▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Hotel, jak to hotel, przyjmuje różnych ludzi. Wiadome jest, że uczniowie z Riverdale High School nie pojadą do pierwszej lepszej speluny, dlatego standard potencjalnego miejsca już na samym początku musi być wręcz nieskazitelny. Najlepiej, żeby był drogi i niedostępny dla zwykłych ludzi. Tak też jest w tym przypadku. Pomijając jednak pupili z wiadomo jakiej szkoły, to miejsce odwiedzają różni ludzie. Jedną z większych grup stanowią bogate rodziny, które przyjeżdżają na wakacje w północne strony Europy. Skoro rodziny, to i pociechy. Czasem mniejsze, czasem większe. Z kolejnych oczywistych więc powodów, niedaleko hotelu znajduje się plac zabaw. Widać go z każdego okna wychodzącego na wschód. Zwyczajne miejsce dla niezwyczajnych dzieci - drabinki, karuzele, huśtawki, pachołki, zameczki, zjeżdżalnie, i tak dalej. Każdy wie, co może tu znaleźć.
PLAC ZABAW
Donnie wyszedł z hotelu i skierował się w miejsce, które przez przypadek zaobserwował przez okno swojego pokoju. Co ciekawe, w jego nowym lokum nikogo nie było. Zaobserwował natomiast bagaże, no i ślady, że ktoś już w nim był. Najwidoczniej wyminął się z współlokatorami. Może to i dobrze? Ach, nikt nie wie tak naprawdę. Byle nie trafić na jakichś kalafiorów, z każdym innym można się dogadać.
Po dojściu na plac zabaw Don przede wszystkim rzucił torbę sportową na ziemię, a następnie zaczął się przeciągać. Jego ciało było spięte jak plandeka na żuku, jednakowoż po paru minutach wygibasów czuł się nieco lepiej. Nie myśląc zbyt długo, chłopak sięgnął po skakankę i zaczął robić standardowe skipy. Dwie nóżki razy pięćdziesiąt. Skip bokserski iks sto. Double unders razy dwadzieścia. A potem chwilka odpoczynku i łyk wody. Należało się odpowiednio rozgrzać, a nawet może i zmęczyć. Bo co z tego, że miał ze sobą tarcze i całą resztę ekwipunku, skoro ćwiczył sam.
Cóż, zapowiadała się piekielna zabawa na skakance, a potem jakiś finisher z prostych ćwiczeń z masą ciała, walka z cieniem, pod prysznic i lulu.
Po dojściu na plac zabaw Don przede wszystkim rzucił torbę sportową na ziemię, a następnie zaczął się przeciągać. Jego ciało było spięte jak plandeka na żuku, jednakowoż po paru minutach wygibasów czuł się nieco lepiej. Nie myśląc zbyt długo, chłopak sięgnął po skakankę i zaczął robić standardowe skipy. Dwie nóżki razy pięćdziesiąt. Skip bokserski iks sto. Double unders razy dwadzieścia. A potem chwilka odpoczynku i łyk wody. Należało się odpowiednio rozgrzać, a nawet może i zmęczyć. Bo co z tego, że miał ze sobą tarcze i całą resztę ekwipunku, skoro ćwiczył sam.
Cóż, zapowiadała się piekielna zabawa na skakance, a potem jakiś finisher z prostych ćwiczeń z masą ciała, walka z cieniem, pod prysznic i lulu.
Nowa tura!
Liaison należała do grupy uczniów, która postanowiła przedłużyć swój powrót w Oslo. Nie żeby było w tym coś dziwnego, skoro miała co najmniej kilka powodów, by faktycznie tu zostać. Ponadto bez wątpienia ucieszył ją fakt, że nie była w swojej decyzji jedyna. Gdy jednak dowiedziała się, że pojawiły się też kolejne osoby, momentalnie postanowiła zrobić rozeznanie. Kiedyś tam. Wbijanie im do pokoju byłoby zapewne mało subtelne czy mile widziane.
Zebrała więc swoje rzeczy z zamiarem pójścia na miasto. W końcu mimo bycia na miejscu od ponad miesiąca, nadal nie zwiedziła wszystkiego co by chciała. Przerzuciła plecak przez ramię i wyszła z budynku, ruszając wzdłuż ścieżką, gdy jej uwagę przykuł chłopak poddający się treningowi na placu zabaw. Przystanęła przy murku bezczelnie przyglądając się jego ćwiczeniom, dopóki w końcu przy jego odpoczynku, w jej oczach nie pojawił się błysk rozpoznania.
— O cholera, Donnie! Nie wierzę, ciebie też tu wywiało? — roześmiała się, momentalnie zapominając o wcześniejszych zajęciach stalkingu i przeskoczyła przez murek podbiegając do niego truchtem, by z miejsca przywitać się z nim uderzając go w żebra z łokcia.
— Nie no poważnie, co ty tu robisz? Reprezentacja Riverdale bez ciebie cofnie się w rozwoju o milion lat świetlnych. Pewnie już urządzają stypę — pokiwała głową z pełnym przekonaniem, podpierając biodra rękami.
Liaison należała do grupy uczniów, która postanowiła przedłużyć swój powrót w Oslo. Nie żeby było w tym coś dziwnego, skoro miała co najmniej kilka powodów, by faktycznie tu zostać. Ponadto bez wątpienia ucieszył ją fakt, że nie była w swojej decyzji jedyna. Gdy jednak dowiedziała się, że pojawiły się też kolejne osoby, momentalnie postanowiła zrobić rozeznanie. Kiedyś tam. Wbijanie im do pokoju byłoby zapewne mało subtelne czy mile widziane.
Zebrała więc swoje rzeczy z zamiarem pójścia na miasto. W końcu mimo bycia na miejscu od ponad miesiąca, nadal nie zwiedziła wszystkiego co by chciała. Przerzuciła plecak przez ramię i wyszła z budynku, ruszając wzdłuż ścieżką, gdy jej uwagę przykuł chłopak poddający się treningowi na placu zabaw. Przystanęła przy murku bezczelnie przyglądając się jego ćwiczeniom, dopóki w końcu przy jego odpoczynku, w jej oczach nie pojawił się błysk rozpoznania.
— O cholera, Donnie! Nie wierzę, ciebie też tu wywiało? — roześmiała się, momentalnie zapominając o wcześniejszych zajęciach stalkingu i przeskoczyła przez murek podbiegając do niego truchtem, by z miejsca przywitać się z nim uderzając go w żebra z łokcia.
— Nie no poważnie, co ty tu robisz? Reprezentacja Riverdale bez ciebie cofnie się w rozwoju o milion lat świetlnych. Pewnie już urządzają stypę — pokiwała głową z pełnym przekonaniem, podpierając biodra rękami.
Don skakał powoli, bo pora na skip bokserski. Lewa, prawa, dwa razy lewa, raz prawa, znowu prawa, trzy razy lewa, i tak dalej. Rytm był dobry, tempo zresztą też. Zmęczenie większe niż zazwyczaj, ale to pewnie kwestia lotu i tej całej jazdy. Pomimo ruszania się, wiedział, że refleks ma wczorajszy, i dopiero po odespaniu będzie w formie. Dlatego też wyszedł się zajechać. Jednak musiał przerwać skakanie, bo oto widział biegnącą postać.
To nie tak, że wcześniej nie obserwował ludzi dookoła. Było dla niego dość oczywiste, że randomy z Riverdale postanowią poprzyglądać się jak trenuje sportowiec. Robili to i tak dość często kiedy był na szkolnych obiektach, szczególnie młodsze dziewczyny. W sumie to nie było w tym nic dziwnego. Może same coś trenowały.
A propos biegnącej, była już zatrważająco blisko. Smukłe nogi, wąska talia, skaczące piersi... Wyglądała znajomo, szczególnie z ryjca. Don przerwał skakanie, odrzucając linkę gdzieś na bok. Nie zważając na postać odwrócił się bokiem i podszedł do torby po wodę. Kiedy wziął butelkę do ust i wychylił kilka łyków próbowała uderzyć go w żebra. Odsunął się, ale nieelegancko, i trochę go szurnęła. Na szczęście się nie zakrztusił, choć mało brakowało.
— Oy. Jesteś... - rozpoczął dość odważnie, przypominając sobie, że nie jest pewien z kim rozmawia. Kojarzył ją. Jakiś turniej rok temu, potem minęli się w szkole i nawet witali, ale co z tego, skoro z Donem rozmawiało pół szkoły. Wysilał więc pamięć niezręcznie przedłużając wypowiedź. - Jav.
Następnie napił się znowu, tym razem znacznie więcej, bo pragnienie go dusiło. Gdyby nie losowy towarzysz najpierw przepłukałby usta i wypluł ślinę zmieszaną z wodą. Jednak nie zrobił tego przy dziewczynie. Dziwne, nie? W tym czasie ta pokiwała się.
— Chciałem zobaczyć Oslo. A Riverdale nie jest wcale w złej sytuacji. Nie będzie mnie miesiąc, może dwa. W baskecie i beze mnie powinniśmy rozgromić resztę, a w siatkę... musieliby chyba przegrać wszystko z rzędu, żebyśmy stracili podium. - powiedział z wesołym tonem. Prawda była taka, że znaczna przewaga punktowa w obu sportach była jego sprawką. A że sezon powoli się kończył, mógł wyjechać. — Poza tym, trzeba odpocząć przed wakacyjną ligą. Tam jest prawdziwy poziom... Ale co tam o mnie? Jak tobie mija wycieczka? Byłaś już w jakichś klubach?
To nie tak, że wcześniej nie obserwował ludzi dookoła. Było dla niego dość oczywiste, że randomy z Riverdale postanowią poprzyglądać się jak trenuje sportowiec. Robili to i tak dość często kiedy był na szkolnych obiektach, szczególnie młodsze dziewczyny. W sumie to nie było w tym nic dziwnego. Może same coś trenowały.
A propos biegnącej, była już zatrważająco blisko. Smukłe nogi, wąska talia, skaczące piersi... Wyglądała znajomo, szczególnie z ryjca. Don przerwał skakanie, odrzucając linkę gdzieś na bok. Nie zważając na postać odwrócił się bokiem i podszedł do torby po wodę. Kiedy wziął butelkę do ust i wychylił kilka łyków próbowała uderzyć go w żebra. Odsunął się, ale nieelegancko, i trochę go szurnęła. Na szczęście się nie zakrztusił, choć mało brakowało.
— Oy. Jesteś... - rozpoczął dość odważnie, przypominając sobie, że nie jest pewien z kim rozmawia. Kojarzył ją. Jakiś turniej rok temu, potem minęli się w szkole i nawet witali, ale co z tego, skoro z Donem rozmawiało pół szkoły. Wysilał więc pamięć niezręcznie przedłużając wypowiedź. - Jav.
Następnie napił się znowu, tym razem znacznie więcej, bo pragnienie go dusiło. Gdyby nie losowy towarzysz najpierw przepłukałby usta i wypluł ślinę zmieszaną z wodą. Jednak nie zrobił tego przy dziewczynie. Dziwne, nie? W tym czasie ta pokiwała się.
— Chciałem zobaczyć Oslo. A Riverdale nie jest wcale w złej sytuacji. Nie będzie mnie miesiąc, może dwa. W baskecie i beze mnie powinniśmy rozgromić resztę, a w siatkę... musieliby chyba przegrać wszystko z rzędu, żebyśmy stracili podium. - powiedział z wesołym tonem. Prawda była taka, że znaczna przewaga punktowa w obu sportach była jego sprawką. A że sezon powoli się kończył, mógł wyjechać. — Poza tym, trzeba odpocząć przed wakacyjną ligą. Tam jest prawdziwy poziom... Ale co tam o mnie? Jak tobie mija wycieczka? Byłaś już w jakichś klubach?
Jednak ją rozpoznał. Mogła to uznać za drobny sukces? Nieszczególnie. Javelin należała do tego niepoprawnego rodzaju ludzi, którzy losowo zapamiętywali i zapominali napotkane osoby. Przerzucali je podświadomie przez jakieś dziwne sito i jeśli już faktycznie wiedzieli kim jest osoba przed nimi…
Wtedy się zaczynało. Zero skrępowania, bezpośrednie przywitania. U niektórych Allen z łatwością wywoływała sławne "boże, czuję jakbym znał cię całe życie", a u innych "boże, laska, odsuń swoje cztery litery poza moją strefę komfortu". Szczerze mówiąc była o tyle sprawiedliwa, że ignorowała słowa zarówno tych pierwszych, jak i drugich po równo.
— To fałszywa skromność czy po prostu nie widziałeś ich, gdy nie było cię na treningu? — uniosła kącik ust w zaczepnym uśmiechu, choć dość łatwo było po niej poznać, że sobie żartuje. W końcu Riverdale przyjmowało tylko najlepszych z najlepszych i doskonale zdawała sobie sprawę, że reszta drużyny zarówno w koszykówce jak i siatkówce i tak trzymała poziom. Może nieco niższy, ale jednak.
— Klubach, kawiarniach, gdzie nie byłam. Gdy tylko nas wypuszczają z lekcji, lecę na miasto się rozeznać. Znalazłam sobie nawet ofiarę, która oprowadza mnie wokół i pokazuje najlepsze miejscówki. Jak chcesz możesz się zabrać ze mną. Ale może nie dziś. I tak jestem pod wrażeniem, że nie leżysz jeszcze w łóżku powalony przez jet laga. Złego diabli nie biorą? — zupełnie jakby niebiosa postanowiły przerwać nieco jej potok słów, dało się słyszeć ciche piknięcie zwiastujące nowego smsa albo wiadomość na messengerze. Tymczasowo je zignorowała. Wiadomość nie zając, nie ucieknie.
Wtedy się zaczynało. Zero skrępowania, bezpośrednie przywitania. U niektórych Allen z łatwością wywoływała sławne "boże, czuję jakbym znał cię całe życie", a u innych "boże, laska, odsuń swoje cztery litery poza moją strefę komfortu". Szczerze mówiąc była o tyle sprawiedliwa, że ignorowała słowa zarówno tych pierwszych, jak i drugich po równo.
— To fałszywa skromność czy po prostu nie widziałeś ich, gdy nie było cię na treningu? — uniosła kącik ust w zaczepnym uśmiechu, choć dość łatwo było po niej poznać, że sobie żartuje. W końcu Riverdale przyjmowało tylko najlepszych z najlepszych i doskonale zdawała sobie sprawę, że reszta drużyny zarówno w koszykówce jak i siatkówce i tak trzymała poziom. Może nieco niższy, ale jednak.
— Klubach, kawiarniach, gdzie nie byłam. Gdy tylko nas wypuszczają z lekcji, lecę na miasto się rozeznać. Znalazłam sobie nawet ofiarę, która oprowadza mnie wokół i pokazuje najlepsze miejscówki. Jak chcesz możesz się zabrać ze mną. Ale może nie dziś. I tak jestem pod wrażeniem, że nie leżysz jeszcze w łóżku powalony przez jet laga. Złego diabli nie biorą? — zupełnie jakby niebiosa postanowiły przerwać nieco jej potok słów, dało się słyszeć ciche piknięcie zwiastujące nowego smsa albo wiadomość na messengerze. Tymczasowo je zignorowała. Wiadomość nie zając, nie ucieknie.
Stał tak chwilę, sztywny jak wykrochmalone prześcieradło. Ocknął się nagle, rozluźnił, i uśmiechnął na słowa Javelin. Pyskata była ta dziewucha, ładna i cwana, jak mawiał Bernie, dobry i stary kumpel Dona. Jeszcze z podstawówki. Ciekawe co u niego? Pewnie siedzi dalej w Bostonie.
— Raczej to drugie. Nie pamiętam, żeby mnie nie było na treningu.
— powiedział równie wesoło co przedtem. W myślach dodał kolejne pytanie: "Ciekawe czy widziała nasz ostatni mecz z Toronto?". A właściwie powinien był zapytać: "Ciekawe czy widziałaś jak ze łzami w oczach krzyczałem do Kenny'ego, że na każdym następnym treningu ma zostawać 15 minut dłużej i robić suicide'y?". Właściwie to nie wiedział czy bardziej się wstydził, że to zaszło, czy tego, że palnął tak przy całej szkole. Nie na wyjeździe, u siebie.
— Woa, znaczy, że umiesz się zakręcić. Możemy gdzieś wyskoczyć razem, ale masz rację, nie dziś. I co ty niby mówisz? Ruszam się jak wóz z węglem! Chcę się zajechać, a potem spać. Starczy mi atrakcji na przelocie. Chyba, że... — Przerwał wypowiedź i skierował się do torby. Dobrze, że je wziął. Wyciągnął tarczę i pokazał dziewczynie. Powinna dość jasno zrozumieć, że mogli śmiało trenować zadawanie ciosów. — masz ochotę popiąstkować
— Raczej to drugie. Nie pamiętam, żeby mnie nie było na treningu.
— powiedział równie wesoło co przedtem. W myślach dodał kolejne pytanie: "Ciekawe czy widziała nasz ostatni mecz z Toronto?". A właściwie powinien był zapytać: "Ciekawe czy widziałaś jak ze łzami w oczach krzyczałem do Kenny'ego, że na każdym następnym treningu ma zostawać 15 minut dłużej i robić suicide'y?". Właściwie to nie wiedział czy bardziej się wstydził, że to zaszło, czy tego, że palnął tak przy całej szkole. Nie na wyjeździe, u siebie.
— Woa, znaczy, że umiesz się zakręcić. Możemy gdzieś wyskoczyć razem, ale masz rację, nie dziś. I co ty niby mówisz? Ruszam się jak wóz z węglem! Chcę się zajechać, a potem spać. Starczy mi atrakcji na przelocie. Chyba, że... — Przerwał wypowiedź i skierował się do torby. Dobrze, że je wziął. Wyciągnął tarczę i pokazał dziewczynie. Powinna dość jasno zrozumieć, że mogli śmiało trenować zadawanie ciosów. — masz ochotę popiąstkować
Patrzcie go jak się spiął! W sensie inni mieli patrzeć. W końcu Javelin była tak niedomyślna, że dopóki ktoś nie powiedział jej wprost "Hej laska, nie śmieszy mnie to", tak długo uważałaby że obie strony świetnie się bawią. Pewnie dlatego liczba lubiących jej osób była równa liczbie osób, które jej nienawidziły. Całe szczęście Donnie zaraz się uśmiechnął utwierdzając Javelin w przekonaniu, że nie było źle.
— A mnie nie było. Moglibyście mnie kiedyś zaprosić, wiesz? To nie tak, że po zobaczeniu jak gracie zaraz opchnę wasze taktyki drużynie z Ontario. Tymczasem nigdy nawet słowa, ani od ciebie, ani od Kennetha, ani od… jak on miał — zamyśliła się przez chwilę próbując sobie przypomnieć imię tego Japończyka, co to uważał się za bóstwo wszechświata. Gdy jednak nie udało jej się przypomnieć sobie jego imienia, wzruszyła po prostu ramionami na wyjebaniu.
— Czy wozy z węglem ruszają się szybko czy wolno? — zapytała z nieco średnio inteligentną miną, patrząc w przestrzeń gdzieś ponad jego ramieniem, jakby próbowała sobie zwizualizować całą scenę. Niestety z jej wyobraźnią często było dość kiepsko.
— Nie no chyba wolno, bo inaczej by powypadał nie? Pfft, w takim razie nie jest z tobą tak źle — zwiecha zażegnana, dziewczyna się odcięła, świat uratowany. Poklepała nawet Donniego po ramieniu. Gdy ten nagle wyciągnął z torby tarczę.
— O rany, poważnie? Co jeszcze tam chowasz? Jeśli zwłoki to nie mów zbyt głośno, jestem beznadziejna w utrzymywaniu tajemnic. HALO OSLO, MÓJ KUMPEL CHOWA W TORBIE ZWŁOKI — no i tak krzyknęła, składając przy tym dłonie przy ustach, by dźwięk poniósł się jeszcze lepiej. Zaraz wyszczerzyła się w jego stronę.
— Dobra, ale ja trzymam tarczę, a ty uderzasz. Trening z prawdziwego zdarzenia ze zmianą stron możemy sobie machnąć jutro. Wpiszę cię do grafiku — puściła mu oczko, ignorując kolejne piknięcie telefonu, mimo że na ułamek sekundy szare oczy powędrowały w tamtym kierunku.
Potem, do cholery.
— A mnie nie było. Moglibyście mnie kiedyś zaprosić, wiesz? To nie tak, że po zobaczeniu jak gracie zaraz opchnę wasze taktyki drużynie z Ontario. Tymczasem nigdy nawet słowa, ani od ciebie, ani od Kennetha, ani od… jak on miał — zamyśliła się przez chwilę próbując sobie przypomnieć imię tego Japończyka, co to uważał się za bóstwo wszechświata. Gdy jednak nie udało jej się przypomnieć sobie jego imienia, wzruszyła po prostu ramionami na wyjebaniu.
— Czy wozy z węglem ruszają się szybko czy wolno? — zapytała z nieco średnio inteligentną miną, patrząc w przestrzeń gdzieś ponad jego ramieniem, jakby próbowała sobie zwizualizować całą scenę. Niestety z jej wyobraźnią często było dość kiepsko.
— Nie no chyba wolno, bo inaczej by powypadał nie? Pfft, w takim razie nie jest z tobą tak źle — zwiecha zażegnana, dziewczyna się odcięła, świat uratowany. Poklepała nawet Donniego po ramieniu. Gdy ten nagle wyciągnął z torby tarczę.
— O rany, poważnie? Co jeszcze tam chowasz? Jeśli zwłoki to nie mów zbyt głośno, jestem beznadziejna w utrzymywaniu tajemnic. HALO OSLO, MÓJ KUMPEL CHOWA W TORBIE ZWŁOKI — no i tak krzyknęła, składając przy tym dłonie przy ustach, by dźwięk poniósł się jeszcze lepiej. Zaraz wyszczerzyła się w jego stronę.
— Dobra, ale ja trzymam tarczę, a ty uderzasz. Trening z prawdziwego zdarzenia ze zmianą stron możemy sobie machnąć jutro. Wpiszę cię do grafiku — puściła mu oczko, ignorując kolejne piknięcie telefonu, mimo że na ułamek sekundy szare oczy powędrowały w tamtym kierunku.
Potem, do cholery.
Dziewczyna odpowiedziała a Don zrobił nieco dziwną minę. Czyżby ona chciała wprosić się na trening? Właściwie to nie byłoby w tym nic dziwnego, ale Jav nie zdawała się być słodką idiotką, która liczy na randkę ze spoconym Donnym, który w dodatku lubi brać prysznic dłużej niż nastolatki biorą kąpiel
- Możesz zawsze przyjść sama. Hala jest zawsze otwarta, a poza tym trudno jest zaprosić kogoś, kogo się widzi raz na ruski rok. Przez te podziały klasowe nawet stołówki mamy osobne. Może powinnaś być bardziej popularna? Albo dać mi numer? - powiedział uszczypliwie Leeman, zdając sobie sprawę, że równie dobrze mógłby jej napisać wiadomość na Instagramie. Uśmiech na jego twarzy nie zmieniał się, chociaż czuł, że poleciał zbyt mocno. No nic, ta dziewczyna i tak nie wyglądała na przejętą, skoro rozmawiała o wozie z węglem. Chłopak nie powiedział nic, bo nieco rozbawiony oglądał proces dedukcyjny u dziewczyny. Wóz z węglem musiał ruszać się powoli, bo był wozem stalowym. No i z węglem.
Kiedy zaś pokazał dziewczynie tarczę, ta rozweseliła się. Nie czekając na dalsze słowa, Don sięgnął do torby po drugą i podał je dziewczynie. Sam zaś włożył rękawice, w tym samym czasie mówiąc do Jav.
- Jak będę walił za mocno, weź owijki do nadgarstków, też są w torbie. Chcesz wody to pij. Mów mi instrukcje. - powiedział ustawiając się już prawie do pozycji. Przed pierwszym lewym rozluźnił się jednak i nieśmiało zauważył: Może zobacz co tam od ciebie chcą.
- Możesz zawsze przyjść sama. Hala jest zawsze otwarta, a poza tym trudno jest zaprosić kogoś, kogo się widzi raz na ruski rok. Przez te podziały klasowe nawet stołówki mamy osobne. Może powinnaś być bardziej popularna? Albo dać mi numer? - powiedział uszczypliwie Leeman, zdając sobie sprawę, że równie dobrze mógłby jej napisać wiadomość na Instagramie. Uśmiech na jego twarzy nie zmieniał się, chociaż czuł, że poleciał zbyt mocno. No nic, ta dziewczyna i tak nie wyglądała na przejętą, skoro rozmawiała o wozie z węglem. Chłopak nie powiedział nic, bo nieco rozbawiony oglądał proces dedukcyjny u dziewczyny. Wóz z węglem musiał ruszać się powoli, bo był wozem stalowym. No i z węglem.
Kiedy zaś pokazał dziewczynie tarczę, ta rozweseliła się. Nie czekając na dalsze słowa, Don sięgnął do torby po drugą i podał je dziewczynie. Sam zaś włożył rękawice, w tym samym czasie mówiąc do Jav.
- Jak będę walił za mocno, weź owijki do nadgarstków, też są w torbie. Chcesz wody to pij. Mów mi instrukcje. - powiedział ustawiając się już prawie do pozycji. Przed pierwszym lewym rozluźnił się jednak i nieśmiało zauważył: Może zobacz co tam od ciebie chcą.
Wygięła usta w smutną podkówkę.
— Sama, no najlepiej. Poza tym wypraszam sobie, jestem bardzo popularna. Głównie wśród dziewczyn. Wiesz, chłopaków nieco onieśmiela górująca nad nimi dziewczyna. Możesz więc mnie uznać za konkurencję, bo wszystkie podrywające cię laski mogą być moje — parsknęła głupim śmiechem — ale numer mogę ci dać. Przyda ci się jak zabalujesz, zgubisz się po imprezie i wylądujesz w Bergen. Jako odpowiedzialna starsza koleżanka, ruszę dupę choćby i na drugi koniec Norwegii, by cię uratować.
Jeśli ktokolwiek śmiał w nią zwątpić, dość szybko była gotowa udowodnić, że nie kłamie. W końcu wyznawała w życiu kilka zasad takich jak "bros before hoes" czy "it ain't no fun if the homies can't have none".
— Poza tym, że nie wierzę, że nie stalkujesz mojego Instagrama dla moich nagich fotek — płynnie skłamała bez najmniejszego zażenowania, zbyt mocno zainteresowana sprawdzeniem jego reakcji.
Gdy podał jej obie tarcze, uniosła kciuki w górę i przed odebraniem ich od razu sięgnęła po owijkę.
— Bez urazy, ale wolę dmuchać na zimne. Nie wierzę w to całe twoje zmęczenie podróżą — wytknęła mu język, zaraz przymierzając owijki. Poruszyła kilka razy palcami, ułożyła je odpowiednio i zadowolona przejęła w końcu tarcze. Wzruszyła obojętnie ramionami.
— Nie wnikaj. Dobrze wiem kto do mnie pisze, a jestem z nim umówiona dopiero za godzinę, więc nie umrze jak poczeka na odpowiedź trochę dłużej. Mogę wyciszyć telefon, jeśli cię to rozprasza — zamiast to jednak zrobić od razu uniosła tarcze w górę, przesuwając się miękko w bok — dawaj Donnie. Lewy, prawy, lewy prosty!
— Sama, no najlepiej. Poza tym wypraszam sobie, jestem bardzo popularna. Głównie wśród dziewczyn. Wiesz, chłopaków nieco onieśmiela górująca nad nimi dziewczyna. Możesz więc mnie uznać za konkurencję, bo wszystkie podrywające cię laski mogą być moje — parsknęła głupim śmiechem — ale numer mogę ci dać. Przyda ci się jak zabalujesz, zgubisz się po imprezie i wylądujesz w Bergen. Jako odpowiedzialna starsza koleżanka, ruszę dupę choćby i na drugi koniec Norwegii, by cię uratować.
Jeśli ktokolwiek śmiał w nią zwątpić, dość szybko była gotowa udowodnić, że nie kłamie. W końcu wyznawała w życiu kilka zasad takich jak "bros before hoes" czy "it ain't no fun if the homies can't have none".
— Poza tym, że nie wierzę, że nie stalkujesz mojego Instagrama dla moich nagich fotek — płynnie skłamała bez najmniejszego zażenowania, zbyt mocno zainteresowana sprawdzeniem jego reakcji.
Gdy podał jej obie tarcze, uniosła kciuki w górę i przed odebraniem ich od razu sięgnęła po owijkę.
— Bez urazy, ale wolę dmuchać na zimne. Nie wierzę w to całe twoje zmęczenie podróżą — wytknęła mu język, zaraz przymierzając owijki. Poruszyła kilka razy palcami, ułożyła je odpowiednio i zadowolona przejęła w końcu tarcze. Wzruszyła obojętnie ramionami.
— Nie wnikaj. Dobrze wiem kto do mnie pisze, a jestem z nim umówiona dopiero za godzinę, więc nie umrze jak poczeka na odpowiedź trochę dłużej. Mogę wyciszyć telefon, jeśli cię to rozprasza — zamiast to jednak zrobić od razu uniosła tarcze w górę, przesuwając się miękko w bok — dawaj Donnie. Lewy, prawy, lewy prosty!
-No sama, sama. I dobrze by było, gdybyś weszła. Wreszcie chłopcy mieliby dla kogo grać. Może pójdź na cheerleaderkę, co? - powiedział rozbawiony. Kiedy dziewczyna dokończyła, też się wtrącił. -Homies over hoes? To poproszę ten numer, starsza i odpowiedzialna koleżanko.
Dziewczyna najwidoczniej była w dobrym humorze, rzuciła nawet dobrym żartem. Donny uśmiechnął się nieco szerzej, ale chyba nie aż tak creepowato jak to brzmi, i wypalił.
-A co, wrzucasz tam swoje cyce? Są chyba lepsze strony do takich promocji. - powiedział, a właściwie palnął. Nie znał dobrze Jav, i nie wiedział jak zareaguje. Zdawało mu się jednak, że wchodzi już w ten poziom znajomości, że może ją bezkarnie obrażać, a ona jego. W końcu braci się nie traci, bliźniaki z różnej matki i tak dalej.
Wzięła owijki. Dobrze, ogier mógł skupić się na prawdziwych ciosach, a nie zabawie. Kiedy więc oboje się przygotowali, bo przecież włożenie rękawic też paręnaście sekund zajmuje, słuchał co mówi dziewczyna. Odnośnie telefonu, uspokoiła go i nawet pouczyła. Powtarzając jej gest, też wzruszył ramionami. Jemu to nie przeszkadzało, chciał być po prostu miły.
-Skoro nie masz z tym problemu, trudno, żebym ja miał. - rzucił na odchodne, bo przecież trzeba było przyjąć pozycję. Nogi na szerokość barków, wróć, nieco szerzej. Długaśny był nasz Don, dlatego taką pozycję preferował. Automatyczna garda, z lewą nieco bardziej opuszczoną niż standardowo. Wciąż uczył się tego trzymania, ale skoro dostał błogosławieństwo od ojca na nieco luźniejszą gardę, wiedział, że może sobie pozwolić na skupienie na unikach. Donnie więc skręcił się lekko w bok, a następnie, jak go zresztą uczono, wyprowadził średniej siły lewy. Cios z niedominującej nigdy nie miał zabić. Miał za to wiele innych funkcji. Zaraz po nim, oczywiście po powrocie do gardy, wystąpił skręt w lewo i mocny prawy. Celował tam gdzie trzeba, to znaczy w szczękę dziewczyny. Tarcza pochłonęła energiczny cios, który był w mniemaniu Dona, zbyt wolny. Następny lewy był już szybszy, i mocny. Tak miało być.
-Jak jest? - rzucił znowu, musiał mieć jakąś realną ocenę. Nie będzie się bawić w haki, jeśli jego proste ssą.
Dziewczyna najwidoczniej była w dobrym humorze, rzuciła nawet dobrym żartem. Donny uśmiechnął się nieco szerzej, ale chyba nie aż tak creepowato jak to brzmi, i wypalił.
-A co, wrzucasz tam swoje cyce? Są chyba lepsze strony do takich promocji. - powiedział, a właściwie palnął. Nie znał dobrze Jav, i nie wiedział jak zareaguje. Zdawało mu się jednak, że wchodzi już w ten poziom znajomości, że może ją bezkarnie obrażać, a ona jego. W końcu braci się nie traci, bliźniaki z różnej matki i tak dalej.
Wzięła owijki. Dobrze, ogier mógł skupić się na prawdziwych ciosach, a nie zabawie. Kiedy więc oboje się przygotowali, bo przecież włożenie rękawic też paręnaście sekund zajmuje, słuchał co mówi dziewczyna. Odnośnie telefonu, uspokoiła go i nawet pouczyła. Powtarzając jej gest, też wzruszył ramionami. Jemu to nie przeszkadzało, chciał być po prostu miły.
-Skoro nie masz z tym problemu, trudno, żebym ja miał. - rzucił na odchodne, bo przecież trzeba było przyjąć pozycję. Nogi na szerokość barków, wróć, nieco szerzej. Długaśny był nasz Don, dlatego taką pozycję preferował. Automatyczna garda, z lewą nieco bardziej opuszczoną niż standardowo. Wciąż uczył się tego trzymania, ale skoro dostał błogosławieństwo od ojca na nieco luźniejszą gardę, wiedział, że może sobie pozwolić na skupienie na unikach. Donnie więc skręcił się lekko w bok, a następnie, jak go zresztą uczono, wyprowadził średniej siły lewy. Cios z niedominującej nigdy nie miał zabić. Miał za to wiele innych funkcji. Zaraz po nim, oczywiście po powrocie do gardy, wystąpił skręt w lewo i mocny prawy. Celował tam gdzie trzeba, to znaczy w szczękę dziewczyny. Tarcza pochłonęła energiczny cios, który był w mniemaniu Dona, zbyt wolny. Następny lewy był już szybszy, i mocny. Tak miało być.
-Jak jest? - rzucił znowu, musiał mieć jakąś realną ocenę. Nie będzie się bawić w haki, jeśli jego proste ssą.
— Cheerleaderkę, jasne. Już widzę siebie wywijającą pomponami — przewróciła oczami na samą myśl, że miałaby pojawić się na meczu w formie tego dopingującego czegoś podskakującego w przykrótkiej spódniczce. Szkoła byłaby pewnie zachwycona, ale sama Javelin raczej średnio.
— Podam ci go jak zasłużysz. Czyli jak już będę sobie szła i będę mogła bezkarnie wyciągnąć telefon, bo przyznam szczerze, że nie pamiętam własnego numeru — rozłożyła bezradnie ręce na boki, zaraz używając jednak obu do pokazania mu środkowego palca z rozbawionym uśmiechem.
— Jeb się Lee Sin — przekręciła jego nazwisko na postać z League of Legends (co za obelga) zaraz dodając jednak wyraźnie zawiedzione — cholera, więc naprawdę nie przeglądasz mojego Instagrama. Teraz to mi przykro. Prosto w serduszko. Chociaż ja chyba też nie widziałam twojego. Prowadzisz w ogóle jakiegoś czy unikasz fanek?
"Skoro nie masz z tym problemu, trudno, żebym ja miał."
— No i git — obdarzyła go kolejnym wesołym uśmiechem, wbrew pozorom pracując jednak na najwyższych obrotach. W końcu boks był dla niej niczym religia. Nic dziwnego, że wpatrywała się w niego ze skupieniem i uwagą, by dopatrzeć się jakichkolwiek ewentualnych błędów. Dziewczyna obracała się błyskawicznie, unosząc tarcze nieco wyżej w odpowiednim momencie, by przejąć siłę jego uderzenia, nieustannie będąc przy tym w ruchu.
— No kciuka w górę ci nie pokażę, mogłabym ci pocisnąć że bijesz jak baba, żeby wykrzesać z ciebie pełnię energii, ale w rzeczywistości nie jest źle. Pamiętaj tylko o trzymaniu gardy. Dawaj zmiana. Lewy, prawy prosty, lewy sierpowy, podwójny prawy prosty — rzucała komendami, wyraźnie oczekując od niego błyskawicznych reakcji. Zero śmieszków podczas faktycznego treningu.
— Podam ci go jak zasłużysz. Czyli jak już będę sobie szła i będę mogła bezkarnie wyciągnąć telefon, bo przyznam szczerze, że nie pamiętam własnego numeru — rozłożyła bezradnie ręce na boki, zaraz używając jednak obu do pokazania mu środkowego palca z rozbawionym uśmiechem.
— Jeb się Lee Sin — przekręciła jego nazwisko na postać z League of Legends (co za obelga) zaraz dodając jednak wyraźnie zawiedzione — cholera, więc naprawdę nie przeglądasz mojego Instagrama. Teraz to mi przykro. Prosto w serduszko. Chociaż ja chyba też nie widziałam twojego. Prowadzisz w ogóle jakiegoś czy unikasz fanek?
"Skoro nie masz z tym problemu, trudno, żebym ja miał."
— No i git — obdarzyła go kolejnym wesołym uśmiechem, wbrew pozorom pracując jednak na najwyższych obrotach. W końcu boks był dla niej niczym religia. Nic dziwnego, że wpatrywała się w niego ze skupieniem i uwagą, by dopatrzeć się jakichkolwiek ewentualnych błędów. Dziewczyna obracała się błyskawicznie, unosząc tarcze nieco wyżej w odpowiednim momencie, by przejąć siłę jego uderzenia, nieustannie będąc przy tym w ruchu.
— No kciuka w górę ci nie pokażę, mogłabym ci pocisnąć że bijesz jak baba, żeby wykrzesać z ciebie pełnię energii, ale w rzeczywistości nie jest źle. Pamiętaj tylko o trzymaniu gardy. Dawaj zmiana. Lewy, prawy prosty, lewy sierpowy, podwójny prawy prosty — rzucała komendami, wyraźnie oczekując od niego błyskawicznych reakcji. Zero śmieszków podczas faktycznego treningu.
Javelin może nie wyobrażała sobie siebie w roli cheerleaderki, ale Don już jak najbardziej. Dziewczyna była wysoka, wygimnastykowana, skoczna, lubiła krzyczeć, była ładna - miała pełen pakiet. I o ile dla młodego byczka wszystkie te rytuały wstępne nigdy nie grały większej roli, to zdawał sobie sprawę z tego, że popularność niektórych dziewczyn była większa od połowy drużyny razem wziętej. A to naprawdę niezły wyczyn.
- Nie widzisz siebie z pomponami, a ja widziałem ciebie z rękawicami. Wizualnie niewielka różnica, szczególnie z daleka. - Młody odbił piłeczkę. Kiedy indywidualistka postanowiła podzielić się z nim wiadomością o późniejszym daniu numeru, skinął tylko głową. Nie miał zresztą czasu by mówić, ta nieźle go obśmiała. Parsknął pod nosem na dźwięk obelgi. - Jak już będę miał na ciebie namiar, dam ci followa. A ja? Mam, ale od jakiegoś czasu nic tam nie wrzucam. Nie mam na to głowy.
Partnerka zbijała ciosy chłopaka, niwelując przy tym cały impet. Donnie ucieszył się, bo wiedział, że teraz może walić mocniej. Po ocenie od dziewczyny spiął się nieco, ale zaraz znowu rozluźnił. Nie można być całkowicie napiętym, wtedy ciosy są sztywne, nie wychodzą z gardy albo co gorsza, nie ciągną ze sobą całego ciała. Nie ma nic gorszego niż ustawiać się pod finiszer, markując przedtem proste, a zakończyć sierpem, który nie idzie po linii, i stracić cały impet.
- Z twoich ust to brzmi jak komplement. A gardę trzymam. - No i trzyma, niżej niż ona. Gotowy był na wszelkie jej ingerencje, na jej lekkie ciosy, które miały wyprowadzić go z równowagi. Spodziewał się nawet, że dziewczyna będzie chciała pacnąć go tarczą w głowę. Nieźle to wyprowadzało z równowagi takich młodych byczków, ale nie naszego Dona. Chłop nie myślał o niczym, tylko o ciosach. Lewy - bam. Ręka wraca do gardy, ciało się skręca i zaraz po nim prawy - pow. No i król wszystkich ciosów, lewy sierpowy, wyprowadzony od razu w momencie powrotu prawej ręki do gardy. W ten cios młodziak włożył cały impet jaki posiadał w danej chwili. Pamiętał, że siła idzie ze skrętu tułowia, a ręka ma być prostopadła do ziemi. I przyłożył nieźle, ciekawe jak dziewczyna to zniosła, ale nie zaprzestał. Wiedział co idzie dalej. Pierwszy prawy już się zbliżał, lekki i szybszy niż zazwyczaj, żeby wkurwić nieco tarczownika. Drugi natomiast był już z pełnego impetu i skrętu tułowia. Jeśli Jav go zbije, nie będzie tak źle.
- Nie widzisz siebie z pomponami, a ja widziałem ciebie z rękawicami. Wizualnie niewielka różnica, szczególnie z daleka. - Młody odbił piłeczkę. Kiedy indywidualistka postanowiła podzielić się z nim wiadomością o późniejszym daniu numeru, skinął tylko głową. Nie miał zresztą czasu by mówić, ta nieźle go obśmiała. Parsknął pod nosem na dźwięk obelgi. - Jak już będę miał na ciebie namiar, dam ci followa. A ja? Mam, ale od jakiegoś czasu nic tam nie wrzucam. Nie mam na to głowy.
Partnerka zbijała ciosy chłopaka, niwelując przy tym cały impet. Donnie ucieszył się, bo wiedział, że teraz może walić mocniej. Po ocenie od dziewczyny spiął się nieco, ale zaraz znowu rozluźnił. Nie można być całkowicie napiętym, wtedy ciosy są sztywne, nie wychodzą z gardy albo co gorsza, nie ciągną ze sobą całego ciała. Nie ma nic gorszego niż ustawiać się pod finiszer, markując przedtem proste, a zakończyć sierpem, który nie idzie po linii, i stracić cały impet.
- Z twoich ust to brzmi jak komplement. A gardę trzymam. - No i trzyma, niżej niż ona. Gotowy był na wszelkie jej ingerencje, na jej lekkie ciosy, które miały wyprowadzić go z równowagi. Spodziewał się nawet, że dziewczyna będzie chciała pacnąć go tarczą w głowę. Nieźle to wyprowadzało z równowagi takich młodych byczków, ale nie naszego Dona. Chłop nie myślał o niczym, tylko o ciosach. Lewy - bam. Ręka wraca do gardy, ciało się skręca i zaraz po nim prawy - pow. No i król wszystkich ciosów, lewy sierpowy, wyprowadzony od razu w momencie powrotu prawej ręki do gardy. W ten cios młodziak włożył cały impet jaki posiadał w danej chwili. Pamiętał, że siła idzie ze skrętu tułowia, a ręka ma być prostopadła do ziemi. I przyłożył nieźle, ciekawe jak dziewczyna to zniosła, ale nie zaprzestał. Wiedział co idzie dalej. Pierwszy prawy już się zbliżał, lekki i szybszy niż zazwyczaj, żeby wkurwić nieco tarczownika. Drugi natomiast był już z pełnego impetu i skrętu tułowia. Jeśli Jav go zbije, nie będzie tak źle.
Bardzo dobrze, followersów nigdy za mało. Liaison uwielbiała komentarze i lajki pod swoimi zdjęciami, a odpisywanie na wszystkie zaczepki sprawiało jej niemałą frajdę. W którymś momencie stała się dzieckiem social mediów i odkryła, że czuje się z tym świetnie. Zwłaszcza, gdy mogła się pobawić w modeling, realizując przy tym przeróżne swoje fantazje.
"Z twoich ust to brzmi jak komplement."
— Smooth, trenujesz te podrywy przed lustrem? — błysnęła równymi, białymi zębami w uśmiechu, nie ciągnąc jednak tematu. Pojedyncze teksty mogły jej pomóc w rozładowaniu emocji, ale prawda była taka, że nie mogła sobie pozwolić na przesadne rozkojarzenie. Donnie był wyższy od niej, a sama płeć sprawiała, że miał przewagę siłową, przez co każdy jego cios musiała odpowiednio blokować, ochraniając się jednocześnie przed dostaniem w pysk. Czy to jego rękawicą, czy tarczą którą nieustannie trzymała. W końcu niejednokrotnie widziała błędy nowicjuszy, którzy nagle tracili skupienie i starali się przeskakiwać na boki, jednocześnie myśląc o niebieskich migdałach. Jedna z takich sytuacji skończyła się zbyt mocnym, niespodziewanym ciosem Javelin i rozkwaszonym nosem Michaela, którego zabrali do szpitala karetką, obawiając się że wgniotła mu go w mózg. Całe szczęście zrósł się prosty. W miarę.Widząc mocniejszy cios zwolniła nieco, by się osłonić i wzmocnić własne oparcie na ziemi, chcąc się na nim utrzymać. Szybko wróciła jednak do poprzedniego rytmu, zwracając cios, choć nie włożyła w niego tyle siły co chłopak. Bardziej chciała mu jedynie utrudnić odpowiednie wcelowanie i sprawdzić jak szybko dostosowuje się do sytuacji, w której się znajduje.
Zbiła ostatni cios i wycofała się kilka kroków. Wypuściła powietrze spomiędzy warg i uśmiechnęła się.
— Nieźle Leeman. Widzę, że nie opieprzasz się na treningach — rzuciła zaczepnie unosząc tarcze w górę — chcesz się napić czy lecimy dalej? Mogę ci poświęcić jeszcze koło dziesięciu minut. Wolałabym się za mocno nie spocić przed randką, sorry. Obiecuję, że jutro nie usłyszysz ode mnie tak durnego tekstu.
Zaśmiała się gotowa podyktować mu kolejną serię ciosów.
"Z twoich ust to brzmi jak komplement."
— Smooth, trenujesz te podrywy przed lustrem? — błysnęła równymi, białymi zębami w uśmiechu, nie ciągnąc jednak tematu. Pojedyncze teksty mogły jej pomóc w rozładowaniu emocji, ale prawda była taka, że nie mogła sobie pozwolić na przesadne rozkojarzenie. Donnie był wyższy od niej, a sama płeć sprawiała, że miał przewagę siłową, przez co każdy jego cios musiała odpowiednio blokować, ochraniając się jednocześnie przed dostaniem w pysk. Czy to jego rękawicą, czy tarczą którą nieustannie trzymała. W końcu niejednokrotnie widziała błędy nowicjuszy, którzy nagle tracili skupienie i starali się przeskakiwać na boki, jednocześnie myśląc o niebieskich migdałach. Jedna z takich sytuacji skończyła się zbyt mocnym, niespodziewanym ciosem Javelin i rozkwaszonym nosem Michaela, którego zabrali do szpitala karetką, obawiając się że wgniotła mu go w mózg. Całe szczęście zrósł się prosty. W miarę.Widząc mocniejszy cios zwolniła nieco, by się osłonić i wzmocnić własne oparcie na ziemi, chcąc się na nim utrzymać. Szybko wróciła jednak do poprzedniego rytmu, zwracając cios, choć nie włożyła w niego tyle siły co chłopak. Bardziej chciała mu jedynie utrudnić odpowiednie wcelowanie i sprawdzić jak szybko dostosowuje się do sytuacji, w której się znajduje.
Zbiła ostatni cios i wycofała się kilka kroków. Wypuściła powietrze spomiędzy warg i uśmiechnęła się.
— Nieźle Leeman. Widzę, że nie opieprzasz się na treningach — rzuciła zaczepnie unosząc tarcze w górę — chcesz się napić czy lecimy dalej? Mogę ci poświęcić jeszcze koło dziesięciu minut. Wolałabym się za mocno nie spocić przed randką, sorry. Obiecuję, że jutro nie usłyszysz ode mnie tak durnego tekstu.
Zaśmiała się gotowa podyktować mu kolejną serię ciosów.
Pomimo szybkich ruchów, Liason zbiła wszystkie ciosy Dona. Wyprowadzała też krótkie kontry, które miały zwolnić ruchy młodzieńca. Była niezła, tak myślał Donnie, który po wykonaniu ostatniego ciosu zauważył, że ta robi kilka kroków do tyłu. Cofnął się więc i on, tak samo jak cofnął się od jej wcześniejszego komentarza. Wysłuchał co mówiła, ale przejął się nieco jej słowami. Don wczuwał się już w wymianę ognia i miał nawet zamiar nieco przyświrować, podczas gdy ta oznajmiła, że zaraz kończą. Opuścił więc gardę, złapał nieco powietrza i odezwał się.
-Poprzeszkadzaj mi trochę. Chcę poćwiczyć zwody. - rzucił szybko i zbliżył do dziewczyny. Skoro i tak kończyli, nie było sensu angażować się w mocne ciosy, bo te tylko nakręcały Leemana. Laska też musiałaby je absorbować i zbijać, a teraz wystarczy, że będzie nękać sportowca szybkimi prostymi, zmuszając go do odejść albo uników. W sumie to Don i tak zawsze opierał walkę na tej taktyce. Odejść, odchylić się, a potem pełen kontakt. - Durny? Masz na myśli "randkę" czy "spocenie się"?
Kiedy już wymienili partię ciosów, chłopak opuścił ręce. Barki bolały go jak cholera. Ciągnął go też najszerszy grzbietu, z lewej strony. No nic, będzie musiał się porządnie rozciągnąć następnego poranka. Młody nie zdejmował jeszcze rękawic, chociaż miał wrażenie, że raczej jest już po wszystkim. W końcu czas miał to do siebie, że płynął szybciej kiedy robiło się tak ekscytujące rzeczy jak boks.
- Z kim idziesz? - spytał jakby na odchodne. Trochę ciekawski był, ten nasz młody Don.
-Poprzeszkadzaj mi trochę. Chcę poćwiczyć zwody. - rzucił szybko i zbliżył do dziewczyny. Skoro i tak kończyli, nie było sensu angażować się w mocne ciosy, bo te tylko nakręcały Leemana. Laska też musiałaby je absorbować i zbijać, a teraz wystarczy, że będzie nękać sportowca szybkimi prostymi, zmuszając go do odejść albo uników. W sumie to Don i tak zawsze opierał walkę na tej taktyce. Odejść, odchylić się, a potem pełen kontakt. - Durny? Masz na myśli "randkę" czy "spocenie się"?
Kiedy już wymienili partię ciosów, chłopak opuścił ręce. Barki bolały go jak cholera. Ciągnął go też najszerszy grzbietu, z lewej strony. No nic, będzie musiał się porządnie rozciągnąć następnego poranka. Młody nie zdejmował jeszcze rękawic, chociaż miał wrażenie, że raczej jest już po wszystkim. W końcu czas miał to do siebie, że płynął szybciej kiedy robiło się tak ekscytujące rzeczy jak boks.
- Z kim idziesz? - spytał jakby na odchodne. Trochę ciekawski był, ten nasz młody Don.
— Tak jest, kapitanie — zasalutowała jedną z tarcz może odrobinę niezdarnie, ale zaraz przystąpiła do zasugerowanej formy treningu. Nawet jeśli jeszcze chwilę temu mówiła, że nie chce się przesadnie spocić chyba postanowiła mocno uwierzyć w swój dezodorant czy inny antyperspirant. Zasypała Leemana gradem szybkich ciosów, nieustannie przesuwając się w przeróżnych kierunkach, by wymusić na nim nie tylko czujność, ale i szybką reakcję. Wystarczyłoby, że rozkojarzy się na kilka sekund, by tarcza uderzyła w niego z impetem.
Odpowiedziała mu dopiero, gdy skończyli.
— Chodziło mi o spocenie się rzecz jasna. Randki nie są głupie, Donnie. Przyznaj się, kiedy ostatni raz zszedłeś z boiska i zakręciłeś się wokół jakiejś dziewczyny? Albo chłopaka, w końcu żeby życie miało smaczek… i tak dalej — uśmiechnęła się promiennie, obchodząc dookoła, zupełnie jakby pokrótce dokonywała odpowiedniej oceny. Bo to właśnie robiła. Nie odezwała się jednak ani słowem, pozostając jedynie przy tej zabawnej jej zdaniem prowokacji, zaraz ściągając z rąk jego własności i odkładając je do torby. Pokręciła kilkakrotnie nadgarstkami na boki. Mimo owijek i tak potrzebowała chwili na ich ponowne rozluźnienie. Zanim sięgnęła do kieszeni kurtki, wyciągając z niej paczkę papierosów. Jeden z nich wylądował między jej ustami, gdy odpaliła go zerkając w stronę Leemana.
— Zaoferowałabym ci jednego, ale nie chcę żeby ktoś mnie oskarżył o demoralizację nieletnich. Bo jesteś nieletni, nie? Ile właściwie masz lat, Donnie? — zapytała przyglądając mu się z ciekawością, nim nagle drgnęła w miejscu wyraźnie sobie o czymś przypominając.
— Telefon, właśnie — wyciągnęła komórkę z kieszeni, podnosząc rękę w niemym geście "zaczekaj chwilę" i odpisała na wiadomości, zaraz wyciągając urządzenie w jego stronę z otwartym polem dodania kontaktu.
— Wpisz się, puszczę ci sygnał.
"Z kim idziesz?"
Zaciągnęła się dymem, zaraz wypuszczając go w bok, by w miarę możliwości nie doleciał do stojącego przed nią chłopaka.
— Tajemnica — wyszczerzyła się w ten swój typowy nieco głupkowaty sposób, mimo że zaraz wzruszyła ramionami — z takim jednym baristą. Jak będziesz potrzebował zniżki na kawę, daj znać. Coś wykombinuję.
Strzepnęła popiół na ziemię, przeczesując włosy palcami wolnej ręki.
Odpowiedziała mu dopiero, gdy skończyli.
— Chodziło mi o spocenie się rzecz jasna. Randki nie są głupie, Donnie. Przyznaj się, kiedy ostatni raz zszedłeś z boiska i zakręciłeś się wokół jakiejś dziewczyny? Albo chłopaka, w końcu żeby życie miało smaczek… i tak dalej — uśmiechnęła się promiennie, obchodząc dookoła, zupełnie jakby pokrótce dokonywała odpowiedniej oceny. Bo to właśnie robiła. Nie odezwała się jednak ani słowem, pozostając jedynie przy tej zabawnej jej zdaniem prowokacji, zaraz ściągając z rąk jego własności i odkładając je do torby. Pokręciła kilkakrotnie nadgarstkami na boki. Mimo owijek i tak potrzebowała chwili na ich ponowne rozluźnienie. Zanim sięgnęła do kieszeni kurtki, wyciągając z niej paczkę papierosów. Jeden z nich wylądował między jej ustami, gdy odpaliła go zerkając w stronę Leemana.
— Zaoferowałabym ci jednego, ale nie chcę żeby ktoś mnie oskarżył o demoralizację nieletnich. Bo jesteś nieletni, nie? Ile właściwie masz lat, Donnie? — zapytała przyglądając mu się z ciekawością, nim nagle drgnęła w miejscu wyraźnie sobie o czymś przypominając.
— Telefon, właśnie — wyciągnęła komórkę z kieszeni, podnosząc rękę w niemym geście "zaczekaj chwilę" i odpisała na wiadomości, zaraz wyciągając urządzenie w jego stronę z otwartym polem dodania kontaktu.
— Wpisz się, puszczę ci sygnał.
"Z kim idziesz?"
Zaciągnęła się dymem, zaraz wypuszczając go w bok, by w miarę możliwości nie doleciał do stojącego przed nią chłopaka.
— Tajemnica — wyszczerzyła się w ten swój typowy nieco głupkowaty sposób, mimo że zaraz wzruszyła ramionami — z takim jednym baristą. Jak będziesz potrzebował zniżki na kawę, daj znać. Coś wykombinuję.
Strzepnęła popiół na ziemię, przeczesując włosy palcami wolnej ręki.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach