▲▼
PRACOWNICY
Nie zamierzał zważać na protesty Paige'a. Rzucił mu jedynie niezbyt przychylne spojrzenie, gdy dostrzegł jego ruch, próbujący zerwać szalik z szyi. Nie po to go na niego zakładał do cholery, by teraz ten mu go oddawał. Wydawało mu się to wystarczająco oczywiste.
"Nie jestem dzieckiem, książę."
- Paige. Przymknij się ten jeden raz. - mruknął równie kąśliwym tonem, z niezadowoleniem odbierając swoją czapkę. Uparty skurwysyn. Jak potem będzie smarkał na wszystkich dookoła, na pewno nie poda mu chusteczki. Wcisnął czapkę Saturnowi i przewrócił oczami, dobrze wiedząc że nie ugra w podobnej sytuacji niczego więcej.
- Oczywiście, że je zabiorę. Wrócisz do domu taksówką, jeśli nie chcesz skończyć w limuzynie i mojej posiadłości. - rzucił sucho, mimo to cały czas pocierając jego kręgosłup dłonią. Doprawdy. Jego reakcje momentami niejedną osobę zbiłyby z tropu. W jednej chwili upominał cię wielce niezadowolonym tonem, a w następnym mruczał jak jakiś cholerny kanapowiec.
Nadal jesteś zły, że wcisnął ci z powrotem czapkę?
Ha.
Daj spokój, przynajmniej zostawił szalik i kurtkę.
Świetnie.
Mógł ci je oddać.
Nie skomentował tego w żaden sposób. A jednak, jego twarz złagodniała, by usłyszał jego odpowiedź.
- Widziałem. - potwierdził krótko, machając ręką na innych, by podążali ich śladami. Nie odzywał się już więcej do Alana, chwilowo skupiając na tym, by po prostu trzymać się blisko niego. Zamiast tego zagadywał Saturna, który w większości odpowiadał mu półsłówkami. Mimo to wyglądało na to, że bliźniaki świetnie się bawiły.
- Hej Cyrille, pizza w klubie pasuje? Może nie będzie tak dobra jak ta, ale damy radę nie? - szturchnął przyjaciela łokciem, zauważając że znaleźli się już pod samym klubem. Świetnie. Skierował się od razu w stronę ochroniarza pilnującego kolejki, by zamienić z nim kilka krótkich słów. Sprawdzenie czegoś na liście, skinięcie głową, a w jego ręce błysnęły bransoletki z napisem 'vip'.
- Saturn, zaprowadź ich do stolika. Zarezerwowałem nam górę. Idźcie przodem, obiecałem że kogoś odbiorę. Lada chwila powinna tutaj być. - wytłumaczył, wychodząc przed klub, by stanąć w widocznym miejscu pod ścianą. Miał nadzieję, że Amaya się pospieszy, a on nie będzie musiał odstraszać żadnych gołębi. Podrapał się po przedramieniu, które w ciągu paru sekund zdążyła już pokryć gęsia skórka - mimo, że kurtka którą miał na sobie, była raczej wystarczająco ciepła - pod wpływem chłodnego wiatru. Dłoń powędrowała w kierunku spodni, a palce zwinnie wyłapały schowany w niej telefon. Odblokował ekran wpatrując się przez chwilę w jego zawartość. Najpierw musiał się zająć sprawą priorytetową, potem przyjemności. Odpalił wiadomości, by wysłać krótką, treściwą wiadomość do Amayi, na wypadek gdyby nie była pewna czy może już podchodzić pod umówiony adres. Zaraz po tym odpisał na parę wiadomości na portalach społecznościowych umawiając się na kolejnych kilka spotkań, które zapisał zresztą w grafiku. Zablokowany ekran pokrył się czernią, gdy komórka ponownie zniknęła w kieszeni, a chłopak odchylił głowę w tył opierając się o mur.
Kto by pomyślał, że pomoże dzieciakowi, co?
Nadal o tym myślisz?
To twoje myśli, Mercury.
Nie chcę mówić, że się tego nie spodziewałem, skoro nie potrafię z pełnym przekonaniem stwierdzić, że go znam.
Ale...?
... ale się nie spodziewałem.
Rozbawiony chichot głosu wygiął nieznacznie kąciki jego ust w uśmiechu, który widocznie został odebrany przez jedną z przechodzących dziewczyn za formę okazania zainteresowania. Zachichotała bowiem do swojej koleżanki, machając mu nieznacznie dłonią. Puścił jej oczko w odpowiedzi i odwrócił wzrok, by zapobiec ewentualnej próbie podejścia i nawiązania kontaktu. W końcu miał już swoje towarzystwo, z którym się tu pojawił. Nawet jeśli była ładną brunetką z odpowiednimi kształtami i wielkimi niebieskimi oczami. Nie potrzebował nikogo dodatkowego.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Zgłoś się do pracy!
Luhan Xin (NPC)
Właściciel Lokalu
Claudia Burke (NPC)
Barmanka/Kelnerka
Seth Brown (NPC)
Barman
***
Nie zamierzał zważać na protesty Paige'a. Rzucił mu jedynie niezbyt przychylne spojrzenie, gdy dostrzegł jego ruch, próbujący zerwać szalik z szyi. Nie po to go na niego zakładał do cholery, by teraz ten mu go oddawał. Wydawało mu się to wystarczająco oczywiste.
"Nie jestem dzieckiem, książę."
- Paige. Przymknij się ten jeden raz. - mruknął równie kąśliwym tonem, z niezadowoleniem odbierając swoją czapkę. Uparty skurwysyn. Jak potem będzie smarkał na wszystkich dookoła, na pewno nie poda mu chusteczki. Wcisnął czapkę Saturnowi i przewrócił oczami, dobrze wiedząc że nie ugra w podobnej sytuacji niczego więcej.
- Oczywiście, że je zabiorę. Wrócisz do domu taksówką, jeśli nie chcesz skończyć w limuzynie i mojej posiadłości. - rzucił sucho, mimo to cały czas pocierając jego kręgosłup dłonią. Doprawdy. Jego reakcje momentami niejedną osobę zbiłyby z tropu. W jednej chwili upominał cię wielce niezadowolonym tonem, a w następnym mruczał jak jakiś cholerny kanapowiec.
Nadal jesteś zły, że wcisnął ci z powrotem czapkę?
Ha.
Daj spokój, przynajmniej zostawił szalik i kurtkę.
Świetnie.
Mógł ci je oddać.
Nie skomentował tego w żaden sposób. A jednak, jego twarz złagodniała, by usłyszał jego odpowiedź.
- Widziałem. - potwierdził krótko, machając ręką na innych, by podążali ich śladami. Nie odzywał się już więcej do Alana, chwilowo skupiając na tym, by po prostu trzymać się blisko niego. Zamiast tego zagadywał Saturna, który w większości odpowiadał mu półsłówkami. Mimo to wyglądało na to, że bliźniaki świetnie się bawiły.
- Hej Cyrille, pizza w klubie pasuje? Może nie będzie tak dobra jak ta, ale damy radę nie? - szturchnął przyjaciela łokciem, zauważając że znaleźli się już pod samym klubem. Świetnie. Skierował się od razu w stronę ochroniarza pilnującego kolejki, by zamienić z nim kilka krótkich słów. Sprawdzenie czegoś na liście, skinięcie głową, a w jego ręce błysnęły bransoletki z napisem 'vip'.
- Saturn, zaprowadź ich do stolika. Zarezerwowałem nam górę. Idźcie przodem, obiecałem że kogoś odbiorę. Lada chwila powinna tutaj być. - wytłumaczył, wychodząc przed klub, by stanąć w widocznym miejscu pod ścianą. Miał nadzieję, że Amaya się pospieszy, a on nie będzie musiał odstraszać żadnych gołębi. Podrapał się po przedramieniu, które w ciągu paru sekund zdążyła już pokryć gęsia skórka - mimo, że kurtka którą miał na sobie, była raczej wystarczająco ciepła - pod wpływem chłodnego wiatru. Dłoń powędrowała w kierunku spodni, a palce zwinnie wyłapały schowany w niej telefon. Odblokował ekran wpatrując się przez chwilę w jego zawartość. Najpierw musiał się zająć sprawą priorytetową, potem przyjemności. Odpalił wiadomości, by wysłać krótką, treściwą wiadomość do Amayi, na wypadek gdyby nie była pewna czy może już podchodzić pod umówiony adres. Zaraz po tym odpisał na parę wiadomości na portalach społecznościowych umawiając się na kolejnych kilka spotkań, które zapisał zresztą w grafiku. Zablokowany ekran pokrył się czernią, gdy komórka ponownie zniknęła w kieszeni, a chłopak odchylił głowę w tył opierając się o mur.
Kto by pomyślał, że pomoże dzieciakowi, co?
Nadal o tym myślisz?
To twoje myśli, Mercury.
Nie chcę mówić, że się tego nie spodziewałem, skoro nie potrafię z pełnym przekonaniem stwierdzić, że go znam.
Ale...?
... ale się nie spodziewałem.
Rozbawiony chichot głosu wygiął nieznacznie kąciki jego ust w uśmiechu, który widocznie został odebrany przez jedną z przechodzących dziewczyn za formę okazania zainteresowania. Zachichotała bowiem do swojej koleżanki, machając mu nieznacznie dłonią. Puścił jej oczko w odpowiedzi i odwrócił wzrok, by zapobiec ewentualnej próbie podejścia i nawiązania kontaktu. W końcu miał już swoje towarzystwo, z którym się tu pojawił. Nawet jeśli była ładną brunetką z odpowiednimi kształtami i wielkimi niebieskimi oczami. Nie potrzebował nikogo dodatkowego.
Czuł jak jego poziom poirytowania rośnie, kiedy obserwował te bezsensowne przepychanki. Znalazły się kurwa babcie, które musiały ubrać wnusia, bo chłodno się na zewnątrz zrobiło i katarku może dostać. Normalnie zapewne po prostu by to zignorował, ale przez brak kurtki sam odczuwał zimno, które doskwierało mu coraz bardziej. Dlaczego liczył na szybki wymarsz, bo przynajmniej się wtedy ruszą, będzie cieplej czy coś tam. Poza tym, im szybciej znajdą się w budynku, tym lepiej.
- No kurwa wreszcie - bąknął, kiedy ruszyli.
W trakcie drogi jedynym przedmiotem zainteresowania Rosjanina był telefon, który wyciągnął z kieszeni. Zawsze to odwracało uwagę od... wszystkiego. Przez to ze dwa razy wszedł w kogoś, bowiem nie zwracał nawet uwagi na to, jak idzie. Normalnie zapewne wywołałoby to jakąś awanturę, ale ze względu na większą grupę, którą się poruszali, większość wolała spuścić wzrok i ruszyć w swoją stronę. Na szczęście nie zwracali uwagi na to, co ów grupa sobą reprezentuje. Wtedy mogłoby już nie być tak kolorowo. Chociaż z drugiej strony sam Pavel posturą robił wrażenie. Z takim raczej nie chcesz się tłuc w środku nocy, chyba że jesteś jakimś pojebanym dresem.
Kiedy dotarli, Pavel podniósł wzrok, aby spojrzeć na klub.
Bogowie w niebiosach i po ziemią, gdzie ja trafiłem? Jak to się stało? Gdzie popełniłem błąd?
Odebrał swoją bransoletkę, którą chciał schować do kieszeni, ale niestety okazało się, że trzeba z tym gównem chodzić na ręce, inaczej poruszanie się po klubie naznaczone będzie ciągłymi zaczepkami ze strony ochroniarzy. Z niewytłumaczalnych racjonalnie przyczyn czuł się z tego powodu żenująco. Już wiedzial, że nie pobędzie w tym klubie zbyt długo. Siedzenie w miejscu, którego się nie lubi, w towarzystwie ludzi, których nie lubi się jeszcze bardziej, nie stanowił najlepszego sposobu na marnowanie czasu wolnego. Wykazał się całkiem sporą dozą cierpliwości, ale ta już znajdowała się na wykończeniu. Gdyby nie fakt, że zdążył naprawdę porządnie zgłodnieć, a brak kurtki nie zachęcał do wychodzenia na zewnątrz, to pewnie nawet odpuściłby sobie w ogóle wchodzenie tutaj.
Tak już się jednak stało, że podążył za Saturnem. Z powodu muzyki dobywającej się z głośników, poczuł momentalnie lekki ból, który zaatakował jego głowę i rósł z każdą kolejną minutą. Na szczęście to był klub dla bogaczy, więc muzyka nie była tak tragiczna, jakby mogłaby być, ale nadal mocno odbiegała od gustu Rosjanina.
Skup się na czymś innym.
Kiedy dotarli we właściwie miejsce, Pavel glebnął się na jednej z sof, od razu wybierając dla nich miejsce do siedzenia i rozejrzał się po strefie VIP. No musiał im przyznać, że mieli rozmach, skurwysyny.
- Przynajmniej kelnerki ładne - stwierdził i spojrzał na resztę grupy, zastanawiając się czy zyska jakiś odzew.
Kurwa, Pavel, przecież ty mówisz do bandy pedałów. Czego ty się spodziewasz? Dobrze, że w klubach nie dają możliwości wyboru płci dla obsługi. To by była dopiero tragedia.
Zirytowany tym, że pasował tutaj jak fan Star Wars do zlotu Startreckowców, Travitza wstał i przeszedł się do pobliskiego barku, po drodze pozwalając sobie na klepnięcie jednej z pracujących tu dziewczyn. Nerwowy chichot, który mu odpowiedział, szybko pozwolił poznać, z jakim rodzajem klienteli mają tu do czynienia i jaka w związku z tym jest obsługa. W końcu Pan płaci, to Pan wymaga, nie?
Oparł łokcie na blacie, pomasował dłonią skroń i ciężko westchnął. Barman szybko zwrócił uwagę na jego stan.
- Ciężki dzień, co? Mamy tu parę rzeczy, które pomogą...
- Daj mi wodę - głos Rosjanina był stanowczy. Chłopak, na oko niewiele starszy od niego, wcale nie dał się przekonać.
- Woda? To ci nie pomoże bracie. Proponuję...
- Daj mi, kurwa, wody - silny nacisk szczególnie na środkową część zdania dał barmanowi jasno do zrozumienia, że to nie jeden z tych klientów, z którym można sobie radośnie pogawędzić i naciągać go na kolejne wyrafinowane i drogie jak skurwysyn drinki.
Kiedy otrzymał szklankę z przeźroczystym płynem, Pavel chwycił ją i wolnym krokiem powrócił do miejsca zajmowanego przez ich grupę. Tam usiadł i leniwie sącząc wodę, wpatrzył się w niewidzialny punkt, gdzieś tam na ścianie. Wyłączył się.
- No kurwa wreszcie - bąknął, kiedy ruszyli.
W trakcie drogi jedynym przedmiotem zainteresowania Rosjanina był telefon, który wyciągnął z kieszeni. Zawsze to odwracało uwagę od... wszystkiego. Przez to ze dwa razy wszedł w kogoś, bowiem nie zwracał nawet uwagi na to, jak idzie. Normalnie zapewne wywołałoby to jakąś awanturę, ale ze względu na większą grupę, którą się poruszali, większość wolała spuścić wzrok i ruszyć w swoją stronę. Na szczęście nie zwracali uwagi na to, co ów grupa sobą reprezentuje. Wtedy mogłoby już nie być tak kolorowo. Chociaż z drugiej strony sam Pavel posturą robił wrażenie. Z takim raczej nie chcesz się tłuc w środku nocy, chyba że jesteś jakimś pojebanym dresem.
Kiedy dotarli, Pavel podniósł wzrok, aby spojrzeć na klub.
Bogowie w niebiosach i po ziemią, gdzie ja trafiłem? Jak to się stało? Gdzie popełniłem błąd?
Odebrał swoją bransoletkę, którą chciał schować do kieszeni, ale niestety okazało się, że trzeba z tym gównem chodzić na ręce, inaczej poruszanie się po klubie naznaczone będzie ciągłymi zaczepkami ze strony ochroniarzy. Z niewytłumaczalnych racjonalnie przyczyn czuł się z tego powodu żenująco. Już wiedzial, że nie pobędzie w tym klubie zbyt długo. Siedzenie w miejscu, którego się nie lubi, w towarzystwie ludzi, których nie lubi się jeszcze bardziej, nie stanowił najlepszego sposobu na marnowanie czasu wolnego. Wykazał się całkiem sporą dozą cierpliwości, ale ta już znajdowała się na wykończeniu. Gdyby nie fakt, że zdążył naprawdę porządnie zgłodnieć, a brak kurtki nie zachęcał do wychodzenia na zewnątrz, to pewnie nawet odpuściłby sobie w ogóle wchodzenie tutaj.
Tak już się jednak stało, że podążył za Saturnem. Z powodu muzyki dobywającej się z głośników, poczuł momentalnie lekki ból, który zaatakował jego głowę i rósł z każdą kolejną minutą. Na szczęście to był klub dla bogaczy, więc muzyka nie była tak tragiczna, jakby mogłaby być, ale nadal mocno odbiegała od gustu Rosjanina.
Skup się na czymś innym.
Kiedy dotarli we właściwie miejsce, Pavel glebnął się na jednej z sof, od razu wybierając dla nich miejsce do siedzenia i rozejrzał się po strefie VIP. No musiał im przyznać, że mieli rozmach, skurwysyny.
- Przynajmniej kelnerki ładne - stwierdził i spojrzał na resztę grupy, zastanawiając się czy zyska jakiś odzew.
Kurwa, Pavel, przecież ty mówisz do bandy pedałów. Czego ty się spodziewasz? Dobrze, że w klubach nie dają możliwości wyboru płci dla obsługi. To by była dopiero tragedia.
Zirytowany tym, że pasował tutaj jak fan Star Wars do zlotu Startreckowców, Travitza wstał i przeszedł się do pobliskiego barku, po drodze pozwalając sobie na klepnięcie jednej z pracujących tu dziewczyn. Nerwowy chichot, który mu odpowiedział, szybko pozwolił poznać, z jakim rodzajem klienteli mają tu do czynienia i jaka w związku z tym jest obsługa. W końcu Pan płaci, to Pan wymaga, nie?
Oparł łokcie na blacie, pomasował dłonią skroń i ciężko westchnął. Barman szybko zwrócił uwagę na jego stan.
- Ciężki dzień, co? Mamy tu parę rzeczy, które pomogą...
- Daj mi wodę - głos Rosjanina był stanowczy. Chłopak, na oko niewiele starszy od niego, wcale nie dał się przekonać.
- Woda? To ci nie pomoże bracie. Proponuję...
- Daj mi, kurwa, wody - silny nacisk szczególnie na środkową część zdania dał barmanowi jasno do zrozumienia, że to nie jeden z tych klientów, z którym można sobie radośnie pogawędzić i naciągać go na kolejne wyrafinowane i drogie jak skurwysyn drinki.
Kiedy otrzymał szklankę z przeźroczystym płynem, Pavel chwycił ją i wolnym krokiem powrócił do miejsca zajmowanego przez ich grupę. Tam usiadł i leniwie sącząc wodę, wpatrzył się w niewidzialny punkt, gdzieś tam na ścianie. Wyłączył się.
Jak zwykle modnie spóźniona wygramoliła się z taksówki. Osobiście wolałaby siedzieć na ten moment w domu, lecz miała co do tego wszystkiego złe przeczucia. Dziwnie też się czuła ze świadomością, że jako nieletnia będzie przebywać w klubie. Jakiś tam moralny kac już ją nękał, lecz było to zaledwie agonalne echo. W końcu już wolała tam być i być pewną, że Merc w nic nieprzyjemnego się nie wpakuje. Nie uważała, swojego niepokornego brata za nierozważnego, jednak kłopoty się go lubiły trzymać, a ona była nieco przewrażliwiona na jego punkcie. Nie chciała też zostawiać Saturna samego z tym na głowie...Mogło być mu trochę nieswojo przy obcych ludziach, a może się i myliła? W każdym bądź razie zamierzała trzymać rękę na pulsie więc oto się pojawiła!
Sięgnęła po komórkę, wystukała kontakt i będąc już całkiem blisko klubu spróbowała dojrzeć brata. Trochę wszytko ją rozpraszało, gdzieś bowiem w tej podświadomości gnieździła się myśl o gołębiach.
Daj spokój, bo wyjdziesz na świra.
Zganiła się w myślach potrząsając łebkiem, jakby chcąc zrzucić z siebie te absurdalne myśli.
Przy drugim sygnale rozłączyła się dostrzegając sylwetkę brata.
- Merc! - Podniosła rękę, uzbrojoną w różową dwupalczastą rękawiczkę, tak by być bardziej zauważalna. Ponadto godne uwagi było to, że była ubrana bardziej po ludzku niż zwykle.
Podbiegła do niego truchtem prezentując wszystkim szeroki uśmiech Myszki Miki wyglądający zza rozchylonej kurtki. Gdy Merc znalazł się w zasięgu przytuliła się na powitanie, a potem odchyliła się, tak by móc zadrzeć głowę i nawiązać kontakt wzrokowy.
- Mam nadzieję, że nie czekasz za długo. - Zrobiła zakłopotaną minę godną popularnej foki z memów. - Zbroiłam się w szkła kontaktowe! Już prawie zapomniałam jak te malutkie, przezroczyste gówienka potrafią być kłopotliwe. - mruknęła pod nosem, poprawiając swój artystyczny busz na głowie.
Sięgnęła po komórkę, wystukała kontakt i będąc już całkiem blisko klubu spróbowała dojrzeć brata. Trochę wszytko ją rozpraszało, gdzieś bowiem w tej podświadomości gnieździła się myśl o gołębiach.
Daj spokój, bo wyjdziesz na świra.
Zganiła się w myślach potrząsając łebkiem, jakby chcąc zrzucić z siebie te absurdalne myśli.
Przy drugim sygnale rozłączyła się dostrzegając sylwetkę brata.
- Merc! - Podniosła rękę, uzbrojoną w różową dwupalczastą rękawiczkę, tak by być bardziej zauważalna. Ponadto godne uwagi było to, że była ubrana bardziej po ludzku niż zwykle.
Podbiegła do niego truchtem prezentując wszystkim szeroki uśmiech Myszki Miki wyglądający zza rozchylonej kurtki. Gdy Merc znalazł się w zasięgu przytuliła się na powitanie, a potem odchyliła się, tak by móc zadrzeć głowę i nawiązać kontakt wzrokowy.
- Mam nadzieję, że nie czekasz za długo. - Zrobiła zakłopotaną minę godną popularnej foki z memów. - Zbroiłam się w szkła kontaktowe! Już prawie zapomniałam jak te malutkie, przezroczyste gówienka potrafią być kłopotliwe. - mruknęła pod nosem, poprawiając swój artystyczny busz na głowie.
Można było się po nim spodziewać, że nieprzychylne spojrzenia spłyną po nim, jak woda po kaczce. Ciemne tęczówki nie zdradziły najmniejszego przejęcia, nawet jeśli wprawił Black'a w stan niezadowolenia, zupełnie ignorując zasady dobrego wychowania – nie to, żeby jakiekolwiek posiadał – jak i fakt, że czarnowłosy zaaranżował to spotkanie. Wciąż nie miał powodu, by dzielić się z nim kurtką i przejmować tym, czy będzie smarkał na prawo i lewo, kiedy z całą pewnością Mercury nie miałby okazji oglądać go w tym stanie. Mimo tego Paige przez moment przyglądał mu się badawczo, a przynajmniej można było odnieść wrażenie, że w tym krótkim czasie jego spojrzenie było bardziej nachalne niż zwykle. Ciężko jednak było odgadnąć intencje kogoś, z kim bądź co bądź miało się do czynienia od niedawna, jeśli liczyć tylko te momenty, które spędzili tylko we dwójkę, a nie w szerszym gronie, wymieniając ze sobą tylko parę zdań albo mijając się na ulicy i wymieniając skinieniami głów bez znaczenia.
― Nie sądziłem, że jesteś taki troskliwy ― odgryzł się raz jeszcze, nie zwracając uwagi na upomnienie i ostentacyjnie poprawił szalik na swojej szyi. Wiedział, że podobne słowa mogły skończyć się utratą ciepłych ubrań, ale jednocześnie nie widział w Mercu kogoś, kto burzył się na podobne określenia i za ich sprawą zmieniał zdanie. ― Masz rację. Co powiedzieliby twoi rodzice na sprowadzanie starszych chłopaków do domu ― parsknął pod nosem. Z jakiegoś powodu nie sądził, by ludzie jego pokroju byli mile widziani w bogatej posiadłości Black'ów, a jego wiek miał w tej sytuacji najmniejsze znaczenie. W końcu brunet nie był ukochaną księżniczką tatusia, której ten zabraniał spotykać się ze zdeprawowanymi rówieśnikami.
A może tak byłoby dla was lepiej. Nie każdy chce patrzeć, jak się obłapiacie.
Upomnienie przez głos rozsądku nie przyniosło jednak wymaganych skutków. Hayden nie miał w planach odsunięcia się od ręki, która przesuwała się po jego plecach. Raz, że dotyk był przyjemny, a dwa, że faktycznie narastające w tych miejscach ciepło było miłą odmianą od siekającego policzki mrozu.
Potarł o siebie zmarznięte ręce i przysunął je do ust, by rozgrzać je ciepłym powietrzem i zaraz wsunąć do kieszeni, byleby to ciepło nie zdążyło wyparować. Już nie zamierzał rozwodzić się nad sytuacją z tamtym chłopakiem, przyjmując do wiadomości, że czarnowłosy obserwował wszystko z daleka. Przypuszczał, że w jego oczach ta sytuacja była co najmniej nieprawdopodobna, ale Alan nie zamierzał zapierać się rękami i nogami, twierdząc, że mu się przywidziało i że zapomniał zabrać kurtki z domu.
Przez większość część drobi był tylko biernym uczestnikiem tego spotkania. Nie odzywał się, rejestrując jedynie drogę, którą kierowali się do któregoś z klubów w tej części miasta. Czasami bez szczególnego zainteresowania zahaczał wzrokiem o oświetlone wystawy sklepowe, innym razem poświęcał uwagę przechodzącym obok dziewczynom, a co tym ładniejszym posyłał, które zmuszał niektóre z nich do speszonego opuszczenia głowy, a inne do odwdzięczenia się tym samym. Dopiero po czasie zerknął z ukosa na idących obok chłopaków, wraz z którymi przystanął, gdy już znaleźli się na miejscu.
― Jak zawsze ubezpieczony ― wymruczał pod nosem, widząc, że młodszy chłopak zdążył już wszystko załatwić, kiedy cała reszta nawet nie spostrzegła się, kiedy do tego doszło. Chwycił za jedną z rażących kolorem bransoletek, które chcąc nie chcąc musiały rzucać się w oczy i z jakimś rozbawionym błyskiem w oczach przyjrzał się wyróżnionemu napisowi. Mimo tego bez oporów oplótł sobie przepustkę dookoła nadgarstka i ruszył za Saturnem w sam środek tętniącego życiem budynku, uprzednio trącając czarnowłosego ramieniem i posyłając mu złośliwy uśmiech. Od razu rozpiął podarowaną mu bluzę już na wejściu czując różnicę temperatury. Rozejrzał się po sporej sali, jednak zaraz skupił się na ich białowłosym przewodniku, z którym trafili do wyznaczonego stolika. Rzucił szalik i bluzę na kanapę, zanim usadowił się na niech, zapadając w miękkich poduszkach.
„Przynajmniej kelnerki ładne.”
― Trzeba mieć po co tu wracać ― przyznał, samemu oglądając się za jedną z kelnerek, przebiegając wzrokiem po jej plecach w dół, zanim jego wzrok nie skupił się na drugiej, która dla odmiany mogła dostrzec jak blondyn unosi rękę, chcąc przywołać ją do ich stolika. Nie zdziwiło go, że na widok jasnej bransoletki, dziewczyna od razu stawiła się w wyznaczonym miejscu, rzucając uprzejme „W czym mogę pomóc?”.
― Prosimy menu dla ― zrobił krótką pauzę, wyliczając w myślach, ile osób przewidywano ― sześciu osób.
― Już podaję ― przytaknęła z firmowym uśmiechem na ustach, który z pewnością trzymał się tam tylko dzięki wysokiej pensji. Sprawnie skierowała swoje kroki w stronę baru i zgarnęła z niego sześć kart dań, które w przeciągu niecałej minuty znalazły się na stoliku, przy którym siedzieli.
Paige podziękowawszy skinieniem głowy, chwycił za jedną z nich i od razu przewertował kartki, zatrzymując się na daniach głównych. Myśl o pizzy, która tego dnia przepadła przez głupi żart, sprawiła, że od razu zaburczało mu w brzuchu, co na całe szczęście zostało zagłuszone przez dudniącą w pomieszczeniu muzykę. Wybór włoskich dań nie był na tyle obszerny, co w pizzerii, ale nadrabiał innymi potrawami, z czego niektóre nazwy mogły stanowić całkiem niezły łamacz języka.
Gdybyś znał francuski...
Voulez-vous coucher avec moi?
To się nie liczy. I tak nikogo nie pytasz o zdanie.
― Zupa z nietoperza, ptasie płody w panierce... ― mruczał pod nosem, tłumacząc potrawy po swojemu. Wcale nie zdziwiłby się, gdyby mieli tu podobne przysmaki. Przesunął palcem po liście niżej, wreszcie natrafiając na najbardziej interesujący go dział. Zatopił się wygodniej w oparciu sofy i zaczął wertować listę składników na oferowanych przez lokal pizzach.
― Nie sądziłem, że jesteś taki troskliwy ― odgryzł się raz jeszcze, nie zwracając uwagi na upomnienie i ostentacyjnie poprawił szalik na swojej szyi. Wiedział, że podobne słowa mogły skończyć się utratą ciepłych ubrań, ale jednocześnie nie widział w Mercu kogoś, kto burzył się na podobne określenia i za ich sprawą zmieniał zdanie. ― Masz rację. Co powiedzieliby twoi rodzice na sprowadzanie starszych chłopaków do domu ― parsknął pod nosem. Z jakiegoś powodu nie sądził, by ludzie jego pokroju byli mile widziani w bogatej posiadłości Black'ów, a jego wiek miał w tej sytuacji najmniejsze znaczenie. W końcu brunet nie był ukochaną księżniczką tatusia, której ten zabraniał spotykać się ze zdeprawowanymi rówieśnikami.
A może tak byłoby dla was lepiej. Nie każdy chce patrzeć, jak się obłapiacie.
Upomnienie przez głos rozsądku nie przyniosło jednak wymaganych skutków. Hayden nie miał w planach odsunięcia się od ręki, która przesuwała się po jego plecach. Raz, że dotyk był przyjemny, a dwa, że faktycznie narastające w tych miejscach ciepło było miłą odmianą od siekającego policzki mrozu.
Potarł o siebie zmarznięte ręce i przysunął je do ust, by rozgrzać je ciepłym powietrzem i zaraz wsunąć do kieszeni, byleby to ciepło nie zdążyło wyparować. Już nie zamierzał rozwodzić się nad sytuacją z tamtym chłopakiem, przyjmując do wiadomości, że czarnowłosy obserwował wszystko z daleka. Przypuszczał, że w jego oczach ta sytuacja była co najmniej nieprawdopodobna, ale Alan nie zamierzał zapierać się rękami i nogami, twierdząc, że mu się przywidziało i że zapomniał zabrać kurtki z domu.
Przez większość część drobi był tylko biernym uczestnikiem tego spotkania. Nie odzywał się, rejestrując jedynie drogę, którą kierowali się do któregoś z klubów w tej części miasta. Czasami bez szczególnego zainteresowania zahaczał wzrokiem o oświetlone wystawy sklepowe, innym razem poświęcał uwagę przechodzącym obok dziewczynom, a co tym ładniejszym posyłał, które zmuszał niektóre z nich do speszonego opuszczenia głowy, a inne do odwdzięczenia się tym samym. Dopiero po czasie zerknął z ukosa na idących obok chłopaków, wraz z którymi przystanął, gdy już znaleźli się na miejscu.
― Jak zawsze ubezpieczony ― wymruczał pod nosem, widząc, że młodszy chłopak zdążył już wszystko załatwić, kiedy cała reszta nawet nie spostrzegła się, kiedy do tego doszło. Chwycił za jedną z rażących kolorem bransoletek, które chcąc nie chcąc musiały rzucać się w oczy i z jakimś rozbawionym błyskiem w oczach przyjrzał się wyróżnionemu napisowi. Mimo tego bez oporów oplótł sobie przepustkę dookoła nadgarstka i ruszył za Saturnem w sam środek tętniącego życiem budynku, uprzednio trącając czarnowłosego ramieniem i posyłając mu złośliwy uśmiech. Od razu rozpiął podarowaną mu bluzę już na wejściu czując różnicę temperatury. Rozejrzał się po sporej sali, jednak zaraz skupił się na ich białowłosym przewodniku, z którym trafili do wyznaczonego stolika. Rzucił szalik i bluzę na kanapę, zanim usadowił się na niech, zapadając w miękkich poduszkach.
„Przynajmniej kelnerki ładne.”
― Trzeba mieć po co tu wracać ― przyznał, samemu oglądając się za jedną z kelnerek, przebiegając wzrokiem po jej plecach w dół, zanim jego wzrok nie skupił się na drugiej, która dla odmiany mogła dostrzec jak blondyn unosi rękę, chcąc przywołać ją do ich stolika. Nie zdziwiło go, że na widok jasnej bransoletki, dziewczyna od razu stawiła się w wyznaczonym miejscu, rzucając uprzejme „W czym mogę pomóc?”.
― Prosimy menu dla ― zrobił krótką pauzę, wyliczając w myślach, ile osób przewidywano ― sześciu osób.
― Już podaję ― przytaknęła z firmowym uśmiechem na ustach, który z pewnością trzymał się tam tylko dzięki wysokiej pensji. Sprawnie skierowała swoje kroki w stronę baru i zgarnęła z niego sześć kart dań, które w przeciągu niecałej minuty znalazły się na stoliku, przy którym siedzieli.
Paige podziękowawszy skinieniem głowy, chwycił za jedną z nich i od razu przewertował kartki, zatrzymując się na daniach głównych. Myśl o pizzy, która tego dnia przepadła przez głupi żart, sprawiła, że od razu zaburczało mu w brzuchu, co na całe szczęście zostało zagłuszone przez dudniącą w pomieszczeniu muzykę. Wybór włoskich dań nie był na tyle obszerny, co w pizzerii, ale nadrabiał innymi potrawami, z czego niektóre nazwy mogły stanowić całkiem niezły łamacz języka.
Gdybyś znał francuski...
Voulez-vous coucher avec moi?
To się nie liczy. I tak nikogo nie pytasz o zdanie.
― Zupa z nietoperza, ptasie płody w panierce... ― mruczał pod nosem, tłumacząc potrawy po swojemu. Wcale nie zdziwiłby się, gdyby mieli tu podobne przysmaki. Przesunął palcem po liście niżej, wreszcie natrafiając na najbardziej interesujący go dział. Zatopił się wygodniej w oparciu sofy i zaczął wertować listę składników na oferowanych przez lokal pizzach.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Sob Maj 07, 2016 4:50 am
Sob Maj 07, 2016 4:50 am
Całą drogę szedł cicho, co raczej przy jego osobie nie było zbyt dobre. Był zawiedziony, rozczarowany i tak dalej. Walczył sam z sobą, nie szukał winnych, nie zamierzał nikogo obarczać winą... ale jednak tej swojej pizzy nie dostał, a zapowiadało się tak obiecująco. Pokręcił głową i westchnął cicho. Było minęło będzie musiał z tym żyć do końca.. jak nie dłużej!
Podniósł głowę i już dostrzegł ich nowy cel. Klub. Lekkie szturchnięcie jakby wyrwało go z letargu marności w którym się znajdował. Uśmiechnął się słysząc słowa Merca.
- Jasne, jeśli nie my to kto? - zaśmiał się, tak wrócił do starego, normalnego siebie. - Najwyżej kiedyś tu wrócę i zrobię im piekło! Chociaż w takim miejscu raczej nie chodzi o najlepsze jedzenie. Przyciągają klientów innymi metodami.
Odprowadził chłopaka wzrokiem i miał szybką demonstracje potęgi rodziny Black'ów. Już po chwili Mercury wrócił z VIP'owskimi wejściówkami. Posłusznie założył swoją na rękę i ruszył za Saturnem. Osobiście nie odwiedzał takich miejsc za często, prawie wcale. Jakoś nie miały czym go przyciągnąć. Jeśli jednak znalazł się tutaj z resztą, to czemu nie skorzystać z okazji i nie poszerzyć nieco horyzontów?
Maszerując między ludźmi rozglądał się, nie wypatrywał ładnych kobiet... a raczej postanowił się skupić na przewijającej się to tu, to tam ochronie. Byli tu, jednak nie rzucali się w oczy i o to chodziło. Dlaczego tak zwracał na nich uwagę? Po prostu miał dość po ostatnim manewrze, który zniszczył mu obiad.
A tak bardzo chciał zjeść tą pizze!
Kobiety, alkohol i ten szereg mniej lubianych czy legalnych biznesów, to właśnie to ściągało ludzi do klubów, jeśli potrafiło się dobrze szukać to można było zdobyć kilka znajomości. W końcu zabawa to rzecz ludzka.
Przejrzał na szybko kartę, nie miał problemów z nazewnictwem, chociaż zapewne jak często bywało w takich miejscach, nazwy miały tylko przykuć uwagę. Gdyby się głębiej zastanowić to oferowane danie, nie było takie "oui" jak obiecywano. Chociaż dobrze brzmiało.
Wybrał szybko swoją pizze i oparł się o brzeg sofy, rozglądając się z nawet jakimś zainteresowaniem.
- Nie często bywam w takich miejscach - rzucił może do siebie, może do nich - chyba nie przekonuje mnie ta ich "magia".
Muzyka, znośna. Menu, obiecujące, chociaż potrzebowało to wszystko potwierdzenia. Jedyne co go tutaj gryzło, to ludzie.. owszem w swojej loży nie mógł się przejmować tłumem, jednak sama świadomość robiła swoje.
Wiecie jak ciężko jest ewakuować taki budynek? Nie mówiąc już o wszelakich manewrach między ludźmi?
Podniósł głowę i już dostrzegł ich nowy cel. Klub. Lekkie szturchnięcie jakby wyrwało go z letargu marności w którym się znajdował. Uśmiechnął się słysząc słowa Merca.
- Jasne, jeśli nie my to kto? - zaśmiał się, tak wrócił do starego, normalnego siebie. - Najwyżej kiedyś tu wrócę i zrobię im piekło! Chociaż w takim miejscu raczej nie chodzi o najlepsze jedzenie. Przyciągają klientów innymi metodami.
Odprowadził chłopaka wzrokiem i miał szybką demonstracje potęgi rodziny Black'ów. Już po chwili Mercury wrócił z VIP'owskimi wejściówkami. Posłusznie założył swoją na rękę i ruszył za Saturnem. Osobiście nie odwiedzał takich miejsc za często, prawie wcale. Jakoś nie miały czym go przyciągnąć. Jeśli jednak znalazł się tutaj z resztą, to czemu nie skorzystać z okazji i nie poszerzyć nieco horyzontów?
Maszerując między ludźmi rozglądał się, nie wypatrywał ładnych kobiet... a raczej postanowił się skupić na przewijającej się to tu, to tam ochronie. Byli tu, jednak nie rzucali się w oczy i o to chodziło. Dlaczego tak zwracał na nich uwagę? Po prostu miał dość po ostatnim manewrze, który zniszczył mu obiad.
A tak bardzo chciał zjeść tą pizze!
Kobiety, alkohol i ten szereg mniej lubianych czy legalnych biznesów, to właśnie to ściągało ludzi do klubów, jeśli potrafiło się dobrze szukać to można było zdobyć kilka znajomości. W końcu zabawa to rzecz ludzka.
Przejrzał na szybko kartę, nie miał problemów z nazewnictwem, chociaż zapewne jak często bywało w takich miejscach, nazwy miały tylko przykuć uwagę. Gdyby się głębiej zastanowić to oferowane danie, nie było takie "oui" jak obiecywano. Chociaż dobrze brzmiało.
Wybrał szybko swoją pizze i oparł się o brzeg sofy, rozglądając się z nawet jakimś zainteresowaniem.
- Nie często bywam w takich miejscach - rzucił może do siebie, może do nich - chyba nie przekonuje mnie ta ich "magia".
Muzyka, znośna. Menu, obiecujące, chociaż potrzebowało to wszystko potwierdzenia. Jedyne co go tutaj gryzło, to ludzie.. owszem w swojej loży nie mógł się przejmować tłumem, jednak sama świadomość robiła swoje.
Wiecie jak ciężko jest ewakuować taki budynek? Nie mówiąc już o wszelakich manewrach między ludźmi?
Saturn siedział spokojnie na swoim miejscu, zerkając od czasu do czasu w stronę wyjścia. To nie było jego miejsce, tyle wiedział. Niemniej nie zamierzał kręcić szczególnie nosem. W końcu to nie pierwszy raz.
"Przynajmniej kelnerki ładne."
Dopiero teraz, poniekąd przywołany do porządku przez głos Pavla, białowłosy rozejrzał się dookoła, poświęcając większą uwagę pracującym tu kobietom. Ciężko było oczekiwać jakiegokolwiek głębszego zainteresowania od kogoś takiego jak Saturn. Niemniej był w stanie faktycznie stwierdzić, że kelnerki nie należały do grona przeciętnych. Nadal nie czyniło to z nich obiektu jakkolwiek godnego zainteresowania. Zwrócił głowę w stronę schodów, wyraźnie czekając aż, jego brat pojawi się na nowo w ich towarzystwie.
Właściwie nie musiał na nią jakoś długo czekać. Wyczuł nawet wibracje telefonu, kiedy jednak sięgnął po niego do kieszeni, dostrzegł nadbiegającą Amayę. Pomachał jej ręką na przywitanie, oceniając krótko wzrokiem od góry do dołu.
- Niedawno przyszliśmy. Reszta weszła już do środka. Jak na ciebie to ładnie wyglądasz. - rzucił żartobliwie, szczerząc się w tej swój bezczelny sposób co zawsze, zaraz mierzwiąc jej włosy na głowie dłonią. Jeśli chodziło o artystyczny nieład, zdecydowanie była to jakaś cecha rodzinna. Pociągnął ją za nadgarstek, zaraz jednak puszczając, by mogła iść sama. Był to po prostu krótki sygnał, by podążała za nim. Odpowiedział ochroniarzowi krótkim skinięciem głowy, gdy go przepuszczał przez barierkę, nie zwracając uwagi na kotłujący się po prawej stronie tłum, próbujący dostać do środka. Kolejki nie były dla niego. Odnalezienie odpowiedniego stolika nie zabrało mu zbyt wiele czasu.
Wszedł natomiast w idealnym momencie, by usłyszeć jakże trafne nazewnictwo Paige'a. Parsknął śmiechem, zaraz siadając pomiędzy nim, a Saturnem.
- Mogłeś mu pomóc, Cyrille. - rzucił luźno przyjacielowi, wskazując dłonią na Amayę.
- To jest Ama, moja siostra. Dotknie jej któryś palcem choćby i po pijaku to upierdolę wam ręce w nadgarstkach. - uśmiechnął się uprzejmie, zauważając jak Saturn przewraca oczami. Białowłosy zaraz poklepał miejsce obok siebie.
- Chodź, siadaj. - zachęcił dziewczynę, zaraz czując lekkie kopnięcie na kostce. Mercury jakby nigdy nic odwrócił się w stronę Alana, tłumacząc mu poszczególne pozycje w karcie. Dzieciak.
Saturn dopiero teraz przyjrzał się przez dłuższą chwilę Pavlowi i trzymanej przez niego szklance.
- Jeśli chcesz, mają tu kilka drinków bezalkoholowych, które są całkiem smaczne. Chyba, że nie pijasz takich rzeczy. - ciężko było stwierdzić, czy była to wyłącznie uprzejmość. Właściwie drugi z Blacków sam nie interesował się piciem alkoholu, dlatego oceniając, że Rosjanin jednak nie trzaska czystej wódki ze szklanki - chyba - uznał, że warto mu coś podobnego zaproponować, skoro testował je już wcześniej.
Mercury natomiast na chwilę skupił się na Cyrille'u parskając śmiechem.
- Po prostu za rzadko cię wyciągam. To się jeszcze zmieni. Nie możesz całego życia spędzić w kuchni, Szynszyl. - rzucił pozytywnie, muskając palcami udo Paige'a, by znów zwrócić się tym razem ku Amayi.
- Właśnie, wybieramy się z Saturnem do domu. Chcesz się z nami zabrać? - zapytał, wyraźnie szukając kogoś, kto pomógłby mu w pewien sposób uciec od narzuconego przez ojca obowiązku. Nie żeby nie lubił tam wracać, wiadomo. Po prostu, było tyle ciekawych rzeczy do roboty na mieście. Ha.
"Przynajmniej kelnerki ładne."
Dopiero teraz, poniekąd przywołany do porządku przez głos Pavla, białowłosy rozejrzał się dookoła, poświęcając większą uwagę pracującym tu kobietom. Ciężko było oczekiwać jakiegokolwiek głębszego zainteresowania od kogoś takiego jak Saturn. Niemniej był w stanie faktycznie stwierdzić, że kelnerki nie należały do grona przeciętnych. Nadal nie czyniło to z nich obiektu jakkolwiek godnego zainteresowania. Zwrócił głowę w stronę schodów, wyraźnie czekając aż, jego brat pojawi się na nowo w ich towarzystwie.
***
Właściwie nie musiał na nią jakoś długo czekać. Wyczuł nawet wibracje telefonu, kiedy jednak sięgnął po niego do kieszeni, dostrzegł nadbiegającą Amayę. Pomachał jej ręką na przywitanie, oceniając krótko wzrokiem od góry do dołu.
- Niedawno przyszliśmy. Reszta weszła już do środka. Jak na ciebie to ładnie wyglądasz. - rzucił żartobliwie, szczerząc się w tej swój bezczelny sposób co zawsze, zaraz mierzwiąc jej włosy na głowie dłonią. Jeśli chodziło o artystyczny nieład, zdecydowanie była to jakaś cecha rodzinna. Pociągnął ją za nadgarstek, zaraz jednak puszczając, by mogła iść sama. Był to po prostu krótki sygnał, by podążała za nim. Odpowiedział ochroniarzowi krótkim skinięciem głowy, gdy go przepuszczał przez barierkę, nie zwracając uwagi na kotłujący się po prawej stronie tłum, próbujący dostać do środka. Kolejki nie były dla niego. Odnalezienie odpowiedniego stolika nie zabrało mu zbyt wiele czasu.
Wszedł natomiast w idealnym momencie, by usłyszeć jakże trafne nazewnictwo Paige'a. Parsknął śmiechem, zaraz siadając pomiędzy nim, a Saturnem.
- Mogłeś mu pomóc, Cyrille. - rzucił luźno przyjacielowi, wskazując dłonią na Amayę.
- To jest Ama, moja siostra. Dotknie jej któryś palcem choćby i po pijaku to upierdolę wam ręce w nadgarstkach. - uśmiechnął się uprzejmie, zauważając jak Saturn przewraca oczami. Białowłosy zaraz poklepał miejsce obok siebie.
- Chodź, siadaj. - zachęcił dziewczynę, zaraz czując lekkie kopnięcie na kostce. Mercury jakby nigdy nic odwrócił się w stronę Alana, tłumacząc mu poszczególne pozycje w karcie. Dzieciak.
Saturn dopiero teraz przyjrzał się przez dłuższą chwilę Pavlowi i trzymanej przez niego szklance.
- Jeśli chcesz, mają tu kilka drinków bezalkoholowych, które są całkiem smaczne. Chyba, że nie pijasz takich rzeczy. - ciężko było stwierdzić, czy była to wyłącznie uprzejmość. Właściwie drugi z Blacków sam nie interesował się piciem alkoholu, dlatego oceniając, że Rosjanin jednak nie trzaska czystej wódki ze szklanki - chyba - uznał, że warto mu coś podobnego zaproponować, skoro testował je już wcześniej.
Mercury natomiast na chwilę skupił się na Cyrille'u parskając śmiechem.
- Po prostu za rzadko cię wyciągam. To się jeszcze zmieni. Nie możesz całego życia spędzić w kuchni, Szynszyl. - rzucił pozytywnie, muskając palcami udo Paige'a, by znów zwrócić się tym razem ku Amayi.
- Właśnie, wybieramy się z Saturnem do domu. Chcesz się z nami zabrać? - zapytał, wyraźnie szukając kogoś, kto pomógłby mu w pewien sposób uciec od narzuconego przez ojca obowiązku. Nie żeby nie lubił tam wracać, wiadomo. Po prostu, było tyle ciekawych rzeczy do roboty na mieście. Ha.
- Merc, proszę ja ciebie…- Mruknęła, wyginając usta w smutną podkówkę zaraz to odsuwając rękę brata od swej czupryny. Mimo tego małego protestu zarumieniła się nieznacznie. Bardzo lubiła te drobne rodzinne czułości nawet jeśli mimika jej twarzy temu zaprzeczała. Nie była po prostu do tego przyzwyczajona. W jej domu nie miała możliwości spoufalania się ze swoim rodzeństwem, czego żałowała. Dlatego ceniła te rodzinne ciepło, które wnosił w jej życie Mercury. Bez względu czy robił to świadomie czy nie.
- Głupek. - Mruknęła po nosem po czym ochoczo podążyła za jego sylwetką.
Kiedy została przestawiona, pochyliła się lekko do przodu. Trochę nie wiedziała jak się zachować. Miała nadzieję, ze nie robi nic głupiego. Właśnie, odnośnie głupot - śmiechła pod nosem słysząc mowę brata.
- Żebym ja nie musiała przypominać kogo to trzeba pilnować. - Szturchnęła go łokciem - Po pijaku. - Dodała i zatrzepotała niewinnie rzęskami i będąc rozbawioną usiadła na proponowanym miejscu.
- Cyryś, cokolwiek zamawiacie weź ogarnij mi jakąś przystawkę. Zdaję się w pełni na ciebie. Nie zawiedź mnie. - Zrobiła poważną minę, jak te ludzie co w tych memach od "Ufam ci, nie spieprz tego". Zasalutowała żartobliwie, po czym skupiła się na swoim towarzystwie. Po jednej stronie miała Saturna, a po drugiej Smuglera. Odezwała się zaraz do tego pierwszego będąc wyraźnie podekscytowaną.
- Sat, bosze, nie uwierzysz co za grę znalazłam. Jest totalnym wyciskaczem pieniędzy, mało tego - element strategiczny jest tam ograniczony do minimum. Nie żartuję. Myślę, że nawet Merc z powodzeniem mógłby w to ogarniać. - Rzuciła pół żartem, pół złośliwie zerkając na Mercurego - Mhm, pewnie, chętnie się zabiorę tylko...No nie wiem, czy...No, nie wiem, to w sumie zależy od tego jak dużo i co zamierzasz pić oraz jak długo tu być. Strzelam, że to zaś zależy od twoich przyjaciół...- Zerknęła skanującym ślepiem to na Smugglera, którego kojarzyła z klasy brata, to na Alana, który wydawał się dziwnie znajomy -...Jednak nie wiem, czy lepszym pomysłem nie byłoby przenocować dziś w hotelu, bo sam wiesz kto może robić kłopoty. - Zmarszczyła nosek na wspomnienie tej kobiety. - No chyba, że ja źle zrozumiałam i zamierzasz jechać do domu później, za kilka dni, a nie po tej imprezie - Dodała entuzjastyczniej, przygryzając wargi i nadymając poliki. Zjadła by kabanosa.
- Głupek. - Mruknęła po nosem po czym ochoczo podążyła za jego sylwetką.
~*~
Kiedy została przestawiona, pochyliła się lekko do przodu. Trochę nie wiedziała jak się zachować. Miała nadzieję, ze nie robi nic głupiego. Właśnie, odnośnie głupot - śmiechła pod nosem słysząc mowę brata.
- Żebym ja nie musiała przypominać kogo to trzeba pilnować. - Szturchnęła go łokciem - Po pijaku. - Dodała i zatrzepotała niewinnie rzęskami i będąc rozbawioną usiadła na proponowanym miejscu.
- Cyryś, cokolwiek zamawiacie weź ogarnij mi jakąś przystawkę. Zdaję się w pełni na ciebie. Nie zawiedź mnie. - Zrobiła poważną minę, jak te ludzie co w tych memach od "Ufam ci, nie spieprz tego". Zasalutowała żartobliwie, po czym skupiła się na swoim towarzystwie. Po jednej stronie miała Saturna, a po drugiej Smuglera. Odezwała się zaraz do tego pierwszego będąc wyraźnie podekscytowaną.
- Sat, bosze, nie uwierzysz co za grę znalazłam. Jest totalnym wyciskaczem pieniędzy, mało tego - element strategiczny jest tam ograniczony do minimum. Nie żartuję. Myślę, że nawet Merc z powodzeniem mógłby w to ogarniać. - Rzuciła pół żartem, pół złośliwie zerkając na Mercurego - Mhm, pewnie, chętnie się zabiorę tylko...No nie wiem, czy...No, nie wiem, to w sumie zależy od tego jak dużo i co zamierzasz pić oraz jak długo tu być. Strzelam, że to zaś zależy od twoich przyjaciół...- Zerknęła skanującym ślepiem to na Smugglera, którego kojarzyła z klasy brata, to na Alana, który wydawał się dziwnie znajomy -...Jednak nie wiem, czy lepszym pomysłem nie byłoby przenocować dziś w hotelu, bo sam wiesz kto może robić kłopoty. - Zmarszczyła nosek na wspomnienie tej kobiety. - No chyba, że ja źle zrozumiałam i zamierzasz jechać do domu później, za kilka dni, a nie po tej imprezie - Dodała entuzjastyczniej, przygryzając wargi i nadymając poliki. Zjadła by kabanosa.
No spójrzcie tylko na tę uroczą minkę. Chyba nie sądziła, że podobny wyraz twarzy jakkolwiek na niego wpłynie?
Nie, raczej nie.
Za to te rumieńce na policzkach zdecydowanie zrobiły swoją robotę, przez co szybko wyszczerzył się do niej rozbawiony, trącając ją jeszcze łokciem w bok.
- No-life. - skoro już sobie cisnęli to przecież nie mógł zostać w tyle. Trzeba było zaznaczyć jak bardzo ceni sobie jej hobby. Czy coś w tym rodzaju.
"Żebym ja nie musiała przypominać kogo to trzeba pilnować."
- Masz rację, miej oko na Saturna. Ostatnio spił się tak, że nie mogłem go podnieść z ziemi.
- Bardzo zabawne. - niski, poważny ton białowłosego nijak nie wskazywał na to, by docenił dowcip. Jedyną drobną wskazówką, niezrozumiałą dla nikogo innego poza samym Mercurym i Amayą pozostawał sposób w jaki przewrócił oczami, rzekomo użalając się nad głupotą czarnowłosego.
- Ciebie bawi, a ja cię potem muszę taszczyć. - kontynuował swoją przemowę wyjątkowo emocjonalnym głosem, wskazującym na to, że wyjątkowo wczuł się w odgrywaną przez nich scenkę. I choć niektórzy być może pokusiliby się o stwierdzenie, że faktycznie Saturn mógłby okazać się istnym karateką czy innym czarno-pasowcem w kategorii picia, tak większość miała w sobie na tyle rozsądku, by dopasować dwa do dwóch - a dokładniej rzecz ujmując, jego zdegustowane spojrzenie, gdy na stole pojawiał się wyższy procentowo alkohol.
- Mi też coś zamów, Cyrille.
- Dla mnie też. - jak wszyscy to wszyscy, pomyślał rozkładając się wygodniej na sofie. Nadal nie zdejmował ręki z uda Paige'a, zupełnie jakby to właśnie na nim znalazł sobie wyjątkowo wygodne oparcie.
Nie za dobrze ci?
Jeszcze kilka drinków, ładna kelnerka i karta do hotelu.
Bardzo śmieszne.
Nie żartuję. Toalety mnie degustują.
"Myślę, że nawet Merc z powodzeniem mógłby w to ogarniać."
- Słyszałem. Tylko dlatego, że nie spędzam całego dnia przy kompie, nie znaczy że nie umiem grać. Kto uczył cię przeklinać po rosyjsku, żebyś mogła się wczuć w rolę podczas gry w CSa? - dopiero po chwili spojrzał w stronę Travitzy i rzucił mu rozbawiony uśmiech. - Pozdrowienia dla Rosjan na serwerach.
- Podejdę do ciebie jutro i mi pokażesz. Albo podeślij tytuł Mercowi, a on mi go przekaże. Wiesz, godzina policyjna w akademikach i tak dalej. - wytłumaczył pokrótce, zaraz patrząc na czarnowłosego, który wyraźnie się zamyślił.
- Pojedziemy pojutrze. A dzisiaj... dzisiaj, nie zamierzam się martwić gdzie wyląduję. - puścił oczko siostrze wyciągając się wygodniej na sofie. Dopiero gdy dostrzegł przechodzącą kelnerkę przywołał ją gestem, by podeszła do ich stolika.
// Fabuła stoi już od dłuższego czasu panowie, więc od dziś każdy pisze kiedy ma czas i kiedy chce, bez przestrzegania kolejki. Inaczej będziemy to prowadzić przez najbliższy rok.
Nie, raczej nie.
Za to te rumieńce na policzkach zdecydowanie zrobiły swoją robotę, przez co szybko wyszczerzył się do niej rozbawiony, trącając ją jeszcze łokciem w bok.
- No-life. - skoro już sobie cisnęli to przecież nie mógł zostać w tyle. Trzeba było zaznaczyć jak bardzo ceni sobie jej hobby. Czy coś w tym rodzaju.
***
"Żebym ja nie musiała przypominać kogo to trzeba pilnować."
- Masz rację, miej oko na Saturna. Ostatnio spił się tak, że nie mogłem go podnieść z ziemi.
- Bardzo zabawne. - niski, poważny ton białowłosego nijak nie wskazywał na to, by docenił dowcip. Jedyną drobną wskazówką, niezrozumiałą dla nikogo innego poza samym Mercurym i Amayą pozostawał sposób w jaki przewrócił oczami, rzekomo użalając się nad głupotą czarnowłosego.
- Ciebie bawi, a ja cię potem muszę taszczyć. - kontynuował swoją przemowę wyjątkowo emocjonalnym głosem, wskazującym na to, że wyjątkowo wczuł się w odgrywaną przez nich scenkę. I choć niektórzy być może pokusiliby się o stwierdzenie, że faktycznie Saturn mógłby okazać się istnym karateką czy innym czarno-pasowcem w kategorii picia, tak większość miała w sobie na tyle rozsądku, by dopasować dwa do dwóch - a dokładniej rzecz ujmując, jego zdegustowane spojrzenie, gdy na stole pojawiał się wyższy procentowo alkohol.
- Mi też coś zamów, Cyrille.
- Dla mnie też. - jak wszyscy to wszyscy, pomyślał rozkładając się wygodniej na sofie. Nadal nie zdejmował ręki z uda Paige'a, zupełnie jakby to właśnie na nim znalazł sobie wyjątkowo wygodne oparcie.
Nie za dobrze ci?
Jeszcze kilka drinków, ładna kelnerka i karta do hotelu.
Bardzo śmieszne.
Nie żartuję. Toalety mnie degustują.
"Myślę, że nawet Merc z powodzeniem mógłby w to ogarniać."
- Słyszałem. Tylko dlatego, że nie spędzam całego dnia przy kompie, nie znaczy że nie umiem grać. Kto uczył cię przeklinać po rosyjsku, żebyś mogła się wczuć w rolę podczas gry w CSa? - dopiero po chwili spojrzał w stronę Travitzy i rzucił mu rozbawiony uśmiech. - Pozdrowienia dla Rosjan na serwerach.
- Podejdę do ciebie jutro i mi pokażesz. Albo podeślij tytuł Mercowi, a on mi go przekaże. Wiesz, godzina policyjna w akademikach i tak dalej. - wytłumaczył pokrótce, zaraz patrząc na czarnowłosego, który wyraźnie się zamyślił.
- Pojedziemy pojutrze. A dzisiaj... dzisiaj, nie zamierzam się martwić gdzie wyląduję. - puścił oczko siostrze wyciągając się wygodniej na sofie. Dopiero gdy dostrzegł przechodzącą kelnerkę przywołał ją gestem, by podeszła do ich stolika.
// Fabuła stoi już od dłuższego czasu panowie, więc od dziś każdy pisze kiedy ma czas i kiedy chce, bez przestrzegania kolejki. Inaczej będziemy to prowadzić przez najbliższy rok.
„Mogłeś mu pomóc, Cyrille.”
― Nie przesadzajmy. Jak widzisz, sam radzę sobie doskonale i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby mieli dla was podobne przystawki. Poza tym musisz przyznać, że mina kelnerki byłaby bezcenna ― wzruszył mimowolnie barkami, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu. Szybko jednak puścił w niepamięć pomysł złożenia zamówienia „po swojemu”, nawet jeśli nie widziałby przeszkód w spróbowaniu czegoś zupełnie innego niż zwykle i przeniósł wzrok na Amayę, znaną także jako „ciemnowłosy nerd”, o którym Black wspominał jeszcze w pizzerii. ― Alan ― przedstawił się i kiwnął głową. ― Podałbym ci rękę, ale sama rozumiesz, że jeszcze mi się przydadzą ― rzucił już nieco poważniej, choć w ciemnych oczach Paige'a dało się dostrzec iskry rozbawienia, które świadczyły o tym, że nie za wiele robił sobie z groźby Mercury'ego, choć w gronie kumpli zwykle istniało niepisane prawo o nietykaniu swoich sióstr. Kto jak kto, ale on raczej nie miałby nic przeciwko.
― Mówisz, że Merc odstawia cyrki po pijaku? ― zagadnął dziewczynę, nie zwracając uwagi na próbę wrobienia Saturna. Jakoś ciężko było mu uwierzyć, że białowłosy skrywał w sobie naturę króla imprez i nie znał umiaru we wlewaniu w siebie alkoholu. ― Muszę to kiedyś sprawdzić.
Rozsiadł się wygodniej, poprawiając menu na kolanach i zerknął na czarnowłosego, który postanowił udzielić mu krótkiej lekcji z nazewnictwa.
― Chyba zostanę przy pizzy ― wymruczał, najwidoczniej stwierdzając, że nagle połowa karty dań straciła swój urok. W rzeczywistości od początku nie zamierzał zmieniać stania. Miał tylko nadzieję, że tamten kretyn udający Muzułmanina nie obrał sobie za cel także tego klubu. Kolejna ewakuacja nie byłaby mu na rękę.
Odłożywszy kartę na stolik, wyciągnął jedną rękę na oparciu kanapy, a drugą zadrapał ułożoną na swoim udzie dłoń bruneta, nie przejmując się obecnością reszty. Przysłuchiwał się ich rozmowie, niekoniecznie odnajdując się w temacie, choć z grami jak z grami – każdemu obił się o uszy jakiś tytuł.
― Co dla państwa? ― Przywołana kelnerka znalazła się przy stoliku, już trzymając w ręce specjalne urządzenie, na którym zamierzała odnotować wszystkie zamówienia.
― Dla mnie pepperoni z podwójnym serem i jedno duże piwo.
― Nie przesadzajmy. Jak widzisz, sam radzę sobie doskonale i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby mieli dla was podobne przystawki. Poza tym musisz przyznać, że mina kelnerki byłaby bezcenna ― wzruszył mimowolnie barkami, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu. Szybko jednak puścił w niepamięć pomysł złożenia zamówienia „po swojemu”, nawet jeśli nie widziałby przeszkód w spróbowaniu czegoś zupełnie innego niż zwykle i przeniósł wzrok na Amayę, znaną także jako „ciemnowłosy nerd”, o którym Black wspominał jeszcze w pizzerii. ― Alan ― przedstawił się i kiwnął głową. ― Podałbym ci rękę, ale sama rozumiesz, że jeszcze mi się przydadzą ― rzucił już nieco poważniej, choć w ciemnych oczach Paige'a dało się dostrzec iskry rozbawienia, które świadczyły o tym, że nie za wiele robił sobie z groźby Mercury'ego, choć w gronie kumpli zwykle istniało niepisane prawo o nietykaniu swoich sióstr. Kto jak kto, ale on raczej nie miałby nic przeciwko.
― Mówisz, że Merc odstawia cyrki po pijaku? ― zagadnął dziewczynę, nie zwracając uwagi na próbę wrobienia Saturna. Jakoś ciężko było mu uwierzyć, że białowłosy skrywał w sobie naturę króla imprez i nie znał umiaru we wlewaniu w siebie alkoholu. ― Muszę to kiedyś sprawdzić.
Rozsiadł się wygodniej, poprawiając menu na kolanach i zerknął na czarnowłosego, który postanowił udzielić mu krótkiej lekcji z nazewnictwa.
― Chyba zostanę przy pizzy ― wymruczał, najwidoczniej stwierdzając, że nagle połowa karty dań straciła swój urok. W rzeczywistości od początku nie zamierzał zmieniać stania. Miał tylko nadzieję, że tamten kretyn udający Muzułmanina nie obrał sobie za cel także tego klubu. Kolejna ewakuacja nie byłaby mu na rękę.
Odłożywszy kartę na stolik, wyciągnął jedną rękę na oparciu kanapy, a drugą zadrapał ułożoną na swoim udzie dłoń bruneta, nie przejmując się obecnością reszty. Przysłuchiwał się ich rozmowie, niekoniecznie odnajdując się w temacie, choć z grami jak z grami – każdemu obił się o uszy jakiś tytuł.
― Co dla państwa? ― Przywołana kelnerka znalazła się przy stoliku, już trzymając w ręce specjalne urządzenie, na którym zamierzała odnotować wszystkie zamówienia.
― Dla mnie pepperoni z podwójnym serem i jedno duże piwo.
Ból coraz silniej pulsował w jego czaszce, robiąc to w rytm basów, które atakowały jego bębenki uszne. Jak to mówią, bas powinien łamać żebra. W tym wypadku raczej zmiażdży jego mózg, który pewnie za chwilę wypłynie uchem.
Siedział więc oto, z głową opartą na dłoni, szklanką wody w drugiej i spoglądał na wszystko z jakąś mieszaniną zmęczenia i poirytowania. Nie za bardzo docierały do niego bodźce zewnętrzne, dlatego też nie słyszał prawie żadnej z rozmów, które były prowadzone wokół. Dopiero po kilku sekundach zajarzył, że Saturn mówił coś do niego. Spojrzał na bliźniaka Merca z niezrozumieniem, a potem pokręcił tylko głową, mając nadzieję, że to było jakieś pytanie. A zresztą, chuj to kogo obchodzi.
Kiedy kelnerka przyniosła menu, spojrzał na nie i załamał się jeszcze bardziej. W sumie już dawno odechciało mu się jeść. Znaczy był głodny, ale im dłużej przebywał tutaj, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że nie tknie niczego nawet patykiem, a co tu mówić o wkładaniu tego do ust. Nawet woda nie smakowała za bardzo.
Kiedy dojrzał Amaye, posłał jej tylko zmęczone spojrzenie. Normalnie pewnie uraczyłby ją jakimś komentarzem, cokolwiek, reakcja, chociaż kpiący uśmiech w nagrodę za przybycie. Teraz jednak był trochę jak wypompowany materac. Chociaż to nie najlepsze porównanie, ale tak czy inaczej szybko odwrócił wzrok. A właściwie to zamknął oczy. Spokój, cisza, harmonia, kwiat lotosu.
"Pozdrowienia dla Rosjan na serwerach."
Dłoń zakryła twarz. Miałby teraz ochotę wstać i mu po prostu wyjebać. Tak po prostu. Naprawdę porządnie. Najlepiej żeby się wjebał w tego kurwa Alana czy jak mu tam jest. Pewnie zaczęliby się całować. Banda pierdolonych pedałów.
Pavel wybuchnął śmiechem.
- Hahaha! Mercury, jesteś takim zabawnym gościem! Pozdrowienia, boki zrywać! Jak dobrze, że amerykańskie społeczeństwo jest takie poukładane i pozbawione patologii! - Ilość sztuczności i jadu zawartych w jego słowach powodowały, że chyba mógłby w ten sposób wyhodować jakiegoś jadowitego węża. Pozorny, pozbawiony wesołości uśmiech szybko zamienił się w maskę pełną pogardy. Rosjanin trzymał się tylko dzięki świadomości, która nagle go olśniła, że przecież nie musi tutaj siedzieć. Trudno powiedzieć, po co tyle się zmuszał.
Wstał, łyknął jeszcze wodę i westchnął.
- Pierdolić was wszystkich - stwierdził na koniec, a potem raźnym krokiem odmaszerował od stolika, zszedł na dół i opuścił cały budynek. Brak kurtki nadal dawał się we znaki, ale nocne powietrze orzeźwiało go i dawało chwilę oddechu po pobycie w tym okropnym miejscu.
Starał się, naprawdę się starał. Przy każdej wątpliwości przekonywał samego siebie, że warto chwilę poczekać. Być może życie tych bogatych gnojów ma jakiś urok, którego on nie dostrzegał? Przecież coś w tym wszystkim musiało siedzieć. Ale nie, jednak nie siedziało. Po prostu byli zjebani. A jedyne co otrzymał po tej próbie, to nieznośny ból głowy, który pewnie będzie go atakował jeszcze z parę godzin. Ale mimo to ulga doznana po wyjściu sprawiała, że jakoś da radę to wytrzymać.
Wyciągnął papierosy, odpalił jednego z nich, a potem ruszył przed siebie, mając w bliżej nieokreślonych planach dostać się gdzieś, gdzie będzie mógł spać. Musiał jednak jeszcze pomyśleć, jakie to będzie miejsce
//zt
Siedział więc oto, z głową opartą na dłoni, szklanką wody w drugiej i spoglądał na wszystko z jakąś mieszaniną zmęczenia i poirytowania. Nie za bardzo docierały do niego bodźce zewnętrzne, dlatego też nie słyszał prawie żadnej z rozmów, które były prowadzone wokół. Dopiero po kilku sekundach zajarzył, że Saturn mówił coś do niego. Spojrzał na bliźniaka Merca z niezrozumieniem, a potem pokręcił tylko głową, mając nadzieję, że to było jakieś pytanie. A zresztą, chuj to kogo obchodzi.
Kiedy kelnerka przyniosła menu, spojrzał na nie i załamał się jeszcze bardziej. W sumie już dawno odechciało mu się jeść. Znaczy był głodny, ale im dłużej przebywał tutaj, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że nie tknie niczego nawet patykiem, a co tu mówić o wkładaniu tego do ust. Nawet woda nie smakowała za bardzo.
Kiedy dojrzał Amaye, posłał jej tylko zmęczone spojrzenie. Normalnie pewnie uraczyłby ją jakimś komentarzem, cokolwiek, reakcja, chociaż kpiący uśmiech w nagrodę za przybycie. Teraz jednak był trochę jak wypompowany materac. Chociaż to nie najlepsze porównanie, ale tak czy inaczej szybko odwrócił wzrok. A właściwie to zamknął oczy. Spokój, cisza, harmonia, kwiat lotosu.
"Pozdrowienia dla Rosjan na serwerach."
Dłoń zakryła twarz. Miałby teraz ochotę wstać i mu po prostu wyjebać. Tak po prostu. Naprawdę porządnie. Najlepiej żeby się wjebał w tego kurwa Alana czy jak mu tam jest. Pewnie zaczęliby się całować. Banda pierdolonych pedałów.
Pavel wybuchnął śmiechem.
- Hahaha! Mercury, jesteś takim zabawnym gościem! Pozdrowienia, boki zrywać! Jak dobrze, że amerykańskie społeczeństwo jest takie poukładane i pozbawione patologii! - Ilość sztuczności i jadu zawartych w jego słowach powodowały, że chyba mógłby w ten sposób wyhodować jakiegoś jadowitego węża. Pozorny, pozbawiony wesołości uśmiech szybko zamienił się w maskę pełną pogardy. Rosjanin trzymał się tylko dzięki świadomości, która nagle go olśniła, że przecież nie musi tutaj siedzieć. Trudno powiedzieć, po co tyle się zmuszał.
Wstał, łyknął jeszcze wodę i westchnął.
- Pierdolić was wszystkich - stwierdził na koniec, a potem raźnym krokiem odmaszerował od stolika, zszedł na dół i opuścił cały budynek. Brak kurtki nadal dawał się we znaki, ale nocne powietrze orzeźwiało go i dawało chwilę oddechu po pobycie w tym okropnym miejscu.
Starał się, naprawdę się starał. Przy każdej wątpliwości przekonywał samego siebie, że warto chwilę poczekać. Być może życie tych bogatych gnojów ma jakiś urok, którego on nie dostrzegał? Przecież coś w tym wszystkim musiało siedzieć. Ale nie, jednak nie siedziało. Po prostu byli zjebani. A jedyne co otrzymał po tej próbie, to nieznośny ból głowy, który pewnie będzie go atakował jeszcze z parę godzin. Ale mimo to ulga doznana po wyjściu sprawiała, że jakoś da radę to wytrzymać.
Wyciągnął papierosy, odpalił jednego z nich, a potem ruszył przed siebie, mając w bliżej nieokreślonych planach dostać się gdzieś, gdzie będzie mógł spać. Musiał jednak jeszcze pomyśleć, jakie to będzie miejsce
//zt
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Pią Lip 01, 2016 11:43 pm
Pią Lip 01, 2016 11:43 pm
"Mogłeś mu pomóc"
Cyrille uśmiechnął się szeroko i zaśmiał się cicho, masując po karku.
- Owszem, ale jak wiadomo nadgorliwość gorsza od faszyzmu! Zresztą nie poszło mu tak źle! - kolejny wyszczerz. Zaczął przeglądać kartę i naprawdę nie mógł się sam zdecydować. Szczególnie, że nie znał tego lokalu. Nie był pewny co było warte spróbowania, a co nie...
Na horyzoncie pojawiła się kolejna znana mu osóbka. Znana aż za dobrze! Gdyby był szczeniakiem, pewno jego ogon zacząłby latać jak szalony, zacząłby biegać wokół Amayi piszcząc z radości. No jego reakcja dużo się nie różniła, no poza faktem, że nie był psem.
Jednak podleciał do niej błyskawicznie i rzucił się jej na szyje, akurat w momencie gdy Mercu wspomniał o upierdzielaniu rączek - Ups~ - spojrzał na niego szczenięcym wzrokiem - Wiesz ja bardzo szanuje sobie swoje rączki. Am! Jak ja się za tobą stęskniłem!
Pokiwał lekko głową zamyślając się. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw! Co go nieco zakłopotało, ale jednak nie spanikował! Po prostu zamówi połowę dostępnych przystawek, na taką liczbę osób to nie będzie tak dużo. A przy okazji spróbuje kuchni tutejszego kucharza. Gdy tylko kelnerka pojawiła się przy ich stoliku, wyczytał część potraw. Więc zapewne ich stół zamieni się w mini szwedzki stół.
- Chociaż ostatecznie i tak przyszedłem tu na pizze... - wymruczał zadowolony, obecne rozwiązanie naprawdę przypadło mu do gustu.
Odprowadził wzrokiem Pavla, przekrzywił lekko głowę i pomachał mu na pożegnanie, bardziej z odruchu niż zrozumienia.
- Spróbuje chętnie ich najostrzejszej pizzy! - wyszczerzył się, po czym przejechał wzrokiem po innych.
- Ciągle te gry i gry... poszlibyście ze mną pobiegać czy coś~
Cyrille uśmiechnął się szeroko i zaśmiał się cicho, masując po karku.
- Owszem, ale jak wiadomo nadgorliwość gorsza od faszyzmu! Zresztą nie poszło mu tak źle! - kolejny wyszczerz. Zaczął przeglądać kartę i naprawdę nie mógł się sam zdecydować. Szczególnie, że nie znał tego lokalu. Nie był pewny co było warte spróbowania, a co nie...
Na horyzoncie pojawiła się kolejna znana mu osóbka. Znana aż za dobrze! Gdyby był szczeniakiem, pewno jego ogon zacząłby latać jak szalony, zacząłby biegać wokół Amayi piszcząc z radości. No jego reakcja dużo się nie różniła, no poza faktem, że nie był psem.
Jednak podleciał do niej błyskawicznie i rzucił się jej na szyje, akurat w momencie gdy Mercu wspomniał o upierdzielaniu rączek - Ups~ - spojrzał na niego szczenięcym wzrokiem - Wiesz ja bardzo szanuje sobie swoje rączki. Am! Jak ja się za tobą stęskniłem!
Pokiwał lekko głową zamyślając się. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw! Co go nieco zakłopotało, ale jednak nie spanikował! Po prostu zamówi połowę dostępnych przystawek, na taką liczbę osób to nie będzie tak dużo. A przy okazji spróbuje kuchni tutejszego kucharza. Gdy tylko kelnerka pojawiła się przy ich stoliku, wyczytał część potraw. Więc zapewne ich stół zamieni się w mini szwedzki stół.
- Chociaż ostatecznie i tak przyszedłem tu na pizze... - wymruczał zadowolony, obecne rozwiązanie naprawdę przypadło mu do gustu.
Odprowadził wzrokiem Pavla, przekrzywił lekko głowę i pomachał mu na pożegnanie, bardziej z odruchu niż zrozumienia.
- Spróbuje chętnie ich najostrzejszej pizzy! - wyszczerzył się, po czym przejechał wzrokiem po innych.
- Ciągle te gry i gry... poszlibyście ze mną pobiegać czy coś~
- Cyryl...Mielimy wczoraj zajęcia. - Przypomniała z rozbawieniem, lecz nie stawiała oporu na atak duszenia.
- Podałbym ci rękę, ale sama rozumiesz, że jeszcze mi się przydadzą.
Parsknęła pod nosem, a w jej oczach również odbiły się te iskierki rozbawienia.
- W przeciwieństwie do Merca... - zaczęła poważnie. - ...jesteś zabawny. Ucz się, brat. - Mruknęła z rozbawieniem i szturchnęła zaczepnie starszego w żebro, by przestał drażnić bliźniaka. Niby taka nadgorliwa lwica. Powód tego wszystkiego był oczywisty - solidarność dzieci neostrady!
Zasiadła na swoim miejscu.
- Odstawia, stawia - full serwis. Nic tylko ogarniać budkę z biletami i popcornem, a potem robić hajs na widowni. - Prychnęła bardziej do brata, by po raz milionowy wykazać się swoją dezaprobatą w kwestii tego, jak się prowadził. Tryb upierdliwej babci mode on.
- Shhh...nic nie słyszałeś - zmrużyła ślepia, a potem nimi wywróciła - Nauczyłbyś mnie lepiej w angielski. Tak konkretniej. Fap-chan ostatnio mnie przytrzymał na zajęciach bo nie potrafiłam sobie przetłumaczyć na swój czym jest "gamety czy tam allele heterozygoty dominującej i recesywnej" i 10 minut stałam i się domyślałam wgapiając się w tablicę. - Zwierzyła się. Bo to nie tak, że nie znała odpowiedzi na pytania, które zadawali jej nauczyciele. Po protu ich momentami nie rozumiała. Było jednak coraz lepiej.
Potem ledwie Maya zdążyła śmiechnąć z ruskich, chcąc rozwinąć temat gdy...siedzący koło niej gość wstał i se polazł nie szczędząc epitetów.
- Gracz opuścił grę. - Wyrecytowała beznamiętnie niczym lektor z gry, wlepiając swoje ślepia jeszcze przez chwilę w plecy Smuglera, a potem pytająco spoglądając na brata. - Przegrał jakiś zakład? Od samego początku wyglądał, jakby siedział tu za karę. - Zauważyła, przygryzając wargę. Potem kiwnęła przytakująco głową najpierw Saturnowi, a potem Mercowi. Temu drugiemu pogroziła przy okazji palcem. A co. Wielka siostra patrzy.
- Bieganie jest nudne. Równie dobrze można sobie postawić bieżnię w pokoju, tak by mieć widok przez okno podczas korzystania z niej, kilka wiatraków dla spotęgowania wrażenia pędu i lepiej niż poza pokojem. Wiesz, mniej wbiegających ci pod nogi samochodów i takich tam. Chociaż jak chcesz możemy umówić się na jakąś grę w kosza - Zafalowała sugestywnie brwiami, posyłając podprogową informację, że tak! Właśnie rzuciła mu wyzwanie!
O, w końcu kelnerka!
- Ja w sumie to poproszę jakiś koktajl owocowy, coś z kwaśnych owoców. - Zamarzyło jej się nagle tak dodatkowo do tego co zamówił Cyryl. - Swoją drogą, jak się poznałeś z bratem, Alan? - Podniosła swe przenikliwe ślepia powoli na Peiga. Ocho, zaczęło się. Powiedzmy bowiem, że Am znała Merca i aktualnie robiła taki swój mały wywiad środowiskowy.
- Podałbym ci rękę, ale sama rozumiesz, że jeszcze mi się przydadzą.
Parsknęła pod nosem, a w jej oczach również odbiły się te iskierki rozbawienia.
- W przeciwieństwie do Merca... - zaczęła poważnie. - ...jesteś zabawny. Ucz się, brat. - Mruknęła z rozbawieniem i szturchnęła zaczepnie starszego w żebro, by przestał drażnić bliźniaka. Niby taka nadgorliwa lwica. Powód tego wszystkiego był oczywisty - solidarność dzieci neostrady!
Zasiadła na swoim miejscu.
- Odstawia, stawia - full serwis. Nic tylko ogarniać budkę z biletami i popcornem, a potem robić hajs na widowni. - Prychnęła bardziej do brata, by po raz milionowy wykazać się swoją dezaprobatą w kwestii tego, jak się prowadził. Tryb upierdliwej babci mode on.
- Shhh...nic nie słyszałeś - zmrużyła ślepia, a potem nimi wywróciła - Nauczyłbyś mnie lepiej w angielski. Tak konkretniej. Fap-chan ostatnio mnie przytrzymał na zajęciach bo nie potrafiłam sobie przetłumaczyć na swój czym jest "gamety czy tam allele heterozygoty dominującej i recesywnej" i 10 minut stałam i się domyślałam wgapiając się w tablicę. - Zwierzyła się. Bo to nie tak, że nie znała odpowiedzi na pytania, które zadawali jej nauczyciele. Po protu ich momentami nie rozumiała. Było jednak coraz lepiej.
Potem ledwie Maya zdążyła śmiechnąć z ruskich, chcąc rozwinąć temat gdy...siedzący koło niej gość wstał i se polazł nie szczędząc epitetów.
- Gracz opuścił grę. - Wyrecytowała beznamiętnie niczym lektor z gry, wlepiając swoje ślepia jeszcze przez chwilę w plecy Smuglera, a potem pytająco spoglądając na brata. - Przegrał jakiś zakład? Od samego początku wyglądał, jakby siedział tu za karę. - Zauważyła, przygryzając wargę. Potem kiwnęła przytakująco głową najpierw Saturnowi, a potem Mercowi. Temu drugiemu pogroziła przy okazji palcem. A co. Wielka siostra patrzy.
- Bieganie jest nudne. Równie dobrze można sobie postawić bieżnię w pokoju, tak by mieć widok przez okno podczas korzystania z niej, kilka wiatraków dla spotęgowania wrażenia pędu i lepiej niż poza pokojem. Wiesz, mniej wbiegających ci pod nogi samochodów i takich tam. Chociaż jak chcesz możemy umówić się na jakąś grę w kosza - Zafalowała sugestywnie brwiami, posyłając podprogową informację, że tak! Właśnie rzuciła mu wyzwanie!
O, w końcu kelnerka!
- Ja w sumie to poproszę jakiś koktajl owocowy, coś z kwaśnych owoców. - Zamarzyło jej się nagle tak dodatkowo do tego co zamówił Cyryl. - Swoją drogą, jak się poznałeś z bratem, Alan? - Podniosła swe przenikliwe ślepia powoli na Peiga. Ocho, zaczęło się. Powiedzmy bowiem, że Am znała Merca i aktualnie robiła taki swój mały wywiad środowiskowy.
Zerknął na Paige'a przeczesując palcami czarno-białe włosy, powstrzymując cisnące mu się na usta ziewnięcie.
- Jeśli w ogóle dałaby po sobie poznać, że ją to rozbawiło. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz, zwłaszcza w takim klubie. Co jeśli rzuciłaby ci pogardliwe spojrzenie, samo w sobie pytające co w ogóle tutaj robisz? - uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu, dopiero po chwili nieznacznie poważniejąc, gdy jego zachowanie po alkoholu wyszło na jaw. Rzucił mu nieco lekceważące spojrzenie, nie dając po sobie poznać w pełni co sądzi o podobnym temacie.
"Odstawia, stawia - full serwis."
- Ama, błagam. - sposób w jaki przysłonił sobie twarz, mógł świadczyć tylko o jednym. I z pewnością nie miał nic wspólnego z zawstydzeniem. Przechylił się nieznacznie w stronę Alana, przysuwając do jego ucha.
- Dobrze wiemy, że mogę to robić i bez alkoholu. - mruknął na tyle głośno, by go usłyszał, ale też na tyle cicho, by nie usłyszeli go inni. Nagłe kopnięcie pod stołem, skutecznie go jednak wyprostowało, zmuszając do posłania Saturnowi nachmurzonego spojrzenia.
'Ogarnij się.'
'No przecież nic nie robię.'
Pełne sceptyzmu spojrzenie zakończyło niewerbalną wymianę zdań, gdy ich uwaga została skradziona przez wychodzącego z oburzeniem Travitzę. Obaj spojrzeli na nim bez większego wyrazu, z tym że Mercury przekrzywił nieznacznie głowę w bok, jakby nie do końca potrafił zrozumieć co się właśnie stało.
Obcokrajowcy są dziwni.
Zwłaszcza Rosjanie.
Ten konkretny.
Zdecydowanie.
Przekręcił dłoń na drugą stronę, łapiąc w nią palce Alana, choć nawet nie spojrzał w jego kierunku, tocząc rozmowę z innymi.
- Kto powiedział, że nie można połączyć jednego z drugim? Możemy się umówić na pobieganie po mieście i pogranie w tego telefonicznego shootera. Ludzie patrzą się na ciebie jak na idiotę, ale zabawa jest przednia. - parsknął z wyraźnym rozbawieniem, kręcąc głową na boki.
- W sumie czemu nie? Dawno nie grałem. - kto by się spodziewał. Mercury spojrzał w stronę Saturna, jakby chciał się upewnić, że to na pewno on wypowiedział te słowa. Nie było wątpliwości.
- W sumie gdybyśmy uzbierali grupę sześciu osób, moglibyśmy zająć część poligonu, podczas gdy żołnierze nie mieliby na nim treningu.
- Trzeba pogadać z ojcem.
- Zajmę się tym jak wrócimy. - obaj kiwnęli głową w tym samym momencie, nim zwrócili wzrok w stronę Amayi.
- Mogę ci pomóc z angielskim.
- W zamian podszkolisz nas z japońskiego.
- Dawno nie mieliśmy okazji, by go używać.
- Zaczynamy się bać, że niedługo całkowicie zapomnimy 'z czym się to je'.
- W sumie moglibyśmy pojechać do Japonii.
- Może w sierpniu.
- Drugi tydzień.
- Chcecie się zabrać? - ktoś, kto nie był przyzwyczajony do momentu synchronizacji bliźniąt, mógł czuć się przynajmniej zdezorientowany, gdy jeden ciągnął myśl drugiego bez najmniejszego zawahania, by w końcu spojrzeć na resztę pytająco.
Dopiero gdy pojawiła się kelnerka Mercury poczekał aż wszyscy złożą swoje zamówienia.
- Dwa mnie też najostrzejsza pizza z dodatkowym pepperoni i podwójnym serem. Do tego wszystkie drinki jakie macie w karcie i dwadzieścia shotów. - zerknął na wpatrującego się w niego Saturna. - I dzbanek świeżo wyciskanego soku z pomarańczy.
Kelnerka nie wyglądała na zaskoczoną z powodu podobnego zamówienia. Nie należało się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę zarówno renomę klubu, jak i dział w którym właśnie się znajdowali.
"Jak się poznałeś z bratem?"
Spojrzał na Alana, łapiąc mocniej jego dłoń, by zaraz unieść kącik ust w praktycznie niewidocznym uśmiechu.
No dalej. Jak się poznaliśmy, Paige? Chcesz jej o tym opowiedzieć?
// A tu macie telefonicznego shootera.
- Jeśli w ogóle dałaby po sobie poznać, że ją to rozbawiło. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz, zwłaszcza w takim klubie. Co jeśli rzuciłaby ci pogardliwe spojrzenie, samo w sobie pytające co w ogóle tutaj robisz? - uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu, dopiero po chwili nieznacznie poważniejąc, gdy jego zachowanie po alkoholu wyszło na jaw. Rzucił mu nieco lekceważące spojrzenie, nie dając po sobie poznać w pełni co sądzi o podobnym temacie.
"Odstawia, stawia - full serwis."
- Ama, błagam. - sposób w jaki przysłonił sobie twarz, mógł świadczyć tylko o jednym. I z pewnością nie miał nic wspólnego z zawstydzeniem. Przechylił się nieznacznie w stronę Alana, przysuwając do jego ucha.
- Dobrze wiemy, że mogę to robić i bez alkoholu. - mruknął na tyle głośno, by go usłyszał, ale też na tyle cicho, by nie usłyszeli go inni. Nagłe kopnięcie pod stołem, skutecznie go jednak wyprostowało, zmuszając do posłania Saturnowi nachmurzonego spojrzenia.
'Ogarnij się.'
'No przecież nic nie robię.'
Pełne sceptyzmu spojrzenie zakończyło niewerbalną wymianę zdań, gdy ich uwaga została skradziona przez wychodzącego z oburzeniem Travitzę. Obaj spojrzeli na nim bez większego wyrazu, z tym że Mercury przekrzywił nieznacznie głowę w bok, jakby nie do końca potrafił zrozumieć co się właśnie stało.
Obcokrajowcy są dziwni.
Zwłaszcza Rosjanie.
Ten konkretny.
Zdecydowanie.
Przekręcił dłoń na drugą stronę, łapiąc w nią palce Alana, choć nawet nie spojrzał w jego kierunku, tocząc rozmowę z innymi.
- Kto powiedział, że nie można połączyć jednego z drugim? Możemy się umówić na pobieganie po mieście i pogranie w tego telefonicznego shootera. Ludzie patrzą się na ciebie jak na idiotę, ale zabawa jest przednia. - parsknął z wyraźnym rozbawieniem, kręcąc głową na boki.
- W sumie czemu nie? Dawno nie grałem. - kto by się spodziewał. Mercury spojrzał w stronę Saturna, jakby chciał się upewnić, że to na pewno on wypowiedział te słowa. Nie było wątpliwości.
- W sumie gdybyśmy uzbierali grupę sześciu osób, moglibyśmy zająć część poligonu, podczas gdy żołnierze nie mieliby na nim treningu.
- Trzeba pogadać z ojcem.
- Zajmę się tym jak wrócimy. - obaj kiwnęli głową w tym samym momencie, nim zwrócili wzrok w stronę Amayi.
- Mogę ci pomóc z angielskim.
- W zamian podszkolisz nas z japońskiego.
- Dawno nie mieliśmy okazji, by go używać.
- Zaczynamy się bać, że niedługo całkowicie zapomnimy 'z czym się to je'.
- W sumie moglibyśmy pojechać do Japonii.
- Może w sierpniu.
- Drugi tydzień.
- Chcecie się zabrać? - ktoś, kto nie był przyzwyczajony do momentu synchronizacji bliźniąt, mógł czuć się przynajmniej zdezorientowany, gdy jeden ciągnął myśl drugiego bez najmniejszego zawahania, by w końcu spojrzeć na resztę pytająco.
Dopiero gdy pojawiła się kelnerka Mercury poczekał aż wszyscy złożą swoje zamówienia.
- Dwa mnie też najostrzejsza pizza z dodatkowym pepperoni i podwójnym serem. Do tego wszystkie drinki jakie macie w karcie i dwadzieścia shotów. - zerknął na wpatrującego się w niego Saturna. - I dzbanek świeżo wyciskanego soku z pomarańczy.
Kelnerka nie wyglądała na zaskoczoną z powodu podobnego zamówienia. Nie należało się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę zarówno renomę klubu, jak i dział w którym właśnie się znajdowali.
"Jak się poznałeś z bratem?"
Spojrzał na Alana, łapiąc mocniej jego dłoń, by zaraz unieść kącik ust w praktycznie niewidocznym uśmiechu.
No dalej. Jak się poznaliśmy, Paige? Chcesz jej o tym opowiedzieć?
// A tu macie telefonicznego shootera.
― Kto powiedział, że to miałoby ją rozbawić? ― Rozłożył lekceważąco ręce, nie przypominając sobie, by w którymś momencie w ogóle uwzględnił pozytywne podejście kelnerki. Sam w sobie z kolei nie był kimś, komu zrobiłoby się głupio, gdyby ktoś postanowił obarczyć go pogardliwym spojrzeniem. I do tego można było się przyzwyczaić. ― I słyszysz? ― rzucił, wskazując krótko ręką na Amayę, a na jego ustach wymalował się zgryźliwy i nieco triumfalny uśmiech. ― Po prostu wiele się jeszcze nie nauczyłeś, Black.
Z rozbawieniem spoglądał to na Mercury'ego, to na Amayę, jakby dzięki wyrazowi twarzy chłopaka miał wyegzekwować czy to, co mówiła dziewczyna, nie mijało się z prawdą. Znając choć trochę zachowania czarnowłosego, można było bez trudu uznać, że po alkoholu był jeszcze bardziej chętny niż zwykle.
Pewnie wciąż nie dorasta ci do pięt. I nie, to nie jest komplement.
A już myślałem...
„Dobrze wiemy, że mogę to robić i bez alkoholu.”
― Fakt ― kiwnął głową, zerknąwszy na niego z ukosa. Zaraz jednak przeniósł wzrok na czarnowłosą i wzruszył barkami. ― Niewielka różnica. Choć na trzeźwo pewnie domagałby się sensownych argumentów, dla których miałby zostać gwiazdą sceny, uznając, że ma wszelkie prawa autorskie do swojej twarzy. ― Stuknął go zaczepnie w podbródek wierzchem palca wskazującego, nie robiąc sobie za wiele z towarzystwa innych. Plus to nie on dostał reprymendę.
Ciemne oczy chłopaka powędrowały spojrzeniem do góry, z niejakim znużeniem przyglądając się podnoszącemu się z miejsca Rosjaninowi. Już od samego początku wydawał się dość nerwowym typem, chociaż nie sądził, że głupia zaczepka doprowadzi go do takiego stanu.
― Daswidania ― mruknął pod nosem, salutując niedbale, jakby złość Pavla wcale mu się nie udzieliła. ― No no. Widzę, że cię uwielbia ― skomentował, zwracając się do Merc'a, chociaż prawda była taka, że dość szybko porzucił w niepamięć to, że przed momentem była ich cała szóstka.
Odruchowo splótł palce z palcami młodszego chłopaka, zaczepiając opuszkami wolnej dłoni o ciemne kosmyki, które spływały na jego kark. W milczeniu zerknął gdzieś wgłąb sali, śledząc ledwo widoczne w półmroku twarze gości. Na moment ich krótkiej wymiany zdań postanowił zostać biernym towarzyszem rozmowy, nie czując jakiejś wielkiej potrzeby bycia uwzględnionym. Nie obracał się ani w świecie gier, ani tym bardziej nie sądził, że pod koniec sierpnia miałby szansę wybrać się do Japonii.
― Chcesz upić wszystkich czy zademonstrować, jak „odstawiasz i stawiasz” po alkoholu? ― wymruczał zgryźliwie, przenosząc na niego równie złośliwe spojrzenie, podkreślone znajomym mu już uśmiechem. Amayi udało się jednak skutecznie odciągnąć jego uwagę dość nietypowym pytaniem. W końcu on i Black nie byli na tyle blisko, by przeszłość ich znajomości powinna kogokolwiek interesować. ― Jak to on. Lubił odstawiać i stawiać, a któregoś dnia po prostu nie mógł oprzeć się mojemu urokowi osobistemu. Tak ładnie prosił, że ciężko było mu odmówić ― streścił bez żadnego zająknięcia, co mogło wskazywać na to, że tak było naprawdę. Na jego twarzy też nie dało się dostrzec nawet cienia rozbawienia. Dopiero po chwili pokręcił głową i wykrzywił usta w nieznacznym uśmiechu. ― Żartuję. O dziwo, nie było to nic godnego uwiecznienia tego fajerwerkami w tle. Wiesz jak jest, poznajesz kogoś przypadkiem na jakiejś imprezie, ulicy, okazuje się, że chodzicie do pobliskich szkół, więc siłą rzeczy od czasu do czasu wpadacie na siebie, wymieniając krótkie przywitania. Później trafiacie do jednej szkoły i siłą rzeczy trafia się więcej okazji, by wymienić ze sobą parę zdań. A potem ― lądujecie w łóżku i okazuje się, że nie było tak źle ― jakoś leci. ― Zatoczył niedbałe koło dłonią i wzruszył ramionami, nie mając już nic więcej do dodania.
Z rozbawieniem spoglądał to na Mercury'ego, to na Amayę, jakby dzięki wyrazowi twarzy chłopaka miał wyegzekwować czy to, co mówiła dziewczyna, nie mijało się z prawdą. Znając choć trochę zachowania czarnowłosego, można było bez trudu uznać, że po alkoholu był jeszcze bardziej chętny niż zwykle.
Pewnie wciąż nie dorasta ci do pięt. I nie, to nie jest komplement.
A już myślałem...
„Dobrze wiemy, że mogę to robić i bez alkoholu.”
― Fakt ― kiwnął głową, zerknąwszy na niego z ukosa. Zaraz jednak przeniósł wzrok na czarnowłosą i wzruszył barkami. ― Niewielka różnica. Choć na trzeźwo pewnie domagałby się sensownych argumentów, dla których miałby zostać gwiazdą sceny, uznając, że ma wszelkie prawa autorskie do swojej twarzy. ― Stuknął go zaczepnie w podbródek wierzchem palca wskazującego, nie robiąc sobie za wiele z towarzystwa innych. Plus to nie on dostał reprymendę.
Ciemne oczy chłopaka powędrowały spojrzeniem do góry, z niejakim znużeniem przyglądając się podnoszącemu się z miejsca Rosjaninowi. Już od samego początku wydawał się dość nerwowym typem, chociaż nie sądził, że głupia zaczepka doprowadzi go do takiego stanu.
― Daswidania ― mruknął pod nosem, salutując niedbale, jakby złość Pavla wcale mu się nie udzieliła. ― No no. Widzę, że cię uwielbia ― skomentował, zwracając się do Merc'a, chociaż prawda była taka, że dość szybko porzucił w niepamięć to, że przed momentem była ich cała szóstka.
Odruchowo splótł palce z palcami młodszego chłopaka, zaczepiając opuszkami wolnej dłoni o ciemne kosmyki, które spływały na jego kark. W milczeniu zerknął gdzieś wgłąb sali, śledząc ledwo widoczne w półmroku twarze gości. Na moment ich krótkiej wymiany zdań postanowił zostać biernym towarzyszem rozmowy, nie czując jakiejś wielkiej potrzeby bycia uwzględnionym. Nie obracał się ani w świecie gier, ani tym bardziej nie sądził, że pod koniec sierpnia miałby szansę wybrać się do Japonii.
― Chcesz upić wszystkich czy zademonstrować, jak „odstawiasz i stawiasz” po alkoholu? ― wymruczał zgryźliwie, przenosząc na niego równie złośliwe spojrzenie, podkreślone znajomym mu już uśmiechem. Amayi udało się jednak skutecznie odciągnąć jego uwagę dość nietypowym pytaniem. W końcu on i Black nie byli na tyle blisko, by przeszłość ich znajomości powinna kogokolwiek interesować. ― Jak to on. Lubił odstawiać i stawiać, a któregoś dnia po prostu nie mógł oprzeć się mojemu urokowi osobistemu. Tak ładnie prosił, że ciężko było mu odmówić ― streścił bez żadnego zająknięcia, co mogło wskazywać na to, że tak było naprawdę. Na jego twarzy też nie dało się dostrzec nawet cienia rozbawienia. Dopiero po chwili pokręcił głową i wykrzywił usta w nieznacznym uśmiechu. ― Żartuję. O dziwo, nie było to nic godnego uwiecznienia tego fajerwerkami w tle. Wiesz jak jest, poznajesz kogoś przypadkiem na jakiejś imprezie, ulicy, okazuje się, że chodzicie do pobliskich szkół, więc siłą rzeczy od czasu do czasu wpadacie na siebie, wymieniając krótkie przywitania. Później trafiacie do jednej szkoły i siłą rzeczy trafia się więcej okazji, by wymienić ze sobą parę zdań. A potem ― lądujecie w łóżku i okazuje się, że nie było tak źle ― jakoś leci. ― Zatoczył niedbałe koło dłonią i wzruszył ramionami, nie mając już nic więcej do dodania.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Klub "Morning Light"
Sob Lip 30, 2016 1:33 am
Sob Lip 30, 2016 1:33 am
Odsunął się lekko od dziewczyny, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- To prawie wieczność! - zaśmiał się cicho. Cyrille był jak szczeniak, zamkniesz za sobą drzwi, a on już uważa, że już nigdy właściciel nie wróci! To okropne wieczne oczekiwanie.
Oczy mu zabłysły z podekscytowania. Nigdy nie odrzucał wyzwania, a wzmiankę o nudnym bieganiu zignorował w swoim stylu, czyli zapewne nie brał tego pod uwagę albo niedosłyszał... Tak cały on.
- Gra i bieganie po mieście? - Przekrzywił lekko głowę - Jasne, jestem za!
Kolejne potwierdzenie tej zabawy i nawet Cyrille spojrzał na jednego z bliźniaków z niemałym zdziwieniem po czym zaśmiał się pod nosem.
- Teraz to już nas nic nie powstrzyma!... Poligon mówisz? To może na odchodne jeszcze paintball?
Następnie przysłuchał się reszcie rozmów kiwając lekko głową. Wizja wakacji z przyjacielem była obiecująca, chociaż ciężko było mu coś zaplanować, bo jak wiadomo jego rodziciel mógł mieć zgoła inne plany co do jego wakacji. - Może będę miał wtedy w okolicy jakiś desant czy coś - zaśmiał się i westchnął cicho. Ciężko mu się negocjowało z ojcem, chociaż nie było to niemożliwe, będzie musiał uciec do podstępu! Sprowadzi wsparcie! - Najwyżej mi z tym lekko pomożesz! - Pokiwał lekko głową jakby chwaląc swoje myśli.
Wrócił na swoje miejsce i rozsiadł się wygodnie. Spojrzał w sufit i uniósł rękę oglądając przez chwile posiadaną opaskę. Jednak na długo go to nie zajęło i zaczął się rozglądać by znaleźć nowy obiekt, rozglądał się dość szybko, jego adhd się budziło, a może po prostu powoli rozpędzało.
- Tylko nie spij się za bardzo Mercu. - powiedział z uśmiechem słysząc zamówienie przyjaciela.
- Ciężko będzie ogarniać całą ferajnę~
- To prawie wieczność! - zaśmiał się cicho. Cyrille był jak szczeniak, zamkniesz za sobą drzwi, a on już uważa, że już nigdy właściciel nie wróci! To okropne wieczne oczekiwanie.
Oczy mu zabłysły z podekscytowania. Nigdy nie odrzucał wyzwania, a wzmiankę o nudnym bieganiu zignorował w swoim stylu, czyli zapewne nie brał tego pod uwagę albo niedosłyszał... Tak cały on.
- Gra i bieganie po mieście? - Przekrzywił lekko głowę - Jasne, jestem za!
Kolejne potwierdzenie tej zabawy i nawet Cyrille spojrzał na jednego z bliźniaków z niemałym zdziwieniem po czym zaśmiał się pod nosem.
- Teraz to już nas nic nie powstrzyma!... Poligon mówisz? To może na odchodne jeszcze paintball?
Następnie przysłuchał się reszcie rozmów kiwając lekko głową. Wizja wakacji z przyjacielem była obiecująca, chociaż ciężko było mu coś zaplanować, bo jak wiadomo jego rodziciel mógł mieć zgoła inne plany co do jego wakacji. - Może będę miał wtedy w okolicy jakiś desant czy coś - zaśmiał się i westchnął cicho. Ciężko mu się negocjowało z ojcem, chociaż nie było to niemożliwe, będzie musiał uciec do podstępu! Sprowadzi wsparcie! - Najwyżej mi z tym lekko pomożesz! - Pokiwał lekko głową jakby chwaląc swoje myśli.
Wrócił na swoje miejsce i rozsiadł się wygodnie. Spojrzał w sufit i uniósł rękę oglądając przez chwile posiadaną opaskę. Jednak na długo go to nie zajęło i zaczął się rozglądać by znaleźć nowy obiekt, rozglądał się dość szybko, jego adhd się budziło, a może po prostu powoli rozpędzało.
- Tylko nie spij się za bardzo Mercu. - powiedział z uśmiechem słysząc zamówienie przyjaciela.
- Ciężko będzie ogarniać całą ferajnę~
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach