Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

Przyleciał. Po jedenastej wieczorem czasu lokalnego mocno zapukał do drzwi pod wskazanym adresem. Miał ze sobą tylko mały czarny plecak przerzucony przez ramię, a w prawej dłoni trzymał cholernie nowoczesny model polaroida zdolnego do cyfrowego zapisywania zdjęć, ale też do natychmiastowego ich drukowania. Nonszalancko opierał się wolną ręką o framugę, pochylał głowę, a rozczochrane włosy zasłaniały mu większość twarzy – jakby właśnie wstał z łóżka albo dopiero co wypił parę głębszych... i pewnie obydwu stwierdzeniom było blisko do prawdy. Pomięta czarna koszula z postawionym kołnierzem tylko dopełniała tego szalono–pijackiego wizerunku.
Zapukał jeszcze raz kopiąc czubkiem buta w drzwi. Czekał, nasłuchiwał nawet nie podnosząc głowy.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Przeszłość się nie liczy? Ha! Charles uśmiechnął się gorzko. Był na tyle pijany, że mógłby uderzyć w filozoficzny ton i wyjaśnić jak on to widzi, pewnie opowiedziałby nawet jak to jest z tym krzywdzeniem i co w ogóle w taki sposób nazywa, ale Garik nie sprowokował go aż tak i szybko dał inny temat do myślenia.
Żeby od razu móc dać ci zdjęcia, które zrobię – odpowiedział bez chwili zastanowienia i zerknął na polaroida, a potem na Garika jakby oczekiwał, że ten poruszył temat aparatu w konkretnym celu.
Fotograf dobrze zniósł głaskanie, szczerze mówiąc zdawał sobie z niego sprawę tylko na samym początku, potem przywykł odbierając dotyk gdzieś na skraju świadomości. Lekko się spiął dopiero broniąc przed mocniejszym przytuleniem, chociaż zrobił to bardziej odruchowo, żeby nie zostać zmiażdżonym, a nie z chęci trzymania Garika z dala od siebie. Odkąd przespali się ze sobą pierwszy raz, Charles zaczął coraz lepiej tolerować bliskość i całą tę podejrzaną czułość znajomego, i gdy wcześniej o tym myślał, uznał to za naturalne. On tak miał – nawet jeśli sam czegoś nie robił to pozwalał, aby robili to inni – oczywiście jeśli nie krzywdzili go w żaden sposób.
Uśmiechnął się już bardziej wesoło słysząc propozycję.
To mogłoby być nawet podniecające. Pomyśl, zadzwonić i wypytać o gorące szczegóły... – Teraz posłał znajomemu sugestywne spojrzenie, ale szybko spoważniał. Westchnął i poklepał Garika po kolanie. – Nie chodzi o to, jak ktoś się czuje. Ktoś może być nosicielem i samemu nie chorować. Zresztą, to bez znaczenia. – Machnął dłonią. – Gumki i aparat to rzeczy, bez których nie ruszam się z domu. A ty? Nie chcesz znać moich wyników?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Głębsze tematy może łatwiej przyjdą gdy obaj doprowadzą się do podobnego stanu. W tej chwili Garik starał się być ostrożny, nie chciał niepotrzebnie prowokować Charlesa do ucieczki czy złoszczenia się. Gorzkie tematy? Cóż, w tej chwili chciałby przełknąć nieprzyjemności i całkowicie zająć się tym co jest tu i teraz. Prawie wszystko co ich połączyło w przeszłości było nieprzyjemne. Dlaczego więc znowu pozwolili sobie na spotkanie? Czego tak naprawdę potrzebują? Charles, mówiłeś, że chcesz adrenaliny. W tym stanie też jej potrzebowałeś? Czy może to coś innego?
Jak zwykle w głowie Garika kłębiło się pełno myśli, których nie wypowiedział. Zostawił je na inną okazję. Chciał, by słowa trafiły mocno, intensywnie zadziałały na zmysły, a nie, jak to zwykle bywa, odbiły się od człowieka i przepadły na dno wspomnień.
- I wszystkie mi dasz? – zamknął oczy, skupiając się na bliskości i cieple. – Chciałem jedno, do portfela, jak wtedy. No, ale skoro jesteś taki hojny… - uśmiechnął się i pocałował go w głowę. Kierowca obejrzał się na nich niepewnie, ale nic nie powiedział. Mało co rozumiał z tego angielskiego, ale gesty widział. – Wolę te wszystkie gorące rzeczy robić niż słuchać… Chociaż…  Jeśli zechcesz, dam ci telefon, posłuchasz co mówią… Ale to podczas seksu ze mną. – już chciał brnąć w to dalej, ale widząc jak Charles poważnieje, odłożył temat na bok. – A powinienem?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Mhm – mruknął. Mógł dać wszystkie, czemu nie. I tak kopie pozostają na karcie pamięci, którą zabierze. – Do portw... jak wtedy... co? Garik, serio? – Charles zasłonił oczy dłonią i nie wiedział czy zacząć się śmiać czy głośno wyrazić jak bardzo niepasujące to było zachowanie w porównaniu do tego, co ich łączyło. Ha, przynajmniej do tego, jak odbierał tę relację Charles.
W końcu spojrzał na znajomego zawadiacko ignorując kierowcę.
Czy zdjęcia tamtych ludzi też nosisz w portfelu? – Pokazał zęby w chytrym uśmiechu. Wiedział, że zapędził Gaika tym pytaniem w ślepą uliczkę: nieważne, co znajomy odpowie i tak będzie brzmiało to niezręcznie albo śmiesznie.
Niee... – odpowiedział przeciągle i zsunął się na fotelu. Schował aparat z powrotem do plecaka, a ten postawił na podłodze. Zgrabnie przekręcił się i położył na plecach kładąc głowę na udach Garika, a nogi zaplatając po turecku i kładąc na kanapie. Nieelegancko przywłaszczył sobie praktycznie cały tył auta z Garikiem włącznie, nie przejmując się, czy kierowca taksówki ma coś przeciwko temu czy nie.
Jak widziałeś, mam dostatecznie dużo silnej woli aby przypilnować i siebie, i drugą osobę... Daleko jeszcze?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- No co? – zrobił niewinną minkę – Lubię takie zdjęcia, zwłaszcza jak jest na nich ktoś, kto mi się podoba – chciał się wytłumaczyć, nie interesowało go czy przez to pogrąża się bardziej. Mniejsza!
- Miałem tam zdjęcie Vuki i kilka swoich. Na wszelki wypadek… - inni… Nie miał w zwyczaju prosić innych o swoje zdjęcia. Jeśli już jakieś dostawał, chował je w ulubione książki, przy ulubionych fragmentach.
- No to… Najwyżej mnie czymś zarazisz. – nie brał tego na poważnie, był zupełnie spokojny. Póki Charles leżał głową na jego nogach, delikatnie bawił się jego grzywką. – Jeszcze z dziesięć minut. Mieszkam kawałek od centrum.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Uśmiechnął się, ale nie skomentował tego w inny sposób. Domyślał się, że Garik go nie okłamuje i podroczyłby się dla zabawy, ale zaczęła ogarniać go senność. Samochód łagodnie kołysał, zaczynało mu się robić ciepło i błogo. Przekręcił się na bok dalej leżąc na znajomym. Chwilę milczał z zamkniętymi oczami.
Nie jestem Vukasinem, wiesz? – zapytał sennym głosem. – Nie jestem szlachetny. Ludzie tacy jak ja tylko biorą, Garik. To, co wydaje ci się, że dostałeś, tak naprawdę wziąłeś sobie sam.
Wydawałoby się, że plecie bzdury na wpół śpiąc, ale mówił cholernie przytomne i szczere... I gorzko, więc pewnie podzielił się z Garikiem swoimi myślami nie przepuszczając ich przez dziesiątki zwyczajowych filtrów w stylu 'czy nie wykorzysta tego przeciwko mi' albo 'czy zrozumie'.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Niech śpi. Dla Garika obojętne było czy Charles zaśnie tak, czy w jego objęciach, byle był obok. Skupił się na drodze przed nimi. Kamienice powoli zaczynały znikać, ustępując miejsca takim samym brudnym i starym wieżowcom. Wielkie betonowe płyty, ustawione obok siebie, powtarzały się bez końca.
- Wiem. – odpowiedział twardo – Bierz co chcesz kochanie. Do tej pory to mi nie przeszkadzało. – dostosuje się do niego na tyle, ile uzna dla siebie za wygodne. Wie czego chce od Charlesa i perfidnie to sobie zabiera. Tak jak teraz, chociażby jego uwaga.
Powoli zwalniali. Wjechali w jedną z wąskich uliczek między wieżowcami i zatrzymali się przed jednym z nich. Garik powoli się podniósł, dając tym samym znać Charlesowi by z niego wstał. Wyciągnął z kieszeni portfel i zapłacił.
Na zewnątrz było zimno, na szczęście nie szli daleko. Nie oglądając się za siebie poszedł w kierunku jednej z klatek schodowych.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie zasnął, po jakimś czasie ciszy otworzył oczy i w zamyśleniu wpatrywał się w refleksy świateł wypełniających samochód.
Gdy dojechali na miejsce, podniósł się, zabrał plecak i poszedł za Garikiem. Zrównał się z nim i nagle zaśmiał.
Zgubiłem gdzieś kurtkę. Pamiętam, że miałem ją w samolocie... chyba zostawiłem ją w barze. Wiesz jaka będzie jutro pogoda? – Szedł patrząc w niebo i wypatrując gwiazd.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Odwrócił głowę w jego stronę. Westchnął i pokręcił głową.
- Tu zawsze jest zimno. Chodź już. – spojrzał za nim w stronę nieba – Rzadko tu są. Pewnie w Kanadzie macie je co noc, ta? – jeśli była taka potrzeba pociągnął go za sobą do środka.
Nacisnął na spalony przełącznik i zaświecił światło. Szybko wbiegł po schodach i skierował się w stronę windy. Nie komentował beznadziei tego miejsca, tych wszystkich brudnych, poniszczonych ścian, tego jak wszystko się rozpada albo zaraz przestanie działać. Schował ręce do kieszeni i zaczął wpatrywać się w Charlesa. Uśmiechnął się do niego kiedy ich spojrzenia się spotkały.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Szedł tak jak Garik chciał, ale cały czas spoglądał w niebo.
Nie. Tam tak samo jak tu. I jak wszędzie. W większych miastach prawie ich nie widać. – Gdy weszli do budynku również nie przestawał się rozglądać. Rzuciło mu się w oczy specyficzne budownictwo i zaniedbanie bloku, ale nie robiło to na nim negatywnego wrażenia, nawet jeśli stan pomieszczeń był wątpliwy. Wziął głębszy wdech zaciągając się zapachem. Dla niego to było klimatyczne i już widział masę ujęć, które mógłby tu zrobić.
Nie będziemy mogli się całować. – Odezwał się nagle i zbliżył do mężczyzny. – Przez to. – Dotknął językiem cienkiego rozcięcia na dolnej wardze demonstrując, co ma na myśli. – Kontakt z ranami jest niebezpieczny. Łatwo się zarazić. Cholera... Gdybym wiedział, że napiszesz, nie... ekhm. Nie bawiłbym się z kolegami.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Uniósł brew i przyjrzał się rance. Skrzywił się na wspomnienie o zabawie z kolegami. Serio wybierałeś tych zarażonych?... Nie skomentował tego, ale złapał go w talii i przyciągnął do siebie. Wprowadził go tak do windy i stanął z nim tyłem do lustra. Wcisnął ostatni przycisk i kilka razy docisnął ten, przyspieszający zamykanie się drzwi. Winda głośno ruszyła do góry. Popatrzył na Charlesa i potarł policzkiem o bok jego głowy.
- Przytul się do mnie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Pozwolił się objąć, sam nawet położył dłonie na biodrach znajomego i stanął tak blisko, że stykał się z nim udami. Obejrzał się śledząc ruch jego dłoni. Ostatnie piętro? No, no, może załapie się na ładne widoki rano, o świcie, gdy będzie wymykał się z jego mieszkania.
Dlaczego? – spytał zerkając na mężczyznę, ale pomimo tego oparł się czołem o jego ramię i mocniej zacisnął palce na jego biodrach przytulając w ten oszczędny sposób.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Prychnął z uśmiechem. Ma się tłumaczyć z takich rzeczy? Czy to nie jest oczywiste?
- Bo lubię kiedy jesteś blisko. – odpowiedział mrukliwie i przesunął mu ręce za siebie. – Wiesz jak chcę. – trudno, jeśli wolał w tak oszczędny sposób, sam go objął tak jak to według niego powinno wyglądać. Przesunął kila razy paznokciami po jego plecach i musnął ustami jego ucho – Powiedz, na chuja zaczepiałeś ludzi w barach? Nie lepiej było zaczepić od początku mnie? Byłoby ciekawiej.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Okej. Taka odpowiedź zaspokoiła ciekawość i potrzebę znalezienia motywu dla wszystkich i wszystkiego wkoło. Nie pytał więcej.
Zaczepiałem? Ja...? A... Ach. Nie. – Zaśmiał się cicho i podniósł głowę. – Czasem, gdy potrzebuję spuścić trochę pary... wchodzę na matę. Znam taki jeden klub... Można zarobić parę groszy, pobawić się i sprawdzić, czy nie wyszło się z wprawy. – Przesunął dłonią po pośladku znajomego i odsunął się czując, że winda zaczyna zwalniać. – Nie zaczepiałem ciebie, bo myślałem, że nie żyjesz. Nie zaczepiam trupów. – W głosie Charlesa brzmiała nuta wyrzutu. Puścił znajomego przodem, aby prowadził do mieszkania.[/color]
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Nie spodziewałem się tego po tobie. Dużo w sobie chowasz. – złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą. Kolejne schody, mieszkał na najwyższym piętrze. – Jeśli przyjdzie nam jeszcze kiedyś się szukać i sprawdzać czy żyjemy, spróbuj dowiedzieć się czegoś w klubach Queen of spades. - zaprowadził go pod stare, ciemno-zielone drzwi i wyciągnął klucze. Szybko odblokował zamek i przepuścił Charlesa przodem.
W środku roznosił się zapach prania. Suszarka z ciemnymi ubraniami zostawiona została w środku wąskiego korytarza. Naprzeciw znajdowały się drzwi do łazienki. Było czysto, chociaż stare tapety i posadzka oszpecały mieszkanie. Pomijając kuchnię, w mieszkaniu były jeszcze dwa otwarte pokoje. Jeden z nich dość mały, wyposażony w duży stół, krzesło i dwa komputery. Trochę narzędzi powyjmowanych było ze skrzynek i leżało na ziemi albo na kartonach służących za stoliki. Przy oknie stał drewniany manekin bezosobowej postaci bez jednej ręki. Miał ludzkie rozmiary i smutno patrzył się w przestrzeń. W drugim pokoju, postawione było niepościelone łóżko, z walającą się na nim piżamą, stara komoda, na której postawione zostały perfumy i drobna biżuteria oraz niski stolik. Po śladach na parkiecie widać było, że właściciel często wędrował z nim po pokoju. Pod łóżkiem wystawały kartony z książkami i innymi rzeczami. W żadnym pokoju nie było firan, wszystkie okna zasłaniały szare rolety. W pokoju, w którym spał Garik tym razem były odsłonięte, dzięki czemu można było zobaczyć balkon. Bardzo wąski i długi, idealny, by w rześki poranek wejść, zapalić papierosa i wypić na nim kawę.
- Opowiem ci pierw dlaczego się nie odzywałem, co ty na to? – zamknął za sobą drzwi i pociągnął Charlesa do pokoju. Zdecydował, co i jak mu to powie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Za mało. Powinienem więcej nawet dla własnego bezpieczeństwa – rzucił lekko się krzywiąc.
Łapanie pijanego Charlesa i ciągnięcie go gdziekolwiek było ryzykowne. Gdyby nie przytrzymał się ściany, straciłby równowagę. Szybko zabrał rękę i resztę drogi pokonał samodzielnie. Pokiwał głową na wspomnienie o tym, gdzie ma się udać, jeśli chciałby się czegoś dowiedzieć, ale bez większego przekonania. W tej chwili nie potrafił wymyślić sytuacji, w której aż tak bardzo pragnąłby znaleźć znajomego, że zacząłby szukać go w klubach. Gość sam nie odpowiada to znaczy, że go nie ma! Albo że nie chce kontaktu. Charles nie będzie go szukać na siłę. Uświadomił też sobie, że on nie ma takiego miejsca, którego mógłby podać nazwę aby ułatwić znalezienie siebie. No, nie biorąc pod uwagę apartamentu, w którym mieszkał, ale tego adresu nie zamierzał Garikowi podawać nawet teraz, gdy sam stał przed drzwiami domniemanego mieszkania mężczyzny. Właśnie, przyłapał się na tym, że odrobinę stresuje go ten fakt. Mieszkanie Garika... Kto by pomyślał, że kiedykolwiek tu się znajdzie! A może to pułapka...? Fotograf musiał mocno pilnować swojego przewrażliwienia na punkcie zasadzek aby wejść do środka pierwszy. Odważył się, ale zamiast zostawić plecak czy wejść do pokoju to stanął i zaczął patrzeć na manekin. Lekko przechylił głowę i gapił się na niego jakby oczekiwał, że ten się poruszy. Oczywiście zauważył narzędzia, ale te jakoś go mało w tej chwili interesowały, nie mógł połączyć ich z manekinem. Manekin. Po co? Co on tu robi? Nie zamierzał pytać, a Garik wyrwał go z zamyślenia zanim na poważnie jego nietrzeźwy umysł zdołał wpaść na coś sensownego i prawdopodobnego. Nieważne. Nie teraz.
Ruszył się i rzucił plecak na łóżko. Znowu postawił kołnierz koszuli i zaczął ją bardzo powoli rozpinać jednocześnie rozpoczynając taniec, wolno poruszając biodrami.
Mów. Domyślam się, że musiałeś załatwić wiele spraw, uspokoić kogo trzeba, upewnić się, że nikt niczego ode mnie nie zacznie chcieć, chociaż trochę się wyleczyć... – zaczął wymieniać mrukliwym, niskim głosem, ale wyraźnie bardziej skupiał się na swoich dłoniach niż na słowach.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach