Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Ach, czujecie te zapachy?
Kobiety i mężczyźni krzątają się za blatami swoich rozłożonych stoisk, raz po raz zachęcając uczniów do kupna jednego z ich produktów. A znajdziecie tu dosłownie wszystko. Od wszelkich wyrobów na patykach - smażonego mięsa, kalmarów, a nawet zwykłego melona - poprzez wspaniałe babeczki w przeróżnych kształtach, czekolady praktycznie wszystkich smaków, żelki różnej wielkości (przy czym największa, jak zapewnia was sprzedawca, waży ponad 3 kilogramy i dzięki swojemu opakowaniu starczy przynajmniej na miesiąc nawet największym łakomczuchom), zawijasów z ryżu i innych dziwacznych przysmaków, które z pewnością świetnie sprawdzą się w roli piknikowego pożywienia. Dla tych, którzy potrzebują czegoś na ciepło, starsza pani o równie ciepłym uśmiechu macha łyżką w powietrzu z olbrzymią precyzją rozlewając zupy z wielu garnków do przenośnych opakowań. W końcu podczas festiwali mało kto jada w jednym miejscu, zdecydowanie preferując chodzenie po stoiskach z jedzeniem w dłoni.

Jeden mężczyzna uwagę wszystkich dookoła z nadzwyczajną skutecznością. Po bliższym podejściu, nawet ci ze słabym wzrokiem bez problemu dojrzą co takiego promuje gospodarz.

Stoiska z jedzeniem [ STREFA DZIENNA ] WLpng_shhhnwx

Zasady i informacje:
1. Jedna postać = jeden numerek.
2. Wybrany numerek należy WYRAŹNIE zaznaczyć na początku posta. Należy też opisać interakcję z gospodarzem, w której wasza postać wybiera odpowiednie miejsce na planszy.
3. Wyniki zostaną ogłoszone na balu.
4. Postaramy się na bieżąco wykreślać zajęte numerki z listy, niemniej uprasza się użytkowników o przejrzenie poprzednich postów i sprawdzenie czy aby numerek, który chcą wybrać nie jest już zajęty.
5. Jeśli numerków zabraknie - zostaną one uzupełnione, niczym się więc nie martwcie.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Dwadzieścia siedem.

Wywróciła oczyma, spoglądając na grupkę młodzieży, już teraz objadającą się górą słodyczy, pod pachą niosąc jeszcze kolejne zapasy. Osobiście nie dawała teraz rady myśleć o jedzeniu, a przynajmniej nie aż takiej ilości naraz - być może było to spowodowane stresem. W końcu nie na co dzień zasuwa się do nowej szkoły. I to jeszcze takiej, gdzie uczęszczają w większości snoby. Westchnęła cicho, wreszcie zwracając uwagę na tajemniczego jegomościa. Oczywiście emanował on aurą genialnego, doświadczonego akwizytora, który potrafił owinąć sobie potencjalnych klientów wokół palca, a, jak już powszechnie wiadomo, ludzie reagują na takie osoby całkiem pozytywnie, jeśli takowe nie łażą od domu do domu, żeby wciskać mieszkańcom beznadziejne, wadliwe produkty. Zbliżyła się do jego osoby dość wolnym, pewnym krokiem, wyraźnie obserwując to, co miał do zaproponowania. Wielka plansza z równie wielkim losowaniem to było chyba coś, co było jej potrzebne w tym tak samo wielkim dniu. Tak więc po krótkim rekonesansie, jaki wykonała, wypytując organizatora o wszelkie szczegóły, bez zastanowienia przejęła od niego marker, by oznaczyć wybrany przez siebie numer dwudziesty siódmy, umieszczony u samego dołu tablicy.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Dwa.

Pavel zawitał na balu z niezadowoloną miną od samego wejścia. Tłumy ludzi, krzyki, początek szkoły, wyjściowe ubrania - nie, żeby jakoś mu przeszkadzał garnitur, czuł się w nim całkiem nieźle, ale jednak przytłaczająco sztuczność tego sprawiała, iż miał ochotę zwrócić swoje dzisiejsze śniadanie. Mimo to pierwszym miejscem, na które zawędrował było to z jedzeniem. Wyglądało na najciekawszą część całej imprezy, a takie szkoły miały to do siebie, że przynajmniej żarcie potrafiły załatwić. Szybko wytargował więc ciepłą zupę i wraz z nią, cicho siorbiąc, podszedł do stoiska z losowaniem.
I zastał tam oczywiście Sheridan. Ostatnimi czasy coś mieli do siebie szczęście.

- Jesteś tu sama Paige? - zagadnął, podchodząc i zerkając na planszę przygotowaną przez tajemniczego jegomościa. Parsknął śmiechem, widząc obrazek szczającego psa. Tak, już wiedział, że to jest trafny wybór. Nie musiał znać zasad, po prostu wytypował numer dwa. Znając życie, okaże się on całkiem szczęśliwy.
Odwrócił się plecami do stoiska i leniwie podjadał zupę, obserwując całe to zbiorowisko.
Ognie piekielne, gdzie jesteście, gdy was potrzebuję?
Anonymous
Gość
Gość
Sześć

Skoro ani jeden piorun nie ma ochoty w nią uderzyć i zakończyć wszystkich mąk związanych z przenosinami do innej szkoły, żadne siły nadprzyrodzone nie mają zamiaru wysłać budynku placówki do innego wymiaru, a cholerne meteoryty z premedytacją unikają pola grawitacyjnego ziemi, tym samym odbierając sobie i Rúrí przyjemność oglądania dymiących ruin potwornego liceum dla snobów, to należy spróbować wykrzesać z siebie nieco pozytywnej energii, zaszczycić festynowiczów swoją obecnością i wyżreć wszystkie słodycze nowobogackich.
Przechadzając się z kubkiem płynnej czekolady w jednej dłoni i wielkiej babeczce marchewkowej w drugiej, dostrzegła powiększające się skupisko ludzi wokół jednego ze stoisk. Smagana niezdrową ciekawością, ruszyła w stronę niewielkiego tłumu, ganiąc się za to w myślach. Udało jej się wepchnąć na sam przód. Jasnowłosy wielkolud właśnie wybierał jeden z numerów. Wsłuchała się w głos sprzedawcy, który wciąż powtarzał tę samą formułę, aby zasady gry były dla wszystkich jasne. Nieco się wahała, nim ujęła w dłonie marker, którym następnie zaznaczyła obrazek siedzącego tyłem psa z numerem sześć. Idealnie. Chwilę później odwróciła się na pięcie i spróbowała wtopić się w tłum. Siorbiąc czekoladę, obserwowała podchodzących i odchodzących uczniów. Jej wzrok co jakiś czas mimowolnie kierował się w stronę jasnowłosej, którą Ru zaczęła nazywać w myślach Roszpunką, i jej przerażająco wysokiego kompana, którego akcent niezwykle ją bawił.
Anonymous
Gość
Gość
Trzynaście.

Nie chciał tu przychodzić. No za cholerę nie chciał. Najchętniej zostałby w łóżku i czytał Keatsa czy innego tam Baudelaire'a, roztrząsając smutki swej marnej egzystencji i wypełniając pokój słodkawym dymem black devili. Do wyjścia z domu popchnęło go jednak w końcu wrodzone poczucie obowiązku, mocno zresztą wspierane osobą matki. Ta spokojna i słodka zazwyczaj osoba osiągnęła dziś niezmierzone szczyty apodyktyzmu, wyciągając z łóżka swego zaspanego pierworodnego o godzinie doprawdy zbyt wczesnej, by dało się o niej mówić bez bólu ciała i duszy.
Tak oto Adam znalazł się w szkole, a nogi jakoś tak z marszu zaniosły go w stronę smakowitych zapachów dochodzących od strony stoisk z jedzeniem. Bezwiednie, całkowicie bezwiednie. Ach, ułomna słabość ludzkich pragnień! Wszakże jako poeta wyklęty powinien żywić się jedynie absyntem i rozpaczą, jednak jego szesnastoletnie ciało wciąż uparcie przedkładało smak jabłek i ciasta nad alkohol - zwłaszcza, że śniadanie zjadł mniej niż marne. Rozejrzał się wokół, starając się ignorować burczenie w brzuchu na równi z dzikim tłumem uczniów. Ech. Wszędzie roiło się albo od bogatych snobów, albo od młodocianych zakapiorów z mordami jak idź i nie wracaj. Jeśli patrzeć pod kątem socjologicznym, Adam miał tu wprost wymarzone poletko do snucia filozoficznych rozważań na temat różnicy klas społecznych, prywatnie jednak zaczynał sobie powoli uświadamiać, że zdecydowanie nie chce mieć nic wspólnego ani z pierwszą grupą, ani drugą. Tyle w kwestii integracji.
Pozwalając sobie trwać w męczeńskim stanie nienasycenia ciała (cierpienie, jak wiadomo, uszlachetnia), skierował kroki ku planszy z numerkami i wziął udział w losowaniu. Ot tak, bez powodu. Improwizacja. Kaprys.
Zdawanie się na Los to zawsze jakaś składowa Artystycznego Trybu Życia.
(Dadaiści też losowali.)
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Naprawdę, czy Travitza nie miał nic lepszego do roboty od prześladowania jej? Nawet, jeśli to nie było celowe, zaczynało ją irytować. Wypuściła powietrze ze świstem, w pierwszej chwili udając, że wcale nie usłyszała tego znajomego zewu Matki Rosji, jednakże ciężko było zignorować niemalże dwumetrowego blondyna, stojącego tuż przy tobie. No, chyba, że miało się naprawdę beznadziejny wzrok. Albo zeza rozbieżnego - wtedy można było patrzeć właściwie przez niego.
- Niestety, już nie. - Odparła, nie ukrywając nawet niezadowolenia, tak mocno wyczuwalnego w tonie jej głosu. Ten tępy dryblas pozwalał sobie ostatnio na zbyt częste przebywanie w przestrzeni w jej pobliżu, a to wcale nie było niczym dobrym. Zbyt duże stężenie Travitzy potrafiło wywołać u niej niezły ból głowy. A Sheridan nigdy nie boli głowa.
Wybawcami w tej sytuacji okazali się być przypadkowi współzawodnicy. Widząc dwie nowe osoby w pobliżu, w dodatku jedną o całkiem znajomej twarzy, zbliżyła się do nich właściwie w trybie natychmiastowym.
- Zabierzcie mnie od tego Ruska, zanim mu coś zrobię. - Zagadnęła, trącając zarówno Skandynawkę, jak i Słowianina łokciami. Przy okazji przyjrzała się uważniej dziewczęciu, które naprawdę z sekundy na sekundę wydawało się coraz bardziej znajome. Zapewne wcześniej uczęszczała do Hudson's Bay i przewijała się korytarzami, a teraz wywoływała we łbie Sheridan retrospekcyjne wizje wszystkich tych chwil, kiedy się z nią mijała. Nic dziwnego. Wracając jednak do naszego wesołego zgromadzenia, to bezczelne wytknięcie języka w kierunku Travitzy wcale nie zapowiadało się na działanie poprawiające sytuację.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Dwadzieścia cztery

Przepychała się miedzy tłumem, a jej burzowe ślepia wędrowały po okolicy. W sumie nie wiedziała sama czy chce tu być czy najchętniej schowała by się gdzieś ze swoim psem oraz gitara by sobie zwyczajnie pograć. Ten drugi pomysł nie był taki najgorszy, nie? W końcu co może być lepszego od pogrania sobie na gitarze, a może nawet zarobienia trochę dzięki temu? No ale chyba wypadało jednak nieco zbadać nowy teren, nie?
W końcu doszła do miejsca ze stoiskami z jedzeniem. No momentalnie poczuła się jak w siódmym niebie. W jednym miejscu tyle słodyczy! Bogowie, jesteście dziś tacy łaskawi! Ech,  szkoda tylko, że było trzeba za to zapłacić. Mimo to Wright postanowiła wydać nieco pieniążków by zdobyć trochę słodkości. Właśnie skończyła wybierać żelki dla siebie, gdy niedaleko usłyszała zapowiedź ewidentnego mordobicia. Och, bogowie są dziś serio łaskawy jak jeszcze dają Amerykance popatrzeć jak ludzie wzajemnie obijaja sobie mordki. Burzowe spojrzenie od razu zostało skierowane w kierunku tego małego zamieszania. Po chwil Alex dojrzała jakieś ciekawe stoisko z konkursem obok tamtej grupki. Postanowiła się zbliżyć do tamtej zgraj pod pretekstem wzięcia udziału w konkursie. Zaraz wybrała swojego pieska, choć miała mały problem z decyzja, po czym wróciła do powolnego jedzenia swoich żelek i przygladania się całej sytuacji. W sumie ta grupka chyba chodzila do jej byłej szkoły, nie? Chyba napewno.  No nic, na razie postanowiła się im przyglądać.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Travitza miał wiele lepszych rzeczy do roboty. I wbrew pozorom dla niego to spotkanie także nie zwiastowało niczego ciekawego. Ale z drugiej strony obserwując resztę otoczenia doszedł do wniosku, że chyba już lepiej podejść do tej Sheridan, niż stać przy jakichś pajacach. Od słuchania ich mądrości miał sobie ochotę zakleić uszy betonem. I wywiercić oczy mikserem, kiedy obserwował jak się zachowują lub ubierają. Kurwa, czemu on tu tak bardzo nie pasował?
Sheridan wydawała się jeszcze mniej zadowolona z pomysłu przebywania razem tutaj. Czy mógł się jej dziwić? W końcu była przewodniczącą, hurr-durr. Kiedy jednak spojrzał, do kogo próbowała się dokleić, nie mógł skwitować tego inaczej, niż uśmiechem pogardy.
Najpierw spojrzał na dziewczynę o wzroście niewyrośniętego dziecka i twarzy kosmity. Potem na osobnika, którego płci nie był w stanie jednocześnie określić, więc po prostu nadał mu miano smutnej pizdy.
Naprawdę, Sheridan?

- Poważnie, Paige? - spytał rozbawiony, obserwując tę gromadkę. Cyrki nie z tej ziemi się zapowiadały. Tyle, że on nie miał zamiaru brać w nich udziału. - Jeszcze zatęsknisz za moim towarzystwem.
Postanowił zrobić Sheridan dobrze, więc wraz z tymi słowami po prostu się oddalił, mając zamiar poobserwować co też ciekawego do jedzenia jeszcze tu przygotowano. Oczywiście cały czas konsumował przy tym swoją zupę.
Anonymous
Gość
Gość
Wylosowawszy numerek, obejrzał się za siebie, mierząc tłum obojętnym spojrzeniem ciemnych oczu. Zauważył, że parę osób także mu się przygląda, ale złożył to jak zwykle nie na karb towarzyskiego zainteresowania swoją skromną osobą, lecz nietypowego wyglądu. Zdążył już przywyknąć, że ludzie czują konsternację, próbując odgadnąć na szybko, jakiej jest płci. Swoją gładką buzią, przydługimi włosami i swetrem zakrywającym wszystko, co mogłoby odróżniać chłopca od dziewczynki nie ułatwiał im za bardzo tego zadania. Głos miał na szczęście typowo niekobiecy, ale w tej chwili nie miał zamiaru go używać. Jako introwertyk rzadko kiedy odzywał się do kogoś pierwszy, a już na pewno nie do osobników, z którymi miał nieprzyjemność przebywać teraz w jednym pomieszczeniu. Jego zainteresowanie wzbudziła co prawda ładna, niewysoka blondynka (Sheridan), ale po pierwsze, pewnie i tak by go olała, a po drugie, towarzyszył jej prawie dwumetrowy typ o mordzie typowego Ruska, z którym Adam zdecydowanie nie chciałby mieć na pieńku. A po trzecie, cóż... przecież był już zakochany. Nieszczęśliwie i jednostronnie, jak na poetę wyklętego przystało! Na myśl o uwielbianej przez siebie panience Borre (tak ją zawsze nazywał, ostatecznie Ukochanej należy się szacunek) zarumienił się lekko i odszedł od planszy. Może znajdzie Ją gdzieś w tłumie?
No i może jednak kupi sobie kawałek tej pysznie wyglądającej szarlotki...
Anonymous
Gość
Gość
Należała jej się kara za to bezczelne przyglądanie się dwójce jakże ciepłych przyjaciół. Delikatne szturchnięcie w ostateczności włączyło ją do konwersacji, gdyby nie to, prawdopodobnie zignorowałaby słowa blondynki, nie chcąc mieszać się w słowne sprzeczki. Spięła wszystkie mięśnie, zaraz je rozluźniając i posłała Sheridan beznamiętne spojrzenie. Nim cokolwiek odpowiedziała, odezwał się ten duży.
"Poważnie, Paige?" - mówił hultajskim tonem. Hohoho, tak go bawiło patrzenie na nią? Co za banalny osobnik. Powinien spojrzeć na siebie. Kto normalny przychodzi na festyn w garniturze? Do tego zajada się w nim zupą. Wygląda jak jakiś bezdomny, niespełniony projektant. Czemu jednym spojrzeniem popsuł jej i tak nie najlepszy humor?
Z przyjemnością oglądała oddalającą się sylwetkę Pavla. Usta, które zaciskała w wąską kreskę, powróciły do normalnego kształtu.
- Phhfp. Co za przyjemniaczek - powiedziała nieco głośniejszym tonem, mając nadzieję, iż chłopak ją usłyszy - Zawsze taki jest? -  zapytała, kompletnie zapominając o swojej wcześniejszej awersji do przeprowadzania jakichkolwiek rozmów. Przeczesała palcami grzywkę, dopiero teraz dostrzegając szatyna (a przynajmniej wydawało jej się, że chuderlawa persona stojąca obok była "nim" a nie "nią"). Jego dziwaczna, chmurna aura sprawiła, że na kilka chwil pogrążyła się w głębokiej depresji. Podążyła za nim wzrokiem, gdy postanowił oddalić się od planszy. Hm. Odwróciwszy się ponownie w stronę Sheridan, postanowiła nie zawracać sobie głowy żadnym Słowianami przez resztę dnia.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Westchnęła ciężko. Naprawdę zamierzał bawić się w teatrzyk, gdzie grał rolę pokrzywdzonego chłopca, a ona wychodziła na złą jędzę? Wydęła wargi, spoglądając za błękitnookim z lekko pogardliwym błyskiem w oku.
- Zazwyczaj jest bardziej tępy. - Odparła, Wywracając oczyma. - Mógłby się zachowywać, jak normalny facet. Jak na przykład on. Co, młody?
Rzecz jasna zwróciła się tu do Adama, nie Ruri. Specjalnie nawet po raz kolejny trąciła go w ramię, uśmiechając się sympatycznie w kierunku przyszłego pierwszoklasisty. Był w sumie całkiem uroczym chłopaczkiem. Może na pierwszy rzut oka zdawał się być totalnym outsiderem, pragnącym tylko zaszyć się pod swoją kołderką, a jego mina była, niczym zwiastun apokalipsy, ale przejawiał właśnie taki spokój, na jakim warto by było się wzorować w przypadku Rosjanina.
Właśnie. Gdzie ten dryblas tak zasuwał?
- Travitza, wracaj tu! Przecież tylko żartowałam. - Uniosła w końcu ton, machając ręką za blondynem, żeby dodatkowo zwrócić na siebie uwagę. Jej spojrzenie z kolei jasno dawało do zrozumienia, że w tym momencie dziewczyna nie zniosłaby żadnego sprzeciwu. I tak, już zatęskniła za jego towarzystwem. Mogła to przyznać, byle nie zachowywał się, jak nadęty cep.
Anonymous
Gość
Gość
Osiemnaście.

Szczerze? Mało go obchodził fakt, że rozpoczęcie roku nadeszło i wypadałoby wybrać się na imprezę rozpoczynającą. Przy czym niczego nie zmieniały okoliczności. Miał to w nosie, koniec kropka. Nawet kiedy Sheridan rzuciła w niego wiadomością, że ma przyjść to wcale nie myślał o zmianie planów. No kurwa. W nosie! Całkowicie. Szacunek jakiś do jasnowłosej posiadał, jasne. Ale to nie oznaczało tego, że słuchał się każdego jej słowa. Był Królem Albanii. W większości przypadków miał w dupie, co ktoś sądzi i co ktoś twierdzi. Walcie się, nigdzie nie idę...
Dopiero kiedy już obudzony zasiadał do laptopa by włączyć sobie ponownie "Wilgotną i dziką blondynkę" doszły do niego pewne myśli. Ej chwila. Skoro prosiła, to pewnie coś chciała. I wzmianka o tańczeniu, o garniturze. Możliwe czuła się samotna i zagubiona, dlatego prosiła o to, by tam się zjawił, a tymi wstawkami się po prostu kryła? Podobno normalni ludzie mają takie problemy. I się przejmują. Umysł Yasuo wpadł na trop możliwości do cackania się z przyjaciółką, dlatego też wybrał się na to rozpoczęcie i obiecał sobie, że tam posiedzi, jakkolwiek to głupie by nie było.
Na miejscu czuł się jak pajac. Ubrany w garnitur. Z ciemnoszarym krawatem noszonym jak szal, bo nie chciało mu się bawić w wiązanie go. Nie chciało mu się i nie potrafił zrobić tego fajnie. Ale co z tego, moda była różna. Problem w tym, że jako jeden z niewielu zebranych siedział ubrany w ten sposób. Będzie się musiał komuś odwdzięczyć...
Starając się jakoś tamować złość, która rozpierała go w tym momencie postanowił zając się otoczeniem. Podszedł sobie do losowego stoiska, zabrał parę sztuk nadzianego mięsa, obrzucił groźnym spojrzeniem osoby, które potrącił (bo wpadały mu pod nogi kiedy jadł). W momencie, w którym został mu już w łapie tylko jeden patyk z jakąś tam kałamarnicą, czy innym dziadostwem natknął się na tablicę ze śmiesznym panem. Warto przy tym wspomnieć, że chodził sobie jak święta krowa, wiec nawet nie zauważył, że osoba dla której tu przyszedł była nieopodal. Zamiast tego skupił uwagę na tym całym losowaniu. Najbardziej zaintrygowały go śmieszne pieski na tablicy, gdyby nie one pewnie nie wziąłby w tym udziału. No, ale były. Dlatego też od niechcenia zapytał o co chodzi, a potem bez słowa złapał za marker i zaznaczył wybrany przez siebie numer. Po tym jakże wielkim czynie wyprostował się i po raz pierwszy rozejrzał dokładnie po otoczeniu. Tym razem niemal natychmiast w oczy wpadła mu znajoma, pożądana sylwetka. Korzystając z faktu, że była czymś zajęta w miarę dyskretnie zaszedł ją od tyłu. Z kawałkiem kałamarnicy na patyku w zębach, zbliżył się do Sher spokojnie, a gdy był już wystarczająco blisko oplótł jej talię łapami, tym samym po prostu wtulając w jej plecy. Chociaż "wtulając" jest tu złym słowem, bowiem chłopak okrążył ją jak wielkie - nawet jeśli skulone - zwierze. Opierając brodę o należące do niej ramię wymruczał niemalże prosto do jej ucha (niemalże, bo nadal miał żarcie w gębie):
- No witaj, Koteczku - Ach, nie wspomniane zostało wcześniej. Zignorował otaczających ich ludzi. Publika w sumie się przyda, ale z drugiej strony... Nadal miał na nich wywalone. Niech czują mroczną aurę i obserwują przedstawienie.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Travitza zaś machnął tylko ręką, co miał oznaczać mniej więcej coś w stylu: "mam cię w dupie" i ruszył dalej. Skończył zupę i odłożył talerz wraz z łyżką na pierwszym lepszych stoisku, nie zważając na to, że zapewne nie tam miało wylądować. I począł wędrować między stoiskami, przyglądając się wszystkiemu co tu prezentowali. Żelki, mięsa, owoce morza, chuje muje, dzikie węże. Aż się zdecydować nie potrafił na to, co powinien wziąć. Potrzebował dłużej chwili. Wreszcie postanowił, że ma ochotę na coś słodkiego. Zakupił więc kawałek jakiegoś sernika, szarlotki i ciasta, którego nie potrafił jakoś sensownie określić, ale miało fajny kolor. Z tymi zakupami odwrócił się i ponownie rozejrzał.
Tylko po to, aby przypomnieć sobie, po co właściwie podszedł do Sheridan. Cała reszta tych kretynów jeszcze bardziej go irytowała. Mógł teoretycznie stać w samotności. To było nawet niegłupie. Ale i tak ruszył ponownie w stronę stanowiska z losowaniem piesków. Tam przynajmniej mogło się wydarzyć coś zabawnego. A jeśli nie, to po prostu powkurwia Sheridan.

- Już się stęskniłaś? - Spytał, zaraz potem ładując do ust kawałek szarlotki i spojrzał na Yasuo. Kolejny członek tej małej trupy cyrkowej. Ale przynajmniej też się wygłupił z garniturem. Teraz właściwie mogli udawać nauczycieli. Tacy dojrzali, hoho.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Przyglądała się całemu przedstawieniu z odpowiedniej odległości. Nie chciała przecież oberwać ani nic z tych rzeczy. Nie uśmiechało jej się chodzić zrozwalona wargą czy z limem pod okiem. Nie potrzeba przecież pomagać jej darowi do wpadania w kłopoty. Na razie musi sama ogarnąć kilka rzeczy i nie potrzebuję większej ilości problemów.
Och, jakże była zawiedziona, gdy nie doszło do starcia miedzy Ruskim a blondynka. Ech... Czyli tamci lub ten na górze nie byli tacy kochani i jak zawsze musieli sobie robić jaja z biednej Amerykanki. No dobra, nie takiej biednej, ale cóż... No normalnie smuteczek pojawił się na buźce Wright. Westchnęła cicho, po czym wsadziła kolejnego żelka do gęby. No i co ona ma teraz ze sobą zrobić? Siggy, ani żadnej bliżej znajomej twarzy w okolicy nie widziała. Ech... Czyli chyba będzie się trzeba zbierać. Może tam gdzieś w tłumie znajdzie przyjaciółkę, albo wujka? Kto wie, może nawet spotka w tej masie ludzi Florence? Nie była by zła, gdyby miała taką możliwości. Nic, postanowiła ruszyć dalej w poszukiwaniu przygód podczas tego rozpoczęcia nowego roku szkolnego w nowej szkole.

/Zt
Anonymous
Gość
Gość
Parsknęła cichym, nieco gardłowym śmiechem, słysząc odpowiedź Sheridan, by następnie z nutą konsternacji spojrzeć na Adama. Ta bezpłciowa uroda... W gruncie rzeczy, żadna z nich nie wiedziała, jakiej płci był patykowaty osobnik stojący obok. Sama Ruri poczułaby się urażona, gdyby ktoś pomylił ją z chłopcem, więc nieco się zawstydziła. Choć to nie z jej ust padły owe słowa!
- Wow, musisz go naprawdę lubić - odparła, zerkając na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał Pavel. Kiedy jej oczy ponownie napotkały twarz blondynki, w głowie zapaliła jej się żarówka. Postanowiła zaryzykować - Czy my się już nie spotkałyśmy? Chodziłaś do Hudson's Bay?
Nim jednak doczekała się jakiejkolwiek odpowiedzi, Paige została wchłonięta przez potężną sylwetkę Yasuo - czy co drugi facet tutaj to gigant? Co prawda sama wzrostem nie grzeszyła, jednak panowie, których dzisiaj spotkała, zdecydowanie wykraczali centymetrami poza średnią krajową. Poczuła się trochę jak piąte koło u wozu, którym prawdopodobnie była, pozwoliła więc, aby para oglądała ją z profilu, delektującą się gorącą czekoladą. Posłała Adamowi tajemnicze spojrzenie zza opróżnionego już kubka, a kiedy ponownie usłyszała głos blond Rosjanina, wpadła na świetny pomysł.
- Heeej, babeczka za sernik? - swoją wypowiedź kierowała oczywiście do Travitzy. Zachęcająco pomachała nietkniętą jeszcze muffiną, wyciągając drugą dłoń w stronę serowego ciasta. Nie to, żeby bardzo jej na zamianie zależało, choć sernik prezentował się smacznie, miała w zamiarze ukrycie swojego zmieszania, które, w gruncie rzeczy, było nieco niepoważne. Co za towarzyska kaleka.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach