idziesz. ― A co, wtedy zwinąłbyś się szybciej?
Głos dyrektora uciął jednak szansę na bardziej rozbudowaną konwersację, a Vessare skierował wzrok w stronę głowy szkoły, pierwszy raz słysząc o konieczności noszenia emblematów. Z powodu wcześniejszego wyjazdu na wakacje, nie miał możliwości pojawienia się na zakończeniu roku. Może to nawet lepiej, że nie przespał dzisiejszego dnia, bo informacja o nowym zarządzeniu mogłaby dotrzeć do niego z opóźnieniem.
― Skąd ten nowy pomysł? ― mruknął pod nosem, ściągając nieznacznie brwi. ― Idziesz? ― zerknął w stronę Frey'a, ale chociaż pytanie brzmiało, jak propozycja wspólnego podejścia do nauczyciela, w jego oczach dało się dostrzec ten znaczący błysk, który świadczył o tym, że nie ma ochoty pakować się w to ściskające się stado uczniów.
Nie cieszysz się, gdy na ciebie patrzy?
Jasne. Zawsze biegam i rozpowiadam o tym wszystkim, sarknął w myślach momentalnie opuszczając wzrok, gdy w pobliżu rozległ się znajomy głos. Blondyn chyba nie zauważył tego rozentuzjazmowanego spojrzenia na jego widok albo po prostu nie podzielał tej radości, mimo że już od jakiegoś czasu nie widywał Clawericha. Wakacje pełne wyjazdów robiły swoje, ale mimo tego nie spodziewał się, że chłopak dziś postanowi mu potowarzyszyć, biorąc pod uwagę, że jego fanki czaiły się wszędzie i tylko czekały, by rzucić mu się na szyję i zrekompensować sobie ten stracony czas.
― Cześć, Frey ― rzucił, oszczędzając sobie wszelkich innych uprzejmości. ― Nie zauważyłem, że tu idziesz. ― A co, wtedy zwinąłbyś się szybciej?
Głos dyrektora uciął jednak szansę na bardziej rozbudowaną konwersację, a Vessare skierował wzrok w stronę głowy szkoły, pierwszy raz słysząc o konieczności noszenia emblematów. Z powodu wcześniejszego wyjazdu na wakacje, nie miał możliwości pojawienia się na zakończeniu roku. Może to nawet lepiej, że nie przespał dzisiejszego dnia, bo informacja o nowym zarządzeniu mogłaby dotrzeć do niego z opóźnieniem.
― Skąd ten nowy pomysł? ― mruknął pod nosem, ściągając nieznacznie brwi. ― Idziesz? ― zerknął w stronę Frey'a, ale chociaż pytanie brzmiało, jak propozycja wspólnego podejścia do nauczyciela, w jego oczach dało się dostrzec ten znaczący błysk, który świadczył o tym, że nie ma ochoty pakować się w to ściskające się stado uczniów.
Zdzwonił, że najprawdopodobniej spóźni się te parę minut na rozpoczęcie. Chcąc nie chcąc - właśnie tak się stało. Nie lubił, kiedy podobna sytuacja miała miejsce, ale też nie zawsze można zapanować nad siłami wyższymi, które z całego serca pragnął opóźnienia ze strony Fabiana. Bardzo rzadko mu się to zdarzało, w zasadzie raptem parę razy (góra trzy) przez lata, które nauczał w tej placówce, więc może Cadogan wybaczy mu te 10 minut opóźnienia, jak nie 15. A to wszystko wina tego, iż samochód mu się zepsuł, a komunikacja miejska odmówiła wszystkim posłuszeństwa. No czasem tak po prostu bywa.
Koniec końców udało mu się dotrzeć na miejsce. Elegancko ubrany, wszedł na salę, stając przy swojej klasie (Obsidian), jakby te 10 minut opóźnienia w ogóle nie miało miejsca. Zdążył na końcówkę przemowy dyrektora, uciszając również niektórych łobuziaków ze swojej klasy. Szybko również poszedł po potrzebne mu emblematy dla tych, którzy ich jeszcze nie mieli i z uśmiechem na twarzy, wręczał im, wzrokiem również poszukując wybrankę swojego serca.
Koniec końców udało mu się dotrzeć na miejsce. Elegancko ubrany, wszedł na salę, stając przy swojej klasie (Obsidian), jakby te 10 minut opóźnienia w ogóle nie miało miejsca. Zdążył na końcówkę przemowy dyrektora, uciszając również niektórych łobuziaków ze swojej klasy. Szybko również poszedł po potrzebne mu emblematy dla tych, którzy ich jeszcze nie mieli i z uśmiechem na twarzy, wręczał im, wzrokiem również poszukując wybrankę swojego serca.
Opierając się o ścianę Ryu przyglądał się swojemu nowo nabytemu emblematowi. W końcu co miał robić w czasie przerwy? Najadł się za wszystkie czasy, chaosu uniknął, a nie znał prawie nikogo w nowej szkole. Nie był też osobą, która specjalnie stara się poznać rówieśników. Tak długo jak nie mieli z nim problemu, on odwdzięczał się tym samym. Nie wspominając o tym, że rzadko potrafi ciągnąć rozmowę w taki sposób by była ona komfortowa. Wzdychając ze zmęczenia swoją osobą, schował do kieszeni odznakę Quartz i zaczął rozglądać się po sali mając nadzieję na następne sytuacje, które pozwolą zabić mu czas. Ku jego nieszczęściu każdy do pewnego stopnia miał na swoich myślach emblematy przez co chłopak ponownie zaczął się nudzić. W trakcie oglądanie chmary uczniów zauważył coś co przykuło jego uwagę.
Jak wiele osób tu obecnych może nosić kocie uszy? taka była jego myśl na widok znanych mu wytworów. Zgonie z jego przypuszczeniem po chwili zauważył jedyną osobę, którą znał w tych okolicach, co spowodowało pojawienie się uśmiechu na jego twarzy. W tym momencie prawdopodobieństwo, iż będzie się nudził zmalało. I to całkiem sporo. W trakcie kiedy senpai podbiegała do niego pomachał do niej na przywitanie.
"Przez chwilę zwątpiłam."
- To się nazywa wiara w przyjaciela, senpai? - zapytał się udając urażonego i kładąc rękę na sercu. W końcu jak inaczej mógł odebrać te wątpliwości? Sam się dziwił, że chciała mu się wstać, a co dopiero inni mieli myśleć znając go o wiele krócej niż on siebie. Krótka wypowiedź nie zmieniła też faktu, że chłopak przyglądał się reagującym na emocje kocim uszom. Był to dla niego niezwykle intrygujący wynalazek, a sam pomysł był genialny. Tak w ogóle to Yutaka uważała go za przyjaciela czy kolegę z młodszej klasy? Nie był tego pewien.
Lekko pokręcił głową na boki próbując obudzić się z jego myśli na temat nie na tą chwilę i spojrzał w oczy Yoru, które jak zauważył często powodowały, iż nie mógł odwrócić od nich wzroku.Odepchnął się lekko od ściany i wyprostował. Nie chciał wyglądać jakby miał tą rozmowę gdzieś, a jego wcześniejsza postura mogła oddawać takie wrażenie.
- Zresztą, to dobrze, że chciało mi się podnieść. - zaczął mówić, po czym wyjął z kieszeni swój emblemat, którym pokazał senpai. - Nie chciałbym tego ominąć. Wpakowanie się pierwszego dnia w kłopoty z jakiejś plakietki byłoby trochę głupie, nieprawdaż?
- Poza tym jak minęły ci ostatnie dni wolności przed pójściem do 'więzienia'? - zapytał się używając synonimu słowa szkoła.
Jak wiele osób tu obecnych może nosić kocie uszy? taka była jego myśl na widok znanych mu wytworów. Zgonie z jego przypuszczeniem po chwili zauważył jedyną osobę, którą znał w tych okolicach, co spowodowało pojawienie się uśmiechu na jego twarzy. W tym momencie prawdopodobieństwo, iż będzie się nudził zmalało. I to całkiem sporo. W trakcie kiedy senpai podbiegała do niego pomachał do niej na przywitanie.
"Przez chwilę zwątpiłam."
- To się nazywa wiara w przyjaciela, senpai? - zapytał się udając urażonego i kładąc rękę na sercu. W końcu jak inaczej mógł odebrać te wątpliwości? Sam się dziwił, że chciała mu się wstać, a co dopiero inni mieli myśleć znając go o wiele krócej niż on siebie. Krótka wypowiedź nie zmieniła też faktu, że chłopak przyglądał się reagującym na emocje kocim uszom. Był to dla niego niezwykle intrygujący wynalazek, a sam pomysł był genialny. Tak w ogóle to Yutaka uważała go za przyjaciela czy kolegę z młodszej klasy? Nie był tego pewien.
Lekko pokręcił głową na boki próbując obudzić się z jego myśli na temat nie na tą chwilę i spojrzał w oczy Yoru, które jak zauważył często powodowały, iż nie mógł odwrócić od nich wzroku.Odepchnął się lekko od ściany i wyprostował. Nie chciał wyglądać jakby miał tą rozmowę gdzieś, a jego wcześniejsza postura mogła oddawać takie wrażenie.
- Zresztą, to dobrze, że chciało mi się podnieść. - zaczął mówić, po czym wyjął z kieszeni swój emblemat, którym pokazał senpai. - Nie chciałbym tego ominąć. Wpakowanie się pierwszego dnia w kłopoty z jakiejś plakietki byłoby trochę głupie, nieprawdaż?
- Poza tym jak minęły ci ostatnie dni wolności przed pójściem do 'więzienia'? - zapytał się używając synonimu słowa szkoła.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach