Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City

TEN DOM NALEŻY DO BABCI ALANA I SHERIDAN

Niewielki dom z garażem, który z zewnątrz mimo wszystko wydaje się być zbyt duży, jak na zamieszkującą w nim jedną osobę. To właśnie tutaj rezyduje Anna Paige. Od strony ulicy dom nie jest ogrodzony, jak zresztą większość domów w tej dzielnicy, w której na co dzień wieje taką nudą, że nawet przestępcy wolą znaleźć sobie ciekawsze miejsca. Każdy przechodzień ma pełny wgląd na bramę garażową i drzwi frontowe. Równo przycięty trawnik po bokach porastają niewielkie, ozdobne drzewka, co świadczy o tym, że właścicielka domu potrafi zadbać o swoje. Za domem można znaleźć średniej wielkości ogród – można dostać się tam jedynie przez tylne drzwi  domu. Jest on ogrodzony wysokim, drewnianym płotem, a  wjego widoku można dostrzec prawdziwą rękę do roślin. Jest to idealne miejsce do wypoczynku, gdy w upalne dni można schronić się w cieniu paru drzew albo odpocząć na zadaszonym tarasie z zimnym napojem w ręce i podziwiać idealnie przystrzyżone krzewy i grządki kwiatów różnej maści.


Kuchnia wielkością nie grzeszy, jednak zdołała pomieścić wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Przez swoje dość klasyczne wykonanie i drewniane szafki wydaje się być jednym z najbardziej klimatycznych miejsc w całym domu – szczególnie gdy w powietrzu unosi się zapach pysznych potraw, który właśnie tutaj jest najbardziej intensywny. Chociaż niejednokrotnie proponowano kobiecie remont tego pomieszczenia, za każdym razem odpowiedź była taka sama – nie widziała potrzeby w zmianie mebli i urządzeń, które nadal spełniały swoje zadanie. Najczęściej to tutaj przyjmowani są wszyscy goście, którzy wpadają z wizytą na kawę czy obiad, choć pod równoległą do szafek ścianą stoi drewniany stół tylko z czterema miejscami. Na ogół więcej ich nie potrzeba.


Salon wygląda już na znacznie nowocześniejszy, jednak i jemu nie można odmówić skromności. Nie powala wielkością, jednak jasna kolorystyka nadaje mu wrażenia przestrzeni, zwłaszcza gdy za dnia wpada tu sporo światła. Na ścianach można dostrzec zdjęcia przedstawiające członków rodziny – najwięcej jest ich właśnie z wnukami. Na ścianie zawieszony jest średniej wielkości telewizor, jednak Anna rzadko z niego korzysta, uznając go za bardziej skomplikowane urządzenie niż jej poprzedni, starszy nabytek. To właśnie w salonie znajdują się drzwi wyjściowe na taras z widokiem na ogród.

Sypialnia nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest tam łóżko, szafki nocne, komoda i szafa z ubraniami, a także grube zasłony, które z rana powstrzymują światło słoneczne przed wdarciem się do pokoju. Tak czy inaczej – niczego tu nie brakuje.


Na łazienkę zdecydowanie poskąpiono miejsca, przez co można odnieść wrażenie, że wszystko zostało w niej upchane jakby na siłę. Jednak minimalizm ułatwia utrzymanie porządku – a zawsze jest tu sterylnie czysto – i nie zmienia faktu, że i tutaj można znaleźć wszystkie niezbędne do higieny rzeczy, które wynagradzają wszystkie braki w przestrzeni. Można by rzec, że na plus wychodzi posiadanie wszystkiego na wyciągnięcie ręki. Dosłownie.


Garaż niegdyś był siedliskiem wszystkich gratów, które jakiś czas temu zostały uporządkowane i poukładane na tyle, by uwydatnić całkiem przestrzenność tego miejsca. Obecnie jest on prywatnym warsztatem Alana, który na własną rękę zajął się zagospodarowaniem przestrzeni i sprowadzeniem tu wszystkich potrzebnych narzędzi. Oczywiście wszystko to za zgodą babci, która o dziwo nie ma nic przeciwko hałasom, a wręcz wspiera wnuka w rozwijaniu swoich umiejętności.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
GODZINA 15:12

Jasnowłosy wyszedł spod prysznica, osuszył ręcznikiem ciało i włosy, które ułożyły się we wszystkich możliwych kierunkach świata, i nałożył na siebie czyste ubrania. Nie sądził, że pracując nad samochodem w garażu straci poczucie czasu, ale na całe szczęście w porę zorientował się, że do przybycia Blacka została już tylko godzina. Z trudem udało mu się zmyć smar z rąk, ale na szczęście doprowadził je do takiego stanu, że gdzieniegdzie można było dostrzec ciemniejsze smugi na jego skórze – tylko wtedy, gdy dobrze przyglądał się swoim rękom. Być może był to ważny dzień, ale Paige nie miał w sobie za wiele z perfekcjonisty. Grunt, że teraz towarzyszył mu świeży zapach, a strój miał w sobie sporo z luźniej elegancji.
____Babcia nie chciała darować mu koszuli, którą własnoręcznie wyprasowała tak, że miał wrażenie, że sztywny kołnierz wbije mu się w szyję, gdy tylko za mocno przechyli głowę. Wychodząc z łazienki, powoli dopinał kolejne guziki, choć dwa na samej górze pozostawił niezapięte. Środki ostrożności.
____Było jeszcze wcześnie, ale cały dom Anny Paige już wypełniał się ciepłym zapachem potraw, od których ślina sama napływała do ust, a w brzuchu burczało już na samo wyobrażenie o smaku. Kolejne czterdzieści minut oczekiwania miało być dla niego prawdziwą katorgą.
____Obyś się nie spóźnił, Black.
____No wreszcie, wreszcie skończyłeś. ― Drobnej postury kobieta o siwo-białych włosach przywołała blondyna gestem ręki. Właśnie stała nad garnkiem parującej zupy. ― Wydaje mi się, że wszystko jest w porządku, ale dawno nie przyrządzałam niczego według azjatyckiej kuchni. Dostałam ten przepis wieki temu.
____Nikt ci nie uwierzy, że jesteś aż tak stara ― rzucił z rozbawieniem, podchodząc do babci. Różnica pomiędzy ich wzrostami była wręcz kolosalna, kiedy chłopak znalazł się tuż obok. Kobieta ledwo sięgała do jego klatki piersiowej, a teraz nabrawszy na łyżkę odrobinę naparu, czekała aż jasnowłosy nachyli się, żeby skosztować jej dzieła. Nie wątpił, że było przepyszne – z pewnością włożyła w to całe swoje serce, wcześniej dokładnie wypytując, co najbardziej lubił Mercury.
____Nie słodź, nie słodź. To nie sprawi, że dostaniesz większą porcję od naszego gościa. ― Pogroziła mu palcem wolnej ręki, obrzucając go rozbawionym spojrzeniem równie ciemnych oczu. Mocne słowa, jak na kogoś, kto postawił na palniku gar o pojemności zdolnej wykarmić cały dywizjon. Trzeba jednak przyznać, że gdyby to jego babcia gotowała w wojsku, nie zawahałby się walczyć za ojczyznę. ― A teraz wcinaj. Zostało niewiele czasu, a muszę jeszcze sprawdzić, co z mięsem. Nie jest za mdła?
____Nie trzeba było namawiać go dwa razy. Pikantna zupa była bezbłędna.

GODZINA 15:56

____Ostatni sztuciec spoczął na blacie niewielkiego stołu. Nie były to może najlepsze warunki, w których miał ugościć Cullinana – brakowało w tym wszystkim luksusu – jednak nie potrafił odmówić babci tej przyjemności. Od razu można było wyczuć, że była podekscytowana wizytą jego chłopaka w jej domu i zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że jej wnuk nie znalazł sobie kogoś tej samej płci.
____Zaraz tu będzie! A co jeśli mu nie zasmakuje? Nie chcę, żeby miał ci za złe, że go tu przyprowadziłeś. Czy na pewno rozłożyłeś wszystko? ― Złożyła starannie fartuch i przewiesiła go przez uchwyt piekarnika. Normalnie spocząłby na nim bardziej niedbale, ale tego dnia wszystko musiało być na swoim miejscu.
____Zdajesz sobie sprawę, że na pewno jest dużo bardziej zestresowany tym, czy przypadnie ci do gustu? Usiądź, odetchnij. Obiecałem, że spotka się z moją babcią, więc wolałbym, żeby przed tym nie dostała zawału. ― Oparł ręce na jej ramionach i delikatnie zmuszając ją do zajęcia miejsca na krześle. Przez te kilka godzin już wystarczająco dużo nabiegała się po całej kuchni.
____Wsparła podbródek o dłoń i odetchnęła ciężko, spoglądając na drzwi kuchni, jakby za moment spodziewała się usłyszeć dzwonek do drzwi.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
GODZINA 14:37

Nie mógłby się spóźnić. Nie gdy po raz pierwszy miał odwiedzić kogoś z rodziny Alana, kto nie był Sheridan. Rzecz jasna miał już niezbyt przyjemną okazję poznać jego brata, ale ciężko byłoby to nazwać jakimś konkretnie ustalonym spotkaniem rodzinnym. Podniósł nieznacznie ręce do góry, pozwalając by kamerdyner dopiął ostatnie guziki marynarki, poprawiając jego mankiety.
Louis Moinet Meteoris, paniczu? — Henryk postąpił krok ku szafce, unosząc wieko jednego ze zdobionych pudełek, zaraz odwracając je w stronę Mercury'ego. Black uniósł głowę nieco wyżej przyglądając się zegarkowi leżacemu na czarnej satynowej poduszce, nim podniósł rękę.
Będzie idealny.
Kamerdyner odłożył pudełko na szafkę, wyciągając ze środka ozdobę, nim ostrożnie zapiął ją na nadgarstku czarnowłosego. Ten odwrócił dłoń kilkakrotnie na boki, nim palcami ułożył zegarek wygodniej. Obrócił się kilkakrotnie przed lustrem i opuścił garderobę, by przejść przez pokój wraz z Henrykiem.
Poczekał aż mężczyzna otworzy przed nim drzwi i udał się w dół po schodach, wchodząc do salonu. Saturn odchylił głowę w tył na kanapie, razem z siedzącym mu na kolanach Sky'em.
Wychodzisz? — krótkie pytanie skwitowane kiwnięciem głowy, wiązało się z błyskawicznym powrotem uwagą do planszy.
Wrócisz dziś? — tym razem to Sky zabrał głos, przechodząc na miejsce obok białowłosego, rozkładając się łokciami o oparcie. Smutny wzrok szczenięcia momentalnie wymusił na Blacku uniesienie kącika ust w uśmiechu i podejście bliżej, by zmierzwić mu włosy.
No pewnie. Chociaż nie wiem czy nie będziecie już w łóżkach. Ale jutro spędzimy cały dzień razem, co wy na to?
Obiecujesz?
Obiecuję.
Wymienili krótkie uśmiechy tuż przed tym, gdy drobna sylwetka dopadła go od tyłu, wlepiając się w jego pas. Obrócił się w stronę Neptune, zerkającej na niego nieśmiało spod nieco przydługiej grzywki.
Baw się dobrze — wyszeptała szybko rozglądając się na boki, zupełnie jakby sam fakt że się odezwała mógł ściągnąć na nią niepotrzebną uwagę wszystkich wokół. Kucnął przed nią, odgarniając jej długie włosy z ramion na plecy.
Wy też. I bądźcie grzeczni jak mnie nie będzie, w porządku? Żadnego chowania fartucha Pani Teresie.
Stuknął ją palcem w nos, dostając w odpowiedzi krótki chichot i energiczne kiwnięcie głową.
Zajmiemy się jutro twoją grzywką. W końcu nie przystoi, by takiej młodej, obiecującej damie kłaki wchodziły w oczy.
Kłaki — powtórzyła wyraźnie podekscytowana, doprowadzając Mercury'ego do parsknięcia śmiechem.
Paniczu, samochód już czeka — Henryk stanął w drzwiach, przytrzymując je jedną dłonią. Black nachylił się, by pocałować siostrę w policzek nim podniósł się do góry i przesunął raz jeszcze w bok kładąc rękę na ramieniu Saturna.
W razie czego dzwoń.
Bez szans.
Krótka odpowiedź Saturna zmusiła go do przewrócenia oczami i popchnięcia głowy brata do przodu lekkim ruchem. Zaraz obrócił się w stronę Henryka, raz jeszcze poprawiając mankiety, nim obaj opuścili salon udając się w kierunku auta.

GODZINA 15:58

Samochód zatrzymał się z cichym pomrukiem, lecz to dopiero głos Henryka wyrwał go z głębokiego zamyślenia, któremu się poddał.
Jesteśmy na miescu, paniczu.
Krótka informacja poprzedziła wyjście mężczyzny z auta i otworzenie drzwi przed Blackiem. Mercury wyszedł ze środka i stanął w miejscu czekając, aż kamerdyner złoży w jego dłoniach bukiet kwiatów. Jeden. Gdyby mógł, obrzuciłby płatkami całe podwórko, lecz Alan nieustannie wybijał mu podobne pomysły z głowy uznając je za przesadę. Czasem naprawdę nie potrafił go zrozumieć. Chyba nigdy nie widział czy jest przesada. Koniec końców uznał jednak, że to on najlepiej zna własną babcię i postanowił się dostosować. Zerknął ukradkiem na zegarek.
Zadzwonię do ciebie, gdy skończymy. Bądź proszę w okolicy około osiemnastej.
Oczywiście, paniczu.
Ruszył w kierunku drzwi z bukietem w dłoniach, rozglądając się przez chwilę na boki. Brakowało mu tu jakiegokolwiek wizjera czy czegoś innego, przez co mógłby zapowiedzieć swoje przybycie. Miał zapukać? Zerknął raz jeszcze w bok. Dzwonek, świetnie. Wcisnął go i wbił wzrok w drewno, czekając aż ktoś mu otworzy. Babcia Alana? Alan? W końcu pewnie nie mieli własnej służby. Na pewno nie mieli własnej służby. Sam nie potrafił sobie wyobrazić życia bez Henryka.
Może powinien załatwić Alanowi jakiegoś kamerdynera?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach