Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Pociągnął nosem i przysunął do ust mikrofon w telefonie. Wymruczał wiadomość i bez dłuższego zastanowienia wysłał ją. Było zimno, siedział przy operze lwowskiej, a w tle towarzyszyły mu ukraińskie pieśni śpiewane przez zachłyśniętą wolnością młodzież. Popukał w ekran i zgryzł wargę. Jeszcze kilka minut i się zacznie…
Ukraina… Eh! Jaka szkoda, że tym razem nie Polska. Tęsknił za jej sadami pod Warszawą, za tymi pięknymi i wyzwolonymi kobietami albo tym porządkiem, dużo mniej rygorystycznym niż w Rosji. W dodatku… Jak przyjemnie pracuje się z Polakami! Są niesamowicie niedowartościowani i przez to cudownie naiwni i pracowici… Jednym słowem, ah uroczy!
Tutaj miał zapach słodkiej kawy lwowskiej, widok modernistycznych kamienic odsłaniających jakieś enigmatyczne, polskie napisy i… A psik! Pogodę jak pod psem…
Ax блят!...
Zatrzymał się pod fontanną naprzeciwko barokowej budowli i wsunął zmarznięte dłonie do kieszeni. Przetarł palcem szorstkiego pendrivea i rozejrzał się. Gdzie ci delikwenci блят?!
Ruszył przed siebie, drogę oświetlało mu ciepłe światło ze starych latarni. Stare autobusy powolnie przemierzały ulice i krążyły wokół podłużnego placu. Ludzie w zamyśleniu pospiesznie przemierzali ulicę za ulicą, punkt za punktem, bez najmniejszej refleksji.
Przyjdź pod rynek halicki, ktoś cię znajdzie
Westchnął i wyszukał gdzie się znajduje i co ciekawego mógłby znaleźć po drodze. Zupełnie jak chłopiec na posyłki. Idź tu, czekaj tam, miej to… Halo, halo! Przecież to powinno działać w drugą stronę?... Ukraińska duma dorównuje chyba tylko… Tylko tej rosyjskiej.
Na miejscu zastał opustoszały targ. Jego ciasne uliczki otoczone pozamykanymi sklepami przypominały nieco slumsy w Brazylii. Aczkolwiek tu chociaż chodziło się po bruku. Mhmmm… Wyszedł jedną z bocznych alejek i rozejrzał się. Jakaś dziewczyna w czarnym stroju… Może to ona? Wygląda tak niepozornie…
- Наконец-то! – zawołał niskim głosem i pewnym krokiem podszedł do niej. Nie zwracając większej uwagi na jej stan, złapał ją w pół i przycisnął w objęciu do siebie. – Nawet nie wiesz ile na ciebie czekałem… - westchnął z uśmiechem i już zamierzał wyciągnąć coś z kieszeni…
Anonymous
Gość
Gość
Nawet jeśli nie wiedziała kim dokładnie była ciotka Irina i w jaki konkretny sposób były ze sobą spokrewnione (a pytać w tym wypadku już nie wypadało), to żałowała jej jak każdej istoty, którą spotkał nieunikniony koniec. A poza tym, niespełna dwudziestolatka nie miała wyjścia i musiała towarzyszyć staruszce w jej ostatniej drodze, bo jej despotyczna matka zażyczyła sobie, że Sasha ma natychmiast przylecieć na Ukrainę, inaczej skończyłoby się fochem do końca życia i demonizowaniem w oczach reszty członków rodziny. Tak więc musiała sięgnąć po pieniądze odkładane na studia, tym samym czyniąc marzenie o nich jeszcze odleglejszym, wsiąść w pierwszy samolot i spędzić niespełna dobę na dostanie się na miejsce.
Jedynym plusem tej sytuacji było to, że mogła spędzić pięć dni w malowniczym Lwowie.
Pogrzeb minął... cóż, jak to pogrzeb, smutny i poważny, nie ma się nad czym rozwodzić; pogoda natomiast była idealnie dopasowana do nastoju żałobników — było zimno, szaro i deszczowo. A jak miało się okazać na stypie w mieszkaniu zdecydowanie za małym na taką ilość gości, również burzliwie.
Wszystko zaczęło się od żony brata dziadka Sashy, który zapytała ją o to, jak długo zamierza zostać w Kanadzie. Blondynka zgodnie z prawdą odparła, że dzięki przychylności Remora Laverne otrzymała przedłużenie wizy na kolejne dziesięć lat i zamierza zostać w kraju na stałe. To wystarczyło, by jej matka czerwona na twarzy zaczęła wykrzykiwać obelgi pod adresem dziewczyny; że jest ladacznicą, że nie powinna była zostawać sama w Riverdale, bo teraz tylko się puszcza, że Remor na pewno nie ma wobec niej dobrych zamiarów, a ona jest głupia pozwalając mu robić ze sobą wszystko i wiele innych, których szkoda czasu przytaczać. Początkowo panna Noreiko cierpliwie odpierała wszystkie zarzuty, tłumacząc jak naprawdę wygląda sytuacja. Ale kiedy kobieta zapowiedziała, że nie pozwoli jej wrócić do Kanady (zabronić... dorosłej córce żyjącej na własny rachunek, powodzenia!), Sasha po prostu wyszła z imprezy trzaskając drzwiami, stając się jednocześnie powodem do plotek przez najbliższe kilka tygodni. A potem pewnie zajmą się kuzynką spod Kijowa, która na pewno musi być w ciąży.
Przynajmniej kiedy wyszła przestało padać. Ostrożnie omijała kałuże odbijające blask ulicznych latarni, początkowo planując udać się prosto do hotelu. Skoro jednak była we Lwowie pierwszy raz i nic nie zapowiadało się na to, aby ta wizyta miała prędko się powtórzyć, postanowiła nieco pozwiedzać miasto. Pora wziąć się w garść i chociaż raz zrobić coś szalonego. Kto to widział, by mając tydzień do dwudziestych urodzin zachowywała się z kijem w tyłu powagą osiemdziesięciolatki?
W okolicach starego miasta natknęła się na grupkę pijanych i nieco wulgarnych Polaków, zaczepiających po drodze wszystkie przedstawicielki płci pięknej. Ich bezczelne próby "podrywu" nie ominęły również Sashy, która przerażona skręciła w jedną z bocznych uliczek, próbując się uwolnić od ich spojrzeń i gwizdów. W taki sposób dotarła na opustoszały targ. Wyciągnęła z torebki telefon, by użyć cudu techniki zwanego Mapami Google, ale niestety, zapomniała go podłączyć do ładowania przed wyjściem z hotelu i bateria całkowicie w nim padła. Już miała ruszać przed siebie, gdy usłyszała męski głos, a chwilę później została obściskiwana. Oh, panu Laverne by się to nie spodobało...
Chto? — zapytała zaskoczona — Przepraszam, ale pan mnie chyba z kimś myli...
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Myli? Nieee… To ja, Garik. – może to był jakiś test? Może chciała sprawdzić czy trafiła na właściwą osobę? Z uśmiechem wyciągnął do niej otwartą dłoń. Na niej spoczywał jakiś dziwny szorstki przedmiot, którego kształt przypominał artystycznie podziurawioną, malutką kość. Być może to coś tym było… Kto wie?
Niemożliwe. Nikogo innego tu nie ma, a czekam już cały dzień... - nie próbował nawet dopuścić do siebie myśli, że się pomylił. Przecież to by było tak durne... - To jak? Masz te dane genetyczne ze sobą? Czy może mamy gdzieś po nie iść? – złapał ją za jedną dłoń i zakręcił jak w tańcu.
Anonymous
Gość
Gość
Tymczasem Sasha zaczęła panikować.
Ale ja naprawdę nie jestem tym, za kogo pan mnie bierze! — pisnęła czując, że jej policzki robią się czerwone; nie wiedziała jednak, czy ze złości, czy wstydu z bezsilności. Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji, była przerażona!
C-co to jest? — wyjąkała patrząc na dziwny przedmiot podsunięty pod jej twarz, po czym przeniosła wzrok na napastujacego ją Garika. Halo, policja? Gdzie jesteście jak Was potrzeba najbardziej?!
J-ja nie wiem o czym pan mówi… Ja jestem tu przejazdem i się zgubiłam... —  szepnęła czując, jak zbiera jej się na płacz. Czy to był jakiś nowy sposób na podryw? Jeśli tak, to bardzo słaby i wywołujący efekt odwrotny od zamierzonego, zwłaszcza, że Sasha i tak świata nie widziała poza Remorem.
Jako, że była niezdarnym stworzeniem, w momencie, w którym Garik chciał nią zakręcić, upadła na mokry beton. A potem po prostu zaczęła płakać.

Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach