▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Tradycyjny korytarz niewyróżniający się niczym specyficznym. Może tam znaleźć tablicę informacyjną, rozkład pomieszczeń, plan szkoły oraz jej regulamin, a co najważniejsze — w centrum znajdują się schody prowadzące na wyższe kondygnacje budynku, gdzie można znaleźć część właściwą każdej placówki edukacyjnej, ponumerowane w odpowiednim porządku sale lekcyjne.
Nawet kawa w ramach reanimacji nie pomogła zabić senności, która ogarnęła go zaraz po opuszczeniu łóżka w akompaniamencie budzika; nadal brzęczał mu w uszach wysyłając zbawczy spokój na wakacje. Zawsze mogło być gorzej, zawsze mógł mieć na karku wiecznie marudzącą siostrą i był wdzięczny losowy, że ta postanowiła się wynieść podejmując studia za granicą. Dzięki temu mógł utargować u ojca niewielką kawalerkę i na własny rachunek budzić się każdego ranka, a potem twierdzić, że szkoda poranka na nudne wykłady belfrów i znów zasypiać. Ale nie dziś, dziś musiał się zmusić do wstania, choć zdecydowanie nie powinien być w tłumie uczniów śpieszących się na pierwsze tego dnia lekcje, ale ostatecznie oderwał oczu od gry i wysiadł na właściwym przystanku. Wzdrygnął się, gdy przywitał go nieprzyjemny chłód poranku. Poprawił szalik oraz torbę na ramieniu i wcisnął dłonie do kieszeni, z prawej wyciągając zdewastowaną paczkę nałogu. Spojrzał na nią i westchnął przeciągle. Używka automatycznie wylądowała w jego ustach. Zapalił ją dogorywającą zapalniczką i zaciągnął się z wdzięcznością akceptując zbawczy dym wypełniający jego płuca.
Uśmiech na jego ustach się powiększył, gdy jego wzrok zatrzymał się na charakterystycznej czuprynie; jej właściciel przeciskał się z niebywałą trudnością przez rzekę ludzi. Zacisnął mocniej zęby na filtrze i przyśpieszył, by nie stracić znajomej sylwetki z oczu. Oddychał, jakby przebył maraton i w istocie tak się czuł.
— Hajime — zawołał za nim, a mając wrażenie, że ten przyśpieszył, też to zrobił, wypuszczając papierosa z ust, który malowniczo rozbił się na brukowanej kostce i zaraz został brutalnie zdeptany przez podeszwę wysłużonych trampek.
Niechętnie wszedł do szkoły, krzywiąc się przy tym. Przez chwilę stracił swoją ofiarę z oczu, zrzucając winą na swój wzrost, który zdecydowanie nie dominował w tłumie, ale dzięki niemu mógł zostać niezauważony. Aż w końcu znów przed oczami stanęła mu osoba, którą teraz pożądał. Dopadał go, kiedy ten niechętnie zatrzymał się przed schodami prowadzącymi na pierwsze piętro. Łapiąc okularnika za nadgarstek, Yuriy wyszczerzył się w szarmanckim uśmiechu.
— Pomocy — wyszeptał mu w ucho, odciągając od tłumu śpieszących się na pierwszą lekcję uczniaków.
Tradycyjny korytarz niewyróżniający się niczym specyficznym. Może tam znaleźć tablicę informacyjną, rozkład pomieszczeń, plan szkoły oraz jej regulamin, a co najważniejsze — w centrum znajdują się schody prowadzące na wyższe kondygnacje budynku, gdzie można znaleźć część właściwą każdej placówki edukacyjnej, ponumerowane w odpowiednim porządku sale lekcyjne.
Nawet kawa w ramach reanimacji nie pomogła zabić senności, która ogarnęła go zaraz po opuszczeniu łóżka w akompaniamencie budzika; nadal brzęczał mu w uszach wysyłając zbawczy spokój na wakacje. Zawsze mogło być gorzej, zawsze mógł mieć na karku wiecznie marudzącą siostrą i był wdzięczny losowy, że ta postanowiła się wynieść podejmując studia za granicą. Dzięki temu mógł utargować u ojca niewielką kawalerkę i na własny rachunek budzić się każdego ranka, a potem twierdzić, że szkoda poranka na nudne wykłady belfrów i znów zasypiać. Ale nie dziś, dziś musiał się zmusić do wstania, choć zdecydowanie nie powinien być w tłumie uczniów śpieszących się na pierwsze tego dnia lekcje, ale ostatecznie oderwał oczu od gry i wysiadł na właściwym przystanku. Wzdrygnął się, gdy przywitał go nieprzyjemny chłód poranku. Poprawił szalik oraz torbę na ramieniu i wcisnął dłonie do kieszeni, z prawej wyciągając zdewastowaną paczkę nałogu. Spojrzał na nią i westchnął przeciągle. Używka automatycznie wylądowała w jego ustach. Zapalił ją dogorywającą zapalniczką i zaciągnął się z wdzięcznością akceptując zbawczy dym wypełniający jego płuca.
Uśmiech na jego ustach się powiększył, gdy jego wzrok zatrzymał się na charakterystycznej czuprynie; jej właściciel przeciskał się z niebywałą trudnością przez rzekę ludzi. Zacisnął mocniej zęby na filtrze i przyśpieszył, by nie stracić znajomej sylwetki z oczu. Oddychał, jakby przebył maraton i w istocie tak się czuł.
— Hajime — zawołał za nim, a mając wrażenie, że ten przyśpieszył, też to zrobił, wypuszczając papierosa z ust, który malowniczo rozbił się na brukowanej kostce i zaraz został brutalnie zdeptany przez podeszwę wysłużonych trampek.
Niechętnie wszedł do szkoły, krzywiąc się przy tym. Przez chwilę stracił swoją ofiarę z oczu, zrzucając winą na swój wzrost, który zdecydowanie nie dominował w tłumie, ale dzięki niemu mógł zostać niezauważony. Aż w końcu znów przed oczami stanęła mu osoba, którą teraz pożądał. Dopadał go, kiedy ten niechętnie zatrzymał się przed schodami prowadzącymi na pierwsze piętro. Łapiąc okularnika za nadgarstek, Yuriy wyszczerzył się w szarmanckim uśmiechu.
— Pomocy — wyszeptał mu w ucho, odciągając od tłumu śpieszących się na pierwszą lekcję uczniaków.
Nathanael Fürksver
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Sro Lut 17, 2016 11:04 pm
Sro Lut 17, 2016 11:04 pm
Zdawał się nie zauważać prób odpechnięcia, spadającej książki i tym podobnych, dopiero po dłuższej chwili czując poklepanie na plecach, stwierdził, że wystarczy. W każdym razie wystarczy czułości Liamowi z pewnością. Puścił go, odsunął się o krok, tworząc jakąś normalną odległość między nimi. Wtedy dopiero mógł mu się przyjrzeć, co zaskutkowało lekkim uniesieniem brwi. Coś... tu nie pasowało do siebie, albo... Albo brakowało czegoś, tak właśnie. Jak już się zorientował o co chodzi, podniósł nieopodal leżącą książkę, którą wcześniej upuścił Liam i wręczył mu ją z iście niewinnym uśmiechem, zupełnie niepodobnym do Nathanaelowskiej twarzy, jakby tam w ogóle nie pasował albo został wklejony, bo jego "model" był wybrakowany. Powiadają, że liczą się chęci, to bez różnicy, że wygląda jak srający kot na pustyni. W każdym razie, teraz jego młodszy brat wyglądał... tak jak zwykle, tak mniej więcej.
- Pfyf. W nocy mówiłeś inaczej. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Sposób w jaki mówił w ogóle nie zdradzał, że jego wypowiedź to żart lub jego próba. Mówił całkowicie naturalnie, ale oczywiście taka sytuacja nie miała miejsca. Nie miała. Nie?
- Okrutny. - Fürksver nigdy nie przekraczał granicy, a jego sporadyczne zaczepki nigdy nie ingerowały na tyle, żeby młodszy brat poczuł się z tym "źle". Co nie zmienia faktu, że raczej mu się to nie podoba, albo jest całkowicie tym nie przejęty, ale Niklas nie mógłby sobie odmówić głupich zagrywek, z wyjątkiem sytuacji, w której Liam wyraźnie dałby mu do zrozumienia, że lepiej będzie, jak nie będzie go denerwował w ten sposób. Prawdopodobnie w takim wypadku ustąpiłby. Skurczybyk mały miał szczęście, że Nathanael miał do niego słabość, traktował go jak brata, mimo, iż wcale nie musiał, to chyba bardziej przypadek, że tak się stało. W sumie jest jedyną osobą, która może być zaszczycona jego troską. I nadopiekuńczością... I całą resztą wkurwiających działań w jego kierunku, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ten chudzielec na przeciwko, w rozciągniętym swetrze, rozmierzwionych włosach, na pierwszy rzut oka wyglądający niewinnie i wręcz słabo, był pierwszym nieszczęśnikiem. A żeby nie było tak dobrze, Nathanael wymierzył mu delikatny cios w bok głowy z otwartej dłoni. Ot, stwierdził, że tego też brakowało mu w całokształcie. W kadrze, krajobrazie. Pieprzona dusza artysty!
- Jak masz jeszcze jakieś rzeczy, to je weź. Przebierz się. Czy coś. - Standardowy, suchy ton chłopaka zwiastował koniec wygłupów. Wlepił swój antypatyczny wzrok w niebieskie tęczówki młodszego brata, wyczekując podjęcia przez niego działań. Sam nigdy się specjalnie nie przejmował takimi rzeczami, jak zmiana butów, zostawienie książek w szafce, w końcu ich nawet nie nosił. Ogólnie rzecz biorąc, czekał już tylko na Liama.
- Pfyf. W nocy mówiłeś inaczej. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Sposób w jaki mówił w ogóle nie zdradzał, że jego wypowiedź to żart lub jego próba. Mówił całkowicie naturalnie, ale oczywiście taka sytuacja nie miała miejsca. Nie miała. Nie?
- Okrutny. - Fürksver nigdy nie przekraczał granicy, a jego sporadyczne zaczepki nigdy nie ingerowały na tyle, żeby młodszy brat poczuł się z tym "źle". Co nie zmienia faktu, że raczej mu się to nie podoba, albo jest całkowicie tym nie przejęty, ale Niklas nie mógłby sobie odmówić głupich zagrywek, z wyjątkiem sytuacji, w której Liam wyraźnie dałby mu do zrozumienia, że lepiej będzie, jak nie będzie go denerwował w ten sposób. Prawdopodobnie w takim wypadku ustąpiłby. Skurczybyk mały miał szczęście, że Nathanael miał do niego słabość, traktował go jak brata, mimo, iż wcale nie musiał, to chyba bardziej przypadek, że tak się stało. W sumie jest jedyną osobą, która może być zaszczycona jego troską. I nadopiekuńczością... I całą resztą wkurwiających działań w jego kierunku, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ten chudzielec na przeciwko, w rozciągniętym swetrze, rozmierzwionych włosach, na pierwszy rzut oka wyglądający niewinnie i wręcz słabo, był pierwszym nieszczęśnikiem. A żeby nie było tak dobrze, Nathanael wymierzył mu delikatny cios w bok głowy z otwartej dłoni. Ot, stwierdził, że tego też brakowało mu w całokształcie. W kadrze, krajobrazie. Pieprzona dusza artysty!
- Jak masz jeszcze jakieś rzeczy, to je weź. Przebierz się. Czy coś. - Standardowy, suchy ton chłopaka zwiastował koniec wygłupów. Wlepił swój antypatyczny wzrok w niebieskie tęczówki młodszego brata, wyczekując podjęcia przez niego działań. Sam nigdy się specjalnie nie przejmował takimi rzeczami, jak zmiana butów, zostawienie książek w szafce, w końcu ich nawet nie nosił. Ogólnie rzecz biorąc, czekał już tylko na Liama.
W końcu.
Gdy tylko Nathanael wypuścił go z objęć, zaczął otrzepywać swoje ubranie z jakiegoś niewidzialnego kurzu, który jego zdaniem mógł osadzić się na jego ramionach podczas tego kontrowersyjnego powitania. Czy był przyzwyczajony do takich akcji? I tak, i nie. Z pewnością rozsądek podpowiadał mu, że powinien się ich spodziewać. Nie wpływało to jednak na fakt, że nie potrafił się do nich przyzwyczaić i zwyczajnie ich zaakceptować. Stał więc ze spuszczoną głową próbując zignorować fakt, że przez wszechogarniające zażenowanie jego policzki i końcówki uszu nieznacznie się zaczerwieniły. Nie było to łatwe, gdy wyczuwał że jego brat nieustannie się w niego wpatrywał. Nagły ruch z jego strony zmusiły go do podniesienia głowy z niejakim zaskoczeniem wypisanym w oczach, gdy wcisnął mu w ręce książkę. Zerkał przez chwilę to na nią, to na Nathanaela jakby próbował powiązać oba fakty, nim w końcu zaczął czyścić skórzany grzbiet palcami. Nie odpowiedział na tekst o nocy, zwyczajnie nie wiedząc co miałby w podobnej sytuacji odpowiedzieć. Wymyślone, złośliwe teksty były czymś na porządku dziennym. Wielokrotnie słyszał je nawet, gdy powtarzały się wśród znajomych, ale zwyczajnie za nimi nie nadążał. W przeciwieństwie do Fürksvera.
- Okrutny.
Słyszał go kto? Momentalnie zgromił go wzrokiem, próbując przekonać samego siebie, że ani jego twarz ani wzrost nie stanowią przeszkody w próbie zastraszenia drugiej osoby. Ostatecznie westchnął ze zrezygnowaniem i schował książkę do torby przekładając ją sobie wygodniej przez ramię. Widząc, że brat zaczyna coś mówić, podniósł na niego wzrok, ściągając nieznacznie brwi.
- Nie muszę się przebierać. Chciałem iść do biblioteki się pouczyć. - mimowolnie przeciągnął swoją torbę na przód, obejmując rękami. Jakaś część jego mózgu, mówiła mu że skoro już Nathanael ściągnął go do siebie, raczej nie da mu spokoju. Pewnie właśnie dlatego, choć nikt normalny nie zwróciłby na to uwagi nie powiedział że idzie do biblioteki, a że chciał to zrobić. Teraz z opuszczoną głową, raz po raz zerkając to na Fürksvera, to na ścianę, cicho czekał aż ten oznajmi mu gdzie właściwie idą.
W końcu był jego bratem. A rodziny się nie porzuca. Zupełnie jakby sam podświadomie chciał odpowiednio go nakierować, zacisnął nieco mocniej dłonie na brzuchu, gdy ten odezwał się z cichym warkotem, przypominając o swoim istnieniu. No tak, przecież zapomniał rano zjeść śniadania, to oczywiste że zdążył zgłodnieć. Jednocześnie nie chciał być kłopotem, wbił więc wzrok w ziemię, nie odzywając się ani słowem.
Gdy tylko Nathanael wypuścił go z objęć, zaczął otrzepywać swoje ubranie z jakiegoś niewidzialnego kurzu, który jego zdaniem mógł osadzić się na jego ramionach podczas tego kontrowersyjnego powitania. Czy był przyzwyczajony do takich akcji? I tak, i nie. Z pewnością rozsądek podpowiadał mu, że powinien się ich spodziewać. Nie wpływało to jednak na fakt, że nie potrafił się do nich przyzwyczaić i zwyczajnie ich zaakceptować. Stał więc ze spuszczoną głową próbując zignorować fakt, że przez wszechogarniające zażenowanie jego policzki i końcówki uszu nieznacznie się zaczerwieniły. Nie było to łatwe, gdy wyczuwał że jego brat nieustannie się w niego wpatrywał. Nagły ruch z jego strony zmusiły go do podniesienia głowy z niejakim zaskoczeniem wypisanym w oczach, gdy wcisnął mu w ręce książkę. Zerkał przez chwilę to na nią, to na Nathanaela jakby próbował powiązać oba fakty, nim w końcu zaczął czyścić skórzany grzbiet palcami. Nie odpowiedział na tekst o nocy, zwyczajnie nie wiedząc co miałby w podobnej sytuacji odpowiedzieć. Wymyślone, złośliwe teksty były czymś na porządku dziennym. Wielokrotnie słyszał je nawet, gdy powtarzały się wśród znajomych, ale zwyczajnie za nimi nie nadążał. W przeciwieństwie do Fürksvera.
- Okrutny.
Słyszał go kto? Momentalnie zgromił go wzrokiem, próbując przekonać samego siebie, że ani jego twarz ani wzrost nie stanowią przeszkody w próbie zastraszenia drugiej osoby. Ostatecznie westchnął ze zrezygnowaniem i schował książkę do torby przekładając ją sobie wygodniej przez ramię. Widząc, że brat zaczyna coś mówić, podniósł na niego wzrok, ściągając nieznacznie brwi.
- Nie muszę się przebierać. Chciałem iść do biblioteki się pouczyć. - mimowolnie przeciągnął swoją torbę na przód, obejmując rękami. Jakaś część jego mózgu, mówiła mu że skoro już Nathanael ściągnął go do siebie, raczej nie da mu spokoju. Pewnie właśnie dlatego, choć nikt normalny nie zwróciłby na to uwagi nie powiedział że idzie do biblioteki, a że chciał to zrobić. Teraz z opuszczoną głową, raz po raz zerkając to na Fürksvera, to na ścianę, cicho czekał aż ten oznajmi mu gdzie właściwie idą.
W końcu był jego bratem. A rodziny się nie porzuca. Zupełnie jakby sam podświadomie chciał odpowiednio go nakierować, zacisnął nieco mocniej dłonie na brzuchu, gdy ten odezwał się z cichym warkotem, przypominając o swoim istnieniu. No tak, przecież zapomniał rano zjeść śniadania, to oczywiste że zdążył zgłodnieć. Jednocześnie nie chciał być kłopotem, wbił więc wzrok w ziemię, nie odzywając się ani słowem.
Nathanael Fürksver
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Sob Lut 20, 2016 2:41 pm
Sob Lut 20, 2016 2:41 pm
- Pani z biblioteki miała Cię dość i zamknęła dziś wcześniej. - Może nie była to do końca prawda, właściwie, nie była wcale. Niklas nie był częstym bywalcem tego miejsca, co samo odpowiada za siebie, dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, a więc nie miał prawa tego wiedzieć. Niemniej jednak, wiedział jak często, czyli prawie codziennie, chodzi do niej Liam, bibliotekarka musiała go kojarzyć, nawet był pewny, że często musiała zwracać uwagę niebieskowłosemu, że nadeszła godzina zamknięcia i musi opuścić szkolną bibliotekę. Nie wiedzieć czemu, po prostu takie miał wrażenie, które wywodziło się ze świadomości, jak bardzo Liam uwielbia książki i naukę, której mógł się poświęcać całymi dniami, zapominając o rzeczywistości. Już teraz widząc jego mało entuzjastyczne podejście, jeszcze przez chwilę karmił się tym rozczarowaniem. Po dłuższej chwili pstryknął go w podbródek.
- Nie martw się, Leia. Kupię Ci po drodze książkę... będziesz nawet mógł wybrać. Jaką tylko chcesz. - Uważnie obserwował chłopaka, jakby nie chciał, żeby cokolwiek mu umknęło. Nic dziwnego, to raczej rzadkość, żeby sam z siebie wyparował z taką propozycją. Nie zmienił wyrazu twarzy, pozostał jak najbardziej poważny, nie żartował ani nic z tych rzeczy. Rzeczywiście, kupi mu tę książkę. Może dzięki temu młodszy brat będzie lepiej współpracował, a jedna książka nie zrobi mu różnicy w budżecie. To, że w późniejszym czasie to wykorzysta, na tę chwilę ukrył. Właściwie, Liam też z pewnością miał na to kasę, ale miękka parówa nie wyda pieniędzy otrzymanych od rodziców na własne "zachcianki". W każdym razie, powiedział "po drodze", bo w zamierzeniu zabiera go na jedzenie, rodzicielka uprzedziła go, żeby dziś albo przygotował sobie coś sam, albo zjadł na mieście. A wiadomo, jakim kucharzem jest Nathanael, więc wybór był prosty. I z pewnością bezpieczniejszy. Jakoś nie miał dziś ambicji na pożary. Nawet z pomocą brata, który pewnie nie był taką ciapą w kuchni jak on, nie był przekonany. Słusznie pomyślał o Liamie, widząc jak trzyma ręce na brzuchu. Fürksver, jak przystało na najlepszego starszego brata, wiedział, że tak będzie, dlatego wspaniałomyślnie jego pomysł był trafny. Nawet jeśli byłoby inaczej, to nie puściłby go z powrotem do biblioteki.
- Idziemy na papu. - Ostateczna decyzja zapadła, wsadził ręce do kieszeni i miał się odwracać, gdy jeszcze coś mu nie pasowało. Ah, tak. Wyrwał Liamowi jego torbę, zrobił to na tyle szybko, że mu to się udało z łatwością. Przewiesił sobie przez ramię i dopiero teraz skierował się do wyjścia. Położył rękę na klamce i zerknął na młodego, czy wszystko dotarło do niego należycie. To była właśnie ta ekspresja na twarzy Nathanaela, która sprawiała, że już mało kto miał ochotę nadwyrężać jego cierpliwość.
- Nie martw się, Leia. Kupię Ci po drodze książkę... będziesz nawet mógł wybrać. Jaką tylko chcesz. - Uważnie obserwował chłopaka, jakby nie chciał, żeby cokolwiek mu umknęło. Nic dziwnego, to raczej rzadkość, żeby sam z siebie wyparował z taką propozycją. Nie zmienił wyrazu twarzy, pozostał jak najbardziej poważny, nie żartował ani nic z tych rzeczy. Rzeczywiście, kupi mu tę książkę. Może dzięki temu młodszy brat będzie lepiej współpracował, a jedna książka nie zrobi mu różnicy w budżecie. To, że w późniejszym czasie to wykorzysta, na tę chwilę ukrył. Właściwie, Liam też z pewnością miał na to kasę, ale miękka parówa nie wyda pieniędzy otrzymanych od rodziców na własne "zachcianki". W każdym razie, powiedział "po drodze", bo w zamierzeniu zabiera go na jedzenie, rodzicielka uprzedziła go, żeby dziś albo przygotował sobie coś sam, albo zjadł na mieście. A wiadomo, jakim kucharzem jest Nathanael, więc wybór był prosty. I z pewnością bezpieczniejszy. Jakoś nie miał dziś ambicji na pożary. Nawet z pomocą brata, który pewnie nie był taką ciapą w kuchni jak on, nie był przekonany. Słusznie pomyślał o Liamie, widząc jak trzyma ręce na brzuchu. Fürksver, jak przystało na najlepszego starszego brata, wiedział, że tak będzie, dlatego wspaniałomyślnie jego pomysł był trafny. Nawet jeśli byłoby inaczej, to nie puściłby go z powrotem do biblioteki.
- Idziemy na papu. - Ostateczna decyzja zapadła, wsadził ręce do kieszeni i miał się odwracać, gdy jeszcze coś mu nie pasowało. Ah, tak. Wyrwał Liamowi jego torbę, zrobił to na tyle szybko, że mu to się udało z łatwością. Przewiesił sobie przez ramię i dopiero teraz skierował się do wyjścia. Położył rękę na klamce i zerknął na młodego, czy wszystko dotarło do niego należycie. To była właśnie ta ekspresja na twarzy Nathanaela, która sprawiała, że już mało kto miał ochotę nadwyrężać jego cierpliwość.
Słysząc jego wersję wydarzeń, miał ochotę przewrócić oczami. Powstrzymał się jednak, zachowując w miarę obojętną minę, obejmując mocniej torbę.
- Nie wiem czy powinienem ufać na słowo komuś, kto nigdy nie postawił nogi w bibliotece i pewnie nawet nie wie jak wygląda sama bibliotekarka. Nela. - podkreślił jego nadany przez siebie pseudonim. Fakt faktem gdyby wypowiedział całe swoje przemyślenia na głos, zapewne Liam byłby w stanie przyznać mu rację choć pod paroma względami. Wyganianie przez bibliotekarkę, choć nie zyskało może miary ataku Godzilli, faktycznie parę razy mu się przydarzyło. Liam potrafił całkowicie stracić poczucie czasu, przez co nie raz i nie dwa, gdy orientował się, że należy wrócić do domu, po słońcu nie było ani śladu. Z tego też powodu bardzo szybko mimo przeciętnego wyglądu, stał się rozpoznawalnym i nieodrębnym jej elementem.
Na dotyk na twarzy zareagował nieznacznym wzdrygnięciem, rzucając mu naburmuszone spojrzenie. Wpatrywał się w niego uważnie, zupełnie jakby chciał ocenić czy Nathanael blefuje. Wyglądało jednak na to, że faktycznie zabierza dotrzymać obietnicy, choć nauczył się już że w przypadku Fürksvera lepiej poczekać do samego zdarzenia, nim wysunie się jakąkolwiek ocenę.
- Obiecujesz? - zapytał jeszcze cicho, choć nie zamierzał czekać na odpowiedź. Decyzja zapadła. Pozwolił sobie na krótkie westchnięcie i raz jeszcze przejrzał torbę, i kieszenie by upewnić się że wszystko zabrał. Troska Nathanaela momentami sprawiała, że kompletnie nie wiedział jak się zachować...
"Papu."
... ogarniające go zażenowanie nie było jednak w stanie przysłonić wewnętrznej radości spowodowanej wizją kupienia nowej książki, jak i faktu, że będzie mógł coś zjeść.
- Chcę lasagne. - zakomunikował. Już poprawiał torbę na ramieniu, gdy Fürksver wyskoczył do przodu wyrywając mu ją z rąk nim zdążył się zorientować. Otworzył usta w niemym proteście zaraz zamykając je z powrotem. Wiedział, że nawet jeśli będzie się z nim kłócił, nie ma większych szans w przepychankach. Ruszył do przodu zrównując się z nim krokiem.
- Dzięki. - cichy, praktycznie niedosłyszalny szept, do którego nie zamierzał się przyznać, nawet zapytany czy coś mówił. W końcu nie byłby sobą gdyby nie ułatwił komuś zadania.
zt. x2
[Możesz napisać już gdzieś na mieście czy coś.]
- Nie wiem czy powinienem ufać na słowo komuś, kto nigdy nie postawił nogi w bibliotece i pewnie nawet nie wie jak wygląda sama bibliotekarka. Nela. - podkreślił jego nadany przez siebie pseudonim. Fakt faktem gdyby wypowiedział całe swoje przemyślenia na głos, zapewne Liam byłby w stanie przyznać mu rację choć pod paroma względami. Wyganianie przez bibliotekarkę, choć nie zyskało może miary ataku Godzilli, faktycznie parę razy mu się przydarzyło. Liam potrafił całkowicie stracić poczucie czasu, przez co nie raz i nie dwa, gdy orientował się, że należy wrócić do domu, po słońcu nie było ani śladu. Z tego też powodu bardzo szybko mimo przeciętnego wyglądu, stał się rozpoznawalnym i nieodrębnym jej elementem.
Na dotyk na twarzy zareagował nieznacznym wzdrygnięciem, rzucając mu naburmuszone spojrzenie. Wpatrywał się w niego uważnie, zupełnie jakby chciał ocenić czy Nathanael blefuje. Wyglądało jednak na to, że faktycznie zabierza dotrzymać obietnicy, choć nauczył się już że w przypadku Fürksvera lepiej poczekać do samego zdarzenia, nim wysunie się jakąkolwiek ocenę.
- Obiecujesz? - zapytał jeszcze cicho, choć nie zamierzał czekać na odpowiedź. Decyzja zapadła. Pozwolił sobie na krótkie westchnięcie i raz jeszcze przejrzał torbę, i kieszenie by upewnić się że wszystko zabrał. Troska Nathanaela momentami sprawiała, że kompletnie nie wiedział jak się zachować...
"Papu."
... ogarniające go zażenowanie nie było jednak w stanie przysłonić wewnętrznej radości spowodowanej wizją kupienia nowej książki, jak i faktu, że będzie mógł coś zjeść.
- Chcę lasagne. - zakomunikował. Już poprawiał torbę na ramieniu, gdy Fürksver wyskoczył do przodu wyrywając mu ją z rąk nim zdążył się zorientować. Otworzył usta w niemym proteście zaraz zamykając je z powrotem. Wiedział, że nawet jeśli będzie się z nim kłócił, nie ma większych szans w przepychankach. Ruszył do przodu zrównując się z nim krokiem.
- Dzięki. - cichy, praktycznie niedosłyszalny szept, do którego nie zamierzał się przyznać, nawet zapytany czy coś mówił. W końcu nie byłby sobą gdyby nie ułatwił komuś zadania.
zt. x2
[Możesz napisać już gdzieś na mieście czy coś.]
Była już dawno po zajęciach, a nawet miała za sobą buszowanie po bibliotece. To właśnie tam przeważnie lądowała zaraz po zajęciach widząc, że gdy zajedzie do swojego pokoju to nie będzie w stanie zmusić się do jakiejkolwiek nauki. W końcu komputer, nowy patch do Diablo II i te sprawy. Wiadomo - nowe itemy same się nie zdobędą. Dlatego, gdy skończyła ogarniać najpilniejsze prace domowe zabrała się za powrót do akademika. Wybrała naturalnie dłuższą, bardziej zygzakowatą drogę, prowadzącą wzdłuż każdego piętra. Od, taki okazyjny obchód. Czuła nieodpartą potrzebę jego dokonania, a wszystko przez to, że zobowiązała się do pełnienia posługi prefekta. Naturalnie nie uważała tego za ponur obowiązek. Wręcz przeciwnie - ochrona honoru szkoły, jak i uczniów...czuła się trochę jak rycerz, bohater mangi stojący na straży uciśnionych! Postawa godna prefekta? Cóż, gdyby tylko Amaya w pełni ją kultywowała...No ale shh~
Szło sobie dziewczę piętrami, zwracając uwagę na ubiór jakiejś dziewczyny, to podnosząc jakieś śmieci aż doszła na parter. Od kiedy nastała zima trochę łatwiej było tu o kłopoty. Uczniowie klas B nie mieli się w końcu gdzie wybiegać choć i wśród A potrafiły się znaleźć jednostki lubiące kłopoty.
Szło sobie dziewczę piętrami, zwracając uwagę na ubiór jakiejś dziewczyny, to podnosząc jakieś śmieci aż doszła na parter. Od kiedy nastała zima trochę łatwiej było tu o kłopoty. Uczniowie klas B nie mieli się w końcu gdzie wybiegać choć i wśród A potrafiły się znaleźć jednostki lubiące kłopoty.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Sob Lut 27, 2016 6:52 pm
Sob Lut 27, 2016 6:52 pm
Pavel stał na korytarzu oparty o jedną ze ścian, z kapturem założonym na głowę. Zajęcia skończone, wiele ciekawych rzeczy do zrobienia, czemu więc tutaj przebywał, nie robiąc nic konkretnego? Cóż, miał swój powód, na który czekał już od dłuższego czasu. Właściwie to powoli zaczynała mu się kończyć cierpliwość, bo naprawdę miał wiele ciekawszych rzeczy do roboty, niż stać i czekać na jakiegoś kretyna. Zaczął nawet cicho złorzeczyć po rosyjsku pod nosem.
Spojrzał na wyświetlacz komórki. Dobra, jeszcze pięć minut i się zwija.
Na szczęście minęły zaledwie trzy, kiedy człowiek na którego czekał, pojawił się w korytarzu. Był dosyć niski, lekko grubawy i do tego pryszczaty. Widząc Rosjanina podszedł i wyciągnął rękę.
- Cześć Pavel - przywitał się.
- No siema - odpowiedział blondyn i również wyciągnął rękę. Kiedy ją jednak cofnął, stało się coś niespodziewanego. Na podłodze wylądowała paczka papierosów.
- Szlag - chłopak wyraźnie się zakłopotał. Rosjanin wykonał epickiego facepalma.
- Ty pierdolony kretynie, nawet to musiałeś zjebać? - Spytał i spojrzał na niego wymownie.
Chłopak był zakłopotany bardziej całym incydentem, niż słowami jakie do niego skierowano. Rozejrzał się odrobinę spanikowany, po czym po prostu odwrócił się i czerwony na twarzy powędrował w tę stronę, z której przybył. Przy odrobinie szczęścia nikt nie zapamięta, że w ogóle tutaj był.
Pavel schylił się i schował paczkę do plecaka, który leżał koło jego nogi, a następnie zarzucił go na plecy.
- Jebana pizda. Ostatni raz robię interesy z pierwszakami - wymruczał pod nosem i skierował się w prawo, zamierzając najzwyczajniej w świecie opuścić szkołę. Teraz na serio nie miał tutaj zupełnie nic do roboty.
Spojrzał na wyświetlacz komórki. Dobra, jeszcze pięć minut i się zwija.
Na szczęście minęły zaledwie trzy, kiedy człowiek na którego czekał, pojawił się w korytarzu. Był dosyć niski, lekko grubawy i do tego pryszczaty. Widząc Rosjanina podszedł i wyciągnął rękę.
- Cześć Pavel - przywitał się.
- No siema - odpowiedział blondyn i również wyciągnął rękę. Kiedy ją jednak cofnął, stało się coś niespodziewanego. Na podłodze wylądowała paczka papierosów.
- Szlag - chłopak wyraźnie się zakłopotał. Rosjanin wykonał epickiego facepalma.
- Ty pierdolony kretynie, nawet to musiałeś zjebać? - Spytał i spojrzał na niego wymownie.
Chłopak był zakłopotany bardziej całym incydentem, niż słowami jakie do niego skierowano. Rozejrzał się odrobinę spanikowany, po czym po prostu odwrócił się i czerwony na twarzy powędrował w tę stronę, z której przybył. Przy odrobinie szczęścia nikt nie zapamięta, że w ogóle tutaj był.
Pavel schylił się i schował paczkę do plecaka, który leżał koło jego nogi, a następnie zarzucił go na plecy.
- Jebana pizda. Ostatni raz robię interesy z pierwszakami - wymruczał pod nosem i skierował się w prawo, zamierzając najzwyczajniej w świecie opuścić szkołę. Teraz na serio nie miał tutaj zupełnie nic do roboty.
Kojarzycie ten moment, w którym pojawiasz się nagle w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze i widzisz coś, czego widzieć byś nie chciał? Cóż...taki uczuć właśnie włączył się w Am, gdy zobaczyła schylającego się po paczkę papierosów Pavela. Kurwa, przypał. Przeszło jej przez myśl i kto wie, może i samemu Rosjaninowi, gdy prostując się dostrzegł wlepione w to w jego ręce, to w niego czarne ślepia. Wszystko przez to, że teraz widząc to co widziała nie mogła tego najzwyklej w świcie zignorować. Była zbyt obowiązkową osobą, nie potrafiła udawać, że czego nie widzi i tego zostawić. Naprawdę, w tym momencie marzyła tylko o tym by zasiąść do kompa. Posłała więc mu nieco pretensjonalne spojrzenie pt.: "Czemu mi to robisz...", a następnie podeszła bliżej. Musiała zadrzeć głowę do góry by móc wciąż utrzymać kontakt wzrokowy. Nie dało się ukryć, że Słowianin był dość wyrośnięty. Potem poprawiła okulary na nosie by zaraz znów w iście konspiracyjnym geście przenieść na niego swoje spojrzenie. - Nie będę owijała w bawełnę - masz pecha bo widziałam co widziałam. Jako prefekt zmuszona jestem skonfiskować papierosy, a potem ostawić cie pedagoga, rozumiesz? - W jej słowach nie było niczego żądającego czy wywyższającego. Ot, sucha formułka. Nie starała się mówić również specjalnie cicho. Robiła to umyślnie? - Kolejność nie jest ważna, możesz wybrać. Spacerek i konfiskata czy konfiskata i spacerek? - Tu nachyliła się nieznacznie do Rosjanina i niby to do siebie wymamrotała, że - Większość wybierających pierwszą opcję rzadziej się skarży na procedurę. - Zamrugała porozumiewawczo odchylając się z powrotem o pionu. - To jak, Pavel, idziemy? - Łap zanętę, rybko, plz.
Ten uczuć, kiedy czekasz na posta, a potem zaglądasz i się okazuje, że tak właściwie w sobotę wieczorem mimo, że napisałaś posta to nie nacisnęłaś przycisku "send" i żyłaś w przekonaniu, że jednak to zrobiłaś ;-; #Derpinizm #Pszepraszam_Motzno
Ten uczuć, kiedy czekasz na posta, a potem zaglądasz i się okazuje, że tak właściwie w sobotę wieczorem mimo, że napisałaś posta to nie nacisnęłaś przycisku "send" i żyłaś w przekonaniu, że jednak to zrobiłaś ;-; #Derpinizm #Pszepraszam_Motzno
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Wto Mar 01, 2016 4:44 pm
Wto Mar 01, 2016 4:44 pm
To był jeden z tych momentów, kiedy Pavel miał ochotę rzucić się pod pociąg. Ostatnimi czasy tych momentów było zastanawiająco dużo. Czy to jakaś wskazówka ze strony sił wyższych? No bo gdyby jeszcze sam coś zjebał - okej, wtedy mógłby winić samego siebie. Ale teraz nie dość, że interes poszedł się kochać (chociaż w sumie powinien być zadowolony, została mu kasa i fajki), to na dodatek musiał trafić na perfekta. Naprawdę, w tej chwili, kiedy już chciał sobie iść i zacząć złorzeczyć na świat.
Spojrzał na tę małą istotkę, która stała się teraz źródłem jego problemów. Jakże prosto byłoby się jej pozbyć. Kula w łeb. Noc przy łopacie. Nikt nic nie widział. Trochę by popłakali i zapomnieli. Szkoda tylko, że nie był jakimś gangsterem, a żałosnym "przemytnikiem", który wpadł przy próbie opylenia paczki fajek. Czy to czas, by umrzeć?
- Co ty nie powiesz - mruknął i przeciągnął się, jakby właśnie wstał albo skończył lekcję wf-u. - Nie mam dziś szczęścia do pierwszaków, co? Chyba, że nie jesteś pierwszakiem. Ale na takiego wyglądasz. Upierdliwego pierwszaka.
Pogrzebał w plecaku i wyciągnął rzeczoną paczkę fajek, którą rzucił w kierunku dziewczyny.
- Masz. Ja ich do niczego nie potrzebuję. A "spacerek" też mi dobrze zrobi. Mam kiepski humor - stwierdził i założył plecak na ramię. Ściągnął przy okazji kaptur z głowy. Teraz mógł co najwyżej robić z siebie idiotę, dalej go nosząc.
- Coś ci chyba wpadło do oka - zasugerował i uśmiechnął się odrobinę złośliwie. To właściwie brzmiało jak jakiś element samodestrukcji czy może lepiej byłoby to określić jako samoudupienie. Tak czy inaczej zupełnie nie umiał powstrzymać tego kompletnie niepotrzebnego w tej chwili komentarza. Taki już jego urok. - To co, idziemy?[/b][/b]
Spojrzał na tę małą istotkę, która stała się teraz źródłem jego problemów. Jakże prosto byłoby się jej pozbyć. Kula w łeb. Noc przy łopacie. Nikt nic nie widział. Trochę by popłakali i zapomnieli. Szkoda tylko, że nie był jakimś gangsterem, a żałosnym "przemytnikiem", który wpadł przy próbie opylenia paczki fajek. Czy to czas, by umrzeć?
- Co ty nie powiesz - mruknął i przeciągnął się, jakby właśnie wstał albo skończył lekcję wf-u. - Nie mam dziś szczęścia do pierwszaków, co? Chyba, że nie jesteś pierwszakiem. Ale na takiego wyglądasz. Upierdliwego pierwszaka.
Pogrzebał w plecaku i wyciągnął rzeczoną paczkę fajek, którą rzucił w kierunku dziewczyny.
- Masz. Ja ich do niczego nie potrzebuję. A "spacerek" też mi dobrze zrobi. Mam kiepski humor - stwierdził i założył plecak na ramię. Ściągnął przy okazji kaptur z głowy. Teraz mógł co najwyżej robić z siebie idiotę, dalej go nosząc.
- Coś ci chyba wpadło do oka - zasugerował i uśmiechnął się odrobinę złośliwie. To właściwie brzmiało jak jakiś element samodestrukcji czy może lepiej byłoby to określić jako samoudupienie. Tak czy inaczej zupełnie nie umiał powstrzymać tego kompletnie niepotrzebnego w tej chwili komentarza. Taki już jego urok. - To co, idziemy?[/b][/b]
- Rzekł taki stary i wcale nie upierdliwy drugoroczniak. - Uniosła jedną z brwi do góry, podsumowując tym samym chłodno to co widziała i słyszała. Nie była z tych, które takie teksty drażniły. Raczej sprawiały, że na rozmówcę spoglądała z pewnego rodzaju politowaniem i współczuciem dla samej siebie. Tak, jak teraz.
- Coś ci chyba wpadło do oka.
Ehehehehe. Jaki śmieszek.
Westchnęła.
- Zawsze taki jesteś? W sensie...musisz dorzucać swoje ostatnie dwa grosze, jakby od tego miało zależeć twoje życie? - Spytała po części z ciekawości, po części po to by zwrócić uwagę w sposób delikatny, że to frustrujące. Nie, nie oczekiwała odpowiedzi, lecz miała dziwne wrażenie, że ta się pojawi.
- Pywnie. - Schowała skonfiskowaną paczkę papierosów i zaczęła prowadzić delikwenta. Inni zgromadzeni tu uczniowie obrzucali ich ciekawskimi spojrzeniami. Amaya zastanawiała się, w tym momencie, który fragment szkoły jest najmniej zaludniony by mogli sobie wyjaśnić co nieco z Pavelem. Nie zamierzała go bowiem prowadzić do nauczyciela. Jeszcze tylko brakowało, by się krzątała z tym gościem po nauczycielach/pedagogach/dyrektorach przez kilka godzin. Nope.
Gdy znaleźli się w nieco niezaludnionej części korytarza, Am się zatrzymała. Kątem oka odprowadziła znikającą na klatce schodowej parę dziewczyn po czym westchnęła i na nowo zadarła głowę do góry.
- Weź mi wyjaśnij, czy w marny sposób bawisz się w małego przedsiębiorcę czy jesteś po prostu debilem? - wypaliła z grubej rury. - Nie potrafię ogarnąć, jak będąc w TEJ szkole i chodząc do klasy A można bawić się na środku korytarza w dilera. Jesteś na stypendium? Chociaż i tak to bezsensu, ile tego sprzedasz dziennie? Jedną? Pięć paczek? Nawet na obiad ci nie starczy, chyba, że twój mózg żywi się dyktą. - Dociekała wyjmując i przyglądając się felernej paczce w poszukiwaniu ceny na pudełku. Zaniechała dostrzegając jedynie schludnie umiejscowiony kod kreskowy - Wrażeń ci brakuje? - Była sfrustrowana całą tą sytuacją i musiała dać temu upust. Doskonale wiedziała o której klasy chodzi bo był w tej samej co Merc, jej brat. Ciekawe, czy Smug w ogóle zdawał sobie z tego sprawę. Am by nie zaskoczyło, gdyby nie. W końcu różnica w ich wyglądzie była zbyt wielka.
- Coś ci chyba wpadło do oka.
Ehehehehe. Jaki śmieszek.
Westchnęła.
- Zawsze taki jesteś? W sensie...musisz dorzucać swoje ostatnie dwa grosze, jakby od tego miało zależeć twoje życie? - Spytała po części z ciekawości, po części po to by zwrócić uwagę w sposób delikatny, że to frustrujące. Nie, nie oczekiwała odpowiedzi, lecz miała dziwne wrażenie, że ta się pojawi.
- Pywnie. - Schowała skonfiskowaną paczkę papierosów i zaczęła prowadzić delikwenta. Inni zgromadzeni tu uczniowie obrzucali ich ciekawskimi spojrzeniami. Amaya zastanawiała się, w tym momencie, który fragment szkoły jest najmniej zaludniony by mogli sobie wyjaśnić co nieco z Pavelem. Nie zamierzała go bowiem prowadzić do nauczyciela. Jeszcze tylko brakowało, by się krzątała z tym gościem po nauczycielach/pedagogach/dyrektorach przez kilka godzin. Nope.
Gdy znaleźli się w nieco niezaludnionej części korytarza, Am się zatrzymała. Kątem oka odprowadziła znikającą na klatce schodowej parę dziewczyn po czym westchnęła i na nowo zadarła głowę do góry.
- Weź mi wyjaśnij, czy w marny sposób bawisz się w małego przedsiębiorcę czy jesteś po prostu debilem? - wypaliła z grubej rury. - Nie potrafię ogarnąć, jak będąc w TEJ szkole i chodząc do klasy A można bawić się na środku korytarza w dilera. Jesteś na stypendium? Chociaż i tak to bezsensu, ile tego sprzedasz dziennie? Jedną? Pięć paczek? Nawet na obiad ci nie starczy, chyba, że twój mózg żywi się dyktą. - Dociekała wyjmując i przyglądając się felernej paczce w poszukiwaniu ceny na pudełku. Zaniechała dostrzegając jedynie schludnie umiejscowiony kod kreskowy - Wrażeń ci brakuje? - Była sfrustrowana całą tą sytuacją i musiała dać temu upust. Doskonale wiedziała o której klasy chodzi bo był w tej samej co Merc, jej brat. Ciekawe, czy Smug w ogóle zdawał sobie z tego sprawę. Am by nie zaskoczyło, gdyby nie. W końcu różnica w ich wyglądzie była zbyt wielka.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Sro Mar 02, 2016 11:30 pm
Sro Mar 02, 2016 11:30 pm
Wstrzymał się z odpowiadaniem na jej pytanie, zanim nie ruszyli w jakieś mniej zatłoczone miejsce. I tak już zrobili całkiem spore show, dzieci najadły się sensacji, teraz będą plotkować, że Travitza znowu trafi na dywanik czy coś w tym stylu. Standard.
Na odchodnym pozwolił sobie jeszcze posłać uśmiech dwóm dziewczynom, które z całego towarzystwa wybijały się ponad przeciętną, jeśli chodzi o urodę. Takie rzeczy trzeba doceniać, prawda? Chwilę później jednak skupił się na tej małej zarazie, znanej również jako prefekt. Powinni ich nazywać: "zaraza". Bardziej pasowało.
- Chyba tak - odpowiedział i zaśmiał się mimowolnie. Sytuacja całkiem komiczna, jakby na to nie spojrzeć. - Taki już charakter, co poradzisz.
Rosjanin schował ręce do kieszeni i szedł tak, jakby wybrał się właśnie na wędrówkę ze swoją znajomą. Brakowało jeszcze tego, żeby zaczął gwizdać, ale postanowił sobie odpuścić tym razem. Zamiast tego nucił piosenkę w myślach, na chwilę opuszczając ten świat. Po prostu wędrował, nie tylko ciałem, ale i umysłem, po różnych zakątkach rzeczywistości.
W końcu jednak się zatrzymali. Pavel z lekkim opóźnieniem, bo myślał o czymś zupełnie innym. Teraz przyszedł czas na reprymendę. Wyczekał spokojnie, aż dziewczyna wyrzuci z siebie wszystko, co miała do powiedzenia na ten temat. Pozwolił sobie na chwilę ciszy, bo może będzie chciała jeszcze coś dodać. Chyba jednak nie. Dobra, teraz jego kolej, tak?
- Nawet słodka jesteś, jak się tak bulwersujesz, wiesz? - zagadnął swobodnie. Ale dobra, mówimy o ważnych rzeczach. O czym my to... a, tak. - Nie bardzo chce mi się tłumaczyć motywację mojego postępowania. Hm. Z twojej perspektywy tak czy inaczej wyjdzie na to, że jestem po prostu debilem, więc trzymajmy się tej wersji, to ułatwi nam obu życie. Ale spokojnie, zazwyczaj nie robię tego na środku korytarza. Niestety twoi koledzy to pizdy i tym razem nie było innego wyjścia, a że jestem słownym człowiekiem, to postanowiłem dotrzymać swojej części umowy. Taki już los, jak chcesz wykonać coś porządnie. - westchnął ciężko, niczym człowiek ciężko doświadczony życiem. Ale to był tylko teatrzyk. Zupełnie coś innego go interesowało. - Całkiem sporo wiesz na mój temat. Nie przedstawiałem się, ani nie mówiłem z jakiej jestem klasy, ale najwidoczniej nie musiałem tego robić. Prefekci uczą się wszystkich uczniów na pamięć czy po prostu moja sława mnie wyprzedza? - Spytał, kolejny raz pozwalając sobie na mały, wredny i krótki uśmiech.
Oparł się o ścianę korytarza i rozejrzał po nim z lekkim zmyśleniem. Zaraz jednak znów skupił spojrzenie na rozmówczyni. Właściwie to na co ona liczyła? Że namówi go do zmiany sposobu swojego życia albo wywoła wyrzuty sumienia? Czy chciała się po prostu trochę wyżyć za to, że zmusił ją do interwencji? Miał nadzieję, że jednak to drugie, bo przynajmniej nie będą marnować swojego czasu.
Na odchodnym pozwolił sobie jeszcze posłać uśmiech dwóm dziewczynom, które z całego towarzystwa wybijały się ponad przeciętną, jeśli chodzi o urodę. Takie rzeczy trzeba doceniać, prawda? Chwilę później jednak skupił się na tej małej zarazie, znanej również jako prefekt. Powinni ich nazywać: "zaraza". Bardziej pasowało.
- Chyba tak - odpowiedział i zaśmiał się mimowolnie. Sytuacja całkiem komiczna, jakby na to nie spojrzeć. - Taki już charakter, co poradzisz.
Rosjanin schował ręce do kieszeni i szedł tak, jakby wybrał się właśnie na wędrówkę ze swoją znajomą. Brakowało jeszcze tego, żeby zaczął gwizdać, ale postanowił sobie odpuścić tym razem. Zamiast tego nucił piosenkę w myślach, na chwilę opuszczając ten świat. Po prostu wędrował, nie tylko ciałem, ale i umysłem, po różnych zakątkach rzeczywistości.
W końcu jednak się zatrzymali. Pavel z lekkim opóźnieniem, bo myślał o czymś zupełnie innym. Teraz przyszedł czas na reprymendę. Wyczekał spokojnie, aż dziewczyna wyrzuci z siebie wszystko, co miała do powiedzenia na ten temat. Pozwolił sobie na chwilę ciszy, bo może będzie chciała jeszcze coś dodać. Chyba jednak nie. Dobra, teraz jego kolej, tak?
- Nawet słodka jesteś, jak się tak bulwersujesz, wiesz? - zagadnął swobodnie. Ale dobra, mówimy o ważnych rzeczach. O czym my to... a, tak. - Nie bardzo chce mi się tłumaczyć motywację mojego postępowania. Hm. Z twojej perspektywy tak czy inaczej wyjdzie na to, że jestem po prostu debilem, więc trzymajmy się tej wersji, to ułatwi nam obu życie. Ale spokojnie, zazwyczaj nie robię tego na środku korytarza. Niestety twoi koledzy to pizdy i tym razem nie było innego wyjścia, a że jestem słownym człowiekiem, to postanowiłem dotrzymać swojej części umowy. Taki już los, jak chcesz wykonać coś porządnie. - westchnął ciężko, niczym człowiek ciężko doświadczony życiem. Ale to był tylko teatrzyk. Zupełnie coś innego go interesowało. - Całkiem sporo wiesz na mój temat. Nie przedstawiałem się, ani nie mówiłem z jakiej jestem klasy, ale najwidoczniej nie musiałem tego robić. Prefekci uczą się wszystkich uczniów na pamięć czy po prostu moja sława mnie wyprzedza? - Spytał, kolejny raz pozwalając sobie na mały, wredny i krótki uśmiech.
Oparł się o ścianę korytarza i rozejrzał po nim z lekkim zmyśleniem. Zaraz jednak znów skupił spojrzenie na rozmówczyni. Właściwie to na co ona liczyła? Że namówi go do zmiany sposobu swojego życia albo wywoła wyrzuty sumienia? Czy chciała się po prostu trochę wyżyć za to, że zmusił ją do interwencji? Miał nadzieję, że jednak to drugie, bo przynajmniej nie będą marnować swojego czasu.
No co zrobisz? Nic nie zrobisz. Na niektóre rzeczy mimo wszystko nie miało się wpływu. Amaya to wiedziała, tak samo również jak to, że na jedynym co może robić to w takich sytuacjach tylko marudzić i przeklinać pod nosem. Westchnęła więc bezradnie i zaczęła ciągnąć się korytarzami. Tacy ludzie jak on byli prawdopodobnie niereformowalni, lecz nie oznaczało to, że nie mogła próbować ich zmieniać. W pewnym sensie czuła że tak trzeba. Dlatego wylała z siebie falę krytyki na osobę Rosjanina.
- No, no...to nie poprawi twojej sytuacji. - Pogroziła palcem. Nie dało się ukryć, że przez chwilę się zmieszała, kiedy to usłyszała, ze "jest słodka". Szybko się jednak otrząsnęła i spojrzała na niego z dezaprobatą. Nie pierwszy i nie ostatni raz słyszała podobnie puste słowa rzucane przez chuliganów. I to nie tylko w Kanadzie.
- Ach, a więc jesteś jakimś pokrętnym fanem Sindbada lub Jacka Sparrowa. - Wymieniła dwóch tak zwanych łownych bądź honorowych bandytów który przyszli jej na myśl. Fakt, że miała przed oczami jakąś wschodnią i nieco wypaczoną przeróbkę Robin Hooda w pewien sposób zabawna, lecz zostawiła to dla siebie.
- Tylko tym, którym się nu-...Możesz przestać? Nie mówię chyba nic śmiesznego więc...mógłbyś, okej? - zmarszczyła nieco czoło w zakłopotaniu. Ten jego uśmiech był nieco psychodeliczny przez co odnosiła wrażenie, że jest bohaterką jakiegoś średnio kasowego horroru. Chrząknęła. - Tylko tym, którym się nudzi. O tobie faktycznie co nieco się słyszy, lecz bardziej cię kojarzę przez wzgląd na to, że chodzisz z Mercem do klasy. Trochę bardziej interesuje mnie środowisko w którym obraca się mój brat, a do którego ty przypadkowo należysz, wybacz. - Powiedziała spokojnie, nie mając niczego złośliwego czy sarkastycznego na myśli, lecz jednocześnie usprawiedliwiając swą wiedzę na jego temat. Honorowi dilerzy chyba bardziej woleli być znani ze swych występków niż być efektem ubocznych czyichś.
- No, no...to nie poprawi twojej sytuacji. - Pogroziła palcem. Nie dało się ukryć, że przez chwilę się zmieszała, kiedy to usłyszała, ze "jest słodka". Szybko się jednak otrząsnęła i spojrzała na niego z dezaprobatą. Nie pierwszy i nie ostatni raz słyszała podobnie puste słowa rzucane przez chuliganów. I to nie tylko w Kanadzie.
- Ach, a więc jesteś jakimś pokrętnym fanem Sindbada lub Jacka Sparrowa. - Wymieniła dwóch tak zwanych łownych bądź honorowych bandytów który przyszli jej na myśl. Fakt, że miała przed oczami jakąś wschodnią i nieco wypaczoną przeróbkę Robin Hooda w pewien sposób zabawna, lecz zostawiła to dla siebie.
- Tylko tym, którym się nu-...Możesz przestać? Nie mówię chyba nic śmiesznego więc...mógłbyś, okej? - zmarszczyła nieco czoło w zakłopotaniu. Ten jego uśmiech był nieco psychodeliczny przez co odnosiła wrażenie, że jest bohaterką jakiegoś średnio kasowego horroru. Chrząknęła. - Tylko tym, którym się nudzi. O tobie faktycznie co nieco się słyszy, lecz bardziej cię kojarzę przez wzgląd na to, że chodzisz z Mercem do klasy. Trochę bardziej interesuje mnie środowisko w którym obraca się mój brat, a do którego ty przypadkowo należysz, wybacz. - Powiedziała spokojnie, nie mając niczego złośliwego czy sarkastycznego na myśli, lecz jednocześnie usprawiedliwiając swą wiedzę na jego temat. Honorowi dilerzy chyba bardziej woleli być znani ze swych występków niż być efektem ubocznych czyichś.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Pon Mar 07, 2016 11:24 pm
Pon Mar 07, 2016 11:24 pm
Pavel wzruszył ramionami.
- Nie robię tego, żeby poprawić swoją sytuację. To ewentualny skutek uboczny. Po prostu stwierdzam fakt. Takie małe dziewczyny wyglądają uroczo, kiedy się złoszczą. No wiesz, to jest jak taki mały szczeniaczek, który stara się być groźny. - Pewnie wpadnie przez to w jeszcze większe tarapaty, bo kto wie czy takimi słowami nie urazi dziewczyny. Niektórzy mieli takie kompleksy na punkcie swojego wzrostu albo chcieli wyglądać groźnie, ale niestety matka natura obdarzyła ich niezbyt imponującymi warunkami, by móc tego dokonać.
Tak czy inaczej znów się uśmiechnął widząc, że to najwyraźniej rozprasza dziewczynę. Sam nie wiedział do końca dlaczego, w każdym razie nawet nie miał takiego zamiaru. To po prostu wyszło jakoś samo z siebie. A może tylko jemu się tak wydaje?
- Mam się przestać uśmiechać i być cały czas poważnym? To ciekawe, zazwyczaj ludzie zarzucają mi, że zbyt poważnie podchodzę do życia - uśmiech szybko jednak zniknął z jego twarzy, zamiast tego zaczął masować skroń, tak jakby nagle dopadł go nagły ból głowy. - Jesteś siostrą Merca? Chyba wypada mi współczuć. Chociaż szczerze mówiąc w życiu bym cię o to nie posądził. Wyglądasz zbyt... hm, azjatycko.
Jakoś tak szybko stracił ochotę na pogawędkę. Każdy, kto w jakikolwiek sposób był zbliżony z Mercurym, trafiał na czarną listę Pavla. Lepiej być przezornym, kto wie jaki on może mieć wpływ na swoje rodzeństwo. Swoją drogą ciekawie jak miała na imię. Pewnie Uranus albo jakiś inny Pluton. Chyba nigdy nie przestanie go to bawić.
- Dobra, bo stoimy tutaj i marnujemy czas, a mam nieodparte wrażenie, że oboje mamy lepsze rzeczy do roboty. Nie wygląda mi też na to, że masz zamiar gdziekolwiek mnie prowadzić. Co więc robimy. Liczysz na jakąś obietnicę poprawy z mojej strony? I tak jej nie trzymasz. Nie wiem, mogę ci kupić kwiaty jak lubisz, bo jednak zachowujesz się całkiem w porządku wobec mnie. Wiesz, ciężko dzisiaj wyczuć, co kupić dziewczynom w podziękowaniu. Kwiaty wydają się już wychodzić z mody. - Wbił w prefekta wyczekujące spojrzenie, mając nadzieję, że określi jakiś cel tego spaceru. Chyba, że to po prostu takie granie na alibi. Ale wtedy powinni się najzwyczajniej w świecie rozejść. Pozory już zostały postawione, kto miał myśleć, że Travitza ma przejebane, ten już tak pomyślał, wszyscy są szczęśliwi. Można wracać do domu.
- Nie robię tego, żeby poprawić swoją sytuację. To ewentualny skutek uboczny. Po prostu stwierdzam fakt. Takie małe dziewczyny wyglądają uroczo, kiedy się złoszczą. No wiesz, to jest jak taki mały szczeniaczek, który stara się być groźny. - Pewnie wpadnie przez to w jeszcze większe tarapaty, bo kto wie czy takimi słowami nie urazi dziewczyny. Niektórzy mieli takie kompleksy na punkcie swojego wzrostu albo chcieli wyglądać groźnie, ale niestety matka natura obdarzyła ich niezbyt imponującymi warunkami, by móc tego dokonać.
Tak czy inaczej znów się uśmiechnął widząc, że to najwyraźniej rozprasza dziewczynę. Sam nie wiedział do końca dlaczego, w każdym razie nawet nie miał takiego zamiaru. To po prostu wyszło jakoś samo z siebie. A może tylko jemu się tak wydaje?
- Mam się przestać uśmiechać i być cały czas poważnym? To ciekawe, zazwyczaj ludzie zarzucają mi, że zbyt poważnie podchodzę do życia - uśmiech szybko jednak zniknął z jego twarzy, zamiast tego zaczął masować skroń, tak jakby nagle dopadł go nagły ból głowy. - Jesteś siostrą Merca? Chyba wypada mi współczuć. Chociaż szczerze mówiąc w życiu bym cię o to nie posądził. Wyglądasz zbyt... hm, azjatycko.
Jakoś tak szybko stracił ochotę na pogawędkę. Każdy, kto w jakikolwiek sposób był zbliżony z Mercurym, trafiał na czarną listę Pavla. Lepiej być przezornym, kto wie jaki on może mieć wpływ na swoje rodzeństwo. Swoją drogą ciekawie jak miała na imię. Pewnie Uranus albo jakiś inny Pluton. Chyba nigdy nie przestanie go to bawić.
- Dobra, bo stoimy tutaj i marnujemy czas, a mam nieodparte wrażenie, że oboje mamy lepsze rzeczy do roboty. Nie wygląda mi też na to, że masz zamiar gdziekolwiek mnie prowadzić. Co więc robimy. Liczysz na jakąś obietnicę poprawy z mojej strony? I tak jej nie trzymasz. Nie wiem, mogę ci kupić kwiaty jak lubisz, bo jednak zachowujesz się całkiem w porządku wobec mnie. Wiesz, ciężko dzisiaj wyczuć, co kupić dziewczynom w podziękowaniu. Kwiaty wydają się już wychodzić z mody. - Wbił w prefekta wyczekujące spojrzenie, mając nadzieję, że określi jakiś cel tego spaceru. Chyba, że to po prostu takie granie na alibi. Ale wtedy powinni się najzwyczajniej w świecie rozejść. Pozory już zostały postawione, kto miał myśleć, że Travitza ma przejebane, ten już tak pomyślał, wszyscy są szczęśliwi. Można wracać do domu.
BYŁA, okej? BYŁA groźna. Problem w tym, że jej wygląd rzeczywiście nie wzbudzał nijakiego postrachu, czy też jakiegokolwiek posłuchu. Była tego świadoma, dlatego na przytyk Rosjanina spojrzała na niego krzywo. Nie bawiło jej to nijak. Być może, gdyby zaczęła ubierać się trochę poważniej...Meh.
- Mówił ci ktoś, że gdyby się nie odzywał to miałby prostsze życie? - Podzieliła się swą myślą na głos poprzez pytanie retoryczne. Spoglądała na niego przy tym tak trochę krzywo, żałując, że jest taki wysoki.
- Och, cóż, wiesz, czasem mam wrażenie, że Merc ma swój sposób bycia po ojcu. - Wywróciła oczami i również podparła jedną z dłoni o skroń, tak, że palce nachodziły jej na jedno oko. Tak, te krótkie zdanie i gest wyjaśniały bowiem wszytko. Każdy bowiem widział, jaki wianuszek panienek podążał za Mercurym na przerwach. Jej matka tak samo swego czasu biegała za ojcem Mrca. Ona sama nie czuła się z tego powodu w żadnym wypadku gorsza, pomimo, że właśnie wypadkiem przy pracy defacto była. Bardziej ją martwiła przyszłość jej brata. Martwiła się o to dokąd go to zaprowadzi, a jego przygody przyprawiały ją o ból głowy.
- No ale widzę, że jego osoba nie jest ci obca. - Odsunęła od twarzy rękę i teraz pojawił się na jej twarzy delikatny uśmieszek. Czy cieszyło ją to, że rosjanin krzywił się na wspomnienie Merca? Biorąc pod uwagę to co planowała zaoferować - tak.
- Nie, nie, nie. - To ją nawet rozbawiło. - Wiemy, że taki obietnice sensu nie mają i nic nie zmienią. Spoko, jak dla mnie dalej możesz robić co robisz, a ja będę udawała, że nic nie widzę ALE w zamian będziesz mi donosił na Merca: Z kim sie kręci, gdzie wychodzi po zajęciach, z kim i tym podobne. Nie wymagam codziennych raportów, raczej okazyjnych gdy rzuci ci się coś w oczy co odchodzi od jakiejś jego codziennej normy. - Chociaż norma Merca była pojęciem dość względnym i szerokim. - Prosty układ. Ja na ciebie nie, lecz ty mi na niego tak. Nie wydajesz i za nim przepadać więc to chyba nie stanowiłoby dla ciebie problemu pod kątem moralnym.
- Mówił ci ktoś, że gdyby się nie odzywał to miałby prostsze życie? - Podzieliła się swą myślą na głos poprzez pytanie retoryczne. Spoglądała na niego przy tym tak trochę krzywo, żałując, że jest taki wysoki.
- Och, cóż, wiesz, czasem mam wrażenie, że Merc ma swój sposób bycia po ojcu. - Wywróciła oczami i również podparła jedną z dłoni o skroń, tak, że palce nachodziły jej na jedno oko. Tak, te krótkie zdanie i gest wyjaśniały bowiem wszytko. Każdy bowiem widział, jaki wianuszek panienek podążał za Mercurym na przerwach. Jej matka tak samo swego czasu biegała za ojcem Mrca. Ona sama nie czuła się z tego powodu w żadnym wypadku gorsza, pomimo, że właśnie wypadkiem przy pracy defacto była. Bardziej ją martwiła przyszłość jej brata. Martwiła się o to dokąd go to zaprowadzi, a jego przygody przyprawiały ją o ból głowy.
- No ale widzę, że jego osoba nie jest ci obca. - Odsunęła od twarzy rękę i teraz pojawił się na jej twarzy delikatny uśmieszek. Czy cieszyło ją to, że rosjanin krzywił się na wspomnienie Merca? Biorąc pod uwagę to co planowała zaoferować - tak.
- Nie, nie, nie. - To ją nawet rozbawiło. - Wiemy, że taki obietnice sensu nie mają i nic nie zmienią. Spoko, jak dla mnie dalej możesz robić co robisz, a ja będę udawała, że nic nie widzę ALE w zamian będziesz mi donosił na Merca: Z kim sie kręci, gdzie wychodzi po zajęciach, z kim i tym podobne. Nie wymagam codziennych raportów, raczej okazyjnych gdy rzuci ci się coś w oczy co odchodzi od jakiejś jego codziennej normy. - Chociaż norma Merca była pojęciem dość względnym i szerokim. - Prosty układ. Ja na ciebie nie, lecz ty mi na niego tak. Nie wydajesz i za nim przepadać więc to chyba nie stanowiłoby dla ciebie problemu pod kątem moralnym.
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Korytarz na parterze
Nie Mar 13, 2016 1:10 am
Nie Mar 13, 2016 1:10 am
Bycie groźnym to w sumie pojęcie dosyć względne. No bo gdyby tak ktoś na nich spojrzał teraz, jakiś uczeń, to pewnie Pavel byłby dla niego o wiele groźniejszy od drobnej Amayi. Ale gdyby dodać do tego informację, że ona była prefektem, a on zwykłym uczniem z Carnelian, to już role odrobinę się odwracają. Punkty widzenia i te sprawy.
Tym razem postanowił nie odpowiadać na to pytanie, żeby trochę przełamać stanowisko o dorzucaniu "ostatnich trzech groszy". Może po prostu uznał, że dziewczyna miała rację w tej kwestii i lepiej czasem pomilczeć, zamiast rzucać kolejne głupawe teksy?
- A co, tatuś puścił się z Azjatką? - ... tak, to by było na tyle, jeśli mowa o milczeniu.
No ale w sumie już od samego początku cisnęło mu się to na usta. A że raczej nie był osobą, która zwykła pewne kwestie omijać ze względu na dobre wychowanie czy inne takie bzdury, to po prostu powiedział to, co mu siedziało w głowie. Pytanie tylko jak zareaguje na to sama zainteresowana. Niby nie wyglądała na kogoś, kto jakoś specjalnie się tą kwestią przejmuje. Z drugiej strony obrażanie rodziny to zawsze dosyć delikatny temat, nawet jeśli Rosjanin robił to w pewnym stopniu nieświadomie. I dziwić się później, że ma problemy w kontaktach międzyludzkich.
- Niestety, nie jest - przyznał. A chwilę potem na jego twarzy wymalowało się... zaniepokojenie? Tak, to chyba dobre słowo. Bo taka właśnie była propozycja od Amayi. Niepokojąca.
Rosjanin westchnął głośno i złapał się za głowę. W co on się znowu wpierdolił?
- Wiesz, nie zrozum mnie źle. Doceniam twój gest i zbawienną ignorancję, ale mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż śledzenie tego małego cwela. Zresztą, nie powiem ci nic ciekawszego, niż reszta szkoły, która z zapartym tchem obserwuje każdy jego krok. Nie wiem, znajdź jakąś jego psychofankę i od niej wyciągaj informacje.
Zaraz jednak szybko pojął, że jego słowa na niewiele się tutaj zdadzą. Właściwie to był w kiepskiej sytuacji, bo to ona rozdawała karty. Westchnął po raz kolejny
- Dobra, nie ważne, wiem już co powiesz. Gestapo byłoby z ciebie dumne. Powiedzmy, że jeśli rzuci mi się w oko coś... nietypowego, na przykład, że zrobił dla odmiany coś mądrego w swoim życiu, to dam ci znać. Tylko zostaw mi jakiś numer telefonu czy kontakt. Cokolwiek.
W zasadzie co mu to za różnica. Chciał czy nie chciał, to i tak spędzał z Mercem trochę czasu. W zasadzie ostatnio widywali się zaskakująco często, ku wyraźnemu niezadowoleniu Rosjanina. Cóż, tak to chyba niestety działa, kiedy jest się w jednej klasie.
Tym razem postanowił nie odpowiadać na to pytanie, żeby trochę przełamać stanowisko o dorzucaniu "ostatnich trzech groszy". Może po prostu uznał, że dziewczyna miała rację w tej kwestii i lepiej czasem pomilczeć, zamiast rzucać kolejne głupawe teksy?
- A co, tatuś puścił się z Azjatką? - ... tak, to by było na tyle, jeśli mowa o milczeniu.
No ale w sumie już od samego początku cisnęło mu się to na usta. A że raczej nie był osobą, która zwykła pewne kwestie omijać ze względu na dobre wychowanie czy inne takie bzdury, to po prostu powiedział to, co mu siedziało w głowie. Pytanie tylko jak zareaguje na to sama zainteresowana. Niby nie wyglądała na kogoś, kto jakoś specjalnie się tą kwestią przejmuje. Z drugiej strony obrażanie rodziny to zawsze dosyć delikatny temat, nawet jeśli Rosjanin robił to w pewnym stopniu nieświadomie. I dziwić się później, że ma problemy w kontaktach międzyludzkich.
- Niestety, nie jest - przyznał. A chwilę potem na jego twarzy wymalowało się... zaniepokojenie? Tak, to chyba dobre słowo. Bo taka właśnie była propozycja od Amayi. Niepokojąca.
Rosjanin westchnął głośno i złapał się za głowę. W co on się znowu wpierdolił?
- Wiesz, nie zrozum mnie źle. Doceniam twój gest i zbawienną ignorancję, ale mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż śledzenie tego małego cwela. Zresztą, nie powiem ci nic ciekawszego, niż reszta szkoły, która z zapartym tchem obserwuje każdy jego krok. Nie wiem, znajdź jakąś jego psychofankę i od niej wyciągaj informacje.
Zaraz jednak szybko pojął, że jego słowa na niewiele się tutaj zdadzą. Właściwie to był w kiepskiej sytuacji, bo to ona rozdawała karty. Westchnął po raz kolejny
- Dobra, nie ważne, wiem już co powiesz. Gestapo byłoby z ciebie dumne. Powiedzmy, że jeśli rzuci mi się w oko coś... nietypowego, na przykład, że zrobił dla odmiany coś mądrego w swoim życiu, to dam ci znać. Tylko zostaw mi jakiś numer telefonu czy kontakt. Cokolwiek.
W zasadzie co mu to za różnica. Chciał czy nie chciał, to i tak spędzał z Mercem trochę czasu. W zasadzie ostatnio widywali się zaskakująco często, ku wyraźnemu niezadowoleniu Rosjanina. Cóż, tak to chyba niestety działa, kiedy jest się w jednej klasie.
- Kto wie, może nawet nie jedną. - Jena z jej brwi nerwowo tyłka, lecz nie z powodu bezpośredniości Rosjanina, a bezradności co do wpływu na styl życia swej rodzicielki, ojca, a teraz i Merca. Niechętnie pogodziła się z tym, że na pierwszą dwójkę można było właściwie spisać na straty, lecz dla Merca istniała jeszcze nadzieja. Zależało jej na jego szczęściu i była gotowa posunąć się do stalkowania jego poczynań. Była niczym zaborczy rodzic, którego przesadna troska nie zawsze była mile widziana. Czasem powodowało to spięcia, lecz nie zmieniało to faktu, że bardzo dobrze się dogadywali.
- Nie każę ci bawić się w nindżę. Chodzisz z nim do klasy, oczy masz, uszy masz, a poza tym...
-Dobra, nie ważne, wiem już co powiesz.
Zamilkła, uśmiechając się niewinnie od ucha do ucha nie ukazując przy tym ząbków.
- Jesteś momentami bystrzejszy niż na to wyglądasz. - Zauważyła, cieszyła się, że telepatycznie się zrozumieli. - Już, chwilka... - Mruknęła, sięgając po swój plecak, wyrwała niego kawałek kartki - Tylko proszę - staraj się rzucać mu w oczy tak, jak zwykle, czaisz? I zachowaj dla siebie informacje na temat naszej małej zabawy. I nie traktuj tego, jako rodzaj szantażu...Tu bardziej pasuje określenie...interesu, właśnie. Ty mi, ja tobie - Mówiła, jednocześnie wypisując na kartce swój numer telefonu i imię by zaraz potem mu ją podać.
- Nie każę ci bawić się w nindżę. Chodzisz z nim do klasy, oczy masz, uszy masz, a poza tym...
-Dobra, nie ważne, wiem już co powiesz.
Zamilkła, uśmiechając się niewinnie od ucha do ucha nie ukazując przy tym ząbków.
- Jesteś momentami bystrzejszy niż na to wyglądasz. - Zauważyła, cieszyła się, że telepatycznie się zrozumieli. - Już, chwilka... - Mruknęła, sięgając po swój plecak, wyrwała niego kawałek kartki - Tylko proszę - staraj się rzucać mu w oczy tak, jak zwykle, czaisz? I zachowaj dla siebie informacje na temat naszej małej zabawy. I nie traktuj tego, jako rodzaj szantażu...Tu bardziej pasuje określenie...interesu, właśnie. Ty mi, ja tobie - Mówiła, jednocześnie wypisując na kartce swój numer telefonu i imię by zaraz potem mu ją podać.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach