Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Basen na dachu
Czw Cze 15, 2017 5:01 pm
First topic message reminder :

Basen na dachu  - Page 2 Basenpng_aqaehnp

Miejsce, które bez wątpienia mocno zapada w pamięć. Nawet jeśli dojście do niego jest wyjątkowo proste - wystarczy w końcu podążać po prostu za schodami i iść na samą górę - niewiele osób ma okazję się tu znaleźć, bez odpowiedniego zaproszenia. Woda w basenie jest ogrzewana, a jej temperatura nieustannie kontrolowana, zależnie od pogody i pory roku. Schodami wychodzi się wprost na taras, na którym rozstawiono kilka leżaków. Dalej znajduje się duże pomieszczenie służące zarówno za siłownię, jak i szatnię. Ta ostatnia jest jedynym pomieszczeniem, gdzie sufit jest całkowicie normalny. Zarówno na siłowni, jak i tarasie bowiem cała góra jest przeszklona, co umożliwia obserwowanie pływających osób. Po wyjściu z przebieralni można udać się na dach z pomocą windy lub schodów, obserwując jednocześnie ten sam basen z boku (co nadaje mu wyglądu wielkiego akwarium).
Przestrzeń na samym dachu jest olbrzymia. W podłożu umieszczono małe wiatraki, które zależnie od temperatury na zewnątrz wydmuchują ciepłe lub zimne powietrze. W razie deszczu, kamerdynerzy z pomocą pojedynczego przycisku są w stanie rozłożyć zwykle ukryte zadaszenie, niesamowicie podobne do tych samych, które buduje się na stadionach. Co biorąc pod uwagę kanadyjski klimat, bywa niezwykle przydatne.
Wystarczy zostawić swoje rzeczy na jednym z leżaków i wskoczyć do basenu, nie przejmując się niczym więcej.
Po prawej stronie od basenu, znajduje się oddzielone z pomocą niskiego murku lądowisko dla helikopterów, na które można wejść z pomocą drabiny. Pomijając fakt, że zwykle pozostaje zamknięte, gdy nikt z niego nie korzysta.
__________________________________

Informacja Fabularna: Miejsce niedostępne dla gości. Dojście na basen bez wyproszenia przez ochronę/kamerdynera jest zwyczajnie niemożliwe, chyba że użyjecie helikoptera i skoczycie ze spadochronem. W innym wypadku pozostaje wam przyjście tu z jednym, z członków rodziny Black.
Gdy ktokolwiek korzysta z basenu, zawsze przy wejściu może dostrzec kamerdynera, gotowego spełnić każdą najmniejszą zachciankę zarówno gospodarza, jak i samych gości.

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Wto Paź 10, 2017 11:13 pm

Parsknął rozbawiony, kręcąc na boki głową.
Nie o to mi chodziło. Po prostu z reguły nikt nie interesuje się swoim drugim imieniem i tak dalej. Najczęściej podobna wiedza wychodzi w momencie, gdy na przykład idziecie grupowo podstemplować legitymacje szkolne w sekretariacie czy chwalicie się dopiero co zdanym prawem jazdy. Bądź jak w naszym przypadku, mimochodem wychodzi że pochodzicie z tego samego miejsca oddalonego o tysiące kilometrów — uniósł kącik ust w uśmiechu na samo wspomnienie, przywołując wraz z nim zdjęcie którego Paige użył w dokumencie. Dość obiektywnie mógł stwierdzić, że mimo wiecznych cieni pod oczami, których nie był w stanie pozbawić go nawet retusz, nadal był jedną z tych osób których zdjęcia uważał za niezwykle udane.
Rzecz jasna jeśli chcesz, chętnie pokażę ci swoje ID. W końcu z twarzą taką jak moja, nie ma czegoś takiego jak nieudane zdjęcie Blacka — rzucił zaczepnie z niezachwianą pewnością siebie, muskając końcówkę jego nosa, zakolczykowanym językiem.
"Nie to miałem na myśli, Black."
Mruknął coś cicho pod nosem. Skoro blondyn nie zamierzał drążyć tematu, on również sobie odpuścił.
Zwłaszcza że jakby nie patrzeć, mieli w tym momencie dużo lepsze rzeczy do roboty. Dotyk na jego udzie jedynie dodatkowo zachęcał go do dalszych ruchów, gdy palce zaciskały się w przyjemny sposób na jego skórze. Zwykle zimne dłonie Paige'a pod wpływem ogrzewanej wody nabrały zupełnie odmiennej, ciepłej temperatury. Nic dziwnego, że ocierał się o niego z dużą chęcią, wymieniając się z nim pomrukami.
Dopóki zwyczajnie mu nie uciekł.
Prowokatorski uśmiech nie schodził z jego twarzy nawet na chwilę, gdy dostrzegł jak Alan wynurza się spod powierzchni płynąc w jego stronę. Czekał. Czekał aż odległość pomiędzy nimi zniknie całkowicie, a Alan znajdzie się tuż nad nim. Przesunął powoli rękami po mięśniach jego pleców, zsuwając je coraz niżej.
Tu nikt nas nie zobaczy z dołu. Nie opieraj się — wymruczał w odpowiedzi przysysając się do boku jego szyi, zaraz przygryzając go zębami. Sam oddawał się początkowo jego przyjemnym pieszczotom, nim złapał go w bardziej stanowczy sposób napierając na jego bark.
Zmiana pozycji, Paige — dość sprytnie okręcił go w taki sposób, by samemu wylądować na górze i usiąść na nim okrakiem, jednocześnie więżąc go we własnym uścisku. Nie był on szczególnie mocny, nie powinno więc nikogo dziwić, że Mercury zamierzał sprawić, by blondyn dobrowolnie został na swoim miejscu. Wplótł jedną z dłoni w jego włosy, tym razem nie bawiąc się w delikatne pocałunki. Ugryzienie pozostawiło po sobie przyjemne mrowienie, gdy wsunął język do jego ust, trącając go raz po raz w zaczepnym geście. Dłonie powędrowały w dół. Wyraźnie zabrakło mu cierpliwości, gdy zsunął jego bokserki w dół, muskając palcami sam czubek jego członka, zaraz pocierając dłonią wzdłuż całej jego długości, wyraźnie chcąc go zmusić do odpowiedniej reakcji. Druga ręka powędrowała w dół jego własnego ciała, gdy materiał opinający jego biodra zsunął się posłusznie całkowicie i wylądował na brzegu basenu, tymczasowo poza ich zasięgiem.
Przerwał pocałunek rzucając mu krótkie spojrzenie wypełnione  zniecierpliwieniem i przylgnął do niego wyraźnie rozgrzanym ciałem. Pierwszych kilka otarć całkowicie wystarczyło, by Mercury rozchylił usta, pozwalając by wydarł się z nich cichy, łapczywy wdech. Nieustannie poruszał biodrami, nadając odpowiedniego tempa. Była to jedna z tych pozycji, w których uczestnictwo Alana nawet jeśli było pożądane, nie stanowiło konieczności. Miękkimi, płynnymi ruchami dodatkowo wspartymi przez chlupoczącą na boki wodę, ocierał się swoim członkiem o jego, jednocześnie drażniąc sam jego czubek palcami lewej dłoni. Prawa wysunęła się ku górze, drapiąc nierównomiernie jego kark, gdy sam przytulił policzek do jego policzka, odpowiednio dbając o to, by ciche, niskie pomruki i chrapliwe jęki dobiegały wprost do jego ucha, które przygryzał delikatnie od czasu do czasu, zaraz łagodząc ugryzione miejsca ciepłem i wilgocią własnego języka.
Było to w końcu dużo ciekawsze niż zwyczajne pływanie.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sro Paź 11, 2017 7:00 pm
Możesz mi pokazać ― stwierdził wyraźnie rozbawiony komentarzem na temat własnego zdjęcia i twarzy. Paige nie spodziewał się po Mercury'm jakichkolwiek przejawów skromności, jednak nie sądził, że jej brak będzie przejawiał się w każdym aspekcie jego osoby. Nie żeby szczególnie mu to przeszkadzało – można było spokojnie powiedzieć, że im dłużej spędzał czas w jego towarzystwie, tym coraz bardziej przyzwyczajał się do jego zachowania, a podobne zagrywki zaczynał traktować jak nieodzowny element jego charakteru, bez którego nie byłby już tym samym Blackiem, a – załóżmy – kolejnym znajomym, który nie wyróżniałby się absolutnie niczym. ― Możesz też po prostu powiedzieć, co się na nim znajduje. Wiesz, to ten normalniejszy sposób przekazywania sobie informacji ― wyjaśnił, palcem wskazującym zataczając niedbały okrąg w powietrzu. Tu jednak nie zamierzał ingerować w jego wolę, pozostawiając mu decyzję co do tego, w jaki sposób chciał mu o sobie „opowiedzieć”.
Jeśli w ogóle chciał.
Prawda była taka, że od mówienia o sobie lepiej wychodziły im inne rzeczy, a Hayden nieszczególnie narzekał na momenty, w których oboje szczędzili słów, pozwalając na to, by ciała przemawiały za nich.
„Nie opieraj się.”
Tak jakbym zamierzał to robić ― rzucił z pewnym siebie błyskiem w ciemnych tęczówkach. Był prawdopodobnie ostatnią osobą, która darowałaby sobie taką okazję. Nawet jeśli z początku szczerze wątpił, by mieli posunąć się dalej nic do prowokacyjnych pieszczot i przyjemnego dotyku z czystej potrzeby bliskości, ostatnią rzeczą, która mogłaby przyjść mu na myśl było odsunięcie się.
W odpowiedzi na przygryzienie szyi, zaczepił zębami o ramię Cullinana, wydając z siebie krótki, mrukliwy odgłos, który mimowolnie przetoczył się przez jego gardło. Nie miał nic przeciwko nagłej zmianie pozycji, choć z początku poruszył się pod siedzącym na nim chłopakiem, jakby musiał dokonać ostatnich poprawek przed...
Mieliście z tym skończyć. To nie jest dobre miejsce.
Miał inne zdanie na ten temat, gdy zupełnie odruchowo objął Merca w pasie, od razu dostosowując się do rytmu ich wspólnego pocałunku. Za każde przygryzienie odpłacał się tym samym, zaraz dosięgając swoim językiem jego. Przyjemne mrowienie nie skupiło się wyłącznie na jego ustach – teraz wyczuwał je także w okolicy podbrzusza, jeszcze zanim dłoń Blacka zsunęła się w najbardziej pożądane miejsce. Trudno było nie wyobrażać sobie przekroczenia pewnych granic, gdy znajdowało się w nietypowym miejscu w tak korzystnej pozycji i przez jeden moment odniósł zadowalające wrażenie, że przynajmniej ten jeden raz brunet był w stanie zajrzeć do jego głowy.
Odetchnął głębiej przez nos, nie chcąc przerywać pocałunku, a jednocześnie przycisnął palce mocniej do jego pleców, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że tym razem nie było szans, by pozwolił mu na odwrót. Nie, gdy wszystko zaszło już za daleko, a elektryzujące napięcie wzmogło się do tego stopnia, by stało się nie do wytrzymania.
Chłopak najwidoczniej zrozumiał przekaz.
Paige odchyliwszy nieznacznie głowę do tyłu, przesunął po całkowicie nagim ciele Mercury'ego  z bezwstydnym wyrazem na twarzy. Kącik jego ust drgnął, zdradzając najszczerszą satysfakcję, gdy na dłużej zatrzymał wzrok poniżej wysokości jego bioder, mimowolnie przesuwając końcówką języka po dolnej wardze.
Coraz bardziej mi się podobasz, Black ― stwierdził, palcami wolnej ręki muskając czubek jego członka, zanim zniecierpliwienie wzięło górę nad ciemnowłosym. Łobuzerski uśmiech na twarzy jasnowłosego znacznie się uwydatnił, jednak Merc nie był w stanie już go zobaczyć. Hayden z premedytacją rozchylił usta, wpuszczając do jego ucha niski odgłos podniecenia – to jednak bynajmniej nie było wyłącznie dziełem aktorstwa.
Nie można było się dziwić temu, że jasnowłosy bez jakiegokolwiek sprzeciwu pozwolił brunetowi na przejęcie inicjatywy. Jego dotyk był wystarczająco pobudzający i nie wątpił, że w niedługim czasie miał doprowadzić ich obu do samego końca. Nie zamierzał jednak pozostać wobec niego całkowicie dłużnym, a sytuacja mimo wszystko wymagała od niego jakiegokolwiek zaangażowania, nawet jeśli samo wsłuchiwanie się w błogie pomruki kochanka i uczucie paznokci, które przesuwały się po jego własnym karku, zdawały się być dla niego wystarczające. Jedna z rąk ciemnookiego przesunęła się wzdłuż uda chłopaka i zatrzymała na jego biodrze, jakby to dawało mu przynajmniej częściowe poczucie kontroli nad jego ruchami. Kciuk najpierw lekko otarł się o wystającą kość, a przycisnąwszy się do niej mocniej, zaczął wykonywać okrężny ruch.
Jasnowłosy z gardłowym pomrukiem pochylił nieznacznie głowę, chcąc czerpać więcej przyjemności z drapania, o którym Mercury zdawał się nigdy nie zapominać. Przylgnął ustami do obojczyka chłopaka, najpierw ledwo ocierając się o niego wargami. Dopiero po chwili rozchylił usta, traktując odznaczającą się pod skórą kość mocniejszym ugryzieniem, które pozostawiło po sobie łukowate ślady po zębach, zanim postanowił skupić się na jego szyi, którą raz po raz pieścił ustami, językiem i niegroźnymi przygryzieniami, nie zapominając przy tym o żadnym skrawku jego skóry, jakby badał, które miejsce było najwrażliwsze.
Zawsze mógł to wykorzystać przeciwko niemu.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Sro Paź 11, 2017 10:24 pm
­­
"Możesz też po prostu powiedzieć, co się na nim znajduje."
Brak przekonania w jego spojrzeniu skutecznie informował Alana, że zaproponowane przez niego rozwiązanie zdecydowanie nie spełniało jego oczekiwań. Było w końcu zbyt proste, zbyt nudne i przede wszystkim - nie oferowało mu podziwiania jego osoby. Nawet jeśli rzecz jasna, Hayden mógł w pełni podziwiać go obecnie na żywo, co bez wątpienia było dużo lepszą rozrywką niż wpatrywanie się w nieruchome zdjęcie. Może własnie moment, w którym sobie to uświadomił, przeważył o tym by jego mimika na powrót wróciła do całkowitej neutralności, a on nijak nie kontynuował tematu.
Najwidoczniej i tak zamierzał pokazać mu swoje ID w późniejszym czasie, jeśli ten zamierzał w ogóle faktycznie się nic zainteresować. Jakby nie patrzeć mogła być to wyłącznie zwyczajna prowokacja bez konkretnego podtekstu. Drugie imiona raczej nie były używane w konwersacjach. Uznawano je wyłącznie za dodatek wymagany w dokumentach czy ciekawostkę na temat ich życia.
Pod warunkiem, że matka nie dawała swojemu synowi na pierwsze imię "Maria", więc zdesperowany chłopak ratował się drugą opcją. Aż nazbyt dobrze w podobnych momentach przypominał sobie podobną sytuację na jednym z bankietów prowadzonych przez jego ojca.
Lecz zaraz skutecznie została ona usunięta z jego umysłu, gdy całkowicie skupił się na Paige'u.
"Tak jakbym zamierzał to robić."
Uniósł kącik ust w przepełnionym satysfakcją pół-uśmiechu. Wypowiedział wcześniejsze słowa tylko po to, by zapobiec ewentualnemu protestowi ze strony Alana przy zamienianiu ich pozycji stronami. Niemniej taka, a nie inna reakcja z jego strony była na tyle zadowalająca, by nie dodał już ani słowa więcej. Nie były mu w tym momencie potrzebne. Zęby zaczepiające się o jego ramię, pozostawiały po sobie niezwykle przyjemne uczucie, choć zdecydowanie wolał gdy sięgały one w stronę jego gardła. Gdyby się zastanowić, była to dość niespotykana reakcja. Większość na jakiekolwiek próby zaciśnięcia zębów na gardle reagowała dyskomfortem i paniką, zupełnie jakby zaraz druga osoba miała zmiażdżyć im tchawicę. Nie odchylali głowy do tyłu, wręcz domagając się o więcej i więcej.
Nie zamierzał uciekać. Gdyby było inaczej, od początku nie zwabiłby go na podwyższenie, które nie tylko pozostawało poza zasięgiem wzroku ewentualnych gapiów, ale też przede wszystkim dawało im pełną podporę jakiej potrzebowali.
Nie przeszkadzało mu, gdy blondyn go obserwował. Wręcz przeciwnie, jego uwaga zdawała się schlebiać mu na tyle, by wydał z siebie pomruk satysfakcji, sunąc nosem po jego policzku.
Mów mi więcej, Paige. Wiesz, że uwielbiam komplementy — odparł przesuwając językiem po dolnej wardze w wyzywającym geście, które zaraz zniknął jednak z pola widzenia Alana, gdy obaj nachylali się w swoim kierunku z ustami tuż przy swoich uszach. Same ruchy choć robiły bez wątpienia za główne źródło pobudzenia, miały dużo większą siłę sprawczą dzięki dodatkowi w postaci ich głosów. Nic dziwnego, że Alan mógł wyczuć jak czarnowłosy drży nieznacznie pod jego dotykiem, choć bez wątpienia nie był to skutek strachu. Przyspieszył nieznacznie ruchy biodrami, przygryzając zębami jego ucho, gdy woda chlusnęła agresywniej na boki, wylewając się poza basen. Paznokcie przestały przesuwać się po skórze brązowookiego, zamiast tego wczepiając się w nie kurczowo, gdy napięcie będące bezpośrednim efektem jego działań wyraźnie i bez wątpienia widocznie wzrosło.
Kolejny cichy, chrapliwy jęk uciekł z jego ust, gdy chłopak przylgnął ustami do jego obojczyka, zaraz zdobiąc go prostym ugryzieniem. Lecz to właśnie przeniesienie się przez Paige'a na jego szyję sprawiło, że odchylił się posłusznie w tył, rozchylając usta by uwolnić częściowo więziony oddech. Drżenie dodatkowo wzrosło, choć nie zaprzestawał się o niego ocierać.
Nie przestawaj — wymruczał nieco urywanym głosem, który z każdą sekundą coraz ciężej było mu kontrolować. Początkowe zagrywki, które stosował z jego udziałem, przerodziły się w autentyczne sygnały, że jest mu na tyle dobrze by nawet nie próbował się powstrzymywać. Dłoń przyciśnięta do jego skóry przesunęła się w górę wplatając w jego włosy, jakby chciał dodatkowo przysunąć go do swojego gardła, zachęcając do dalszych podrażnień. Dało się też dostrzec jak przekrzywia głowę w prawo, wyraźnie odsłaniając lewą stronę, która najwidoczniej w danym momencie była w jakiś sposób wrażliwsza na dotyk. Ciężko było jednak stwierdzić czy była to cecha stała czy całkowicie przypadkowa.
Druga dłoń wypuściła jego członka, gdy złapał go za nadgarstek by wyciągnąć ją nieznaczne ku górze w stronę powierzchni wody, splatając ich palce.
Wyglądało na to, że tymczasowo odciął ich obu od dodatkowej stymulacji, by skupili się wyłącznie na dotyku płynącym z miarowych otarć, przedłużając tym samym własną zabawę.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Czw Paź 12, 2017 6:26 pm
„Wiesz, że uwielbiam komplementy.”
Paige mimowolnie zaśmiał się krótko pod nosem. Wiedział. Zdecydowanie miał tego świadomość i może dlatego nie powiedział już nic więcej, rzucając mu nieco złośliwe spojrzenie. W przypadku jasnowłosego trudno było mówić o komplementach rzucanych na życzenie, a gdyby zaczął chwalić Blacka zbyt często – niezależnie od tego, jak bardzo rozkoszował się tymi pochwałami – w końcu równie dobrze mógłby poczuć się nimi znudzony lub uznać Haydena za kolejnego pieska, który ochoczo skakał dookoła niego, wesoło poruszając przy tym ogonem na boki. Nie zamierzał odmawiać Mercury'emu podbudowujących ego słów – a przynajmniej nie całkowicie – ale zdecydowanie bardziej wolał używać ich, gdy sam uznał, że było to wskazane.
Aktualnie wolał też spożytkować swoje własne usta w zupełnie inny sposób.
„Nie przestawaj.”
I zdaje się, że odpowiadał czarnowłosemu bardziej niż jakiekolwiek słowa. Nie miał zamiaru przestawać, gdy dokładnie badał każdy centymetr gładkiej skóry, w końcu skupiając się na lewej stronie jego szyi. Na chwilę zatrzymał się w jednym miejscu, rozchylając usta mocniej. Z niskim, stłumionym przez jękiem przyssał się do ciała chłopaka, zamierzając pozostawić na nim zaczerwieniony ślad, który nie miał pozostawić żadnych wątpliwości co do tego, że miał za sobą produktywny wieczór. Będąc już pewnym, że Merc nie obejdzie się bez widoczniej pamiątki, kilkakrotnie musnął językiem naznaczone miejsce, by zaraz przesunąć wargi w inne miejsce. Wargi jasnowłosego wygięły się w mimowolnym uśmiechu, gdy dosięgnął zębami jego gardła, ocierając się nimi o nie w zaczepnym i bardziej wyrazistym geście. W tym jednym miejscu darował sobie mocniejsze ugryzienia, pozostawiając jedynie złudzenie tego, że mógłby posunąć się o krok dalej, a nieświadomy niczego Cullinan ledwo zdążyłby zareagować.
Paznokciem kciuka podrażnił wystającą kość biodrową i tam pozostawiając po sobie zaczerwieniony ślad, choć gdyby nie pozycja, w której obecnie się znajdowali, pokusiłby się o to, by i tam zabrnąć własnymi ustami.
Wystarczyło, że Mercury odsunął rękę, a protestacyjny pomruk wyrwał się z gardła ciemnookiego, jednak zupełnie odruchowo zacisnął palce na przytrzymującej jego rękę dłoni. Mimo tego trzeba było przyznać, że drażnienie się z nim w ten sposób, wywoływało falę przyjemnych doznań, nawet jeśli oczekiwany moment szczytowania zaczął odkładać się w czasie. Odetchnął głębiej, na chwilę odrywając usta od jego szyi, by kolejnym mokrym pocałunkiem potraktować ucho chłopaka. Przez chwilę pozwolił mu po prostu bawić się w półśrodki, jednak koniec końców dłoń Alana zsunęła się z jego biodra, a łaskoczący dotyk palców przesunął się w stronę podbrzusza bruneta. Nie zsunął się jednak niżej – zamiast tego zaczął wspinać się w górę wzdłuż brzucha Mercury'ego, dokładnie badając dobrze wypracowane mięśnie, następnie palce dosięgnęły jego klatki piersiowej, umyślnie zahaczając o jeden z sutków, zanim zabrnęły dalej aż do samego podbródka, na którym zakleszczyły się w niegroźnym uścisku.
Chcę cię widzieć, Black ― stwierdził, sugestywnie zmuszając go do nieznacznego odsunięcia się. W zaczepnym geście stuknął palcem wskazującym o kącik jego ust, samemu cofając nieznacznie głowę do tyłu, by z zawadiackim grymasem na ustach, zawiesić wzrok na twarzy czarnowłosego. Tym razem nie bawił się już w mozolną wędrówkę ręką po jego ciele – ta znacznie energiczniejszym ruchem zanurzyła się pod wodą i wymownie przesunęła się po wierzchu członka Cullinana, zanim zdecydował się zacisnąć palce na ich obojgu. Pewny dotyk zaczął sunąć na przemian w górę i w dół, wywołując jeszcze przyjemniejsze doznanie, a blondyn z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej rozluźniony i ani myślał, by spuścić kochanka z oczu.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Czw Paź 12, 2017 8:34 pm

Nie miał nic przeciwko jakimkolwiek znaczeniom. Nawet takim, które miały być doskonale widoczne. Inni i tak doskonale wiedzieli czym Mercury zajmuje się w ostatnim czasie, a ci którzy nie wiedzieli kto i po co oznaczył go na szyi czy ramieniu, najczęściej byli na tyle młodzi, by mógł się wykręcić zwyczajnym ugryzieniem owada. Jakby nie patrzeć, jesienią nadal się jeszcze pojawiały. Dźwięki, które wydawał z siebie nawet sam Paige dodatkowo sprawiały, że dotyk na gardle pozostawiał po sobie przyjemne, elektryzujące uczucie po którym nie miał ochoty absolutnie na nic innego.
Na draśnięcie na swoim biodrze, obniżył nieznacznie podbródek rzucając mu nieznacznie urażone spojrzenie, choć nie odtrącił jego dłoni.
Ugryzienia rozumiem, ale szramy po paznokciach nieco ciężej ukryć. Pozwolisz, że to ja będę cię drapał, skoro i tak wyglądasz na kogoś po przejściach. Paniczowi nie przystoi — uniósł zaczepnie kącik ust, muskając palcami wierzch jego dłoni. Dłoni, która zaraz ku jego niezadowoleniu uciekła z jego uścisku. Zawiedzenie nie utrzymywało się jednak zbyt długo, gdy wyczuł dotyk na swojej skórze. Rozchylił usta, wypuszczając spomiędzy nich kolejny oddech o wyraźnie podwyższonej temperaturze, co z pewnością nie było skutkiem wyłącznie ciepłej wody w basenie. Mięśnie brzucha spięły się chwilowo pod dotykiem, zaraz rozluźniając na nowo, choć nie robiło to zbyt wielkiej różnicy. Jakby nie patrzeć, tężyznę fizyczną rozwijał nie od dziś, ciężko więc było znaleźć na nim ponadprogramowy tłuszcz czy zwykłą niewypracowaną tkankę.
"Chcę cię widzieć, Black."
Kto by nie chciał.
Odsunął się nieznacznie w tył, opierając obie dłonie na jego ramionach. Skoro w tym momencie i tak to Alan postanowił przejąć jego rolę, miał w tym momencie całkowicie wolne ręce. Zadrapywał nieznacznie paznokciami jego plecy, idealnie zgrywając ruchy z poruszającymi się biodrami.
Masz już dość, Paige? — zamruczał nisko, wbrew wcześniejszej przestrodze, przysuwając się do niego na nowo. Przesunął językiem po jego ustach, by pocałować go krótko, zaraz pogłębiając pocałunek, odsunąć się na kilka sekund i ponownie go pocałować. Złośliwy błysk w oku dość dobitnie pokazywał, że podobne działanie nie było dziełem przypadku. Co więcej pomimo jego słów, sam doskonale odczuwał nie tylko narastające napięcie, ale i to że chciał dotrzeć już do samego końca. Jakby nie patrzeć, przeciąganie przyjemności nawet jeśli działało przez krótki okres czasu, w końcu było zastępione swego rodzaju zniecierpliwieniem, którego nie trawił.
Nic dziwnego, że w końcu przygryzając wargę blondyna w dość roztargniony sposób, odsunął się nieznacznie w tył zgodnie z jego wcześniejszym poleceniem. W końcu chciał go widzieć.
Z wzajemnością.
Jedna z dłoni opartych na jego ramionach uniosła się ku górze, podtrzymując jego podbródek. Przesunął powoli kciukiem po jego wolnej wardze, zahaczając o nią lekko paznokciem, by pozostawić po sobie nieznaczne mrowienie. Zaraz po tym pogłaskał go delikatnie po policzku, nie próbując ukryć ani coraz bardziej przyspieszającego oddechu.
Drżenie dodatkowo wzrosło, przesunął więc dłoń na tył głowy Paige'a, wplatając palce w jego włosy, by uniknąć bezwarunkowego podrapania go po twarzy.
Nie ostrzegał go, nie widział ku temu większej potrzeby, gdy doszedł w jego dłoni, choć otaczająca ich zewsząd woda i tak w dużej mierze maskowała podobny fakt. Nie zaprzestał ruchów biodrami, by upewnić się że nie jest jedyną osobą, która skończyła. Co więcej, sam odsunął jego dłoń, by raz po raz przeciągać własną energicznie po jego członku, podgryzając jego wargi.
Jakby nie patrzeć cudza dłoń zawsze działała lepiej niż własna.
Następny punkt brama, hm? — wymruczał w jego usta, drażniąc go swoimi. Na dziś starczyło mu basenu. Zdecydowanie mógł teraz zająć się czymś innym. Zwłaszcza że wystarczyło pojedyncze spojrzenie na ciemne niebo, by dotarło do niego że i tak nie zamierzał kręcić się już wokół zbyt długo. Wbrew pozorom, Black wyznawał zasadę że noc zdecydowanie była od spania. Co więcej, nie zamierzał spać dziś sam, a jeśli Paige jeszcze nie zdawał sobie w pełni sprawy, że będzie mu dziś towarzyszył i myślał że uda mu się umknąć bokiem - już niedługo miał go uświadomić jak bardzo się mylił.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Pon Paź 16, 2017 6:24 pm
„Ugryzienia rozumiem, ale szramy po paznokciach nieco ciężej ukryć.”
Parsknął krótko prosto w obsypywaną pocałunkami skórę chłopaka. Black mógł wyraźnie wyczuć, że jasnowłosy pokręcił nieznacznie głową, jakby nie do końca mógł uwierzyć, że głupi ślad na biodrze miał sprawić mu aż tyle problemów – po ich dotychczasowych zabawach, Paige'owi nie sposób było sądzić, że powinien ograniczać się w jakichkolwiek aspektach. Nie uważał też, że zadrapał go na tyle mocno, by pozostawić tam  jakikolwiek ślad na dłużej, choć delikatność nie zawsze była jego dobrą stroną, gdy po prostu pozwalał ponieść się chwili.
Teraz ponosi cię aż za bardzo, Alan.
Głos w jego głowie stawał się coraz bardziej odległy, jakby cała ta sytuacja zmuszała go do dobrowolnego wycofania się – nie było to coś, co jego wiecznie zagłuszany rozsądek chciał odczuwać wraz z właścicielem i nie było to coś, na co chciał patrzyć jego oczami czy robić jego ustami i rękami, a teraz było już o wiele za późno na podobne upomnienia.
Nadal zamierzasz rozbierać się przed innymi po tym, co ustaliliśmy? ― rzucił, by najpierw zaczepnie przygryźć jego podbródek, po którym zaraz przesunął językiem aż zahaczył jego końcówką o dolną wargę czarnowłosego. ― Chyba że paniczowi przystoi rozbierać się na bankietach tak bardzo, jak pieprzyć się z kimś w rodzinnym basenie. ― Potarł kciukiem końcówkę członka bruneta, wyczuwalnie zaciskając palce mocniej na jego ciele, jakby dobitnie chciał przypomnieć, że to własnie robili, nawet jeśli nie było to konieczne. ― Widocznie muszę się jeszcze wiele dowiedzieć.
Ciemne tęczówki jasnowłosego na przemian przesuwały wzrokiem od dwukolorowych oczu Mercury'ego do rozchylonych ust, z których wyrywały się nieco głośniejsze oddechy – jak powiedział, tak zamierzał zrobić, więc nieustannie obserwował młodzieńca z należytą uwagą. Dłoń nieustannie poruszała się, drażniąc wrażliwą na dotyk skórę i dostosowując się swoim rytmem do ruchu bioder Cullinana, który pogłębiał odczuwane doznania. Wargi Haydena, które wygięły się w usatysfakcjonowanym uśmiechu świadczyły o tym, że ten stan rzeczy w zupełności mu odpowiadał – nawet zadrapywanie jego ramion wpływało na niego na tyle pobudzająco, że przez moment miał ochotę zmusić chłopaka do zmiany pozycji. Zdołał jednak szybko stłumić w sobie tę chęć, unosząc uwolnioną z uścisku rękę, którą dosięgnął wrażliwej na dotyk szyi chłopaka, raz po raz gładząc jej bok kciukiem, jakby z tej perspektywy znacznie łatwiej było mu sprawdzić, jaką reakcję u niego wywoływał.
„Masz już dość, Paige?”
W życiu ― odparł, zaraz wypuszczając przeciągły pomruk prosto w jego usta. Ciemnooki zaledwie na pokaz ściągnął nieznacznie brwi, jakby nieposłuszeństwo czarnowłosego nie do końca mu odpowiadało, a najgorsze w tym wszystkim było to, że powodem działań Merca nie mogła być po prostu nieśmiałość, biorąc pod uwagę wszystkie śmiałe posunięcia, które miał już za sobą. Blondyn zdawał sobie sprawę z czystej złośliwości, więc nic dziwnego, że sam także postanowił odbiec od zakazu i tym razem zadrapać nieznacznie jego szyję, pozostawiając na niej pojedynczy, podłużny ślad – również niegroźny, ale póki co Mercury nie musiał o tym wiedzieć.
Szczeniak.
Nie protestował, gdy dłoń chłopaka przytrzymała jego podbródek, choć na twarzy Paige'a przez moment można było dopatrzeć się pytającego wyrazu, gdy nie był pewien, czego miał się spodziewać. Zaczepnie trącił językiem opuszkę kciuka, która z wolna sunęła po jego ustach, przy okazji owiewając jego palec rozgrzanym z podniecenia i przyjemnego wysiłku oddechem.
Było już blisko.
W ciemnych oczach pojawił się wyraźny błysk, gdy wyczuł moment, w którym czarnowłosy skończył. Sam z premedytacją przeciągał moment końcowy, nawet jeśli było coraz trudniej powstrzymać napięcie, od którego jego ciało próbowało się uwolnić. Odsunął swoją dłoń, czując palce kochanka na swoim ciele, samemu układając obie dłonie na jego biodrach i zaciskając palce mocniej, jakby nie chciał, by w tym kluczowym momencie się odsunął. Wreszcie w akompaniamencie głośniejszego wydechu wszystkie jego mięśnie spięły się i zadrżały nieznacznie, zaraz rozluźniając się, gdy po elektryzującym uczuciu zostało już tylko lekkie mrowienie i przyspieszone tętno, które wyraźnie pulsowało pod jego skórą.
Mhm. Wolę, żeby nie stała tam przez całą noc.
Wsunął język pomiędzy jego wargi i zaczepnie przeciągnął nim przez całą ich szerokość, zaraz cofając nieznacznie głowę do tyłu z wyraźnie zadowolonym wyrazem twarzy. Zresztą trudno było mówić o niezadowoleniu, gdy miało się za sobą już drugi orgazm tego wieczoru. Klepnął Blacka w jedno z bioder, choć pod wodą ten gest z pewnością nie był zbyt wyczuwalny, a chwilę po tym niechętnie cofnął ręce, by naciągnąć na siebie wcześniej zsunięte bokserki.
Obróciwszy głowę w bok, zerknął za siebie przez ramię, zawieszając wzrok na drzwiach, które od basenu może i dzieliła niewielka odległość, ale doskonale wiedział, że powrót do środka oznaczał chwilowe wystawienie się na zimno jesiennego wieczoru. Tutaj było mu znacznie lepiej, choć pomarszczone opuszki palców świadczyły o tym, że spędził w wodzie już za dużo czasu, a wątpił, że był to ostatni raz, kiedy miał okazję tu przebywać.
Lepiej przygotuj rodzinę na stałego gościa, Black ― rzucił słyszalnie zgryźliwym tonem, zgarniając palcem wskazującym odłożone na brzeg spodenki czarnowłosego. Uniósłszy je do góry zakołysał nimi, jakby była to całkiem skuteczna przynęta, choć nic nie wskazywało na to, by zamierzał się z nim droczyć i zwyczajnie ich nie oddać.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Sro Paź 18, 2017 1:20 am

"Widocznie muszę się jeszcze wiele dowiedzieć."
Ciężko było odpowiadać na jakiekolwiek sensowne pytania, gdy twoje ciało nakazywało ci oddawać się całkowicie odczuwanej przyjemności. Mimo to doskonała podzielność uwagi, sprawiła że postanowił nie zrezygnować ani z jednego, ani z drugiego. Wyglądało w końcu na to, że doszło pomiędzy nimi do pewnego nieporozumienia, a Black czuł się w obowiązku rozwiać wszelkie jego wątpliwości. Nachylił się nieznacznie w jego stronę i przeniósł ciężar rąk na jego barki, by ułatwić sobie całe zadanie.
Nie łamię danych ci obietnic, Paige — wymruczał muskając jego język swoim, choć nie zbliżył się bardziej, by podjąć jakikolwiek pocałunek. W tym momencie zdecydowanie potrzebował wolnych ust, które miały umożliwić mu mówienie. Z jakiegoś powodu uznał także za konieczne zaznaczenie, że to właśnie w jego towarzystwie "poświęcał" się w podobny sposób, nawet jeśli blondyn miał nie wyłapać tej drobnej różnicy, a może i kompletnie w nią nie uwierzyć.
Prawda była jednak taka, że Black rzeczywiście nie okłamał go w żadnym przypadku, z jakiegoś powodu trzymając się wszystkich zasad. Nawet jeśli sam nie był w stanie stwierdzić dlaczego to robił. Jakby nie patrzeć, Paige był jedyną osobą, która utrzymała go przy sobie dłużej niż trzy dni po zawarciu związku.
Nie tylko z tobą pływam w basenie. Zapewniam cię jednak, że nie pieprzę ani swoich braci, ani sióstr — a szczerze mówiąc, zdarzyło mu się usłyszeć podobny zarzut w przeszłości. Niektórzy byli na tyle zawistni, by próbowali wcisnąć wszelkie nieczystości nawet pomiędzy takie osoby, jak Mercury i Saturn, wykorzystując ich zażyłość do własnych obrzydliwych celów. Dało się dostrzec, że podczas wszystkich słów od czasu do czasu przerywał na chwilę, łapiąc gwałtowniejszy wdech, bądź zacinał się chwilowo, gdy jego głos wyraźnie drżał. Nie utrudniało to jednak komunikacji na tyle, by blondyn miał mieć problemy ze zrozumieniem go. Co więcej, dawało poczucie, że gdyby ktoś kiedykolwiek zapukał do drzwi jego pokoju przerywając im w trakcie, prawdopodobnie gdyby się postarał, byłby w stanie odpowiedzieć normalnie i odprawić służbę z kwitkiem.
Przesunął jeszcze kilka razy dłonią po jego członku, nawet gdy chłopak doszedł. Woda wyjątkowo skutecznie ukryła wszelkie skutki ich zabaw, choć i tak bez wątpienia mieli niemałe szczęście, że w basenie wmontowano nie tylko całą tonę filtrów, ale i wymieniano w nim wodę co najmniej raz w tygodniu.
Kąciki jego ust wygięły się w uśmiechu, gdy poczuł jego język pomiędzy swoimi wargami. Sam nachylił się, by cmoknąć go krótko z rozbawieniem, nim w końcu zszedł z niego posłusznie, pozwalając na ubranie się.
"Lepiej przygotuj rodzinę na stałego gościa, Black."
Och, jeśli jesteś zainteresowany mamy dużo wolnych pokoi — zaśmiał się i przeciągnął, zaraz patrząc jak ten kradnie mu spodenki. Uniósł brew ku górze, zaraz na nowo się do niego przybliżając, by wsunąć swoją dłoń w jego i odebrać swoją własność.
Żartuję. Jeśli masz gdzieś spać to tylko ze mną. Miałbyś zbyt wiele do stracenia śpiąc samotnie w wielkim, pustym łóżku — przesunął językiem po jego policzku, zostawiając po sobie mokry, zimny ślad, nim przeskoczył w bok i wyszedł z basenu cały czas się śmiejąc. Zupełnie jak szczeniak, który właśnie pociągnął większego psa za ucho i poszedł obwieścić swój wyczyn całemu światu.
Bowiem w tym przypadku byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby wszystko pozostało jednak między nimi. Uszy młodego Sky'a niekoniecznie były na tyle dorosłe, by wysłuchiwać podobnych historii o wyczynach starszego Blacka.
Możesz ją zaparkować w naszym garażu. Będzie tam bezpieczna, jak nigdzie indziej. Chcesz się jeszcze wykąpać przed wyjściem czy po tym jak wrócimy? — potarł ramiona, kierując się w stronę wyjścia, jednocześnie raz po raz zwracając się w jego stronę, by usłyszeć odpowiedź. Był gotów odłożyć dla niego prysznic na później, ale nie było wątpliwości, że panicz zdecydowanie nie położy się spać z warstwą chloru na skórze.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sro Paź 18, 2017 9:49 pm
„Nie łamię danych ci obietnic, Paige.”
Zapamiętam ― rzucił, zapewniając go, że i to będzie miał na uwadze. W tak młodym wieku jego pamięć nie szwankowała na tyle, by zapomniał o złożonych mu przez własnego chłopaka obietnicach. Na tym etapie ciężko było jednak stwierdzić, na ile poważnie traktował jego słowa ani czy w ogóle mógł mieć mu za złe, gdyby postanowił je złamać i pójść w w swoją stronę lub w kierunku, który narzuciłaby mu jego rodzina i który formalnie bez wątpienia byłby lepszy dla panicza pokroju Blacka. Czarnowłosy może i różnił się od swoich „majątkowych rówieśników”, jednak nie można było mieć wątpliwości co do tego, że wciąż kierował się pewnymi zasadami.
Zasadami, które przynajmniej na ten moment ich nie dotyczyły, nawet jeśli to nie sprawiało, że miały zniknąć bezpowrotnie. Hayden nie widział jednak nic złego w skupianiu swoich myśli na znacznie ciekawszych czynnościach – tym bardziej, że teraz dostawał doskonałe powody ku temu, by nie zawracać sobie głowy drobnostkami.
Z zadowoleniem uniósł kącik ust, czując lekkie muśnięcie na swoim języku, którym zaraz przesunął po swojej dolnej wardze, ścierając z ust smak czarnowłosego. Chwilę później ciemne oczy błądziły spojrzeniem po jego twarzy, a uszy z przyjemnością wyłapywały przerywane oddechami słowa – wydawało się, że jasnowłosy z pełną świadomością przyspieszał wtedy ruch ręką, by sprawdzić, jak daleko było w stanie sięgnąć opanowanie Mercury'ego i gdzieś tam miał szczerą nadzieję, na to, że koniec końców uda mu się trafić we właściwy ton, choć wszystko wskazywało na to, że wszystko, co dotychczas robił nie było w stanie przynieść zamierzonego efektu. Musiałby...
Poskarżysz się na wyjątkowo obcierający pasek ― stwierdził z nutą rozbawienia w głosie, nawet nie mając nadziei na to, że byłoby to takie proste. Było jednak pewnym, że zadziorny błysk w jego oczach świadczył o tym, że nie zamierzał ograniczać się tylko dlatego, że ktoś mógł go zobaczyć w nieco mniej perfekcyjnym stanie. Nie na co dzień decydował się ograniczać tylko do jednej osoby, a skoro miał pilnować swoich rąk i tego na kim je kładł, wolał mieć pełne pole do popisu.
Słysząc jego słowa odnośnie wolnych pokoi, mimowolnie zaśmiał się pod nosem. Nie przypuszczał, że chłopak w tak lekki sposób podejdzie do tematu, mając na swojej głowie nie tylko rodziców, ale i dużo młodsze rodzeństwo, które równie dobrze mogłoby nie pojąć takiego stanu rzeczy. Alan z kolei zdążył się już przekonać, że mały Sky raczej nie pałał na jego widok zbyt wielkim entuzjazmem. By nie powiedzieć, że żadnym.
„Żartuję. Jeśli masz gdzieś spać to tylko ze mną.”
Ta opcja znacznie bardziej mi się podoba ― stwierdził, przeciągając się z głośnym pomrukiem, a kiedy opuszczał ręce, palcami jednej z nich przesunął po wcześniej pozostawionym przez młodzieńca śladzie na jego policzku. Usatysfakcjonowany uśmiech wyraźnie uwydatnił się na jego ustach i nic dziwnego, skoro wszystko zdawało się stale przebiegać – może nie tyle co po jego myśli – tak, jak chciałby, żeby przebiegało w większości sytuacji.
Gdy coś idzie za dobrze, zawsze musi istnieć jakiś haczyk, Alan.
Myślałem, że masz już dość.
Teraz już nic nie odwraca twojej uwagi.
Jesteś pewien?
Ostatnio trochę się rzucałeś, ale dało się przeżyć ― odparł zgryźliwie, skutecznie ukrywając fakt, że kiedy przyszło im spać razem w akademiku, niekoniecznie ogarniał to, co się dookoła niego działo. Gdyby nie przyłożony do jego ucha telefon i głos Daniela, który skutecznie zrujnował jego sen, najpewniej jeszcze przez długi czas trwałby w stanie tej błogiej nieświadomości.
Jasnowłosy obejrzał się za Blackiem, a jego wzrok w dość sugestywny sposób zsunął się nieco niżej, zanim Paige leniwie podniósł się na równe nogi. Teraz, kiedy wszystkie burzliwe doznania, które wcześniej odczuwał, odeszły w niepamięć, jego ciało stało się bardziej ociężałe i niechętne do jakiegokolwiek wysiłku.
Jak wrócimy. ― Jak widać, nie musiał długo zastanawiać się nad właściwą odpowiedzią. Zmycie z siebie chloru nie było aż tak wielkim priorytetem, jak zadbanie o bezpieczeństwo najcenniejszej rzeczy, którą miał w swoim posiadaniu. Jego motocykl może i nie był najnowszym ani też najdroższym nabytkiem, jednak przywiązanie, którym pałał do niego jasnowłosy, czyniło go bezcennym. ― Wcześniej nie przewidziałem, że zostanę na całą noc, więc wolałbym, żeby już teraz znalazła się z dala... od połowy miasta ― stwierdził kąśliwie, posyłając Cullinanowi znaczące spojrzenie. Nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że ludzie, którzy brali udział w wielkim wydarzeniu, które z początku miało być jedynie prostym spotkaniem przy ognisku, nie pochodzili jedynie z ich szkolnego środowiska.
Przez chwilę po prostu stał w miejscu na brzegu basenu, jakby za wszelką cenę nie chciał opuszczać bezpiecznej strefy, w której nie musiał obawiać się zimna. W końcu jednak ruszył w ślad za brunetem, w dość szybkim tempie pokonując odległość, która dzieliła go od drzwi. Nikogo nie powinno dziwić, że nie udało mu się uniknąć gęsiej skórki i nieco bolesnego spięcia mięśni, gdy chłodne powietrze dosięgnęło jego ociekającej wodą skóry. Nawet jeśli trwało to jakieś dwie sekundy, tyle w zupełności wystarczyło, by zęby blondyna zacisnęły się, jednak zanim zdążył nimi zaszczękać, znalazł się w bezpiecznym pomieszczeniu, a drzwi błyskawicznie zamknęły się za jego plecami.
To jakieś umyślnie przygotowane narzędzie tortur? ― mruknął i kiwnął głową za siebie, zaraz zgarniając jeden z przygotowanych dla nich ręczników, by narzucić go sobie na ramiona i na jakiś czas okryć nim szczelnie swój tors. Ktoś z jego aparycją nie powinien znosić zimna aż tak źle, biorąc pod uwagę, że towarzyszyło mu niemalże cały czas, o czym Black miał okazję przekonać się już niejednokrotnie, gdy chłodnymi palcami dosięgał jego skóry, jednak nieodpowiednia ilość snu w ostatnim czasie skutecznie zabijała jego wytrzymałość, a teraz – po chwilach pełnych wrażeń z czarnowłosym – tym bardziej marzył już tylko o gorącej kąpieli, po której mógłby zakopać się pod kołdrą w niewątpliwie wygodnym łóżku, które bądź co bądź mu obiecano. Możliwe, że najwygodniejszym ze wszystkich łóżek, na których miał okazję już spać.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Czw Paź 19, 2017 7:43 pm

"Ostatnio trochę się rzucałeś, ale dało się przeżyć."
Z tego co pamiętam to nie ja się 'rzucałem' — odpowiedział rozbawiony na samo wspomnienie krzyku z drugiej strony słuchawki. Mercury nie żałował tamtej akcji w najmniejszym calu. Jeśli istniała szansa, że rzeczywiście na horyzoncie pojawiało się jakieś zagrożenie, czuł się wręcz w obowiązku całkowicie je zniwelować. Nie inaczej było z Danielem. Działanie, które podjął przynajmniej całkowicie wyprowadziło go z błędu. Gdyby natomiast miał rację, byłoby doskonałym zabezpieczeniem przed tym, by po wyjściu z jego pokoju, blondyn od razu poszedł do kogoś innego.
Choć i tak nie mógł mieć pewności, że tego nie zrobił.
Ciężko było zaufać komuś, kto kładł ręce na większej ilości osób, niż Black miał par skarpetek w szafie. Z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że sam nie znajdował się w lepszym położeniu. Może dlatego koniec końców, postanowił odsunąć wszelkie podejrzenia, a gdy Alan deklarował że rzeczywiście nie sięgnie w stronę nikogo innego - to tak właśnie będzie.
"Jak wrócimy."
Mhm — tego się spodziewał. Z jego twarzy nie dało się wyczytać czy był zadowolony, czy może wręcz przeciwnie. Nie był to jednak pierwszy raz, gdy zachowywał swoją pokerową twarz, nie dopuszczając rozmówcy do własnych myśli. Zamiast tego odgarnął jeden z wpadających mu na policzek kosmyków w tył i zatknął go za ucho, zerkając na niego z uśmiechem.
Jasne, chodź. Im szybciej się zbierzemy, tym lepiej — przynajmniej nie zaprzeczał, że faktycznie ma zamiar zostać na noc. Nawet jeśli nie planował żadnej trzeciej przygody, sama obecność blondyna sprawiała, że jego wzrok wydawał się dużo cieplejszy i bardziej przystępny niż zazwyczaj. Ze wszystkich ludzi, którzy nie byli z nim jakkolwiek spokrewnieni, pozwalał sobie na podobną reakcję wyłącznie w jego towarzystwie.
Narzędzie tortur? Co ty. Od tego mamy lochy. Wiesz, rozrywanie na strzępy, nafaszerowane kolcami trumny, żelazny byk, cała klatka wygłodzonych szczurów. Wiesz, takie rzeczy. Wysyłamy tam niewiernych kochanków rodziny — puścił mu oko, śmiejąc się pod nosem. Nawet nie próbował wypowiedzieć tego w taki sposób, by zabrzmiało jak profesjonalna groźba. Z drugiej strony, być może właśnie jego nonszalancki ton sprawiał, że wszystko robiło się jeszcze bardziej podejrzane, a człowiek zaczynał się zastanawiać czy aby na pewno tylko żartuje.
Po przekroczeniu progu drzwi przeciągnął się, ziewając. Dało się zauważyć, że podczas ich nieobecności ktoś zdążył już przygotować świeże ręczniki, suszarki, a nawet poczęstunek w razie gdyby okazali się głodni. W pierwszej kolejności sięgnął po miękki materiał, by wytrzeć się z nadmiaru wody. Dopiero, gdy z jego włosów przestały kapać pojedyncze krople, wyciągnął dłoń, by złapać za jedną z drobnych kanapek i nadziany na wykałaczkę koreczek. Obie rzeczy, zniknęły w jego ustach tuż przed tym, jak wstał do swojej szafki, wyciągając wszystkie swoje rzeczy. Zsunął z siebie mokre bokserki, zamieniając je na suche i świeże, zaraz stając przed jednym z gigantycznych luster. Ciepłe powietrze rozwiało jego włosy na wszystkie strony, zmuszając go do przymknięcia powiek. Doskonale wiedział, że niezależnie od tego co zrobi i tak rozwieją się na wszystkie strony.
Chodź, Paige. Nie wypuszczę cię z mokrą głową — rzucił po kilku minutach, siadając na kamiennym blacie, machając na niego ręką.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Pią Paź 20, 2017 8:15 pm
Wspomnienie o starszym bracie już od dłuższego czasu nie wywoływało w Haydenie pozytywnych emocji. Od dobrych kilku lat byli wręcz doskonałym przykładem rodzeństwa, które pomimo więzów krwi nie potrafiło dość ze sobą do porozumienia i tym samym niesamowicie różnili się od choćby Mercury'ego i Saturna, którzy na pierwszy rzut oka rozumieli się bez zbędnych słów i w wielu przypadkach byli wręcz nierozłączni. Teraz jednak, pomimo wszelkich urazów chowanych do Daniela, Paige odruchowo zaśmiał się nisko pod nosem, nawet nie próbując ukryć, że ten jeden jedyny raz rozmowa z czepliwym Paige'm sprawiła mu choć trochę frajdy. Nie dało się jednak ukryć, że gdyby nie obecność Blacka obok, ich konwersacja albo nie przebiegłaby na tyle kolorowo, albo nie byłoby jej wcale, znając podejście jasnowłosego do telefonów komórkowych i odbierania cudzych połączeń.
Nie o takie rzucanie mi chodziło, ale trzeba przyznać, że wkurwianie go to całkiem niezła rozrywka ― rzucił, niewiele robiąc sobie z tego, że oboje w gruncie rzeczy byli już dorośli i chociaż w drobnym stopniu powinni zachowywać się dojrzalej, a tymczasem potrafili stracić czas na bezsensownym wyzywaniu się nawzajem, mimo że żadne nie było w stanie przemówić do drugiego.
Po prostu jeszcze nie zrozumiałeś, że chce dla ciebie jak najlepiej.
Chce, żebym nie miał tego, czego on nie mógł mieć.
Twój ojciec przewraca się właśnie w grobie.
Mieszanie go w to w niczym nie pomoże.
Ciemnooki nie był typem osoby, która zamierzała ograniczać się ze względu na powszechnie przyjęte zasady i przekonania, a już tym bardziej nie trzymał się uparcie przeszłości. Nawet jeśli jego ojciec był ważną osobą w jego życiu i siłą rzeczy odegrał istotną rolę w życiu chłopaka, nie zamierzał w pełni podporządkowywać się jego zasadom. Nie sądził, by jego życie było na tyle ciekawe, gdyby na każdym kroku zastanawiał się nad tym, co w danej chwili myślałby sobie jego staruszek, którego już dawno nie było i który najpewniej – jeśli nie wierzyło się w żadne życie po śmierci – nie myślał sobie nic.
Kiwnął nieznacznie głową, niemo się z nim zgadzając. Przynajmniej te słowa skłoniły go do tego, by wreszcie zamiast tylko stać i grzać się miękkim i – co najważniejsze – suchym ręcznikiem, zaczął wycierać się do porządku z wody, która i tak pozostawiła na nim wyraźny zapach chloru. Zrzuciwszy z siebie pożyczone wcześniej spodenki, owinął ręcznik dookoła bioder i zaraz z uniesioną brwią przyjrzał się czarnowłosemu, w którego słowach równie dobrze mógł dosłuchać się niemej groźby. Prawdopodobnie, gdyby nie rozbawienie na twarzy chłopaka, byłby skłonny uwierzyć w taką wersję wydarzeń – rezydencja była na tyle wielka, że trudno było stwierdzić, co kryło się w jej murach.
Mmm, rodzina ze średniowieczną tradycją. Nie sądziłem, że urządzacie sobie Fifty Shades of Black ― stwierdził ze znaną sobie złośliwością, której towarzyszył zawadiacki uśmiech. Nie mógł powstrzymać się od ruszenia w stronę tacy z przygotowanymi przekąskami, a widząc, że Mercury zabrał się za jedną z kanapek, jego instynkt nakazał mu zabrać się za jedzenie na tyle szybko, by przypadkiem go nie ominęło. Nieważne, że brunet raczej nie byłby w stosunku do niego na tyle okrutny, by sprzątnąć wszystkie apetycznie wyglądające koreczki sprzed jego nosa. Po drodze szturchnął zaczepnie łokciem bok młodzieńca i złapał palcami za wykałaczkę, by podnieść do ust niewielką przekąskę. Przycisnąwszy ją językiem do podniebienia, wysunął niepotrzebny kawałek drewna i odłożył go na bok, z widoczną przyjemnością przymykając oczy. ― To przekąska przed kolacją w sypialni? ― rzucił, przełknąwszy zdecydowanie za małą przekąskę, która choć smaczna, nie była w stanie w pełni zaspokoić jego wilczego apetytu. Pod tym jednym względem Alan Paige był wyjątkowo wymagający w utrzymaniu.
Świetnie. Przynajmniej w końcu będzie miał cię dość.
Chwycił za jeszcze jedną przekąskę, zanim wreszcie zdecydował się naciągnąć na siebie ubrania. Dopiero potem dokładniej osuszył włosy ręcznikiem, choć ich gęstość sprawiała, że nadal pozostawały mocno wilgotne, a ciemnooki jak zwykle nie miał najmniejszej ochoty, by użerać się z nimi jeszcze dłużej w przeciwieństwie do Blacka, który cierpliwie zmagał się z suszarką. Przerzuciwszy sobie ręcznik przez ramię, zajął miejsce na ławce, cierpliwie czekając aż skończy.
„Nie wypuszczę cię z mokrą głową.”
To przecież tylko chwila ― wymruczał marudnie pod nosem, przechylając głowę na bok, jakby nie rozumiał, po co brunet chciał zadawać sobie aż taki trud, skoro i tak niebawem mieli wziąć kąpiel. Poza tym podobny zabieg tylko odwlekał w czasie moment, w którym miał zgarnąć Hondę sprzed terenu posiadłości. Na pewno było jej zimno, była samotna, możliwe, że ktoś właśnie kładł na niej swoje ręce...
Pokręcił mimowolnie głową, uważniej przesuwając wzrokiem po twarzy chłopaka. Wątpił, żeby zamierzał sobie odpuścić, więc po kilku dłużących się sekundach, Paige wstał z miejsca, wypuszczając ciężko powietrze przez usta i z pobłażliwym wyrazem na twarzy podszedł do Cullinana, by oprzeć się dłońmi po obu jego stronach.
Od kiedy jesteś taki opiekuńczy? ― spytał, raz jeszcze przechylając głowę na bok. Tym razem jednak nie miało to nic wspólnego z brakiem zrozumienia – jasnowłosy po prostu nie dał mu czasu na jakąkolwiek odpowiedź, gdy rozchylił lekko usta, leniwie muskając nimi wargi czarnowłosego, zanim cofnął się na tyle, by pochyliwszy się, dać mu pełen dostęp do mokrych i roztrzepanych we wszystkie strony kosmyków.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Pią Paź 20, 2017 9:39 pm

"Nie o takie rzucanie mi chodziło, ale trzeba przyznać, że wkurwianie go to całkiem niezła rozrywka."
Uniósł kącik ust w uśmiechu, aż nazbyt dobrze rozumiejąc co blondyn miał na myśli. Jedyną rożnicę w tym przypadku stanowiło pokrewieństwo. A raczej jego brak, który dobitnie był wyciągany na powierzchnię i wsmarowywany w twarz Blacka. Nie żeby to on był tutaj tym oryginalnym, biorąc pod uwagę że znienawidzona przez niego osoba była jedynie zabłąkanym psem, któremu jakimś cudem udało się dołączyć do stada.
Wiem co czujesz. Tak jak oddziałuje na ciebie twój brat - na mnie działa macocha. Gdy tylko ją widzę, mam ochotę wziąć najbliższy mikser i rozbabrać sobie oczy, by więcej na nią nie patrzeć. Choć szczerze mówiąc dużo rozsądniejszą opcją, byłoby wydłubanie jej oczu. Już nigdy więcej nie musiałaby patrzeć na tego bękarta, którego widok każdej nocy spędza jej sen z powiek. Nie powtarzaj tego nikomu — wzruszył ramionami. Nie sądził, by Paige robił dla miejskiej gazety i faktycznie zamierzał zaraz biegać wokół sprzedając informacje na prawo i lewo o sytuacji rodzinnej w domu Cullinana. Wolał jednak dodać te krótkie słowa, by tym samym dać mu do zrozumienia, że przekazywał mu to w całkowitym zaufaniu. Nie była to informacja, którą dzielił się z byle napotkaną osobą. Nic dziwnego, że na jakiś czas umilkł nie odzywając się ani słowem. Jakby nie patrzeć nie była to jedna z tych historyjek, którą komentowało się rozbawionym parsknięciem czy zwyczajnym śmiechem.
Sam przez chwilę zastanawiał się, czemu właściwie mu o tym powiedział.
Bo mu ufasz.
Głupota.
Jednocześnie nie była to sytuacja, w której całkowicie tracił humor. Był to dla niego temat na tyle 'codzienny', by zwyczajnie przestał jakkolwiek wpływać na jego psychikę. Nie żeby mógł pochwalić się tym samym jeszcze kilka lat temu. Przeczesał wilgotne włosy palcami, otwierając usta by wypuścić z nich ciche westchnięcie, gdy usłyszał kolejne słowa padające ze strony Alana.
Czuję się niedoceniony, Paige. A porównywanie naszych doskonałych taktyk torturujących do podobnego szmatławca uznaję za obrazę — powiedział wyraźnie urażonym tonem, zakładając ręce na klatce piersiowej. No i masz babo placek. Teraz przepraszaj! Chłodny wzrok który mu posłał, bez wątpienia wskazywał na to, że najlepiej by było gdyby zrobił mu na kolanach.
Szkoda że wytknięty, zakolczykowany język zaraz wszystkiemu zaprzeczył. Mógł utrzymać pozory nieco dłużej, był poniekąd ciekaw jak zareagowałby blondyn na podobne zagrywki. Nie znał go jeszcze na tyle, by mógł całkowicie przewidzieć jego następny ruch, nawet jeśli rzeczywiście był w stanie wysnuć jakąkolwiek prawdopodobną teorię na ten temat.
Rozumiem, że bardzo chcesz uniknąć jadalni? Nie martw się, większość i tak zapewne już siedzi w swoich pokojach i szykuje się do snu. Swoją drogą, zajrzę do nich gdy będziemy wracali. Poczekasz na mnie w moim pokoju i powiesz służbie co chcesz zjeść — powiedział krótko, by uprzedzić go już teraz. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli Mercury nie spędzał całego dnia w towarzystwie rodzeństwa, czuł się w obowiązku by życzyć im dobrej nocy. Pomijając fakt, że Sky w obecnym momencie był do tego rytuału przyzwyczajony na tyle, by nie był w stanie zasnąć bez ingerencji chłopaka. Niezależnie od tego, czego nie wyprawiałaby jego opiekunka. Nawet ciepłe kakao do łóżka niewiele pomagało.
Chwila nieuwagi i tydzień choroby. Chyba niezbyt warto, co? — odpowiedział z upartością wypisaną na twarzy. Co jak co, ale własne zdrowie szanował na tyle, by przenosić zasady stosowane wobec siebie także na innych, na których mu... zależało.
Od zawsze. Po prostu pozwoliłeś by moja powszechna opinia, którą prezentuje się innym na podstawie dennych plotek i sytuacji ocenianych przez całkowicie przypadkowe osoby poboczne, bądź w jakikolwiek sposób urażone przez moje działania, przysłoniła ci prawdziwy obraz m n i e — odparł z powagą w głowie i rozbawieniem w tęczówkach, również nachylając się w jego stronę. Pocałował jego mokre włosy, śmiejąc się cicho pod nosem, nim dmuchnął na nie ciepłym powietrzem, starając się je ułożyć z pomocą wolnej dłoni w jakikolwiek sensowny sposób.
Machał przy tym nieznacznie nogami, od czasu do czasu przesuwając kostką po jego łydce i udzie od wewnętrznej strony, nim wracały grzecznie na poprzednie miejsce, zaraz powtarzając wcześniejszą czynność.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sob Paź 21, 2017 6:31 pm
„Nie powtarzaj tego nikomu.”
I całe nagranie z podsłuchu do kasacji. Jak mógłbym ci odmówić, książę? ― rzucił na pokaz rozczarowanym tonem, który dość płynnie zmienił swój charakter na bardziej zawadiacki, gdy jasnowłosy wypowiadał słowa, które czarnowłosy niewątpliwie chciał usłyszeć. Można się było spodziewać, że w rzeczywistości nie było żadnego podsłuchu i mimo że Black od ręki sprzedawał mu informacje na temat swojej rodziny, Paige'owi najpewniej przez myśl nie przeszło, by dzielić się nimi, nawet jeśli miałby to być durny akt zemsty. Po pierwsze, nie miał za co się mścić, a po drugie – odebrał jego słowa z pewnym przymrużeniem oka. Jego macocha była dla Haydena obcą osobą i równie dobrze mogła wściekać się na Mercury'ego o to, że po prostu nie patrzył na nią przez pryzmat drugiej matki, robiąc jej tym samym pod górkę. Jasnowłosy wcale mu się nie dziwił – sam nie byłby w stanie podporządkować się komuś tylko ze względu na to, że jakimś cudem udało mu się dostać do istniejącej już rodziny.
Z pewnością byłby równie problematycznym pasierbem.
Ale z tego co słyszę, musi być... bardzo specyficzną osobą. Powinienem już czuć się przez nią nielubiany? ― spytał i chociaż w jego pytaniu nie dało dosłyszeć się nawet najbardziej znikomej nuty żartobliwości, na pewno nie brał tego do końca na poważnie. Nic dziwnego, skoro niezbyt zależało mu na sympatii osoby postronnej, nawet jeśli mogła odgrywać dość kluczowe znaczenie w życiu chłopaka.
Pamiętaj, że wciąż ma ojca, a wątpliwe, by największa szycha w Kanadzie była zadowolona z tego, że jego syn zadaje się z biedakiem.
No nie mów. Jestem pewien, że już wkrótce zostanę jego dziesiątym synem.
Bardzo zabawne, Alan. Nie przekraczaj granicy.
Jeżeli Merc liczył na przeprosiny na kolanach, to z pewnością musiał być rozczarowany, gdy już w pierwszym odruchu Hayden przyjrzał mu się z widocznym rozbawieniem w oczach. Aktualnie widział w nim dzieciaka, który równie dobrze za moment mógł tupnąć nogą, bo ktoś powiedział mu, że jest głupi, a on – rzecz jasna, zupełnie na przekór – chciał podkreślić, że wcale nie jest. Gdyby tylko znajdował się bliżej i gdyby czarnowłosy w porę nie zepsuł całego wrażenia wystawionym językiem, jasnowłosy zapewne od razu zmierzwiłby mu włosy, jakby ten gest miał magiczną moc łagodzenia wszelkich sytuacji.
Może to i lepiej? Mam nadzieję, że pozostaniemy przy mniej drastycznych formach zabawy ― stwierdził zgryźliwie, z góry uprzedzając, że podobne formy rozrywki bynajmniej go nie kręciły. A może po prostu zaznaczał, że zamierzał dostosować się do ich umowy, skoro lochy były przeznaczone dla niewiernych kochanków? Nie sposób było to stwierdzić, gdy podchodził do jego ostrzeżeń bez odrobiny powagi.
Nie chcę niczego unikać. Nie jestem tym typem kumpla w odwiedzinach, który czuje się przytłoczony obecnością innych osób, które kręcą się dookoła. Jeśli wolisz zjeść w jadalni, możemy zjeść w jadalni, jednak oddzielny pokój daje więcej swobody ― stwierdził, nie zamierzając rozwijać tematu i tłumaczyć, co miał na myśli wypowiadając to pojedyncze słowo. Widocznie chciał, by Mercury dopowiedział sobie resztę sam – niezależnie od tego, czy właściwy obraz miał uformować się w jego głowie.
Na kolejną część zdania przytaknął, przyjmując do wiadomości, że na pewien czas przyjdzie mu zostać samemu. Problem pojawiał się w momencie, w którym to on miał zadecydować o tym, co będzie na kolację, nie znając do końca możliwości i zakresu dań Blacków. Powinien podejść do tego z umiarem czy może zażyczyć sobie czegoś, czego normalnie nie dostałby za darmo? Ściągnął nieznacznie brwi, wyraźnie się nad tym zastanawiając, jednak nie podzielił się z czarnowłosym swoim wewnętrznym dylematem, jakby ten został rozwiany równie szybko, jak się pojawił.
Nie przesadzajmy. Jestem wręcz idealnym przykładem okazu zdrowia ― stwierdził nonszalancko. Alan Paige nie był jeszcze świadomy brutalnych skutków niewyspania w połączeniu z wilgotnymi włosami i chłodnym powietrzem jesiennego wieczoru. Na szczęście nie dał się długo prosić. ― Nie wierzę w plotki. Poprawna odpowiedź to: nie doświadczyłem jej wcześniej z twojej strony ― parsknął i zaraz dmuchnął ciepłym powietrzem w lekko odsłonięty obojczyk chłopaka, zaraz pozwalając by podmuch suszarki dosięgnął jego włosów. Właściwie było to całkiem przyjemne uczucie. Ni mógł powstrzymać się od przymknięcia oczu, gdy rozgrzane podmuchy raz po raz przeczesywały jego włosy, roztrzepując je we wszystkie strony. Nic dziwnego, że perspektywa wychodzenia na zewnątrz znów wydała mu się nieciekawa, choć było to poświęcenie, na które był w stanie zdobyć się dla swojego pojazdu.
Nawet jeśli było mu tak ciepło i przyjemnie.
Czoło ciemnookiego mimowolnie osunęło się na ramię bruneta. Nie zasnął, ale jego ciało mimo wszystko stało się znacznie cięższe, a nieznaczny dotyk na jego nodze dodatkowo pogłębiał uczucie senności. Z ust jasnowłosego wydobył się gardłowy pomruk i i tym razem niczym nie różnił się od przerośniętego kota, który w tym momencie dostawał wszystko, czego było mu trzeba.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Sob Paź 21, 2017 7:43 pm

Nawet jeśli wiele osób uznałoby miano 'księcia' za obraźliwe, Mercury musiał przyznać że niesamowicie lubił wydźwięk tego słowa w ustach Paige'a. Do tego stopnia, by kryjące się w nim pierwotnie złośliwe znaczenie, całkowicie mu nie przeszkadzało. Może i kącik jego ust nie uniósł się w uśmiechu, ale blondyn w przeciągu kilku sekund był w stanie poprawić mu humor tak pozornie nic nieznaczącymi rzeczami jak ta.
Konflikt z macochą trwał na tyle długo, by sam nie był już pewien kiedy dokładnie się to wszystko zaczęło. Prawdopodobnie w momencie, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg ich domu. Doskonale zgrywała troskliwą zastępczą matkę w towarzystwie ich ojca, by zapewnić sobie jeszcze większą swobodę i robić co chce. Miała też w życiu o tyle duże szczęście by zarówno Mercury, jak i Saturn pozwalali jej na złośliwe zagrywki i przykre słowa, nie chcąc psuć szczęścia zapracowanego ojca.
"Powinienem już czuć się przez nią nielubiany?"
Westchnął, przenosząc na niego ponure spojrzenie.
Nienawidzi cię. Mimo że nawet nie zdążyła cię poznać, wszędzie ma swoje wtyki. Próbowała wepchnąć mi jakąś panienkę z dobrego domu, by wywrzeć na mnie presję obowiązku wobec rodziny zmusić do zerwania z tobą. Myśli że jestem z tobą tylko po to, by zrobić jej na złość. Wiesz. Chłopak, klasa B, problemy z bójkami, spanie na zajęciach, brak imponującego rodu. Widzi tylko to, co wpiszą jej na papierach — nawet jeśli starał się brzmieć na opanowanego, warkotliwa nuta wdarła się do jego chłodnego jak lód głosu. Tego samego, który sugerował jego rozmówcom, że moment gdy kierował go w ich stronę, był tym w którym brali nogi za pas i uciekali na drugi koniec Kanady.
Ale mój ojciec jest tobą zainteresowany. Powiedział, że chciałby cię któregoś dnia poznać osobiście. Co niestety nie będzie zbyt łatwe, biorąc jego napięty grafik. — momentalnie złagodniał, jakby samo wspomnienie o szczerze ukochanej osobie będącej jego bezapelacyjnym wzorem do naśladowania, wystarczyło by negatywne emocje spłynęły z niego w ułamku sekundy — Tak czy inaczej cytując: "Skoro udało mu się utrzymać cię przy swoim boku tak długo i sprawić byś rzucił się do gardła swojej macochy, musi mieć naprawdę wyjątkowy charakter".
Wzruszył ramionami. Faktycznie pamiętał tamtą rozmowę jakby to było wczoraj. Był to jeden z niewielu momentach, gdy kobieta zaczynała przeginać na tyle, by zaciskał paznocie na swoich dłoniach, raniąc je w niektórych miejscach do krwi. Tylko w tej sposób był w stanie powstrzymać narastającą w nim żądzę mordu. Pomijając, że gdyby nie obecność Saturna już dawno siedziałby na posterunku tłumacząc się ze swojego zachowania i braku opanowania, któremu nie był w stanie sprostać.
"Mam nadzieję, że pozostaniemy przy mniej drastycznych formach zabawy."
Nie żebym zamierzał narzekać — odparł spokojnie, zaraz przyglądając mu się z niejakim rozbawieniem na kolejne słowa. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znajdywali, jak nic skrzyżowałby właśnie ręce na klatce piersiowej, by dodatkowo podkreślić własne emocje. Jedna z jego nóg poruszyła się nieznacznie, gdy wprawił ją w ruch. Zupełnie jakby nie potrafił usiedzieć w miejscu dłużej niż trzy minuty.
Wydaje mi się, że mieliśmy dziś wystarczająco dużo swobody. Możemy zjeść przy stole jak ludzie, a potem udać się z powrotem do pokoju. Chyba nie powiesz mi, że marzy ci się wzajemne karmienie się z talerza? Swoją drogą, wątpię by poza nami i służbą, ktokolwiek inny korzystał w tym czasie z jadalni. Zawołam jedynie Saturna. Potowarzyszy ci, gdy będą przygotowywać jedzenie, a ja pójdę zająć się chwilę dzieciakami — kiwnął głową, wyraźnie akceptując wymyślony przez siebie plan, który zamierzał wcielić w życie. Białowłosy może i nie należał do najbardziej rozgadanych osób, ale nie znaczyło to, że nie potrafił w żaden sposób potoczyć konwersacji. Poza tym z jakiegoś powodu wyglądało na to, że polubił Alana, nawet jeśli sam blondyn zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy.
Nikt nigdy nie zdawał sobie z tego sprawy.
Nie żeby Saturn lubił przytłaczającą liczbę ludzi.
"Jestem wręcz idealnym przykładem okazu zdrowia."
I niech tak zostanie, hm? — wzdrygnął się nieznacznie na dmuchnięcie w obojczyk, zaraz podnosząc jego podbródek by pocałować go krótko w trakcie suszenia mu włosów. Nie na długo. Ciepłe powietrze na twarzy nie należało do najprzyjemniejszych, podobnie jak wpadające mu do oczu jasne kosmyki jego chłopaka.
Jestem urażony. Kupowałem ci jedzenie, pozwalałem spać w swoim łóżku, dałem ci się przejechać moim samochodem, zostawiłem ci śniadanie w hotelu, zająłem się tobą dziś już dwukrotnie, a ty twierdzisz że nie jestem opiekuńczy w stosunku do ciebie? — zapytał z rozbawieniem, drapiąc go wolną ręką po karku, zmieniając się w lekkie gładzenie, gdy poczuł ciężar jego czoła na swoim ramieniu.
Nie zaprzestawał muskać go nogą, skupiając się na suszeniu. Dopiero, gdy uznał że jego włosy były wystarczająco suche, odłożył suszarkę na blat obok siebie i objął go rękami, wtulając nos w puszyste blond kosmyki przy jego uchu.
Zasnąłeś? — zapytał rozbawiony, przygryzając jego ucho, by zaraz przesunąć po nim językiem i ponownie je przygryźć z wyraźną satysfakcją.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Wto Paź 24, 2017 11:27 am
„Nienawidzi cię.”
Trzeba przyznać, że były to dość mocne słowa. Na tyle, by Hayden na krótki moment uniósł brwi w zaskoczeniu – i to tylko z powodu tego, że ciężko było uwierzyć, że ktoś, kto nie miał z nim nawet najmniejszej styczności, był w stanie zapałać do niego nienawiścią. Zdumienie minęło jednak wraz z wyjaśnieniem – choć może powinien nazwać to usprawiedliwieniem – pobudek kobiety, mimo że nie były one dostatecznym powodem, dla którego miałaby pałać do niego niechęcią. Wiedział jednak, że dla niektórych status społeczny miał ogromne znaczenie, nie sądził za to, że ktoś pokusi się o to, by dokładniej prześwietlić jego barwny życiorys i rodowód.
To dobry powód, by brać nogi za pas, Alan. Chociaż nie rozumiem po co to całe prześwietlanie i przejmowanie się przelotnym związkiem dwójki nastolatków. To oczywiste, że ktoś z takim statusem prędzej czy później będzie musiał zająć się przedłużeniem linii.
Nie wiem skąd te średniowieczne poglądy.
Nie przerywał mu jednak, uważnie słuchając. Na wieść o ojcu, który chciał go poznać, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem – w pierwszej chwili robiąc to głównie z samego faktu, że mężczyzna miał zupełnie odmienne podejście od podejścia żony, co niewątpliwie musiało doprowadzać do pulsowania żyłki na jej skroni, dopiero stopniowo docierało do niego, że któregoś dnia czarnowłosy musiał po prostu zakomunikować swojej rodzinie, że jest z kimś od dłuższego czasu, nawet jeśli po dzisiejszym odciąganiu go od zabawki na ognisku, ciężko było uwierzyć, że brał to wszystko na poważnie. Z drugiej strony, po co miałby rzucać się do gardła komuś z powodu osoby, która nie odgrywała w tym wszystkim żadnej ważnej roli?
Nie sądziłem, że stanę się tematem do rozmowy z twoją rodziną ani że w mojej obronie postawisz się macosze. A już tym bardziej, że twój ojciec będzie chciał mnie poznać. Od jak dawna wiedzą? ―spytał mimowolnie, jakby w tej sytuacji miało to dość duże znaczenie. W końcu wątpił, że przekazał im tę wiadomość już na samym początku, kiedy ich związek miał być jedynie grą, w której Mercury przekazał Paige'owi decydującą rolę. Mimo że nie wątpił w swój wyjątkowy charakter, całkiem możliwe, że gdyby nie ta odmiana w życiu czarnowłosego, byłby tylko kolejną osobą, która po trzech dniach wróciłaby do punktu wyjścia. Możliwe, że nadal utrzymywaliby koleżeńskie stosunku, możliwe, że czasem posunęliby się o krok dalej i nie potrzebowaliby do tego tej całej otoczki.
Nie zmieniało to faktu, że ich zabawa ciągnęła się już od dłuższego czasu, a moment, w którym to się zaczęło stopniowo zacierał się w pamięci blondyna – towarzystwo Blacka stawało się po prostu czymś na porządku dziennym. Tak samo jak wspólne wyjścia, pocałunki i cała reszta.
„Chyba nie powiesz mi, że marzy ci się wzajemne karmienie się z talerza?”
Właśnie to mi się marzy, Black ― stwierdził, tym razem powstrzymując swoje rozbawienie, co nadało jego wypowiedzi poważniejszego wydźwięku. Gdyby nie miało się z nim do czynienia od dłuższego czasu, można by nawet uznać, że poczuł się urażony wyśmiewaniem się z jego zachcianek. Zaraz jednak pokręcił głową – perspektywa tego, choć niewątpliwie ciekawa, nie była czymś, bez czego ciemnooki nie mógłby się obejść, choć jeśli miał być szczery, znał znacznie ciekawsze sposoby jedzenia niż podawanie sobie nawzajem kolejnych kawałków nabitych na widelec. ― Niech będzie. Chociaż nie musisz katować biednego Saturna i skazywać go na moje towarzystwo ― zaśmiał się pod nosem, wykazując się zupełnie odmiennym punktem widzenia. Nie miał nic do białowłosego, ale jednocześnie nie sądził, by drugi Black znosił towarzystwo innych z najszczerszą przyjemnością. Wyglądał raczej na kogoś, kto lubił ciszę i spokój, ograniczając przy tym kontakty z ludźmi do niezbędnego minimum, a pewnie i wtedy miał większą ochotę zaszyć się w bibliotece albo we własnym pokoju.
Przynajmniej on nie pakuje się w niechciane przez rodzinę związki.
„I niech tak zostanie, hm?”
Uhm-hm ― wymruczał w potwierdzeniu, nie dostając czasu na ambitniejszą odpowiedź, gdy wargi bruneta raz jeszcze tego dnia zetknęły się z jego ustami. Nie sposób było zaprotestować, choć nadal trzymał się tego, że jego szanse na zachorowanie były raczej nikłe.
Ups?
Przemknęło mu przez myśl, gdy Merc zaczął kolejno wymieniać rzeczy, które dla niego zrobił. Wcześniej nie patrzył na nie przez pryzmat opiekuńczości i właściwie sam nie wiedział, w jaki sposób powinien nazwać wszystkie te rzeczy, które dla niego robił. Dopóki nie chodziło o jego zdrowie, traktował je jako coś, na co pracował, nie pozostawiając czarnowłosego z niczym, nawet jeśli materialnie nie mógł zrekompensować wszystkich atrakcji, na które zwyczajnie nie było go stać. Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, gdy paznokcie chłopaka zaczęły przesuwać się po jego karku, wyrywając z jego gardła zadowolony pomruk.
Może jest w tym trochę racji. Drapanie mnie przekonało, więc nie spierdol tego i nie przerywaj ― rzucił ze słyszalnym rozbawieniem, tym razem samemu przejmując rolę wymagającego księcia. Dosięgnął zębami jego ramienia, przygryzając je zaczepnie przez materiał koszulki, zanim zaprzestał jakichkolwiek ruchów na rzecz suszenia włosów. Gdyby nie lekkie przygryzienia na uchu, możliwe, że nadal trwałby w tym przyjemnym letargu. Przeciągły, senny pomruk wyrwał się z jego ust, gdy leniwie uniósł głowę, przesuwając nosem po szyi, szczęce i policzku Blacka, którego spojrzenie już po chwili musiało zmierzyć się z nieco zamroczonym spojrzeniem Paige'a.
No co ty ― wymruczał pod nosem, zaraz opuszczając nieznacznie głowę, żeby stłumić ziewnięcie. Jakby chcąc zatuszować ten fakt, zaraz przygryzł zębami jego policzek, który na koniec trącił nosem. Prostując się, sięgnął rękami za jego nadgarstki, by wyplątać się z luźnych objęć chłopaka. ― Idziemy?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Sro Paź 25, 2017 9:15 pm

Wzruszył ramionami, przyglądając mu się w zastanowieniu.
Nie jesteś jedyną osobą, która się tego nie spodziewała — odpowiedział spokojnie z nutą zamyślenia. Jakby nie patrzeć sam Mercury nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjdzie taki dzień, gdy zamiast zwyczajnej rezygnacji, wzruszenia ramionami i zerwania z osobą, która była powodem irytacji w domu - postanowi się postawić, wywołując tym samym niemałą wojnę. Która trwała już nie kilka dni, a miesięcy.
Mój ojciec jest bardzo otwarty. Zdziwiłbyś się jak bardzo, biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie media przedstawiają go wyłącznie jako 'wielkiego pana Blacka, założyciela najlepszych szkół treningowych dla wojskowych i policjantów'. Składa datki na dziesiątki akcji charytatywnych i wbrew temu co sądzi opinia publiczna, wcale nie robi tego na pokaz. Zwłaszcza że wiele z nich opłaca anonimowo, by uwolnić się od łatki, którą przyklejają mu zazdrośni ludzie — mruknął w sposób, który idealnie mieszał ze sobą dumę z własnego ojca, wraz z niezadowoleniem i obrzydzeniem skierowanym w stronę ludzi szukających sensacji w każdym najdrobniejszym geście. Pozwolił by przez chwilę ta wizja pochłonęła go na tyle, by nie odpowiedział na pytanie Alana. W końcu poruszył nieznacznie palcami, jakby właśnie ten ruch miał wyzwolić go z otępienia. Tęczówki przesunęły się leniwie, gdy w końcu utkwił spojrzenie w blondynie.
Ojciec od dawna. Dowiedział się po pierwszych dwóch tygodniach. Macocha stosunkowo niedawno — nie podał dokładnej daty, nie uznając jej za szczególnie ważną. Jakby nie patrzeć i tak nie zamierzał skazywać Alana na jej towarzystwo w najbliższym czasie, jeśli istniała możliwość by tego uniknąć.
"Właśnie to mi się marzy, Black."
Uniósł brew, wyraźnie poddając w wątpliwość wypowiedziane przez niego słowa. Nie skomentował ich jednak w żaden sposób, nie wiedząc co właściwie powinien odpowiedzieć. Doskonale wiedział, że Alan tego nie oczekiwał, a przynajmniej nie w takiej formie w jakiej wyobrażał to sobie czarnowłosy.
Wiem że ciężko w to uwierzyć - sam miałem z tym problem przez bardzo długi czas - ale Saturn cię lubi. Jak zaczniesz go irytować po prostu zamilknie, albo wstanie i wyjdzie — powiedział luźno, nie widząc niczego złego w zachowaniu swojego brata.
"Drapanie mnie przekonało, więc nie spierdol tego (...)"
Odsunął rękę, unosząc wyżej głowę, by rzucić mu niezadowolone spojrzenie.
Och? — krótki dźwięk wypełniony dezaprobatą całkowicie wystarczył, by nie pozostawiało wątpliwości, że nie zamierzał wznawiać wcześniejszej czynności. Zupełnie jakby sposób wypowiedzenia słów przez Paige'a uraził go w sposób, którego nie zamierzał mu nawet tłumaczyć. Gdy jednak Alan ugryzł go w ramię, mógł wyczuć że chłopak pozostawał tak samo rozluźniony. Zatem nici z księżęcych fochów.
"No co ty."
Potarł dłonią ugryziony policzek, nie odrywając od niego wzroku. Jedna z jego nóg powędrowała w górę, zatrzymując się tuż przy jego kroczu, a które naparł nieznacznie z beznamiętną miną, nie zdradzającą w żaden sposób co właśnie odczuwał. Pozwolił mu na wyswobodzenie się z jego uścisku, choć spojrzenie przesunęło sie w dół na jego usta, które obdarzył wyjątkowo namiętną obserwacją, nie wykonując jednak żadnego kolejnego kroku. Niezależnie od tego, że w rzeczywistości miał na to straszną ochotę.
Chodźmy. Im szybciej, tym lepiej — wymruczał w końcu cofając nogę. Popchnął go na tyle mocno, by Alan musiał wycofać się o krok w tył, by zachować równowagę i zeskoczył z kamiennego blatu. Odgarnął włosy, przechodząc obok niego i upewnił się, że wszystko zabrał, poprawiając jeszcze zapięcie własnego nieśmiertelnika, który zaraz zniknął pod T-shirtem.
Mam nadzieję, że pamiętasz gdzie dokładnie zaparkowałeś? — upewnił się obracając się w jego kierunku i przechylił pytająco głowę w bok. Metalowa szafka zatrzasnęła się cicho z piknięciem oznaczającym jej zamknięcie. Zakasał nieco wyżej rękawy, zaraz kiwając na niego głową by ruszył w ślad za nim i opuścił szatnię idąc w stronę tych samych schodów co wcześniej. Po służbie nie było ani śladu, choć nie pozostawiało wątpliwości, że kręcili się gdzieś niedaleko, by w razie potrzeby zareagować na najmniejsze skinięcie Mercury'ego, bądź posprzątać pozostawione przez nich w szatni przedmioty.
Kto wie, może w rezydencji znajdowała się cała seria tajemnych przejść, o których istnieniu nie wiedział nikt poza nimi samymi?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach