Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Chase'a i Theo
Pon Kwi 26, 2021 9:10 am
Mieszkanie Chase'a i Theo

Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Sob Maj 08, 2021 11:03 pm
  Kiedyś ktoś mądry powiedział, że dom to ostoja spokoju. Człowiekowi najlepiej jest w swoich czterech ścianach, a nic złego w domowym zaciszu stać się nie może. Zmęczony z pracy bez stresu możesz rozłożyć się na kanapie w salonie, włączyć ulubiony serial i oszczędzić sobie zmartwień na następny dzień. Istna sielanka, czyż nie?
  No właśnie chuja prawda.
  Może dla dzieciaków, którym rodzice wszystko podrzucają pod nos, tak wygląda ich życie po powrocie ze szkoły. Niestety tego blond studenciaka taki widok zapewne nie uraczy. Zamiast tego po raz kolejny potknie się o rzucone byle gdzie ubrania, nie zdziwiłoby go nawet, gdyby w ich łazience w czasie jego nieobecności wyrósł nowy gatunek grzyba. Na dodatek taki, który bez problemu mógłby pożreć połowę mieszkańców tego osiedla.
  Z nietęgą miną przekręcił zamek w drzwiach i przeszedł przez próg mieszkania. O dziwo nie było tak źle, jak się tego spodziewał. Zapewne dlatego, że jeszcze przed wyjściem na uczelnie zdążył jeszcze ogarnąć największy syf. Mimo to rozejrzał się badawczym wzrokiem po całym mieszkaniu, rzucając torbę z zeszytami na jeden z foteli. Żadnych wściekłych, zmutowanych stworzeń z wczorajszej kolacji na horyzoncie. Jest dobrze.
  Dzisiejsze popołudnie nie należało do najprzyjemniejszych w jego studenckiej karierze. Trafił na wyjątkową upierdliwą grupę, z którą przyszło mu wykonywać zadania przez pierwsze trzy godziny zajęć. Już po pierwszych półtorej miał srogą ochotę otworzyć okno niedaleko swojej ławki i wyskoczyć na chodnik, tworząc przy tym zapewne ciekawy widok dla przechodniów. Jedyne czego byłoby mu szkoda to ogromu pracy, który wkładał w naukę. Jego nadzieja w ludzkość wróciła dopiero, gdy przyszedł do pracy. Trafił na kilku całkiem miłych klientów, z którymi urządził sobie krótkie pogawędki na interesujące go tematy.
  Jego szczęście za długo potrwać nie mogło, wiadomo. Zamiast wyjść z pracy dwie godziny szybciej, czekał jak taki kołek na jedną dziewczynę, która jeszcze dwa dni temu błagała go, aby wcisnął ją w jakiś termin. Niesamowicie jej zależało na tym, żeby wykonać sobie helixa. Nie lubił sprawiać innym przykrości, dlatego się zgodził. I gorzko pożałował, bo jak skończony idiota czekał na nią aż nie uraczyła go w końcu wiadomością, że jednak nie przyjdzie. Super, mogłaś dać znać szybciej. Na przykład dwie godziny temu w czasie twojej wizyty.
  Na samą myśl go wzdrygało. Nie chciał jednak specjalnie jeszcze bardziej psuć sobie nastroju. Był nareszcie na chacie, w dodatku w chwili obecnej całkiem sam, a co za tym idzie - można zaszaleć. Czyli wziąć dłuższy prysznic, przy okazji odstawiając koncert stulecia. Madonna byłaby dumna. Naprawdę!
  Z szafy wyciągnął pierwszy, lepszy przydługi t-shirt i ciemne dresy. Typowa domowa stylówka. Zerknął na zegarek i z szerokim uśmiechem udał się do kuchni. Choć lodówka nie świeciła pustkami, wypadałoby zrobić niedługo zakupy. Mimo braku wymyślnych produktów, udało mu się wygrzebać trochę mięsa wołowego, jakieś warzywa i znaleźć ryż w szafkach. Idealnie, będzie na kolacje. Postanowił być dzisiaj tym miłym kolegą z mieszkania, dlatego zrobi trochę więcej. Skoro i tak sam mało co je. Nie opłacałoby mu się kompletnie gotować tylko dla siebie, a jest to czynność, która w pewien sposób go relaksowała.
  W międzyczasie wyciągnął swoją dzisiejszą zdobycz z plecaka i postawił ją na blacie w kuchni. Theo miał pewien problem - nie potrafił odmówić ludziom, którzy wyglądali jego zdaniem uroczo. Jak ta babuszka niedaleko dworca, która w swoim mini straganie miała do zaoferowania własnoręcznie robioną ceramikę. Nie mógł się oprzeć pokusie, aby nie kupić tego pięknego dzbanka. Kojarzył mu się ze starymi naczyniami w domu jego babci, które niestety znał tylko z rodzinnych albumów. Liczył tylko na to, że on przeżyje w tym mieszkaniu. Inaczej sklejony posłuży za urnę.
  Nowy dobytek postawił ostrożnie na komodzie w salonie pod ścianą, przesuwając obraz bliżej brzegu. Cudownie. Nawet kolorystycznie pasował! Jeśli Chase jest tak samo ślepy jak niechlujny, to może nawet go nie zauważy. Znając życie jeszcze specjalnie by go podpuszczał, żeby odstawił go w inne miejsce. Ni chu chu. Ma tu stać. Zapłacił za niego całe trzydzieści dolców.
  Poprawił owinięty wokół nadgarstka czerwony sznurek, wracając zaraz do przygotowania kolacji. Gotowanie jest co prawda odprężające, ale także nie widziało mu się siedzieć przy garach do późna. Mimo wszystko czas zawsze mijał szybciej, gdy wraz z chochlą można odstawić gastronomiczny koncert dla warzyw i przyprawianego mięsa, śpiewając i dziko potańcując do Tove Lo - Talking Body z głośnika telefonu, pozostawionego na kanapie.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Nie Maj 09, 2021 5:04 pm
Inny mądry człowiek powiedział kiedyś, że życie zawsze znajdzie sposób, żeby cię wkurwić. I co? I miał kurwa całkowitą rację. To miał być dobry dzień, a przynajmniej Chase uznał, że właśnie taki będzie, gdy postanowił wziąć sobie wolne od pracy. Niedawno dostał swoją pierwszą – wreszcie porządną – wypłatę. Miał co do niej wielkie plany, począwszy od sprawienia sobie nowych ciuchów. Dzisiaj zamierzał szastać pieniędzmi niczym bananowe dziecko, jednak największą atrakcją miało być sprawienie sobie nowego kolczyka. Jaka szkoda, że jakiś jebany frajer doprowadził do zamknięcia jego ulubionego salonu, więc teraz chłopak czuł, że wracał do domu z niczym, jakby zupełnie zapomniał o upchanych w plecaku ubraniach.
    A teraz jeszcze to...
    No kurwa, żart.
    Zbliżał się już do swojej klatki, gdy nagle zatrzymał się porażony niecodziennym widokiem. Bo oto brudny Joe – tak nazwał go w swojej głowie, ponieważ był brudny i wyglądał na kogoś o imieniu Joe – chwiejąc się, właśnie stanął pod murem przy wejściu na jego klatkę, niczym muzułmanin pod Ścianą Płaczu. Niestety było całkiem oczywiste, że to nie modlitwa znajdowała się na liście jego planów do zrobienia, szczególnie że już po chwili sięgnął do swojego rozporka, chwilę siłując się z jego zapięciem. Wydawało się, że miał jeszcze dosłownie kilka sekund na porzucenie tego debilnego pomysłu i może odpowiednio wykorzystałby ten czas, gdyby nie to, że nie zdawał sobie sprawy, że został przyłapany na gorącym uczynku.
    Reszta działa się bardzo szybko. W głowie Chase'a coś przeskoczyło, wprawiając w ruch mechanizm, który sprawił, że wystrzelił do przodu i w mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość. Dotykanie ludzi tego sortu było obrzydliwe, ale instynktowne działanie zrobiło swoje. Ręka chłopaka ciężko wylądowała na ramieniu bezdomnego, a palce wbiły się w jego ciało z tak dużą agresją, że mógł już tylko dziękować Bogu za to, że nie uzbroił ludzi w ostre pazury. Szarpnięcie, z jakim pociągnął nieznajomego do tyłu sprawiło, że grawitacja zrobiła swoje, a zamiast trafić w ścianę – zaszczał swoją własną nogawkę, gdy jego dupsko lądowało na twardym betonie.
    Gdyby czarnooki wiedział o nowym dzbanie, przyznałby, że w kwestii ornitologii, Theo miał dziś znacznie większe szczęście.
    — Wypierdalaj stąd — wycedził przez zęby, z niesmakiem ocierając rękę o nogawkę spodni. Spojrzenie, które wbił w nieskalaną myślą twarz menela, przypominało spojrzenie dzikiego zwierzęcia, które zostało sprowokowane do ataku. Wyglądało na to, że pomimo promili we krwi, mężczyzna poradził sobie z oceną zagrożenia – Chase był od niego znacznie większy, dużo młodszy, a upadek zabolał pomimo alkoholowego znieczulenia.
    ― K-kiero... kierowniku. Y-jusz ide ― wybełkotał, zbierając się z ziemi. Mokre spodnie nie stanowiły dla niego żadnego problemu, gdy jego mózg nastawił się na to, by spierdalać stąd, jak najszybciej.
    — Spróbuj jeszcze raz wyciągnąć z gaci swojego pomarszczonego kutasa na moim terenie, to tak zaoram twoją mordą o mur, że będziesz zlizywał swoje szczyny z jebanej kurwa wdzięczności, że przeżyłeś — krzyknął za nim, krótkim szarpnięciem poprawiając pasek plecaka na ramieniu. Może dzielnica, w której mieszkał, nie należała do najpiękniejszych, ale zapach uryny wczesnym wieczorem nie musiał mu o tym dobitnie przypominać. Szansa na to, że jego groźba miała przynieść jakiś efekt, była stosunkowo niewielka. Gość był nawalony w trzy dupy, a oddalając się najżwawszym krokiem, na jaki był w stanie się zdobyć, zdążył zaliczyć spektakularną glebę.
    Whitelaw jeszcze przez chwilę obserwował, jak menel próbuje pozbierać się z chodnika, omijany przez zdegustowanych przechodniów. Nie to, żeby czerpał z tego przyjemność – chciał tylko upewnić się, że mężczyzna nie miał w planach zawrócenia pod jego klatkę, żeby dokończyć to, czego nie skończył. Chase miał nadzieję, że nawet z tej odległości czuł na sobie intensywność jego spojrzenia i tylko dzięki temu nie odważył się choćby obejrzeć za siebie.
    — Krzyż na drogę, skurwysynie — wymruczał pod nosem, przekręcając klucz w zamku. Gdy znalazł się w środku, ruszył w górę po schodach, tradycyjnie omijając po dwa stopnie wraz z każdym stawianym krokiem. Niewiele brakowało, by na jednym z zakrętów prawie zderzył się ze znaną już dobrze sąsiadką w podeszłym wieku.
    Genevieve jak zwykle wdrapywała się na swoje piętro, zachowując przy tym tempo wiekowego żółwia. Chase mógł przysiąc, że wolniej można było już tylko do tyłu. Nie mógł powstrzymać głośnego wdechu rezygnacji, zauważywszy, że okrągła postura kobiety i jej ciężkie torby z zakupami uniemożliwiały mu prześlizgnięcie się obok. Przysłużyłaby się światu, gdyby nauczyła się ogarniać sobie Ubera.
    ― Co się tak krzywisz, zwyrodnialcu? Kto cię wychował? ― wyrzuciła z siebie rzężącym głosem, gdy mimowolnie zerknęła za siebie, marszcząc siwe brwi. Zmarszczki na jej twarzy utworzyły jeszcze głębsze rowy.
    — Na pewno nie twoja stara ślamazara — odpowiedział, niewiele robiąc sobie z przepaści wiekowej pomiędzy nimi. Już od kilku miesięcy nie żyli ze sobą w najlepszych stosunkach, a czarnowłosy nie zakładał, że któregoś dnia wykrzesze z siebie szacunek do tej zrzędliwej prukwy. — Dajesz, Genie. Jestem pewien, że stać cię na więcej. — Zakręcił palcami w powietrzu, dając jej znać, że powinna zwiększyć obroty. Nie miał czasu na godzinny spacer po schodach, a tego dnia w dosłownie wszystko szło nie po jego myśli.
    ― Phi. Że też ten biedny chłopak--
    — Tak, tak. Przekażę mu, żeby wpadł na darmowe głaskanko — wtrącił się, zanim zdążyła rozpocząć pasmo rozczulania się nad jego współlokatorem. Staruszka miała szczęście, że po kilku kolejnych stopniach wyczuł idealną okazję, by wyminąć ją i wbiec na odpowiednie piętro z nadzieją, że po drodze nie trafi na kolejną znienawidzoną gębę. Na całe szczęście ta część terenu pozostała czysta, dzięki czemu poziom jego wkurwienia nie podniósł się o kolejnych kilka stopni.
    Przynajmniej jeszcze nie miał ochoty nikogo zajebać.
    Ucierpiały za to drzwi – chłopak wchodząc do mieszkania, otworzył je na tyle gwałtownie, że trzasnęły o ścianę z nieprzyjemnym hukiem. Nie był to pierwszy taki raz, a budowlańcy spisali się na medal, biorąc pod uwagę, że tynk nadal trzymał się na swoim miejscu. Chase nie musiał odzywać się ani słowem, a Theo nie musiał być psychologicznym geniuszem, by zorientować się, że to był jeden z tych dni, w których przedmioty nagle dostawały skrzydeł. Oczywiście z niewielką pomocą.
    Początek schematu zawsze był prosty – kolejny trzask drzwi, tym razem zamykanych za sobą, później niezadowolone mamrotanie pod nosem podczas siłowania się ze zdejmowaniem trampek (jeden z butów zawsze lądował dalej od drugiego), a wreszcie wściekle czerwona wisienka na torcie; ich osobiste koło fortuny. Co miało wydarzyć się dzisiaj? Bogu winny plecak uderzył o przeciwległą ścianę korytarza, lądując pod drzwiami jego pokoju. Chase wyłonił się zza ściany działowej chwilę później i od razu podszedł do umywalki w kuchni, by do porządku wyszorować ręce.
    — Ta twoja pedalska muzyka. Jeszcze tego mi brakowało — rzucił, przesuwając paznokciami po wewnętrznej stronie dłoni. Zawsze wiedział, jak gorąco przywitać swojego towarzysza. Dzień od razu stawał się bardziej kolorowy.
Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Nie Maj 09, 2021 10:29 pm
  Całe szczęście, że blondyn nie zdawał sobie sprawy z tego, co jego współlokator wyczyniał pod klatką. Mimo, że była to bardzo udana konfrontacja, ba nawet potrzebna. Chociaż bardziej niż wciąż rosnącym problemem menelstwa wokół ich osiedla, powinien się przejmować jego zachowaniem względem ulubionej sąsiadki.
  Do starszych osób miał ogromny szacunek, już nawet nie chodziło o samą różnicę wieku albo fakt, że wypada. Po prostu większość emerytów wydawała mu się cholernie samotna, co podłamywało go jak tylko widział kolejną babuszkę na ławce w parku, której nie pozostało nic innego, jak rzucać ptakom okruszki.
  W takich chwilach łapał się na myśleniu o swojej przyszłości. Nie chciałby tak skończyć na stare lata. Nie należał do najbardziej społecznych osób na świecie, ale do typu samotnika z przymusu także było mu daleko. Może wcale nie był taki dobroduszny względem starców z czystej sympatii i chęci pomocy, tylko samolubnej potrzeby poczucia się kimś lepszym.
  Jakże intrygujące wydarzenia ominęły jego skromną osobę, nie aby narzekał. Gdyby był świadkiem gburowatych tekstów Chase'a, nie szczędziłby sobie kilku kuksańców w bok tego wysokiego chama. Najpewniej szybko by tego pożałował, ale co poradzić. Ktoś w tym budynku musi robić za bohatera uciśnionych staruszek, skoro największy bodyguard i łobuz jest przeciwko. Chucherkowate ciało chłopaka nie zdałoby się na zbyt wiele w sytuacji prawdziwego zagrożenia, natomiast przed własnym współlokatorem jest w stanie w pewien sposób je uchronić. W końcu to on mu gotuje - przypadkowo może dorzucić mu to i tamto, aby odechciało mu się gnębić damy.
  Nieprzerwanie odgrywając swój pierwszy międzyłyżeczkowy tour, okręcił się wokół własnej osi, wyciągając z górnej szafki kolejne przyprawy. Jedyną gotującą osobą w tym domu był rzecz jasna Theo, dzięki czemu nie musiał się martwić o przestawione produkty na półkach kuchennych. Jeszcze tego by mu brakowało, aby bawić się w poszukiwania harissy, bo pewien zjeb pomyślał, że to dobry kawał. Ta, jakby wiecznie wrzucane ciemne ubrania do białego prania nie były już wyjątkowym utrapieniem dla jego profesjonalizmu. Porządki domowe traktował całkiem poważnie, nie chciał ślęczeć w wiecznym syfie, a z pewnością nie marzył o zepsutych koszulach. Na uczelni musiał się jako tako prezentować, a jego kierunek w tym mieście należał do dość specyficznych. Poza umiejętnościami pracy w grupie, dokładnością przekazywania nabytej wiedzy i ciekawym przedstawieniem tychże informacji, schludny wygląd również mocno plusował u wykładowców. Sami wyglądali niezwykle profesjonalnie, tego samego oczekiwali od swoich studentów i przyszłych współpracowników.
  Z imprezowej sielanki wyrwał go huk odbijanych drzwi. Że też jeszcze nie zrobiły dziury w ścianie, zaskakiwało go to za każdym razem. Nie zamierzał się odwracać, był zbyt zajęty. Nie chciał przecież spalić mięsa! Wcale nie chodziło o fakt, że sam pysk tego faceta budził w nim dziwne odczucia. Ni to złość, ni to irytację. Dzielili rachunki od jakiegoś czasu, a wciąż nie potrafił go rozszyfrować. Nie spędzali ze sobą czasu poza tym, na ile było to konieczne. Nie czuł nawet takiej potrzeby. Z jednej strony szkoda - kiedy wyobrażał sobie wspólne mieszkanie, liczył, że spotka kogoś, z kim będzie mógł się zaprzyjaźnić i przesiadywać godzinami przed telewizorem, zajadając popcorn. Albo raczej robiąc go dla drugiej osoby, bo garść prażonej kukurydzy była dla niego wystarczająca.
  Przewrócił oczami na jego słowa. Jak zawsze miły. Dobrze, że kilka minut wcześniej skończył myć warzywa i teraz wrzucał je pojedynczo na patelnie. Whitelaw nie byłby skłonny, aby poprosić go o ich wcześniejsze odsunięcie spod strumienia wody, więc pewnie skończyłyby upierdolone od... właściwie nawet nie chciał chyba wiedzieć po czym tak szorował te swoje łapy. Pewne sugestie najlepiej odrzucić w niepamięć.
  - Ciebie też miło widzieć, czy coś. - wzruszył nieporadnie ramionami, odsuwając się kilka kroków od niego. Chuj wie co mu siedzi w tej bani, jeszcze go obleje. Nie wyglądał na zadowolonego dniem, a to oznacza tylko jedno - jak tylko go czymś zdenerwuje to jedyne co mu pozostanie to łapanie miotły i sprzątanie rozbitych rzeczy. KURWA. Oby nie przyczaił jego nowego dzbana, jego żywot jest zbyt krótki. - Będziesz jeść? - znając życie tak, ale jednak warto spytać. Jak się nie zgodzi albo wyjedzie mu z głupim tekstem to nieźle się wkurwi. Nie po to gotuje jak dla wojska, żeby mu jeszcze wybrzydzał. Dzięki takiemu zabiegowi mieli jeden powód do kłótni mniej. Moore nie musiał przynajmniej martwić się o zniszczoną mikrofalówkę, gdy przygotowywał mu większość jedzenia.
  Postanowił zaufać chłopakowi na tyle, żeby móc oddalić się na kilka metrów do swojego telefonu. Wcisnął przycisk pauzy na swojej komórce, wprowadzając przy tym nieco niezręczną ciszę w pomieszczeniu. Cicho westchnął, opierając się o kanapę i lustrując go wzrokiem. Właściwie był ciekawy co takiego wydarzyło mu się w ciągu dnia, że przypomina mu bardziej przejechanego jeża na drodze, dodatkowo takiego po ostro zakrapianej imprezie. Na sterydach. Co mu tam, najwyżej wyskoczy przez okno. Może akurat będzie miał takie szczęście, że przeżyje upadek.
  - Nie, abym się martwił, ale wyglądasz gorzej niż zwykle. - schował telefon do kieszeni dresów, dreptając ponownie do blatu. Gdyby zamierzał go czymś rzucić, uderzenie z bliska zapewne przy takim zamachnięciu byłoby mniej bolesne. Na pewno nie chciał sprawdzić teorii trajektorii lotu patelni przez pół salonu. Do obrony w bezpośrednim starciu została mu jedynie chochla, niefortunnie jego ulubiony nóż do krojenia, spoczywał po stronie bruneta. Cholera.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Sro Maj 12, 2021 10:52 pm
    — Tsk — wydał z siebie, zerkając na chłopaka z ukosa. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek sam powiedział, że jego widok sprawiał mu przyjemność. Żaden dzień nie był dobry, gdy witała go gęba Theo. Blondyn miał jednak to szczęście, że w niektórych przypadkach wydawał się całkiem przydatny – na przykład wtedy, gdy oferował mu jedzenie. Chociaż czarnowłosy nigdy nie zamierzał przyznać tego na głos – bo chwalenie takiego kutasa ugodziłoby jego męską dumę – do tej pory każde danie, które dostawał od niego na talerzu, było zajebiste. No i oczywiście dokarmianie go zapobiegało wszystkim katastrofom, które mogły wydarzyć się w kuchni. Same profity.
    — Będę — potwierdził, na nowo skupiając się na szorowaniu ręki. Na pewno była już tak czysta, że bardziej już być nie mogła, ale wolał mieć pewność, że nie została na niej ani jedna bakteria, zanim zdecydował się wreszcie zakręcić wodę.
    Whitelaw już niejednokrotnie przekonał się, że trzymanie języka za zębami nie przynosiło żadnych korzyści. Gdy mówił otwarcie o rzeczach, które mu się nie podobały, zazwyczaj udawało mu się osiągnąć swój cel. Czasem dla uzyskania efektów wystarczyły słowa, a innym razem zdarzało się, że musiał uciec się do wykorzystania swojej siły. A tej – czego można było spodziewać się po jego gabarytach – zdecydowanie mu nie brakowało. Theo najwidoczniej był tego świadomy, skoro starał się zachowywać bezpieczną odległość i bez słowa sprzeciwu spełnił jego oczekiwania. Cisza, która zapanowała po wyłączeniu piosenki, była istną muzyką dla uszu...
    „Nie, abym się martwił, ale wyglądasz gorzej niż zwykle.”
    ... szkoda, że nie trwała zbyt długo.
    — Co ty pierdolisz, przecież zawsze jestem taki uroczy — rzucił, wyglądając mniej więcej w ten sposób. Mrukliwy ton głosu czarnowłosego raczej nie wskazywał na to, by miał zamiar otwierać się przed współlokatorem – skoro pytał o jego zły stan, na pewno knuł coś niedobrego. Kto wie – może ten karzeł wreszcie zdobył się na odwagę, by dosypać cyjanku czy innego gówna do jego porcji obiadu, a teraz po prostu udawał dobrego kumpla, żeby sprawić sobie alibi na najbliższą przyszłość.
    Brunet nieufnie zerknął w stronę patelni, wycierając ręce do sucha. Szmatka, którą wcześniej przewieszono starannie o uchwyt szafki, wylądowała rzucona niedbale na blat, zakrywając potencjalne narzędzie zbrodni, jakim był ulubiony nóż Theo. Whitelaw prawdpododobnie nawet go nie zauważył, a blondyn i tak miał sporo szczęścia, że przez całą kadencję ich wspólnego mieszkania, jeszcze nie doczekał się gróźb z wykorzystaniem ostrych narzędzi. Gdy niższy chłopak ponownie podszedł do aneksu kuchennego, Chase przyjrzał mu się uważnie, chcąc przekonać samego siebie, że jego oskarżenia były niesłuszne.
    Daj spokój, ta pizda nikogo by nie zabiła.
    Jak widać, szło mu to całkiem nieźle. Możliwe, że unoszący się w powietrzu zapach gotowanego jedzenia miał w tym swój udział. Stając przed wyborem zjedzenia pełnowartościowego posiłku na ciepło na równi z wyborem paczki zimnych kabanosów z lodówki, nie zamierzał długo się zastanawiać. Oczywiście, że zamierzał skorzystać z oferty i nawet nie podziękować za to, że Moore był tak zajebistym kandydatem na żonę.
    — Nie rozwiążesz moich problemów, bo problemem jest to jebane miasto. Gdzie nie spojrzysz – syf. Nie możesz zrobić sobie jebanego kolczyka w uchu, bo miejsce, do którego chodziłeś, jest kurwa zamknięte, a ja nie mam czasu, żeby zapierdalać na drugi koniec miasta. Wracasz do domu – już i tak wkurwiony – a jakiś najebany menel szcza pod twoją klatką. Co ty na to? Masz jakieś zajebiste rady? Mam wziąć głęboki wdech i policzyć do trzech, a Riverdale nagle zmądrzeje? — Ściągnął brwi i zastukał niecierpliwie palcem o blat. Zanim Theo otrzymał szansę odpowiedzenia na jakże nurtujące Chase'a pytania, czarnowłosy odsunął jedno z krzeseł przy stole – rzecz jasna, szurając nim o podłogę – i usiadł na nim bokiem, opierając się plecami o ścianę. Gdy wyciągnął z kieszeni telefon, było jasnym, że nie zakładał, że jasnowłosy będzie miał mu cokolwiek do powiedzenia. To oczywiste – nie był zbawcą tego świata.
Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Pią Maj 14, 2021 4:08 pm
  No tak, kolejny przepiękny dzień w towarzystwie pana Whitelaw. Do prostackiego zachowania chłopaka, blondyn zdążył już przywyknąć po pierwszych trzech tygodniach wspólnego mieszkania. Choć początki wspominał ciężko (ta, bo teraz jest wyjątkowo lekko). Kilkukrotnie zastanawiał się czy tańszy wynajem i dzielenie rachunków na pół jest warte jego zdrowia psychicznego. Nie zarabiał kokosów, więc odpowiedź nasuwała się sama, mimo uprzednio wypisanych za i przeciw. Łatwo się domyślić, których podpunktów było więcej.
  "Będę."
  I bardzo dobrze, nie po to siedział tyle przy garach, aby się marnowało. Teoretycznie dla świętego spokoju nadmiar jedzenia mógłby podarować starszym sąsiadkom albo przejść się do najbliższego domu dla potrzebujących. Wychodzenie z mieszkania nie należało do najłatwiejszych. Po pierwsze: tłumy ludzi na ulicach. Miasto zamknięte od reszty świata liczyło sporo mieszkańców, a im więcej obywateli, tym więcej oprychów spod ciemnej gwiazdy. Einsteinem być nie trzeba, aby zauważyć, że Theo pasuje do otoczenia brudnych ulic tego dystryktu jak kij do dupy. O kłopoty tutaj łatwo - wystarczy pojawić się w złym miejscu o niewłaściwym czasie i katastrofa murowana. Po drugie: problemy ze zdrowiem. Sam nabawił się wiecznych białych plamek przed oczami oraz wielokrotnych osłabnięć, przez swoje niejedzenie, ale ponarzekać może, albo raczej bierze pod uwagę powagę sytuacji. We własnych czterech ścianach o wiele prościej opanować swój organizm. Przynajmniej tak mu się wydawało. Trzecia sprawa była bardziej osobista, a dokładniej: paniczny strach przed spotkaniem sami-wiecie-kogo. Pieprzone miasto, że też musi być zamknięte z każdej strony. Błędem było tak mu przypierdolić przed ucieczką.
  Szybko pożałował otwarcia gęby. Ta, uroczy. Ciekawe, z której strony. Nie zamierzał tego w żaden sposób komentować, jedynie prychnął cicho pod nosem, mieszając szpatułką warzywa, gdy tylko otrzymał pełen dostęp do powierzchni blatów i kuchenki. Musiał przyznać, że aromat przypraw, które dobrał do dzisiejszego dania przerósł oczekiwania. Był samoukiem w tej dziedzinie, ewentualnie szukał ciekawych przepisów na portalach społecznościowych, natomiast większość propozycji nijak pasowała pod gust kulinarny jego współlokatora. Moore nie przejmował się czy jedzenie rzeczywiście smakować będzie niczym z 5-gwiazdkowej restauracji, jednak zależało mu na umiarkowanej ciszy w bloku. Najedzony Chase to mniej naburmuszony Chase, połowa sukcesu.
  Wysłuchując jakże ciekawego problemu (albo raczej problemów) bruneta, wyciągnął z szafki duży talerz i jeden mniejszy. Trzy czwarte mięsa i warzyw ułożył na naczyniu przeznaczonym dla współlokatora. On i tak pewnie ze swojej części zje niecałą połowę, trzeba tylko zachowywać pozory normalnego jedzenia. Jako tako.
  Postawił gotowy posiłek przed chłopakiem, rozciągając się i mrużąc oczy. Hm... chciał zrobić sobie nowy kolczyk? Kurde. Dobrze się składa! Na twarzy Theo pojawił się lekki uśmiech, gdy odwrócił się ponownie do kuchennych szafek, aby zabrać ze sobą dwie szklanki. To już była szybka akcja - rozłożenie sztućców, rozlanie wody z cytryną, takie tam. Usiadł bliżej krawędzi, tak w razie co, gdyby Chase wpadł na genialny pomysł, aby opierdolić go za to, co zaraz powie. Łatwiej uciekać będąc bliżej wyjścia.
  - Masz racje. Nie poradzę nic, jeśli chodzi o to miasto. Natomiast z kolczykiem jestem w stanie coś zrobić. Za małą przysługę. - niczym rasowy szefunio mafii, upił łyk, bacznie go obserwując. Z takimi nigdy nie wiadomo, wyskoczy na niego z zębiskami w najmniej oczekiwanym momencie i zagryzie. Chciałby jeszcze trochę pożyć.
  Dobra, mów. Przecież od razu Cię nie zajebie. Pewnie zacznie wpierw drzeć pysk.
  - Muszę coś kupić i przy okazji załatwić w galerii, a z pewnych... - no właśnie. - ...przyczyn prywatnych nie mogę tam iść sam. Więc potrzebuje kogoś takiego jak Ty, aby poszedł ze mną. - czyli wyglądającego jak pies ze wścieklizną wypuszczony ze smyczy. Naprawdę myśl o przebywaniu w takim miejscu samotnie przyprawia go o mdłości. Z reguły to właśnie tam jest największe zbiorowisko niechcianych osób.
  - To tylko jedno popołudnie. Chyba, że nie chcesz to mogę Ci dać do zrobienia moje zadania na studia. Hajsem mnie nie przekupisz, a to godna oferta! Nawet Ci postawię tam coś. - jakąś kawę na przykład. Albo jedzenie. No tylko głupi by nie skorzystał! On jedynie będzie chodził i wyglądał groźnie, nic trudnego.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Sob Maj 15, 2021 7:16 pm
Przesuwał palcem po ekranie, by nadrobić wszystkie internetowe hity, które przegapił wcześniej, szlajając się po sklepach. Gdy trafił na wyjątkowo śmieszny gif żaby tańczącej pod prysznicem, zaśmiał się krótko pod nosem, przez moment sprawiając wrażenie kogoś, z kim nawet dało się normalnie pogadać. Niestety nie planował podzielić się z jasnowłosym tą wyjątkowo zabawną zdobyczą, a cały urok prysł, gdy płaz zniknął z jego oczu, a jego mina na powrót stała się w dużej mierze neutralna. Prawdę mówiąc, wyglądał teraz na kompletnie oderwanego od rzeczywistości – dopiero stuknięcie talerza o stół skłoniło go do odłożenia komórki na bok i przekręcenia się na krześle przodem do blatu.
    Sięgnąwszy po widelec i wsunąwszy sobie pierwszy kęs do ust, już zamierzał wczytać się w post jakiegoś zrzędliwego frajera na facebooku, by na koniec sprzedać mu odpowiednią ripostę, ale okazało się, że jego współlokator ani trochę nie zniechęcił się do rozmowy. Czyżby Whitelaw stawał się za mało szorstki?
    „Masz rację.”
    No kurwa, Ameryki nie odkryłeś.
    W normalnych warunkach po tych dwóch słowach Chase równie dobrze mógłby stać się głuchy na dalszą część wypowiedzi chłopaka, jednak ten wiedział, co powiedzieć, by przyciągnąć jego uwagę. Słowo klucz zadziałało niczym skuteczny wabik, choć twarz czarnowłosego wyrażała zwątpienie przemieszane z niezadowoleniem, gdy z wyświetlacza przeniósł spojrzenie na podstępną Moore'a. Pozwolił sobie na spokojnie przeżuć smażone warzywa i przełknąć je, zanim zdecydował się odezwać. Widocznie pomimo swojej natury bałaganiarza, wciąż miał w sobie resztki kultury i ktoś kiedyś nauczył go, żeby nie mówić z pełną gębą. No i to się szanuje.
    — Jeśli myślisz, że będę bawił się w przekłuwanie ucha na jakimś jebanym ziemniaku-- Już wystarczy, że tobie tężec czy inny syf rzucił się na mózg — mruknął, zahaczając wzrokiem o jedno z uszu blondyna. Niby nic nie wskazywało na to, że nie miał w tym doświadczenia, jednak brunet nie miał absolutnie żadnych podstaw, by wierzyć, że po tych cudownych domowych zabiegach nie skończy bez ucha. Na czym wieszałby wtedy swoją zajebistą kolekcję kolczyków?
    A mimo tych wszystkich wątpliwości, nadal przyglądał się Theo, jakby czekał na więcej szczegółów tej niebezpiecznej oferty. Jakaś mała cząstka jego podświadomości była ciekawa czyhającego na niego ryzyka. Inna część przewidywała, że za moment miał się rozczarować.
    „Muszę coś kupić (...)”
    — Ha? — Odchylił się nieco na krześle, unosząc brwi. Czy to moment, w którym wkręca go w kupowanie działki u jakiegoś dilera? A może... — Mam ci potrzymać torby z zakupami, gdy ktoś, kogo wkurwiłeś, przyjdzie ci najebać? — spytał, przechylając głowę na bok. Jego łokieć spoczął ciężko na stole, a chłopak wsparł policzek o dłoń. Drugą ręką brodził widelcem w talerzu, na razie tylko przesuwając po nim kawałki jedzenia. Wolał nie ryzykować zadławieniem się na wieść o kurewsko podejrzanych planach Theo. Niby czemu prosił o to akurat jego? Nie od dziś oboje wiedzieli, że niekoniecznie dobrze znosili swoje towarzystwo, a ten jebany masochista (i sadysta w jednym) jeszcze próbował zaciągnąć go na wspólne zakupy. — Nie żebym gardził takimi widokami i, gdybym chciał, sam bym sobie je zafundował, ale nie biję dzieci bez kasku- — dodał zaraz, ale uciął zdanie, wiedząc, że nie to teraz było najważniejsze. Pytanie, które powinien zadać już dużo wcześniej, miał już na końcu języka. — Nie masz kolegów na tej swojej uczelni czy wszyscy wyglądają tam, jak pizdy?
    Widelec zazgrzytał o talerz, a ten dźwięk wywołał u niego widoczne skrzywienie. Zabawa sztućcem musiała mu się znudzić, skoro na moment odłożył go na bok i sięgnął po szklankę wody.
    — Nie zamierzam odwalać za ciebie intelektualnej roboty. Poza tym sam wymyśliłeś sobie jakiś pojebany układ. A może wystarczyło ładnie poprosić? — Ta, to na pewno. Mając przed sobą takiego przyjemniaczka, od razu odzyskiwało się wiarę w uczynność ludzkości. Upił łyk wody, chcąc zwilżyć gardło. Trochę naprodukował się z mówieniem. — I może wyjechać z większą ilością szczegółów. Na razie brzmisz, jakbyś próbował wpakować mnie w jakieś gówno. Nie jestem kurwa głupi, a ty nie masz pięciu lat, żeby mówić mi, że nie możesz sam iść do sklepu. To co tam, Theo, bardzo nabroiłeś?
    Kącik jego ust uniósł się w zadziornym uśmiechu. Był ciekaw, jakie problemy mógł sprawiać ktoś taki, jak... no, jak on. Mimo pewnych cech, w większej mierze wydawał się być kimś, kto unikał problemów i – tak najprościej ujmując – był totalnym przeciwieństwem czarnookiego.
Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Nie Maj 16, 2021 11:27 pm
  Nie był wścibską osobą, dlatego nawet nie zainteresowało go, co takiego na swoim telefonie oglądał Chase. Zdaniem Theo mógłby nawet pisać typowo dziewczęce opowiadania w notatniku, albo wymieniać się sprośnymi wiadomościami z laskami na komunikatorach społecznościowych. Chociaż ta druga myśl nieco nim wzdrygnęła. Wolałby nie być świadkiem w tak intymnych sprawach, nawet jeśli nie brał w tym bezpośredniego udziału! Liczyła się sama obecność blondyna w tym samym pomieszczeniu. Chyba miał na tyle przyzwoitości, aby nie odwalać takich rzeczy przy swoim współlokatorze. Chuj go wie.
  Zmrużył oczy, gdy jego słuch zarejestrował ten niespotykany dźwięk. Czy to był śmiech? Cichy, nawet nie trwał zbyt długo, ale jednak! Whoa, kto by pomyślał, że takiego buca cokolwiek może rozśmieszyć. Może naoglądał się upadających dzieci z trzepaków. Albo biednych staruszek potrąconych na ruchliwej ulicy. Tak, to na pewno musiało być to.
  Denerwował się siedzeniem przy jednym stole. Pytanie, które mu zadał nie było niestosowne, a jednak miał wrażenie, że zrobił coś nie tak. Nieprzyjemne wspomnienia dudniły mu w głowie za każdym razem, kiedy musiał poprosić innych o pomoc. Ba, gorzej. Wpadały, jak do siebie bez zaproszenia w najmniej oczekiwanych momentach, aby tylko zrobić tam większy bajzel.
  Żadna niemiła sytuacja mu się jeszcze w tym mieszkaniu nie przytrafiła, ale zapewne to tylko kwestia czasu. Whitelaw nie wyglądał mu na gościa, który nie miałby skrupułów przez zabiciem własnego kolegi, z którym dzielił czynsz, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Co, jeśli któregoś dnia postanowi się wyprowadzić, a na jego miejsce przyjdzie ktoś inny, gorszy? Teraz jedynymi zmartwieniami, z jakimi musi się zmagać są wieczne kłótnie bruneta z połową bloku. Zdecydowanie wolał takie problemy.
  Z ponurej burzy myśli powrócił na ziemię. Aż przewrócił teatralnie oczami na jego słowa. Pojebany jakiś czy co? Skoro tak chce się bawić, to proszę bardzo. Nie będzie mu dłużny.
  - W takim razie nie musisz się o nic martwić. Pewnie z Twoim stylem życia i tak nosisz ze sobą jakąś chorobę weneryczną. - wzruszył ramionami, biorąc do ust kawałek mięsa.
  Naciesz się, ostatnia wieczerza.
  Tak. Dokładnie. Oczekiwał od niego akurat noszenia za nim toreb z zakupami, bo blondyn nie potrafi utrzymać cięższych siatek. Taki jest upośledzony. Im dłużej go słuchał, tym bardziej zalewała go krew. Zaczynał poważnie żałować wcześniejszych słów. Co takiego zrobił światu, że ten pokarał go takim dupkiem w czterech ścianach? Ledwo powstrzymywał się, aby nie trzepnąć go widelcem między oczami. Odważył się jedynie na wystawienie ząbków sztućca w kierunku jego twarzy.
  - Nie potrzebuje Twojej pomocy w noszeniu zakupów, Ty zadufany w sobie dupku. To raz. Druga sprawa nie muszę Ci się ze wszystkiego tłumaczyć. Gdybym miał lepszych kandydatów na podróż do galerii, z pewnością nie pytałbym o to Ciebie. - nawet nie było mowy o wyjaśnienie mu, czego tak właściwie się obawiał. Galerie handlowe były miejscem, gdzie stacjonuje ochrona, jednak w tym pieprzonym mieście nie można liczyć na nikogo. Policja najwidoczniej bez dostania grubo w łapę także nie zamierza kiwnąć palcem na zwykłe problemy obywateli. W końcu są tacy zajęci zmienianiem Riverdale na lepsze. Ta, jasne.
  - Poprosić? Ciebie? Już widzę jak bezinteresownie z czystej dobroci mi z czymkolwiek pomagasz. - prędzej uwierzy, że przez okno do mieszkania wleci świnia z workiem pieniędzy. Jest gotów nawet wstać od stołu i stać przy ścianie z kocykiem, aby przypadkiem nie miała twardego lądowania.
  Rozmyślenia o latającej pieniężnej śwince zostały przerwane w brutalny sposób. Czy on nabroił? On? Może miał w tym trochę racji. W końcu zniknął z poprzedniego mieszkania bez słowa, mimo, że nie należało do niego, nie opłacał rachunków - jego brak pod względem majątkowym nie był odczuwalny. Cholera.
  - Ugh. Niech Ci będzie. - bez wyjaśnień najwidoczniej się nie da. Naprawdę nie miał ochoty o tym mówić, poleci nieco naokoło. Wszystkiego nie musiał wiedzieć, aby wybrać się z nim do centrum handlowego! - W tym durnym miejscu dość często bywał ktoś, z kim wolę się nie spotkać. Nawet przypadkiem. Nasze ostatnie spotkanie było trochę burzliwe, tyle mogę Ci powiedzieć. Raczej nie obchodzi Cię moje życie osobiste, dlatego wątpię, abyś musiał wiedzieć więcej. - pogrzebał widelcem w jedzeniu, nieco się krzywiąc. W ciągu tej krótkiej wymiany zdań, zjadł zaledwie trzy małe kawałki mięsa i kilka warzyw. Wygląd jego talerza niewiele się zmienił odkąd usiadł przy stole.
  - Szybka decyzja. Mogę pójść sam, ale wtedy istnieje prawdopodobieństwo, że skończysz ze współlokatorem, który nie będzie Ci gotować ani prać. - wytknął język, wstając zaraz po tym od stołu. Talerz odłożył na blacie, opierając się zaraz plecami o lodówkę. Czekał na jego odpowiedź. Serio liczył, że się zgodzi. Pewnie dwie godziny, które spędzą wspólnie nie będą należały do najlepiej spożytkowanego czasu w jego życiu, ale przynajmniej ograniczy ryzyko. Tonący brzytwy się chwyta.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Wto Maj 18, 2021 12:19 am
W niektórych momentach warto było trzymać język za zębami. Chase może i nie posiadał tej cudownej zdolności, ale z aparycją chodzącego wpierdolu bynajmniej jej nie potrzebował. Zazwyczaj to inni starali się unikać wdawania się z nim w bezpośredni konflikt – rzecz jasna, jeśli nie byli tymi starymi pizdami z sąsiedztwa, które zawsze miały wiele do powiedzenia na temat jego kryminalnej przeszłości. Duża ilość wolnego czasu na starość sprawiała, że przeznaczały go na snucie różnych teorii na temat innych sąsiadów – czasem wystarczyło krótkie spojrzenie na zdobiący twoje ciało tatuaż, a już przyklejano do ciebie renomę mordercy, który chodził na wolności tylko dlatego, że jeszcze nie odnaleziono jakiegoś ciała.
    Cóż, Chase mordercą może i nie był, ale doceniał to, że ludzie potrafili trzymać swoje mordy na kłódkę. Theo najwidoczniej już od jakiegoś czasu spiskował z okolicznymi babciami, skoro zaczynał gdakać jak one.
    Ty mały kurwiu.
    Usta czarnowłosego ściągnęły się w wąską linię, gdy usłyszał komentarz jasnowłosego. Ten, zamiast wlecieć jednym uchem i wylecieć drugim, zagnieździł się w jego głowie niczym wyjątkowo irytujący robal, który nie chciał dać mu spokoju. W czarnych oczach bruneta pojawił się złowrogi błysk, którym zgromił współlokatora. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, spojrzenie Chase'a byłoby jednym z silniejszych kandydatów do tej roli. Teraz mógł jedynie żałować, że nie posiadał tak przydatnej zdolności.
    Szklanka, którą trzymał w ręce, z hukiem uderzyła o blat, wywołując nieprzyjemny dla uszu hałas. Naczynie tylko cudem nie rozbiło się w jego ręce, choć to, że zaciskające się na nim palce wyraźnie poczerwieniały, budziło wątpliwości, czy uda mu się [naczyniu] przetrwać to popołudnie. Woda, która chlapnęła mu na rękę i częściowo rozlała się na blacie, ani trochę nie ostudziła jego wkurwienia. Jeżeli Moore czekał na odpowiednią chwilę, by stąd spierdalać, być może właśnie doczekał się tego przełomowego momentu.
    — Zajebiście dużo wiesz o moim stylu życia. Uważaj, bo przecież jest tak popierdolony, że jeszcze zerżnę cię siłą w publicznym kiblu i nie tylko ja będę miał kurwa problem — warknął, wreszcie wypuszczając z ręki nieszczęsną szklankę. Wydawalo się, że niewiele brakowało, by cisnął nią o ścianę. Strzepnął wodę z ręki i chwycił za widelec, agresywnie wbijając go w kolejny kęs jedzenia. — Możesz myśleć, że masz jebane szczęście, ale żebyś się nie zdziwił, gdy któregoś dnia będziesz zbierać swoje zęby z podłogi. Zobaczymy, czy wtedy też będziesz tak zajebiście zabawny.
    Wpakował sobie jedzenie do ust i na jakiś czas po prostu skupił się na swoim talerzu. Zdenerwowanie musiało pobudzić jego apetyt, skoro bez zastanowienia ładował w siebie kolejne kęsy, poddając wątpliwości to, czy w ogóle odpowiednio dobrze je przeżuwał. Sądząc po ściągniętych brwiach, przez cały czas przeklinał w myślach blondyna i jego tępy tekst. Wyglądał przy tym, jak naburmuszone dziecko, ale z drugiej strony wciąż był całkiem młody, a mentalność robiła swoje.
    Na ten moment po prostu go słuchał (albo i nie – trudno było stwierdzić, czy całkowicie nie stracił chęci do wdawania się w jakiekolwiek układy), zajadając swoje nerwy. Metoda jak każda inna i grunt, że jakoś się sprawdzała, bo kiedy Theo zebrał się do wstania od stołu, brunet mimowolnie zerknął w bok, skupiając się głównie na zawartości jego talerza. Trudno było do końca pojąć, po co blondyn w ogóle zawracał sobie dupę staniem przy garach, skoro miał dziwne nawyki żywieniowe.
    Oczywiście miał też inne dziwne nawyki – do jednych z nich należał ten, że w trakcie tej samej rozmowy zdążył go kurewsko obrazić, potem uznać, że nie ma lepszych od niego, dodatkowo nazwać go interesownym dupkiem – to akurat było całkiem trafne – a potem jeszcze uświadomić mu, że nie obejdzie się bez jego pomocy, bo w przeciwnym razie może umrzeć. Czy czarnowłosy w którymś momencie przegapił jego upadek na łeb?
    — Ooo. Czyli jednak jestem Sherlockiem — wypalił ni stąd, ni zowąd, choć w jego głosie nie było słychać satysfakcji. Już wcześniej uznał, że ten podejrzany wypad wiązał się z osobą trzecią, a po dzisiejszej manianie, którą odpierdolił, Chase nawet nie dziwił się, że blondyn narobił sobie wrogów. — Ten ktoś też musiał nasłuchać się o swoich złych nawykach łóżkowych? — Cmoknął pod nosem i wstał z miejsca, by wpakować brudny talerz do zlewu. Oczywiście należało porzucić wszelkie nadzieje na to, że go umyje. Nawet nie fatygował się, żeby odkręcić wodę. — Z drugiej strony to jeszcze nie powód, żeby cię zajebać. Jeszcze. Chociaż nie wiem, na co liczysz. Jeśli jakiś głupi kutas chce cię zabić- — urwał, wzruszając przy tym ramionami. Trudno było uznać, czy w tym wypadku gest świadczył o obojętności, czy może brunet liczył na to, że Moore sam dopisze sobie historię, w której ginął niezależnie od obecności Whitelawa w pobliżu.
    Z drugiej strony jasnowłosy wysuwał całkiem sensowne argumenty. Może  brunet dałby radę przeżyć na zupkach chińskich i sporadycznym zamawianiu sobie czegoś lepszego, ale wykorzystywanie jasnowłosego było znacznie bardziej ekonomiczne.
    — Beznadziejny z ciebie przypadek. Ale skoro uważasz, że jestem najlepszy — oczywiście musiał to zaznaczyć, wyciągając własne wnioski z tego, co usłyszał — to niech ci kurwa będzie. Nie wiem, co zamierzasz zrobić, jeśli twój wielki problem się od ciebie nie odpierdoli, ale to nie moja sprawa. Wisisz mi kawę, kolczyk, czysty talerz — tu wskazał ręką na zlew — i lepiej kurwa nie zemdlej na środku galerii, bo nie zamierzam zbierać cię z podłogi, skoro na własne życzenie urządzasz sobie halucynacje z niedożywienia.
Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Sro Maj 19, 2021 8:19 pm
  Niezbyt wiele myślał, skoro wyrzucił z siebie słowa jak torpedy. Oczywiście, jeśli mowa o całej tej wenerycznej chorobie, którą przypisał Chase'owi. Wiedział, że brunet nie będzie zadowolony z tych słów. Ba, mógłby nawet przysiąc, że przez jego myśli przemknęła wizja, jak przez swój niewyparzony, a przede wszystkim niemądry język, ląduje na ulicy. Rzecz jasna wyrzucony z balkonu, bo jakżeby inaczej. Przecież taki wkurwiony nie pomógłby pakować mu manatków.
  Jasna cholera.
  Nie postanowił pozbawić go życia, jest plus. Choć w tej chwili blondyn wolałby być martwy. Słowa, którymi dostał prosto w gębę od współlokatora, wypaliły w jego klatce piersiowej nieprzyjemne uczucie. Jakby ktoś rozrywał go powoli, na milion kawałków, nie przejmując się tym, że dławi się przy okazji własną krwią. Tak mógł porównać to uczucie, które totalnie zawładnęło jego ciałem. Chłopak mógł tego nawet nie zauważyć, bowiem Theo dobrze maskował przykre emocje. Po takim czasie psychicznej tortury, nauczył się, aby nie pokazywać słabości. Wykorzystane przez niewłaściwe osoby mogą doprowadzić do tragedii.
  Raz, dwa, trzy.
  Musisz pamiętać o głębokim oddychaniu.
  Cztery, pięć, sześć.
  Przecież on nawet o tym nie wie, pewnie wypalił to przez Twoją głupotę.
  Siedem, osiem, dziewięć.
  Kurwa, to nie pomaga.
  Whitelaw nie miał zielonego pojęcia, co wywołał w jego głowie jedynie jednym zdaniem. Zdecydowanie coś, o czym student nie chciał pamiętać. Żałował, że skutek nieprzyjemnych przeżyć, nie doznał zaniku pamięci. Byłoby to niezwykle przydatne w tym momencie. Nie należał jednak do panikarzy, dlatego odwrócił się plecami do salonu, skupiając wzrok na swoim talerzu. Mógłby się już zamknąć. Choć z dwóch opcji wypowiedzianych przez tego buca, nieporównywalnie wolałby opcję zbierania zębów z podłogi, na myśl o jego pierwszych słowach paraliżował go strach.
  Zanim Chase po raz kolejny otworzył swoją gębę miał krótką chwilę, aby w miarę się uspokoić. Tak, w miarę, bo jego kolejna fala złośliwości przybyła szybciej niż mógł się tego spodziewać. Przegrał z kretesem, nie potrafił dłużej siedzieć cicho na te durne oskarżenia. Powiedział jedną głupią rzecz, teraz będzie to ciągnął do końca ich wspólnego mieszkania?
  - Chuj powinno Cię obchodzić, kto się czego nasłuchał. Skoro od razu zakładasz, że to moja wina i w tej chwili powinienem sobie kopać mogiłę, to oszczędź mi tego całego pierdolenia. - bo już wolałby pójść tam sam, niż słuchać od niego, jaki to nie jest zły. Byłoby mu łatwiej, gdyby wiedział, że to tylko on zawinił w tej skazanej na porażkę relacji. Wtedy mógłby mieć pretensje tylko do siebie. Aktualnie jest to niemożliwe.
  Niekiedy, jakby rzucać grochem o ścianę. Wypuścił głośno powietrze, kręcąc głową na boki. On się załamie psychicznie do końca w tym domu z cieciem. Ileż złego narobił w poprzednim życiu, że musiał trafić akurat na niego? Bez przerwy zadawał sobie to pytanie. Wzdrygnął się ledwo zauważalnie, gdy czarnowłosy jegomość stanął obok niego, odkładając brudny talerz do zlewu. Zmarszczył brwi, podnosząc wzrok na niego.
  No patrzcie państwo. Jaki pewny siebie. Choć racja, wszystko to, co powiedział blondyn było jednym wielkim chaosem emocjonalnym. Nie chciał wyprowadzać go z tego błędu, a niech sobie myśli, że jest taki cudowny. Przynajmniej będzie bardziej skłonny mu pomóc. Potrzebował jedynie jego aparycji. Reszta mu wisi i powiewa.
    - Już się tak o mnie nie martw. Gdybym odleciał, bardzo proszę zostawić mnie w miejscu omdlenia. Ostatnie, czego bym chciał, to żebyś mnie nosił. Ugh. - samo wyobrażenie doprowadzało go do wykrzywień. Okropieństwo. - Tak czy inaczej, nie wiem kiedy Ci pasuje, ale sam wolałbym załatwić to najszybciej jak się da. - powątpiewał, aby ten chciał jeszcze dzisiaj wyjść z mieszkania. Zresztą jemu też nie za bardzo podobał się ten pomysł, dzisiejsze zajęcia i praca wyssały z niego wszelką życiową siłę.
  - Jak już się zdecydujesz, to krzycz. - posłał mu ironiczny uśmiech, cofając się kilka kroków do salonu. Usiadł na kanapie, chcąc na chwilę zapomnieć o nieprzyjemnej wymianie zdań między nimi jeszcze kilka chwil temu. Wyszukał pilotem pierwszy lepszy program w telewizji. Akurat udało mu się trafić na mega dokument o słoniach. AH TAK. Słonie to jego ulubione zwierzęta.
 Idź sobie, idź sobie, idź sobie.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Pią Maj 21, 2021 11:50 pm
Gdyby miał zdolność do czytania ludziom w myślach, być może nawet pożałowałby swoich własnych słów. Z drugiej strony całkiem skutecznie sprowokowano go do tak radykalnego ataku. Nic nie wskazywało na to, by miał jakiekolwiek pojęcie o przeszłości blondyna – kierowały nim jedynie ślepe emocje, które w jego głowie przybierały barwę wściekle intensywnej czerwieni. Na pewno było to niczym w porównaniu z tym, co działo się w głowie Theo, ale już wystarczająco nasłuchał się w swoim życiu tego, jaki był, jaki powinien być, co powinien zrobić, czego nie robić – cała ta jebana lista nie miała końca, bo przecież inni zawsze wiedzieli lepiej. Jakby przez cały czas miał przy monitoring, który rejestrował tylko wybrane urywki całej jego historii i składał ją w lepiej przyswajalną dla społeczeństwa całość.
    Wydał z siebie teatralne, zbolałe stęknięcie, gdy blondyn ponownie się odezwał. Odchylił przy tym głowę tak, jakby za moment faktycznie miał skonać. Na nieszczęście współlokatora jeszcze nie spieszyło mu się do grobu, chociaż wolałby zamknąć się w jakiejś trumnie niż tłumaczyć oczywiste fakty.
    — No chuj mnie to obchodzi, ale nawet ja wiem, że nie zabija się bez przyczyny. Jeśli ten typ się do mnie dowali, to lepiej zacznij wymyślać alibi, bo sam mu najebię — uprzedził. To oczywiste, że tak długo, jak miał pełnić rolę biernego obserwatora, nie zamierzał się w to mieszać. Nie sądził za to, że ktoś, kto z opisu wyglądał na agresora, zamierzał przemilczeć jego obecność, chyba że w grę wchodziło najzwyklejsze dramatyzowanie i przyjemniaczek, przed którym jasnowłosy podkulał ogon, wcale nie musiał być największym zwyrolem chodzącym po okolicy – może był tylko natrętnym wielbicielem?
    Zajebiście. Brakowało mi tylko tego, żeby stać i patrzeć, jak ktoś wręcza temu debilowi kwiaty. Totalnie.
    „Ostatnie, czego bym chciał, to żebyś mnie nosił.”
    — Nic mnie tak dziś nie ucieszyło. Jeszcze bym się bał, że na mnie lecisz — rzucił, sam też krzywiąc się na myśl o tym, że mogłoby mu się to spodobać. — No kurwa, jak sobie wyśnisz, to może dla ciebie pokrzyczę — sarknął, zaglądając do lodówki. O ile dobrze pamiętał, piwo, które sobie ostatnio kupił, wciąż tam było. Moore miał szczęście, że nie dobrał się do jego półek, chociaż z ich dwójki to Chase miał tendencję do przywłaszczania sobie cudzych rzeczy bez planowania ich późniejszego zwrotu.
    Dźwięk otwieranej puszki rozległ się w pomieszczeniu, zanim jasnowłosy zdążył odpalić telewizor. Chase pociągnął niewielki łyk, zwracając się przodem do salonu.
    — Jutro — zakomunikował, nie zastanawiając się zbyt długo nad tą odpowiedzią. Im szybciej to odklepią, tym będzie lepiej. On nie będzie musiał się wkurwiać, że wisi nad nim fatum jeszcze niespełnionej obietnicy – chociaż na dobrą sprawę niczego mu kurwa nie obiecywał – a Theo załatwi to, co ma załatwić i może ten sztywny kij wreszcie wyjdzie mu z dupy. Na tę myśl Whitelaw przyjrzał się chłopakowi z wymalowanym na twarzy sceptycyzmem – nie był na tyle głupi, by faktycznie wierzyć, że ten przełomowy moment kiedyś nastąpi. Gdyby byli jak ogień i woda, być może któraś ze stron byłaby w stanie ostudzić zapał tej drugiej. Tymczasem nie od dziś było wiadomo, że dwa buchające płomienie zwiastowały jedynie pożar.
    — Możemy wyjść najpóźniej o czternastej. Nie wiem, jak długo zamierzasz się tam szlajać, ale muszę zdążyć do pracy. Wolałbym, żeby nie wyjebali mnie po dwóch miesiącach. Całkiem lubię to miejsce — wyjaśnił, wzruszając mimowolnie barkami. Mentalny przekaz Theo bynajmniej do niego nie dotarł, gdy bez słowa zajął miejsce na pojedynczym fotelu obok kanapy i zarzucił nogi na stół, krzyżując je w kostkach. Jeżeli Theo, miał ochotę posiedzieć sam, równie dobrze mógł zamknąć się w swoim pokoju – tu nie obowiązywały żadne zasady. No i jakby nie patrzeć, temat wciąż nie został zakończony. — Zadowolony?
    No pewnie, przecież oboje byli w szampańskim nastroju po codziennej porcji dojeżdżania się nawzajem. Przynajmniej słonie na ekranie wydawały się szczęśliwe i przez jakiś czas brunet nawet przyglądał im się z zainteresowaniem.
    — No i nadal nie sprecyzowałeś, jak dokładnie możesz mi pomóc. — Zastukał palcem o puszkę, nie odrywając spojrzenia od ekranu.
Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Nie Maj 23, 2021 10:34 pm
  W takich chwilach Moore cieszył się, że ludzie nie posiadali żadnych nadnaturalnych zdolności. Czytanie w myślach może i byłoby bardzo pomocne w wielu sytuacjach życiowych, na przykład w trakcie egzaminów na studiach. Wyczaisz z grupy tego jednego kolesia albo dziewczynę, którzy mają najlepsze wyniki z całej grupy i lecisz z koksem. Rzeczywiście przydatna umiejętność! Natomiast, gdyby miał takową posiadać na co dzień, raczej nie byłby taki zadowolony. Po pierwsze - niekiedy lepiej nie wiedzieć, jakie ktoś ma o nas zdanie. Po drugie - gdyby jeszcze wyłapywał myśli innych z rozbiegu, przez co dowiedziałby się, że jego sąsiad sypia nie ze swoją żoną to raczej nie byłby z tego powodu zadowolony. Nie potrafiłby przestać o tym myśleć. Zdecydowanie...
  Zmrużył oczy słysząc to stęknięcie. A ten co? Ma już osiemdziesiąt lat czy jaki chuj? Przewrócił jedynie oczami, przy tym kolesiu to najczęściej wykonywana przez niego czynność. Alibi? Hmmm.
  - O to się nie martw, w takich sprawach wiem o siebie zadbać. Mam tylko nadzieję, że na niego nie trafimy. - wywalone w fakt, że będzie miał obok siebie psa spuszczonego ze smyczy, liczył, że jednak ominie ich niemiła niespodzianka w postaci wściekłego, wyrośniętego byka. Nienawidził się kłócić, a już na pewno do jego ulubionych momentów w życiu nie należało wszczynanie burdy na cały sklep. Jeszcze tego by mu do szczęścia brakowało. Nic tylko kopać pod sobą dołek.
  - Co? - musiał się upewnić czy przypadkiem się nie przesłyszał. Co do kurwy? Potrząsnął głową niczym spanikowany szczeniak, chcąc wyrzucić ze swojej głowy okropną myśl. Naprawdę go pojebało, już do reszty. - Śnisz. - wolałby skoczyć pod rozpędzony pociąg, serio. Nie był aż tak zdesperowany, aby nawet myśleć o swoim współlokatorze w taki sposób. Poza tym powątpiewał, aby ktokolwiek o zdrowym umyśle chciał być z kimś takim z własnej woli.
  Usłyszał dźwięk otwieranej puszki. Oh, może zajmie się sobą i da mu na dzisiaj święty spokój. W końcu chciał swoje wolne chwile poświęcić na oglądaniu kochanych słoni. Nie ma nic lepszego niż po niezbyt przyjemnym dniu usiąść na kanapie i skupić całą swoją uwagę na pięknych zwierzątkach.
  Jutro.
  Dobra, to mu pasowało. Im szybciej, tym lepiej. Nie będzie musiał się stresować przez następne dni, a już czuł jak na samą myśl robiło mu się ciężko na żołądku. Przerąbane. Przemyślenia o jutrzejszym dniu przerwał mu Chase, który siadając niedaleko, oczywiście rozpierdalając się jak pan, zaczął gadać. Whoa, coś gadatliwy się zrobił jak na niego. Albo tylko tak się wydawało Theo.
  - Nie zajmie mi to dłużej niż półtorej godziny. I tak, zadowolony. - tak przypuszczał, oczywiście wszystkie obsuwy w czasie mogły być możliwe, ale liczył, że uwinie się z tym wszystkim dość sprawnie. Lubił to miejsce? Cóż, wiedział, gdzie pracował. Dziwne byłoby mieć pod swoim dachem kogoś, o kim nie wiedziałoby się praktycznie nic. Miejsce pracy było akurat dla Theo na tyle istotne, że raczej nie wyobrażałby sobie dzielenia rachunków z jakimiś Alfonsem albo dilerem. Chociaż... kij wie, co ten Chase robił po godzinach.
  - Hmm.. Mogę wykonać Ci kilka kolczyków to pierwsza sprawa, ewentualnie jak bardzo boisz się moich dłoni to mogę Ci dać zniżki do salonu, ale jestem skłonny nawet postawić Ci tę przyjemność, robiąc je samodzielnie. Twoja decyzja. - zerknął na niego z ukosa, zaraz wracając wzrokiem na ekran. - Druga sprawa, jak chcesz to mogę być na tyle miły i spełnić jakieś Twoje życzenie, za to, że w ogóle fatygujesz się gdziekolwiek iść i mi pomóc.
  Ale mam nadzieję, że jednak powiesz, że spoko i nie trzeba.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Wto Maj 25, 2021 5:41 pm
    „Mam tylko nadzieję, że na niego nie trafimy.”
    Theo może i miał taką nadzieję, ale ryzyko musiało być dość duże, skoro postanowił wytargać ze sobą prawdziwego rottweilera w ludzkiej skórze. Chase nie odezwał się już ani słowem, kwitując jego wypowiedź wzruszeniem ramion, jakby chciał mu przekazać krótkie: jak uważasz. Wszystko miało okazać się dopiero jutro, a brunet liczył na to, że ich wspólny wypadł na pewno nie potrwa zbyt długo. Sam wolałby w tym czasie nie wpaść na nikogo znajomego – jeszcze któryś z nich odniósłby mylne wrażenie, że on i blondyn jednak się polubili.
    Ugh.
    — To, że ty urządzasz sobie w głowie incepcję i śnisz o tym, że ja śnię o takich rzeczach, to już nie moja sprawa. — Zbył go machnięciem ręki. Jeśli o to chodziło, miał albo o wiele ciekawsze marzenia senne, albo nie śnił o niczym – obie te wersje były o wiele lepsze niż koszmary z tym małym dupkiem w roli głównej.
    Nawiązując do wcześniejszego czytania w myślach, mało kto chciałby teraz znaleźć się w głowie Whitelawa, którego wyobraźnia mimowolnie podsunęła mu obrazy, których nie chciał widzieć. Wystarczyło wyjątkowo źle sformułowane zdanie, a jakiś dziwny przełącznik sprowadził jego myśli na wyjątkowo nieodpowiedni tor. W tym momencie uznał, że chyba nadal był za trzeźwy – stąd zanim zdecydował się odezwać, upił jeszcze trochę piwa z puszki. Nie liczył jednak na to, że tego wieczoru się najebie – jedno piwo zdecydowanie nie wystarczyło, by zmienić go o sto osiemdziesiąt stopni.
    Odchrząknął, rozmasowując czoło palcami. Obrzydliwe, upomniał samego siebie w myślach, nieznacznie ściągając przy tym brwi. Po chwili wszystko zdawało się wracać do normy, nie licząc tego, że odgłosy młodych słoni sprawiały, że odnosił wrażenie, że cały salon wypełniał się zielenią.
    — A wyglądam, jakbym w ogóle miał się ciebie bać? — spytał czysto retorycznie, odchylając głowę na oparciu fotela, by łatwiej było mu dosięgnąć jasnowłosego wzrokiem. W czarnych oczach Chase'a mógł dostrzec jedynie wymowne znużenie – to oczywiste, że nie bał się ani Theo, ani jego rąk, ani w sumie niczego, co było z nim związane. Był przekonany, że gdyby chciał, zmiótłby go pstryknięciem palca i tylko ta świadomość powstrzymywała go przed zrobieniem mu fizycznej krzywdy.
    Był tak groźnym przeciwnikiem, że aż żadnym.
    — Powiedziałeś, że sam rozwiążesz mój problem, więc się tym zajmij. Nie interesują mnie zniżki, gdy mogę mieć coś za darmo, jeśli uważasz, że się na tym znasz. Jeśli zobaczę, że coś kombinujesz — zawiesił na moment głos, mrużąc oczy — przekonasz się, jak szybko można pocałować jebaną podłogę. Choć oczywiście nie to powstrzyma cię przed kombinowaniem.
    Moore znalazł się na przegranej pozycji już w tej chwili, gdy uświadomił czarnowłosemu, że go potrzebował. Whitelaw z kolei nie wahał się wykorzystywać tej przewagi. Być może czasem słowa, które opuszczały jego usta, nie świadczyły o nim najlepiej, ale koniec końców okazywał się być całkiem sprytny.
    — Skoro jesteś na tyle miły, skorzystam z oferty — rzucił, kompletnie rujnując wszelkie nadzieje Theo. Kto nie skorzystałby z darmochy, którą tak ochoczo podsuwano mu pod nos? — Zastanowię się, czego potrzebuję. Na razie możesz skupić się na głównej ofercie. A skoro ten deal jest klepnięty, to mogę otwarcie powiedzieć ci, że jestem załamany twoją głupotą. — No proszę, szczery i uroczy jak zawsze. — Może nie powinieneś przesadzać z tą hojnością, gdy kogoś nawet kurwa nie lubisz. Zresztą co tam – wszystkim oferujesz dodatkowe smaczki za pomoc? Zaproponowałeś cenę, a teraz sam ją podbijasz, choć nikt cię o to nie prosił. Możesz się na tym ostro przejechać, stary. Nie sądzę, żebyś był zadowolony, gdyby ktoś wymyślił sobie coś totalnie pojebanego. Gdyby moim życzeniem było, żebyś – no nie wiem, ale chuj – na przykład mnie pocałował, to raczej nie byłbyś zachwycony. — Wzdrygnął się mimowolnie. Daleko było mu do tak głupich pomysłów. — Tak tylko mówię. A w przyszłości zrobisz z tym, co chcesz. Wyjebane mam w to, czy jeszcze wspomnisz moje słowa.
    Może nie będziesz musiał, jeśli kurwa zmądrzejesz.
    Ostartnie przemyślenia zdusił kolejnym łykiem zimnego alkoholu. Czyżby nastąpił ten przełomowy moment, w którym dość się już nagadał?
Theo
Theo
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Czw Lip 15, 2021 8:23 am
    Zgromił go spojrzeniem za chociażby wpadnięcie na coś tak głupiego. Nie chciał, a przede wszystkim nawet nie umiał wyobrazić sobie takiego obrazu. Może to i lepiej, w końcu jego życie nie było usłane różami, jeszcze tego do cholery brakowało, aby biedny zaczął mieć koszmary po nocach. Kolejna rzecz z tych do zapomnienia zapisana pod blond czupryną.
    — Chyba Cię pojebało, o niczym takim nie śnię. Myślę, że nie byłoby ciężko zauważyć, gdybym zaczął wrzeszczeć po nocach ze strachu. -- przewrócił oczami, chcąc przed ucięciem tematu pokazać mu jak bardzo jest urażony jego słowami. Miał jeszcze jakiś gust. Z pewnością Chase ze swoim chamskim pyskiem nie wpisywał się w jego ideał.
    Całą swoją uwagę poświęcił jedynie trąbiastym ulubieńcom w telewizji. Starał się jak mógł nie skomentować w żaden sposób zachowania bruneta, który uparcie wciąż siedział razem z nim w jednym pokoju. Powinien już dawno wstać i pójść do siebie, tak zawsze wyglądało ich wspólne mieszkanie. Naprawdę był aż tak ciekawski tego, czego obawiał się Theo? Albo po prostu uwziął się na niego, bo picie alkoholu nie sprawiało mu już takiej frajdy.
   Odwrócił wzrok w jego kierunku, gdy ten zadał mu pytania. Ha. On się jeszcze nie spodziewa co ten mały gnojek potrafi. Tak właściwie to nie ma zbyt wielu atutów, jeśli chodzi o obronę własną, ale ludzie takiego pokroju muszą działać inaczej - sprytem. Tego akurat nie można mu było odjąć. Cwany jak lis, niewidzialny niczym królik spierdalający do dziury.
    - Ponoć niższym ludziom jest bliżej do piekła, więc możesz sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. - nie zamierzał się z nim zakładać o walkę na pięści albo inne tego typu chuje muje. Jeszcze pewnego dnia zobaczy, że w tym chucherku czai się zło.
  Westchnął głośno na jego groźby. Nie brał ich rzecz jasna na poważnie. Na palcach dwóch dłoni mógłby wyliczyć ile razy w ich mieszkaniu latały meble przez kłótnie chłopaków. Nigdy jednak Whitelaw nie podniósł ręki na współlokatora. Miła odskocznia od szarej rzeczywistości.
      Puścił to mimo uszu, nie mając ochoty wykłócać się z nim o racje. Naprawdę chciał posiedzieć w ciszy, ale ten kretyn nie dawał mu do tego możliwości. Zebrało mu się teraz na gadanie. Czyżby to alkohol tak na niego działał czy może jest bardziej towarzyski niż wcześniej mu się wydawało? Tak czy siak wyczuwał dziwną atmosferę w salonie.
   Głupotę? Dobrze wiedzieć, co o jego nieskromnej hojności uważał ten dupek. Jeśli mu się wydawało, że Theo będzie taki zawsze - grubo się mylił. Potrzebował niestety pomagiera, a tak się złożyło, że nie zna więcej wysokich patałachów. I co to kurwa za durny przykład życzenia? Normalny jakiś?
   - Serio słabo się dziś czujesz, nie wiem czy jestem w stanie to znieść. - wstał z miejsca, podchodząc do aneksu kuchennego. Musiał zrobić sobie meliskę. Jego biadolenia naprawdę nie zdzierży na swoich nerwach.
Chase Whitelaw
Chase Whitelaw
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Chase'a i Theo
Czw Lip 22, 2021 10:52 pm
Odnosił wrażenie, że słyszy jedynie bla, bla, bla, które padało z ust jasnowłosego. Już pięć słów temu zdążył zakończyć ten temat, ale Theo widocznie nie mógł przeboleć tego, że był posądzany o tak zajebisty gust. Czarnowłosy uniósł rękę i wykonał wymowny gest kłapania ustami, dając chłopakowi jasny komunikat, że niewiele robił sobie z jego pierdolenia. Kto by pomyślał, że aż tak weźmie do siebie jeden głupi komentarz. Może jednak coś było na rzeczy?
    Whitelaw ledwo powstrzymał się od skrzywienia na samą myśl.
    — Co ty kurwa taki wrażliwy? — parsknął i pokręcił głową. Nie oczekiwał już żadnej odpowiedzi, choć przyglądanie się komuś, kto ewidentnie się pogrążał, zazwyczaj sprawiało mu niemałą frajdę. W każdym razie na dziś wystarczyło mu już wrażeń. Miał kiepski dzień, a Moore i tak zawsze potrafił dojebać czymś, co sprawiało, że codzienność stawała się jeszcze gorsza. Chase za każdym razem zastanawiał się, jak ten karzeł wytrzymywał z samym sobą, a odpowiedź szybko nasuwała się sama: pewnie kiepsko, biorąc pod uwagę, że był wiecznie sfrustrowany.
    Bo to wcale nie tak, że to czarnowłosy był powodem tej frustracji.
    — No, no. Czekam aż z tymi swoimi przeszczepami wydostaniesz się z kotła Szatana, panie Jestem Bliżej Piekła. — Wywrócił oczami, mimowolnie to sobie wyobrażając. Rzecz jasna, w jego głowie chłopak właśnie tonął we wrzącej smole, choć brunet nie wierzył w te wszystkie zabobony o Piekle i Niebie. Mimo wszystko zawsze miło było utopić w myślach kogoś, kto cię wkurwiał.
    W rzeczywistości jeszcze nie dotarł do punktu, w którym chciałby dobitnie uświadomić blondynowi, że zęby wypadały nie tylko od czekolady, choć w tym momencie, gdy przyglądał mu się w widocznym zamyśleniu, nie można było zignorować wrażenia, że chodziło mu po głowie coś wyjątkowo złego. Na szczęście wszystkie przemyślenia zostały przerwane głośnym dźwiękiem wydanym przez słonia na ekranie. Jego myśli znów rozbłysły żywą zielenią, zacierając obraz walczącego o życie chłopaka. Chase zerknął na ekran, przesuwając kciukiem po zroszonej puszce z piwem.
    „Serio słabo się dziś czujesz, nie wiem czy jestem w stanie to znieść.”
    Poziom empatii czarnowłosego wciąż utrzymywał się na poziomie zera. Sprzedając komuś mentalną cegłę w ryj, był przygotowany na całą gamę reakcji – łącznie z przejściem do defensywy, którą zaprezentował mu jasnowłosy. Ta taktyka zadziałała tylko w jednym aspekcie – Whitelaw zrezygnował z dalszego drążenia tematu. Ale czy nadal był przekonany o swojej nieomylności?
    Tak, nadal.
    — No to się zastanów, bo chyba jednak będziesz musiał — odpowiedział, mimo że Moore równie dobrze mógł zaszyć się we własnym pokoju. Rzecz w tym, że nadal nie dopełnił swojej części obietnicy, a to oznaczało, że do tego momentu wisiała nad nim klątwa Chase'owego towarzystwa. — Niepotrzebnie to odwlekasz. Załatwisz to dzisiaj, ja pójdę spać, jutro odwalę swoją część zadania – same profity. Ale masz rację, jeśli mają ci się trząść ręce, to lepiej jebnij sobie tą swoją herbatkę.
    Przechylił się na bok, wykorzystując moment nieuwagi. Pozostawiony przez Theo pilot wpadł w jego ręce po chwili gimnastykowania się, by wyciągnąć rękę jak najdalej bez konieczności wstawania z miejsca. Słonie zniknęły z ekranu, a na ich miejsce wskoczyła reklama, na innym kanale właśnie postrzelono matkę Bambiego – a mówili, że to bajka dla dzieci – a na kolejnym grupa policyjna właśnie badała miejsce zbrodni. Dalej nie przełączał.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach