Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
***Drobne ogłoszenie.***

Miejsce spotkania nie zmieniło się. Wszyscy znajdujemy się na sali w której odbywało się oficjalne zakończenie roku szkolnego. Także są stoły z ponczem, przekąski, pełno miejsca pod sceną, dobre nagłośnienie i pełno różnych gości, a przede wszystkim wy tu jesteście, jeśli rzecz jasna nie uciekliście z poprzedniego tematu. Zapraszam do udziału i korzystania z drobnej zabawy, jaką tutaj wam zafundujemy. Kolejności nie ma, będę odpisywał co kilka waszych postów, opisując co się wyprawia na scenie, a wy możecie ze sobą rozmawiać, tańczyć, skakać, rzucać stanikami, gaciami czy co tam chcecie robić. Możecie nawet usiąść pod ścianą, założyć słuchawki i mieć wylane na całą sytuację. Wasza sprawa jak chcielibyście przeżyć mój koncert.

***Koniec ogłoszenia.***

Trochę wszystko trwało. Przygotowania i tego typu sprawy. Dyrektor zdążył się nagadać, większość uczniów pewnie miała okazję, aby się znudzić na śmierć wysłuchując wszystkich tych bredni i podziękowań dla rodzin finansujących szkołę, i inne tego typu dyrdymały. Cóż... nie było to zbyt przyjemne dla niektórych, to pewne. Także w momencie gdy dyrektor zszedł ze sceny, aby uścisnąć paru ważniejszym osobom rękę, nadeszła pora na wspólne zdjęcia, odebranie świadectw. Gdy sytuacja się uspokoiła, a wszyscy sobie śmiało gawędzili między sobą. Na scenę wszedł Gabriel Walsh. Część uczniów go znała, inni nie mieli okazji z nim rozmawiać. Jednakże z całą pewnością większość już go widziała i kojarzyła, jako właśnie muzyka, może niektóre kobiety również z magazynów o modzie, wszak tam również bardzo często występował. Założył wyjątkowo soczewki, to nie pora na okulary. Włosy roztrzepał i skorzystał ze specjalnego pudru do włosów, aby utrwalić ich zaniedbały efekt. Również się przebrał. Na scenie pojawił się tanecznym krokiem, odziany w śnieżnobiałą koszulę z czarnymi guzikami, rozpinając górny. Wpuścił ją w spodnie, aby wyglądać choć trochę profesjonalnie. Na to zarzucił bordową kamizelkę, rozpinając według zasad, ostatni z trzech guzików, ten najniżej. Nogi zasłonił czarnymi spodniami, dopasowanymi do jego szczupłej sylwetki. Na stopach natomiast miał skórzane, eleganckie buty, z brązową podeszwą i lekkim podbiciem na pięcie, wypastowane rzecz jasna. Co najciekawsze. Część ze swoich szalonych włosów, zasłonił czarnym kapeluszem z bordowym paskiem, pozwalając jedynie kilkunastu kosmykom wystawać w szalonym stylu.
Przez ramię miał przewieszoną gitarę akustyczną, a z boku sceny stało przygotowane białe pianino. Postanowił rozpocząć wszystko od spokojnego repertuaru, powoli dodając pikanterii całej imprezy. Więc nie zrażajcie się od razu. Chwycił za mikrofon, leciutko przystukując palcem w niego, aby sprawdzić czy wszystko dobrze działa i jest podłączone. Wyprostował się, wziął głęboki oddech i...
- Kto ma ochotę na odrobinę muzyki!
Zaakcentował głośno wypowiedziane słowa, aby brzmiały jak pytanie. Ot, zwykła zagrywka względem publiczności, aby zwrócić na siebie ich uwagę i choć nieco oderwać od pogaduszek.
- Nie będę przedłużał, bo wiecie, że daję koncert, specjalnie dla was kochani. Zapraszam bliżej sceny. Zaczynamy!
Odczekał chwilę, aż zainteresowani wydarzeniem podejdą do sceny. Korzystając z okazji, aby podłączyć swoją gitarę do nagłośnienia. Pociągnął za struny kilka razy, które wydobyły momentalnie dźwięk z głośników, wszystko działa. Bardzo dobrze.
Zbliżył się ponownie do mikrofonu, przejechał palcami po strunach, parę razy w górę, parę razy w dół. Musiał się wczuć najpierw. Delikatnie postukał stopą do rytmu, który miał zamiar zaraz odegrać.
- So close to where you came from. Plugged in i'm in your world now. So lost without a map. You drop me off on the highest mountain.
Pierwsze słowa zaśpiewał a capella, pozwalając swojemu głosowi rozejść się porządnie po sali. Samemu wprowadzając się w rytm. Dopiero po tych czterech zdaniach, dołączył do całego repertuaru gitarę, a całość brzmiała dokładnie tak. Zaczęło się.
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City
[Skoro nikt nie pisze, to będę pierwsza i postaram się rozruszać ten temat! (^v^) ]

Nadal nie odnajdywała się w pełni w tej szkole, to prawda. Ale co stało na przeszkodzie, by wyruszyć na poszukiwanie przygody i dołączyć do widowni na koncercie? Nigdy dotąd nie brała udziału w żadnej imprezie tego pokroju... A-a jednak zmotywowała się, by przyjść, takie dzielne z niej dzieciątko!
Usilnie próbowała nerwowość zastąpić uśmiechem, lecz na próżno. Dostała tiku nerwowego w postaci pocenia się dosłownie wszędzie jak mysz w połogu. Ręce, szyja, dekolt... po prostu wszystko po chwili pokryły kropelki potu, jakby co najmniej dotykał jej ogień, a nie zwykłe powietrze. Jeszcze brakowało, by zaczęła hiperwentylować i dmuchać w papierową torebkę - wtedy uznaliby ją za kompletną dziwaczkę. Niewielu ludzi tutaj znała, więc taki obrót spraw wydawał się łudząco prawdopodobny.
Kolejną nerwową reakcją, jaka ją dopadła, było przeskakiwanie z nogi na nogę. Wyglądała teraz, jakby natychmiast musiała iść do toalety albo jakby miała ADHD. Sama tego nie zauważała, bo tak bardzo zeżarł ją stres, za to pewnie reszta dawno temu spostrzegła, co się z nią dzieje i aktualnie śmiała się w najlepsze, wyzywając ją w swoim towarzystwie od wybryków natury.
Tak było do czasu, gdy w sali zapadła cisza - może nie jak makiem zasiał - ale jednak. Spojrzała w kierunku sceny. Niewiele widziała z miejsca, w którym obecnie stała, gdyż znajdowała się w kącie sali. Wolała nie wchodzić w tłum uczniów, których nawet nie znała. Mogliby jej coś zrobić...
Słyszała natomiast dość dobrze, co mówiła postać zajmująca scenę dzięki głośnikom zlokalizowanym w sali.
Na początku sądziła, że to dziewczyna, ale po barwie głosu wysunęła wniosek, że jest to jednak chłopak. Wydawało jej się też, że jest równie zdenerwowany co sama Toni, lecz szybko empatię zastąpił podziw dla jego wybrnięcia z sytuacji. Ona w życiu by sobie nie poradziła! Stałaby jedynie i umierała ze wstydu... Jej oczy zabłyszczały w akcie najwyższej glorii. Mimo to nie odważyła się podejść bliżej - trzymanie się na poboczu było najlepszym wyjściem dla osoby próbującej ukryć rumieńce.
Uwaga wobec śpiewającego trwała niedługo, ponieważ jej nowym celem okazał się stół z... łakociami, dokładnie! Nie chciała być niegrzeczna, ale aromat owładnął nią i od razu zaczęła być niesiona na skrzydłach słodkości ku ulubionemu jedzeniu. Babeczki z lukrem, cuksy... Tyle tego było, że nie potrafiła zliczyć! A może to tylko jej słaba znajomość matematyki?
Ledwo powstrzymała się od ślinotoku, wycierając kącik ust wierzchem pulchnej dłoni. Niestety, jak na ciamajdę przystało, gdy nałożyła sobie różnorakie rarytasy i odwróciła się w stronę sceny, potknęła się o własne nogi i jej obiad wylądował na sukience czyjejś młodziutkiej uczennicy. Sama Toni leżała na czworaka na podłodze, wciąż zdziwiona tym, co się właśnie podziało. Oczywiście przeprosiła za swoją niezdarność, chociaż dziewczyna raczej nie przyjęła jej przeprosin z zadowoleniem. Trudno się dziwić - ubiór wyglądał na tani. Tym razem przynajmniej obyło się bez przemocy, bo poszkodowana odeszła wraz ze swoim partnerem, na odchodnym rzucając pogardliwe spojrzenie w kierunku rudowłosej.
To będzie długi dzień... - westchnęła w duchu, podnosząc się z ziemi.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Zdążył się już konkretnie wynudzić podczas całej ceremonii. A wyjść nie mógł, bo przecież obiecał Gabe'owi, że zostanie na koncert. Cóż, pozostało tylko uważać, by znów nie trafić na kochanego kuzyna i znaleźć jakieś ciekawe towarzystwo. Niestety w obu przypadkach były trudności. Blond czupryna stale gdzieś mu migała, a potencjalnego rozmówcy jak nie było, tak nie ma. Poprzestał więc na odnalezieniu wygodnego miejsca, gdzie też się usadowił. Krzyżując nogi w kostkach, przymknął jedno z oczu, by spojrzenie drugiego skierować na scenę. Akurat, gdy wchodził na nią Walsh. W porę, już zaczynał się nudzić i rozważać niezauważalne zniknięcie z sali. Omiótł współlokatora spojrzeniem, z którego ciężko było cokolwiek wyczytać. Wypowiadane słowa wywołały u niego lekkie rozbawienie, które jednak szybko zniknęło. Cóż, interesował go tylko przebieg koncertu, nie sama zapowiedź. Gabe znikał z domu na długie godziny i siedział na próbach więc należały mu się słowa "nie spierdol tego." Pierwsze dźwięki rozbrzmiały i na szczęście nic nie wskazywało na to, by brunet miał coś zepsuć. Dobrze dla niego, dostanie lizaki w nagrodę, czy coś. Może nawet pokusiłby się na ponowne wspólne granie. No ale nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca. Nad nagrodą dla Gabriela pomyśli się po koncercie, gdy ten przebiegnie w pełni satysfakcjonująco.
Anonymous
Gość
Gość
Stałem gdzieś na uboczu gawędząc sobie z Angel, a przynajmniej do czasu aż potrzeba nie pogoniła mnie do toalety. Nie, wcale nie chodziło o to by opróżnić pęcherz (choć przy okazji załatwiłem i to), ale o to by obmyć ręce. Miałem na tym punkcie obsesję, nie macie nawet pojęcia jak uciążliwe potrafi być stale powracające uczucie brudnych, okurzonych dłoni. Tak czy owak gdy wyszedłem z toalety na sali znów zrobiło się małe zamieszanie, ludzie rozmijali się wzajemnie - jedni kierowali się pod scenę, na której wyraźnie miało się coś zaraz wydarzyć - inni zaś do wyjścia znudzeni już całą uroczystością. Angel zginęła mi gdzieś w tym tłumie, sam zaś zrezygnowałem z ewentualnych poszukiwań. Ruszyłem przed siebie, gdzieś w stronę sceny z zamiarem odnalezienia Oriona, który widocznie niespecjalnie spieszył mi na spotkanie. Cóż... Przynajmniej miałem pewność, że wciąż gdzieś tam jest - miał wszak zostać na koncercie. Możliwie dyskretnie przecisnąłem się bardziej na przody w tej samej chwili lokalizując znajomą blond czuprynę. Zaszedłem go od tyłu tym razem jednak tłumiąc w sobie sadystyczne zapędy i o dziwo zostawiając go w spokoju. Ba, nie odezwałem się nawet (a przynajmniej przez dłuższą chwilę), skupiając się na dawanym przez Gabriela koncercie.
- Dobry jest. - stwierdziłem po chwili zaznaczając jednocześnie 'dyskretnie' swoją obecność. Cześć Orion, to znowu ja. Pewnie się stęskniłeś.
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Przejście pod scenę nie zabrało zbyt wiele czasu. Wyglądało na to, że koncert właśnie się rozpoczynał po tym jak sprzęt został rozstawiony w odpowiednich miejscach.
- Och. To Gabriel Walsh z mojej klasy. - rzuciła do Noah, obracając się nieznacznie w jego stronę, by ocenić czy na jego twarzy pojawi się błysk rozpoznania. Może i chłopak nie należał do nie wiadomo jak najbogatszych uczniów, ale większość znała go właśnie ze względu na osiągnięcia muzyczne. Nie przypatrywała mu się zbyt długo, zaraz wracając uwagą do samego Gabriela, choć od czasu do czasu mimowolnie zerkała ukradkiem na Hathewaya, zupełnie jakby chciała ocenić czy przypadkiem nie zwieje po pierwszych nutach.
Prawdopodobnie nawet nie próbowałaby go powstrzymać, mimo to nie była to wizja, którą chciała ujrzeć. Poprawiła nieznacznie uszy na głowie, zdając sobie sprawę, że przez negatywne myśli właśnie powędrowały nieco w dół nadając jej raczej smutnego wyglądu. Gdy jednak rozbrzmiały pierwsze nuty, uniosły się ku górze w wyraźnym zaciekawieniu, gdy jej usta wygięły się w ledwo widocznym uśmiechu. Mimowolnie zaczęła postukiwać butem o ziemię, wpasowując się w rytm i ruszać nieznacznie głową na boki.
Właściwie słysząc melodię, doskonale wiedziała że jeden z ostatnich układów wpasowałby się w niego idealnie. Wiedziała też, że zdecydowanie nie było to miejsce na podobne występy i musi utrzymać swoją pozycję, bez zbędnych dodatków.
Co za szkoda.
- Ma przyjemny głos, prawda? - rzuciła nieco głośniej, nachylając się w stronę ciemnowłosego, by upewnić się że usłyszy co powiedziała. W końcu nieciężko było zgubić własną wypowiedź w akompaniamencie czyjegoś głosu i instrumentu.
Noah Hatheway
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
„Zawsze zapominam, że jesteś młodszy. Dzieciak.”
Mimowolnie wywrócił oczami, prychając przy tym pod nosem, chociaż mimo tego ciężko było odebrać to za faktyczne oburzenie. Na końcu języka miał już zgryźliwy komentarz, jednak zdołał przełknąć go, wiedząc, że to nie on był tu tym, który już przy pierwszej okazji ich spotkania obruszył się o kwestie wiekowe. Lepiej było nie przywoływać tych nieciekawych wspomnień. Od tamtego czasu, bądź co bądź, Yoru niewiele się zmieniła.
Dostrzegam pewne plusy tego faktu ― zaczął, unosząc brew w dziwnie znaczącym wyrazie ― kiedy ty będziesz w średnim wieku, ja nadal będę mógł informować innych, że jeszcze nie przekroczyłem trzydziestki. Przez jakiś czas, ale zawsze. ― Wzruszył mimowolnie barkami, tylko po to, by zaraz kiwnąć głową. Nie miał nic przeciwko odebraniu przez nią telefonu. Kiedy zajęła się rozmową z osobą po drugiej stronie słuchawki, Hatheway przemknął wzrokiem po sali, widząc, że większość uczniów zaczęła gromadzić się już w pobliżu sceny. Tym samym łatwiej było udać, że wcale nie słuchało się odpowiedzi, które bez możliwości usłyszenia słów towarzysza, mogły wydawać się bez sensu.
Tak czy siak uważał, że nie była to jego sprawa.
Nie masz za co przepraszać.Wyglądało na to, że trzeba było zająć się kimś niecierpliwym. Machnął niedbale świadectwem, tym bardziej zbywając fakt odebrania połączenia, który można byłoby uznać za nietakt. ― Nie mam wyboru. Ludziom zadziwiająco łatwo jest zauważyć nieobecność niektórych osób ― mruknął pod nosem. Wydawał się być zmęczony tym faktem, jednak jako przedstawiciel jednej z ważniejszych tu rodzin, musiał dbać o jej odpowiednią reprezentację.
„Porywam cię, nie chcę iść tam sama.”
Muszę udawać, że się nie zgadzam, żeby było to porwa-- ― nie zdążył dokończyć zdania, gdy poczuł lekkie szarpnięcie za materiał marynarki. Wypuścił ciężko powietrze przez usta i ruszył za nią, mimowolnie zerkając na boki. Nie dało się ukryć, że ten fakt już zdążył przyciągnąć uwagę szkolnych plotkar, jednak kiedy tylko ciemnowłosa wypuściła go ze swojego uścisku, poprawił rękaw i ustawił się pod sceną zaraz obok niej, unosząc wzrok na chłopaka, który znalazł się w jej centrum.
„Och. To Gabriel Walsh z mojej klasy.”
Kiwnął głową, zaciskając palce mocniej na swoim świadectwie. Ścisk w tym miejscu nie należał do najprzyjemniejszych. Może dlatego ciężej było mu się odprężyć i rozluźnić, mimo że muzyka była całkiem przyjemna. Sam na co dzień miał z nią styczność – może nie z tym konkretnym gatunkiem, ale potrafił synchronizować swój ruch z dźwiękiem wydobywającym się z głośników. Niemniej jednak nie miał większych problemów z pohamowaniem wszystkich odruchów i zapamiętaniem, gdzie w tej chwili się znajdował. Był po prostu obserwatorem, niezwykle biernym, biorąc pod uwagę, że to dziewczyna musiała podjąć temat, by jakkolwiek skomentował całe to przedstawienie:
Nie jest najgorszy ― przyznał, zerkając na rozmówczynię, jakby sprawdzał, czy oczekiwała od niego większego entuzjazmu. Jeśli tak, chyba nie przemyślała do końca, z kim postanowiła spędzić koncert.
Anonymous
Gość
Gość
Wiele razy miał okazję wysłuchać śpiewu swojego brata. Zazwyczaj Ethan darł się wtedy równie mocno, żeby zamknął jadaczkę i pozwolił mu się skupić, nawet jeśli nie robił nic istotnego. Ile można słuchać, jak brat na okrągło mieli językiem, wydając z siebie dziwne dźwięki? Cud, że żaden z sąsiadów nie zadzwonił na policję, zgłaszając prawdopodobieństwo znęcania się nad dziećmi. Jednak nie może zawieść starszego i nie zostać na jego koncercie. A nuż będzie musiał później pomóc mu w ewakuować się tylnym wyjściem, jeśli coś zepsuje. Nie żeby nie wierzył w niego, ale lepiej dmuchać na zimne.
Gdy pierwsze słowa Gabriela dotarły do jego uszów, zaczął przeciskać się między uczniami, aby znaleźć lepszy punkt obserwacyjny. Ciepły kubek z kawą wylądował w jego dłoni, kiedy porwał go z stołu. Zapach tak dobrze znajomego aromatu sprawił, że mimowolnie się odprężył.
Kątem oka zauważył, jak jakaś dziewczyna wpada na inną, rozsypując wokół jedzenie z talerza. Odruchowo skręcił w jej stronę, w pamięci odszukując szufladkę z jej osobą. Kojarzył ją z swojego rocznika, tylko tyle. Nic dziwnego, skoro nigdy ze  sobą nie rozmawiali. No, teraz będzie mógł to zmienić.
- Wszystko w porządku? - zapytał, co było bardziej odruchem, niż faktyczną troską o stan rówieśniczki. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby mógł określić, że poza najedzeniem się wstydu, uczennicy nic się nie stało. Dobra wiadomość. No może trochę szkoda tych babeczek, które teraz walały się po ziemi. Sięgnął po czekoladową muffinkę, podając ją Truskawce.
- Masz. Tamtych chyba już jeść nie będziesz, co? - zapytał rozbawiony.
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City
[Ogromnie przepraszam za tak długi czas oczekiwania, byłam w szpitalu! ( ´△`)]
Masz ci los. Już ściągnęła na siebie pierwsze kłopoty. A koncert tak pięknie się zapowiadał… Ale nic jeszcze straconego! Zabawa dopiero się zaczęła i nie powinna myśleć o tym jak o czymś od razu spisanym na straty. Zostało dużo czasu i wiele się mogło zdarzyć. Na przykład właśnie mogła wejść sprzątaczka w błyszczących ciuchach i z mikrofonem w rę-
Och nie, to jednak zwykła sprzątaczka. Kobieta podeszła do dziewczyny i zgromiła ją spojrzeniem, prosząc, by odsunęła się brudu, któremu była winna. Toni grzecznie przeprosiła (choć i tak miała wrażenie, że mało to pomogło) i cofnęła się o kilka kroków, przypadkowo wyprowadzając cios łokciem w ciało jakiegoś nieznajomego chłopaka i wpadając na niego. Ta to miała szczęście. Odruchowo podskoczyła, nie spodziewając się zderzenia. Potem obróciła się, machając rękami niczym opętana i wydukała piskliwie:
 - Prze-przepraszam, nie chciałam ci zrobić krzywdy! – Cała drżała z przejęcia i pewnie gdyby chłopak podstawiłby jej za to buty do wylizania, ze skruchą i największą dokładnością by je czyściła. Nie widziała w tym nic upokarzającego, była wręcz przekonana o swoim upośledzeniu w kwestii szczęścia, które zdawało się notorycznie ją omijać. Bo czemu miałaby w ogóle chęć poprawy i żal za popełnione grzechy uznawać za coś złego? Dla niej to… normalne. Tego nauczono ją w klasztorze: ponosić odpowiedzialność za błędy swoje i innych.
 - N-nie, w porządku! – Uśmiechnęła się zakłopotana, lekko niemrawo. Trzęsła się jak osika, oczekując, że nieznajomy ją jakoś skarci lub nawet wymierzy jej cios. Przyzwyczaiła się do tego. Większy lęk wywoływała w niej obecność nieznajomych jej osób w pomieszczeniu niż możliwość skończenia dnia w szpitalu. Wskutek jego zapytania skierowała swoje wielkie, zielone oczęta na jego twarz. On był… ładny. Bardzo. Czuła, jak mimowolnie jej policzki przybierają barwę delikatnego różu.
 - S-sądzę, że dałabym radę je zjeść… – wykrztusiła, po czym zerknęła ukradkiem na przekąski zdobiące teraz ślicznie do niedawna połyskującą podłogę. Pokiwała głową z wdzięcznością, przyjmując podarek. - Dziękuję!
Dopiero teraz dotarło do niej, że nie znała nawet tego chłopaka.
 - Jak się nazywasz? – Wtopiła w niego swoje cielęce ślepia, nieświadomie kręcąc nogą po parkiecie tak, jak to robią słynne bohaterki romansów. Była tak zapatrzona w chłopaka, że jakby nastąpiło trzęsienie ziemi, raczej by tego nie zauważyła.
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Wysłuchała jego słów, z początku nie komentując ich w żaden sposób, zupełnie jakby potrzebowała chwili na przetrawienie ich i znalezienie odpowiedniej reakcji. W końcu wypowiedziała powoli każde słowo, zupełnie jakby nadal myślała nad odpowiedzią.
- To bardzo miłe z twojej strony, jeśli sądzisz że ktokolwiek będzie mnie oceniał na mój wiek "w średnim wieku". - uśmiechnęła się na koniec, zaprzestając poprzedniego spowolnionego sposobu wypowiedzi, najwyraźniej odkrywając jakąś tajemnicę, której nie było mu dane poznać. Co za szkoda, że ledwo skończyła rozmawiać, a już ponownie czuła wibracje telefonu. Zignorowała je jednak kiwając krótko głową na jego słowa, że nie ma za co przepraszać. Zdążyła się już nauczyć, że jeśli jej odpuszczał to odpuszczał i nie powinna drążyć tematu. Tak jak w Japonii podobne zachowanie było co najmniej wymagane, tak tutaj większość na nazbyt długie przeprosiny i tłumaczenie się reagowała irytacją. Co prawda zdarzyło jej się już kilka razy źle wyczuć podobną granicę, ale jak to mówią... praktyka czyni mistrza.
"Muszę udawać (...)"
Zaśmiała się cicho pod nosem, wiedząc że dźwięk ten praktycznie od razu pochłonął panujący wokół gwar. Nie było to jednak coś nad czym zamierzała specjalnie ubolewać. Kompletnie nie zdawała też sobie sprawy z kontrowersji jakie spowodowała swoim zachowaniem, nie przywiązując do niego najmniejszej uwagi. W końcu to nie tak, że była w fazie szukania sobie chłopaka. Chcąc, nie chcąc doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że owa osoba cały czas dobijała się do niej telefonicznie.
"Nie jest najgorszy."
Pokiwała energicznie głową. Podobał jej się jego występ. Był... naturalny. Niestety wyglądało na to, że nie będzie w stanie do końca się z niego cieszyć. Wyciągnęła z westchnięciem telefon, przeglądając wiadomości, wystukując na nim jakąś odpowiedź.
- Przecież mówiłam, że zostanę do końca koncertu... - rzuciła w powietrze bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, nie wiedząc nawet jak dokładniej to wszystko skomentować. Nie była zbytnio przyzwyczajona do podobnego zachowania, chyba że dotyczyło ono jej ojca i regularnych wizyt w szpitalu. Westchnęła raz jeszcze, kręcąc lekko głową na boki. Będzie musiała z nim o tym porozmawiać.
Noah Hatheway
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
Przyjrzał się jej uważniej, przypominając sobie, że sam jeszcze niedawno miał ją za dzieciaka. Wzruszył jednak barkami, jakby usiłował skutecznie zbyć dziewczynę i dać jej do zrozumienia, że jeszcze wszystko mogło się zdarzyć. Nawet jeśli w jej żyłach płynęła japońska krew, istniało wiele metod, które mogły wpłynąć na pogorszenie jej – obecnie dość nieskazitelnej – urody. Powstrzymał się jednak od krakania na ten temat, uznając to za temat niegodny poruszania. To, co ze sobą robiła i jak o siebie dbała, nie było jego sprawą, a już tym bardziej nie czuł się wystarczająco uprzywilejowany do prawienia jej rad.
Podczas koncertu nie skupiał się wyłącznie na scenie, ale wodził też wzrokiem po uczniach, którzy kołysali się w rytm muzyki. Niektórzy z nich podłapywali też refren śpiewanych piosenek i przyłączali się do chłopaka grającego na scenie. Hatheway za to liczył wyłącznie na szybki koniec występu. Mimowolnie odginał róg teczki ze świadectwem i prostował go na nowo. Gdy w polu widzenia mignął mu wyświetlacz wyciąganego telefonu, zerknął z ukosa na Yorutakę. Zamiast jednak zainteresować się treścią wiadomości, co zresztą byłoby dość nie na miejscu, przesunął wzrokiem ku jej niezbyt rozentuzjazmowanej twarzy. Mimo ogólnego gwaru, wystarczyło, by skupił się na jej mniej wyraźnych słowach, by zrozumieć zrezygnowany przekaz.
Natrętny chłopak? ― Mistrz dedukcji znowu w akcji. Nim zdążył  ugryźć się w język, niechciane pytanie opuściło jego usta. Nic dziwnego, że niemalże od razu odchrząknął, przeskakując wzrokiem na scenę, jakby pytanie wcale nie padło z jego ust. Trudno jednak, żeby ciemnowłosa dała się nabrać na tę nędzną próbę przekonania jej, że się przesłyszała. ― Możemy już wyjść. I tak nie zamierzałem zostać tu do końca, a z każdą chwilą robi się tu coraz większy ścisk. Najwidoczniej twój kolega cieszy się dużą popularnością ― dodał zaraz, chociaż przeczuwał, że ich spotkanie zakończy się zaraz po wyjściu ze szkoły. Z drugiej strony doczekałby się swojego upragnionego spokoju, nie żeby towarzystwo dziewczyny go drażniło. O dziwo czuł się całkiem swobodnie, jak na kogoś, kto przez cały ten czas nie wykazał się nawet odrobiną zadowolenia.
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Yorutaka nie zwracała aż takiej uwagi na swój wygląd. Kiedy wypowiadała się na ten temat, głównie pilnowała odpowiedniego języka i braku przezornej skromności z szacunku do matki. Ojciec wielokrotnie nazywał ją jej 'mniejszą, wierną kopią', więc z tą myślą starała się żyć każdego dnia, doceniając to co widzi w lustrze. Stąd brało się też podejście według którego wierzyła, że gdy osiągnie jej wiek, nadal geny zrobią swoje i nie będzie miała na co narzekać.
Zwłaszcza jeśli będzie się trzymać swojej japońskiej diety. Kanadyjskie jedzenie może nie było aż tak tragiczne, ale jak widziała te amerykańskie fastfoody to żołądek jej się wywracał na drugą stronę od ilości tłuszczu jaką musieli pakować w dania.
Słysząc głos Noaha, wyprostowała się nieco szybciej niż chciała, prawie uderzając w jakiegoś ucznia za nią. Całe szczęście, udało jej się uniknąć 'kolizji' w ostatniej sekundzie, patrząc na niego z zaskoczeniem.
- On... - umilkła nie do końca wiedząc jak opisać zaistniałą sytuację. Spuściła głowę przyglądając się ekranowi telefonu.
- Jest pod dużym wpływem mojego nadopiekuńczego ojca. - wytłumaczyła w końcu z westchnięciem, kiwając głową na jego propozycję. Im dłużej będzie go trzymać w niepewności, tym gorzej będzie się z tym czuł i zasypywał ją wiadomościami. Nie chciała wszystkiego zniszczyć już na samym początku.
- Tak będzie lepiej. Przepraszam. - kocie uszy zjechały w dół nadając jej podwójnie przepraszającego wyglądu, gdy wstukała szybko wiadomość, kierując się w stronę wyjścia. Byle przejść przez uczniów.

zt x2
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach