Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power


Ostatnio zmieniony przez Mercury dnia Czw Paź 20, 2016 1:11 am, w całości zmieniany 1 raz
First topic message reminder :

­­
EVENT OTWARTY DLA WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW I UCZNIÓW
{09.10 ~ DO KOŃCA PAŹDZIERNIKA}

By pisać w evencie, nie musicie mieć wolnej fabuły, odbywa się on poza bilokacją.

Jakie były imprezy organizowane przez rodzinę Blacków? Huczne. Olbrzymie. Głośne i wyjątkowo dobrze zaopatrzone.
Niejedną osobę przeraziłby fakt, jak szybko potrafili zorganizować event na tak olbrzymią skalę bez większego przygotowania czasowego. Mimo to wystarczyło stawić się w głównej bramie, by ubrani w garnitury kamerdynerzy wskazali każdemu drogę wiodącą przez drobny park wprost na olbrzymią przestrzeń, na której rozstawiono wielką scenę. Już z daleka słychać jedną z najnowszych piosenek, którą ostatnio nieustannie słychać w radiu. Nie należy się w końcu dziwić, że ściągnęli jeden z najpopularniejszych kanadyjskich zespołów, by zapewnić rozrywkę na poziomie. Długie rzędy dodatkowych stoisk składają się głównie z przeróżnych produktów spożywczych, które można samemu upiec nad jednym z wielu rozpalonych na paletach ognisk, dzięki czemu snopy ognia strzelają kilka metrów w górę, zapewniając zarówno ciepło, jak i oświetlenie. Choć większość biega dookoła, rozstawiono mnóstwo ławek, jak i stolików, na których można odpocząć w przerwie. Za darmo udostępniono wszystko od podstawowych kiełbas, poprzez kaszanki, papryki, cukinie, ziemniaki po melona, słodkie pianki, wodę, soki, kawę czy herbatę, by każdy znalazł coś dla siebie, nie wychodząc z miejsca 'na głodnego'.
Nie należy się jednak dziwić, że oprócz tego darmowego poczęstunku pojawiły się również inne stoiska, oferujące zarówno nieco bardziej skomplikowane dania dla tych bardziej wybrednych, jak i alkohol wszelkiej maści dla wszystkich pełnoletnich uczniów, którzy uznają że zabawa z procentami jest dużo więcej warta, niż grzeczne bujanie się w rytm muzyki. Dzięki ogromowi ludzi, zaciera się większość granic społecznych, wszędzie widać zwykłych mieszkańców przemieszanych z uczniami pobliskich szkół - zarówno prywatnych, jak i publicznych, zupełnie jakby słowo poniosło się zbyt szybko, spraszając na miejsce wszystkich ludzi z całej okolicy, którzy zdecydowanie nie mogli darować sobie hucznego przyjęcia urządzonego przez Blacków. Mężczyzna po prawej wygląda znajomo? Tak to reżyser ostatniego Hollywoodzkiego hitu, kanadyjczyk z pochodzenia. Ta kobieta po lewej? Modelka z okładek Vogue, a po jej prawej ostatnia gwiazda Vanity Fair, która akurat była w pobliżu i postanowiła skorzystać z okazji. Znanych osobistości jest od groma, choć tym razem można dojrzeć ich bardziej nieoficjalną stronę, gdy bawią się wraz z innymi, porzucając wszelkie ułożone przyzwyczajenia pod wpływem kolejnej lampki wina.
Jeśli jednak jesteś niepełnoletni, lepiej uważaj na to co kupujesz. Wszędzie kręcą się dziesiątki ochroniarzy, którzy przy braku odpowiedniej legitymacji, chętnie odsuną cię od kontuaru z alkoholem, a bardziej problematyczne przypadki wyproszą w mgnieniu oka. Zadziwiające, że ich organizacja może trzymać się na odpowiednim poziomie nawet przy takiej ilości osób zgromadzonej w jednym miejscu.
Ostatnim ważnym miejscem jest punkt medyczny, w którym każdy może się zgłosić w ramach potrzeby udzielenia pierwszej pomocy.
I nie, nawet nie próbujcie przechodzić do głównej rezydencji. Widzicie poustawiane czujnie psy i stojących obok nich ochroniarzy, którzy patrzą na was uważnym wzrokiem? To powinno dać wam do myślenia jak może się skończyć podobny wybryk. A podpadanie rodzinie, która zarządza służbami specjalnymi i policją w całym kraju, raczej nie należy do najmądrzejszych pomysłów.

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
­­
Organizator przepadł.
Choć Mercury był na ognisku od samego początku, wydając rozkazy na prawo i lewo, by wszystko poustawiać w odpowiednim miejscu zgodnie z własnym planem, dość prędko zaginął gdzieś w tłumie, od czasu do czasu witając się z innymi rzucającymi mu coś na zasadzie "Super impreza, Black!", "Przedsięwzięcie godne Cullinana, jak zwykle nas nie zawiodłeś". Czasem odpowiadał krótkim podziękowaniem, czasem zwykłym skinięciem głowy, bądź ledwo widocznym uśmiechem. Nie było jednak wątpliwości, że szybko znudzi mu się samotne przełażenie przez tłum. Saturn nigdy nie był imprezowym typem i mimo, że to właśnie ich rodzina organizowała podobne wydarzenie, pozostawił funkcję reprezentacyjną bratu, stwierdzając że sam woli zaszyć się w pokoju i "pilnować, by nikt nie zakradł się do ich domu". Tak jakby ktokolwiek miał podobne szanse biorąc pod uwagę nawał ochroniarzy zewsząd. Z początku towarzystwa dotrzymywała mu jakaś narwana drugoklasistka, której imienia nawet nie wyłapał w dźwięku wygrywanej na scenie melodii. Po niej zastąpiła ją czwartoklasistka, która z kolei wolała zachować milczenie do tego stopnia, że nawet gdy ją zagadywał, potrafiła jedynie spłonąć rumieńcem i wymamrotać pod nosem coś czego nie usłyszał. Nudziło go to. Nic dziwnego, że dość szybko sięgnął po telefon, wysyłając wiadomość do innej osoby, która ostatnimi czasy przykuła jego zainteresowanie. Dał mu krótkie wskazówki i dziesięć minut na odnalezienie go w tłumie, po czym oparł się o jeden ze stolików tyłem, udając że nie widzi wpatrującej się w niego maślanym wzrokiem czwartoklasistki, której zamierzał się jak najszybciej pozbyć.
Black ― podniesiony głos przebił się ponad tłumem, zwracając na siebie jego uwagę. Obrócił się w stronę Alarica, unosząc kącik ust w uśmiechu. Nie minęła nawet minuta, gdy stał już tuż przed nim, bez większego skrępowania czy poczucia winy całując go na oczach milczącej dziewczyny, której policzki zapłonęły jeszcze bardziej nim uciekła w podskokach w tłum.
Myślałem, że umrę z nudów. Powinieneś tu być trzy minuty temu ― rzucił z niezadowoleniem, wyraźnie znużony ostatnimi wydarzeniami. Johnson zerknął ponad jego ramieniem, zaraz krótko wzdychając.
To Anne z mojej klasy, teraz będzie się na mnie gapić jakbym zabił jej ukochanego kota ― mimo pozornego narzekania nie wyglądał na szczególnie zniechęconego całą szopką ― Wynagrodź mi to teraz.
Nie zapędzaj się, Johnson ― parsknął z rozbawieniem, choć zaraz ponownie się do niego zbliżył na zdecydowanie zbyt bliską odległość, przygryzając zębami bok jego szyi ― Jestem wybitnie znudzony po kilku nieudanych towarzyszkach, które chyba wzięły sobie za punkt honoru doprowadzenie mnie do szewskiej pasji. Bądź zaśnięcia. Zmień to.
Wielki Cullinan prosi mnie o zabawienie? Jak mógłbym odmówić ― cwany uśmiech chłopaka zmienił się w skrzywienie, gdy Mercury od niechcenia wbił mu łokieć w żebra, odpychając się od stołu. Sam nie był do końca pewien czym właściwie chciał się w tym momencie zająć, zostawił więc podobną decyzję Alaricowi, który bez wahania złapał go za rękę, idąc przez tłum w stronę sceny, oddalając się tym samym od ognisk. I całe szczęście. Patrzenie na jedzenie było w tym momencie ostatnią rzeczą, jakiej Mercury chciałby poświęcić czas.
Selim Luke Skywalker
Selim Luke Skywalker
Fresh Blood Lost in the City
{ Kamira }

"Dobry wieczór."
Selim był przyzwyczajony do uwagi ze strony innych. Niejednokrotnie idąc ulicą spotykał się z przypadkową próbą zaczepienia go. Pewnie dlatego, gdy się odwrócił jego wzrok nie zdradzał niczego szczególnego. Dopóki nie zdał sobie sprawy, że nie zaczepia go żadna napalona na wspólne spędzenie wieczoru kobieta, lecz jedna z jego uczennic. Kto by pomyślał, że ktokolwiek z jego uczniów po rozpoznaniu go postanowi się do niego odezwać? Mimo to momentalnie poprawił mu się humor, odpowiedział więc wesołym uśmiechem.
Evergreen. Kto by się spodziewał — biorąc pod uwagę jej zachowanie na zajęciach raczej nie spodziewał się ujrzeć jej w podobnym miejscu. Zdecydowanie przypisałby ją do grona tych, którzy wolą usiąść w jakimś zaciszu i zaszyć się w swojej ulubionej książce. Z drugiej strony wiedział, że wielu poza klasą zachowywało się w sposób całkowicie inny.
Moja zdolna uczennica, która zdobywa wybitne wyniki z astronomii podczas testów, ale nigdy się nie odzywa na samych zajęciach, gdy pada pytanie. Jeśli zaczniesz się odzywać to nawet do miana 'zdolna' dodam 'ulubiona'. Co ty na to? — zażartował upijając łyk piwa z butelki, nim rozejrzał się dookoła, zupełnie jakby szukał kogoś z kim tutaj przyszła. Nie znalazł jednak nikogo, kto wpatrywałby się w niego z wyraźnym ponagleniem w oczach, uznał więc że może poświęcić jej chwilę swojego czasu.
Jak ci minęły wakacje? — ha, nic dziwnego, że wybrał najbezpieczniejszy temat rozmowy między uczniem, a nauczycielem. Nie zamierzał zmuszać jej do spędzania czasu w jego towarzystwie, ale skoro już sama się odezwała, mógł okazać jakiś procent zainteresowania, czyż nie?
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Również się zatrzymał, spoglądając na Elisabeth z szelmoskim uśmiechem. Przysłonił usta dłonią, hamując w ten sposób drobny chichot, który został wywołany śmiertelnym spojrzeniem w wykonaniu panny Cartier. Biedny, nieświadomy chłopaczyna ją potrącił. Teraz będzie się zwijał w agonii odwiedzając jeden z kręgów piekielnych.
- Bo to typowa ciotka i jest ciekawa mojego życia seksualnego. - Wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza oczywistość. Zawsze pojawiał się ktoś w rodzinie, kto podchodził do młodzieży, chwytał za poliki i rzucał swoim ciekawskim "a masz ty już jakiego kawalera/pannice?" tarmosząc przy tym skórę delikwenta.
- Bo być może to rodzinne i też jestem ciekawy. - Dodał po chwili, układając dłoń na łbie Shelby, by pogładzić jej sierść i pstryknąć zaczepnie w ucho. Odpowiedziała na swój psi sposób, mocząc mu wierzch dłoni swoim psim jęzorem. Zerknął znów na Elisabeth, wznawiając ich przerwany spacer.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Tak jakby trochę ją zgubili. Nawet nie wnikała w to czy zrobili to przypadkiem, czy po prostu umyślnie zabrali jej tę pizzę i zwinęli się, gdzie pieprz rośnie, już po drodze stwierdzając, że mają gdzieś jakikolwiek występ, ale no. Najzwyczajniej w świecie całe Tarnation jej się straciło. Ca-lu-tkie. A ktoś musiał wystąpić, bo - ahahahaha, jaka super zabawa w ironię losu, milordzie! - właśnie w momencie, w którym spostrzegła absencję jej zespołu, ten akurat został zapowiedziany. Nastąpiła piękna chwila, w której usłyszała coś o nowicjuszach, amatorach wybijających się właśnie tutaj i zapewniających sobie debiut na takim pięknym ognisku jako supportujący band, coś o dobrych dupach, młodej krwi pełnej talentu, że gitarzysta sławny, że wokalistka po konkursach, że perkusista to totalnie syn tego wielkiego hotelarza...
Mieć takie szczęście jak Sheridan Kenneth Paige to nie byle bzik.
Wrzasnęła do konferansjera czy jakkolwiek on się inaczej zwał, żeby dał jej jeszcze momencik, a następnie bardzo delikatnie wciskając przycisk we własnym umyśle... włączyła tryb paniki. Cholerajasnacojazrobięprzecieżjesteśmyskończeni. Rozejrzała się uważnie po otoczeniu, zaciskając wargi by powstrzymać się od wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku - na przykład pisku zdesperowanego przegrywa. No dalej, musiał być tu ktoś, kto będzie w stanie jej chociaż cokolwiek zaakompaniować. Na pewno. Dostrzegała jakieś losowe grupki, młodziki udające, że potrafią coś grać, znajomy czerep swojego brata bliźniaka, pewną dziewczynę, która teraz powinna iść chyba do 4-A-... ALAN.
- Hayden! - zawołała, niemal rzucając się w bieg w kierunku brata, zaraz zwalniając do szybszego chodu. Tak na wszelki wypadek, żeby nie wypaść na tym wszystkim aż tak żałośnie. I znalazła się przy blondynie i jego towarzystwie szybciej niż mogłaby sobie to wyobrazić. Brzdąkał coś akurat, więc postanowiła ponowić swój rytuał atencjusza. Tak na wszelki wypadek. - Hayden. Hayden - ułożyła dłoń na ramieniu dryblasa, ale po chwili, niezależnie od uzyskanych efektów, zabrała się za użycie bardziej radykalnych środków. I tak najzwyczajniej w świecie chwyciła za gryf gitary, tłumiąc tym samym dźwięki wydawane przez szarpane struny. - Hayden.
To już wiemy, moja droga. Westchnęła głośno, nie zdejmując dłoni z progów.
- Doskonale cię widzieć, braciszku. Panią też, pani Fitzroy. I Sketch! Co tam, mój ulubiony ar-... - odkaszlnęła. Nie czas teraz na to. - Dobra, słuchaj, Hayden, wiem, że to trochę słabe, prosić cię o cokolwiek, bo w sumie średnio chcesz ze mną gadać, ale, ehehehe. He. Hehe. He... - przełknęła głośno ślinę. - Może chcesz wystąpić z siostrą na scenie? Mój zespół się dosłownie rozpłynął i trzeba coś pokazać. No weź, chyba nie chcesz, żeby ktoś z twoją twarzą musiał świecić oczami przed całym Vancouver? Pobawimy się, ty też sobie zagrasz, ludzie będą cię słuchać, nie mam kompletnie żadnych argumentów przemawiających za tym, żebyś mi pomógł, ale próbuję.
Zwolnij ten słowotok.
- Proszę? Błagam? Zrobię wszystko, stary, serio.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Już nic nie powiedziała na temat swoich braków w odwracaniu uwagi. Poniekąd wyszło na jej, bo temat został porzucony, więc nie było tak źle. Jej wewnętrzny triumf trwał w najlepsze. Taniec zwycięstwa i te sprawy. Przynajmniej do czasu, gdy Alan znów się nie odezwał. Ten to dopiero umiał wszystko zepsuć, o czym świadczyło ciężkie spojrzenie kobiety.
- Dobra, dobra. Niech Ci będzie. - przyznała mu rację z rezolutnym uśmiechem. Raczej była mała ilość osób, które ze swojego rodzaju radością przyznawałoby się do błędu. Na szczęście Cath nie miała tego problemu, ba, czasami robiła to dla świętego spokoju, choć pod tym akurat względem zapewne niewiele różniła się od większości.
No właśnie dlaczego. Przekrzywiła zaciekawiona głowę, opierając bok twarzy na ramieniu.
- Nooope, jesteś pierwszym, który mi to mówi - pokiwała głowę. Może zmieniała się w Meduzę i jeszcze o tym nie wiedziała. Pewnego dnia zacznie zamieniać ludzi w kamień, gdy tylko spojrzą w jej szare tęczówki. Pewnie powinna ostrzec Fabiana, czy coś w tym rodzaju. Dziewczyna mu mutowała i biedny pewnie o tym nie wiedział.
Z ości na proch?
Alan tym pytaniem trafił w punkt, co siostra Skecza skwitowała zaciśnięciem ust w wąską linijkę.
- Zachętę, zachętę.. - zaczęła burczeć pod nosem, a na zakończenie prychnęła, podchodząc do stołu, z którego zgarnęła dwie kiełbaski i dwa kije, na które to nadziała mięso. Wzięła ze sobą jeszcze dwie papierowe tacki i kilka kromek chleba. Zamierzała go upiec i zjeść taki chrupiący i jeszcze ciepły od ogniska. Zabrała wszystkie te rzeczy i podeszła do brata. Usiadła obok niego po turecku, a kije umieściła nad ogniskiem. Nie trzeba było jasnowidza, żeby wiedzieć, że jedna była z przeznaczeniem dla Mornigstara. Cóż mogła powiedzieć, że opiekowanie się o młodszego braciszka weszło jej już w krew.
Oparła głowę na jego ramieniu, ryzykując natychmiastowe strząśnięcie. Ale hej! Może dziś jej się poszczęści, taki dzień dobroci dla zwierząt.
Przymknęła oczy, wsłuchując się w pojedyncze, niemelodyjne brzdąkania. Wystarczyło, by zapomniała o tym wszystkim, co działo się dookoła. O całym tym gwarze. Był tylko trzask płomieni trawiących drwa, dźwięki gitary, które w końcu ułożyły się w prawdziwą melodię, a co wywołało błogi uśmiech na ustach Fitzroy. No i był jeszcze głos, który nagle zaczął wyrzucać milion słów na minutę. Otworzyła oczy i spojrzała na dziewczynę. Kiedy.. No, nieważne.
- Witaj Sheridan - przywitała ją, marszcząc czoło, by skupić się na tym, co mówiła. A gdy dotarł do niej sens, poderwała się na równe nogi.
- Ej, to świetny.. Kurwa, moje nogi.. - - mruknęła, gdy wszystko od kolan w dół zaczęło ją mrowić. Chwilę po tuptała w miejscu, bo bolało jeszcze bardziej, ale szybciej minęło.
-W każdym razie. To świetny pomysł, Alan! - podeszła do stołu, by odłożyć na niego trzymane kijki z jedzeniem. Odwróciła się i stanęła przed chłopakiem, by zabrać mu gitarę i odstawić ją na bok. Złapała Alana za nadgarstek, lekko pociągając go w górę, jako że i tak nie miała szans na cokolwiek innego. Ale wystarczyłoby zasygnalizować mu, co ma zrobić. Mogła go jeszcze złapać za ucho.. Nie, żeby zawsze chciała to zrobić.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Niekoniecznie było to zauważalne, ale Kamira odetchnęła z ulgą. Była szczęśliwa, że pierwsza kogoś zaczepiła i nie została zlekceważona. Jednak trzeba było przyznać, ze dziewczynę trochę wmurowało kiedy nauczyciel uśmiechnął się do niej zadowolony. Nie do końca takiego go zapamiętała z lekcji, no ale wszyscy wiedzą, że w pracy i poza pracą możemy być różnymi ludźmi. Jednak gdy nauczyciel zaczął mówić dalej, Kamira z każdym jego słowem unosiła brwi coraz wyżej, a pod koniec miało się wrażenie, że wygląda jak mała zdziwiona sówka z przekrzywioną głową na bok. Dobrze, że nic nie piła, bo pewnie by się zakrztusiła.
- To miłe, że pamięta Pan moje nazwisko, ale mam wrażenie, że pomylił pan moje wyniki z kimś linijkę wyżej lub niżej w dzienniku. - Przekładając kijek do drugiej ręki, podrapała się tą wolną w tył głowy, zmieszana. - Wydaje mi się, że właśnie dlatego się nie odzywam, bo moje wyniki nie są aż tak wybitne jakbym chciała. - Obróciła kiełbasę smażącą się nad ogniem, pełna dumy, że pomyślała i cukinię nadziała trochę z tyłu.
- Przydomek "ulubiona" brzmi ładnie i zachęcająco, ale ciężko znaleźć znajomych będąc czyjąś ulubioną. - Uśmiechnęła się lekko w stronę Skywalkera, przeciągając to co odbierała jako żart. Zadziwiające jak Evergreen się rozgadała, ale rozmawianie ze starszymi od siebie, zawsze przychodziło jej trochę łatwiej. Wyraźniej czuła granicę ich dzielącą i wiedziała jak się zachowywać, żeby nie wyjść na dziwaczkę, a kulturalną osobę. Do rówieśników nie można być tylko kulturalnym, nie odbierają tego zazwyczaj dobrze.
Kiedy mężczyzna się za kimś rozglądał, Kamira stwierdziła, że może na kogoś czeka, ale jak widać jeszcze się nie pojawiła ta osoba. Zerknęła na jego butelkę z piwem i trochę mu pozazdrościła. Ten poncz na rozpoczęciu był taaaaaki dobry, a Blythe musiał wszystko zepsuć... Za chwilę usłyszała kolejne pytanie.
- Ah, moje wakacje? Podejrzewam, że nic specjalnego w porównaniu z resztą klasy. Odwiedzałam rodzinę w Stanach, byłam na obozie pod namiotami, gdzie był niesamowity widok na nocne niebo i hm... - Zawahała się, jakby się czegoś wstydziła. - No trochę pracowałam, ale to chyba wszystko. - Pokiwała głową, jakby potwierdzając swoje słowa.
- A Pan? Jak wyglądają wakacje nauczyciela astronomii? - Zapytała autentycznie zaciekawiona. Jeśli Selim pytał czysto z grzeczności, bez autentycznego zainteresowania, to teraz powinien rozpoznać, ze Kamirze ciężko wyłapać takie rzeczy. Jeśli ktoś ją o coś pyta, dziewczyna odpowiada.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Widziała kątem oka, że przedstawienie było dla Freja pierwsza klasa. Wedel miał trochę odmienne zdanie, gdy cały się nastroszył, odsłaniając ostrzegawczo kły. Gdy szczerzy się na siebie ponad 70 kilo żywej wagi, zabierasz dupę w troki i uciekasz.
Gdy wrócili do przerwanej rozmowy, spojrzała na chłopaka dość sceptycznie, nie wierząc, że kogokolwiek może interesować życie seksualne. Albo jego brak, jak zakładała w przypadku jasnowłosego.
- Będę zmuszona cię rozczarować i nie nie zaspokoić twojej ciekawości - mruknęła, splatając palce obu dłoni tuż za plecami. Spojrzała w kierunku jednego z ognisk. Właśnie miała zaproponować, by poszli w tamtym kierunku, gdy nowofundland nagle poderwał łeb do góry i pobiegł w dokładnie przeciwnym kierunku, szczekając głośno.
- Wedel? - Dziewczyna spojrzała na Rena, jako że to on znał się na psach, jakby chciała zapytać, co się właśnie stało. Pies w kilku susach dopadł grupki osób, której jeden ze starszych chłopaków potocznie bajerował młodsze od siebie licealistki. Zwierzakowi, który rozpoznał Kossa nie potrzeba było wiele, skoczył na niego, wytrącając z równowagi, a gdy ten już znalazł się na ziemi, stanął nad nim, wściubiając w niego nos i niuchając szybko, trącając mokrym, czarnym guzikiem jego twarz.
Lisa podeszła do nich dość szybko i złapała Wedla z obrożę, próbując odciągnąć go od nieszczęśnika, ale do najłatwiejszych zadań to nie należało. Pies był uparty i silniejszy. W końcu wyprostowała się, opierając dłonie na biodrach.
- Wedel, wystarczy. Zejdź z niego. - Palcem wskazała miejsce obok swojej nogi, w którym nowofundland miał się znaleźć. Po chwili ociągania, pies posłusznie przestał przygniatać przednimi łapami ciało chłopaka i usiadł tuż przy nodze Lisy.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Pochłonięty pociąganiem za struny, rzeczywiście mniej skupiał się na otoczeniu, a bardziej na siedzącej mu w głowie piosence, którą właśnie dzielił się z innymi, nawet jeśli poskąpił im jej słów. Sam Paige kiwał nieznacznie głową w rytm muzyki, od czasu do czasu poruszając bezgłośnie ustami, by zsynchronizować rytm z – prawdopodobnie znanym tylko przez niego – tekstem utworu. Tak znacznie łatwiej było mu operować płynnie trzymanym instrumentem i nie pozwolić sobie na żaden fałsz. Oczywiście wszystko poszłoby jak z płatka, gdyby dźwięk gitary nie urwał się w połowie niezależnie od jego woli, choć już wcześniej zerknął w bok na ułożoną na jego ramieniu rękę, jednak musiała minąć ta nieznaczna chwila, by przekonał się, z kim w ogóle miał do czynienia.
„Hayden.”
Mogłem to przewidzieć.
Obserwatorzy mogli zauważyć, jak z ust jasnowłosego znika wcześniejszy uśmiech, który ustąpił miejsca znużeniu, tuszującemu całą niechęć, która nim zawładnęła. Zmiana atmosfery w otoczeniu była wyczuwalna, jednak żadne z tu obecnych, oprócz Sheridan we własnej osobie, nie mogło choćby domyślać się, skąd się wzięła. Myślał, że tn wieczór uda mu się spędzić w miłej atmosferze i przebiegnie tak, jak to sobie zaplanował, ale obecność Kenneth zdecydowanie zaburzyła tę harmonię. W milczeniu słuchał jej propozycji, a żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął, jakby ani trochę nie dziwiła go nieporadność blondynki, jak i sprzeczności, którymi się kierowała – „Wiem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, ale pozawracam ci dupę”. Czasami nie wiedział, czy była na tyle sprytna, by wiecznie uprzykrzać mu życie i pojawiać się tam, gdzie zdecydowanie jej nie brakowało, czy po prostu na tyle głupia, że wydawało jej się, że to może się udać.
Trochę ci jeszcze brakuje do tej twarzy ― mruknął, nie do końca poważnie obnosząc się z narcyzmem. W dość lekceważący sposób oparł łokieć o gitarę, a policzek ułożył na dłoni, uświadamiając siostrze, że wybrała sobie niełatwy cel. ― Zawsze możesz zadziwić tłum i zaśpiewać bez podkładu. To nie moja wina, że nie umiesz dopilnować swoich znajo--
„Ej, to świetny...”
Przeniósł wzrok na Catherine, która na całe szczęście nie zdążyła dokończyć zdania. I bez jej pomocy wiedział, co chciała przekazać, przy czym kompletnie się z tym nie zgadzał. Nim się spostrzegł, gitara została wyrwana z jego rąk, a chłopak nawet nie zaprotestował, nawet jeśli przerwało to jego jedyny, słuszny występ. Poczuł wyraźny uścisk na swoim nadgarstku, jednak Fitzroy udało się zaledwie podciągnąć jego ramię do góry. Paige za to jak siedział na trawie, tak nadal można było go tam zastać.
Czy ja wyglądam na członka jej zespołu? ― Uniósł brew, zapewne już szykując w głowie ciąg argumentów przeciwko temu występowi. A było ich całkiem sporo i niektórymi niekoniecznie chciał się dzielić. ― Nie znam ich piosenek, pewnie każdy z nich miał swój sprzęt, który miał ze sobą zabrać. Nie muszę chyba wspominać o kwestii prób, a ona nie wygląda na tyle pewnie, by uznać, że jest zdolna do improwizacji. I pewnie nawet im za to nie płacą. Czym ty się w ogóle przejmujesz? ― To pytanie skierował już do Sheridan, która przypatrywała mu się błagalnym wzrokiem szczeniaka.
„Zrobię wszystko, stary, serio.”
A to ciekawe.
Przebiegniesz nago po scenie? ― Rzucił, milknąc na dłużej, jakby dawał jej czas na odpowiedź i jednocześnie na przemyślenie tego, czy rzeczywiście zamierzała z nim zadzierać. W międzyczasie podniósł się z ziemi, wyswabadzając nadgarstek z uścisku nauczycielki i otrzepał niedbale spodnie z trawy. Niemniej jednak nie wyglądał jakby przymierzał się do udania się w stronę sceny. ― Żartuję, nie chciałbym tego zobaczyć ― dodał mrukliwie, mierzwiąc włosy z tyłu głowy. ― Pewnie nie namówisz też pani Fitzroy, żeby zagrała na tamburynie, a Sketcha, żeby klaskał w tle na scenie ― odparł, dopiero teraz unosząc kącik ust w zgryźliwym uśmiechu i zerkając w stronę pozostałej dwójki z prowokacyjnym błyskiem w ciemnych oczach. Chyba nie żartował. ― Poza tym mogę być trochę zajęty. ― Przemknął wzrokiem po tłumie, jakby próbował wychwycić  pośród niego tę jedną konkretną osobę, choć w tej plątaninie różnych głów, w dodatku niezbyt dobrze oświetlonej, dopatrzenie się kogokolwiek przy pierwszym podejściu graniczyło z cudem.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Wiedziała, że będzie niezadowolony. Od samego początku miała o tym pojęcie, ale jednocześnie robiła sobie złudne nadzieje, że może ten jeden raz zareaguje na jej osobę jakoś bardziej entuzjastycznie. A tymczasem znowu napotkała chłodną maskę, znużone spojrzenie orzechowych ślepi i tę oziębłą atmosferę, od której można by zamarznąć na kość. Dziesięcioliterowe słowo na literę S skierowane prosto do Kenneth można było wyczytać z jego miny jak z otwartej księgi. A mimo to postanowiła spróbować. Bo tak. Bo może to coś da, bo może zacieśni relacje. Tak na dobrą sprawę - nie miała już praktycznie niczego do stracenia.
- Och, Hayden, wiesz o co mi chodzi - wyburczała pod nosem, gdy tylko rzucił uwagą co do ich bliźniaczych facjat. Nie chciała mu wchodzić słowo, więc zrobiła to naprawdę cicho, pewnie ledwie dosłyszalnie dla Alana. Bo to w sumie nie było nic istotnego. Wiedziała, o co mu chodziło, jaki miał w tym wszystkim cel i jak doskonale się bawił, każąc jej skakać wokół siebie jak zwierzątku w cyrku. Teraz naprawdę miała okazję zostać lwem. Szkoda tylko, że w rolę tresera wcielił się Alan, którego zamiłowaniem były płonące obręcze. Pokręciła głową, już żałując podjętej przez siebie przed chwilą decyzji.
Uśmiechnęła się szeroko. Bardzo. Najszerzej jak umiała! Bo oto Catherine została jej światełkiem w tunelu, bohaterką dnia, bo uznała ten pomysł za świetny i poparła ją całą sobą, nawet próbując ją wesprzeć poprzez pochwycenie jej brata za przegub. Ale ta mina prędko zrzedła, bo Paige zaraz znalazł argumenty przemawiające przeciw temu przedsięwzięciu. Na szczęście nie na tyle świetne, by nie mogła ich obalić.
- Wystarczy gitara i piecyk, a one są na scenie - wyjęczała tak, jakby już naprawdę przestawała mieć pojęcie, jak go przekonać. - I, jasne, denerwuję się trochę, ale dam radę z czymś zaskoczyć. Na pewno jest coś, co znamy oboje.
"Czym ty się w ogóle przejmujesz?"
- Karierą się przejmuję - i znów ta rozpaczliwa nuta w głosie. - Tą, którą teraz mam szansę rozpocząć, a następnej takiej okazji może nie być.
Brzmiało to co najmniej tak, jakby miała właśnie uratować świat od zagłady i tylko blondyn mógł jej w tym pomóc. Z tym, że właśnie takiej wagi była dla Kenneth ta sprawa - światowej wręcz. Choć raz chciała być egoistką i pomóc sobie, nie innym, a przy okazji upiec drugą pieczeń i uszczęśliwić trochę słuchaczy. Umilić im czas. Przecież jej brat nie mógł być aż takim skurwielem, żeby odebrać jej taką szansę. Powinien mieć jakieś uczucia.
"Przebiegniesz nago po scenie?"
Przez chwilę miała wrażenie, że oczy wyjdą jej z orbit, a szczęka opadnie jej tak, że będzie musiała ją zbierać z podłogi. Albo raczej trawy. Już prawie spytała co on sobie wyobrażał, kiedy stwierdził, że żartował, a Sheridan w ułamku sekundy zareagowała westchnieniem pełnym ulgi. A na kolejne wyzwanie, no cóż, zareagowała półuśmieszkiem. Dodatkowo w jednym z beżowych oczu zaiskrzył mały ognik, który sygnalizował, że przyjmuje to zadanie na swoją drobną klatę.
- Nie widziałam twojego chłopaka, jeśli o to chodzi. A wierz mi, że bym go nie przeoczyła - albo raczej on nie przeoczyłby jej. Wszystko byle tylko jej podogryzać, co nie? - To jak będzie? Pani Fitzroy, Sketch, proooszę was. Możecie się gdzieś nawet schować, za kurtyną, cokolwiek. Tylko-... on mi jest teraz naprawdę potrzebny.
No błagam, przecież wyglądała na tak zdeterminowaną, że mogłaby ich tak męczyć do końca wieczora. I ona nie żartowała. Nawet wyciągnęła rękę w kierunku Morningstara i posłała wszystkim pełne nadziei spojrzenie.
Selim Luke Skywalker
Selim Luke Skywalker
Fresh Blood Lost in the City
Słysząc jak Kamira neguje jego pochlebne słowa roześmiał się wyraźnie rozbawiony jej reakcją. Nie żeby zamierzał jakoś mocno w tym momencie przekonywać ją, że miał rację. Właściwie to całkowicie odpuścił podobny temat, po prostu kręcąc głową z niedowierzaniem. Tak właśnie działały umysły uczniów. Pochwal takiego, a zaneguje wszystkie twoje słowa i jeszcze powie, że pomyliłeś go w dzienniku. Nakrzycz na niego, a zamiast tego będzie narzekał na ciebie za plecami i nazywał piłą, do której nie można się odezwać.
Jeśli zmienisz zdanie, nie mam jeszcze ulubionej uczennicy na waszym roku, możesz się postarać — oczywiście, że żartował. Choć w owym żarcie była nuta prawdy. Żadna z dziewcząt nie wykazywała na tyle chęci czy zaangażowania podczas jego lekcji, by zasłużyć na podobny tytuł. Lata doświadczenia nauczyły go, by nie nastawiać się na cały las rąk, wraz z byle zadanym pytaniem, dlatego nie odczuwał większego zawiedzenia podobnym faktem, nadal jednak chętnie przyjmował tych, którzy postanowili się uaktywnić.
Przez chwilę podejrzewał, że dziewczyna po zadanym przez niego pytaniu spróbuje podać mu jak najkrótszą odpowiedź i zmyje się gdzie pieprz rośnie. W końcu który uczeń chciałby spędzać czas w towarzystwie nauczyciela?
Poprawił włosy nieco niedbałym gestem, wsuwając je na nowo pod kaptur, gdy zaczęły nachodzić mu na oczy i upił nieco większy łyk piwa, przysłuchując się jej wypowiedzi na temat wakacji.
Ach, więc twoja rodzina nie mieszka w Kanadzie? Przyjechałaś tu specjalnie do szkoły? — zapytał wyłapując jeden z akcentów. Uśmiechnął się też, gdy wspomniała o widoku na nocne niebo. Mogła się zapierać brakiem wysokich ocen, nie wypowiadać na lekcjach, ale sam fakt że doceniała coś, na co większość ludzi jedynie zerkała w czasach nudów, sprawiał że zyskiwała sobie sympatię Selima. Choć zaskoczyła go ponownie, gdy zapytała go o jego wakacje.
Odbijałem sobie rok szkolny, gdy muszę być przykładnym nauczycielem — powiedział patrząc na nią, by wyłapać jej reakcję na podobne słowa. Ciekawe czy wyobrażała sobie teraz Skywalkera na tysiącach imprez, chlejącego do nieprzytomności? Roześmiał się.
Żartuję. Brałem udział w dwóch konferencjach. Jedna z nich miała tytuł "Astronomia XXI wieku i jej nauczanie", druga "Redagowanie tekstów naukowych – publikacje naukowe w teorii i praktyce". Poza tym jeździłem nieco po Kanadzie. Edmonton, Mississauga, Québec, Calgary, Winkler, Lloydminster. Jeden z moich znajomych ze studiów uznał, że chce zwiedzić wszystkie miasta. Stopniowo prowadzamy to w życie. Pilnowałem też urzędu miasta. W ciągu najbliższych miesięcy chcą otworzyć w Vancouver planetarium, trzeba się więc postarać, by wiedza którą chcą przekazać innym, była na odpowiednim poziomie. A nasz dyrektor był na tyle uprzejmy, by polecić mnie właścicielowi. Choć nie wiem czy powinienem o tym mówić, to chyba tajemnica. Liczę, że mnie nie zdradzisz?
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Bajera szła dobrze. Jak zawsze po alkoholu, stawał się bardziej wygadany i w ogóle wszystko mu wychodziło płynniej. A na co leciały laski? Na kulturę japońską oczywiście. Mógł opowiadać jakieś totalne pierdoły, a i tak wszyscy go słuchali z szeroko otwartymi oczyma, jakby opowiadał historię o duchach czy coś. To było zbyt proste.
- ...zupełnie nikt nie zwracał na to uwagi. W ogóle można jeździć po mieście w stroju Mario na gokartach, a nikt nawet nie odwróci głowy. Jeśli zaś odwróci, to znaczy, że turysta - zaśmiał się na koniec i pociągnął łyk piwa.
- Co ty mówisz. Chciałabym pojeździć w stroju Mario. Albo tej księżniczki!
- Peach. Posłuchaj, jeśli kiedyś będziesz w Tokio... - Tutaj niestety musiał przerwać, bowiem coś wielkiego się na niego rzuciło. I to wcale nie była dziewczyna. Ostatnia myśl przed upadkiem:
... znam skądś do bydle.
Potem już było tylko tarzanie się po ziemi i bezowocna próba uwolnienia. Zimny nos go smyrał i przez to Nekke nie mógł powstrzymać śmiechu, który zupełnie nie pasował do sytuacji ofiary, którą był. Całe szczęście zwierzak miał przyjacielskie zamiary, bo mogło się to skończyć znacznie gorzej. Na przykład straciłby pół twarzy.
Wreszcie wielki ciężar zlazł z niego, a Koss miał chwilę na złapanie oddechu. Dopiero po krótkim czasie spojrzał na właścicielkę psiaka.
Kurwa.
Spokojnie, oddychaj, wszystko będzie w porządku. Po prostu nie zrób nic głupiego i będzie okej. Zebrał się więc do pozycji siedzącej, następnie stojącej i otrzepał ubranie. To tyle, jeśli chodzi o dobrą stylówę.
- Uroczy psiak - rzucił do Elisabeth z uśmiechem. - Imprezowicz. Na każdego tak reaguje, czy tylko ja mam takie szczęście? - Zagadnął, starając się przeobrazić tę sytuację w luźny żart. No bo przecież nie miał do nikogo pretensji. Jak dobrze pójdzie, to może nikt się nie zorientuje, że coś tu kurwa jest mocno nie tak. Po prostu bądź wyluzowany.
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Mógłby spędzić w takim bezruchu jeszcze dłuższy czas. Dobra muzyka była idealną rekompensatą za ściągnięcie do tego... zbiorowiska. I wszystko byłoby pięknie, gdyby w pewnym momencie nie poczuł drobnego ciężaru na ramieniu. Od razu rozchylił powieki, lokalizując siostrę, która niewiadomo kiedy przeniosła się obok. Pozostając przy obojętnym wyrazie twarzy, minimalnie przesunął się w bok, uwalniając się od dotyku. Nie lubił tego, nie czuł się również zobowiązany do zdobienia wyjątku w tym rzekomo odmiennym od reszty dniu. Niestety, nie tym razem. Na dobre otworzył oczy, gdy do ich trójki dołączyła kolejna osoba. W dodatku znana.
- Sheridan. - Skinął jej krótko głową, szczędząc sobie większych emocji. O ile do samej Kenneth żadnego problemu nie miał, tak rosnące towarzystwo już niezbyt było mu na rękę. Nie słuchał zbytnio sprzeczki drugiego rodzeństwa, zwracając uwagę na rozmowę, dopiero gdy padło jego imię. Spojrzał w kierunku Alana, unosząc brew w pytający geście.
Serio?
Widzisz, już cię angażują!
Nie do końca odbierał to tak pozytywnie, jak jeleń, jednak co się dziwić, zawsze tak było. I nawet Cath podłapała pomysł, co nijak go nie zdziwiło. Zawsze lubiła takie spontaniczne rzeczy.
Widząc rękę wyciągniętą w swoim kierunku, podniósł się z ziemi, otrzepując ciemne spodnie.
- Mogę stać za kurtyną. Nie przegapiłbym występu twojego i twojego brata. - Odparł, posyłając blondynowi z lekka złośliwy uśmiech. I dopóki jemu samemu nie kazali nic robić, to wszystko było w porządku.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
- Nie musisz być członkiem jej zespołu, żeby z nią zagrać. Wystarczy, że jesteś jej bratem. - Argument dobry jak każdy inny, prawda? Prawda. Wywróciła oczami, słysząc milion powodów, dla których miałby nie podjąć się występu. Wtedy wtrąciła się, Sheridan tłumacząc mu, że problemu ze sprzętem akurat nie ma.
- Widzisz! - parsknęła, śmiejąc się w duchu, że nawet wszechświat chce ich wspólnego występu. Alanowi kończyły się tak naprawdę kontrargumenty. Oczywiście te niebędące zwykłym "nie".
Przebiegniesz nago po scenie?
Dobrze, że nie miała swojego piwa, bo by się pewnie nim zakrztusiła. Spojrzała na Sheridan kontrolnie. Miała nadzieję, że dziewczyna się na to nie zgodzi. Pacnęła Paige'a w ramię, gdy już łaskawie podniósł się z trawy.
- Jasne, daj mi tylko tamburyn - powiedziała swobodnie, wzruszają niedbale ramionami. Nie miała zielonego pojęcia jak gra się na tamburynie oprócz tradycyjnego uderzania nim o rękę, ale jakoś jej to nie powstrzymywało przed zgodzeniem się.
- A jako motywację dodam: duszona wołowina. Mam nowy przepis i potrzeba mi degustatora. - Skrzyżowała ramiona na piersi, uśmiechając się szeroko. Tak, to był dobry pomysł.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
No widocznie nie do końca się rozumiemy.Co za zaskoczenie, dodał w myślach, obdarzając Sheridan tym charakterystycznym spojrzeniem, podkreślającym, że wcale go to nie zdziwiło i nie było niczym nowym. Przystanie na propozycję – o ironio – bliźniaczki zdawało się coraz bardziej graniczyć z cudem, niezależnie od opinii reszty towarzyszy, a w zasadzie od opinii Catherine, która podeszła do tematu od niewłaściwej strony.
„Wystarczy, że jesteś jej bratem”
Powiedziałby nawet, że od bardzo niewłaściwej.
Zawsze stara się ci dogodzić, więc może chociaż raz ty dogodzisz jej?
Widzisz tu gdzieś transparent „Spełniamy marzenia”?
Nie licząc nazwiska, to jeszcze dałoby się zatuszować ― mruknął, jednak reszta świata miała dla niego inne plany i koniecznie musiała przypominać o więzach krwi, które w tym przypadku nie miały większego znaczenia. Pozostałe argumenty nadal były aktualne i zdawało się, że nawet zapewnienia blondynki na niewiele się zdały. ― Teraz zaczniesz sypać listą piosenek i liczyć na to, że przynajmniej piąta wymieniona będzie trafna? Próbuj, choć nie wydaje mi się, żeby procent szansy na to, że dasz radę się wbić jest powalający. ― Wypuścił powietrze ustami, już nawet nie czując rozdrażnienia, które całkowicie zostało strawione przez rezygnację. Rzadko kiedy pałał aż takim sceptycyzmem, a i nie powinien ciągnąć Kenneth na dno, gdy miała aż tak wygórowane ambicje, dość cenne w tym zawodzie. ― Zespół nie będzie miał ci za złe, że zaczynasz waszą karierę bez nich? ―  Była to tylko nieznaczna próba wjechania na jej sumienie, chociaż Hayden i tak szczerze wątpił, by jakkolwiek na to zareagowała. W końcu to oni postanowili się stąd zwinąć.
Nie rozumiał jednak, dlaczego miał zostać ich zamiennikiem.
„Nie widziałam twojego chłopaka, jeśli o to chodzi.”
Fakt faktem, że Black'a raczej ciężko było przeoczyć, jednak jasnowłosa nie była aż tak wiarygodnym źródłem, jak... sam Mercury. Na ognisku nie mogło zabraknąć gospodarza, a Alan nie wątpił, że chłopak zamierzał milczeć w tym temacie. Nic dziwnego, że instynktownie wyłowił z kieszeni telefon i choć bateria niebezpiecznie oscylowała w okolicy najniższego poziomu, Paige zdołał dobić się do skrzynki, w której już zalegały wiadomości, które zdecydowanie powinien odczytać już jakiś czas temu. Kącik jego ust wygiął się w nieznacznym uśmiechu, gdy niespodziewanie wystukał wiadomość na wyświetlaczu w momencie, gdy Sher zajęła się przekonywaniem innych do jego propozycji.
Chyba wzięli to sobie do serca.
Za kurtyną się nie liczy ― zripostował od razu, obrzucając czarnowłosego równie złośliwym spojrzeniem, od którego biła pewność siebie i zdecydowanie co do podjętej decyzji. Ciemnooki i tak z góry sprawiał wrażenie kogoś, kto wiedział, czego chciał i w tym przypadku nie uznawał kompromisów. Od teraz kariera jego siostry spoczywała w ich rękach, a Alan nawet nie otarł się o poczucie odpowiedzialności za to.
„A jako motywację dodam: duszona wołowina.”
Zamilkł na chwilę, skupiając się na Catherine, która nie dość, że zgodziła się na występ, postanowiła wysunąć też znacznie mocniejszy argument – jedzenie. Chociaż jej kuchni próbował może z dwa czy trzy razy, wiedział, że prawdopodobnie jedyną osobą, która jeszcze mogła z nią konkurować, była jego babcia. Jedzenie jednak nie rekompensowało wszystkiego.
Duży występ z samą gitarą wypadnie sucho ― stwierdził, wzruszając barkami, ale mimo tego powoli ruszył w stronę tłumu, jakby ciało – Ona powiedziała „wołowina” – już zadecydowało za niego. ― Jeśli nie załatwisz też konsoli albo kogoś dodatkowego, nie będę ryzykował tym, że wygwiżdżą nas oboje.
Raz jeszcze wysunął z kieszeni komórkę, czując lekkie wibracje. Chociaż w towarzystwie nie powinien siedzieć z nosem w telefonie, pozwolił sobie na szybkie sklejenie kolejnej wiadomości i kolejnej, gdy odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewał. Nawet jeśli scena koncertowa cieszyła się dużym zainteresowaniem, ludzie porozstawiali się na tyle strategicznie, by bez trudu można było przejść dalej. Nikt też nie rzucał się specjalnie, gdy poproszono go o możliwość przejścia, choć może w tym wypadku wiele zależało od aparycji blondyna, który wybijał się ponad głowami większości. Dzięki temu dużo łatwiej było mu obserwować otoczenie i dzięki temu wkrótce udało mu się namierzyć Mercury'ego. Obejrzał się za siebie przez ramię i machnął niedbale rękę do pozostałej trójki, dając im znać, żeby zaczekali. Dostrzegłszy wyświetlacz oświetlający twarz chłopaka, mimowolnie zerknął na swój telefon, odczytując ostatnią z wiadomości. Idealnie się złożyło.
Zanim podszedł wystarczająco blisko, przyjrzał się pobieżnie towarzyszącemu mu chłopakowi, którego zdaje się widział na stadionie. Był to jednak tylko zaledwie cień uwagi, którą mu poświęcił, bo już wkrótce nieznajomy towarzysz został zdegradowany do roli powietrza, a Paige przewiesił ramię przez kark czarnowłosego, wsuwając rękę pod jego podbródek, by zadrzeć jego głowę do góry.
Mówisz – masz, wasza wysokość ― wymruczał, już nachyliwszy się nad chłopakiem i zupełnie ignorując obecność drugiego chłopaka, przygryzł jego dolną wargę, nie dając mu większego wyboru, gdy zainicjował pocałunek na tyle krótki, by spokojnie mógł odetchnąć, a jednocześnie na tyle długi, by jego przejściowy partner zdążył poczuć się odrzucony i pozbawiony szansy na zrealizowanie swoich planów względem Black'a. Kiedyś musiał zostać uświadomiony, że wkroczył na nieswój teren, a mógł zrozumieć to w momencie, w którym ciemne tęczówki obrzuciły go perfidnym i wyzywającym spojrzeniem. ― Chociaż myślałem, że nie będę musiał przypominać ci o dobrych manierach ― dodał zgryźliwie, prostując się i opuszczając dłoń podtrzymującą jego podbródek na klatkę piersiową chłopaka, nie planując odsuwać się na stosowną odległość. Zaraz po tym zawiesił wzrok na scenie. ― Grasz?
Co ty kombinujesz?
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Akurat śmiechu się nie spodziewała. Podobnie pewnie jak cała reszta stojących obok osób, które widziały "atak" psa. Albo małego niedźwiedzia. Zależy kto, jaką miał wyobraźnię. Nowofundland należał gabarytami do jednych z większych psów, w dodatku był brązowo umaszczony.
Wielkie ciemne oczy spojrzały w górę na twarz dziewczyny. Pewnie zastanawiał się, jak wielu szkód narobił. I choć niby siedział posłusznie, to ogon już nie był taki zdyscyplinowany, gdy poruszał się po trawie. Zerknął nawet na chłopaka i uniósł się lekko na łapach, jakby znów chciał do niego podejść. Jednak dłoń położona na jego łbie skutecznie wybiła mu podobny pomysł z głowy i znów opadł na zad. Wywiesił jęzor z pyska i tak był uradowany obecną sytuacją, czego dziewczyna nie rozumiała całkowicie.
Spojrzała na chłopaka, który gramolił się z ziemi na nogi. Nie pamiętała tej twarzy. Był całkowicie obcą osobą, więc dziwne zachowanie Wedla nie pasowało jej. Pies nie miał w zwyczaju rzucać się na przypadkowe osoby. Właściwie to nie rzucał się na nikogo, chyba że wiązało się to z zagrożeniem jego pani. Wtedy nie był już takim potulnym miśkiem. A w tym wypadku ta kategoria zupełnie nie została spełniona.
Przyjrzała się chłopakowi raz jeszcze, zapominając, że tak nachalne przypatrywanie się może zostać źle odebrane.
Uroczy psiak
Spojrzała na Wedla i kąciki ust drgnęły jej ku górze. Faktycznie był uroczym stworzeniem, gdy akurat nie doprowadzał jej do szewskiej pasji. Jej mimika wróciła do normalnego obojętnego wyrazu, gdy znów spojrzała na stratowanego chłopaka.
- Właściwie w ogóle nie reaguje w ten sposób na obce osoby. Spotkaliśmy się kiedyś? - zapytała w ramach upewnienia. Pamięci do imion nie miała wcale, ale z zapamiętywaniem twarzy szło jej lepiej. W tym wypadku jednak była czarna dziura i gdyby nie pies, to pewnie już dawno porzuciłaby temat.
Obróciła głowę, by kątem oka rozejrzeć się za Renem, którego zostawiła, gdy ruszyła za psem, a który spodziewała się, że pomoże jej. Tymczasem gdzieś zniknął.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach