Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :


Stoiska z jedzeniem




Ach, czujecie te zapachy?
Kobiety i mężczyźni krzątają się za blatami swoich rozłożonych stoisk, raz po raz zachęcając mieszkańców do kupna jednego z ich produktów. A znajdziecie tu dosłownie wszystko. Od wszelkich wyrobów na patykach - smażonego mięsa, kalmarów, a nawet zwykłego melona - poprzez wspaniałe babeczki w przeróżnych kształtach, czekolady praktycznie wszystkich smaków, żelki różnej wielkości (przy czym największa, jak zapewnia was sprzedawca, waży ponad 3 kilogramy i dzięki swojemu opakowaniu starczy przynajmniej na miesiąc nawet największym łakomczuchom), zawijasów z ryżu, chińskich pierożków, bułeczek noworocznych, świń kręcących się na rożnie i innych dziwacznych przysmaków, które z pewnością świetnie sprawdzą się w roli piknikowego pożywienia. Dla tych, którzy potrzebują czegoś na ciepło, starsza pani o równie ciepłym uśmiechu macha łyżką w powietrzu z olbrzymią precyzją rozlewając zupy z wielu garnków do przenośnych opakowań, jak i gorącą czekoladę do zabezpieczonych kubeczków. W końcu podczas festiwali mało kto jada w jednym miejscu, zdecydowanie preferując chodzenie po stoiskach z jedzeniem w dłoni.


____________________

UWAGA!
Podczas waszego pobytu w tym temacie możecie (choć nie musicie) paść ofiarą Mistrza Gry i jego ingerencji. Zwykle będą to króciutkie zadania, mające na celu urozmaicenie wam eventu.




Stoiska z jedzeniem [ MOŻLIWA INGERENCJA ] - Page 2 Herb-RDpn_qnxwsaa

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Bardzo możliwe. Ale wiesz, to nie tak że Sky cię nie lubi. Sęk w tym, że jest wręcz przeciwnie. Lubi cię i nie chce się do tego przyznać — powiedział rozbawiony, rozmasowując miejsce, które jeszcze chwilę temu trafił łokieć Alana.
Nie spóźnimy się. Będą je puszczać przez najbliższą godzinę. Chodźmy. Swoją drogą co później robimy? Chcesz jechać do mnie, wynająć pokój w pobliskim hotelu czy wrócić do siebie i porzucić mnie samego w chiński nowy rok? — zapytał z niemalże anielskim uśmiechem. Toż na jego twarzy nie dało się znaleźc nawet jednej tysięcznej wyrzutu! Absolutnie.
"Cały czas je mam."
Super. Przyspieszmy kroku — powiedział wyraźnie zwiększając własne tempo, by jak najprędzej znaleźć się przy bramie na której już czekał na niego szofer. Wszyscy jego kamerdynerzy mieli magiczne zdolności wypatrywania Mercury'ego z daleka. Choć biorąc pod uwagę wzrost jego i Alana, nie było to szczególnie trudne, dość mocno wybijali się na tle reszty.
Paniczu Black.
Przekaż to wszystko od razu mojej rodzinie, na pewno się ucieszą. A, ta siatka jest dla Sky'a, a ta dla Saturna. Brelok i słodycze w tej siatce - dla Neptune — wytłumaczył naprędce, zabierając tylko jedną z siatek ze sobą. Tę, do której władował sześć kalmarów rzecz jasna.
Zamierzasz to wszystko zjeść?
S A M.
Spojrzał na Paige'a. W razie gdyby chciał potem jechać do rezydencji nie widział przeszkód, by zostawił swoje rzeczy kamerdynerowi, co szybko przekazał mu w formie krótkiego pytającego zdania. Teren wokół nich pustoszał coraz bardziej, gdy wszyscy wyraźnie udawali się w kierunku polany.
Jaime Alcides Chavarría
Jaime Alcides Chavarría
The Writers Alter Universe
Po zawieszeniu wróżb, przyszedł czas na lampiony! Nawet jeśli Jaime nie zdobył swoich u kapłanki, zakupił odpowiednie na straganach dla siebie i swoich sióstr. Był całkowicie gotowy na wypuszczenie ich w niebo niezależnie od okoliczności.
Nie dotykajcie ognia, ja się tym zajmę — przestrzegł dziewczyny, po raz kolejny wyraźnie wchodząc w rolę starszego brata. Nawet jeśli doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie zarówno jedna, jak i druga już niejednokrotnie trzymała zapalniczkę w rękach.
Swoją drogą, jak tam w szkole? Dobrze się bawicie? Odrabiacie prace domowe? Jak nauczyciele? Nie cisną was za bardzo? — jakby nie patrzeć Riverdale nie słynęło ze swojej renomy bez powodu, a on (nawet jeśli nie wątpił w inteligencję Bianci i Rosy) nadal nieznacznie się martwił całą tą zmianą środowiska.
Rodzice powiedzieli, że przyjadą w maju z Meksyku by nas odwiedzić. W wakacje chcieliby nas zabrać do siebie, żeby spędzić razem nieco czasu.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Ma dość dziwny sposób na przekazywanie tej sympatii. Wydaje mi się, że jego życie byłoby znacznie prostsze, gdyby jakiś tam Alan Paige nie ściągał na siebie tyle uwagi jego brata. Ale w końcu co ja tam wiem – nie znam się na ludziach do tego stopnia ― rzucił żartobliwie, choć niektóre rzeczy dało się zauważyć gołym okiem. Nie zamierzał jednak dłużej kwestionować tego, jak tę sytuacje postrzegał sam Black, więc zaraz po tym zbył temat krótkim wzruszeniem barków.
Hmm ― zastanowił się, z przymrużonymi lekko oczami przyglądając się twarzy Mercury'ego, na której widniał dość podejrzany wyraz. Nie musiał stosować na nim podobnych zagrywek – wystarczyło po prostu spytać. ― Jak wolisz. Wiadomo, że w hotelu będziemy mogli pozwolić sobie na więcej, ale nie ma co narzekać na ilość miejsca w twoim domu ― odparł, unosząc kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Nawet nie zakładał, że tuż po wydarzeniu po prostu się rozejdą.
Gdy znaleźli się obok samochodu, odczekał chwilę w milczeniu, pozwalając na to, by czarnowłosy bez przeszkód wydał polecenia szoferowi. Kiedy tylko padło skierowane do niego pytanie, pokręcił głową.
Zatrzymam je przy sobie. Zresztą pewnie trochę tam postoimy, a zgodnie z ważną życiową zasadą – nic tak nie umila oglądania, jak możliwość jedzenia w trakcie. ― Pokiwał głową z przekonaniem. ― Bierzmy się za to, Black.
Kiwnął podbródkiem ku lampionom i powiódł wzrokiem po okolicy, natrafiając na grupkę zadowolonych ludzi. Przez to, że nieśli ze sobą wygrane lampiony, stało się dość oczywistym, że zmierzali właśnie tam, gdzie i oni chcieli się udać. Paige niemalże odruchowo postąpił krok naprzód.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Wzruszył ramionami.
Nie mówię, że jest twoim wielkim fanem i na pewno ma ci to za złe, ale gdyby cię całkowicie nie lubił, nawet nie pojawiłby się w pokoju, gdy do nas przychodzisz. Chętnie nazwałbym to love-hate relationship, ale to zdecydowanie zbyt mocne słowa w tym przypadku — powiedział rozbawiony, zaraz skupiając się na nim ponownie, gdy wyraźnie się zamyślił. Odczekał chwilę, by usłyszeć jego odpowiedź nim w końcu pokiwał głową.
W takim razie chodźmy do mnie. I tak wydaliśmy dziś już sporo pieniędzy — wzruszył ramionami, zaraz zwracając się do szofera. Rzucił mu wstępną godzinę, o której miał wysłać kogoś innego z rezydencji, by ich odebrał. Nie było w końcu realnych szans, by sam mężczyzna był w stanie odebrać ich rzeczy i wrócić po nich w przeciągu trzydziestu minut, gdy sama trasa do posiadłości zajmowała co najmniej tyle.
"Zatrzymam je przy sobie."
Jasne, jak chcesz. Chodźmy — pożegnał się z kamerdynerem, zaraz idąc w kierunku zbiorowiska, zajadając się w międzyczasie pieczonym kalmarem. Nie było ciężko trafić na miejsce, nawet jeśli sama trasa nieco im zajęła przez zmierzające w tym samym kierunku tłumy ludzi.
Chodźmy gdzieś na bok, nie mam ochoty pchać się na sam środek.
Rosa María Chavarría
Rosa María Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Szła przy bracie, a raczej przeskakiwała z nogi na nogę nucąc wesoło pod nosem. Ten dzień zdecydowanie należało dopisać do tych lepszych. Jak nie najlepszych!
- Jaaasne~ - przeciągnęła lekko uśmiechając się i stając krok od niego w razie czego jakby miały również zachować bezpieczną odległość. Jeśli chodzi o pytanie o szkołę Rosa musiała się chwilę zastanowić. Podobało jej się tam, poznane osoby też były w porządku, a organizowane różne imprezy dostarczały wiele rozrywki.
- Dobrze - urwała krótko, jak to zawsze gdy padre pytał ją o szkołę, zaraz jednak roześmiała się wesoło. - Początkowo czułam się trochę nieswojo, ale te uczucie szybko minęło. Tam zawsze jest co robić, więc myślę, że po prostu nie mam czasu na jakiekolwiek zmartwienia. Nauczyciele są wymagający, ale to nic jeśli po prostu robi się swoje - kompletnie zignorowała fakt, że jej taka nauka przychodziła bardzo łatwo - Hmm... jeden z takich... to chyba Profesor Skywalker! Strasznie wymagający, ale z zasadami. Jego zajęcia z astronomii były nawet lepsze niż mogłam sobie wyobrazić! - Tak, naprawdę miło wspomina tamte zajęcia pomimo małej wpadki.
Na wieść o przyjeździe rodziców rozpromieniła się jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe.
- Tak! Trochę się już za nimi stęskniłam... - zamyśliła się na chwilę - Ciekawe czy wpadnę tam na Sergio.... Chociaż przez ten czas pewnie znalazł sobie inną partnerkę... - westchnęła cicho.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
A-ha, zdecydowanie ― przyznał, nawet nie próbując wyobrażać sobie podobnej sytuacji. Niektóre rzeczy były po prostu zbyt ekstremalne nawet jak dla niego. ― Wydaliśmy sporo pieniędzy ― podkreślił, formując usta w wyraz zaskoczenia. Nie dało się jednak zignorować rozbawionego tonu ani złośliwego spojrzenia, którym obrzucił czarnowłosego. ― Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie podobne słowa ― zaśmiał się pod nosem.
Znalazłszy się na miejscu, w którym niektórzy z ludzi zdążyli już odpalić swoje lampiony, na dźwięk słów Blacka rozejrzał się po okolicy. Uniósł rękę, w której trzymał lampiony, celując nią w jakiś niewidoczny punkt kawałek dalej – ilość osób tam była znacznie przerzedzona.
Mam nadzieję, że zabrałeś ze sobą zapalniczkę. Niezależnie od tego jak nie przepadam za tego typu nawykami ― stwierdził. Trudno było się spodziewać, by to Hayden miał przy sobie ogień. Nie należał do obszernego grona palaczy.
Gdy już znaleźli się we wskazanym miejscu, przesunął uchwyty torebek na swoje nadgarstki, by wyłowić pierwszy lampion z jednej z nich i ustawić go tak, by Mercury miał pełną swobodę zapalenia go.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
"Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie podobne słowa."
A ja nie sądziłem, że kiedykolwiek zwiążę się na stałe z kimś, kto nie będzie traktował wynajętego w Hiltonie pokoju niczym byle kanapki na śniadanie.
Lubię zaskakiwać — powiedział dość wymijająco, doceniając rozbawienie chłopaka w tym temacie. Gdy tylko wskazał odpowiedni punkt, ruszył w tamtą stronę bez najmniejszego słowa sprzeciwu. Zdecydowanie wyglądał on dużo lepiej niż ten, w którym stali obecnie.
Zabrałem, zawsze ją przy sobie noszę. Na wszelki wypadek — powiedział spokojnie poklepując się po piersi. Wewnętrzna kieszeń kurtki kryła kilka przydatnych rzeczy, chowając je tym samym przed oczami innych. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak doskonale daliby sobie radę. Pomiędzy tłumem nieustannie przechadzali się poprzebierani chińczycy, pomagając innym z odpalaniem lampionów.
Rozpiął kurtkę i wyciągnął odpowiedni przedmiot, odpalając go najpierw kilkakrotnie nieznacznie obok, jednocześnie osłaniając ręką od wiatru. Wyciągnął rozpałkę i przyczepił ją odpowiednio do drucików lampionu, upewniając się że nie spadnie, nim w końcu potraktował ją ogniem patrząc jak lampion powoli się pompuje, osiągając w końcu swoją prawidłową formę. Trzymając go za jeden z rogów, mógł wręcz wyczuć jak ciepłe powietrze wyrywa go w górę.
Pamiętaj by pomyśleć życzenie. I nie wypowiadaj go na głos — zażartował, zerkając na drugi schowany lampion. Jakby nie patrzeć - dwa lampiony, dwa życzenia. Po jednym na każdego.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Na próżno łudził się, że po opuszczeniu kawiarni odnajdą spokój, choć z pewnością należało docenić fakt, że gwar na zewnątrz był znacznie mniejszy, a obecność dzieciaków, które zachwycały się lampionami i kłóciły o to, kto je wypuści, nie była na tyle uciążliwa, gdy trzymało się między nimi stosowną odległość. Tu nie ograniczały ich ściany.
W milczeniu szedł ramię w ramię z Winchesterem, choć nie zamierzał podążać ślepo za całym tłumem. Ścisk, który utworzył się na samym środku zbiegowiska, nie prezentował się szczególnie zachęcająco – zresztą to, że się tu znajdowali było zupełnym przypadkiem. Wszystko działo się tylko dlatego, że mieli ze sobą ten cholerny lampion. Na szczęście obecnie ciemnowłosy niósł ze sobą tylko jeden z nich – drugi zgodnie z obietnicą Thatchera, trafił w ręce Sheridan.
Załatwmy to szybko. Mieliśmy jeszcze przejść przez stoiska ― rzucił, zatrzymując się niedaleko tłumu, który z tej odległości nie naruszał zbytnio ich przestrzeni osobistej.
Podał lampion Starrowi.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Mam nadzieję, że chodzi ci o właśnie tego typu wypadki ― parsknął, przyglądając się, jak brunet najpierw wyciąga zapalniczkę, a potem zabiera się za odpalanie lampionu. Ciemne tęczówki uważnie śledziły zmiany, którym zachodził świecący obecnie przedmiot. Jego ciepły blask padał na jego twarz, ukazując jakąś dziecięcą wręcz niecierpliwość. W gruncie rzeczy po raz pierwszy brał udział w podobnym wydarzeniu – nic dziwnego, że już tylko czekał aż ich własny lampion wzniesie się ku górze i dołączy do reszty.
Swoją drogą to, że jakiś papierowy bibelot był w stanie unieść się w powietrze za sprawą ognia, już samo w sobie było dość fascynującym zjawiskiem.
„Pamiętaj by pomyśleć życzenie.”
Serio? Nigdy nie byłem w tym dobry. Gdy miałem urodziny i kazali mi zdmuchiwać świeczki, tylko udawałem, że cokolwiek przyszło mi na myśl. Ale niech ci będzie ― stwierdził, kręcąc na boki głową. Chyba daleko było mu do marzyciela. Mimo wszystko przymknął oczy, przybierając minę pełną zastanowienia.
Czego właściwie mógł sobie życzyć?
Serio?
Jego usta wykrzywił ledwo widoczny uśmiech, świadczący o tym, że zdążył złapać już jakąś myśl i przy okazji ją zatrzymać.
Możesz puszczać.
W tym samym czasie już wyciągnął kolejny z lampionów i zmiął pustą reklamówkę, wciskając ją do kieszeni. Przynajmniej pozbył się jednego z tobołów.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Blondyn pędził w stronę stoisk z jedzeniem, właśnie w tamtych okolicach lampiony miały wyrwać się w kierunku nieba by spełnić życzenie wypuszczających je z dłoni ludzi. Za nic nie mógł przegapić takiej okazji, szczególnie, że otrzymany od kapłanki lampion na pewno dawał jakieś +5 do życzenia. Na pewno to działało w ten sposób!
Mała poprawka, słowo pędził było w tej sytuacji tak bardzo niepoprawne, a to z powodu tłumu ludzi którzy przewijali się to tu, to tam. Dlatego blondyn po prostu szedł w tym upatrzonym kierunku, co jakiś czas starając się wyrwać z masy. Czyżby mu się wydawało, ale w tłumie przez chwilę mignęły mu znajome postacie. Tak!
Po kilku manewrach w końcu mógł liczyć tylko i wyłącznie na własne nogi, więc zaczął wyszukiwać wcześniej dostrzeżonych przyjaciół. Nie mogli w końcu uciec daleko. W końcu dostrzegł swoje cele i udał się w ich kierunku, już z daleka unosząc rękę i machając w ich kierunku.
- Mercuryyy! Alaaan! - wyszczerz nie schodził mu z twarzy nawet gdy znalazł się tuż przy nich. - Wiedziałem, że mogę was gdzieś tutaj znaleźć. Jak się bawicie? Udany festiwal? Jedliście coś dobrego?... Macie zapalniczkę? - Francuz zaczął przeszukiwać kieszenie, bezskutecznie.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Nie odpowiedział w żaden sposób, nie widząc podobnej potrzeby. Nawet jeśli wiedział jakie Alan miał podejście do palenia i sam nie sięgał po papierosy wyjątkowo rzadko, nie czuł się w obowiązku spowiadania ze wszystkiego co robił.
Uniósł jedynie kącik ust w rozbawionym uśmiechu, widząc wyrysowaną na jego twarzy niecierpliwość.
Ładne, prawda? — wskazał głową na niebo, tuż po tym gdy wypuścili swój lampion. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy niebo zapełniło się kolorowymi tworami o przeróżnych kształtach, zmieniając je w wyjątkowo przepiękny widok zapierający dech w piersiach.
Ciekawe gdzie wylądują nad ranem — i tak oto Mercury zrujnował wszystko pojedynczym zdaniem, gdy faktycznie zaczął analizować szanse. Rzeka, samochody, domy, lasy? Kto wie. Nigdy nie zastanawiał się nad tym gdzie później trafiały. A może dzięki temu, że były wykonane z papieru, prędzej czy później wypalały się dzięki napędzającej je rozpałce?
Kto wie.
Zaraz rozpalił drugi lampion, wypuszczając go w powietrze w ślad za pierwszym, gdy usłyszał znajomy głos.
Cyrille! Świetnie, najedliśmy się za wszystkie czasy, a kapłanka kazała nam naprostowywać sytuację pomiędzy dwoma straganami. Jakieś problemy romantyczne i te sprawy — roześmiał się podsuwając mu bez słowa zapalniczkę — Nadal mam kilka kalmarów na patyku, chcesz? Jeszcze ciepłe. Są wyśmienite.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Wyglądało na to, że cała ta otoczka nowego roku całkowicie ominęła Grimshawa. Nie żeby szczególnie go to dziwiło. Mimo to zaczynał mieć porządne wyrzuty sumienia, że w ogóle go tutaj ciągnął, gdy chłopak każdą swoją częścią pokazywał, że wolałby być na drugiej części globu.
Jeśli chcesz możesz wrócić wcześniej do domu, Jay — powiedział spokojnie, odpalajac sprawnie lampion. Przytrzymał go przez chwilę czekając aż się rozpali i obrócił kilkakrotnie dookoła przyglądając się wyrysowanemu na krwistej czerwieni złotemu smokowi. Aż szkoda było się pozbywać czegoś tak ładnego.
Jeszcze przez chwilę podziwiał go, trzymając pomiędzy palcami, nim w końcu pozwolił mu wzbić się w powietrze i dołączyć do reszty. Zamyślił się, przyglądając wszystkim posłanym w powietrze lampionom.

Bardzo ładny widok.

Mhm. Warto było tu przyjść.

Kto by pomyślał, że odejdziesz z dodatkowym członkiem rodziny.

I to nie jednym.

Nie spodziewałem się, że wrócimy. Nie chciałem tego.

Wiem.

Skontaktuj się z nim, Woolfe. Może on ci pomoże. Ja nie jestem w stanie, niezależnie od tego jak bardzo bym chciał.

Obecność Białego Wilka zniknęła praktycznie całkowicie. Jak za każdym razem, gdy ukrywał przed nim swoje istnienie, pozostawiając pomiędzy nimi jedynie cieniutką nić porozumienia, dzięki której mógł go uaktywnić w przeciągu niecałej sekundy.
Chcesz zjeść coś konkretnego? — zapytał zwracając się w końcu w stronę stoisk, by ruszyć ku nim bez zawahania.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Pewnie. Idealne podsumowanie dnia ― przyznał, odruchowo zadzierając głowę do góry, by mieć lepszy widok na niebo, które teraz zamiast gwiazd, rozświetlały prawdopodobnie setki lampionów. Kto by pomyślał, że tak prosta forma spędzenia wieczoru będzie cieszyła się tak dużą popularnością?
„Ciekawe gdzie wylądują nad ranem.”
Kto wie. Ale wcześniej nie pomyślałem, że komuś przyjdzie to posprzątać ― stwierdził rozbawiony, wyobrażając sobie jakąś nadętą gospodynię, która z samego rana dostaje szału, kiedy wychodząc na plac odkrywa kolonię wypalonych lampionów. Oczywiście łatwo było mu się z tego śmiać, dopóki szczerze wątpił, że to jemu przytrafi się podobna sytuacja – hej, w końcu dopisywało mu wielkie szczęście, co nie?
„Mercuryyy! Alaaan!”
Tym razem to nie niebo przykuło jego uwagę a Cyrille, który niespodziewanie pojawił się w pobliżu. Wiedziony krzykami Paige od razy obrócił się w kierunku, z którego dobiegały, przegapiając moment odfrunięcia kolejnego lampionu.
Hej, hej ― rzucił, unosząc wolną rękę w niedbałym geście powitania. Na jego ustach niezmiennie tkwił lekki uśmiech, świadczący o tym, że dobrze się bawił i nie miał na co narzekać. ― Jest super. Dorwaliśmy same pyszności, ale nie licz, że się z tobą podzielę. Nie jestem tak wspaniałomyślny jak Mercury.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Skoro już tu przyszliśmy, to wrócimy razem ― uznał. Może nie był to dla niego szczyt rozrywki, ale potrafił zdobyć się na masę cierpliwości. Zresztą po wytrwaniu tylu godzin wśród ludzi, był w stanie wytrzymać jeszcze trzydzieści minut dłużej. Wsunąwszy ręce do kieszeni kurtki, obserwował jak złotooki odpala lampion, który stopniowo zaczął nabierać bardziej obłych kształtów, przygotowując się do pierwszego i ostatniego lotu w swoim życiu.
Potem pozostało już tylko leniwe unoszenie się do góry.
W ciszy przyglądał się momentowi, w którym lampion ze smokiem dołączył do reszty. Jego twarz jak zwykle nie zdradzała najmniejszych emocji, dlatego trudno było stwierdzić, o czym myślał, gdy wpatrywał się w setki świateł na ciemnym niebie.
„Chcesz zjeść coś konkretnego?”
Niekoniecznie. Myślałem o wzięciu różnych rzeczy po trochu. Raczej nie nie miałem wielu okazji do spróbowania kuchni orientalnej, ale niektóre przysmaki cieszą się dużym powodzeniem. Kalmary, ośmiornice... ― odparł, ruszając wraz z Winchesterem. Na krótką chwilę zerknął na niego z ukosa, jakby zastanawiał się, co miał na ten temat do powiedzenia. W końcu brzmiało to raczej mało apetycznie – już tym bardziej dla kogoś, kto toczył odwieczną walkę z jedzeniem.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Mina Winchestera rzeczywiście wskazywała na to, że był daleki od zachwytu. Zamiast tego wyrysował się na niej drobny brak przekonania i zwątpienie. Nie żeby był jakimś olbrzymim wrogiem owoców morza, ale zdecydowanie nie należały do dań, po które sięgał w pierwszej kolejności. Same ich macki nie kojarzyły mu się zbyt dobrze, a gdy jeszcze dochodziły do tego głowy...
Potrząsnął nieznacznie głową, wyrzucając ten obraz ze swoich myśli.
Zostanę przy wołowinie. Ale jasne, możemy wziąć różne rzeczy. Po prostu zamiast brać wszystkich gotowych dań, możemy wziąć kilka mrożonych... stworzonek... i wrzucić je do zamrażarki. Przygotujemy je w przeciągu kilku najbliższych dni, a teraz zgarniemy coś na kolację i śniadanie. Choć sam chyba zostanę przy przekąsce, nie jestem szczególnie głodny.
A widok smażonych na patelni i podrzucanych w powietrze pająków, właśnie całkowicie odebrał mu apetyt. Obrzydliwe, jak ludzie w ogóle mogli po coś podobnego sięgać z własnej woli? Nie był pewien czy przymusiłby się do spróbowania czegoś takiego nawet gdyby mu zapłacili. Tak jak te dziwne żelk... czy to były jelita?
Jego mina właśnie zaczęła wyrażać zwątpienie najwyższego stopnia.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach