▲▼
Tutaj będzie piękny opis, ale zaraz. Pierw posty. Mym współlokatorem zostanie Rick, tak.
Szedł niechętnie przed siebie. Właściwie to był dopiero jego pierwszy dzień w szkole, do której dostał się dzięki małej pomocy rodziców. Czy chciał tu przyjść? Nie. Czy będzie się tu starał? Nie. Czy ma zamiar sprawić, żeby rodzice mogli być z niego dumni? To na pewno nie! Od momentu, gdy przekazali mu tę wiadomość, widać było ten wyraz wkurzenia na jego twarzy. Od momentu poinformowania go o tym, nie odezwał się do nich ani słowem. Taki męski foch, a co? Został odprowadzony pod praktycznie samo wejście do akademika, żeby nie spieszyło się mu z ucieczką od pierwszego dnia. Żegnając się z rodziną bardzo czułym machnięciem ręki, postanowił wymamrotać jeszcze kilka słów – No... Nara. - dokładnie tak one brzmiały. Nie czuł żadnego smutku z rozstaniem z rodziną. Ba! On się nawet bardziej cieszył z tego powodu, że będzie miał w końcu spokój od nich.
Nie trzeba było szukać długo pokoju, który mu przydzielono. Był praktycznie na samym początku o jakże zacnym numerze 6. Czy widział jakiekolwiek plusy? Może będzie łatwiej spierniczać, mając pokój blisko wyjścia. Bez żadnego puknięcia czy stuknięcia w drzwi, wszedł, trzaskając nimi za sobą. Pierwsze spojrzenie na pokój miało jedynie sprawdzić, które łóżko było wolne. Rzucił na nie swoją torbę i podnosząc lekko głowę dopiero rozejrzał się po pokoju, aby tylko znaleźć powody do wyjścia z niego. Niestety takowych nie znalazł, tak samo jak osoby, która znajdowała się tu przed nim. Niewiele myśląc, rzucił się zaraz obok torby na łóżko, lekko (może nawet i bardzo) podirytowany. Znowu musiał się przenosić, więc co się mu dziwić? - Utemperują mnie tu? Tia, na pewno... - wymamrotał do poduszki z lekką satysfakcją w głosie. Na pewno to się im uda, skoro w reszcie szkół nauczyciele nie mieli zbyt co do niego mówić, bo może się go nawet trochę bali. Tutaj też miał zamiar zostawić po sobie pogłoski, gdyby zdecydowali się go wyrzucić, więc musi się bardzo starać, aby go dobrze tu popamiętali.
Nie trzeba było szukać długo pokoju, który mu przydzielono. Był praktycznie na samym początku o jakże zacnym numerze 6. Czy widział jakiekolwiek plusy? Może będzie łatwiej spierniczać, mając pokój blisko wyjścia. Bez żadnego puknięcia czy stuknięcia w drzwi, wszedł, trzaskając nimi za sobą. Pierwsze spojrzenie na pokój miało jedynie sprawdzić, które łóżko było wolne. Rzucił na nie swoją torbę i podnosząc lekko głowę dopiero rozejrzał się po pokoju, aby tylko znaleźć powody do wyjścia z niego. Niestety takowych nie znalazł, tak samo jak osoby, która znajdowała się tu przed nim. Niewiele myśląc, rzucił się zaraz obok torby na łóżko, lekko (może nawet i bardzo) podirytowany. Znowu musiał się przenosić, więc co się mu dziwić? - Utemperują mnie tu? Tia, na pewno... - wymamrotał do poduszki z lekką satysfakcją w głosie. Na pewno to się im uda, skoro w reszcie szkół nauczyciele nie mieli zbyt co do niego mówić, bo może się go nawet trochę bali. Tutaj też miał zamiar zostawić po sobie pogłoski, gdyby zdecydowali się go wyrzucić, więc musi się bardzo starać, aby go dobrze tu popamiętali.
Po skończonych zajęciach szkolnych, wrócił mało zadowolony do swojego pokoju. Rano dostał informację, iż jego samotne życie w pokoju z dniem dzisiejszym właśnie się kończy, bowiem dostanie niechcianego współlokatora. Nie podobał mu się ten fakt, bardzo mu się on nie podobał. Miał swoje powody, aby tego nie tolerować. Według niego nikt nie powinien sypiać na łóżku, na którym całkiem niedawno spał jego brat bliźniak. Wobec tej decyzji miał swoje mało sympatyczne zdanie. I choć prosił, aby nikogo mu nie przydzielać do pokoju po tym tragicznym wypadku, dyrekcja zignorowała jego słowa, jakby zupełnie nic złego się nie stało. A przecież Black do tej pory chował urazę. Czy była ona tak bardzo niewidoczna, żeby stwierdzić, że jest już po wszystkim? Co za absurd.
Będąc z lekka podirytowany, ponieważ nie powiedziano mu, kiedy konkretniej przyjeżdża pan współlokator, przygotował się na trening, na którym chciał rozładować swoje negatywne emocje. W między czasie w kieszeni od spodni zaczął wibrować mu telefon. Odebrał go, a usłyszawszy głos brata, zamienił z nim parę słów, umawiając się na najbliższe, luźne spotkanie, aby porozmawiać o czym istotnym. Przy okazji wyładował na nim swoją frustrację, aczkolwiek i to nie chciało pomóc. Po rozłączeniu się, chwycił za sportową torbę i wyszedł z pokoju, udając się najpierw po coś do jedzenia, dopiero potem zmierzył w stronę punktu docelowego. Czyli na trening.
Powróciwszy z męczącego treningu, postanowił się odświeżyć. Wyjątkowo dzisiaj był na domiar aktywny. Tak, że aż trener chwalił go bardziej niż zwykle. A jego cieszył fakt, że swoją złość rozładował właśnie tam. Może nie całą, bo nadal czuł się nieswojo z myślą, iż od dzisiaj ktoś będzie spał w sąsiednim łóżku. I nie będzie to jego brat.
Czarne myśli spłukał strumieniem zimnej wody z prysznica. Owszem, zimnej, ponieważ potrzebował trochę schłodzić swoje ciało oraz umysł. Musiał po prostu ochłonąć, a taki prysznic robił dobre efekty. Szum wody obijał mu się o uszy, a kiedy zaprzestał lania wody, usłyszał, że do jego pokoju ktoś wchodzi.
Oho...
Wyszedł spod prysznicu, chwytając pierwszy lepszy ręcznik jaki miał pod ręką. Po wytarciu bladego ciała, ubrał na siebie bokserki, a ręcznik zarzucił sobie na głowę. Zmierzwił rude kudły, pozbywając się w ten sposób nadmiaru wody. Po tej czynności ręcznik przewiesił sobie przez ramię, wychodząc z łazienki. W między czasie nasłuchiwał się każdego hałasu wydobywającego się z pokoju. Przemierzył krótki korytarz, aby zaraz znaleźć się w pomieszczeniu, gdzie odnalazł faceta, który dzisiaj miał zostać jego współlokatorem. Jego mina w pierwszej chwili była dość zdegustowana, z czym nie krył się zbytnio. Bowiem kojarzył tą białą czuprynę. Pamiętał ten wyraz twarzy, tą sylwetkę. I pamiętał to, jak na wakacjach spuścił mu porządny wpierdol. W końcu na kimś musiał rozładować swoje emocje, nad którymi wtedy średnio panował.
No chyba koleś sobie jaja robisz.
Nic jednak nie powiedział, nie skomentował na głos. Chciał zobaczyć, ile czasu Richardowi zajmie, aby zorientował się, z kim konkretnie będzie dzielić pokój. Jakoś nie mógł uwierzyć w to, że nie będzie pamiętać jego twarzy. Bardzo dobrze postarał się oto, aby jednak zapamiętał. Tylko dlaczego los akurat zechciał, aby on trafił tutaj? Czyżby nie tylko Lucas miał zapędy sadystyczne? Kto wie, kto wie. Wolnym krokiem przemierzył pokój, aby przysiąść na swoim łóżku. Absolutnie nie krępował go fakt, że w tej chwili paraduje prawie że nago. Posiada dobrze umięśnione ciało, ma zacny tatuaż, generalnie dobrze wygląda. Czego miał się wstydzić?
Będąc z lekka podirytowany, ponieważ nie powiedziano mu, kiedy konkretniej przyjeżdża pan współlokator, przygotował się na trening, na którym chciał rozładować swoje negatywne emocje. W między czasie w kieszeni od spodni zaczął wibrować mu telefon. Odebrał go, a usłyszawszy głos brata, zamienił z nim parę słów, umawiając się na najbliższe, luźne spotkanie, aby porozmawiać o czym istotnym. Przy okazji wyładował na nim swoją frustrację, aczkolwiek i to nie chciało pomóc. Po rozłączeniu się, chwycił za sportową torbę i wyszedł z pokoju, udając się najpierw po coś do jedzenia, dopiero potem zmierzył w stronę punktu docelowego. Czyli na trening.
Powróciwszy z męczącego treningu, postanowił się odświeżyć. Wyjątkowo dzisiaj był na domiar aktywny. Tak, że aż trener chwalił go bardziej niż zwykle. A jego cieszył fakt, że swoją złość rozładował właśnie tam. Może nie całą, bo nadal czuł się nieswojo z myślą, iż od dzisiaj ktoś będzie spał w sąsiednim łóżku. I nie będzie to jego brat.
Czarne myśli spłukał strumieniem zimnej wody z prysznica. Owszem, zimnej, ponieważ potrzebował trochę schłodzić swoje ciało oraz umysł. Musiał po prostu ochłonąć, a taki prysznic robił dobre efekty. Szum wody obijał mu się o uszy, a kiedy zaprzestał lania wody, usłyszał, że do jego pokoju ktoś wchodzi.
Oho...
Wyszedł spod prysznicu, chwytając pierwszy lepszy ręcznik jaki miał pod ręką. Po wytarciu bladego ciała, ubrał na siebie bokserki, a ręcznik zarzucił sobie na głowę. Zmierzwił rude kudły, pozbywając się w ten sposób nadmiaru wody. Po tej czynności ręcznik przewiesił sobie przez ramię, wychodząc z łazienki. W między czasie nasłuchiwał się każdego hałasu wydobywającego się z pokoju. Przemierzył krótki korytarz, aby zaraz znaleźć się w pomieszczeniu, gdzie odnalazł faceta, który dzisiaj miał zostać jego współlokatorem. Jego mina w pierwszej chwili była dość zdegustowana, z czym nie krył się zbytnio. Bowiem kojarzył tą białą czuprynę. Pamiętał ten wyraz twarzy, tą sylwetkę. I pamiętał to, jak na wakacjach spuścił mu porządny wpierdol. W końcu na kimś musiał rozładować swoje emocje, nad którymi wtedy średnio panował.
No chyba koleś sobie jaja robisz.
Nic jednak nie powiedział, nie skomentował na głos. Chciał zobaczyć, ile czasu Richardowi zajmie, aby zorientował się, z kim konkretnie będzie dzielić pokój. Jakoś nie mógł uwierzyć w to, że nie będzie pamiętać jego twarzy. Bardzo dobrze postarał się oto, aby jednak zapamiętał. Tylko dlaczego los akurat zechciał, aby on trafił tutaj? Czyżby nie tylko Lucas miał zapędy sadystyczne? Kto wie, kto wie. Wolnym krokiem przemierzył pokój, aby przysiąść na swoim łóżku. Absolutnie nie krępował go fakt, że w tej chwili paraduje prawie że nago. Posiada dobrze umięśnione ciało, ma zacny tatuaż, generalnie dobrze wygląda. Czego miał się wstydzić?
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, wiedząc o fakcie, że wchodzi przez nie zapewne osoba, z którą przez najbliższy rok ma dzielić pokój. Niestety jednak nie wzruszył się na to i dalej leżał plackiem na łóżku, mając szczerze wyrypane na daną osobą. Nie obchodziło go raczej z kim będzie ten pokój dzielił, czy będzie go lubił czy nie, czy będą się dogadywać, a może napierniczać przy pierwszej, lepszej okazji. Niemniej jednak wypadałoby chociaż zobaczyć tę osobę przy pierwszym spotkaniu. Podniósł się powoli z łóżka, aby zobaczyć pewnego znanego mu rudzielca. Bardzo dobrze kojarzył te rude kudły, bladą cerę i całokształt gościa, to on mu dał dosyć srogi wpierdziel we wakacje, ale nie spodziewał się spotkać go tutaj. Spojrzał na niego spode łba, już czuł chęć, aby oddać mu za ten raz we wakacje, już szykował mu bardzo "kulturalne" powitanie, jednak nagle zauważył pewną rzecz... Rzecz, którą chyba każdy zobaczyłby od początku, jednak on zbyt się skupił na tym, że jest to osoba, która go powaliła na ziemię i nie zauważył tego, że Lucas jest praktycznie nagi! Odwrócił jedynie wzrok od niego, próbując wmówić sobie, że ktoś taki jak on jest obrzydliwy. Ale jak faktycznie myślał? No cóż, próżno się go pytać, bo i tak nie odpowie.
- Jaki ten świat mały... - wymamrotał w stronę mężczyzny. To było taaak entuzjastyczne powitanie jak nigdy – Chyba nie musimy się sobie przedstawiać. - dodał po chwili, sięgając do torby w poszukiwaniu swoich papierosów oraz źródła ognia. To pierwsze znalazł, jednak po drugim nie było żadnego śladu. Poprzeklinał trochę pod nosem na brak zapalniczki czy zapałek. Ostatecznie jednak musiał się poświęcić, musiał znów się odezwać do rudego – Masz ogień? - spytał się beznamiętnie, przerzucając paczkę z ręki do ręki. Musiał zapalić, musiał się odstresować przed pomyśleniem o fakcie, że najbliższy rok spędzi z tym gościem. Pomimo że powierzchownie nie wydawał się bardziej wkurzony niż zwykle, wewnątrz jednak już rozrywał się, bo śmierć będzie lepsza.
- Jaki ten świat mały... - wymamrotał w stronę mężczyzny. To było taaak entuzjastyczne powitanie jak nigdy – Chyba nie musimy się sobie przedstawiać. - dodał po chwili, sięgając do torby w poszukiwaniu swoich papierosów oraz źródła ognia. To pierwsze znalazł, jednak po drugim nie było żadnego śladu. Poprzeklinał trochę pod nosem na brak zapalniczki czy zapałek. Ostatecznie jednak musiał się poświęcić, musiał znów się odezwać do rudego – Masz ogień? - spytał się beznamiętnie, przerzucając paczkę z ręki do ręki. Musiał zapalić, musiał się odstresować przed pomyśleniem o fakcie, że najbliższy rok spędzi z tym gościem. Pomimo że powierzchownie nie wydawał się bardziej wkurzony niż zwykle, wewnątrz jednak już rozrywał się, bo śmierć będzie lepsza.
Nie uważał go za swojego wroga. Był dla niego dość neutralną osobą. Nie pierwszej randomowej osobie spuścił wpierdol. Jednak parę osób zostało w pamięci Lucasa, a taką osobą był między innymi Richard. Chociażby przez swoją wyszczekaną gębę oraz charakterystyczny kolor włosów. Naturalna biel była rzadko spotykana, a widać było, że nie są w żadne sposób farbowane, gdzie ostatnio u młodych mężczyzn jest to dość modne. Dodatkowo mężczyzna nie wyglądał z nimi aż tak źle, gdyby nie fakt, że jest strasznie głośny, przez co również na swój sposób irytujący, Miał tylko nadzieję, że nie będzie z nim w klasie, bo to tylko utrudni ich relacje. On nie miał zamiaru wynosić się z tego pokoju, został z nim wręcz zżyty. Jednak ile cierpliwości miał w sobie młodszy mężczyzna? Cóż, okaże się.
Nie miał powodów do tego, aby praktycznie od razu wcinać awanturę lub wywołać nieinteligentną bójkę, w której zapewne wygrałby. On również mógł mieć powody, aby oddać mu za wakacje, ponieważ nie powie, że wyszedł z tego bez szwanku. Przez niego miał zwichnięty nadgarstek, przez co na jakiś czas musiał zrezygnować z treningu czy nie mógł pomagać ojcu przy bardziej poważniejszej akcji. Co z tego, że głównie robił za hakera. Czasem trzeba pójść na jakieś spotkanie z ojcem, żeby poznać parę ważnych twarzy i niektórym zadrzeć trochę nosa, kiedy są zbyt głośni. Całe szczęście, że dość szybko wyszedł z tego. A jak było ze złamanym nosem Richarda? Dało się dostrzec te zgarbienie, którego był twórcą. Całkiem satysfakcjonujący widok. Był ciekaw, kiedy zechce zrobić rewanż. Teraz przez cały rok będzie miał okazję do tego, aby się zemścić. Ale czy starczy mu sił, aby tego dokonać?
Mężczyzna sięgnął do swojej szafki nocnej, wyciągając z niej butelkę wody. Napił się, w tym samym momencie białowłosy dostrzegł obecność rudzielca. Nie wiedział tylko, czy rzeczywiście dopiero go zauważył czy wcześniej już go dostrzegł lecz skutecznie przez parę chwil go ignorował. W końcu kto chciałby rozmawiać z osobą, przez którą zostało się pobitym. I to tylko dlatego, że powiedział o parę słów za dużo. Lepiej niech teraz zważa na słowa, ponieważ teraz, chcąc nie chcąc, znajduje się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Odstawił butelkę na bok, zdejmując również ręcznik ze swojego ramienia i położył go na łóżku. Na klatce piersiowej była zauważalna blizna mężczyzny, zaś na jego tyłach ogromnych rozmiarów tatuaż. Przez słowa Richarda, Lucas zmuszony został wydobyć z siebie prychnięcie. Już wiedział, że z nim będzie mieć całkiem ciekawie w pokoju, niekoniecznie interpretując te słowa w pozytywny sposób. Ciekawe, ile razy będzie musiał wobec niego użyć przemocy, aby ułożyć go pod swoje zasady. W końcu to jego pokój. Jego raz zmarłego brata. Nie będzie tolerować szczeniackie wybryki dzieciaka, który nie potrafi opanować swojej rozgrzanej dupy. Szybko ułoży go pod swoje dyktando, a kiedy zechce mu się sprzeciwiać... Lepiej, aby tego po prostu nie robił, jeśli z tego pokoju chce wyjść cały i zdrowy – w jednym kawałku.
– Brawo za spostrzegawczość. Szkoda tylko, że na wstępie musisz już szczekać – jego ton głosu zdecydowanie mu się nie podobał, o czym świadczyła jego barwa głosu. Dominująca, która zostawała na długi czas w pamięci.
Obserwował ruchy mężczyzny, a były one bardzo proste – zdenerwował się, więc chciał zapalić. Nie miał natomiast ognia, o którego został zapytany, bo do proszenia było daleko. Pomacał się po udach, udając, że szuka ów zapalniczki. Oczywiście miał ogień, jednak nie miał żadnego powodu, aby mu go dawać.
– Jeżeli chcesz zapalić, to sugeruję Ci wyjść na zewnątrz. Tutaj są czujniki przeciw pożarowe i mały dym może spowodować nieproszony prysznic – oznajmił na wstępie, wstając z łóżka, aby sięgnąć po swoje spodnie, w których szukał zwykłej zapalniczki. Znalazł ją, czerwoną, która była na wykończeniu, ale jeszcze działała – Po drugie... Jeśli bardzo chcesz zapalić, musisz zasłużyć na wymarzony ogień – dokończył, goszcząc na swych wargach paskudny uśmiech. Oczywiście nie zamierzał być dla nikogo przez chwilę miły, a tym bardziej bezinteresowny. Tylko dla wybranych taki był, a on nie był nikim szczególnym. Był zwykłym szczeniakiem, którego trzeba wytresować. Tak właśnie widział go w tej chwili Lucas.
Nie miał powodów do tego, aby praktycznie od razu wcinać awanturę lub wywołać nieinteligentną bójkę, w której zapewne wygrałby. On również mógł mieć powody, aby oddać mu za wakacje, ponieważ nie powie, że wyszedł z tego bez szwanku. Przez niego miał zwichnięty nadgarstek, przez co na jakiś czas musiał zrezygnować z treningu czy nie mógł pomagać ojcu przy bardziej poważniejszej akcji. Co z tego, że głównie robił za hakera. Czasem trzeba pójść na jakieś spotkanie z ojcem, żeby poznać parę ważnych twarzy i niektórym zadrzeć trochę nosa, kiedy są zbyt głośni. Całe szczęście, że dość szybko wyszedł z tego. A jak było ze złamanym nosem Richarda? Dało się dostrzec te zgarbienie, którego był twórcą. Całkiem satysfakcjonujący widok. Był ciekaw, kiedy zechce zrobić rewanż. Teraz przez cały rok będzie miał okazję do tego, aby się zemścić. Ale czy starczy mu sił, aby tego dokonać?
Mężczyzna sięgnął do swojej szafki nocnej, wyciągając z niej butelkę wody. Napił się, w tym samym momencie białowłosy dostrzegł obecność rudzielca. Nie wiedział tylko, czy rzeczywiście dopiero go zauważył czy wcześniej już go dostrzegł lecz skutecznie przez parę chwil go ignorował. W końcu kto chciałby rozmawiać z osobą, przez którą zostało się pobitym. I to tylko dlatego, że powiedział o parę słów za dużo. Lepiej niech teraz zważa na słowa, ponieważ teraz, chcąc nie chcąc, znajduje się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Odstawił butelkę na bok, zdejmując również ręcznik ze swojego ramienia i położył go na łóżku. Na klatce piersiowej była zauważalna blizna mężczyzny, zaś na jego tyłach ogromnych rozmiarów tatuaż. Przez słowa Richarda, Lucas zmuszony został wydobyć z siebie prychnięcie. Już wiedział, że z nim będzie mieć całkiem ciekawie w pokoju, niekoniecznie interpretując te słowa w pozytywny sposób. Ciekawe, ile razy będzie musiał wobec niego użyć przemocy, aby ułożyć go pod swoje zasady. W końcu to jego pokój. Jego raz zmarłego brata. Nie będzie tolerować szczeniackie wybryki dzieciaka, który nie potrafi opanować swojej rozgrzanej dupy. Szybko ułoży go pod swoje dyktando, a kiedy zechce mu się sprzeciwiać... Lepiej, aby tego po prostu nie robił, jeśli z tego pokoju chce wyjść cały i zdrowy – w jednym kawałku.
– Brawo za spostrzegawczość. Szkoda tylko, że na wstępie musisz już szczekać – jego ton głosu zdecydowanie mu się nie podobał, o czym świadczyła jego barwa głosu. Dominująca, która zostawała na długi czas w pamięci.
Obserwował ruchy mężczyzny, a były one bardzo proste – zdenerwował się, więc chciał zapalić. Nie miał natomiast ognia, o którego został zapytany, bo do proszenia było daleko. Pomacał się po udach, udając, że szuka ów zapalniczki. Oczywiście miał ogień, jednak nie miał żadnego powodu, aby mu go dawać.
– Jeżeli chcesz zapalić, to sugeruję Ci wyjść na zewnątrz. Tutaj są czujniki przeciw pożarowe i mały dym może spowodować nieproszony prysznic – oznajmił na wstępie, wstając z łóżka, aby sięgnąć po swoje spodnie, w których szukał zwykłej zapalniczki. Znalazł ją, czerwoną, która była na wykończeniu, ale jeszcze działała – Po drugie... Jeśli bardzo chcesz zapalić, musisz zasłużyć na wymarzony ogień – dokończył, goszcząc na swych wargach paskudny uśmiech. Oczywiście nie zamierzał być dla nikogo przez chwilę miły, a tym bardziej bezinteresowny. Tylko dla wybranych taki był, a on nie był nikim szczególnym. Był zwykłym szczeniakiem, którego trzeba wytresować. Tak właśnie widział go w tej chwili Lucas.
Z miłą chęcią by już wyszedł, już pierwszego dnia by sobie poszedł gdziekolwiek, ale jak najdalej od Lucasa. Do dziś widać resztki po wakacyjnym spotkaniu z nim i na ten moment nie miał zamiaru mu tego darować – gdy tylko nadarzy się okazja, to odda mu z miłą chęcią, jeszcze z bonusem. Chociaż taki plus tego roku, który da mu możliwość na zemstę. Raczej wyjdzie to dosyć impulsowo, spontanicznie. Wystarczy pewnie jedna czy dwie nieciekawe rozmowy i bez namysłu rzuci się na niego. Z pięściami, żeby nie było. Może i rudy wyglądał nieźle, co trudno zaprzeczyć, bo przecież... Rzadko można spotkać kogokolwiek o takim wyglądzie, jednak nawet nie zasługuje na uznanie na liście albinosa... Chyba.
- Że niby ja tu szczekam? - przeszło przez jego biały łep. Odpowiedział tylko również prychnięciem, kładąc przy okazji jedną z nóg na łóżku. Nie miał problemu z zajęciem swojego miejsca w tym pokoju, a gdyby nawet Lucas miał cokolwiek do powiedzenia na ten temat, to raczej mało przejmie tym albinosa – Nie martw się, mnie też nie cieszy to spotkanie. - dodał po chwili, wędrując wzrokiem po każdym możliwym kącie pokoju, który tylko nadawał się, żeby odwrócić wzrok od tej wyrzeźbionej, zapewne silnej kla... Nie! Czemu takie coś mu w ogóle przeszło przez głowę? Potrząsnął nią z dwa razy, aby bardziej się wybudzić i dalej latał wzrokiem po pokoju.
- Wow, taka przyjazna rada od Ciebie? - spytał sarkastycznie mężczyzny. Naprawdę zadziwił go tym, chociaż zapewne w tej niby radzie było drugie dno, gdzie zapewne wyszedłby gorzej na tym. Jednakże wiadomość o wykrywaczach dymu wydała się faktycznie pomocna i postara się ją nawet zapamiętać na przyszłość, aby lepiej nie próbować niczego palić tutaj.
W międzyczasie słuchał niechętnie Lucasa, a dokładnie tej części, która mówiła, że musi sobie zasłużyć – No chyba sobie jaja robisz. - pomyślał, uśmiechając się sam do siebie, chociaż z drugiej strony rudy mógł to odebrać jako przyjazny uśmiech. Kurde, nie pomyślał nawet o tym! Niemniej jednak rozbawiła go ta wiadomość – Nie możesz mi po prostu dać tej zapalniczki? Nie martw się, nie zarypałbym Ci jej, nie jestem taki. - tę końcówkę dosłownie wymamrotał. Nie chciał chyba brzmieć za bardzo przyjaźnie dla niego. Ale taka jest prawda! Nie ważne jak bardzo kogoś nie lubi, to nie posunąłby się do kradzieży – W ogóle to co miałbym niby zrobić, żebyś mi dał tę waloną zapalniczkę? - dodał po dłuższej chwili ciszy. Fakt, faktem czuł lekkie zaciekawienie tym faktem. No słowo "zasłużyć" brzmi jakby miał jakąś robotę dla niego? Kazał mu coś zrobić? Coś takiego na pewno. Nie spodziewał się raczej, żeby to było coś innego. Ale to już rudzielca sprawa, co chodzi po tej jego głowie.
- Że niby ja tu szczekam? - przeszło przez jego biały łep. Odpowiedział tylko również prychnięciem, kładąc przy okazji jedną z nóg na łóżku. Nie miał problemu z zajęciem swojego miejsca w tym pokoju, a gdyby nawet Lucas miał cokolwiek do powiedzenia na ten temat, to raczej mało przejmie tym albinosa – Nie martw się, mnie też nie cieszy to spotkanie. - dodał po chwili, wędrując wzrokiem po każdym możliwym kącie pokoju, który tylko nadawał się, żeby odwrócić wzrok od tej wyrzeźbionej, zapewne silnej kla... Nie! Czemu takie coś mu w ogóle przeszło przez głowę? Potrząsnął nią z dwa razy, aby bardziej się wybudzić i dalej latał wzrokiem po pokoju.
- Wow, taka przyjazna rada od Ciebie? - spytał sarkastycznie mężczyzny. Naprawdę zadziwił go tym, chociaż zapewne w tej niby radzie było drugie dno, gdzie zapewne wyszedłby gorzej na tym. Jednakże wiadomość o wykrywaczach dymu wydała się faktycznie pomocna i postara się ją nawet zapamiętać na przyszłość, aby lepiej nie próbować niczego palić tutaj.
W międzyczasie słuchał niechętnie Lucasa, a dokładnie tej części, która mówiła, że musi sobie zasłużyć – No chyba sobie jaja robisz. - pomyślał, uśmiechając się sam do siebie, chociaż z drugiej strony rudy mógł to odebrać jako przyjazny uśmiech. Kurde, nie pomyślał nawet o tym! Niemniej jednak rozbawiła go ta wiadomość – Nie możesz mi po prostu dać tej zapalniczki? Nie martw się, nie zarypałbym Ci jej, nie jestem taki. - tę końcówkę dosłownie wymamrotał. Nie chciał chyba brzmieć za bardzo przyjaźnie dla niego. Ale taka jest prawda! Nie ważne jak bardzo kogoś nie lubi, to nie posunąłby się do kradzieży – W ogóle to co miałbym niby zrobić, żebyś mi dał tę waloną zapalniczkę? - dodał po dłuższej chwili ciszy. Fakt, faktem czuł lekkie zaciekawienie tym faktem. No słowo "zasłużyć" brzmi jakby miał jakąś robotę dla niego? Kazał mu coś zrobić? Coś takiego na pewno. Nie spodziewał się raczej, żeby to było coś innego. Ale to już rudzielca sprawa, co chodzi po tej jego głowie.
On również nie miał szczególnej ochoty do siedzenia z nim w jednym pomieszczeniu. Nie miał również ochoty gdzieś wychodzić, był zmęczony treningiem. Dzisiaj jego cierpliwość stąpała po cienkiej linii. Nie chciał się niepotrzebnie denerwować, a wszystkimi porami skóry czuł, że białowłosy wyprowadzi go z równowagi. Nie wiedział jeszcze jak, ale z pewnością tego dokona. Dlaczego to właśnie jego musieli przydzielić do wspólnego mieszkania? Gorzej trafić nie mógł? Kurwa, prosił Dyrektora. Prosił, aby do końca tego roku mieszkał sam, skoro to jego ostatni rok. Więc dlaczego Dyrektor placówki zdecydował się na taki ruch? Liczył na coś? Tak bardzo będzie cieszył go fakt, że Richard będzie jego workiem treningowym? Dlaczego Dyrektor musiał zignorować jego prośbę? Był pieprzoną mniejszością, ponieważ jest z klasy "B", nie z "A"?
Mimo wszystko nie chciał rozdrapywać swojej rany i postanowił zachować dumę i honor. Najwyżej przejdzie się do Dyrektora, grzecznie porozmawia. Jeśli pójdą na kompromis, nie będzie źle. Jeśli jednak Dyrektor zamierza upierać się przy swoim, on również zacznie upierać się przy swoim jeszcze bardziej niż dotychczas. Tak grać nie będzie. Z nim nikt nie będzie grał. Nikt.
Nie mógł wyobrazić sobie tego, w jaki sposób oddaje mu Richard. Nie po tym co mu zrobił i jak się przed nim skompromitował. Tego nawet żałosnym zachowaniem nazwać nie można. To była dziecinada - zero klasy, zero niczego. Taki miał obraz Granta w swoich oczach. Małe szczenie, które trzeba było odpowiednio wytresować. Nadać mu nowe zasady, do których musiał się dostosować. A kiedy białowłosy postanowi mu oddać, ten ponownie skończy na dnie. I tak w kółko, do póty nie ogarnie dupy.
Postanowił nic nie mówić. To przeszłość. Bolesna, ale ten nie musiał o niej wiedzieć. Szczególnie on. Maskował swój ból bardzo dobrze, więc nie zamierzał się z nim zdradzać właśnie w tym momencie. Tutaj chodzi o coś więcej niż sam fakt, że zajął miejsce jego kochanego braciszka. Zignorował jego pierwsze słowa. Oczywiste było to, że spotkanie go nie cieszy. Nikogo nie cieszyło. Najchętniej każdy wypierdoliłby każdego z pokoju. Jednak obowiązywała pewna hierarchia i niech Richard mówi co chce, ale Lucas był tutaj pierwszy.
- Nie. Nie chcę, aby przez Twoją głupotę zniszczył mi się sprzęt elektryczny. I nie chcę mieć mokrego łóżka - oznajmił całkiem spokojnie, zauważając to jak lata wzorkiem po pomieszczeniu. Zabawne, że nie potrafił utrzymać z nim kontaktu wzrokowego lub chociaż na niego spojrzeć. Wstydził się czegoś? Bał się? Obawiał? Cóż, trudno mu to stwierdzić, nie znał się na psychologii. Chociaż momentami z łatwością wyłapywał emocje innych. I spokojnie mógł stwierdzić, że ten tutaj przez jakiś konkret nie potrafił spojrzeć teraz na Lucasa. Tylko co to było?
Całkiem uroczy uśmiech.
W zasadzie nie miał weny na dokuczanie. Dzisiaj trening wyciągnął z niego wszystko. Albo on wyładował całą swoją energię na nim. Było mu to potrzebne. Mimo zmęczenia i samego faktu, że jest dzisiaj bardziej nerwowy niż zwykle, czuł pewną ulgę po zajęciach z samoobrony. Dlatego też bez żadnego docinania wyciągnął gazową zapalniczkę z szuflady i rzucił ją w stronę Richarda. Rzucił, ponieważ wstawać mu się nie chciało. Był zbyt leniwy tego dnia. Lenistwo było piękną rzeczą. Czasem zupełnie nieprzydatną, ale bardzo przyjemną.
- Nie wiem, nie mam weny. Następnym razem coś wymyślę - odpowiedział ze szczerością, przeczesując dłonią swoje włosy. Tak, następnym razem coś wymyśli, ale teraz da mu spokój.
Przeciągnął się dosyć leniwie, wstając z łóżka. Podszedł do swojej szafy, a tam postanowił się ubrać. Tym samym odwrócił się do Richarda tyłem, ukazując sporych rozmiarów tatuaż. Niesamowicie się prezentował na jego ciele.
Czas spierdalać.
W miarę szybko nałożył na siebie podarte czarne, jeansy oraz luźną czarną, bluzkę z długim rękawem z kontrowersyjnym białym napisem "Suck my dick". W garść chwycił białe skarpetki i z nimi powędrował na łóżko, ubierając je na swoje stopy. Kątem oka spojrzał na Richarda, który o dziwo tutaj jeszcze był. Chyba nie zamierzał tutaj palić, pomimo tego, że go wyraźnie ostrzegł, że lepiej tutaj nie palić?
- Nie idziesz? - spytał z czystej ciekawostki, unosząc na znak pytania brwi ku górze. Tak bardzo charakterystyczny gest przy zadawanym pytaniu.
Mimo wszystko nie chciał rozdrapywać swojej rany i postanowił zachować dumę i honor. Najwyżej przejdzie się do Dyrektora, grzecznie porozmawia. Jeśli pójdą na kompromis, nie będzie źle. Jeśli jednak Dyrektor zamierza upierać się przy swoim, on również zacznie upierać się przy swoim jeszcze bardziej niż dotychczas. Tak grać nie będzie. Z nim nikt nie będzie grał. Nikt.
Nie mógł wyobrazić sobie tego, w jaki sposób oddaje mu Richard. Nie po tym co mu zrobił i jak się przed nim skompromitował. Tego nawet żałosnym zachowaniem nazwać nie można. To była dziecinada - zero klasy, zero niczego. Taki miał obraz Granta w swoich oczach. Małe szczenie, które trzeba było odpowiednio wytresować. Nadać mu nowe zasady, do których musiał się dostosować. A kiedy białowłosy postanowi mu oddać, ten ponownie skończy na dnie. I tak w kółko, do póty nie ogarnie dupy.
Postanowił nic nie mówić. To przeszłość. Bolesna, ale ten nie musiał o niej wiedzieć. Szczególnie on. Maskował swój ból bardzo dobrze, więc nie zamierzał się z nim zdradzać właśnie w tym momencie. Tutaj chodzi o coś więcej niż sam fakt, że zajął miejsce jego kochanego braciszka. Zignorował jego pierwsze słowa. Oczywiste było to, że spotkanie go nie cieszy. Nikogo nie cieszyło. Najchętniej każdy wypierdoliłby każdego z pokoju. Jednak obowiązywała pewna hierarchia i niech Richard mówi co chce, ale Lucas był tutaj pierwszy.
- Nie. Nie chcę, aby przez Twoją głupotę zniszczył mi się sprzęt elektryczny. I nie chcę mieć mokrego łóżka - oznajmił całkiem spokojnie, zauważając to jak lata wzorkiem po pomieszczeniu. Zabawne, że nie potrafił utrzymać z nim kontaktu wzrokowego lub chociaż na niego spojrzeć. Wstydził się czegoś? Bał się? Obawiał? Cóż, trudno mu to stwierdzić, nie znał się na psychologii. Chociaż momentami z łatwością wyłapywał emocje innych. I spokojnie mógł stwierdzić, że ten tutaj przez jakiś konkret nie potrafił spojrzeć teraz na Lucasa. Tylko co to było?
Całkiem uroczy uśmiech.
W zasadzie nie miał weny na dokuczanie. Dzisiaj trening wyciągnął z niego wszystko. Albo on wyładował całą swoją energię na nim. Było mu to potrzebne. Mimo zmęczenia i samego faktu, że jest dzisiaj bardziej nerwowy niż zwykle, czuł pewną ulgę po zajęciach z samoobrony. Dlatego też bez żadnego docinania wyciągnął gazową zapalniczkę z szuflady i rzucił ją w stronę Richarda. Rzucił, ponieważ wstawać mu się nie chciało. Był zbyt leniwy tego dnia. Lenistwo było piękną rzeczą. Czasem zupełnie nieprzydatną, ale bardzo przyjemną.
- Nie wiem, nie mam weny. Następnym razem coś wymyślę - odpowiedział ze szczerością, przeczesując dłonią swoje włosy. Tak, następnym razem coś wymyśli, ale teraz da mu spokój.
Przeciągnął się dosyć leniwie, wstając z łóżka. Podszedł do swojej szafy, a tam postanowił się ubrać. Tym samym odwrócił się do Richarda tyłem, ukazując sporych rozmiarów tatuaż. Niesamowicie się prezentował na jego ciele.
Czas spierdalać.
W miarę szybko nałożył na siebie podarte czarne, jeansy oraz luźną czarną, bluzkę z długim rękawem z kontrowersyjnym białym napisem "Suck my dick". W garść chwycił białe skarpetki i z nimi powędrował na łóżko, ubierając je na swoje stopy. Kątem oka spojrzał na Richarda, który o dziwo tutaj jeszcze był. Chyba nie zamierzał tutaj palić, pomimo tego, że go wyraźnie ostrzegł, że lepiej tutaj nie palić?
- Nie idziesz? - spytał z czystej ciekawostki, unosząc na znak pytania brwi ku górze. Tak bardzo charakterystyczny gest przy zadawanym pytaniu.
- Głupotę?! - spytał się oburzony. Nie chciało mu się wierzyć, że słyszy coś takiego z ust tego rudzielca. Po prostu szkoda gadać, jak on śmiał coś takiego powiedzieć do Ricka?! No dobra, czasem jest porywczy i nie myśli... Dobra, często taki jest, ale to nie powód, aby chęć do zapalenia nazywać od razu głupotą. Nie chciał drążyć już tego tematu, prychnął jedynie cicho pod nosem. Jeszcze dziś postara się okiełznać emocje, jednak różnie to może wyjść. Jeszcze skończy się tak samo jak w minione wakacje i znowu coś złamanego. Na samą myśl o tamtym dniu robiło mu się niedobrze. Po prostu poszedł i wypił trochę z kolegami, nie jego wina, że ma słabą głowę, a dużą pojemność. No... No taki już los! Wypił ile mógł i nie pamiętał co robi, tak jakoś wyszło. No ale tego złamanego nosa to chyba nigdy nie wybaczy Lucasowi, oj nie.
Ale koniec rozczulania się nad przeszłością, najgorsze, że już był on tak znerwicowany, jakby co najmniej czekała go rozprawa przed sądem, chociaż pewnie i tam by się mniej denerwował. Przerzucał paczkę papierosów z ręki do ręki, wędrując po pokoju wzrokiem. Szukał wszystkiego, żeby tylko nie spojrzeć na jego znajomego, o ile można tak go nazwać. Trudno jest się skupić będąc w jednym pomieszczeniu z osobą, którą się nie lubi, a na dodatek, która wygląda tak dobrze i siedzi praktycznie na wyciągnięcie ręki w samej bieliźnie. Nerwowym potrząśnięciem głowy wyrzucił ten obraz ze swojej głowy. To było zbyt okropne, jeszcze mogłoby się wydawać, ale żeby on... Nie, to jeszcze gorsze od poprzedniego! Znów starał się wyrzucić tę myśl, jego oczy wpatrywały się w podłogę. W końcu podniósł na chwilę wzrok, spojrzał się na ciało Lucasa. Wyglądał on niesłychanie... No seksownie będąc prawie w niczym. Młody Grant poczuł z niewiadomych przyczyn dziwne ciepło, które przeszło jego ciało. Co to mogło być? Czemu nagle poczuł coś takiego? Będzie chory? A może to przez fakt, że ostatnio nie pił energetyków? Szukał każdego możliwego wyjaśnienia tego faktu, nie chciał myśleć nawet o tym co spowodowało ten stan.
Bez problemu złapał zapalniczkę, złapał ją, ale nagle przestało mu się chcieć palić. A może ten głód nikotynowy zmalał? Tylko czemu? Bo dostał zapalniczkę od swojego wakacyjnego nemesis? Kurde, nie wiedział co się z nim dzieje. Zaczynał się coraz dziwniej zachowywać w otoczeniu tego sadysty. Wpakował swoje papierosy do kieszeni, chciał chociaż udawać, że będzie szedł zapalić. A nóż widelec mu się znowu zachce.
No co jak co, ale ten rudy miał niezwykle seksowne tyły. I jeszcze ten tatuaż... Miał go wtedy? Nie pamiętał, kojarzył jedynie go z twarzy, nie ciała, ale teraz może lepiej go zapamiętać. Jakoś strasznie się nad tym zamyślił, nad tym co się działo w te wakacje. Przeczesał dłonią swoją rozczochraną czuprynę, naprawdę chciał sobie coś przypomnieć, ale po prostu nie mógł! Nie ważne jak bardzo by chciał. Z zamysłu wyrwał go głos współlokatora. Podniósł na niego wzrok, lekko się zdziwił, nie widział jak się ubierał, ale cóż, chyba odleciał myślami. - Zaraz będę szedł... - odmruknął. Właściwie zapomniał o tym, że miał wyjść, ciągle nie mógł się skupić.
- Ej, co... Zresztą, nieważne już. - chciał się spytać, co takiego robił w te wakacje, że to się tak skończyło, jednak uznał to za totalny bezsens. Pewnie jeszcze by dał mu kolejną opcję do tego, że mógłby się z niego śmiać, wolał nie robić tego póki co. Wiedza o tym co zrobił nie była tego warta, ani trochę.
Ale koniec rozczulania się nad przeszłością, najgorsze, że już był on tak znerwicowany, jakby co najmniej czekała go rozprawa przed sądem, chociaż pewnie i tam by się mniej denerwował. Przerzucał paczkę papierosów z ręki do ręki, wędrując po pokoju wzrokiem. Szukał wszystkiego, żeby tylko nie spojrzeć na jego znajomego, o ile można tak go nazwać. Trudno jest się skupić będąc w jednym pomieszczeniu z osobą, którą się nie lubi, a na dodatek, która wygląda tak dobrze i siedzi praktycznie na wyciągnięcie ręki w samej bieliźnie. Nerwowym potrząśnięciem głowy wyrzucił ten obraz ze swojej głowy. To było zbyt okropne, jeszcze mogłoby się wydawać, ale żeby on... Nie, to jeszcze gorsze od poprzedniego! Znów starał się wyrzucić tę myśl, jego oczy wpatrywały się w podłogę. W końcu podniósł na chwilę wzrok, spojrzał się na ciało Lucasa. Wyglądał on niesłychanie... No seksownie będąc prawie w niczym. Młody Grant poczuł z niewiadomych przyczyn dziwne ciepło, które przeszło jego ciało. Co to mogło być? Czemu nagle poczuł coś takiego? Będzie chory? A może to przez fakt, że ostatnio nie pił energetyków? Szukał każdego możliwego wyjaśnienia tego faktu, nie chciał myśleć nawet o tym co spowodowało ten stan.
Bez problemu złapał zapalniczkę, złapał ją, ale nagle przestało mu się chcieć palić. A może ten głód nikotynowy zmalał? Tylko czemu? Bo dostał zapalniczkę od swojego wakacyjnego nemesis? Kurde, nie wiedział co się z nim dzieje. Zaczynał się coraz dziwniej zachowywać w otoczeniu tego sadysty. Wpakował swoje papierosy do kieszeni, chciał chociaż udawać, że będzie szedł zapalić. A nóż widelec mu się znowu zachce.
No co jak co, ale ten rudy miał niezwykle seksowne tyły. I jeszcze ten tatuaż... Miał go wtedy? Nie pamiętał, kojarzył jedynie go z twarzy, nie ciała, ale teraz może lepiej go zapamiętać. Jakoś strasznie się nad tym zamyślił, nad tym co się działo w te wakacje. Przeczesał dłonią swoją rozczochraną czuprynę, naprawdę chciał sobie coś przypomnieć, ale po prostu nie mógł! Nie ważne jak bardzo by chciał. Z zamysłu wyrwał go głos współlokatora. Podniósł na niego wzrok, lekko się zdziwił, nie widział jak się ubierał, ale cóż, chyba odleciał myślami. - Zaraz będę szedł... - odmruknął. Właściwie zapomniał o tym, że miał wyjść, ciągle nie mógł się skupić.
- Ej, co... Zresztą, nieważne już. - chciał się spytać, co takiego robił w te wakacje, że to się tak skończyło, jednak uznał to za totalny bezsens. Pewnie jeszcze by dał mu kolejną opcję do tego, że mógłby się z niego śmiać, wolał nie robić tego póki co. Wiedza o tym co zrobił nie była tego warta, ani trochę.
Drgnął mu kącik ust. Ton jaki został przybrany wcale mu się nie spodobał. Rozdrażnił go jeszcze bardziej, co oznaczało samo zło. Ale spokojnie, trzeba zachować pozory. Trzeba wykazać się większym ilorazem inteligencji. Nie myślał to w żaden sposób komentować, nie czuł potrzeby komentowania tego. Stwierdził, że ignorancja będzie właściwym zachowaniem względem niego. To częściej denerwuje niż czyjaś złość lub setek słów wyrzucane na jednym wydechu. Po co się denerwować, skoro można mieć wyjebane i ta osoba jeszcze bardziej się wkurzy?
Wybaczenie? Myślał, że on tylko na to czekał? Dobre sobie. Jak już wspomniał wcześniej - nie wyobraża sobie tego, że zostanie pobity przez tego dzieciaka. To nie ten typ człowieka, który potrafi wlać Lucasowi. W zasadzie mało kto jest wstanie mu porządnie przyłożyć. Wiele osób po prostu boi się zaczynać jakąkolwiek bójkę z nim, wiedząc jaki przy tym będzie wynik. Zajęcia z samoobrony oraz walka wręcz w życiu się przydaje. Bo bić się trzeba potrafić.
Nie wiedział jak bardzo jego wygląd sprawiał, iż mężczyzna zaczynał myśleć o nieprzyzwoitych rzeczach. Przynajmniej nie myślał o tym, o czym powinien myśleć. To był jego wróg, rywal, nemezis. Nie wstyd mu było w taki paskudny sposób myśleć o nim? Chociaż Lucas nie był wcale lepszy - nie przyszły mu żadne myśli, bo jednak miał lepsze rzeczy do roboty. Jednakże jeśli miałby okazję, z pewnością nie zawahałby się, aby spędzić z nim upojną noc w łóżku. Upojną i brutalną. Bardzo chętnie usłyszy jego jęki litości nie tylko wtedy, kiedy łamał mu nos.
Ale nie teraz o tym myśleć. W tej chwili był zły i niepocieszony. Musiał stąd spadać i to jak najszybciej, jeśli ktoś pragnął życia tego białowłosego. A na pewno znajdzie się osoba, której zależy na życiu tego szczeniaka. Dlatego musiał stąd iść. Na dzień, dwa, trzy dni albo najlepiej na cały tydzień. Musiał to przetrawić, pogodzić się z myślą, że będzie z nim mieszkać przez resztę edukacji w tej szkole. Nie liczył na pokorę dyrektora, raczej bywał stanowczy w swoich decyzjach. A on nie miał siły na sprzeczki. Nie dzisiaj. Wobec tego kiedy tylko ubrał skarpetki, ruszył z powrotem do łazienki w celu wysuszenia włosów. Umył zęby, użył wody toaletowej. Wrócił do pokoju, ale wypowiedziane słowa przez Richarda zostały kompletnie zignorowane. Nie skupiał się na nich w tym momencie, nie to było priorytetem. Więc nic dziwnego jak nie uzyskał żadnej odpowiedzi, nawet mimiką twarzy. Chwycił swój pojemny plecak, spakował do niego parę rzeczy - ubrania na zmianę, bieliznę, kosmetyki i inne pierdoły. Kiedy uznał, że jest gotowy do wyjścia, zabrał telefon z szafki, pęczek kluczy oraz portfel wraz z dokumentami. Wystukał do kogoś wiadomość, ubrał glany, wziął bluzę i bez słowa opuścił pokój.
Minął tydzień z hakiem, kiedy tutaj ostatnio był, Tak jak myślał - rozmowa z dyrektorem nie powiodła się, jego aktualny współlokator będzie musiał z nim zostać. Oznajmił tylko, że nie gwarantuje, iż on długo przeżycie z Blackiem razem w pokoju, a Dyrektor, nie ukazując krzty empatii, wyprosił ucznia ze swojego gabinetu. Na tym zakończyła się ich rozmowa. Później Lucas wylądował w swoim rodzinnym domu, postanawiając, że przez ten tydzień nie będzie uczęszczał do szkoły. Potrzebował chwili spokoju, a jego dom mógł mu to zagwarantować. W połowie, ale mimo wszystko uspokajał się w tym miejscu. Nie miał powodu do stresu, chyba że chodziło o robotę. Oczywiście nie było opcji o urlopie w robocie, o czym doskonale wiedział. Jednakże jemu to nie przeszkadzało. Lubił robić to, co robił, podobała mu się fucha przestępcy. Przynajmniej na razie. Miał dalsze plany na przyszłość, a bycie w grupie przestępczej jego ojca było jednym z nich. Wytrwale będzie przy nim, aby później godnie zająć jego miejsce. Tak, to był jego cel.
Wszedł do akademika. Zamiast zastać swojego charakterystycznego zapachu, poczuł w zupełności coś innego. Przez zapach brudu i niewietrzonego pokoju gdzieś przebijała się woń Lucasa. Nie powiedziałby, że tym faktem jest jakoś ucieszony. Będzie musiał do tego przywyknąć albo zastosować parę zasad. Raczej skorzysta z drugiej opcji.
Postawił plecak na ziemi obok łóżka, zaraz zdejmując buty. Dopiero teraz zauważył współlokatora, który leżał zaspany na łóżku. No tak, już dawno po zajęciach szkolnych. Ale nie wyglądało, aby ten tutaj na nich w ogóle był. Wyglądał na takiego, który to całkiem niedawno wybudził się ze smacznego snu. Śniła mu się jakaś panienka może? Nie zwracając na niego większej uwagi, podszedł do okna i otworzył je na oścież - trochę świeżego powietrza z pewnością się tutaj przyda. Nie zwrócił również uwagi na to, że całkiem niechcący depcze ubrania Richarda. W końcu nie musiał ich kłaść akurat na podłodze. Było wiele innych miejsc, bardziej przyzwoitych, gdzie mógł je położyć. Na przykład szafa na ubrania. Rozwalone puszki po energetykach również nie cieszyły widoku. Z pewnością będzie musiał wprowadzić parę zasad, bo nie chciał zaraz mieć tutaj syfu. W brudzie niewygodnie się uczy i pracuje. W przeciwieństwie do innych niektórzy mają codzienne obowiązki, którymi woleli się zająć. Zamiast smacznie spać w łóżku jakby nigdy nic.
- Ruszaj dupę, muszę z Tobą parę rzeczy poustalać, skoro tutaj masz mieszkać - odparł, doskonale wiedząc, że ten już nie śpi. A nawet jeśli, Lucas nie zawaha zrzucić go z łóżka, aby ten posprzątał po sobie bałagan. Szczególnie z jego części pokoju, bo on po sobie zostawił porządek. I Ethan nie pija energetyków. Ścierwo, które lasuje tylko mózg. Nic dziwnego, że ten nie grzeszył inteligencją. Za to miano nieroba pasuje do niego wręcz idealnie.
Wybaczenie? Myślał, że on tylko na to czekał? Dobre sobie. Jak już wspomniał wcześniej - nie wyobraża sobie tego, że zostanie pobity przez tego dzieciaka. To nie ten typ człowieka, który potrafi wlać Lucasowi. W zasadzie mało kto jest wstanie mu porządnie przyłożyć. Wiele osób po prostu boi się zaczynać jakąkolwiek bójkę z nim, wiedząc jaki przy tym będzie wynik. Zajęcia z samoobrony oraz walka wręcz w życiu się przydaje. Bo bić się trzeba potrafić.
Nie wiedział jak bardzo jego wygląd sprawiał, iż mężczyzna zaczynał myśleć o nieprzyzwoitych rzeczach. Przynajmniej nie myślał o tym, o czym powinien myśleć. To był jego wróg, rywal, nemezis. Nie wstyd mu było w taki paskudny sposób myśleć o nim? Chociaż Lucas nie był wcale lepszy - nie przyszły mu żadne myśli, bo jednak miał lepsze rzeczy do roboty. Jednakże jeśli miałby okazję, z pewnością nie zawahałby się, aby spędzić z nim upojną noc w łóżku. Upojną i brutalną. Bardzo chętnie usłyszy jego jęki litości nie tylko wtedy, kiedy łamał mu nos.
Ale nie teraz o tym myśleć. W tej chwili był zły i niepocieszony. Musiał stąd spadać i to jak najszybciej, jeśli ktoś pragnął życia tego białowłosego. A na pewno znajdzie się osoba, której zależy na życiu tego szczeniaka. Dlatego musiał stąd iść. Na dzień, dwa, trzy dni albo najlepiej na cały tydzień. Musiał to przetrawić, pogodzić się z myślą, że będzie z nim mieszkać przez resztę edukacji w tej szkole. Nie liczył na pokorę dyrektora, raczej bywał stanowczy w swoich decyzjach. A on nie miał siły na sprzeczki. Nie dzisiaj. Wobec tego kiedy tylko ubrał skarpetki, ruszył z powrotem do łazienki w celu wysuszenia włosów. Umył zęby, użył wody toaletowej. Wrócił do pokoju, ale wypowiedziane słowa przez Richarda zostały kompletnie zignorowane. Nie skupiał się na nich w tym momencie, nie to było priorytetem. Więc nic dziwnego jak nie uzyskał żadnej odpowiedzi, nawet mimiką twarzy. Chwycił swój pojemny plecak, spakował do niego parę rzeczy - ubrania na zmianę, bieliznę, kosmetyki i inne pierdoły. Kiedy uznał, że jest gotowy do wyjścia, zabrał telefon z szafki, pęczek kluczy oraz portfel wraz z dokumentami. Wystukał do kogoś wiadomość, ubrał glany, wziął bluzę i bez słowa opuścił pokój.
***
Minął tydzień z hakiem, kiedy tutaj ostatnio był, Tak jak myślał - rozmowa z dyrektorem nie powiodła się, jego aktualny współlokator będzie musiał z nim zostać. Oznajmił tylko, że nie gwarantuje, iż on długo przeżycie z Blackiem razem w pokoju, a Dyrektor, nie ukazując krzty empatii, wyprosił ucznia ze swojego gabinetu. Na tym zakończyła się ich rozmowa. Później Lucas wylądował w swoim rodzinnym domu, postanawiając, że przez ten tydzień nie będzie uczęszczał do szkoły. Potrzebował chwili spokoju, a jego dom mógł mu to zagwarantować. W połowie, ale mimo wszystko uspokajał się w tym miejscu. Nie miał powodu do stresu, chyba że chodziło o robotę. Oczywiście nie było opcji o urlopie w robocie, o czym doskonale wiedział. Jednakże jemu to nie przeszkadzało. Lubił robić to, co robił, podobała mu się fucha przestępcy. Przynajmniej na razie. Miał dalsze plany na przyszłość, a bycie w grupie przestępczej jego ojca było jednym z nich. Wytrwale będzie przy nim, aby później godnie zająć jego miejsce. Tak, to był jego cel.
Wszedł do akademika. Zamiast zastać swojego charakterystycznego zapachu, poczuł w zupełności coś innego. Przez zapach brudu i niewietrzonego pokoju gdzieś przebijała się woń Lucasa. Nie powiedziałby, że tym faktem jest jakoś ucieszony. Będzie musiał do tego przywyknąć albo zastosować parę zasad. Raczej skorzysta z drugiej opcji.
Postawił plecak na ziemi obok łóżka, zaraz zdejmując buty. Dopiero teraz zauważył współlokatora, który leżał zaspany na łóżku. No tak, już dawno po zajęciach szkolnych. Ale nie wyglądało, aby ten tutaj na nich w ogóle był. Wyglądał na takiego, który to całkiem niedawno wybudził się ze smacznego snu. Śniła mu się jakaś panienka może? Nie zwracając na niego większej uwagi, podszedł do okna i otworzył je na oścież - trochę świeżego powietrza z pewnością się tutaj przyda. Nie zwrócił również uwagi na to, że całkiem niechcący depcze ubrania Richarda. W końcu nie musiał ich kłaść akurat na podłodze. Było wiele innych miejsc, bardziej przyzwoitych, gdzie mógł je położyć. Na przykład szafa na ubrania. Rozwalone puszki po energetykach również nie cieszyły widoku. Z pewnością będzie musiał wprowadzić parę zasad, bo nie chciał zaraz mieć tutaj syfu. W brudzie niewygodnie się uczy i pracuje. W przeciwieństwie do innych niektórzy mają codzienne obowiązki, którymi woleli się zająć. Zamiast smacznie spać w łóżku jakby nigdy nic.
- Ruszaj dupę, muszę z Tobą parę rzeczy poustalać, skoro tutaj masz mieszkać - odparł, doskonale wiedząc, że ten już nie śpi. A nawet jeśli, Lucas nie zawaha zrzucić go z łóżka, aby ten posprzątał po sobie bałagan. Szczególnie z jego części pokoju, bo on po sobie zostawił porządek. I Ethan nie pija energetyków. Ścierwo, które lasuje tylko mózg. Nic dziwnego, że ten nie grzeszył inteligencją. Za to miano nieroba pasuje do niego wręcz idealnie.
Richardzie wstydź się, wstydź. Oglądanie swojego rywala takim wzrokiem nawet, gdy ten jest w ubraniach, to okropny pomysł, bardzo okropny. Jednak z drugiej strony nie jego wina, że jakoś tak dopiero zauważył, jakim przystojniakiem może być Lucas. Znaczy nie! On wcale tak nie myśli, jakby mógł, przecież to jego rywal o zacnym ciele, twarzy... Rywal, tak to tylko rywal! Na szczęście nie wiedział niczego o tym, co kłębiło się w głowie Lucasa, lepiej dla niego chyba. Trudno wyobrazić sobie jego reakcje na poznanie tych myśli.
Tyle dobrego, że nawet nie zauważył jak tamten pakuje się i wychodzi, jego miny spowodowanej przybyciem albinosa, zajęciem tego łóżka, ale dlaczego? Odpowiedzi ciągle nie znał. Niemniej został sam, całkowicie sam w tym pokoju, tym miejscu. Jego nozdrzy dopiero doszedł zapach wody toaletowej Somer'a – Całkiem przyjemny... - wymamrotał do siebie. Oparłszy się o ścianę, począł rozmyślać, co mógłby jeszcze zrobić. Palić mu się już nie chciało, schował więc zapalniczkę Lucasa do szuflady, na rysowanie brakło natchnienia, nie miał zbytnio co tutaj siedzieć, ale wyjść też nie idzie, ciągle po mieście kręcili się rodzice. Nie miał zbyt dużego wyboru, więc rozebrał się, rozrzucając ubrania po podłodze. Inaczej mówiąc, poszedł spać.
Wstał dopiero po piątym od przyjazdu, trzeba się trochę ruszyć z tego pokoju. Jak zwykle podniósł się leniwie z łóżka, czuł śmierć na swoich oczach. Doczłapał się do torby, zegar w telefonie wskazywał godzinę 11, trzeba gdzieś wyruszyć. Pierwsze co, to oczy powędrowały na sąsiednie łóżko, nikogo tam nie było, nie widać też było śladów użytkowania. Nie wrócił jeszcze? Zresztą co on się będzie zastanawiał! Pozbierał ubrania z podłogi, ubrał je, przeczesał kilka razy włosy palcami i wyszedł, wyruszył, poszedł wsio.
Wrócił gdzieś blisko 11 w nocy? Szczęśliwi czasu nie liczą, miał przy sobie całą zgrzewkę energetyków oraz dużo weny. To wszystko chyba dzięki temu nowo poznanemu... Wimseyowi, tak? No ten chłopak dał mu trochę weny... I bólu głowy po piwie, trzeba mu wybaczyć, nie jego wina, a Rick'a, sam tego chciał zgadzając się na wypicie „kufelka” piwka.
- Dobra, czas ruszać do pracy. - zmotywował się sam, ktoś musi. Miał porobić kilka projektów tego dziedzińcowego kamulca! I może kilka wzorów na tatuaż, jeśli przyszłoby mu coś do głowy. Praca szła całkiem dobrze, jednakże gdzieś w połowie poczuł nagły napływ gorąca. No to co? Sru, leci koszulka na ziemię, a za nią pierwsza puszka. To samo stało się z resztą części garderoby, zaprzestał jak został w samej bieliźnie, a puszki... Cóż, poszły nie gorzej. No i kilka kartek też, chociaż udało mu się stworzyć trzy szkice! - Całkiem nieźle Rick, całkiem nieźle. - pochwalił sam siebie, a kto mu zabroni? Wykonał kawał świetnej roboty, mógł pójść nareszcie się położyć o ósmej rano w nocy, tak.
Sen przyszedł dopiero w okolicy piątej... Ale następnego ranka. Udało mu się zasnąć, nareszcie się udało! Sukces. Niestety ta błoga rozkosz nie mogła trwać zbyt długo, byłoby za dobrze. Dźwięk otwieranych drzwi, kroki kogoś, chyba wiedział kogo. Czyżby on wrócił? Może tak, może nie, to się okaże. Leżał ciągle zaspany, może trochę zbyt gorąco jak na tę porę roku. Usłyszał głos Lucasa. - Czyli to ty... - powiedział cicho, patrząc w sufit. Ciekawe gdzie tyle był? Takie pytanie chodziło mu po białej głowie, tylko czemu? Czemu on się nad tym zastanawiał, interesował? Trochę to dziwne, szkoda gadać. Jednym uchem słuchał słów swojego „kolegi”, może miał coś ważnego do powiedzenia? Niestety dla niego nie, chciał coś ustalać.
- Dobra, cokolwiek to jest... - przerwał na chwilę, aby zastanowić się co chciał powiedzieć. - A, daj mi chwilę na ogarnięcie się. - wymamrotał, podnosząc się. Dłonią wymacał torbę, dobra jest. Teraz bokserki, są. I ręcznik z płynem do kąpieli, o nawet to było!
Zignorował cokolwiek rudy miał mu do powiedzenia, miał większe priorytety. Wziąwszy wszystko pod rękę ruszył do łazienek. W miarę normalny wyglądzie szykuj się! Nadchodzi Richard i nie zamierza się poddać, o!
Tyle dobrego, że nawet nie zauważył jak tamten pakuje się i wychodzi, jego miny spowodowanej przybyciem albinosa, zajęciem tego łóżka, ale dlaczego? Odpowiedzi ciągle nie znał. Niemniej został sam, całkowicie sam w tym pokoju, tym miejscu. Jego nozdrzy dopiero doszedł zapach wody toaletowej Somer'a – Całkiem przyjemny... - wymamrotał do siebie. Oparłszy się o ścianę, począł rozmyślać, co mógłby jeszcze zrobić. Palić mu się już nie chciało, schował więc zapalniczkę Lucasa do szuflady, na rysowanie brakło natchnienia, nie miał zbytnio co tutaj siedzieć, ale wyjść też nie idzie, ciągle po mieście kręcili się rodzice. Nie miał zbyt dużego wyboru, więc rozebrał się, rozrzucając ubrania po podłodze. Inaczej mówiąc, poszedł spać.
***
Wstał dopiero po piątym od przyjazdu, trzeba się trochę ruszyć z tego pokoju. Jak zwykle podniósł się leniwie z łóżka, czuł śmierć na swoich oczach. Doczłapał się do torby, zegar w telefonie wskazywał godzinę 11, trzeba gdzieś wyruszyć. Pierwsze co, to oczy powędrowały na sąsiednie łóżko, nikogo tam nie było, nie widać też było śladów użytkowania. Nie wrócił jeszcze? Zresztą co on się będzie zastanawiał! Pozbierał ubrania z podłogi, ubrał je, przeczesał kilka razy włosy palcami i wyszedł, wyruszył, poszedł wsio.
Wrócił gdzieś blisko 11 w nocy? Szczęśliwi czasu nie liczą, miał przy sobie całą zgrzewkę energetyków oraz dużo weny. To wszystko chyba dzięki temu nowo poznanemu... Wimseyowi, tak? No ten chłopak dał mu trochę weny... I bólu głowy po piwie, trzeba mu wybaczyć, nie jego wina, a Rick'a, sam tego chciał zgadzając się na wypicie „kufelka” piwka.
- Dobra, czas ruszać do pracy. - zmotywował się sam, ktoś musi. Miał porobić kilka projektów tego dziedzińcowego kamulca! I może kilka wzorów na tatuaż, jeśli przyszłoby mu coś do głowy. Praca szła całkiem dobrze, jednakże gdzieś w połowie poczuł nagły napływ gorąca. No to co? Sru, leci koszulka na ziemię, a za nią pierwsza puszka. To samo stało się z resztą części garderoby, zaprzestał jak został w samej bieliźnie, a puszki... Cóż, poszły nie gorzej. No i kilka kartek też, chociaż udało mu się stworzyć trzy szkice! - Całkiem nieźle Rick, całkiem nieźle. - pochwalił sam siebie, a kto mu zabroni? Wykonał kawał świetnej roboty, mógł pójść nareszcie się położyć o ósmej rano w nocy, tak.
***
Sen przyszedł dopiero w okolicy piątej... Ale następnego ranka. Udało mu się zasnąć, nareszcie się udało! Sukces. Niestety ta błoga rozkosz nie mogła trwać zbyt długo, byłoby za dobrze. Dźwięk otwieranych drzwi, kroki kogoś, chyba wiedział kogo. Czyżby on wrócił? Może tak, może nie, to się okaże. Leżał ciągle zaspany, może trochę zbyt gorąco jak na tę porę roku. Usłyszał głos Lucasa. - Czyli to ty... - powiedział cicho, patrząc w sufit. Ciekawe gdzie tyle był? Takie pytanie chodziło mu po białej głowie, tylko czemu? Czemu on się nad tym zastanawiał, interesował? Trochę to dziwne, szkoda gadać. Jednym uchem słuchał słów swojego „kolegi”, może miał coś ważnego do powiedzenia? Niestety dla niego nie, chciał coś ustalać.
- Dobra, cokolwiek to jest... - przerwał na chwilę, aby zastanowić się co chciał powiedzieć. - A, daj mi chwilę na ogarnięcie się. - wymamrotał, podnosząc się. Dłonią wymacał torbę, dobra jest. Teraz bokserki, są. I ręcznik z płynem do kąpieli, o nawet to było!
Zignorował cokolwiek rudy miał mu do powiedzenia, miał większe priorytety. Wziąwszy wszystko pod rękę ruszył do łazienek. W miarę normalny wyglądzie szykuj się! Nadchodzi Richard i nie zamierza się poddać, o!
Po powrocie do własnego domu i zjedzeniu czegoś co było w lodówce, jasnowłosy rozłożył się na sofie. Patrząc się bezmyślnie przed siebie słuchał odgłosów jakie wydawał budynek. Szmery z za ściany. Ciche szumienie rur kanalizacyjnych. Przez uchylone okno wpadał hałas ulicy. Błądząc oczami bez celu nagle dostrzegł małe zwierzę bezszelestnie kroczące. Skupił się na Ef, która wyczuwając napór jego oczu zwolniła i z cichutkim mrukiem otarła się o jakąś wystającą, z szeregu innych, książkę. Will z turlał się na podłogę, czemu towarzyszył huk. W locie przymknął powieki a teraz leżąc na parkiecie czuł, że jego spadek, był jednak głupim pomysłem. Bark na którym wylądował wysyłał sygnały do mózgu mówiące o tępym bólu reki. Zignorował go sięgając obolałą kończyną po deskorolkę, która spoczywała niedaleko. wsunął ją pod brzuch i chociaż większość jego ciała nadal spoczywała na podłodze zaczął się przesuwać w stronę kota, który uznał to za początek zabawy. Bure stworzenie stanęło na tylnych łapach i skoczyło w jego kierunku. Lądując kilka centymetrów od jego twarzy i uciekając w bliżej nie określonym kierunku. Wimsey zignorował Efyrę i doczołgał się do pułki. Sięgając ręką po ruszoną wcześniej rzecz. Przyjrzał się okładce i z cichym westchnieniem odkrył, iż jest to rzecz o której pomyślał. Mianowicie książka, którą przed wakacjami pożyczył od jednego z bardziej lubianych znajomych ze szkoły. Niestety, o ile wieści jakie do niego doszyły były prawdziwe ów osobnik, spoczywał teraz pod ziemią. Dziewiętnastolatek musiał się skarcić za myśli, które wywoływały motylki w jego brzuchu na fakt tamtego całkiem ładnego ciała będącego teraz w fazie rozkładu. Przewertował kartki trzymanego w dłoniach druku. Skończył go jakieś trzy tygodnie temu i zapomniał o nim. O ile dobrze pamiętał Gabriel miał brata.. bliźniaka. Wstał z podłogi otrzepując się i kierując w stronę wyjścia. Gdy był przy drzwiach kotka podbiegła do niego i otarła się o jego nogę. Schylił się aby przejechać palcem wzdłuż linii kręgosłupa pupila po czym wsunął nogi w buty i wyszedł z domu.
Do akademika dotarł w miarę sprawnie. Udało mu się uniknąć zgubień trasy i potknięć o zbyt wysokie krawężniki. Chwilę zastanawiał się czy aby na pewno pamięta gdzie znajdował się pokój starego znajomego. Był tam tylko raz i chociaż nie pamiętał celu swojej wizyty, był pewien, że nietrwała dłużej niż dwadzieścia minut. A to pewnie tylko dlatego, że zaczął mówić na jakiś dziwny i mało istotny temat. A że jest gadułą to trwało to chwilę. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju. Numer sześć. Miał już pukać gdy zatrzymał rękę w pół drogi. Co tak właściwie powie temu bratu. "Hej znałem twojego bliźniaka, przykro mi a tu masz jego książkę". Jeśli byli do siebie podobni, bardzo możliwe, że minął go kiedyś na korytarzu i powitał jak Gabriela. Nie umiał sobie wyobrazić tego spotkania. Chciał już zabrać rękę i dokładniej to przemyśleć gdy na korytarzu pojawiła się jakaś osoba. Posłał jej szybkie i krótkie spojrzenie po czym zapukał. Zupełnie jak by wcale a wcale nie przerwał przed chwilą tej czynności. Gdy tylko drzwi się otworzyły wślizgną się do środka w ten swój sposób i stanął wciągając w nozdrza duchotę pokoju, która jeszcze nie ulotniła się przez otwarte okno. Skrzywił się lekko po czym spojrzał na wyższego od siebie rudowłosego. Wyjął rękę z książką w jego kierunku, ale zaraz ją cofnął i przełożył ja do drugiej dłoni.
- Wimsey- przedstawił się na wstępie i pozwolił sobie na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Trochę się tu zmieniło po jego ostatniej wizycie. Zauważył też, że łóżko, które powinno być puste- bo tego wymagała zwykła grzeczność- było przez kogoś zajmowane. - Nie pierdol, że kogoś ci tu dorzucili- wyrwało mu się gdy przyglądał się rozwalonym rzeczą. Zapomniał, że miał powiedzieć w jakiej sprawie przyszedł. Nigdy nie rozumiał tych obrządków jakie wszyscy stosowali wobec nieżywych. Ale to wydawało mu się bardzo nie na miejscu. Zacisnął mocniej palce na książce i w tedy przypomniał sobie dlaczego tu jest. - To było Gabriela, uznałem, że powinienem ci to oddać- pamiętał imię właściciela druku. A to nie lada sukces. Nie był zwykłym szarym Jerrym jak wszyscy. Przewertował kartki i podał rudowłosemu jego własność. Książka dotyczyła ewolucji zwierząt lądowych i była naprawdę dobra. Przynajmniej według Willa. Znów zerknął w stronę łóżka - skurwysyństwo- rzekł, bardziej do siebie niż do Lucks'a.
Do akademika dotarł w miarę sprawnie. Udało mu się uniknąć zgubień trasy i potknięć o zbyt wysokie krawężniki. Chwilę zastanawiał się czy aby na pewno pamięta gdzie znajdował się pokój starego znajomego. Był tam tylko raz i chociaż nie pamiętał celu swojej wizyty, był pewien, że nietrwała dłużej niż dwadzieścia minut. A to pewnie tylko dlatego, że zaczął mówić na jakiś dziwny i mało istotny temat. A że jest gadułą to trwało to chwilę. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju. Numer sześć. Miał już pukać gdy zatrzymał rękę w pół drogi. Co tak właściwie powie temu bratu. "Hej znałem twojego bliźniaka, przykro mi a tu masz jego książkę". Jeśli byli do siebie podobni, bardzo możliwe, że minął go kiedyś na korytarzu i powitał jak Gabriela. Nie umiał sobie wyobrazić tego spotkania. Chciał już zabrać rękę i dokładniej to przemyśleć gdy na korytarzu pojawiła się jakaś osoba. Posłał jej szybkie i krótkie spojrzenie po czym zapukał. Zupełnie jak by wcale a wcale nie przerwał przed chwilą tej czynności. Gdy tylko drzwi się otworzyły wślizgną się do środka w ten swój sposób i stanął wciągając w nozdrza duchotę pokoju, która jeszcze nie ulotniła się przez otwarte okno. Skrzywił się lekko po czym spojrzał na wyższego od siebie rudowłosego. Wyjął rękę z książką w jego kierunku, ale zaraz ją cofnął i przełożył ja do drugiej dłoni.
- Wimsey- przedstawił się na wstępie i pozwolił sobie na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Trochę się tu zmieniło po jego ostatniej wizycie. Zauważył też, że łóżko, które powinno być puste- bo tego wymagała zwykła grzeczność- było przez kogoś zajmowane. - Nie pierdol, że kogoś ci tu dorzucili- wyrwało mu się gdy przyglądał się rozwalonym rzeczą. Zapomniał, że miał powiedzieć w jakiej sprawie przyszedł. Nigdy nie rozumiał tych obrządków jakie wszyscy stosowali wobec nieżywych. Ale to wydawało mu się bardzo nie na miejscu. Zacisnął mocniej palce na książce i w tedy przypomniał sobie dlaczego tu jest. - To było Gabriela, uznałem, że powinienem ci to oddać- pamiętał imię właściciela druku. A to nie lada sukces. Nie był zwykłym szarym Jerrym jak wszyscy. Przewertował kartki i podał rudowłosemu jego własność. Książka dotyczyła ewolucji zwierząt lądowych i była naprawdę dobra. Przynajmniej według Willa. Znów zerknął w stronę łóżka - skurwysyństwo- rzekł, bardziej do siebie niż do Lucks'a.
Nie interesowało go, co przez ten czas wyprawiał chłopak. Jednak wolałby mieć porządek w pokoju, przynajmniej na swojej połowie. Zastanawiał go fakt, czy kiedykolwiek miał styczność z takimi miejscami jak akademik. Widząc po jego zachowaniu to nie bardzo. Aczkolwiek zawsze mógł się mylić - nie raz, nie dwa miał do czynienia z bałaganiarzem. Nie chciał natomiast mieszkać z jednym z nich. Z nimi zawsze było trudno się dogadać, jeśli chodziło o regularne sprzątanie. Nie chce mieć nieprzyjemnych sytuacji, kiedy kogoś do siebie zaprasza, a na dzień dobry widzi bałagan, ponieważ pan bałaganiarz nie potrafi wyrobić się w czasie. Z nim zabawy nie będzie, nie zamierza się z kimkolwiek naciągać. Załatwi to szybko i bezboleśnie. Przynajmniej się postara.
Śpiący Królewicz koniec końców postanowił wstać z łóżka i się ogarnąć, aby wyglądał jak człowiek. Nie patrzył na jego ciało, umiał powstrzymać swoją wyobraźnię w porównaniu do niego. Jego umysł nawet nie dopuszczał do siebie takiej myśli - miał świadomość, że to jego wróg. Instynkt nakazał mu robić względem niego jakiś głupot. I nawet nie chodziło o te wakacje. Prawa, nie jego winą było to, że trafił akurat do tego pokoju. Jednak niech nie oczekuje taryfy ulgowej od Lucasa. Dziwne, iż Dyrektor nie powiedział mu o tragicznym wypadku, kiedy umieszczał go razem z Blackiem. Dobrym posunięciem byłoby, gdyby powiedziałby mu o tym. A raczej bezpiecznym. Poza tym, na kimś musi rozładowywać swoje negatywne emocje.
Nic nie powiedział. Po prostu dał mu pójść do tej łazienki, aby w końcu się ogarnął. Było to naturalną rzeczą, iż priorytetem była łazienka, nie Lucas. W tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Niewiele później męska sylwetka przemknęła się do pokoju, a Black przeniósł na niego swoje chłodne spojrzenie. Kojarzył go, tak z widzenia lub ze wspomnień brata. Wiedział, że dla niego, dla jego brata wiele ten człowiek znaczył, acz nie mówił o tym otwarcie. Wystarczył mu sam entuzjazm podczas opowiadań. Ale co on tutaj robi? Powinien raczej wiedzieć o pogrzebie Gabriela, więc raczej nie przyszedł tutaj po to, aby dowiadywać się, czy to naprawdę prawda. Ba! Wiedział o nim, ponieważ nawet był na nim. Lucas takich rzeczy nie zapominał, trudno było zapomnieć. Więc o co chodziło?
Nie pierdol, że kogoś ci tu dorzucili.
O tak, zrobili to.
- Lucas, ale z opowieści słyszałem, że kiepsko zapamiętujesz imiona, Williamie - odparł spokojnie, lustrując go wzrokiem. W ten sposób dokładniej go oceniał, badał. Był obserwatorem, więc takie zachowanie u Somera było naturalne - Yup, zrobili to. I będzie tutaj mieszkał caluśki rok - przynajmniej do momentu aż nie stchórzy i nie ucieknie stąd dobrowolnie. Nie był z tego zadowolony, ale nic na to poradzić nie mógł.
Spojrzał teraz na książkę, przyglądając się dokładniej okładce. Uniósł kącik ust. Pamiętał jak bardzo Gabriel uwielbiał tą książkę. Zastanawiał się, dlaczego nie mógł jej znaleźć - teraz już wiedział.
Cholera, niedobrze.
Sięgnął po książkę, z którą udał się w stronę pułki na książki. Will nie usłyszał słów podzięki ze strony Lucasa. W zasadzie nic nie usłyszał na ten temat. Wolał nic nie mówić, nie miał obowiązku, żeby na ten temat cokolwiek mówił. Prychnął żałośnie pod nosem słysząc przekleństwo mężczyzny. - Skurwysyństwo? W sumie to dobre określenie - stwierdził równie chłodno kiedy po raz pierwszy spojrzał na Williama w tym pokoju - Więc to wszystko? Czy jeszcze coś? - spytał, spoglądając ponownie na niego.
Śpiący Królewicz koniec końców postanowił wstać z łóżka i się ogarnąć, aby wyglądał jak człowiek. Nie patrzył na jego ciało, umiał powstrzymać swoją wyobraźnię w porównaniu do niego. Jego umysł nawet nie dopuszczał do siebie takiej myśli - miał świadomość, że to jego wróg. Instynkt nakazał mu robić względem niego jakiś głupot. I nawet nie chodziło o te wakacje. Prawa, nie jego winą było to, że trafił akurat do tego pokoju. Jednak niech nie oczekuje taryfy ulgowej od Lucasa. Dziwne, iż Dyrektor nie powiedział mu o tragicznym wypadku, kiedy umieszczał go razem z Blackiem. Dobrym posunięciem byłoby, gdyby powiedziałby mu o tym. A raczej bezpiecznym. Poza tym, na kimś musi rozładowywać swoje negatywne emocje.
Nic nie powiedział. Po prostu dał mu pójść do tej łazienki, aby w końcu się ogarnął. Było to naturalną rzeczą, iż priorytetem była łazienka, nie Lucas. W tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Niewiele później męska sylwetka przemknęła się do pokoju, a Black przeniósł na niego swoje chłodne spojrzenie. Kojarzył go, tak z widzenia lub ze wspomnień brata. Wiedział, że dla niego, dla jego brata wiele ten człowiek znaczył, acz nie mówił o tym otwarcie. Wystarczył mu sam entuzjazm podczas opowiadań. Ale co on tutaj robi? Powinien raczej wiedzieć o pogrzebie Gabriela, więc raczej nie przyszedł tutaj po to, aby dowiadywać się, czy to naprawdę prawda. Ba! Wiedział o nim, ponieważ nawet był na nim. Lucas takich rzeczy nie zapominał, trudno było zapomnieć. Więc o co chodziło?
Nie pierdol, że kogoś ci tu dorzucili.
O tak, zrobili to.
- Lucas, ale z opowieści słyszałem, że kiepsko zapamiętujesz imiona, Williamie - odparł spokojnie, lustrując go wzrokiem. W ten sposób dokładniej go oceniał, badał. Był obserwatorem, więc takie zachowanie u Somera było naturalne - Yup, zrobili to. I będzie tutaj mieszkał caluśki rok - przynajmniej do momentu aż nie stchórzy i nie ucieknie stąd dobrowolnie. Nie był z tego zadowolony, ale nic na to poradzić nie mógł.
Spojrzał teraz na książkę, przyglądając się dokładniej okładce. Uniósł kącik ust. Pamiętał jak bardzo Gabriel uwielbiał tą książkę. Zastanawiał się, dlaczego nie mógł jej znaleźć - teraz już wiedział.
Cholera, niedobrze.
Sięgnął po książkę, z którą udał się w stronę pułki na książki. Will nie usłyszał słów podzięki ze strony Lucasa. W zasadzie nic nie usłyszał na ten temat. Wolał nic nie mówić, nie miał obowiązku, żeby na ten temat cokolwiek mówił. Prychnął żałośnie pod nosem słysząc przekleństwo mężczyzny. - Skurwysyństwo? W sumie to dobre określenie - stwierdził równie chłodno kiedy po raz pierwszy spojrzał na Williama w tym pokoju - Więc to wszystko? Czy jeszcze coś? - spytał, spoglądając ponownie na niego.
Uśmiechnął się lekko, chociaż nie był to wesoły uśmiech. Raczej jeden z tych, które posyłamy ludzią gdy przyłapią nas na niewygodnej prawdzie. Skinął więc głową.
- Plotki nie kłamią- zrobił przy tym jednak taką imię jak by chciał powiedzieć, że co to za różnica czy ktoś jest Ziutkiem czy nie, ale się powstrzymał, z powodu kolejnych słów- Wolę jednak Wimsey- zaznaczył. Mieć takie chujowe imię to aż wstyd. Nie lubił go i prawie na nie nie reagował. Jedynie na głos matki, przesładzający zdrobnienie "Will" bądź "Willy", potrafił obrócić głowę. W zasadzie to nie przemyślał swojego zachwiania- zresztą jak zwykle. Teraz dopiero przyszło mu na myśl, że może Luckas chciał aby ktoś z nim zamieszkał. Pustka jaka ponoć zostaje po odejściu bliźniaka jest znaczeni gorsza, od tej po zwykłym bracie. Jednak po jego zgodzeniu się, że 'skurwysyństwo' jest dobrym określeniem, że kogoś mu doczepili, uznał, że nie zrobił gafy.
- Ta, będę już iść- mruknął zdając sobie sprawę, że jak kretyn stoi i się gapi na rzeczy na łóżku. - To cześć, powodzenia- rzekł i oddalił się szybko korytarzem, zmierzając ku wyjściu z budynku.
[z.t]
- Plotki nie kłamią- zrobił przy tym jednak taką imię jak by chciał powiedzieć, że co to za różnica czy ktoś jest Ziutkiem czy nie, ale się powstrzymał, z powodu kolejnych słów- Wolę jednak Wimsey- zaznaczył. Mieć takie chujowe imię to aż wstyd. Nie lubił go i prawie na nie nie reagował. Jedynie na głos matki, przesładzający zdrobnienie "Will" bądź "Willy", potrafił obrócić głowę. W zasadzie to nie przemyślał swojego zachwiania- zresztą jak zwykle. Teraz dopiero przyszło mu na myśl, że może Luckas chciał aby ktoś z nim zamieszkał. Pustka jaka ponoć zostaje po odejściu bliźniaka jest znaczeni gorsza, od tej po zwykłym bracie. Jednak po jego zgodzeniu się, że 'skurwysyństwo' jest dobrym określeniem, że kogoś mu doczepili, uznał, że nie zrobił gafy.
- Ta, będę już iść- mruknął zdając sobie sprawę, że jak kretyn stoi i się gapi na rzeczy na łóżku. - To cześć, powodzenia- rzekł i oddalił się szybko korytarzem, zmierzając ku wyjściu z budynku.
[z.t]
Nie mam pomysłu, co tutaj napisać, dlatego piszę suche z/t.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach