Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Gabinet lekarski
Sro Mar 06, 2019 10:15 pm
Gabinet lekarski Photo2019_qwaepwr
___________________________________________________________________________
7 grudnia. 1 terapia Leilani.

To nie był jej pomysł. Ba! Nawet jej przez głowę nie przeszła myśl, że wyląduje na wolontariacie w ośrodku odwykowym jako asystent psychiatry. I żeby chociaż rzeczywiście była asystentką - okazało się że szanowny doktor postanowił wykorzystać jedną z najlepszych studentek na roku z pokaźnym CV do czarnej roboty, bo on sam nie wyrabiał normy. Rzucono ją na głęboką wodę i musiała teraz przełknąć ten gorzki posmak, który pojawił się na języku, kiedy pan doktor przekazał jej 'radosną' nowinę. Chociaż jej oczy pozostawały lodowate jak zawsze, a twarzy nie przecięła pojedyncza nić emocji, w jej zamrożonej duszy kotłowało się ich tyle, że z trudem potrafiła powstrzymać się od przyłożenia mężczyźnie w twarz albo siekierą przez głowę. Pozostało jej tylko udawanie, że wszystko jest w porządku i jak najlepiej przyjąć pacjentów. Pod ręką miała telefon, więc zawsze będzie mogła skontaktować się z ojcem, ale mimo wszystko miała nadzieję, iż nie będzie trzeba truć mu nad głową.
Obcasy stukały o podłogę, kiedy przechodziła jasnym korytarzem ośrodka w kierunku gabinetu doktora, który jej przekazał na sesje z pacjentami. Trzymała w ręku trzy teczki, w których były dokumenty każdego z nich - miała szansę szybko zapoznać się z przypadkami. Otworzyła drzwi do gabinetu i usiadła za biurkiem, rozglądając się w koło. Miała niecałe 5 minut, żeby zorientować się w całej sytuacji. Z przeciągłym westchnięciem chwyciła pierwsze z brzegu dokumenty przelatując spojrzeniem po epikryzie. Leilani Ruth Cigfran. Nic jej to nie mówiło, więc przynajmniej tyle, iż zdoła ominąć znajome osoby. Po wieku mogła się domyślić reszty, także cała historia nie zrobiła na niej większego wrażenia. Oparła się o fotel, przymykając błękitne oczy i szybko przekalkulowała w głowie co należałoby zrobić, nim jednak zdążyła ułożyć w głowie plan alternatywny rozległo się pukanie. Pielęgniarka otworzyła drzwi i zapowiedziała, iż za chwilę Leilani pojawi się w gabinecie. Przyniosła również kubek z kawą, który postawiła na blacie biurka, a Arda skinęła jej głową w niemym podziękowaniu. Pozostało już tylko czekać i zobaczyć, jaka furia wpadnie do gabinetu.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Czw Mar 07, 2019 12:32 am
Jeżeli Arda liczyła na to, że do gabinetu wpadnie szalejący huragan, to była w błędzie. Owszem, niektóre rzeczy nadal powodowały, że Leilani wpadała w gniew, ale była zbyt wycieńczona, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, by go manifestować. To już szósty dzień jej abstynencji, a drugi w ośrodku. Największa złość wobec świata minęła i choć nadal miała poczucie, że została niesprawiedliwie potraktowana, a odwyk to zbyt surowa kara za jej pojedyncze przewinienie, to dominującymi emocjami był smutek oraz silna chęć sięgnięcia po narkotyk.
Gdyby mogła, sprzedałaby duszę za gram amfetaminy.
Od przybycia do Sunshine Coast prawie z nikim nie zamieniła ani słowa, a całe dnie najchętniej spędzałaby w swoim łóżku, płacząc z kołdrą naciągniętą na głowę, z cichą nadzieją, że to wszystko było tylko złym snem. Niestety, spanie i izolacja nie były częścią jej „terapii”, więc snuła się po ośrodku niczym cień; blada i milcząca, do tego bardzo nieprzyjemna, gdy ktoś próbował nawiązać z nią kontakt.
Nie rozumiała dlaczego są wobec niej tacy cierpliwi, nawet gdy każe im spierdalać.
Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie twarzą w twarz z terapeutą, ale wszystko było lepsze niż oglądanie twarzy ludzi, którzy jak mantrę powtarzali jej, że ten stan minie i że wszystko będzie dobrze, dlatego też odetchnęła z ulgą, gdy pielęgniarka po nią przyszła.
Nawet nie zapukała, po prostu weszła do gabinetu jakby była u siebie. To miało świadczyć o jej pogardzie wobec całej idei terapii i tego miejsca. Wszystko tutaj przypominało pseudomotywujące gówno z filmików trenerek.
Nie jesteś za młoda na bycie lekarzem? — to póki co były jedyne słowa, jakie wypowiedziała pod adresem siedzącej za biurkiem kobiety. Zatrzymała się w połowie drogi między drzwiami, a krzesłami, krzyżując dłonie na piersiach, niczym znak ostrzegawczy „nie podchodzić, gryzie”.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Pią Mar 15, 2019 6:30 pm
W jednej dłoni trzymała kubek z kawą, w drugiej telefon, po którego ekranie stukała bokiem opuszka kciuka. Zanurzyła ciemne usta w naparze, a gdy cierpki smak pojawił się na języku skrzywiła się machinalnie, zapisując w głowie, żeby przynieść lepsze ziarna do ośrodka. Niby prestiżowo - a kawa miałka. Nim skończyła zaznaczać ostatnie rzeczy w smartfonie, drzwi otworzyły się wpuszczając do gabinetu młodą i bardzo butną... dziewczynkę. Jej gniew, ból i złość natrafiły jednak na niewidzialną ścianę obojętności, lodu i ignorancji. Nie zrobiła na niej wrażenia. Może nie miała? Patrząc na to z tej strony - lepiej dla Leilani. Ciągle była na bezpiecznym gruncie, bo w sumie nikt nie wiedział, jakie będą wyniki terapii z młodą Rovere. Biorąc pod uwagę jej świeżą wiedzę mogła być rewolucją. Biorąc pod uwagę nieco inne czynniki... cóż, może wyjść z tego niezły pasztet.
Kubek stuknął cicho o blat biurka, a zaraz po nim telefon, odwrócony ekranem do dołu. Błękitne tęczówki znalazły wreszcie punkt zainteresowania w młodej Cigfran. Te kilka sekund przedłużało się niemiłosiernie, a gęstniejąca atmosfera zdawała się zachodzić mgłą. Arda szybko złapała puzzle latające w przestrzeni między nią, a pacjentką, po czym wreszcie otworzyła usta:
- Nie jesteś za młoda, żeby brać się za używki?
Touché.
Wyprostowała się w fotelu, chwytając dokumentację Leilani tak, żeby młoda dziewczyna mogła ją dobrze widzieć. Nie musiała jej czytać ponownie, zapamiętała wystarczająco dużo, żeby ugryźć fragment dziewczyny w pierwszych 3 sekundach spotkania. Ponownie zerknęła na dziewczę, które uparcie stało w miejscu, jak przyspawana, z butnym wyrazem na buzi, założonymi rękami i gotowa do bitwy o swoją niezależność. Niestety, nie miała jej. Była zależna; nie od lekarzy, nie od zespołu medycznego, nie od rodziców - od narkotyku. Wżerał się w nią, połykał ją i zapadała się w ciemność, z której nie potrafiła się wydostać. Głębiej i głębiej drążyła własny grób, a jej łóżkiem stawała się trumna. Już, już prawie i jej ulubionymi kwiatkami zostałyby białe lilie, które wąchałaby od spodu. I Arda wiedziała, że Leilani czuła na karku oddech białej bestii, która szeptała słodkie słówka i karmiła żółcią. Młoda kobieta podniosła się z fotela, wskazując na wygodne krzesło przed sobą:
- Siadaj. - rzuciła spokojnie, jak gdyby zupełnie nie przejmując się postawą Ruth - Albo stój. Rób tak, żeby Ci było wygodnie, ale... - Tu urwała na chwilę, zsuwając z ramion fartuch, który miała na sobie - Nie próbuj zawijać wrotek, bo Cię wpakują na wózek, zapną pasami i będziesz tkwić nie tylko ze mną, ale całym gronem specjalistów, którzy będą wiercić Ci dziurę w brzuchu przez długi, długi czas. - Rzuciła niedbale biały fartuch na kanapę w rogu gabinetu, po czym usiadła na swoim miejscu.
- Leilani. - Ten oziębły ton spoważniał i wygładził, jak gdyby młoda Cigfran przejechała już po lodowych kolcach i trafiła na kawałek śniegu, który dawał oparcie. - Nie będę Twoją koleżanką. Najprawdopodobniej nie polubisz mnie i będziesz wyzywać mnie pod nosem lub na głos. - Tutaj rozłożyła szeroko ręce - Nie obchodzi mnie to. - Brutalna prawda przebiła się jak sztylet i wbiła głęboko, głęboko w serce. Arda nachyliła się nad biurkiem, a lodowate spojrzenie było utkwione w oczach Cigfran - Wiesz co mnie interesuje? - Odrobinę ściszyła głos. - Kto, do cholery, Ci to zrobił?
To zdanie było tak ciężkie, iż mogło przebić podłogę, spaść na parter, wbić do piwnicy z prędkością nadświetlną i wyleciałoby w Australii. Arda nie była głupia. Dzieci same z siebie nie łapią za amfę i nie jedzą jej garściami z własnej woli. Coś się stało. Coś, co zapędziło Ruth na kraniec przepaści i kopnęło w dupsko. W tym dziwnym monologu, oprócz wszechobecnego mrozu, tkwiła iskra, która dawała nadzieję. Rovere nie była chodzącą empatią. Jej współczucie było na poziomie rowu Mariańskiego. Acz na swój popierdolony sposób przejmowała się młodą dziewczyną - i nie zagłębiajmy się już w jej motywy.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Nie Mar 17, 2019 8:56 pm
"Nie jesteś za młoda, żeby brać się za używki?"
Zmrużyła oczy ani na moment nie spuszczając wzroku z jasnowłosej kobiety. Czy właśnie próbowała ją wyzwać na pojedynek na riposty? W takim razie nic z tego nie będzie, bowiem w odpowiedzi Leilani wzruszyła tylko ramionami. W ośrodku były osoby młodsze od niej, choć ten rok, czy dwa, to dla Ardy żadna różnica.
Nie trzeba było jej uświadamiać, że umiera, bo sama doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Widziała to w coraz mniejszej liczbie, gdy stawała na wadze, ubywających z dnia na dzień siłach i zwiększanej dawce narkotyku. Na początku to wydawało się całkiem zabawne, to całe powolne samounicestwienie, którego nikt nie zauważał. Do czasu, aż w październiku pojawił się ktoś, kto płakał ze szczęścia, cieszył się z tego, że w ogóle żyła. To właśnie dla niego Lei chciała stać się kimś lepszym.
Tylko, że wtedy było za późno, żeby przestać ćpać.
Z każdym kolejnym słowem Ardy czuła, że jej chęć pokazania światu tego, jak bardzo jest skrzywdzona wysłaniem na odwyk słabnie. Była wrogo nastawiona do pierdolenia o tym, że wszyscy są tu jak rodzina, że będzie dobrze i rzucania życiowymi mądrościami godnymi Paula Coelho. Była gotowa na prychanie i tupanie nóżką, jeśli kolejny raz usłyszy, że wszystko się ułoży, tymczasem jej ręce bezwiednie opadły wzdłuż ciała, a bojowy nastrój momentalnie opuścił Leilani, gdy przyszło jej zderzyć się ze szczerością.
No proszę. Pierwsze zwycięstwo Rovene.
Od ponad miesiąca wiedziałam, że tu trafię. Gdybym chciała uciec, zrobiłabym to wcześniej. — odpowiedziała nerwowo przestępując z nogi na nogę, jednocześnie naciągając rękawy zdecydowanie za dużej męskiej bluzy na drobne dłonie, zupełnie jakby chciała schować się w czarnym materiale. W pewnym sensie tak było, ubranie należące do ojca dawało Lei swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Gdy zamykała oczy, mogła sobie wyobrażać, że Louis jest obok, a wtedy ośrodek nie wydawał się takim strasznym miejscem. W każdym razie ta myśl pozwoliła jej przetrwać ostatnie czterdzieści osiem godzin. Ale jak długo wytrzyma?
Ostatnie pytanie całkowicie zbiło ją z tropu. Miała tak po prostu pokazać na kogoś palcem i powiedzieć "to przez niego biorę"? Czy to nie była jakaś prowokacja, żeby sprawdzić, czy Cigrfan... No właśnie, co? Czy będzie próbowała się za wszelką cenę wybielić i udawać, że wcale nie ma problemu, a amfetamina na szkolnym balu to tylko jednorazowy wybryk?
Wygodnie jest zrzucać winę na kogoś innego. — mruknęła zajmując miejsce na krześle. Stanie potrafiło być naprawdę męczące. Naprawdę nie mogła wrócić do łóżka i spędzić w nim reszty dnia? Albo lepiej; całych trzech miesięcy, które miała tu spędzić?
Sama to sobie zrobiłam. — odezwała się po chwili, jakby zastanawiała się nad doborem odpowiednich słów. Ostrożnym doborem. Czy miała coś do ukrycia? Owszem, mnóstwo rzeczy; alkoholizm matki, tyranię ojczyma, tożsamość biologicznego ojca i mnóstwo innego gówna, w które wpakowała się w międzyczasie. Ale ludzie i tak będą mówić, że "w głowie jej się poprzewracało", bo George Cigfran ma mnóstwo pieniędzy, a to przecież oczywiste, że gdy jest się bogatym, to nie ma się absolutnie żadnych problemów, więc trzeba je wymyślić dla zwrócenia na siebie uwagi. Brzmi logicznie...
Przygryzła wargę podnosząc przerażony wzrok na Ardę. Skoro już jest na nią skazana, to dobrze byłoby współpracować. Wtedy szybciej skończą, a Leilani będzie mogła wreszcie odpocząć po całym ciężkim dniu. Nawet jeśli ten dzień nie tak dawno się zaczął.
Musisz zapisywać wszystko, co mówię?
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Nie Mar 31, 2019 1:08 am
To biedne dziecko stało przed nią, nagie ze swoich emocji. Rozerwała się na części już w pierwszym zdaniu, które wypowiedziała po fali szczerości, jaka ją zalała. Arda nie szczędziła w słowach. Nie miała zamiaru udawać, że będzie lekko i przyjemnie, a później pogłaskać dziewczynę po głowie ze słynnym: Dobrze się spisałaś. Leilani wiedziała, że NIE spisała się dobrze. Zawisła na ostatniej nitce nad przepaścią, a Rovere trzymała nożyczki w dłoni zdolne przeciąć jej ostatnią nadzieję. Mogła to zrobić jednym, celnym słowem. Mogła nawet nie mówić nic i najzwyczajniej w świecie, dla zabawy, zerwać nić i patrzeć, jak Cigfran leci w ciemność w niemym krzyku. W drugiej dłoni zaś trzymała linę; linę, która mogłaby wyciągnąć Leilani na prosty, stały grunt i dać jej oparcie w tych kilku pierwszych krokach. Pytanie brzmiało: Jak długo wytrzyma nić?
Srebrne włosy zafalowały, gdy Arda uniosła głowę wyżej, obserwując ciągle stojącą istotkę na środku gabinetu. Błękitne oczy wbite były ciągle w oczy Leilani, jak gdyby nie pozwalając jej uciec spojrzeniem. Jak prawdziwa królowa śniegu zamroziła ją i z zimną beznamiętnością obserwowała, jak ostatkiem sił próbuje się szarpać w jej sieci:
- Najwygodniej jest się zabić. - odpowiedziała powoli, a każda sylaba miała temperaturę zera absolutnego - Najtrudniej stanąć twarzą w twarz z prawdą. - Mówiąc to wstała, obchodząc biurko i zbliżając się do okna. Szybkim ruchem zasłoniła jedno z nich, pozwalając półmrokowi zapaść w gabinecie. - Gdybyś zrobiła to sobie sama to nie stałabyś przede mną dzisiejszego dnia. Stoisz, bo chcesz żyć. Bo masz po co żyć. Bo to, co Cię niszczyło spotkało na swojej drodze coś, co nie pozwala Cię skrzywdzić.
Arda stała ciągle tyłem do dziewczyny, dając jej wgląd tylko na długie, srebrne kosmyki i fragment pleców przebijający z mocnego wycięcia jej czarnego swetra. Jeżeli ktoś obserwowałby to z boku mógłby założyć, że Rovere nawet nie wie o obecności Leilani w gabinecie - uparcie wypatrywała czegoś przez okno, a w prawej dłoni ściskała zasłonę. Mimo to była świadoma wszystkiego, co działo się w koło niej. Dawała Cigfran możliwość na nabranie głębokiego oddechu, nim zmierzy się z bestią, jaką Plaga trzymała na smyczy.
- Nie zrobiłaś sobie tego sama. - Chwila ciszy została przerwana kolejną falą obojętności - To nie jest teatr jednego aktora. Prawda jest taka... - Tutaj Arda lekko przechyliła głowę, żeby zerknąć kącikiem oka na dziewczynę - Że Ty nawet nie bierzesz w tym przedstawieniu udziału. Jesteś rekwizytem. - Odwróciła się wreszcie w jej stronę en face. Oparła dłonie o biodra, opierając się plecami o osłonięty parapet. - I jak ten rekwizyt przeskakiwałaś z rąk do rąk, słysząc, że jesteś coraz gorsza. Mniej użyteczna. Zniszczona. I że w sumie wypadałoby Cię wymienić... Dlatego pytam. Kto chciał Cię wyrzucić? - Brutalność pytania była gorsza niż szlachtowanie nożem. Plaga nie miała poczucia winy, iż z całą swoją okrutnością potraktowała młodą Cigfran. Oczekiwała wyników. - I kto chce Cię odratować? Odrestaurować?
Widziała dość w swoim życiu, żeby spodziewać się takiego pytania. Miała świadomość, iż dziewczyna ukrywa wiele rzeczy i jeżeli rzeczywiście chciałaby się nimi podzielić, cała terapia mogłaby pójść szybciej i sprawniej. Wtedy Arda miałaby co wpisać w CV, a Ruth byłaby wolna od jej obecności. Profit obustronny. Uniosła nieco brew, jednakże pokręciła głową przecząco:
- Nie muszę. Ja jestem terapeutą, ja decyduję, co będzie w dokumentach. - Skinęła głową w kierunku fotela - Ale może lepiej usiądziesz. Chcesz coś do picia? - spytała, o dziwo brzmiąc jakkolwiek ludzko, zakładając odgórnie, że Leilani może zaschnąć w gardle.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Nie Mar 31, 2019 9:33 pm
Miała wielkie szczęście, że znalazły się ramiona, które w porę objęły ją mocno i nie pozwoliły, by stoczyła się całkiem na dno, bo wtedy powrót do normalnego życia byłby znacznie trudniejszy.  Nie kradła, nie napadała na nikogo, ani nie sprzedawała swojego ciała w zamian za kilka gramów trucizny, ale prędzej, czy później tak właśnie by skończyła, gdyby nie jeden jesienny wieczór i przypadkowe spotkanie, podczas którego ojciec uratował ją z łap starego zboczeńca. Była pewna, że Louis postawiłby na szali własne życie, gdyby chodziło o jej dobro. Nie chciała wiedzieć jak musiał czuć się zdradzony, gdy dowiedział się, że jego córka sama siebie wyniszcza.
Dlatego nie mogła go zawieść.
Spojrzenie Ardy sprawiało, że po plecach Leilani przechodził nieprzyjemny dreszcz. "Ona wie", pomyślała przerażona, pragnąc zapaść się pod ziemię, uciec stamtąd, stać się jak najmniejszą — cokolwiek, byle tylko uniknąć jej przeszywającego wzroku. Chciała zaprotestować, wykrzyczeć jej, że znalazła się tutaj tylko przez niesprawiedliwą decyzję sądu, ale to kłóciłoby się z jej wcześniejszymi włosami. Gdyby nie zależało jej na tym, aby wreszcie wziąć się w garść, zapewne teraz ukrywałaby się w melinach szukana przez policję. Zakładając oczywiście, że nie wpadliby by na jej trop tak szybko.
Przymknęła powieki czując, jak zbierają się pod nimi palące łzy. Sama już nie wiedział, czy były to łzy smutku, strachu, wstydu, gniewu, czy też bezsilności — najprawdopodobniej były one mieszanką wszystkich tych uczuć. Pragnęła nawrzucać Rovere, dać upust drzemiącym w niej emocjom, a potem wyjść z gabinetu.  Wszystko dlatego, że miała rację, a Lei bardzo nie lubiła, gdy ktoś obcy miał rację co do jej osoby. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich ani jeden dźwięk. Mięśnie też odmówiły posłuszeństwa; stała pośrodku gabinetu zmieszana faktem, że każde kolejne słowo białowłosej zapędza ją w ślepy zaułek, z którego jedynym wyjściem okaże się wyjawienie prawdy. Całej.
Gwałtownie wypuściła nagromadzone w płucach powietrze. Jeśli ma się udać, musi powiedzieć wszystko. Musi przerwać ciszę, jaka zapadła między nimi po ostatnich słowach Ardy.
To, co teraz powiem, może pogrążyć kilka osób i wywołać niemały skandal. Wolałabym, żeby zostało tylko między nami — zaczęła nieśmiało, jakby bała się, że terapeutka nagle zmieni zdanie i postanowi wszystko dokładnie opisać w dokumentacji. Gdyby zajrzał tam ktoś nadgorliwy i zainteresował się małą Cigfran... nie, nie chciała nawet myśleć jak wiele żyć mogłoby zostać zniszczonych kilkoma zdaniami, które padły z jej ust.
Na jej propozycję pokręciła przecząco głową. Nie chciała pić, chciała przyćpać, ale tego ośrodek nie oferował. Obawiała się, że Arda zabiłaby ją wzrokiem, gdyby nawet w formie nieudolnego żartu odważyła się poprosić o coś takiego.
Nie wiem nawet od czego zacząć... Chyba... Chyba na początku powinnam powiedzieć, że George Cigfran nie jest moim biologicznym ojcem, on sam chyba nie zdaje sobie z tego sprawy, dlatego proszę, nie mów nikomu! — spojrzała na nią błagalnie, jakby była to sprawa życia lub śmierci. W sumie, to była. — Wiem jak to brzmi, ale nie oskarżaj mojej mamy o bycie najgorszym człowiekiem na świecie, bo na to określenie zasługuje George. Odkąd pamiętam, był dla nas wszystkich... to znaczy, dla mnie, mamy i mojej siostry, gdy jeszcze żyła, bardzo wymagający. Wszystko miało być tak, jak on sobie zażyczył, a jeśli ośmieliłyśmy się zrobić coś po swojemu, albo mu odmówić, to się nad nami znęcał. Na początku tylko psychicznie, mówił, że bez niego i jego pieniędzy jesteśmy nikim, wyzywał nas, a gdy miałam jakieś dziesięć, może jedenaście lat, zaczął nas też bić... Ale to wobec mamy był najbardziej oschły i traktował ją jak swoje popychadło. Wcale się nie dziwię, że szukała pocieszenia w ramionach kogoś innego. Jeśli między nią, a Georgem kiedykolwiek było jakieś uczucie, to musiało się wypalić na długo przed tym, jak się urodziłam.  
Umilkła na moment, wbijając wzrok w podłogę. Dla kogoś postronnego mogło to wyglądać na dawanie Ardzie czasu na zadanie Leilani ewentualnych pytań, ale tak naprawdę dziewczyna potrzebowała chwili przerwy, by zebrać myśli. W domu Cigfranów nie działo się dobrze, a mówienie o tym nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.
Gwen zginęła w wypadku, cztery lata temu. Miała osiemnaście lat. Samochód prowadził jej chłopak, który nie dość, że był kompletnie pijany i naćpany, to oprócz siebie i jej zabił jeszcze chłopaka z auta, w które uderzył i zranił dziewczynę, która z nim jechała. Przysięgłam sobie, że nigdy nie sięgnę po narkotyki, ale cóż... nie wyszło mi. Nie ma się czemu dziwić, moje życie to same rozczarowania. — uśmiechnęła się gorzko, ocierając rękawem tatowej bluzy łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach. Dopóki los nie uderzył ją śmiercią bliskiej osoby, nie miała pojęcia, że można za kimś tęsknić tak mocno, jak Leilani tęskniła za starszą siostrą — Odtąd mama zaczęła pić, a cała frustracja i ambicje George'a spoczęły na mnie, a ja... Ja sobie wcale z tym nie radziłam. Dalej nie radzę i nie potrafię się pogodzić z tym, że ona umarła. Ale mama i George skupili się na tym, jak im było źle i... no, nie mogę mieć im tego za złe, bo nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić co muszą czuć rodzice, którzy stracili nastoletnie dziecko, ale w tym wszystkim zapomnieli o mnie. O tym, że ja też mam uczucia. Stałam się dla nich lalką, która miała zapełnić pustkę po śmierci Gwen, miałam być idealna. Mieć wzorowe  zachowanie, najwyższą średnią w szkole, być na każde zawołanie.
Zatrzymała się czując, jak wstrzymywany płacz ściska ją za gardło. Kilka głębszych oddechów i była w stanie kontynuować:
A ja się na to godziłam, bo myślałam, że w ten sposób odzyskam chociaż namiastkę tego, co było dawniej. Chociaż starałam się ze wszystkich sił, George uważał, że mi czegoś brakuje. Zawsze mnie oceniał i znalazł sposób, by mnie upokorzyć. Rok temu pobił mnie paskiem tak mocno, że dziś mam na plecach paskudne blizny. Wpędził mnie w kompleksy i sprawił, że nie potrafię nawiązywać kontaktów z ludźmi w moim wieku. Przywiązuję się do każdego, kto jest wobec mnie miły. Ja... ja wiem, że to nie jest zdrowe, ale... jestem taka samotna...
Ukryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Tym razem uspokojenie się zajęło Leilani nieco dłuższą chwilę. Dlaczego w Sunshine Coast nie mogło być przy niej taty? Mógłby ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli to miałoby być kłamstwem.
To właśnie samotność pchnęła mnie w... jak to się nazywało... ah, tak, "niewłaściwe towarzystwo", które pokazało mi amfetaminę. Odkryłam, że dzięki niej nie tylko czuję się dobrze, ale jestem w stanie też dłużej siedzieć nad książkami. Bo starałam się o stypendium w Riverdale High, żeby George i mama byli ze mnie dumni, ale gdy już je dostałam, przyjęli to całkiem obojętnie. Oni wcale nie zauważyli jakim kosztem tego dokonałam. Byłam nawet w związku z dziewczyną, choć... teraz, to nie wiem, czy mogę nazywać to związkiem. Dla niej zabawnym było to, że lgnę do niej poszukując czułości, więc zrobiła sobie ze mnie okrutny żart. Na koniec jej znajomy mnie trzymał, gdy ścinała mi włosy mówiąc, że takich jak ja powinni leczyć. Do tego po trzech miesiącach prawie ciągłego ćpania nie potrafiłam już funkcjonować bez chociaż jednej dawki raz na kilka dni. W lipcu próbowałam ze sobą skończyć, ale wzięłam złe leki. Nie udało się, George mnie znalazł i jeszcze śmiał się ze mnie, że nawet się porządnie zabić nie umiem. Myślałam, że szkoła coś zmieni, ale było ze mną jeszcze gorzej. Zwiększałam dawki, szybko wpadłam w ciąg. I wtedy pojawił się mój biologiczny ojciec, który jest najlepszą osobą jaką znam, a ja go okłamywałam, bo było mi wstyd, że jestem ćpunem. Chciałam z tym skończyć, dla niego, ale już było za późno... Dlatego błagam, pomóż mi.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Pon Kwi 01, 2019 5:03 pm
Ta cała terapia wyglądała jak kaźń. Leilani była jak owieczka zapędzona w ślepą uliczkę, a na jej drodze do wolności stał predator jakim była Arda. Jej błękitne, lodowate oczy, wyprane z jakichkolwiek emocji, były utkwione w młodej dziewczynie cały czas. Srebrnowłosa chłonęła każdy ruch, każdy grymas, każdą oznakę strachu, stresu lub smutku - niczym wampir emocjonalny pożerała energię Cigfran. Kiedy puściła pierwsza struna... poszło z górki. Rovere nie przerywała pacjentce. Pozwoliła jej mówić tak długo, jak tylko tego potrzebowała. Im więcej powie teraz, tym łatwiej będzie w późniejszych etapach leczenia. Poza tym dziewczyna musiała zaufać Ardzie w stu procentach. Nie było tu miejsca na niesnaski, prztyki czy śmianie się jej prosto w twarz. Pomimo całej lodowatej otoczki, jaką roztaczała w koło siebie przyszła pani psychiatra, zdawała się być jedynym stałym punktem na tym rozszalałym morzu emocjonalnym. Czymś, o co Leilani mogła zaczepić swoją kotwicę i mieć pewność, że nie utonie. Jak kawałek stałego grunt, na którym może się oprzeć i odpocząć od codziennej walki z brutalnością oraz szarugą świata. I miała rację, żeby powstrzymać się od żartów, bo wtedy drapieżnik by ugryzł; ostrzegawczo. Później pożarłaby ją całą i musieliby ją zamknąć w izolatce, gdyż nikt nie przeżył spotkania z wewnętrzną bestią młodej Rovere.
Ktoś jednak w tej całej rozprawie zaczynał błyszczeć.
Kamienna twarz Ardy nie zdradzała jej żadnych myśli, a mięśnie nie wykrzywiły się w najmniejszym grymasie. Tymczasem w jej głowie kotłowały się myśli - bardzo niebezpieczne myśli. Znalazła już głównego oprawcę, który roztrzaskał tą małą dziewczynę na tysiące kawałków. Im więcej dowiadywała się o Ruth, tym bardziej upewniała się iż ktoś będzie musiał interweniować. Nie ona - ona nie miała tutaj decyzyjności, zresztą... nie powinno jej to nawet interesować. Miała za zadanie wyleczyć Leilani, naprostować ją. Domowe warunki i konflikty rodzinne to nie coś, na co Rovere się pisała. Kiedy drzwi się zamkną, Leilani wróci do rzeczywistości odwykowej, a Arda przyjmie kolejnych dwóch pacjentów, którzy mogą być jeszcze bardziej skrzywieni psychicznie. Potrzeba była zewnętrzna. Kogoś, o kim Cigfran wspomniała pod koniec. Kogoś, kogo srebrnowłosa jeszcze nie znała...
Do czasu.
Kiedy pacjentka umilkła, Arda milczała razem z nią. Pozwoliła, żeby całe napięcie, które wisiało w powietrzu powoli opadło i dało na możliwość nabrania oddechu. Żeby świeże powietrze rozrzedziło atmosferę. Drżąca i słaba Leilani była niczym pył, który Rovere mogła jednym ruchem dłoni rozgonić i zamieść na szufelkę. Wierciła jej dziurę w brzuchu i głowie swoim bezczelnym spojrzeniem, które mówiło... nic. Po kilku długich sekundach terapeutką odbiła się od parapetu, prostując i opierając jedną z dłoni na biodrze:
- Pomogę. Od tego tu jestem. - zaczęła powoli i bardzo cicho, tak jakby ktoś miał ich podsłuchiwać - Ale Ty też musisz mi pomóc. Bądź ze mną szczera. Nie próbuj kłamać, bo i tak się dowiem prawdy, tym sposobem albo owym. - Arda ruszyła się w końcu z miejsca, a stukot jej obcasów odbił się echem po gabinecie. Podeszła do stolika z wodą i nalała jej do jednej z wysokich szklanek, po czym odwróciła się do dziewczyny. - Zacznijmy więc od początku... Mówisz strasznie mało o swojej matce. Wspomniałaś tylko, że pije. Jak się zmieniła, odkąd Gwen zmarła? Czy interesowała się w ogóle tobą albo faktem, że jesteś bita i molestowana psychicznie? Jakie ona ma miejsce w twoim życiu?
Pytanie zamarło w powietrzu, a kobieta upiła łyk chłodnego napoju, po czym podeszła do biurka i przysiadła na jego blacie:
- Poza tym... czy wie, że spotkałaś swojego biologicznego ojca? I skąd wiesz, że on nim jest? Opowiedz mi całą historię, po kolei. Bo mówisz o nim w samych superlatywach. Jak gdyby to on był tym twoim światełkiem, które wyciągnęło Cię w ostatniej chwili z ciemności. - Tutaj zatrzymała się na chwilę, jak gdyby przewijając w głowie monolog dziewczyny. - Wspomniałaś też o związku z dziewczyną, która okazała się być tyranem, a ty ofiarą. Upokorzyła Cię, wykorzystała, obcięła Ci nawet włosy... a Ty na wszystko sobie pozwoliłaś. Dlaczego nie walczyłaś, Leilani? Dlaczego przyjmujesz baty na swoje plecy za innych? Dlaczego nie oddałaś? - Ilość retorycznych pytań wzrastała z każdą sekundą, kiedy Arda próbowała pokazać dziewczynie, że to wszystko nie jest takie tragiczne. Że powinna zamachnąć się i oddać. Że nie musi być ofiarą. - Twoja próba samobójcza tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie wierzysz już w nic. Albo nie wierzyłaś. Wybrałaś drogę na skróty, chcąc ułatwić innym życie. Utkwiłaś w martwym punkcie i nie wiesz, jak ruszyć przed siebie. Ale życie to nie jest tylko przód i tył, prawo lub lewo. Życie to nie linia, którą ot tak możemy sobie wymazać. Życie to wybory, które prowadzą nas do następnych wyborów... więc wybierz mądrze Leilani. Tak jak Twój ojciec wybrał Ciebie i to jedna z mądrzejszych decyzji waszego życia.
Srebrne włosy zafalowały, kiedy Arda lekko się pochyliła. Cigfran mogła wyczuć, że teraz jej kolej, że nastał czas, kiedy ona dokona wyboru. Nikt za nią jej życia nie przeżyje.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Wto Kwi 02, 2019 8:16 am
Bardziej niż własny los, obchodziło ją to, czy jej najbliżsi nie będą mieć żadnych problemów przez jej za długi język. Nie chciała mówić Ardzie całej prawdy na temat swojej rodziny, szczególnie, że część z tych rzeczy nijak miała się do jej nałogu. To, że jej biologicznym ojcem nie był George w żaden sposób nie wpływało na kwestię ćpania, podobnie jak fakt, że Louis Ashworth wcale nie jest skromnym mechanikiem samochodowym, a Conradem Savage, australijskim seryjnym mordercą nie zmieniał jej stosunku do niego.  Świadomość tego, czego jej tata dopuścił się w przeszłości nie była dla niej przytłaczająca, nie nękały ją z tego powodu koszmary, nie czuła wobec niego obrzydzenia. Jedynym, czego się bała, było to, czy przypadkiem nie wpakuje go do więzienia. Bo wtedy i Jonna  może zostać podciągnięta do odpowiedzialności karnej, w końcu wiedziała, że niebezpieczny przestępca przebywa w mieście i nigdzie tego nie zgłosiła.
Dlatego też poruszyła się niespokojnie, gdy terapeutka nakazała jej szczerość. Tak, jakby zamierzała zaprotestować, ale w porę się powtrzymała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Leilani z góry była na przegranej pozycji. Nie mogła żądać od niej czegoś w rodzaju oświadczenia o poufności, bo nikt nie weźmie na poważnie nastolatki z problemami natury psychicznej. Poza tym, gdyby Rovene je złamała, to żadne zadośćuczynienie nie naprawi szkód, jakie mogłaby wyrządzić ujawniona prawda.
Zaczęła pozwalać mi na wszystko. Przed swoją śmiercią Gwen niezbyt dobrze dogadywała się z rodzicami, ciągle się buntowała. Mama sobie ubzdurała, że była dla niej za surowa, więc… No, pobłażała mi we wszystkim. Do niedawna uważałam ją za najgorszą matkę na świecie. Byłam pewna, że jest po prostu wygodnicka i że wcale jej na mnie nie zależy. A mój prawdziwy ojciec mówiąc, że nawet nie chciała mnie urodzić, tylko to potwierdził. Ale okazało się, że wcale tak nie było. Nad nią George również się znęca, chyba gorzej niż nade mną, dlatego bała się mu postawić. Ona i tata są dla mnie najważniejsi i… wstyd mi za to, jak ją wcześniej traktowałam…
Nie chciała przypominać sobie wszystkich okropieństw, jakie w myślach rzucała pod adresem matki, ale wspomnienia same napływały, jeszcze bardziej obniżając nastrój dziewczyny. Znowu miała ochotę wybiec z gabinetu i uciec z ośrodka, ale tylko po to, by spotkać się z Jonną i przeprosić ją za to, jak okropnym była bachorem.  Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że w Leilani nie ma ani krzty egoizmu; skupiając się na swojej krzywdzie nie zauważała, że ludzie wokół niej również cierpią. Nie miała pojęcia o piekle, jakie pani Cigfran musiała przeżywać każdego dnia przez ponad dwadzieścia lat małżeństwa. Że jeśli nie reagowała na to, jak jej mąż znęcał się nad córkami, to nie dlatego, że sprawiało jej to sadystyczną przyjemność, ale ze strachu, że jakiekolwiek działanie mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Dwie dekady podkopywania własnej wartości uczyniły z niej marionetkę.
Wie, nawet się spotkali. Z tatą... no, to trochę zabawna i z lekka brzmiąca nieprawdopodobnie historia, ale przysięgam, że jest prawdziwa! — wyraźnie się ożywiła, a w błękitnych oczach na nowo pojawił się blask.  Nie trzeba być specjalistą, by zauważyć, że jest głęboko przywiązana do ojca. — Słowem wstępu, od kilku lat zajmuję się rysowaniem. Zbliżała się rocznica śmierci Gwen, więc pomyślałam, że może mogłabym narysować jej portret i zaczęłam przeglądać pudła na strychu szukając jej zdjęć. Tak natrafiłam na zdjęcia mamy i taty, od razu rzucił mi się w oczy tatuaż na jego szyi. Swoją drogą, niedawno go usunął, bo… w sumie, to nie wiem czemu, ale na szczęście miał go jeszcze w momencie, gdy się spotkaliśmy. I to spotkanie to też był czysty przypadek, bo późnym wieczorem jakiś zboczeniec zaciągnął mnie do zaułku i myślałam, że to już koniec, ale nagle wyrósł zza niego tata i mnie uratował. A potem zabrał mnie do swojego mieszkania, bo nie chciałam wracać do domu i gdy zdjął kurtkę to zobaczyłam ten charakterystyczny tatuaż i zapytałam go, czy on to on, no i zaczęliśmy rozmawiać i wyszło na to, że moja mama miała z nim romans, a gdy dowiedziała się, że ja… no, że będę, to zerwała z nim kontakt i powiedziała, że mnie usunie.  On był szczęśliwy, że w ogóle żyję. Jak miałabym mu to odebrać?
Mówiła szybko, w niektórych miejscach może nawet niezrozumiale, gdy fiński akcent dawał o sobie  znać, ale wszystko sprowadzało się do jednego — psikusa losu, który postawił na jej drodze ojca, kiedy Leilani najbardziej go potrzebowała.  I choć była sceptycznie nastawiona do kwestii bóstw, tak musiała przyznać, że chyba czuwała nad nią jakaś wyższa siła.
On jest moim światełkiem. Gdyby nie to, po akcji na balu… umm… chyba powinnaś mieć o niej w moich dokumentach… w każdym razie, gdyby nie tata, po akcji na balu drugi raz targnęłabym się na własne życie. Tym razem skuteczniej.
Na wspomnienie o byłej dziewczynie drobne dłonie Lei zacisnęły się w pięści, jakby właśnie tłumiła w sobie niewyobrażalną złość. Walczyć? Z nią?  Przecież młoda Cigfran była pewna, że z góry była na przegranej pozycji. Teraz mając u boku Louisa zapewne pokazałaby jej, że nie da się tak traktować, ale wtedy była zbyt przerażona, by podjąć jakiekolwiek działanie. Zauroczona na początku nie zauważała jak bardzo toksyczna jest ta relacja.  A poza tym, była załatwiała jej amfetaminę.
Ja już wybrałam. Chcę żyć.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Pon Kwi 08, 2019 9:57 pm
Przyszła psychiatra obserwowała dokładnie dziewczynę, wręcz chłonąc jej energię. Usadowiła się wygodniej na biurku, zakładając nogę na nogę, po czym delikatnie zaczęła bujać tą górną. Historia z ojcem wydawała się wręcz nieprawdopodobna - niczym scenariusz filmu familijnego. Zupełny przypadek zbliżył do siebie córkę i tatę, który stał się najważniejszym człowiekiem w życiu dziewczyny. Arda wiedziała, że gdyby nie on to Leilani pewnie leżałaby już dwa metry pod ziemią w swojej małej kwaterze, a na jej grobie leżałaby samotna lilia od matki, która straciłaby całą nadzieję. I pewnie dołączyłaby do córki, gdyż jej pijaństwo wyżerało ją od środka. Cigfran nie musiała tego mówić, srebrnowłosa miała tego pełną świadomość. Na całe szczęście młoda zrozumiała, że nie tędy droga, a tyran podający się za jej rodziciela okazał się być tylko tyranem. Rovere ciągle stała nad przepaścią, obserwując balansującą dziewczynę, trzymała jednak linę mocniej. Leilani z wolna przesuwała się w kierunku stałego gruntu, a Plaga czekała na nią, niczym drapieżnik czekający na swój obiad.
- Musisz mi podać jego imię i nazwisko. I zanim pomyślisz o czymś głupim... - tu urwała, chcąc, by Leilani skupiła na niej całą swoją uwagę - Muszę wiedzieć, kogo wpuszczam na oddział do Ciebie, rozumiesz? Nie mogę zezwolić, żeby zupełnie obcy człowiek pałętał się po oddziale zamkniętym. Wylądowałaś jako moja pacjentka, ja będę się zajmowała listą gości i ja daję przepustki. Nie interesują mnie Twoje korelacje rodzinne, nie mam z nich żadnych korzyści. Tu chodzi o Twoje zdrowie i zdrowie Twoich rodziców. Nie chcesz chyba, żeby Twój biologiczny ojciec spotkał się z mężem Twojej matki, prawda? - Pytanie było tak retoryczne, że młoda Cigfran nie musiała na nie odpowiadać. Arda naprawdę miała gdzieś te wszystkie tajemnice, sekrety i dramaty. Oczekiwała współpracy i szczerości; potrzebowała jej, żeby wyleczyć Ruth. Poza tym, biologiczny ojciec też będzie potrzebował kontaktu do Plagi, gdy Leilani wyjdzie z ośrodka. Była nieletnia, obojgu rodziców powinno wiedzieć, co dzieje się z dzieckiem. Nawet, jeśli było to na granicy prawa, Arda nie miała zamiaru utrudniać leczenia przez zapisy w kodeksie lekarskim. Są sytuacje, gdzie kierowała się czymś, co ludzie nazywają sumieniem - ona nazywała to logiką.
- Znam sytuację z balu. Nie powiem, Leilani, to było naprawdę... lekkomyślne. - Mało powiedziane - Masz szczęście, że żyjesz i że jesteś tutaj, a nie w poprawczaku. I że masz szansę wrócić do szkoły. Mam oficjalne stanowisko dyrektora, który postawił warunek Twojej terapii, żebyś w ogóle mogła starać się o powrót do Riverdale High. - Srebrnowłosa wskazała na dokumenty leżące za nią. Cała ich trójka miała ogromne szczęście, że dyrektor był na tyle wyrozumiały, iż skończyło się tylko taką dramą. Rovere znała staruszka i wiedziała, że nigdy nie był pobłażliwy, szczególnie, gdy ktoś szargał dobre imię szkoły.
- Musisz podjąć kilka ważnym decyzji. Po pierwsze: Zerwać kontakty z ludźmi, którzy sprzedawali Ci towar. Tyczy się do dilerów, Twojej byłej dziewczyny, a nawet ludzi, z którymi ćpałaś w szkole. Wiem, że będzie to trudne, jeżeli wszyscy wrócicie do jednej klasy, ale musisz być konsekwentna. Nie jestem Ci w stanie obiecać, że oni będą trzeźwi całe życie. Sama wiesz, że pokusa chwycenia za narkotyk jest ogromna i teraz oddałabyś duszę za chociaż małą kreskę do wciągnięcia. I tu jest drugi punkt: Zapomnij o tym. Jeżeli kiedykolwiek chwycisz po jakikolwiek narkotyk ponownie lecisz na odwyk zamknięty, co najmniej półroczny. A ja Ci wtedy nie pomogę. - Niema groźba zawisła nad głową dziewczyny, niczym miecz, który miał przebić ją na wylot. Dreszcz przebiegłby każdego człowieka, który dostrzegłby bestię w oczach Ardy, która nie żartowała. Jeśli Leilani kiedykolwiek trafi jeszcze do szpitala po ćpaniu, Rovere zmieni jej życie w piekło. Miała do tego predyspozycje.
- Po trzecie: Ja jestem terapeutą. Nie pielęgniarka, nie lekarz na obchodzie, nie Twoi koledzy i koleżanki. Nie chcę słyszeć zdań typu Bo ona ma tak, a ja inaczej. Twoje leczenie jest indywidualne. Jeżeli masz pytania, jeżeli coś się dzieje to zgłaszasz to osobie na dyżurze, oni zgłaszają to mi, jeśli nie będzie mnie w ośrodku. I ostatnia rzecz... jeśli przyłapię Cię na kontakcie ze światem zewnętrznym podczas terapii, a mam tu na myśli wszelkiego rodzaju komunikatory, portale społecznościowe i tak dalej to wydłużam Ci terapię. To samo tyczy się okaleczeń, ucieczek, kombinowania i przemycania rzeczy pod pazuchą. - Kobieta ześlizgnęła się z blatu, podchodząc do dziewczyny i patrząc na nią z góry. W zupełnej ciszy podniosła rękę na wysokość głowy Leilani i wbiła wyciągnięty palec w środek jej czoła:
- Jestem tu, by Cię wyleczyć. Nie, żeby Cię klepać po ramionach, że będzie dobrze i to minie. - beznamiętny ton owionął drobną posturę Cigfran, a Arda zabrała rękę, opierając ją na biodrze. Błękitne oczy wbiły się w jasne oczy Ruth:
- A teraz skupmy się na teraźniejszości, Lei. - Srebrnowłosa odwróciła się na pięcie i wróciła do biurka, gdzie chwyciła w dłonie długopis, którym zaczęła się bawić. - Jesteś tu od kilku dni. Tak naprawdę z nikim nie mogłaś szczerze porozmawiać. Wiem, jak to wszystko wygląda, uwierz mi. - Tu westchnęła przeciągle. - Powiedz mi, szczerze jak zawsze, jak się czujesz? Czy coś się zmieniło, odkąd tu jesteś? Co Cię drażni, co Cię smuci, co jest dla Ciebie obojętne? Jak Twoje współlokatorki? - Jako terapeuta musiała wiedzieć o tym, jak Ruth się czuje. Otoczenie było ważną częścią leczenia i nie chciała, by młoda dziewczyna oprócz kaźni wewnętrznej musiała cierpieć jeszcze na zewnątrz. To tylko opóźni leczenie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Pią Kwi 12, 2019 2:14 pm
Tymczasem Leilani miała wrażenie, że ten grunt traci z każdym kolejnym wyznaniem. Jakby spacerowała w trakcie sztormu po klifie — jeden nieuważny krok i ześlizgnie się po mokrej skale wprost w spienione fale morza zwanego rzeczywistością. Zimną, groźną i nieprzewidywalną. A Cigfran, jak na złość, nie potrafiła pływać.  Posiadanie tajemnic było bezpieczne i wygodne; pozwalało jej się utrzymać na lądzie izolacji, służąc jednocześnie za osłonę przed chłodnym wiatrem i zacinającym deszczem.
Ale Arda chciała pozbawić ją wszystkiego. Zdjąć płaszcz cynizmu, zedrzeć suknię z hipokryzji, rozerwać koronkowe kłamstwa i pozostawić jej duszę całkowicie nagą, drżącą z zimna i sprawić, by nie miała już nic na swoją obronę przed światem. A ramiona taty, jedynej osoby, przy której mogła czuć się w stu procentach bezpiecznie i swobodnie, były za daleko.
Poruszyła się niespokojnie na fotelu. Wpuścić na oddział? Jej ojca? Źrenice Leilani poszerzyły się, a oddech gwałtownie przyśpieszył, podczas gdy nie spuszczała wzroku ze swojej terapeutki. Nie trzeba było uśmiechu na jej twarzy, by zrozumieć, jak bardzo uszczęśliwiła ją ta informacja.
Louis Ashworth... — szepnęła — Nazywa się Louis Ashworth. I... Iii jak będziesz z nim rozmawiać, to możesz mu przekazać, że bardzo go kocham i za nim tęsknie? I za mamą też.
Dała jej nadzieję, a Leilani jej zaufała. Miała tylko nadzieję, że jej prośba nie jest zbyt śmiała (w końcu, gdy przyjęli ją na oddział, zostało jej jasno powiedziane, że ma zakaz kontaktu ze światem i nie była pewna, czy proszenie o przekazanie ojcu tych kilku słów będzie liczyło się jako próba skontaktowania się z kimś z zewnątrz). Przy okazji liczyła, że rodzice nie będą źli za wyjawienie ich sekretu obcej osobie. Bardzo ich teraz potrzebowała, obojga.
Na wspomnienie o szkole jej twarz przybrała gniewny wyraz, a drobne dłonie zacisnęły się w pięści.
Co mi z powrotu, skoro za karę i tak mam powtarzać klasę? Miałam stypendium za dobre wyniki w nauce, a nagle mam się okazać być zbyt tępą, żeby zaliczyć rok. To... upokarzające.
Zupełnie jakby odebranie jej tytułu uczennicy stypendialnej nie było dla Cadogana wystarczające. Nie poszła ćpać do tej łazienki, by zrobić mu na złość, po prostu czuła, że to już czas, że zniszczony nałogiem umysł zaczął domagać się kolejnej dawki narkotyku.  Kaku i Ros znaleźli się z nią zupełnie przypadkiem. Była samotna, przed balem pokłóciła się z matką, potrzebowała poczuć się lubiana i doceniona.  To, że wybrała najgłupszy z możliwych sposobów, jest już inną sprawą.
Przez to nie mam żadnej motywacji, żeby tam chodzić. Żeby się uczyć. Zabrałam sobie prawie rok życia przez ćpanie, a dyrektor chce jeszcze odebrać mi kolejny. — skrzyżowała ręce na piersiach, kierując swój wzrok w stronę okna. Szkoła budziła drzemiące w niej pokłady złości, Lei była zdania, że została niesprawiedliwie potraktowana i żadne tłumaczenia nie było w stanie tego zmienić. Nie, po prostu nie.
Wysłuchała jej w milczeniu, kiwając jedynie głową. Arda nie musiała w tej kwestii mówić jej, co powinna zrobić. Sama Cigfran miała ochotę się od wszystkiego odciąć; zmienić nazwisko i wyjechać na Alaskę, gdzieś w dzicz, gdzie nie będzie ani ludzi, albo narkotyków.
Niby z kim spoza rodziny mogłabym się chcieć komunikować? — zmarszczyła brwi ponownie przenosząc wzrok na terapeutkę. — Przecież ja nie mam znajomych, przynajmniej nie takich prawdziwych, którym mogłoby na mnie zależeć. Bardzo łatwo zrażam do siebie ludzi.
Na groźbę półrocznego odwyku nie odpowiedziała nic, ale to nie znaczy, że nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, przestraszyła się.
Gdy jej palec niebezpiecznie zbliżył się do jej czoła, odsunęła się lekko, jednak nie na tyle, żeby Rovere nie mogła jej nie dotknąć. Zaraz potem kąciki jej ust powędrowały ku górze. Wreszcie ktoś, kto wiedział, czego potrzebowała i nie bawił się w nieudolnego pocieszyciela!
A mówiłaś, że Cię nie polubię.
Musiała się chwilę zastanowić, zanim udzieliła odpowiedzi na jej kolejne pytania. Odkąd tu przybyła miała sporo czasu by myśleć, ale skupiała się raczej na błędach przeszłości, niż na tym, co działo się wokół. Westchnęła ciężko opadając na fotel. Dlaczego mówienie o swoich uczuciach musiało być tak trudne?
Czuję się źle. Jest mi wstyd i jestem zła na siebie za to, że w ogóle brałam i za wszystkie głupie rzeczy, które zrobiłam przy okazji. Denerwuje mnie... wszystko i nic. Jestem rozdrażniona, bez wyraźnego powodu. Chyba dlatego, że nie mogę wziąć, że wszyscy tu patrzą mi na ręce i nie mogę całymi dniami leżeć w łóżku, tylko zmuszają mnie do socjalizacji. Ah, no i drażni mnie to, że im bardziej nie chcę zwracać na siebie uwagi, tym bardziej jestem w jej centrum.
Najgorsze były pielęgniarki, które kazały jej się przysiadać do innych na stołówce, albo dzbany od terapii grupowej, które kazały jej opowiadać o sobie, tak przy wszystkich.
Smuci mnie, że nie mogę się teraz zobaczyć z rodzicami, że nie można jeść tu pizzy na obiad, ani nie mogę słuchać muzyki. A wszystko inne jest mi obojętne. Co do współlokatorek, to... dziwnie mi z nimi. Będę musiała przywyknąć do dzielenia z kimś pokoju. Poza tym są w porządku, nie wypytują, nie naciskają na rozmowy i szanują moją prywatność.  Tylko... one są tu dłużej, są pełne energii i optymizmu, a ja przy nich wyglądam jak chodząca śmierć.
Wychudzona, blada i przerażona, zabijająca wzrokiem każdego, kto próbował się do niej zbliżyć. To, że Arda zmusiła ją do mówienia, powinno być dla niej wielkim sukcesem. Leilani natomiast czuła się wyczerpana, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Ale było jeszcze coś, co nie dawało jej spokoju.
Słyszałam, że jest tu dobrze wyposażona pracownia plastyczna i pomyślałam... Chciałabym malować. Rysować. Cokolwiek, byle się czymś zająć i nie myśleć o... o  braniu. Mogłabym? — nieśmiało wypowiedziała swoją prośbę, unikając wzroku jasnowłosej. Czy to nie było zbyt bezczelne? W końcu, nie była tu w nagrodę.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Nie Kwi 14, 2019 10:12 pm
Szpitale uczyły improwizacji, odwyk cierpliwości, a pacjenci kodeksu karnego. Młoda Rovere była tak samo neutralna jak na samym początku ich rozmowy. Wiedziała, że zaufanie grało główną kartę pomiędzy nią, a dziewczyną. Bez tego nie przesunęłyby się nawet o milimetr w terapii - a przecież nie chodziło tu o to, by trzymać Cigfran jak kolorowego ptaka w złotej klatce na pokaz. Arda miała jeden cel i zamierzała go osiągnąć. Pokazać temu sukinsynowi, który zostawił ją sam na sam z chorymi, że nie potrzebuje jego aprobaty czy doświadczenia. Wiedziała, że jest dobra w tym co robi i wiedziała, że ma takie zaplecze, o jakim inni mogliby co najmniej pomarzyć. Dlatego nie szczędziła szczerości wobec pacjentki. Lepiej było mieć jasne podłoże, żeby móc budować na nim fundamenty, które pomogą Leilani wzmocnić swoją pozycję w świecie; by wreszcie nabrała odwagi i sił sama coś zrobić. Bez patrzenia na innych.
Słysząc dane biologicznego ojca, Arda skinęła głową, po czym chwyciła pustą kartkę i długopis w dłoń. Skierowała je w kierunku brunetki:
- Napiszesz mi jego numer. Skontaktuję się z nim wieczorem, żebyśmy mogli ustalić widzenia. Wolałabym nie mieć na oddziale awantury, jeżeli spotkałyby się dwie osoby, które nie powinny się spotkać. - Znaczący ton w głosie kobiety raczej nie dawał złudzeń o jakie spotkanie jej chodziło. Nie miała zamiaru podkładać swojej głowy za to, co mogłoby się tu stać. A słysząc historię młodej Cigfran raczej nie spodziewała się dżentelmeńskiego uścisku dłoni i ewentualnego pojedynku na rewolwery. W głowie miała wizję apokalipsy z dużą ilością krwi, urwanych kończyn i przekleństw zawisłych w powietrzu.
- Leilani. - głos Rovere nie był zabarwiony złością czy rozczarowaniem - Idąc do liceum, tak renomowanego jak Riverdale, zgodziłaś się na regulamin, który obowiązuje wszystkich. I uczniów klas A i uczniów klas B. I wierz mi, że miałaś ogromne szczęście, że dostałaś szansę na powrót. Nie wiem, jak Twoi... towarzysze, którzy wtedy z Tobą byli, ale Ty masz realną szansę na kontynuowanie nauki. - mówiąc to, odgarnęła kosmyk włosów, który irytująco zsunął się na jej oczy. - Dyrektor nie jest pobłażliwy. I tak, to było upokarzające. Ale tutaj nie chodzi o to, czy jesteś za tępa czy nie. Chodzi o zasady, którymi dyrektor musi się kierować. Nie może udawać, że nic się nie stało. Niejedna osoba was pewnie nagrywała, a monitoring jest do sprawdzenia w każdej chwili. Stało się. Nie cofniesz czasu. Teraz możesz tylko pokazać wszystkim środkowy palec i powiedzieć: Walcie się, ja sobie dam radę. - Hej, ona naprawdę miała to na myśli! Jeżeli rzeczywiście cała społeczność uczniowska miała się na niej wyżywać to powinna się odgryźć. Pokazać im, że nie tylko zrobiła awanturę dekady w liceum, ale też wróciła z tarczą i jest coś warta. - Odebrałaś sobie sama te dwa lata, bo narkotyk był Twoją jedyną nagrodą i motywacją. Jeżeli żyłaś, mogłaś ćpać dalej. Przestawałaś, a miałaś wrażenie, że umierasz, więc brałaś znów... W koło i w koło i w koło. Teraz masz inną motywację, żeby coś zrobić. I tą motywacją jest ta osoba. - I tu wymownie podniosła kartkę na numer telefonu do góry. - Jeżeli jemu zależy to zrób wszystko, żeby był dumny i szczęśliwy.
Ludzie byli różni; nikt nie mógł obiecać Cigfran na sto procent, że już nigdy się do niej nie odezwie. Narkomani trzymali się blisko, bo czuli się bezpiecznie w swoim towarzystwie. Nikt ich wtedy nie oceniał. Nikt nie oczekiwał zmian. Byli szczęśliwi sami ze sobą, a to nie rokowało dobrze dla pacjentki, jaką była chuda brunetka. Dlatego ten punkt musiała zrealizować w pełni, żeby Rovere w tej jednej kwestii nie musiała się powtarzać.
A mówiłaś, że Cię nie polubię.
Srebrnowłosa przyszła psychiatra uniosła brew w pytającym geście, nieco zaskoczona tak szybką deklaracją z jej strony.
- To normalne, że jesteś smutna. Zaczynasz czuć emocje, kiedy Twój organizm się oczyszcza. Stawiam, że Twoi rodzice też są teraz smutni i nie mogą się doczekać spotkania z Tobą. - W końcu który rodzic nie martwiłby się o swoje dziecko? PRAWDZIWY rodzic. Rwanie włosów z głowy, nieprzespane noce, sprawdzanie telefonu co kilka minut, czy aby na pewno nic złego się nie wydarzyło... Każde dziecko przysparzało kłopotów. I każdy rodzic godził się na te kłopoty, łagodząc je miłością. - Dobrze, że trafiłaś na takie dziewczyny w pokoju. Daj im trochę czasu, może mimo wszystko dogadacie się między sobą i zrozumiecie. I wierz mi, Lei, one nie oceniają. A co do pizzy to rzucę pomysł na sobotni obiad, może kucharki się zgodzą.
I proszę! Kolejna propozycja, która padła od młodej Cigfran też cicho zaskoczyła Ardę. Wysłuchała jej do końca, nie oceniając ani nie strojąc głupich min. Dziewczyna sama z siebie chciała coś zrobić. To. Się. Liczyło.
- Jasne, że możesz. - Tembr głosu lekko zelżał, kiedy Rovere wyprostowała się i podparła ręką o blat biurka. - Przekażę oddziałowej, że chciałabyś coś robić w pracowni i przygotuje Ci miejsce i to, czego będziesz potrzebowała. Zresztą, jeżeli będziesz chciała to możesz się potem pochwalić u mnie, co zrobiłaś. Może odkryjesz w sobie nutkę artysty? - Cholera wie, co tkwi do końca w tym dzieciaku, ale srebrnowłosa niemo chwaliła wybór aktywności. To był kamień milowi, który Leilani sama stworzyła i przeskoczyła.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Sro Kwi 17, 2019 6:19 pm
Nawet nie chciała wiedzieć jak wielka drama rozpętałaby się, gdyby George spotkał w ośrodku Louisa. I tu już nawet nie chodzi o kwestię zdrady Jonny (bo sam robił to samo, w dodatku z dziewczynami niewiele starszymi od Leilani), a o to, że Ashworth wcale nie jest mechanikiem z Kentucky. Konsekwencje ujawnienia prawdy o tożsamości ojca dziewczyny dalece odbiegało od czynników wspierających jej powrót do normalności.
A byłabyś w stanie załatwić, żeby George nie mógł mnie odwiedzać, przynajmniej nie teraz? Jest ostatnią osobą, której tutaj potrzebuję. — zapytała odbierając od Ardy notes. Jej dłoń drżała, gdy zapisywała wyuczone na pamięć liczby. W sumie, gdyby nie to, że miała trafić do ośrodka, zapewne nigdy nie przyszłoby jej do głowy, żeby zapamiętać numery do rodziców. W dzisiejszych czasach niektórzy nie pamiętają nawet własnego numeru telefonu, nie mówiąc o cudzych!
Westchnęła zrezygnowana, gdy terapeutka kontynuowała temat szkoły, ale nie zamierzała to przerywać. W końcu to Leilani sama go zaczęła, więc powinna chociaż wysłuchać co białowłosa ma do powiedzenia w tej kwestii. Już nawet nie miała siły tłumaczyć swojego W pewnym momencie odsunęła się nieco od biurka przy akompaniamencie szurającego po podłodze krzesła. Tak, jakby chciała wstać i wyjść, ale coś w porę ją przed tym powstrzymywało.
...jeśli tylko tata będzie dumny i szczęśliwy, to jakoś to wytrzymam. — odpowiedziała wpatrując się w swoje dłonie, częściowo ukryte pod materiałem za dużej na niej bluzy, niewątpliwie należącej do Louisa. Ogarniała ją rozpacz na samą myśl, że miałaby wrócić do Riverdale w towarzystwie wszystkich plotek na swój temat i negatywnej opinii. Nie potrzebowała rozgłosu, a już na pewno nie TAKIEGO. Jedyne, czego pragnęła, to móc żyć w spokoju, bez oceniania, ani ciągłego udowadniania czegoś ludziom, których nawet nie znała.
Najlepiej, gdyby mogła zmienić nazwisko i przenieść się do innego miasta, gdzie mogłaby zacząć wszystko od nowa. Odcięcie się od przeszłości było lepsze niż wojna, do której nie miało się sił.
Dziękuję — nie miała pojęcia, czy powinna dodać coś więcej. Wcześniejsze słowa Ardy całkowicie wytrąciły ją z... może nie do końca dobrego, raczej neutralnego nastroju, wpędzając ją w poczucie winy, że ośmieliła się wyrazić swoje zdanie na temat szkoły.
Przecież to właśnie robienie czegoś wbrew sobie, zaprowadziło Leilani do tego gabinetu.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Pon Kwi 22, 2019 7:15 pm
_____Jej opinie były ważne, ale niestety mijały się z prawdą. Dziewczyna ciągle nie potrafiła przełknąć gorzkiego smaku porażki i jeszcze długa droga przed nią, żeby poukładać sobie w głowie te wszystkie kawałki puzzli. Miały tysiące kawałków, a całość obrazu, jaki tworzyły, ciągle była zamazana. Im więcej czasu spędzi w ośrodku tym łatwiej jej będzie odnaleźć się w tym poplątanym świecie i ustawić się na odpowiedniej ścieżce. Wszystko zależało tylko od jednego - żeby chcieć. Arda wiedziała, że nie obędzie się bez irytujących telefonów i długich rozmów, które niekoniecznie były jej na rękę, biorąc pod uwagę inne obowiązki, jakie szykowały dla niej studia oraz wolontariat na oddziale intensywnej terapii. Mimo to, miała przed sobą swój prawdziwy przypadek, który spadł na nią jak grom z jasnego nieba i nie było już drogi odwrotu.
      Przejęła notes z numerem, odkładając go za siebie, na blat biurka i notując w głowie, żeby skontaktować sie z owym Louis'em jak najszybciej. Naprawdę wolała uniknąć burzy, szczególnie, że musiałaby w niej brać udział:
Zobaczę, co da się zrobić. Nie mogę mu po prostu zabronić przychodzić, bo oficjalnie on jest Twoim ojcem i to on ma prawa rodzicielskie. — westchnienie wydobyło się z ust srebrnowłosej, gdy ta zastanowiła się głęboko nad sprawą ojcostwa w wypadku Ruth. Było to skomplikowane i bardzo delikatne, a Rovere wiedziała, że musi bardzo delikatnie pociągać za sznurki, gdyż te były kruche i mogły zerwać się w każdej sekundzie. — Spróbujemy coś zaaranżować. Ewentualnie na razie będą odwiedziny tylko za zgodą telefoniczną oddziałowej, ale to muszę ustalić razem z nią. I niech Twój ojciec będzie ostrożny w tym, co mówi na oddziale oraz przez telefon. — groźna nuta zabrzmiała w spokojnym głosie Ardy.
      Na słowa o wytrzymaniu skinęła tylko głową, nie mając co komentować. Leilani wiedziała, że musi wytrzymać. Inaczej Rovere nie wyda pochlebnej opinii, szczególnie, jeśli coś sknoci podczas leczenia, a nawet i po. Cigfran mogłaby skończyć bardzo, bardzo źle, a biorąc pod uwagę jej nieletność - jej opinia niewiele interesowałaby sąd. Srebrnowłosa zsunęła się z biurka i podeszła bliżej drzwi, niemo informując, że na dzisiaj koniec.
      — Starczy na dziś. Wystarczająco dużo ustaliłyśmy, więc należy Ci się odrobina odpoczynku i coś do jedzenia. — Nawet nie zauważyły, kiedy minęła ponad godzina rozmowy. Słońce pochyliło się na nieboskłonie, powoli zapowiadając zmierzch. — Widzimy się za jakiś czas. Porozmawiam z oddziałową na temat zajęć dodatkowych dla Ciebie. I porozmawiam z Twoim ojcem. A teraz uciekaj. — rzuciła ciszej i skinęła głową w kierunku drzwi.
      Kiedy Leilani wyszła, uporządkowała dokumenty na biurku, a karteczkę z numerem wyrwała z notatnika i schowała do kieszeni spodni. Uprzednio podniosła telefon, zapisując sobie numer 'mechanika' do kontaktów. Pierwsza terapia z głowy, teraz czekało ją dwóch kolejnych delikwentów.
Dobry Boże...

_____________________________________________________________
Druga terapia Leilanii, 31 stycznia

      Czas mijał nieubłaganie i na szczęście wszystko przebiegało bez problemu. Arda zachowała swoich pacjentów, jako, iż pan doktor był bardzo zadowolony z wyników terapii. I równie wielce zadowolony, że śliczna stażystka oszczędziła mu wiele czasu, który przeznaczył na tylko sobie znane uciechy. Arda skomentowała to wymownym spojrzeniem, bo czym wyszła z jego gabinetu, informując o tym cały ośrodek, gdyż trzaśnięcie drzwiami poniosło się echem.
      W 'jej' gabinecie czekała już dokumentacja pacjentów, a srebrnowłosa starym zwyczajem odłożyła telefon na biurko wyświetlaczem do domu, zrzuciła z ramion fartuch, odsłaniając czarną sukienkę i wysokie buty, jak zwykle na szpilkach. Oparła się bokiem o biurko, czekając na młodą Cigfran, a w duszy przeklinając swojego przełożonego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Gabinet lekarski
Nie Maj 05, 2019 6:21 pm
___ To, że Leilani nie potrafiła radzić sobie z porażką, było tylko i wyłącznie zasługą George'a, który od najmłodszych lat wkładał jej do głowy, że będzie coś warta tylko wtedy, gdy będzie najlepsza. A więc starała się ze wszystkich sił, by przebić innych w każdej dziedzinie, nierzadko posuwając się do zadawania swoim rywalom ciosów poniżej pasa. W pewnym momencie bycie pierwszą stało się jej niezdrową obsesją, a jej życie zamieniło się w wyścig szczurów. I trwałoby to dalej, dopóki biologiczny ojciec nie uświadomił Lei, że akceptuje ją taką, jaką była — niedoskonałą.
Jasne, rozumiem. — westchnęła zawiedziona. Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć i nie miała tego za złe swojej terapeutce, a mimo wszystko do ostatniej chwili liczyła, że jednak uda się odizolować ją od George'a. Cóż, teraz pozostawała tylko nadzieja, że ojczym nie będzie odwiedzać jej zbyt często. Zapewne pojawi się w okolicach świąt, by zgrywać wzorowego tatusia, a później będzie miał ją gdzieś, zrzucając odwiedziny na barki Jonny. Nawet nie zamierzała ukrywać, że taki stan rzeczy bardzo by ją ucieszył. — Sama mu to powiesz. Ja tak trochę nie mogę.  
___Zdając sobie sprawę z tego, że na oddziale nie będzie mogła korzystać z telefonu, nawet nie zabierała go ze sobą. Jeśli Ardzie zależało na przekazaniu jakichkolwiek informacji Louisowi, to szybciej zrobi to sama, niż gdyby miała to zrobić sama Leilani. W tamtym momencie świat poza Sunshine Coast nie istniał dla dziewczyny, a ona nie istniała dla niego. To tak, jakby była martwa.
Do zobaczenia — rzuciła opuszczając gabinet. Dopiero gdy znalazła się w swoim łóżku, pozwoliła, by po jej policzkach popłynęły łzy radości i jednoczesnej bezsilności. Była szczęśliwa, bo odzyskała coś, co dawno temu straciła; nadzieję. Z drugiej strony, nie potrafiła tak po prostu wyprzeć z siebie myśli o amfetaminie. Wątpiła w to, by kiedykolwiek mogła zapomnieć o tym, jak działał na nią narkotyk. Czy ten koszmar może się skończyć?



___ Była jak przerażone dzikie zwierzę, które dostało się w niewolę, gdy po raz pierwszy przekraczała próg gabinetu. Przez ponad półtora miesiąca zdążyła już oswoić się z ośrodkiem oraz otaczającymi ludźmi, George rzeczywiście nie odwiedzał jej zbyt często (do tej pory był u niej tylko dwa razy i wcale nie było jej przykro), współlokatorki okazały się być świetne, odkryła w sobie artystkę, a do tego tata odwiedzał ją najczęściej jak mógł. Czy mogło być lepiej? Mogło. Chociaż myśli o wróceniu do ćpania pojawiały się coraz rzadziej, tak Leilani była pewna, że gdyby ktoś podsunął jej fetę, nie umiałaby się oprzeć.
___Zapukała do gabinetu dość energicznie, po czym nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Była nieco zaskoczona widokiem Ardy, ale to wcale nie oznaczało, że nie ucieszyła się na jej widok. Wręcz przeciwnie, posłała jej nawet ładny uśmiech! Od ich ostatniego spotkania Lei zdążyła nieco przybrać na wadze, a kondycja jej włosów i skóry uległa znacznej poprawie, dzięki czemu nie wyglądała już jak "chodząca śmierć", jak określiła się za pierwszym razem.
Miło widzieć znajomą twarz! Bardzo Cię męczą na studiach? — zapytała wchodząc w głąb pomieszczenia. Była weselsza, pewniejsza siebie i pełna energii. Niestety, była to tylko maska, którą za kilka chwil miała zdjąć. Bo problemy wcale nie zniknęły.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Gabinet lekarski
Sro Maj 15, 2019 1:45 pm
______Zmiany, jakie zaszły w młodej dziewczynie były widoczne na pierwszy rzut oka. Osoba niewtajemniczona w historię Leilani mogłaby stwierdzić, że wszystko z nią jest w porządku. Pozory mogły grać na nosie szarego człowieka, aczkolwiek srebrnowłosa wiedziała, że to nie jest zero jedynkowe. Nie mogła powiedzieć, że jakieś zmiany nie weszły w życie. Ba, widziała przecież, że młoda Cigfran chce żyć. Terapia artystyczna mocno ja otworzyła i pozwoliła wylać te wszystkie emocje na zewnątrz, oczyszczając ją wewnętrznie. Uśmiech, jakim obdarowała Ardę dodatkowo umocnił terapeutkę, iż Leilani naprawdę się stara. Może nie zawsze jej to wychodziło, ale sam fakt, że chciała coś zrobić był ogromnym plusem. Fizycznie też się poprawiła. Brak narkotyku pozwolił organizmowi na detoks, którego tak potrzebowała. Włosy odzyskały blask, cera nie była już papirusowa, a pomimo szerokich ubrań - widać było, iż przybrała na wadze. Normalna dieta, odrobina samozaparcia i za dwa, no może trzy miesiące jej organizm wróci do równowagi.
______Rovere skinęła głową do młodej, ciągle opierając się o biurko:
______— Dobrze wyglądasz. — powiedziała wprost, nie siląc się jednak na uśmiechy i wymiany uprzejmości. I tak nikt w nie by nie uwierzył. Pytanie o studia nieco ją zaskoczyło, aczkolwiek nie miała nic przeciwko, żeby Leilani dowiedziała się nieco na ten temat. W końcu plotek i tak nie dało się uniknąć, a cały ośrodek wiedział, że młoda pani doktor jeszcze stricte doktorem nie jest. — Nie bardziej niż zwykle. — odparła, wzruszając ramionami. W końcu taka prawda; cały szum o ciężkich studiach medycznych był dla Rovere picem na wodę. Po prostu trzeba było chcieć. Może dla większości ludzi rzeczywiście stanowiły one trudność, a Arda była tym dziwnym przedstawicielem, któremu wszystko przychodziło łatwo, acz ona nie widziała w swoim zachowaniu nic dziwnego. Wychodziła z założenia, że skoro czegoś chciała to musiała to osiągnąć. Takie to proste. Dla niej.
______— Jak się czujesz, Leilani? Słyszałam, że dużo tworzyłaś od naszego ostatniego spotkania. — Pielęgniarki pochlebnie wypowiadały się na temat Cigfran, kiedy ta malowała lub rysowała. Manualna terapia naprawdę mogła uczynić cuda. — Jak rodzice?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach