Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Kafeteria
Sob Kwi 04, 2020 5:39 pm
Kafeteria SjivYMC

Ulubione miejsce lekarzy, diagnostów, ratowników, pielęgniarzy i całego zespołu szpitala. Ogromna kafeteria wręcz przesycona jest zapachami, które tylko zachęcają, że usiąść i zjeść coś pożywnego. Kucharki przez całą dobę są na straży i nikt, nawet samotny dyżurny, nie będzie głodny o 3 nad ranem. Jeżeli jednak nie masz czasu usiąść i normalnie zjeść obiadu, zawsze możesz wziąć coś na wynos albo kupić batonika z automatu, który znajduje się przy wejściu do bufetu. Codziennie menu się zmienia, codziennie jest coś świeżego, a ceny są bardzo unormowane, więc nikt nie zbankrutuje. Dodatkowo, jeżeli masz głód na coś niezdrowego to dostaniesz tu nawet pizzę i burgera! Ale to w tajemnicy przed dietetykiem.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kafeteria
Pią Kwi 10, 2020 2:52 pm
______Bieganie po szpitalu wymagało sporo energii, a dodatkowo obcasach, które głośno rozbrzmiewały na klatkach schodowych, którymi poruszała się srebrnowłosa, żeby uniknąć tłumów. Badge, który posiadała, pozwalał jej na przebywanie w miejscach, gdzie normalnemu człowiekowi wejść nie wolno. Dzięki temu omijała zwiedzających i chorych, którzy chmarą odwiedzili jednostkę szpitalną. Udało się jej jednak zapiąć wszystko na ostatni guzik, studenci mieli prezenty dla odwiedzających oraz sprzęt, którego potrzebowali do badań. Z okien zauważyła, iż młody Black zdążył już zajechać ze swoją świtą, dzięki czemu nie musiała obawiać się o bezpieczeństwo. Tata był na sali wykładowej, najprawdopodobniej słuchając jednego z kolegów, więc nadszedł czas, żeby chwilę odpocząć.
______Szybkim krokiem wparowała do kafeterii, rozglądając się. Ludzi nie było jeszcze tak wielu, najprawdopodobniej chcieli skorzystać z darmowych usług medycznych nim pójdą coś przekąsić. Machając plakietką przed oczami biednych  zwiedzających przepchnęła się do lady, gdzie jedna z pracownic miała stanowiska tylko dla organizatorów.
______Dzień dobry, co podać?
______— Duże latte, na wynos, z syropem karmelowym. — powiedziała spokojnie Arda, poprawiając kosmyk włosów w międzyczasie, który opadł na jej jasne oczy. Czekała na wybawienie w postaci kofeiny, obserwując młodą sprzedawczynię, a gdy ta postawiła wysoki, biały kubek przed Rovere, ta machnęła telefonem od niechcenia, płacą zbliżeniowo. Nim jednak zdążyła podziękować, rozbrzmiał dzwonek Samsunga, a Arda westchnęła ciężko, odchodząc od lady z kawą. — Mów. — Oschłe słowo zamarło w uszach rozmówcy, którym był jeden z członków Samorządu Studenckich Kół Naukowych. Kątem oka dostrzegła policjantów z psami, którymi skinęła głową w powitaniu. — Nie, nie ma takiej opcji. Nie dam jej nic, dopóki nie przyjdzie do mnie. Jestem w kafeterii, jak czegoś potrzebuje natychmiast. — I z ta informacją rozłączyła się, siadając na jednym z wolnych siedzieć, odosobnionych od reszty. Papierowy kubek wylądował na blacie, a Arda przeglądała wiadomości, które ciągle napływały.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Kafeteria
Pią Kwi 10, 2020 4:06 pm
Po zebraniu swoich rzeczy z gabinetu, ruszyła na poszukiwanie miejscówki do odbycia swojego pseudowystępu. Szczerze, nie miała pojęcia, jakie miejsce byłoby do tego najlepsze, a jej dysmózgia kazała jej zapomnieć o tym, żeby przed całym wydarzeniem załatwić sobie kontakt do kogokolwiek odpowiedzialnego za choć część organizacji tego, co się tutaj działo.
Z tego wszystkiego zachciało jej się kawy, i całe szczęście, bo ta głupia potrzeba miała okazać się jej zbawieniem.
Ruszyła do kafeterii (choć po drodze musiała prosić o pomoc milion przechadzających się korytarzami pielęgniarek), z oczywistym zamiarem, wiadomo. Wkroczyła do środka z uśmiechem wartym cały jej net worth, nim oparła się o blat, póki nie widziała obok siebie żadnej kolejki, i, uwaga, wygrzebała z bocznej kieszeni plecaka kubek z Pusheen. Sheridan Kenneth Paige, #gotowanawszystko.
- Mogłabym prosić do tego latte? Jest umyty - wyszczerzyła się głupawo, by tuż po tym nachylić się jeszcze bliżej baristki, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. - O, i... macie może syrop orzechowy? Nie pogardzę.
Potem poszło z górki, wiadomo. Karta do terminala, kubek poszedł w nieznane, a jasnowłosa zaczęła się rozglądać na wszystkie strony w znudzeniu.
"Nie, nie ma takiej opcji."
Znajomy głos zbił ją na sekundę z pantałyku, choć nie wiedziała, gdzie miała ten głos ulokować. Mimo wszystko nie słyszała go już dobrych kilka lat. Ale za to doskonale pamiętała wydzierającą go z siebie twarz! Śledziła kobietę wzrokiem, tak profilaktycznie (hehe, bo dzień zdrowia), żeby nie musieć jej potem szukać. Naturalnym było, że kiedy tylko jej śliczny spersonalizowany kubeczek trafił z powrotem na ladę, a Paige podziękowała pięknie obsługującej ją dziewczynie, obute ciężkimi buciorami nogi poprowadziły ją prosto w kierunku Rovere. Nie przysiadła się, mimo wszystko nie była takim natrętem, ale za to stanęła przed majestatem księżniczki tego szpitalnego przedsięwzięcia.
- Arda! - wyrzuciła może nieco bardziej entuzjastycznie niż zakładała, uśmiechając się do śnieżnowłosej. - Dzięki, że pozwoliłaś mi się tu zwalić z moim brzdąkadłem - tu nawet uniosła dumnie pokrowiec dzierżący w środku dumną czterostrunową bestię (totalnie). - Tylkooo... powiedz mi, gdzie najlepiej się z nim rozłożyć, żeby nikomu nie przeszkadzać? Tylko nie mów, że w zamkniętej kanciapie, takie żarty b o l ą.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Kafeteria
Pią Kwi 10, 2020 4:56 pm
Travitza stał sobie spokojnie przed wejściem na teren szpitala, dopalając papierosa. Obserwował, jak Mercury Black dzielnie pręży swojego żylastego penisa, popisując się przed całym miastem pieniędzmi ojca. Rosjanin nawet splunął na cześć tego, jednak tym razem nie miał humoru na zaczepianie rozpieszczonego dzieciaka. Zresztą, zaraz jeszcze dostanie wpierdol od jednego z jego piesków i wcale nie miał na myśli dorodnych czworonogów.
Pavel dopalił papierosa, którego grzecznie wyrzucił do kosza na śmieci, bo nie był kurwa jakimś zwierzęciem, żeby pozostawiać po sobie ślady na trawniku czy chodniku, po czym wszedł na teren szpitala.
W zasadzie nie miał żadnego planu. Wcale nie chciał tutaj przychodzić, żeby się przebadać, przecież nie był pierdolnięty. Ba, jako jedyny spośród tego szalonego tłumu nadal zachowywał rozsądek. Dobrze, że organizują sobie takie akcje, przecież wszyscy w tym mieście są szaleni, może ktoś wreszcie im o tym powie. Tak czy inaczej w pracy zaproponowali mu, że może jednak warto się tutaj wybrać przy tej konkretnej okazji, a Travitza nawet nie miał większych oporów, ku zdziwieniu każdego, kto znał go chociaż trochę lepiej.
Miał cel, ale jeszcze nie wiedział jak go zrealizować. Widząc tych wszystkich odwiedzających i zmieszanie jakie powodują, które łączyło się ze zwykłym zamieszaniem, zazwyczaj towarzyszącym takim placówkom, prawie się zniechęcił. Ale tylko prawie. Spojrzał na rozkład pomieszczeń i dostrzegł tam kafeterię. Tak, po papierosie kawa, która pozwoli lepiej ogarnąć myśli i wtedy od razu wpadnie jakiś pomysł. Bankowo.
Kluczył więc zgodnie ze wskazówkami, regularnie obrażając mijanych ludzi, oczywiście po rosyjsku, dzięki czemu zawsze kończyło się jedynie na nieprzychylnym spojrzeniu. Wreszcie dotarł do kafeterii, jednak kiedy zobaczył jaka kolejka ludzi czeka, żeby w ogóle złożyć zamówienie, pozostało mu jedynie donośne jęknięcie, przez które część obecnych mogła uznać, że biedak jest chory i właśnie dostał ataku... czegoś.
Travitza zbierał jednak swoje radzieckie moce, aby zbluzgać tych wszystkich kretynów, którzy ośmielili się przyjść tu przed nim, zająć miejsce i w ogóle co to za kraj, że człowiek nawet spokojnie kawy nie może sobie kupić? Zanim jednak zdążył wyrzucić z siebie chociażby jeden wulgaryzm, coś zamajaczyło na skraju jego spojrzenia. Kiedy odwrócił głowę w tamtą stronę, ujrzał to, po co tutaj właśnie przybył. Jego najświeższą instagramową miłość, która miała nieszczęście nie odpisać mu, że jest jebanym debilem. Nie żeby go to jakkolwiek zniechęcało, więc w zasadzie co za różnica. Nie minęła chwila, a on już sunął w tamtym kierunku, wiedziony czystym instynktem i zawahał się tylko przez moment, kiedy rozpoznał poczwarkę stojącą naprzeciwko jego życiowej muzy.
To jednak nie powstrzymało go przed wyminięciem wszechobecnej Sheridan Paige (serio kurwa, ona jest wszędzie) jakby była powietrzem i zajęciem miejsca siedzącego naprzeciwko Ardy.
- Znalazłem - orzekł triumfująco, jakby własnie wygrał zabawę w chowanego.
I udało się nawet bez kawy!
Jackdaw
Jackdaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kafeteria
Pią Kwi 10, 2020 9:56 pm
To nie był dobry pomysł.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że podobne eventy zawsze cieszą się olbrzymią popularnością, ale to i tak nie zmieniało faktu, że na widok pchających się do środka tłumów coś w jego oczach wyraźnie zamigotało. Na co dzień ludzie tak wzbraniali się przed jakimikolwiek wizytami u lekarzy (chyba, że przekroczyli magiczny wiek sześćdziesięciu lat) tymczasem spójrzcie tylko gdy rzuci się magiczne słowo "darmowe badania". Mruknął coś pod nosem. Zdecydowanie nie chciał się do tego przyczyniać.
Szkoda, że było już na to za późno.
Czarne buty podbite metalem uderzyły głośno o ziemię, gdy otrzepał je z błota. Nawet jeśli korzystał z autobusu i tak jego trasa była dużo, dużo dłuższa. Mógł jedynie mieć nadzieję, że w całej tej dziczy nikt nie będzie jakoś szczególnie sprawdzał czy jego buty się błyszczały czy też nie.
Gdybym miał więcej czasu, po prostu przebrałbym się w coś, w akademiku.
Przetrzepał włosy z tyłu głowy i ruszył w stronę kafeterii, wyciągając jednocześnie telefon by wysłać krótką wiadomość do Willy'ego. Szukanie go po całym szpitalu nie miałoby najmniejszego sensu. Mieli się spotkać gdzieś tu, co nie? Tyle, że tutaj było tyle osób, że szukanie go zabrałoby mu kilka godzin. Tak przynajmniej sobie wmawiał. Stanął więc przy wejściu, oparł się nonszalancko o ścianę i czekał. Jak księżniczka.
Willy
Willy
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kafeteria
Sob Kwi 11, 2020 4:07 pm
Willy czuł się... nieswojo. Miał wrażenie jakby tłumione emocje lub myśli próbowały rozerwać go od środka, ale jakaś cząstka jego świadomości zdawała się wciąż trzymać go w kupie, odwlekając jedynie to w czasie. Odciągała go od niechcianego bałaganu i kazała głęboko oddychać. Wiedział, że teraz może sporo zmienić się w jego życiu, ale zamiast się na to przygotować, zdawał się od tego odsuwać. Chciał móc przytulić się do kogoś, komu ufał i po prostu poczuć bezpiecznie. Chciał zjeść coś dobrego i mieć wrażenie, że nic wielkiego się nie wydarzyło. Chciał tylko się nie rozsypać, licząc, że wszystko uda mu się przyswoić stopniowo. Że będzie to możliwe.
Po wyjściu z gabinetu zauważył, że trzęsły mu się dłonie. Coś długo tłumionego zdawało się ściskać jego serce i czuł się absolutnie zagubiony w rzeczywistości, w której się znalazł. Poczuł się jak ofiara. Jakby w życiu została wyrządzona mu jakaś poważna krzywda, choć przecież wszystkim rządził jedynie przypadek. Jedno nie wykluczało drugiego, ale w tamtym momencie chłopak zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Wszystko było czarno-białe, bo szarości wprowadzały zbyt wielki zamęt. Szarości wywracały wszystko do góry nogami.
W pierwszym odruchu chciał jedynie wrócić do domu. Do znanej sobie, bezpiecznej przestrzeni, gdzie mógłby spokojnie pomyśleć, co zrobić dalej ze słowami psycholog. Wszystko jednak jeszcze było zbyt świeże. Wszystko w nim szalało. Nic więc dziwnego, że nie chciał być sam, a właśnie to go tam czekało. Genevieve coraz więcej czasu spędzała w pracy, która dawała jej szczęście i było to miłym widokiem dla jej syna, ale w tym momencie chłopak wolałby mieć ją przy sobie. Nawet jeśli nie mógłby jej powiedzieć, co działo się aktualnie w jego umyśle. Był jednak szczęściarzem, bo przecież w życiu nie tylko matkę miał obok siebie.
Popatrzył przez szybę kafeterii na talerze ludzi. Czy miał ochotę zajeść stres? Bardzo możliwe. A czyja jeszcze obecność była mu najbardziej potrzebna?
Nawet się nie zawahał. Od razu zadzwonił po Northa. Miał jedynie nadzieję, że chłopak znajdzie dla niego chwilę. Nawet jeśli nie teraz to chociaż dzisiaj. Musiał, Willy wręcz musiał go zobaczyć. Chciał spojrzeć na jego twarz i przypomnieć sobie, że ten dzień wcale tak wiele nie zmieniał. Że wciąż był sobą, że wciąż miał obok siebie ważnych ludzi, że nic strasznego się nie działo. North miał magiczną umiejętność kojenia jego serca, z czego mógł nawet nie zdawać sobie sprawy, skoro Willy zwykle tryskał energią i optymizmem. Zresztą sam blondyn niekoniecznie to zauważał. Gdy jednak czuł się choć trochę przybity, od razu biegł właśnie do niego, by znów poczuć się równie lekko. Czym było to spowodowane? A czy było to ważne?
Wystarczył sms, który dał znać chłopakowi, że North już jest, by cały ten wewnętrzny chaos jakby przygasł. By skupił się na tłumie ludzi, aż w końcu odnalazł tą jedną sylwetkę, podszedł i po prostu się przytulił.  Bez chociażby prostego „cześć”! Bo właśnie tego w tamtym momencie potrzebował i ani przez moment nie zastanowił się, jak zareagują na to inni ludzie czy sam North.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kafeteria
Nie Kwi 12, 2020 9:50 pm
______Umalowane wargi zostawiły ciemny ślad na nieskazitelnie białym kubku, który zamarł w połowie drogi na blat stołu. Lodowate jak arktyczna zima tęczówki utkwiły w kolorowym ptaku, jakim była młoda Paige. Blondynka nie zmieniała się prawie wcale – dla Ardy nadal pozostawała podlotkiem, młodszą siostrą Alana, która była irytującą trzpiotką w liceum, a wyrastała na gwiazdę naprawdę sporego formatu. Porzucając licealną maskę złośliwej księżniczki, Rovere pozostawiła jednak swoją koronę na głowie. Uszczypliwość zmieniła się w okrutną obojętność z jaką srebrnowłosa traktowała świat. Papierowe naczynie znalazło jego drogę na blat, a córka profesora skinęła głową do Sheridan, zapraszając ją niemo, by usiadła.
______— Nie ma za co, ludzie docenią odrobinę sztuki w takim miejscu, jak szpital. — zauważyła ze spokojem Arda, zakładając nogę na nogę. — Pacjenci doceniają takie gesty. Są spokojniejsi. — dodała, upijając kolejny łyk latte. Przelotnie zerknęła na kubek blondynki, po czym utkwiła spojrzenie w tłumie ludzi, który zaczynał się zbierać w kafeterii.
______— Najlepiej będzie w ogrodzie, tam jest ciszej, jest więcej miejsca, no i o ile dobrze widziałam, będziesz miała kolegę. Mercury przyjechał ze swoimi ludźmi. — Zignorowała prztyk z kanciapą, chociaż był całkiem niezły. W ramach dawnej przyjaźni mogła odpowiedź, że jej śpiew też boli, ale dzisiaj nie miała ani czasu ani głowy, żeby grać w ping ponga. Brakowało jej godzin w dobie. Arda wiedziała, że na pewno wyskoczy chociaż na chwilę do parku szpitalnego, żeby przywitać się ze spadkobiercą Black'ów. Dawno nie widzieli się na żywo i pewnie gdyby mogli, rozmawialiby wiele godzin. Czas jednak ograniczał ich mocno, a napięty harmonogram nie pozwalał na odpoczynek i przyjazne pogaduchy.
______Dzisiejszy dzień nie mógł być ciekawszy. Nim Sheridan mogła zająć jedno z dwóch, wolnych miejsc przy stoliku, na jednym z nim usadowił się mężczyzna. W pierwszej chwili jego twarz nasunęła skojarzenia, jednakże nie od razu Rzym zbudowano. Indyferencja wypisana na buźce Rovere nie drgnęła ani o sekundę, kiedy upijała kolejny łyk kawy. W końcu powiązała supełki – i musiała przyznać w duchu, że podziwia słowność faceta. Długie paznokcie zastukały o ściankę kubka:
______— Cudownie. Przypnij sobie medal. — odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie kobieta, opierając się łokciem o blat stołu i zerkając to na Travitza, to na Sheridan. Czyżby się znali?
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Kafeteria
Pon Kwi 13, 2020 11:53 am
Zanotowała w głowie uwagę o wyjściu w plener. Faktycznie, nawet myślała, żeby to właśnie tam się rozłożyć, kiedy przechadzała się przy szpitalu na Google Maps. I, wiadomo, rozpromieniła się wyraźnie na wieść o kręcącym się tam gdzieś młodym Blacku. Może i bycie samej jej nie przeszkadzało, ale posiadanie kogoś do ewentualnego zaczepienia raz na jakiś czas wydawało się być świetną opcją.
- Genialnie, w takim razie zaraz tam pójdę. Ten dziad się doigrał, mieliśmy wyjść razem na herba-
O chuuuj. Nie dokończyła swojej wypowiedzi, mimochodem marszcząc brwi, kiedy aura zgnilizny i wódki niemal fizycznie dotarła do jej nozdrzy. Pavel Travitza, koledzy i koleżanki, macający dziewczynki po rajstopach, pod rajstopami, a teraz jeszcze pewnie wciskający im miotłę pod spódniczki. Zapewne kiedyś oburzyłaby się faktem, że ktoś taki ją kompletnie zlał i zignorował, aczkolwiek teraz... teraz po prostu westchnęła wewnętrznie z ulgą. Nawet, jeśli maniery nadal nakazywały się przywitać, wiedziała, że nie będzie musiała się wdawać w żadne uszczypliwe dyskusje z Rosjaninem - sam jej pokazał, że raczej tego nie chciał.
- Co tam, Pavivi? - parsknęła jedynie i pstryknęła chłopa w tył blond czerepu, nim ponownie zwróciła twarz ku Ardzie. - Dobra, im szybciej się rozstawię tym lepiej. Nie przemęcz się, bubo, krzycz jak ci się na coś przydam!
I z tymi słowami odwróciła się powoli na pięcie i ruszyła do wyjścia, po drodze mijając jeszcze jakieś skulone blond piździgrebełko w towarzystwie ślicznego pana, którego mordę jakoś coś za dobrze kojarzyła. Pewnie dlatego zagapiła się na niego na moment i już, już miała się odezwać, ale przecież nie chciała rujnować momentu potencjalnie pełnego smuteczków i żali.
Do parku, Sheridan, do parku.

zt.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Kafeteria
Sro Kwi 15, 2020 5:11 pm
Pierwszy etap planu przebiegł nadzwyczaj gładko i bez żadnych problemów. Miła odmiana. Problem pojawił się w momencie, kiedy brakowało etapu drugiego i trzeba było jakoś improwizować. Na szczęście nie musiał się długo martwić obecnością małej Paige'a bo ta szybko się wyprowadziła stąd sama.
Jak ja cię kurwa pstryknę, to urodzisz czworaczki.
Takie myśli zazwyczaj Travitza wypluwał z siebie na głos, jednak tym razem zachował ją dla siebie. Nie chciał być aż tak szybko wyrzucony, kiedy udało mu się nawet dotrzeć do Ardy.
Skupił się więc na niej, wyrzucając już z głowy irytującą piosenkareczkę.
- Akurat żadnego nie mam pod ręką - odpowiedział, wiercąc się na niezbyt wygodnym krześle.
Nie lubił szpitali i nie lubił tłumów, a tutaj miał niszczycielskie combo, które w połączeniu z ogólnym rozdrażnieniem Rosjanina wprawiało go w stan, kiedy ciężko byłoby mu sklecić jakieś zdania, które w normalnych warunkach wypluwał z siebie jak karabin maszynowy. Rozglądał się więc wokół, szukając ujścia z pułapki niezręcznego milczenia.
- To ten... - zaczął niezwykle taktownie, powracając wzrokiem do rozmówczyni. - ...ty zarządzasz tym... eee... wydarzeniem? - spytał, wykonując machnięcie ręką, mające zobrazować to... wszystko. Słowa, rzeczy, wydarzenia. Języka trudna.
Jackdaw
Jackdaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kafeteria
Pią Kwi 17, 2020 2:52 am
Ludzie byli tacy kłopotliwi. Im bardziej emocjonalni, tym więcej kłopotu sprawiali. Dramatyczne sceny, poszukiwanie oparcia u drugiej osoby. U jednych objawiało się to bardziej agresywnie, gdy wskakiwali do łóżek przypadkowych (bądź mniej przypadkowych) osób, by odnaleźć ukojenie w ich ramionach. U drugich był to bardziej łagodny sposób, taki jak u Willy'ego, któremu zdawało się wystarczać poczucie cudzego ciepła w mniej skomplikowany sposób. Dolan nie od dziś zachowywał się jak dziecko. Czasem miał wrażenie, że jego dojrzałość emocjonalna nadal znajduje się gdzieś na poziomie dziesięcioletniego dziecka uczepionego maminej spódnicy. Z tym, że to nie jego matka stała teraz u jego boku. Cóż za paradoks, że ze wszystkich osób które mogłyby mu okazać jakiekolwiek wsparcie, wybrał akurat tę, która zwyczajnie kalkulowała jakie zachowanie było w danym wypadku najwłaściwsze.
Czasem żałował, że sam doprowadził do tego, by nie potrafił się z tej relacji uwolnić. Zawsze wyciągał od innych tyle ile mógł, stopniowo piął się ku górze. Zaczynał od wysoko postawionych uczniów, wykorzystywał ich kontakty by wdać się w łaski bogatszych kobiet (bądź mężczyzn), a następnie sięgnął jeszcze wyżej. Ku ludziom bardziej wpływowym, którzy mogli go ustawić na najbliższych kilka lat. W końcu pieniądze to jedno, lecz jeszcze więcej robiły kontakty.
Co swoją osobą miał do zaoferowania mu Willy?
Nic.
Jedzenie, na które się zgadzał było jedynie żałosną formą usprawiedliwienia się przed samym sobą, że trzyma się swoich zasad. Czy miałby problem z odwróceniem się od niego i zostawieniu go samemu sobie? Nie. Czy przywiązał się do niego w jakikolwiek sposób emocjonalnie? Nie. North już dawno postawił sobie granicę, której nie przekraczał. Być może chodziło o słabość, którą widział za każdym razem gdy patrzył na blondyna. Słabość, którą przykrywał uśmiechem i swoim dziecięcym zachowaniem.
A może wcale nie robił tego celowo? Może North dodawał ludziom więcej sprytu i fałszywości przez własne doświadczenia. W końcu podniósł rękę i zmierzwił jego włosy z beznamiętną miną. Postanowił poczekać i dać mu chwilę na... cokolwiek tam teraz potrzebował. Póki co chyba nie były to słowa i zbędne pytania.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kafeteria
Wto Kwi 28, 2020 12:29 pm
______Błękitne oczy srebrnowłosej sunęły to za jednym to za drugim sprawcą małego zamieszania, a gdy Sheridan odeszła z widoczną niechęcią na twarzy, Rovere zapisała w notatniku myśli, żeby kiedyś zaczepić młodą blondynkę o powód znielubienia jeszcze jej obcego mężczyzny. Zaskakujące, że nie pamiętała go (może jeszcze) z liceum. Cholera wie, jakimi ścieżkami wędrowali w tamtym czasie. Paige zniknęła w tłumie, widocznie kierując się bezpośrednio do ogrodu, a Arda powróciła niezmącnym emocjami spojrzeniem na Travitza.
______— Owszem. — Zastukała paznokciami o papierową ściankę kubka. Nienawidziła tego typu naczyń, ale dzisiaj nie mogła liczyć na nic lepszego w kafeterii. Tłum napierał coraz bardziej, zegar tykał i Rovere liczyła się z tym, że niedługo jej przerwa skończy się z hukiem, bo przecież zawsze musi pójść coś nie tak.  — Przyszedłeś tylko dla mnie czy skorzystasz z darmowej ochreony zdrowia? — spytała, opierając podbródek na wierzchu palców.
______Telefon Litwinki zawibrował, a jej oczy bezwiednie powędrowały na wyświetlacz, odczytując skróconą wiadomość. Nic ciekawego. Miała jeszcze chwilę do wykładu, a wypadałoby sprawdzić, jak odbywa się sesja plakatowa. Mimo wszystko nie miała ochoty odpuścić konwersacji z tajemniczym blondynem, którego akcent aż nazbyt narzucał się na uszy. Nie sądziła, że w tym całym rozgardiaszu natrafi na drugiego słowianina. A tego Travitza się nie wyprze.
______— Nie przepadasz za Sheridan. — stwierdziła gładko, zmieniając temat. — Śpiewała Ci serenady pod oknem w nocy i nie dawała spać? — Ups.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach