Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Klub "Morning Light"
Czw Mar 31, 2016 2:16 am


Ostatnio zmieniony przez [MG] Mercury Kyan Black dnia Nie Sty 19, 2020 3:21 pm, w całości zmieniany 2 razy
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Luhan Xin (NPC)
Właściciel Lokalu
Claudia Burke (NPC)
Barmanka/Kelnerka
Seth Brown (NPC)
Barman


***

Nie zamierzał zważać na protesty Paige'a. Rzucił mu jedynie niezbyt przychylne spojrzenie, gdy dostrzegł jego ruch, próbujący zerwać szalik z szyi. Nie po to go na niego zakładał do cholery, by teraz ten mu go oddawał. Wydawało mu się to wystarczająco oczywiste.
"Nie jestem dzieckiem, książę."
- Paige. Przymknij się ten jeden raz. - mruknął równie kąśliwym tonem, z niezadowoleniem odbierając swoją czapkę. Uparty skurwysyn. Jak potem będzie smarkał na wszystkich dookoła, na pewno nie poda mu chusteczki. Wcisnął czapkę Saturnowi i przewrócił oczami, dobrze wiedząc że nie ugra w podobnej sytuacji niczego więcej.
- Oczywiście, że je zabiorę. Wrócisz do domu taksówką, jeśli nie chcesz skończyć w limuzynie i mojej posiadłości. - rzucił sucho, mimo to cały czas pocierając jego kręgosłup dłonią. Doprawdy. Jego reakcje momentami niejedną osobę zbiłyby z tropu. W jednej chwili upominał cię wielce niezadowolonym tonem, a w następnym mruczał jak jakiś cholerny kanapowiec.
Nadal jesteś zły, że wcisnął ci z powrotem czapkę?
Ha.
Daj spokój, przynajmniej zostawił szalik i kurtkę.
Świetnie.
Mógł ci je oddać.
Nie skomentował tego w żaden sposób. A jednak, jego twarz złagodniała, by usłyszał jego odpowiedź.
- Widziałem. - potwierdził krótko, machając ręką na innych, by podążali ich śladami. Nie odzywał się już więcej do Alana, chwilowo skupiając na tym, by po prostu trzymać się blisko niego. Zamiast tego zagadywał Saturna, który w większości odpowiadał mu półsłówkami. Mimo to wyglądało na to, że bliźniaki świetnie się bawiły.
- Hej Cyrille, pizza w klubie pasuje? Może nie będzie tak dobra jak ta, ale damy radę nie? - szturchnął przyjaciela łokciem, zauważając że znaleźli się już pod samym klubem. Świetnie. Skierował się od razu w stronę ochroniarza pilnującego kolejki, by zamienić z nim kilka krótkich słów. Sprawdzenie czegoś na liście, skinięcie głową, a w jego ręce błysnęły bransoletki z napisem 'vip'.
- Saturn, zaprowadź ich do stolika. Zarezerwowałem nam górę. Idźcie przodem, obiecałem że kogoś odbiorę. Lada chwila powinna tutaj być. - wytłumaczył, wychodząc przed klub, by stanąć w widocznym miejscu pod ścianą. Miał nadzieję, że Amaya się pospieszy, a on nie będzie musiał odstraszać żadnych gołębi. Podrapał się po przedramieniu, które w ciągu paru sekund zdążyła już pokryć gęsia skórka - mimo, że kurtka którą miał na sobie, była raczej wystarczająco ciepła - pod wpływem chłodnego wiatru. Dłoń powędrowała w kierunku spodni, a palce zwinnie wyłapały schowany w niej telefon. Odblokował ekran wpatrując się przez chwilę w jego zawartość. Najpierw musiał się zająć sprawą priorytetową, potem przyjemności. Odpalił wiadomości, by wysłać krótką, treściwą wiadomość do Amayi, na wypadek gdyby nie była pewna czy może już podchodzić pod umówiony adres. Zaraz po tym odpisał na parę wiadomości na portalach społecznościowych umawiając się na kolejnych kilka spotkań, które zapisał zresztą w grafiku. Zablokowany ekran pokrył się czernią, gdy komórka ponownie zniknęła w kieszeni, a chłopak odchylił głowę w tył opierając się o mur.
Kto by pomyślał, że pomoże dzieciakowi, co?
Nadal o tym myślisz?
To twoje myśli, Mercury.
Nie chcę mówić, że się tego nie spodziewałem, skoro nie potrafię z pełnym przekonaniem stwierdzić, że go znam.
Ale...?
... ale się nie spodziewałem.
Rozbawiony chichot głosu wygiął nieznacznie kąciki jego ust w uśmiechu, który widocznie został odebrany przez jedną z przechodzących dziewczyn za formę okazania zainteresowania. Zachichotała bowiem do swojej koleżanki, machając mu nieznacznie dłonią. Puścił jej oczko w odpowiedzi i odwrócił wzrok, by zapobiec ewentualnej próbie podejścia i nawiązania kontaktu. W końcu miał już swoje towarzystwo, z którym się tu pojawił. Nawet jeśli była ładną brunetką z odpowiednimi kształtami i wielkimi niebieskimi oczami. Nie potrzebował nikogo dodatkowego.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Klub "Morning Light"
Pon Wrz 05, 2016 6:38 pm
Pokiwała tylko szczęśliwie głową, kiedy powiedział, jakby faktycznie to brzmiało, w porównaniu do tego wcześniejszego, faktycznie, jego głos nie miał ani kszty japońskiego. Jej imię brzmiało całkiem.. Fajnie, ale no, są w Kanadzie, a nie w Japonii, a szkoda. Zabiłaby go wzrokiem, kiedy skwitował jej wypowiedź, zaraz oberwie i to nie lekko, słodkie było to jak ją denerwował, ale miał zaprzeczyć, debil. Udawał takiego niedostępnego ta? Zaraz mu się oberwie podwójnie, bo miała taki kaprrys, zmęczy go, pomaltretuje, jak to miała w zwyczaju, a potem po prostu znów stracą na chwilę kontakt, bo oboje mają szkołę, właśnie, zaniedługo rok szkolny a on studia, już myślała, jak ciężko będzie utrzymywać kontakty, przecież była taką dobrą uczennicą, nie mogła zawalać szkoły, ale to też Nekke, dobra, nie myśl o tym Kylie.
Łyknął? Łyknął, nawet potwierdził. Chciał? Czy on właśnie jej pragnął? Czy właściwie ona mu się podobała? Czy właśnie ona się w tym momencie zaczerwieniła? Taa, nawet jej zrobiło się gorąco i nagle te całe jej gry, obróciły się przeciwko jej, wiedziała, że w końcu tak się zdanie. Sama przełknęła głośno ślinę, nie tak miało być, ale teraz nie ucieknie, boże, jakby to wyglądało. Właściwie to nie myślała o jego "małym" (IKS DE XD) przyjacielu. Po prostu, nagle nie myślała o nim tak jak zwykle, jako o zwykłym braciszku. Ale byli teraz w barze, kelnerzy, goście, sprzątaczki, pracownicy, tłum, alkohol, śmiechy, rozmowy, wszystko za dużo tego. Przekierowała wolną rączkę na jego policzek, chwilę pomiziała, gapiąc się tak w jego usta i w oczka, raz tu, raz tam, przeskakując wzrokiem. Nie, nie mogła z tak ważną osobą pocałować się w tym brudnym miejscu, więc.. Zrobiła, coś co było w jej stylu. Łapką którą go miziała, nagle rozciągnęła jego policzek, jak to robią te stare ciotki. - Puci puci, Nekke! - Zaśmiała się mu, jeszcze będąc blisko, zamykając oczka, był naprawdę słodki z tymi chomiczkowymi policzkami, mimo że były normalne, dla niej były chomiczkowate. Uśmieszek, jeden czy drugi i wróciła na swoje miejsce. Sama była jeszcze trochę zaczerwieniona i było jej nieco gorąco, oddychała głęboko, właściwie może nawet nieco się przestraszyła, po prostu z sekundy na sekundę zabrnęła zbyt daleko. Postukała paznokciami w szklankę piwa, wpatrując się w ciecz w środku. Wypiła pół szklanki jednym susem. Odpaliła fajkę by ją jeszcze bardziej pierdolnęło. To była najszybciej wykopcona fajka. -Muszę do łazienki. - Właśnie powiedziała dość sucho, w ogóle nie podobnie co zawsze i wstała tak szybko z krzesła, że zachwiało nią na boki. Jeśli jej w moment nie złapie, spadnie twarzą o podłogę, po prostu za bardzo przejęła się tą sytuacją. A w połączeniu z alkoholem, nie dawało to żadnych miłych skutków. Tak zahuczało, że pierdolło.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Pon Wrz 05, 2016 7:37 pm
Mógłby zacząć mówić po japońsku, tylko po co. Albo z japońskim akcentem. Hikari lubiła tę zabawę. Udawała, że zna łamany angielski, chociaż posługiwała się tym językiem równie sprawnie, co on. Z jakiegoś powodu sprawiało jej to straszną satysfakcję. On jednak nie widział takiej potrzeby. Chyba, że się popisywał, tak jak w tej chwili.
Cała ta sytuacja była taka... dziwna. Kiedy tak obserwował dziewczynę z bliska, widział że ona też czuje się niezręcznie w tej chwili, to odniósł wrażenie, że można faktycznie mówiła poważnie. I w tym momencie faktycznie już nie chodziło o te niezręczności i docinki. Że chciała tej bliskości. Z nim. Podobało jej się no. Może nawet za chwilę... Coś więcej. Pewnie by było, gdyby mu nie brakowało jaj, żeby przesunąć głowę kilka milimetrów w przód. W końcu to on tutaj był facetem i powinien wychodzić z inicjatywą czy coś. Niestety tego nie zrobił i po chwili cały czar prysł niczym bańka mydlana, a oni wrócili do poprzednio odgrywanych ról, gdzie ona była tą wredną, a on tym niezdarnym.
Kiedy chwyciła go za policzek, zrobił wkurzoną minę i odwrócił się. Pomijają fakt, że było mu głupio, to naprawdę się zdenerwował. Tym razem posunęła się odrobinę za daleko. Bo on naprawdę... eh, w cholerę z tym. Naprawdę mógł pomyśleć, że też tego chciała?
- Po co ja się w sumie z tobą zadaję - burknął tylko i zabrał się za kolejne, trzecie już piwo.
W zasadzie to odpowiedź otrzymał przed chwilą. Tyle, że była jakoś tak irytująco niewygodna, bo jednocześnie otrzymał dowód, że w sumie nie ma za bardzo co liczyć na coś więcej, niż ich aktualne relacje. Nie, żeby mu to jakoś szczególnie przeszkadzało, ale w tej konkretniej chwili był po prostu wkurzony. Miał prawo, nie?
Jej kolejne słowa skwitował tylko kiwnięciem głową. Właściwie to miał ochotę, żeby w ogóle stąd wyszła. Przynajmniej nie wprowadzałaby go w niezręczne sytuacje. Życie jednak nie było takie proste.
Kiedy dziewczyna zaczęła się niebezpiecznie chwiać, Koss wyciągnął ręce, aby ją złapać. Sam jednak był już odrobinę podchmielony, a na dodatek zręczność nigdy nie była jego szczególnym atutem. Efekt jego akcji był więc taki, że oboje wylądowali na podłodze, chociaż tym razem to on był na górze. Jęknął cicho i otworzył oczy. Oto okazało się, że leży właśnie na Bullet, znowu będąc niebezpiecznie blisko jej twarzy. To kolejny raz prowadziło do zakłopotania. Jeszcze gorzej było, kiedy zorientował się, że jedna z jego dłoni wylądowała... na jej piersi. Co więcej, przez chwilę ją nawet ściskał, będąc pewnym, że to kawałek podłogi. Otworzył szeroko oczy i patrzył to na swoją dłoń, to na twarz Kylie. Wiedział, że powinien się ruszyć. Przede wszystkim zabrać rękę. No dobra, zabrał ją wreszcie. I zaczął się gramolić z podłogi.
- Jasna cholera z tobą.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Klub "Morning Light"
Pon Wrz 05, 2016 7:57 pm
Czuła, że czasem faktycznie przesadzała, ale taka po prostu była, nie chciała się zmieniać, bo jej to po prostu pasowało. Ale nie była też w stanie machnąć na to ramionami, jak zwykle by była w stanie do normalnej osoby, z dupy wziętej, to był Koss. I jeszcze powiedział, przynajmniej zinterpretowała to tak, że żałuje, że ją kiedykolwiek spotkał. Boże, co ona nawyrabiała. Nieco przybita siedziała nad tą szklanką nawet nie odpowiadając. Po prostu coś stanęło w jej gardle, siedziała tak z pół otwartą buźkę, nie dowierzając co właśnie powiedział. Właściwie to nie była jego wina, więc nie miała zamiaru po nim krzyczeć, jak zwykle w takiej sytuacji by zrobiła. Oho, czyżby Kylie też zależało na Kossie? Kochała go jak brata i on był w sumie od zawsze przy niej, a ona odpierdala taką maniane, wiecznie go denerwując i irytując. Atmosfera była zbyt napięta, dlatego wymyśliła sobie tą wymówkę, że trzeba do łazienki. Właściwie, nie widziała jakiegoś niezadowolenia tym spowodowanego. Także, raz dwa Kylie, wynieś się stąd. Ale naprawdę, huk i zawirowanie które nagle pojawiło się w jej główce na nic nie pozwoliło, jedyne co to poczuła jego ręce, a sekundę później była już na podłodze. Znów, chyba bardzo polubili wspólne leżenie. Ale tym razem, ona była na dole, nic w tym złego, oprócz tego, że pierdolneła się w głowe na tyle mocno, że przez pierwsze kilka sekund nawet nie czuła jego ręki, tam, gdzie zwykle.. NIGDY jej nie dotykał. Jej grzywka zasłoniła włosy, a ona sama nic nie powiedziała, kiedy ten się z nią cofnął, wcześniej miziając, może po prostu nie wiedział, i tak to była sama skóra i kości. Kiedy zaczął się podnosić, nie mogła mu pozwolić, złapała go za marynarkę i pociągnęła do siebie, zgarniając włosy z twarzy. Jedyne co mógł zobaczyć, to jej smętniałą minę, skrzywdzonego psa i.. Łzy w oczach, które raz po raz płynęły na jej policzki by spotkać się potem z zimną posadzką, chlap, chlap, chlap. Przełknęła głośno ślinę, pociągając nosem. Przyciągnęła go jeszcze bardziej, a każdą jego próbę odsunięcia się od niej była niemożliwa, gdyż była bardziej wysportowana niż on sam. Kiedy byli znów na tak małą odległość od siebie, jak wcześniej, była w stanie wydusić tylko kilka słów z siebie. -Po prostu zrób to, Nekke. - Powiedziała w akompaniamencie swojego pociągania nosem z lekkim, cichym i załamanym głosem, którego on sam nigdy wcześniej po prostu nie mógł usłyszeć, czy tym razem też będzie na nią przeklinał, krzyczał i nienawidził, czy może się odważy?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Klub "Morning Light"
Wto Wrz 06, 2016 10:04 am
Zamówił dla niej również brandy z lodem, wykładając na blat baru zmiętolony banknot wygrzebany gdzieś z odmętów kieszeni skórzanej kurtki. Barmanka skwitowała stan papierka niechętnym spojrzeniem, które zaraz zgasło pod naporem wzroku Nicolaia. Coś w stylu: bierz i nie wkurwiaj mnie zbędnymi komentarzami.
Nie szanował kasy. Mógłby ją mieć, mógłby jej nie mieć. Posiadanie dużej ilości gotówki w dużych nominałach wcale nie dawało mu tego, czego tak naprawdę chciał. I wiedział doskonale, że Brendy kasą też nie przekona. Alkoholem już prędzej.
Kiedy druga szklanka z trunkiem znalazła się na blacie, Nicolai przesunął ją w stronę towarzyszki.
- Mój znajomy lepiej poradzi sobie beze mnie – stwierdził, wzruszając lekko ramionami. – Spójrz na jego mordę. Tej mordy nikt nie chciałby zaczepiać, więc pewnie bezpiecznie wróci do domu – dodał po chwili, unosząc nieznacznie lewy kącik ust w czymś na kształt niezgrabnego, ironicznego uśmieszku.
- Zapoznałbym was, ale jest pedałem – oznajmił, upijając zaraz łyk alkoholu. Nie w stylu NIcolaia byłoby pytanie o to, dlaczego stracili kontakt. On nawet nie pytał co tam, a po prostu nad pewnymi sprawami przechodził do normalnego trybu. Tak było łatwiej, prościej, choć z mnóstwem niedomówień, co też miało swój urok.
W końcu odwrócił się na barowym krześle tak, żeby usiąść przodem do niej, a nie bokiem. Zmierzył jej sylwetkę uważnym i niekoniecznie niewinnym wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na oczach Irlandki.
- Zdrowie – rzucił krótko, sięgając po brandy.
Brenda Fitchner ♥
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Wto Wrz 06, 2016 1:55 pm
Gdzieś tam głos rozsądku podpowiadał jej, że takie mieszanie alkoholi i skakanie z wyższych procentów na niższe (i odwrotnie) jest niezbyt mądre. Szybko zaczęła to odczuwać, gdy humor zaczął jej jeszcze bardziej dopisywać, a do głowy przychodziły różne głupie pomysły, przy których wykonaniu nie zastanawiałaby się długo. Mimo wszystko była osobą, która nawet pod wpływem trunków potrafiła nie narobić sobie przypału. Miało to wiele swoich plusów, ale później pozostawało jej śmianie się z zachowania innych.
Ze zwykłej ciekawości spojrzała na barmankę, gdy mężczyzna zamawiał dla niej drinka, będąc odrobinę rozbawiona reakcją kobiety na to ostre spojrzenie. Często dziwiła się samej sobie, że nie odczuwa ani grama strachu, czy nawet zwykłego skruszenia pod wpływem obdarowania takim wzrokiem. Już nie raz miała sytuację, w której powinna wycofać się już po ujrzeniu czyjegoś wyrazu twarzy, ale zamiast tego ogarniał ją spokój i pełne rozluźnienie. Jakby w ogóle nie była świadoma czyhającego zagrożenia. Tak też było i tym razem. Zamiast siedzieć z podkulonym ogonem, zastanawiała się jak tu podejść Rosjanina.
- Wygląda trochę na nieporadnego. - zauważyła, zawieszając na dłużej wzrok na owym znajomym. Sama jego twarz niewiele mówiła, ale Brenda potrafiła zupełnie inaczej rozpoznawać niektóre zachowania ludzi. Chociaż i tak wolała o wszystkim przekonać się na własnej skórze.
- A to orientacja w czymś przeszkadza? - spytała, unosząc w zaciekawieniu jedną brew. Przecież nie musiała od razu wskakiwać mu do łóżka. Był zbyt przypadkowy i mimo wszystko znał się z Nicolaiem, a to już wpływało negatywnie na powodzenie całej misji. Poza tym, lubiła poznawać nowych ludzi od tak, po prostu. Bez konkretnego celu.
Złapała w dłoń szklankę z brandy, specjalnie przekładając nogę na drugą, kiedy to lustrowano ją wzrokiem. Mimowolnie uśmiechnęła się na ten gest pod nosem.
- Zdrowie. - odparła i przystawiła szkło do ust, wypijając parę porządnych łyków alkoholu, który pochłaniała coraz łatwiej i szybciej. Po odstawieniu szklanki, zeszła ze stołka i przysunęła się do bruneta, bezczelnie wpraszając się między jego nogi. Dłonie ułożyła najpierw na udach starszego, a potem przesunęła je znacznie wyżej, zatrzymując w okolicach ramion. - Co powiesz na to, żebyśmy zaraz stąd poszli? - spytała, wpatrując się w niego intensywnie z wyraźnym wyczekiwaniem. Czy była to propozycja? Całkiem możliwe. Skoro w końcu się z nim spotkała, to wypadałoby to jakoś wykorzystać.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Wto Wrz 06, 2016 4:20 pm
Możliwe, że i on w tej chwili przesadził. Właściwie to na pewno przesadził. Po prostu nie sądził, że zrobi to na Kylie jakiekolwiek wrażenie. Przecież ona była przez cały czas taka rozbawiona i nieczuła. Spodziewał się, że zareaguje na to śmiechem i jakąś kolejną docinką. Wszystko jednak postanowiło się spieprzyć.
Sam się zastanawiał czy to co się wydarzyło, to efekt alkoholu, czy po prostu świat nagle wywrócił się o 180 stopni. Oto leżał na płaczącej Kylie... PŁACZĄCEJ. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Na początku bał się nawet, że coś jej po prostu zrobił i dlatego dziewczyna płacze. Wszystko wskazywało jednak na to, że wpadła w jakieś silne zawirowania emocjonalne i teraz łkała, przyciągając go do siebie. Spoglądał na nią zszokowany, nie za bardzo wiedząc o co chodzi. Ale już chwilę później zrozumiał. Chciała tego. Chciała, żeby ją pocałował, tu i teraz. Chociaż przed chwilą był taki chamski. Więc jednak... ale czemu teraz? Czemu nie wcześniej? Nie rozumiał. Szansa była jednak taka... niesamowita. Niepowtarzalna. Spojrzał na jej usta. I zapłakane oczy. Chciał to zrobić. Chciał tego jak jasna cholera. Wtedy jednak dotarło do niego to, co ona poczuła wcześniej. Leżeli na podłodze, w jakimś brudnym klubie, ludzie się na nich gapili, a na dodatek Kylie była zalana łzami. Nie, nie tak sobie to wyobrażał i nie miał zamiaru dopuścić, żeby tak to wyglądało.
Uśmiechnął się czuło i kciukami starł łzy z jej policzków, a potem nachylił się i delikatnie pocałował ją w czoło.
- Nie teraz. Nie tutaj - powiedział tak, aby tylko ona mogła to usłyszeć, a potem odsunął się i znów starł łzy z jej policzków. Następnie zgramolił się, wstał i pomógł wstać dziewczynie. Leżenie na podłodze nie było najlepszym pomysłem. Już i tak wszyscy gapili się na nich, jak na parę pijanych gnojków, która nad sobą nie panuje. Odchrząknął. - Nie chciałabyś... eee... no nie wiem... może... przejść się na spacer? - Zagadnął trochę niezgrabnie, pocierając ręką tył głowy. Potem odwrócił się do barmana.
- Drew? To już wszystko na dzisiaj. Tak. Poczekaj, idę zapłacić - ruszył w kierunku barmana, aby uregulować płatność. Niezależnie od odpowiedzi Kylie, nie miał ochoty dłużej tutaj siedzieć.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Klub "Morning Light"
Wto Wrz 06, 2016 9:02 pm
Czy on przesadził? Możliwe, ale ona też dziwacznie zareagowała, tak jak w sumie nigdy nie reagowała na jego słowa. Panna "Mam to w dupie" i płacz? Skąd Koss mógł to wiedzieć, zwykle docinali sobie. Ona sama nie widziała w tym żadnego normalnego sensu. Może później o tym porozmawiają a może nikt z nich nie odważy się poruszyć tematu jej łez, zapewne zaraz się ogarnie, zaraz wróci jej normalny uśmieszek, którym zawsze go odbarowywała, jeśli zrobi to, czego oboje chcieli.. Właśnie. I tu był problem.
Najpierw gapił się w nią chwilę, przestraszony, nie wiedział, co ma robić, łzy, alkohol, fajki, kłótnia, może dla obojga było to za dużo. Widziała strach w jego oczach, co ona właściwie odpierdoliła? Z każdą sekundą trzymała go już coraz lżej, nie napierała już na niego, czy na samą marynarkę. Nie ruszał się, zamienił się w kamień. Nie miała pojęcia, że on tego chciał tak bardzo, nie mogła mu przecież czytać w myślach, ale ona też nie wiedziała jak do tego podejść, a dzieliło ich tak nie wiele. Warunki? Faktycznie słabe jak na romantyczne chwile z chłopakiem, z którym Cię tak wiele łączy, mimo iż jesteście od siebie zawsze tak daleko, że nawet normalny przytulas na przywitanie nie wchodzi w grę. Oho, poruszył kącikami ust a sekundę później już poczuła jego ciepłą dłoń na swoim policzku, która delikatnie zcierała jej łezki. A kiedy pocałował ją w czoło, spokojnie zamknęła swoje oczka, przez co znów poleciało kilka kropel, aczkolwiek zajął się nimi ponownie. Nie odpowiedziała mu, nie skorzystała też z pomocy do odklejenia się od tej brudnej podłogi. Nie zwracała uwagi na tłumy, które właściwie lepiły oczy w ich dwójkę. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i tylko skinęła głową na jego propozycję, nie była zła, a nieco odświeżą swoje umysły. Właściwie nawet nie zwróciła uwagi na jego zakłopotanie, było to już normalne po prostu dla niej. Kiedy podszedł do baru ona już była w drodze do wyjścia, nie przejmując się szeptami naokoło stolików, machnęła tylko głową, by jej długie do kolan niebieskie warkocze wariowały spokojnie za nią. Odwróciła się jeszcze w drzwiach i spojrzała na nieudolnego Kossa który próbował ją dogonić. Puściła mu oczko, ze swoim aroganckim uśmieszkiem, pokazując bialutkie zęby i zamknęła za sobą drzwi nie czekając na niego. Kiedyś ją może dogoni. Głupi grubas.
A tak naprawdę, czekała opierając się o ścianę budynku plecami. Typowa Bullet.

z/t x2
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Klub "Morning Light"
Sob Paź 01, 2016 3:37 am
(Jako że Amaya nam zniknęła, czas chyba przyspieszyć rozgrywkę w trójkę.)


Przyglądał się w milczeniu zaistniałej sytuacji. Nie miał ani większej potrzeby, ani ochoty się udzielać. Przyszedł tu głównie ze względu na Mercury'ego, nigdy nie należał do typów, które przekrzykiwały hałas. Słuchał więc wszystkiego w ciszy, od historyjek, po zamówienia, pozostawiając to drugie swojemu bratu. W końcu i tak mieli praktycznie identyczny gust. No, może z jedną drobną różnicą.
"No, no. Widzę, że cię uwielbia"
Kocha ponad życie, pewnie zbyt mocno bolał go mój widok z tobą ― sarkazm był aż nazbyt łatwo dosłyszalny w głosie Mercury'ego. Do tego stopnia, że Saturn wewnętrznie rozbawiony, posłał mu krótkie spojrzenie, które jego brat momentalnie przechwycił, przewracając oczami.
Nie wierz we wszystko co ci mówią nowopoznane osoby, Paige. Któregoś dnia możesz wylądować w wannie pełnej lodu z szwem na boku, a wtedy nie wiem kto będzie cię ratował i załatwiał nową nerkę ― zakasłał krótko pochylając się do przodu. Zaraz się wyprostował z beznamiętnym wyrazem na twarzy. Oczywistym było w końcu, że nie było najmniejszej szansy, by zaśmiał się przy innych. Zaraz potarł gardło, powstrzymując się od jakiegokolwiek skrzywienia.
Przeziębiłeś się? Jest zimno. Zamówię ci herbatę.
Nie trzeba, zaraz przejdzie. To nie ja piję tu alkohol ― rzucił w odpowiedzi, przesuwając się nieco wyżej na siedzeniu, by wygodniej usiąść.
A piwo z goździkami mogłoby pomóczostawię to tobie. Nie wypowiedział tych słów, wiedział jednak, że dotarły do jego brata, który nie ciągnął dalej tematu. Wiedział, że Saturn sam potrafi ocenić kiedy faktycznie potrzebuje pomocy z jego strony, a kiedy nie. A tym razem białowłosy był przekonany, że całkiem szybko drapanie przejdzie samo z siebie. Musiał tylko zadzwonić po kogoś, by zgarnął ich spod klubu. Ciągłe przechodzenie z zimna w ciepło nie brzmiało jak najlepszy pomysł.


Okej Amaya i Alan nie wzbudzali w nim większych nadziei na poparcie. Zarówno z jednym, jak i drugim wiecznie sobie dogryzali. Ale żeby nawet Cyrille był przeciw niemu? Nikt w niego nie wierzył, banda zdrajców.
Przecież zamówiłem to dla wszystkich, nie powiecie mi chyba, że każdy z was jest abstynentem ― spojrzał na nich z wyraźnym niedowierzaniem i zawiedzeniem. Jak się bawić to na całego, jak mogli tego nie rozumieć. Przysłuchiwał się historii opowiadanej przez Alana, bez większego przejęcia. Nawet gdy przedstawił swoją pierwszą wersję, nie zareagował w żaden sposób, zupełnie jakby i tak od początku nie spodziewał się od niego prawdy. Mimo to nieznacznie go zaskoczyło, że faktycznie pamiętał nawet o wydarzeniach przed Riverdale.
Na ulicy, haa ― mruknął prawie niedosłyszalnie pod nosem. Nie do końca chwalił się na prawo i lewo swoją przeszłością w tym kontekście. Sposób, w jaki odwrócił głowę podczas rozmowy, wraz z Saturnem, który utkwił swój wzrok w kolanach, nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że nie był to okres, który miło wspominali. Przerwała im trzy kelnerki, które przyniosły ich zamówienia, ustawiając po kolei na środku stołu. Uśmiechnął się do nich, nie odzywając się jednak, póki wyraźnie się nad czymś nie zastanowił.
Nie musisz korzystać z desantu, od czego masz prywatny samolot mojego ojca? ― zapytał z rozbawieniem, przeciągając się nieznacznie. Ułożył rękę na udzie Paige'a, zaraz sięgając po jednego z shotów, unosząc go w górę.
Vashe zdorov'ye ― rzucił po rosyjsku z rozbawieniem ku czci Smugglera, który ich opuścił, przechylając kieliszek, by opróżnić go jednym haustem. Raczej nikogo nie zdziwiło, że panicz Black nawet się nie skrzywił zaraz zerkając na pizzę. Dawno już chyba nie jadł czegoś tak prostego.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Nie Paź 02, 2016 5:50 pm
Ledwo poznaję twoich znajomych, a już robisz mi wrogów, bo nieświadomie staję na drodze wielkiej miłości. ― Wyczuł sarkazm, ale to nie stało mu na przeszkodzie, by podjąć ten temat, nieudolnie symulując urażony ton. W tym przypadku nie zależało mu na tym, by brzmieć wiarygodnie – zresztą nawet gdyby chciał to sobie wyobrazić, jego rosyjski znajomy nie wyglądał na wzdychającego do kogoś kochasia. Paige nie mógł jednak powstrzymać krótkiego parsknięcia na samą myśl o tym i pokręcił głową, doszczętnie negując tę wizję. A ponoć nie powinno oceniać się książki po okładce.
„Nie wierz we wszystko co ci mówią nowo poznane osoby, Paige.”
Przerzuciwszy ramię przez kark czarnowłosego, poklepał go po klatce piersiowej, jeszcze zanim zdążył dokończyć swój wywód, jakby już w jego trakcie chciał mu przekazać, że nie miał się czym martwić. Tak, jakby w ogóle się martwił.
Słyszałem, że można poradzić sobie z tylko jedną nerką. A poza tym wątpię, żeby twoja siostra bawiła się w handel skradzionymi narządami ― rzucił rozbawiony i przesunął wzrokiem po towarzyszącej im dziewczynie. I tu pozory mogły mylić, ale kto jak kto, Mercury raczej nie powinien martwić się o to, że łatwo da się wziąć z zaskoczenia. ― Dam sobie radę ― zaznaczył jeszcze, chociaż potraktował to jako coś na tyle oczywistego, że sam nie wiedział, po co w ogóle strzępił sobie język na dorzucenie swoich trzech groszy.
Pobieżnie przyjrzał się Saturnowi, którego odporność stanęła pod znakiem zapytania, a w końcu to Hayden skutecznie pozbył się dziś swojej kurtki. Całe to zamieszanie w pizzerii sprawiło, że dopiero teraz przypomniał sobie, że dzieciak nie wrócił do środka, jednak ktoś na pewno kazał mu się stamtąd ewakuować, gdy ludzie opuścili lokal w pośpiechu.
Abstynencja, co? ― mruknął i widocznie to słowo bynajmniej nie zasilało jego osobistego słownika. ― Alkohol nie służy tylko osobie, która akurat znajduje się w pobliżu ― rzucił, nie rozwodząc się szczególnie na ten temat. Przeważnie jednak nikt nie narzekał na fakt, że po procentach robił się bardziej chętny, ale zawsze musiała nadejść ta chwila, w której być może przekroczyłby cudze granice. Aktualnie jego myśli krążyły jednak wyłącznie wokół jedzenia. W klubowym hałasie nie dało się usłyszeć tej głośnej orkiestry, którą rozpoczął jego żołądek, ale Alan czuł w nim narastający ścisk i nieznośne burczenie, przez które zerknął w stronę, z której miały zjawić się kelnerki. Akurat, kiedy te już podążały ku nim.
W samą porę.
Kiwnąwszy głową w podziękowaniu, pochylił się do przodu, podnosząc pierwszy kawałek pizzy i jeden z licznych kieliszków z alkoholem, które zamówił Black.
Prywatny samolot ― powtórzył pod nosem, prostując się i przylegając plecami do oparcia. ― Czuję się, jakbym wylądował w serialu o bogaczach. Jest coś, czego nie macie? ― Poruszył nieznacznie nogą, na której wylądowała ręka Mercury'ego i na komendę uniósł kieliszek z trunkiem.
Zdrowie. ― Przechylił kieliszek i opróżnił naraz całą jego zawartość, po czym od razu zagryzł go porządnym kęsem pikantnej pizzy.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Pią Paź 07, 2016 4:00 pm
Zaśmiał się pod nosem słysząc o nowych wrogach Alana.
- Teraz będziesz mógł mieć ich tylko więcej, ale raczej wątpie byś sobie z nimi nie poradził. Co do Am, niczego nie można być pewnym! Chociaż profilaktycznie podaj swoją grupę krwi, będzie szybciej - Wyszczerzył się i znów rozejrzał się po klubie. Nieco się wykruszali, czyżby przez porę? No cóż nieważne. Grunt, że na horyzoncie pojawiło się zamówienie! Wooho! W końcu zje obiecaną pizze.
- Samolot będzie rozwiązaniem, to prawda. No cóż, jakby to powiedzieć przekonałeś mnie. Wtedy nawet nie będe miał wymówki. - Uśmiechnął się lekko po czym spojrzał na Alana.
- Przyzwyczaj się i co masz na myśli mówiąc "nie macie"? - przekrzywił lekko głowe w bok jakby nie rozumiejąc stwierdzenia. To było proste, mówisz - masz.
Na stole pojawiło się jedzenie i alkohol. Co prawda za często nie pijał mocniejszych trunków, ale jednak nie było można uznać go za abstynenta, dlatego równo z resztą sięgnął po kieliszek.
- A votre santé - Wysuszył go równie szybko, mlasnął niedosłyszalnie, jakby coś smakował, po czym zagryzł pizzą. Przełknął i pokiwał lekko głową.
- Nie jest zła. - uśmiechnął się do samego siebie. - W sumie, to nawet nie zauważyłem kiedy zostaliście razem... - wzrok skupił to na Mercurym to na Alanie, chociaż to nie było dziwne. Dość często uciekały mu takie rzeczy. Najlepiej przyłożyć mu takim faktem w twarz, może wtedy wszystko od razu zapamięta...
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Nie Lis 20, 2016 11:22 pm
„Teraz będziesz mógł mieć ich tylko więcej...”
Pocieszające ― parsknął pod nosem. Przypuszczał, że było to możliwe, ale podejście Haydena wskazywało raczej na to, że niewiele robił sobie z perspektywy nagrabienia sobie u kolejnych osób. Jedna, dwie czy dziesięć w tę czy w tamtą nie robiły mu większej różnicy. ― Widzę, że ktoś tu przedwcześnie chce się ustawić. Ale nie podaję takich informacji nawet na pierwszej randce. Musisz się bardziej postarać, Cyrille ― wymruczał kąśliwie, tradycyjnie zadzierając kącik ust do góry, by przywołać na twarz łobuzerski uśmiech. Nie wiązał jednak żadnych nadziei w związku z bliższym poznaniem młodszego blondyna. Nic więc dziwnego, że już po chwili to pizza zajęła pierwsze miejsce w rankingu zaskarbienia sobie jego uwagi.
Nie przejmował się pieczeniem w ustach, które w jego odczuciu uatrakcyjniło spożywanie dania – zresztą rzadko kiedy miał okazję zjeść coś naprawdę ostrego. W tym przypadku kucharze klubu wiedzieli, jak porządnie przyrządzić danie i trzymać się tego, co zostało zapisane w menu.
Uznajmy, że tego pytania nie było ― rzucił, kończąc temat w polityczny sposób. Za sprawą jednego pytania zrozumiał, że tym dzieciakom niczego nie brakowało, ale bynajmniej go to nie zdziwiło. To wyjaśniało, dlaczego siedzieli tu teraz i mogli korzystać z wszystkich dobrodziejstw oferowanych w lokalu.
Pochłonąwszy jeden kawałek pizzy, sięgnął po kolejny. Rozchylił usta, by ugryźć następny kęs, jednak słowa Bouteville'a skutecznie go przed tym powstrzymały. Jasnowłosy uniósł pytająco brew, jakby z początku nie dotarło do niego, co chłopak miał na myśli.
Gdy mówię, że coś się źle skończy, to się źle kończy. Teraz sam widzisz.
Że mają nas za parę?
Właśnie.
Zerknął z ukosa na Black'a, jakby chciał zorientował się, co miał do powiedzenia w tej kwestii, choć ostatecznie nie powstrzymał się od posłania mu znaczącego spojrzenia, w którym kryło się rozbawienie, jeśli czarnowłosy nawiązał z nim kontakt wzrokowy. Nigdy nie był z chłopakiem ani nawet nie zakładał, że taka sytuacja kiedykolwiek będzie miała miejsce, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj trafiał na typy, które korzystały z takiej odskoczni dla zabawy.
Nie jesteśmy razem ― wyprowadził go z błędu, na szczęście niezrażony tym wnioskiem i wreszcie złapał zębami kawałek jedzenia.
Nawet po zjedzeniu całej zamówionej pizzy, Paige nie wyglądał jak ktoś, kto za moment miałby dotoczyć się do wyjścia, bo stopień przejedzenia nie pozwoliłby mu na normalne poruszanie się. Dałby radę zmieścić coś jeszcze, ale na tę chwilę wystarczyło mu to, że głód został zaspokojony. Skończywszy ostatni kawałek, wytarł palce w serwetkę i przeciągnął się leniwie, jakby za moment miał rozłożyć się na fotelu i zasnąć, mimo głośnej muzyki dudniącej w tle. Zamiast jednak odpaść przy wszystkich, sięgnął po jakiś nieopróżniony jeszcze kieliszek i opróżnił go do dna, zaraz wyciągając z kieszeni portfel. Już wcześniej skrupulatnie sprawdził cenę swojej porcji i nie zamierzał zostawiać wszystkich płatności na głowie Mercury'ego, jego znajomych i rodziny.
Odpadam. Będę się zbierał ― oznajmił, nie sądząc, by trzeba tu było jakichś wyjaśnień. Położywszy banknot na stole, do którego doliczył odpowiednią kwotę, podniósł się z fotela, po drodze przesuwając zimnymi palcami po karku Merca. ― Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się to powtórzyć. Nie spijcie się za bardzo ― dodał kąśliwie i zasalutował niedbale. Zanim jednak odszedł od stołu, pochylił się i ledwie musnął wargami kącik ust bruneta, kompletnie przecząc temu, co powiedział na temat przypuszczeń Cyrille'a. Niemniej jednak tym razem skończyło się na niewinnym geście, a niedługo po tym ciemnooki zniknął w bawiącym się na sali tłumie, choć im bliżej wyjścia się znajdował, tym bardziej nie miał ochoty opuszczać lokalu. Na zewnątrz pizgało, a on nie zabrał ze sobą bluzy, którą wcześniej pożyczył mu Cullinan.

___z/t.
___Zasadniczo mieliśmy przyspieszyć akcję tutaj, a wyszło jak wyszło, dlatego w sumie zdecydowałem się trochę ułatwić sprawę, bo niebawem minie rok, odkąd prowadzimy ten wątek od pizzerii. Zróbmy coś szalonego.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Klub "Morning Light"
Pon Lis 21, 2016 3:37 pm
Parsknął cicho pod nosem na wspomnienie o zostaniu razem. Nie był to pierwszy raz, gdy pojawiał się w towarzystwie tej samej osoby tydzień po tygodniu. Dlatego też nie zaprotestował, gdy Alan postanowił wyprowadzić Cyrille'a z błędu, po prostu odchylając się w tył na swoim siedzeniu i ziewając przeciągle. Dostrzegł wzrok rzucony mu przez Saturna, obrócił się więc w jego stronę, czytając bezgłośne słowa pojawiające się na jego ustach.
Pokręcił jednak przecząco głową w odpowiedzi, przechylając się jedynie w bok, by oprzeć się policzkiem o ramię Alana z nieznacznie wygiętymi w bezczelnym uśmieszku kącikami. Dostrzegł wzrok Saturna, który powędrował nieznacznie ku górze, tym razem nie komentując go w żaden sposób. Sam zamiast poświęcić się jedzeniu wychylił trzy shoty pod rząd, popijając je jednym z drinków na bazie cytrynowego schweppesa, które wcześniej zamówił. W międzyczasie jadł powoli jeden kawałek swojej pizzy, dogadując z bratem szczegóły wakacyjnej wycieczki.
Im więcej wychylał, tym wyraźniej się rozluźniał, odzyskując rezon dopiero gdy Alan się poruszył, oświadczając że się zbiera. Spojrzał krótko na pieniądze, które wyłożył nie komentując ich w żaden sposób i wyprostował się patrząc za nim z rozbawieniem, pocierając kącik ust kciukiem.
Nie włócz się po mieście bez kurtki — rzucił za nim w odpowiedzi i przesunął się w bok rzucając luźno na siedzenie obok Saturna, szczerząc do brata jak debil. Objął go ramieniem, opierając się o niego bokiem.
Wracasz ze mną do domu, nie przesadź.
Dobrze, mamo — zgodził się grzecznie, pokazując mu język. Kolejne dwa shoty zniknęły bezpowrotnie, gdy nad stolikiem stanęły dwie dziewczyny, uśmiechając się do nich w aż nazbyt przeuroczy sposób. Wysoka, niebieskooka blondynka w skąpej czarnej sukience bez wątpienia przyciągała spojrzenia wszystkich dookoła. Ba, była wręcz pożerana wzrokiem, z czego zdawała sobie sprawę biorąc pod uwagę jej promieniującą pewnością siebie postawę. Brunetka, choć znajdywała się nieznacznie w jej cieniu, również miała czym się pochwalić, wyglądała jednak na nieznacznie poddenerwowaną, zupełnie jakby nie była przyzwyczajona do podobnych akcji, wyprowadzonych przez jej koleżankę.
Przepraszam, możemy się dosiąść? Jestem Eve, a to jest Cait — spodziewał się, że to blondynka zabierze głos. Uśmiechnął się uroczo w odpowiedzi, odsuwając na chwilę szklankę od ust.
Nie — odpowiedział krótko, puszczając jej perskie oko, z niesamowitą satysfakcją, której nie dał po sobie poznać, patrząc jak jej twarz tężeje. Mimo to był pełen podziwu, że udało jej się przywołać kolejny, tym razem niesamowicie sztywny uśmiech nim z krótkim skinięciem głową odeszła od stolika.
Przechylił się w bok opierając o klatkę piersiową Saturna i spojrzał na niego od dołu.
Zadzwoń do Henryka, żeby kogoś po nas przysłał, Sat-Sat.
Zrobiłem to dwie minuty temu.
Najlepszy brat na świecie — uśmiechnął się, na nowo prostując i otrzepał ubrania, jednocześnie je wygładzając. Dorzucił kilka banknotów do sumy pozostawionej przez Alana, obracając się w stronę Cyrille'a.
Możemy cię gdzieś podrzucić — zaoferował się, jednocześnie wyciągając rękę do Amayi, by zgarnąć ją z jej miejsca. Zdecydowanie nie zamierzał zostawiać siostry samej pośród tego tłumu żarłocznych piranii.
Naciągnął na nowo bluzę, wraz z kurtką zimową, by opuścić lokal na krótki sygnał ze strony Saturna.


    ✕ z/t. x3 {Merc + Saturn + Amaya}
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach