▲▼
- Pierwsze co się rzucało w oczy, gdy wchodziło się przez ciemne drzwi pokoju numer jedenaście to wyjątkowy porządek jak na nastolatki, a przynajmniej po stronie Emily. Pokój pomalowany był na jasnobeżowy kolor, należał do tych dosyć przestronnych.
Gdy się stało w czymś, co przypominało mały przedpokoik, dostrzegało się kolejne drzwi po lewej stronie, prowadzące do małej łazienki. O niej jednak póżniej.
Dwa łóżka stały po środku pokoju odzielone od siebie małą szafką nocną z jasnego drewna a pod nimi był dywan z średniej długości „włosiem”. Po prawej stronie łóżka Emily stała szafa z ubraniami, która była podzielona między dziewczyny. Em starała się trzymać wyznaczonego limitu. Pod jej bałogiem leżała torba sportowa, z którą chodziła na treningi, a samo łoże było idealnie pościelone. Kate miała zagwarantowaną dla siebie lewą stronę pokoju będącą bliżej okna.
Na przeciwko łóżek stały dwa biurka oraz nad nimi wisiały półki na książki. Dodatkowo na biurku starszej Bradley stał laptop, a na ścianie wisiała duża tablica korkowa, do której przyczepione były zdjęcia związane z ostatnimi przestępstwami. Oprócz podręczników, na półce można było odkryć różne pozycje dotyczące psychologii oraz wszystkie tomy książek związanych z „Anią z Zielonego Wzgórza”. Jedyne co zaburzało porządek to sportowe rękawiczki bez palców leżące na biurku.
Łazienka była mała, ale znajdowało się w niej to co najważniejsze, czyli prysznic, który był dodatkowo odzielony od reszty zasłonką prysznicową. Nie był on największy, lecz jeśli któraś z właścicielek — Emily — była zdolna, to na spokojnie zmieściły się pod nim dwie osoby. Nad umywalką wisiała szafka z lustrzanymi drzwiami, w której dziewczęta trzymały wszystkie swoje kosmetyki, a obok niej stała wąska szafka na ręczniki. Ściany były utrzymane w niebieskiej kolorystyce, a kafelki były białe. Właściwie łazienka była dosyć typowa, nie ma co się rozpisywać.
Zamglone oczy z koncentracją przyglądały się czerwono-żółtemu niebu, po którym ociężale sunęły kłęby chmur. Kate nie widziała w tym dzieła pędzlem malowanego, także obca była jej ckliwość nad magicznym pięknem i romantycznością, które dostrzegali artyści, zakochani i inni szaleńcy; dla niej było to proste udowodnienie obecności pary wodnej, pyłów i innych zanieczyszczeń, które - tutaj musiała się zgodzić - pod tą postacią były całkiem przyjemne dla oka. Nie wiedziała ile tak leży, bowiem czas płynął w tym momencie nader przyjemnie i leniwie. Umysł był otulony mgiełką najpopularniejszych leków przeciwbólowych dostępnych w Kanadzie, silnych na tyle, że wystarczało wziąć dwie tabletki (rzadko brała więcej), słabych na tyle, że niewymagana była recepta. Obserwacja przebijającego się światła słonecznego przez cirrusy i stratusy, zainspirowała ją do szukania na niebie UFO lub innych bytów. Co, jeśli wyższa inteligencja nie będzie chciała podzielić się wiedzą z ludzkim bydłem? A co, jeśli jej obecna wiedza na temat wszystkiego dookoła jest niewystarczająca, aby być gotowym przyjąć znacznie więcej? Te i podobne myśli sprawiały, że marszczyła czoło w zmartwieniu.
Nie zważała na kosmyki włosów, które przylepiały się jej do twarzy, karku i szyi, ani tego, że krzywizny jej ciała niechlujnie wyglądały na wojskowo pościelonym łóżku. Ostrą częścią paznokcia bezmyślnie rysowała kręgi wokół żeber, które jakby chciały się przebić przez bladą skórę (teraz już w czerwone prążki). Głowa niemalże zwisała z łóżka, a stopy delektowały się powoli chłodniejącą podłogą. Tak, to był piękny wieczór, jeśli to nadal był wieczór, w końcu dzień długi w lecie, a tak poza tym, szczęśliwi czasu nie liczą.
Nie zważała na kosmyki włosów, które przylepiały się jej do twarzy, karku i szyi, ani tego, że krzywizny jej ciała niechlujnie wyglądały na wojskowo pościelonym łóżku. Ostrą częścią paznokcia bezmyślnie rysowała kręgi wokół żeber, które jakby chciały się przebić przez bladą skórę (teraz już w czerwone prążki). Głowa niemalże zwisała z łóżka, a stopy delektowały się powoli chłodniejącą podłogą. Tak, to był piękny wieczór, jeśli to nadal był wieczór, w końcu dzień długi w lecie, a tak poza tym, szczęśliwi czasu nie liczą.
Szła. Wielce wkurwiona kroczyła miejskimi uliczkami Vancouver w stanie lekkiego upojenia alkoholowego. Ci, którzy znali Emily wiedzieli, że po napojach wyskokowych nie warto jej denerwować. Ktoś jednakże raczył złamać tę zasadę, by zrobić jej na złość. Albo był bardzo wstawiony. Bradley to nie obchodziło, wyczuwała, że spokój jej siostry jest zakłócony, o czym przekonywały ją dobitnie kolejne esemesy od Kate. Skrzywiła się, czytając je i szła dalej.
— Zadaję się z idiotami — skwitowała krótko, aby w końcu pobiegnąć. Nie miała czasu do stracenia, a skróty w mieście znała jak własną kieszeń, a nawet lepiej.
Chodziło o Kate, tylko o nią.
Dostała się do pokoju i spojrzała na idiotki, znaczy się przyjaciółki, które podwędziły jej klucze do pokoju. O ile bawić się z nimi lubiła, to nadal uznawała je za tępe pustaki, z którymi by nie rozmawiała na poważniejsze tematy. Mlasnęła niezadowolona, ściągając trampki i wkroczyła głębiej, obdarzając byłe towarzyszki imprezy chłodnym i karcącym spojrzeniem.
— Która była tak tępa, by przywłaszczyć sobie moje klucze? Zostawić was na chwile same, a już wszystko spierdolicie — warknęła na nie, wpatrując się w dziewczynę, która była trzecią najtrzeźwiejszą w tym pomieszczeniu. Nie licząc oczywiście jej siostry. — Była umowa. Nigdy. Pod żadnym pozorem. NIE. PRZENOSIMY. IMPREZ DO POKOJU MOJEJ SIOSTRY I MOJEGO. Zrozumiałyście czy mam to wam powiedzieć wielkimi drukowanymi literami? — Właściwie to już to wypowiadała wielkimi drukowanymi literami, ale to był szczegół.
— Siostro, ogarnij się. Ja rozumiem, że twoja lo... ekhm, siostra jest sztywna, ale Ty? — „Przywódczyni” stada tępaków wyciągnęła rękę ku Emily, w geście uspokojenia jej.
Oczywiście instynkt samozachowawczy blondyny zawiódł jak zwykle zresztą. Została mocno pochwycona za nadgarstek, a czerwonowłosa zbliżyła się do niej na niebezpieczną odległość, naruszając każdy kolejny krąg barier i znajdując się w kręgu, w którym tylko partnerzy bądź bliscy przyjaciele mogli się znajdować. Czyli bardzo blisko, podsumowując.
— Ile się znamy, co? Jeszcze się nie nauczyłaś, że od MOJEJ rodziny lepiej się odczepić? — warknęła prosto w twarz blondynie, patrząc jej w oczy.
Czołem niemalże się z nią stykała. Mogła czuć oddech Bradley na szyi. Zauważyć jak z nerwów drga jej szczęka, a język wodzi po zębach, które ukazywała w grymasie niczym głodne zwierzę.
— Ale to prawda, że ta dzi... — Zdanie zostało brutalnie przerwane przez wyraźny plask, który wydobył się, gdy czerwonowłosa uderzyła ją w twarz z otwartej dłoni. Aż odrzuciło "przywódczynię".
Następnie Emily odsunęła się i spojrzała ma Kate. Posłała jej łagodny uśmiech, chociaż wiedziała, że nie odwzajemnia jej sympatii. A w szczególności tych głębszych uczuć, które do niej żywiła. Wyłamała sobie palce.
— Zaraz te dziewczęta sobie pójdą, tylko muszę jedną z nich nauczyć pokory. Spokojnie. Zaraz będzie w normie.
Nienawidziła niesubordynacji. I jak ktoś wjeżdżał na jej rodzinę. Właściwie te dwie rzeczy się ze sobą łączyły. A na pewno nienawidziła debilizmu ludzkiego. Niestety i takie osoby do siebie przyciągała. Gdyby nie jej potrzeba kontaktu z ludźmi jakiegokolwiek pokroju, to prawdopodobnie skończyłaby zamknięta w pokoju, byleby nie zderzać się z tymi idiotami. Psuli jej powietrze. A co najważniejsze, psuli powietrze, którym oddychała Kate. Obniżali IQ na całym świecie i Emily mimo niezbyt wyrafinowanego słownictwa doskonale o tym wiedziała, bo nadal jednak była inteligenta. Teraz musiała chwilę odetchnąć, aby samej nie zrobić niczego głupiego.
— Zadaję się z idiotami — skwitowała krótko, aby w końcu pobiegnąć. Nie miała czasu do stracenia, a skróty w mieście znała jak własną kieszeń, a nawet lepiej.
Chodziło o Kate, tylko o nią.
✖✖✖
Dostała się do pokoju i spojrzała na idiotki, znaczy się przyjaciółki, które podwędziły jej klucze do pokoju. O ile bawić się z nimi lubiła, to nadal uznawała je za tępe pustaki, z którymi by nie rozmawiała na poważniejsze tematy. Mlasnęła niezadowolona, ściągając trampki i wkroczyła głębiej, obdarzając byłe towarzyszki imprezy chłodnym i karcącym spojrzeniem.
— Która była tak tępa, by przywłaszczyć sobie moje klucze? Zostawić was na chwile same, a już wszystko spierdolicie — warknęła na nie, wpatrując się w dziewczynę, która była trzecią najtrzeźwiejszą w tym pomieszczeniu. Nie licząc oczywiście jej siostry. — Była umowa. Nigdy. Pod żadnym pozorem. NIE. PRZENOSIMY. IMPREZ DO POKOJU MOJEJ SIOSTRY I MOJEGO. Zrozumiałyście czy mam to wam powiedzieć wielkimi drukowanymi literami? — Właściwie to już to wypowiadała wielkimi drukowanymi literami, ale to był szczegół.
— Siostro, ogarnij się. Ja rozumiem, że twoja lo... ekhm, siostra jest sztywna, ale Ty? — „Przywódczyni” stada tępaków wyciągnęła rękę ku Emily, w geście uspokojenia jej.
Oczywiście instynkt samozachowawczy blondyny zawiódł jak zwykle zresztą. Została mocno pochwycona za nadgarstek, a czerwonowłosa zbliżyła się do niej na niebezpieczną odległość, naruszając każdy kolejny krąg barier i znajdując się w kręgu, w którym tylko partnerzy bądź bliscy przyjaciele mogli się znajdować. Czyli bardzo blisko, podsumowując.
— Ile się znamy, co? Jeszcze się nie nauczyłaś, że od MOJEJ rodziny lepiej się odczepić? — warknęła prosto w twarz blondynie, patrząc jej w oczy.
Czołem niemalże się z nią stykała. Mogła czuć oddech Bradley na szyi. Zauważyć jak z nerwów drga jej szczęka, a język wodzi po zębach, które ukazywała w grymasie niczym głodne zwierzę.
— Ale to prawda, że ta dzi... — Zdanie zostało brutalnie przerwane przez wyraźny plask, który wydobył się, gdy czerwonowłosa uderzyła ją w twarz z otwartej dłoni. Aż odrzuciło "przywódczynię".
Następnie Emily odsunęła się i spojrzała ma Kate. Posłała jej łagodny uśmiech, chociaż wiedziała, że nie odwzajemnia jej sympatii. A w szczególności tych głębszych uczuć, które do niej żywiła. Wyłamała sobie palce.
— Zaraz te dziewczęta sobie pójdą, tylko muszę jedną z nich nauczyć pokory. Spokojnie. Zaraz będzie w normie.
Nienawidziła niesubordynacji. I jak ktoś wjeżdżał na jej rodzinę. Właściwie te dwie rzeczy się ze sobą łączyły. A na pewno nienawidziła debilizmu ludzkiego. Niestety i takie osoby do siebie przyciągała. Gdyby nie jej potrzeba kontaktu z ludźmi jakiegokolwiek pokroju, to prawdopodobnie skończyłaby zamknięta w pokoju, byleby nie zderzać się z tymi idiotami. Psuli jej powietrze. A co najważniejsze, psuli powietrze, którym oddychała Kate. Obniżali IQ na całym świecie i Emily mimo niezbyt wyrafinowanego słownictwa doskonale o tym wiedziała, bo nadal jednak była inteligenta. Teraz musiała chwilę odetchnąć, aby samej nie zrobić niczego głupiego.
Podczas swobodnego martwienia się sprawami poważnymi i nie cierpiących zwłoki [czyt. irracjonalnymi], jej pokój przeżył prawdziwą inwazję. Obce dziewczęta w stanie upojenia (Kate nie mogła szczerze powiedzieć, że sama była zupełnie trzeźwa) rozsiadły się zupełnie jak u siebie, tym samym zmuszając kościste ciało do uniesienia się do siadu skrzyżnego, jakby wraz z cholernymi koleżankami cholernej siostry przybyła rozżalona lawa. Powolny umysł nie do końca ogarniał, co tutaj się działo. Wiedziała jedynie, że jej pokój przechodził poważną inwazję dzikusów, którzy wielokrotnie użyli imienia siostry. Pozostało więc do niej napisać, bo jej myślenie było całkiem proste – koleżanki Emily dostały się do pokoju, Emily ponosi odpowiedzialność.
Gdy super-złoczyńca, naczelny szef i powód inwazji raczył przyjść i rozprawić się ze swoimi zbirami, Kate pozostało jedynie przysłuchiwać i przypatrywać się w milczeniu. Gdy zobaczyła, że wściekła Emily nagle zwraca się w jej stronę, nadal nieco zamglone i nieskupione oczy skupiły się na jej. Czemu uśmiechała się do niej w ten sposób? Przecież to wszystko jej wina, przecież to były jej cholerne klucze, jej cholerne koleżanki! Trzeba być idiotą, żeby pozwolić wziąć komuś klucze. Tym bardziej, że miały umowę.
Nawet to spieprzyła.
- Myślę, że matka nie pochwaliłaby taki przejaw przemocy – stwierdziła Kate, zupełnie niewinnie i dobrodusznie. Chociaż to ciemnowłosa na złość mamie odmrażała sobie uszy. - Obawiam się, że – jeśli dobrze wyczuwam – wysokie stężenie alkoholu etylowego pozbawia ich umiejętności racjonalnego myślenia i zdolności do wysłuchania czegoś bardziej wymagającego, niż kawałów o brunetkach – wyraziła swoją całkiem trzeźwą opinię, przyglądając się koleżankom Emily.
Przyjemne zawieszenie w rzeczywistości skutkowało przebaczaniem bliźnim i chęcią stania się częścią stada baranów, bo bycie jedyną kozą niekiedy bardzo ją przygnębiało. Postanowiła opowiedzieć zasłyszany żart, który ją samą bardzo uradował.
- Wiecie, jakie jest przekleństwo chemiczne? - chwila ciszy, werbeny, uwaga! - Kurde mol. - Ba-dum, tss.
Jakby to powiedzieć, chemik opowiedział żart i nie było reakcji. Chyba, że weźmiemy pod uwagę chichot Kate.
Gdy super-złoczyńca, naczelny szef i powód inwazji raczył przyjść i rozprawić się ze swoimi zbirami, Kate pozostało jedynie przysłuchiwać i przypatrywać się w milczeniu. Gdy zobaczyła, że wściekła Emily nagle zwraca się w jej stronę, nadal nieco zamglone i nieskupione oczy skupiły się na jej. Czemu uśmiechała się do niej w ten sposób? Przecież to wszystko jej wina, przecież to były jej cholerne klucze, jej cholerne koleżanki! Trzeba być idiotą, żeby pozwolić wziąć komuś klucze. Tym bardziej, że miały umowę.
Nawet to spieprzyła.
- Myślę, że matka nie pochwaliłaby taki przejaw przemocy – stwierdziła Kate, zupełnie niewinnie i dobrodusznie. Chociaż to ciemnowłosa na złość mamie odmrażała sobie uszy. - Obawiam się, że – jeśli dobrze wyczuwam – wysokie stężenie alkoholu etylowego pozbawia ich umiejętności racjonalnego myślenia i zdolności do wysłuchania czegoś bardziej wymagającego, niż kawałów o brunetkach – wyraziła swoją całkiem trzeźwą opinię, przyglądając się koleżankom Emily.
Przyjemne zawieszenie w rzeczywistości skutkowało przebaczaniem bliźnim i chęcią stania się częścią stada baranów, bo bycie jedyną kozą niekiedy bardzo ją przygnębiało. Postanowiła opowiedzieć zasłyszany żart, który ją samą bardzo uradował.
- Wiecie, jakie jest przekleństwo chemiczne? - chwila ciszy, werbeny, uwaga! - Kurde mol. - Ba-dum, tss.
Jakby to powiedzieć, chemik opowiedział żart i nie było reakcji. Chyba, że weźmiemy pod uwagę chichot Kate.
Być może to i była jej wina, w końcu zaufała debilkom, że nie będą groziły najpoważniejszej z nich i najinteligentniejszej. Ale zawsze można się przejechać na ludziach, a Emily się do tego przyzwyczaiła. Po prostu musiała zacząć lepiej dobierać przyjaciółki.
Przewróciła oczami na słowa Kate i spojrzała na nią ponownie.
— Jest wiele rzeczy, z których by nie była zadowolona. Spokojnie — rzekła lekko ochryple, oblizują wargi i patrząc ponownie na blondynę.
Wypuściła ze świstem powietrze, widząc, że tamta w końcu postanowiła pobudzić szare komórki. Podchodziła powoli do Emily z tępawą miną, która miała za zadanie pokazywać, że zwierzę jest rozwścieczone. Niestety wyglądała, jakby miała dziwny rodzaj porażenia, przez co jej twarz wyglądała co najmniej komicznie. Nawet Pantera nie potrafiła powstrzymać śmiechu i parsknęła.
— Czego się śmiejesz... lesbo? — zapiszczała w jej stronę, niczym mysz, która wpadła w pułapkę. — A ty cicho wariatko. Nie masz prawa mówić, do czego jesteśmy zdolne.
Emily wyszczerzyła kły, aby po chwili się opanować. Nie mogła reagować tak gwałtownie, chociaż najchętniej by wyrzuciła tę idiotkę przez okno.
— Mylisz się Kate. Dwie na trzy z nich nie potrafią zrozumieć nic, oprócz żartów o blondynkach, nawet jeśli nie są upojone. W innym przypadku są na poziomie intelektualnym ameby — rzekła do siostry ciepło, aby po chwili podejść do „przywódczyni stada” — Zabierasz mi klucze. Obrażasz moją rodzinę. Drwisz z mojej orientacji. A dodatkowo obniżasz poziom IQ w tym pomieszczeniu o trzysta punktów i zatruwasz powietrze. Jako jedyna nie zrozumiałaś, że działamy po mojemu. Powiedz mi, dlaczego mam ci pozwolić przebywać przy mnie.
Była oazą spokoju. Lodowatym wiatrem trzaskającym podczas mroźnych nocy na Alasce. Nie mogła pozwolić sobie na takie traktowanie. Żarcik siostry puściła w tej chwili mimo uszu, chociaż w głębi z pewnością się uśmiechnęła. Niektórzy faktycznie mieli poziom intelektualny pantofelka i za grosz instynktu samozachowawczego.
— Lesbo, ja nie obrażam twojej rodziny. Każdy wie, że ty jesteś niedoruchaną suką a twoja siostrzyczka jest pierdolnięta i jest obciążeniem.
Za dużo. To było o wiele za dużo. Mogła być spokojna, nie brudzić sobie rąk. Jednak gdy ktoś młodszą Bradley nazywa obciążeniem... Więcej nie wytrzyma. Pchnęła ją na ścianę, a później uderzyła ją dwa razy z prawego sierpowego jak najmocniej w twarz. To było jednak za mało, pragnęła, aby ta suka dostała za swoje. Oczywiście, że najrozsądniejsza z nich wszystkich chciała je rozdzielić. Jednak nie miała szans, więc wszystko zakończyło się, jak się zakończyło. Gdy blondyna już mocno krwawiła, przy czym jej jedyną obroną było podrapanie twarzy Em, ruda ją podniosła i zaciągnęła ją za kudły. Usadziła ją przed Kate.
— Przeproś ją — warknęła, cały czas trzymając ją za kłaki — Bez gierek.
— Przepraszam... Wariatko. — Poczuła mocne szarpnięcię za włosy, a następnie cios wymierzony jej w twarz — Przepraszam.
Emily uśmiechnęła się i podniosła, teraz już z pewnością, byłą przyjaciółkę i wywaliła ją za drzwi.
— Wynoś się, nim jeszcze niczego nie ubrudziłaś i więcej się nie pokazuj. — Spojrzała na kolejną idiotkę i wskazała na nią. Ta wyglądała bardzo tępo — A Ty ją upilnuj. Właściwie to obie już się wynoście. Chociaż ciebie Abi nie obwiniam.
Siadła koło siostry na łóżku, gdy dziewczyny sobie poszły, i spojrzała na nią. Ledwie musnęła palcami jej włosy, aby potem wycofać rękę, jakby została oparzona.
— Nie chciałam naruszać twojego spokoju. Więcej to się nie powtórzy. Potrzebujesz czegoś?
Jak za pstryknięciem palca się zmieniła. Chciała zdobyć w końcu zaufanie siostry, a nawet coś więcej. Musiała się wobec niej zupełnie inaczej odnosić, lecz już doprawdy nie wiedziała jak.
— Masz jeszcze jakieś żarty w zanadrzu? Bo chyba nie miałaś wystarczającego poklasku. — Jej wyraz twarzy łagodniał z każdą sekundą, a źrenice delikatnie się rozszerzyły z niewiadomego powodu.
Kochała ją zbyt długo. Może nawet nie jak siostrę.
Przewróciła oczami na słowa Kate i spojrzała na nią ponownie.
— Jest wiele rzeczy, z których by nie była zadowolona. Spokojnie — rzekła lekko ochryple, oblizują wargi i patrząc ponownie na blondynę.
Wypuściła ze świstem powietrze, widząc, że tamta w końcu postanowiła pobudzić szare komórki. Podchodziła powoli do Emily z tępawą miną, która miała za zadanie pokazywać, że zwierzę jest rozwścieczone. Niestety wyglądała, jakby miała dziwny rodzaj porażenia, przez co jej twarz wyglądała co najmniej komicznie. Nawet Pantera nie potrafiła powstrzymać śmiechu i parsknęła.
— Czego się śmiejesz... lesbo? — zapiszczała w jej stronę, niczym mysz, która wpadła w pułapkę. — A ty cicho wariatko. Nie masz prawa mówić, do czego jesteśmy zdolne.
Emily wyszczerzyła kły, aby po chwili się opanować. Nie mogła reagować tak gwałtownie, chociaż najchętniej by wyrzuciła tę idiotkę przez okno.
— Mylisz się Kate. Dwie na trzy z nich nie potrafią zrozumieć nic, oprócz żartów o blondynkach, nawet jeśli nie są upojone. W innym przypadku są na poziomie intelektualnym ameby — rzekła do siostry ciepło, aby po chwili podejść do „przywódczyni stada” — Zabierasz mi klucze. Obrażasz moją rodzinę. Drwisz z mojej orientacji. A dodatkowo obniżasz poziom IQ w tym pomieszczeniu o trzysta punktów i zatruwasz powietrze. Jako jedyna nie zrozumiałaś, że działamy po mojemu. Powiedz mi, dlaczego mam ci pozwolić przebywać przy mnie.
Była oazą spokoju. Lodowatym wiatrem trzaskającym podczas mroźnych nocy na Alasce. Nie mogła pozwolić sobie na takie traktowanie. Żarcik siostry puściła w tej chwili mimo uszu, chociaż w głębi z pewnością się uśmiechnęła. Niektórzy faktycznie mieli poziom intelektualny pantofelka i za grosz instynktu samozachowawczego.
— Lesbo, ja nie obrażam twojej rodziny. Każdy wie, że ty jesteś niedoruchaną suką a twoja siostrzyczka jest pierdolnięta i jest obciążeniem.
Za dużo. To było o wiele za dużo. Mogła być spokojna, nie brudzić sobie rąk. Jednak gdy ktoś młodszą Bradley nazywa obciążeniem... Więcej nie wytrzyma. Pchnęła ją na ścianę, a później uderzyła ją dwa razy z prawego sierpowego jak najmocniej w twarz. To było jednak za mało, pragnęła, aby ta suka dostała za swoje. Oczywiście, że najrozsądniejsza z nich wszystkich chciała je rozdzielić. Jednak nie miała szans, więc wszystko zakończyło się, jak się zakończyło. Gdy blondyna już mocno krwawiła, przy czym jej jedyną obroną było podrapanie twarzy Em, ruda ją podniosła i zaciągnęła ją za kudły. Usadziła ją przed Kate.
— Przeproś ją — warknęła, cały czas trzymając ją za kłaki — Bez gierek.
— Przepraszam... Wariatko. — Poczuła mocne szarpnięcię za włosy, a następnie cios wymierzony jej w twarz — Przepraszam.
Emily uśmiechnęła się i podniosła, teraz już z pewnością, byłą przyjaciółkę i wywaliła ją za drzwi.
— Wynoś się, nim jeszcze niczego nie ubrudziłaś i więcej się nie pokazuj. — Spojrzała na kolejną idiotkę i wskazała na nią. Ta wyglądała bardzo tępo — A Ty ją upilnuj. Właściwie to obie już się wynoście. Chociaż ciebie Abi nie obwiniam.
Siadła koło siostry na łóżku, gdy dziewczyny sobie poszły, i spojrzała na nią. Ledwie musnęła palcami jej włosy, aby potem wycofać rękę, jakby została oparzona.
— Nie chciałam naruszać twojego spokoju. Więcej to się nie powtórzy. Potrzebujesz czegoś?
Jak za pstryknięciem palca się zmieniła. Chciała zdobyć w końcu zaufanie siostry, a nawet coś więcej. Musiała się wobec niej zupełnie inaczej odnosić, lecz już doprawdy nie wiedziała jak.
— Masz jeszcze jakieś żarty w zanadrzu? Bo chyba nie miałaś wystarczającego poklasku. — Jej wyraz twarzy łagodniał z każdą sekundą, a źrenice delikatnie się rozszerzyły z niewiadomego powodu.
Kochała ją zbyt długo. Może nawet nie jak siostrę.
Kate niezbyt ogarniała, co tutaj się działo – była w swoim świecie trosk, w którym głównym tematem było UFO i zaniepokojenie, że cholerne koleżanki jeszcze bardziej cholernej siostry odstraszą przybyszów spoza Ziemi. Jednak, wśród tej niewątpliwie kłopotliwej potyczki, zwróciła uwagę na powtarzające się słowo: „Lesba”. Gdyby była bardziej zainteresowana obyczajowymi sprawami, zapewne zaczęłaby ciężko rozmyślać nad tym, czy ziarno prawdy tkwiło tylko i wyłącznie w kwestii obciążenia rodziców swoją osobą – myśl zaczęła się i skończyła na tym, że rodzice byliby niezadowoleni, bowiem to Emily była jedyną nadzieją na spłodzenie wnuków, bo przestali marnować nadzieje dla wariatki. Swoją drogą, trochę zabolało. Pewnie Emily miała swoje trzy grosze w tym wyroku.
Jeb, pisk!
Kate podskoczyła w miejscu, patrząc się rozszerzonymi oczami na rozgrywającą się scenę. Zupełnie ją sparaliżowało, bowiem nie zwykła przebywać w takich sytuacjach i w dodatku takich brutalnych. Ale żeby tego było mało, siostrzyczka zaciągnęła tipsiarę na kolana przed nią z nakazem przeproszenia.
- Em... Emily myślę, że to nie będzie kon... - Słowa i chaotyczną gestykulację przerwało kolejne pieprznięte pokiereszowanej przyjaciółki, bo w tej sytuacji nawet niekoniecznie miała jej za złe epitety. - W porządku – rzuciła pokojowo, bo zauważyła dziwną metodę w tym, że takie obrony honoru Kate często kończyły się znęcaniem psychicznym lub fizycznym nad wymienioną. Nie, żeby to rozumiała, ale mogła przynajmniej po części załagodzić to uprzejmością.
Gdy wszystkie koleżanki zostały wyrzucone, ona zastanawiała się, dlaczego siostrzyczka nie poszła z nimi, chociażby po to, aby się z nimi pogodzić lub bardziej im wpieprzyć. Dostrzegła nadchodzącą dłoń i instynktownie odsunęła się z jej zasięgu, ruchem sztywnym i dość gwałtownym.
- Chcesz żartu, Emily? Do usług. Żartem było umieszczenie nas razem w pokoju, skoro i tak muszę znosić ciebie w swoim cholernym domu. Mam szczerze w nosie ideę zaciskania więzów rodzinnych. Nawet nie potrafisz dopilnować tego, żeby nikt tutaj nie wchodził. Może powinnam poprosić o przydzielenie innego pokoju, skoro nie potrafisz tego uszanować, a ja przecież jestem takim obciążeniem – rzuciła oschle, przedstawiając swoją prostą logikę, jakoby wpakowała Emily do worka swoich koleżanek, ba, jakby to ona użyła takich słów! Posłała jej kose spojrzenie, ale zaraz przeniosła swoje zainteresowanie na jej dłoń. - Masz krew na rękach. Idź się umyć, zanim coś pobrudzisz. Być może za kilkaset lat ewoluuje to w coś naprawdę paskudnego – burknęła, a potem sięgnęła po książkę naukową pod łóżko, żeby wcisnąć się do ściany (plecami do Emily) i rozpocząć swoją przedsenną chwilę relaksu.
Jeb, pisk!
Kate podskoczyła w miejscu, patrząc się rozszerzonymi oczami na rozgrywającą się scenę. Zupełnie ją sparaliżowało, bowiem nie zwykła przebywać w takich sytuacjach i w dodatku takich brutalnych. Ale żeby tego było mało, siostrzyczka zaciągnęła tipsiarę na kolana przed nią z nakazem przeproszenia.
- Em... Emily myślę, że to nie będzie kon... - Słowa i chaotyczną gestykulację przerwało kolejne pieprznięte pokiereszowanej przyjaciółki, bo w tej sytuacji nawet niekoniecznie miała jej za złe epitety. - W porządku – rzuciła pokojowo, bo zauważyła dziwną metodę w tym, że takie obrony honoru Kate często kończyły się znęcaniem psychicznym lub fizycznym nad wymienioną. Nie, żeby to rozumiała, ale mogła przynajmniej po części załagodzić to uprzejmością.
Gdy wszystkie koleżanki zostały wyrzucone, ona zastanawiała się, dlaczego siostrzyczka nie poszła z nimi, chociażby po to, aby się z nimi pogodzić lub bardziej im wpieprzyć. Dostrzegła nadchodzącą dłoń i instynktownie odsunęła się z jej zasięgu, ruchem sztywnym i dość gwałtownym.
- Chcesz żartu, Emily? Do usług. Żartem było umieszczenie nas razem w pokoju, skoro i tak muszę znosić ciebie w swoim cholernym domu. Mam szczerze w nosie ideę zaciskania więzów rodzinnych. Nawet nie potrafisz dopilnować tego, żeby nikt tutaj nie wchodził. Może powinnam poprosić o przydzielenie innego pokoju, skoro nie potrafisz tego uszanować, a ja przecież jestem takim obciążeniem – rzuciła oschle, przedstawiając swoją prostą logikę, jakoby wpakowała Emily do worka swoich koleżanek, ba, jakby to ona użyła takich słów! Posłała jej kose spojrzenie, ale zaraz przeniosła swoje zainteresowanie na jej dłoń. - Masz krew na rękach. Idź się umyć, zanim coś pobrudzisz. Być może za kilkaset lat ewoluuje to w coś naprawdę paskudnego – burknęła, a potem sięgnęła po książkę naukową pod łóżko, żeby wcisnąć się do ściany (plecami do Emily) i rozpocząć swoją przedsenną chwilę relaksu.
Posłała Kate ostre spojrzenie, gdy ta twierdziła, że to nie było konieczne. Em była przyzwyczajona do ciężkich warunków, w których niegdyś żyła i wiedziała, że nie można było przyzwolić na złe traktowanie od innych osób. Nie mogła pozwolić na to, aby jej siostra była traktowana jak ostatni śmieć. Może przy tym przesadzała i tylko szkodziła młodszej Bradley, ale zawsze musiała rozwiązywać większość spraw siłą.
Ciężkie westchnięcie wydobyło się z jej ust, gdy ciemnowłosa powiedziała ten cały „żart”.
— Do jasnej cholery, Kate. To nie ja twierdzę, że jesteś obciążeniem. Tylko widzę, że... czuję to obciążenie, jakie ciąży na mnie, a zarazem, że oni... Trudno to wyjaśnić. Rozumiem, jak to postrzegasz. I więcej taka sytuacja się nie powtórzy, tym razem będę uważała na to, aby żadna znajoma nie zakłóciła twojego spokoju. A tym bardziej, aby cię nie obrażały.
Potem wstała i poszła do łazienki, aby umyć ręce oraz dać chwilę wytchnienia sobie oraz siostrze. Może i przesadziła. Zmyła makijaż oraz przemyła twarz, po tym, jak umyła ręce. Przeciągnęła się i zaplotła włosy w luźny warkocz na noc. Następnie wróciła do pokoju i spojrzała na Kate, która działała zgodnie ze swoją rutyną dnia. Podeszła do swojego biurka i zajrzała do szuflady, aby wyciąć parę zdjęć z gazety, a potem przyczepić do tablicy korkowej. Kończyło jej się powoli miejsce na niej.
— Kate, to wszystko, co zrobiłam, było konieczne. Nie życzę sobie, aby ktokolwiek obrażał moją rodzinę. A w szczególności ciebie. Być może trochę przesadziłam, ale do takich osób słowa nie docierają — mówiła, cały czas siedząc przy biurku i szperając w internecie.
Trzeba było przynać, miała małego bzika na punkcie przestępstw i szukała wszędzie informacji na ich temat. Właściwie miała bzika na punkcie przestępstw oraz Kate. Tylko nie wiedziała, co bardziej ją pociągało.
Poszła jeszcze raz do toalety, aby ponownie umyć ręce — ostatnio zaczynała myć ręce po niemalże wszystkim — a potem wróciła do Kate. Znowu próbowała ją pogłaskać po głowie.
— Dla mnie nie jesteś obciążeniem. Zawsze chciałam mieć siostrę, nawet jeśli trudniejszą niż inni — A to, że coś poczułam wobec Ciebie to inna sprawa, przemknęło jej przez myśl — Nie wiem już jak do ciebie dotrzeć.
Może była zbyt szczera wobec niej, za dużo mówiła o uczuciach. Za bardzo przy niej miękła, być może powinna przyjąć inną taktykę, aby ta się do niej przyzwyczaiła i w końcu ją zaakceptowała.
— Wcale się też nie prosiłam o to, aby być oczkiem w głowie twoich rodziców. Naszych.
Za dużo mówisz, Em.
Wiem. Ale ona musi wiedzieć, że nie robię tego specjalnie.
I tak cię nigdy nie zaakceptuje.
Nie poddam się.
W głowie toczyła batalię samą sobą, lecz jej determinacja się nie kończyła. Właściwie z każdym dniem tylko rosła. Kate mogła być jej i musiała się o to tylko postarać.
Ciężkie westchnięcie wydobyło się z jej ust, gdy ciemnowłosa powiedziała ten cały „żart”.
— Do jasnej cholery, Kate. To nie ja twierdzę, że jesteś obciążeniem. Tylko widzę, że... czuję to obciążenie, jakie ciąży na mnie, a zarazem, że oni... Trudno to wyjaśnić. Rozumiem, jak to postrzegasz. I więcej taka sytuacja się nie powtórzy, tym razem będę uważała na to, aby żadna znajoma nie zakłóciła twojego spokoju. A tym bardziej, aby cię nie obrażały.
Potem wstała i poszła do łazienki, aby umyć ręce oraz dać chwilę wytchnienia sobie oraz siostrze. Może i przesadziła. Zmyła makijaż oraz przemyła twarz, po tym, jak umyła ręce. Przeciągnęła się i zaplotła włosy w luźny warkocz na noc. Następnie wróciła do pokoju i spojrzała na Kate, która działała zgodnie ze swoją rutyną dnia. Podeszła do swojego biurka i zajrzała do szuflady, aby wyciąć parę zdjęć z gazety, a potem przyczepić do tablicy korkowej. Kończyło jej się powoli miejsce na niej.
— Kate, to wszystko, co zrobiłam, było konieczne. Nie życzę sobie, aby ktokolwiek obrażał moją rodzinę. A w szczególności ciebie. Być może trochę przesadziłam, ale do takich osób słowa nie docierają — mówiła, cały czas siedząc przy biurku i szperając w internecie.
Trzeba było przynać, miała małego bzika na punkcie przestępstw i szukała wszędzie informacji na ich temat. Właściwie miała bzika na punkcie przestępstw oraz Kate. Tylko nie wiedziała, co bardziej ją pociągało.
Poszła jeszcze raz do toalety, aby ponownie umyć ręce — ostatnio zaczynała myć ręce po niemalże wszystkim — a potem wróciła do Kate. Znowu próbowała ją pogłaskać po głowie.
— Dla mnie nie jesteś obciążeniem. Zawsze chciałam mieć siostrę, nawet jeśli trudniejszą niż inni — A to, że coś poczułam wobec Ciebie to inna sprawa, przemknęło jej przez myśl — Nie wiem już jak do ciebie dotrzeć.
Może była zbyt szczera wobec niej, za dużo mówiła o uczuciach. Za bardzo przy niej miękła, być może powinna przyjąć inną taktykę, aby ta się do niej przyzwyczaiła i w końcu ją zaakceptowała.
— Wcale się też nie prosiłam o to, aby być oczkiem w głowie twoich rodziców. Naszych.
Za dużo mówisz, Em.
Wiem. Ale ona musi wiedzieć, że nie robię tego specjalnie.
I tak cię nigdy nie zaakceptuje.
Nie poddam się.
W głowie toczyła batalię samą sobą, lecz jej determinacja się nie kończyła. Właściwie z każdym dniem tylko rosła. Kate mogła być jej i musiała się o to tylko postarać.
Te słowa, powiedziane przez przyjaciółkę Emily, raczyły ciężko odbić się w głowie ciemnowłosej; słyszała je często, szczerze, to nic oryginalnego, a jednak za każdym razem były tak samo prawdziwe. Przytłumiony lekami umysł zaciął się na tej jednej kwestii, a gula w gardle urosła do wielkości kasztana. Oddychała głęboko, starając się skupić na treści swojej książki, bo emocje nigdy nie były czymś, co uważała za jakkolwiek potrzebne. Nigdy nie rozumiała tego, czemu do cholery ona się nią zajmuje, skoro wielmożna Kate tego zwyczajnie nie chce. Skoro czuje obciążenie, niech tym bardziej spieprza – takim spłyconym tokiem myślenia dysponowała.
Lubiła trawić wszystko w samotności, dlatego pójście do łazienki współlokatorki potraktowała jako zbawienie. Sama zaczęła skupiać się na książce naukowej, żeby spędzić ten czas praktycznie, na przykład, czytając o cechach populacji. To jest o wiele prostsze i racjonalniejsze, niż wybuchy emocji i latające pięści. Ale, szczerze, nie potrafiła się skupić tak mocno, jakby tego chciała.
Nawet nie zwróciła uwagi na to, kiedy ta wyszła z łazienki.
- Zawsze mi mówiono, że nie powinno się być agresywnym, niezależnie od sytuacji. Chcesz mi powiedzieć, że jednak są luki w tej regule? - zapytała, tak po prostu. Miała swój rozum i generalnie, dla niej był to zwykły akt barbarzyństwa. - Nie sądzę. Przemoc jest zła – stwierdziła stanowczo, bo oczywiście, Kate nie znała innych kolorów, niż biel i czerń.
Zmarszczyła zabawnie nos, gdy poczuła jakieś smyranie po głowie, a potem wcisnęła głowę w poduszkę, pięknie eksponując wystające kręgi szyjne. Brakowało jeszcze podkulonych pod brodę nóg, żeby wyglądała jak ostatnia sierota. Z nosem w książce.
- Chcieli normalne dziecko, które będzie miało mnóstwo znajomych, dobre oceny i pomagać w domu. Jestem pewna, że ucieszyliby się, gdybyś kiedyś przyszła do domu pijana, w końcu to robią normalni, piją i się bawią. Nie ma w tym nic złego, że jesteś lepsza – mruknęła, powoli dokańczając czytanie zdania z książki, chociaż nie potrafiła za bardzo się skupić. - Rodzice chcieliby mieć wnuki, ale jestem pewna, że nie będą szczególnie cierpieć, jeśli znajdziesz sobie dziewczynę. W końcu, ważne, że w ogóle kogoś będziesz miała. Rodzice chcieli czegoś innego, więc wzięli to sobie – mruknęła beznamiętnie, zupełnie bez emocji. Kiedyś, gdy jeszcze się starała, chciała się dowiedzieć, czego od niej oczekiwano – żeby dowiedzieć się, że nie potrafi dać niczego.
Lubiła trawić wszystko w samotności, dlatego pójście do łazienki współlokatorki potraktowała jako zbawienie. Sama zaczęła skupiać się na książce naukowej, żeby spędzić ten czas praktycznie, na przykład, czytając o cechach populacji. To jest o wiele prostsze i racjonalniejsze, niż wybuchy emocji i latające pięści. Ale, szczerze, nie potrafiła się skupić tak mocno, jakby tego chciała.
Nawet nie zwróciła uwagi na to, kiedy ta wyszła z łazienki.
- Zawsze mi mówiono, że nie powinno się być agresywnym, niezależnie od sytuacji. Chcesz mi powiedzieć, że jednak są luki w tej regule? - zapytała, tak po prostu. Miała swój rozum i generalnie, dla niej był to zwykły akt barbarzyństwa. - Nie sądzę. Przemoc jest zła – stwierdziła stanowczo, bo oczywiście, Kate nie znała innych kolorów, niż biel i czerń.
Zmarszczyła zabawnie nos, gdy poczuła jakieś smyranie po głowie, a potem wcisnęła głowę w poduszkę, pięknie eksponując wystające kręgi szyjne. Brakowało jeszcze podkulonych pod brodę nóg, żeby wyglądała jak ostatnia sierota. Z nosem w książce.
- Chcieli normalne dziecko, które będzie miało mnóstwo znajomych, dobre oceny i pomagać w domu. Jestem pewna, że ucieszyliby się, gdybyś kiedyś przyszła do domu pijana, w końcu to robią normalni, piją i się bawią. Nie ma w tym nic złego, że jesteś lepsza – mruknęła, powoli dokańczając czytanie zdania z książki, chociaż nie potrafiła za bardzo się skupić. - Rodzice chcieliby mieć wnuki, ale jestem pewna, że nie będą szczególnie cierpieć, jeśli znajdziesz sobie dziewczynę. W końcu, ważne, że w ogóle kogoś będziesz miała. Rodzice chcieli czegoś innego, więc wzięli to sobie – mruknęła beznamiętnie, zupełnie bez emocji. Kiedyś, gdy jeszcze się starała, chciała się dowiedzieć, czego od niej oczekiwano – żeby dowiedzieć się, że nie potrafi dać niczego.
Kiedyś postrzegała świata podobnie jak Kate, jednakże szybko dorosła, żyjąc na bezwzględnej ulicy. Zarazem nie miała młodszej tego za złe, w końcu ona nie była jakkolwiek dziecinna, a po prostu inna. Świat mógł być dla niej kłopotliwy, lecz i Emily miała z nim problem. Potrzebowała wolności i własnych zasad, jednak wymagania narzucane na nią nie pozwalały jej na to. Przynajmniej w jej mniemaniu. Parkour, kick-boxing oraz te małe rutynowe zadania, które tylko ona na siebie narzucała, pozwalały jej utrzymywać stabilność. Jednakże to ona od siebie najwięcej od siebie wymagała, dlatego przez większość życia była wściekła na swoją osobę. Chyba tylko Kate od niej nie wymagała zbyt wiele, była niedostępna dla Emily, co na nieszczęście obu pociągało Azjatkę.
Zamrugała parokrotnie, słysząc wypowiedź siostry. Podrapała się po głowie i spojrzała na nią, przybierając poważną minę.
— Widzisz Kate. Są pewne niepisane prawa, które uzasadniają przemoc. Pisane zresztą też istnieje coś takiego jak obrona konieczna. Zapisane jest to w aktach prawnych — Ciągnęła wywód, wpatrując się w siostrę — Oczywiście, przekroczyłam pewne normy oraz zachowałam się jak byle osoba z ulicy. Jednakże było to spowodowane tym, że i ona złamała zasadę. Rodzina to świętość, a gdy ktoś mówi o niej źle, należy zastosować wszelkie środki, aby wybić mu z głowy dalsze obrażanie rodziny. Następnym razem zastosuję mniej drastyczne środki. — A przynajmniej przy tobie, ciągnęła dalej w myślach.
Rodzina była dla niej bardzo ważna, a w szczególności Kate, którą w swoim mniemaniu musiała chronić przed złem tego świata. W końcu przeżyła już zbyt wiele. Chciała dla niej jak najlepiej.
Patrzyła na nią, jak na przestraszonego kociaka, a wargi powoli wyginały jej się w uśmiech. Oczywiście dłoń zabrała z jej głowy, w końcu i tak na zbyt wiele sobie pozwalała. Wiedziała, że jednak jej siostra nie lubi zbytniego kontaktu fizycznego, Emily po prostu tego potrzebowała. Słuchała jej uważnie, marszcząc brwi trochę zezłoszczona. Nie lubiła być postrzegana jako ta normalniejsza, nie czuła się tak wcale a wcale. Prychnęła i wyłamała palce. Ciekawe kto komu da lepszą lekcję życia.
— Co do pierwszego, to rzeczywiście. Każdy rodzic marzy o dziecku, które osiąga sukcesy oraz pomaga im w domu. Jednakże co do powrotu w staniu upojenia, wierz mi lub nie, ale rodzice za tym nie przepadają. Serio. Ci „normalni”, o których mówisz, to osoby bez ograniczeń, hedoniści. Nie nadają się do życia w społeczeństwie. Do dorosłego, zresztą widziałaś przykład. Można pić i się bawić, lecz z umiarem. A o ten obecnie oraz trudniej. — Wzięła głębszy wdech i poukładała myśli — Jednakże zawsze lepszym by było, żebym związała się z mężczyzną. Głównym problemem naszych rodziców jest to, że uważają, że ja przeżyję za nas dwie życie. Tak ja to odbieram. A nie. To drugi problem. Pierwszym jest to, że nie są w stanie się pogodzić z tym jaka jesteś. A mnie to już irytuje, bo jakkolwiek nie racjonalizujesz, to wiadomym jest, że cię ranią. A powinni cię kochać bez względu na wszystko.
Przynajmniej ona to tak widziała. Wstała, zasiadła ponownie przy komputerze, a następnie zaczęła czytać o kolejnym przestępstwie. Skupiła się na opisie oraz zdjęciu kobiety. Mruczała coś pod nosem, z szuflady wyciągając zeszyt, poświęcony jednemu typowi przestępstw. Zaczęła wertować kartki, a później wyciągnęła długopis oraz zestaw kartek samoprzylepnych. Dostrzegła pewną poprawność, co ją pochłonęło. Na chwilę zapomniała o bożym świecie.
— Dziwne... — skomentowała, patrząc to na artykuł, to wertując po raz kolejny strony notesu — Od kilku lat częstymi ofiarami gwałtu są Azjatki, w wieku od osiemnastu do trzydziestu pięciu lat. Duży rozrzut, więc policja by nie podejrzewała o te wszystkie przestępstwa jednej osoby. Prawdopodobnie poszukują wielu sprawców — mruczała pod nosem, analizując wszystkie dane. — Dziwna sprawa. Może to robi jedna i ta sama osoba. Rozrzut jest przypadkowy albo wręcz przeciwnie, zamierzony. Chce, aby policja szukała wielu sprawców. Dziwne, że nie mają materiału genetycznego. Banda imbecyli? A może to nie mężczyzna? — Spojrzała na Kate, cały czas nad tym rozmyślając. Chyba jednak powinna więcej wypić, bo teraz za bardzo myśli nad sprawami, których nigdy nie rozwiąże.
Siedziała okrakiem, zagryzając dolną wargę. W tej chwili zdawała się nawet ciut bardziej rąbnięta od siostry, przynajmniej w swoim mniemaniu. Po prostu to ją nurtowało. Co, jeśli z jej matką zrobili to samo? Wolała uciec, a ojciec podążył za nią. Może matka nie przeżyła. Emily też była porzucona, a wspomnienia o dawnych rodzicach wyparła. Nie pamiętała, jak wyglądali. Jednakże coś ją nurtowało w tych wszystkich sprawach i szukała odpowiedzi, jakby przestępstwa miały opowiedzieć historię jej życia. Powinna jednak to wszystko zostawić policji.
Zamrugała parokrotnie, słysząc wypowiedź siostry. Podrapała się po głowie i spojrzała na nią, przybierając poważną minę.
— Widzisz Kate. Są pewne niepisane prawa, które uzasadniają przemoc. Pisane zresztą też istnieje coś takiego jak obrona konieczna. Zapisane jest to w aktach prawnych — Ciągnęła wywód, wpatrując się w siostrę — Oczywiście, przekroczyłam pewne normy oraz zachowałam się jak byle osoba z ulicy. Jednakże było to spowodowane tym, że i ona złamała zasadę. Rodzina to świętość, a gdy ktoś mówi o niej źle, należy zastosować wszelkie środki, aby wybić mu z głowy dalsze obrażanie rodziny. Następnym razem zastosuję mniej drastyczne środki. — A przynajmniej przy tobie, ciągnęła dalej w myślach.
Rodzina była dla niej bardzo ważna, a w szczególności Kate, którą w swoim mniemaniu musiała chronić przed złem tego świata. W końcu przeżyła już zbyt wiele. Chciała dla niej jak najlepiej.
Patrzyła na nią, jak na przestraszonego kociaka, a wargi powoli wyginały jej się w uśmiech. Oczywiście dłoń zabrała z jej głowy, w końcu i tak na zbyt wiele sobie pozwalała. Wiedziała, że jednak jej siostra nie lubi zbytniego kontaktu fizycznego, Emily po prostu tego potrzebowała. Słuchała jej uważnie, marszcząc brwi trochę zezłoszczona. Nie lubiła być postrzegana jako ta normalniejsza, nie czuła się tak wcale a wcale. Prychnęła i wyłamała palce. Ciekawe kto komu da lepszą lekcję życia.
— Co do pierwszego, to rzeczywiście. Każdy rodzic marzy o dziecku, które osiąga sukcesy oraz pomaga im w domu. Jednakże co do powrotu w staniu upojenia, wierz mi lub nie, ale rodzice za tym nie przepadają. Serio. Ci „normalni”, o których mówisz, to osoby bez ograniczeń, hedoniści. Nie nadają się do życia w społeczeństwie. Do dorosłego, zresztą widziałaś przykład. Można pić i się bawić, lecz z umiarem. A o ten obecnie oraz trudniej. — Wzięła głębszy wdech i poukładała myśli — Jednakże zawsze lepszym by było, żebym związała się z mężczyzną. Głównym problemem naszych rodziców jest to, że uważają, że ja przeżyję za nas dwie życie. Tak ja to odbieram. A nie. To drugi problem. Pierwszym jest to, że nie są w stanie się pogodzić z tym jaka jesteś. A mnie to już irytuje, bo jakkolwiek nie racjonalizujesz, to wiadomym jest, że cię ranią. A powinni cię kochać bez względu na wszystko.
Przynajmniej ona to tak widziała. Wstała, zasiadła ponownie przy komputerze, a następnie zaczęła czytać o kolejnym przestępstwie. Skupiła się na opisie oraz zdjęciu kobiety. Mruczała coś pod nosem, z szuflady wyciągając zeszyt, poświęcony jednemu typowi przestępstw. Zaczęła wertować kartki, a później wyciągnęła długopis oraz zestaw kartek samoprzylepnych. Dostrzegła pewną poprawność, co ją pochłonęło. Na chwilę zapomniała o bożym świecie.
— Dziwne... — skomentowała, patrząc to na artykuł, to wertując po raz kolejny strony notesu — Od kilku lat częstymi ofiarami gwałtu są Azjatki, w wieku od osiemnastu do trzydziestu pięciu lat. Duży rozrzut, więc policja by nie podejrzewała o te wszystkie przestępstwa jednej osoby. Prawdopodobnie poszukują wielu sprawców — mruczała pod nosem, analizując wszystkie dane. — Dziwna sprawa. Może to robi jedna i ta sama osoba. Rozrzut jest przypadkowy albo wręcz przeciwnie, zamierzony. Chce, aby policja szukała wielu sprawców. Dziwne, że nie mają materiału genetycznego. Banda imbecyli? A może to nie mężczyzna? — Spojrzała na Kate, cały czas nad tym rozmyślając. Chyba jednak powinna więcej wypić, bo teraz za bardzo myśli nad sprawami, których nigdy nie rozwiąże.
Siedziała okrakiem, zagryzając dolną wargę. W tej chwili zdawała się nawet ciut bardziej rąbnięta od siostry, przynajmniej w swoim mniemaniu. Po prostu to ją nurtowało. Co, jeśli z jej matką zrobili to samo? Wolała uciec, a ojciec podążył za nią. Może matka nie przeżyła. Emily też była porzucona, a wspomnienia o dawnych rodzicach wyparła. Nie pamiętała, jak wyglądali. Jednakże coś ją nurtowało w tych wszystkich sprawach i szukała odpowiedzi, jakby przestępstwa miały opowiedzieć historię jej życia. Powinna jednak to wszystko zostawić policji.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach