Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
[ MISJA ] Jonathan Everett x Kiana
Pon Sty 10, 2022 1:40 pm
First topic message reminder :

// Ok, na początku kilka słów wstępu. Przejrzałem sobie pobieżnie Wasze Karty Postaci, umiejętności itd., ale też jestem tylko człowiekiem i na bank tego nie spamiętam. Więc jeśli o czymś zapomnę, uznacie, że coś mogłoby ciekawiej zagrać w fabule itd. to śmiało piszcie o tym do mnie. Generalnie będą dwie drogi na pokonywanie przeszkód, które przed Wami postawię: albo sami wpadniecie na to, jak je przeskoczyć albo zdacie się na rzuty kością. Weźmy np. przesłuchanie: każda stworzona przeze mnie postać będzie miała pewną drogę, aby do niej dotrzeć lub też ją złamać. Jedni są podatni na manipulację, innych łatwo przekupić i tak dalej. Jeżeli sami na to wpadniecie, to super. Będę też starał się pisać małe podpowiedzi w postach, które mogą Was naprowadzić na to, jak się zachować w danej sytuacji. Możecie się też od razu zdać na rzut kością. Uznacie np. że nie potraficie walnąć inspirującego przemówienia, które przekona 20 osób do swojej racji. Wtedy rzucamy kością i na tej podstawie decyduję co się wydarzyło. Będę też stopniował wydarzenia do jakości rzutu. Jeśli uznajemy, że 1-5 to porażka, a 6-10 to sukces (chyba, że wasze umiejętności albo sytuacja mówią inaczej), to 4 będzie lekką porażką, a 1 małą katastrofą. Z sukcesami też to tak oczywiście działa. Jeśli sami z siebie chcielibyście na coś rzucić („chcę sprawdzić czy ta osoba nie chowa czegoś w kieszeni”) to też śmiało dajcie mi znać, będę się dopasowywać do Waszych działań. No, to chyba tyle słowem wstępu, wszelkie wątpliwości omawiamy na Discordzie.




To nie był szczególnie przyjemny dzień. Mocno dawał o sobie znać wiatr, który przenikał do szpiku kości i przez niego jeszcze mocniej odczuwało się niską temperaturę. Nawet ciepłe rękawiczki, grube kurtki i potężne zimowe buty nie dawały sobie z nim rady, bo zawsze znalazł sposób, aby się gdzieś wcisnąć. Dlatego też ludzie nie byli w najlepszych humorach. Samo życie w Riverdale potrafiło dać w kość, a pogoda jeszcze dokładała swoje. Ulice były opustoszałe, nikt nie chciał opuszczać swojej strefy ciepła i komfortu, chyba że był do tego zmuszony. Tak właśnie stało się w przypadku Kiany i Jonathana. Może szli właśnie na posterunek policji, a może z niego wychodzili. Ewentualnie są niezdrowym procentem ludzkości, który przy takich warunkach pogodowych lubi sobie urządzać spacery. Tak czy inaczej, dzięki temu udało im się natrafić na interesującą, ale i smutną, a może też lekko przerażającą scenę przed samym komisariatem.
– PSY!
Na schodach stał policjant, jego twarz wyrażała zmęczenie, zniechęcenie oraz irytację. Przed nim w histerii wiła się kobieta. Miała rozmazany makijaż, niedopiętą kurtkę oraz furię w oczach.
– BEZUŻYTECZNE KUNDLE!
– Pani Meadows…
– ZAKŁAMANE, PRZEKUPNE ŚWINIE!
– Pani Meadows, proszę się uspokoić…
– ZASRANE CHUJE. JEBAĆ WAS. WAS I TO PIERDOLONE MIASTO – kobieta obrzuciła budynki wokół siebie spojrzeniem pełnym nienawiści. – WSZYSTKICH WAS JEBAĆ. NA NIC NIE ZASŁUGUJECIE.
– Pani Meadows, jeśli pani się nie uspokoi…
Dla Kiany mógł to być przykry widok, ale taki, do którego przywykła. Ileż to już razy usłyszała inwektywy pod swoim adresem, bo nie rozwiązała jakieś sprawy tak, jak chcieliby tego mieszkańcy? Zmęczona twarz policjanta mogła być dla niej jak odbicie lustrzane, w którym widzi siebie w wielu podobnych sytuacjach. Z drugiej strony, emocje kobiety były naprawdę duże. Na tyle duże, że wyglądała na kogoś, kogo obezwładnią jedynie środki uspokajające. Ewentualnie pałka teleskopowa.
Dla Jona był do widok łamiący serce. Oto kobieta, wykończona już rzucaniem obelg, po prostu upadła na kolana i zaczęła niekontrolowanie szlochać. Zmieszany policjant rozejrzał się dookoła, szukając ratunku. Wreszcie jednak uklęknął i położył dłoń na jej ramieniu.
– Pani Meadows, naprawdę robimy wszystko co możemy. Pani mąż po prostu…
– Przestań! Po prostu daj mi już spokój. Zostaw mnie. Daj mi spokój.
Pani Meadows schowała twarz w dłoniach. Policjant znów się rozejrzał i wtedy jego wzrok zatrzymał się na Kianie, którą rozpoznał. Ona zaś mogła kojarzyć jego rysy twarzy, ale za cholery imienia ani nazwiska.
Pokręcił głową.
– Ciężka sprawa – ostrzegł lojalnie, a potem zatarł ręce, odwrócił się i ruszył po schodach, aby zaszyć się w cieple komisariatu.
Kobieta, nazwana również panią Meadows, nadal klęczała, przecierając dłońmi twarz i tym samym jeszcze mocniej rozsmarowując swój makijaż. Jeśli ktoś kiedyś pytał o definicję nieszczęścia, to właśnie znajdowało się ono przed Kianą oraz Jonathanem.

Termin na odpis: 13.01, 23:59

Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster

Kiana oparła się na fotelu, przenosząc wzrok z Susan na ekran komputera. Miała ochotę zapalić i może napić się tequili, ale póki co żadna z opcji nie była realna. Oparła głowę na dłoni i prawie niezauważalnie westchnęła. Miała przeczucie, że Pan Meadows nie zabił się sam, ale póki co nie miała pomysłu jak to udowodnić. Brakowało jej namacalnych faktów jak raport od koronera, wyniki balistyczne, odciski palców z broni i przede wszystkim zeznania innych osób, w tym tego całego Andiego. Szczerze mówiąc miała ochotę stworzyć teczkę, nadać sprawie oficjalny numer i oddać ją w ręce choćby tego mężczyzny, co spotkała na schodach. Pieprzony cwaniak.
"Pamięta Pani imię albo nazwisko policjanta, który przekazał Pani informację o losie męża?" procedura wymagała tego od funkcjonariuszy, a o numer odznaki nie miała nawet co pytać. Do tej pory spotkała chyba dwie osoby, które w ogóle zwróciły na to uwagę.
Kiana uniosła brew w zdziwieniu nie spodziewając się tak znikomej odpowiedzi. Przecież byli małżeństwem, w takim związku zawsze było o czym mówić. W końcu spędzali ze sobą większość czasu, prawda?
"Nie bardzo rozumiem. Byliście w końcu małżeństwem i to parę lat. Naprawdę nic nie jest Pani w stanie powiedzieć na ten temat? Po za tym, jeśli Pani chce bym wyjaśniła okoliczności śmierci Cobiego potrzebuje informacji. A póki co, mam ich zdecydowanie za mało," Kiana zniżyła swój głos, dodając mu jeszcze więcej autorytetu.
Nie podobało jej się zachowanie kobiety, a zwłaszcza ton jak i słowa jakich używała w stosunku do Jonathana. Traktowała go jak przekąskę lub dzieciaka, z którym mogła się zabawić. A na to nie zamierzała pozwolić.
"Pani Meadows. Jonathan jest moim stażystą i nalegam by traktowała go Pani jak pracownika tej placówki, a nie–," Kiana ugryzła się w język i pochyliła nad blatem, posyłając jeszcze w kierunku Jace'a spojrzenie krzyczące: ani słowa.
"Wracając do sprawy. Co miała Pani na myśli mówiąc, że pokazała Pani Andiemu, że jest silniejsza od niego?" o tak. Zamierzała ciągnąć ją za język aż nie usłyszy w końcu czegoś, co rozjaśni jej w głowie.
Białowłosa skrzywiła się i miała ochotę parsknąć z pogardą. Powstrzymała się jednak i złapała za kubek by ukryć grymas jaki wkradł się jej na twarz.
Bezczelny babsztyl,
Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że za pensje magazyniera i kosmetyczki stać było Susan na te wszystkie ozdoby i ubrania, które miała na sobie. Ewidentnie ona bądź jej mąż mieli dodatkowe przychody. Pytanie skąd. Kiana odstawiła kubek na blat i skoncentrowała swoją uwagę na kobiecie siedzącej naprzeciwko.
"W porządku. Dla formalności. Proszę opowiedzieć co robiła Pani wczorajszego dnia," zmieniła nieco swoją pozycję na fotelu i czekała.
Kiedy to przesłuchanie się skończy będzie musiała raz jeszcze przeanalizować wszystko czego zdoła się dowiedzieć. I całe szczęście nie była sama. Może i Jace nie był w żaden sposób przeszkolony, ale był inteligenty i spostrzegawczy. A do burzy mózgów przyda się idealnie.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Nie za bardzo było o czym mówić, a jednak robiła raban przed komisariatem. Wykrzykiwała, że to niemożliwe by jej mąż popełnił samobójstwo, że taki nie był. Płakała, krzyczała i wyzywała wszystkich, że nie chcą jej pomóc. Upadała na kolana w swoich drogich ubraniach, ściągając na siebie uwagę wszystkich wokół. W końcu nawet w nim wywołała zmartwienie i współczucie — nie żeby było to szczególnie trudne. Rozumiał rzecz jasna rozpacz po podobnej sytuacji, ale jak na podzielony związek bardzo mocno zaangażowała się w rozwikłanie jego sprawy. Nie zamierzał rzecz jasna umniejszać jej uczuć, doskonale wiedział, że nawet w przeciętnych relacjach, ból po stracie potrafił być niewyobrażalny. Ale...
No właśnie. Ale.
Drgnął nieznacznie, widząc malującą się na jej twarzy irytację. Jej emocje naprawdę zmieniały się jak w kalejdoskopie. Najpierw płakała, potem z nim flirtowała, potem patrzyła na niego w podobny sposób, a jeszcze później chyba go chwaliła. Sam nie był pewien, wiedział tylko, że zaczął się gubić w tym wszystkim już kilka minut temu.
I nadal nie potrafił tego zrozumieć. Jej przeskoki w nastroju wyraźnie go stresowały, poza tym jej słowa nadal do niego nie docierały. Andy musiał być naprawdę paskudną osobą, skoro jego strach był tak wielki, że nie złożył jej nawet kondolencji. Chociaż patrząc na zachowanie Pani Meadows, nieszczególnie się dziwił, że w momentach jej wściekłości ludzie woleli schodzić jej z drogi. Co więc takiego zrobiła, by doprowadzić go do podobnego stanu?
I jak często kierowała ową wściekłość w stronę swojego męża?
Spojrzał na Kianę, nie odzywając się ani słowem. Zrozumiał jej przekaz, zresztą i tak nie zamierzał już wracać do zabierania głosu. Przynajmniej w tym momencie. Jakby nie patrzeć, wątpił, by i tak miało to jakiś sens. To białowłosa była tu prowodyrem, który w dodatku zadawał niezwykle celne pytania. Dużo lepsze od niego. Zresztą wyraźnie zainteresowało ją dokładnie to samo co jego. Co takiego zrobiła kobieta, by wywołać w nim podobny strach?
Ewentualne uwagi zachowywał dla siebie, zamierzając z nią porozmawiać, gdy Pani Meadows opuści już komisariat.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Pani Meadows pomasowała swoją skroń. Ewidentnie ta rozmowa zaczynała ja już nużyć. Nie chciała jednak jeszcze odpuścić.
Niech pomyślę… Jak mówiłam, był środek nocy, a potem to co się wydarzyło… Woodraw? Callum albo coś na „C”. Callum Woodraw, chyba tak się nazywał – odpowiedziała, wytężając swoją pamięć.
Następnie pytanie wyraźnie wybiło Susan z rytmu. O ile do tej pory wydawała się osobą kontrolującą całą rozmowę, tak ewidentnie pytania o małżeństwo chwiały jej cały plan, jeśli w ogóle jakiś posiadała, na to przesłuchanie. Założyła ręce na klatce piersiowej.
Co chce pani usłyszeć. Że byliśmy kiepskim małżeństwem? – kobieta gwałtownie nachyliła się w kierunku Kiany – Myśli pani, że nie wiem, jak to się skończy? Zaraz usłyszę, że największy procent morderstw to sprawy rodzinne, że sama go do tego sprowokowałam, bla, bla, bla. Zawsze znajdzie się sposób, żeby obwinić kobietę. Zawsze ofiary są winne.
Po tych słowach Susan sięgnęła po kawę i dopiła ją do końca. Kiedy ją odłożyła na biurko, na jej twarzy próżno było szukać jakichkolwiek emocji.
Tak, byliśmy kiepskim małżeństwem. Dopóki Coby był hokeistą i jeździł na te swoje śmieszne mecze, treningi i inne pierdoły, a ja mogłam zostać w domu i zająć się sobą, to wszystko układało się wręcz perfekcyjnie. Potem jednak wydarzyło się Riverdale, a ja zostałam z nim uwięziona w klatce i nie było ucieczki. Jak pani myśli, jak czuje się mężczyzna, kiedy zdaje sobie sprawę, że jeden post na Instagramie jego żony daje więcej dochodu, niż jego praca przez cały rok? Podpowiem: mazgai się. Coby czuł się winny i swoje poczucie winy przelewał na mnie, nawet nie robiąc tego świadomie. Co chwilę mówił tylko „o nic się nie martw, na pewno w końcu znajdę lepszą pracę”. I ten jego kretyński uśmiech, jakby naprawdę wierzył w to, że wszystko się ułoży jak w bajce. Nie przeszkadzało mi to, że miałabym nas utrzymać. Ale słuchanie jego idealistycznego, optymistycznego, pewnego siebie pierdolenia… – Susan westchnęła głośno. – Nie kochałam już Coby’ego. Mówię to otwarcie, bo chyba nie ma co do tego wątpliwości. Gdybym nie bała się zostać tutaj sama, pewnie dawno bym go już zostawiła. Ale to nie oznacza, że chciałam mu wyrządzić krzywdę. Mimo wszystko mam z nim wiele ciepłych wspomnień i… nie wiem jak to ująć tak, aby nie zabrzmiało okropnie, ale nie nienawidziłam go. I wiem też, że sam nie odebrałby sobie życia. Jego charakter by mu na to nie pozwolił.
Pani Meadows opadła nagle na krzesło, jakby opuściły ja wszystkie siły.
Pewnie zastanawiacie się więc po co ten cały teatr, skoro i tak chciałam się od niego uwolnić. Droga wolna, prawda? Umarł, ja mogę sobie iść. Ale mimo wszystko, Coby był moim mężem. Zapisał się w moim życiu, nie ucieknę od tego. Nie naprawię tego, co zepsuliśmy, nie cofnę też czasu. Ale jeśli jest jeszcze coś, co mogę dla niego zrobić, to udowodnić, że się nie zastrzelił i być może przyczynić się do złapania jego mordercy. Wtedy wreszcie da mi święty spokój i będę mogła naprawdę zacząć coś… Cokolwiek od początku.
Susan zignorowała już temat Jonathana, nawet na niego nie spoglądała. Cała jej uwaga skupiała się na Kianie, próżno też było już szukać poprzedniej pewności siebie lub zmiany nastrojów. Wszystko mówiła jednostajnym, monotonnym tonem, co jakiś czas zerkając na martwy kwiatek na parapecie.
Przecież już mówiłam – pani Meadows westchnęła ciężko. – Andy próbował mnie wyrwać. W bardzo niewyszukany sposób. Zwyzywałam go i powiedziałam mu, żeby szedł do diabła. Andy się zesrał i uciekł z podkulonym ogonem, a potem zaczął nastawiać Coby’ego przeciwko mnie. Ile razy mam to jeszcze powtórzyć?
Susan wbiła uważne spojrzenie w Kianę.
– Wstałam rano i pracowałam. Możecie łatwo sprawdzić moją aktywność w internecie. Dałam także policji dostęp do moich firmowych maili i wiadomości z tego dnia. Potwierdzą to również firmy, które ze mną współpracują. Zresztą, co to za różnica. Wieczorem, kiedy Coby wyszedł do pracy, ja poszłam spotkać się z moją przyjaciółką, Anną. Anna Markanday, mieszka niedaleko mnie. Wróciłam do domu przez północą i poszłam spać. Później obudził mnie telefon od policji. To tyle.

Termin na odpis: 15.03, 23:59
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
Kiana zanotowała dane policjanta, które póki co niewiele jej mówiły. Nic nowego. Nie miała w zwyczaju kumplować się ze wszystkimi współpracownikami. Ba, jeśli znała ich imiona to było już coś. Najwyraźniej ten cały Woodraw jeszcze nie miał tej przyjemności by się z nią spotkać.
Wracając uwagą do siedzącej naprzeciwko niej kobiety, z satysfakcją zanotowała że jej ciągłe dopytywanie się o szczegóły ich małżeństwa wytrąca Susan z równowagi. Dobrze, może w końcu powie coś czego wcześniej nie planowała. Bo właśnie takie wrażenie odnosiła Kiana z tej rozmowy. Jakby Pani Meadows przygotowała wcześniej wszystkie kwestie i tylko czekała by w odpowiednim momencie je wygłaszać.
Białowłosa westchnęła i wyprostowała się na fotelu.
"Chcę usłyszeć prawdę," odpowiedziała krótko, splatając ramiona przed sobą. "To prawda, że w wielu przypadkach jeden z małżonków odpowiada za śmierć drugiego. Aczkolwiek po to prowadzone jest śledztwo by znaleźć dowody i wskazać winnego, a nie posiłkować się wiedzą nabytą przez oglądanie seriali," dodała z przekąsem, a gdy Pani Meadows kontynuowała, Kiana ponownie sięgnęła po kubek i z uwagą słuchała słów kobiety.
"Czy to dlatego nie nosi Pani obrączki?" Kiana zapytała dopisując do swoich notatek parę kolejnych słów. Cóż, czyżby Susan związała się z Cobym ponieważ był gwiazdą hokeja i wróżono mu międzynarodową karierę, co oczywiście równałoby się z bardzo pokaźnymi dochodami? A kiedy to zostało brutalnie odebrane przez mury, nagle Pan Meadows stał się tylko ciężarem, który dodatkowo nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Chyba, że Susan widziała w nim tylko to, co chciała zobaczyć...
Kiana oparła głowę na dłoni, dyskretnie uciskając skronie. Miała zbyt wiele wątpliwości i pytań, na które niestety nie uzyska odpowiedzi od Pani Meadows.
Tyle razy ile będzie trzeba, ugryzła się jednak w język i zamiast tego spojrzała szybko na Jonathana. Od jakiegoś czasu milczał i sama już nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Czuła na sobie wzrok kobiety i po chwili skrzyżowała z nią spojrzenie, nie czując się w żaden sposób nieswojo. W końcu jaka byłaby z niej glina, gdyby nie potrafiła podtrzymać wzroku drugiej osoby?
"Sprawdzimy to," Kiana dopisała nazwisko przyjaciółki do listy i następnie z jednej z szuflad wyciągnęła blok kartek oraz długopis i podsunęła go w stronę kobiety.
"W porządku. Proszę by zapisała Pani imiona oraz nazwiska i jeśli Pani posiada to kontakt do osób, które mogą wiedzieć coś więcej o tej firmie kurierskiej, a także najbliższych znajomych Pani oraz Pani męża. Dodatkowo proszę by spisała Pani swoje zeznanie, każdy szczegół jest ważny. Wiem, że to irytujące, ale taka jest procedura," po tych słowach Kiana odchyliła się na fotelu i przekręciła lekko w bok tak, że kątem oka widziała swoją martwą roślinkę. Nie wydawało jej się by to Susan była winną śmierci męża, ale jednocześnie było za wcześnie na wyciąganie jakichkolwiek wniosków. Kim był wspominany na początku tajemniczy mężczyzna z dziwnymi oczami? Co znajdowało się w tych lekkich paczkach? Czy mogło to mieć związek z działalnością Szakali? Dziewczyna westchnęła i przeniosła uwagę na komputer, gdzie zaczęła zapisywać wszystkie pytania na które nie posiadała odpowiedzi.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Susan uśmiechnęła się, ale tym razem był to uśmiech gorzki, pełen złości i niezadowolenie, a nie kokieteryjny, jak wcześniej.
To bardzo piękne co pani mówi, ale obie wiemy, że rzeczywistość maluje inny obraz. Weźmy chociażby tę sprawę. Gwarantuję pani, że wystarczy chociaż pobieżnie się jej przyjrzeć, aby chociaż z ciekawości sprawdzić czy Coby faktycznie odebrał sobie życie. Jednak kiedy na tacy jest łatwiejsza odpowiedź, to po co się wysilać i robić sobie problemy? – w tym momencie kobieta odchyliła się lekko, wbijając w Kianę beznamiętne spojrzenie. – Ale chyba miałam szczęście, co? Pani naprawdę w to wierzy.
Po tych słowach zerknęła na swoje dłonie i zmarszczyła lekko brwi. Z niezadowoleniem.
Faktycznie mogłam pomyśleć o tym, że na policji zwrócą na to uwagę. Ale pani jest pierwsza. To chyba też o czymś świadczy, prawda?
Chyba zaczynała powoli wracać do formy, bo tym razem na jej twarzy wykwitł bezczelny uśmiech. Wyglądało jednak na to, że teraz, kiedy jej motywacja się wydała, ma zamiar grać w otwarte karty.
Co oczywiście nie oznaczało, że będzie zadowolona z każdego pomysłu. Jak na przykład tego, żeby spisać całe swoje zeznanie. Ręcznie. Wbijała w Kianę niedowierzające spojrzenie i nawet szukała pomocy wzrokiem u Jonathana, kiedy jednak zrozumiała, że nikt nie przyjdzie jej z odsieczą, prychnęła wzgardliwie.
Naprawdę. Pani „stażysta” siedzi tutaj i nic nie robi przez cały czas. Mógł się równie dobrze tym zająć – zwróciła uwagę, ale mimo to sięgnęła po długopis i kilka kartek, na których zaczęła spisywać swoje zeznania.
Chwilę to trwało i dwie strony zostały zapisane drobnym, ale starannym pismem. Kiedy skończyła, Susan złożyła zamaszysty podpis i przesunęła kartki w kierunku Kiany, po czym zaczęła rozmasowywać obolałą dłoń.
Czy to wszystko?

Termin na odpis: 31.03, 23:59
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
Słysząc słowa Susan, Kiana wyprostowała się na fotelu i choć w środku zaczynała kwestionować wszystkie teorie jakie do tej pory wymyśliła, tak mimika jej twarzy pozostała niewzruszona. Lata praktyki i pokerowych piątków.
Pani Meadows zaczynała wchodzić jej na ambicje i prowokować, by zapewne ponownie odzyskać kontrolę nad rozmową. Wyglądała na osobę, która nie ma problemów z manipulowaniem ludźmi czy wpływaniem na ich decyzję. Kiana mogła się założyć, że niemal całe życie ludzie jedli jej z dłoni lub też zabiegali o jej uwagę- może w taki sposób Coby zwrócił na nią uwagę? Może od samego początku to był jej plan?
"Wiara nie ma tu nic do rzeczy. Śledztwo pokaże co tak naprawdę się stało z Pani mężem," odpowiedziała chłodno, stroniąc od wypowiadania się za jakąkolwiek stroną. Na tym etapie wszystko było prawdopodobne.
Kiana powędrowała wzrokiem na dłonie Susan, czekając na jej reakcję. Brak obrączki był podejrzany, jak i ogólne zachowanie kobiety. Białowłosa nie potrafiła jej rozgryźć. Jeszcze nie. Stanowiła dla niej pewnego rodzaju wyzwanie, a była zbyt uparta by odpuścić.
"Tak, nie raz mi mówiono, że jestem spostrzegawcza," rzuciła z przekąsem, złapała w dłonie kubek, ale gdy spojrzała do środka i zamiast kawy zauważyła żałosne resztki odstawiła go z powrotem na blat i przesunęła w bok z cichym westchnięciem."Zdradzała Pani męża?" Kiana wbiła spojrzenie w Susan, zadając już ostatnie pytanie i nie zamierzała owijać w bawełnę. Pani Meadows odegrała im każdą z możliwych w ról i w oczach Kiany coraz mniej była biedną i poszkodowaną wdową.
Jak też zakładała, Susan nie była zadowolona z pomysłu spisania własnych zeznań co natomiast wywołało u białowłosej niemałą satysfakcję.
"Mój stażysta ma jasno określone obowiązki i zapewniam Panią, że wykonuje je prawidłowo," Kiana oparła skroń na dłoni i w ciszy obserwowała Susan, od czasu do czasu przenosząc wzrok na Jonathana. Czy powinna poprosić jedną z sekretarek o zamówienie im jakiegoś lunchu? Chłopak mógł zdążyć zgłodnieć. Ciekawe w sumie czy jakaś knajpa z China Town realizowała dowóz poza obszar dystryktu C. Jej myśli zaczęły krążyć w okół kalmarów i pieczonych ośmiornic, kiedy nagle przed jej oczami znalazły się zapisane kartki.
Kiana podniosła wzrok i wzięła do ręki plik dokumentów. Przeskanowała je na szybko, po czym na każdej z nich złożyła swoją parafkę, a na ostatniej stronie podpisała się pełnymi danymi.
"Proszę jeszcze o podpis w tym miejscu," wskazała na miejsce obok swojego nazwiska i oparła się ramionami na biurku. "Nie muszę przypominać, że za składanie fałszywych zeznań, które mogą w efekcie prowadzić do utrudnienia śledztwa grozi kara pozbawienia wolności. Wszystko co zostało dzisiaj powiedziane, a także zapisane przez Panią od teraz stanowi dowód rzeczowy w sprawie i może zostać wykorzystane w sądzie. Jeśli nie ma Pani pytań, jest Pani wolna," Kiana podniosła się z fotela opierając dłonie na brzegu biurka.
"W normalnych okolicznościach prosiłabym o pozostanie w mieście, ale w tym wypadku... nalegam by pozostała Pani pod telefonem oraz w swoim stałym miejscu zamieszkania," dodała prostując się i oparła jedną z dłoni na biodrze.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Z każdą minutą czuł się coraz bardziej nieswojo. Nie podobała mu się zmiana w zachowaniu kobiety. I zdecydowanie nie podobało mu się to jak zachowywała się względem Kiany. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli Jace miał szacunek do wszystkich starszych osób, a Pani Susan na początku dość mocno mieszała mu w głowie, białowłosa była jego idolką pod absolutnie każdym względem. I miał zachować milczenie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale jak zwykle jego umysł działał wolniej niż język.
Rozumiem, że jest Pani rozgoryczona, ale to nie uprawnia Pani do nieuprzejmości i bezczelności, zwłaszcza że moja przełożona w przeciwieństwie do osób, które odmówiły Pani pomocy i wyrzuciły na bruk, postanowiła poświęcić swój cenny czas, przyjąć do siebie, wysłuchać i zająć się tą sprawą, którą inni najwyraźniej uznali za zamkniętą i niewartą zgłębiania — skoro już został nazwany stażystą, to był stażystą. Zaraz spojrzał na Kianę nieco zaskoczony własnymi słowami i wyraźnie się zmieszał, odchrząkując cicho i uciekając wzrokiem w bok. No to poleciał. Nie zamierzał jednak cofać swoich słów.
Dalej się nie wtrącał, słuchając po prostu dalszego przebiegu, poniekąd nie mogąc się już doczekać końca. Jego początkowa chęć pomocy nawet jeśli nie zniknęła, zdążyła się przekształcić w poczucie uwięzienia w jednej klatce z tygrysem. W dodatku nie takim wygłodzonym, ale znudzonym, który był gotów zaatakować cię, gdy tylko odwrócisz się do niego plecami. Dobrze, że siedział przodem do niej. I miał obok siebie Kianę. Przynajmniej miał pewność, że nie rzuci mu się do gardła. Przynajmniej teraz.
Skupił wzrok na białowłosej, wyraźnie znajdując w niej ostoję. No i była przyjemniejszym punktem, niż wyraźnie poirytowana Pani Susan.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach