▲▼
OGRODY
Jeżeli marzyliście kiedykolwiek o złotym środku pomiędzy typowo chaotycznymi, wręcz dzikimi ogrodami angielskimi, a ułożonym stylem tych francuskich, gdzie wszystko musiało być wręcz nienagannie ułożone, a na intruzów w postaci przydługich źdźbeł trawy nie było miejsca-... cóż, zapewne zdążyliście się zorientować, że to miejsce dla was. Pomiędzy bogactwem różnorodnych gatunków kwiatów o płatkach w tysiącach barw znajduje się pewna harmonia i logiczny układ siania wszelkich bylin. Tam, gdzie oko przeciętnego pedanta cieszą również idealnie równo ścięte żywopłoty, zwolennik bardziej swobodnych form znajdzie piękno w wyłożonej nieregularnych kształtów kamieniami ścieżce, prowadzącej przez jeszcze większą ilość krzewów i rabat. Róże, pozostałe jeszcze w swych zadbanych ostatkach peonie, hortensje, a także wiele innych, cieszących oko przechodnia świetności.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Jeżeli marzyliście kiedykolwiek o złotym środku pomiędzy typowo chaotycznymi, wręcz dzikimi ogrodami angielskimi, a ułożonym stylem tych francuskich, gdzie wszystko musiało być wręcz nienagannie ułożone, a na intruzów w postaci przydługich źdźbeł trawy nie było miejsca-... cóż, zapewne zdążyliście się zorientować, że to miejsce dla was. Pomiędzy bogactwem różnorodnych gatunków kwiatów o płatkach w tysiącach barw znajduje się pewna harmonia i logiczny układ siania wszelkich bylin. Tam, gdzie oko przeciętnego pedanta cieszą również idealnie równo ścięte żywopłoty, zwolennik bardziej swobodnych form znajdzie piękno w wyłożonej nieregularnych kształtów kamieniami ścieżce, prowadzącej przez jeszcze większą ilość krzewów i rabat. Róże, pozostałe jeszcze w swych zadbanych ostatkach peonie, hortensje, a także wiele innych, cieszących oko przechodnia świetności.
Spokojnym krokiem, bo w końcu nie miałam po co się śpieszysz, zaszłam sobie o tu, do niejakiego ogrodu. Zauważyłam, że dość często chodzę w owe miejsca, ale wtedy jakoś jest mi przyjemniej w duchu. Może mam po prostu aż taką słabość do natury? Przystanęłam przy jakiś kwiatach, które wydawały mi się niezwykle egzotyczne. Spróbowałam w myślach poszukać nazwy gatunkowej, lecz nie chciałam się pomylić, bo aż tak obeznana to nie byłam, mimo, że to lubiłam. Zmieniłam sobie muzykę na nieco spokojniejszą, bo ostatnimi czasy nie ruszam się bez słuchawek, a rockowe piosenki nie kontrastowały mi z pięknem tutejszej przyrody. Co chwilę muskałam lekko opuszkami palców liście roślin lub ich kwiatów napawając się czasem ich zapachem. Mimowolnie uśmiechnęłam się przelotnie. Co prawda, nie jestem typem samotniczki - a przynajmniej tak mi się wydaje -, lecz samemu zawsze jest łatwiej. Bywają momenty, że naprawdę brakuje mi bliskości jakieś osoby, a na ojca nie mam co liczyć. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mówiłam do niego coś innego jak "wróciłam", "dzień dobry" albo "wychodzę". Kontakt między nami już dawno temu się urwał.
Przystanęłam przy biało-fioletowych storczykach o zawsze chwytających mnie za serce i zmuszających, bym chociaż chwilę im się przyglądała. Westchnęłam ciężko, gdy do głowy przychodziło mi tyle wspomnień - tych dobrych, jak i złych.
- "To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia." - zacytowałam pod nosem przypominając sobie mój ulubiony cytat Pana Jonathan'a Carroll'a.
Zawsze towarzyszy mi on moim myślom, zwłaszcza wtedy, kiedy nie potrafię z siebie wydusić czegoś, czego tak bardzo chciałabym się pozbyć.
Przystanęłam przy biało-fioletowych storczykach o zawsze chwytających mnie za serce i zmuszających, bym chociaż chwilę im się przyglądała. Westchnęłam ciężko, gdy do głowy przychodziło mi tyle wspomnień - tych dobrych, jak i złych.
- "To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia." - zacytowałam pod nosem przypominając sobie mój ulubiony cytat Pana Jonathan'a Carroll'a.
Zawsze towarzyszy mi on moim myślom, zwłaszcza wtedy, kiedy nie potrafię z siebie wydusić czegoś, czego tak bardzo chciałabym się pozbyć.
Nie każdy pojawiał się w okolicach balu z własnej woli. Niektórzy otrzymywali podobny rozkaz z góry i nie bacząc na własne odczucia, musieli się zastosować do polecenia bez najmniejszego zająknięcia. Właśnie do takich osób należał Starr. Pojawił się jeszcze przed rozpoczęciem balu z niesamowitą wręcz cierpliwością znosząc rozstawiających go po kątach nauczycieli. Ustawiał się to pod jednym filarem to pod drugim, odpowiadając na wszystkie ich pytania uprzejmym tonem, jak i udzielając poprawnych odpowiedzi na zadawane pytania. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, nie zamierzał więc się wychylać czy pozwolić, by jego irytacja znalazła ujście. Nawet z początku warczący szyderczo Wilk postanowił na jakiś czas dać mu spokój, wyraźnie znużony całym zajściem. Niemniej gdy tylko wszystko się rozpoczęło, zrobiło się dużo bardziej uciążliwie. Tłoczący się wszędzie uczniowie sprawiali, że Winchester praktycznie nie mógł oddychać przytłoczony ich obecnością. Nawet jeśli w sierocińcu przez większość czasu otaczały jakieś dzieciaki, ciężko było porównać dziesiątki do setek, jeśli nie tysięcy.
Jedno przyzwalające, niemalże niezauważalne skinięcie głowy ze strony wychowawcy, sprawiło że chłopak wyprostował się nieco energiczniej i po krótkim ukłonie, opuścił salę balową. To czego w tym momencie potrzebował to powietrze. Duża ilość powietrza. Taras oblegany przez uczniów zdecydowanie odpadał. Właśnie dlatego skierował swoje kroki w stronę ogrodu. Choć od czasu do czasu mijał na ścieżce zmierzające ku sali balowej pary, nie przywiązywał do nich większej uwagi. Ci, którzy byli w towarzystwie nie potrzebowali jego zainteresowania w najmniejszym stopniu. Dopiero, gdy jego wzrok zatrzymał się na stojącej przy biało-fioletowych storczykach dziewczynie, przystanął chyba bardziej automatycznie niż w wyniku świadomej decyzji.
Zagubiona duszyczka. No dalej, pomóż jej złoty chłopcze. Przecież tylko do tego się nadajesz. Do zadawania bezsensownych pytań. Bezużyteczne ścierwo.
Wilk zachichotał złośliwie, lecz chłopak kompletnie go zignorował, kierując swoje kroki w jej stronę.
- Szukasz samotności czy może się zgubiłaś? - zapytał uprzejmie, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. Być może odpoczywała, a może faktycznie potrzebowała pomocy. Tak czy inaczej, spytanie nikogo nie zaboli.
Jedno przyzwalające, niemalże niezauważalne skinięcie głowy ze strony wychowawcy, sprawiło że chłopak wyprostował się nieco energiczniej i po krótkim ukłonie, opuścił salę balową. To czego w tym momencie potrzebował to powietrze. Duża ilość powietrza. Taras oblegany przez uczniów zdecydowanie odpadał. Właśnie dlatego skierował swoje kroki w stronę ogrodu. Choć od czasu do czasu mijał na ścieżce zmierzające ku sali balowej pary, nie przywiązywał do nich większej uwagi. Ci, którzy byli w towarzystwie nie potrzebowali jego zainteresowania w najmniejszym stopniu. Dopiero, gdy jego wzrok zatrzymał się na stojącej przy biało-fioletowych storczykach dziewczynie, przystanął chyba bardziej automatycznie niż w wyniku świadomej decyzji.
Zagubiona duszyczka. No dalej, pomóż jej złoty chłopcze. Przecież tylko do tego się nadajesz. Do zadawania bezsensownych pytań. Bezużyteczne ścierwo.
Wilk zachichotał złośliwie, lecz chłopak kompletnie go zignorował, kierując swoje kroki w jej stronę.
- Szukasz samotności czy może się zgubiłaś? - zapytał uprzejmie, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. Być może odpoczywała, a może faktycznie potrzebowała pomocy. Tak czy inaczej, spytanie nikogo nie zaboli.
Przez to, że miałam słuchawki w uszach, nie zwracałam na nikogo i na nic uwagi. Z przyzwyczajenia unikałam grupek i żyłam w swoim świecie, dlatego gdy w ogrodzie znalazł się ktoś jeszcze prócz mnie, obróciłam się zszokowana. Wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam je do kieszeni. Zrobiłam to odruchowo pamiętając zasady etyki i dobrego wychowania, jednakże nie udało mi się ukryć zaskoczenia malującego się na mojej twarzy. Stałam chwilę patrząc na niego w milczeniu. Wyjątkowo nie odpowiadałam dlatego, że moja nieśmiałość sprawiała, że nie potrafiłam z siebie czegoś wycisnąć, lecz sama zastanawiałam się nad jego pytaniem. Zerknęłam ponownie na kwiaty i odezwałam się, zupełnie jakbym to do nich kierowała swoją odpowiedź.
- Nie wiem... - zaczęłam. - Co jeśli ... żadnej z tych rzeczy?
Spytałam się, ale po chwili zrozumiałam, że to z przybyłym tu chłopakiem powinnam rozmawiać, a nie mówić do roślin, jakbym wciąż była sama. Puknęłam się kilkakrotnie w czoło w myślach, choć naprawdę miałam ochotę to zrobić.
- To znaczy ... eee ... - zająknęłam się i poczułam, że nie wydukam z siebie więcej.
Spięłam się nieco i jedną ręką chwyciłam mocno za swoje ramię, jakby myśląc, że to mi coś ułatwi.
- Nie wiem... - zaczęłam. - Co jeśli ... żadnej z tych rzeczy?
Spytałam się, ale po chwili zrozumiałam, że to z przybyłym tu chłopakiem powinnam rozmawiać, a nie mówić do roślin, jakbym wciąż była sama. Puknęłam się kilkakrotnie w czoło w myślach, choć naprawdę miałam ochotę to zrobić.
- To znaczy ... eee ... - zająknęłam się i poczułam, że nie wydukam z siebie więcej.
Spięłam się nieco i jedną ręką chwyciłam mocno za swoje ramię, jakby myśląc, że to mi coś ułatwi.
Chłopak przesunął krótko wzrokiem po jej sylwetce w momencie, gdy wyciągała słuchawki z uszu. Milczenie, którym go obdarzyła sprawiło, że chłopak zaczął się mimowolnie zastanawiać czy w ogóle dosłyszała jego pytanie, czy zostało ono zagłuszone przez muzykę. Już rozchylał usta, by je ponowić - jako że właśnie takie wyjście w obecnej sytuacji wydawało mu się najodpowiedniejsze - gdy w końcu usłyszał jej głos. Odpowiedź była dość niewyraźna i stłumiona, głównie ze względu na fakt, że uczennica wypowiadając się, zwróciła się w stronę kwiatów. Nie żeby jakoś szczególnie mu to przeszkadzało.
Nawet inni nie chcą patrzeć na twoje żałosne oblicze. Jak śmiesz unosić wyżej głowę, by widzieli twoją twarz? Jedynie ta paskudna grzywka ratuje cię przed całkowitym ośmieszeniem, chłopcze o złotych oczach.
Irytujący głos. Drażnił go, choć nie dawał tego po sobie poznać nawet w najmniejszym stopniu. Niemniej ciężko było ignorować ciągłe przytyki, skierowane w jego stronę.
Denerwujesz się, Riley? NIENAWIDZISZ mnie? Jedyną osobą, której powinieneś nienawidzić jesteś ty sam. Ty sam.
Powtórzył dwukrotnie swoje słowa, zupełnie, jakby złotooki miał jakiekolwiek problemy z ich zrozumieniem.
- To było podchwytliwe pytanie? - zapytał przyglądając jej się niby to nieufnie, niemniej po ułamku sekundy uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Jeśli przyszłaś kontemplować na temat swojego życia to ogród wydaje się całkiem dobrym miejscem. Choć większość uczniów korzysta z dzisiejszego wieczora, by się bawić. - rzucił lekkim tonem wymijając ją. Sam zbliżył się do kwiatów, ujmując ostrożnie płatki jednego z nich pomiędzy palce. Przyglądał im się w zamyśleniu, dopóki na jego oczach płatki nie zaczęły pokrywać się czernią.
Widzisz jak gniją, STARR? Wszystko czego dotkniesz skończy właśnie w taki sposób. UMRZE.
Cofnął gwałtownie rękę, a kwiat momentalnie powrócił do swojego poprzedniego wyglądu. Pokręcił nieznacznie głową do samego siebie.
Naprawdę miał w tym momencie cholerną ochotę zapalić.
Nawet inni nie chcą patrzeć na twoje żałosne oblicze. Jak śmiesz unosić wyżej głowę, by widzieli twoją twarz? Jedynie ta paskudna grzywka ratuje cię przed całkowitym ośmieszeniem, chłopcze o złotych oczach.
Irytujący głos. Drażnił go, choć nie dawał tego po sobie poznać nawet w najmniejszym stopniu. Niemniej ciężko było ignorować ciągłe przytyki, skierowane w jego stronę.
Denerwujesz się, Riley? NIENAWIDZISZ mnie? Jedyną osobą, której powinieneś nienawidzić jesteś ty sam. Ty sam.
Powtórzył dwukrotnie swoje słowa, zupełnie, jakby złotooki miał jakiekolwiek problemy z ich zrozumieniem.
- To było podchwytliwe pytanie? - zapytał przyglądając jej się niby to nieufnie, niemniej po ułamku sekundy uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Jeśli przyszłaś kontemplować na temat swojego życia to ogród wydaje się całkiem dobrym miejscem. Choć większość uczniów korzysta z dzisiejszego wieczora, by się bawić. - rzucił lekkim tonem wymijając ją. Sam zbliżył się do kwiatów, ujmując ostrożnie płatki jednego z nich pomiędzy palce. Przyglądał im się w zamyśleniu, dopóki na jego oczach płatki nie zaczęły pokrywać się czernią.
Widzisz jak gniją, STARR? Wszystko czego dotkniesz skończy właśnie w taki sposób. UMRZE.
Cofnął gwałtownie rękę, a kwiat momentalnie powrócił do swojego poprzedniego wyglądu. Pokręcił nieznacznie głową do samego siebie.
Naprawdę miał w tym momencie cholerną ochotę zapalić.
Mój wzrok wciąż ilustrował zarys kwiatów, gdy wypowiadałam owe słowa.
Nie znosiłam się jąkać, ale przez nieumiejętność dobierania odpowiednich słów mam z tym częste problemy. Na jego słowa spojrzałam w ziemię, by ukryć zmieszanie i namyślić się nieco, bo w moim przypadku trwało to trochę dłużej, a i tak zawsze kończyło się tak samo - źle.
Przejechałam ręką po włosach i odetchnęłam cicho, by zmusić się do skupienia się na myśleniu. Nie chciałam, by zabrzmiała podchwytliwie moja wypowiedź, a on tak ją odebrał. Ciężko jest zrozumieć kogoś, kto sam siebie nie rozumie. Przymknęłam lekko oczy.
- Nie pragnę .... samotności ... - zaczęłam urywanym głosem. - Ale ... nie chcę ... też towarzystwa ...
Wyjąkałam z siebie. Kiedy po raz 3 powtórzyłam sobie w myślach to co powiedziałam, zrozumiałam jak to zabrzmiało. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na niego machając szybko rękami, jakby chcąc się obronić.
- Ale ... eee ... no ... nie znaczy to.. że cię tu nie chcę .... yyy - wydukałam z siebie, lecz powoli brakowało mi tchu. - Nie jestem ... osobą towarzyską ...
Patrzyłam się ciągle w ziemię, póki kątem oka nie zauważyłam, że podszedł on do kwiatów. Zerknęłam w jego kierunku, a kiedy cofnął gwałtownie rękę, zdziwiłam się.
- Coś się stało? - zapytałam automatycznie, nim w ogóle pomyślałam. - Nie są trujące.
"Kiedy nie myślę, zawsze łatwiej wszystko mi przychodzi, jednakże, nie potrafię nie myśleć o tym, co zrobię" - wewnętrzne rozmyślenia.
Nie znosiłam się jąkać, ale przez nieumiejętność dobierania odpowiednich słów mam z tym częste problemy. Na jego słowa spojrzałam w ziemię, by ukryć zmieszanie i namyślić się nieco, bo w moim przypadku trwało to trochę dłużej, a i tak zawsze kończyło się tak samo - źle.
Przejechałam ręką po włosach i odetchnęłam cicho, by zmusić się do skupienia się na myśleniu. Nie chciałam, by zabrzmiała podchwytliwie moja wypowiedź, a on tak ją odebrał. Ciężko jest zrozumieć kogoś, kto sam siebie nie rozumie. Przymknęłam lekko oczy.
- Nie pragnę .... samotności ... - zaczęłam urywanym głosem. - Ale ... nie chcę ... też towarzystwa ...
Wyjąkałam z siebie. Kiedy po raz 3 powtórzyłam sobie w myślach to co powiedziałam, zrozumiałam jak to zabrzmiało. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na niego machając szybko rękami, jakby chcąc się obronić.
- Ale ... eee ... no ... nie znaczy to.. że cię tu nie chcę .... yyy - wydukałam z siebie, lecz powoli brakowało mi tchu. - Nie jestem ... osobą towarzyską ...
Patrzyłam się ciągle w ziemię, póki kątem oka nie zauważyłam, że podszedł on do kwiatów. Zerknęłam w jego kierunku, a kiedy cofnął gwałtownie rękę, zdziwiłam się.
- Coś się stało? - zapytałam automatycznie, nim w ogóle pomyślałam. - Nie są trujące.
"Kiedy nie myślę, zawsze łatwiej wszystko mi przychodzi, jednakże, nie potrafię nie myśleć o tym, co zrobię" - wewnętrzne rozmyślenia.
(Wybacz, nie było mnie wczoraj w domu i ciężko było napisać posta.)
Chłopak był cierpliwy. Wpatrywał się w dziewczynę nawet jednym mięśniem twarzy nie zdradzając jakiegokolwiek zniecierpliwienia czy irytacji. Jedynym minusem było to, że nieustannie jej się przyglądał, nawet nie próbując odwrócić wzroku. Był przyzwyczajony do nieustannego patrzenia na innych, nawet jeśli wielokrotnie inni próbowali mu wybić ten nawyk z głowy. Wsunął dłonie w kieszenie, zadrapując paznokciami ich wnętrze.
- To trochę trudna sytuacja. - powiedział z nutą rozbawienia w głosie, powstrzymując się jednak przed uśmiechem. Dopiero, gdy zaczęła machać rękami w swego rodzaju akcie paniki, pozwolił by kąciki jego ust powędrowały ku górze.
Tak cię bawi odrzucenie ze strony innych? Nie chcą spędzać czasu w twoim towarzystwie. Kiedy w końcu zrozumiesz, że tylko się narzucasz, żałosny złoty chłopcze?
Gdy ty zrozumiesz, że twoja obecność jest dla mnie równie wkurwiająca.
Wilk zawarczał głośno w urywany sposób będący dziwaczną, powodującą ciarki wersją śmiechu.
Obudził się w tobie bojowy duch, chłopczyku? Myślisz, że jak pokłapiesz dziobem, zmienisz coś w swoim życiu?
Ignorowanie cię jak widać daje marne efekty. Poza tym to tobie powinienem zadawać to pytanie.
- Wierz lub nie, ale ja też nie. Dlatego stamtąd uciekłem. - wskazał kciukiem za siebie w stronę sali balowej, oddychając cicho z wyraźnym zmęczeniem. Potarł kark przyglądając jej się w zamyśleniu.
- Niemniej jeśli nie potrzebujesz pomocy, mogę dać ci spokój. I... wiem, że nie są. Po prostu jestem dość niezdarny i nie chciałbym go zniszczyć byle gwałtowniejszym ruchem. Kwiaty są niezwykle delikatne. - rzucił powoli, przenosząc wzrok na storczyki. Palce nadal uwięzionej w kurtce ręki zacisnęły się na paczce papierosów, choć siła woli pozwalała mu na utrzymanie jej w ukryciu. Jeszcze. Zerknął krótko na ścieżkę, zaraz powracając wzrokiem do dziewczyny, jakby się nad czymś zastanawiał. Nie wypowiedział jednak żadnego pytania na głos, mimo że malowało się w jego zasłoniętych grzywką oczach.
Chłopak był cierpliwy. Wpatrywał się w dziewczynę nawet jednym mięśniem twarzy nie zdradzając jakiegokolwiek zniecierpliwienia czy irytacji. Jedynym minusem było to, że nieustannie jej się przyglądał, nawet nie próbując odwrócić wzroku. Był przyzwyczajony do nieustannego patrzenia na innych, nawet jeśli wielokrotnie inni próbowali mu wybić ten nawyk z głowy. Wsunął dłonie w kieszenie, zadrapując paznokciami ich wnętrze.
- To trochę trudna sytuacja. - powiedział z nutą rozbawienia w głosie, powstrzymując się jednak przed uśmiechem. Dopiero, gdy zaczęła machać rękami w swego rodzaju akcie paniki, pozwolił by kąciki jego ust powędrowały ku górze.
Tak cię bawi odrzucenie ze strony innych? Nie chcą spędzać czasu w twoim towarzystwie. Kiedy w końcu zrozumiesz, że tylko się narzucasz, żałosny złoty chłopcze?
Gdy ty zrozumiesz, że twoja obecność jest dla mnie równie wkurwiająca.
Wilk zawarczał głośno w urywany sposób będący dziwaczną, powodującą ciarki wersją śmiechu.
Obudził się w tobie bojowy duch, chłopczyku? Myślisz, że jak pokłapiesz dziobem, zmienisz coś w swoim życiu?
Ignorowanie cię jak widać daje marne efekty. Poza tym to tobie powinienem zadawać to pytanie.
- Wierz lub nie, ale ja też nie. Dlatego stamtąd uciekłem. - wskazał kciukiem za siebie w stronę sali balowej, oddychając cicho z wyraźnym zmęczeniem. Potarł kark przyglądając jej się w zamyśleniu.
- Niemniej jeśli nie potrzebujesz pomocy, mogę dać ci spokój. I... wiem, że nie są. Po prostu jestem dość niezdarny i nie chciałbym go zniszczyć byle gwałtowniejszym ruchem. Kwiaty są niezwykle delikatne. - rzucił powoli, przenosząc wzrok na storczyki. Palce nadal uwięzionej w kurtce ręki zacisnęły się na paczce papierosów, choć siła woli pozwalała mu na utrzymanie jej w ukryciu. Jeszcze. Zerknął krótko na ścieżkę, zaraz powracając wzrokiem do dziewczyny, jakby się nad czymś zastanawiał. Nie wypowiedział jednak żadnego pytania na głos, mimo że malowało się w jego zasłoniętych grzywką oczach.
(nie martw się, ja sama nigdy od razu i dlatego nie wymagam tego od innych ^^)
Nie chciałam tego przeciągać czy w jakikolwiek sposób doprowadzić do tego, że byłby zniecierpliwiony lub znudzony ową rozmową, jednakże moje myśli się kotłowały. Bywały także momenty, że miałam nie mętlik a pustkę w głowie, co równie mocno utrudniało mi kontakty z kimkolwiek. Przyzwyczaiłam się do przebywania w samotności i zastanawianiu się nad własnym życiem, co powodowało, że jeszcze bardziej zamykałam się w sobie. Bliskość obcych uczniów oraz świadomość obecności ich wokół mnie była mi jednocześnie obojętna i doprowadzająca do szaleństwa. Miałam ochotę w takich momentach złapać się za głowę, skulić pod ścianą wmawiając sobie, że dla innych po prostu nie istnieję. Bywało jednak inaczej. Bardzo zależało mi na porozmawianiu z kimś, wyduszeniu z siebie chociaż tych dwóch zdań, które ledwo się ze sobą kleiły, tylko po to, by móc spędzić z kimś czas. Zawsze kończyło się tylko na pragnieniu tego - więc znowu wracamy do punktu wyjścia.
Gdy spojrzałam na niego, pochwyciłam jego spojrzenie. "Jak długo się na mnie tak patrzy?" - przeleciało mi przez myśl a ciało przeszły dreszcze. Miałam wrażenie, że wpatrywał się aż nachalnie. Przynajmniej zawsze tak sądziłam, dlatego też nie zawsze podtrzymywałam kontakt wzrokowy, ale tu przeważało też wiele innych czynników. Gdy się odezwał, wzdrygnęłam się. Skupiona na myśleniu o nachalnym spojrzeniu i że ja zawsze robiłam coś na odwrót, wypiło mi z głowy to, że w rozmowie należy ... rozmawiać.
- Chyba ... - odpowiedziałam niepewnie nie rozumiejąc dlaczego zaczyna go coś bawić. "To co ja w końcu powiedziałam???" - przeraziłam się w myślach, ale starałam się tego nie pokazywać, lecz z marnym skutkiem.
Próbowałam sobie przypomnieć moje słowa i się w tym połapać nie wiedząc nawet, kiedy zdążyłam się zgubić. Wtem jednak dotarła do mnie wypowiedź chłopaka. "Cóż, raczej by tu nie przyszedł, gdyby oczekiwał towarzystwa ... hmm .... towarzystwa? Zaraz ... Stamtąd uciekł? Czyli skąd??" - zaplątałam się we własnych myślach i uświadamiając sobie, że nie mam bladego pojęcia co dzieje się wokół. Już miałam się spytać - w moim wykonaniu pewnie wyszłoby "cudownie" -, lecz on zdążył już wskazać salę balową i zmierzających do niej ludzi. "Bal, tak? .. Ej .. BAL?!" - pomyślałam zszokowana, co zapewne wymalowało się na mojej twarzy. Żyłam w swoim świecie i niektóre informacje dochodziły do mnie z dużym opóźnieniem albo wcale, co skutkowało taką sytuacją jak ta. Wypowiedziałam swoje zachwycające eee i ponownie powróciłam do niego wzrokiem udając, że wiem o co chodzi. Teraz jednak niektóre słowa wypowiedziane przez chłopaka dawały jej do myślenia.
- Wierzę - odparłam nieco sucho, bo to jedyne co udało mi się wykrztusić.
Słowa grzęzły mi w gardle, dlatego często się jąkałam, przez stres. Uważałam się za osobę, która umie się wypowiadać - kiedy stoi przed lustrem, a jedynym obserwatorem jestem ja.
Usłyszawszy jego następne słowa ponownie zerknęłam na kwiaty, a potok słów sam się ze mnie wyrwał. Pierwsze myśli, które przebiły się przeze mnie, jakbym nigdy nie miała z tym trudności.
- Być może ... Jednakże ich delikatność ukazywana z wierzchu, nie zawsze musi się odnosić do wnętrza. Jest to coś w rodzaju maski, którą przybierają nie tylko ludzie, aby ukryć swoje słabości, też także rośliny i zwierzęta ... ale one kryją w sobie mrok, który jest nam nieznany, chyba, że samemu się go posiada. - była to metafora, lecz odnosiłam się nią bardziej do siebie, niż do czegoś innego, jednakże na ich przykładzie poszło łatwiej. Mimo, że wypowiedzenie się nie było zamierzone.
Dopiero gdy skończyłam mówić, a moja świadomość dała mi znać co właśnie zrobiłam sprawiło, że aż sama się zdziwiłam. Zerknęłam na chłopaka z nieco bardziej otwartymi oczami niż zwykle, ale właśnie w tej chwili, zapanowała w mojej głowie cisza. Żadnych myśli, nic. Tylko bicie serca i pulsowanie krwi w tętnicach informowało mnie o tym, że wciąż stoję ta nogach. Rzadko, czyli nigdy, wyrażałam swoją opinię na głos, a zwłaszcza obcej osobie.
Nie chciałam tego przeciągać czy w jakikolwiek sposób doprowadzić do tego, że byłby zniecierpliwiony lub znudzony ową rozmową, jednakże moje myśli się kotłowały. Bywały także momenty, że miałam nie mętlik a pustkę w głowie, co równie mocno utrudniało mi kontakty z kimkolwiek. Przyzwyczaiłam się do przebywania w samotności i zastanawianiu się nad własnym życiem, co powodowało, że jeszcze bardziej zamykałam się w sobie. Bliskość obcych uczniów oraz świadomość obecności ich wokół mnie była mi jednocześnie obojętna i doprowadzająca do szaleństwa. Miałam ochotę w takich momentach złapać się za głowę, skulić pod ścianą wmawiając sobie, że dla innych po prostu nie istnieję. Bywało jednak inaczej. Bardzo zależało mi na porozmawianiu z kimś, wyduszeniu z siebie chociaż tych dwóch zdań, które ledwo się ze sobą kleiły, tylko po to, by móc spędzić z kimś czas. Zawsze kończyło się tylko na pragnieniu tego - więc znowu wracamy do punktu wyjścia.
Gdy spojrzałam na niego, pochwyciłam jego spojrzenie. "Jak długo się na mnie tak patrzy?" - przeleciało mi przez myśl a ciało przeszły dreszcze. Miałam wrażenie, że wpatrywał się aż nachalnie. Przynajmniej zawsze tak sądziłam, dlatego też nie zawsze podtrzymywałam kontakt wzrokowy, ale tu przeważało też wiele innych czynników. Gdy się odezwał, wzdrygnęłam się. Skupiona na myśleniu o nachalnym spojrzeniu i że ja zawsze robiłam coś na odwrót, wypiło mi z głowy to, że w rozmowie należy ... rozmawiać.
- Chyba ... - odpowiedziałam niepewnie nie rozumiejąc dlaczego zaczyna go coś bawić. "To co ja w końcu powiedziałam???" - przeraziłam się w myślach, ale starałam się tego nie pokazywać, lecz z marnym skutkiem.
Próbowałam sobie przypomnieć moje słowa i się w tym połapać nie wiedząc nawet, kiedy zdążyłam się zgubić. Wtem jednak dotarła do mnie wypowiedź chłopaka. "Cóż, raczej by tu nie przyszedł, gdyby oczekiwał towarzystwa ... hmm .... towarzystwa? Zaraz ... Stamtąd uciekł? Czyli skąd??" - zaplątałam się we własnych myślach i uświadamiając sobie, że nie mam bladego pojęcia co dzieje się wokół. Już miałam się spytać - w moim wykonaniu pewnie wyszłoby "cudownie" -, lecz on zdążył już wskazać salę balową i zmierzających do niej ludzi. "Bal, tak? .. Ej .. BAL?!" - pomyślałam zszokowana, co zapewne wymalowało się na mojej twarzy. Żyłam w swoim świecie i niektóre informacje dochodziły do mnie z dużym opóźnieniem albo wcale, co skutkowało taką sytuacją jak ta. Wypowiedziałam swoje zachwycające eee i ponownie powróciłam do niego wzrokiem udając, że wiem o co chodzi. Teraz jednak niektóre słowa wypowiedziane przez chłopaka dawały jej do myślenia.
- Wierzę - odparłam nieco sucho, bo to jedyne co udało mi się wykrztusić.
Słowa grzęzły mi w gardle, dlatego często się jąkałam, przez stres. Uważałam się za osobę, która umie się wypowiadać - kiedy stoi przed lustrem, a jedynym obserwatorem jestem ja.
Usłyszawszy jego następne słowa ponownie zerknęłam na kwiaty, a potok słów sam się ze mnie wyrwał. Pierwsze myśli, które przebiły się przeze mnie, jakbym nigdy nie miała z tym trudności.
- Być może ... Jednakże ich delikatność ukazywana z wierzchu, nie zawsze musi się odnosić do wnętrza. Jest to coś w rodzaju maski, którą przybierają nie tylko ludzie, aby ukryć swoje słabości, też także rośliny i zwierzęta ... ale one kryją w sobie mrok, który jest nam nieznany, chyba, że samemu się go posiada. - była to metafora, lecz odnosiłam się nią bardziej do siebie, niż do czegoś innego, jednakże na ich przykładzie poszło łatwiej. Mimo, że wypowiedzenie się nie było zamierzone.
Dopiero gdy skończyłam mówić, a moja świadomość dała mi znać co właśnie zrobiłam sprawiło, że aż sama się zdziwiłam. Zerknęłam na chłopaka z nieco bardziej otwartymi oczami niż zwykle, ale właśnie w tej chwili, zapanowała w mojej głowie cisza. Żadnych myśli, nic. Tylko bicie serca i pulsowanie krwi w tętnicach informowało mnie o tym, że wciąż stoję ta nogach. Rzadko, czyli nigdy, wyrażałam swoją opinię na głos, a zwłaszcza obcej osobie.
Dziewczyna utonęła we własnych myślach.
Właśnie tak wyglądało to z jego perspektywy, gdy zamilkła na dość długi okres czasu, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć. Z drugiej strony może po prostu nie chciała tego mówić. Bądź jakkolwiek się do niego odzywać.
W końcu to do ciebie dotarło, złoty chłopcze?
Paskudny wilczy pysk pojawił się tuż przy jego twarzy, gdy uzbrojona w wielkie pazury, czarno-fioletowa łapa wylądowała na jego ramieniu, miażdżąc je w bolesnym uścisku. Zacisnął nieznacznie zęby, nie dał jednak niczego po sobie poznać, trwając w bezruchu.
Spójrz tylko na nią. Żyje we własnym świecie. Może gdzieś w środku jest równie żałosną osobą jak ty i posiada własnego demona, który mówi jej jak ma żyć. Choć ja nigdy nie będę uczył cię o życiu. W końcu ktoś taki jak ty załuguje jedynie na śmierć.
Złośliwy chichot tuż przy jego uchu odbijał się echem w jego głowie. Wilk ześlizgnął się po jego ręce w dół, pozostawiając sobie uczucie bezgranicznego chłodu, które po chwili zaczęło go palić, zupełnie jakby ktoś przyłożył mu do skóry rozżarzony pręt. Wzdrygnął się nieznacznie i potarł rękę dłonią drugiej, odwracając wzrok od dziewczyny.
- Zimno dzisiaj. - rzucił w powietrze, chcąc wyjaśnić jakoś swoją nagłą reakcję. Nawet jeśli dziewczyna nie miała go o to pytać. Był to nawyk tak głęboko w nim zakorzeniony, że prawodopodobnie nie potrafiłby się go pozbyć, nawet gdyby próbował.
Wilk tymczasem, kompletnie ignorując jego wewnętrzne problemy, zszedł na ziemię, obchodząc dookoła dziewczynę. Przyglądał jej się ze wszystkich stron, tylko po to by zaraz stanąć przy kwiatach. Otworzył paszczę, zupełnie jakby chciał je pożreć i wyszczerzył kły, obracając łeb w stronę Rileya.
Spal je, chłopcze.
Ręka skryta w kieszeni zacisnęła się mocniej na zapalniczce i opakowaniu papierosów. Z zamyślenia wyrwały go jej słowa. Westchnął cicho wyciągając opakowanie z kieszeni.
- Grunt to nie dopuścić, by mrok przejął nad nami kontrolę. - jeden z papierosów, którym opierał się w ciągu ostatnich paru minut wylądował w jego ustach. Uniósł powoli zapalniczkę, odpalając ją kawałek od swojej twarzy. Mimo wszystko szybkość, z jaką pojawił się płomień, sprawiła że drgnął w widoczny sposób, zaraz przymykając oczy z cichym westchnięciem. Wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem, podpalając papierosa, chowając zapalniczkę na powrót do kieszeni. Zaciągnął się dymem, wypuszczając go tak, by skutecznie ominął dziewczynę. Nawet jeśli nie potrafił w tym momencie powstrzymać swojego nałogu, nie zamierzał wciągać w niego wszystkich dookoła.
- Chyba nie zapytałem jak się nazywasz. - stwierdził w końcu strząsając popiół. Zaciągnął się po raz drugi, ponownie kierując wzrok na uczennicę.
Właśnie tak wyglądało to z jego perspektywy, gdy zamilkła na dość długi okres czasu, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć. Z drugiej strony może po prostu nie chciała tego mówić. Bądź jakkolwiek się do niego odzywać.
W końcu to do ciebie dotarło, złoty chłopcze?
Paskudny wilczy pysk pojawił się tuż przy jego twarzy, gdy uzbrojona w wielkie pazury, czarno-fioletowa łapa wylądowała na jego ramieniu, miażdżąc je w bolesnym uścisku. Zacisnął nieznacznie zęby, nie dał jednak niczego po sobie poznać, trwając w bezruchu.
Spójrz tylko na nią. Żyje we własnym świecie. Może gdzieś w środku jest równie żałosną osobą jak ty i posiada własnego demona, który mówi jej jak ma żyć. Choć ja nigdy nie będę uczył cię o życiu. W końcu ktoś taki jak ty załuguje jedynie na śmierć.
Złośliwy chichot tuż przy jego uchu odbijał się echem w jego głowie. Wilk ześlizgnął się po jego ręce w dół, pozostawiając sobie uczucie bezgranicznego chłodu, które po chwili zaczęło go palić, zupełnie jakby ktoś przyłożył mu do skóry rozżarzony pręt. Wzdrygnął się nieznacznie i potarł rękę dłonią drugiej, odwracając wzrok od dziewczyny.
- Zimno dzisiaj. - rzucił w powietrze, chcąc wyjaśnić jakoś swoją nagłą reakcję. Nawet jeśli dziewczyna nie miała go o to pytać. Był to nawyk tak głęboko w nim zakorzeniony, że prawodopodobnie nie potrafiłby się go pozbyć, nawet gdyby próbował.
Wilk tymczasem, kompletnie ignorując jego wewnętrzne problemy, zszedł na ziemię, obchodząc dookoła dziewczynę. Przyglądał jej się ze wszystkich stron, tylko po to by zaraz stanąć przy kwiatach. Otworzył paszczę, zupełnie jakby chciał je pożreć i wyszczerzył kły, obracając łeb w stronę Rileya.
Spal je, chłopcze.
Ręka skryta w kieszeni zacisnęła się mocniej na zapalniczce i opakowaniu papierosów. Z zamyślenia wyrwały go jej słowa. Westchnął cicho wyciągając opakowanie z kieszeni.
- Grunt to nie dopuścić, by mrok przejął nad nami kontrolę. - jeden z papierosów, którym opierał się w ciągu ostatnich paru minut wylądował w jego ustach. Uniósł powoli zapalniczkę, odpalając ją kawałek od swojej twarzy. Mimo wszystko szybkość, z jaką pojawił się płomień, sprawiła że drgnął w widoczny sposób, zaraz przymykając oczy z cichym westchnięciem. Wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem, podpalając papierosa, chowając zapalniczkę na powrót do kieszeni. Zaciągnął się dymem, wypuszczając go tak, by skutecznie ominął dziewczynę. Nawet jeśli nie potrafił w tym momencie powstrzymać swojego nałogu, nie zamierzał wciągać w niego wszystkich dookoła.
- Chyba nie zapytałem jak się nazywasz. - stwierdził w końcu strząsając popiół. Zaciągnął się po raz drugi, ponownie kierując wzrok na uczennicę.
Przepraszam, że tak długo czekałeś ;-;
Ciążyły mi własne myśli. Nie mogłam się na niczym skupić, mimo starań. Problem był w tym, że totalnie nie wiedziałam, dlaczego ciągle się zacinałam. Może to już był mój standard, a ja po prostu nie zwróciłam wcześniej na to uwagi? Chwyciłam w palce kosmyk włosów zwisających mi przy uchu. Pocierałam go bez przerwy nawet wtedy, kiedy chłopak ponownie się odezwał, a jaz początku tylko na niego zerknęłam. "To dlatego się wzdrygnął?" - zastanowiłam się.
- Tak ... wolę kiedy jest ciepło. - odparłam chowając niesforne włosy za ucho i poprawiając lekko bluzkę.
"Zawsze uwielbiałam wiosnę. Kwitnące rośliny, które kusiły swoim wyglądem i zapachem, zwłaszcza w deszczu. Uwielbiałam wtedy przesiadywać w ogrodzie i podziwiać rosnące tam kwiaty. Siedziałam wtedy wśród nich i pozwalałam, by kropelki wody spływały po moim ciele. Czułam wtedy, że pogoda odzwierciedla to, co dzieje się wewnątrz mnie." - chciałam mu powiedzieć, wykrzyczeć światu, lecz pozostało to tylko myślami, a z siebie udało mi się wyrzucić kilka słów.
- Chciałabym, by zaczęło padać ... - stwierdziłam bardziej do siebie, ale wystarczająco głośno, by i on mógł to usłyszeć.
Gdy chłopak sięgnął po papierosa, automatycznie obróciłam głowę w inna stronę. Nie znosiłam smrodu papierosów i było mi po nich niedobrze, dlatego zawsze ich unikałam, a nawet wstrzymywałam tylko po to, by nie zaciągnąć dymu. Mimo, że kątem oka zauważyłam, że stara się, bym nie musiała tego wdychać, pozostałam w swojej pozycji. Nie miałam zamiaru mu tego wypominać, no bo przecież i tak by to nic nie zdziałało, no i to przecież ja, więc tym bardziej nie odważyłabym się go o to czepiać.
- Sachiko - odparłam, kiedy ten zapytał się o moje imię. - Ty ... też nie mówiłaś ... jak się nazywasz.
Spojrzawszy na kwiaty podeszłam do nich, by zerwać najdrobniejszy z nich i napawać się jego zapachem. Patrząc na rośliny dostrzegałam w nich samą siebie. Czasem zastanawiałam się, jaki kwiat najbardziej by do mnie pasował.
- Oleander pospolity ... - wyszeptałam obracając w dłoni kwiat.
To nie była ta roślina, ale chciałabym ją kiedyś trzymać w ręce. Ujrzeć kwiat, który idealnie mnie opisuje. "Czy jeśli byłabym kwiatem, wyglądałabym jak on?" - pomyślałam.
Zerknęłam na chłopaka podając mu owy kwiatek i lekko się uśmiechnęłam.
- To niezapominajka - powiedziałam spokojnie.
Gdy wyciągałam rękę, by łatwiej było mu zabrać kwiat, przez chwilę w swojej dłoni widziałam oleandra. Przeszły mnie dreszcze, jednakże nie trwało to dłużej niż parę sekund. "Więc tak to wygląda ... jestem trucizną." - pomyślałam.
Ciążyły mi własne myśli. Nie mogłam się na niczym skupić, mimo starań. Problem był w tym, że totalnie nie wiedziałam, dlaczego ciągle się zacinałam. Może to już był mój standard, a ja po prostu nie zwróciłam wcześniej na to uwagi? Chwyciłam w palce kosmyk włosów zwisających mi przy uchu. Pocierałam go bez przerwy nawet wtedy, kiedy chłopak ponownie się odezwał, a jaz początku tylko na niego zerknęłam. "To dlatego się wzdrygnął?" - zastanowiłam się.
- Tak ... wolę kiedy jest ciepło. - odparłam chowając niesforne włosy za ucho i poprawiając lekko bluzkę.
"Zawsze uwielbiałam wiosnę. Kwitnące rośliny, które kusiły swoim wyglądem i zapachem, zwłaszcza w deszczu. Uwielbiałam wtedy przesiadywać w ogrodzie i podziwiać rosnące tam kwiaty. Siedziałam wtedy wśród nich i pozwalałam, by kropelki wody spływały po moim ciele. Czułam wtedy, że pogoda odzwierciedla to, co dzieje się wewnątrz mnie." - chciałam mu powiedzieć, wykrzyczeć światu, lecz pozostało to tylko myślami, a z siebie udało mi się wyrzucić kilka słów.
- Chciałabym, by zaczęło padać ... - stwierdziłam bardziej do siebie, ale wystarczająco głośno, by i on mógł to usłyszeć.
Gdy chłopak sięgnął po papierosa, automatycznie obróciłam głowę w inna stronę. Nie znosiłam smrodu papierosów i było mi po nich niedobrze, dlatego zawsze ich unikałam, a nawet wstrzymywałam tylko po to, by nie zaciągnąć dymu. Mimo, że kątem oka zauważyłam, że stara się, bym nie musiała tego wdychać, pozostałam w swojej pozycji. Nie miałam zamiaru mu tego wypominać, no bo przecież i tak by to nic nie zdziałało, no i to przecież ja, więc tym bardziej nie odważyłabym się go o to czepiać.
- Sachiko - odparłam, kiedy ten zapytał się o moje imię. - Ty ... też nie mówiłaś ... jak się nazywasz.
Spojrzawszy na kwiaty podeszłam do nich, by zerwać najdrobniejszy z nich i napawać się jego zapachem. Patrząc na rośliny dostrzegałam w nich samą siebie. Czasem zastanawiałam się, jaki kwiat najbardziej by do mnie pasował.
- Oleander pospolity ... - wyszeptałam obracając w dłoni kwiat.
To nie była ta roślina, ale chciałabym ją kiedyś trzymać w ręce. Ujrzeć kwiat, który idealnie mnie opisuje. "Czy jeśli byłabym kwiatem, wyglądałabym jak on?" - pomyślałam.
Zerknęłam na chłopaka podając mu owy kwiatek i lekko się uśmiechnęłam.
- To niezapominajka - powiedziałam spokojnie.
Gdy wyciągałam rękę, by łatwiej było mu zabrać kwiat, przez chwilę w swojej dłoni widziałam oleandra. Przeszły mnie dreszcze, jednakże nie trwało to dłużej niż parę sekund. "Więc tak to wygląda ... jestem trucizną." - pomyślałam.
Spotykał na swojej drodze wiele osób. Niemniej każda z nich miała w sobie coś oryginalnego. Stojąca przed nim roztargniona dziewczyna, w pewien niezrozumiały sposób, wzbudzała w nim szczątkową ciekawość dotyczącą tematów jej rozmyślań. Rzadko kiedy spotykał się z sytuacją, gdzie druga osoba zdawała się żyć we własnym świecie, a jej odpowiedzi były jedynie szczątkową częścią tego, co działo się w jej głowie. I choć nie mógł mieć stuprocentowej pewności, że tak właśnie było w jej przypadku, dałby sobie uciąć rękę w przekonaniu, że tym razem miał rację.
I z własnej głupoty, nie miałbyś już ręki. Nie żeby jakkolwiek miało ci to zaszkodzić, jesteś wystarczająco szpetny, by brak ręki nijak tego nie zmieniał.
Szyderczy chichot wilka naprawdę potrafił działać na nerwy. Niemniej jego docinki momentami zakrawały o dziecinne. Być może działałyby lepiej, gdyby chłopak był zakompleksioną w sobie dziewczyną, próbującą zdobyć uwagę ukochanego kolegi ze starszej klasy, który nieustannie ją ignorował. Niemniej w tym momencie znajdował się w ogrodzie z osobą, którą widział po raz pierwszy w życiu, a jego wygląd był ostatnią rzeczą którą się przejmował. Nie wykonywał żadnych ruchów świadczących o tym, że jego akcje miały jakiekolwiek drugie podłoże. W końcu nie przynależał do grona wiecznie niewyżytych seksualnie młodzieńców napędzanych hormonami, dla których samotnie pojawiająca się przed nim dziewczyna stawała się potencjalną partnerką na jedną noc.
Nawet jeśli nie była brzydka. Właściwie określiłby ją mianem ładnej.
Przesunął po niej wzrokiem z niejakim zaciekawieniem, starając się wyłapać różne charakterystyczne cechy jej wyglądu.
"Chciałabym, by zaczęło padać."
Uniósł kącik ust w nieznacznym uśmiechu.
- Biorąc pod uwagę obecną temperaturę, raczej nie byłoby to spełnienie marzeń. Chyba, że masz dość otaczających cię ludzi i o niczym tak nie marzysz jak przeleżeniu dwóch tygodni w łóżku z dala od innych. Chociaż... w pewine sposób masz rację. Deszcz jest przyjemny. - zgodził się z nią, strzepując popiół z papierosa na ziemię. Dopiero po paru sekundach zauważył jej reakcję, momentalnie się prostując.
- Ach, wybacz. Zaraz to zgaszę. - obiecał przesuwając się przezornie dwa kroki w tył. Dzięki temu mógł w miarę nadal toczyć z nią rozmowę, a jednocześnie zmniejszał ryzyko owionięcia jej tytoniowym dymem niemalże do zera.
- Riley. Klasa 3-B, miło poznać. - uniósł dłoń salutując jej w niejakiej parodii przywitania, choć po łagodnym wyrazie jego twarzy faktycznie można było stwierdzić, że jej towarzystwo nie jest dla niego nieprzyjemne.
Wilk przeszedł pomiędzy kwiatami, unosząc łeb na dziewczynę. Przyglądał jej się przez jakiś czas, zaraz mlaszcząc głośno z pogardliwym uśmieszkiem.
Niezapominajka. Ciekawa nazwa, co złoty chłopcze? Nie martw się, jeśli to ty znikniesz, wszyscy o tobie zapomną. Tak jak zapomnieli o twojej rodzinie. Tak jak zapomnieli, gdy...
Papieros, którego trzymał w dłoniach złamał się wpół. Rzucił go na ziemię z beznamiętną miną, przydeptując butem.
- Nie znam się na kwiatach. - odpowiedział jej równie spokojnym głosem, pocierając kark dłonią. Nigdy nie interesował się akurat tą dziedziną, nie widząc w niej większej przyszłości. Choć bez większego problemu mógł dopasować podobne hobby do dziewczyn. Były w końcu równie ładne i delikatne jak kwiaty. Pasowało to do nich.
I z własnej głupoty, nie miałbyś już ręki. Nie żeby jakkolwiek miało ci to zaszkodzić, jesteś wystarczająco szpetny, by brak ręki nijak tego nie zmieniał.
Szyderczy chichot wilka naprawdę potrafił działać na nerwy. Niemniej jego docinki momentami zakrawały o dziecinne. Być może działałyby lepiej, gdyby chłopak był zakompleksioną w sobie dziewczyną, próbującą zdobyć uwagę ukochanego kolegi ze starszej klasy, który nieustannie ją ignorował. Niemniej w tym momencie znajdował się w ogrodzie z osobą, którą widział po raz pierwszy w życiu, a jego wygląd był ostatnią rzeczą którą się przejmował. Nie wykonywał żadnych ruchów świadczących o tym, że jego akcje miały jakiekolwiek drugie podłoże. W końcu nie przynależał do grona wiecznie niewyżytych seksualnie młodzieńców napędzanych hormonami, dla których samotnie pojawiająca się przed nim dziewczyna stawała się potencjalną partnerką na jedną noc.
Nawet jeśli nie była brzydka. Właściwie określiłby ją mianem ładnej.
Przesunął po niej wzrokiem z niejakim zaciekawieniem, starając się wyłapać różne charakterystyczne cechy jej wyglądu.
"Chciałabym, by zaczęło padać."
Uniósł kącik ust w nieznacznym uśmiechu.
- Biorąc pod uwagę obecną temperaturę, raczej nie byłoby to spełnienie marzeń. Chyba, że masz dość otaczających cię ludzi i o niczym tak nie marzysz jak przeleżeniu dwóch tygodni w łóżku z dala od innych. Chociaż... w pewine sposób masz rację. Deszcz jest przyjemny. - zgodził się z nią, strzepując popiół z papierosa na ziemię. Dopiero po paru sekundach zauważył jej reakcję, momentalnie się prostując.
- Ach, wybacz. Zaraz to zgaszę. - obiecał przesuwając się przezornie dwa kroki w tył. Dzięki temu mógł w miarę nadal toczyć z nią rozmowę, a jednocześnie zmniejszał ryzyko owionięcia jej tytoniowym dymem niemalże do zera.
- Riley. Klasa 3-B, miło poznać. - uniósł dłoń salutując jej w niejakiej parodii przywitania, choć po łagodnym wyrazie jego twarzy faktycznie można było stwierdzić, że jej towarzystwo nie jest dla niego nieprzyjemne.
Wilk przeszedł pomiędzy kwiatami, unosząc łeb na dziewczynę. Przyglądał jej się przez jakiś czas, zaraz mlaszcząc głośno z pogardliwym uśmieszkiem.
Niezapominajka. Ciekawa nazwa, co złoty chłopcze? Nie martw się, jeśli to ty znikniesz, wszyscy o tobie zapomną. Tak jak zapomnieli o twojej rodzinie. Tak jak zapomnieli, gdy...
Papieros, którego trzymał w dłoniach złamał się wpół. Rzucił go na ziemię z beznamiętną miną, przydeptując butem.
- Nie znam się na kwiatach. - odpowiedział jej równie spokojnym głosem, pocierając kark dłonią. Nigdy nie interesował się akurat tą dziedziną, nie widząc w niej większej przyszłości. Choć bez większego problemu mógł dopasować podobne hobby do dziewczyn. Były w końcu równie ładne i delikatne jak kwiaty. Pasowało to do nich.
Wodziłam wzrokiem po ziemi, lecz czasem zerknęłam to na chłopaka, to na coś jeszcze innego. Co miałam zrobić? Nie jestem rozmowną osobą, ale nie przeszkadzało mi jego towarzystwo. Nie wypytywał mnie o wszystko, nie interesował się zbytnio moją osobą, rzucał coś co chwilę, by potrzymać rozmowę nie zagłębiając się w nic. Odpowiadało to mi. Nie czułam się wtedy oblegana, przez co mogłam się rozluźnić. Uniosłam wysoko głowę i spojrzawszy w niebo uśmiechnęłam się, zaraz potem wzdychając nieco. "Fajnie by było dotknąć nieba ..." - pomyślałam, lecz od razu skarciłam samą siebie za tę myśl. Przecież to jest fizycznie niemożliwe, ale podświadomość zawsze podsuwa dziwne pomysły. Przymknęłam na sekundę oczy, aby zaraz potem wrócić do powolnego rozglądania się i obserwowania otaczającej mnie przyrody, no i chłopaka.
- Niekoniecznie ... - odparłam. - Samotność nie jest przyjemna, lecz także potrzebna.
Patrzyłam na niego, lecz nie wiedziałam czego oczekuję. Może chciałam by powiedział mi, że się mylę? Ale to byłoby bezsensowne podejście zważywszy na to, iż zawsze kroczyłam swoimi ścieżkami, więc dlaczego nagle chcę, by ktoś temu zaprzeczył?
- Jeśli nie zrozumiesz samego siebie, to nikt cię nie zrozumie.- wyszeptałam z lekko zamglonym wzrokiem, kiedy myśli znów przejęły mój umysł.
"Nie ... to nie tak. Nie chcę, by ktoś mówił, że się mylę. Chcę się wypowiedzieć, postawić na swoim, samemu kogoś przekonać o słuszności moich słów. Dlatego podświadomie liczyłam, że mi zaprzeczy."
- Ale nie zmienia to faktu, że jeśli spadłby deszcz, byłoby teraz o wiele przyjemniej, a temperatura mnie nie obchodzi. - "nie dzisiaj" - spojrzałam na niego z lekkim błyskiem w oku.
Kiedy odpowiedział na moją reakcję, zawstydziłam się i zaczęłam szybko ruszać rękami.
- Nie .. nie ... przepraszam. To tylko taki odruch. - powiedziałam szybko, bo bałam się, że zacznie o mnie myśleć jak o jakieś "księżniczce, której coś się nie spodobało, więc wszyscy mają robić to co ona chce". A tego nie lubiłam, gdy przez jedną reakcję ludzie wyrabiają sobie o tobie opinię.
Nic nie powiedziałam, kiedy się odsunął. Nawet mi to nie przeszkadzało i jemu chyba też, ale pewna nie byłam.
- Ah ... Sachiko z 1-B, nawzajem. - powiedziałam szybko lekko się uśmiechając na widok salutującego chłopaka.
Myślałam dłuższą chwilę i 30 razy przekonywałam samą siebie, że wszystko w porządku, aż w końcu wyciągnęłam do niego rękę, by mógł ją uścisnąć. Oczywiście był to dość powolny ruch, w dodatku całe ramię się trzęsło, co nie ułatwiało zadania. Odpowiedzieć komuś na owy gest było łatwiej, niż samemu go wykonać. "Jak ludzie robią to na co dzień?"
Gdy znów dałam się ponieść myślom, które tak często nawiedzają mój umysł, że nawet nie wiem co powiedziałam na głos a co nie, przyglądałam się owym kwiatom, a wizja zabójczej rośliny utkwiła mi w głowie na znacznie dłużej, niż fakt, że trwało to sekundę i był to tylko wytwór mojej wyobraźni. Słysząc słowa chłopaka, zerknęłam na niezapominajkę i lekko posmutniałam. "Ja się upokorzę ..." - pomyślałam.
Zacisnęłam na chwilę oczy, by zaraz potem machnąć mu bliżej kwiatem.
- Nie musisz się znać. - powiedziałam szybko. - Podziwiaj ich piękno póki możesz. Nie trzeba być ekspertem, by wiedzieć, że one idealnie nas odzwierciedlają. Prawda ... Nie widzą, nie słyszą ... Ale też czują! - pierwszy raz powiedziałam coś stanowczo, lecz czując wypieki na twarzy spojrzałam w bok. - Jeśli czujesz ... znaczy, że żyjesz.
"Ja zwariowałam, prawda?! Idiotka! Powinnaś teraz nieźle oberwać w ten twój głupi wyraz twarzy. Ogarnij się! Ile ty masz lat?! Najlepiej w ogóle się zamknij i milcz! Przepadnij! Najlepiej pod ziemię! By nikt cię nie znalazł! .. Zaraz ... Czemu mówię o sobie w drugiej osobie? W myślach? A może mówię to na serio? Nie ... Niemożliwe. " - przepełniona myślami, stałam wciąż w tej samej pozycji zapominając o obecności Riley'a. Oczywiście nieświadomie.
"Chwila ... Ale co właściwie takiego zrobiłam? A .. no tak. Odezwałam się! I wypaliłam z jakąś głupotą! Zaraz on coś mówił? Nie. To ja sama do siebie nawijam i zaczynam dostawać omamy. Ej .. właśnie!" - ogarnęłam się chwilowo i powróciłam na niego wzrokiem.
- Eee ... przepraszam. - wypaliłam. - Zawracam ci głowę jakimiś głupotami, nie powinnam mieszać w to innych.
Tak. To co siedzi w mojej głowie powinno tam pozostać i nie chodzi tylko o myśli.
- Niekoniecznie ... - odparłam. - Samotność nie jest przyjemna, lecz także potrzebna.
Patrzyłam na niego, lecz nie wiedziałam czego oczekuję. Może chciałam by powiedział mi, że się mylę? Ale to byłoby bezsensowne podejście zważywszy na to, iż zawsze kroczyłam swoimi ścieżkami, więc dlaczego nagle chcę, by ktoś temu zaprzeczył?
- Jeśli nie zrozumiesz samego siebie, to nikt cię nie zrozumie.- wyszeptałam z lekko zamglonym wzrokiem, kiedy myśli znów przejęły mój umysł.
"Nie ... to nie tak. Nie chcę, by ktoś mówił, że się mylę. Chcę się wypowiedzieć, postawić na swoim, samemu kogoś przekonać o słuszności moich słów. Dlatego podświadomie liczyłam, że mi zaprzeczy."
- Ale nie zmienia to faktu, że jeśli spadłby deszcz, byłoby teraz o wiele przyjemniej, a temperatura mnie nie obchodzi. - "nie dzisiaj" - spojrzałam na niego z lekkim błyskiem w oku.
Kiedy odpowiedział na moją reakcję, zawstydziłam się i zaczęłam szybko ruszać rękami.
- Nie .. nie ... przepraszam. To tylko taki odruch. - powiedziałam szybko, bo bałam się, że zacznie o mnie myśleć jak o jakieś "księżniczce, której coś się nie spodobało, więc wszyscy mają robić to co ona chce". A tego nie lubiłam, gdy przez jedną reakcję ludzie wyrabiają sobie o tobie opinię.
Nic nie powiedziałam, kiedy się odsunął. Nawet mi to nie przeszkadzało i jemu chyba też, ale pewna nie byłam.
- Ah ... Sachiko z 1-B, nawzajem. - powiedziałam szybko lekko się uśmiechając na widok salutującego chłopaka.
Myślałam dłuższą chwilę i 30 razy przekonywałam samą siebie, że wszystko w porządku, aż w końcu wyciągnęłam do niego rękę, by mógł ją uścisnąć. Oczywiście był to dość powolny ruch, w dodatku całe ramię się trzęsło, co nie ułatwiało zadania. Odpowiedzieć komuś na owy gest było łatwiej, niż samemu go wykonać. "Jak ludzie robią to na co dzień?"
Gdy znów dałam się ponieść myślom, które tak często nawiedzają mój umysł, że nawet nie wiem co powiedziałam na głos a co nie, przyglądałam się owym kwiatom, a wizja zabójczej rośliny utkwiła mi w głowie na znacznie dłużej, niż fakt, że trwało to sekundę i był to tylko wytwór mojej wyobraźni. Słysząc słowa chłopaka, zerknęłam na niezapominajkę i lekko posmutniałam. "Ja się upokorzę ..." - pomyślałam.
Zacisnęłam na chwilę oczy, by zaraz potem machnąć mu bliżej kwiatem.
- Nie musisz się znać. - powiedziałam szybko. - Podziwiaj ich piękno póki możesz. Nie trzeba być ekspertem, by wiedzieć, że one idealnie nas odzwierciedlają. Prawda ... Nie widzą, nie słyszą ... Ale też czują! - pierwszy raz powiedziałam coś stanowczo, lecz czując wypieki na twarzy spojrzałam w bok. - Jeśli czujesz ... znaczy, że żyjesz.
"Ja zwariowałam, prawda?! Idiotka! Powinnaś teraz nieźle oberwać w ten twój głupi wyraz twarzy. Ogarnij się! Ile ty masz lat?! Najlepiej w ogóle się zamknij i milcz! Przepadnij! Najlepiej pod ziemię! By nikt cię nie znalazł! .. Zaraz ... Czemu mówię o sobie w drugiej osobie? W myślach? A może mówię to na serio? Nie ... Niemożliwe. " - przepełniona myślami, stałam wciąż w tej samej pozycji zapominając o obecności Riley'a. Oczywiście nieświadomie.
"Chwila ... Ale co właściwie takiego zrobiłam? A .. no tak. Odezwałam się! I wypaliłam z jakąś głupotą! Zaraz on coś mówił? Nie. To ja sama do siebie nawijam i zaczynam dostawać omamy. Ej .. właśnie!" - ogarnęłam się chwilowo i powróciłam na niego wzrokiem.
- Eee ... przepraszam. - wypaliłam. - Zawracam ci głowę jakimiś głupotami, nie powinnam mieszać w to innych.
Tak. To co siedzi w mojej głowie powinno tam pozostać i nie chodzi tylko o myśli.
W pewien sposób, mimo tego całkowicie przypadkowego spotkania, cieszył się że trafił akurat na tę dziewczynę. Zdążył już zebrać na tyle dużo doświadczenia w kontaktach z innymi, że z reguły gdy nie było takiej potrzeby, raczej unikał nadmiernego kontaktu. Niektóre z nich robiły z siebie księżniczki, piszczały wniebogłosy, wychwalały swoje najdroższe stroje i nowe kosmetyki, za które ich rodzice zapłacili majątek, zachowując się tak jakby same na nie zarobiły. Inne próbowały go zaczepiać i wodziły za nim wzrokiem, podszeptując coś cicho pod nosem. Nie łudził się, że były nim jakoś mocniej zainteresowane, prędzej podejrzewał, że faktycznie kojarzyły go ze szkoły. A może nie tyle jego, co jego status.
Riley Thatcher-Winchester, sierota z Hudson's Bay, wyróżniona przez dyrektora i nauczycieli. Prefekt naczelny, któremu większość woli grzecznie schodzić z drogi by nie wpakować się w kłopoty.
Żałosne jednostki. Powinieneś się na coś przydać i zrobić z nimi porządek.
Wilk odsunął się od dziewczyny, ponownie stając u boku Rileya. Odbił się przednimi łapami, by zaraz oprzeć je na ramionach chłopaka. Te opadły nieznacznie w dół pod ciężarem, gdy chłopak pochylił głowę, udając że wpatruje się z niejakim zainteresowaniem w coś na ziemi, podczas gdy w rzeczywistości próbował uciec przed paskudnym pyskiem, który znalazł się tuż przy jego uchu.
To nie jest prawdziwe.
Rozerwać im krtań. Rozerwać żyły, zmiażdżyć kości, stąpać po nich i napawać się dźwiękiem pękania. Choć nie. Wiem co spodobałoby ci się najbardziej, złoty chłopcze.
Uniósł dłoń odgarniając włosy nieco nieregularnym ruchem, próbując tym samym odsunąć od siebie Wilka. Dobrze wiedział, co zamierza powiedzieć.
Ogień. Spal ich, złoty chłopcze. Patrz jak giną, słuchaj ich wrzasków. A potem uczyń nam wszystkim przysługę i wejdź tam. Tak jak wszedł w płomienie twój brat, by ratować twoją żałosną matkę.
Druga dłoń schowana w bluzie zacisnęła się na paczce papierosów skutecznie ją miażdżąc. Większość jej zawartości prawdopodobnie została bezpowrotnie stracona. Wilk zarechotał dziko, rozpływając się w powietrzu. Zacisnął zęby na ułamek sekundy, by zaraz podnieść wzrok na Sachiko i uśmiechnąć się w nieco nieobecny sposób. Pomimo wygiętych ku górze kącików ust, jego zasłonięte przez grzywkę oczy nie zmieniły wyrazu. Nigdy go nie zmieniały.
- Sachiko. To ładne imię. - rzucił łagodnie, dopiero po chwili patrząc na wyciągniętą ku niemu dłoń. Przez chwilę wyraźnie się zawahał, nim w końcu zdecydował się ją uścisnąć. Jak na tak zimną temperaturę była całkiem ciepła. Niemniej równie szybko co podjął się owego ruchu, zabrał rękę z powrotem, chowając ją na nowo do kieszeni. Była to jedna z najbardziej popularnych form powitania, nie powinna mu sprawiać trudności.
A jednak nie potrafił się do niej przyzwyczaić.
Gdy dziewczyna machnęła mu kwiatem przed nosem, odchylił nieznacznie głowę w tył niejako zaskoczony. Przyglądał jej się z wyraźnym zdziwieniem, gdy ta prawiła swój wywód, po czym wyraźnie zażenowana pożałowała własnego 'wybuchu'. Widok ten sprawił że uniósł dłoń do ust, by przysłonić nieznaczny, rozbawiony uśmiech.
- Nie, masz rację. Kwiaty w większości szybko przemijają, powinniśmy je podziwiać póki możemy. Niestety niektórzy pozostają zamknięci na podobne piękno, póki ktoś ich na nie, nie otworzy. A i to potrafi być dość trudnym zadaniem, w końcu w parze z pięknem idzie przemijalność i... śmierć. To raczej smutna wizja, prawda? Ale doceniam starania. - może i był ignorantem w kwestiach ogrodnictwa, ale jej słowa miały w sobie coś ciekawego. Kwiaty, które czują. Był skłonny w to uwierzyć. Niemniej jak smutne musiało być krótkie życie kogoś, kto nie jest nawet w stanie krzyknąć, gdy zadają mu ból. Zawołać o pomoc.
Podszedł bliżej krzewu, raz jeszcze przesuwając palcami po jego liściach.
- Bezbronne. W dobie panowania ludzi, nawet kolce nie uchronią róży przed zerwaniem. Cóż za marnotrawstwo. - stuknął palcem w gałązkę, zwracając się ponownie ku dziewczynie.
- Więc, Sachiko. Zamierzasz udać się na bal czy może całą noc chcesz podziwiać kwiaty? - zapytał łagodnie, nieznacznie się rozluźniając.
Dzięki odwróceniu myśli od wcześniejszej sytuacji, poczuł się nieco spokojniej. I przede wszystkim pewniej. Dziewczyna nawet nie była świadoma, jak bardzo pomogła mu tym drobnym gestem, który dość widocznie uznała za błąd. W przeciwieństwie do niego.
Riley Thatcher-Winchester, sierota z Hudson's Bay, wyróżniona przez dyrektora i nauczycieli. Prefekt naczelny, któremu większość woli grzecznie schodzić z drogi by nie wpakować się w kłopoty.
Żałosne jednostki. Powinieneś się na coś przydać i zrobić z nimi porządek.
Wilk odsunął się od dziewczyny, ponownie stając u boku Rileya. Odbił się przednimi łapami, by zaraz oprzeć je na ramionach chłopaka. Te opadły nieznacznie w dół pod ciężarem, gdy chłopak pochylił głowę, udając że wpatruje się z niejakim zainteresowaniem w coś na ziemi, podczas gdy w rzeczywistości próbował uciec przed paskudnym pyskiem, który znalazł się tuż przy jego uchu.
To nie jest prawdziwe.
Rozerwać im krtań. Rozerwać żyły, zmiażdżyć kości, stąpać po nich i napawać się dźwiękiem pękania. Choć nie. Wiem co spodobałoby ci się najbardziej, złoty chłopcze.
Uniósł dłoń odgarniając włosy nieco nieregularnym ruchem, próbując tym samym odsunąć od siebie Wilka. Dobrze wiedział, co zamierza powiedzieć.
Ogień. Spal ich, złoty chłopcze. Patrz jak giną, słuchaj ich wrzasków. A potem uczyń nam wszystkim przysługę i wejdź tam. Tak jak wszedł w płomienie twój brat, by ratować twoją żałosną matkę.
Druga dłoń schowana w bluzie zacisnęła się na paczce papierosów skutecznie ją miażdżąc. Większość jej zawartości prawdopodobnie została bezpowrotnie stracona. Wilk zarechotał dziko, rozpływając się w powietrzu. Zacisnął zęby na ułamek sekundy, by zaraz podnieść wzrok na Sachiko i uśmiechnąć się w nieco nieobecny sposób. Pomimo wygiętych ku górze kącików ust, jego zasłonięte przez grzywkę oczy nie zmieniły wyrazu. Nigdy go nie zmieniały.
- Sachiko. To ładne imię. - rzucił łagodnie, dopiero po chwili patrząc na wyciągniętą ku niemu dłoń. Przez chwilę wyraźnie się zawahał, nim w końcu zdecydował się ją uścisnąć. Jak na tak zimną temperaturę była całkiem ciepła. Niemniej równie szybko co podjął się owego ruchu, zabrał rękę z powrotem, chowając ją na nowo do kieszeni. Była to jedna z najbardziej popularnych form powitania, nie powinna mu sprawiać trudności.
A jednak nie potrafił się do niej przyzwyczaić.
Gdy dziewczyna machnęła mu kwiatem przed nosem, odchylił nieznacznie głowę w tył niejako zaskoczony. Przyglądał jej się z wyraźnym zdziwieniem, gdy ta prawiła swój wywód, po czym wyraźnie zażenowana pożałowała własnego 'wybuchu'. Widok ten sprawił że uniósł dłoń do ust, by przysłonić nieznaczny, rozbawiony uśmiech.
- Nie, masz rację. Kwiaty w większości szybko przemijają, powinniśmy je podziwiać póki możemy. Niestety niektórzy pozostają zamknięci na podobne piękno, póki ktoś ich na nie, nie otworzy. A i to potrafi być dość trudnym zadaniem, w końcu w parze z pięknem idzie przemijalność i... śmierć. To raczej smutna wizja, prawda? Ale doceniam starania. - może i był ignorantem w kwestiach ogrodnictwa, ale jej słowa miały w sobie coś ciekawego. Kwiaty, które czują. Był skłonny w to uwierzyć. Niemniej jak smutne musiało być krótkie życie kogoś, kto nie jest nawet w stanie krzyknąć, gdy zadają mu ból. Zawołać o pomoc.
Podszedł bliżej krzewu, raz jeszcze przesuwając palcami po jego liściach.
- Bezbronne. W dobie panowania ludzi, nawet kolce nie uchronią róży przed zerwaniem. Cóż za marnotrawstwo. - stuknął palcem w gałązkę, zwracając się ponownie ku dziewczynie.
- Więc, Sachiko. Zamierzasz udać się na bal czy może całą noc chcesz podziwiać kwiaty? - zapytał łagodnie, nieznacznie się rozluźniając.
Dzięki odwróceniu myśli od wcześniejszej sytuacji, poczuł się nieco spokojniej. I przede wszystkim pewniej. Dziewczyna nawet nie była świadoma, jak bardzo pomogła mu tym drobnym gestem, który dość widocznie uznała za błąd. W przeciwieństwie do niego.
Yorutaka nigdy nie lubiła zwracać na siebie uwagi. Właśnie dlatego wybieranie się na bale uważała za zło konieczne. Nie chodziło o to, że przeszkadzały jej te wszystkie tańczące pary, wykwintne jedzenie czy wieczne próby prześcignięcia drugiej osoby, ceną założonej sukienki. Nie, znacznie gorsi byli...
- Yoru! - kolejny chłopak dopadł jej boku, łapiąc za nadgarstek. Wpatrywał się w nią roziskrzonym wzrokiem, raz po raz potrząsając nieznacznie jej ręką. Widocznie nie był w stanie dostrzec, że pozbawiona cierpliwości dziewczyna właśnie wymyśla pięćdziesiąt sposobów na pozbawienie go kończyn w wyjątkowo brutalny sposób.
- Jednak jesteś! Byłem przekonany, że nie przyjdziesz, w końcu mówiłaś, że nie idziesz na bal.
Ach no tak kojarzyła go. Jak mogłaby nie kojarzyć kogoś, kto chodził za nią przez blisko dwa tygodnie, nieustannie pytając czy znalazła sobie już osobę towarzyszącą, na wszelkie sposoby próbując jej pokazać, że to on jest tym odpowiednim, którego powinna wziąć pod uwagę. Mimo że wielokrotnie powtarzała mu, że nie jest zainteresowana, jak widać jego mózg był na tyle mały i przeżarty pieniędzmi, by nie był w stanie zrozumieć nawet tak banalnego przekazu.
- Powiedziałam, że nie przyjdę z tobą. - odpowiedziała cichym, niewyraźnie burczącym głosem. Próbowała zabrać rękę, lecz chłopak trzymał ją na tyle mocno, by zmusić do użycia siły. Nie miała ochoty na szarpaninę na środku ogródów.
- Ktoś inny cię już zaprosił? No nie bądź taka, chodź zatańczymy. Chociaż raz!
Westchnęła. Wszyscy byli tacy sami, mogła powtarzać im pięćdziesiąt razy, że nie jest zainteresowana, a i tak zawsze kończyło się tak samo. Uśmiechnęła się przeuroczo i podniosła na niego wzrok. Kocie uszy przesunęły się na boki z cichym szczęknięciem metalowego mechanizmu.
- Po moim trupie. Rozumiesz? Zejdź mi z oczu. Jesteś irytujący, skoro mówię, że nie chcę z tobą iść to znaczy, że prędzej usiądę na ziemi, rozgrzebię ją na boki palcami i zacznę wyjadać wszystkie larwy niż spędzę czas w twoim towarzystwie. Sczeźnij w piekle. - początkowe słowa wypowiadane z uroczym uśmiechem z użyciem ciepłego, miękkiego tonu głosu, z każdą sekundą zyskiwały na twardości, aż w końcu na końcu ostatnie trzy wypowiedziała z twardą, warkotliwą nutą. Kopnęła go w kostkę i wyrwała rękę z jego uścisku ruszając przed siebie poirytowana.
- Cholerny stalker. Nie podchodź do mnie więcej! - rzuciła na odchodne, modląc się by nie poszedł za nią i skręciła w jedną z alejek gdzie rosły rozmaite kwiaty. Może przynajmniej tutaj znajdzie chwilę spokoju. Gdyby nie było zakazu wprowadzania zwierząt na bal, wzięłaby ze sobą szczeniaka, może on poprawiłby jej humor.
- Yoru! - kolejny chłopak dopadł jej boku, łapiąc za nadgarstek. Wpatrywał się w nią roziskrzonym wzrokiem, raz po raz potrząsając nieznacznie jej ręką. Widocznie nie był w stanie dostrzec, że pozbawiona cierpliwości dziewczyna właśnie wymyśla pięćdziesiąt sposobów na pozbawienie go kończyn w wyjątkowo brutalny sposób.
- Jednak jesteś! Byłem przekonany, że nie przyjdziesz, w końcu mówiłaś, że nie idziesz na bal.
Ach no tak kojarzyła go. Jak mogłaby nie kojarzyć kogoś, kto chodził za nią przez blisko dwa tygodnie, nieustannie pytając czy znalazła sobie już osobę towarzyszącą, na wszelkie sposoby próbując jej pokazać, że to on jest tym odpowiednim, którego powinna wziąć pod uwagę. Mimo że wielokrotnie powtarzała mu, że nie jest zainteresowana, jak widać jego mózg był na tyle mały i przeżarty pieniędzmi, by nie był w stanie zrozumieć nawet tak banalnego przekazu.
- Powiedziałam, że nie przyjdę z tobą. - odpowiedziała cichym, niewyraźnie burczącym głosem. Próbowała zabrać rękę, lecz chłopak trzymał ją na tyle mocno, by zmusić do użycia siły. Nie miała ochoty na szarpaninę na środku ogródów.
- Ktoś inny cię już zaprosił? No nie bądź taka, chodź zatańczymy. Chociaż raz!
Westchnęła. Wszyscy byli tacy sami, mogła powtarzać im pięćdziesiąt razy, że nie jest zainteresowana, a i tak zawsze kończyło się tak samo. Uśmiechnęła się przeuroczo i podniosła na niego wzrok. Kocie uszy przesunęły się na boki z cichym szczęknięciem metalowego mechanizmu.
- Po moim trupie. Rozumiesz? Zejdź mi z oczu. Jesteś irytujący, skoro mówię, że nie chcę z tobą iść to znaczy, że prędzej usiądę na ziemi, rozgrzebię ją na boki palcami i zacznę wyjadać wszystkie larwy niż spędzę czas w twoim towarzystwie. Sczeźnij w piekle. - początkowe słowa wypowiadane z uroczym uśmiechem z użyciem ciepłego, miękkiego tonu głosu, z każdą sekundą zyskiwały na twardości, aż w końcu na końcu ostatnie trzy wypowiedziała z twardą, warkotliwą nutą. Kopnęła go w kostkę i wyrwała rękę z jego uścisku ruszając przed siebie poirytowana.
- Cholerny stalker. Nie podchodź do mnie więcej! - rzuciła na odchodne, modląc się by nie poszedł za nią i skręciła w jedną z alejek gdzie rosły rozmaite kwiaty. Może przynajmniej tutaj znajdzie chwilę spokoju. Gdyby nie było zakazu wprowadzania zwierząt na bal, wzięłaby ze sobą szczeniaka, może on poprawiłby jej humor.
Bale nie były raczej czymś czego Edward był fascynatem. Masa pięknie wystrojonych obcych ludzi, hałas, zgraja szczyli, które uważają się za lepsze, bo ich tatuś jest bogatym człowiekiem. Takie imprezy zwyczajnie go męczyły. O wiele bardziej wolał swój bar, w którym pracował miał jakąś kontrole oraz znał dokładnie każdy kąt. Tak, dobrze się czuł w otoczeniu jakie znał, ale cóż trzeba poznawać nowe rzeczy, nie? Jego znajomy postanowił wyciągnąć go z mieszkania aby nieco rozerwać Edwarda, oberwać od jego konsoli i może wyrwać jakąś ładną pannę. Chłopak po dłuższym czasie się zgodził. Wygrzebał garnitur z szafy, wyszykował się i poszedł.
Takim o to sposobem siedział teraz na jednej z ławek w ogrodzie i czekał na kumpla, grając na swoim PSP. Tak, nie mógł przyjść na tę całą snobistyczną Imprezę bez jakieś swojej zabaweczki. Zabawa, zabawą, ale czekanie jest nudne i jakoś trzeba sobie zapchać ten czas, choćby tym graniem. No bo niestety, książka czy komiks są za duże i nie wejdzie do wewnętrznej kieszeni garnitury, niestety, a taka mała konsolka to i owszem, a Evans miał na niej sporo gier, którymi mógł sobie zatkać czas oczekiwania.
Edward spokojnie czekała na kumpla, nie zwracając większej uwagi na otoczenie, ale ten od dłuższej chwili się spóźniał. Amerykanin był dość cierpliwą osobą, ale nawet go zaczynało denerwować brak punktualności u znajomego, bo ile można czekać i to jeszcze bez żadnej wiadomości? Westchnął ciężko i oderwał spojrzenie od ekranu konsoli.
- Ludzie ile można? - mruknął pod nosem, ewidentnie niezadowolony. Wyprostował się i zaraz delikatnie skrzywił. Tak, zdrętwiały kark postanowił o osobie dać znać. Chłopak szybko go rozmasował i gdy to właśnie robił, usłyszał dzwonek SMSa. Zmarszczył delikatnie brwi, schował szybko konsole do kieszeni i sięgnął do drugiej po telefon. Otworzył wiadomość i zraz ciężko westchnął, gdy zobaczył wiadomość od spóźnionego kumpla: "Ed, wybacz, ale nagle mi coś wypadło, nie dam rady przyjść. Sorry, potem ci wszystko wytłumaczę". Edward poczuł w tym momencie jakąś złość. I co on miał teraz zrobić? Nie miał ochoty włóczyć się tu samemu. Włożył telefon do kieszeni i podrapał się po szyi. Wbił swoje złote spojrzenie w buty jakby to miało mu pomóc w myśleniu. I co mam teraz zrobić? Bawić się sama? Uch… Przecież ja pewnie tu nikogo znajomego nie spotkam Znów ciężko westchnął i podniósł spojrzenie z ziemi. W tym o to momencie zauważył nieznajomą dziewczynę, która najwyraźniej próbowała kogoś uniknąć.
Takim o to sposobem siedział teraz na jednej z ławek w ogrodzie i czekał na kumpla, grając na swoim PSP. Tak, nie mógł przyjść na tę całą snobistyczną Imprezę bez jakieś swojej zabaweczki. Zabawa, zabawą, ale czekanie jest nudne i jakoś trzeba sobie zapchać ten czas, choćby tym graniem. No bo niestety, książka czy komiks są za duże i nie wejdzie do wewnętrznej kieszeni garnitury, niestety, a taka mała konsolka to i owszem, a Evans miał na niej sporo gier, którymi mógł sobie zatkać czas oczekiwania.
Edward spokojnie czekała na kumpla, nie zwracając większej uwagi na otoczenie, ale ten od dłuższej chwili się spóźniał. Amerykanin był dość cierpliwą osobą, ale nawet go zaczynało denerwować brak punktualności u znajomego, bo ile można czekać i to jeszcze bez żadnej wiadomości? Westchnął ciężko i oderwał spojrzenie od ekranu konsoli.
- Ludzie ile można? - mruknął pod nosem, ewidentnie niezadowolony. Wyprostował się i zaraz delikatnie skrzywił. Tak, zdrętwiały kark postanowił o osobie dać znać. Chłopak szybko go rozmasował i gdy to właśnie robił, usłyszał dzwonek SMSa. Zmarszczył delikatnie brwi, schował szybko konsole do kieszeni i sięgnął do drugiej po telefon. Otworzył wiadomość i zraz ciężko westchnął, gdy zobaczył wiadomość od spóźnionego kumpla: "Ed, wybacz, ale nagle mi coś wypadło, nie dam rady przyjść. Sorry, potem ci wszystko wytłumaczę". Edward poczuł w tym momencie jakąś złość. I co on miał teraz zrobić? Nie miał ochoty włóczyć się tu samemu. Włożył telefon do kieszeni i podrapał się po szyi. Wbił swoje złote spojrzenie w buty jakby to miało mu pomóc w myśleniu. I co mam teraz zrobić? Bawić się sama? Uch… Przecież ja pewnie tu nikogo znajomego nie spotkam Znów ciężko westchnął i podniósł spojrzenie z ziemi. W tym o to momencie zauważył nieznajomą dziewczynę, która najwyraźniej próbowała kogoś uniknąć.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach