▲▼
Po poinformowani wszystkich, których miał poinformować o czymkolwiek niechętnie zaczął gramolić się na parking, na którym to znalazł się nieco przed czasem. Kuśtykał już nie tak prędko jak po tych korytarzach, a im bliżej był pojazdu Enyi tym coraz to mniej tęga miał minę. Wystarczyło tylko, że sobie wyobrażał podróż i to do tego w towarzystwie obcej by czuł się zażenowany, a co dopiero będzie, gdy faktycznie ruszą w trasę...
- Znasz drogę na ten uniwersytet, Heachthinghearn? Czy będziesz korzystała z GPSu? - spytał się, chcąc mieć pewność, że trafią. Chciał przy tym również nieco zająć czym innym we myśli. Jeszcze nie ruszyli, a on już zaczynał być chory.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Usytuowany tak by nikomu nie wadził. Jest podzielony na miejsca parkingowe dla pracowników szkoły i uczniów.
_______________
_______________
Po poinformowani wszystkich, których miał poinformować o czymkolwiek niechętnie zaczął gramolić się na parking, na którym to znalazł się nieco przed czasem. Kuśtykał już nie tak prędko jak po tych korytarzach, a im bliżej był pojazdu Enyi tym coraz to mniej tęga miał minę. Wystarczyło tylko, że sobie wyobrażał podróż i to do tego w towarzystwie obcej by czuł się zażenowany, a co dopiero będzie, gdy faktycznie ruszą w trasę...
- Znasz drogę na ten uniwersytet, Heachthinghearn? Czy będziesz korzystała z GPSu? - spytał się, chcąc mieć pewność, że trafią. Chciał przy tym również nieco zająć czym innym we myśli. Jeszcze nie ruszyli, a on już zaczynał być chory.
Czuła dziwną satysfakcję. Być może miało to związek z prawdopodobną chorobą lokomocyjną pana Sztywnego, co właściwie poprawił jej humor na najbliższe parę godzin. Już ona mu pokaże sztukę jazdy samochodem. W efekcie sam wyskoczy przez okienko.
Doprawdy? Będziesz grała jego kartami?
Drogie Sumienie, trzeba się czasem dostosować do innych, a ona właśnie chce to zrobić.
Im Striker był bliżej auta, tym wyraźniej do jego uszu dolatywała muzyka, a nie była to spokojna nuta tylko twardy metal. Ktoś lubi żelastwo, ale o gustach się nie dyskutuje. Mimo wszystko, dziewczyna wyglądała na cholernie z siebie zadowoloną. Usiadła wygodnie na miejscu kierowcy, zamknęła szyby i włączyła klimatyzację. W środku było czysto, ale parę pierdół dało się przyuważyć. Fotele z zielonym akcentem, nie mogła się powstrzymać aby nie kupić. Odświeżać w kształcie psa, dość słodkawy zapach. Notatki w schowku na temat depresji u małych dzieci, no i oczywiście książka o tytule biologicznym.
Zerknęła przelotnie na belfra z drewna.
- GPS. - właśnie go ustawiła, wcześniej sprawdzając dokładnie adres.
- Niech pan wsiada. Proszę zapiąć pasy i się mocno trzymać... - zaczynamy podróż z kierowcą rajdowym.
A co!
Doprawdy? Będziesz grała jego kartami?
Drogie Sumienie, trzeba się czasem dostosować do innych, a ona właśnie chce to zrobić.
Im Striker był bliżej auta, tym wyraźniej do jego uszu dolatywała muzyka, a nie była to spokojna nuta tylko twardy metal. Ktoś lubi żelastwo, ale o gustach się nie dyskutuje. Mimo wszystko, dziewczyna wyglądała na cholernie z siebie zadowoloną. Usiadła wygodnie na miejscu kierowcy, zamknęła szyby i włączyła klimatyzację. W środku było czysto, ale parę pierdół dało się przyuważyć. Fotele z zielonym akcentem, nie mogła się powstrzymać aby nie kupić. Odświeżać w kształcie psa, dość słodkawy zapach. Notatki w schowku na temat depresji u małych dzieci, no i oczywiście książka o tytule biologicznym.
Zerknęła przelotnie na belfra z drewna.
- GPS. - właśnie go ustawiła, wcześniej sprawdzając dokładnie adres.
- Niech pan wsiada. Proszę zapiąć pasy i się mocno trzymać... - zaczynamy podróż z kierowcą rajdowym.
A co!
- Ścisz ten jazgot, Heachthinghearn. - Burknął, gdy tylko dostrzegł kobietę, choć zdecydowanie wcześniej usłyszał, że ta już jest przy samochodzie. - W drodze powrotnej możesz sobie fundować lobotomię, lecz do tego czasu się opamiętaj. Musze mieć warunki by się skupić. - Jakby nie było za nieco ponad godzinę miał prowadzić pertraktację z rektorem mając do dyspozycji materiał, który kończyli przygotowywać kwadrans temu. Co prawda Striker zdążył już sobie ułożyć scenariusz działania. Miał nawet przemyślane strategie, jakby coś poszło nie po jego myśli, lecz nie oznaczało to, że nie chciał się skoncentrować. Co prawda nie przeszkadzały mu zasady właścicielki pojazdu. Mogły mu się nie podobać, lecz był w stanie je uszanować - to znaczy byłby, gdyby mimo wszytko praktycznie nie był ich to "czas pracy". Byli w końcu w trakcie wykonywania swoich obowiązków zawodowych o czym stażystce się chyba zapomniało. Chociaż jak patrzył na Enyę to odnosił wrażenie, że znajdują się na jakim maratonie komediowym.
- Czy ty dostałaś szczękościsku, Heachthinghearn? - nie wytrzymał i w końcu to z siebie wydusił, po tym jak władował się do wielkiej oliwki na kółkach i uporał się z pasami. Laskę upchną gdzieś miedzy drzwiami, a siedzenie kierowcy, na kolanach znajdowała się jego aktówka, a na jego twarzy - utrzymujące się od samego rana niezadowolenia i pretensja.
- Czy ty dostałaś szczękościsku, Heachthinghearn? - nie wytrzymał i w końcu to z siebie wydusił, po tym jak władował się do wielkiej oliwki na kółkach i uporał się z pasami. Laskę upchną gdzieś miedzy drzwiami, a siedzenie kierowcy, na kolanach znajdowała się jego aktówka, a na jego twarzy - utrzymujące się od samego rana niezadowolenia i pretensja.
Jeszcze tego brakowało, aby rządził się w jej samochodzie! To jej sanktuarium na czterech kółkach, a on je bezcześci. Gdyby tylko wiedział w jaki sposób chce się na nim zemścić to wcale by nie był taki hardy w słowie. Zastanowiłby się czy w ogóle warto cokolwiek mówić.
Co planujesz?
Drogie Sumienie, gdybyś wiedział to wcale dumny byś z tego nie był. Poza tym, naturalną konsekwencją tych czynów byłyby wyrzuty, ale jakoś by je stłamsiła w sobie, bo satysfakcja ważniejsza. Enya w międzyczasie wewnętrznej batalii, włożyła słuchawkę w lewę ucho, co zaowocowało ciszą w samochodzie. Rytmicznie bębniła palcami o kierownice, kiedy usłyszała swój ulubiony kawałek. Muzyka towarzyszyła jej od zawsze zatem nie ma zamiaru z niej rezygnować na potrzeby kogoś, kto nie dostrzega jej. Chwilowo to jego zachcianki są priorytetem, co wcale jej się nie podobało. Dziewczyna miała dziwne wrażenie, że pan sztywny to smutna kopia osoby rządzącej, ale bez poddanych i sługusów. Tylko laska była mu najwierniejsza.
Brunetka zerknęła na niego, po czym obdarzyła mężczyznę jednym ze swoich firmowych uśmiechów. Niech się nimi zadławi bądź dostanie na nie uczulenia, cokolwiek.
- Błędna diagnoza, panie doktorze. Proszę zmienić profil zawodowy. - i z tymi słowami odpaliła auto, które zaśpiewało raźnie, że silnik to żyleta. Sama zapięła pasy, aby zaraz zapoznać się z nawigacją. Kiedy ustaliła tor jazdy, zwolniła hamulec ręczny i wrzuciła bieg. Nie muszę wspominać, że bardzo szybko nabrała prędkości i płynnie wyjechała z parkingu?
Co planujesz?
Drogie Sumienie, gdybyś wiedział to wcale dumny byś z tego nie był. Poza tym, naturalną konsekwencją tych czynów byłyby wyrzuty, ale jakoś by je stłamsiła w sobie, bo satysfakcja ważniejsza. Enya w międzyczasie wewnętrznej batalii, włożyła słuchawkę w lewę ucho, co zaowocowało ciszą w samochodzie. Rytmicznie bębniła palcami o kierownice, kiedy usłyszała swój ulubiony kawałek. Muzyka towarzyszyła jej od zawsze zatem nie ma zamiaru z niej rezygnować na potrzeby kogoś, kto nie dostrzega jej. Chwilowo to jego zachcianki są priorytetem, co wcale jej się nie podobało. Dziewczyna miała dziwne wrażenie, że pan sztywny to smutna kopia osoby rządzącej, ale bez poddanych i sługusów. Tylko laska była mu najwierniejsza.
Brunetka zerknęła na niego, po czym obdarzyła mężczyznę jednym ze swoich firmowych uśmiechów. Niech się nimi zadławi bądź dostanie na nie uczulenia, cokolwiek.
- Błędna diagnoza, panie doktorze. Proszę zmienić profil zawodowy. - i z tymi słowami odpaliła auto, które zaśpiewało raźnie, że silnik to żyleta. Sama zapięła pasy, aby zaraz zapoznać się z nawigacją. Kiedy ustaliła tor jazdy, zwolniła hamulec ręczny i wrzuciła bieg. Nie muszę wspominać, że bardzo szybko nabrała prędkości i płynnie wyjechała z parkingu?
- Jest Pani bezczelna. - zauważył ze względnym spokojem, jakby właściwie nie robiło mu to większej różnicy. Ot, po prostu stwierdził fakt. - Choć może bardziej fałszywa...lub złośliwa. - Tu już miał pewną wątpliwość choć inaczej nie potrafił nazwać osoby, która się tak psychopatycznie uśmiechała nie mając ku temu żadnych powodów. Bo Striker jej takowych nie serwował - tego był pewien. Ot, taka manifestacja sztucznej uprzejmości, która zakrawała o jakiś masochizm. Na swój sposób było to godne podziwu, a przynajmniej dopóki się nie odezwała. Wówczas czar prysł i teraz był przekonany, że powoduje nią już wyłącznie czysta złośliwość. Brew mu drgnęła, kącik ust się uniósł. - Ale to chyba u was rodzinne, Heachthinghearn. - Podsumował z zadowoleniem. Bo co w rodzinie to w rodzinie. Nie zdążył jednak po napawać się swą błyskotliwością gdy samochód ruszył z miejsca wykrzywiając jego usta i skręcając żołądek. W pewnym odruchu pochwycił uchwyt nad oknem pasażera niczym tonący koło koło ratunkowe.
Ugh...
Ugh...
Wybuchnęła śmiechem na jego wniosek, a była to bardzo dźwięczna i subtelna oznaka jej rozbawienia. Oczy świeciły się dziewczynie jak najjaśniejsze gwiazdy na niebie, a policzki widocznie zaróżowiły. Nie mogła się uspokoić przez dłuższą chwilę, co nie było pomocne podczas prowadzenia auta. A skoro o samochodzie mowa to bujam się trochę z lewa na prawo, kiedy jej ramiona drgały w ciągłym przypływie dobrego nastroju.
Oho, ten Srtiker bywa i zabawny.
Nie potrafiła skomentować jego wniosków, bo były bezsensowne. Jaką on ma złą miarę do oceny ludzi. Łezka jej się w oku zakręciła to zaraz ją starła koniuszkiem palca. W sumie Aiden nie był tak sztywny jak jego laska, chociaż na pewno nie zamierzał sprawić, by ta się śmiała bez wyraźniej kontroli. Na pewno siedzi wielce rozczarowany. Zerknęła przelotnie na mężczyznę, który trzymał się klamki jak koła ratunkowego.
Jednak choroba lokomocyjna.
Sumienie miało racje, a skoro miało to trzeba to wykorzystać. Mocniej przycisnęła na gaz, kiedy wjechali na drogę szybkiego ruchu. Nawet nie patrzyła na znaki, one i tak opiewały o zawrotną prędkość, a ona nie zamierzała się przecież kłócić! Wymijała inne auta z wrodzoną gracją, wcale nie bacząc, że buja pojazdem jak statkiem na morzu. No cóż, nie uświadomił jej, że ma jakieś zdrowotne przeciwwskazania do jazdy zatem uznajmy, że wcale o niczym nie wie.
Matko, Enya... Ty go zabijesz!
Oczywiście, że nie! Jest bezpiecznym kierowcą. Raczej. Chyba. Może?
Oho, ten Srtiker bywa i zabawny.
Nie potrafiła skomentować jego wniosków, bo były bezsensowne. Jaką on ma złą miarę do oceny ludzi. Łezka jej się w oku zakręciła to zaraz ją starła koniuszkiem palca. W sumie Aiden nie był tak sztywny jak jego laska, chociaż na pewno nie zamierzał sprawić, by ta się śmiała bez wyraźniej kontroli. Na pewno siedzi wielce rozczarowany. Zerknęła przelotnie na mężczyznę, który trzymał się klamki jak koła ratunkowego.
Jednak choroba lokomocyjna.
Sumienie miało racje, a skoro miało to trzeba to wykorzystać. Mocniej przycisnęła na gaz, kiedy wjechali na drogę szybkiego ruchu. Nawet nie patrzyła na znaki, one i tak opiewały o zawrotną prędkość, a ona nie zamierzała się przecież kłócić! Wymijała inne auta z wrodzoną gracją, wcale nie bacząc, że buja pojazdem jak statkiem na morzu. No cóż, nie uświadomił jej, że ma jakieś zdrowotne przeciwwskazania do jazdy zatem uznajmy, że wcale o niczym nie wie.
Matko, Enya... Ty go zabijesz!
Oczywiście, że nie! Jest bezpiecznym kierowcą. Raczej. Chyba. Może?
Ze zmieszaniem spoglądał na rżącą Enyę. Nie bardzo rozumiał tego co się w tym momencie działo, co ją tak bawiło. Może zapomniała zażyć jakich tabletek, może w tak pokraczny sposób radziła sobie ze stresem, może była opętana, a może to TE dni? Nie wiedział. Cokolwiek to było z czasem zaczynał odczuwać niepohamowaną potrzebę przebicia płuca laską. Od tak - po prost ciekawiło go to, czy wciąż by się śmiała z kijem między żebrami, czy też może bardziej charkała zalewającą jej płuca krwią...
Zmrużył ślepia chcąc odsunąć na bok te pierwotne zapędy. Nie żeby bał się im ulec, lecz kierowca był mu potrzebny. Niestety. Ograniczył się więc do krótkiego charknięcia:
- Co cie tak bawi, Heachthinghearn? - w którym aż kipiało od frustracji. - I zwolnij...śpieszy nam się, lecz musimy dojechać tam żywi. - zauważył, czując jak w pewnym momencie krew mu opływa z twarzy po kolejnym niebezpiecznym jego zdaniem manewrze. Już nawet nie wspominając o nasilających się mdłościach. Potem na dłuższa chwilę zamilkł. Do czasu.
-...Heachthinghearn...- sapnął, podejrzanie słabiej, pokorniej, lecz dalej w upominającym tonie. Jego twarz zaczynała ewoluować z niezdrowej bladości ku odcieniom żółci i zieleni. On sam siedział już ciężej oparty w siedzeniu i przysłaniał dłonią usta.
- Zatrzymaj się.
Zmrużył ślepia chcąc odsunąć na bok te pierwotne zapędy. Nie żeby bał się im ulec, lecz kierowca był mu potrzebny. Niestety. Ograniczył się więc do krótkiego charknięcia:
- Co cie tak bawi, Heachthinghearn? - w którym aż kipiało od frustracji. - I zwolnij...śpieszy nam się, lecz musimy dojechać tam żywi. - zauważył, czując jak w pewnym momencie krew mu opływa z twarzy po kolejnym niebezpiecznym jego zdaniem manewrze. Już nawet nie wspominając o nasilających się mdłościach. Potem na dłuższa chwilę zamilkł. Do czasu.
-...Heachthinghearn...- sapnął, podejrzanie słabiej, pokorniej, lecz dalej w upominającym tonie. Jego twarz zaczynała ewoluować z niezdrowej bladości ku odcieniom żółci i zieleni. On sam siedział już ciężej oparty w siedzeniu i przysłaniał dłonią usta.
- Zatrzymaj się.
Wszystko było tak jak należy, przynajmniej tak jej się wydawało! Oczywiście do czasu, kiedy do jej ucha nie dotarł pełen pretensji ton nauczyciela. Zerknęła na niego przelotnie, starając się skupić bardziej na jeździe niż prowadzeniu konwersacji. Jednakże po niecałej chwili jego głos zmienił się w dziwny bełkot osoby chorej. Nie zrozumiała wiele, ale sukcesywnie ją zaalarmował, że coś się złego dzieje. I wtedy się zorientowała, iż mężczyzna wygląda jak zombie z dziwną paletą zielonych barw na twarzy. Chciała gwałtownie zahamować, ale zaraz uznała, iż skończy się to ptactwem na jej szybie i tapicerce, a tego by nie zniosła. Zwalniała systematycznie, powoli redukując prędkość. Kiedy już auto stanęło na poboczu, akurat koło krzaków i w cieniu, włączyła światła awaryjne.
Jesteś z siebie dumna jak mniemam?
Nie...
I słusznie. Osoba chora, a ty wykorzystałaś jego słabość.
Nie powiedział mi!
Ale ty nie jesteś głupia i się domyśliłaś. Jesteś współwinna jego obecnego stanu.
NIE!
Ależ owszem, tak.
Dziewczynie zrobiło się żal Strikera, a złość na nią samą była tak silna, że aż wyszła z auta i odeszła kawałek od niego, żeby facet zrobił to co musiał, a ona tego nie słyszała. Lekko wzburzona. Nie! Była wewnątrz jak ocean podczas sztormu, miała ochotę udusić samą siebie. Piękny pokaz samobójstwa, ale głupia metoda na śmierć. No nic, przedyskutuje tą sprawę później. Teraz ma na głowie piekielne wyrzuty sumienia. Nie tak to miało wyglądać. Po prostu jechała autem i to szybko, ale jak mogła powoli skoro to droga szybkiego ruchu?
Zawsze mogłaś nie mijać samochodów jak rasowy kierowca F1.
No, to też prawda. Enya nie będzie zaskoczona jak Aiden da jej w łeb swoją laską, nie żałując wcale drewna na jej młody mózg. Może coś do niego wbije. Może.
Miau.
Brunetka przystanęła koło krzaków, najwyraźniej usłyszawszy coś interesującego. Łypnęła w ich stronę jak żuraw na żabę, nieco się ku nim pochylając. Tam coś jest, bo właśnie patrzyła na nią para świecących ślepi. Wyciągnęła ku temu ręce, ale mała istotka sama do niej podeszła i zaczęła ocierać się o nogi.
- Jakiś ty piękny! - zapiała z zachwytu jak kogut o poranku, po czym wzięła to cudo w łapki i zaczęła miziać. Kocie dziecko zamruczało głośno z zadowoleniem. Oczywiście, że w tej samej chwili postanowiła zwierzę zatrzymać i nie było mowy o żadnej dyskusji na ten temat. Jeżeli Striker będzie miał alergię to nie jej wina, nie robi mu tego na złość!
Znajda:
Powróciła do auta ze znaleziskiem, kiedy już nauczyciel skończył to co miał do roboty, chociaż ona nie wnikała. Szkoda wielka, że nie potrafiła się z nim komunikować w sposób normalny. Utrudniał to bardzo. Może gdyby miał inne podejście to ona nie starałaby się w ten sposób sobie "odbijać", chociaż to nawet nie leżało w jej naturze! Postanowiła, iż do końca dnia będzie przesłodko miła i to do zwymiotowania, aby było zabawniej. Da mu spokój. Brunetka nie krzywdzi ludzi ani też nie chce być wrogiem nikogo, a skoro Striker jest poważnie chory... Ma taryfę ulgową. Dopiął swego poprzez własną słabość.
Ułożyła kocie na tylnym siedzeniu auta, dając do jedzenia swoją ostatnią kanapkę jaką miała. Trudno, ona przeważnie i tak nie je. Futrzak szybko zaczął konsumpcję nie bacząc na maniery. Mała świnia w samochodzie, a to dopiero. Chester na pewno ucieszy się z nowego członka rodziny, ale nie dostanie go za nic. Ot, będzie się musiał trochę wysilić.
Jesteś z siebie dumna jak mniemam?
Nie...
I słusznie. Osoba chora, a ty wykorzystałaś jego słabość.
Nie powiedział mi!
Ale ty nie jesteś głupia i się domyśliłaś. Jesteś współwinna jego obecnego stanu.
NIE!
Ależ owszem, tak.
Dziewczynie zrobiło się żal Strikera, a złość na nią samą była tak silna, że aż wyszła z auta i odeszła kawałek od niego, żeby facet zrobił to co musiał, a ona tego nie słyszała. Lekko wzburzona. Nie! Była wewnątrz jak ocean podczas sztormu, miała ochotę udusić samą siebie. Piękny pokaz samobójstwa, ale głupia metoda na śmierć. No nic, przedyskutuje tą sprawę później. Teraz ma na głowie piekielne wyrzuty sumienia. Nie tak to miało wyglądać. Po prostu jechała autem i to szybko, ale jak mogła powoli skoro to droga szybkiego ruchu?
Zawsze mogłaś nie mijać samochodów jak rasowy kierowca F1.
No, to też prawda. Enya nie będzie zaskoczona jak Aiden da jej w łeb swoją laską, nie żałując wcale drewna na jej młody mózg. Może coś do niego wbije. Może.
Miau.
Brunetka przystanęła koło krzaków, najwyraźniej usłyszawszy coś interesującego. Łypnęła w ich stronę jak żuraw na żabę, nieco się ku nim pochylając. Tam coś jest, bo właśnie patrzyła na nią para świecących ślepi. Wyciągnęła ku temu ręce, ale mała istotka sama do niej podeszła i zaczęła ocierać się o nogi.
- Jakiś ty piękny! - zapiała z zachwytu jak kogut o poranku, po czym wzięła to cudo w łapki i zaczęła miziać. Kocie dziecko zamruczało głośno z zadowoleniem. Oczywiście, że w tej samej chwili postanowiła zwierzę zatrzymać i nie było mowy o żadnej dyskusji na ten temat. Jeżeli Striker będzie miał alergię to nie jej wina, nie robi mu tego na złość!
Znajda:
- Spoiler:
Powróciła do auta ze znaleziskiem, kiedy już nauczyciel skończył to co miał do roboty, chociaż ona nie wnikała. Szkoda wielka, że nie potrafiła się z nim komunikować w sposób normalny. Utrudniał to bardzo. Może gdyby miał inne podejście to ona nie starałaby się w ten sposób sobie "odbijać", chociaż to nawet nie leżało w jej naturze! Postanowiła, iż do końca dnia będzie przesłodko miła i to do zwymiotowania, aby było zabawniej. Da mu spokój. Brunetka nie krzywdzi ludzi ani też nie chce być wrogiem nikogo, a skoro Striker jest poważnie chory... Ma taryfę ulgową. Dopiął swego poprzez własną słabość.
Ułożyła kocie na tylnym siedzeniu auta, dając do jedzenia swoją ostatnią kanapkę jaką miała. Trudno, ona przeważnie i tak nie je. Futrzak szybko zaczął konsumpcję nie bacząc na maniery. Mała świnia w samochodzie, a to dopiero. Chester na pewno ucieszy się z nowego członka rodziny, ale nie dostanie go za nic. Ot, będzie się musiał trochę wysilić.
Albo go ignorowała, albo muzyka z tych słuchawek wyżerała jej bębenki - bezwzględny na to Striker sapnął pod nosem, krzywił się i co tam do siebie mamrotał. Z dwojga złego taka cisza kompletnie mu nie przeszkadzała, a przynajmniej do moment w którym nie zaczął odczuwać efektów brawurowej jazdy dziewczyny...
Pierwsze zasygnalizowanie sytuacji ze strony matematyka spotkało się, jakżeby inaczej, z kompletną ignorancją. Dopiero po pewnym czasie drugie wezwanie zasugerowało krnąbrnej stażystce, że wypadałoby zdjąć nogę z gazu jeżeli nie odpowiada jej oglądanie barwnych krajobrazów rozlewających się na jej tapicerce podziałało. I całe szczęście bo silna wola Aidena miała woje granice.
Gdy samochód się zatrzymał nauczyciel niemrawo wypełznął z samochodu. Potem jeszcze bardziej niemrawo się przemieścił kilka kroków od tegoż by zaraz puścić pawia. Mimo wszystko taki rajd...to było la niego za dużo...
- Cholera... - Burknął pod nosem, kiedy to przyłożył do ust chustkę wyciągniętą z wewnętrznej kieszeni marynarki. Drugą dłoń podparł na lace, która w tym momencie dawała obciążenie całej jego osobie. Przełzawionymi ślepiami przeleciał wzrokiem po swoim odzieniu czy przypadkiem go nie uświnił. I całe szczęście - nie. Zresztą nie miał za bardzo czym. Szczęście w nieszczęściu od rana za wiele nie jadł co jednak sprawiło, że w tym momencie jego żołądek ze zdwojoną siłą postawił sobie za cel honoru wycisnąć ile się tylko dało co tylko wymęczyło belfra. Na nowo blady jak ściana zaczął wolno wracać do samochodu i jeżeli uchwycił spojrzenie Enyi...mordowałby wzrokiem.
- Nie będę nawiązywał do tego co mówiłem, a co zostało zignorowane bo widzę, że w Twoim przypadku, Heachthinghearn, to mija się z celem. - Ponownie przyłożył chustkę do ust, czując nieprzyjemny zryw żołądka. Zamilkł na chwilę, wciągnął głęboko powietrze i powoli je wypuścił. - W tym momencie wracasz do domu Heachthinghearn. Sama. Masz całą noc na zastanowienie się jak powiedzieć Codaganowi, że nigdzie nie dojechaliśmy i nie było dziś żadnych negocjacji. - Zakomunikował z chłodną stanowczością bo ona chyba uderzyła się w głowę, że on blady jak ściana i spanachany przez te wydarzenia pokaże się tak prze dziekanem - Powodzenia. - Dodał i zaczął sobie kuśtykać...przed siebie. Gdziekolwiek. W tym momencie miał już tak wszystko bardzo w dupie i nie zamierzał nijak mieć do czynienia z dziewczyną. Był za stary by bawić się we wrzucanie pinesek do butów lub kraść grabki, a wiedział, że całe to zajście było zrodzone z jej złośliwości. Ta świergocząca uwaga gdy wychodzili z sali konferencyjnej, ta ignorancja, ta skrajnie brawurowa jazda...
Niech sama się bawi w swej piaskownicy. Go to brzydziło.
|zt
Pierwsze zasygnalizowanie sytuacji ze strony matematyka spotkało się, jakżeby inaczej, z kompletną ignorancją. Dopiero po pewnym czasie drugie wezwanie zasugerowało krnąbrnej stażystce, że wypadałoby zdjąć nogę z gazu jeżeli nie odpowiada jej oglądanie barwnych krajobrazów rozlewających się na jej tapicerce podziałało. I całe szczęście bo silna wola Aidena miała woje granice.
Gdy samochód się zatrzymał nauczyciel niemrawo wypełznął z samochodu. Potem jeszcze bardziej niemrawo się przemieścił kilka kroków od tegoż by zaraz puścić pawia. Mimo wszystko taki rajd...to było la niego za dużo...
- Cholera... - Burknął pod nosem, kiedy to przyłożył do ust chustkę wyciągniętą z wewnętrznej kieszeni marynarki. Drugą dłoń podparł na lace, która w tym momencie dawała obciążenie całej jego osobie. Przełzawionymi ślepiami przeleciał wzrokiem po swoim odzieniu czy przypadkiem go nie uświnił. I całe szczęście - nie. Zresztą nie miał za bardzo czym. Szczęście w nieszczęściu od rana za wiele nie jadł co jednak sprawiło, że w tym momencie jego żołądek ze zdwojoną siłą postawił sobie za cel honoru wycisnąć ile się tylko dało co tylko wymęczyło belfra. Na nowo blady jak ściana zaczął wolno wracać do samochodu i jeżeli uchwycił spojrzenie Enyi...mordowałby wzrokiem.
- Nie będę nawiązywał do tego co mówiłem, a co zostało zignorowane bo widzę, że w Twoim przypadku, Heachthinghearn, to mija się z celem. - Ponownie przyłożył chustkę do ust, czując nieprzyjemny zryw żołądka. Zamilkł na chwilę, wciągnął głęboko powietrze i powoli je wypuścił. - W tym momencie wracasz do domu Heachthinghearn. Sama. Masz całą noc na zastanowienie się jak powiedzieć Codaganowi, że nigdzie nie dojechaliśmy i nie było dziś żadnych negocjacji. - Zakomunikował z chłodną stanowczością bo ona chyba uderzyła się w głowę, że on blady jak ściana i spanachany przez te wydarzenia pokaże się tak prze dziekanem - Powodzenia. - Dodał i zaczął sobie kuśtykać...przed siebie. Gdziekolwiek. W tym momencie miał już tak wszystko bardzo w dupie i nie zamierzał nijak mieć do czynienia z dziewczyną. Był za stary by bawić się we wrzucanie pinesek do butów lub kraść grabki, a wiedział, że całe to zajście było zrodzone z jej złośliwości. Ta świergocząca uwaga gdy wychodzili z sali konferencyjnej, ta ignorancja, ta skrajnie brawurowa jazda...
Niech sama się bawi w swej piaskownicy. Go to brzydziło.
|zt
Wywali się, wywali się, wywali się.
- NOAH, STÓJ! - mały husky biegł przed nią ciągnąc smycz. No, właściwie nie był już taki mały. Przez te trzy miesiące urósł na tyle, że sięgał jej już do kolana. Momentami zastanawiała się czy aby na pewno karmiła go dobrą karmą. Jak tak dalej pójdzie, urośnie taki, że będzie mogła na nim jeździć. Naprawdę starała się go jakoś wychować. Tylko, że póki co szło jej to co najmniej średnio. Zaparła się w końcu nogami, momentalnie ściągając smycz. Noah szarpnął się w proteście, ale w końcu zatrzymał swoje szanowne cielsko, odwracając się w jej stronę z oskarżycielskim spojrzeniem.
Dlaczego to zrobiłaś? Coś tam ładnie pachniało.
No widziała to. Po prostu widziała w jego oczach.
- Siad. - machnęła na niego palcem władczo, zaraz podpierając boki dłońmi. Pies usiadł posłusznie i wywalił jęzor na zewnątrz. Poklepała go po łbie wyraźnie zadowolona i rozejrzała się. Dokąd ją przyciągnął? Chyba... parking. Nie korzystała zbyt często z tego miejsca, głównie wyrzucali ją przy bramie głównej. Wydała z siebie głośne 'hm', zastanawiając co dalej. Początkowo chciała zerknąć na to czy wywiesili już dane o rozpoczęciu roku, więc... równie dobrze mogła tak zrobić. Tylko co z Noah?
- Jak zostawię cię pod szkołą uwiązanego to nie przegryziesz smyczy i nie zwiejesz na drugi koniec miasta? - zapytała poważnie, wpatrując się w niego oceniającym spojrzeniem. Szczeknął w odpowiedzi kilka razy, merdając namiętnie ogonem.
Nie ma szans.
Westchnęła ciężko.
- NOAH, STÓJ! - mały husky biegł przed nią ciągnąc smycz. No, właściwie nie był już taki mały. Przez te trzy miesiące urósł na tyle, że sięgał jej już do kolana. Momentami zastanawiała się czy aby na pewno karmiła go dobrą karmą. Jak tak dalej pójdzie, urośnie taki, że będzie mogła na nim jeździć. Naprawdę starała się go jakoś wychować. Tylko, że póki co szło jej to co najmniej średnio. Zaparła się w końcu nogami, momentalnie ściągając smycz. Noah szarpnął się w proteście, ale w końcu zatrzymał swoje szanowne cielsko, odwracając się w jej stronę z oskarżycielskim spojrzeniem.
Dlaczego to zrobiłaś? Coś tam ładnie pachniało.
No widziała to. Po prostu widziała w jego oczach.
- Siad. - machnęła na niego palcem władczo, zaraz podpierając boki dłońmi. Pies usiadł posłusznie i wywalił jęzor na zewnątrz. Poklepała go po łbie wyraźnie zadowolona i rozejrzała się. Dokąd ją przyciągnął? Chyba... parking. Nie korzystała zbyt często z tego miejsca, głównie wyrzucali ją przy bramie głównej. Wydała z siebie głośne 'hm', zastanawiając co dalej. Początkowo chciała zerknąć na to czy wywiesili już dane o rozpoczęciu roku, więc... równie dobrze mogła tak zrobić. Tylko co z Noah?
- Jak zostawię cię pod szkołą uwiązanego to nie przegryziesz smyczy i nie zwiejesz na drugi koniec miasta? - zapytała poważnie, wpatrując się w niego oceniającym spojrzeniem. Szczeknął w odpowiedzi kilka razy, merdając namiętnie ogonem.
Nie ma szans.
Westchnęła ciężko.
Szesnastolatek rozejrzał się po parkingu. Parę minut temu przyjaciel jego matki zostawił go tu z czarną walizką, w której miał same ubrania i ręczniki. Na resztę potrzebnych przedmiotów dostał trochę kasy z nadal nierozumianych mu powodów. Przynajmniej mniej bagaży do ciągania... pomyślał kiedy zastanawiał się nad plusami tej sytuacji. Dzisiaj był dzień kiedy miał wprowadzić się do akademika. 3 dni temu dostał wiadomość na maila, że przyjęli go i mógł przenieść się do jego przyszłego 'domu'. Z jednej strony był on lekko podekscytowany zmianami jakie miały nastąpić w jego życiu, a z drugiej obawiał się ich. Przecież nikt nie mówił "Będzie teraz lepiej". Po 3 minutach zastanawiania się nad masą pytań typu 'co jeśli?' postanowił na ten moment zapomnieć o temacie. Zbyt dokładna analiza nie zawsze była dobrym pomysłem. Ryu przekonał się o tym na własnej skórze. Po lekkim westchnięciu nastolatek wyjął z kieszeni swoje słuchawki i puścił sobie jakąś muzykę w celu zignorowania otoczenia i swoich przemyśleń. Następnie złapał swoją walizkę i zaczął ciągnąć się w nieznanym kierunku. Przecież jak idiota zapomniał sprawdzić gdzie znajduje się akademik. Zauważył jednak kątem oka kruczowłosą, która miała na głowie ... kocie uszka? Chłopak był tolerancyjny, ale rzadkość tej sytuacji spowodowała, że Ryu zatrzymał się i przyjrzał się dziewczynie, która właśnie prowadziła 'kłótnie' ze swoim psem, ironicznie jego ulubionej rasy. Po chwili zaczął zastanawiać się czy spytać się gdzie jest dziedziniec, ale odwrócił od niej wzrok. Nie chciał przecież stworzyć niekomfortowej sytuacji. Może powinienem się zapytać?... Niezdecydowanie sprawiło, że stał jak kamień pośrodku parkingu znowu zastanawiając się 'co jeśli?'. Jego aspołeczność na pewno w tym nie pomagała.
Mogłaby tak nad nim stać i do niego gadać, a i tak dobrze wiedziała, że nic to nie da. Szczerze mówiąc nie była do końca w stanie stwierdzić czy faktycznie jej obawy nie były przypadkiem bezpodstawne. Podrapała się po nadgarstku z niejakim zakłopotaniem, podskakując nieznacznie w miejscu, gdy zadzwonił telefon. Momentalnie podniosła go do ucha, przyciskając zieloną słuchawkę.
- Tak słucham?
- Gdzie jesteś?
- W szkole. Chciałam sprawdzić kiedy mamy rozpoczęcie roku. - przycisnęła telefon do ucha ramieniem patrząc na szczeniaka, któremu wyraźnie znudziło się siedzenie, gdy skoczył łapami na jej nogi domagając się głaskania. Wytarmosiła go za uszami, odpowiadając pokrótce na kilka pytań.
- Zadzwonię później, okej? Muszę wymyślić co zrobić z psem...
- Jasne. Zadzwoń jak będziesz wracać, odbiorę cię. - wymamrotała krótkie 'mhm' w odpowiedzi, chowając telefon do kieszeni. Dzięki bogu. Właśnie w tej sekundzie pies ponownie szarpnął smycz rzucając się z pełnią swojej szczenięcej miłości na... nieznanego jej ucznia. Ledwo co udało jej się go ściągnąć w panice zatrzymując łapy przed spotkaniem z jeansami. Choć oczywiście uparte psisko i tak musiało wyciągnąć pysk jak najbardziej do przodu, by polizać go czubkiem języka po dłoni.
- Noah, siad! - podniosła nieznacznie głos i machnęła dłonią, patrząc jak pies po raz kolejny siada grzecznie na ziemi. Kocie uszy poruszyły się na jej głowie, zaraz zsuwając się nieznacznie w dół w przepraszającym geście, gdy jej policzki pokryły się rumieńcem.
- Przepraszam za niego to jeszcze szczeniak. Nic ci nie jest? - zapytała nieco przyciszonym tonem w porównaniu do tego, którego używała podczas rozmowy przez telefon, zatrzymując wzrok na jego walizce. Dopiero co przyjechał? Albo był uczniem z wymiany, albo... nowym. Zmierzyła go szybko wzrokiem, choć nie była w stanie stwierdzić, która wersja była prawidłowa. Biorąc pod uwagę jej wzrost, wszyscy wydawali jej się starsi.
- Tak słucham?
- Gdzie jesteś?
- W szkole. Chciałam sprawdzić kiedy mamy rozpoczęcie roku. - przycisnęła telefon do ucha ramieniem patrząc na szczeniaka, któremu wyraźnie znudziło się siedzenie, gdy skoczył łapami na jej nogi domagając się głaskania. Wytarmosiła go za uszami, odpowiadając pokrótce na kilka pytań.
- Zadzwonię później, okej? Muszę wymyślić co zrobić z psem...
- Jasne. Zadzwoń jak będziesz wracać, odbiorę cię. - wymamrotała krótkie 'mhm' w odpowiedzi, chowając telefon do kieszeni. Dzięki bogu. Właśnie w tej sekundzie pies ponownie szarpnął smycz rzucając się z pełnią swojej szczenięcej miłości na... nieznanego jej ucznia. Ledwo co udało jej się go ściągnąć w panice zatrzymując łapy przed spotkaniem z jeansami. Choć oczywiście uparte psisko i tak musiało wyciągnąć pysk jak najbardziej do przodu, by polizać go czubkiem języka po dłoni.
- Noah, siad! - podniosła nieznacznie głos i machnęła dłonią, patrząc jak pies po raz kolejny siada grzecznie na ziemi. Kocie uszy poruszyły się na jej głowie, zaraz zsuwając się nieznacznie w dół w przepraszającym geście, gdy jej policzki pokryły się rumieńcem.
- Przepraszam za niego to jeszcze szczeniak. Nic ci nie jest? - zapytała nieco przyciszonym tonem w porównaniu do tego, którego używała podczas rozmowy przez telefon, zatrzymując wzrok na jego walizce. Dopiero co przyjechał? Albo był uczniem z wymiany, albo... nowym. Zmierzyła go szybko wzrokiem, choć nie była w stanie stwierdzić, która wersja była prawidłowa. Biorąc pod uwagę jej wzrost, wszyscy wydawali jej się starsi.
Kiedy Ryu zobaczył, że kruczowłosa zaczęła rozmawiać z kimś przez telefon, postanowił zostawić ją w spokoju i poszukać samemu akademika. Nie chciał się narzucać, a tak naprawdę nie śpieszyło mu się. Kiedy miał z powrotem ruszać w swoją drogę, los jednak chciał inaczej. Kurogane zauważył jak mały husky, którego wcześniej wspomniana dziewczyna miała na smyczy szarpnął się w jego stronę podczas chwili nieuwagi nieznajomej, która momentalnie spanikowała. Chłopak nie starał się zatrzymać w jakikolwiek sposób psiny. Nie widział ku temu powodu. Kiedy łapki psinki, miały się spotkać z jeansami Ryu, kruczowłosa ściągnęła go i zwierzątku udało się tylko lekko polizać rękę nastolatka. Nieznajoma z kocimi uszami od razu przeprosiła za szczeniaka i zapytała się czy nic mu nie jest. Kurogane w odpowiedzi na jej pytanie, lekko uklęknął i przyglądając się psinie, zaczął drapać ją za uszami. W końcu kto mógł oprzeć się takiemu słodziakowi? On na pewno nie, szczególnie biorąc pod uwagę jego zamiłowanie do zwierząt wszelkiego rodzaju z huskimi na czele. Pewnie to przez jego 'bardzo skrytą' miłość do wilków, ale chłopak nie drążył tego tematu. Po kilkunastu sekundach Ryu spojrzał na kruczowłosą, która najwyraźniej zmienia swój naturalny kolor włosów na brązowy.
- Nic mi nie jest. - odpowiedział z uśmiechem na wcześniej zadane pytanie i po chwili dodał.
- Uroczą masz tutaj psinę. - spoglądając jeszcze na sekundę na zwierzaczka, aby potem powrócić do patrzenia na właścicielkę tego 'grzecznego' pieska. Patrząc jej w oczy, Ryu wydawało się, że dostrzegł u niej różnobarwną tęczówkę za pomocą swoich złotych ślepi, ale zignorował tą myśl. Jeśli chciałby się upewnić musiałby się do niej zbliżyć, co lekko mówiąc byłoby niekomfortowe. Kiedy nacieszył się huskim, podniósł się i postanowił się przedstawić.
- Jestem Kurogane Ryu, świeżak w tej szkole... - kiwnął głową w kierunku budynku głównego - Miło poznać.
Po czym zaryzykował wyciągając dłoń w kierunku nieznajomej. Spotkał osoby, które uścisk dłoni z różnych powodów... odstraszał? Mimo to wolał spróbować i pamiętać, by nie ścisnąć za mocno łapki, pozornie kruchej, dziewczyny.
- Nic mi nie jest. - odpowiedział z uśmiechem na wcześniej zadane pytanie i po chwili dodał.
- Uroczą masz tutaj psinę. - spoglądając jeszcze na sekundę na zwierzaczka, aby potem powrócić do patrzenia na właścicielkę tego 'grzecznego' pieska. Patrząc jej w oczy, Ryu wydawało się, że dostrzegł u niej różnobarwną tęczówkę za pomocą swoich złotych ślepi, ale zignorował tą myśl. Jeśli chciałby się upewnić musiałby się do niej zbliżyć, co lekko mówiąc byłoby niekomfortowe. Kiedy nacieszył się huskim, podniósł się i postanowił się przedstawić.
- Jestem Kurogane Ryu, świeżak w tej szkole... - kiwnął głową w kierunku budynku głównego - Miło poznać.
Po czym zaryzykował wyciągając dłoń w kierunku nieznajomej. Spotkał osoby, które uścisk dłoni z różnych powodów... odstraszał? Mimo to wolał spróbować i pamiętać, by nie ścisnąć za mocno łapki, pozornie kruchej, dziewczyny.
Kto by pomyślał, że nieświadomie wykonując tak podstawową czynność mogła z miejsca zniechęcić do siebie drugą osobę. Całe szczęście, że wyszło jak wyszło. Choć zdecydowanie wolałaby sytuację, gdzie jej pies po raz kolejny nie przysparza jej problemów. Naprawdę szło dostać depresji, gdy ktoś tak cały czas niszczył ci opinię. Całe szczęście wyglądało na to, że nie trafiła na przeciwnika psów. Noah przeszczęśliwy z okazanej mu uwagi, od razu nastawił się do drapania, podejmując próbę polizania chłopaka po twarzy. Poluzowała smycz, by go przypadkiem nie przyduszać i odetchnęła z wyraźną ulgą. Dopiero, gdy na nią spojrzał wyprostowała się szybko, odkasłując cicho.
- Całe szczęście. - ulga wyrysowała się na jej twarzy. Zawędrowała wzrokiem na swojego psa, w ślad za uwagą chłopaka.
- Uroczy, nazbyt energiczny i przyjazny wobec innych. Chyba, że mówimy o tych małych, szczekających yorkach. Nie znosi ich. - ostatnie zdanie rzuciła cichym konspiracyjnym szeptem, zupełnie jakby nie chciała, by jej słowa dotarły do szczeniaka. Widząc jak Noah zaraz unosi uszy, obracając łeb w jej kierunku, zaśmiała się cicho zasłaniając usta dłonią. Dopiero widząc, że na nią patrzy przekrzywiła nieznacznie głowę w bok przyglądając mu się pytająco. Dopiero teraz zwróciła większą uwagę na jego twarz. Złote oczy dość mocno kontrastowały z kruczoczarnymi włosami. Przez swoje chwilowe zamyślenie, zareagowała na jego imię z kilkusekundowym opóźnieniem.
- Y-yoru. Yoru Yutaka. W tym roku zaczynam drugi rok, choć do Riverdale przyjechałam mniej więcej w połowie poprzedniego. Mi również jest miło. - dzięki bogom w niebiosach, że pierwszy wyciągnął do niej dłoń. Sama potrafiłaby tak stać i się zastanawiać by może nie powinna się mimo wszystko ukłonić. Uścisnęła jego rękę z uśmiechem
- Przepraszam, że spytam ale... urodziłeś się w Kanadzie czy w Japonii? Nie jestem pewna czy powinnam stosować końcówki grzecznościowe, czy poczujesz się przez to niekomfortowo. - powiedziała ostrożnie próbując wybadać teren. Spotkała się już z tym, że Japończycy po przyjeździe do Kanady całkowicie ignorowali swoje rodzime korzenie, odpuszczając wszelkie '-kun', '-san', '-senpai' i tym podobne. Lepiej zapytać niż zarazić się na czyjeś nieprzyjemne spojrzenie. Dopiero, gdy wszystko sobie poukłada, będzie mogła odpowiednio kontynuować rozmowę. W końcu biorąc pod uwagę fakt, że targał ze sobą walizkę, prawdopodobnie właśnie miał się wprowadzić do akademika? Albo przyjechał potwierdzić swój przyjazd. Kto wie?
- Całe szczęście. - ulga wyrysowała się na jej twarzy. Zawędrowała wzrokiem na swojego psa, w ślad za uwagą chłopaka.
- Uroczy, nazbyt energiczny i przyjazny wobec innych. Chyba, że mówimy o tych małych, szczekających yorkach. Nie znosi ich. - ostatnie zdanie rzuciła cichym konspiracyjnym szeptem, zupełnie jakby nie chciała, by jej słowa dotarły do szczeniaka. Widząc jak Noah zaraz unosi uszy, obracając łeb w jej kierunku, zaśmiała się cicho zasłaniając usta dłonią. Dopiero widząc, że na nią patrzy przekrzywiła nieznacznie głowę w bok przyglądając mu się pytająco. Dopiero teraz zwróciła większą uwagę na jego twarz. Złote oczy dość mocno kontrastowały z kruczoczarnymi włosami. Przez swoje chwilowe zamyślenie, zareagowała na jego imię z kilkusekundowym opóźnieniem.
- Y-yoru. Yoru Yutaka. W tym roku zaczynam drugi rok, choć do Riverdale przyjechałam mniej więcej w połowie poprzedniego. Mi również jest miło. - dzięki bogom w niebiosach, że pierwszy wyciągnął do niej dłoń. Sama potrafiłaby tak stać i się zastanawiać by może nie powinna się mimo wszystko ukłonić. Uścisnęła jego rękę z uśmiechem
- Przepraszam, że spytam ale... urodziłeś się w Kanadzie czy w Japonii? Nie jestem pewna czy powinnam stosować końcówki grzecznościowe, czy poczujesz się przez to niekomfortowo. - powiedziała ostrożnie próbując wybadać teren. Spotkała się już z tym, że Japończycy po przyjeździe do Kanady całkowicie ignorowali swoje rodzime korzenie, odpuszczając wszelkie '-kun', '-san', '-senpai' i tym podobne. Lepiej zapytać niż zarazić się na czyjeś nieprzyjemne spojrzenie. Dopiero, gdy wszystko sobie poukłada, będzie mogła odpowiednio kontynuować rozmowę. W końcu biorąc pod uwagę fakt, że targał ze sobą walizkę, prawdopodobnie właśnie miał się wprowadzić do akademika? Albo przyjechał potwierdzić swój przyjazd. Kto wie?
Ryu zauważył chwilowy brak uwagi u dziewczyny, ale zbytnio się nim nie przejmował. Dosyć często zdarzały się takie sytuacje kiedy ktoś przyjrzał się jego twarzy. W końcu nie często widuje się złote oczy. Yoru Yutaka... Nastolatek postanowił zapamiętać pierwszą osobę, która spotkał w tej szkole. Nie chciałby być kimś kto zapomina innych przez to, że rzadko się widują. Trafił na parę takich przypadków wcześniej i według niego żaden nie był przyjemny. Zwracając uwagę na to, że dziewczyna jest od niego starsza i... niższa, chłopak zaczął jej trochę współczuć. Przykro mu się zrobiło na myśl ile problemów wzrost mógł jej sprawić, ale nie wypowiadał się na ten temat. Niektóre myśli były lepiej zatrzymane w sobie, a nie chciał trafić na jej czuły punkt. Po chwili starał się usunąć swoje współczucie. Spotkał parę przypadków gdzie współczucie było źle odbierane. Coś w stylu 'przykro mi z twojej sytuacji, ale nic nie zrobię by ją polepszyć'.
- Właściwie to urodziłem się w Kanadzie... - odpowiedział na pytanie, nie uważając tego za jakiś podstęp. - ...ale, końcówki grzecznościowe jak najbardziej mi nie przeszkadzają. Można powiedzieć, że moja rodzina dość mocno trzyma się naszych korzeni. - oznajmił nie widząc powodu na ukrywanie takiej informacji.
- Więc możesz zwracać się do mnie jak chcesz, Yoru-senpai. - dodał z uśmiechem
Musiał on przyznać nazywanie kogoś wyglądającego jak gimnazjalistka '-senpai' było... dziwne. Nie żeby bardzo mu to przeszkadzało, ale ciężko było nie zauważyć 'inności' tej sytuacji. Znowu myślę jak dupek... naskoczył na siebie chłopak w myślach. Nie lubił kiedy jego instynkt za dużo sobie pozwalał. Próbował więc znaleźć inny punkt na którym mógłby się skupić i jak na ratunek przypomniał sobie o kocich uszach, które nosiła Yutaka. Po przyjrzeniu się im nie widział do czego są przymocowane, a one same poruszały się jakby wyrażały uczucia.
- Tak w ogóle to co to za trick z tymi uszkami? Bawimy się w Neko, senpai? - zapytał się z szerokim uśmiechem, pozwalając na moment jego stronie, która lubi się droczyć z innymi przejąć kontrolę
- Oczywiście, bez obrazy. - dodał szybko zdając sobie sprawę, że niektórych jego słowa mogły urazić. Żadnej żywej duszy by tego nie powiedział, ale uważał kocie uszy za słodkie, kawaii jakby to Japończycy powiedzieli. Ta myśł pozostanie jego sekretem.
- Właściwie to urodziłem się w Kanadzie... - odpowiedział na pytanie, nie uważając tego za jakiś podstęp. - ...ale, końcówki grzecznościowe jak najbardziej mi nie przeszkadzają. Można powiedzieć, że moja rodzina dość mocno trzyma się naszych korzeni. - oznajmił nie widząc powodu na ukrywanie takiej informacji.
- Więc możesz zwracać się do mnie jak chcesz, Yoru-senpai. - dodał z uśmiechem
Musiał on przyznać nazywanie kogoś wyglądającego jak gimnazjalistka '-senpai' było... dziwne. Nie żeby bardzo mu to przeszkadzało, ale ciężko było nie zauważyć 'inności' tej sytuacji. Znowu myślę jak dupek... naskoczył na siebie chłopak w myślach. Nie lubił kiedy jego instynkt za dużo sobie pozwalał. Próbował więc znaleźć inny punkt na którym mógłby się skupić i jak na ratunek przypomniał sobie o kocich uszach, które nosiła Yutaka. Po przyjrzeniu się im nie widział do czego są przymocowane, a one same poruszały się jakby wyrażały uczucia.
- Tak w ogóle to co to za trick z tymi uszkami? Bawimy się w Neko, senpai? - zapytał się z szerokim uśmiechem, pozwalając na moment jego stronie, która lubi się droczyć z innymi przejąć kontrolę
- Oczywiście, bez obrazy. - dodał szybko zdając sobie sprawę, że niektórych jego słowa mogły urazić. Żadnej żywej duszy by tego nie powiedział, ale uważał kocie uszy za słodkie, kawaii jakby to Japończycy powiedzieli. Ta myśł pozostanie jego sekretem.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach