Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
[ TRENING ] Jonathan Everett x Kiana
Wto Sty 04, 2022 4:59 pm
First topic message reminder :

T r e n i n g   w a l k i   w r ę c z


   Nie potrafił opisać, jak bardzo mu ulżyło, gdy Kiana zgodziła się na jego propozycję. Jakby nie patrzeć, była chyba jedyną osobą w jego otoczeniu, która mogła go czegokolwiek nauczyć w podobnym temacie. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że jako policjantka była niezwykle zajętą osobą, a zdecydowanie nie chciał jej dodawać obowiązków.
   Tylko ostatnio liczba kłopotów, w które się pakował, zdawała się niepokojąco wzrastać. Wiedział, że w życiu nie byłby w stanie podnieść na kogoś ręki, ale jeśli była jakakolwiek szansa na to, by po prostu się obronić i jakoś ich unieruchomić do przyjazdu policji... może następnym razem nie byłby taki bezużyteczny, gdzie jego jedynym zadaniem będzie pocieszanie kogoś, kto przeżył traumę.
   Sprawdził raz jeszcze adres, potwierdzając tym samym, że znalazł się pod dobrym budynkiem i wsunął ręce do kieszeni, by ochronić je przed zimnym wiatrem. Udało mu się akurat ugadać wcześniejsze wyjście z pracy. Całe szczęście, że Mitzie nie miała nic przeciwko, by jutro został za nią dwie godziny dłużej. Jakby nie patrzeć i tak cierpiał na zdecydowanie zbyt mocno zapakowany grafik.
   Oparł się wygodniej plecami o ścianę i czekał.

Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
Po zrobieniu dwóch okrążeń ze skłonami zatrzymała się i przesunęła by stanąć naprzeciwko Jace’a.
“Tak. Masz rację, właśnie do tego przechodzimy. Rozgrzej dobrze nadgarstki i kostki. Następnie przejdziemy jeszcze do kolan, bo trochę będziemy na nich dzisiaj pracować,” stanęła w lekkim rozkroku i zaczęła kręcić nadgarstkami oraz kostką. Musiała przyznać, że była nieco zaskoczona kondycją blondyna. Ostatnimi czasy rzadko spotykała osoby, które jakkolwiek ćwiczyły, nawet w jej zawodzie. A nastolatki jakie widywała na ulicach w większości siedziały z głowami wlepionymi w telefony bądź komputery.
Przeniosła wzrok na rękę Jace’a, która jakiś czas temu się przypiekła. Zmarszczyła lekko brew, ale z tej odległości i tak nie była w stanie nic zauważyć.
“A jak Twoja dłoń? Wszystko się zagoiło?” Zapytała, a kiedy oba nadgarstki i obie kostki miała rozruszane, złączyła nogi, oparła dłonie na kolanach i zaczęła wykonywać nimi koliste ruchy. “W ten sposób łatwo rozgrzejesz stawy. Raz w jedną, raz w drugą stronę,” wytłumaczyła i skupiła się na ćwiczeniu.
Po paru minutach wyprostowała się, strzepała nadgarstki i stanęła tym razem w szerokim rozkroku.
“To już ostatnie ćwiczenia,” powiedziała z półuśmiechem na ustach.
Ugięła kolana, następnie położyła na nich dłonie i zaczęła balansować w górę i w dół rozciągając wewnętrzną część ud. Trochę się skrzywiła, kiedy przez jej prawą nogę przeszedł nieprzyjemny prąd. Eh, mimo, że wypadek jaki miała był wiele lat temu, to jedno miejsce dokuczało jej do tej pory. I pewnie znając jej szczęście pozostanie tak już na zawsze.
Wyprostowała kolana i zrobiła skłon na bok, rozciągając jeszcze tułów. Po paru minutach podobnych sekwencji wyprostowała się, poprawiła włosy i położyła jedną dłoń na biodrze, a drugą rozmasowała prawe udo.
“No dobra. Myślę, że możemy zrobić sobie parę minut przerwy by się napić, ewentualnie jak potrzebujesz skorzystać z toalety to też śmiało. A za chwilę przejdziemy do zabawy,” po tych słowach podeszła do miejsca gdzie zostawiła swoje rzeczy i jednym sprawnym ruchem ściągnęła z siebie bluzę, zostając w krótkim, sportowym topie. Już dawno temu przestała przejmować się tym, że niemal całą prawą stronę jej ciała pokrywały blizny, które chcąc nie chcąc przyciągały uwagę. Odłożyła bluzę na torbę, a z podłogi podniosła dwie butelki wody, podając jedną chłopakowi.
“Czy zanim zaczniemy jest coś, na czym chciałbyś się najbardziej skupić, albo czego absolutnie nie chcesz poruszać?”
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Pokiwał głową, przechodząc od razu do rozgrzewania kostek i nadgarstków. Na których zresztą szczególnie się skupił tak jak zawsze. Może i nie miał racji, ale urazy barków nie były dla niego tak przejmujące jak właśnie tych dwóch rzeczy. Mógł operować rękami nawet z unieruchomionym ramieniem, ale dłonią? No właśnie. O chodzeniu bez kostki nie wspominając.
Hm? Ach, tak. Chociaż no, nie udało się całkowicie pozbyć oparzenia, więc teraz mam cool bliznę, ale podobno ona też powinna jakoś zaniknąć w przeciągu następnych miesięcy. Zresztą i tak ledwo ją widać, pokazuje się dopiero bardziej pod światło — powiedział, podnosząc rękę, by obrócić ją kilka razy w świetle. Nie był jednak pewien czy z tej odległości, Kiana w ogóle cokolwiek zobaczy.
Nie odezwał się słowem, widząc skrzywienie na jej twarzy. Domyślał się, że jeżeli nie mówiła o niczym otwarcie, to nie chciała o tym rozmawiać. Czy to w tym momencie, czy też wcale.
Zakończył rozgrzewkę tuż po niej i pokiwał głową, podchodząc do swojej torby, by napić się kilku łyków. Nie chciał pić za dużo, zdążył się już niejednokrotnie przekonać, że inaczej robiło mu się potem niedobrze. Nie skomentował też w żaden sposób jej blizn. Jakby nie patrzeć, ona nie komentowała wiecznie jego oka, więc czemu miałby robić inaczej?
Nie wiem… po prostu nie chcę nikogo skrzywdzić — powiedział cicho, odkładając z powrotem butelkę do materiałowej torby — da się jakoś uniknąć… no. Bicia ich? Obezwładnienie jest okej… dopóki ich nie uszkodzę… niby znam się na pierwszej pomocy, więc mógłbym ich od razu opatrzeć, ale nie chcę, żeby bezsensownie cierpieli.
Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego jak absurdalnie mogło to brzmieć dla kogoś, kto nie funkcjonował zgodnie z jego własnym kodeksem.
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
Zbliżyła się do niego by lepiej obejrzeć jego dłoń. Miał rację. Po oparzeniu pozostała jedynie blizna, na szczęście ledwo widoczna. Niektórzy może i uważali, że posiadanie skaz na ciele było czymś wartym obnoszenia się i wręcz chwalenia się nimi na prawo i lewo. Patrzcie na mnie, mam takie zajebiste życie. Pełne przygód. Dla niej akurat były one codziennym przypomnieniem jak bardzo życie z niej kpiło.
Złapała go lekko za dłoń i kciukiem przejechała po wcześniej oparzonym miejscu.
“Mają racje. Niedługo nie będzie śladu,” jej ton, jak na nią, był niespotykanie łagodny. Wycofała się, odchrząkując i rozejrzała się po sali, bez większego celu. Po prostu, by jakoś odwrócić uwagę.
Spojrzała w dół na swoją prawą nogę i testowo napięła i rozluźniła mięsień, sprawdzając czy będzie jej dzisiaj uprzykrzał życie czy jednak jej odpuści. I póki co, wyglądało na to, że się dogadali. Odkręciła butelkę z wodą i upiła parę łyków, zastanawiając się od czego zacząć trening. Jace był wysoki i chciała to wykorzystać jako jeden z atutów. Dodatkowo wydawało jej się, że jest dostatecznie silny by nie mieć problemu z technikami wymagającymi stabilności i odparcia nadchodzącego ataku. Ach, ileż razy ona przeceniła swoje umiejętności i wylądowała plackiem, dosłownie odbijając się od innych. A przecież w jej głowie to ta druga strona miała leżeć na plecach. Kiana westchnęła, rzucając zakręconą butelką w swoje rzeczy.
“Dobrze, rozumiem. Poćwiczymy w takim razie typowo obezwładniające ruchy,” przerwała na chwilę przechodząc na środek sali. “Pamiętaj, że w sytuacji kiedy ktoś Cię zaatakuje musisz się obronić, nawet jeśli będzie to wymagało użycia siły.” Nie chciała go straszyć, czy demotywować, ale Jace był niestety zbyt naiwny. Dla własnego dobra.
“Ci, którzy będą chcieli Cię skrzywdzić nie będą się patyczkować, a już na pewno nie będzie ich obchodzić czy cierpisz. O pomocy od nich możesz zapomnieć. I w takiej sytuacji, musisz myśleć tylko i wyłącznie o sobie, rozumiesz?” miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiał używać tego, co mu pokaże. Ale także, że jej słowa do niego dotrą.
Machnęła ręką by chłopak do niej podszedł.
“W porządku. Zaczniemy od bardzo prostego chwytu, który może się przydać w wielu sytuacjach. Połóż proszę swoją dłoń w tym miejscu, tak jakbyś chciał mnie popchnąć,” wskazała mu swoje ramię, stając z jedną nogą wysuniętą do przodu. “Cały ruch będzie polegał na złapaniu dłoni, odgięciu jej do tyłu i w bok. Działa to na większość ludzi. Oczywiście zdarzają się osoby z bardzo elastycznymi nadgarstkami, ale zapewniam Cię, nawet oni w końcu ulegają jak wystarczająco daleko zaczniesz odginać im rękę. Poćwiczymy to parę razy. Raz ja na Tobie, żebyś sam wiedział jakie to uczucie i jak daleko sięga twój zakres. Następnie ty zrobisz to samo mnie. I nie bój się. Nie zrobisz mi krzywdy. Gotowy?”
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Przez to, że nie do końca spodziewał się dotyku z jej strony, początkowo patrzył na nią z zagubieniem, jak zbliża się w jego stronę. Gdy jednak ujęła jego dłoń i zaczęła jej się przyglądać, uśmiechnął się w odpowiedzi.
No. Jest spoko, moja mama to jednak cudotwórca, wie jak się, za co zabrać. Wszystkiego mnie nauczyła, więc możesz na mnie liczyć w kwestii leczenia urazów — powiedział, nie tylko dumny, ale i wyraźnie pewny siebie.
... nie mogę wtedy po prostu uciekać? — zapytał niepewnie, nie do końca mogąc zmusić samego siebie do myślenia o podobnej sytuacji — no bo tak głupio trochę najpierw zrobić komuś krzywdę, a potem go przepraszać i bandażować.
Nie, zdecydowanie nie dopuszczał do siebie opcji, w której po prostu robił komuś krzywdę i odchodził bez słowa. Co więcej, przez swoją naiwność, chyba nawet po słowach Kiany nie docierało do niego, że białowłosa w ogóle nie zakładała podobnego wyjścia z sytuacji.
Słuchał uważnie jej poleceń, chociaż nie dało się ukryć, malującego się na jego twarzy niepokoju. Ale hej, to ona była jego trenerką. Na pewno nie pokazałaby mu niczego, co zrobiłoby jej krzywdę, prawda? Wziął krótki wdech i położył posłusznie rękę na jej ramieniu, napierając na nią, by wywrzeć nacisk. Nawet jeśli ewidentnie się hamował to przynajmniej i tak wkładał w to jakąkolwiek siłę. Nie chciał w końcu marnować jej czasu na coś, do czego kompletnie by się nie przykładał.
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
"Twoja mama to pielęgniarka?" zapytała, choć wydawało jej się, że chłopak już to kiedyś potwierdzał. Wypuściła jego dłoń i zrobiła parę kroków w tył.
"Dobrze mieć kogoś takiego. Ja uczę się wszystkiego na bieżąco. Wiesz, improwizacja to moja przyjaciółka," rzuciła lekko i wręcz rozbawionym tonem. Nigdy nie zapomni jak po raz pierwszy opatrywała swoje rany. Bałagan jaki narobiła to mało powiedziane.
Uśmiechnęła się delikatnie, opierając dłonie na biodrach.
"Możesz. Ucieczka to najlepsza forma obrony," przekręciła głowę i przymrużyła powieki. "Ostatnio jednak, kiedy wyraźnie Cię poprosiłam byś uciekał, zostałeś. Dlaczego?" zapytała mimo, że domyślała się odpowiedzi.
Na jego dalsze słowa parsknęła niekontrolowanym śmiechem, chowając twarz w dłoni.
"Przepraszam, nie chciałam," zdawała sobie sprawę, że jej reakcja była nie na miejscu. Ale chłopak był naprawdę jak szczeniak. Zbyt naiwny i zbyt niewinny. Odsunęła rękę od twarzy i ponownie do niego podeszła, tym razem jednak powstrzymała się przed dotknięciem go.
"Jonathan. Kiedy ktoś Cię zaatakuje, a ty się obronisz, twoim następnym krokiem jest brać nogi za pas i uciekać. Najlepiej nie patrząc za siebie. A tym bardziej nie ma tu miejsca na przeprosiny i opatrywanie ran," wytłumaczyła na spokojnie, ale twardym tonem. Tym samym którego używała podczas szkolenia rekrutów czy podczas przesłuchiwania. Jace musiał zrozumieć, że nie wszyscy ludzie byli dobrzy.
Widziała niepewność na jego twarzy. Znała to uczucie. W końcu, ona też kiedyś po raz pierwszy stanęła w podobnej sali.
"Hej, radzisz sobie świetnie. Nie masz powodu do stresu. Jak mówiłam. Nic Ci nie zrobię," powiedziała i czekała na jego ruch. Gdy położył swoją dłoń na jej ramieniu i naparł, poprawiła swoją pozycję kiwając z zadowoleniem głową.
"Dobrze. Możesz użyć nawet więcej siły. W każdym razie, kiedy ktoś do Ciebie podejdzie i będzie chciał Cię popchnąć lub szarpnąć do siebie, wystarczy, że złapiesz go w ten sposób za nadgarstek, odegniesz i przekręcisz. Czujesz jak napinają Ci się ścięgna? Nie jest to przyjemne. A im mocniej odchylisz dłoń tym gorzej," wypowiadając instrukcje, jednocześnie demonstrowała swoje ruchy. Nie chcąc zrobić mu krzywdy puściła go i odsunęła się.
"Okej teraz moja kolej. Zrobisz dokładnie to samo. Łapiesz za dłoń, odchylasz ją w tył i przekręcasz w bok. Ten, który stawia większy opór. I spokojnie, mam dość elastyczne nadgarstki, wiec mój zasięg jest nieco większy niż innych," dodała z nikłym uśmiechem, podniosła swoją dłoń i naparła na blondyna.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Wyraźnie się ożywił na wspomnienie o matce, kiwając ochoczo głową.
No! Pracuje w szpitalu Świętej Elżbiety. Zarządza swoim własnym zespołem pielęgniarek. Jakbyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy, możesz prosić o pielęgniarkę Everett. A jakby zadawała pytania, to powiedz po prostu, że mnie znasz. Jest absolutnie najlepsza, poważnie — w jego oczach pojawiła się autentyczna duma. I nic dziwnego, skoro była jedną z najbardziej godnych podziwu osób w jego życiu.
"Ostatnio, jednak kiedy wyraźnie Cię poprosiłam byś uciekał, zostałeś. Dlaczego?"
Och. Bo nie byłem sam. Nie mógłbym cię zostawić. Ani Natalie — powiedział, poruszając się na boki z wyraźnym dyskomfortem — zdaję sobie sprawę, że mogłem ci tylko przeszkadzać, dlatego się wycofałem, ale... gdybyś jednak potrzebowała mojej pomocy, to wolałem być w pobliżu. Nawet jeśli miałbym... nie wiem. Machać rękami, albo budować SOS z kamieni.
Zażartował nieśmiało, zaraz rumieniąc się nieznacznie, gdy dziewczyna zaczęła się śmiać. Odchrząknął cicho, nie mając jej jednak tego za złe.
Uhh... niby rozumiem, ale... skąd mogę mieć pewność, że broniąc się, nie uszkodzę kogoś na tyle, by nie potrzebował natychmiastowej opieki? Powinienem uciec i wezwać pogotowie? Może chociaż jakaś pierwsza pomoc... — wyglądał na nieznacznie podłamanego. Zdecydowanie ciężko było mu ot tak opuścić swoją strefę komfortu i pogodzić, z tym że czasem musiał po prostu kogoś skrzywdzić w samoobronie.
Och — czując, jak kobieta napiera na jego rękę, wybitnie się zainteresował. Bez wątpienia czuł narastające nieprzyjemne uczucie, ale wraz z nim pojawiło się coś innego.
Ciekawość jak daleko sięgają jego granice.
Wyzbył się szybko podobnych emocji i zaraz pokiwał głową, potrząsając lekko własnym nadgarstkiem, by pozbyć się wcześniejszego uczucia.
J-jakby cię bolało, to powiedz, okej? — zająknął się wyraźnie zestresowany, wykonując jednak jej polecenie. Nawet jeśli złapał ją tak delikatnie już za samą dłoń, że nigdy w życiu nikogo by w ten sposób nie utrzymał. Przynajmniej ruch powtórzył poprawnie. Patrzył przy tym jedynie co chwilę na jej twarz, by wiedzieć, czy nie przesadza.
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
"Zapamiętam. W końcu prędzej czy później na pewno znowu tam trafię," odparła zdecydowanie zbyt nonszalancko, ale jednocześnie zgodnie z prawdą. W końcu każdego dnia idąc do pracy mogła skończyć w szpitalu. A dodając do tego specyfikę tego miasta? Było to bardziej niż pewne. I tak uważała, że do tej pory miała zdecydowanie zbyt dużo szczęścia. A jak wiadomo, im dłużej ono trwało tym większy syf czaił się w pobliżu.
"Jace to było jednocześnie bardzo szlachetne i nieodpowiedzialne. Co jeśli któryś z nich by jednak strzelił w twoją stronę? Co by było gdyby próbowali Ciebie także wziąć za zakładnika i wywieść?" Kiana pokręciła głową, próbując wyrzucić z głowy wszystkie scenariusze jakie od paru dni podsuwał jej umysł. Tak, zadręczała się tym wszystkim bardziej lub mniej świadomie. Jak mogła narazić go tak potencjalne niebezpieczeństwo?
"Następnym razem będziesz robił to co powiem, tak?" spojrzała mu prosto w oczy mimo, że wyglądało to trochę komicznie.
"Widzę, że nie odpuścisz. Okej w takim razie ustalmy schemat, którego będziesz sie trzymać. Możesz wezwać pogotowie jak już znajdziesz się w bezpiecznej odległości. Na tyle daleko by ten kto Cię zaatakował nie miał szans na dogonienie Cię. A i jeszcze jedno. Zawsze w takiej sytuacji najpierw dzwonisz do mnie, jasne? Jak tylko poczujesz się zagrożony dajesz mi znać. Nie ważne czy to środek nocy czy dzień. Okej?" mówiła śmiertelnie poważnie i być może przesadzała, ale po raz pierwszy od lat miała kogoś, kto naturalnie wzbudzał w niej coś innego niż gniew czy wyrzuty sumienia.
Poczekała chwilę by chłopak rozluźnił nadgarstek, mając cichą nadzieję, że nie zrobiła mu krzywdy. Widząc jednak jak ustawia się naprzeciwko niej, wypuściła wstrzymywane powietrze i przygotowała się na ruch blondyna.
Miała ochotę się zaśmiać, ale jedynie uśmiechnęła się pod nosem. Jeszcze nikt tak delikatnie nie potraktował jej podczas treningu. Była przyzwyczajona do brutalnego wręcz wycisku, zamiatania podłogi twarzą i zbierania swojego ciała z gołych desek tylko po to by za parę sekund znowu na nich wylądować. A kiedy decydowała się na indywidualną sesję biła w worek tak mocno i długo, dopóki nie miała siły utrzymać się na nogach.
"Technicznie w porządku, ale Jace. Musisz użyć siły, żeby to zadziałało," powiedziała lekkim tonem, wyjmując swoją dłoń z jego uścisku i ponownie położyła rękę w pozycji wyjściowej. "Jeszcze raz. Ale teraz wyobraź sobie, że faktycznie Cię atakuje," celowo naparła na niego mocniej niż poprzednio. Jeśli chłopak nie zmieni delikatnie swojego podejścia, nie będzie mógł wykorzystać nabytych umiejętności w życiu codziennym.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Oby nie — wyraźnie zaniepokoił się na jej ton głosu. Nie zmieniało to jednak faktu, że doskonale zdawał sobie sprawę z ryzyka, jakie niósł jej zawód — zawsze możesz też przyjść do mnie! Jestem w tym naprawdę dobry. Nie tak dobry jak moja mama, ale gdybyś potrzebowała jednak natychmiastowej pomocy, mogę być lepszy niż szpital. No, chyba że to jakieś urazy wymagające interwencji chirurgicznej... co prawda mam kogoś, kto miał mnie nieco poduczyć jak usuwać pociski z ciała, ale ostatnimi czasy chyba mnie unika. Swoją drogą, nie wiesz może, gdzie mógłbym się zaopatrzyć w jakąś solidną apteczkę? Te, które sprzedają stacjonarnie to jakiś żart... tak jakby sam bandaż i gazik mi wystarczył.
Westchnął cicho, na samo wspomnienie ostatniej próby zakupu. On naprawdę potrzebował czegoś porządnego. Ale nie miał żadnych kontaktów, które mogłyby mu to załatwić.
Poruszył się niepewnie na boki, słysząc jej słowa. Co by zrobił? Nic. Bo nie byłby w stanie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. A jego szczęście nie zawsze miało działać cuda. Pokiwał więc powoli głową, nawet jeśli raczej oboje wiedzieli, że gdyby była w śmiertelnym niebezpieczeństwie i tak rzuciłby się jej pomóc. Dlatego druga opcja sprawiła, że mimowolnie odetchnął z ulgą. Nie była idealna, ale dużo lepsza niż pusta niewiadoma.
Okej.
"Musisz użyć siły, żeby to zadziałało."
Ugh.
Okej, Kiana była wytrenowana, prawda? Więc w razie czego po prostu mu przyłoży, jeśli na to zasłuży. Nie miał nic przeciwko. Wziął krótki wdech i raz jeszcze wykonał ten sam ruch, tym razem faktycznie wkładając w niego dużo więcej siły. Może nie jej pełnię. Nadal blokował się strachem przed uszkodzeniem jej. Użył jej jednak na tyle, że kogoś bardziej nieuważnego nawet nie tyle by unieruchomił, ile przewrócił na ziemię.
Mógł zachowywać się jak Bambi, ale miał jednak zarówno swoją siłę, jak i posturę. Po prostu nie potrafił ich wykorzystać.
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi. Nienawidziła szpitali i unikała ich za wszelką cenę. Co wcale nie było wielką tajemnicą, a jej ciało w znacznym stopniu to odzwierciedlało. Była pewna, że gdyby nie swój durny upór wiele z blizn jakie miała po prostu by nie istniały. Ale no cóż. Zdążyła przywyknąć. Tak jak i do ryzyka jakie wiązało się z tym co robiła. Taka praca. Jedni narażają się na skaleczenie papierem, inni na oparzenie od piekarnika, a ona no cóż. Na całą resztę? Jednakże propozycja blondyna była bardzo kusząca. Co prawda, nie bardzo podobała jej się wizja nachodzenia chłopaka w środku nocy czy w ogóle zawracania mu głowy, ale jeśli dzięki temu mogła uniknąć szpitala i towarzyszących jej wizytom niewygodnych pytań to była skora przełknąć swoją dumę.
"W porządku. Jak faktycznie nie będę w stanie poradzić sobie sama dam znać. A co do apteczki... jak bardzo wypasioną masz na myśli?" co prawda już od jakiegoś czasu nie słyszała o Latynosie handlującym ze swojego bagażnika, a pogłoski mówiły, że na stałe osiadł gdzieś na terenie Foxes. Nie byłaby jednak sobą gdyby tak łatwo odpuściła. W końcu miała kontakt do pewnej lisicy, która być może byłaby chętna udzielić jej pewnych wskazówek.
Zachwiała się, nie spodziewając się, że Jace faktycznie jej posłucha. Szybko jednak odzyskała równowagę i pokiwała głową z satysfakcją.
"Dokładnie w ten sposób. Widzisz, teraz jak to działa? A jak zrobisz to szybko i energicznie druga osoba nawet się nie zorientuje, kiedy wyląduje na ziemi," wyjęła swoją dłoń z jego i lekko strząsnęła. Cóż musiała przyznać przed samą sobą, że chłopak był silny i z pewnością w innych okolicznościach, skończyłaby ze zwichniętym bądź i nawet złamanym nadgarstkiem. Odsunęła się parę kroków w tył, nie spuszczając z niego wzroku.
"Okej, teraz zrobimy to jeszcze raz, ale znacznie szybciej. I wiem, że może to być dla Ciebie nudne, ale pewne zachowania trzeba wyćwiczyć przez powtarzanie ich kilka lub kilkanaście razy. Ale bez obaw. Mam też inne rzeczy przewidziane na dzisiaj," uśmiechnęła się do niego i bez ostrzeżenia wpadła dłonią w jego ramię tym razem używając jeszcze więcej siły.
"Nie wahaj się Jace,"
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Szczerze mówiąc... jak najbardziej — westchnął cicho, drapiąc się po karku, wykrzywiając nieznacznie usta.
Nie widzę sensu w oszczędzaniu na tego typu rzeczach, zwłaszcza że mogą się przydać w najmniej oczekiwanym momencie. A już szczególnie w Riverdale. Czasem musisz pomóc komuś ze zwichnięciem, innym razem potrzebny ci będzie koc termiczny, aparat do sztucznego oddychania czy nawet głupia opaska uciskowa, która powstrzyma krwotok tętniczy do czasu przyjechania ambulansu. Co do pomocy to no... najlepiej do mnie dzwoń. Od czerwca będziesz mieć dużo większy zakres ruchów, skoro prawdopodobnie będę się wyprowadzał na własne. Wtedy moje drzwi będą dla ciebie otwarte dwadzieścia cztery na siedem — uśmiechnął się, mówiąc przy tym całkowicie szczerze. Naprawdę był gotów przyjąć białowłosą o każdej porze dnia i nowy. Obecnie sytuacja była o tyle utrudniona, że jego rodzeństwo (albo – co gorsza – rodzice) mogłoby zadawać zdecydowanie zbyt wiele pytań. Nawet jeśli Everett potrafił utrzymać język za zębami i był pewien, że jego matka również, wątpił, by Kiana czuła się komfortowo w jakiejkolwiek namiastce podobnej sytuacji.
Drgnął nieznacznie wystraszony, gdy kobieta się zachwiała. Zaraz odetchnął jednak głośno z ulgą, widząc, że nie tylko utrzymuje równowagę, ale nawet się uśmiecha.
Okej... — wycofał się o krok, patrząc na nią niepewnie, gdy ponownie wykonała ten sam ruch w jego stronę. Powtarzał raz po raz, to co pokazała mu wcześniej, choć dopiero przy trzecim, może czwartym razem, faktycznie zdawał się w końcu nieco rozluźnić. Odpuścił sobie całkowite hamowanie własnych ruchów, wpadając w jakiś dziwny rytm, którego nie miał szans jak do tej pory poznać.
W sumie było to całkiem przyjemne.
Kiana
Kiana
The Wolf Commander (α) / Paymaster
"Wow faktycznie masz to przemyślane. W porządku, zobaczę co da się zrobić i dam Ci znać," odpowiedziała będąc pod wrażeniem. Ponownie Jace ją zaskoczył. Wymienił rzeczy o których ona w życiu nie pomyślała by trzymać w domowej apteczce. Skrzywiła się nieznacznie, kiedy przed oczami stanęło jej pudełko w którym trzymała leki oraz plastry, bandaże i coś do odkażania. No tak. Chyba sama też powinna pójść na zakupy.
Chłopak jest bardziej ogarnięty niż ty, szydziło z niej jej własne sumienie. Jednakże taka była prawda. Wychodziło na to, że w wielu aspektach Jace był po prostu ogarnięty. Co oczywiście było bardzo dobre. I być może delikatnie ją motywowało?
"Masz już na oku jakieś mieszkanie?" szczerze się zainteresowała i liczyła na to, że jak będzie miał w końcu trochę spokoju to odpocznie i nie będzie musiał aż tak dużo pracować.
Po parunastu powtórzeniach i widząc, że z każdym kolejnym Jace radził sobie coraz lepiej Kiana poczuła satysfakcje. O tak, była z niego dumna. Zwłaszcza, że mogła się domyślać, że nadal w jego głowie czaiła się niepewność i obawa przed zrobieniem jej krzywdy. A mimo to chłopak wyraźnie starał się wykonywać pokazane przez nią ruchy niemal perfekcyjnie.
"Super Jace. O to chodziło," pochwaliła go, lekko się uśmiechając. Zrobiła krok w tył, a kiedy kolejne ćwiczenie przyszło jej na myśl jej twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej. Jednak zanim przekazała o co jej chodziło rozejrzała się po sali. Kiedy dostrzegła stos cienkich materacy podeszła do niego i po niecałej minucie wyciągnęła jeden z nich, przeciągając go na środek pomieszczenia. Stanęła na brzegu i ruchem dłoni przywołała do siebie chłopaka.
"No to skoro pierwszą część obezwładnienia mamy za sobą, pora na kolejną. Przerzut przez bark i biodro. To pozwoli Ci bardzo szybko wytrącić z równowagi przeciwnika i po prostu uciec," to była jedna z jej ulubionych rzeczy. Inną było strzelanie, ale może na strzelnice zabierze go następnym razem.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach