Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :


Stoiska z jedzeniem




Ach, czujecie te zapachy?
Kobiety i mężczyźni krzątają się za blatami swoich rozłożonych stoisk, raz po raz zachęcając mieszkańców do kupna jednego z ich produktów. A znajdziecie tu dosłownie wszystko. Od wszelkich wyrobów na patykach - smażonego mięsa, kalmarów, a nawet zwykłego melona - poprzez wspaniałe babeczki w przeróżnych kształtach, czekolady praktycznie wszystkich smaków, żelki różnej wielkości (przy czym największa, jak zapewnia was sprzedawca, waży ponad 3 kilogramy i dzięki swojemu opakowaniu starczy przynajmniej na miesiąc nawet największym łakomczuchom), zawijasów z ryżu, chińskich pierożków, bułeczek noworocznych, świń kręcących się na rożnie i innych dziwacznych przysmaków, które z pewnością świetnie sprawdzą się w roli piknikowego pożywienia. Dla tych, którzy potrzebują czegoś na ciepło, starsza pani o równie ciepłym uśmiechu macha łyżką w powietrzu z olbrzymią precyzją rozlewając zupy z wielu garnków do przenośnych opakowań, jak i gorącą czekoladę do zabezpieczonych kubeczków. W końcu podczas festiwali mało kto jada w jednym miejscu, zdecydowanie preferując chodzenie po stoiskach z jedzeniem w dłoni.


____________________

UWAGA!
Podczas waszego pobytu w tym temacie możecie (choć nie musicie) paść ofiarą Mistrza Gry i jego ingerencji. Zwykle będą to króciutkie zadania, mające na celu urozmaicenie wam eventu.




Stoiska z jedzeniem [ MOŻLIWA INGERENCJA ] - Page 3 Herb-RDpn_qnxwsaa

[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
- Uuuu, robiliście za mediatorów. Świetnie! Pewno czułeś się jak ryba w wodzie! - wyszczerzył się do Merca - Ja zrobiłem sobie poduszkę z ramienia przypadkowego uczestnika festiwalu, jak również zlecałem zabójstwo przypadkowej osobie... Chyba byłem trochę zbyt wiarygodny, bo dziewczyna uciekła. - Westchnął ciężko. - Mam nadzieje, że jednak nie uciekła za daleko i dalej bawi się festiwalem.
Odebrał od przyjaciela zapalniczkę i złożył swój lampion po chwili odpalając go. Wypuścił papierową konstrukcję, która powoli wzbiła się w powietrze, blondyn obserwował oddalający się obiekt z iskierkami ekscytacji w oczach. Oczywiście wcześniej wykrzyczał w myślach swoje życzenie.
- Kalmary? Jasne! - wyciągnął łapki do przyjaciela i gdy tylko otrzymał jedzonko bez namysłu wgryzł się w nie. - Mhammmm!
To był ten jeden z niewielu momentów gdy Cyrille faktycznie zachwycał się jedzeniem, bez głębszej analizy jak mogło zostać przygotowane. Przeżuł i wbił spojrzenie w Alana.
- No wiesz co? Nawet po tym jak ci gotowałem, Brutusie? - zaśmiał się i znów spojrzał w niebo. - Teraz mogę śmiało powiedzieć, że ten festiwal był udany! Szkoda tylko, że nie widziałem was w akcji mediatorów. To było pewnie ciekawe widowisko!
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Spodziewał się takiego przebiegu zdarzeń. Mimo wszystko przytaknął na jego słowa, wyraźnie nie mając problemu z zakupem normalnych przysmaków, ale nie przyszli tu tylko po to, by skupiać się wokół czegoś, co można było dostać na co dzień. Trudno jednak było pogardzić dobrze przyrządzoną wołowiną.
Jasne. I tak zamierzałem dokupić kilka przypraw i przy okazji spróbować czegoś z makaronem ryżowym ― stwierdził. Czasem trudno było uwierzyć, że ktoś jego pokroju w ogóle potrafił gotować, a w tym przypadku – jak na złość – wychodziło mu to całkiem dobrze, nawet jeśli od dłuższego czasu stosunkowo rzadko decydował się coś przyrządzić.
Mieli sporo szczęścia, że wybrali się tu dopiero teraz. Zajęci lampionami ludzie zostawili w spokoju stoiska z jedzeniem, przez co bez większego trudu mogli przechadzać się kulinarną alejką i mieć w zasięgu wzroku niemalże wszystko, co oferowały im stoiska. Jego zainteresowanie omijało miejsca, które dysponowały kolorowymi słodyczami.
Darujemy sobie pająki i wnętrzności ― odparł, jakby wyczuł, że Thatcher sceptycznie podchodzi do podobnych smaczków. W rzeczywistości sam nie miał ochoty na wkładanie do ust czegoś, co uchodziło za robactwo lub czegoś, czym wychodziło wszystko inne, nawet jeśli darował sobie ostentacyjne krzywienie się. ― Tam mają twoją wołowinę.
Rzucił, niemalże od razu podchodząc do stoiska, z którego bił przyjemny aromat smażonego mięsa. Trudno było przywyknąć do tak cienko pokrojonych plastrów, ale nie zmieniało to faktu, że mięso wciąż wyglądało apetycznie. Poza tym stoisko oferowało także różne wspomniane wcześniej przyprawy, którymi doprawiano przekąski. Kilka sosów i tych bardziej sypkich dodatków już niedługo znalazło się w posiadaniu Grimshawa, gdy tuż po zamówieniu, sprzedawca zapakował je do reklamówki.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
No nie wiem, szczerze mówiąc wolałbym uniknąć brania udziału w takich kłótniach. Ciężko przekonywać starszych, że nie mają racji, tak by jednocześnie ich nie urazić. Zwłaszcza gdy ma się do czynienia z Azjatami — po wysłuchaniu jego historii roześmiał się wyraźnie rozbawiony, kręcąc na boki głową. W tym momencie zaczynał się jednak cieszyć, że wylosowali tak 'normalne' zadanie. To o czym opowiadał jego przyjaciel było wręcz niewiarygodne.
Byłoby kiepsko, gdyby następnego dnia do drzwi domu twojego ojca zapukali koledzy po fachu, informując że jego syn jest poszukiwany za napastowanie niewinnych — patrzył jak chłopak wgryza się w kalmara i mimowolnie wyciągnął rękę, mierzwiąc mu włosy w jakimś pieszczotliwym geście. Takim samym jaki często stosował wobec młodszego rodzeństwa. Nie był w stanie się powstrzymać.
Zdecydowanie był. Szkoda, że już dobiega końca. Będziemy się pewnie zbierać do domu — powiedział patrząc na Alana, nim ponownie zawiesił wzrok na Montmorencym — Podwieźć cię?
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Myślałem, że robiłeś to kompletnie bezinteresownie. To kolejny powód, dla którego nie powinienem się z tobą dzielić ― stwierdził zgryźliwie. Mimo całej żartobliwości tonu, nie wyglądało na to, by zamierzał zmienić zdanie w tej kwestii. Zresztą Cyrille wyglądał na kogoś, kto potrafił zadowolić się już samym kalmarem. ― Poza tym na twoim miejscu cieszyłbym się, że tego nie widziałem. Ta kobieta była prawdziwym potworem. W dodatku prawie oberwałem miotłą ― rzucił, a jego ton był na tyle poważny, że trudno było podważyć szczerość tych słów.
Pozostało cieszyć się, że już było po wszystkim.
Proponowałbym się pospieszyć. Może być ciężko, gdy to stado zacznie się rozchodzić ― odparł, kierując wzrok ku ludziom, którzy przez ostatnie chwile rozkoszowali się widokiem lampionów. To jednak nie miało potrwać zbyt długo. Nic dziwnego, że kiwnąwszy głową w wymownym geście, narzucił tempo, kierując się w stronę parkingu.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Idealnie. Dawno nie jadłem twojej kuchni — stwierdził nagle, z góry zakładając że zje wszystko co Grimshaw postanowi przygotować, niezależnie od zawartości. Ciężko było mu stwierdzić czy chodziło o brak obiektywności w kwestii srebrnookiego czy może faktycznie był doskonałym kucharzem, ale niezależnie od tego co przyrządzał, Winchester zawsze siadał i zjadał choć większą część, niezależnie od stanu własnego żołądka. Zresztą, od kiedy przestał zwracać większość tego co zjadł, było to dużo łatwiejsze.
Woolfe w przeciwieństwie do Grimshawa, zawędrował w strefę ze słodyczami, choć wyraźnie omijał wszystko co miało w sobie jakąkolwiek zawartość czekolady. Ostatecznie zdecydował się na bułki na parze, kluski ryżowe ze słodkim nadzieniem o smaku matchy, cukierki z suszonych bananów i sezamu, oraz kilka opakowań przeróżnych suszonych owoców. Od razu otworzył mango, wsuwając pasek pomiędzy wargi. W przeciwieństwie do kanadyjskich wyrobów, te były po prostu suszone, nie zawierały kilku kilogramów cukru, od którego miał mdłości. Wrócił do boku Jaya wyraźnie zadowolony z zakupów, rozglądając się nieco na boki.
"Tam mają twoją wołowinę."
Mhm — wymruczał w odpowiedzi, przeżuwając owoc nim stanął naprzeciwko stoiska. Wybrał sobie konkretny zestaw prosząc o zapakowanie. Nie miał zamiaru jeść go w tym momencie, ale czemu nie miałby wziąć go do domu?
I wtem zwrócił uwagę na jeszcze jedno stoisko. Ponownie rozpłynął się w powietrzu, by po dwóch minutach zmaterializować się obok Grimshawa z siatką psich smakołyków i zabawek.
Wziąłem też kilka dla Scara — poinformował go, podnosząc nieznacznie swoją torbę do góry — Wracamy?
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Może kiedyś sam coś przyrządzisz ― stwierdził luźno, nie odrywając spojrzenia od stoisk. Nie oczekiwał, że Winchester zgodzi się na taką kolej rzeczy, ale przynajmniej dał mu do zrozumienia, że był skłonny spróbować czegoś, czego nie zamówili albo czegoś, co nie wyszło spod jego własnych rąk.
Ani trochę nie przeszkadzał mu fakt, że się rozdzielali. Kiedy Thatcher zajmował się swoimi zakupami, Grimshaw zatrzymywał się przy tych, którymi sam był bardziej zainteresowany. Idąc za radą złotookiego, odnalazł stoisko z mrożonymi owocami morza, kupując kalmary i krewetki. Te wydawały się najbardziej bezpieczne. Nie omieszkał jednak zatrzymać się przy stoisku ze zwyczajnymi przysmakami, na którym to znajdowały się nabite na wykałaczki przekąski. Ośmiornica miała stać się zaledwie przysmakiem do spróbowania – tak samo jak małże. Za to dość skutecznie pominął wszelkie stawonogi, które bardziej odbierały apetyt niż go zaostrzały.
Wreszcie sam także pokusił się o zapakowanie dla niego zestawu z wołowiną. Wydawała się być całkiem dobrą opcją na kolację po powrocie. Zresztą cena nie była na tyle wygórowana, by miał sobie jej pożałować po wszystkim tym, co już zdążył zakupić.
„Wziąłem też kilka dla Scara.”
Szarooki zerknął na torbę, unosząc brew w pytającym wyrazie.
Próbujesz go przekupić? ― spytał tak, jakby chłopak właśnie porywał się z motyką na słońce. Ale czy w tym przypadku jakakolwiek taktyka nie była dobra? No właśnie. ― Wracamy. Jeszcze twój nowy kochanek umrze z tęsknoty ― stwierdził spokojnie, korzystając z jego wcześniejszego określenia wobec zazdrosnego dobermana. Poza tym wydawało się, że mieli już wszystko, czego potrzebowali, toteż pozostało już tylko zawrócić w stronę kawiarni.

___z/t [+ Riley].
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
- Ja wiem, ja wiem, takie sytuacje nie są wymarzonymi na co dzień, a w szczególności nie na festiwalu. Jednak skoro to było nieuniknione to warto popatrzeć! A jeśli pojawiła się groźba oberwania miotłą, to tym bardziej! - pokiwał zdecydowanie głową, a słysząc wzmiankę o ojcu zastygł na chwilę - Oby nie, znów będzie karny obóz i tydzień w błocie - zaśmiał się rozbawiony tą wizją. Kompletnie nie przejął się ręką w swoich włosach, miał w końcu jedzenie prawda? Uśmiechnął się jedynie zadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Nigdy nie ufaj kucharzowi w tej kwestii, jeśli Cie karmi to na pewno nie bezinteresownie! Zawsze jest ten jeden najważniejszy powód: ma Cie przekonać, że to właśnie on jest najlepszym kucharzem! - Zaśmiał się cicho. - A ja wam nie odpuszczę, będziecie musieli mnie co jakiś czas znosić w swoim życiu. Powinieneś to wiedzieć już teraz. Może trochę późno, ale i tak nie miałbyś żadnego wyjścia! - zaczął maszerować za Alanem - Ewakuacja z tego miejsca przed tłumami brzmi jak doskonały pomysł i chętnie skorzystam z podwózki!
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Bezinteresowność w tych czasach jest martwa — zgodził się, wyraźnie jednak żartując. W rzeczywistości wierzył w to, że istniało kilka osób, które pomagały innym nie bacząc na to czy będą coś z tego miały.
W końcu nawet w jego przypadku cięzko było oczekiwać zwrócenia przysługi ze strony bezdomnych psów i kotów, które dokarmiał od kilku lat.
No, chciała potwierdzam. Całe szczęście, że była czarownicą i bardziej się martwiła tym, że jeśli ją zniszczy to nie będzie miała czym wrócić do domu — tym razem nie powstrzymał się przed wybuchem śmiechu, zasłaniając jednak twarz dłonią. Pokiwał głową na wspomnienie o pospieszeniu się i machnął dłonią na Cyrille'a.
Może niedługo ułatwimy ci zadanie. Cały czas rozglądam się za mieszkaniem, ale chyba w końcu znalazłem coś godnego uwagi. Może uda mi się przekonać tego upartego blondyna, by rozważył zamieszkanie ze mną — ostatnie zdanie było jedynie szeptem wypowiedzianym wprost do ucha Montmorency'ego.
W sumie obaj jesteście blondynami. Woops. Cicho sza, Cyrille — przyłożył palec do ust podkreślając tym samym, że to co przed chwilą mu powiedział było olbrzymią tajemnicą. Nie mógł jej zdradzić. Choćby niewiadomo co!
Gdy tylko wyszli przed bramę, mogli dostrzec czekającego na nich kamerdynera. Momentalnie otworzył drzwi przed całą trójką. Nie było na co czekać.

zt. x3 [+ Alan, Cyrille]
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach