▲▼
Przeciąganie na stoją trochę pomogło, ale tylko na chwilę. A z każda następną sekundą czuł ponowne znużenie. Najgorsze było czekanie na to co powie Kenneth. Ziewnął przeciągliwie i w tym momencie akurat, zaczął do niego mówić. Szybko spróbował się skupić, aby wiedzieć, co do niego jest przekazywane.
- Tak, a co? Czekaj, co…. To jednak nie idziemy do Starbucka?!... Ty… - ciężko westchnął, jak zobaczył postawę jego współlokatora. – Jutro? Ej!... Nie bawię się tak. Nie jesteś moim ojcem, żeby tak mówić.
Od razu posypały się sprzeciwy z strony Huanga, najpierw mieli iść, a teraz sam blondyn z tego rezygnuje. Dziwne… Chyba, że również złapało go zmęczenie. To jeszcze przejdzie mu płazem.
Sun, kolejny raz ziewną, po czym poczuł, że jest ciągnięty za ramię, a raczej został wzięty za ramię. Szybko złapał swoją walizkę, a niej bagaż podręczny i mogli pójść do pokoju.
Po znalezieniu odpowiedniego numerku na drzwiach weszli do środka. O pytanie, kto pierwszy zajmuje łazienkę, Huang mógł sobie odpuścić, bo Kenneth padł jak długa belka na łóżko i poszedł spać. Z takim przyjemnym rozwiązaniem Sun, mógł pójść do łazienki i zażyć długiego prysznica, aby zmyć odczuwalny na sobie brud od podróży.
W łazience siedział może z godzinę. Pozwolił sobie na to, bo jego współlokator poszedł w kimono szybciej od niego. Po dokładnej kąpieli wyszedł z łazienki w innych ubraniach, ze spokojem w nich mógł się położyć spać. Po rzuceniu brudnych ubrań na krzesło i przytarganie swoich bagaży około swojego łóżka, położył się i poszedł spać.
- Tak, a co? Czekaj, co…. To jednak nie idziemy do Starbucka?!... Ty… - ciężko westchnął, jak zobaczył postawę jego współlokatora. – Jutro? Ej!... Nie bawię się tak. Nie jesteś moim ojcem, żeby tak mówić.
Od razu posypały się sprzeciwy z strony Huanga, najpierw mieli iść, a teraz sam blondyn z tego rezygnuje. Dziwne… Chyba, że również złapało go zmęczenie. To jeszcze przejdzie mu płazem.
Sun, kolejny raz ziewną, po czym poczuł, że jest ciągnięty za ramię, a raczej został wzięty za ramię. Szybko złapał swoją walizkę, a niej bagaż podręczny i mogli pójść do pokoju.
Po znalezieniu odpowiedniego numerku na drzwiach weszli do środka. O pytanie, kto pierwszy zajmuje łazienkę, Huang mógł sobie odpuścić, bo Kenneth padł jak długa belka na łóżko i poszedł spać. Z takim przyjemnym rozwiązaniem Sun, mógł pójść do łazienki i zażyć długiego prysznica, aby zmyć odczuwalny na sobie brud od podróży.
W łazience siedział może z godzinę. Pozwolił sobie na to, bo jego współlokator poszedł w kimono szybciej od niego. Po dokładnej kąpieli wyszedł z łazienki w innych ubraniach, ze spokojem w nich mógł się położyć spać. Po rzuceniu brudnych ubrań na krzesło i przytarganie swoich bagaży około swojego łóżka, położył się i poszedł spać.
Biedny Sunzhong, nie doczekał się upragnionej wycieczki do Starbucksa, a jedynie cicho pochrapującego Kennetha. Na szczęście nie był na tyle głośny i irytujący, żeby nie dało się przez niego zasnąć. No, chyba że ktoś był biednym osobnikiem o wrażliwych uszach porównywalnych z psem w maksymalnie czujnym trybie.
Ale rano to się dopiero zaczęło. Zapowiadał się zajebisty miesiąc pełen wrażeń, biorąc pod uwagę, że ta wielka cholera może i nie zaczęła hałasować zaraz po tym jak się obudziła, grzecznie skradając się do łazienki, ale te śpiewy pod prysznicem były już gorsze.
Nie, żeby miał jakiś gówniany głos, ale wirtuozem to on nie zostanie, pomijając już, że był cholernie głośno - najwyraźniej butelki szamponu klaskały i krzyczały: "encore, encore!" podczas jego wykonania Hit Me Baby One More Time.
Ósma rano, ptaszki za oknem vibujące sobie do swoich pieśni godowych, a za drzwiami przerośnięty Australijczyk wycierający mokry tyłek i skaczący między hitami Britney i Taylor, czasami sklecając je w jedno i robiąc jeden wielki mashup.
Najgorzej.
Ale jak się ładnie uciszył, kiedy wyszedł już obcykany, usyszany, wychuchany, a nawet i ubrany, ze szczoteczką do zębów w pysku i pianą w kąciku ust.
- Ej, Sun - mówił minimalnie niewyraźnie, bo jednak starał się gębę trzymać przymkniętą - to chcesz się poszwędać gdzieś razem czy będziesz startować do tej ślicznej bejbi z lotniska?
Bo nie znał imienia tej małej uroczej brązowowłosej (o której nadal nie wiedział, że trzepnął ją swoją torbą, bo normalnie to by płakał i ją przepraszał na kolanach, serio), więc trzeba było znaleźć jej jakiś alias. Ale no. Tożeś dojebał, Cameron.
Ale rano to się dopiero zaczęło. Zapowiadał się zajebisty miesiąc pełen wrażeń, biorąc pod uwagę, że ta wielka cholera może i nie zaczęła hałasować zaraz po tym jak się obudziła, grzecznie skradając się do łazienki, ale te śpiewy pod prysznicem były już gorsze.
Nie, żeby miał jakiś gówniany głos, ale wirtuozem to on nie zostanie, pomijając już, że był cholernie głośno - najwyraźniej butelki szamponu klaskały i krzyczały: "encore, encore!" podczas jego wykonania Hit Me Baby One More Time.
Ósma rano, ptaszki za oknem vibujące sobie do swoich pieśni godowych, a za drzwiami przerośnięty Australijczyk wycierający mokry tyłek i skaczący między hitami Britney i Taylor, czasami sklecając je w jedno i robiąc jeden wielki mashup.
Najgorzej.
Ale jak się ładnie uciszył, kiedy wyszedł już obcykany, usyszany, wychuchany, a nawet i ubrany, ze szczoteczką do zębów w pysku i pianą w kąciku ust.
- Ej, Sun - mówił minimalnie niewyraźnie, bo jednak starał się gębę trzymać przymkniętą - to chcesz się poszwędać gdzieś razem czy będziesz startować do tej ślicznej bejbi z lotniska?
Bo nie znał imienia tej małej uroczej brązowowłosej (o której nadal nie wiedział, że trzepnął ją swoją torbą, bo normalnie to by płakał i ją przepraszał na kolanach, serio), więc trzeba było znaleźć jej jakiś alias. Ale no. Tożeś dojebał, Cameron.
Szybko zasnął. Na początku słyszał ciche pochrapywanie swojego współlokatora. Jednak, kiedy odleciał do krainy snu, nie słyszał niczego co się dzieje wokół niego. Czasem lubił takie wycieczenie swojego organizmu, bo czuł fizycznie zmęczenie i o niczym nie myśląc szedł spać, aby się zregenerować.
Noc minęła mu bardzo szybko, nawet nie obejrzał się, że był już następny dzień w Norwegii. Przebudziło go jakieś dziwne nucenie, przynajmniej tak mu się wydawało, że ktoś nuci, ale jak jego umysł wrócił do żywych, zdał sobie sprawę, że to była próba śpiewu męskiego głosu. Przewrócił się na prawy bok, później na lewy i w rezultacie przewrócił się na plecy, aby zmierzyć przymrużonym wzrokiem Kennetha, który raczej należał do tych, którzy od wczesnych godzin porannych musieli już działać.
Po usłyszeniu tego, niewyraźnego bełkotu - spowodowanego przez trzymanie w ustach szczoteczki do zębów - musiał do najpierw przeanalizować, przeciągając się jeszcze w łóżku.
- 'Startować?...' - powtórzył nie wyraźnie, dalej analizując, o co może chodzić jemu współlokatorowi. Przypominając co było na lotnisku przed wylotem do Norwegii. - Masz na myśli tą kasztanową dziewczynę?... Czekaj, jak ona miała... Hmm... Mia?... Tak, chyba tak. Nie będę jej wyrywał, to była po prostu rozmowa - przerwał na chwilę, zastanawiając się, czy ma uświadomić swojego rozmówce, że trzepnął ją swoim bagażem przed wylotem z Kanady? Podczas tego intensywnego myślenia z rana ziewnął i wszystko, całe przemyślenia zeszły na drugi plan.
- Dzisiaj idziemy zwiedzać miasto i do Starbucka. Nie odpuszczę tobie, za wczoraj - zakomunikował, przy tym cicho się śmiejąc.
Po drugim ziewnięciu powoli wstał z łóżka i pokręcił głową, przy czym jego czarne włosy latały na prawo i lewo, będąc nadal w nieładzie. Musiał obudzić swój umysł, aby nie chodzić po pokoju jak zombie, czując znużenie po zmianie stresy czasowej.
- Dobra, daj mi... dwadzieścia minut na doprowadzenie siebie do porządku i możemy wychodzić.
Poinformował Kennetha krótko i zaczął swój poranny cykl, oporządzania się po przebudzeniu. przed pójściem do łazienki, wziął ze sobą potrzebne rzeczy; ubrania i swoje kosmetyki, których używał na co dzień.
Najpierw przemył twarz i nałożył jakiś krem, aby skóra była odpowiednio natłuszczona. Potem zabrał się za doprowadzania swoich włosów do porządku. Przy czym likwidując swój przedziałek, robiąc czary mary i ma ładną grzywkę. Założył wszystkie kolczyki jakie posiadał - bez nich się nie rusza, nigdzie. I ostatnie co zostało mu do zrobienia to zmienić dresy na przyzwoite ubrania. Dół zmienił na jasne dżinsy, górę na bluzkę z krótkim rękawem w biało-czerwone poziome paski i jeszcze na to narzucił białą luźną z szerokimi mankietami - nie zapinając ich - koszulę. Zapinając pierwsze trzy guziki od dołu i wkładając przód w spodnie. stylizacja
Po dwudziestu minutach wyszedł z łazienki, wracając jeszcze do swojej walizki szukając butów i kto by się spodziewał, okularów zerówek. Z walizki wyciągnął czerwone wysokie conversy i miedziane zerówki z ozdobną linką, co dawało pozbycia się ich z nosa, ale miałby je cały czas przy sobie, na szyi.
-Okay, możemy już wychodzić -odezwał się do Kennetha, zakładając ostanie dwie rzeczy na siebie i mogli wychodzić z pokoju.
Noc minęła mu bardzo szybko, nawet nie obejrzał się, że był już następny dzień w Norwegii. Przebudziło go jakieś dziwne nucenie, przynajmniej tak mu się wydawało, że ktoś nuci, ale jak jego umysł wrócił do żywych, zdał sobie sprawę, że to była próba śpiewu męskiego głosu. Przewrócił się na prawy bok, później na lewy i w rezultacie przewrócił się na plecy, aby zmierzyć przymrużonym wzrokiem Kennetha, który raczej należał do tych, którzy od wczesnych godzin porannych musieli już działać.
Po usłyszeniu tego, niewyraźnego bełkotu - spowodowanego przez trzymanie w ustach szczoteczki do zębów - musiał do najpierw przeanalizować, przeciągając się jeszcze w łóżku.
- 'Startować?...' - powtórzył nie wyraźnie, dalej analizując, o co może chodzić jemu współlokatorowi. Przypominając co było na lotnisku przed wylotem do Norwegii. - Masz na myśli tą kasztanową dziewczynę?... Czekaj, jak ona miała... Hmm... Mia?... Tak, chyba tak. Nie będę jej wyrywał, to była po prostu rozmowa - przerwał na chwilę, zastanawiając się, czy ma uświadomić swojego rozmówce, że trzepnął ją swoim bagażem przed wylotem z Kanady? Podczas tego intensywnego myślenia z rana ziewnął i wszystko, całe przemyślenia zeszły na drugi plan.
- Dzisiaj idziemy zwiedzać miasto i do Starbucka. Nie odpuszczę tobie, za wczoraj - zakomunikował, przy tym cicho się śmiejąc.
Po drugim ziewnięciu powoli wstał z łóżka i pokręcił głową, przy czym jego czarne włosy latały na prawo i lewo, będąc nadal w nieładzie. Musiał obudzić swój umysł, aby nie chodzić po pokoju jak zombie, czując znużenie po zmianie stresy czasowej.
- Dobra, daj mi... dwadzieścia minut na doprowadzenie siebie do porządku i możemy wychodzić.
Poinformował Kennetha krótko i zaczął swój poranny cykl, oporządzania się po przebudzeniu. przed pójściem do łazienki, wziął ze sobą potrzebne rzeczy; ubrania i swoje kosmetyki, których używał na co dzień.
Najpierw przemył twarz i nałożył jakiś krem, aby skóra była odpowiednio natłuszczona. Potem zabrał się za doprowadzania swoich włosów do porządku. Przy czym likwidując swój przedziałek, robiąc czary mary i ma ładną grzywkę. Założył wszystkie kolczyki jakie posiadał - bez nich się nie rusza, nigdzie. I ostatnie co zostało mu do zrobienia to zmienić dresy na przyzwoite ubrania. Dół zmienił na jasne dżinsy, górę na bluzkę z krótkim rękawem w biało-czerwone poziome paski i jeszcze na to narzucił białą luźną z szerokimi mankietami - nie zapinając ich - koszulę. Zapinając pierwsze trzy guziki od dołu i wkładając przód w spodnie. stylizacja
Po dwudziestu minutach wyszedł z łazienki, wracając jeszcze do swojej walizki szukając butów i kto by się spodziewał, okularów zerówek. Z walizki wyciągnął czerwone wysokie conversy i miedziane zerówki z ozdobną linką, co dawało pozbycia się ich z nosa, ale miałby je cały czas przy sobie, na szyi.
-Okay, możemy już wychodzić -odezwał się do Kennetha, zakładając ostanie dwie rzeczy na siebie i mogli wychodzić z pokoju.
Jakiż zawód był widoczny na twarzy blondyna, kiedy dowiedział się, że materiału na tea spill jednak zabrakło i nie miały się tu wydarzyć żadne szkolne romanse. A już chciał krzyczeć, że ich shippuje. Bo oboje byli niscy (oczywiście dla Kennego KAŻDY BYŁ NISKI, jak już zostało wspomniane chyba milion razy).
- Coooooo, jak to nie, wyglądaliście razem jak takie dwa szczeniaczki. Lady i Tramp, o - przyznał ze szczerym bólem serduszka, nim zaszył się na ostatnie pół minuty w łazience, żeby z łaski swojej umyć pysk i wypłukać jego wnętrze z całej tej piany. No i tak to on mógł żyć. I, oho, ktoś tu pamiętał o Starbucksie.
- Spoczko, foczko, ja sam potrzebuję jakiejś kawy, jak na prawilnego Gen Z dongera przystało - zakomunikował, nie mogąc się oprzeć podkreśleniu całego tego zdania swoim jeszcze cięższym niż zwykle akcentem. Zaraz zacznie pluć boomerskim australijskim slangiem na prawo i lewo jak go ojciec przyuczył i dopiero będzie dzicz, której nie zrozumie już dosłownie nikt. Na komunikat o potrzebnym czasie, Cameron uniósł jedynie kciuki i wyszczerzył te swoje kły, jakby chciał nimi kogoś oślepić. Sam już skończył swoje łazienkowe rytuały, to i mógł przejść do wygrzebywania portfela z torby podręcznej i wciśnięcia go do kieszeni spodni. Na dobrą sprawę nic innego poza tym i telefonem do ewentualnego robienia zdjęć nie było mu potrzebne na zewnątrz. Jeszcze tylko wydobył swoją zapomnianą podczas wczorajszego lotu konsolę i podziabał na szybko jakiś wyścig w byle grze, żeby zabić czas - mimo wszystko nie umiał siedzieć bezczynnie, więc albo to, albo skakałby pod drzwiami łazienki krzycząc do biednego Suna. A miał w sobie na tyle przyzwoitości, żeby nie robić tak niemal obcemu sobie chłopakowi. Któremu przy okazji wisiał kawę.
I jak się popisowo odbił od łóżka na równe nogi, kiedy zobaczył otwierające się łazienkowe drzwi. Pies gotowy do spaceru. Kenny totalnie byłby jakimś niewychowanym golden retrieverem, gdyby był psem. Odłożył konsolę na poduszkę i zaszurał pod drzwi, żeby tylko szybko wcisnąć na nogi te same trampki, które miał na sobie podczas lotu. Nie żeby to była jego jedyna para. A skąd.
Wcale.
- Dobra, bejbe, idziemy w tany, tylko trzeba się chyba jeszcze zgłosić.
I jakby nigdy nic, ruszył na zewnątrz pokoju.
zt x2. ;3
- Coooooo, jak to nie, wyglądaliście razem jak takie dwa szczeniaczki. Lady i Tramp, o - przyznał ze szczerym bólem serduszka, nim zaszył się na ostatnie pół minuty w łazience, żeby z łaski swojej umyć pysk i wypłukać jego wnętrze z całej tej piany. No i tak to on mógł żyć. I, oho, ktoś tu pamiętał o Starbucksie.
- Spoczko, foczko, ja sam potrzebuję jakiejś kawy, jak na prawilnego Gen Z dongera przystało - zakomunikował, nie mogąc się oprzeć podkreśleniu całego tego zdania swoim jeszcze cięższym niż zwykle akcentem. Zaraz zacznie pluć boomerskim australijskim slangiem na prawo i lewo jak go ojciec przyuczył i dopiero będzie dzicz, której nie zrozumie już dosłownie nikt. Na komunikat o potrzebnym czasie, Cameron uniósł jedynie kciuki i wyszczerzył te swoje kły, jakby chciał nimi kogoś oślepić. Sam już skończył swoje łazienkowe rytuały, to i mógł przejść do wygrzebywania portfela z torby podręcznej i wciśnięcia go do kieszeni spodni. Na dobrą sprawę nic innego poza tym i telefonem do ewentualnego robienia zdjęć nie było mu potrzebne na zewnątrz. Jeszcze tylko wydobył swoją zapomnianą podczas wczorajszego lotu konsolę i podziabał na szybko jakiś wyścig w byle grze, żeby zabić czas - mimo wszystko nie umiał siedzieć bezczynnie, więc albo to, albo skakałby pod drzwiami łazienki krzycząc do biednego Suna. A miał w sobie na tyle przyzwoitości, żeby nie robić tak niemal obcemu sobie chłopakowi. Któremu przy okazji wisiał kawę.
I jak się popisowo odbił od łóżka na równe nogi, kiedy zobaczył otwierające się łazienkowe drzwi. Pies gotowy do spaceru. Kenny totalnie byłby jakimś niewychowanym golden retrieverem, gdyby był psem. Odłożył konsolę na poduszkę i zaszurał pod drzwi, żeby tylko szybko wcisnąć na nogi te same trampki, które miał na sobie podczas lotu. Nie żeby to była jego jedyna para. A skąd.
Wcale.
- Dobra, bejbe, idziemy w tany, tylko trzeba się chyba jeszcze zgłosić.
I jakby nigdy nic, ruszył na zewnątrz pokoju.
zt x2. ;3
Wiecie co się robiło w sobotę? Uderzało w clubbing. Wiedział o tym każdy szanujący się nastolatek, a przynajmniej tak sądziła Liaison. Dlatego właśnie mimo że cały dzień spędziła w Fuglen przeszkadzając Isakowi w pracy na każdym kroku, na wieczór miała zupełnie inne plany. Zaspamowała skrzynkę Donniemu i Kennethowi smsami, że mają być gotowi o dziewiętnastej, nawet nie zdając sobie sprawy z tego że są współlokatorami. Do pokoju numer trzy udała się, by zgarnąć tego nagrzanego australijskiego blondyna, z którym zamierzała dziś roznieść parkiet. W ostatnich tygodniach odkryła, że norweska muzyka perfekcyjnie trafia w jej gusta i jest wręcz perfekcyjna do skakania na wszystkie strony. W razie gdyby Leeman chciał protestować, była gotowa udowodnić mu (rzecz jasna w praktyce), że taniec był równie wyczerpujący co zażarte treningi.
Stanęła w końcu pod drzwiami, waląc ręką w drewno.
— KENNY! KENNY, OTWIERAJ IDZIEMY W DENSING! — ciszy nocnej nie było to nawet nikt nie mógł jej powiedzieć, by się przymknęła. A raczej mógł, ale nie musiała go słuchać. Cudnie.
Stanęła w końcu pod drzwiami, waląc ręką w drewno.
— KENNY! KENNY, OTWIERAJ IDZIEMY W DENSING! — ciszy nocnej nie było to nawet nikt nie mógł jej powiedzieć, by się przymknęła. A raczej mógł, ale nie musiała go słuchać. Cudnie.
Donnie leżał na łóżku, i bawił się w internecie. Przeglądał ulubione teksty postaci z "The Boondocks" i zanosił się przy tym śmiechem. Rzecz jasna miał na uszach słuchawki, ale nie przeszkodziło to mu jednak usłyszeć darcia mordy Liaison. Zaskoczony zdjął je, odłożył telefon, i wstał z łóżka. Był przygotowany, bo Javelin pisała mu coś o jakimś wyjściu, więc właściwie to tylko na nią czekał. Podszedł więc do drzwi, otworzył je, i zobaczył sweet fighting lolitę.
- Jesteś subtelna jak baba na targu. - powiedział otwierając drzwi, a dopiero potem zorientował się, że przed nim stoi Javelin. Uśmiechnął się więc słodziutko, a następnie odwrócił plecami i poszedł. Kierował się na swoje łóżko. I tak czekali aż Ken się ogarnie. Drzwi pozostawiono otwarte, żeby dziewczyna mogła się wgramolić do środka.
- Jesteś subtelna jak baba na targu. - powiedział otwierając drzwi, a dopiero potem zorientował się, że przed nim stoi Javelin. Uśmiechnął się więc słodziutko, a następnie odwrócił plecami i poszedł. Kierował się na swoje łóżko. I tak czekali aż Ken się ogarnie. Drzwi pozostawiono otwarte, żeby dziewczyna mogła się wgramolić do środka.
Być może zapomniał, że posiada taki cud technologii jak telefon. Być może zapomniał, że powinien go czasem kontrolować, bo BYĆ MOŻE ktoś się do niego dobijał. Dlatego właśnie kiedy nadchodziła godzina tortur, Cameron niczego nieświadomy popijał sobie zakupioną na mieście burżujską herbatkę i nadrabiał pominięte przez ostatnie pół tygodnia nowinki z jego głupiego sportowego światka. Poderwał się z miejsca jak oparzony (gdzie niewątpliwie faktycznie poparzył się przy tym herbatą, której ulało mu się nieco na dłoń), słysząc to tak delikatne i ciche napierdalanie w drzwi. I wrzaski dobrze mu znanej kolorowej loszki.
- Liśka przyszła! - wyrzucił jedną rękę w górę, nie będąc jednak na tyle durnym, żeby zaryzykować kolejne rozlanie napoju trzymanego w tej drugiej, nim z typowego dziecięcego podniecenia przeszedł w konsternację. Odstawił kubek na szafkę nocną, ruszył za ich nowym lokatorem - swoją drogą, śmieszny ziomuś, tylko trochę nie rozumiał czemu ludzie unosili brew, kiedy Kenneth nazywał go Daffym, przecież totalnie tak miał na imię! - żeby wyjrzeć znad jego ramienia za drzwi. - Jaki densing, ja nic nie w-
Kenneth Cameron, proszę państwa. Dopiero w tamtej chwili wyciągnął z kieszeni spodni telefon i zauważył, że skrzynkę ma zaspamowaną nie tylko wiadomościami od matki, ale też i innych. Ups. Zacisnął usta na krótką chwilę, nim już dosłownie bez słowa, a za to z miną zbitego psa, zaczął zakładać buty. Tyle dobrze, że jednak był ubrany jakoś po ludzku, bo jednak nie lubił latać w samych gaciach kiedy dzielił z kimś pokój.
- Liśka przyszła! - wyrzucił jedną rękę w górę, nie będąc jednak na tyle durnym, żeby zaryzykować kolejne rozlanie napoju trzymanego w tej drugiej, nim z typowego dziecięcego podniecenia przeszedł w konsternację. Odstawił kubek na szafkę nocną, ruszył za ich nowym lokatorem - swoją drogą, śmieszny ziomuś, tylko trochę nie rozumiał czemu ludzie unosili brew, kiedy Kenneth nazywał go Daffym, przecież totalnie tak miał na imię! - żeby wyjrzeć znad jego ramienia za drzwi. - Jaki densing, ja nic nie w-
Kenneth Cameron, proszę państwa. Dopiero w tamtej chwili wyciągnął z kieszeni spodni telefon i zauważył, że skrzynkę ma zaspamowaną nie tylko wiadomościami od matki, ale też i innych. Ups. Zacisnął usta na krótką chwilę, nim już dosłownie bez słowa, a za to z miną zbitego psa, zaczął zakładać buty. Tyle dobrze, że jednak był ubrany jakoś po ludzku, bo jednak nie lubił latać w samych gaciach kiedy dzielił z kimś pokój.
Widzicie ten zaskoczony ryjec? Tak właśnie wygląda Javelin, gdy spodziewając się Kenny'ego otwiera jej Donnie. Szybko się jednak pozbierała - to na pewno ten słodziutki uśmiech - i wlazła do środka przyglądając im się podejrzliwie.
— Sypiacie ze sobą? — gratukurwalacje. Toż to był najlepszy wniosek do jakiego mogła dojść. Przelazła przez pokój i władowała się na łóżko obok Donniego, patrząc na niego z przejęciem.
— A co z pierwszoklasistką? O nie, a mojej koleżance podobał się Kenny. Chociaż może to i lepiej dla niej, pewnie nawet nie zapamiętałby jej imienia — wymamrotała bardziej do siebie nim z super poważną miną położyła rękę na ramieniu Donniego.
— Macie moje wsparcie.
Była tak tym wszystkim przejęta, że nawet nie rzuciła żadnym komentarzem na temat Kennetha niesprawdzającego telefonu. No bo i tak się szykował, więc nie będzie mu suszyć łba.
— Sypiacie ze sobą? — gratukurwalacje. Toż to był najlepszy wniosek do jakiego mogła dojść. Przelazła przez pokój i władowała się na łóżko obok Donniego, patrząc na niego z przejęciem.
— A co z pierwszoklasistką? O nie, a mojej koleżance podobał się Kenny. Chociaż może to i lepiej dla niej, pewnie nawet nie zapamiętałby jej imienia — wymamrotała bardziej do siebie nim z super poważną miną położyła rękę na ramieniu Donniego.
— Macie moje wsparcie.
Była tak tym wszystkim przejęta, że nawet nie rzuciła żadnym komentarzem na temat Kennetha niesprawdzającego telefonu. No bo i tak się szykował, więc nie będzie mu suszyć łba.
Zanim się odwrócił, zauważył jej dziwny wyraz twarzy. Nie do końca rozumiał o co chodzi, w końcu widzieli się niedawno. Gdy jednak szedł i usłyszał mało subtelne pytanie, szybko pojął, co dziewczyna ma na myśli. Uśmiechnął się do siebie, a następnie spróbował powiedzieć najbardziej normalnie jak tylko potrafił.
- Nieee, tylko czasami. Kenny w nocy strasznie się wierci, a ja nie lubię być budzonym w taki sposób. - Starał się brzmieć na zakłopotanego, jakby Javelin odkryła ich mały sekret. Co prawda znając Kennetha, wszystko to spierdoli swoim nieogarem, no ale nic. Niech lolita żyje w dziwnym przekonaniu nieco dłużej.
Kiedy usiadł na łóżku, dołączyła do niego Liaison. Na pytanie o tamtą dziewczynę nie odpowiedział nic, w końcu nie miał z nią kontaktu od dnia wyjazdu. Grzebał więc w telefonie, wchodząc na instagram i niewinnie jadąc w dół. Czasem coś polubił, może nawet i skomentował, jednak jego głównym skupieniem było obserwowanie Jav, która miała na jego temat sprośne teorie.
- Dzięki, ale jesteśmy silnymi młodymi mężczyznami, i myślę, że damy sobie radę bez niego. - powiedział udając naburmuszonego, jakby perspektywa otrzymania pomocy była dla niego gorzką pigułką do połknięcia.
- Nieee, tylko czasami. Kenny w nocy strasznie się wierci, a ja nie lubię być budzonym w taki sposób. - Starał się brzmieć na zakłopotanego, jakby Javelin odkryła ich mały sekret. Co prawda znając Kennetha, wszystko to spierdoli swoim nieogarem, no ale nic. Niech lolita żyje w dziwnym przekonaniu nieco dłużej.
Kiedy usiadł na łóżku, dołączyła do niego Liaison. Na pytanie o tamtą dziewczynę nie odpowiedział nic, w końcu nie miał z nią kontaktu od dnia wyjazdu. Grzebał więc w telefonie, wchodząc na instagram i niewinnie jadąc w dół. Czasem coś polubił, może nawet i skomentował, jednak jego głównym skupieniem było obserwowanie Jav, która miała na jego temat sprośne teorie.
- Dzięki, ale jesteśmy silnymi młodymi mężczyznami, i myślę, że damy sobie radę bez niego. - powiedział udając naburmuszonego, jakby perspektywa otrzymania pomocy była dla niego gorzką pigułką do połknięcia.
To piękne: "Sypiacie ze sobą?" wywołało w nim chwilowe zastanowienie, jakby trybiki obracały mu się w głowie tak, że zaraz będzie słychać ich skrzypienie. Przecież to było oczywiste, że skoro Daffy tu mieszkał, to technicznie rzecz biorąc spali razem. Na szczęście przeleciał mu przez uszy tekst współlokatora, bo inaczej Kennemu udałoby się zrozumieć, o co chodzi.
- No sypiamy w jednym pokoju, mieszka tu - rzucił automatycznie, łypiąc na nich spod byka, kiedy wiązał sznurówki, kompletnie nie rozumiejąc podtekstu sytuacji. Dotarł do niego dopiero, kiedy Allen wspomniała coś o jakiejś koleżance. I nie wiedział, czy ma się najpierw zbulwersować zarzucaniem mu pedalstwa, czy zainteresować jakąś kendi mającą na niego crusha. - Co, ale, co. Co. Ja lubię laski DDD:
Dobra. Tłumaczenie odbębnione, buty odbębnione, mógł wyszczerzyć te swoje kiełki i z zainteresowaniem dodreptać do Javelin, żeby jakby nigdy nic oprzeć się podbródkiem o czubek jej głowy.
- To jaka to koleżanka? Ładna? Muszę się dla niej uczyć norweskiego? - bo szczerze, to mu się nie chciało, co dało się zauważyć z automatu po jego minie. Ale gdyby chciała tylko jakiegoś szybkiego szpilu, a potem się pożegnać, to czemu nie? Zaraz mlasnął cicho, ostatecznie prostując znowu plecy. - To co, idziemy? Pokażę wam jak zarąbiście tańczę na murarza.
Bo nic innego nie potrafil.
- No sypiamy w jednym pokoju, mieszka tu - rzucił automatycznie, łypiąc na nich spod byka, kiedy wiązał sznurówki, kompletnie nie rozumiejąc podtekstu sytuacji. Dotarł do niego dopiero, kiedy Allen wspomniała coś o jakiejś koleżance. I nie wiedział, czy ma się najpierw zbulwersować zarzucaniem mu pedalstwa, czy zainteresować jakąś kendi mającą na niego crusha. - Co, ale, co. Co. Ja lubię laski DDD:
Dobra. Tłumaczenie odbębnione, buty odbębnione, mógł wyszczerzyć te swoje kiełki i z zainteresowaniem dodreptać do Javelin, żeby jakby nigdy nic oprzeć się podbródkiem o czubek jej głowy.
- To jaka to koleżanka? Ładna? Muszę się dla niej uczyć norweskiego? - bo szczerze, to mu się nie chciało, co dało się zauważyć z automatu po jego minie. Ale gdyby chciała tylko jakiegoś szybkiego szpilu, a potem się pożegnać, to czemu nie? Zaraz mlasnął cicho, ostatecznie prostując znowu plecy. - To co, idziemy? Pokażę wam jak zarąbiście tańczę na murarza.
Bo nic innego nie potrafil.
Javelin nie była na tyle mocno w mandze i anime, by zostać jakąś dziką yaoistką. Za to bez wątpienia szczerze wspierała mniejszości seksualne. Wysunęła nieco dolną wargę do przodu, robiąc smutną minę gdy ten rzucił, że nie lubi być budzony przez wiercącego się Kennetha.
— Weź go przypnij pasami. Chyba że nie jesteś into BDSM. Ale lepiej być, dużo plusów. Raz, że będzie spokojny w nocy, a dwa że możesz go potem spoko wykorzystać — wyszeptała konspiracyjnym tonem (który i tak poniósł się po pokoju) nachylając się nad uchem Leemana. Już miała się przechylić nad jego ramieniem tak by zajrzeć mu telefon, gdy Kenny postanowił łaskawie wyprowadzić ją z błędu. Zrobiła zaskoczoną rybę, nim spojrzała naburmuszona na Donniego.
— Jaki gnój kłamliwy — kopnęła go w kostkę, zakładając ręce na piersiach. No i wpierdol.
Zwróciła się w stronę Kennetha.
— Ładna. I nie musisz, mieszka w Kanadzie. Co przeglądasz, Donnie? — nie wytrzymała za długo z wpakowaniem ryjca nad ramię Leemana, by zaglądać mu w telefon.
"To co, idziemy?"
— A, tak. Dawaj Liarman — podniosła się z materaca i podleciała do Kenny'ego szczerząc się w uśmiechu.
— Będziemy tańczyć razem. Byłeś już w Gudruns? — zapytała kontrolnie. Może był i mu się nie spodobało, wtedy mogliby pójść gdzieś indziej. Choć dla niej klub pierwsza klasa. Donniego nie pytała, bo dopiero niedawno przyleciał.
— Weź go przypnij pasami. Chyba że nie jesteś into BDSM. Ale lepiej być, dużo plusów. Raz, że będzie spokojny w nocy, a dwa że możesz go potem spoko wykorzystać — wyszeptała konspiracyjnym tonem (który i tak poniósł się po pokoju) nachylając się nad uchem Leemana. Już miała się przechylić nad jego ramieniem tak by zajrzeć mu telefon, gdy Kenny postanowił łaskawie wyprowadzić ją z błędu. Zrobiła zaskoczoną rybę, nim spojrzała naburmuszona na Donniego.
— Jaki gnój kłamliwy — kopnęła go w kostkę, zakładając ręce na piersiach. No i wpierdol.
Zwróciła się w stronę Kennetha.
— Ładna. I nie musisz, mieszka w Kanadzie. Co przeglądasz, Donnie? — nie wytrzymała za długo z wpakowaniem ryjca nad ramię Leemana, by zaglądać mu w telefon.
"To co, idziemy?"
— A, tak. Dawaj Liarman — podniosła się z materaca i podleciała do Kenny'ego szczerząc się w uśmiechu.
— Będziemy tańczyć razem. Byłeś już w Gudruns? — zapytała kontrolnie. Może był i mu się nie spodobało, wtedy mogliby pójść gdzieś indziej. Choć dla niej klub pierwsza klasa. Donniego nie pytała, bo dopiero niedawno przyleciał.
Liaison postanowiła podzielić się dobrymi radami z Donem. Na twarzy chłopaka pojawił się raczej wyraz politowania niż zadowolenie z dobrej rady.
- Strasznie zboczona laska z ciebie, Jav. - powiedział chłopak i wrócił do scrollowania. Na dany moment oglądał highlighty z ostatnich meczy footballu. Brakowało mu nieco tej gry, bo chociaż był to w USA sport narodowy, to Riverdale High School niespecjalnie pokładało nadzieję w tworzeniu dobrej reprezentacji. Nawet nie dziwił się zbytnio. Tutaj tylko hokej, lekkoatletyka, kosz.
Rozmyślania nad sportami Donnie przerwał, bo wredna małpa kopnęła go w kostkę. "Suka", rozbrzmiało w jego głowie, ale nic nie mówił. Złapał tylko kostkę lewą ręką, żeby ją wymasować, a prawą dalej siedział w telefoniku. Liaison zaraz i tak dała się podejść, bo kiedy pochyliła się do jego ekranu, chłopak szybko przysunął go do jej ryjca na tyle, że walnął ją ordynarnie szybką w twarz. Byli kwita.
- Możemy iść, tylko wy wybieracie miejsca. - powiedział kiedy już wstał. Był gotowy, tylko buty musiał włożyć.
- Strasznie zboczona laska z ciebie, Jav. - powiedział chłopak i wrócił do scrollowania. Na dany moment oglądał highlighty z ostatnich meczy footballu. Brakowało mu nieco tej gry, bo chociaż był to w USA sport narodowy, to Riverdale High School niespecjalnie pokładało nadzieję w tworzeniu dobrej reprezentacji. Nawet nie dziwił się zbytnio. Tutaj tylko hokej, lekkoatletyka, kosz.
Rozmyślania nad sportami Donnie przerwał, bo wredna małpa kopnęła go w kostkę. "Suka", rozbrzmiało w jego głowie, ale nic nie mówił. Złapał tylko kostkę lewą ręką, żeby ją wymasować, a prawą dalej siedział w telefoniku. Liaison zaraz i tak dała się podejść, bo kiedy pochyliła się do jego ekranu, chłopak szybko przysunął go do jej ryjca na tyle, że walnął ją ordynarnie szybką w twarz. Byli kwita.
- Możemy iść, tylko wy wybieracie miejsca. - powiedział kiedy już wstał. Był gotowy, tylko buty musiał włożyć.
Zmarszczył biedny brwi, bo co to za jakieś dziwne zbereźne gadki, trochę dzicz, trochę zbicie z pantałyku. Nie żeby to było coś nowego, że nie ogarniał wątku.
Ładna dziewczyna. Z Kanady. Lubiła go.
- Cooo, czy to ktoś z wymiany, nie widziałem żadnych dziewczyn poza tobą i tą śmieszną małą - podrapał się po nosie. Niby ktoś jeszcze dołączył razem z ich nowym lokatorem, ale nie wiedział, czy to były dziewczyny czy tostery, bo ich po prostu na oczy nie widział. Chyba że Jav miała na myśli kogoś, kto w ogóle w wymianie nie uczestniczył. Teraz będzie miał chłopak zagwozdkę na kolejną godzinę. Albo do momentu w którym coś go nie rozproszy. Czyli za 3... 2...
- Ej, Daffy, nie bij mi koleżanki - jęknął, widząc jak telefon chłopaka niebezpiecznie zbliża się do twarzy Lii. Zamachał nawet rękami jak takie spanikowane dziecko, bo przecież to się nie godzi! Na szczęście zaraz padło pytanie o jakiś klub i wyłączył tryb psa obronnego na rzecz zwrócenia się znów ku różowowłosej. - Nie byłem, ja to w ogóle nigdzie nie szedłem się bawić, bo moja partnerka w zbrodni gdzieś zaginęła - wcale nie przewiercał jej właśnie wzrokiem. W ogóle. Groźny Kenneth był groźny.
Ładna dziewczyna. Z Kanady. Lubiła go.
- Cooo, czy to ktoś z wymiany, nie widziałem żadnych dziewczyn poza tobą i tą śmieszną małą - podrapał się po nosie. Niby ktoś jeszcze dołączył razem z ich nowym lokatorem, ale nie wiedział, czy to były dziewczyny czy tostery, bo ich po prostu na oczy nie widział. Chyba że Jav miała na myśli kogoś, kto w ogóle w wymianie nie uczestniczył. Teraz będzie miał chłopak zagwozdkę na kolejną godzinę. Albo do momentu w którym coś go nie rozproszy. Czyli za 3... 2...
- Ej, Daffy, nie bij mi koleżanki - jęknął, widząc jak telefon chłopaka niebezpiecznie zbliża się do twarzy Lii. Zamachał nawet rękami jak takie spanikowane dziecko, bo przecież to się nie godzi! Na szczęście zaraz padło pytanie o jakiś klub i wyłączył tryb psa obronnego na rzecz zwrócenia się znów ku różowowłosej. - Nie byłem, ja to w ogóle nigdzie nie szedłem się bawić, bo moja partnerka w zbrodni gdzieś zaginęła - wcale nie przewiercał jej właśnie wzrokiem. W ogóle. Groźny Kenneth był groźny.
"Strasznie zboczona laska z ciebie, Jav."
Otworzyła i zamknęła usta nie do końca wiedząc co powiedzieć. Nawet żadna śmieszna riposta nie przychodziła jej w tym momencie do głowy. Westchnęła więc pokonana i rozłożyła bezradnie ręce na boki. Zamiast tego skupiła się na oglądaniu filmików na jego telefonie, gdy przywalił jej telefonem w twarz.
— Auć, no za co? — jęknęła masując obolałe miejsce palcami, rzucając mu jednocześnie mordercze spojrzenie.
— No to ta śmieszna mała, której przywaliłeś torbą. Nie wiem czy tak ją znokautowałeś, że poprzewracało jej się w głowie czy o co chodzi, ale… podoba ci się? Bo wiesz, niby solidarność jajników, ale ona naprawdę jest urocza, a z twoim życiowym ogarnięciem boję się, że skończy z płaczem — a to ona mieszkała z nią w jednym pokoju i będzie musiała ją potem pocieszać. Westchnęła cicho. Może w ogóle nie powinna się do tego mieszać? Ale ona uwielbiała się mieszać do cudzych spraw i życia. Szlag by to.
"(…) bo moja partnerka w zbrodni gdzieś zaginęła."
— Ojeeej, tęskniłeś za mną? — położyła dłonie na policzkach z wyraźnym rozczuleniem, zaraz łapiąc Kennetha za rękę.
— Chodź, dziś się wami zajmę. Ciebie też potrzymać za rękę? — zaoferowała się Donniemu z szerokim wyszczerzem i czy przyjął jej propozycję, czy też nie, ruszyła w kierunku wyjścia.
zt. x3
Otworzyła i zamknęła usta nie do końca wiedząc co powiedzieć. Nawet żadna śmieszna riposta nie przychodziła jej w tym momencie do głowy. Westchnęła więc pokonana i rozłożyła bezradnie ręce na boki. Zamiast tego skupiła się na oglądaniu filmików na jego telefonie, gdy przywalił jej telefonem w twarz.
— Auć, no za co? — jęknęła masując obolałe miejsce palcami, rzucając mu jednocześnie mordercze spojrzenie.
— No to ta śmieszna mała, której przywaliłeś torbą. Nie wiem czy tak ją znokautowałeś, że poprzewracało jej się w głowie czy o co chodzi, ale… podoba ci się? Bo wiesz, niby solidarność jajników, ale ona naprawdę jest urocza, a z twoim życiowym ogarnięciem boję się, że skończy z płaczem — a to ona mieszkała z nią w jednym pokoju i będzie musiała ją potem pocieszać. Westchnęła cicho. Może w ogóle nie powinna się do tego mieszać? Ale ona uwielbiała się mieszać do cudzych spraw i życia. Szlag by to.
"(…) bo moja partnerka w zbrodni gdzieś zaginęła."
— Ojeeej, tęskniłeś za mną? — położyła dłonie na policzkach z wyraźnym rozczuleniem, zaraz łapiąc Kennetha za rękę.
— Chodź, dziś się wami zajmę. Ciebie też potrzymać za rękę? — zaoferowała się Donniemu z szerokim wyszczerzem i czy przyjął jej propozycję, czy też nie, ruszyła w kierunku wyjścia.
zt. x3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach