Anonymous
Stoliki
Gość
First topic message reminder :

Kiedy wejdziesz na pierwsze piętro, bardzo łatwo jest zauważyć sporo miejsca przeznaczonego na stoliki. Zazwyczaj tutaj uczniowie przesiadują na przerwie, bądź na lekcji, kiedy tylko mają okienko. A są na tyle porządni, aby nie opuścić budynku szkoły. Wokół można zauważyć także jakieś trzy automaty, w których można zakupić ciepłe napoje, jakieś kanapki i inne pieczywo oraz przekąski czy zimne picie. Jak przystało na szkołę dla bogaczy, wybór jest ogromny. Kilka rodzajów kawy, jakieś kanapki z dokładnie opisaną zawartością. Pełen luksus i spory wybór.

James Cadogan
James Cadogan
Fresh Blood Lost in the City
Przyglądał się jej przez cały czas, zastanawiając się o czym może myśleć. Czasem sprawiała wrażenie, jakby odpływała w zupełnie inne miejsce. I to podczas tak ważniej rozmowy. Za każdym razem jednak poprawnie odpowiadała na jego pytania, nie mógł zarzucić jej rozkojarzenia. Albo bardzo dobrze improwizowała albo odnosił mylne wrażenie.
Tak czy inaczej, chyba mieli za sobą wszystkie najważniejsze kwestie. Powiedział jej, co miał powiedzieć, teraz jeszcze tylko robota papierkowa... a właśnie.
Jednak zanim o tym, dyrektor machnął ręką.
- Oczywiście, oczywiście. Jak mówiłem, słowa to wiatr. Proszę udowodnić swoją wartość i wtedy odpłaci pani za moje zaufanie. - Odpowiedział i ściągnął okulary, które zaczął przecierać brzegiem koszuli. Jeszcze przyjrzał się czy przypadkiem nie przegapił jakiegoś zabrudzenia, zanim ponownie ubrał je na nos. - Jest jeszcze kwestia papierkowa. Podpisanie umowy i tak dalej. Z tego co wiem, będzie pani musiała również przejść krótkie szkolenie. Tak czy inaczej o wszystkie te kwestie proszę już pytać moją sekretarkę. Ona dokładnie pani wytłumaczy gdzie się udać, co zrobić, gdzie podpisać i tak dalej.
Bardzo się cieszył, że posiadał osobę, na którą mógł zrzucić część swoich obowiązków. Brzmiało to dosyć niepoważnie, ale gdyby musiał zajmować się również takimi kwestiami, to chyba już dawno by oszalał. A tak dziewczyna pozna niezwykle istotną część szkolnego personelu. Jak bowiem większość wiedziała, jeśli chce się coś załatwić z dyrektorem, najlepiej załatwić to przez jego sekretarkę.
- Być może będzie pani w stanie nawet im trochę pomóc. Jak wspomniałem, są to wyróżniający się nauczyciele, ale od kiedy dołączyli do nas uczniowie z Hudson's Bay, ilość ich pracy niemal podwoiła się. Jedyną osobą, która wydaje się nie narzekać na ten stan rzeczy, to pan Striker. Tak czy inaczej, pomocna para dłoni zawsze jest w cenie. - Być może nie będzie to najbardziej wymarzona praca na świecie. Ocenianie sprawdzianów, opiekowanie się sprzętem, pilnowanie uczniów i tak dalej. Z drugiej jednak strony, to jest część nauczycielskiego życia, czyż nie?
Na jej pytanie lekko się uśmiechnął.
- Szczerze mówiąc wątpię. Nie wynika to z braku chęci do pomocy, a z braku czasu. Jak już wspominałem, placówka jest duża, w związku z tym jest dużo pracy. Teraz udało mi się wygospodarować dla pani kilka chwil, ponieważ mamy zakończenie roku, jednak w normalnych warunkach prawdopodobnie załatwiałaby pani to wszystko z sekretarką - wyjaśnił, powracając do normalnego dla siebie wyrazu twarzy.
Skoro tę sprawę już załatwili, kartki nie były mu potrzebne. Posegregował je, a następnie schował z powrotem do teczki. Tę oparł o nogę krzesła, aby nie przeszkadzała.
Teraz, kiedy tak siedzieli przy stoliku, stwierdził, że chętnie by się czegoś napił. Niestety to nie restauracja, a zawartość tutejszych automatów jakoś nieszczególnie do niego przemawiała. Trudno, będzie musiał poczekać, aż wróci do gabinetu.
- Proszę mnie nie zrozumieć źle, nie należy to do pani obowiązków. Nie wiem jakie są między wami relacje, ale Chester odpowiada sam za siebie. Jeśli nie zda, to będzie jego problem - mówił to, aby uniknąć jakichś niedomówień. Dziewczyna mogłaby go źle zrozumieć i byłby problem. Dlatego starał się wyrażać w miarę jasno.
- Zawsze znajdzie się jakaś praca. Wakacje zaczynają się tak naprawdę tylko dla uczniów. Nie mogę pani zaoferować niczego konkretnego w tej chwili, ale jeśli zgłosi się pani do sekretarki lub któregoś z nauczycieli, na pewno znajdą coś, w czym mogłaby pani pomóc. W razie potrzeby mam również pani numer telefonu, więc będę informować, gdyby coś się znalazło.
Szczerze mówiąc spodziewał się, że jeszcze przez wakacje będzie sobie chciała odpocząć. Przynajmniej on by tak zrobił, biorąc pod uwagę, że to mogą być ostatnie wakacje w jej życiu. Nie jemu jednak oceniać. Byli i tacy, którzy relaksowali się dopiero, kiedy szli do pracy. Zaraz, przecież sam James zaliczał się do tego typu ludzi. Cóż, on się w tej chwili nie liczył. Dyrektor zawsze pracuje.
Anonymous
Gość
Gość
Ona dobrze improwizowała. Czasami jej nie wychodziło, ale wtedy zazwyczaj parskała szczerym śmiechem i udawała, że nic poważnego się nie stało. Cała ona. Chociaż nie, ciemną stronę też posiadała. Tyle że, raczej jej nikomu nie pokaże. Wiecie, ludzie nienawidzą wrednych bab.
- Oczywiście, zgłoszę się do sekretariatu. - kiwnęła twierdząco głową, po czym schowała notes w torebce. Nie powinien już być potrzebny. W międzyczasie wyciszyła telefon, bo zapomniała zrobić to wcześniej.
A mówiłem! Przypominałem...
Dobra, dobra! Nic się nie stało. Naprawdę rzadko kto do mnie pisze!
Rozpromieniła się już na samą myśl o współpracy z nauczycielami, którzy zostali wcześniej wyróżnieni przez pana Cadogana. Od nich zacznie. Odciąży ich trochę, a sama wpadnie w odpowiedni rytm, który pozwoli jej sukcesywnie się rozwijać. Powinna zaklaskać w dłonie, ale nie zrobi tego. Dyrektor by uznał, że dziwne z niej dziewczę. No cóż, może nie do końca normalna pod paroma względami... Ale czy w ogóle istnieje persona, która jest 100% życiowa i stabilna psychicznie? Zerknęła na swojego rozmówcę.
Jeżeli uczniowie doprowadzą go do skrajnego załamania to fakt, wyląduje w pokoju bez klamek.
Oto realne zagrożenie dla nauczyciela! Jego wychowankowie.
- Proszę się nie przejmować. Uznam rozmowę z Chesterem jako czysto... dydaktyczną. To będzie ciekawe doświadczenie. - i na pewno bolesne. Skoro gra takiego mistrza wiedzy, który szkoły nie potrzebuje to raczej nie będzie w stanie mu pomóc. No, jedynie znaleźć dobry rów, aby mógł go kopać.  Tak, Enya nie ma pojęcia, że chłopak przemieszcza się za pomocą wózka. Inaczej strzelałaby na sfrustrowanie spowodowane życiem... Albo późniejsze dojrzewanie? Ile on w ogóle ma lat?
19 wiosen, sklerotyczko!
Och, no weź!
Ona umrze bez pracy, taka była. Wszędzie tej dziewuchy pełno. Jeżeli nie dałby jej zajęcia to resztę wakacji spędziłaby na... nauce. Cóż, głowa by jej pękła.
- Zatem zgłoszę się z chęcią pomocy do grona nauczycielskiego. - i delikatnym uśmiechem podsumowała całą rozmowę.
Wiedziała już wszystko. Chyba. Czekała już tylko na znak od Cadogana, że rozmowa się zakończyła.
Anonymous
Gość
Gość
Nie wywołuj...matematyka z korytarza!

Stukot miarowo uderzanej o podłogę laski niósł się po korytarzu coraz to donośniejszym echem, zwiastując tym samym zbliżającego się Strikera. Ten jak zwykle był ubrany w sposób nienaganny, a na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia. Warto zaznaczyć, że Aiden przemieszczał się szybszym krokiem niż zazwyczaj. A przynajmniej się starał. Musiał złapać Cadogana. Nie chciał załatwiać sprawy poprzez sekretarkę. Powiedzieć, że się nie dogadywali to mało.
- Dyrektorze Cadogan. - Zagaił nim jeszcze się zbliżył. Chciał zwrócić na siebie uwagę. Sprawa była pilna. Dopiero po chwili matematyk dotrzegł, że dyrektorowi towarzyszy...
...uczennica?
...nauczycielka?
...ktoś zewnątrz?

Nie było to takie istotne.  
- Dyrektorze...Znowu to samo. - Dodał po tym, jak ostatecznie przystaną, nie bardzo zwracając uwagę na fakt, że prawdopodobnie niegrzecznie przerwał rozmowę. Wierzył, że Cadogan nie będzie miał mu tego za złe przez wzgląd na sytuację. Bo tak, mówiąc "znów to samo", miał na myśli powtórkę z rozrywki odnośnie sytuacji, jaką przeżyli IDEALNIE ROK TEMU kiedy to zmieniła się władza uczelni z którą mieli podpisana współpracę. Gdzie to ówczesny nowy PAN I WŁADCA musiał poczuć potrzebę swoistej ratyfikacji (bo jakżeby inaczej!) umowy. Nie trzeba chyba przypominać, że wiązało się to z koniecznością słania (kilkakrotnie!) na uczelnię delegacji "bo to przecież wam zależy, nie nam" i tego, że miało to również przełożenie na budżet szkoły (księgowa przez miesiąc wychodziła z siebie), program nauczania i całą inną papierologię w którą trzeba było nanosić poprawki. Cóż, teraz czekało ich to po raz drugi. HEHE.
Swoją drogą zabawna sprawa, że tego dziekana spotkało to samo co poprzedniego - jeden i drugi zszedł na zawał. Co prawda ten drugi jeszcze coś tam żył, lecz się wystraszył na tyle swoim stanem, że postanowił zgłosić rezygnację z pełnienia swojego stanowiska. Wyznaczono więc nowego - i stąd całe zamieszanie. By było śmieszniej Aiden dowiedział się o sprawie całkiem przypadkowo. TYPOWE.
Jak na razie wolał nie zdradzać tych szczegółów. Nie był pewien czy mógł sobie na to pozwolić przy...obcej.
James Cadogan
James Cadogan
Fresh Blood Lost in the City
Kiwał głową co jakiś czas, wyrażając w ten sposób zapewne aprobatę dla słów dziewczyny. Musiał przyznać, że dobrze wypadła na tym wstępnym spotkaniu. Może to nie miało aż tak ogromnego znaczenia, ale na pewno dawało jej lepszy start. No i na pewno zapunktuje u innych nauczycieli, jeśli zechce ich odciążyć w trakcie przerwy wakacyjnej. Nikt nie będzie narzekał na większą ilość czasu wolnego.
- Świetnie. Skoro tak, to... - Właśnie miał powiedzieć, że ich spotkanie dobiegło końca, bowiem on nie miał jej więcej do przekazania, a ilość wolnego czasu także nie była u niego nielimitowana, wtedy jednak rozgległ się charakterystyczny stukot. Zaraz też James usłyszał swoje naziwsko.
Czy ten człowiek ma jakiś radar?
- Panie Striker. Doskonałe wyczucie czasu - stwierdził, kierując spojrzenie na nauczyciela. - Zanim zachce pan przedstawić swój problem, proszę poznać panią Enyę Heachthinghearn. Będzie pracować u nas jako stażystka od nowego roku. Pani Heachthinghearn, to jest właśnie pan Aiden Striker, o którym już wspominałem. - Przedstawił ich sobie i dał chwilę aby się przywitali czy co tam się robi w takich sytuacjach.
Po chwili kontynuował:
- Pani Heachthinghearn wyraziła chęć pomocy w trakcie przerwy wakacyjnej. Jeśli więc ma pan jakiś problem, proponuję przysunać krzesło i przedstawić go tutaj. Być może znajdziemy w tym rolę dla naszej młodej ochotniczki. - Zaproponował, opierając się wygodnie na krześle.
Właściwie to dobrze się nawet złożyło. W ten sposób upieką dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie był tylko pewien entuzjazmu Strikera względem tego pomysłu, ale mina oraz ton Cadogana dosyć jasno sugerowały, że w tej kwestii nauczyciel niewiele ma do powiedzenia. Chyba, że to była jakaś naprawdę bardzo istotna sprawa, której nie powinna słyszeć osoba ledwo co dołączająca do grona nauczycielskiego. Cóż, wtedy Enya będzie musiala chwilę poczekać na szansę wykazania się.
Anonymous
Gość
Gość
Ależ była podekscytowana! Wyglądało na to, że jej osoba została pozytywnie odebrana przez dyrektora, co napawało ją euforią. Mogłaby latać, naprawdę. Nie miała pojęcia skąd wzięłaby skrzydła, ale to przecież nie stanowi problemu. Skok ze spadochronu to też forma lotu, prawda?
Uśmiechnęła się raz jeszcze, że też usta jej nie bolały, po czym skinęła głową na znak, że i z niej strony ta rozmowa dobiegła końca. Wszystko wie! Jednakże nim wstała z miejsca to do jej uszu dotarł dźwięk stukotu drewna o podłogę. Odwróciła się wiedziona ciekawością i wtedy dojrzała Aidena. Nie zdążyła poukładać myśli, bo Cadogan już ją przedstawiał.
Dalej, kochana! Podbijaj świat!
Uniosła się, aby wyciągnąć dłoń w stronę mężczyzny i serdecznie ją uściskać.
- Bardzo miło mi pana poznać. - nawet, jeżeli ten będzie uważać, że właśnie spotkało go wielkie nieszczęście w postaci jej osoby. Nie interesowało jej to zbytnio. Miała przed sobą jednego z nauczycieli, których wymienił James.
To twoja szansa.
Wiem!
Jednakże ostrożnie, zbadaj najpierw grunt.
Myślisz, że jest oschłym kawalerem?
Zapytaj czy posiada koty.
Dziewczyna spojrzała po swoich rozmówcach.
- Oczywiście! Bardzo chętnie zajmę się papierkową robotą czy innym zajęciem, jeżeli ma pan ich aż nadto. - propozycja nie do odrzucenia! Darmowa siła robocza, która sama się pcha do studni zapierdolu. O przepraszam, język! No ale, młodość rządzi się swoimi prawami!
Enya usiadła na swoim miejscu, kiedy już minął czas powitania. Jeżeli wypadła na ekstrawertyka to nawet dobrze. Byleby Aiden nie pomyślał, iż ma coś z głową.
Wcale daleko by od prawdy nie był...
Anonymous
Gość
Gość


Ostatnio zmieniony przez Aiden dnia Wto Lip 05, 2016 7:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
Na chwilę wszystkie procesy myślowe w głowie matematyka się zatrzymały.
Co on powiedział?
- ... Heachthinghearn? - Powtórzył tępo - Tak jak Chester Heachthinghearn? Powinowactwo, czy przypadek? - Powiedz, że przypadek. Zmrużył ślepia, oczekując jakiegoś zaprzeczenia czy też notki co o tego, że to wyłącznie zbieżność nazwisk i jednego z drugim nic nie łączy. Naturalnie nie krył się z negatywnymi emocjami, jakie wzbudzała w nim osoba Chestera będącego karykaturą rajdowca.
Jeżeli jednak przypadek to nie był, to z pewną przezornością podał swoją dłoń kobiecie tak, jakby zaraz miał się przypadkiem zarazić od niej jakimś spaczeniem lub zostać ofiarą niesmacznego żartu. Nie dało się ukryć, że uśmiechała się w tak trochę niepokojący sposób. Albo to już była lekkie przewrażliwienie Strikera.
Boże, James, na głowę upadłeś wpuszczając pod dach kolejnego Heachthinghearn?
Pomyślał, wzdychną i wlepiał wzrok w Dyrektora. Nie zdecydował się usiąść.
- Żeby tu był w tym momencie czas na siedzenie... - Zagaił. - Znowu rektor naszej ulubionej uczelni zszedł na zawał. To znaczy, częściowo - bo akurat temu to udało się przeżyć, jednak nie zmienia to faktu, że złożył wypowiedzenie już jakiś czas temu. Dowiedziałem się o całej sprawie przypadkiem, kiedy to przyszły papiery z ostatniej wizytacji z wydziału Matematyki Stosowanej podpisane, jakżeby inaczej, innym nazwiskiem. Taki smaczek. - Uśmiechną się ironicznie - Już tam dzwoniłem robić im armagedon. Ichniejszej sekretarce udało się nas upchnąć na...za sześć godzin. Teraz. Potem za trzy dni kolejne spotkanie, a potem szanowny rektor z szanowną małżonką znikają na 2 tygodnie na Malediwy. Jak wróci możemy go urabiać do zdechu. Mam propozycję taką, bym dziś ja tam pojechał. I tak będzie to bardziej przepychanka bo nowy rektor będzie chciał pokazać jak bardzo trzeba się z nim liczyć niż jakiekolwiek konkretniejsze ustalenia - Aiden był swoistym łącznikiem między dyrektorem, a rektorem, więc propozycja z jego strony była dość oczywista i naturalna. - Musisz mi tylko powiedzieć, Cadogan, czy próbować z nimi paktować, czy TYLKO straszyć ich ewentualnym odstąpieniem, czy może faktycznie zasugerować koniec współpracy i będziemy rozglądać się za innym partnerem? I co z piątym rocznikiem? Wspominać coś? Milczeć? Jesteśmy w posiadaniu jakiegokolwiek programu czy też założyciel sobie znów pogadał, a nawet wytycznych jakichkolwiek nie zostawił? Czy grać dziś na czas i wybadać tego nowego i uderzymy z siłą za trzy dni? - Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Typowy dzień z życia dyrektora. Zaraz po tym, Aiden przeniósł wzrok na stażystkę i niechętnie musiał przyznać, że w takiej sytuacji mogła by się zdać i wiedział jak. - Pani Heachthinghearn może w tym momencie pomóc mi zebrać obecną dokumentację. Jest rozrzucona po szkole jak dzieci w Iraku po ścianach, a ja nie mam za dużej możliwości za tym biegać. - Mówił dosłownie. Kalectwo zobowiązywało - Nie wspominając o tym, że w tym momencie trzeba będzie płodzić papirusologię w tonach, a urlopy się posypały. - Uśmiechnął się delikatnie. Daj mi tą kobietę, a zrobię z niej ludzką maszynę do robienia w pisma.
James Cadogan
James Cadogan
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez James Cadogan dnia Sro Lip 27, 2016 1:41 pm, w całości zmieniany 1 raz
Cóż, jak widać Chester był dosyć znaną postacią w obrębie tej szkoły. Szkoda tylko, że z niezbyt dobrej strony.
Niestety, musiał uświadomić Strikera.
- Tak, jak Chester Heachthinghearn. Konkretnie, pani Enya jest jego kuzynką - wyjaśnił uprzejmie i spojrzał przy tym na dziewczynę. Cóż, rodzina naprawdę mogła utrudnić jej start tutaj.
Były jednak sprawy ważne i ważniejsze. Kwestia powiązań rodzinnych Enyi zeszła na drugi plan, kiedy Striker zaczął przytaczać kłopoty z rektorem. Kolejnym rektorem, dodajmy.
Teoretycznie mina Cadogana była cały czas taka sama, kiedy słuchał nauczyciela. Można było jednak odnieść nieodparte wrażenie, że z każdą chwilą dyrektor zmieniał się i z odrobinę chłodnego staruszka, który zatrudniał stażystkę, przeistaczał się w człowieka, który mógłby zabić samym spojrzeniem, a co dopiero rękami. Na szczęście jednak żaden z obiektów jego irytacji nie przebywał w pobliżu. Inaczej uczelnia prawdopodobnie musiałaby szukać kolejnego rektora.
Jeszcze w trakcie wypowiedzi Aidena, James chwycił za komórkę i wykręcił numer.
- Przygotuj mi wszystkie założenia programowe na temat Spinel. Tak. I przejrzyj dokładnie papiery uczelni od Matematyki Stosowanej. Wszystko. Łącznie z odstąpieniem od współpracy. Wszystko. Kiedy Striker tam przyjdzie, masz to recytować. I nauczyć jego recytować. - Rozłączył się i ponownie skupił na Aidenie. On pewnie już i tak wiedział wszystko, co miał wiedzieć na temat tej umowy, ale wolał zachować pewność. - Zaczynają być irytujący. Skąd oni biorą tych rektorów, z oddziału intensywnej terapii? - Cadogan postukał palcami w stół, dając sobie chwilkę na zastanowienie. - Przetrzymaj go. Jak tam pojedziesz, masz mu wchodzić w dupę tak, jakbyś odkrył tam złoże ropy naftowej. Niech mu się wydaje, że jest wielkim człowiekiem na znaczącym stanowisku i jakaś prowincjonalna szkółka chce poopalać się w blasku jego chwały. Wspomnisz o piątym roczniku, jako naszym atucie. Wszystkie papiery będą gotowe w sekretariacie. Zobacz czy coś z tego będzie. Niezależnie od tego, za trzy dni chcę go widzieć na kolanach. Albo się nauczą respektować swoje własne ustalenia albo skończą bez niczego. Jeśli zacznie się stawiać, odstępujemy od umowy. Piąty rocznik ma być atutem. Stać nas na to, tak samo jak stać nas na to, żeby podjąć współpracę z inną uczelnią. I masz mu to uświadomić za trzy dni tak, żeby nie mógł o tym zapomnieć przez następne trzy lata.
Enya miała niepowtarzalną okazję poznać Jamesa z trochę innej strony. Kiedy trzeba było załatwiać interesy, dobre maniery i umiar odchodziły na dalszy plan, liczyło się tylko dobro szkoły. I chociaż cały czas mówił w sposób irytująco niemal spokojny oraz odrobinę przyciszony, aby słowa te nie dotarły do nieodpowiednich uszu, raczej nie pozostawiał wątpliwości sprawie tego, jak podchodzi do tej sytuacji.
- Malediwy - niemal wypluł to słowo z obrzydzeniem. Kto w takiej sytuacji wyjeżdża na urlop, kiedy tyle spraw pozostaje niezałatwionych?
Spojrzał na Enyę.
- Cóż, chyba nie mogła pani lepiej trafić. Jestem pewien, że Aidenowi przyda się pomoc w tej sprawie. - Ponownie skierował spojrzenie na nauczyciela. - Weźmiesz Heachthinghearn ze sobą. Zostawiam ją do twojej dyspozycji, może nawet czyścić kible, jeśli tylko pomoże ci to w rozwiązaniu tej sytuacji. Jeśli uznasz, że się nadaje, możesz ją nawet wziąć na to spotkanie, niech się uczy i zobaczy jak to wygląda od drugiej strony. Tylko nie pozwól jej się odezwać, bo jeszcze nie wie, jak to wszystko działa. Zresztą, co ja ci będę mówił, przecież wiesz jak to załatwić.
Tym samym rozdysponował wolnym czasem Enyi. Ale hej, sama o to prosiła, prawda? Mogła również zwrócić uwagę, że szybko zniknęła forma grzecznościowa. Cóż, jeżeli chciała być częścią tej machiny, to musiała się przyzwyczaić, że nie będzie wiecznie "panią". Oczywiście przy wszelkich oficjalnych wydarzeniach to pozostanie, jednak w sytuacjach wymagających szybkiej reakcji nikt nie będzie sobie zawracał głowy takimi sprawami.
Miała trochę pecha, bo z nauczycieli, których jej polecił, Striker był... cóż, najtrudniejszym. Z drugiej strony takiego szkolenia nie przejdzie nigdzie indziej. Jeżeli przetrwa z nim, to prawdopodobnie przetrwa w tej szkole już wszystko. Zresztą, dla Aidena też był to swego rodzaju sprawdzian, bo jeśli stażystka coś spieprzy, odpowiedzialność za to spocznie na jego barkach. Ileż zależności.
Gdy oni odeszli, on również pozbierał swoje rzeczy i udał się w inną stronę.

//zt
Anonymous
Gość
Gość
Czy cień Chestera będzie wciąż za nią podążał? Patrzyła twardo w oczy nauczyciela, gdy ten postanowił w końcu wyciągnąć ku niej dłoń i nawet ją uściskać. Śmiała podejrzewać, że za rogiem już czeka na niego płyn dezynfekujący. Zapewne użyje Tytana, aby wypalić zakażony naskórek, co na pewno będzie bolesnym doświadczeniem. Ale hej! Przecież to najszlachetniejszy z rycerzy Cadogana, z prochu by powstał ponownie na rozkaz dyrektora. Wystarczy szepnąć słowo klucz.
Czego Enya nienawidziła? Właśnie tego, kiedy osoba zupełnie jej nie znająca stawia nad nią krzyżyk, bo 'kuzyn, ciotki stryjecznej, przybrany brat matki i wujka, dziadek wnuka" jest z nią spokrewniony. Już ona pokaże im wszystkim, co znaczy nazwisko Heachthinghearn! Ekhm, ale od tej dobrej strony. Zatem za punkt honoru przyjęła przekonanie nauczyciela do swojej persony. Niemożliwe? Być może, ale spróbować nie zaszkodzi. Najwyżej walnie ją parokrotnie laską po głowie. Może ustawi przy okazji klepki, których (podobno) jej brakuje?
Dziewczę siedziało już na miejscu, gdy minęła chwila na jakże entuzjastyczne przywitanie. Oczywiście, że była radosna jak wiosna! Tylko w środku wybuchła atomówka. Mimo wszystko, skupiła się na wymianie zdań pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Nie mogła pozwolić na to, aby jakiekolwiek słowo jej umknęło. Właśnie angażowaną ją w sprawę i...
Serio? W kible?!

Spoiler:

Ok, mogła zrozumieć niechęć do Chestera. Ok, mogła zaakceptować, że jest od nich młodsza i muszą jej udowodnić, iż są samcami alfa. Ok, może wykonywać papierkową robotę przez okres wakacji. Ale ma biegać ze szczotą od kibla i udawać harcerza? "Panie Opiekunie! Melduję, że kupka odnalazła drogę do domu!"
Dosyć!
Oczywiście to wszystko działo się w jej głowie, bo na zewnątrz wyglądała na wielce zaintrygowaną ich rozmową, chociaż nie śledziła ich poczynań wzrokiem tylko gapiła się przed siebie. Cadogan w sumie ją przerażał, gdy przechodził w tryb bojowy. Mógłby być seryjnym mordercą i wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby domysły okazały się prawdą. Zaś co się tyczy Aidena...
Sama nie wiedziała czy byłby inny, jeżeli nigdy na jego drodze nie stanąłby Chester...
Anonymous
Gość
Gość
A jednak powinowactwo...Nie to, że Aiden nie lubił Chestera - to określenie było bardzo błędne. Matematyk żywił do dzieciaka na wózku szeroko zakrojoną wzgardę i niechęć. Trudno znaleźć konkretny powód. Może to było to, że gówniarz był dziany, był kalką i wszyscy dookoła niego skakali? Co prawda ten doskonale radził sobie sam, lecz wielu nauczycieli lubiła wyolbrzymiać stan krnąbrnego ucznia i pozwalając mu na więcej niż powinni. Kazali go traktować, jak "innych", lecz zaraz potem potrafili robić aferę o to, że przecież jet kaleką i należy mu się odpowiednie traktowani. Bo jest kaleką. I co z tego?! Matematyk też był kaleką, a jednak...cóż, czyżby jakaś zazdrość w duszy się tliła? Kto wie, Aiden nie miał zamiaru tego w tym momencie roztrząsać.
W zamian słuchał, jak Codagan dzwoni po ludziach. Uśmiechnął się niecnie. Czuł się jak ten piroman, a Codagan był żywym ogniem pochłaniającym w tym momencie wszytko na swej drodze. Wybornie. Szkoda tylko, ze nim przyjdzie pławić się w glorii i chwale trzeba najpierw się korzyć. Jednak jeśli jego pracą miało być wcielenie się w "potentata naftowego" to cóż...mogło mu się to nie podobać, mógłby na to marudzić, lecz naturalnie zamierzał wypełnić powierzone mu zadanie, pokaże że potrafi, że podoła i jest wart zaufania. Tak jak zawsze.
- Oczywiście. Jeszcze dziś zaraz po spotkaniu zdam raport. - skinął delikatnie głową, łapiąc pewniej swą laskę w dłoń i sugestywnie spoglądając na Enyę.
Czas ruszać, Bilbo.


2 x z/t (Aiden & Enya)
Anonymous
Gość
Gość
Czasami zdarzają się takie dni, gdy wszystko idzie nie tak. Każdy niekiedy pada ofiarą bezlitosnego pecha, który rujnuje wszystkie plany, niszczy bezpowrotnie dobry humor i sprawia, że nieszczęśnik rwie włosy z głowy i jęczy ze zgrozą.
Wszystko zaczyna się niewinnie - na przykład od drobnej pomyłki, pomylenia nawilżającego balsamu do ciała z ulubioną odżywką. Następnie przypalenie tostów i zbicie kubka przy próbie zaparzenia sobie porannej herbaty - przy okazji wzięcie zielonej zamiast tej ulubionej, czarnej. Dwie różne skarpetki na nogach. Koszulka założona tyłem na przód. Potknięcie się i upadek w czasie biegu na autobus. Skóra na dłoniach zdarta, porwane spodnie na kolanie - nawiasem mówiąc, te również ucierpiały w czasie spotkania z ziemią. Szybki powrót do domu, by się przebrać i jeszcze zebrać ze sobą zapomnianą torbę z laptopem, na którym utkwiła prezentacja na zajęcia.
Tak mniej więcej potoczył się cały poranek Angel. Do diabła.
- Nożebyciętycholerojednachryste - wycedziła.
Nie znosiła komputerów - co gorsza, ta niechęć była skrajnie obustronna. Miała po prostu wrażenie, że urządzenia elektroniczne wyczuwają jej strach przed tym, że mogłaby coś uszkodzić. Mimowolnie, przypadkiem. Jak choćby teraz.
Przy próbie zrestartowania zawieszonego laptopa poprzez uderzenie pięścią w klawiaturę.
Pech nie zamierzał jej odpuścić tak po prostu, zamierzał sponiewierać ją doszczętnie. Warcząc, złorzecząc i wciskając przypadkowe klawisze, siedziała przy jednym ze stolików.
I chyba wyglądała jak ktoś, kto właśnie planuje popełnić brutalne morderstwo - naburmuszona mina na tej słodkiej buźce, oczy ciskające gromy, zaciśnięte usta. Cud po prostu.
Walnęła pięścią jeszcze raz - tak dla zwiększenia efektu swojej siły sprawczej.
- Napraw się, cholera - wysyczała niczym rodowita żmija, mrużąc przy tym oczy jak bazyliszek.
Alessander
Alessander
Fresh Blood Lost in the City
Właśnie przemierzał korytarz, szukając sali, która była jego celem. Nigdy wcześniej nie interesował się jej położeniem, ponieważ nie było takiej potrzeby. Ale właśnie dzisiaj go olśniło.
Host club!
To jest coś, czego od dawna pragnął, ale o tym nie wiedział. W końcu to było idealne miejsce na ziemi dla rudzielca. Będzie mógł poznawać nowych ludzi i oczarowywać piękne dziewczyny. Dlatego właśnie, gdy tylko zobaczył ogłoszenie na tablicy, od razy zaczął szukać Lyssandra. No ale tan jak zwykle gdzieś przepadł, więc darował to sobie. Po prostu w domu mu powie, że przynależy do klubu. O ile tylko dzisiaj znajdzie ową salę i złapie jego przewodniczącego. Niyen Rose. Te nazwisko coś mu mówiło, ale niezbyt kontaktował.
Wszedł po schodach myśląc o tym.
No tak!
To ta męska cheerleaderka. Niezłe połączenie. Pomponiara i host. Naprawdę zaczęło go ciekawić, jaką osobą jest ta blond włosa osoba. Przecież krąży wiele stereotypów o tym, jakie są. Ale wszystko wkrótce się okaże.
Miał tylko nadzieję, że uda mu się go przegadać, przez co razem z bratem będzie mógł należeć do jakiegoś klubu. To na pewno będzie świetna zabawa i nie będzie mógł przegapić u niej żadnej okazji.
Już chciał ruszyć przed siebie, ale usłyszał przekleństwa i psioczenie. Rozejrzał się i zobaczył przy stoliku dziewczynę, dość namiętnie uderzającą pięścią w klawiaturę.
Czyżby potrzebowała pomocy?
Bez zastanowienia podszedł do niej i stanął za nią.
- Nie zdziw się, jeżeli już jutro dostaniesz wezwanie na policję w sprawie pobicia. - spojrzał na laptopa i uśmiechnął się delikatnie. - Gdybym to ja był tak maltretowany, obraziłbym się na zawsze i spalił sobie dysk główny. -bez zastanowienia usiadł przy dziewczynie. Od razu było widać, że sobie z tym nie radziła i potrzebowała pomocy.
Silnej, męskiej ręki!
- Powiedz, jaki masz z tym problem. - wskazał dłonią na laptopa - A Aless ci z tym pomoże. - uśmiechnął się do dziewczyny, prezentując jej idealnie białe zęby.
Anonymous
Gość
Gość
Oczywiście, że nie potrzebowała pomocy. A przynajmniej tak by oznajmiła, gdyby tylko ktokolwiek jej zapytał, czy w ten właśnie sposób prezentuje się stan rzeczy. Inną z kolei sprawą było to, że istniał cień szansy - doprawdy, ledwo wyczuwalny! - że faktycznie mogła rzeczonej potrzebować. Tak po prostu.
W końcu jej laptop jak się zawiesił, tak umarł i niekoniecznie miało to wiele wspólnego z samobójstwem.
W pierwszym momencie posłała rudzielcowi spojrzenie, z którego można było czytać niczym z otwartej księgi. Wprawdzie jedno jedyne zdanie, które się w nim pojawiło brzmiało mniej więcej "Idź i się zabij". Ale czy to miało jakieś większe znaczenie?
Lecz trwało to sekundę. Może dwie. Zaraz jej twarz rozjaśnił śliczny, przesadnie słodki uśmiech, jedynie oczy nadal cisnęły gromy. Burza wisiała w powietrzu, powietrze było suche.
- Módl się, żeby nie zmieniło się w morderstwo - oznajmiła uroczym szeptem, który ciągnął się niczym prawdziwa mordoklejka. - Niech się spali, tylko niech, sukinsyn, wypluje moją prezentację - burknęła jednak, porzucając bardzo szybko tę okropną maskę przesłodzonej suki. Pacnęła ostatni raz klawiaturę i zaraz odchyliła się na swoim krześle i skrzyżowała ręce na piersi, wzdychając ciężko i głośno.
Odrzuciła też warkocz na plecy, jakby on również w jej czymś przeszkadzał.
- Żebym wiedziała. Ja się na tym nie znam, się wziął i zepsuł, zawiesił, cholera to wie - jęknęła i rozłożyła bezradnie ręce. - Pójdziesz na złom za to, zobaczysz! - To już rzuciła prosto w matrycę laptopa. Żeby poczuł się winny. Oskarżony. Może zacząłby działać?
Alessander
Alessander
Fresh Blood Lost in the City
Czuł wrogość dziewczyny. No bo ten niedobry Aless! Jak on miał czelność zasugerować, że ktoś sobie z czymś nie radzi! W końcu taka silna i niezależna dziewczyna na pewno dobrze wie, że stukaniem, waleniem i krzyczeniem na pewno naprawi swojego laptopa.
-Czemu mówisz do niego tak brzydko? On też ma uczucia
Aż atmosfera zgęstniała od tego jej szeptu. A szkoda, że akurat nie miał przy sobie żadnego noża, którym mógłby ją przekroić. Może tym by rozbawił dziewczynę i rozluźnił atmosferę?
Oczywiście nie był seksistą ani nikim takim. Po prostu lubił pomagać innym i wywierać na nich pozytywy wpływ. I dziadek od zawsze uczył go, że do dziewczyn należy mieć szacunek, otwierać im drzwi, pomagać nakładać kurtki, nie pozwolić, aby dźwigały ciężkie torby i pomagać, gdy będą potrzebowały męskiej ręki. Czyli traktować kobiety jak damy, bo każda, nawet ta najmłodsza zasługuje na szacunek.
I jakoś, według niego, ta maska przesłodzonej suki w ogóle dla niej nie pasowała. Ale przez chwilę aż musiał się zastanowić, czy byłą poważna, czy tylko żartowała.
-Zaraz się temu przyjrzę. Mogę? - spojrzał na dziewczynę, wskazując palcem na jej komputer, po czym odwrócił go w swoją stronę. Zobaczmy, co my tu mamy.
Anonymous
Gość
Gość
Wrogość wisiała w powietrzu, otulała ich ze wszystkich stron niczym ciepła kołdra. Choć w tym wypadku o wiele trafniejsze byłoby określenie, że siedzieli w zaspie po same czubki głów i lodowaty śnieg parzył skórę. Z tą drobną różnicą, że nie była to niechęć skierowana do biednego rudzielca, a laptopa. Zasłużył, sukinsyn, jak diabli.
- Ja też je mam - parsknęła w odwecie i machnęła niedbale dłonią. - Teraz na przykład czuję gniew, gniew i gniew. Albo gniew. Ewentualnie gniew, jeśli chcesz wdawać się w szczegóły.
Czy to było już dość obrazowe?
Może i była dziewczynką. Śliczną, powabną istotą o zwiewnych i przepełnionych gracją ruchach. Może i miała w sobie urok, była słodsza niczym najwspanialsze słodycze rozpływające się w ustach. Może i na pierwszy rzut oka ktoś byłby w stanie uwierzyć, że jej imię nie zostało nadane jej przypadkiem, że odzwierciedla jej duszę. Zapewne trwało to chwilę, niekiedy dwie. Bo już po kilku sekundach rozmowy z nią to złudne wrażenie rozwiewało się niczym dym, ukazywało żałośnie szorstką zgniliznę, zamiast słodyczy zostawał słodki zapach zgnilizny.
Przecież Angel daleko było do dystyngowanej damy. Była zimna, podła i do cna zadufana w sobie. Okoliczna księżniczka swojej prywatnej bajki, która za nic miała innych. Alessander również zaliczałby się do niczego w normalnym stanie rzeczy. Uzyskał tę niewątpliwie wielką szansę na rozmowę z nią tylko dlatego, że potrzebowała przy czymś pomocy i nie dawała sobie rady z tym sama.
Lubiła swoją niezależność i to, jak bardzo chadzała własnymi ścieżkami z dala od całego świata, lecz czasami nie miała najmniejszych wyrzutów względem samej siebie, jeśli akurat kogoś był jej potrzebny. Wtedy zmieniała się z suki w przymilającego się kota.
Jak teraz.
Ten wstrętnie jadowity w swojej słodyczy szept poszedł w niepamięć, zniknął gdzieś za sceną.
- Jasne - westchnęła ciężko po tym słowie. Przywołała też na twarz uśmiech, jeden z tych z pewnością najpiękniejszych pośród tych, którymi dysponowała. - Dziękuję - dodała jeszcze i przesunęła laptopa w bok, aby znalazł się przed chłopakiem. - Tak nawiasem... Angel. - Przedstawiła się. Uznała, że tak wypada, lecz wcale nie znaczyło to, że jakkolwiek zależy jej na tym, aby on też to zrobił. Nie wątpiła nawet przez sekundę, że zapewne zaraz - już, już za moment - pozna imię rudowłosego, lecz nie łudziła się również, by je zapamiętała. Jak na razie zapisywał się w jej wspomnieniach pod etykietą "być może ocalona prezentacje". I to wszystko.
Nie lubiła pamiętać o rzeczach, które jej nie obchodziły.
Alessander
Alessander
Fresh Blood Lost in the City
On sam puścił już w niepamięć jej wrogość. W końcu niektórych rzeczy nie ma co rozpamiętywać. Teraz była pora wziąć się do roboty.
A więc nie chce stracić prezentacji, tak?
Splótł ze sobą palce obu dłoni, wyciągnął ręce przed siebie i rozprostował kości. To powinno być dziecinnie łatwe. Poprawił swoje okulary i wcisnął magiczną kombinację klawiszy Control-Alt-Delete. Jednak usłyszał głos swojej nowej koleżanki. Angel?
- Jak anielsko. - uśmiechnął się. - Jestem Alessander. Ale po prostu mów Aless. - cały czas patrzył na laptopa, który nie reagował. Cóż...
Więc jednak to będzie poważniejszy przypadek, niż się spodziewał. Ale to nic strasznego. Przytrzymał dłużej klawisz zasilania, aby go wyłączyć. O prezentacje się nie martwił. Sam już kilka razy miał taką sytuację. Jednak zmarszczył brwi, gdy i na to nie zareagował.
Zawiesił się na amen.
Ostrożnie zamknął laptopa i spojrzał na dziewczynę. - Nie martw się. Wiem, co robię. - po tych słowach podniósł jej komputer i wyjął z niego baterię. On tak zawsze robił, gdy tracił cierpliwość do sprzętu.
Odczekał kilka sekund, po czym włożył baterię we właściwe miejsce i postawił laptopa tak, jak prawidłowo powinien on stać. Otworzył pokrywę i wcisnął guzik zasilania. Gdy zobaczył magiczne okienko, wybrał opcję uruchomienia systemu normalnie. Spokojnie czekał, aż się włączy.
Jeśli Angel miała hasło, przesunął komputer w jej kierunku, aby je wpisała, a jeśli nie, to zabrał się do dalszej pracy. Otworzył program, w którym robiła prezentację, wszedł w opcje pliku, znalazł ostatnie wersje i wybrał przywracanie ostatnich niezapisanych prezentacji. Na ekranie pojawił się komunikat, że program szuka plików. Aless odsunął się i czekał. To będzie na tyle.

EDIT 03.09.17r.:
Angel nie odpisuje mi od 5 lutego
sesja porzucona
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach