▲▼
W tym przeklętym budynku, była cała masa miejsca. Masa jebanej, pustej, gotowej do wykorzystania przestrzeni. A jednak mimo to, nie mogli przydzielić mu osobistego gabinetu. Nie, nawet teraz gdy znajdował się w górnej części hierarchii, jego przełożony z szerokim uśmiechem na twarzy poinformował go, że będzie dzielił swoją cenną, prywatną klitkę ze swoim partnerem. Już wtedy Bakusatsu miał ochotę zetrzeć mu ten przeklęty wyraz twarzy potężną eksplozją, zadowolił się jednak głośną wiązanką, która skutecznie oznajmiła połowie pracowników co o tym wszystkim sądził. Koniec końców zatrzasnął się w (już nie tylko) swoim gabinecie i rzucił na wysokie krzesło, zarzucając nogi na biurko. Krótkie pukanie do drzwi skutecznie przerwało ciąg niezadowolenia.
— Baku-
— WYPIERDALAJ — skwitował zaciskając zęby. Stojący w drzwiach Josh zamarł w bezruchu z nadal uniesioną w powietrzu zaciśniętą pięścią. Wpatrywał się w niego pustym wzrokiem wyraźnie zastanawiając czy faktycznie powinien opuścić pokój, czy też było to jedynie swoiste przywitanie blondyna. W końcu ludzie wokół przyzwyczaili się już do jego rynsztokowego języka i mało przyjaznego podejścia do... absolutnie wszystkiego. Koniec końców postanowił zaryzykować, ignorując ciskające pioruny spojrzenie i ściągnięte brwi. Podszedł do jego biurka, kładąc na nim teczkę.
— Steven kazał ci to przekazać.
Nawet jeśli oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi, uniesiony w górę środkowy palec skutecznie utwierdził go w przekonaniu, że byłby idiotą, nadal stojąc w miejscu i licząc na poprowadzenie jakiejkolwiek konwersacji.
— Prosił byście zajęli się tym z Octavianem do końca tygodnia.
Baku uniósł w górę drugą dłoń z bliźniaczym fakiem, wyraźnie uznając że chłopak nie zrozumiał przekazu. W końcu Josh wycofał się powoli, przodem do niego. Zupełnie jakby po odwróceniu się mógł oberwać w dupę, bądź stracić tę swoją nastroszoną brązową czuprynę. Czyżby nauczyło go tego doświadczenie?
Dopiero gdy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaśnięciem, Baku zrzucił nogi na ziemię i złapał za teczkę przysuwając ją do siebie na biurku. Otworzył ją, wyciągając ze środka kilka zdjęć i opis celu. Nie żeby mógł i tak wyruszyć na miejsce bez Octaviana, który powinien niedługo przytargać tu swoje rzeczy. Spojrzał na stojące po drugiej stronie gabinetu biurko. Wszystko mu już przygotowali, nie było szans na anulowanie ich decyzji. Gnoje.
SIEDZIBA 1A-7
Choć posterunków S-TAF w mieście są dziesiątki, dzięki czemu oddziały mogą błyskawicznie reagować na wszelkie niepokojące sytuacje, siedziba 1A-7 bez wątpienia jest z nich wszystkich największa. To właśnie tu znajduje się główny biurowiec, w którym trzymane są wszelkie akta, jak i najważniejsze dowody rzeczowe wszystkich spraw. W wielkim open space ustawionych jest masa biurek przypominających standardowy układ korporacji. To właśnie przy nich krzątają się pojedynczy członkowie tutejszej policji. Gabinety zajmują wszyscy wyżej postawieni, choć niejednokrotnie przychodzi im dzielić je ze swoimi partnerami. Wokół budynku kręci się masa androidów, gotowa zestrzelić bez ostrzeżenia każdą podejrzanie zachowującą się jednostkę, acz chyba tylko skończony idiota próbowałby sforsować drugi najlepiej strzeżony budynek w mieście. Zaraz po parlamencie.
[JOKER] B4QS4TSU
Fresh Blood Lost in the City
Re: [CONSISTORIUM] Siedziba 1A-7
Sro Paź 30, 2019 11:48 pm
Sro Paź 30, 2019 11:48 pm
7   P I Ę T R O   -  S E K T O R   B
W tym przeklętym budynku, była cała masa miejsca. Masa jebanej, pustej, gotowej do wykorzystania przestrzeni. A jednak mimo to, nie mogli przydzielić mu osobistego gabinetu. Nie, nawet teraz gdy znajdował się w górnej części hierarchii, jego przełożony z szerokim uśmiechem na twarzy poinformował go, że będzie dzielił swoją cenną, prywatną klitkę ze swoim partnerem. Już wtedy Bakusatsu miał ochotę zetrzeć mu ten przeklęty wyraz twarzy potężną eksplozją, zadowolił się jednak głośną wiązanką, która skutecznie oznajmiła połowie pracowników co o tym wszystkim sądził. Koniec końców zatrzasnął się w (już nie tylko) swoim gabinecie i rzucił na wysokie krzesło, zarzucając nogi na biurko. Krótkie pukanie do drzwi skutecznie przerwało ciąg niezadowolenia.
— Baku-
— WYPIERDALAJ — skwitował zaciskając zęby. Stojący w drzwiach Josh zamarł w bezruchu z nadal uniesioną w powietrzu zaciśniętą pięścią. Wpatrywał się w niego pustym wzrokiem wyraźnie zastanawiając czy faktycznie powinien opuścić pokój, czy też było to jedynie swoiste przywitanie blondyna. W końcu ludzie wokół przyzwyczaili się już do jego rynsztokowego języka i mało przyjaznego podejścia do... absolutnie wszystkiego. Koniec końców postanowił zaryzykować, ignorując ciskające pioruny spojrzenie i ściągnięte brwi. Podszedł do jego biurka, kładąc na nim teczkę.
— Steven kazał ci to przekazać.
Nawet jeśli oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi, uniesiony w górę środkowy palec skutecznie utwierdził go w przekonaniu, że byłby idiotą, nadal stojąc w miejscu i licząc na poprowadzenie jakiejkolwiek konwersacji.
— Prosił byście zajęli się tym z Octavianem do końca tygodnia.
Baku uniósł w górę drugą dłoń z bliźniaczym fakiem, wyraźnie uznając że chłopak nie zrozumiał przekazu. W końcu Josh wycofał się powoli, przodem do niego. Zupełnie jakby po odwróceniu się mógł oberwać w dupę, bądź stracić tę swoją nastroszoną brązową czuprynę. Czyżby nauczyło go tego doświadczenie?
Dopiero gdy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaśnięciem, Baku zrzucił nogi na ziemię i złapał za teczkę przysuwając ją do siebie na biurku. Otworzył ją, wyciągając ze środka kilka zdjęć i opis celu. Nie żeby mógł i tak wyruszyć na miejsce bez Octaviana, który powinien niedługo przytargać tu swoje rzeczy. Spojrzał na stojące po drugiej stronie gabinetu biurko. Wszystko mu już przygotowali, nie było szans na anulowanie ich decyzji. Gnoje.
[joker] 0ctavian
Fresh Blood Lost in the City
Re: [CONSISTORIUM] Siedziba 1A-7
Pon Lis 04, 2019 7:23 pm
Pon Lis 04, 2019 7:23 pm
Zanim pojawił się w nowym gabinecie, już wiedział, że ten dzień w pracy koniecznie musi zacząć od wypicia solidnej dawki melisy. Wieść o niezadowoleniu Bakusatsu szybko rozniosła się po piętrze, docierając do uszu Octaviania. Cholera, w życiu nie spodziewałby się, że tak szybko zatęskni za swoim biurkiem ledwo oddzielonym od innego stanowiska, by pracownik czuł jakąkolwiek namiastkę prywatności. Podejrzewał, że od samego wejścia przywita go skwaszona mina partnera i być może nasłucha się paru słów, od których ktoś inny doznałby poważnego uszczerbku psychicznego.
Z głośnym trzaskiem postawił niewielki karton na biurku. Podczas pakowania się, wyrzucił większość rzeczy - między innymi stłuczoną ramkę na zdjęcie, którą upchnął kiedyś do szuflady, zamiast wyrzucić do kosza. Dopiero przy segregowaniu notatek, zorientował się, jak wiele z nich nadaje się jedynie do kosza. Gdzieś wśród stosu bzdur znalazł się nawet karykaturalny portret przełożonego, wykonany podczas wyjątkowo nudnej zmiany.
— Widziałem, jak Josh wychodził. Mocno się na nim wyżyłeś? Wyglądał, jakbyś co najmniej zwyzywał mu rodzinę do pięciu pokoleń wstecz.
Nie każdy potrafił wytrzymać w towarzystwie Baku więcej niż parę minut bez uaktywnienia się chęci spierdolenia jak najdalej, byleby nie musieć robić za słowny worek treningowy. Początkowo i Octavian miewał serdecznie dosyć po paru godzinach, jednak dosyć szybko przyzwyczaił się do nagłych wybuchów partnera i jego nieokrzesanego języka. Czasami nawet specjalnie podpuszczał go, w myślach ciesząc się niczym małe dziecko, gdy udało mu się wyprowadzić inspektora z równowagi, co nie zaliczało się do jakoś szczególnie trudnych zadań.
— Słuchaj, wyskoczymy po pracy na jakieś piwo albo drinka, co? Trzeba uczcić moje wprowadzenie się do twojego gabinetu. — Wyszczerzył zęby w uśmiechu, po raz pierwszy od przyjścia patrząc na Bakusatsu. — I może potem kupimy kwiaty kretynowi, który wpadł na ten genialny pomysł posadzenia nas razem?
Ostatnia teczka wylądowała na w szufladzie, a karton został rzucony w kąt.
— Co tam masz? — zapytał, siadając na biurku Baku obok jego nóg. Pochwycił jedno ze zdjęć, z krytycznym spojrzeniem przyglądając się całkiem obcej twarzy. — To jakaś większa sprawa, czy dają nam jakiś chłam, który możemy odłożyć na później?
Z głośnym trzaskiem postawił niewielki karton na biurku. Podczas pakowania się, wyrzucił większość rzeczy - między innymi stłuczoną ramkę na zdjęcie, którą upchnął kiedyś do szuflady, zamiast wyrzucić do kosza. Dopiero przy segregowaniu notatek, zorientował się, jak wiele z nich nadaje się jedynie do kosza. Gdzieś wśród stosu bzdur znalazł się nawet karykaturalny portret przełożonego, wykonany podczas wyjątkowo nudnej zmiany.
— Widziałem, jak Josh wychodził. Mocno się na nim wyżyłeś? Wyglądał, jakbyś co najmniej zwyzywał mu rodzinę do pięciu pokoleń wstecz.
Nie każdy potrafił wytrzymać w towarzystwie Baku więcej niż parę minut bez uaktywnienia się chęci spierdolenia jak najdalej, byleby nie musieć robić za słowny worek treningowy. Początkowo i Octavian miewał serdecznie dosyć po paru godzinach, jednak dosyć szybko przyzwyczaił się do nagłych wybuchów partnera i jego nieokrzesanego języka. Czasami nawet specjalnie podpuszczał go, w myślach ciesząc się niczym małe dziecko, gdy udało mu się wyprowadzić inspektora z równowagi, co nie zaliczało się do jakoś szczególnie trudnych zadań.
— Słuchaj, wyskoczymy po pracy na jakieś piwo albo drinka, co? Trzeba uczcić moje wprowadzenie się do twojego gabinetu. — Wyszczerzył zęby w uśmiechu, po raz pierwszy od przyjścia patrząc na Bakusatsu. — I może potem kupimy kwiaty kretynowi, który wpadł na ten genialny pomysł posadzenia nas razem?
Ostatnia teczka wylądowała na w szufladzie, a karton został rzucony w kąt.
— Co tam masz? — zapytał, siadając na biurku Baku obok jego nóg. Pochwycił jedno ze zdjęć, z krytycznym spojrzeniem przyglądając się całkiem obcej twarzy. — To jakaś większa sprawa, czy dają nam jakiś chłam, który możemy odłożyć na później?
[JOKER] B4QS4TSU
Fresh Blood Lost in the City
Re: [CONSISTORIUM] Siedziba 1A-7
Sob Gru 14, 2019 6:17 pm
Sob Gru 14, 2019 6:17 pm
Gdy ktoś przez całe życie tylko darł mordę i doprowadzał innych do szału ilością decybeli w swoim otoczeniu, nic dziwnego że nie ruszały go jakiekolwiek głośniejsze dźwięki. Widząc wchodzącego Octaviana rzucającego swoje pudło na biurko, rzucił mu jedynie mordercze spojrzenie, wyraźnie nie zamierzając mu nijak pomagać. Ani tym bardziej z lubością witać. Zresztą czy biorąc pod uwagę to jak już wcześniej okazywał własne wytrącenie z równowagi, można mu się było dziwić?
— JEBANY SZCZENIAK — jak widać nie miał w temacie Josha do powiedzenia zbyt wiele. Powarczał sobie standardowo pod nosem, chyba nieszczególnie słuchając czy jego partner miał mu cokolwiek do powiedzenia. Dopiero, gdy usłyszał kompletną bzdurę na temat kupowania komuś kwiatów, spojrzał na niego ściągając brwi. Sarkastyczne uwagi Octawiana ratowały jego wizerunek w oczach Inspektora, niemniej nadal nie sprawiały by choć kącik jego warg uniósł się w uśmiechu.
Przecież on się nigdy nie uśmiechał.
Odchylił się nieco wygodniej na krześle, patrząc jak ten siada na biurku i przygląda się zdjęciom. Gdy tylko usłyszał pytanie 'co tam ma', jego wcześniejszy poziom wkurwienia momentalnie wzrósł o kilkanaście stopni w górę.
— TO SAMO CO ZAWSZE, WALONE PIZDY, NICZEGO NIE POTRAFIĄ ZAŁATWIĆ SAMI. MORDERSTWA, GWAŁTY, KRADZIEŻE, DO WSZYSTKIEGO BĘDĄ NAS WZYWAĆ, DOBRZE ŻE NIE MUSIMY ŚCIĄGAĆ KOTÓW Z DACHU. JAK BYŁEM W ICH WIEKU, SAM ROZWIĄZYWAŁEM SPRAWY SERYJNYCH MORDERCÓW, A NIE WOŁAŁEM STARSZYCH KOLEGÓW O POMOC, BO MAMA NIE BYŁA W STANIE ODPOWIEDZIEĆ NA MOJE PYTANIA — no i wybuchł.
Akta i tak wylądowały w dłoniach Octawiana, więc nie potrzebował odpowiedzi ze strony Bakusatsu, który dopnął butem w biurko, odsuwając się tym samym w tył, wraz z krzesłem. Zszedł z niego i podszedł do wieszaka, zarzucając służbową marynarkę. Wystarczyło, że wcisnął jeden przycisk na ramieniu, by z cichym zgrzytem przypominającym tarcie metalu o metal, jego ubrania pokrył stalowy pancerz wraz z hełmem.
— UBIERAJ SIĘ I IDZIEMY — warknął charakterystycznym zniekształconym głosem, wypadając na zewnątrz.
— JEBANY SZCZENIAK — jak widać nie miał w temacie Josha do powiedzenia zbyt wiele. Powarczał sobie standardowo pod nosem, chyba nieszczególnie słuchając czy jego partner miał mu cokolwiek do powiedzenia. Dopiero, gdy usłyszał kompletną bzdurę na temat kupowania komuś kwiatów, spojrzał na niego ściągając brwi. Sarkastyczne uwagi Octawiana ratowały jego wizerunek w oczach Inspektora, niemniej nadal nie sprawiały by choć kącik jego warg uniósł się w uśmiechu.
Przecież on się nigdy nie uśmiechał.
Odchylił się nieco wygodniej na krześle, patrząc jak ten siada na biurku i przygląda się zdjęciom. Gdy tylko usłyszał pytanie 'co tam ma', jego wcześniejszy poziom wkurwienia momentalnie wzrósł o kilkanaście stopni w górę.
— TO SAMO CO ZAWSZE, WALONE PIZDY, NICZEGO NIE POTRAFIĄ ZAŁATWIĆ SAMI. MORDERSTWA, GWAŁTY, KRADZIEŻE, DO WSZYSTKIEGO BĘDĄ NAS WZYWAĆ, DOBRZE ŻE NIE MUSIMY ŚCIĄGAĆ KOTÓW Z DACHU. JAK BYŁEM W ICH WIEKU, SAM ROZWIĄZYWAŁEM SPRAWY SERYJNYCH MORDERCÓW, A NIE WOŁAŁEM STARSZYCH KOLEGÓW O POMOC, BO MAMA NIE BYŁA W STANIE ODPOWIEDZIEĆ NA MOJE PYTANIA — no i wybuchł.
Akta i tak wylądowały w dłoniach Octawiana, więc nie potrzebował odpowiedzi ze strony Bakusatsu, który dopnął butem w biurko, odsuwając się tym samym w tył, wraz z krzesłem. Zszedł z niego i podszedł do wieszaka, zarzucając służbową marynarkę. Wystarczyło, że wcisnął jeden przycisk na ramieniu, by z cichym zgrzytem przypominającym tarcie metalu o metal, jego ubrania pokrył stalowy pancerz wraz z hełmem.
— UBIERAJ SIĘ I IDZIEMY — warknął charakterystycznym zniekształconym głosem, wypadając na zewnątrz.
[joker] 0ctavian
Fresh Blood Lost in the City
Re: [CONSISTORIUM] Siedziba 1A-7
Czw Sty 16, 2020 8:46 pm
Czw Sty 16, 2020 8:46 pm
— JEBANY SZCZENIAK.
Brew Octaviana uniosła się.
Przyzwyczaił się już do takich odzywek ze strony partnera, które w uszach obcych osób nie mogły brzmieć jak odpowiedzi, z których da się cokolwiek zrozumieć, jednak podinspektor czasami wyłapywał mniej lub bardziej przydatne informacje ukryte między jednym krzykiem a drugim.
— Czyli bardzo się na nim wyżyłeś. On się jeszcze kiedyś zapłacze przez ciebie albo rozstroi psychicznie. Uważaj, bo może za karę ty będziesz musiał go ogarniać, gdy zamknie się w toalecie, szlochając jak panienka.
Co prawda, jeszcze nie słyszał, żeby któryś z współpracowników faktycznie doznał urazu psychicznego przez przebywanie z Bakusatsu, ale przecież zawsze mógł nastąpić ten pierwszy raz, a Josh był do tego idealnym kandydatem.
Przypatrywał się zdjęciu, chłonąc każdy szczegół dotyczący nowego celu. Już kilkakrotnie przyłapywał się na tym, że niedokładne zapoznanie się z wizerunkiem podejrzanego sprawiało, że Octavian przez pewien moment próbował odtworzyć w myślach właściwy wygląd i dopasować go do obserwowanej osoby. Na szczęście jeszcze nigdy nie doszło do pomyłki, mimo że jeden raz niewiele brakowało, żeby do niej doprowadzić.
— Ściąganie kotów z dachu mogłoby być miłą odmianą. Wiesz... Towarzystwo zwierząt podobno pomaga się wyciszyć i działa kojąco. — Akta wylądowały w jego dłoniach. Szelest kartek delikatnie mieszał się z głosem bruneta. — Powinieneś kiedyś pomyśleć nad adopcją jakiegoś. Tylko zdecydowanie powinno być to coś większego niż szczur, znaczy się — odchrząknął, nie odrywając wzroku od kartek — york. Zmiażdżyłbyś to, jak nie specjalnie jako zemstę za pseudo szczekanie, to przypadkiem na przykład podczas siadania na kanapie.
Ale przynajmniej pies Baku nie bałby się fajerwerków, od małego przyzwyczajany do różnych typów wybuchów.
Odłożyć papiery, wodząc wzrokiem za blondynem.
— Dopiero co zacząłem się tutaj rozgaszczać, a już ciągniesz nas w teren... No wiesz co, dałbyś mi się trochę nacieszyć przeprowadzką — westchnął, wstając i przeciągając się.
Ubranie się zajęło mu mniej więcej tyle samo czasu co jego partnerowi. Jedno wciśnięcie przycisku na lewym przedramieniu wystarczyło, by i jego ubrania pokryły się stalowym pancerzem.
Spojrzał jeszcze na swoje nowe biurko, nim wyszedł w ślad za Bakusatsu.
z.t +B4QS4TSU
Brew Octaviana uniosła się.
Przyzwyczaił się już do takich odzywek ze strony partnera, które w uszach obcych osób nie mogły brzmieć jak odpowiedzi, z których da się cokolwiek zrozumieć, jednak podinspektor czasami wyłapywał mniej lub bardziej przydatne informacje ukryte między jednym krzykiem a drugim.
— Czyli bardzo się na nim wyżyłeś. On się jeszcze kiedyś zapłacze przez ciebie albo rozstroi psychicznie. Uważaj, bo może za karę ty będziesz musiał go ogarniać, gdy zamknie się w toalecie, szlochając jak panienka.
Co prawda, jeszcze nie słyszał, żeby któryś z współpracowników faktycznie doznał urazu psychicznego przez przebywanie z Bakusatsu, ale przecież zawsze mógł nastąpić ten pierwszy raz, a Josh był do tego idealnym kandydatem.
Przypatrywał się zdjęciu, chłonąc każdy szczegół dotyczący nowego celu. Już kilkakrotnie przyłapywał się na tym, że niedokładne zapoznanie się z wizerunkiem podejrzanego sprawiało, że Octavian przez pewien moment próbował odtworzyć w myślach właściwy wygląd i dopasować go do obserwowanej osoby. Na szczęście jeszcze nigdy nie doszło do pomyłki, mimo że jeden raz niewiele brakowało, żeby do niej doprowadzić.
— Ściąganie kotów z dachu mogłoby być miłą odmianą. Wiesz... Towarzystwo zwierząt podobno pomaga się wyciszyć i działa kojąco. — Akta wylądowały w jego dłoniach. Szelest kartek delikatnie mieszał się z głosem bruneta. — Powinieneś kiedyś pomyśleć nad adopcją jakiegoś. Tylko zdecydowanie powinno być to coś większego niż szczur, znaczy się — odchrząknął, nie odrywając wzroku od kartek — york. Zmiażdżyłbyś to, jak nie specjalnie jako zemstę za pseudo szczekanie, to przypadkiem na przykład podczas siadania na kanapie.
Ale przynajmniej pies Baku nie bałby się fajerwerków, od małego przyzwyczajany do różnych typów wybuchów.
Odłożyć papiery, wodząc wzrokiem za blondynem.
— Dopiero co zacząłem się tutaj rozgaszczać, a już ciągniesz nas w teren... No wiesz co, dałbyś mi się trochę nacieszyć przeprowadzką — westchnął, wstając i przeciągając się.
Ubranie się zajęło mu mniej więcej tyle samo czasu co jego partnerowi. Jedno wciśnięcie przycisku na lewym przedramieniu wystarczyło, by i jego ubrania pokryły się stalowym pancerzem.
Spojrzał jeszcze na swoje nowe biurko, nim wyszedł w ślad za Bakusatsu.
z.t +B4QS4TSU
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach