▲▼
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Niewielka, jednak wciąż ciesząca się sporym zainteresowaniem kawiarnia w zachodniej części miasta. Już po samym przekroczeniu progu naprzeciwko widać rozciągającą się ladę, przy której można zamówić najrozmaitsze rodzaje kawy, gorącej czekolady i herbaty. Za przezroczystymi gablotami, rozciągającymi się na niemalże całą szerokość budynku można znaleźć najróżniejsze smakołyki na na słodko – ciasta, ciastka, torty, owocowe przysmaki – oraz lody gałkowe, ale oprócz nich można napotkać też na obfite w dodatki sandwiche. Chociaż kawiarnię przeważnie odwiedzają ludzie, którzy mają ochotę na gorący napój albo deser, lokal oferuje też ofertę dla tych, którzy szukają miejsca na obiad, nawet jeśli w tym przypadku oferta jest znacznie uboższa.
Samo miejsce urządzone jest w dość skromnym, ale wciąż eleganckim i czystym stylu. Przeważnie jest tu na tyle cicho, że nietrudno spotkać jakiegoś pracującego przy laptopie biznesmena czy uczącego się studenta. Wszędzie porozstawiane są niewielkie, drewniane stoliki, przy których stoją całkiem typowe dla kawiarni nieduże fotele z niskimi oparciami.
Niewielka, jednak wciąż ciesząca się sporym zainteresowaniem kawiarnia w zachodniej części miasta. Już po samym przekroczeniu progu naprzeciwko widać rozciągającą się ladę, przy której można zamówić najrozmaitsze rodzaje kawy, gorącej czekolady i herbaty. Za przezroczystymi gablotami, rozciągającymi się na niemalże całą szerokość budynku można znaleźć najróżniejsze smakołyki na na słodko – ciasta, ciastka, torty, owocowe przysmaki – oraz lody gałkowe, ale oprócz nich można napotkać też na obfite w dodatki sandwiche. Chociaż kawiarnię przeważnie odwiedzają ludzie, którzy mają ochotę na gorący napój albo deser, lokal oferuje też ofertę dla tych, którzy szukają miejsca na obiad, nawet jeśli w tym przypadku oferta jest znacznie uboższa.
Samo miejsce urządzone jest w dość skromnym, ale wciąż eleganckim i czystym stylu. Przeważnie jest tu na tyle cicho, że nietrudno spotkać jakiegoś pracującego przy laptopie biznesmena czy uczącego się studenta. Wszędzie porozstawiane są niewielkie, drewniane stoliki, przy których stoją całkiem typowe dla kawiarni nieduże fotele z niskimi oparciami.
― Racja, ciężko porównać je do czegokolwiek ― przyznał, chociaż nie sposób było sprecyzować, czy w jego odbiorze niepowtarzalność była plusem czy minusem. Odnosił jednak wrażenie, że amerykańskie kino horrorów coraz bardziej usiłowało upodobnić się do tego azjatyckiego, przerysowując wszelkie efekty. Hatheway postanowił jednak nie brnąć dalej w ten temat, choćby dlatego, że – jak sam uznał – nie był najbardziej kompetentną osobą do oceniania takich rzeczy. I na całe szczęście nie był typem osoby, która bawiła się w krytykę, nie znając w większym stopniu danego tematu.
„Nikt cię nigdy nie nauczył...”
Gdyby nie lekki ton ciemnowłosej, Noah faktycznie zacząłby się zastanawiać, czy nie popełnił żadnej większej zbrodni. Dzisiaj już zdążył doprowadzić ją do łez, a obecnie zdawał się stąpać po cienkim lodzie, nie chcąc znaleźć się w niekomfortowej sytuacji po raz drugi. Tymczasem przesunął ręką po karku, na chwilę odrywając wzrok od rozmówczyni i zawieszając go na jakimś elemencie dekoracyjnym kawiarni, jakby dzięki niemu łatwiej było mu pozbierać myśli.
― Nauczono mnie taktowności, ale i tak wszystko zależy od tego, z jakim rozmówcą mamy do czynienia. Każdy ma jakieś skłonności do przesady. Niektórzy w ogóle nie pilnują swojego języka, a jeszcze inni doszukują się dziury w całym. Oczywiście nie będę wprowadzał cię w błąd, mówiąc, że zawsze ważę słowa, zanim je wypowiem, bo w ostatecznym rozrachunku skupiam się przede wszystkim na tym, co jest wygodniejsze dla mnie, gdy mam do czynienia z kimś, kogo nie znam i kto prawdopodobnie też nie zawsze dba o moje zadowolenie, gdy wyraża swoje zdanie ― wyjaśnił, a dwukolorowe tęczówki znów skupiły swoje spojrzenie na dziewczynie. Nie wiedział, jak zareaguje na ten przejaw szczerości, ale czasem było znacznie lepiej uświadomić drugą osobę, że nie było się tym potulnym typem, który wolał przemilczeć to, że coś mu się nie spodobało.
„Spokojnie, nie zamierzam cię podrywać.”
Mimowolnie parsknął pod nosem, choć nie było w tym nawet odrobiny rozbawienia. Potarł nos wierzchem palca wskazującego, jakby tym samym pośrednio przekazywał jej, że podrywów i tak miał już potąd. Niemniej jednak z jakiegoś powodu ciężko było jej nie uwierzyć. Zresztą nie wyglądała na kogoś, kto szczególnie uganiał się za chłopakami. Raczej na odwrót, przez co czarnowłosy powinien poczuć się choć trochę rozczarowany podobną deklaracją.
― To maile nie służą tylko po to, by gdzieś się zarejestrować, odebrać kod potwierdzający i zejść z poczty? ― spytał, jakby w tych stronach poczta mailowa była już przeżytkiem, chociaż zdawał sobie sprawę, że w Japonii, kraju wszechobecnego internetu, ludzie upodobali sobie ten sposób komunikacji. ― Częściej operuję messengerem, ale jeśli nie chcesz się dzielić swoim nazwiskiem albo twój Facebook zawiera jakieś kompromitujące zdjęcia, możemy zostać przy tradycyjnych SMS-ach ― odparł, zanim jeszcze zdążył zastanowić się porządnie nad tym pomysłem. Jego nazwisko było jednak na tyle znane, że prędzej czy później dość łatwo zdołałaby go odnaleźć. Tymczasem dał jej otwartą drogę do dołączenia do jego znajomych.
― Całkiem spora lista. ― Kiwnął głową. Nie spotykał wielu ludzi, którym marzyło się odwiedzenie aż tylu miejsc. ― Ludzie przeważnie skupiają się na tych najbardziej popularnych miejscach, nie rozważając żadnych innych opcji, więc przeważnie ich podróżnicze listy kończą się na jakichś trzech krajach. ― Czy on sprawdzał, czy przypadkiem nie była jedną z tego typu? I tak, i nie. Nawet jeśli okazałoby się, że miała mniejsze wymagania, brunetowi nie było nic do tego.
Niemalże od razu wyłapał ukryty przekaz, więc na kolejne słowa kiwnął jedynie głową, nie zamierzając już na nią naciskać. I tak powiedziała mu wystarczająco dużo.
„Nikt cię nigdy nie nauczył...”
Gdyby nie lekki ton ciemnowłosej, Noah faktycznie zacząłby się zastanawiać, czy nie popełnił żadnej większej zbrodni. Dzisiaj już zdążył doprowadzić ją do łez, a obecnie zdawał się stąpać po cienkim lodzie, nie chcąc znaleźć się w niekomfortowej sytuacji po raz drugi. Tymczasem przesunął ręką po karku, na chwilę odrywając wzrok od rozmówczyni i zawieszając go na jakimś elemencie dekoracyjnym kawiarni, jakby dzięki niemu łatwiej było mu pozbierać myśli.
― Nauczono mnie taktowności, ale i tak wszystko zależy od tego, z jakim rozmówcą mamy do czynienia. Każdy ma jakieś skłonności do przesady. Niektórzy w ogóle nie pilnują swojego języka, a jeszcze inni doszukują się dziury w całym. Oczywiście nie będę wprowadzał cię w błąd, mówiąc, że zawsze ważę słowa, zanim je wypowiem, bo w ostatecznym rozrachunku skupiam się przede wszystkim na tym, co jest wygodniejsze dla mnie, gdy mam do czynienia z kimś, kogo nie znam i kto prawdopodobnie też nie zawsze dba o moje zadowolenie, gdy wyraża swoje zdanie ― wyjaśnił, a dwukolorowe tęczówki znów skupiły swoje spojrzenie na dziewczynie. Nie wiedział, jak zareaguje na ten przejaw szczerości, ale czasem było znacznie lepiej uświadomić drugą osobę, że nie było się tym potulnym typem, który wolał przemilczeć to, że coś mu się nie spodobało.
„Spokojnie, nie zamierzam cię podrywać.”
Mimowolnie parsknął pod nosem, choć nie było w tym nawet odrobiny rozbawienia. Potarł nos wierzchem palca wskazującego, jakby tym samym pośrednio przekazywał jej, że podrywów i tak miał już potąd. Niemniej jednak z jakiegoś powodu ciężko było jej nie uwierzyć. Zresztą nie wyglądała na kogoś, kto szczególnie uganiał się za chłopakami. Raczej na odwrót, przez co czarnowłosy powinien poczuć się choć trochę rozczarowany podobną deklaracją.
― To maile nie służą tylko po to, by gdzieś się zarejestrować, odebrać kod potwierdzający i zejść z poczty? ― spytał, jakby w tych stronach poczta mailowa była już przeżytkiem, chociaż zdawał sobie sprawę, że w Japonii, kraju wszechobecnego internetu, ludzie upodobali sobie ten sposób komunikacji. ― Częściej operuję messengerem, ale jeśli nie chcesz się dzielić swoim nazwiskiem albo twój Facebook zawiera jakieś kompromitujące zdjęcia, możemy zostać przy tradycyjnych SMS-ach ― odparł, zanim jeszcze zdążył zastanowić się porządnie nad tym pomysłem. Jego nazwisko było jednak na tyle znane, że prędzej czy później dość łatwo zdołałaby go odnaleźć. Tymczasem dał jej otwartą drogę do dołączenia do jego znajomych.
― Całkiem spora lista. ― Kiwnął głową. Nie spotykał wielu ludzi, którym marzyło się odwiedzenie aż tylu miejsc. ― Ludzie przeważnie skupiają się na tych najbardziej popularnych miejscach, nie rozważając żadnych innych opcji, więc przeważnie ich podróżnicze listy kończą się na jakichś trzech krajach. ― Czy on sprawdzał, czy przypadkiem nie była jedną z tego typu? I tak, i nie. Nawet jeśli okazałoby się, że miała mniejsze wymagania, brunetowi nie było nic do tego.
Niemalże od razu wyłapał ukryty przekaz, więc na kolejne słowa kiwnął jedynie głową, nie zamierzając już na nią naciskać. I tak powiedziała mu wystarczająco dużo.
Dotarli do celu. Damien dziękował bogom znanym i nieznanym za to, że odcinek, który musieli pokonać, był taki krótki. Cisza się przedłużała i była - przynajmniej w odczuciu Damiena - trochę niezręczna. Może tylko jemu tak się wydawało? Bo gdy zerkał na Sheridan kątem oka, wyglądała na całkiem rozluźnioną, pogodną.
W każdym razie - dotarli. W Allenie odezwało się staroświeckie wychowanie dziadków i, rzecz jasna, otworzył drzwi i wpuścił przed sobą Sher. Dzień pełen niespodzianek, a nawet się jeszcze nie skończył.
Za dużo ludzi. I w pracy, i w kawiarni. Nic dziwnego, że był już zmęczony i właściwie miał ochotę na drzemke. Oboje zajęli już miejsca, pieseły również - przy krzesłach - i teraz należałoby zacząć rozmowę. Jakkolwiek. Co wobec tego postanowił zrobić Damien, patrząc na Sheridan zza karty?
- Czujesz się już lepiej? - I Chwila przerwy. Byli w kawiarni, właśnie, miał przed sobą kartę. - I czego się napijesz?
W każdym razie - dotarli. W Allenie odezwało się staroświeckie wychowanie dziadków i, rzecz jasna, otworzył drzwi i wpuścił przed sobą Sher. Dzień pełen niespodzianek, a nawet się jeszcze nie skończył.
Za dużo ludzi. I w pracy, i w kawiarni. Nic dziwnego, że był już zmęczony i właściwie miał ochotę na drzemke. Oboje zajęli już miejsca, pieseły również - przy krzesłach - i teraz należałoby zacząć rozmowę. Jakkolwiek. Co wobec tego postanowił zrobić Damien, patrząc na Sheridan zza karty?
- Czujesz się już lepiej? - I Chwila przerwy. Byli w kawiarni, właśnie, miał przed sobą kartę. - I czego się napijesz?
Jej cisza zupełnie nie przeszkadzała. Głównie dlatego, że spodziewała się, że gdyby doszło do jakiejś konfrontacji między nimi, chłopak bankowo nie wiedziałby co powiedzieć. No i tak było. Nie zaczynała żadnego tematu, nie zagadywała go na siłę. Sądziła, że było to niepotrzebne.
Dopiero kiedy usiedli w samym lokalu była znowu w stanie usłyszeć jego głos. I już od początku tej świeżej konwersacji była rozczulona jego troską. Niby był taki złośliwy, ale mimo wszystko dobry był z niego chłopiec.
- Jeszcze tylko trochę mi dudni - wzruszyła barkami, przesuwając palcem po kolejnych pozycjach na liście menu. Zawsze miała ten mały problem, że chciała spróbować wszystkiego naraz i głowa zaczynała jej wirować na samą myśl o tym, że musiała podjąć decyzję. Dlatego na jego kolejne pytanie spojrzała na niego i po krótkiej chwili zatrzymała palec. Losowo, w byle jakim miejscu. Trzymała go tak przez chwilę i dopiero wtedy opuściła wzrok z powrotem na kartę. - Wygląda na to, że herbatę. Zieloną. A ty? - oznajmiła (i zapytała też) z uśmiechem. No mimo wszystko herbata brzmiała bardziej niż obiecująco. Szczególnie w jej stanie, herbata była genialnym remedium na wszystko.
Ziewnęła z cicha. Chyba jednak powinna była pacnąć się do łóżka najszybciej jak się dało i odespać tę chorobę. Z drugiej strony, jakoś się trzymała, co nie? Tylko wyglądała trochę słabo.
- W ogóle, ej, sądziłam, że skoro nie chcesz się widywać z ludźmi, to serio wyglądasz jak siedem nieszczęść, a masz serio spoko twarz. I w ogóle wszystko. Nie ogarniam cię.
Dopiero kiedy usiedli w samym lokalu była znowu w stanie usłyszeć jego głos. I już od początku tej świeżej konwersacji była rozczulona jego troską. Niby był taki złośliwy, ale mimo wszystko dobry był z niego chłopiec.
- Jeszcze tylko trochę mi dudni - wzruszyła barkami, przesuwając palcem po kolejnych pozycjach na liście menu. Zawsze miała ten mały problem, że chciała spróbować wszystkiego naraz i głowa zaczynała jej wirować na samą myśl o tym, że musiała podjąć decyzję. Dlatego na jego kolejne pytanie spojrzała na niego i po krótkiej chwili zatrzymała palec. Losowo, w byle jakim miejscu. Trzymała go tak przez chwilę i dopiero wtedy opuściła wzrok z powrotem na kartę. - Wygląda na to, że herbatę. Zieloną. A ty? - oznajmiła (i zapytała też) z uśmiechem. No mimo wszystko herbata brzmiała bardziej niż obiecująco. Szczególnie w jej stanie, herbata była genialnym remedium na wszystko.
Ziewnęła z cicha. Chyba jednak powinna była pacnąć się do łóżka najszybciej jak się dało i odespać tę chorobę. Z drugiej strony, jakoś się trzymała, co nie? Tylko wyglądała trochę słabo.
- W ogóle, ej, sądziłam, że skoro nie chcesz się widywać z ludźmi, to serio wyglądasz jak siedem nieszczęść, a masz serio spoko twarz. I w ogóle wszystko. Nie ogarniam cię.
Jeszcze trochę dudniło, a i tak wyciągała go na jakieś pogaduszki i kawusie. Podejrzewał, że gdyby on sam cierpiał na ból głowy, to prędzej by kogoś po drodze zabił, niż jeszcze starał się spędzać z nim czas. Jednocześnie coś podpowiadało mu, że Sheridan zwyczajnie łapała okazję i wykorzystywała przypadek. Ostatecznie ile razy w życiu zdarza się coś podobnego? Że poznajesz w sieci osobę, z którą dobrze ci się rozmawia, która ma podobne zainteresowania, trwa to dość długo, aż w końcu wpadasz na tę osobę w parku.
Pokiwał głową. Dobra. Byleby nie zasłabła, bo nie bardzo wiedział, jak udziela się pierwszej pomocy. Znaczy, wiadomo, wiedział tyle, co każdy przeciętny człowiek - czyli stosunkowo niedużo.
Mimowolnie, chociaż do tej pory przyglądał się Sher, opuścił wzrok na kartę, gdy ta spojrzała na niego. Damien zauważył, że to zrobił po jakichś dwóch sekundach, więc zerknął jeszcze raz kontrolnie na pannę Paige, jakby chciał zaobserwować jej reakcję na ten minimalny pokaz spierdolenia. Osobiście uważał, że to było żałosne.
- Kawę. Z mlekiem. Jestem zmęczony. - Krótko i prosto. Z przyzwyczajenia. No i to była już pora na kawę. Właściwie zaraz po spacerze wskoczyłby pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach kuchni, a następnie przygotował sobie latte albo białą kawę i z takim zestawem byłby gotów na wieczór. Plany uległy drobnej zmianie.
Jednak okazało się, że w swoim znużeniu nie był sam, co powitał z czymś na wzór ulgi. Chyba że ją nudził. Nie wykluczał, rozmówcą powalająco dobrym to nie był - twarzą w twarz.
Odłożył kartę na bok i splótł palce na stoliku, wcześniej poprawiając podwinięte rękawy bluzy. O, proszę, miał spoko twarz. Twarz na moment wykrzywiła mu się w uśmiechu, a z ust wyrwał się krótki ni to kaszel, ni to śmiech. Czy może raczej - śmiech zamaskowany krótkim kaszlem. A Damien, żeby w ogóle zamaskować to, że na jego twarzy pojawiają się takie ewenementy jak uśmiech, podniósł dłoń, by potrzeć nos. Niby ot tak.
- Wiem - przyznał na pierwszy ogień. W końcu nieskromny D jest nieskromny, tak? I oparł dłoń o swoją twarz, tuż pod nosem, kciuk wsuwając pod brodę. - Po prostu... nie lubię. - I na dodatek sam sobie wymyślasz kompleksy, jak choćby na punkcie akcentu. - Ale rozumiem. Byłem pewien, że jesteś brzydka. - Krótka przerwa. Nie ma to jak walić prosto z mostu. - Ale nie jesteś. Tak bardzo.
Wypadałoby w końcu rzucić czymś trochę złośliwym. Zwłaszcza żeby kocem uszczypliwości przykryć kołdrę miłego słowa.
Pokiwał głową. Dobra. Byleby nie zasłabła, bo nie bardzo wiedział, jak udziela się pierwszej pomocy. Znaczy, wiadomo, wiedział tyle, co każdy przeciętny człowiek - czyli stosunkowo niedużo.
Mimowolnie, chociaż do tej pory przyglądał się Sher, opuścił wzrok na kartę, gdy ta spojrzała na niego. Damien zauważył, że to zrobił po jakichś dwóch sekundach, więc zerknął jeszcze raz kontrolnie na pannę Paige, jakby chciał zaobserwować jej reakcję na ten minimalny pokaz spierdolenia. Osobiście uważał, że to było żałosne.
- Kawę. Z mlekiem. Jestem zmęczony. - Krótko i prosto. Z przyzwyczajenia. No i to była już pora na kawę. Właściwie zaraz po spacerze wskoczyłby pod prysznic, żeby zmyć z siebie zapach kuchni, a następnie przygotował sobie latte albo białą kawę i z takim zestawem byłby gotów na wieczór. Plany uległy drobnej zmianie.
Jednak okazało się, że w swoim znużeniu nie był sam, co powitał z czymś na wzór ulgi. Chyba że ją nudził. Nie wykluczał, rozmówcą powalająco dobrym to nie był - twarzą w twarz.
Odłożył kartę na bok i splótł palce na stoliku, wcześniej poprawiając podwinięte rękawy bluzy. O, proszę, miał spoko twarz. Twarz na moment wykrzywiła mu się w uśmiechu, a z ust wyrwał się krótki ni to kaszel, ni to śmiech. Czy może raczej - śmiech zamaskowany krótkim kaszlem. A Damien, żeby w ogóle zamaskować to, że na jego twarzy pojawiają się takie ewenementy jak uśmiech, podniósł dłoń, by potrzeć nos. Niby ot tak.
- Wiem - przyznał na pierwszy ogień. W końcu nieskromny D jest nieskromny, tak? I oparł dłoń o swoją twarz, tuż pod nosem, kciuk wsuwając pod brodę. - Po prostu... nie lubię. - I na dodatek sam sobie wymyślasz kompleksy, jak choćby na punkcie akcentu. - Ale rozumiem. Byłem pewien, że jesteś brzydka. - Krótka przerwa. Nie ma to jak walić prosto z mostu. - Ale nie jesteś. Tak bardzo.
Wypadałoby w końcu rzucić czymś trochę złośliwym. Zwłaszcza żeby kocem uszczypliwości przykryć kołdrę miłego słowa.
Wyciągała, bo - no właśnie - wykorzystywała okazję. Wiedziała, że pewnie minie trochę czasu, zanim będzie chciał się znowu zobaczyć, o ile w ogóle będzie chciał, więc chciała czerpać garściami i nie obchodziła jej sprawa tak trywialna jak jakiś stan podgorączkowy i ból głowy. Były gorsze choroby, gorsze problemy na świecie. Głód, susze, coś tam. Potem się położy i będzie okej, a takiego Damianka to można było dopaść tylko raz w życiu.
Nie zareagowała nijak na to zawieszenie w czasie, jakie jej sprezentował swoim spojrzeniem. Dla niej taka lekko opóźniona reakcja nie była niczym niecodziennym. Zresztą, nawet nie umiała ogarnąć, że to mogłoby być podejrzane dla kogokolwiek, przecież sama trochę ledwo żyła, nie umiała sobie odmówić przybicia mu w tej sprawie mentalnej piątki. Kiwnęła ledwo zauważalnie głową.
- No to jest nas dwoje.
I tyle. Ale jako, że los zdecydował o tym, co miała pić Paige, to nie miała zamiaru zmieniać teraz swojej decyzji. Bo nie i tyle, była trochę niezmienną babą. No i herbata też zawierała kofeinę, a - tak na dobrą sprawę - kawa w sumie jej nawet nie rozbudzała. Prędzej odwrotnie, co często uznawała za dość zabawny obrót spraw.
Prychnęła rozbawiona na to jego narcystyczne "wiem". Że niby co, że uważał się za pięknego? Paskuda. Z drugiej strony - wiedziała, że to najprawdopodobniej żart. I że faktyczny powód tego jego niewychodzenia był totalnie inny. Sama wolała trzymać się sama ze sobą, ale jakoś tak nigdy nie pomyślała o aż takim izolowaniu się od ludzi. Dziwak.
Był pewien, że jest brzydka. Trochę nie mogła uwierzyć, że znając jej nazwisko i wiedząc, że działa jako muzyk, Allen nie ogarniał, że to właśnie ta Sheridan Paige, która aktualnie wschodziła jako artystka w Riverdale City. Pokręciła powoli głową na tę jego piwniczność. Z drugiej strony, chyba nawet wolała, że ludzie jej jeszcze aż tak nie znali. Oszczędzało jej to wbrew pozorom wielu problemów.
- Dzięki. Wal się - wywróciła oczyma, choć nie ukrywała wypisanego na twarzy rozbawienia. Nie było powodu, takie złośliwości były już u nich na porządku dziennym. Co prawda nigdy nie usłyszała ich wypowiedzianych prosto w jej twarz, ale - suprajs - to nie robiło jej nawet najmniejszej różnicy. - To nie potrwa długo, wypijemy i będziesz mógł wrócić do tej swojej piwnicy - złośliwość za złośliwość? Uśmiechnęła się półgębkiem.
Nie zareagowała nijak na to zawieszenie w czasie, jakie jej sprezentował swoim spojrzeniem. Dla niej taka lekko opóźniona reakcja nie była niczym niecodziennym. Zresztą, nawet nie umiała ogarnąć, że to mogłoby być podejrzane dla kogokolwiek, przecież sama trochę ledwo żyła, nie umiała sobie odmówić przybicia mu w tej sprawie mentalnej piątki. Kiwnęła ledwo zauważalnie głową.
- No to jest nas dwoje.
I tyle. Ale jako, że los zdecydował o tym, co miała pić Paige, to nie miała zamiaru zmieniać teraz swojej decyzji. Bo nie i tyle, była trochę niezmienną babą. No i herbata też zawierała kofeinę, a - tak na dobrą sprawę - kawa w sumie jej nawet nie rozbudzała. Prędzej odwrotnie, co często uznawała za dość zabawny obrót spraw.
Prychnęła rozbawiona na to jego narcystyczne "wiem". Że niby co, że uważał się za pięknego? Paskuda. Z drugiej strony - wiedziała, że to najprawdopodobniej żart. I że faktyczny powód tego jego niewychodzenia był totalnie inny. Sama wolała trzymać się sama ze sobą, ale jakoś tak nigdy nie pomyślała o aż takim izolowaniu się od ludzi. Dziwak.
Był pewien, że jest brzydka. Trochę nie mogła uwierzyć, że znając jej nazwisko i wiedząc, że działa jako muzyk, Allen nie ogarniał, że to właśnie ta Sheridan Paige, która aktualnie wschodziła jako artystka w Riverdale City. Pokręciła powoli głową na tę jego piwniczność. Z drugiej strony, chyba nawet wolała, że ludzie jej jeszcze aż tak nie znali. Oszczędzało jej to wbrew pozorom wielu problemów.
- Dzięki. Wal się - wywróciła oczyma, choć nie ukrywała wypisanego na twarzy rozbawienia. Nie było powodu, takie złośliwości były już u nich na porządku dziennym. Co prawda nigdy nie usłyszała ich wypowiedzianych prosto w jej twarz, ale - suprajs - to nie robiło jej nawet najmniejszej różnicy. - To nie potrwa długo, wypijemy i będziesz mógł wrócić do tej swojej piwnicy - złośliwość za złośliwość? Uśmiechnęła się półgębkiem.
Ledwo żyła, a twardo siedziała na tym krześle. Zapewne gdyby wiedział, to kazałby jej spadać na drzewo i do domu, a później by grzecznie obiecał, że pewnie, że kiedyś nadrobią tę straconą kawę, żaden problem. Oczywiście, nie sprecyzowałby żadnej bliższej - ani dalszej - daty, lecz ostatecznie kiedyś tam w odległej przyszłości na pewno obietnicę swoją by spełnił.
Było ich dwoje. Damien pokiwał głową i ot, tyle, zakończył temat. Powody ich zmęczenia była wprawdzie różne, ale czy to miało jakieś większe znaczenie? Mogli się solidaryzować poniekąd. Z tą różnicą, że jemu kawa faktycznie mogła pomóc odzyskać przynajmniej część energii niezbędnej do życia i na nowo walczyć ze swoją wewnętrzną patologią społeczną.
Nie miał czasu interesować się wydarzeniami kulturowymi ostatnimi czasy - nie, żeby zajmował się tym kiedykolwiek, ale teraz zeszły na jeszcze dalszy plan. Po prostu pisał. Dużo pisał. Namiętnie, uparcie i bez przejmowania się światem, wstając wieczorem tylko po coś do picia i na przebieżki z psem. Miał prawo do pewnej niewiedzy. Chociaż, co ciekawsze, słuchał jej kawałków. Ba, miał je na swoim odtwarzaczu, lecz nigdy nie zwrócił za bardzo uwagi na to, kto jest ich wykonawcą. Wpadły w ucho, były dobre, głos wokalistki mu się spodobał, to spacerował do tego. Albo biegał. Jeździł na desce. Różne takie. Przecież z domu nie wychodził bez zestawu słuchawek.
- Nie mieszkam w piwnicy. Na czwartym piętrze, ignorantko - skwitował. I gdy to mówił, przylazła kelnerka z pytaniem, co im podać. Damien, z racji że i tak już głosu używał, zamówił dla Sher jej wymarzoną zieloną herbatę, a dla siebie białą kawę. I wodę dla piesełów. Koniecznie w miskach. Podziękował nawet grzecznie za to wszystko! Tylko trzeba było wrócić do rozmowy. Złap temat Damien. Jakikolwiek. No dawaj, dasz radę, myśl, stary, myśl. - To... - pauza. Odkaszlnięcie. Zgubił wątek, jeszcze zanim go zaczął. Dlatego zmarszczył brwi i wbił rozkojarzone spojrzenie w stolik. - Tak. Nie jestem zbyt... dobry... w kontaktach bezpośrednich. Dlatego ich unikam i się wykręcam od spotkań.
Miał taką manierę, bardzo typową dla introwertyków, że trudno było mu patrzeć na osobę, do której mówił. O wiele łatwiejsze było patrzenie jej w twarz, gdy to ona mówiła. Już inną kwestią było to, że początkowo miał w planach powiedzieć coś kompletnie innego. Chyba chciał się zwyczajnie jakoś wytłumaczyć, dlaczego tak właśnie frajerzy.
Było ich dwoje. Damien pokiwał głową i ot, tyle, zakończył temat. Powody ich zmęczenia była wprawdzie różne, ale czy to miało jakieś większe znaczenie? Mogli się solidaryzować poniekąd. Z tą różnicą, że jemu kawa faktycznie mogła pomóc odzyskać przynajmniej część energii niezbędnej do życia i na nowo walczyć ze swoją wewnętrzną patologią społeczną.
Nie miał czasu interesować się wydarzeniami kulturowymi ostatnimi czasy - nie, żeby zajmował się tym kiedykolwiek, ale teraz zeszły na jeszcze dalszy plan. Po prostu pisał. Dużo pisał. Namiętnie, uparcie i bez przejmowania się światem, wstając wieczorem tylko po coś do picia i na przebieżki z psem. Miał prawo do pewnej niewiedzy. Chociaż, co ciekawsze, słuchał jej kawałków. Ba, miał je na swoim odtwarzaczu, lecz nigdy nie zwrócił za bardzo uwagi na to, kto jest ich wykonawcą. Wpadły w ucho, były dobre, głos wokalistki mu się spodobał, to spacerował do tego. Albo biegał. Jeździł na desce. Różne takie. Przecież z domu nie wychodził bez zestawu słuchawek.
- Nie mieszkam w piwnicy. Na czwartym piętrze, ignorantko - skwitował. I gdy to mówił, przylazła kelnerka z pytaniem, co im podać. Damien, z racji że i tak już głosu używał, zamówił dla Sher jej wymarzoną zieloną herbatę, a dla siebie białą kawę. I wodę dla piesełów. Koniecznie w miskach. Podziękował nawet grzecznie za to wszystko! Tylko trzeba było wrócić do rozmowy. Złap temat Damien. Jakikolwiek. No dawaj, dasz radę, myśl, stary, myśl. - To... - pauza. Odkaszlnięcie. Zgubił wątek, jeszcze zanim go zaczął. Dlatego zmarszczył brwi i wbił rozkojarzone spojrzenie w stolik. - Tak. Nie jestem zbyt... dobry... w kontaktach bezpośrednich. Dlatego ich unikam i się wykręcam od spotkań.
Miał taką manierę, bardzo typową dla introwertyków, że trudno było mu patrzeć na osobę, do której mówił. O wiele łatwiejsze było patrzenie jej w twarz, gdy to ona mówiła. Już inną kwestią było to, że początkowo miał w planach powiedzieć coś kompletnie innego. Chyba chciał się zwyczajnie jakoś wytłumaczyć, dlaczego tak właśnie frajerzy.
Nie mieszkał w piwnicy. Jasne, jasne. Chciała mu już odpowiedzieć, ale odbierająca zamówienia osóbka pojawiła się tuż nad nimi. Właściwie nie mogła wyjść z podziwu, że Damien nie miał problemów z oznajmieniem czego chcieli. I że ta kelnerka zrozumiała go za pierwszym razem i nie musiał niczego powtarzać. Przecież ten akcent naprawdę był tak niezrozumiały, jeśli nie było się osobą grzebiącą w takich rzeczach w ramach zainteresowań... No, chyba że faktycznie skądś miała umiejętności do rozszyfrowywania tych dźwięków przypominających słowa.
A potem sobie poszła, więc Paige mogła wrócić do gry.
- Może być nawet i czterdzieste czwarte - czterdzieści i cztery, ohohoho - a i tak nazywałabym to piwnicą. No błagam, jesteś zamknięty jak typowy piwniczak - i to rozbawienie. Nawet wyciągnęła rękę i pstryknęła go lekko w nos w ramach zaczepki. Sheridany takie już były, że musiały trochę dopiec, trochę się poprzepychać, ale ogólnie zamiarów złych nie było. Ot, takie zawiązywanie przyjaźni poprzez niekonwencjonalne metody. I nie zdążyła się na dobre znowu zaśmiać, bo zaczął trochę inny wątek. No, prawie. Ważne, że musiała przybrać już nieco inny ton i zareagować tak a nie siak.
- Zauważyłam. Używasz chyba najgłupszych wymówek świata. Ale to w sumie urocze - wzruszyła barkami. - Gdybyś miał dwanaście lat.
Sheridan, ty okropniaku, przecież jego to dotknie. Ale w sumie pewnie wiedział, że to żart i ukryty komplement, prawda? Spojrzała po szurającej przy ekspresie pannie. Nie było tu aż tak dużo ludzi, więc sądziła, że już teraz przygotowywali ich zamówienie. Bardzo dobrze. Chciała już poczuć w ustach ten cudny smak herbaty.
A potem sobie poszła, więc Paige mogła wrócić do gry.
- Może być nawet i czterdzieste czwarte - czterdzieści i cztery, ohohoho - a i tak nazywałabym to piwnicą. No błagam, jesteś zamknięty jak typowy piwniczak - i to rozbawienie. Nawet wyciągnęła rękę i pstryknęła go lekko w nos w ramach zaczepki. Sheridany takie już były, że musiały trochę dopiec, trochę się poprzepychać, ale ogólnie zamiarów złych nie było. Ot, takie zawiązywanie przyjaźni poprzez niekonwencjonalne metody. I nie zdążyła się na dobre znowu zaśmiać, bo zaczął trochę inny wątek. No, prawie. Ważne, że musiała przybrać już nieco inny ton i zareagować tak a nie siak.
- Zauważyłam. Używasz chyba najgłupszych wymówek świata. Ale to w sumie urocze - wzruszyła barkami. - Gdybyś miał dwanaście lat.
Sheridan, ty okropniaku, przecież jego to dotknie. Ale w sumie pewnie wiedział, że to żart i ukryty komplement, prawda? Spojrzała po szurającej przy ekspresie pannie. Nie było tu aż tak dużo ludzi, więc sądziła, że już teraz przygotowywali ich zamówienie. Bardzo dobrze. Chciała już poczuć w ustach ten cudny smak herbaty.
Mieszkał w piwnicy i nawet tego nie wiedział - w piwnicy, którą zbudował sobie sam, w głowie. Metodycznie, powoli, bardzo skrupulatnie.
- Nieprawda - burknął niby to wielce urażony. Prawda. Krótka pauza, głośne westchnienie. - Może trochę. Nie mam czasu.
Sam jak na razie nie mógł wyjść z podziwu, że Sheridan nie zapytała go nawet raz, co powiedział czy o co mu chodziło. Przywykł do tego, że w pracy musiał kilkakrotnie powtarzać swoje własne słowa i to znacznie wolniej niż zawsze. Dokładniej i próbując mówić z angielskim czy amerykańskim akcentem. Uciążliwe to było dla wszystkich - fakt, głównie dla niego samego.
I pstryknęła go w nos. Nie odsunął się, tylko zmarszczył brwi i mimowolnie potarł nos, jakby go zaswędział po tym. Normalnie jak pies.
- Owszem. W moim wieku to patologia społeczna - zero skrupułów czy wyrzutów. Był tego tak bezczelnie świadom, jak mało czego w swoim życiu. - Czy pedofilia psychiczna. Nie wiem.
Powędrował wzrokiem za spojrzeniem Sheridan. Nie myliła się jakoś szczególnie, bo nie minęła chwila, a w ich stronę wędrowała już kelnerka z zamówionymi przez nich napojami. Uśmiechnęła się, postawiła na stoliku obie filiżanki i powróciła do bycia tłem. Kawa, kawa, kawa. Energio, przybądź.
- Zawsze jesteś taka blada? - pytanie kompletnie odcięte od tematu, które rzucił, gdy sięgał po swoją białą kawę.
- Nieprawda - burknął niby to wielce urażony. Prawda. Krótka pauza, głośne westchnienie. - Może trochę. Nie mam czasu.
Sam jak na razie nie mógł wyjść z podziwu, że Sheridan nie zapytała go nawet raz, co powiedział czy o co mu chodziło. Przywykł do tego, że w pracy musiał kilkakrotnie powtarzać swoje własne słowa i to znacznie wolniej niż zawsze. Dokładniej i próbując mówić z angielskim czy amerykańskim akcentem. Uciążliwe to było dla wszystkich - fakt, głównie dla niego samego.
I pstryknęła go w nos. Nie odsunął się, tylko zmarszczył brwi i mimowolnie potarł nos, jakby go zaswędział po tym. Normalnie jak pies.
- Owszem. W moim wieku to patologia społeczna - zero skrupułów czy wyrzutów. Był tego tak bezczelnie świadom, jak mało czego w swoim życiu. - Czy pedofilia psychiczna. Nie wiem.
Powędrował wzrokiem za spojrzeniem Sheridan. Nie myliła się jakoś szczególnie, bo nie minęła chwila, a w ich stronę wędrowała już kelnerka z zamówionymi przez nich napojami. Uśmiechnęła się, postawiła na stoliku obie filiżanki i powróciła do bycia tłem. Kawa, kawa, kawa. Energio, przybądź.
- Zawsze jesteś taka blada? - pytanie kompletnie odcięte od tematu, które rzucił, gdy sięgał po swoją białą kawę.
Nie miał czasu? Na co, na wychodzenie z domu? Po prostu nie chciał, a nie nie miał czasu. Zacisnęła jednak tylko usta w wąską linię i jakoś tak dziwacznie nadęła policzki. Przekaz był jasny - "ziomek, co ty mi tu wciskasz". Czas przecież zawsze można było znaleźć, jak się go chciało wygospodarować, a ta pipa po prostu wolała siedzieć na tyłku i pisać jakieś wierszyki do szuflady. Najpewniej na serwetce.
Ale zaraz, uwaga, śmiech na sali. Co on powiedział?
- C-co? - wydusiła ledwo po tym, jak wręcz wybuchła śmiechem tak gromkim, że kawiarnia się zatrzęsła. No bo, no jezu, to było tak idiotyczne... - C-c-c-c-o to jest pedofilia społeczna? - halo, Sheridan, uspokój się, bo się udusisz i tyle będzie z tego.
Była blada? Nigdy nie mogła poszczycić się wręcz chorobliwie białym odcieniem skóry. Jasne, podkłady zawsze najjaśniejsze, wszystko było dla niej za ciemne, ale żeby ktoś ją nazywał jakąś super bladą?
- Mam jasny odcień skóry, ale może wyglądam gorzej przez ten syf - oczywiście miała tu na myśli gorączkę, ale wyszła z założenia, że skoro gadał z nią o tym od wczoraj, to wiedział, o co chodzi. Bardziej cieszyło ją, że sam zaczynał jakieś wątki, ale nie miała zamiaru poruszać tego na głos - jeszcze się biedne spłoszy i przestanie cokolwiek mówić. Chwyciła swój kubek w dłonie i zaczęła sączyć herbatę z niemałym zadowoleniem wypisanym na twarzy. Napój bogów, dosłownie.
- To kiedy dasz mi pogłaskać Roberta, hm?
Ale zaraz, uwaga, śmiech na sali. Co on powiedział?
- C-co? - wydusiła ledwo po tym, jak wręcz wybuchła śmiechem tak gromkim, że kawiarnia się zatrzęsła. No bo, no jezu, to było tak idiotyczne... - C-c-c-c-o to jest pedofilia społeczna? - halo, Sheridan, uspokój się, bo się udusisz i tyle będzie z tego.
Była blada? Nigdy nie mogła poszczycić się wręcz chorobliwie białym odcieniem skóry. Jasne, podkłady zawsze najjaśniejsze, wszystko było dla niej za ciemne, ale żeby ktoś ją nazywał jakąś super bladą?
- Mam jasny odcień skóry, ale może wyglądam gorzej przez ten syf - oczywiście miała tu na myśli gorączkę, ale wyszła z założenia, że skoro gadał z nią o tym od wczoraj, to wiedział, o co chodzi. Bardziej cieszyło ją, że sam zaczynał jakieś wątki, ale nie miała zamiaru poruszać tego na głos - jeszcze się biedne spłoszy i przestanie cokolwiek mówić. Chwyciła swój kubek w dłonie i zaczęła sączyć herbatę z niemałym zadowoleniem wypisanym na twarzy. Napój bogów, dosłownie.
- To kiedy dasz mi pogłaskać Roberta, hm?
Ostatnio pracował albo pisał - i takie były jego wymówki, wolał nie mieszać do tego swojej zwyczajowej awersji przed wychodzeniem z domu i kontaktami z żywymi ludźmi na żywej ulicy. I teraz, mimo że rozmawiał z osobą znajomą, wiedział, że pewnie po powrocie do domu będzie wykończony i wyzuty psychicznie ze wszystkich sił życiowych, że najprawdopodobniej dzisiaj nie napisze już nawet jednego słowa czy zdania. Towarzystwo Sheridan było dla niego przyjemne i, wbrew swoim obawom, niekoniecznie stresujące, lecz przy tym wszystkim miało pewną wadę - nadal było cudzym towarzystwem, jednostki ludzkiej, a to z kolei wyciągało z niego energię o stokroć bardziej od wysiłku fizycznego czy pracy.
Usta same wygięły mu się w uśmiechu, gdy tak wybuchnęła śmiechem - bo w tym dźwięku było coś chorobliwie zaraźliwego. Powstrzymał się przed dołączeniem, ale tego grymasu już pozbawić się już nie potrafił.
- To jest... nie wiem, nie pytaj - potrząsnął głową. Samo wpadło. - Chyba odchylenie od normy. Przyszło po tym... dwunastolatku, Jezu.
Wcześniej mówił o patologii społecznej, więc... tak wyszło. Nie pomyślał do końca nad tym, co rzucił, pierwsza z brzegu myśl.
Pokiwał głową, była bledsza z powodu choroby. W tym momencie powinna nastąpić reprymenda, ale Damien jednak się do niej nie posunął. Tym razem. Zamiast kija postanowił rzucić marchewką.
- Gdy wyzdrowiejesz - skwitował, a następnie napił się kawy.
Usta same wygięły mu się w uśmiechu, gdy tak wybuchnęła śmiechem - bo w tym dźwięku było coś chorobliwie zaraźliwego. Powstrzymał się przed dołączeniem, ale tego grymasu już pozbawić się już nie potrafił.
- To jest... nie wiem, nie pytaj - potrząsnął głową. Samo wpadło. - Chyba odchylenie od normy. Przyszło po tym... dwunastolatku, Jezu.
Wcześniej mówił o patologii społecznej, więc... tak wyszło. Nie pomyślał do końca nad tym, co rzucił, pierwsza z brzegu myśl.
Pokiwał głową, była bledsza z powodu choroby. W tym momencie powinna nastąpić reprymenda, ale Damien jednak się do niej nie posunął. Tym razem. Zamiast kija postanowił rzucić marchewką.
- Gdy wyzdrowiejesz - skwitował, a następnie napił się kawy.
Paige zapewne miała wrócić do domu wyczerpana z powodu przegrzania w tej pogodzie, a nie z powodu jakiejś konieczności socjalizowania się. Zresztą, zupełnie jak w przypadku rozmów internetowych, porozumiewanie się z Damienem w prawdziwym świecie, na faktycznym spotkaniu było tak samo odprężające. Nie różniło się to dla niej zanadto, czuła jedynie jakby mimo wszystko nie był w swoim talerzu. I nie uważała tego za nic dziwnego. Ciężko było winić za to takiego piwniczaka.
Zdziczały facet ze zdziczałym syfem w głowie. Sama pewnie nigdy nie wpadłaby na taki termin, ale po tym jak już sam z nim wyskoczył, nie pozostawało jej nic innego jak tylko zacząć wykorzystywać to przeciwko niemu przy każdej możliwej okazji. Wymyślanie sobie złośliwych ksywek i wyzwiska nie były niczym nowym, ale "pedofil psychiczny" na pewno miał należeć do perełek w jej arsenale, kolekcji zebranej specjalnie dla ciemnowłosego.
- W takim razie całkiem niedługo - wyszczerzyła się w jego kierunku. Była silnym dzikusem, wytrzymałym, byle choroba nie była w stanie zatrzymać jej w łóżku na więcej niż dwa trzy dni. Damien właśnie wpakował się w bardzo rychłe spotkanie z tą babą, ale nie zamierzała mu jeszcze mówić jak, gdzie i kiedy go dopadnie. Niech się boi tej konfrontacji. Śmiesznie będzie.
Siorbnęła herbaty, nie spuszczając z niego spojrzenia przesyconego samosatysfakcją.
Zdziczały facet ze zdziczałym syfem w głowie. Sama pewnie nigdy nie wpadłaby na taki termin, ale po tym jak już sam z nim wyskoczył, nie pozostawało jej nic innego jak tylko zacząć wykorzystywać to przeciwko niemu przy każdej możliwej okazji. Wymyślanie sobie złośliwych ksywek i wyzwiska nie były niczym nowym, ale "pedofil psychiczny" na pewno miał należeć do perełek w jej arsenale, kolekcji zebranej specjalnie dla ciemnowłosego.
- W takim razie całkiem niedługo - wyszczerzyła się w jego kierunku. Była silnym dzikusem, wytrzymałym, byle choroba nie była w stanie zatrzymać jej w łóżku na więcej niż dwa trzy dni. Damien właśnie wpakował się w bardzo rychłe spotkanie z tą babą, ale nie zamierzała mu jeszcze mówić jak, gdzie i kiedy go dopadnie. Niech się boi tej konfrontacji. Śmiesznie będzie.
Siorbnęła herbaty, nie spuszczając z niego spojrzenia przesyconego samosatysfakcją.
Pierwszy termin, pierwsze co wpadło mu do głowy. Nawet jeśli ten dziki uśmiech powinien mu zakomunikować, że to nie będzie łatwa przeprawa. Żadnego przejścia przez płytką rzeczkę, w której woda jest za kostkę. O nie, właśnie wskoczył do górskiego potoku i prąd miał dopiero zwalić go z nóg. Niemniej jak na razie nie węszył niczego złego.
- Goi się na tobie jak na psie? - spytał. I, wyjątkowo twardo, odpowiedział tym spojrzeniem. Chociaż w jego wypadku było niezmiennie bezwyrazowe, nawet jeśli w kącikach ust gdzieś czaił się uśmiech.
Nic nie mogło być gorsze od pierwszego spotkania - zwłaszcza takiego nieplanowanego, gdy absolutnie nie był do tego przygotowany. Dostanie chwilę czasu na nastawienie się do ponownej rozmowy, ogarnięcie - i dodatkowo będą na znanym mu gruncie. Bez dodatkowych osób w tle, bez męczących tłumów.
Acz przerwał w końcu tę walkę na spojrzenia i odchylił się na krześle, aby zerknąć częściowo pod stół, prosto na swojego czworonożnego kumpla. Zasnął. No okej. A Damien ponownie szukał gorączkowo tematu do rozmowy, czegoś odpowiedniego, co mógłby własnie powiedzieć. Pustka totalna. Nawet świerszcze nie grały tam swoich melodii.
- Uprzedź mnie. Będę musiał posprzątać ciało poprzedniej osoby, która przyszła zobaczyć Roberta - powiedział ostatecznie i sięgnął po kawę. Niby lepszy rydz niż nic, ale serio?
- Goi się na tobie jak na psie? - spytał. I, wyjątkowo twardo, odpowiedział tym spojrzeniem. Chociaż w jego wypadku było niezmiennie bezwyrazowe, nawet jeśli w kącikach ust gdzieś czaił się uśmiech.
Nic nie mogło być gorsze od pierwszego spotkania - zwłaszcza takiego nieplanowanego, gdy absolutnie nie był do tego przygotowany. Dostanie chwilę czasu na nastawienie się do ponownej rozmowy, ogarnięcie - i dodatkowo będą na znanym mu gruncie. Bez dodatkowych osób w tle, bez męczących tłumów.
Acz przerwał w końcu tę walkę na spojrzenia i odchylił się na krześle, aby zerknąć częściowo pod stół, prosto na swojego czworonożnego kumpla. Zasnął. No okej. A Damien ponownie szukał gorączkowo tematu do rozmowy, czegoś odpowiedniego, co mógłby własnie powiedzieć. Pustka totalna. Nawet świerszcze nie grały tam swoich melodii.
- Uprzedź mnie. Będę musiał posprzątać ciało poprzedniej osoby, która przyszła zobaczyć Roberta - powiedział ostatecznie i sięgnął po kawę. Niby lepszy rydz niż nic, ale serio?
"Goi się na tobie jak na psie?"
Skinęła głową, parskając przy tym z rozbawieniem. Wylizywała się szybciej niż ktokolwiek kogo znała, bo po prostu ciężko było, żeby cokolwiek ją w ogóle złapało. Jej organizm walczył jak mało który i był gotów rozwalić każdą bakterię z mocą równą animowanym siłaczom. Kolejny łyk herbaty.
Chciał, żeby go uprzedzała? Jeszcze czego. Plan działania miała już gotowy w głowie, a jego częścią był element zaskoczenia. Jako że dostrzegła jego opuszczony przed chwilą wzrok, postanowiła postąpić za jego śladem i skontrolować co robił jej mały przyjaciel. Na ten znak atencji ułożył łeb na jej udzie, trzepiąc ogonem o podłogę z zadowoleniem. Dłoń Sheridan zawędrowała ponad błękitne ślepia, by pogładzić futro.
- Zastanowię się nad tym - odparła wreszcie, zupełnie ignorując wzmiankę o ciałach. Jasne, bo przecież tak to działało i właśnie to zniechęcało człowieka, który wszystko brał za żart, żeby przestał myśleć o nachodzeniu kogoś, albo żeby chociaż uprzedził. - Mimo wszystko wolę takie spontaniczne wypady.
Skinęła głową, parskając przy tym z rozbawieniem. Wylizywała się szybciej niż ktokolwiek kogo znała, bo po prostu ciężko było, żeby cokolwiek ją w ogóle złapało. Jej organizm walczył jak mało który i był gotów rozwalić każdą bakterię z mocą równą animowanym siłaczom. Kolejny łyk herbaty.
Chciał, żeby go uprzedzała? Jeszcze czego. Plan działania miała już gotowy w głowie, a jego częścią był element zaskoczenia. Jako że dostrzegła jego opuszczony przed chwilą wzrok, postanowiła postąpić za jego śladem i skontrolować co robił jej mały przyjaciel. Na ten znak atencji ułożył łeb na jej udzie, trzepiąc ogonem o podłogę z zadowoleniem. Dłoń Sheridan zawędrowała ponad błękitne ślepia, by pogładzić futro.
- Zastanowię się nad tym - odparła wreszcie, zupełnie ignorując wzmiankę o ciałach. Jasne, bo przecież tak to działało i właśnie to zniechęcało człowieka, który wszystko brał za żart, żeby przestał myśleć o nachodzeniu kogoś, albo żeby chociaż uprzedził. - Mimo wszystko wolę takie spontaniczne wypady.
Nie ma przebacz, nie ma zmiłuj. Łudził się, że dostanie chociaż te parę godzin na ufortyfikowanie swojej pozycji i całościowe przygotowanie do tej bitwy. Los nie miał być dla niego taki łaskawy - zresztą, nigdy nie był szczególnie, czemu to miałoby zmienić się właśnie w tamtym momencie? Bo co? Bo sobie tego życzył? Absurd.
- Jak wolisz - wzruszył ramionami, niby tak od niechcenia. Przynajmniej tyle, że nie mogła go zaatakować w domu. Co automatycznie sprawiło, że domyślił się, jak to miało wyglądać. Nie miała innej opcji niż przyjście do restauracji.
Niemniej nie powiedział niczego więcej. Nie wiedział, co może powiedzieć, co powinien, postanowił więc zwyczajnie milczeć - w jego wypadku odzywanie się pod wpływem presji czy stresu niemal zawsze równało się nieprzyjemnym słowom, wolał unikać bezmyślnego odzywania się. Napił się swojej kawy, rejestrując przy okazji, że właściwie to jej obecność w filiżance stała się wspomnieniem i zagapił się za okno. I ziewnął jeszcze, zasłaniając usta dłonią. Za dużo, za długo jak dla niego.
Nawet jeśli chodziło o przebywanie z Sheridan.
- Jak wolisz - wzruszył ramionami, niby tak od niechcenia. Przynajmniej tyle, że nie mogła go zaatakować w domu. Co automatycznie sprawiło, że domyślił się, jak to miało wyglądać. Nie miała innej opcji niż przyjście do restauracji.
Niemniej nie powiedział niczego więcej. Nie wiedział, co może powiedzieć, co powinien, postanowił więc zwyczajnie milczeć - w jego wypadku odzywanie się pod wpływem presji czy stresu niemal zawsze równało się nieprzyjemnym słowom, wolał unikać bezmyślnego odzywania się. Napił się swojej kawy, rejestrując przy okazji, że właściwie to jej obecność w filiżance stała się wspomnieniem i zagapił się za okno. I ziewnął jeszcze, zasłaniając usta dłonią. Za dużo, za długo jak dla niego.
Nawet jeśli chodziło o przebywanie z Sheridan.
- Chcesz wrócić do domu, prawda?
Krótkie pytanie. Beznamiętne, bo ani nie miała żalu, ani też nie chciała okazywać żadnego sprzeciwu. Sama wolałaby już wracać i walnąć się do łóżka, szczególnie, że skończyła swoją herbatę tuż po jego ostatnim wziętym łyku. Trevor na samo słowo "dom" podniósł łeb i przebrał radośnie łapami. Też nie chciało mu się już więcej socjalizować.
A poza tym piszę gównoposty i cóż.
Krótkie pytanie. Beznamiętne, bo ani nie miała żalu, ani też nie chciała okazywać żadnego sprzeciwu. Sama wolałaby już wracać i walnąć się do łóżka, szczególnie, że skończyła swoją herbatę tuż po jego ostatnim wziętym łyku. Trevor na samo słowo "dom" podniósł łeb i przebrał radośnie łapami. Też nie chciało mu się już więcej socjalizować.
A poza tym piszę gównoposty i cóż.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach