▲▼
Był głodny.
Nie żeby było to coś nowego, w końcu Jackdaw zawsze był głodny. Niezależnie od tego kiedy zjadł poprzedni posiłek, żołądek zawsze robił sobie oddzielne miejsce na coś więcej, wielokrotnie przekraczając tym samym logikę jego pojemności. Całe szczęście tym razem nie był to stan alarmowy. Nie snuł się korytarzem rzucając innym morderczych spojrzeń, nie atakował nikogo w poszukiwaniu jakiejkolwiek przekąski, nie warczał i nie prychał przy byle wypowiedzi, podkreślając że interesował go tylko jeden temat.
Właściwie szedł całkiem normalnym krokiem, z jedną ręką w kieszeni, wachlując się z pomocą koperty, którą niósł w drugiej. Nie była to taka znowu zwykła koperta, lecz ta którą odbierał z największą satysfakcją, co dało się dostrzec zarówno w jego oczach, jak i nieznacznie wykrzywionych w uśmiechu ustach. Łańcuszek przy kolczyku zaczepił się chwilowo na jej kancie, gdy w końcu wszedł do pokoju, otwierając drzwi na oścież i rozejrzał się dookoła, by namierzyć swojego współlokatora.
- Ej Willy, nie masz na dziś żadnych planów, co? Jak masz to je odwołaj, idziemy do kina. - pomimo widocznego zadowolenia, jego głos pozostawał spokojny, zupełnie jakby należał do kogoś innego. Warto też dodać, że nieczęsto wyciągał swoich znajomych na jakiekolwiek atrakcje (no, chyba że za niego płacili) z tego nieszczęsnego faktu, wraz z którym wiecznie brakowało mu funduszy.
Ale tym razem, dostał wypłatę. Nie była jakaś wielka, ale z pewnością mógł sobie pozwolić zarówno na kupno biletu, jak i zjedzenie na mieście. Resztę w miarę sumiennie wyliczył, korzystając z chwili by usiąść na łóżku i wyciągnąć z koperty potrzebne na dziś pieniądze. Pozostałą część wraz z ich tymczasowym opakowaniem, wsunął do szuflady.
Zaraz po tym wstał i podszedł do szafy, z miejsca zrzucając z siebie koszulkę i zmienić ją na cienką, czarną bluzę wciąganą przez głowę. Podwinął rękawy do łokci, układając je na ramionach. Granatowe jeansy zmienił na czarne rurki z paskiem, które wyciągnął dwa tygodnie temu od jakiejś ślicznej panienki z 3-A, która wyhaczyła go podczas obchodu. Przerzucił jeszcze torbę przez ramię - tym razem zdobycz nabyta od jednego z uczniów Carnelian, niskiego szatyna o ciemnobrązowych oczach, który jak widać miał pewną "niezdrową" słabość do chłopców, ku niewiedzy swoich rodziców - wrzucił do niej portfel z telefonem i założył dłonie na biodrach, patrząc na Willy'ego.
- Dobra idziemy. Gotowy? - bo na co tu czekać? W końcu odmów nigdy nie przyjmował.
Chwile, gdy Willy zbyt długo się nudził, były dla chłopca naprawdę ciężkimi momentami. Miał ochotę tarzać się wtedy po podłodze, byleby czymś się zająć. Nie miał nic przeciwko słodkiemu lenistwu, ale zbyt długie przesiadywanie samemu zdecydowanie mu nie służyło. Zdążył już nawet zaprzyjaźnić się z muchami, latającymi pod sufitem. Każda otrzymała oczywiście swoje własne, unikatowe imię (typu Czarnuszka czy Skrzydełek) i została zmuszona do wysłuchania jego monologu na temat samotności i otaczającej blondyna przytłaczającej ciszy. Kiedy jednak skończyły się już tematy do rozmów, a Willy poczuł, że ma dosyć braku zainteresowania swoją osobą ze strony owadów, zerwał się natychmiast z łóżka, na którym dotychczas leżał. To był już najwyższy czas, by wyjść z tych czterech ścian i znaleźć jakiegoś innego osobnika tego samego gatunku. Kogoś, kto nie zignoruje pytań typu „Dlaczego tak właściwie latacie w kółko?” czy „Jesteście ze sobą spokrewnieni czy może poznaliście się przypadkiem?”. Taak… Zdecydowanie powinien gdzieś wyjść!
I właśnie wtedy, gdy o tym pomyślał, stało się coś cudownego. Do pokoju wszedł jego współlokator, który wykazał się naprawdę idealnym wyczuciem czasu. Willy chciał wyjść do ludzi i uratować swój mózg od destrukcji, a tutaj nagle ktoś przychodzi do niego! Co prawda to był też pokój Northa, więc chłopak równie dobrze mógł wrócić tylko po to, by się przebrać i zaraz znowu wyjść, ale widok innego człowieka po ponad godzinnej rozmowie z muchami i tak był bardzo miły.
- North! – zawołał z szerokim uśmiechem. Możliwe, że jego entuzjazm był przesadzony, ale naprawdę nie można mu się dziwić. Szybko jednak skarcił się w myślach za coś takiego. Przecież jego współlokator nie miał pojęcia, co tutaj się działo, kiedy go nie było. Nie chciał go wystraszyć swoim dziwnym zachowaniem. Był odpowiedzialnym, dojrzałym człowiekiem, tak?
- Brzmi super – stwierdził już spokojniejszym tonem, choć wesoły uśmiech oczywiście nie zniknął z jego twarzy.
Nawet nie zwrócił uwagi na wzmiankę o ewentualnym odwołaniu planów, gdyby takowe posiadał, a zapewne zmarszczyłby na to z niezadowoleniem nos. Nie był typem osoby, która bez naprawdę poważnej przyczyny, wymigiwałaby się od spotkania, by wyjść z kimś innym. Raczej spróbowałby połączyć dwie propozycje, by każdy był zadowolony. Wystawianie kogoś zdecydowanie nie było w jego stylu.
Widząc, że chłopak zaczyna się przebierać, postanowił wykorzystać ten czas na znalezienie wszystkich potrzebnych mu do wyjścia rzeczy. Nie był bałaganiarzem, ale miał tendencję do nieodkładania przedmiotów na ich wcześniejsze miejsce. Czyli jeśli raz położył portfel na oknie, następnym razem włożył go do szuflady, a kolejnym razem może go nawet nieumyślnie wrzucić za łóżko.
Kiedy usłyszał pytanie chłopaka, stanął prosto i zaczął po kolei dotykać każdej kieszeni, żeby upewnić się, że znalazł już wszystko co było mu potrzebne na wypad do kina. Pieniądze i telefon były na swoim miejscu, więc pokiwał zadowolony głową.
- Jasne, możemy już iść.
Ruszył zadowolony do drzwi, nawet nie czekając na Notha. Byleby wyjść z tych czterech ściań!
Czy to dziwne, że właśnie zrozumiał jak czuje się pies, zamknięty na cały dzień w mieszkaniu, na widok swojego właściciela? Zresztą… Nieistotne!
Współlokatorzy:
Jackdaw, Willy
Kiedyś powstanie tu przepiękny opis każdej ze stron pokoju, który powali was na kolana, tymczasem pozostaje zdać się na waszą wyobraźnię.
***
Jackdaw, Willy
Kiedyś powstanie tu przepiękny opis każdej ze stron pokoju, który powali was na kolana, tymczasem pozostaje zdać się na waszą wyobraźnię.
***
Był głodny.
Nie żeby było to coś nowego, w końcu Jackdaw zawsze był głodny. Niezależnie od tego kiedy zjadł poprzedni posiłek, żołądek zawsze robił sobie oddzielne miejsce na coś więcej, wielokrotnie przekraczając tym samym logikę jego pojemności. Całe szczęście tym razem nie był to stan alarmowy. Nie snuł się korytarzem rzucając innym morderczych spojrzeń, nie atakował nikogo w poszukiwaniu jakiejkolwiek przekąski, nie warczał i nie prychał przy byle wypowiedzi, podkreślając że interesował go tylko jeden temat.
Właściwie szedł całkiem normalnym krokiem, z jedną ręką w kieszeni, wachlując się z pomocą koperty, którą niósł w drugiej. Nie była to taka znowu zwykła koperta, lecz ta którą odbierał z największą satysfakcją, co dało się dostrzec zarówno w jego oczach, jak i nieznacznie wykrzywionych w uśmiechu ustach. Łańcuszek przy kolczyku zaczepił się chwilowo na jej kancie, gdy w końcu wszedł do pokoju, otwierając drzwi na oścież i rozejrzał się dookoła, by namierzyć swojego współlokatora.
- Ej Willy, nie masz na dziś żadnych planów, co? Jak masz to je odwołaj, idziemy do kina. - pomimo widocznego zadowolenia, jego głos pozostawał spokojny, zupełnie jakby należał do kogoś innego. Warto też dodać, że nieczęsto wyciągał swoich znajomych na jakiekolwiek atrakcje (no, chyba że za niego płacili) z tego nieszczęsnego faktu, wraz z którym wiecznie brakowało mu funduszy.
Ale tym razem, dostał wypłatę. Nie była jakaś wielka, ale z pewnością mógł sobie pozwolić zarówno na kupno biletu, jak i zjedzenie na mieście. Resztę w miarę sumiennie wyliczył, korzystając z chwili by usiąść na łóżku i wyciągnąć z koperty potrzebne na dziś pieniądze. Pozostałą część wraz z ich tymczasowym opakowaniem, wsunął do szuflady.
Zaraz po tym wstał i podszedł do szafy, z miejsca zrzucając z siebie koszulkę i zmienić ją na cienką, czarną bluzę wciąganą przez głowę. Podwinął rękawy do łokci, układając je na ramionach. Granatowe jeansy zmienił na czarne rurki z paskiem, które wyciągnął dwa tygodnie temu od jakiejś ślicznej panienki z 3-A, która wyhaczyła go podczas obchodu. Przerzucił jeszcze torbę przez ramię - tym razem zdobycz nabyta od jednego z uczniów Carnelian, niskiego szatyna o ciemnobrązowych oczach, który jak widać miał pewną "niezdrową" słabość do chłopców, ku niewiedzy swoich rodziców - wrzucił do niej portfel z telefonem i założył dłonie na biodrach, patrząc na Willy'ego.
- Dobra idziemy. Gotowy? - bo na co tu czekać? W końcu odmów nigdy nie przyjmował.
Chwile, gdy Willy zbyt długo się nudził, były dla chłopca naprawdę ciężkimi momentami. Miał ochotę tarzać się wtedy po podłodze, byleby czymś się zająć. Nie miał nic przeciwko słodkiemu lenistwu, ale zbyt długie przesiadywanie samemu zdecydowanie mu nie służyło. Zdążył już nawet zaprzyjaźnić się z muchami, latającymi pod sufitem. Każda otrzymała oczywiście swoje własne, unikatowe imię (typu Czarnuszka czy Skrzydełek) i została zmuszona do wysłuchania jego monologu na temat samotności i otaczającej blondyna przytłaczającej ciszy. Kiedy jednak skończyły się już tematy do rozmów, a Willy poczuł, że ma dosyć braku zainteresowania swoją osobą ze strony owadów, zerwał się natychmiast z łóżka, na którym dotychczas leżał. To był już najwyższy czas, by wyjść z tych czterech ścian i znaleźć jakiegoś innego osobnika tego samego gatunku. Kogoś, kto nie zignoruje pytań typu „Dlaczego tak właściwie latacie w kółko?” czy „Jesteście ze sobą spokrewnieni czy może poznaliście się przypadkiem?”. Taak… Zdecydowanie powinien gdzieś wyjść!
I właśnie wtedy, gdy o tym pomyślał, stało się coś cudownego. Do pokoju wszedł jego współlokator, który wykazał się naprawdę idealnym wyczuciem czasu. Willy chciał wyjść do ludzi i uratować swój mózg od destrukcji, a tutaj nagle ktoś przychodzi do niego! Co prawda to był też pokój Northa, więc chłopak równie dobrze mógł wrócić tylko po to, by się przebrać i zaraz znowu wyjść, ale widok innego człowieka po ponad godzinnej rozmowie z muchami i tak był bardzo miły.
- North! – zawołał z szerokim uśmiechem. Możliwe, że jego entuzjazm był przesadzony, ale naprawdę nie można mu się dziwić. Szybko jednak skarcił się w myślach za coś takiego. Przecież jego współlokator nie miał pojęcia, co tutaj się działo, kiedy go nie było. Nie chciał go wystraszyć swoim dziwnym zachowaniem. Był odpowiedzialnym, dojrzałym człowiekiem, tak?
- Brzmi super – stwierdził już spokojniejszym tonem, choć wesoły uśmiech oczywiście nie zniknął z jego twarzy.
Nawet nie zwrócił uwagi na wzmiankę o ewentualnym odwołaniu planów, gdyby takowe posiadał, a zapewne zmarszczyłby na to z niezadowoleniem nos. Nie był typem osoby, która bez naprawdę poważnej przyczyny, wymigiwałaby się od spotkania, by wyjść z kimś innym. Raczej spróbowałby połączyć dwie propozycje, by każdy był zadowolony. Wystawianie kogoś zdecydowanie nie było w jego stylu.
Widząc, że chłopak zaczyna się przebierać, postanowił wykorzystać ten czas na znalezienie wszystkich potrzebnych mu do wyjścia rzeczy. Nie był bałaganiarzem, ale miał tendencję do nieodkładania przedmiotów na ich wcześniejsze miejsce. Czyli jeśli raz położył portfel na oknie, następnym razem włożył go do szuflady, a kolejnym razem może go nawet nieumyślnie wrzucić za łóżko.
Kiedy usłyszał pytanie chłopaka, stanął prosto i zaczął po kolei dotykać każdej kieszeni, żeby upewnić się, że znalazł już wszystko co było mu potrzebne na wypad do kina. Pieniądze i telefon były na swoim miejscu, więc pokiwał zadowolony głową.
- Jasne, możemy już iść.
Ruszył zadowolony do drzwi, nawet nie czekając na Notha. Byleby wyjść z tych czterech ściań!
Czy to dziwne, że właśnie zrozumiał jak czuje się pies, zamknięty na cały dzień w mieszkaniu, na widok swojego właściciela? Zresztą… Nieistotne!
Well... z/t
Kto by pomyślał, że chłopak ucieszy się na jego widok.
Wróć.
Każdy by tak pomyślał.
Jeśli była na tym świecie bardziej pozytywna osoba od jego współlokatora, który dosłownie na widok każdego przybierał ten swój szeroki, przepełniony szczęściem uśmiech to North jeszcze jej nie poznał. I szczerze mówiąc trochę wątpił, czy kiedykolwiek pozna. Przyglądał się przez chwilę jasnowłosemu oceniającym wzrokiem, zupełnie jakby chciał stwierdzić co też doprowadziło go do podobnego stanu euforii. Rzecz jasna był w stanie uwierzyć, że ludzie gdy go widzieli wpadali w podobny stan uniesienia bez większego problemu, choć zdążył już zauważyć, że w przypadku Dolana, źródłem mogło być praktycznie wszystko. Szczeniak, kociątko czy coś innego co zasługiwało na miano "uroczego". Tak na to mówili ludzie.
W końcu dał sobie spokój, pozostawiając go w jego własnym świecie, gdy usłyszał jak zgadza się na jego słowa. Zawsze lepiej mieć świadomość, że ktoś z własnej woli zgadza się na twoje plany. To znaczyło, że chętniej przystanie także na inne propozycje, które wysuniesz podczas wspólnego wypadu. Dlatego też pokiwał głową w odpowiedzi na jego uśmiech, na szczęście nie mając dostępu do jego myśli, według których owe plany mogłyby się potoczyć się nie do końca tak jak chciał.
Mógłby nie być wtedy zbyt zadowolony z faktu, że nie jest numerem jeden. Na szczęście nie musząc się niczym zamartwiać, postanowił wykorzystać ten czas, by się przebrać.
Willy nie miał problemu z organizowaniem się podczas jego przygotowań, a zadowolenie z podobnego faktu odbiło się przez ułamek sekundy w jego oczach, gdy ruszył za nim, wychodząc za nim z pokoju. Przekręcił jeszcze zamek w drzwiach i zerknął kątem oka na swojego współlokatora z jakimś rozbawieniem. Powstrzymał się jednak od większych komentarzy, po prostu wyciągając telefon, by z miejsca zarezerwować przez internet dwa bilety do kina. Po co mają stać w kolejkach?
zt.
Wróć.
Każdy by tak pomyślał.
Jeśli była na tym świecie bardziej pozytywna osoba od jego współlokatora, który dosłownie na widok każdego przybierał ten swój szeroki, przepełniony szczęściem uśmiech to North jeszcze jej nie poznał. I szczerze mówiąc trochę wątpił, czy kiedykolwiek pozna. Przyglądał się przez chwilę jasnowłosemu oceniającym wzrokiem, zupełnie jakby chciał stwierdzić co też doprowadziło go do podobnego stanu euforii. Rzecz jasna był w stanie uwierzyć, że ludzie gdy go widzieli wpadali w podobny stan uniesienia bez większego problemu, choć zdążył już zauważyć, że w przypadku Dolana, źródłem mogło być praktycznie wszystko. Szczeniak, kociątko czy coś innego co zasługiwało na miano "uroczego". Tak na to mówili ludzie.
W końcu dał sobie spokój, pozostawiając go w jego własnym świecie, gdy usłyszał jak zgadza się na jego słowa. Zawsze lepiej mieć świadomość, że ktoś z własnej woli zgadza się na twoje plany. To znaczyło, że chętniej przystanie także na inne propozycje, które wysuniesz podczas wspólnego wypadu. Dlatego też pokiwał głową w odpowiedzi na jego uśmiech, na szczęście nie mając dostępu do jego myśli, według których owe plany mogłyby się potoczyć się nie do końca tak jak chciał.
Mógłby nie być wtedy zbyt zadowolony z faktu, że nie jest numerem jeden. Na szczęście nie musząc się niczym zamartwiać, postanowił wykorzystać ten czas, by się przebrać.
Willy nie miał problemu z organizowaniem się podczas jego przygotowań, a zadowolenie z podobnego faktu odbiło się przez ułamek sekundy w jego oczach, gdy ruszył za nim, wychodząc za nim z pokoju. Przekręcił jeszcze zamek w drzwiach i zerknął kątem oka na swojego współlokatora z jakimś rozbawieniem. Powstrzymał się jednak od większych komentarzy, po prostu wyciągając telefon, by z miejsca zarezerwować przez internet dwa bilety do kina. Po co mają stać w kolejkach?
zt.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach