Anonymous
Gość
Gość
Wyciągnęła się jak kot, przewracając kolejną stronę nudnego magazynu. Pokój nauczycielski był prawie pusty, więc zarzuciła nogi na swoje biureczko – kto jej niby zabroni? Spojrzała po obecnych i tylko prychnęła pod nosem, wracając do przerwanego artykułu.
Akurat doszła do interesującej części gdzie starsze panie opowiadały o swoich przygodach na rynku, kiedy dzwonek okazał się małych skurczybykiem i zaczął dzwonić jak szalony. Grono pedagogiczne wypłynęło zgraną falą z pomieszczenia, ale Nocturne nie ruszyła się ani o minimetr, co nie było w żadnym stopniu niespodziewane. Dopiero po około dziesięciu minutach przypomniała sobie, że nie jest już studentką i przydałoby się jednak poprowadzić jakąś lekcję…
Z westchnięciem podniosła się z krzesła, złapała dziennik wraz z torebką i wybyła w stronę ziemi obiecanej znanej też, jako sala 148. Po cichu liczyła, że jej podopieczni się znudzą i sobie pójdą, ale nadzieja matką głupich, a ona na pewno nie była głupia.
Nie patrząc na uczniów otworzyła drzwi i pierwsza przekroczyła próg, mając nadzieję, że szara masa jednak ma trochę mózgu oraz sprawne ogony. Rzuciła bezceremonialnie dziennik na biurko i zakryła je żakietem, a sama zasiadła na krześle, które wcześniej ustawiła przed biurkiem – oczywiście, oparciem do przodu. W międzyczasie uczniowie zdążyli zająć miejsca.
- Na początek pogratuluje Wam cierpliwości, bo szczerze myślałam, że Was nie zobaczę jak przyjdę. A teraz przejdźmy może do godziny wychowawczej, której jak mniemam nikt się doczekać nie może – w tym ja. Zakładam, że jeszcze pamiętacie jak się nazywam, ale dla tych, którzy mają pamięć złotej rybki przypominam, Nocturne Skywalker. Mówcie jak chcecie, byleby nie po nazwisku.
Przejechała spojrzeniem po klasie, czując, że to będzie długie trzydzieści minut. Może powinna jednak dać im spokój i pooglądać filmy na telefonie?
- Zacznijmy sprawdzanie obecności – powiedziała. Sięgnęła po dziennik i otworzyła na odpowiedniej stronie.


Preferowałabym odpisy w kolejności alfabetycznej (w końcu to sprawdzanie obecności) ale to nie jest jakoś niesamowicie ważne. Odpisujcie kiedy chcecie.
Børre Palmer
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Børre dnia Wto Mar 01, 2016 5:27 pm, w całości zmieniany 1 raz
Przed klasą była w sumie razem z dzwonkiem. Spóźniła się nieco, bo musiała coś zrobić przed zajęciami i myślała, że będzie za późno. No, ale co ją tam obchodzi jakieś spóźnienie. Nie pierwsze i nie ostatnie. Zielone się samo nie zapali przed godziną wychowawczą. Na szczęście wzięła ze sobą krople do oczu. Nie będzie przynajmniej widać zaczerwienienia. To nie zmienia jednak faktu, że zapewne na kilometr od niej pachnie cannabisem.
Kiedy przyszła pod klasę Nocturne akurat otwierała drzwi. W sumie ten widok ją jakoś ucieszył, bo nie będzie znowu pół godzinnej gadki o tym, że przyszła za późno.
Cieszyła się bardzo na tą konkretną godzinę lekcyjną, ponieważ wiedziała, że są to zajęcia łączone i że przyjdzie Pavel oraz Mercury. W sumie tego pierwszego zobaczyła kątem oka, gdy przyszła, ale musiała wbiec szybko do klasy. Chciała zająć sobie i jemu miejsca vipowskie w ostatniej ławce przy oknie.
Wleciała więc jak poparzona zaraz za wychowawczynią i podbiegła do ławki rzucając się na nią jak Leonardo DiCaprio na Oscara. Położyła plecak na blat, a potem usiadła grzecznie na krześle obok okna, zajmując nogami miejsce obok siebie. Widać było, że się nie za bardzo ją interesują zajęcia. Tacy ludzie zawsze siadają w ostatniej ławce.
Przykro mi, ale tutaj siedzą vipy.
- Dzień dobry, pani profesor. - Skinęła głową na przywitanie z bardzo wesołą miną. Jej zachowanie już wydawało się lekko podejrzane. Zazwyczaj mruczała coś pod nosem, jakby była w półśnie. Wiecznie zmęczona życiem i szkołą, do której chodzi zresztą jak chce. Jak obudzi się o jedenastej to nie ma największego sensu iść na zajęcia.
Skrzyżowała ręce na plecaku i oparła na nich głowę. Patrzyła się cały czas na drzwi i czekała na wejście smoka, z którym miała spędzić całą lekcję. Przynajmniej będzie zabawnie.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Świat dzielił się na kilka typów uczniów - spóźnialskich, perfekcyjnie punktualnych i tych, którzy koczowali przed klasą nie wiadomo, ile, byle tylko zostać pochwalonym za oczekiwanie na nauczyciela.
Nie, idioci, Sheridan nie należała do tych trzecich. Ławkę przed klasą uraczyła swoim zadkiem na krótki moment przed dźwiękiem dzwonka, jakby ze świadomością, że i tak chwilę tu posiedzi, biorąc pod uwagę tempo zbierania się ich wychowawczyni. Skywalker czasem aż nazbyt przypominała swojego brata w tym swoim absolutnym wyluzowaniu. Nie, żeby Kenneth się tym specjalnie przejmowała.
Do klasy weszła spokojnym krokiem, zerkając tylko na wbiegającą do niej Palmer z uniesionymi brwiami, by następnie westchnąć ciężko i zająć jakiekolwiek miejsce w jakimkolwiek rzędzie. Byle już usiąść. I byle nikt obcy się do niej nie dokleił. Pierwsza ławka pod oknem wyglądała, jak coś, co całkiem nieźle spełni wszelkie wymagania, jakie stawiała. Głównie dlatego, że była po prostu pierwsza. To idealny odstraszacz. Po drodze jeszcze uniosła dłoń, racząc tym powitalnym gestem nauczycielkę.
- Dzień dobry - rzuciła z półuśmieszkiem, powstrzymawszy się od standardowego parsknięcia na widok postawy, jaką przyjęła pani profesor. Paige wręcz brzydziła się takiego nastawienia względem swojej pracy, ale na Skywalkerów jakoś nie umiała się za to gniewać. Tacy po prostu byli. A lepszy radosny nauczyciel dobrze wykonujący zawód, niż beznadziejny mentor-sztywniak, który nie jest zdolny do przekazania żadnych informacji.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Dzwonek zastał Will'a w połowie drogi do klasy. Powitał go westchnięciem poprawiając ramię plecaka kroczył dalej korytarzem. Próbując przy tym nie wpaść na podnieconych uczniów, którzy nagle po tym ostrym dźwięku dostawali jakiegoś pierdolca i zaczynali się poruszać szybciej i mniej skoordynowanie. Co jemu, życiowej kalece wcale nie ułatwiało. Przecisnął się przez grupkę, wpływających do jakiejś klasy pierwszoroczniaków i wspiął się po schodach.
Stanął przed klasą i z zadowoleniem zauważył, że wyjątkowo zdążył. Mim wszystko trochę go to zmartwiło. Planował odpuścić sobie zajęcia, jeśli nauczycielka pojawiła by się przed nim. Poszedł by coś zjeść. Jego żołądek wydawał już chwilę wcześniej niepokojące odgłosy, które przypomniały mu, że nie zjadł śniadania. Tak to jest gdy nikt o nim nieprzyporni w porę. Oparł się o ścianę odchylając głowę ku górze i zapatrując się w sufit. Nie był ciekawy, ale w ten sposób unikał kontaktu wzrokowego z osobami z klasy co skutkowało brakiem zagadania do niego. Nie czół jakiejś wewnętrznej potrzeby poruszać rozmowy z przeciętnym Jerrym, na temat tak ciekawy jak sufit. Po paru długich minutach (podczas których kilkakrotnie rozważał opuszczenie zajęć i zjedzenie czegoś) w końcu na opustoszałym korytarzu (nie licząc klasy) pojawiła się pani profesor. Wszedł do klasy, chyba jako jeden z ostatnich z całej tej gromady. Usiadł w pierwszej ławce pod ścianą. Ponieważ była wolna i pod ścianą. Oparł się o ową ścianę plecami i liczył na to, że będąc tak blisko skupi się na czymś więcej niż tylko szmerem życia jaki wydawali rówieśnicy. Na przedstawienie się nauczycielki zareagował lekkim uśmiechem. Czując, że było to skierowane do osób takich jak on. Których jak by zapytano „jak nazywa się twój wychowawce” w odpowiedzi dostał by wymowne milczenie. Poczuł dziwną więź z Profesor, gdy ta wyraziła, aby nie mówili do niej po nazwisku Z tą różnicą, że on wolał nazwisko od tego kretyńskiego imienia jakim go obdarzono. Oparł rękę na blacie, a na dłoni policzek. Czekając na jakiś zwrot akcji.
Anonymous
Gość
Gość
Nie spóźnił się, ale również nie czekał pod klasą nie wiadomo ile czasu. Podczas tej przerwy zdążył zrobić tyle potrzeb fizjologicznych, skończywszy na zapaleniu papierosa. Czuć było od niego nutkę słodkiej wanilii po papierosach Black Devil, które swoją drogą uwielbiał.
Nie miał żadnych poważniejszych spraw do załatwienia, dlatego kiedy w przeciągu 10 minutowej przerwy załatwił wszystko co miał do załatwienia, znalazł się pod klasą ze słuchawkami w uszach. Stanął pod klasą, opierając się plecami o najbliższą ścianę, która znajdowała się przy Sheridan. Minutę później rozległ się dźwięk dzwonka. Łaskawie wyłączył muzykę ze smartphone, a z uszu wyciągnął słabej i wątpliwej jakości słuchawki - takie, bo dosłownie wczoraj w tych lepszych rozerwał się kabel. Właśnie teraz był zmuszony odezwać się do Sher, nie żeby w jakiś sposób był pokrzywdzony przez to. Kiedy koniec końców przyszła nauczycielka, odbił się plecami od ściany, mozolnym krokiem wchodząc do sali będąc tym ostatnim, który wchodził razem z tłumem. Zwracając uwagę na to gdzie siada białowłosy, usiadł wraz z nim, uprzednio zamykając za sobą drzwi od sali. Nie pytał się, czy może z nim usiąść (zupełnie jak w podstawówce) czy nie, bo to było bardziej niż oczywiste. Miał do niego sprawę, o czym sam William jeszcze nie wiedział. Ale już wkrótce będzie wiedział.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Przyszedł jak zwykle kilka minut przed dzwonkiem. Jego złota zasada brzmiała, że zawsze lepiej być za wcześnie, niż się spóźnić. Naprawdę gardził ludźmi, którzy się spóźniali. No, powiedzmy, że z pewnymi wyjątkami.
Generalnie Rosjanin znalazł się z daleka od swojego środowiska naturalnego. Przede wszystkim to nie była nawet jego klasa. Przyszedł tutaj jako ochotnik, ale miał ku temu ważny powód.
Na razie jednak po prostu siedział i się rozglądał. Pierwsze na co musiał zwrócić uwagę, to Børre rzucająca się jak pawian na sznurku. Westchnął mimowolnie, ale zaraz też opuścił swoje dotychczasowe miejsce i udał się do ławki zajętej przez znajomą. Jak to dobrze, że pamiętała, aby zaklepać miejsce obok dla niego.

- Suwaj giry Palmer - przywitał ją miło, a potem nie czekając nawet na jej reakcję, sam przesunął jej nogi tak, aby opadły na ziemię i usadowił się obok. Ostatnia ławka była dobrym miejscem.
Nim zdążył zacząć podziwiać główną atrakcję tej lekcji, dla której w ogóle tutaj przyszedł, czyli Panią Skywalker, przyjrzał się uważnie siedzącej obok dziewczynie. Ten uśmiech był cokolwiek podejrzany. Przysunął się do niej delikatnie i wciągnął mocniej powietrze.
"Ja pierdole Palmer" - ta myśl go właśnie nawiedziła, gdy zaczął masować palcami nasadę nosa i po raz kolejny westchnął. Naprawdę ją lubił, ale jaka ona była czasem głupia, to słów mu brakowało.
Zostawmy to jednak. Rosjanin uparł głowę na ręce i skupił swoje spojrzenie na nauczycielce. Niech inni robią co chcą.
Laura
Laura
Fresh Blood Lost in the City
Dzwonek nieco ją zaskoczył, jednak była to całkowicie jej wina. Zaczytała się całkowicie w pewnej książce i musiała przyspieszyć, jeżeli nie chciała się zbyt mocno spóźnić, choć nieszczególnie jej się spieszyło. Taka lekcja, taki wychowawca - i od razu czujesz się spokojniej. Jak na złość drzwi były już zamknięte, więc Laura jak gdyby nigdy nic otworzyła je nawet nie pukając, a następnie rozejrzała się po sali.
- Dzień dobry. - mruknęła pod nosem i ruszyła w stronę ławek przy ścianie, zajmując którąkolwiek z nich. Zaraz po tym oparła się plecami o ścianę i zerknęła ponownie na książkę, jaką trzymała w dłoni. Chwilowo każdy był zajęty sobą, więc co innego miała robić? Przerwać lekturę tylko po to, aby się głupio uśmiechnąć i rozglądać? No chyba nie.
Dlatego otworzyła książkę na ostatniej stronie, a następnie wróciła do swojego małego świata, będąc jednak wciąż wyczulonym na dźwięki. Jeżeli ktoś otworzył drzwi - spojrzała w ich stronę, starając się ujrzeć kogoś, nawet jeżeli dwa dęby w postaci Lucasa i Williama. Jeżeli ktoś nagle coś mówił - jej wzrok kierował się w stronę tejże osoby. Szybko jednak wracała do swojego zajęcia.
W końcu na razie nic nie robili. Więc nie musiała się niczym przejmować.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Sala klasowa była ostatnim miejscem, do której Paige udałby się żwawym krokiem. I tym razem nie było inaczej – dźwięk szkolnego dzwonka, niosący się po korytarzu, nie zaalarmował go na tyle dobitnie, by przyspieszył kroku. Leniwie podniósł swój plecak z ziemi i równie leniwym krokiem udał się na lekcję wychowawczą, choć dzięki pani Skywalker nie miała nic wspólnego z wychowaniem. Nie żeby szczególnie na to narzekał, zdając sobie sprawę, że z niektórymi osobami już nic nie dało się zrobić.
Miał wrażenie, że zjawi się w klasie, gdy wszyscy zajmą już swoje miejsca, a lista obecności pójdzie w ruch. Nic z tych rzeczy. Wystarczyło, że skręcił w odpowiedni korytarz, a już jego oczom ukazała się sylwetka wychowawczyni, która zbliżała się do klasy. Postanowił trzymać się te kilka kroków za kobietą, bo i kto oszczędzałby sobie takiego widoku? Nic nie wskazywało na to, by jasnowłosy zamierzał się kryć ze swoim spojrzeniem ulokowanym na plecach nauczycielki, momentami nieco niżej.
Lubisz sobie grabić, co?
Niczego mi nie udowodni.
Dzień dobry ― rzucił dopiero gdy znaleźli się w klasie, posyłając kobiecie ten pozornie uprzejmy uśmiech, w który tylko za sprawą przypadku wkradł się jakiś skurwysyński przebłysk. Dopiero potem zajął miejsce w przedostatniej ławce przy oknie, jako że ostatnia została zajęta w wielkim stylu. Zrzucił plecak na podłogę obok krzesła i usiał, opierając się łokciem o parapet. Przesunął znużonym wzrokiem po klasie, ostatecznie znów zawieszając wzrok na wychowawczyni, jakby wśród rówieśników nie dopatrzył się żadnego ciekawego punktu obserwacji. W razie wypadku zaraz pozostawał mu widok za oknem.
Na razie postanowił wsłuchać się w listę wyczytywanych nazwisk, by w odpowiednim momencie oznajmić swoją obecność, choć zdaje się, że niewiele brakowało, by już w przyszłości nie musiał tego robić.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Dlaczego właściwie się na to zgłosił? Nie wróć, to nie on go wpisał na listę.
Mercury spojrzał w bok na swojego brata, wyraźnie morderczym wzrokiem. W odpowiedzi otrzymał taką samą beznamiętną minę co zawsze, choć mógłby przysiąc, że w tych dwukolorowych ślepiach błysnęły złośliwe kurwiki, których nie potrafił dostrzec nikt inny, poza nim.
- Dobrze ci to zrobi. Przecież tak lubisz integrację z innymi.
- Bardzo zabawne. Poćwicz jeszcze trochę i zatrudnią cię jako komika. - mruknął z wyraźnym niezadowoleniem, gdy brat przewieszał torbę przez jego ramię, zaraz klepiąc go po klatce piersiowej niczym troskliwa matka wysyłająca swoje dziecko do szkoły.
- Nie martw się, z twoim szczęściem i tak nie będziesz cierpiał na tyle, na ile bym chciał. - te słowa rozbudziły w nim ciekawość. Przechylił głowę w bok, rzucając mu pytające spojrzenie, które nie uzyskało jednak odpowiedzi. Saturn obrócił go w odpowiednią stronę i popchnął do przodu, bezczelnie salutując mu na pożegnanie.
- Sala 148, powodzenia. - po tych słowach zniknął za rogiem, nim Mercury zdążył się choćby obrócić. Nie żeby próbował. Dobrze wiedział, że w podobnej kwestii nie miał z nim najmniejszych szans, a skoro został już zapisany na lekcję filozofii to będzie się musiał na niej pojawić tak czy inaczej. Idealny uczeń. Teatr musi trwać, aktorzy muszą grać.
Ciekawe o co mu chodziło.
Nie wiem, pewnie przekonamy się na miejscu. Sala 148...
Nie tutaj. W lewo.
Właśnie tam skręcałem.
Ależ oczywiście.
Przez chwilę przekomarzał się z głosem, nim w końcu dorwał odpowiedni korytarz. Był nieco spóźniony. Minuta mogła się okazać jednak cenna. Prawdopodobnie czystym fartem, wszedł do klasy dokładnie w tym samym momencie, gdy zostało wyczytane jego nazwisko.
- Jestem. Dzień dobry. - uśmiechnął się przepraszająco w stronę nauczycielki i rozejrzał szybko po klasie.
Jebany.
Więc o to mu chodziło.
Przeszedł przez całą klasę i rzucił swoją torbę tuż obok ławki Paige'a, zajmując miejsce obok niego. Odchylił się jeszcze nieznacznie w tył, by przywitać swoją byłą dziewczynę i znienawidzonego kumpla.
- Cześć Børre, Travitza. - posłał najbardziej fałszywy uśmiech na jaki było go stać w stronę tego drugiego, nim w końcu przesunął swoją nogę w bok, opierając kostkę na łydce Alana. Nic nie powiedział, nawet gdy po wyciągnięciu zeszytu i długopisu na ławkę, jakby nigdy nic oparł swoją rękę na jego krześle, tuż obok uda. Mimo to gdy patrzył na nauczycielkę, na jego ustach pojawił się praktycznie niewidoczny rozbawiony uśmiech.
Anonymous
Gość
Gość
Odłożyła dziennik na biurko, które wydało pusty podźwięk, ale nie przejęła się tym w żaden możliwy sposób. Kiedyś każdy mebel zakończy swe istnienie i czy to będzie z jej pomocą, czy też bez niej nie miało znaczenia – oho, załączyła tryb pani filozof.
Przejechała spojrzeniem po klasie, zastanawiając się, czy jej kochani uczniowie są już na tyle dorośli by zachowywać się przyzwoicie. Powtarzanie ciągle tego samego było wyjątkowo irytujące i zniechęcające, jakby nie miała nic lepszego do roboty. Nawet jeśli teraz była wyluzowana i spokojna to nie oznaczało od razu, że będzie taka jak komuś wpadnie do głowy świetny pomysł, który uprzykrzy jej życie, jako nauczyciela.
„Przydałoby się w końcu zacząć lekcje” pomyślała wzdychając.
- Czy dobry to się jeszcze okaże, ale miło widzieć Was takich pozytywnych. – Uśmiechnęła się zagadkowo – Jeśli zaś chodzi o wasze zachowanie to nie rozrabialiście na tyle, żebym była wzywana i musiała interweniować, szkoła stoi tam gdzie stała, no i nikt nie wylądował w szpitalu. Oby tak dalej, dzieciaki, a jeszcze będą z Was ludzie.
Po tym bezpośrednim ogłoszeniu dokładnie przez minutę nie powiedziała ani słowa, rzucając w każdego niewerbalnym ostrzeżeniem. Nie lubiła chwalić swojej klasy, choć czasami to robiła. Nic dziwnego, że ma awersję – za czasów jej własnej nauki w liceum przeważnie tydzień po pochwaleniu zachowania przez wychowawcę z kulturalnych dzieciaczków wychodziły wredne małpy.
- Jeśli nie macie żadnych pytań, skarg czy uwag związanych ze sprawami szkolnymi… - Przejechała wzrokiem po swoich uczniach. – …to pozwólmy sobie przejść do najlepszej części tej godziny męki i katusz piekielnych. Zanim jednak zaczniemy na siebie wrzeszczeć za posiadanie innego zdania chciałabym, żebyście wysilili trochę swoje wielkie mózgownice i powiedzieli mi, co to jest strach.
Uwielbiała ten moment, musiała przyznać. Jakby nie patrzeć wprowadzenia do dyskusji poprzedzane były pytaniami o badaną sprawę, co zwykle kończyło się kilkoma powtarzającymi się teoriami spiskowymi. Sama zabawa.
- No, dalej. Nie musicie się bać, że odgryzę Wam głowy jak odpowiecie.

Aida ma nieobecność zgodnie z "odgórnym rozporządzeniem".
Odpisujcie jak chcecie, w jakiej kolejności chcecie i o czym chcecie - choć miło byłoby gdybyście jednak odpowiedzieli na zadane pytanie, heh.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Rozejrzał się po klasie, zastanawiając się z jakimi ludźmi ma do czynienia. Wyglądało jednak na to, że Pani Skywalker nie miała z nimi tyle zabawy, co wychowawca Carnelian ze swoimi podopiecznymi. Oj tak, z jego klasą w komplecie nie można się było nudzić. Okazało się jednak, że nie on jeden postanowił odrobinę zgłębić swoją wiedzę na temat filozofii.
Kiedy zobaczył Blacka wchodzącego do klasy, zbliżającego się do jego ławki i jeszcze witającego się z nim, z tym bezczelnym uśmiechem, miał ochotę zareagować o wiele agresywniej, niż to uczynił. Tak jakby nie wystarczył fakt, że musi go znosić na normalnych zajęciach, tu tutaj też się musiał przypałętać, wszędobylski gnój. Postanowił mu zaprezentować, jak bardzo nie cieszy się z jego widoku tutaj, poprzez środkowy palec prawej dłoni. Trudno mu było powiedzieć, czy Black zdążył to jeszcze zarejestrować, nim skupił się na kimśtam innym. Tak czy inaczej Travitza nie miał zamiaru marnować na to więcej czasu. Były ciekawsze rzeczy do obserwowania

- Wszędzie się musi wpierdolić, kutas jeden - podzielił się jeszcze swoim wzburzeniem z Børre, oczywiście po cichu, tak żeby tylko ona mogła to usłyszeć. Zaraz potem skoncetrował się ponownie na lekcji.
Godzina wychowawcza na szczęście została szybko załatwiona. Teraz przyszedł czas na filozofię. Niestety ona miała swoje dwie strony. Jedna, ta interesująca, określająca pewne prawidłowości funkcjonujące w naszej rzeczywistości i kształtująca odpowiednie światopoglądy i druga, zadająca niemądre i oczywiste pytania, tylko po to, żeby pomarnować czas na próbę odpowiedzi.
Normalnie pewnie by ten moment pominął, nie siląc się nawet na słuchanie tych wszystkich bzdur. Ale sama myśl, że może w ten sposób chociaż na krótki moment zwrócić uwagę nauczycielki na swoją osobę stanowił wystarczającą motywację.

- Reakcją obronną - odezwał się głośniej, tak żeby mogła go usłyszeć. Zrobił chwilę przerwy, a potem kontynuował. - Coś jak odruch bezwarunkowy. Boimy się czegoś, ponieważ uważamy to za niebezpieczeństwo i dzięki temu nie popełniamy głupstw. Albo boimy się o coś i wtedy bardziej o to dbamy. Gdybyśmy nie bali się niczego, to prawdopodobnie gatunek ludzki szybko by wyginął. Weźmy przykładowo takiego tygrysa. Boimy się, że nam upier... eee, odgryzie rękę, dlatego nie lecimy do niego, żeby go pogłaskać. - Na tym skończył, starając się być raczej zwięzłym w swojej wypowiedzi.
Wbijał w nauczycielkę zainteresowane spojrzenie, ciekawy czy to właśnie taką odpowiedź chciała uzyskać.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Szybko został wyrwany ze swoich powolnych myśli. Zerknął w bok, na postać, która się pojawiła. Oczywiście nigdy nikomu nie powiedział, żeby nie dosiadał się, ale pozostawała wątła nadzieja, że rozsyła wokół siebie taką aurę. Szybko jednak uznał, że rudy musi mieć jakiś powód aby przysiadać się do niego. Rozejrzał się, jednak zaraz wypatrzył parę wolnych siedzeń, więc brak miejsca nie wchodził w grę. Posłał mu krótkie i pełne ciekawości spojrzenie a potem spojrzał na  nauczycielkę. Starając się oczyścić umysł z wszelkich bezsensownych myśli, typu: ta laska dwa rzędy dalej mogła by zamknąć w końcu mordę, albo, niech ten kretyn w skrzypiących butach przestanie ruszać z stopami. Utkwił w kobiecie swoje jasne oczy. Zaraz  jednak przeniósł je na blond włosego Jerrego, który jako pierwszy postanowił udzielić odpowiedzi. Powstrzymał się od uśmiechu przy końcówce jego wypowiedzi.
- Jak dla mnie jest to element instynktu przetrwania, w jaki wyposażyła nas ewolucja - Zrobił krótką przerwę szukając odpowiedniego słowa, które umknęło mu przez odgłosy życia wydawane przez klasę. Własnie dlatego wolał truchło chociaż nie wydawało żadnych dźwięków. -Bez strachu wszystkie gatunki wymarły by bardzo szybko, na przykład przez chęć pogłaskania tygrysa - "albo przez grawitację" dokończył w myślach.  Na pewno swoją krótką wypowiedzią nie wyczerpał tematu, jednak przecież dyskusja polega na wymianie zdań. Więc teraz kolej innych. To przynajmniej jego stanowisko, jak na ten moment.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Wydęła wargi, dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią, której miała udzielić. I skąd Skywalker się wzięło nagle akurat takie pytanie, a nie inne? Wsłuchała się w wypowiedzi Kurvitzy i Willa, poświęcając im na tyle uwagi, ile mogła, mimo wszystko ograniczając się do takich pokładów, które mogła im oddać przez wzgląd na swój szacunek do obojga chłopaków. W przypadku Pavla niemal całkowicie znikomy. No, ale mimochodem coś tam podłapała. Dla nich odpowiedź była czymś tak cholernie banalnym, kiedy Sheridan nawet nie miała pojęcia czym tak do końca był dla niej ten strach.
Ale zawsze była jakaś opcja. Poczekała jeszcze grzecznie, jakby na kolejną wypowiadającą się osobę, a kiedy dostrzegła, że chwilowo nikt nie wyrywa się do odpowiedzi, sama uniosła dłoń by zasygnalizować, że chciałaby coś powiedzieć.
- To chyba dla każdego oznacza coś zupełnie odmiennego - podjęła ostrożnie, rozglądając się po reszcie uczniów. No shit, Sherlock, naprawdę odkryłaś nowy kontynent. - Dla jednych strach jest instynktownym "uciekaj!", wysyłanym przez organizm. Inni stwierdzą, że to zmartwienie o siebie czy innych, a dla trzeciej osoby strach mógłby być przyjemnością. Miłą dawką adrenaliny, dzięki której czuje się, że żyje - odchrząknęła. - Tak naprawdę, trudno jest określić emocje. Mogą być jednocześnie tym, czym mają być docelowo, ale i łączyć się z innymi uczuciami.
Anonymous
Gość
Gość
Kiedy wszyscy się rozsiedli, zajęli swoje miejsca, a nauczycielka sprawdziła listę obecności, Lucas ze swojego plecaka wyciągnął zeszyt w kratkę A5 oraz czarny długopis. Zwykle pisał piórem, jednak teraz nie przywiązywał szczególnej wagi do tego, czym będzie pisać. Wyrwał kawałek kartki z zeszytu i żeby zachować pewną "dyskrecję", na kartce napisał wiadomość do Williama małym druczkiem, acz wystarczająco czytelnym. Cóż, nie chciał przeszkadzać podczas lekcji, a nauczycielka powinna to uszanować. Gdy tylko podsunął kawałek kartki, na której napisane było "Jak skończysz lekcje, czekaj na mnie przed szkołą. Mam do Ciebie interes, który może Ci się spodobać". Nie oczekiwał wiadomości zwrotnej. Po tym geście skupił się na lekcji, szczególną uwagę zwracając na zadane pytanie nauczycielki, później na odpowiedź uczniów. Lucas wiedział, co to jest strach. Nie raz, nie dwa miał z nim do czynienia.
- Muszę zgodzić się z panienką Paige. Trudno tak wprost określić, czym to jest. Bardzo łatwo można pokazać to na jednym przykładzie. Złodziej wchodzi do sklepu. W sklepie łącznie z nim są, dajmy na to, pięć osób; w średnim wieku sprzedawca, matka z trzyletnim dzieckiem, on, jakiś staruszek. Dochodzi do napadu. Sprzedawca czuje strach, bo boi się, że zostanie zraniony, postronne osoby także oraz pieniądze z kasy zostaną zabrane. Nie wie, czy ma je oddać czy lepiej by było, gdyby zadzwonił po policję, ale jak tu po psy, kiedy grozi mu odbezpieczoną bronią. Matka obawia się o swoje życie i życie swojej pociechy, więc popada w histerię albo po prostu w płacz, zdenerwowanie. Dziecko natomiast nie odczuwa racjonalnego strachu, ponieważ jest zbyt małe, aby cokolwiek zrozumieć - generalnie nie wie, co się dzieje. Staruszek swoje przeżył, więc mu jest obojętne, czy w tym miejscu zginie, czy zaraz zostając potrącony przez samochód albo przez zawał. Może się odważyć zadzwonić po policje. Może zostanie bohaterem? Co natomiast odczuwa złoczyńca? Cóż... Z tym może być różnie. Mógł zostać zmuszony do napadu, ponieważ zagrożono mu, że jeśli tego nie zrobi, straci rodzinę. Może czerpać z tego przyjemność, zarazem obawiając się, że lada moment policja przyjedzie i zostanie złapany - strach przed czasem, który go goni, konsekwencjami - zrobił chwilową przerwę na wzięcie oddechu, a jeśli ktoś coś miał do dodania, mógł to zrobić właśnie teraz - Strach może być różny i w różny sposób go interpretować, zależnie od tego z jaką sytuacją mam do czynienia. Istnieją również różne fobie, które wywołują strach u ludzi. Coś kiedyś zaważyło nad tym, że teraz tego czegoś się boją albo lepiej; wmówili sobie, że właśnie tego się boją. I bardzo mocno w to wierzą.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach