▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Jest to całkiem świeży klub, który już od samego początku zagościł sławą. Został umieszczony między budynkami w najmniej zatłoczonym miejscu w wschodniej części Vancouver. Niewiele jednak osób wie, że powstał on za sprawą mafii.
Ten klub posiada całkiem przyjemny, odmienny klimat. Sam jego wystrój jest na swój sposób oryginalny, co cieszy klientów. Wejście zostało zrobione pod ziemią, a do niego prowadzą lekko zakręcane, szarawe marmurowe schody z metalową, czarną poręczą. Na dzień dobry witają Cię sporej wielkości, czerwono krwiste drzwi, gdzie przy nich stoi jeden z zatrudnianych ochroniarzy.
Reszta opisu już wkrótce. Na razie mi się nie chce, meh.
Jest to całkiem świeży klub, który już od samego początku zagościł sławą. Został umieszczony między budynkami w najmniej zatłoczonym miejscu w wschodniej części Vancouver. Niewiele jednak osób wie, że powstał on za sprawą mafii.
Ten klub posiada całkiem przyjemny, odmienny klimat. Sam jego wystrój jest na swój sposób oryginalny, co cieszy klientów. Wejście zostało zrobione pod ziemią, a do niego prowadzą lekko zakręcane, szarawe marmurowe schody z metalową, czarną poręczą. Na dzień dobry witają Cię sporej wielkości, czerwono krwiste drzwi, gdzie przy nich stoi jeden z zatrudnianych ochroniarzy.
Reszta opisu już wkrótce. Na razie mi się nie chce, meh.
Każdy myślał, że Irlandka jest łatwym obiektem do przejrzenia. Wydawałoby się, że zawsze można przewidzieć jej następny ruch albo to, co powie. Właściwie to wszystko zależało od tego, kim się dla niej było. Czy tylko zwykłym znajomym, czy może osobą, przed którą powoli się odkrywała. Ta druga wiedziałaby wtedy, że nic nie jest takie oczywiste. Że ta pozorna grzeczność to tylko otoczka, pod którą skrywa się prawdziwe zepsucie.
Z drugiej strony wystarczyło na nią spojrzeć, kiedy Lucas okładał jednego z natrętnych gości. Zero strachu i paniki. Jakby w ogóle nie miała tej świadomości, że to akurat on jest największym zagrożeniem z nich wszystkich. Zupełnie tak, jakby nie wiedziała do czego może być zdolny. Nic bardziej mylnego. Nie była na tyle głupia, żeby uwierzyć iż ten człowiek potrafi być potulny jak baranek. Można było więc się domyślić, jaka będzie jej reakcja w spotkaniu ze znacznie większą brutalnością. Może nawet okazałoby się, że to następny z jej ukrytych fetyszów.
Od delikatności stroniła i było to widać po samym towarzystwie w jakim lubiła się otaczać. Sama często nie potrafiła skłonić się do czułości, które wykraczałyby poza te mające sprawić jakąkolwiek przyjemność cielesną. Gdyby było inaczej, zapewne nie siedziałaby teraz w towarzystwie Lucasa i nie czekała aż wypite procenty zrobią swoje.
Przez krótką chwilę wzięło ją nawet na wspominki z tamtych dawnych czasów, kiedy ich relacja dopiero co się zmieniła. Kiedy Somer przestał być dla niej tylko chłopakiem dobrej znajomej. Zadziwiające jak mocno zmieniła się przez ten i jak coraz trudniej zachować jej twarz aniołka. Mimo wszystko wciąż nie było za późno by zakończyć tę sielankę i wkroczyć do poważniejszej części życia. Ale po co? Przecież to oznaczało jedynie nudę.
Nie zdążyła na szczęście odczuć jakoś dotkliwie nieobecności mężczyzny. Wrócił wyjątkowo szybko i nawet przyniósł ze sobą popielniczkę, z której Brenda skorzystała parę sekund później, gasząc w niej również swojego papierosa. Zamieniła go na wysoką szklankę z drinkiem, którego już zdążyła skosztować, ale nie za wiele.
- Tak właśnie myślałam. - odparła, unosząc jeden kącik ust w subtelnym uśmiechu, który właściwie cały czas tkwił na jej twarzy. No dobra, prawie. Uniosła swoje szkło w tym małym toaście i wypiła dość sporo słodkiego alkoholu, krzywiąc się na koniec lekko. Naprawdę był mocny, nawet jak na nią.
- Dlaczego musisz zadawać takie trudne pytania? - rzuciła, zaczesując wolną ręką kosmyk włosów za ucho, nie chcąc by te zasłaniały jej pole widzenia. - Zaczęłam robić prawo jazdy. Mam nadzieję, że zdam za pierwszym razem, bo szkoda mi kasy na pomyłki. - powiedziała, wzdychając na końcu swojej wypowiedzi cicho, biorąc znów alkohol do ust. - O ile w ogóle może być to dla Ciebie ciekawe. - dodała, gdy już przełknęła cierpką ciecz.
- A co z Tobą? Ja przecież nie mam aż tak interesującego życia.
Z drugiej strony wystarczyło na nią spojrzeć, kiedy Lucas okładał jednego z natrętnych gości. Zero strachu i paniki. Jakby w ogóle nie miała tej świadomości, że to akurat on jest największym zagrożeniem z nich wszystkich. Zupełnie tak, jakby nie wiedziała do czego może być zdolny. Nic bardziej mylnego. Nie była na tyle głupia, żeby uwierzyć iż ten człowiek potrafi być potulny jak baranek. Można było więc się domyślić, jaka będzie jej reakcja w spotkaniu ze znacznie większą brutalnością. Może nawet okazałoby się, że to następny z jej ukrytych fetyszów.
Od delikatności stroniła i było to widać po samym towarzystwie w jakim lubiła się otaczać. Sama często nie potrafiła skłonić się do czułości, które wykraczałyby poza te mające sprawić jakąkolwiek przyjemność cielesną. Gdyby było inaczej, zapewne nie siedziałaby teraz w towarzystwie Lucasa i nie czekała aż wypite procenty zrobią swoje.
Przez krótką chwilę wzięło ją nawet na wspominki z tamtych dawnych czasów, kiedy ich relacja dopiero co się zmieniła. Kiedy Somer przestał być dla niej tylko chłopakiem dobrej znajomej. Zadziwiające jak mocno zmieniła się przez ten i jak coraz trudniej zachować jej twarz aniołka. Mimo wszystko wciąż nie było za późno by zakończyć tę sielankę i wkroczyć do poważniejszej części życia. Ale po co? Przecież to oznaczało jedynie nudę.
Nie zdążyła na szczęście odczuć jakoś dotkliwie nieobecności mężczyzny. Wrócił wyjątkowo szybko i nawet przyniósł ze sobą popielniczkę, z której Brenda skorzystała parę sekund później, gasząc w niej również swojego papierosa. Zamieniła go na wysoką szklankę z drinkiem, którego już zdążyła skosztować, ale nie za wiele.
- Tak właśnie myślałam. - odparła, unosząc jeden kącik ust w subtelnym uśmiechu, który właściwie cały czas tkwił na jej twarzy. No dobra, prawie. Uniosła swoje szkło w tym małym toaście i wypiła dość sporo słodkiego alkoholu, krzywiąc się na koniec lekko. Naprawdę był mocny, nawet jak na nią.
- Dlaczego musisz zadawać takie trudne pytania? - rzuciła, zaczesując wolną ręką kosmyk włosów za ucho, nie chcąc by te zasłaniały jej pole widzenia. - Zaczęłam robić prawo jazdy. Mam nadzieję, że zdam za pierwszym razem, bo szkoda mi kasy na pomyłki. - powiedziała, wzdychając na końcu swojej wypowiedzi cicho, biorąc znów alkohol do ust. - O ile w ogóle może być to dla Ciebie ciekawe. - dodała, gdy już przełknęła cierpką ciecz.
- A co z Tobą? Ja przecież nie mam aż tak interesującego życia.
Fetysze to całkiem zabawna sprawa. Jeśli kogoś nie poznasz dostatecznie blisko, nawet nie masz zielonego pojęcia, że ktoś je ma. A kiedy tylko ktoś o nich wspomina, osoba trzecia potrafi być tak zaskoczona tym faktem, jakby pierwszy raz miała do czynienia z jakimkolwiek fetyszem. Koniec końców każdy je ma, mniej lub bardziej sprośne, ale jednak. Lucasa akurat nie zdziwiłby fakt, gdyby odkrył u niej (jak nie już odkrył) fetysz do przemocy. Wydawało mu się, że to nieodłączna cecha charakteru tej dziewczyny.
Pomimo znaczącej rozłąki, widział następujące zmiany, które ciągle zachodziły w Brendzie. Znali się tyle czasu, że nie trudno o coś podobnego, nawet jeśli osobę widzi się raz na pół roku. Ale Lucas nie bywał dłużny - dziewczyna również miała okazję zauważyć drastyczne zmiany w jego osobie. To jak zachowywał się przed śmiercią dobrej znajomej oraz to jak radził sobie po jej stracie. Nagła śmierć ukochanej osoby to nic przyjemnego. Szczególnie, kiedy widzie się jak choroba stopniowo wyniszcza jej organizm.
Somer był już tak wyczulony na alkohol, że nie potrafił się już krzywić przy dużych procentach. Chyba że ma do czynienia z typowym bimbrem, to fakt, można się pokusić o lekko zakrzywioną minę. Nałóg alkoholowy był paskudny - nie dość, że wyniszczał organizm od środka, to jego brak powodował różne stany złości u mężczyzny. Zresztą, który z nałogów, które posiadał nie wyniszczały jego organizmu? Ano właśnie.
Mimo tego, że temat z prawem jazy nie wydawał się zbyt interesujący, to ją słuchał. W zasadzie trudno im było zahaczyć o jakikolwiek temat - Lucas nie mógł o niektórych rzeczach mówić, dlatego wydawała się nie mieć szczególnie nic ciekawego do opowiedzenia. Często wcielał się w rolę słuchacza, którą swoją drogą bardzo lubił.
- No to w sumie spoko. Powinnaś zdać, masz potencjał. Jak znajdę chwilę czasu, to mógłbym Cię doszkolić, abyś nie popełniła błędu na oficjalnym egzaminie - stwierdził, zaraz jednak masując się po karku, słysząc jej słowa. Owszem, może jego życie było pełne przygód, ale nie przepadał się nimi dzielić. Dlatego dla niego ten temat był wyjątkowo ciężki, jeśli dotyczyło to osób, które nie znały go od tej drugie strony - Jakoś leci, chociaż nie jest najlepiej - oczywiście nie powie wprost, że parę dni temu zmarł mu przyjaciel (tak, on też miewa przyjaciół). Temat wyjątkowo paskudny i skomplikowany. Niemniej udało mu się już wyczulić na tego typu sytuacje. No bo ile można?
Nie wiedział jak dalej pociągnąć ten temat, więc kiedy tylko dopił whisky, zabrał się za drugi trunek, który całkiem niedawno mu przyniesiono. Czasem w kontaktach międzyludzkich był słaby, choć potrafił być wyjątkowo komunikatywny, kiedy jakaś sytuacja od tego wymagała. Ale teraz? Teraz nie chciało mu się wysilać, zostawiając wszystko w rękach dziewczyny. Może mu to wybaczy jakiś czas później, kiedy znajdą się w jej mieszkaniu, a tam zabiorą się za coś bardziej konkretnego.
Pomimo znaczącej rozłąki, widział następujące zmiany, które ciągle zachodziły w Brendzie. Znali się tyle czasu, że nie trudno o coś podobnego, nawet jeśli osobę widzi się raz na pół roku. Ale Lucas nie bywał dłużny - dziewczyna również miała okazję zauważyć drastyczne zmiany w jego osobie. To jak zachowywał się przed śmiercią dobrej znajomej oraz to jak radził sobie po jej stracie. Nagła śmierć ukochanej osoby to nic przyjemnego. Szczególnie, kiedy widzie się jak choroba stopniowo wyniszcza jej organizm.
Somer był już tak wyczulony na alkohol, że nie potrafił się już krzywić przy dużych procentach. Chyba że ma do czynienia z typowym bimbrem, to fakt, można się pokusić o lekko zakrzywioną minę. Nałóg alkoholowy był paskudny - nie dość, że wyniszczał organizm od środka, to jego brak powodował różne stany złości u mężczyzny. Zresztą, który z nałogów, które posiadał nie wyniszczały jego organizmu? Ano właśnie.
Mimo tego, że temat z prawem jazy nie wydawał się zbyt interesujący, to ją słuchał. W zasadzie trudno im było zahaczyć o jakikolwiek temat - Lucas nie mógł o niektórych rzeczach mówić, dlatego wydawała się nie mieć szczególnie nic ciekawego do opowiedzenia. Często wcielał się w rolę słuchacza, którą swoją drogą bardzo lubił.
- No to w sumie spoko. Powinnaś zdać, masz potencjał. Jak znajdę chwilę czasu, to mógłbym Cię doszkolić, abyś nie popełniła błędu na oficjalnym egzaminie - stwierdził, zaraz jednak masując się po karku, słysząc jej słowa. Owszem, może jego życie było pełne przygód, ale nie przepadał się nimi dzielić. Dlatego dla niego ten temat był wyjątkowo ciężki, jeśli dotyczyło to osób, które nie znały go od tej drugie strony - Jakoś leci, chociaż nie jest najlepiej - oczywiście nie powie wprost, że parę dni temu zmarł mu przyjaciel (tak, on też miewa przyjaciół). Temat wyjątkowo paskudny i skomplikowany. Niemniej udało mu się już wyczulić na tego typu sytuacje. No bo ile można?
Nie wiedział jak dalej pociągnąć ten temat, więc kiedy tylko dopił whisky, zabrał się za drugi trunek, który całkiem niedawno mu przyniesiono. Czasem w kontaktach międzyludzkich był słaby, choć potrafił być wyjątkowo komunikatywny, kiedy jakaś sytuacja od tego wymagała. Ale teraz? Teraz nie chciało mu się wysilać, zostawiając wszystko w rękach dziewczyny. Może mu to wybaczy jakiś czas później, kiedy znajdą się w jej mieszkaniu, a tam zabiorą się za coś bardziej konkretnego.
Zabawne było to, że nawet bardziej napakowani i oziębli mężczyźni mieli jakieś słabości, do których często nie chcieli się przyznawać. Nic dziwnego zresztą. W końcu to kwestionowało ich władzę i automatyczną przewagę nad innymi. Co innego, gdy miało się do czynienia przykładowo z taką Brendą. Wyglądała jakby sama była jednym słabym punktem, a fetysze zwyczajnie do niej nie pasowały. A jeśli już, to na pewno nie padłoby na agresję, stanowczość i siłę (w każdym tego słowa znaczeniu).
Trochę minęło czasu od ich ostatniego spotkania i u nich obu nastąpiły zmiany. Niektóre lepsze, niektóre gorsze. Wszystko zależało od punktu widzenia. Irlandka na pewno miała więcej znajomych i bardziej korzystała z życia, jednakże przez to zaczęła interesować się narkotykami, których z czasem próbowała. O tyle dobrze, że nie popadała w nałóg związany z używkami. Inaczej miano wzorowej uczennicy już dawno by jej nie dotyczyło. Jedynym od czego mogłaby się naprawdę uzależnić był kontakt fizyczny. Jego najbardziej potrzebowała by normalnie funkcjonować i było to wyraźnie widać, kiedy spotykała się z kimś w wiadomym celu.
Mimo wszystko dziewczynie nie umykały różnice w zachowaniu Lucasa, których wcześniej u niego nie spotykała. Strata bliskiej osoby zawsze pozostawiała po sobie jakiś ślad. Tego nie dało się przetrawić tak po prostu. Nie zamierzała jednak poruszać pewnych tematów. Nie była wścibska i nie wsadzała nosa w nie swoje sprawy, chyba że ktoś pierwszy zacząłby dzielić się swoimi przeżyciami. Pewnie było to całkiem wygodne dla osób, które wolały zachować pewien dystans w rozmowie.
Widać to było, gdy takową prowadziła z Somerem. Chwilami utrudniało to jakąkolwiek sensowną wymianę zdań. Niestety nie byli sobie przyjaciółmi. To ogromne wyolbrzymienie ich relacji, która opierała się głównie na seksie.
- Spokojnie, dam radę. Tak myślę. Ty za to mógłbyś doszkolić mnie w trochę innej dziedzinie. - odpowiedziała, posyłając mu jeden z tych swoich niewinnych uśmiechów. Zbyt niewinnych, jak na to grzeszne ciało. Nie ukrywała jednak dwuznaczności w tej krótkiej wypowiedzi. Akurat nie odczuwała potrzeby, by się kryć ze swoimi sprośnymi myślami. Już gorsze rzeczy oboje mieli czelność robić. - To przejściowe? - spytała tylko, nie zagłębiając się w szczegóły. Nie potrafiła jednak wykazać się zupełną obojętnością i brakiem zainteresowania. Przecież jeszcze chwilę temu mężczyzna wykazał się tym samym.
Na chwilę obecną potrzebowała najbardziej alkoholu, który pozwoliłby bardziej się rozluźnić. Dopiła dość szybko swojego drinka, odstawiając pustą szklankę na stolik, czasem żałując, że nie potrzebowała mniej by odczuć wpływ procentów. Poprosiła kelnerkę o kolejnego drinka, zmniejszając znacząco odległość między nią, a Lucasem. Obróciła się do niego bardziej przodem, kładąc jedną z dłoni na jego udzie i leniwie sunąc nią w górę.
Bezpośrednia jak zawsze.
- To co będzie z tym tańcem, Lucas? Chyba, że wolisz abym na osobności Ci nieco zaprezentowała. Mam nawet coś, co pozwoli Ci się bardziej wyluzować. - nie ukrywała, że jest to propozycja. Chyba nawet im obu pasowało, żeby już teraz się stąd wyrwać. Jej barek pusty nie stał, poza tym miała do zaoferowania znacznie więcej niż same trunki.
Trochę minęło czasu od ich ostatniego spotkania i u nich obu nastąpiły zmiany. Niektóre lepsze, niektóre gorsze. Wszystko zależało od punktu widzenia. Irlandka na pewno miała więcej znajomych i bardziej korzystała z życia, jednakże przez to zaczęła interesować się narkotykami, których z czasem próbowała. O tyle dobrze, że nie popadała w nałóg związany z używkami. Inaczej miano wzorowej uczennicy już dawno by jej nie dotyczyło. Jedynym od czego mogłaby się naprawdę uzależnić był kontakt fizyczny. Jego najbardziej potrzebowała by normalnie funkcjonować i było to wyraźnie widać, kiedy spotykała się z kimś w wiadomym celu.
Mimo wszystko dziewczynie nie umykały różnice w zachowaniu Lucasa, których wcześniej u niego nie spotykała. Strata bliskiej osoby zawsze pozostawiała po sobie jakiś ślad. Tego nie dało się przetrawić tak po prostu. Nie zamierzała jednak poruszać pewnych tematów. Nie była wścibska i nie wsadzała nosa w nie swoje sprawy, chyba że ktoś pierwszy zacząłby dzielić się swoimi przeżyciami. Pewnie było to całkiem wygodne dla osób, które wolały zachować pewien dystans w rozmowie.
Widać to było, gdy takową prowadziła z Somerem. Chwilami utrudniało to jakąkolwiek sensowną wymianę zdań. Niestety nie byli sobie przyjaciółmi. To ogromne wyolbrzymienie ich relacji, która opierała się głównie na seksie.
- Spokojnie, dam radę. Tak myślę. Ty za to mógłbyś doszkolić mnie w trochę innej dziedzinie. - odpowiedziała, posyłając mu jeden z tych swoich niewinnych uśmiechów. Zbyt niewinnych, jak na to grzeszne ciało. Nie ukrywała jednak dwuznaczności w tej krótkiej wypowiedzi. Akurat nie odczuwała potrzeby, by się kryć ze swoimi sprośnymi myślami. Już gorsze rzeczy oboje mieli czelność robić. - To przejściowe? - spytała tylko, nie zagłębiając się w szczegóły. Nie potrafiła jednak wykazać się zupełną obojętnością i brakiem zainteresowania. Przecież jeszcze chwilę temu mężczyzna wykazał się tym samym.
Na chwilę obecną potrzebowała najbardziej alkoholu, który pozwoliłby bardziej się rozluźnić. Dopiła dość szybko swojego drinka, odstawiając pustą szklankę na stolik, czasem żałując, że nie potrzebowała mniej by odczuć wpływ procentów. Poprosiła kelnerkę o kolejnego drinka, zmniejszając znacząco odległość między nią, a Lucasem. Obróciła się do niego bardziej przodem, kładąc jedną z dłoni na jego udzie i leniwie sunąc nią w górę.
Bezpośrednia jak zawsze.
- To co będzie z tym tańcem, Lucas? Chyba, że wolisz abym na osobności Ci nieco zaprezentowała. Mam nawet coś, co pozwoli Ci się bardziej wyluzować. - nie ukrywała, że jest to propozycja. Chyba nawet im obu pasowało, żeby już teraz się stąd wyrwać. Jej barek pusty nie stał, poza tym miała do zaoferowania znacznie więcej niż same trunki.
Sztuką jest ukryć rzekome słabe punkty, aby nikt nie byłby wstanie w nie uderzyć. Bo nie oszukujmy się - praktycznie każdy je ma. Trudno jest uwierzyć, jeżeli ktoś mówi, iż w ogóle ich nie ma, ponieważ jest to fizycznie niemożliwe. Każdy ma jakieś słabości, większe lub mniejsze. Kwestia tego jak bardzo potrafi to ukryć. Lucas zalicza się do tych osób, gdzie akurat nie trudno jest wyłapać jego słabostki, niemniej robi wszystko, żeby ich nie pokazać. Póki co wychodzi mu to całkiem dobrze, poza momentami, kiedy zaczyna się złościć z byle jakiej pierdoły. No ale.
U Lucasa trudno stwierdzić, czy jego relacje z kimś się bardziej lub mnie pogłębiły. Z pewnością zyskał więcej wrogów - tego był stuprocentowo pewien. Jednak strach był na tyle silny, że niewiele osób okazywało niechęć względem Somera. Widocznie dobrze zdawali sobie z konsekwencji, jeśli poszłoby coś nie tak. Ale kto wie? Może któryś z nieprzyjaciół szykuje jakąś szaloną zasadzkę na rudzielcu. W każdym razie nie odczuwał jakikolwiek brak osób, które postanowiły zerwać z nim kontakt lub sam Somer tego dokonał dla czystej wygody. Jedynie niewygodna była świadomość śmierci przyjaciela oraz to, że od tamtego dnia będzie musiał czuwać nad jego siostrą. Może powinien do niej napisać jakiegoś motywującego sms'a?
Wygodnie było dla Lucasa, kiedy Brenda nie pytała. Właśnie to w niej lubił - brak wścibskości, którą nie raz gościł u niektórych osób. Fakt faktem, rudzielec może nie był rewelacyjnym kandydatem do wszelakich plotek i ploteczek, niemniej cenił sobie swoją prywatność i nie lubił pytań, które zahaczały o jego osobę. Brenda znała go na tyle dobrze, iż wiedziała, że nawet jakby chciała czegoś się o nim dowiedzieć, nie uzyskałaby jasne odpowiedzi. Zresztą, z pewnością wystarczyły jej te informacje, które już miała, pomimo tego, że niektóre z nich są mocno nieaktualne. Dlatego ich znajomość aktualnie opierała się tylko na zaspokojeniu swoich egoistycznych potrzeb, nic więcej. I właśnie to było cholernie wygodne.
- Tak? A w jakiej niby? - spytał, doskonale wiedząc, co dziewczyna miała na myśli. Choć o doszkoleniu to ciężko mówić - Myślę, że jesteś już tak doświadczona, że nie potrzeba Ci podobnych rzeczy. A może się mylę? - posłał jej lekki uśmieszek, który nawet nie zdołał utrzymać się na pięć sekund. Nie miał siły na sztuczne uśmiechy. Chciał tylko zapomnieć i się zrelaksować, nic więcej. Do tego miłe słowa czy gesty nie były potrzebne - Brenda będzie musiała wytrzymać z egoistycznym podejściem Larka jeszcze nieraz. Ale przynajmniej była zadowolona z finału tego wszystkiego.
- Nie wydaje mi się - tutaj westchnął na moment, masując się po karku - Czasem zastanawiam się, aby zawiesić się w prawach ucznia - dodał obojętnie, nawet nie patrząc szczególnie na reakcję kobiety. Mogła tylko domyślać się, że faktycznie dobrze nie było, skoro Somer rozmyśla nad czymś takim. Może należał do klasy B, ale złym uczniem nie był. Tylko leniwym.
Lucas miał całkiem podobnie, jeśli chodziło o alkohol. Czasem żałował, że musiał wlać w siebie porządną ilość trunku, żeby czuć jego efekty. Miało to swoje plusy i minusy, choć on akurat doceniał swoje plusy, kiedy posiadał nałóg praktycznie do każdej używki, jakiej się tknął.
Zaczął obserwować ruchy Brendy, zastanawiając się, co takiego chodzi już jej po głowie. Niewiele później miał okazję dowiedzieć się po przez jej słowa, jak i gesty, które wykonywała. Cholernie prowokowała, a Lucas nawet nie dał po sobie poznać, że to na niego działa. Wypił kolejną szklankę alkoholu, którą odstawił z powrotem na swoje miejsce.
- Od początku powinnaś wiedzieć, że nie wyciągnęłabyś mnie na parkiet - stwierdził trochę chłodno - Ale druga propozycja wydaje się być dość kusząca - dodał zaraz, łapiąc za nadgarstek kobiety, aby odsunąć od siebie dłoń, która bacznie sunęła się po jego udzie. Takie zabawy to nie tutaj. Nie na tle publicznym. Bez zbędnych słów zaczął się zbierać, ubierając na siebie skórę, nie zapominając również o plecaku, który cały czas leżał obok. Kiedy kobieta również była gotowa do wyjścia, wyszli z klubu, nawet nie płacąc za alkohol, który tutaj zamówili. To chyba jasne, że wolał udać się do niej, niżeli tu bezczynnie siedzieć i gadać o pierdołach, o których nawet gadać nie chcieli. Dlatego szybko wsiedli na motor Somera i ruszyli w kierunku Brendy mieszkania.
z/t x2
U Lucasa trudno stwierdzić, czy jego relacje z kimś się bardziej lub mnie pogłębiły. Z pewnością zyskał więcej wrogów - tego był stuprocentowo pewien. Jednak strach był na tyle silny, że niewiele osób okazywało niechęć względem Somera. Widocznie dobrze zdawali sobie z konsekwencji, jeśli poszłoby coś nie tak. Ale kto wie? Może któryś z nieprzyjaciół szykuje jakąś szaloną zasadzkę na rudzielcu. W każdym razie nie odczuwał jakikolwiek brak osób, które postanowiły zerwać z nim kontakt lub sam Somer tego dokonał dla czystej wygody. Jedynie niewygodna była świadomość śmierci przyjaciela oraz to, że od tamtego dnia będzie musiał czuwać nad jego siostrą. Może powinien do niej napisać jakiegoś motywującego sms'a?
Wygodnie było dla Lucasa, kiedy Brenda nie pytała. Właśnie to w niej lubił - brak wścibskości, którą nie raz gościł u niektórych osób. Fakt faktem, rudzielec może nie był rewelacyjnym kandydatem do wszelakich plotek i ploteczek, niemniej cenił sobie swoją prywatność i nie lubił pytań, które zahaczały o jego osobę. Brenda znała go na tyle dobrze, iż wiedziała, że nawet jakby chciała czegoś się o nim dowiedzieć, nie uzyskałaby jasne odpowiedzi. Zresztą, z pewnością wystarczyły jej te informacje, które już miała, pomimo tego, że niektóre z nich są mocno nieaktualne. Dlatego ich znajomość aktualnie opierała się tylko na zaspokojeniu swoich egoistycznych potrzeb, nic więcej. I właśnie to było cholernie wygodne.
- Tak? A w jakiej niby? - spytał, doskonale wiedząc, co dziewczyna miała na myśli. Choć o doszkoleniu to ciężko mówić - Myślę, że jesteś już tak doświadczona, że nie potrzeba Ci podobnych rzeczy. A może się mylę? - posłał jej lekki uśmieszek, który nawet nie zdołał utrzymać się na pięć sekund. Nie miał siły na sztuczne uśmiechy. Chciał tylko zapomnieć i się zrelaksować, nic więcej. Do tego miłe słowa czy gesty nie były potrzebne - Brenda będzie musiała wytrzymać z egoistycznym podejściem Larka jeszcze nieraz. Ale przynajmniej była zadowolona z finału tego wszystkiego.
- Nie wydaje mi się - tutaj westchnął na moment, masując się po karku - Czasem zastanawiam się, aby zawiesić się w prawach ucznia - dodał obojętnie, nawet nie patrząc szczególnie na reakcję kobiety. Mogła tylko domyślać się, że faktycznie dobrze nie było, skoro Somer rozmyśla nad czymś takim. Może należał do klasy B, ale złym uczniem nie był. Tylko leniwym.
Lucas miał całkiem podobnie, jeśli chodziło o alkohol. Czasem żałował, że musiał wlać w siebie porządną ilość trunku, żeby czuć jego efekty. Miało to swoje plusy i minusy, choć on akurat doceniał swoje plusy, kiedy posiadał nałóg praktycznie do każdej używki, jakiej się tknął.
Zaczął obserwować ruchy Brendy, zastanawiając się, co takiego chodzi już jej po głowie. Niewiele później miał okazję dowiedzieć się po przez jej słowa, jak i gesty, które wykonywała. Cholernie prowokowała, a Lucas nawet nie dał po sobie poznać, że to na niego działa. Wypił kolejną szklankę alkoholu, którą odstawił z powrotem na swoje miejsce.
- Od początku powinnaś wiedzieć, że nie wyciągnęłabyś mnie na parkiet - stwierdził trochę chłodno - Ale druga propozycja wydaje się być dość kusząca - dodał zaraz, łapiąc za nadgarstek kobiety, aby odsunąć od siebie dłoń, która bacznie sunęła się po jego udzie. Takie zabawy to nie tutaj. Nie na tle publicznym. Bez zbędnych słów zaczął się zbierać, ubierając na siebie skórę, nie zapominając również o plecaku, który cały czas leżał obok. Kiedy kobieta również była gotowa do wyjścia, wyszli z klubu, nawet nie płacąc za alkohol, który tutaj zamówili. To chyba jasne, że wolał udać się do niej, niżeli tu bezczynnie siedzieć i gadać o pierdołach, o których nawet gadać nie chcieli. Dlatego szybko wsiedli na motor Somera i ruszyli w kierunku Brendy mieszkania.
z/t x2
Noce wydają się takie ciekawe, kiedy przed sobą masz milion opcji. Zachlać mordę, potańczyć, naćpać? Świat stoi otworem przed ludźmi niemającymi żadnych zahamowań, a zwłaszcza „typy” chcący twojej wątroby. Cynthia – mimo potencjalnej wiedzy na temat tego, że paniom nie wypada włóczyć się samej – dziarsko, jak na jej możliwości, ruszyła na wschód miasta. Sprawę znacznej odległości między mieszkaniem, a klubem załatwiał samochód. Ni to nowe, ni to szrot; pojazd dla przeciętnego zjadacza chleba. Już w momencie przekręcania klucza od drzwi domu wiedziała, gdzie i jak spędzi ten wieczór. Wszystko wyglądało jak zaczarowane, migające światełka sygnalizacji, piękne lampy uliczne, składało się to w całkiem niezłą kompozycję. Zwłaszcza, kiedy w tle leci kolejna piosenka Queen’sów, których swoją drogą ubóstwiała. Jadąc darła jadaczkę (bo śpiewem, mimo dźwięcznego głosu, tego nie można było nazwać) wraz z Freddim.
Wysiadając z auta trzasnęła drzwiami z takim impetem, że obudziłaby zmarłego. Mimo głupiego uśmieszku wyglądała cudownie. W końcu… ładnemu we wszystkim ładnie, nie? Zgrabne, kształtne ciałko opinała czarna, prosta, piankowa sukienka przed do połowy uda, natomiast na drobnych stópkach gościły wygodne – w porównaniu do klasycznych szpilek – butki na słupku. Nasuwa się pytanie, co teraz? To dość proste – alkoholizacja do rana! A potem… potem się zobaczy. Myślenie o konsekwencjach zachlania się bez żadnego zabezpieczenia przed gwałcicielami, porywaczami i tym podobnym jakoś nie przeszła jej przez myśl. W tym stanie raczej byłoby to dziwne. Kto by się tym przejmował. Schodząc po lekko zakręcanych, szarawych marmurowych schodach z metalową, czarną poręczą już cieszyła michę. Zapowiadała się dobra zabawa! Szybkim krokiem - przy akompaniamencie stukotu wyżej wspomnianych bucików – ruszyła do baru od razu składając zamówienie na trunek. Jeden, drugi... Była już nieźle podchmielona, kiedy przysiadł się do niej nieciekawy typek. W połączeniu z fazą manii nie zapowiadało to nic dobrego. Propozycje różnych dziwnych rzeczy? Odpowiadała śmiechem, to było takie zabawne! Wciąż sączyła drinka, ani trochę nie przejęła się tym, co mówił mężczyzna. Normalna osoba od razu spierdzielałaby gdzie się da, ale ona? Władca świata, największy śmieszek na ziemi? Nosz po co. Zajebistą randkę z alkoholem przerwało rwanie za rękę.
- Zostaw mnie - protestowała, choć niewystarczająco głośno, by ktoś poza siedzącymi obok mógł usłyszeć. Postawa kobiety też nie wykazywała na coś innego niż "żart", cieszyła michę, była zalana w trupa, kto by się tam przejmował najebaną laską. Słaniała się na nogach, nagłe wyrwanie z pozycji siedzącej nie pomagało. Najwidoczniej tej nocy życie chciało boleśnie pokazać Cynce, że powinna w końcu dorosnąć i zacząć brać odpowiednie leki zamiast zapijać kolejną fazę alkoholem.
Wysiadając z auta trzasnęła drzwiami z takim impetem, że obudziłaby zmarłego. Mimo głupiego uśmieszku wyglądała cudownie. W końcu… ładnemu we wszystkim ładnie, nie? Zgrabne, kształtne ciałko opinała czarna, prosta, piankowa sukienka przed do połowy uda, natomiast na drobnych stópkach gościły wygodne – w porównaniu do klasycznych szpilek – butki na słupku. Nasuwa się pytanie, co teraz? To dość proste – alkoholizacja do rana! A potem… potem się zobaczy. Myślenie o konsekwencjach zachlania się bez żadnego zabezpieczenia przed gwałcicielami, porywaczami i tym podobnym jakoś nie przeszła jej przez myśl. W tym stanie raczej byłoby to dziwne. Kto by się tym przejmował. Schodząc po lekko zakręcanych, szarawych marmurowych schodach z metalową, czarną poręczą już cieszyła michę. Zapowiadała się dobra zabawa! Szybkim krokiem - przy akompaniamencie stukotu wyżej wspomnianych bucików – ruszyła do baru od razu składając zamówienie na trunek. Jeden, drugi... Była już nieźle podchmielona, kiedy przysiadł się do niej nieciekawy typek. W połączeniu z fazą manii nie zapowiadało to nic dobrego. Propozycje różnych dziwnych rzeczy? Odpowiadała śmiechem, to było takie zabawne! Wciąż sączyła drinka, ani trochę nie przejęła się tym, co mówił mężczyzna. Normalna osoba od razu spierdzielałaby gdzie się da, ale ona? Władca świata, największy śmieszek na ziemi? Nosz po co. Zajebistą randkę z alkoholem przerwało rwanie za rękę.
- Zostaw mnie - protestowała, choć niewystarczająco głośno, by ktoś poza siedzącymi obok mógł usłyszeć. Postawa kobiety też nie wykazywała na coś innego niż "żart", cieszyła michę, była zalana w trupa, kto by się tam przejmował najebaną laską. Słaniała się na nogach, nagłe wyrwanie z pozycji siedzącej nie pomagało. Najwidoczniej tej nocy życie chciało boleśnie pokazać Cynce, że powinna w końcu dorosnąć i zacząć brać odpowiednie leki zamiast zapijać kolejną fazę alkoholem.
Noc była młoda, a pogoda na zewnątrz dość ładna. Chłodny wiaterek muskał po policzkach dodając trochę rześkości do kroku Lucciego. Powolnym lecz eleganckim krokiem przechadzał się po uliczkach wschodniej części miasta bez większego celu. Ubrany jak zawsze w swój czarny garnitur, czarną koszulę na której kontrastował biały krawat, czarny cylinder z białą wstążką, obcisłe rękawiczki bez palców oraz wygodne lecz eleganckie czarne buty. Na jego ramieniu siedział gołąb z małym ciekawie wyglądającym czarnym krawatem. Co jakiś czas dało się usłyszeć ciche gruchanie lub trzepot skrzydeł. Można powiedzieć, że wygląd Aoyamy był dość... specyficzny. Raczej rzadko w tych czasach widuje się ludzi chodzących na spacer w garniturze, tym bardziej w cylindrze, a już na pewno nie z gołębiem na ramieniu. Przy twarzy chłopaka dało się przyuważyć delikatne czerwone światełko. Był to palony przez niego papieros, którego delikatnie ćmił. Nie zapowiadało się, aby cokolwiek ciekawego miało się wydarzyć. Akurat dzisiaj nie przeszkadzało to Lucciemu. Nie miał specjalnie ochoty na wybuchy i pościgi. Jednak nigdy nic nie wiadomo.
Przechodziło akurat obok schodów prowadzących do podziemia. Nad nimi zawieszony na budynku był szyld z nazwa "Gold Source". Coś obiło się chłopakowi o uszy, ale sam nie był jeszcze w tym lokalu. Lekko zaschło mu w ustach, więc postanowił na chwilę wejść do środka i napić się czegoś dobrego. Schodził po schodach bez większego pośpiechu, a przy każdym kroku dało się słyszeć charakterystyczne tupanie. Kiedy znalazł się na dole rzucił na podłogę niedopałek i butem go zgasił. Po krótkiej chwili był już w środku. Rozejrzał się po lokalu. Nic nie przykuło jego specjalnej uwagi, więc skierował się prosto do baru. Usiadł na jednym z krzeseł i zamówił pierwszy lepszy trunek, który rzucił mu się w oczy. Po chwili niewielka szklanka z whisky. "Jack Daniels" przeleciało mu przez myśl. Upijał na spokojnie ze szklanki pogrążając się we własnych myślach. Po chwili obok niego usiadła dość zjawiskowo wyglądająca kobieta. Jedynie przez chwile przyjrzał się jej twarzy, a potem wrócił do swojego napoju. Długo nie trzeba było czekać. Po chwili dziewczyna była już nieźle wstawiona. Najwidoczniej ktoś przyuważył ten fakt jak i to, że siedzi sama co przykuło jego uwagę. Z myśli wyrwał Lucciego jej niespecjalnie głośny krzyk. "Czy jest na tyle wstawiona, że nie wie co się z nią dzieje?" zastanowił się. Nie zamierzał w pierwszej chwili reagować. Dopóki dziewczę nie zostało pociągnięte i poprowadzone za nieznajomym mężczyzną. Na twarzy Aoyamy pojawił się przez chwile złowieszczy uśmieszek. Szybko zostawił na ladzie odpowiednią sumę, po czym poszedł za dwójką nieznajomych. Mężczyzna postanowił zabrać niewiastę na zewnątrz. W sumie Lucciemu to trochę odpowiadało. Będzie łatwiej wytłumaczyć temu facetowi jak powinien traktować płeć piękną. Jak tylko znalazł się za drzwiami uśmiechnął się w ten sam sposób co w lokalu. "Jednak ktoś dzisiaj nie wróci do domu o własnych siłach." zaśmiał się w myślach. Nieznany mężczyzna również był dość mocno wstawiony. Widać było jak ledwo jest w stanie iść prosto. Aoyama przez dłuższą chwilę utrzymywał dystans od dwójki nieznajomych. Zaczął się zbliżać dopiero kiedy cała trójka znalazła się w ciemnym zaułku między budynkami.
-Nie sądzisz, że powinieneś okazać tej pięknej kobiecie trochę więcej szacunku bezwartościowy śmieciu?-zapytał z bardzo dobrze słyszalną pogardą w głosie.
Znajdował się kilka metrów od mężczyzny. Chciał go sprowokować. Po co ma się męczyć z zaczynaniem walki. Nieznajomy raczej nie będzie pocieszony z faktu, że ktoś popsuł mu wieczorny plan jak i zaczął obrażać. Lucci stał wyprostowany z pogardą patrząc na niższego o jakieś trzydzieści centymetrów osobnika. Heiwa również spoglądał tak jakby z pogardą na nieznajomego. (O ile gołębie mogą w taki sposób patrzeć na kogoś)
-Czy grzecznie sobie pójdziesz i zostawisz tą panią w spokoju czy może mam Cię nauczyć manier?-zapytał wciąż z tą samą pogardą w głosie.
Przechodziło akurat obok schodów prowadzących do podziemia. Nad nimi zawieszony na budynku był szyld z nazwa "Gold Source". Coś obiło się chłopakowi o uszy, ale sam nie był jeszcze w tym lokalu. Lekko zaschło mu w ustach, więc postanowił na chwilę wejść do środka i napić się czegoś dobrego. Schodził po schodach bez większego pośpiechu, a przy każdym kroku dało się słyszeć charakterystyczne tupanie. Kiedy znalazł się na dole rzucił na podłogę niedopałek i butem go zgasił. Po krótkiej chwili był już w środku. Rozejrzał się po lokalu. Nic nie przykuło jego specjalnej uwagi, więc skierował się prosto do baru. Usiadł na jednym z krzeseł i zamówił pierwszy lepszy trunek, który rzucił mu się w oczy. Po chwili niewielka szklanka z whisky. "Jack Daniels" przeleciało mu przez myśl. Upijał na spokojnie ze szklanki pogrążając się we własnych myślach. Po chwili obok niego usiadła dość zjawiskowo wyglądająca kobieta. Jedynie przez chwile przyjrzał się jej twarzy, a potem wrócił do swojego napoju. Długo nie trzeba było czekać. Po chwili dziewczyna była już nieźle wstawiona. Najwidoczniej ktoś przyuważył ten fakt jak i to, że siedzi sama co przykuło jego uwagę. Z myśli wyrwał Lucciego jej niespecjalnie głośny krzyk. "Czy jest na tyle wstawiona, że nie wie co się z nią dzieje?" zastanowił się. Nie zamierzał w pierwszej chwili reagować. Dopóki dziewczę nie zostało pociągnięte i poprowadzone za nieznajomym mężczyzną. Na twarzy Aoyamy pojawił się przez chwile złowieszczy uśmieszek. Szybko zostawił na ladzie odpowiednią sumę, po czym poszedł za dwójką nieznajomych. Mężczyzna postanowił zabrać niewiastę na zewnątrz. W sumie Lucciemu to trochę odpowiadało. Będzie łatwiej wytłumaczyć temu facetowi jak powinien traktować płeć piękną. Jak tylko znalazł się za drzwiami uśmiechnął się w ten sam sposób co w lokalu. "Jednak ktoś dzisiaj nie wróci do domu o własnych siłach." zaśmiał się w myślach. Nieznany mężczyzna również był dość mocno wstawiony. Widać było jak ledwo jest w stanie iść prosto. Aoyama przez dłuższą chwilę utrzymywał dystans od dwójki nieznajomych. Zaczął się zbliżać dopiero kiedy cała trójka znalazła się w ciemnym zaułku między budynkami.
-Nie sądzisz, że powinieneś okazać tej pięknej kobiecie trochę więcej szacunku bezwartościowy śmieciu?-zapytał z bardzo dobrze słyszalną pogardą w głosie.
Znajdował się kilka metrów od mężczyzny. Chciał go sprowokować. Po co ma się męczyć z zaczynaniem walki. Nieznajomy raczej nie będzie pocieszony z faktu, że ktoś popsuł mu wieczorny plan jak i zaczął obrażać. Lucci stał wyprostowany z pogardą patrząc na niższego o jakieś trzydzieści centymetrów osobnika. Heiwa również spoglądał tak jakby z pogardą na nieznajomego. (O ile gołębie mogą w taki sposób patrzeć na kogoś)
-Czy grzecznie sobie pójdziesz i zostawisz tą panią w spokoju czy może mam Cię nauczyć manier?-zapytał wciąż z tą samą pogardą w głosie.
Można rzec, że po schodach wczołgała się jak na najwyższy możliwy szczyt. Bawiło ją to, ta cała sytuacja, ten typ, który pewnie zgwałci ją gdzieś na rogu. Who cares? Zachowywała się jak dziecko, faza manii, to chyba najgorsza pora na spożywanie alkoholu. Tak naprawdę było jej wszystko obojętne. Racjonalne zachowanie? Nie te drzwiczki. W porównaniu do jej standardowego zachowania była zupełnie innym człowiekiem. Charakterem – w tym momencie – przypominała bardziej nastoletnią dupę, aniżeli dwudziestotrzyletnią kobietę. Słysząc przemowę rycerza na białym kon.. a nie, ten rycerz miał co najwyżej gołębia. Najwidoczniej w tych czasach przyjazd na koniu przestał być hipsterski. Odwróciła łeb i… po prostu wybuchła śmiechem. Gdyby mogła – a z oczywistych powodów nie była w stanie – turlałaby się po betonowych płytkach. Rzuciła tylko nieznaczne, roześmiane
- O kurwa – i wróciła do chichrania się z dwumetrowego rycerza z gołębiem. Wyglądało to dość… nienormalnie? Dwóch, chcących się napieprzać gości i histerycznie śmiejąca się, zalana w trupa kobieta. Nowy film roku już wkrótce.
- Ready, steady – machnęła ręką na znak rozpoczęcia bitwy o… no właśnie o co? – go! – i znów zaczęła się śmiać, jeszcze głośniej niż wcześniej.
- Ty tak serio? – stanęła na równych nogach jakby wytrzeźwiała pod wpływem chwili (tak oczywiście nie było). Absolutnie poważnym głosem. Wzrokiem próbowała zlokalizować pojazd, a co tam! Jazda po pijanemu? Why not!
- Dobra chłopcy, to wy się bijcie, a ja sobie idę. – posłała im całuska i korzystając z okazji dezorientacji wątpliwego „kolegi” z baru ruszyła w stronę rzęcha.
Co prawda, krok ten przypominał pochód kaczki, ale pani szos i przetworzy będzie prowadzić autko! Z drogi!
- O kurwa – i wróciła do chichrania się z dwumetrowego rycerza z gołębiem. Wyglądało to dość… nienormalnie? Dwóch, chcących się napieprzać gości i histerycznie śmiejąca się, zalana w trupa kobieta. Nowy film roku już wkrótce.
- Ready, steady – machnęła ręką na znak rozpoczęcia bitwy o… no właśnie o co? – go! – i znów zaczęła się śmiać, jeszcze głośniej niż wcześniej.
- Ty tak serio? – stanęła na równych nogach jakby wytrzeźwiała pod wpływem chwili (tak oczywiście nie było). Absolutnie poważnym głosem. Wzrokiem próbowała zlokalizować pojazd, a co tam! Jazda po pijanemu? Why not!
- Dobra chłopcy, to wy się bijcie, a ja sobie idę. – posłała im całuska i korzystając z okazji dezorientacji wątpliwego „kolegi” z baru ruszyła w stronę rzęcha.
Co prawda, krok ten przypominał pochód kaczki, ale pani szos i przetworzy będzie prowadzić autko! Z drogi!
Zachowanie nieznajomej dość mocno zbiło z tropu Lucciego. Ktoś ją ciągnie, chce zgwałcić, a ona się śmieje. Coś takiego go jeszcze nie spotkało. Czy była aż tak pijana, że nie zdawała sobie sprawy co się dzieje. Mimo wszystko Aoyama wciąż miał w planach pomoc niewieście i znokautowanie nieznajomego.
-Czego kurwa rżysz?-wydarł się pijany mężczyzna na nieznajomą-A ty kurwa guza szukasz? Myślisz... hic... że jak jesteś ogromy i masz garnitur to ktoś się kurwa wystraszy?!-tym razem złość mężczyzny skierowana była na Lucciego-Spierdalaj stąd zanim dostaniesz po mordzie!-dodał na koniec.
Aoyama w sumie nie słuchał bełkotu nieznajomego. To co powiedział i powie nic nie znaczyło. Chłopak i tak wiedział jak skończy się to spotkanie.
-Mógłbyś się tak nie wydzierać śmieciu.-odpowiedział złowrogo-Powinieneś lepiej dobierać słowa.-dodał podchodząc dwa kroki bliżej.
Heiwa czując co się święci wzleciał w powietrze i kołował nad głowami całej trójki.
W momencie kiedy do uszu niedoszłego gwałciciela doszły słowa "...to ja sobie idę." automatycznie obrócił się w stronę Cynthii.
-Gdzie się kur...-tu jego wypowiedź się urwała i padł na ziemię nieprzytomny.
Kiedy mężczyzna zajęty był dziewczyną Lucci zwinnym susem doskoczył do niego i jednym ciosem w górę głowy powalił kładąc go na dechy. Mężczyzna nawet nie miał szansy na jakąkolwiek reakcję. Najprawdopodobniej jutro nie będzie wiedział co go uderzyło. Heiwa jeszcze przez chwilę latał w powietrzu, ale na dźwięk gwizdnięcia z powrotem usiadł Aoyamie na ramieniu.
-Następnym razem radzę Ci nie atakować bezbronnych piękności.-wyszeptał na tyle głośno, aby znokautowany mężczyzna był w stanie usłyszeć jego słowa.
Następnie spokojnym krokiem skierował się w stronę nieznajomej. Zanim jeszcze dotarła do samochodu stanął jej na drodze.
-Chyba nie zamierza panienka prowadzić samochodu w takim stanie, prawda?-zapytał z nutką "czaru" w głosie i spojrzał na białogłowę-Byłoby smutno gdyby takiej piękności jak panienka coś się stało.-dodał po chwili.
Zachowywał się tak jakby przed chwilą cała ta sytuacja z pijanym mężczyzną nie miała miejsca. Sama egzystencja mężczyzny jakby dla niego nie istniała. O wiele bardziej zainteresowała go nieznajoma.
-No tak zapomniałbym. Nazywam się Aoyama Inazuma, ale mów mi Lucci.-przedstawił się wykonując lekki ukłon oraz lekko unosząc na chwile cylinder-A jak panienka ma na imię?-zapytał odsuwając się na krok.
-Czego kurwa rżysz?-wydarł się pijany mężczyzna na nieznajomą-A ty kurwa guza szukasz? Myślisz... hic... że jak jesteś ogromy i masz garnitur to ktoś się kurwa wystraszy?!-tym razem złość mężczyzny skierowana była na Lucciego-Spierdalaj stąd zanim dostaniesz po mordzie!-dodał na koniec.
Aoyama w sumie nie słuchał bełkotu nieznajomego. To co powiedział i powie nic nie znaczyło. Chłopak i tak wiedział jak skończy się to spotkanie.
-Mógłbyś się tak nie wydzierać śmieciu.-odpowiedział złowrogo-Powinieneś lepiej dobierać słowa.-dodał podchodząc dwa kroki bliżej.
Heiwa czując co się święci wzleciał w powietrze i kołował nad głowami całej trójki.
W momencie kiedy do uszu niedoszłego gwałciciela doszły słowa "...to ja sobie idę." automatycznie obrócił się w stronę Cynthii.
-Gdzie się kur...-tu jego wypowiedź się urwała i padł na ziemię nieprzytomny.
Kiedy mężczyzna zajęty był dziewczyną Lucci zwinnym susem doskoczył do niego i jednym ciosem w górę głowy powalił kładąc go na dechy. Mężczyzna nawet nie miał szansy na jakąkolwiek reakcję. Najprawdopodobniej jutro nie będzie wiedział co go uderzyło. Heiwa jeszcze przez chwilę latał w powietrzu, ale na dźwięk gwizdnięcia z powrotem usiadł Aoyamie na ramieniu.
-Następnym razem radzę Ci nie atakować bezbronnych piękności.-wyszeptał na tyle głośno, aby znokautowany mężczyzna był w stanie usłyszeć jego słowa.
Następnie spokojnym krokiem skierował się w stronę nieznajomej. Zanim jeszcze dotarła do samochodu stanął jej na drodze.
-Chyba nie zamierza panienka prowadzić samochodu w takim stanie, prawda?-zapytał z nutką "czaru" w głosie i spojrzał na białogłowę-Byłoby smutno gdyby takiej piękności jak panienka coś się stało.-dodał po chwili.
Zachowywał się tak jakby przed chwilą cała ta sytuacja z pijanym mężczyzną nie miała miejsca. Sama egzystencja mężczyzny jakby dla niego nie istniała. O wiele bardziej zainteresowała go nieznajoma.
-No tak zapomniałbym. Nazywam się Aoyama Inazuma, ale mów mi Lucci.-przedstawił się wykonując lekki ukłon oraz lekko unosząc na chwile cylinder-A jak panienka ma na imię?-zapytał odsuwając się na krok.
Mało obchodziło ją co dalej. Gwizdała sobie pod nosem. Najwidoczniej złapała pana boga za nogi, skoro przysłał jej rycerza z gołębiem. No, ale skoro tak się sprawa ma – gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Zawsze spada na cztery łapy, najwidoczniej coś z góry próbuje ją uchronić, a może to wewnętrzy – i zewnętrzny również – urok przyciąga kolejnych bodyguardów? Wracając do blond istoty. Mając w dupie wszystko i wszystkich, resztkami rozsądku, który nagle błysnął w jej móżdżku zdecydowała jednak wrócić do domu. Kręcąc na palcu wskazującym kluczami od bm’ki nasłuchiwała z głupkowatym uśmieszkiem dźwięków niczym z Tekkena. A może to był Tekken? IRL?! Zapowiadało się pięknie, a skończyło się na użeraniu z kolejnym typem.
- Eee… Tak? – odpowiedziała, jakby prowadzenie auta po pijanemu było dla niej czymś normalnym. Wydawało jej się to całkiem... fajne! Tak, to będzie świetna zabawa!
- Mówili, ze mogę zostać kim chcę, więc zostanę Paul’em Walker’em. – przewróciła oczami. Co go to interesuje? Mimo ogólnorozległego rozbawienia i nienaturalnego optymizmu zirytowało ją to. Ale… czas wykorzystać natręta! Tak, w tym była zdecydowanie najlepsza. Skoro już ją „uratował”, to chyba nie ma złych zamiarów, nie? Wręczyła mu kluczki ówcześnie klikając odpowiedni guzik tak, by zabezpieczenia przerwały tok swojej pracy.
- Prowadzisz panie Lucci, ale tego czegoś – tu wskazała nieporadnie palcem na towarzysza Inazumy – do auta nie wpuszczę. Obsra mi tapicerkę i co?
Zakręciło jej się w głowie. Nadmiar alkoholu, brak snu i jedzenia… Złe połączenie. Oparła cielsko o bok auta i odleciała, tak po prostu. Ta panna ściąga na siebie zdecydowanie za dużo problemów. Pijaczka, psychiczna i do tego idiotka. Tell me more mr. God.
- Eee… Tak? – odpowiedziała, jakby prowadzenie auta po pijanemu było dla niej czymś normalnym. Wydawało jej się to całkiem... fajne! Tak, to będzie świetna zabawa!
- Mówili, ze mogę zostać kim chcę, więc zostanę Paul’em Walker’em. – przewróciła oczami. Co go to interesuje? Mimo ogólnorozległego rozbawienia i nienaturalnego optymizmu zirytowało ją to. Ale… czas wykorzystać natręta! Tak, w tym była zdecydowanie najlepsza. Skoro już ją „uratował”, to chyba nie ma złych zamiarów, nie? Wręczyła mu kluczki ówcześnie klikając odpowiedni guzik tak, by zabezpieczenia przerwały tok swojej pracy.
- Prowadzisz panie Lucci, ale tego czegoś – tu wskazała nieporadnie palcem na towarzysza Inazumy – do auta nie wpuszczę. Obsra mi tapicerkę i co?
Zakręciło jej się w głowie. Nadmiar alkoholu, brak snu i jedzenia… Złe połączenie. Oparła cielsko o bok auta i odleciała, tak po prostu. Ta panna ściąga na siebie zdecydowanie za dużo problemów. Pijaczka, psychiczna i do tego idiotka. Tell me more mr. God.
Jej odpowiedź co do prowadzenia samochodu specjalnie go nie zdziwiła. Skoro do próby gwałtu podchodziła w taki sposób to dlaczego czymś takim jak prowadzenie po pijaku miała się przejmować? Wyglądało na to, że nic jej aktualnie nie straszne.
Słysząc jej kolejną wypowiedź lekko się uśmiechnął. Może nie powinno się śmiać ze zmarłych, ale co poradzić na to, że czarny humor jest jednym z jego ulubionych. Rozumiał dlaczego nie powinno się śmiać z takich rzeczy, ale pomimo tego czarny humor był zabawny. O wiele bardziej niż Ci "komicy" w telewizji. Jednakowoż wiadomość o zobaczeniu w jutrzejszej gazecie informacji na temat śmierci pewnej kobiety, ponieważ prowadziła po pijaku nie była najlepszą wizją. Gdyby był samochodem to pewnie by ją odwiózł, no ale niestety nie był. Jednakowoż nie musiał się w tej kwestii specjalnie trudzić. Dziewczyna sama otworzyła samochód i dała mu kluczyki, chcąc aby zawiózł ją... no właśnie gdzie? Miał o to pytać jak również zapewnić o to, że Heiwa nie nasta jej na tapicerkę, ale dziewczyna odleciała. "Czy ona nie ma ogranicznika? A co jeśli wcale nie miałbym dobrych zamiarów. Ehhh... niektórzy są chyba zbyt lekko duszni." rozmyślał usadawiając dziewczynę na przednim siedzeniu pasażerskim i przypinając ją pasem. Następnie wsiadła do samochodu po stronie kierowcy. "Skoro jest nieprzytomna to nie będzie jej przeszkadzać, że Heiwa tu jest." uznał bez większego zastanowienia. Teraz jedynie zostaje kwestia miejsca, w które ma ją zawieść. "A miałem mieć taki miły wieczór." stwierdził rozglądając się po samochodzie w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji o adresie zamieszkania nieznajomej. "W sumie... to nie powiedziała jak się nazywa." przeszło mu przez myśl podczas poszukiwań. Na jego nieszczęście nie znalazł nic co mogłoby jakkolwiek nasunąć mu miejsce zamieszkania śpiącej dziewoi. Do głowy przychodziło mu jedno sensowne miejsce gdzie mógł zabrać nieznajomą. "W takim razie jedziemy do mnie." uznał wzdychając. Wsadził kluczyk do stacyjki, przekręcił uruchamiając silnik i ruszył spokojnie obierając kierunek na swój dom.
Słysząc jej kolejną wypowiedź lekko się uśmiechnął. Może nie powinno się śmiać ze zmarłych, ale co poradzić na to, że czarny humor jest jednym z jego ulubionych. Rozumiał dlaczego nie powinno się śmiać z takich rzeczy, ale pomimo tego czarny humor był zabawny. O wiele bardziej niż Ci "komicy" w telewizji. Jednakowoż wiadomość o zobaczeniu w jutrzejszej gazecie informacji na temat śmierci pewnej kobiety, ponieważ prowadziła po pijaku nie była najlepszą wizją. Gdyby był samochodem to pewnie by ją odwiózł, no ale niestety nie był. Jednakowoż nie musiał się w tej kwestii specjalnie trudzić. Dziewczyna sama otworzyła samochód i dała mu kluczyki, chcąc aby zawiózł ją... no właśnie gdzie? Miał o to pytać jak również zapewnić o to, że Heiwa nie nasta jej na tapicerkę, ale dziewczyna odleciała. "Czy ona nie ma ogranicznika? A co jeśli wcale nie miałbym dobrych zamiarów. Ehhh... niektórzy są chyba zbyt lekko duszni." rozmyślał usadawiając dziewczynę na przednim siedzeniu pasażerskim i przypinając ją pasem. Następnie wsiadła do samochodu po stronie kierowcy. "Skoro jest nieprzytomna to nie będzie jej przeszkadzać, że Heiwa tu jest." uznał bez większego zastanowienia. Teraz jedynie zostaje kwestia miejsca, w które ma ją zawieść. "A miałem mieć taki miły wieczór." stwierdził rozglądając się po samochodzie w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji o adresie zamieszkania nieznajomej. "W sumie... to nie powiedziała jak się nazywa." przeszło mu przez myśl podczas poszukiwań. Na jego nieszczęście nie znalazł nic co mogłoby jakkolwiek nasunąć mu miejsce zamieszkania śpiącej dziewoi. Do głowy przychodziło mu jedno sensowne miejsce gdzie mógł zabrać nieznajomą. "W takim razie jedziemy do mnie." uznał wzdychając. Wsadził kluczyk do stacyjki, przekręcił uruchamiając silnik i ruszył spokojnie obierając kierunek na swój dom.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach