Camille
Camille
Fresh Blood Lost in the City
Bang bang [+18] - Camille x Mercury
Pon Mar 07, 2016 7:04 pm
Zwykle Camille nie spędzał wieczorów w domu – puste mieszkanie i zimne łóżko? Nie był tego typu osobą, on wolał duszne, ciasne bary i gromadę chętnych chłopców, stawiających mu drinki. Takie wieczory były ciekawsze, zdecydowanie… I bardziej w jego stylu. Dlatego też i tego wieczoru udało się do BigQ(ueer) – najciekawszego miejsca w mieście! Barmani znali go z imienia, on ich też. Z kilkoma zaliczył jakiś ciekawszy moment swojego życia, ale nie były to sytuacje szczególnie godne rozpamiętywania; aktualnie traktował ich jak kumpli, po prostu. Wiele jego relacji tak właśnie wyglądała: seks, papieros po, szybki prysznic i spierdalaj spać na kanapę, skoro już wygrzałeś mi łóżko.
Tego dnia zamierzał wyhaczyć kogoś nowego. A na tę okazję zawsze miał awaryjny strój w swojej szafie – jasne, potargane jeansy, luźna bokserka i skórzana kurtka. Nic tak nie pobudzało wyobraźni jak smukły, androgeniczny blondyn w kuszącym wdzianku. Polowanie pora rozpocząć!
Usiadł przy barze, zamówił sobie setkę wódki i zaczął wodzić spojrzeniem po tych wszystkich zboczeńcach. Pijani przedsiębiorcy w garniturach, chętni chłopcy w spodniach tak ciasnych, że ich tyłki… Nieważne.
Na razie zostawało siedzieć i sączyć cierpki alkohol, mając nadzieję na jakiś rozwój sytuacji.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Nudził się.
Dało się to wywnioskować po jego beznamiętnej minie, gdy przesuwał wzrokiem po twarzach innych, próbując znaleźć coś co zaciekawiłoby go choć w najmniejszym stopniu. Nie wyglądało jednak na to, by coś podobnego miało się wydarzyć. Dziewczyna, którą właśnie obejmował ramieniem, szczebiotała coś wysokim tonem, nieustannie ocierając się policzkiem o jego szyję. Zaczynała go drażnić. W stopniu na tyle dużym, by w końcu poirytowany zrzucił ją z siebie na kanapę obok, machając lekceważąco dłonią.
- Idź sobie, znudziłaś mi się. - odprawił ją z kwitkiem, odwracając jakby nigdy nic głowę w drugą stronę. Dziewczyna przez chwilę protestowała z głośnym krzykiem przyprawiając go o ból głowy. Tuż przed tym jak próbowała się na niego rzucić po raz drugi, przechwyciła ją ochrona, wyprowadzając z loży. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal się nudził. Wstał z miejsca, rzucając na stolik pierwszy lepszy banknot z portfela i wyszedł na zewnątrz, opuszczając klub. Co za nudny wieczór. Sięgnął do kieszeni kurtki grzebiąc w niej przez chwilę, nim w końcu złapał paczkę fajek. Otworzył ją lekkim ruchem i wyciągnął jednego papierosa, wsuwając go sobie do ust, zaraz podpalając z pomocą schowanej w drugiej kieszeni zapalniczki. Nie palił często. Nie powiedziałby też, że jest od tego uzależniony. Korzystał z owej ulotnej pseudo-przyjemności jedynie w momentach wybitnego znudzenia. Takich jak teraz. Zaciągnął się, by zaraz wypuścić z ust dym w powietrze, patrząc jak miesza się z zimną parą jego oddechu. Ani skórzana kurtka, ani czarne rurki nie chroniły zbyt dobrze przed panującym grudniowym chłodem. Przytrzymał filtr zębami pocierając ramiona rękami i rozejrzał się dookoła zastanawiając nad kolejnym miejscem, w które powinien się udać.
Odpowiedź przyszła sama, gdy ktoś objął go od tyłu opierając głowę na jego ramieniu.
- Cześć, Black. Dawno cię nie widziałem. - niższy od niego chłopak uśmiechał się właśnie, prezentując równy rząd zadbanych, białych zębów, bez większego skrępowania zakradając się rękami po jego koszulkę. Zerknął na niego kątem oka i wyciągnął papierosa z ust, by strzepnąć popiół na ziemię.
- Jestem tylko bied- wróć. Bogatym, zapracowanym uczniem, Gabe. - uniósł brew w przejawie rozbawienia, raz jeszcze się zaciągając. Chłopak zrobił naburmuszoną minę, zabierając ręce i przesunął się przed niego, obejmując jego kark. Jedynym co otrzymał w odpowiedzi było odsunięcie papierosa od ust i dmuchnięcie mu w twarz dymem papierosowym. Czarnowłosy patrzył z rozbawieniem jak kaszle z łzami w oczach, wachlując się ręką.
- Czasem cię nienawidzę, Black. Bardziej od papierosów. - wymamrotał niezadowolony. Mercury parsknął śmiechem i wyrzucił połowę fajka na ziemię, przydeptując go butem. Złapał chłopaka za kołnierz i przyciągnął do siebie krótko całując bez większego zaangażowania.
- Tak sobie wmawiaj. Rozumiem, że twoje pojawienie się jest zaproszeniem? - wsunął ręce do kieszeni kurtki, bez zbędnej kontynuacji idąc w stronę klubu Big Q(ueer). Czerpał drobną satysfakcję z faktu, że niższy chłopak musiał za nim podbiec by go dogonić, nim w końcu objął jego ramię, przeprowadzając go pomiędzy innymi. Mercury nie przychodził tu zbyt często. Budził wystarczająco spore zainteresowanie na terenach szkoły czy nawet miejsc, w których po prostu się pojawiał. Kluby nie były do końca jego 'konikiem', jeśli można to było tak nazwać. W przeciwieństwie do innych, takich jak Gabe, którzy potrafili spędzać w nich dość sporo czasu licząc że się pojawi. Bawiło go to. Zerknął na niego kątem oka, zabrał ramię z jego uścisku, tylko po to by go objąć i doprowadzić do baru.
- Co chcesz? - zapytał stukając go palcem w bok policzka, by zwrócić na siebie jego uwagę. I ten drobny gest wystarczył by nad jego głową dostrzegł znajomą sylwetkę. Przygarnął do siebie Gabe'a i oparł podbródek na jego głowie, wpatrując się intensywnie w sączącego wódkę Camille'a, unosząc nieznacznie kącik ust w zadziornym uśmiechu.
- Black, co robisz? - cichy głos towarzyszącego mu chłopaka nijak go nie rozproszył, nawet gdy tamten postanowił nie protestować i po prostu objął go rękami.
Myślisz, że cię zauważy?
Wodzi wzrokiem po całym barze, w końcu będzie musiał tu spojrzeć.
A jak nie?
To będzie trzeba zmusić go do podejścia w inny sposób.
Camille
Camille
Fresh Blood Lost in the City
Ktoś postawił mu drinka. Camille najpierw krytycznym spojrzeniem obdarzył Cosmopolitana, a później jeszcze bardziej niechętnie spojrzał na dobroczyńcę. Standard! Facet w eleganckim, dobrze skrojonym garniturze – nadmuchany kasą, pewny swego, a przy tym pozbawiony jakiegoś interesującego błysku w spojrzeniu. Pewnie miał małego, a jego fetysze zakrawały o jakąś totalną dewiację, której nawet Bordeaux nie byłby w stanie znieść. A lubił wiele dziwnych rzeczy!
Okej, nie oszukujmy się – Camille zawsze wybierał nadzianych gości, bo raczej nie przywykł do płacenia za czynsz i alkohol swoimi własnymi pieniędzmi. A jako osoba ciężka do utrzymania, wykorzystywał ich do cna. Jednak nie tylko o kasę chodziło! Musiało być coś więcej, jakaś mało poetycka iskra zwana po prostu pożądaniem i dobrym rżnięciem. Ten gościu nie mógł mu dać tego, czego Francuz chciał.
- Alkohol dla ciot, możesz wypić. Do ciebie pasuje – stwierdził, odsuwając od siebie fikuśny kieliszek z czerwonym trunkiem. Raz jeszcze obrzucił nieznajomego niechętnym spojrzeniem, mając w głębokim poważaniu to, co ten człowiek chciałby powiedzieć. Chcąc dodatkowo zaznaczyć swój brak zainteresowania jego osobą, odwrócił się nieco na barowym krześle i wtedy... No właśnie.
Mercury Black, we własnej osobie. Ten akurat wart był zainteresowania… Nawet, gdy spędzał czas z jakimś mało interesującym typkiem o banalnej, spedalonej urodzie. Dobry znajomy w niedobrym towarzystwie – nie zamierzał tak od razu do nich podchodzić. Chciał zyskać chwilę na obserwowanie. Najpierw zamówił sobie jeszcze jeden kieliszek wódki i dopiero po opróżnieniu szkła z kolejnej dawki ulubionego alkoholu, podniósł swój szacowny tyłek z miejsca, aby zgrabnym krokiem przecisnąć się między rozszalałym tłumem zboczeńców.
Hm. Ten mały był… Mały. W porównaniu do okrutnie wysokiego Francuza wydawał się raczej nieszczególnie interesującą opcją. A przy Blacku wyglądał już w ogóle totalnie kiepsko. Drobna przeszkoda na drodze do miłego zakończenia dnia, ot co.
- Przyszedłeś trwonić fortunę na dziwki? – rzucił luźno, dosiadając się do nich bez zaproszenia. Camille nie musiał być zapraszany, żeby wymagać odpowiedniej gościny – zawsze i wszędzie czuł się dobrze.
- Coś ci się przylepiło do dłoni i nie wygląda szczególnie atrakcyjnie… – stwierdził, raz jeszcze przesuwając uważnym, oceniającym spojrzeniem po sylwetce nieznajomego typka. Od głowy, do stóp. Od stóp do głowy Mercury’ego.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Obserwował całą sytuację w milczeniu. Podejście Camille'a niesamowicie go w podobnych momentach bawiło. Mimo dość wysoko postawionej poprzeczki, potrafił w jednym momencie odrzucić drugą osobę, jeśli stwierdził że ma jedno oko wyżej od drugiego. Nie żeby miał specjalne prawo do krytyki, sam dość mocno przebierał w otaczających go ludziach, wybierając jedynie tych których uznawał za godnych uwagi.
Gabe widocznie w końcu stwierdził, że ma dość robienia za podpórkę, odsunął go bowiem od siebie i rzucił mu nieco naburmuszone spojrzenie. Właściwie gdy to robił, musiał przyznać że wyglądał całkiem uroczo.
- Zwykłą wódkę z colą. - wymamrotał obracając się w stronę barmanki. Chłopak parsknął pod nosem i zamówił to samo, od razu płacąc. Dość sprytnie otrzymanie drinka zgrało się z podejściem Francuza. Spojrzał na niego znad szkła, upijając parę łyków, nim rzucił mu rozbawione spojrzenie.
- Nie korzystam z ich usług. Kto wie co w sobie noszą. Jakby wyglądała informacja w gazecie o dziedzicu fortuny, który zaraził się chorobą weneryczną od byle szmaty z ulicy? W końcu przy nich często nawet zabezpieczenie nie daje odpowiednich efektów. - zaśmiał się krótko, cały czas owijając rękę w pasie Gabe'a. Chłopak widocznie w przeciwieństwie do czarnowłosego nie czuł się tak komfortowo w podobnym towarzystwie. Rzucał raz po raz poirytowane spojrzenie w stronę Francuza, wyraźnie nie marząc o niczym innym, jak o tym by zniknął z powierzchni ziemi czy po prostu z zasięgu jego wzroku.
- Nie mówiłeś, że byłeś już umówiony. - wymamrotał nieco obrażonym tonem, obracając się w stronę Blacka. Czarnowłosy wykrzywił usta w przepraszającym uśmiechu i przejechał ręką po jego włosach, klepiąc pary palcami po policzku.
- Odwiedzę cię w przyszłym tygodniu, hm?
- Kłamca. - sposób w jaki Gabe przewracał oczami zawsze go bawił. Nie zaprotestował, gdy chłopak pochylił się, by pocałować go krótko na odchodne, nim zniknął gdzieś w tłumie ze swoim drinkiem.
Przynajmniej nie robił większych problemów.
Nie wyszłoby mu to na dobre.
- A co z tobą, Camille? Przyszedłeś szukać kolejnego frajera, który opłaci ci czynsz? - zapytał odsłaniając zęby w uśmiechu i wychylił drinka, wypijając go do końca. Odstawił go na ladę i przesunął w stronę barmanki, by zabrała go z zasięgu jego wzroku, nawet nie patrząc w jej kierunku. W końcu miał teraz ciekawszy cel do obserwacji.
Camille
Camille
Fresh Blood Lost in the City
- Ja się nie muszę zapowiadać – mruknął pod nosem z ironicznym uśmiechem, kręcąc głową. Co to ma być? Wycieczka dla gimnazjum? Temu kolesiowi ktoś na pewno powinien sprawdzić dowód dojrzałości i zawartość spodni przed wpuszczeniem go do klubu! Ale te wszystkie komentarze – na szczęście – Bordeaux zachował już dla siebie, sącząc kolejnego drinka z czystej wódki. Ambrozja, a jak.
Jednak uśmiechu szczerego rozbawienia nie mógł powstrzymać, gdy ten cały Gabe starał się zaznaczyć terytorium, całując Blacka na odchodne. Camille obserwował tego chłystka jeszcze moment, mimowolnie uśmiechając się pod nosem, gdy smarkacz się zmył. Co jak co, ale konkurowanie z Francuzem zwykle kończyło się trójkątem bądź wpierdolem. A skoro ten młody absolutnie w jego guście nie był…
Wszystko jasne. Problem w tym, że Bordeaux wcale nie chciał zyskać zakazu wstępu do BigQ(ueer) – za bardzo to miejsce lubił i częściowo traktował je jako źródło szybkiego, łatwego zarobku. Zbyt duże ryzyko, ot co. I gra raczej niewarta zachodu.
- Nie, dziś liczę na ciebie – rzucił raczej żartem niż na serio. Moralność Camille’a była prosta – mógł do cna wykorzystywać obcych gości, ale od kumpla nigdy nie wziąłby najmniejszego grosza. – Zawsze jest Jack. Jack chętnie przygarnie mnie na kilka nocy, gdy mnie w końcu wypierdolą z mojego miłosnego gniazdka. Jedyny problem Jacka to jego mały fiut - westchnął, dyskretnym gestem wskazując na jednego z barmanów – wysokiego, długowłosego i wytatuowanego. Tak totalnie w guście Francuza! Ale brak odpowiednich gabarytów skreślał go na wejściu, niestety.
- Jesteś z tym gościem czy jaki chuj? – mruknął, odgarniając włosy na jedno z ramion. Wiecznie nieokrzesane, potargane – jakby dopiero co wyszedł z łóżka po dzikim seksie. – Wydaje się być większą cipką niż ten cały klub – jak zawsze taktowny, uważający na słowa, starający się…
Chuj, cały Camille. Był zimnym chujem i tyle.
- Kurwa, Merc, zaliczyłem już chyba wszystko w tym barze. Poza tymi paskudnymi trollami, których zaliczać nawet ja nie chcę – spojrzał na niego z udawanym przerażeniem. – I poza tobą. Co, jeśli mi się geje w mieście skończyły? Nie ma tu już nic ciekawego i niezaliczonego! Poza tobą - oho, drama princess.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach