▲▼
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Placówka dla bezdomnych zwierząt domowych - głównie psów i kotów - w której zapewniana im jest podstawowa opieka. Zasilana głównie budżetem miejskim i datkami wspaniałomyślnych mieszkańców. Co jakiś czas jest również urządzana zbiórka karmy czy pieniędzy na nowe sprzęty czy remont.
Placówka dla bezdomnych zwierząt domowych - głównie psów i kotów - w której zapewniana im jest podstawowa opieka. Zasilana głównie budżetem miejskim i datkami wspaniałomyślnych mieszkańców. Co jakiś czas jest również urządzana zbiórka karmy czy pieniędzy na nowe sprzęty czy remont.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Schronisko dla zwierząt
Pią Cze 19, 2020 12:21 pm
Pią Cze 19, 2020 12:21 pm
W sumie nie spodziewała się, że na widok jednego głupiego auta z dwojgiem nie aż tak głupich chłopaczków w środku zrobi się aż tak podekscytowana, żeby mimochodem wyszczerzyć zęby w uśmiechu. Sentymenty wkręciły się chyba za mocno. Dlatego kiedy czarny Black (kek) ledwo unosił dłoń, zwracając na Paige uwagę, ona już była gotowa do lwiego skoku.
- Galaktyczne Buły! - musiała się powstrzymać, żeby nie zapiszczeć. Niby Sheridan nie była typem, który na co dzień ekscytował się do aż takiego stopnia, ale, mimo wszystko, nie widziała bliźniaków od wieków. Pewnie dlatego wystrzeliła w ich kierunku, na szczęście nie trzymawszy nic wcześniej w rękach - inaczej na sto procent upuściłaby rzeczony hipotetyczny przedmiot na ziemię - i uwiesiła się na biednym Mercurym jak rasowy leniwiec na gałęzi. - Tęskniłam. Tylko nikomu nie mówcie.
I jakby nigdy nic, wróciła z palców do stania na pełnych stopach, zabierając ramiona z jednego bliźniaka i już, juuuż wyciągając je do Saturna, kiedy nagle zatrzymała je w powietrzu i zacisnęła usta, nim parsknęła głupkowatym śmiechem.
- Przepraszam, poniosło mnie trochę - iii łapy przy sobie. Nigdy nie wiedziała, czy może sobie pozwolić na jakiekolwiek klejenie w przypadku białowłosego - głównie przez tę dziwnie niewzruszoną maskę i swego rodzaju aurę w stylu "kysz, śmiertelniku". - Zaraz. Cyrille'a też nie widziałam chyba lata. Urósł coś? - puściła im oczko, jakby przytyk do wzrostu był przednim żartem, nim wściubiła nochal prawie że do środka bagażnika wielkiego galaxymobilu. - Ja też kupiłam parę nowych rzeczy, ale koleś. Pomóc wam z tym wszystkim?
Na pytanie Kyrina jedynie pokręciła głową z uśmiechem i wskazała podbródkiem na budynek schroniska. Jasny przekaz.
- To co, co mogę wziąć, żeby nie złamało mi kręgosłupa?
- Galaktyczne Buły! - musiała się powstrzymać, żeby nie zapiszczeć. Niby Sheridan nie była typem, który na co dzień ekscytował się do aż takiego stopnia, ale, mimo wszystko, nie widziała bliźniaków od wieków. Pewnie dlatego wystrzeliła w ich kierunku, na szczęście nie trzymawszy nic wcześniej w rękach - inaczej na sto procent upuściłaby rzeczony hipotetyczny przedmiot na ziemię - i uwiesiła się na biednym Mercurym jak rasowy leniwiec na gałęzi. - Tęskniłam. Tylko nikomu nie mówcie.
I jakby nigdy nic, wróciła z palców do stania na pełnych stopach, zabierając ramiona z jednego bliźniaka i już, juuuż wyciągając je do Saturna, kiedy nagle zatrzymała je w powietrzu i zacisnęła usta, nim parsknęła głupkowatym śmiechem.
- Przepraszam, poniosło mnie trochę - iii łapy przy sobie. Nigdy nie wiedziała, czy może sobie pozwolić na jakiekolwiek klejenie w przypadku białowłosego - głównie przez tę dziwnie niewzruszoną maskę i swego rodzaju aurę w stylu "kysz, śmiertelniku". - Zaraz. Cyrille'a też nie widziałam chyba lata. Urósł coś? - puściła im oczko, jakby przytyk do wzrostu był przednim żartem, nim wściubiła nochal prawie że do środka bagażnika wielkiego galaxymobilu. - Ja też kupiłam parę nowych rzeczy, ale koleś. Pomóc wam z tym wszystkim?
Na pytanie Kyrina jedynie pokręciła głową z uśmiechem i wskazała podbródkiem na budynek schroniska. Jasny przekaz.
- To co, co mogę wziąć, żeby nie złamało mi kręgosłupa?
Wiadomości miasta. To było coś nowego dla Tajwańczyka. Racja kontynent USA - konkretniej Kanada, a Azja to dwa różne światy, leżące po drugich stronach globu. Nie znał konkretnego powodu, tej nagłej przeprowadzki. A wszystko zostało już dawno przesądzone. Czuł się jakby był czyjąś marionetką, ale nie wiedział czyją. Nie widział kto pociąga za sznurki. Jeśli to nie przeszkadza w realizowaniu siebie i robienia co mu się podoba i nie musiał niczemu i nikomu się przyporządkowywać… Nie miał żadnych sprzeciwów.
Ale koniec z tym. Teraz mógł żyć po swojemu.
Kiedy usłyszał dźwięk telefonu odruchowo wziął go w dłoń i przeszedł do powiadomienia. Przechodząc bezpośrednio jego treści. Przeczytał ostatnią wstawioną - dosyć - niedawno wiadomość o konkretnej nazwie. 'Paka dla zwierzaka'. Lubował się w takich konkretach, więc przesunął kciukiem dalej. Było to idealnie napisane, pewnie osoba, która to pisała miał głowę na karku - czas trwania, co potrzebne do zbiórki i chęć przyjęcia pomocy w postaci wolontariuszy. A pod zwięzłym tekstem, zdjęcia psiaka, który cieszył się z wyjścia na spacer.
Pokiwał lekko głową potwierdzająco. Bez żadnych przemyśleń poszedł szybko do sypialni i przebrał się w dresy. Zadziwiające było to, że całe na czarno. Jeszcze sprawdził jak układają się jego włosy i poprawił okulary na nosie.
Następnie jednym ruchem ręki zgarnął telefon i wyszedł. Od razu poszukał dokładniejszego adresu schroniska. Nie uśmiechało mu się podróżowanie komunikacją miejską - skoro, jeszcze nie był rozeznany po Rivedale City - złapał najbliższą, nadjeżdżającą taksówkę i wskazał kierowcy adres. To miało znaczyć, że tam ma go zawieść. Dobrze, że kierowca, był w miarę kumaty, bo nie trzeba było z nim zamieniać żadnego zdania, skinął, tylko głową i pojechał pod wskazany adres przez Azjatę.
Trzydzieści minut później.Tyle było potrzeba czasu, aby zajechać na zachód miasta. Nie tak źle. Jak z centrum. Zapłacił taksówkarzowi kwotę na liczniku i wysiadł. Przed wejściem napisał wiadomość do pana Tanga, że będzie udzielał się społecznie w schronisku i zamierza podać swoje prawdziwe dane.
Chciał, aby jego opiekun o wszystkim - przyjmijmy - wiedział, a kwestia podania swoich prawdziwych danych nadal zostawiała u Jintao pewnie wątpliwości. Ale jak chce udzielać się na społecznie i później pracować, to trzeba powiedzieć swoje prawdziwe dane.
Poprawił okulary na nosie i przez chwilę zilustrował ludzi stojących na parkingu, rozpakowujących swoje darowizny. Mieli tego całkiem sporo. Gdy otrzymał odpowiedź zwrotną. Przeczytał ją i był zadowolony. Jeszcze raz spojrzał na ludzi stojących przy dużym vanie.
Czy oni rozpakują to do końca dnia? - pomyślał. Zastanawiając się, czy im pomóc, czy nie. Teraz nic go nie ograniczało, więc czemu nie.
- Hej, potrzebujecie dodatkowej pomocy? - zagadnął i zerknął do wnętrza samochodu. Naprawdę, tego było sporo, przez duże 's'.
- Woow, widzę, że musi być tutaj jakiś fanatyk darowizn albo pomocy zwierzętom, które poszukują domu.
Po powiedzeniu paru słów po angielsku - a on potrzebował jeszcze trochę doszlifowania - następnie lekko się uśmiechnął.
Ale koniec z tym. Teraz mógł żyć po swojemu.
Kiedy usłyszał dźwięk telefonu odruchowo wziął go w dłoń i przeszedł do powiadomienia. Przechodząc bezpośrednio jego treści. Przeczytał ostatnią wstawioną - dosyć - niedawno wiadomość o konkretnej nazwie. 'Paka dla zwierzaka'. Lubował się w takich konkretach, więc przesunął kciukiem dalej. Było to idealnie napisane, pewnie osoba, która to pisała miał głowę na karku - czas trwania, co potrzebne do zbiórki i chęć przyjęcia pomocy w postaci wolontariuszy. A pod zwięzłym tekstem, zdjęcia psiaka, który cieszył się z wyjścia na spacer.
Pokiwał lekko głową potwierdzająco. Bez żadnych przemyśleń poszedł szybko do sypialni i przebrał się w dresy. Zadziwiające było to, że całe na czarno. Jeszcze sprawdził jak układają się jego włosy i poprawił okulary na nosie.
Następnie jednym ruchem ręki zgarnął telefon i wyszedł. Od razu poszukał dokładniejszego adresu schroniska. Nie uśmiechało mu się podróżowanie komunikacją miejską - skoro, jeszcze nie był rozeznany po Rivedale City - złapał najbliższą, nadjeżdżającą taksówkę i wskazał kierowcy adres. To miało znaczyć, że tam ma go zawieść. Dobrze, że kierowca, był w miarę kumaty, bo nie trzeba było z nim zamieniać żadnego zdania, skinął, tylko głową i pojechał pod wskazany adres przez Azjatę.
Trzydzieści minut później.Tyle było potrzeba czasu, aby zajechać na zachód miasta. Nie tak źle. Jak z centrum. Zapłacił taksówkarzowi kwotę na liczniku i wysiadł. Przed wejściem napisał wiadomość do pana Tanga, że będzie udzielał się społecznie w schronisku i zamierza podać swoje prawdziwe dane.
Chciał, aby jego opiekun o wszystkim - przyjmijmy - wiedział, a kwestia podania swoich prawdziwych danych nadal zostawiała u Jintao pewnie wątpliwości. Ale jak chce udzielać się na społecznie i później pracować, to trzeba powiedzieć swoje prawdziwe dane.
Poprawił okulary na nosie i przez chwilę zilustrował ludzi stojących na parkingu, rozpakowujących swoje darowizny. Mieli tego całkiem sporo. Gdy otrzymał odpowiedź zwrotną. Przeczytał ją i był zadowolony. Jeszcze raz spojrzał na ludzi stojących przy dużym vanie.
Czy oni rozpakują to do końca dnia? - pomyślał. Zastanawiając się, czy im pomóc, czy nie. Teraz nic go nie ograniczało, więc czemu nie.
- Hej, potrzebujecie dodatkowej pomocy? - zagadnął i zerknął do wnętrza samochodu. Naprawdę, tego było sporo, przez duże 's'.
- Woow, widzę, że musi być tutaj jakiś fanatyk darowizn albo pomocy zwierzętom, które poszukują domu.
Po powiedzeniu paru słów po angielsku - a on potrzebował jeszcze trochę doszlifowania - następnie lekko się uśmiechnął.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Schronisko dla zwierząt
Pią Cze 19, 2020 11:32 pm
Pią Cze 19, 2020 11:32 pm
Słyszał o zbiórce, nawet swego czasu rzucił tematem w kilku miejscach, zaczął przygotowania, po czym najzwyklej o tym zapomniał.
Typowo.
Dopiero wibracja telefonu zwistująca nową wiadomość od Mercurego przywróciła go ponownie na ziemię. Zatrzymał się w miejscu i niemalże pacnął się w twarz. Dzięki bogom za takich przyjaciół, którzy wiedzą kiedy postawić Cie na nogi.
Blondyn wystukał wiadomość zwrotną i zaraz wykonał kilka telefonów.
Pod miejsce zbiórki podjechało czarny bus, z którego niczym zając wyskoczył Cyrille, jeszcze w locie poprawiając swoją koszulę. Sięgnął do wnętrza auta wyciągając spory karton . Rozejrzał się szybko namierzając przyjaciół, dzięki którym wylądował w tym miejscu. Uśmiechnął się szeroko i podbiegł do nich, jednak nie rzucił się na nich, jak zwykle miał to w zwyczaju, tym razem karton ograniczał jego ruchy.
- Sheridan, Mercury, Saturn! Niemalże wieki was nie widziałem! Dzięki wielkie za wiadomość, Mercu, na śmierć zapomniałem o tej akcji. Głupio by było... No! Ale na szczęście nie przybyłem z pustymi rękoma! - Podrzucił lekko karton, w którym znalazło się kilka koców, zestawy puszek i worek karmy. Tym samym zerknął też na samochód Black'ów i westchnął ciężko. Szybko odwrócił się w stronę busa z którego wysiadł, ale ten już oddalał się w swoją stronę.
- Mogłem się domyślić, zawołałbym kilku rekrutów... - mruknął pod nosem - no nic, i tak zgarnęli mnie po drodze więc nie musiałem tego tachać całą drogę. Jeszcze później tu wrócą, kiedy zbiorą wszystko z jednostki, a ja nie chciałem się spóźnić więc wrzuciłem tyle ile mogłem udźwignąć... no i jestem!
Dopiero zauważył, że na miejscu był jak dotąd nieznany mu osobnik. Czy też może znali się, ale blondyn typowo nie za bardzo zapamiętał jego osobę. Uśmiechnął się słysząc określenie Black'a, w sumie pewno obu. "Fanatyk darowizn"
- Trzeba przyznać, że czworonogi to jego słabość, tylko nikomu nie mów. - Mówiąc to odstawił swój karton na ziemię i zerknął na znajomych.
- To macie już jakiś plan rozpakowania tego, czy wjeżdżamy im prosto do magazynu?
Typowo.
Dopiero wibracja telefonu zwistująca nową wiadomość od Mercurego przywróciła go ponownie na ziemię. Zatrzymał się w miejscu i niemalże pacnął się w twarz. Dzięki bogom za takich przyjaciół, którzy wiedzą kiedy postawić Cie na nogi.
Blondyn wystukał wiadomość zwrotną i zaraz wykonał kilka telefonów.
Pod miejsce zbiórki podjechało czarny bus, z którego niczym zając wyskoczył Cyrille, jeszcze w locie poprawiając swoją koszulę. Sięgnął do wnętrza auta wyciągając spory karton . Rozejrzał się szybko namierzając przyjaciół, dzięki którym wylądował w tym miejscu. Uśmiechnął się szeroko i podbiegł do nich, jednak nie rzucił się na nich, jak zwykle miał to w zwyczaju, tym razem karton ograniczał jego ruchy.
- Sheridan, Mercury, Saturn! Niemalże wieki was nie widziałem! Dzięki wielkie za wiadomość, Mercu, na śmierć zapomniałem o tej akcji. Głupio by było... No! Ale na szczęście nie przybyłem z pustymi rękoma! - Podrzucił lekko karton, w którym znalazło się kilka koców, zestawy puszek i worek karmy. Tym samym zerknął też na samochód Black'ów i westchnął ciężko. Szybko odwrócił się w stronę busa z którego wysiadł, ale ten już oddalał się w swoją stronę.
- Mogłem się domyślić, zawołałbym kilku rekrutów... - mruknął pod nosem - no nic, i tak zgarnęli mnie po drodze więc nie musiałem tego tachać całą drogę. Jeszcze później tu wrócą, kiedy zbiorą wszystko z jednostki, a ja nie chciałem się spóźnić więc wrzuciłem tyle ile mogłem udźwignąć... no i jestem!
Dopiero zauważył, że na miejscu był jak dotąd nieznany mu osobnik. Czy też może znali się, ale blondyn typowo nie za bardzo zapamiętał jego osobę. Uśmiechnął się słysząc określenie Black'a, w sumie pewno obu. "Fanatyk darowizn"
- Trzeba przyznać, że czworonogi to jego słabość, tylko nikomu nie mów. - Mówiąc to odstawił swój karton na ziemię i zerknął na znajomych.
- To macie już jakiś plan rozpakowania tego, czy wjeżdżamy im prosto do magazynu?
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Schronisko dla zwierząt
Nie Lip 12, 2020 2:17 am
Nie Lip 12, 2020 2:17 am
Rozliczenie Końcowe
Wszyscy uczestnicy otrzymują po 1 Punkcie Reputacji i 1 Punkcie Umiejętności. Punkty zostały dopisane do waszych profili.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach