Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

Przyleciał. Po jedenastej wieczorem czasu lokalnego mocno zapukał do drzwi pod wskazanym adresem. Miał ze sobą tylko mały czarny plecak przerzucony przez ramię, a w prawej dłoni trzymał cholernie nowoczesny model polaroida zdolnego do cyfrowego zapisywania zdjęć, ale też do natychmiastowego ich drukowania. Nonszalancko opierał się wolną ręką o framugę, pochylał głowę, a rozczochrane włosy zasłaniały mu większość twarzy – jakby właśnie wstał z łóżka albo dopiero co wypił parę głębszych... i pewnie obydwu stwierdzeniom było blisko do prawdy. Pomięta czarna koszula z postawionym kołnierzem tylko dopełniała tego szalono–pijackiego wizerunku.
Zapukał jeszcze raz kopiąc czubkiem buta w drzwi. Czekał, nasłuchiwał nawet nie podnosząc głowy.

Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Prosty rachunek, a tak cholernie ważny. Chciał zapamiętać, wiedzieć, że ma osobę, która nie będzie próbować go skrzywdzić. Odkrył się kawałek, chcąc zabrać trochę powietrza. Skoro jutro z rana Charles nie ucieknie, zajmie się nim i rozzzzpieści… O taaak…
Otworzył oczy kiedy usłyszał głos Charlesa. Trudne relacje z matką? Skąd on to zna… Nie przerywał mu, nie pamiętał by Charles kiedykolwiek zwierzał się z rodzinnych wspomnień. Nie będzie przeszkadzał, skoro już dobył się na opowiadanie o swojej przeszłości.
Brat? Pamiętał, że w drodze do Niemiec, zadeklarował, że nie ma rodzeństwa. Hmm… Chciał go chronić? Na wszelki wypadek, by i on nie miał takkk… Problematycznego, rosyjskiego towarzysza? Możliwe. Charles, po tym wszystkim co zrobiła ci ta kobieta, jak możesz patrzeć na inne? Dlatego preferujesz mężczyzn? Mam nadzieję, że więcej nie będziesz musiał spotkać się z moją szefową i zaakceptujesz, że… Jestem od niej uzależniony.
- I ty chcesz zaprosić mnie do tego domu poza miastem? Tego, w którym byłeś szczęśliwy? Charles… - przytulił się do niego ciut mocniej. Nic więcej nie mówił, w jego głowie przetaczały się myśli i to je teraz próbował wyciszyć.
Wypadek? Pamięta jego bliznę, a właściwie dwie. Zwykle przypisywał je do „ran wojennych”, kiedy to latał z aparatem gdzieś na froncie…
Hmm… Teraz już chyba w porządku, prawda? Możesz chodzić, nic cię nie boli?...
- Kontynuuj.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Czy to ten dom? Przytaknął.
Mhm. Nikt nie był tam od lat. Zastanawiam się czy dom jeszcze stoi. Ktoś mógł go zająć albo zniszczyć. Jak ojciec zaczął czuć się gorzej, matka zabroniła nam tam wracać. Brat się jej słucha, ja byłem tam jeszcze parę razy, ale później nie miałem czasu i potrzeby. Myślę, że to dobra okazja. Przyjemne z pożytecznym. Ty będziesz mieć wycieczkę, a ja towarzystwo i pomoc, jeśli okaże się, że trzeba wyrzucić stamtąd armię oposów. – Uśmiechnął się blado i westchnął. Leniwie przesunął dłonią w dół kręgosłupa mężczyzny. – Ale wracając... Po wypadku szybko wróciłem do formy, chociaż do tej pory nie mogę przeciążać ramion. Wtedy, gdy złapaliście mnie i zaciągnęliście na plac budowy... Jak później obudziłem się w areszcie, myślałem, że coś się stało, bo niby nie straciłem czucia w rękach, ale ból nie pozwalał mi się ruszyć. Z czasem przeszło. – Zamilkł przez chwilę zbierając myśli. – Skończyłem szkołę średnią z profilem fototechnicznym, ale chciałem służyć w armii. Oczywiście przez ten wypadek nie dostałem odpowiedniej kategorii, ale ojciec zafundował mi obóz treningowy dla byłych wojskowych albo pojebanych cywilów, bazujący na szkoleniu jednostek specjalnych. Wydał mały majątek i musiał parę osób, hm, odpowiednio przekonać, głównie lekarzy, żeby zgodzili się mnie dopuścić do treningu, ale był cholernie dumny, gdy się dostałem. Zaczęliśmy grupą stu dwudziestu osób, skoczyło nas dwudziestu ośmiu. Zaczynaliśmy trzema miesiącami szkoleń na podstawowym obszarze, już wtedy odpadła trzydziestka chętnych. Bo widzisz... jak raz się odeszło to nie można było wrócić. Nigdy. Żadnych zwolnień. Skręcenia, otarcia, oparzenia i zwichnięcia nie zwalniały z ćwiczeń, tylko zagrożenie jak życia jak złamanie czy atak padaczki, bo to czasami zdarzało się z przemęczenia, u zdrowych osób. Nie spaliśmy po trzy doby ucząc się historii i obsługi broni, technik przetrwania w różnych warunkach i współrzędnych na przemian z gównami jak biografia Elvisa. Wszystko, żeby zrobić nam z mózgów sieczkę, a potem wysłać na plażę, gdzie w śnieżycę biegliśmy przez parę kilometrów niosąc we trzech albo czterech tratwy, na których mieściło się tylko dwóch. Mieliśmy płynąć na jedną z setek wysp, której lokalizację podali nam wcześniej. Po tych trzech miesiącach rozdzielili nas na mniejsze zespoły i wysłali jako jednostki paramilitarne pod opiekę różnych baz. Wiele potu i krwi upłynęło, zanim ustaliliśmy między sobą hierarchię i przestaliśmy się gryźć z wojskowymi, którzy chcieli udowodnić nam, jakimi miękkimi kutasami jesteśmy. Część zajęć mieliśmy z nimi, ale nasi kochani panowie organizujący tę plejadę sadyzmu dalej potrafili obudzić nas o pierwszej w nocy i powiedzieć, że o siódmej mamy stawić się na apelu... w bazie oddalonej od naszej o sześć godzin jazdy. A jak to zrobimy to nasz problem. Mogliśmy mieć przy sobie najwięcej dziesięć dolarów na prezerwatywy i papierosy, więc nie stać nas było nawet na wypożyczenie auta. Poza tym gdzie o takiej godzinie? Tamte wojskowe cipy z pułków spały sobie i śliniły poduszki, a potem wpieprzały na śniadanie potrawki wzbogacane białkowymi kluseczkami, a my zapierdalaliśmy jak idioci. Często wysyłali nas gdzieś i nawet nie sprawdzali czy wyszliśmy, a czasami, jeśli spóźniliśmy się o parę minut nie dawali nam później spokoju. Co chwila mieszali i przenosili zespoły. Rzucali nas po różnych krajach, głównie Brytanii i Francji. Co tydzień każdy z nas dostawał zadanie, na przykład rozwiązanie jakiejś zagadki, przeprowadzenie śledztwa, zapoznanie się z osobą o konkretnym profilu i wydobycie od niej konkretnych informacji, a nawet zaciągnięcie do łóżka. Na koniec tygodnia zdawaliśmy raporty. Nagradzali nas tylko, jeśli zrobiliśmy coś ekstra, jeśli ich zaskoczyliśmy. Dostawaliśmy wtedy więcej godzin snu, pieniądze na dodatkowe jedzenie albo fajki... takie śmieci, za które reszta zespołu nienawidziła tego, któremu się udało. Do rodzin wracaliśmy dwa razy w roku, ale w każdej pieprzonej chwili wiedziałem, że mogę zrezygnować. Wstać i wrócić do domu. Tak po prostu. Do spokoju, do wysypiania się, do nudnej pracy w biurze... Pieniądze by przepadły, duma poszłaby się jebać, ale jakie to ma znaczenie, kiedy przymierasz z zimna w wodzie albo kiedy masz ochotę rzygać z duszności i smrodu butwiejącego lasu, kiedy czujesz, że muchy żywcem zaczynają zjadać strupy na otarciach, a ty nie możesz się ruszyć, bo ktoś powiedział, że masz się ukryć, a szukać będą patrole z psami? – Zaśmiał się. – Podczas jednego z treningów źle upadłem i okazało się, że pękł mi obojczyk. Przez tydzień nosiłem usztywnienie, potem dosłownie rozpadło się z brudu i dziur. Prowadzący powiedział, że jeśli chcę nowy opatrunek, to mam jechać do domu, bo do lekarki mnie więcej nie puści. Więc nie miałem opatrunku, próbowałem obwiązać sobie ramię poszewką od poduszki, ale to bardziej przeszkadzało niż pomagało. Na koniec mieliśmy tydzień egzaminów... przynajmniej tak nam mówili. Ale egzamin zaczął się miesiąc przed planowanym końcem. Złapali nas, wywieźli i trzymali pod bronią. Wtedy mogli zrobić wszystko, pobić, połamać, wykorzystać wszystkie traumy i słabości, o których dowiedzieli się w trakcie. Wszystko, jeśli tylko nas nie zabili. A my wciąż mogliśmy zrezygnować. Przesłuchiwali nas, bili, trzeciej nocy uciekliśmy im w lasy, ale nie udało się wszystkim, więc musieliśmy po nich wrócić. Znowu nas złapali, pobili i poprzywiązywali do drzew. Po półtora tygodnia udało nam się uciec i... tyle. Koniec. Wracajcie do domów. Nie gratulujemy, w tym roku byliście jeszcze gorszą bandą brudnych świń niż ci sprzed trzech lat. Potem dowiedziałem się, że nasza grupa była jedną z najliczniejszych w historii. Zwykle kończyło piętnaście, może dwadzieścia osób, a u nas, taak, dwadzieścia osiem... Byłem wtedy niewiele młodszy od ciebie. Wróciłem do domu, upiłem się, a jak po paru, ha, tygodniach zabawy wytrzeźwiałem, zapisałem się na kurs fotografii. Wiesz, żeby odświeżyć stare hobby, wypocząć... – Pokręcił głową i znów się zaśmiał. – Ale okazało się, że prowadził to fotograf, który większość czasu spędził na froncie... i tak oto nie wypocząłem, ale znalazłem pomysł na idealną pracę.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Słuchał uważnie i starał się zapamiętać jak najwięcej. Więc tak… Wojsko, czyżby wpływy ojca? W życiu by nie pomyślał, że Charles zechciałby wybrać się na tak ciężką… Próbę. Wyobrażał go sobie raczej jako obserwatora, osobę, która uczestniczy w wydarzeniach jedynie poprzez oglądanie. Nie przypuszczał jak cholernie silny i zawzięty musi być, by wtedy, w tak wielu chwilach słabości nie powrócić do domu. Z drugiej strony, może wolał męczyć się, łamać kości niż ponownie spotkać z matką, hmm… A co z blizną przy sercu? To ten obojczyk? Dziwne.
- No tak, twoja praca… - westchnął – Miałem ci mówić o jakichś wydarzeniach, prawda? Interesują cię też walki policji z cywilami? – po cholerę zaczyna ten temat! Powinien się zamknąć, nie dawać możliwości narażania się Charlesa, ale… Z drugiej strony… Zdaje sobie sprawę, jak musi go to niesamowicie kręcić, skoro siedzi w tym „zawodzie” już tyle czasu. Skoro tak to lubi, jak mógłby mu odmówić?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Mhm. – Przytaknął od razu. – Tak. Po to tu byłem, gdy się widzieliśmy pierwszy raz. Dostałem informację, że będzie coś się dziać... Chociaż teraz z tym powoli kończę, za parę miesięcy wracam na front. Masz coś ciekawego?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Wracasz na front?... To znaczy? Gdzie będziesz dokładnie?... Charleeees… Nie mogłeś z tym zaczekać do jutra? Teraz nie będę cię chciał stąd wypuścić – wymruczał i podniósł głowę do jego szyi. Oparł się o nią i uśmiechnął. – Dobrze… To… Na początku przyszłego miesiąca będzie duży marsz w Warszawie, w Polsce. Podwładni Krotowa przekupili jednego z ich rządzących i… Sam zobaczysz. Będzie dobry materiał, obiecuję.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Milczał, a w końcu pokręcił głową i westchnął. Krótko pocałował mężczyznę.
Chyba wolę nie mówić, gdzie będę... Przepraszam. Dla twojego bezpieczeństwa, swojego i ludzi, z którymi na miejscu będę współpracować. Im mniej osób o tym wie, tym lepiej. – Uśmiechnął się przepraszająco. Przemilczał także to, że jakiś czas temu mówił Garikowi, że przerwa w jego zwyczajnych wyjazdach była spowodowana pewnym 'wypadkiem'. Nie chciał mu przypominać. Spoważniał i objął znajomego obydwoma ramionami. – Jutro jeszcze tu mogę zostać. Mam wolną chwilę. Co za różnica, czy piję i uprawiam seks tu, czy na drugim kontynencie. Ach, taak... oprócz tego, że tu uprawiam seks z narzeczonym. – Udało mu się to powiedzieć spokojnie i bez nuty rozbawienia, którą starannie zamaskował. – Ale, cholera... W przyszłym miesiącu będę w środku załatwiania pozwoleń i kart, powinienem być na miejscu. Mogę przekazać to znajomemu? Czy ta informacja przeznaczona jest tylko dla mnie? I co za nią chcesz? – Powoli zaczynała włączać mu się opcja Charlesa–biznesmena. Przyczyna i skutek, informacja i jej cena.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Dla mojego czego? To ja mogę czuć się bezpieczny? – zaśmiał się mrukliwie – Nie mów jeśli nie chcesz. Poczekam na ciebie, najwyżej zrobię parę głupstw… Nieważne. – uśmiechną się szeroko kiedy tak go objął. Zamknął oczy i słuchał go dalej. Narzeczonym… To chyba nigdy nie przestanie go irytować… Ech. – Zrób z tym co chcesz. Chciałeś ode mnie informacje, to masz. Jeśli coś jeszcze usłyszę, postaram się powiadomić cię jakoś.. Napiszę… Albo coś wymyślę. Jeszcze nie wiem… Śpij, albo powiedz mi coś jeszcze…
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Uśmiechnął się słysząc ten sarkazm. No cóż.
Do pracy biorę tylko telefon satelitarny, ale gdy pracuję dla wszystkich spoza terenu znikam. Czasem na parę miesięcy, a czasem na tydzień, jak było to ostatnim razem, te parę lat temu... – Skrzywił się na samo wspomnienie. – Hm, nie mam studiów, jestem oburęczny, na drugie imię mam Baldwin... po Baldwinie IV, królu Jerozolimy. Jestem współautorem paru książek, ale w żadnej nie znajdziesz mojego nazwiska... – Zaczął wymieniać. – To chyba tyle, bo pewnie nie interesuje cię moja praca. Chcesz o coś zapytać? I, ech... – Zamknął oczy, obrócił głowę w bok, odkręcając ją od Garika i ściszył głos, jakby niewygodnie mu było poruszać ten temat. – Masz coś... nasennego? Mocnego? Najlepiej z benzodiazepinami. Chyba bez tego nie zasnę.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Baldwin? Kto to wymyślił?! Ledwo usłyszał resztę informacji. – Wysłucham cię. – westchnął ciężko i podniósł się. Pocałował go i zszedł z łóżka. Podszedł do komody i zaczął wyciągać ubrania i zakładać je na siebie. – Spisz mi tytuły tych książek… I zastanów się co opowiesz mi o swojej pracy, o ile oczywiście chcesz.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Patrzył na niego przez chwilę marszcząc brwi. Usiadł i przyglądał się mu z pytającym spojrzeniem.
Spiszę, ale... co ty robisz?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Idę do apteki po te tabletki z ben coś tam. Połóż się. – naciągnął na siebie koszulkę i poszedł do łazienki po spodnie i telefon.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
A... nie! Idę z tobą – oznajmił i sam ruszył się, aby zacząć zbierać swoje ubrania. Wyjął coś z plecaka i schował do kieszeni spodni, które znalazł w kuchni. Z niemałą satysfakcją przypomniał sobie, co jeszcze niedawno tu się działo i co właściwie tu robił.
...i że w ogóle nadal tu był, choć nie powinien.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Nie boli cię za bardzo tyłek?... Zresztą, jak chcesz, ruszaj się! – założył spodnie i wrócił do przedpokoju. Ściągnął z suszarki ciepłą bluzę i założył na siebie. Czekał przy drzwiach i próbował odnaleźć w telefonie co to są te ben coś tam.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Trochę. Nie bardzo. Bywało gorzej – odpowiedział w podskokach zakładając bieliznę i spodnie, a potem biedną, wygniecioną koszulę. Szybko założył buty i stanął przy znajomym gładząc zmarszczki na ubraniu i w pośpiechu przeczesując włosy. Skutki ćpania, zmiany strefy czasowej, alkoholu, niewyspania, zmęczenia, stresu i jeszcze teraz odstawienia leków dawały się we znaki. Zdawał sobie sprawę, że wygląda jak siedem nieszczęść: blady, wymięty, potargany, z podkrążonymi oczami, zasinieniem na policzku i rozciętą wargą. Pięknie. Już teraz wiedział, że idealnie dopasuje się do 'tubylców'.
– [color=#8c8c8c]Otwarta będzie? Jest po pierwszej...
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Kiedy do niego przyszedł, podrzucił mu swoją skórzaną kurtkę. Wyszedł pierwszy i przytrzymał drzwi. Nie zwracał uwagi na wygląd Charlesa, sam nieraz wyglądał podobnie. Przekręcił klucze i powoli zaczął schodzić do windy.
- Wiesz, że w Rosji, gejostwo jest zabronione, prawda? – złapał go za dłoń i chwilę pogłaskał ją kciukiem. Przybliżył się i ucałował mu policzek – Są tutaj całodobowe. W sumie, jest niedaleko. Znajdziemy co tam potrzebujesz. – puścił go i schował ręce do kieszeni.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach