Anonymous
Ulica Hamiltona
Gość
First topic message reminder :

Jedna z wielu ulic we wschodniej części miasta. Po obu stronach znajdują się mniejsze lub większe lokale. Tu kawiarnia, tam jakiś pub, a za rogiem głośna dyskoteka. W niektórych budynkach, na piętrze znajdują się mieszkania, których właściciele praktycznie co noc muszą znosić hałasy wywoływane przez włóczących się bez celu nastolatków.
Droga i chodnik wydają się całkiem zadbane, ale niekiedy można natknąć się tutaj na graffiti, którego nie udało się jeszcze usunąć.

Bianca Chavarría
Bianca Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Zima była coraz bliżej, ale nie przeszkadzało to przemierzającej ulicę nastolatce. Nie bała się mrozu. Jako Youtuberka musiała całkiem dobrze o siebie dbać. Dużo witamin i ciepłe posiłki oraz napoje definitywnie jej służyły. Ani razu nie zachorowała tegorocznej jesieni.
Tego dnia wyszło tak, że musiała wyjść do sklepu. Zabrakło jej kilku kosmetyków i żarcia. Tak, eks anorektyczce zabrakło żarcia. Hihihi. Hahaha. Ale śmieszne.
No, wracając do tematu, gdy już szła z wszystkimi reklamówkami pełnymi produktów, zauważyła pewnego chłopaka. Czy to nie gościu, od którego dostała plotę od znajomej znajomej znajomego, że handluje niezłym towarem. Odpicowanym i cennym towarem.
Pomyślmy, jak można by go wykorzystać...
- Hej! To cacko jest twoje? - Podeszła, wskazując na maszynę. Niewątpliwie musiał spać na forsie dzięki temu swojemu biznesowi.
Skrzyżowała ręce pod piersiami, patrząc na niego wyzywająco.
- Ile bierzesz za przejażdżkę na tym Mustangu? - Uśmiechnęła się szczwanie, opierając się o barierki. Ciekawe czy połasi się na ten hajs, czy nie. Mimo że nie wyglądał na szczególnie ogarniętego i ubierał się jak dres to może chociaż o interesy zadbać umie.
Rosa María Chavarría
Rosa María Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Często tak nie reagowała. Może czasami jak zjadała to co sama sobie czasami ugotowała. Lubiła eksperymentować. Czasami wymykało to się spod kontroli.
Czasami.
Rosa uśmiechnęła się delikatnie i położyła dłoń na główce dziewczynki, by zaraz wprowadzić na jej głowie twórczy nieład. - Już, już, wróciłam!
Chwile później pożegnała się z wesołą gromadką i wrzucając cukierki do dyni pognała za resztą. Mają jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia!
Ulica Hamiltona, ciekawe jakie niespodzianki tutaj dla nich przygotowali.
- Mamy tutaj jakiś konkretny cel? - zerknęła na Kapitana, a po tym na resztę drużyny.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Harvey machnięciem dłoni pożegnał się z dzieciakami, a recepcjonistce grzecznie ukłonił. Cieszył się, że jego szata jest na tyle gruba, że przez jakiś czas mogła zastępować płaszcz, bo po wyjściu z powrotem na dwór poczuł chłodny powiew. Naciągnął kaptur głębiej na głowę i szedł na tyłach swojej nieustraszonej, najdzielniejszej z dzielnych drużyny pilnując, aby nikt nie zaszedł ich od tyłu i nie próbował zaskoczyć. To oni tutaj byli mistrzami niespodzianek i polowania na słodycze, musieli pilnować swojej reputacji, a jakże!
Bianca Chavarría
Bianca Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Ulica rojąca się od ludzi. W ten dzień można by było przyrównać ją do centrum handlowego. Multum dzieciaków straszących się nawzajem. Chociaż czy można nazwać to straszeniem? One przecież w gruncie się nie bały.
Zupełnie jak Bianca. Obcowała tyle razy z czarną magią, że chyba gorzej już być nie mogło. Sprzedała duszę diabłu, a jej serce przypominało barwą węgiel. Mikołaj definitywnie omijał ją szerokim łukiem i to rok w rok. W sumie to mu się dziwiła. Miała sporo na sumieniu.
Tak więc co teraz? Rozdzielają się? Takie wyjście nawet by jej spasowało. Wszystko robiła w swoim tempie i na swój własny sposób. Taki typ człowieka i już.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Nie ukrywajmy: liczyła, że dostaną trochę więcej słodyczy, ale narzekać nie mogła. Coś uzbierali, a przy okazji zwiedzili szpital psychiatryczny, więc w sumie wyszło na plus. Na pożegnanie tylko machnęła krótko do dzieciaków, a gdy tylko opuścili mury budynku, sięgnęła ręką pod pelerynę i po chwili wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni paczkę fajek i zapalniczkę.
No co? Wymęczyły ją te krzyki maluchów i powstrzymywała się od wejścia na bal, zasługiwała na nagrodę.
- Właśnie, idziemy gdzieś indziej czy po prostu kręcimy się bez celu i zaczepiamy niewinnych ludzi? - zapytała, odpalając papierosa. Żadna z tych opcji nie brzmiała źle, chociaż miała dziwne wrażenie, że ludzie zajmujący pobliskie mieszkania raczej nie będą skorzy do zabawy, biorąc pod uwagę, jak bardzo muszą się męczyć przez cały rok ze świrującymi nastolatkami.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Na pytania grupy zwrócił się ich kierunku, przez chwilę nie odzywając się ani słowem. Minęło jakieś pięć sekund, nim w końcu wzruszył ramionami, składając mapę i wsuwając ją do tylnej kieszeni spodni.
Właściwie decyzja należy do was. Możemy przejść się po ulicy i nagabywać kogo się da, albo zachaczyć o kawiarnię czy bar i tam próbować cokolwiek z innych wyciągnąć. Może po alkoholu będą bardziej skorzy i zamiast cukierków dorwiemy inne fanty — uniósł nieznacznie brew ku górze, nim skręcił w lewo kierując się w stronę jednego z ozdobionych domów. Wielka dynia z wykrojonym upiornym uśmiechem, zaśmiała się ponuro, gdy jego noga wkroczyła na jej teren.
A na razie możemy spróbować szczęścia. A nóż coś nam się trafi.
I nie czekając już dłużej, po prostu zapukał do drzwi.

8/10
Uzbierane cukierki: 6
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Próbowanie szczęścia brzmiało dobrze, tym bardziej teraz, w tę noc, kiedy ludzie byli otwarci na przebierańców. Być może zbiorą więcej, kiedy tak po prostu będą zaglądać do domów, bez rozwiązywania zagadek i picia jakichś kulinarnych wybryków.
Pan lustrzany upiór pokiwał głową i gestem zachęcił lidera grupy aby zapukał do drzwi.
Możemy zaczepiać ludzi i zaglądać do domów po drodze od baru do baru. Przyjemne z pożytecznym.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Świetnie. To chyba ma najwięcej sensu — zgodził się najprostszym skinięciem głową. Tak właśnie wyglądał ich plan na najbliższy czas. Sam nie wiedział jak wiele domów obeszli i jak wielu ludzi zaczepili, gdy przechadzali się ulicami miasta strasząc i napastując niewinne staruszki, młode dzieci, przebierańców, jak i po prostu innych dorosłych. W końcu ich koszyk trzymany przez Rosę był praktycznie pełen.
To jak, wracamy?
Zakomunikował wykonując jeden krótki telefon. Nie minęło nawet pięć minut, gdy szofer podjechał na miejsce, w którym się znajdowali.
Jeśli ktoś z was wraca na bal to wsiadajcie. Będzie szybciej.
Zaprosił ich gestem dłoni zajmując miejsce w limuzynie. Czas wrócić do ratusza.

zt.

_____________

Nie musicie pisać postów wychodzących, możecie założyć że po prostu pojechaliście z Mercurym. Jeśli natomiast życzycie sobie wrócić do domu na piechotę czy zaplanowaliście sobie inny sposób wyjścia to śmiało. A ja lecę zgłosić przydział.
Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
The member '[늑대] Mercury Kyan Black' has done the following action : Dices roll


'KOSTKA RIVERWEENOWA' : 1
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Cierpliwość Winchestera praktycznie nie znała granic.
Gdy przechadzał się ulicami potrafił znosić praktycznie wszystko. Długotrwałe odpowiedzi samotnych starszych pań o swoich zmarłych mężach. Tragiczne historie nastolatków o tym jak nie zdawali z pięciu przedmiotów i wiszących nad nimi rodzicami. Cholera, nawet gdy wyleciał na aktywistkę tłumaczącą mu przez dziesięć minut jak może ratować pszczoły, starał się odpowiadać jej w miarę sensownie. Wziął nawet tę pieprzoną ulotkę, ignorując fakt że przechodziła za nim ulicę za ulicą, zupełnie jakby była gotowa dotrzeć za nim aż do domu, byleby wpłacił jakieś dodatkowe pieniądze na jej kampanię.
Problem w tym, że Woolfe nie miał przy sobie żadnych pieniędzy. Im dłużej szedł przed siebie słuchając jej ględzenia, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nic z tego. Niezależnie od tego tego czego by nie zrobił i tak nie zamierzała dać mu spokoju. Gdy nagle najwidoczniej ktoś inny wpadł jej w oko, gdy z krótkim 'dziękuję i życzę miłego dnia!' pognała na drugą stronę ulicy. Koniec? Nigdy w życiu. Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy zderzył się z nieznanym sobie mężczyzną idącym ruchem wybitnie zygzakowatym.
Pszpraszam pana brzdzo... — wyminął go i ruszył we własną drogę? Gdzie tam. Złotooki przystanął już na pierwsze zdanie słuchając o jego zmarłej żonie, mimo że nie miał na to najmniejszej ochoty. Jego cierpliwość do innych zwyczajnie została na dziś wyczerpana, co dało się wywnioskować nawet po jego poirytowanej minie.
Niech mi ktoś pomoże, nim urwę mu łeb.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Przeciętny człowiek na gastrofazie wyżre z lodówki wszystkie zapasy i będzie kontent. Oczywiście, że nie Chester, Chester był specjalnej troski i miał tak pieruńską chicę na tosty z serem, że ubzdurał sobie, że jest w ciąży i zamiast ruszyć dupę, szukał imion na behindthename.com przez dziesięć minut. Hayden był na uczelni, mając o jakieś popołudniowej godzinie egzamin, gdy Chester już opierdalał się po szkole i z nudów palił zielsko bez niego, toteż nikt nie słyszał jego łkań o ser, którego w mieszkaniu był deficyt. Co to za dom bez żółtego sera, tylko z jakąś pedalską mozarellą?
Pies miał go dość, kot też, toteż ruszył na podbój supermarketu sam. Chuchał na mrożonki, żeby nie zamarzły, ścigał się wózkami z jakąś sześciolatką z mamą na zakupach, która straciła czujność, a potem, skoro rytuał dziennego przypału odprawiony, kupił ser. Na odchodne skomplementował kasjerkę, że świetnie pasuje do krzesła i wyjechał ze sklepu, wymijając finezyjnie węszącego ochroniarza.
Tak wesoło jechał sobie przez ulice z kawałkiem sera gouda w reklamówce na kolanach, aż tych swoich przekrwionych gał nie utkwił w znajomej sylwetce. Z początku wkręcił sobie, że to omamy związane ze swoją urojoną ciążą, aczkolwiek dla świętego spokoju przykołował do dwójki gentlemanów.
Wincheeeeesteeeeer! I… Gandalf? Przecież ty nie żyjesz. ─ zmarszczył brwi, gdy zerknął na tego bardziej zarośniętego pana, jednak wrócił wzrokiem do przyjaciela, który był o wiele bardziej przystępny wizualnie. ─ Dostałeś list z Hogwartu i nic mi nie powiedziałeś?
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Cierpliwość na wykończeniu była jedną z najgorszych rzeczy jakich mógł doświadczyć ten świat... właściwie z czyjejkolwiek strony. Prawda była jednak taka, że zły Winchester zdecydowanie wpisywał się w kategorie tych gorszych. Wszystko dlatego, że na codzień dysponował olbrzymimi jej pokładami. To właśnie sprawiało, że w momencie gdy była na wykończeniu, w jego twarzy pojawiało się coś, co zdecydowanie powinno ostrzec innych przed dalszym zawracaniem mu dupy. Niestety tak jak większość trzeźwych na umyśle osób potrafiło to dostrzec i faktycznie zejść mu z drogi, tak zdecydowanie zbyt mocno podpite osobniki jak ten znajdujący się przed nim, miały z tym olbrzymi problem. Wtem usłyszał głos, który właśnie w tym tragicznym momencie był dla niego istnym zbawieniem.
Odwrócił się w kierunku jego źródła, wypuszczając powoli powietrze nosem.
Ches — mimo że próbował nadać własnemu głosowi jakiejkolwiek pozytywnej czy entuzjastycznej nuty, zamiast tego brzmiała w nim jakaś niewypowiedziana groźba i ostrzeżenie. Wystarczyło jedno spojrzenie na Woolfe'a, by wiedzieć że kierował je właśnie w kierunku Gandalfa. Po raz kolejny podjął próbę wyswobodzenia się z jego historii, gdy kompletnie go ignorując ruszył do Chestera, zatrzymując wzrok na spoczywających na jego kolanach zakupach.
Zapraszasz mnie na śniadanie? Jakże miło z twojej strony — tym razem faktycznie udało mu się wpleść do wypowiedzi rozbawienie. Podpity Gandalf natomiast wyraźnie wyczuł szansę na spowiedź numer dwa.
Kirowniqu... pszyzdojny z pna hop. Jkk mójże syn — wybełkotał do Ó Heachthinghearna gibiąc się na boki. A menele runą, runą, runą...
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Chester miał kilka cech łączących go z 3-letnimi brzdącami, a jedną z nich było to, że skupienie jego uwagi to było nie lada wyzwanie, chyba, że obezwładniło się go ściskanym w palcach snickersem. Toteż należało się liczyć z tym, że sekundę po tym, jak jednostronnie obraził się na Winchestera za nieuprzedzenie go o wyprowadzce do Hogwartu, zajął się kawkami stroszącymi piórka w kałuży. Widok zjaranego bachora w koszulce z napisem AD piorun HD pożerającego wzrokiem jak zombie myjące lotki ptaki musiał być bezcenny.
To ja. ─ obrócił głowę w jego stronę na dźwięk swojego imienia, choć wątek utracił już bezpowrotnie lata temu. Widząc jego wyraz twarzy, zerknął na swoje kolana, gdzie leżała siatka z serem. ─ Ohhhh… Jasne, że tak!
Już miał brać dupę w troki, lecz do rozmowy włączył się Gandalf, który dla Chestera występował w Harrym Potterze. Od lat tkwił w błędzie, że profesor Dumbledore i brodacz z Władcy Pierścieni to jeden aktor, a jakże. Postacie też zamienił sobie miejscami. Cóż, nie był orłem miliona uniwersów ani… właściwie, w niewielu rzeczach się orientował, aczkolwiek przynajmniej wiedział na transmisji meczu w telewizorni, „którzy to nasi”.
Pełen sceptycyzmu wyraz twarzy Chestera mówił tyle, co „ło matko bosko, ten śmierdzący pan do mnie mówi”. Menelokrates komplementował jego krzywą facjatę, tego jeszcze nie grali. Już obliczał deltę, jak tu spławić delikwenta tekstem, że owszem, lubi starszych, ale nie eksponaty z muzeum albo coś takiego, jednak facet wydawał się bardziej zaangażowany w kłapanie dziobem niż w atakowanie młodych chłopców, a Riley chyba był zbyt miękką fają, żeby mu powiedzieć, że w dupie ma jego syna. Chociaż wtedy może Grimshaw wkurwiłby się, ale czego Ryan nie wie, to go nie zaboli. Gdy tylko otworzył jadaczkę, ujrzał kątem oka aktywistkę, chyba Greenpeace’u. Miała jakieś ulotki z namalowanymi tłuściutkimi pszczółkami i chyba szukała ofiary. Chester wyłożyłby stówę, że rzuci się do Riley’ego z informacjami na temat błonkoskrzydłych. Oczywiście nie wiedział, że ta sama aktywistka prześladowała to piegowate słoneczko przez kilka ulic, aczkolwiek trzewia mu podpowiadały, że to dobra strategia.
Co pan mówi! Ma pan pasiekę pszczół na obrzeżach Richmond? To zajmuje się pan badaniem skutków ich wymierania! ─ podniósł głos na tyle, aby złotowłosa ze skrzydełkami przymocowanymi do pleców wywęszyła dzięki tej rozmowie zapalonego pszczelarza. Zapętlą się w pierdoleniu i będą żyli długo i szczęśliwie. ─ Spierdalamy, stary. ─ rzucił ciszej do Winchestera, wziął jego ręce i ułożył na rączkach wózka, dając sygnał, by ulatniali się, póki tamci stracili czujność.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Normalnie Woolfe zapewne zacząłby się śmiać, bądź przewrócił z rozbawieniem oczami widząc wgapiającego się w ptaki Chestera. Rzucając też oczywiście jakimś tekstem o tym, czy nie myślał nad zmianą kierunku, skoro tak bardzo lubi wszelkiego rodzaju ptaszki. Ornitolog jak się patrzy. Ewentualnie andrologiem. Że też ci przeklęci ludzie musieli tak nadszarpnąć jego cierpliwość, przecież to byłby wyborny żart.
Świetnie, o niczym tak nie marzę jak o tostach. Albo lasagne — powiedział szczerze doceniając fakt, że chłopak tak szybko podłapał jego grę. Nawet wyszło to całkiem przekonująco. Niestety samotny mężczyzna ani myślał zaprzestać swej historii. Pewnie nawet byłoby mu go nieco szkoda, ale ten dzień był po prostu do niczego. Menelokrates jak to nazwał go Ches, gibał się właśnie rasowo na boki niczym mocno ośliniony lód przepełniony żelatyną.
Wtem Heachthinghearn wypowiedział magiczne słowa. Aktywistka wyprostowała się niczym czujny pies i jak rasowa pracowita pszczółka, których tak dobitnie broniła, wystrzeliła do przodu.
A więc prowadzi pan własną pasiekę? W takim razie z pewnością zdaje pan sobie sprawę z tego jak wielkim problemem jest wymieranie tych drobnych istot! W ostatnim czasie ludzie kompletnie ignorują wkład pszczół w naturę, zupełnie ignorując że przecież bez ich pomocy zostaniemy absolutnie bez wszystkiego. Jeśli nikt nie zapyli kwiatów to kto... — jej słowa cichły z każdą sekundą, gdy Woolfe błyskawicznie zacisnął dłonie na rączkach wózka Chestera. Chciałoby się rzec, że zniknęli z miejsca w ułamek sekundy niczym rasowi ninja, ale w rzeczywistości kółka raz po raz kręciły się z tym swoim charakterystycznym dźwiękiem, który tylko się wzmógł, gdy Riley przez przypadek jebnął w krawężnik.
Feck. Sorry, Ches.
Wyminął przeszkodę przez chwilę czując się jak kierowca wyścigówki i przyspieszył zerkając za siebie. Właściwie to przyspieszył tak bardzo, że ledwo udało mu się zahamować na czerwonym.
Serio odstawić cię do domu czy dokądś zmierzasz?
Gdy tylko światło przełączyło się na zielone wznowił krok, popychając go przed siebie jedną ręką. Drugą grzebał gdzieś po kieszeniach, by w końcu przystanąć (na chodniku rzecz jasna, nie na środku ulicy) i odpalić papierosa. Zdecydowanie tego w tym momencie potrzebował, zwłaszcza gdy patrzył na nieznacznie rozedrgane dłonie.
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City

FESTIWAL KOLORÓW OFICJALNIE SIĘ ROZPOCZĄŁ!

Wchodnia dzielnica zawsze tętniła życiem. Przechadzający się po niej uczniowie nieustannie zaglądali do pobliskich sklepów przekrzykując się, szturchając łokciami i wybuchając głośnym śmiechem, który sprawiał że przechodzący obok dorośli przewracali oczami mamrocząc coś pod nosem. Dzisiejszego dnia, choć wiele rzeczy się zmieniło, bez wątpienia nie tutejszy wieczny gwar. Wszystkie sklepy odzieżowe pozamykały swoje drzwi na cztery spusty, podobnie jak większość innych. Jedynie restauracje, bary, puby i wszelkie inne stoiska z jedzeniem zdawały się działać na najwyższych obrotach. Bynajmniej nie miało to nic wspólnego z magicznym wprowadzeniem niehandlowej soboty w Riverdale City. Jeśli któryś z przechodzących choć przez chwilę zastanawiał się nad tym co właściwie działo się dziś na wschodnich ulicach, zaraz dostawał w zamyśloną twarz olbrzymią porcją kolorowego proszku.
Hej to nie pora na spanie, przecież jest Festiwal Kolorów! — głośny śmiech zaraz niknął w tłumie, gdy psotny pomysłodawca psikusa uciekał przed siebie, by dorwać kolejną ofiarę. Tą ofiarą rzecz jasna byłeś... ty! Drobna dziewczyna chyba przeszła specjalne szkolenie w wyskakiwaniu znikąd, bo zaraz twoje ubrania zostały zabarwione na dwa przeróżne kolory.
No dalej, nie stój tak! — z szerokim uśmiechem wręcza ci dwa kolorowe woreczki (sami wybieracie kolory, jakie otrzymaliście od tajemniczej dziewczyny). Nim zdążyłeś jakkolwiek zareagować, ponownie się oddaliła uniemożliwiając jakiekolwiek złapanie jej drobnej osóbki wszystkim, którzy nie mają rozwiniętego sprintu lub śledzenia na poziom SSS. Ci, którzy postanowili zainwestować w życiu w podobne umiejętności, właśnie mają szansę wykorzystania ich, by dopaść psotną dziewczynę. Kto wie, może miała coś więcej do powiedzenia w temacie?
Wszędzie wokół oprócz masy ludzi można dostrzec stoiska z małymi woreczkami, które jak można się domyślić, zostały wypełnione dokładnie tym samym kolorowym proszkiem. Sprzedawcy wesoło krzyczą o symbolicznym dolarze za trzy woreczki. Cóż, bez wątpienia jest to rozrywka, na którą mogą sobie w takim wypadku pozwolić nawet najmłodsi, czyż nie? Nic dziwnego, że na festiwalu zjawili się dosłownie wszyscy mieszkańcy Riverdale City. Rodzice z dziećmi, starsi zaśmiewający się wśród wielobarwnych chmur, młodsi dokazujący pomiędzy sobą na wszelkie sposoby. Żyć nie umierać.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach