▲▼
______ Uniosła brew, słysząc o nielegalnym towarze z przemytu jakim były... słodycze. Rodzice Leilani mogli przynosić jej wszelkiego rodzaju słodkości, o ile nie zawierały one alkoholu ani nadmiernej ilości niezdrowych dopełniaczy smaków. Na chipsy pielęgniarka mogłaby się nie zgodzić ale czekolada lub żelki? Nie miałaby z tym problemu. Mimo wszystko przytaknęła jedynie głową na tę informację. Miała apetyt – dobrze. O to chodziło w leczeniu. Odkorkować zmysły, które były otępione przez narkotyk. Śmieciowe jedzenie musiało mieć teraz o wiele więcej smaku niżeli kiedyś. A co dopiero jak Leilani dostanie się do świeżego burgera albo włoskiej pizzy? Rovere zanotowała w głowie, żeby kucharki rzuciły dzieciakom coś smacznego do jedzenia w weekend, niech chociaż jeden wieczór mają w miarę normalny na stołówce. Nie zawsze muszą jeść super zdrowo; niezdrowe zapędy czasami też trzeba nakarmić, szczególnie, jeżeli cierpią na zespoły odstawienne.
______ Mogła się spodziewać takiej reakcji. Wszystko, co działo się wkoło młodej Cigfran, było dla niej nowe i trudno odnaleźć się w tak dziwnym świecie. Kiedyś była sama, a jej najlepszą przyjaciółką była amfetamina. Teraz się okazało, że inni ludzie też potrafią wyciągnąć w jej stronę pomocną dłoń i nie oczekują nic w zamian.
______ — A czy właśnie nie to czyni nas ludźmi? Popełnianie błędów i ich naprawianie? — Uniosła dłoń w pytającym geście. — Twoi rodzice też popełniali błędy. I pewnie też jeszcze kilka ich czeka na drodze. Ty też nie będziesz idealna. Nikt z nas nie jest. Potkniesz się jeszcze nie raz, nie dwa w swoim życiu, ale miarą wartości człowieka nie jest to, ile razy upada, ale jak się podnosi. — Srebrnowłosa poprawiła się na blacie biurka, patrząc uważnie na dziewczynę. Czasami ciężko zrozumieć coś tak łatwego. Nie winiła jej jednak; najlepszym nauczycielem był czas. — Odpowiedź na Twoje ostatnie pytanie jest bardzo prosta, Leilani. Kochają Cię. — Tak niewiele, a zarazem tak dużo. Jedno, proste uczucie mogło niszczyć mury, budować mosty i rozświetlać komuś drogę. Ruth musiała zrozumieć, że miłość rodzica do dziecka była jedną z nierozerwalnych więzi. Nieważne, ile będzie miała lat i co zrobi – jej matka i ojciec będą ciągle widzieć w niej swoją dziewczynkę. I zawsze podadzą jej pomocną dłoń, gdy się wywróci.
______ Kiedy otworzyła się przed Ardą i opowiedziała o swojej byłej dziewczynie, srebrnowłosa aż uniosła brwi zaskoczona. Leilani naprawdę miała talent do przyciągania nieodpowiednich osób do siebie. Wysłuchała jej do końca, nie chcąc przerywać. Dowody? Przestępstwo? Rovere rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, chociaż nie wiedziała od czego zacząć.
______ — Nigdy Cię nie kusiło, żeby upublicznić te dowody albo pójść na policję? — Gdzieś z tyłu głowy człowieka czaił się demon, potocznie nazywany zemstą i bardzo lubił maczać w palce w oszczerstwach oraz satysfakcji. — Przynajmniej jedno zmartwienie z głowy. Nie ma nikogo innego, kto mógłby Ci zagrozić, jak wyjdziesz z leczenia? Ros albo Fuse-Liang? Ktoś ze szkoły? Urwanie kontaktu może być dla niektórych ludzi bolesne i pchać ich do potencjalnie lekkomyślnych zachowań. — Znała takie przypadki. Ktoś po terapii wracał do domu, a kilka dni później pod klatką spotykał kolegę ze szkoły, który przyszedł się przypomnieć. Kończyło się wizytą na oddziale ratunkowym, bo znajomy nie rozumiał słowa ”nie”.______ Srebrnowłosa znała gorzki smak porażki, jak i słodki posmak zwycięstwa. Jeżeli na tym oddziale ktoś, kto najlepiej rozumiał wykolejeńców to była to właśnie ona – ponura i zimna księżniczka, która patrzyła na wszystko z góry. Nie oceniała pacjentów, chociaż w życiu prywatnym w ciągu kilku sekund potrafiła sprowadzić delikwentów do parteru. W gabinecie była jednak mistrzem zagadek; detektywem, który śledził mroczne ślady przeszłości, aż dochodził do źródła problemu. Słuchała Leilani bez słowa, pozwalając jej wyrzucać z siebie kolejne sekrety, które wcześniej kurczliwie trzymała w drobnych dłoniach i nie chciała ich oddać. Arda miała rację w wielu sprawach, tak sam jak w tej z Gwen. Widziała, że młoda Cigfran z całej siły starała się dorównać martwej siostrze, żeby wreszcie ktoś potraktował ją jak członka rodziny. Trudno jest sprostać wymaganiom rodziców, którzy stracili pierwsze dziecko. Drugie zawsze było to gorsze... i przez resztę życia będzie musiało żyć w cieniu starszego rodzeństwa. Wyjątki, jakie się zdarzały, potwierdzały regułę – a Rovere jej nie znosiła. Chwyciła w dłonie długopis, bawiąc się nim w milczeniu i przyswajając kolejne fakty z życia dziewczyny. W normalnych warunkach powinna prosić matkę Ruth, żeby ta też udała się na terapię, ale nie zamierzała tego robić. Takie kroki będzie musiała podjąć sama, skoro jej córka zrobiła to przed nią. Nie było ulgowego traktowania.
______ — Naprawdę chcesz udawać Gwen całe życie? — Okrutne pytanie wypłynęło wreszcie z ust srebrnowłosej kobiety, kiedy ta patrzyła w zadumie na Leilani, unosząc nieco brew. — Wiesz, że nigdy nią nie będziesz. Może wreszcie czas stanąć na swoje nogi i zacząć być tym, kim powinnaś? Leilani Ruth Cigfran. Nie Gwen Cigfran. Twoje życie nie powinno zależeć od tego, kim inni by chcieli, byś była. Bo Twoja mama nie odzyska Gwen, ale mogła stracić Ciebie. To nie jest warte swojej ceny, Leilani. — poważny tembr głosu aż kuł w uszy, kiedy Arda wyprostowała się na biurku, a długopis pomiędzy palcami zamarł. Czy naprawdę zrobienie ze swojego dziecka trupa było tym, czego oczekiwali wszyscy w jej rodzinie? Czy musi dochodzić do tragedii, żeby ludzie zrozumieli, iż nieosiągalne ideały to nie jest gra warta świeczki? Młoda Cigfran mogłaby wiele osiągnąć, gdyby ktoś kopnął ją w tyłek, postawił do pionu i po ludzku przytulił, mówiąc, że da radę. Naprawdę niewiele trzeba, żeby zaiskrzyło.
______ Temat Avy został zamknięty, a Rovere odnotowała kilka rzeczy na kartce, która leżała po jej prawej. Jeżeli Leilani była bezpieczna to przynajmniej i ten problem został rozwiązany. Wzmianka o Fuse-Liangu spowodowała, że kobieta zerknęła kątem oka na młodą dziewczynę, ciągle notując:
______ — W takim razie co on robił z wami w tej toalecie? — spytała, lekko rozbawiona. Ta gromadka była ciekawsza, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Opis brzmiał, jak gdyby drugi z chłopaków wpadł do kibla przez przypadek i został na deser. Deser, który odbił się wszystkim czkawką. Późniejsze wyznanie na temat Rosa było... interesujące, chociaż nie aż tak szokujące. Błękitne oczy w pełni ukierunkowały się na Cigfran, badając ją od góry do dołu:
______ — Dlatego poszłaś z nim na bal? Czy wtedy to był jeszcze czysty przypadek? — O dziwo, tembr głosu nie oceniał, a był spokojny. Srebrnowłosa nie miała zamiaru szufladkować ludzi ze względu na preferencje. — I zdefiniuj mi złego, Leilani. Jestem za stara, żeby zgadywać, co możesz mieć na myśli. Narkotyki czy seks? — Bum. Delikatna jak spadająca cegłówka.______ Ostatni dzwonek. Srebrnowłosa doskonale wiedziała, że kilka tygodni więcej na wolności i młoda Cigfran mogłaby być martwa. I to był chyba jeden z lepszych finałów, jakie można sobie wyobrazić. Równie dobrze mogłaby skończyć śmiertelnie chora, pobita bądź zgwałcona. W tej rodzinie pech deptał wszystkim po piętach i teraz tylko od Leilani zależało, czy odwróci się i kopnie go w tyłek, by poszedł i nie wrócił. Słyszała gorycz w jej głosie, wręcz mogła ja wyczuć na powierzchni swojej skóry. Nie miała jej tego za złe – w końcu wiele niesprawiedliwych plotek rozsiało się po balu. Łatwiej było schować się i przeczekać najgorsze. Arda jednak nie była z tych (przyszłych) doktorów, którzy poklepią po dłoni, przytulą i posiedzą z pacjentem na krzesełku. Nie. Ona mobilizowała. Chciała widzieć, że więzień własnego umysłu potrafi się postawić, zbuntować, oddać. Leilani miała zadatki na rebelianta. Czyż ostatnich kilku miesięcy nie spędziła na walce z wiatrakami?
______ — Może jest nikim teraz. Skąd jednak wiesz, kim będziesz kiedy stąd wyjdziesz? Nie zakładaj bycia więźniem. Nie znalazłaś się tu, by mieć kajdany na rękach i nogach całe swoje życie. Jesteś tu, by znaleźć do nich klucz. — stwierdziła spokojnie, dalej bawiąc się długopisem w dłoni. Jej twarz nie przecinały emocje; beznamiętna jak zawsze brzmiała jak jakaś nienaturalna istota, której daleko było do człowieka. Może to ta neutralność pozwalała jej na zrozumienie wielu aspektów, których inni nie widzieli.
______ Kiedy dziewczyna wyznała jej całą prawdę na temat zaproszenia na bal, Arda aż kiwnęła głową zadowolona. Przynajmniej w tej kwestii wreszcie się otwierała i srebrnowłosa zaczynała porządkową rozdziały w swojej głowie:
— Znałaś go wcześniej? — spytała z czystej ciekawości, po czym oparła się wygodniej przedramieniem o własne udo — Raczej zadurzona. — stwierdziła gładko Arda, nieco unosząc brew i spoglądając uważniej na dziewczynę. — Musisz się zdecydować Leilani co z nim zrobić. Skoro sam nie jest najczystszej wody to po Twoim wyjściu jego wpływ na Ciebie może być zgubny. Wiem, że nie zgłosił się na terapię, która jest warunkiem zostania w szkole. Jego kartoteka jest kolorowa, a zeznania miałkie. Nie idź tą drogą. Dopóki on sobie nie pomoże... to nie jest najlepszy kolega jakiego byś chciała mieć. — Tembr głosu terapeutki nie był oczerniający. Nie miała zamiaru osądzać Rosa z góry, ale prawdą było, że słabość młodej Cigfran do chłopaka mogła napytać jej wiele problemów.______ Nieszczęśliwi buntownicy mieli to do siebie, że ich cała rebelia była tylko wołaniem o pomoc. Agresja, gniew, zazdrość, żal... wszystkie negatywne emocje brały górę nad jednostkami, które były zbyt słabe, by walczyć z wewnętrznymi demonami, a zbyt dumne, by się do nich przyznać. Kajdany opadną. Arda o tym wiedziała. Leilani nie była jedyną osobą z taką przeszłością. Gorsi od niej wstawali z kolan, brodząc w gównie i parli do przodu. Jeżeli życiowe umarlaki potrafiły się ruszyć to młoda Cigfran też. Potrzebuje tylko czasu i odrobiny miłości. Pierwsze dostaje w szpitalu. Drugie będzie zależne od rodziców dziewczyny.
______ Długopis zamarł pomiędzy palcami srebrnowłosej. Przytaknęła głową jakby w geście zrozumienia:
— Na kamerach wyglądało to nieprzyjemnie. — zauważyła spokojnie kobieta, przypominając sobie nagranie z tamtej feralnej nocy. Policja udostępniła cały materiał lekarzom w ośrodku, żeby mieli jasny wgląd w sytuację trójki nieletnich. Jak na razie to tylko Leilani zdobyła się na odwagę i do nich przyszła. — I możesz się zdziwić. Ten Victor... może Cię postrzegać jako sojusznika w tej całej walce. Koniec końców cała wasza trójka dostała ten sam nakaz. Z tym, że jego kartoteka jest barwniejsza niż Twoja. — dodała Arda, wzruszając ramionami, po czym niedbale pchnęła teczkę po blacie biurka. — Spotkałaś się z nim po wyjściu z komendy? Jak w ogóle pamiętasz końcówkę tamtej nocy?
______ Związki. Jedno z najgorszych dziadostw, jakie wyszły z Puszki Pandory. Srebrnowłosa była kiepskim przykładem w tej dziedzinie, bo jej niezależność i potrzeba samotności nie pozwalała na coś tak trywialnego, w jej mniemaniu, jak miłość. Błękitne oczy spoglądały na buźkę dziewczyny nie wyrażając żadnych emocji.
— Miałaś ciężkie życie. Na to przyjdzie jeszcze czas, jak wyjdziesz ze szpitala. A jeżeli wasza znajomość się skończyła... to może tak miało być? Niby nie ocenia się książki po okładce, ale z drugiej strony... czasami szybko okazuje się, iż coś nie wypali. Bo po prostu nie. — opanowanie nie znikało z głosu Ardy, kiedy ta zsunęła się z biurka i podeszła do stolika z dzbankiem wody i wysokimi, kryształowymi szklankami. Kiedy napełniała jedną, odwróciła głowę w kierunku dziewczyny. — Chcesz?
W związku z długotrwałym brakiem odpisu na terapii i brakiem jakichkolwiek chęci do jej zakończenia przez samą zainteresowaną, Leilani otrzymuje -10 punktów reputacji. Należy wziąć pod uwagę, że terapia była ważnym elementem dla losów postaci, a jako że i tak została ona przepuszczona do następnej klasy decyzją dyrekcji, uważam, że punkty ujemne to niewielka i słuszna kara za zaniedbanie ingerencji MG. Punkty z góry odejmuję.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
___________________________________________________________________________
7 grudnia. 1 terapia Leilani.
To nie był jej pomysł. Ba! Nawet jej przez głowę nie przeszła myśl, że wyląduje na wolontariacie w ośrodku odwykowym jako asystent psychiatry. I żeby chociaż rzeczywiście była asystentką - okazało się że szanowny doktor postanowił wykorzystać jedną z najlepszych studentek na roku z pokaźnym CV do czarnej roboty, bo on sam nie wyrabiał normy. Rzucono ją na głęboką wodę i musiała teraz przełknąć ten gorzki posmak, który pojawił się na języku, kiedy pan doktor przekazał jej 'radosną' nowinę. Chociaż jej oczy pozostawały lodowate jak zawsze, a twarzy nie przecięła pojedyncza nić emocji, w jej zamrożonej duszy kotłowało się ich tyle, że z trudem potrafiła powstrzymać się od przyłożenia mężczyźnie w twarz albo siekierą przez głowę. Pozostało jej tylko udawanie, że wszystko jest w porządku i jak najlepiej przyjąć pacjentów. Pod ręką miała telefon, więc zawsze będzie mogła skontaktować się z ojcem, ale mimo wszystko miała nadzieję, iż nie będzie trzeba truć mu nad głową.
Obcasy stukały o podłogę, kiedy przechodziła jasnym korytarzem ośrodka w kierunku gabinetu doktora, który jej przekazał na sesje z pacjentami. Trzymała w ręku trzy teczki, w których były dokumenty każdego z nich - miała szansę szybko zapoznać się z przypadkami. Otworzyła drzwi do gabinetu i usiadła za biurkiem, rozglądając się w koło. Miała niecałe 5 minut, żeby zorientować się w całej sytuacji. Z przeciągłym westchnięciem chwyciła pierwsze z brzegu dokumenty przelatując spojrzeniem po epikryzie. Leilani Ruth Cigfran. Nic jej to nie mówiło, więc przynajmniej tyle, iż zdoła ominąć znajome osoby. Po wieku mogła się domyślić reszty, także cała historia nie zrobiła na niej większego wrażenia. Oparła się o fotel, przymykając błękitne oczy i szybko przekalkulowała w głowie co należałoby zrobić, nim jednak zdążyła ułożyć w głowie plan alternatywny rozległo się pukanie. Pielęgniarka otworzyła drzwi i zapowiedziała, iż za chwilę Leilani pojawi się w gabinecie. Przyniosła również kubek z kawą, który postawiła na blacie biurka, a Arda skinęła jej głową w niemym podziękowaniu. Pozostało już tylko czekać i zobaczyć, jaka furia wpadnie do gabinetu.
___________________________________________________________________________
7 grudnia. 1 terapia Leilani.
To nie był jej pomysł. Ba! Nawet jej przez głowę nie przeszła myśl, że wyląduje na wolontariacie w ośrodku odwykowym jako asystent psychiatry. I żeby chociaż rzeczywiście była asystentką - okazało się że szanowny doktor postanowił wykorzystać jedną z najlepszych studentek na roku z pokaźnym CV do czarnej roboty, bo on sam nie wyrabiał normy. Rzucono ją na głęboką wodę i musiała teraz przełknąć ten gorzki posmak, który pojawił się na języku, kiedy pan doktor przekazał jej 'radosną' nowinę. Chociaż jej oczy pozostawały lodowate jak zawsze, a twarzy nie przecięła pojedyncza nić emocji, w jej zamrożonej duszy kotłowało się ich tyle, że z trudem potrafiła powstrzymać się od przyłożenia mężczyźnie w twarz albo siekierą przez głowę. Pozostało jej tylko udawanie, że wszystko jest w porządku i jak najlepiej przyjąć pacjentów. Pod ręką miała telefon, więc zawsze będzie mogła skontaktować się z ojcem, ale mimo wszystko miała nadzieję, iż nie będzie trzeba truć mu nad głową.
Obcasy stukały o podłogę, kiedy przechodziła jasnym korytarzem ośrodka w kierunku gabinetu doktora, który jej przekazał na sesje z pacjentami. Trzymała w ręku trzy teczki, w których były dokumenty każdego z nich - miała szansę szybko zapoznać się z przypadkami. Otworzyła drzwi do gabinetu i usiadła za biurkiem, rozglądając się w koło. Miała niecałe 5 minut, żeby zorientować się w całej sytuacji. Z przeciągłym westchnięciem chwyciła pierwsze z brzegu dokumenty przelatując spojrzeniem po epikryzie. Leilani Ruth Cigfran. Nic jej to nie mówiło, więc przynajmniej tyle, iż zdoła ominąć znajome osoby. Po wieku mogła się domyślić reszty, także cała historia nie zrobiła na niej większego wrażenia. Oparła się o fotel, przymykając błękitne oczy i szybko przekalkulowała w głowie co należałoby zrobić, nim jednak zdążyła ułożyć w głowie plan alternatywny rozległo się pukanie. Pielęgniarka otworzyła drzwi i zapowiedziała, iż za chwilę Leilani pojawi się w gabinecie. Przyniosła również kubek z kawą, który postawiła na blacie biurka, a Arda skinęła jej głową w niemym podziękowaniu. Pozostało już tylko czekać i zobaczyć, jaka furia wpadnie do gabinetu.
Posadzenie Leilani przed płótnem było chyba najlepszą z możliwych decyzji. Przelewanie negatywnych emocji w swoje obrazy było dobrym sposobem na oczyszczenie się z nich. Jej pierwsze dzieła pełne były czerni, granatu oraz szarości. Teraz, po blisko siedmiu tygodniach, zaczęła wplatać w nie złoto, zieleń i róż. W pracowni potrafiła spędzać większą część dnia i ciężko było ją od niej oderwać; malowanie zapewniało jej swego rodzaju zapomnienie — skupiona na pracy nie pamiętała, że znajdowała się zamknięta w ośrodku. Znalazła nowy sposób na ucieczkę od rzeczywistości, tylko tym razem mniej szkodliwy.
— Dziękuję! Odkąd tu jestem przytyłam prawie pięć kilogramów i nigdy tak się nie cieszyłam ze wzrastającej liczby na wadze! — uśmiechnęła się, a jej policzki oblał rumieniec. Tak bardzo nie przywykła od komplementów od ludzi nie będących jej krewnymi, że każde miłe słowa wypowiedziane w jej stronę były czymś wyjątkowym.
Zaraz jednak spoważniała i usiadła na krześle przed biurkiem. Pora wyrzucić z siebie to, co nazbierało się przez ostatnie tygodnie. Nawet z Louisem nie potrafiła rozmawiać tak otwarcie jak z Ardą i nie wiedziała już, czy to dlatego, że terapeutka była kompletnie obcą osobą, którą obowiązywała tajemnica lekarska, czy może przez to, że była z tego samego rocznika co Gwen i w pewien sposób przypominała ją Leilani. Bez względu na to, jaki był powód jej zaufania do Rovere, wychodziło to na dobre zarówno przebiegowi terapii, jak i samej Cigfran.
— Tworzę cały czas! A czuję się... W sumie to… Średnio. To znaczy, w sensie fizycznym jest mi znacznie lepiej, ale ostatnio bardzo dużo myślałam o wszystkim, co zrobiłam źle i… no, jest mi po prostu strasznie wstyd za to, jaka byłam zanim tu trafiłam… — zaczęła zakręcając kosmyk włosów na palec. Nie do końca miała pojęcie jak powinna ubrać swoje uczucia w słowa, ale to, co właśnie powiedziała, było jej zdaniem najtrafniejsze. Miała nadzieję, że białowłosa zrozumie to, co Leilani chciała jej przekazać — miała do siebie żal i nie potrafiła sobie wybaczyć.
Zapytana o rodziców nieco bardziej się ożywiła.
— Często mnie odwiedzają. To znaczy mama i tata, bo George prawie wcale i nie jest mi przykro, a wręcz przeciwnie, bo odpoczynek od niego wychodzi mi na dobre. Mama przestała pić i chodzi na terapię i jestem prawie pewna, że to zasługa taty. Szkoda tylko, że nie mogą przychodzić z psami, tęsknię za nimi.
W końcu Louis dawał dawnej kochance dobry przykład — sam nie pił i nie brał dłużej niż Leilani chodziła po tym świecie. Przemilczmy jednak fakt, że został do tego zmuszony; w więzieniu przecież ciężko o dostęp do alkoholu i narkotyków.
— Dziękuję! Odkąd tu jestem przytyłam prawie pięć kilogramów i nigdy tak się nie cieszyłam ze wzrastającej liczby na wadze! — uśmiechnęła się, a jej policzki oblał rumieniec. Tak bardzo nie przywykła od komplementów od ludzi nie będących jej krewnymi, że każde miłe słowa wypowiedziane w jej stronę były czymś wyjątkowym.
Zaraz jednak spoważniała i usiadła na krześle przed biurkiem. Pora wyrzucić z siebie to, co nazbierało się przez ostatnie tygodnie. Nawet z Louisem nie potrafiła rozmawiać tak otwarcie jak z Ardą i nie wiedziała już, czy to dlatego, że terapeutka była kompletnie obcą osobą, którą obowiązywała tajemnica lekarska, czy może przez to, że była z tego samego rocznika co Gwen i w pewien sposób przypominała ją Leilani. Bez względu na to, jaki był powód jej zaufania do Rovere, wychodziło to na dobre zarówno przebiegowi terapii, jak i samej Cigfran.
— Tworzę cały czas! A czuję się... W sumie to… Średnio. To znaczy, w sensie fizycznym jest mi znacznie lepiej, ale ostatnio bardzo dużo myślałam o wszystkim, co zrobiłam źle i… no, jest mi po prostu strasznie wstyd za to, jaka byłam zanim tu trafiłam… — zaczęła zakręcając kosmyk włosów na palec. Nie do końca miała pojęcie jak powinna ubrać swoje uczucia w słowa, ale to, co właśnie powiedziała, było jej zdaniem najtrafniejsze. Miała nadzieję, że białowłosa zrozumie to, co Leilani chciała jej przekazać — miała do siebie żal i nie potrafiła sobie wybaczyć.
Zapytana o rodziców nieco bardziej się ożywiła.
— Często mnie odwiedzają. To znaczy mama i tata, bo George prawie wcale i nie jest mi przykro, a wręcz przeciwnie, bo odpoczynek od niego wychodzi mi na dobre. Mama przestała pić i chodzi na terapię i jestem prawie pewna, że to zasługa taty. Szkoda tylko, że nie mogą przychodzić z psami, tęsknię za nimi.
W końcu Louis dawał dawnej kochance dobry przykład — sam nie pił i nie brał dłużej niż Leilani chodziła po tym świecie. Przemilczmy jednak fakt, że został do tego zmuszony; w więzieniu przecież ciężko o dostęp do alkoholu i narkotyków.
_____Praca na wolontariacie uczyła młodą Rovere, że podręczniki są bardzo ciekawym i przydatnym źródłem informacji, ale nijak mają się do rzeczywistości, kiedy zderzasz się z człowiekiem z krwi i kości, którego emocje biorą górę nad rozsądkiem. Zero jedynkowe podejście do człowieczeństwa nigdy nikomu nie wyszło na dobre i chociaż srebrnowłosa nie była najlepszym przykładem empatii, tak mogło się wydawać, że lepiej rozumiała pogiętych psychicznie pacjentów, niż normalny lekarz. Braki w wiedzy nadrabiała ciężką pracą i wieloma godzinami nocnymi, które przesiedziała na kartotekami, próbując zagłębić się w poplątane ścieżki umysłów. Leilani był miłym pacjentem - Arda nie miała jej wiele do zarzucenia. Była ciągle dzieckiem; młodym, butnym, z głową pełną pomysłów. Potrzebowała kogoś, kto wyprowadzi ją na prostą, bo z tego co usłyszała od niej samej, z tym było ciężko. Przemoc rodziła przemoc, a zagubienie prowadziło do najprostszej ucieczki. Będąc jednak w ośrodku Cigfran mogła doświadczyć i zrozumieć, że prawdziwy świat, jakkolwiek okrutny, jest więcej wart niżeli zakłamane delirium. Zaczerwienione policzki oraz błyszczące, jasne oczy Ruth były idealnym przykładem, że cierpliwość oraz ciężka praca są nagradzane.
_____— Widzę, że moja propozycja co sobotniej pizzy się przyjęła na oddziale. — rzuciła rozbawiona Rovere, widząc, jak Leilani pojaśniała opowiadając o swojej zewnętrznej przemianie. — Im silniejszy organizm, tym silniejszy umysł. — dodała po chwili, chwytając w dłonie długopis i notując coś na kartce kartoteki. Mętne informacje, zapisane przez innego doktora przyprawiały ją o ból głowy, ale musiała jakoś w tym wytrwać. Nie miała też pojęcia, ile prawdy mówiła dziewczyna innym terapeutom. Mogła odpowiadać tylko za swoje dane.
_____Błękitne oczy przesunęły się na buzię pacjentki, kiedy ta usiadła przed Ardą. Poważna mina oraz ton jawnie sugerowały, że nie jest idealnie. I nie miało być jeszcze długo. Walka ciągle się toczyła, ale Rovere wiedziała, że i matka i biologiczny ojciec Leilani starają się jak mogą przywrócić ład do ich życia; nawet jeśli prowadzili je oddzielnie. Każdy mały gest dawał siłę ich córce, nawet jeśli tego nie widzieli. Srebrnowłosa sama usiadła na blacie biurka, na przeciwko dziewczyny i założyła nogę na nogę:
_____— To naturalne. — odpowiedziała spokojnym głosem srebrnowłosa, opierając przedramiona o udo i lekko pochylając się w kierunku Cigfran. — I to świadczy o tym, że zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystko, co się działo... było złe. To dobry znak, Leilani. Samouświadomienie to ogromny krok na przód. A o ile wiem to Twoi rodzice są dumni i szczęśliwi, że walczysz o swoje. — Bo taka była prawda. Rovere nie miała w zwyczaju mydlić oczu, a szczerość była podstawą w tym dialogu. Jeżeli rodzice Ruth okłamywaliby terapeutkę, byliby idiotami. Na szczęście, dla całej trójki, nie byli.
_____— Spójrz, Leilani - jesteś już na półmetku. Za kilka tygodni wyjdziesz z ośrodka jako nowy człowiek. Będziesz miała na sobie blizny, nie mam zamiaru Cię okłamywać, że nie. Przeszłość potrafi być okrutną kochanką. Ale sama sobie pokazałaś, że można. Że masz dla kogo walczyć. I masz o co. — mówiąc to, wyprostowała się i oparła ciężar ciała na prawej ręce. — Muszę Cię jednak zapytać o kilka rzeczy, które mnie niepokoją w kwestii Twojego bezpieczeństwa. Kiedy widziałyśmy się pierwszy raz wspomniałaś o... — Tu zawahała się na sekundę, upewniając się w dokumentacji, czy miała rację. —O związku z dziewczyną. Wyciągnęłam wtedy tyle, że była toksyczna, a jej zachowanie doprowadzało Ciebie do destrukcyjnych zachowań. Muszę wiedzieć Lei, czy jesteś bezpieczna. Czy nic Ci nie grozi z jej strony albo ze strony jej znajomych. Tacy ludzie... są nieprzewidywalni. — Rovere nie miała pojęcia, kim była ex dziewczyna Cigfran. Mimo to, zgadując, w jakim środowisku Leilani mogła się obracać, naprowadzało to srebrnowłosą na bardzo niepokojący trop. Nie miała zamiaru chować trupa dziewczyny do szafy, jeżeli wyszłaby z odwyku i spotkałaby starych nieprzyjaciół.
_____— Widzę, że moja propozycja co sobotniej pizzy się przyjęła na oddziale. — rzuciła rozbawiona Rovere, widząc, jak Leilani pojaśniała opowiadając o swojej zewnętrznej przemianie. — Im silniejszy organizm, tym silniejszy umysł. — dodała po chwili, chwytając w dłonie długopis i notując coś na kartce kartoteki. Mętne informacje, zapisane przez innego doktora przyprawiały ją o ból głowy, ale musiała jakoś w tym wytrwać. Nie miała też pojęcia, ile prawdy mówiła dziewczyna innym terapeutom. Mogła odpowiadać tylko za swoje dane.
_____Błękitne oczy przesunęły się na buzię pacjentki, kiedy ta usiadła przed Ardą. Poważna mina oraz ton jawnie sugerowały, że nie jest idealnie. I nie miało być jeszcze długo. Walka ciągle się toczyła, ale Rovere wiedziała, że i matka i biologiczny ojciec Leilani starają się jak mogą przywrócić ład do ich życia; nawet jeśli prowadzili je oddzielnie. Każdy mały gest dawał siłę ich córce, nawet jeśli tego nie widzieli. Srebrnowłosa sama usiadła na blacie biurka, na przeciwko dziewczyny i założyła nogę na nogę:
_____— To naturalne. — odpowiedziała spokojnym głosem srebrnowłosa, opierając przedramiona o udo i lekko pochylając się w kierunku Cigfran. — I to świadczy o tym, że zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystko, co się działo... było złe. To dobry znak, Leilani. Samouświadomienie to ogromny krok na przód. A o ile wiem to Twoi rodzice są dumni i szczęśliwi, że walczysz o swoje. — Bo taka była prawda. Rovere nie miała w zwyczaju mydlić oczu, a szczerość była podstawą w tym dialogu. Jeżeli rodzice Ruth okłamywaliby terapeutkę, byliby idiotami. Na szczęście, dla całej trójki, nie byli.
_____— Spójrz, Leilani - jesteś już na półmetku. Za kilka tygodni wyjdziesz z ośrodka jako nowy człowiek. Będziesz miała na sobie blizny, nie mam zamiaru Cię okłamywać, że nie. Przeszłość potrafi być okrutną kochanką. Ale sama sobie pokazałaś, że można. Że masz dla kogo walczyć. I masz o co. — mówiąc to, wyprostowała się i oparła ciężar ciała na prawej ręce. — Muszę Cię jednak zapytać o kilka rzeczy, które mnie niepokoją w kwestii Twojego bezpieczeństwa. Kiedy widziałyśmy się pierwszy raz wspomniałaś o... — Tu zawahała się na sekundę, upewniając się w dokumentacji, czy miała rację. —O związku z dziewczyną. Wyciągnęłam wtedy tyle, że była toksyczna, a jej zachowanie doprowadzało Ciebie do destrukcyjnych zachowań. Muszę wiedzieć Lei, czy jesteś bezpieczna. Czy nic Ci nie grozi z jej strony albo ze strony jej znajomych. Tacy ludzie... są nieprzewidywalni. — Rovere nie miała pojęcia, kim była ex dziewczyna Cigfran. Mimo to, zgadując, w jakim środowisku Leilani mogła się obracać, naprowadzało to srebrnowłosą na bardzo niepokojący trop. Nie miała zamiaru chować trupa dziewczyny do szafy, jeżeli wyszłaby z odwyku i spotkałaby starych nieprzyjaciół.
— Rodzice od czasu do czasu przemycają mi coś słodkiego, ale shhh... — przyłożyła palec do ust, jakby właśnie mówiła o swojej największej tajemnicy — Nie mów nikomu o mojej słabości do czekolady!
Fakt, że wybłagała od Jonny tabliczkę czekolady, którą zjadła w całości jeszcze tego samego wieczora jak batonik, wolała przemilczeć. Jak nie narkotyki, to śmieciowe jedzenie. Ta dziewczyna chyba nie do końca przejmowała się swoim stanem zdrowia! Różnica jednak polegała na tym, że odstawi (albo chociaż ograniczy) słodycze, gdy tylko zauważy, że spodnie zrobiły się za ciasne, a sukienka zaczęła ją opinać. Z amfetaminą nie było już tak łatwo.
Uśmiechnęła się gorzko na myśl o rodzicach. Dumni? Z czego oni do cholery mieliby być dumni?
— Nie rozumiem tego. Okłamywałam ich przez cały czas, denerwowali się przeze mnie i kilka razy zdarzyło mi się nie przebierać w gorzkich słowach. A oni i tak do mnie przychodzą i do tego są dla mnie tacy dobrzy... Dlaczego? — zapytała głosem drżącym od płaczu, choć jeszcze nie był to stan, w którym miałaby się zalewać łzami. Cigfran była przyzwyczajona do spełniania oczekiwań dorosłych, nie do otrzymywania ich wparcia, dlatego też gdy takowe otrzymała, wydawało jej się to dziwne i nielogiczne.
Nowa osoba, huh? Niekoniecznie. Leilani była pewna, że po wyjściu z ośrodka w jej życiu zmieni się jedynie to, że nie będzie chciała ćpać. Odetnie się od narkotykowych znajomości, zmieni trasy spacerów z psami, by unikać miejsc, które kojarzą jej się z braniem, a piątkowe wieczory spędzi w towarzystwie rodziców, zamiast strzykawek. Nadal jednak nie będzie im mówić o wszystkich, będzie dusić w sobie sekrety, których nie odważyła się powiedzieć nawet terapeutce, a przecież to Rovere ufała najbardziej.
A mimo to, były rzeczy, które pragnęła zachować dla siebie. Bo było jej wstyd. Bo nie chciała być oceniania. Bo nie zniesie drugi raz zawodu w oczach taty.
Na wspomnienie o byłej dziewczynie spuściła wzrok. Odkąd trafiła do ośrodka udawało jej się o niej nie myśleć, a przynajmniej nie za często. Ex była zamkniętym rozdziałem, do którego nie chciała wracać.
— Nie lubię o niej mówić. — wyznała po chwili uporczywego wpatrywania się we własne paznokcie. — Skoro jednak muszę... Ava jest pusta, ale nic mi nie zrobi. Mam w zanadrzu coś, co mogłoby ją pogrążyć. Mówiąc dokładniej, mam dowody na to, że popełniła przestępstwo. Nawet jeśli policja nic z tym nie zrobi, to gdyby to się rozniosło, byłaby towarzysko zniszczona. Bardzo jej zależy na sławie, ale nie takiej, jaką mogłabym jej zaserwować, dlatego obie zaczęłyśmy udawać, że dla siebie nie istniejemy.
Jeśli Arda miałaby wyciągać czyjegoś trupa, to na pewno nie Leilani. Młoda sama zapewniła sobie nietykalność dowodami zapisanymi na kilku nośnikach.
Fakt, że wybłagała od Jonny tabliczkę czekolady, którą zjadła w całości jeszcze tego samego wieczora jak batonik, wolała przemilczeć. Jak nie narkotyki, to śmieciowe jedzenie. Ta dziewczyna chyba nie do końca przejmowała się swoim stanem zdrowia! Różnica jednak polegała na tym, że odstawi (albo chociaż ograniczy) słodycze, gdy tylko zauważy, że spodnie zrobiły się za ciasne, a sukienka zaczęła ją opinać. Z amfetaminą nie było już tak łatwo.
Uśmiechnęła się gorzko na myśl o rodzicach. Dumni? Z czego oni do cholery mieliby być dumni?
— Nie rozumiem tego. Okłamywałam ich przez cały czas, denerwowali się przeze mnie i kilka razy zdarzyło mi się nie przebierać w gorzkich słowach. A oni i tak do mnie przychodzą i do tego są dla mnie tacy dobrzy... Dlaczego? — zapytała głosem drżącym od płaczu, choć jeszcze nie był to stan, w którym miałaby się zalewać łzami. Cigfran była przyzwyczajona do spełniania oczekiwań dorosłych, nie do otrzymywania ich wparcia, dlatego też gdy takowe otrzymała, wydawało jej się to dziwne i nielogiczne.
Nowa osoba, huh? Niekoniecznie. Leilani była pewna, że po wyjściu z ośrodka w jej życiu zmieni się jedynie to, że nie będzie chciała ćpać. Odetnie się od narkotykowych znajomości, zmieni trasy spacerów z psami, by unikać miejsc, które kojarzą jej się z braniem, a piątkowe wieczory spędzi w towarzystwie rodziców, zamiast strzykawek. Nadal jednak nie będzie im mówić o wszystkich, będzie dusić w sobie sekrety, których nie odważyła się powiedzieć nawet terapeutce, a przecież to Rovere ufała najbardziej.
A mimo to, były rzeczy, które pragnęła zachować dla siebie. Bo było jej wstyd. Bo nie chciała być oceniania. Bo nie zniesie drugi raz zawodu w oczach taty.
Na wspomnienie o byłej dziewczynie spuściła wzrok. Odkąd trafiła do ośrodka udawało jej się o niej nie myśleć, a przynajmniej nie za często. Ex była zamkniętym rozdziałem, do którego nie chciała wracać.
— Nie lubię o niej mówić. — wyznała po chwili uporczywego wpatrywania się we własne paznokcie. — Skoro jednak muszę... Ava jest pusta, ale nic mi nie zrobi. Mam w zanadrzu coś, co mogłoby ją pogrążyć. Mówiąc dokładniej, mam dowody na to, że popełniła przestępstwo. Nawet jeśli policja nic z tym nie zrobi, to gdyby to się rozniosło, byłaby towarzysko zniszczona. Bardzo jej zależy na sławie, ale nie takiej, jaką mogłabym jej zaserwować, dlatego obie zaczęłyśmy udawać, że dla siebie nie istniejemy.
Jeśli Arda miałaby wyciągać czyjegoś trupa, to na pewno nie Leilani. Młoda sama zapewniła sobie nietykalność dowodami zapisanymi na kilku nośnikach.
Jej życie w ciągu ostatniego roku było jednym wielkim błędem. Gdyby tylko chciało jej się nadłożyć drogi, nigdy nie poznałaby gorzkiego smaku Xanaxu. Gdyby wykorzystała chwilę nieuwagi swojego oprawcy, mogłaby wymknąć się do domu. Gdyby zignorowała wiadomość od Avy, nigdy by się nie dowiedziała jak działa amfetamina. Gdyby miała w sobie więcej silnej woli, nie siedziałaby teraz w tym gabinecie.
Nie miała pojęcia co odpowiedzieć na słowa terapeutki. Czy Leilani kiedykolwiek podnosiła się po upadku? Jedyną sytuacją, jaką była sobie w stanie przypomnieć, była bójka, którą jako siedmiolatka stoczyła z dwa lata starszym od siebie chłopakiem, w obronie psa, nad którym ten się znęcał. Wstawała za każdym razem, gdy sprowadzał ją do ziemi. Kopała, gryzła i okładała go małymi rączkami, aż nie wyszła z tego zwycięsko. Poobijana, z wybitym mleczakiem i krwią lejącą się z jej nosa, ale za to z nowym członkiem rodziny.
Co się stało z tą waleczną dziewczynką?
— Gwen zginęła na Halloweenowym balu. — pochyliła się do przodu ukrywając twarz w dłoniach. Nadszedł czas na wyznanie tego, co od dłuższego czasu męczyło młodą Cigfran. Wiedziała, że Arda jej wysłucha, nie będzie oceniać, a nawet spróbuje zrozumieć. — A ja, cztery lata później, poszłam na bal w sukience, którą miała na sobie tamtego wieczora. Uprzedzając pytania, to nie była ta sama sukienka, w której umarła. Przebrała się i zostawiła ją w szkolnej szafce, tak po prostu... Chciałam... Na tamtym balu chciałam zostać królową, tak jak wtedy Gwen. Chciałam ją przypominać, żeby mama choć jeden wieczór nie piła myśląc o jej śmierci. I... cóż... Może i nie zdobyłam tytułu, ale na pewno ją przypomniałam, gdy zadzwonili do mamy nad ranem. Czekałam na nich na schodach przed komendą. Na nią i George'a. Liczyłam się z tym, że wybuchnie wojna, a ona... płakała. Powinna chcieć mnie rozszarpać na kawałki za to, co zrobiłam, a ona cieszyła się, że nie umarłam.
Boże, Leilani, Ty żyjesz.
Żyję, mamo. Chociaż był taki czas, gdy bardzo nie chciałam.
Otarła łzy, które mimowolnie zaczęły spływać po jej policzkach. Tamta sytuacja była jedną z niewielu, gdy Jonna okazała Leilani jakiekolwiek uczucia od pogrzebu starszej córki. Zanim jednak wybuchnęła trudnym do opanowania szlochem, temat zszedł na Avę.
— Nie. Gdy ze mną zerwała, korcił mnie złoty strzał, a nie rujnowanie jej życia. — odpowiedziała próbując doprowadzić swoją twarz do porządku. Wypłacze się pod prysznicem, gdy będzie sama. — Te dowody są gwarantem mojej nietykalności.
Inne zagrożenia? Byli znajomi, dawni dilerzy oraz miejsca przywołujące wspomnienia o wspólnym samounicestwieniu z innymi ćpunami. Ale Fuse i Ros? Wywróciła oczami.
— Kakuei jest naiwny i brakuje mu osobowości. Nie jest niebezpieczny, a jedyne zagrożenie z jego strony to to, że mógłby się potknąć i na mnie przewrócić. — wzruszyła ramionami. Nie było to najmilsze stwierdzenie i Leilani doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale takie właśnie były jej odczucia względem Chińczyka. Z tej dwójki, to on był łatwiejszy do manipulowania. — A Ros... owszem, boję się go. Ale nie dlatego, że mógłby mi coś zrobić. To dupek, trochę zbyt pewny siebie, ale nie sądzę, że mógłby mnie skrzywdzić. Bardziej obawiam się tego, że mógłby mnie namawiać do złego, bo... będę z Tobą szczera, jest BARDZO w moim typie.
Nie miała pojęcia co odpowiedzieć na słowa terapeutki. Czy Leilani kiedykolwiek podnosiła się po upadku? Jedyną sytuacją, jaką była sobie w stanie przypomnieć, była bójka, którą jako siedmiolatka stoczyła z dwa lata starszym od siebie chłopakiem, w obronie psa, nad którym ten się znęcał. Wstawała za każdym razem, gdy sprowadzał ją do ziemi. Kopała, gryzła i okładała go małymi rączkami, aż nie wyszła z tego zwycięsko. Poobijana, z wybitym mleczakiem i krwią lejącą się z jej nosa, ale za to z nowym członkiem rodziny.
Co się stało z tą waleczną dziewczynką?
— Gwen zginęła na Halloweenowym balu. — pochyliła się do przodu ukrywając twarz w dłoniach. Nadszedł czas na wyznanie tego, co od dłuższego czasu męczyło młodą Cigfran. Wiedziała, że Arda jej wysłucha, nie będzie oceniać, a nawet spróbuje zrozumieć. — A ja, cztery lata później, poszłam na bal w sukience, którą miała na sobie tamtego wieczora. Uprzedzając pytania, to nie była ta sama sukienka, w której umarła. Przebrała się i zostawiła ją w szkolnej szafce, tak po prostu... Chciałam... Na tamtym balu chciałam zostać królową, tak jak wtedy Gwen. Chciałam ją przypominać, żeby mama choć jeden wieczór nie piła myśląc o jej śmierci. I... cóż... Może i nie zdobyłam tytułu, ale na pewno ją przypomniałam, gdy zadzwonili do mamy nad ranem. Czekałam na nich na schodach przed komendą. Na nią i George'a. Liczyłam się z tym, że wybuchnie wojna, a ona... płakała. Powinna chcieć mnie rozszarpać na kawałki za to, co zrobiłam, a ona cieszyła się, że nie umarłam.
Boże, Leilani, Ty żyjesz.
Żyję, mamo. Chociaż był taki czas, gdy bardzo nie chciałam.
Otarła łzy, które mimowolnie zaczęły spływać po jej policzkach. Tamta sytuacja była jedną z niewielu, gdy Jonna okazała Leilani jakiekolwiek uczucia od pogrzebu starszej córki. Zanim jednak wybuchnęła trudnym do opanowania szlochem, temat zszedł na Avę.
— Nie. Gdy ze mną zerwała, korcił mnie złoty strzał, a nie rujnowanie jej życia. — odpowiedziała próbując doprowadzić swoją twarz do porządku. Wypłacze się pod prysznicem, gdy będzie sama. — Te dowody są gwarantem mojej nietykalności.
Inne zagrożenia? Byli znajomi, dawni dilerzy oraz miejsca przywołujące wspomnienia o wspólnym samounicestwieniu z innymi ćpunami. Ale Fuse i Ros? Wywróciła oczami.
— Kakuei jest naiwny i brakuje mu osobowości. Nie jest niebezpieczny, a jedyne zagrożenie z jego strony to to, że mógłby się potknąć i na mnie przewrócić. — wzruszyła ramionami. Nie było to najmilsze stwierdzenie i Leilani doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale takie właśnie były jej odczucia względem Chińczyka. Z tej dwójki, to on był łatwiejszy do manipulowania. — A Ros... owszem, boję się go. Ale nie dlatego, że mógłby mi coś zrobić. To dupek, trochę zbyt pewny siebie, ale nie sądzę, że mógłby mnie skrzywdzić. Bardziej obawiam się tego, że mógłby mnie namawiać do złego, bo... będę z Tobą szczera, jest BARDZO w moim typie.
Z całych sił powstrzymywała się, by nie parsknąć śmiechem, ale pozbawionym jakiejkolwiek nuty wesołości. Łatwo im wszystkim przychodziło radzenie Leilani, by była sobą, bo jej znali. Sama dziewczyna nie wiedziała kim naprawdę jest; gdy umarła Gwen była jeszcze dzieckiem skupionym na zabawach z rówieśnikami, ale miało miejsce to tak dawno, że wydawało się Lei innym życiem. Jeśli Jonna wspominała kiedykolwiek w listach do Conrada, że ich córka odznacza się pewnością siebie i samodzielnością, to było to już dawno nieaktualne. Wszystkie cechy, które czyniły Leilani tym, kim była kiedyś, umarły wraz z jej starszą siostrą, a ona zamiast tego doświadczała ciągłego strachu, niepewności oraz poczucia, że nie była wystarczająco dobra. Jeśli nie ma być jak Gwen, to jak kto? Kim w końcu była Leilani? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. A może już dawno ją znała...?
W końcu odważyła się przerwać milczenie, jakie zapadło między nimi wraz z ostatnimi słowami Ardy.
— Jest tylko jeden problem. Leilani Ruth Cigfran jest nikim. — atmosfera zrobiła się ciężka od goryczy, jaka rozlała się po pomieszczeniu. Za każdym razem, gdy przebywała w tym pomieszczeniu odnajdywała jej sobie niezliczone pokłady, jakby jej żal do świata nie miał granic. — Ale tak jest lepiej. Jeśli nie mogę zniknąć, to przynajmniej chcę się stać szara, niewidoczna. Żeby wszyscy zapomnieli o moim istnieniu, balu i nie wytykali mnie palcami.
Naprawdę niewiele brakowało, by wybuchnęła i totalnie się rozpłakała, uniemożliwiając terapeutce prowadzenie dalszej rozmowy, ale wtedy temat zszedł na jej partnerów w zbrodni.
— Nie wiem — wzruszyła ramionami — Byłam już tak pijana, że nie pamiętam. Jakbym wiedziała, że po fakcie będzie przerzucał winę na mnie i Victora, to w życiu bym się do niego nie odezwała.
Jej policzki mimowolnie oblał rumieniec, a dłonie zaczęły się pocić. Dlaczego reagowała w ten sposób na wspomnienie o kimś, na kogo powinna być ś m i e r t e l n i e zła? Przynajmniej taką wersję opowiadała wszystkim wokół, ale w rozmowach z Ardą mogła sobie pozwolić na szczerość. Zaufała jej na tyle by wiedzieć, że nie wykorzysta niczego przeciwko niej. Chyba.
— Nie, poszłam z nim w wyniku przypadku. Miałam w ogóle nie iść na ten bal, ale zaprosił mnie kilka godzin przed nim, a ja od razu się zgodziłam. Na picie też. W sumie too... zgodziłabym się na wszystko, co by zaproponował. O boże, jestem taka żałosna — ukryła twarz w dłoniach, starając się ukryć zażenowanie.
W końcu odważyła się przerwać milczenie, jakie zapadło między nimi wraz z ostatnimi słowami Ardy.
— Jest tylko jeden problem. Leilani Ruth Cigfran jest nikim. — atmosfera zrobiła się ciężka od goryczy, jaka rozlała się po pomieszczeniu. Za każdym razem, gdy przebywała w tym pomieszczeniu odnajdywała jej sobie niezliczone pokłady, jakby jej żal do świata nie miał granic. — Ale tak jest lepiej. Jeśli nie mogę zniknąć, to przynajmniej chcę się stać szara, niewidoczna. Żeby wszyscy zapomnieli o moim istnieniu, balu i nie wytykali mnie palcami.
Naprawdę niewiele brakowało, by wybuchnęła i totalnie się rozpłakała, uniemożliwiając terapeutce prowadzenie dalszej rozmowy, ale wtedy temat zszedł na jej partnerów w zbrodni.
— Nie wiem — wzruszyła ramionami — Byłam już tak pijana, że nie pamiętam. Jakbym wiedziała, że po fakcie będzie przerzucał winę na mnie i Victora, to w życiu bym się do niego nie odezwała.
Jej policzki mimowolnie oblał rumieniec, a dłonie zaczęły się pocić. Dlaczego reagowała w ten sposób na wspomnienie o kimś, na kogo powinna być ś m i e r t e l n i e zła? Przynajmniej taką wersję opowiadała wszystkim wokół, ale w rozmowach z Ardą mogła sobie pozwolić na szczerość. Zaufała jej na tyle by wiedzieć, że nie wykorzysta niczego przeciwko niej. Chyba.
— Nie, poszłam z nim w wyniku przypadku. Miałam w ogóle nie iść na ten bal, ale zaprosił mnie kilka godzin przed nim, a ja od razu się zgodziłam. Na picie też. W sumie too... zgodziłabym się na wszystko, co by zaproponował. O boże, jestem taka żałosna — ukryła twarz w dłoniach, starając się ukryć zażenowanie.
— Znałaś go wcześniej? — spytała z czystej ciekawości, po czym oparła się wygodniej przedramieniem o własne udo — Raczej zadurzona. — stwierdziła gładko Arda, nieco unosząc brew i spoglądając uważniej na dziewczynę. — Musisz się zdecydować Leilani co z nim zrobić. Skoro sam nie jest najczystszej wody to po Twoim wyjściu jego wpływ na Ciebie może być zgubny. Wiem, że nie zgłosił się na terapię, która jest warunkiem zostania w szkole. Jego kartoteka jest kolorowa, a zeznania miałkie. Nie idź tą drogą. Dopóki on sobie nie pomoże... to nie jest najlepszy kolega jakiego byś chciała mieć. — Tembr głosu terapeutki nie był oczerniający. Nie miała zamiaru osądzać Rosa z góry, ale prawdą było, że słabość młodej Cigfran do chłopaka mogła napytać jej wiele problemów.
"Kim będziesz, kiedy stąd wyjdziesz?"
Uśmiechnęła się gorzko. Nie sądziła, by w kwestii jej samooceny cokolwiek się zmieniło. Straciła stypendium, jedyną rzecz, która nie pozwalała Leilani czuć się gorszą od innych. Sprawiającą, że nie czuła się głupia, jak próbował wmówić jej George.
— Żeby znaleźć klucz trzeba ruszyć się z miejsca, a z kajdanami jest ciężko. Zwłaszcza, że te chyba się już ze mną zrosły. — ciężko było jej uwierzyć w słowa Ardy. Nie czuła się ani trochę buntowniczką, najchętniej spaliłaby cały świat, albo przespała wszystkie problemy. Już raz próbowała się stawiać i zaprowadziło ją to w progi tego gabinetu.
— Nie, poznałam go w dniu balu. — wzruszyła ramionami — Mieliśmy tylko razem potańczyć, może napić się czegoś mocniejszego, gdy nauczyciele nie będą patrzeć, a wyszło jak wyszło... może to i lepiej, że nas złapali.
Powtarzanie roku było niczym przy wizji swojego ciała obok śmietnika, gdyby organizm nie wytrzymał nadmiaru amfetaminy, albo, co gorsze, gdyby ktoś jej pomógł pożegnać się ze światem, ale musiała być zła na Cadogana za wymyślenie takiej kary. Chyba bardziej dla zasady, niż rzeczywistych negatywnych uczuć względem dyrektora, ale zapytana nie zaprzeczyłaby, że przez pierwsze tygodnie od powrotu do szkoły zamierzała unikać spotkania z mężczyzną. Słyszała, że potrafi zabijać wzrokiem i chociaż wydawało się to głupie, to nie chciała ryzykować rozczłonkowania laserem z oczu.
— Nie ma się czego obawiać. Pokłóciliśmy się dosłownie chwilę przed tym, jak do łazienki wszedł profesor Watkins, to znaczy nauczyciel, który nas wtedy przyłapał. W każdym razie nie sądzę, żeby Victor chciał się ze mną po tym zadawać. — Leilani zdawała się być żywsza, gdy opowiadała o tamtej pechowej imprezie. Może dlatego, że wreszcie spotkała kogoś, kto nie wydzierał się na nią za to, co wtedy zrobiła, tylko wreszcie jej wysłuchał. Mogła w końcu ponarzekać bez obaw, że zaraz usłyszy karcące "wcale nie jesteś lepsza, Leia".
— W sumie to ja... ja się chyba nie nadaję do żadnych poważniejszych relacji. Pod koniec sierpnia poznałam fajnego chłopaka, ale nasza znajomość skończyła się zanim na dobre zdążyła się rozwinąć. — ciche westchnienie na końcu ostatniego zdania było jasnym dowodem na to, że dziewczyna żałuje, że wszystko potoczyło się w taki sposób. W końcu było to pierwsze bardzo poważne zauroczenie po Avie, które przeżywała jeszcze kilka tygodni po tym, jak wymknęła się nad ranem z jego mieszkania.
Uśmiechnęła się gorzko. Nie sądziła, by w kwestii jej samooceny cokolwiek się zmieniło. Straciła stypendium, jedyną rzecz, która nie pozwalała Leilani czuć się gorszą od innych. Sprawiającą, że nie czuła się głupia, jak próbował wmówić jej George.
— Żeby znaleźć klucz trzeba ruszyć się z miejsca, a z kajdanami jest ciężko. Zwłaszcza, że te chyba się już ze mną zrosły. — ciężko było jej uwierzyć w słowa Ardy. Nie czuła się ani trochę buntowniczką, najchętniej spaliłaby cały świat, albo przespała wszystkie problemy. Już raz próbowała się stawiać i zaprowadziło ją to w progi tego gabinetu.
— Nie, poznałam go w dniu balu. — wzruszyła ramionami — Mieliśmy tylko razem potańczyć, może napić się czegoś mocniejszego, gdy nauczyciele nie będą patrzeć, a wyszło jak wyszło... może to i lepiej, że nas złapali.
Powtarzanie roku było niczym przy wizji swojego ciała obok śmietnika, gdyby organizm nie wytrzymał nadmiaru amfetaminy, albo, co gorsze, gdyby ktoś jej pomógł pożegnać się ze światem, ale musiała być zła na Cadogana za wymyślenie takiej kary. Chyba bardziej dla zasady, niż rzeczywistych negatywnych uczuć względem dyrektora, ale zapytana nie zaprzeczyłaby, że przez pierwsze tygodnie od powrotu do szkoły zamierzała unikać spotkania z mężczyzną. Słyszała, że potrafi zabijać wzrokiem i chociaż wydawało się to głupie, to nie chciała ryzykować rozczłonkowania laserem z oczu.
— Nie ma się czego obawiać. Pokłóciliśmy się dosłownie chwilę przed tym, jak do łazienki wszedł profesor Watkins, to znaczy nauczyciel, który nas wtedy przyłapał. W każdym razie nie sądzę, żeby Victor chciał się ze mną po tym zadawać. — Leilani zdawała się być żywsza, gdy opowiadała o tamtej pechowej imprezie. Może dlatego, że wreszcie spotkała kogoś, kto nie wydzierał się na nią za to, co wtedy zrobiła, tylko wreszcie jej wysłuchał. Mogła w końcu ponarzekać bez obaw, że zaraz usłyszy karcące "wcale nie jesteś lepsza, Leia".
— W sumie to ja... ja się chyba nie nadaję do żadnych poważniejszych relacji. Pod koniec sierpnia poznałam fajnego chłopaka, ale nasza znajomość skończyła się zanim na dobre zdążyła się rozwinąć. — ciche westchnienie na końcu ostatniego zdania było jasnym dowodem na to, że dziewczyna żałuje, że wszystko potoczyło się w taki sposób. W końcu było to pierwsze bardzo poważne zauroczenie po Avie, które przeżywała jeszcze kilka tygodni po tym, jak wymknęła się nad ranem z jego mieszkania.
— Na kamerach wyglądało to nieprzyjemnie. — zauważyła spokojnie kobieta, przypominając sobie nagranie z tamtej feralnej nocy. Policja udostępniła cały materiał lekarzom w ośrodku, żeby mieli jasny wgląd w sytuację trójki nieletnich. Jak na razie to tylko Leilani zdobyła się na odwagę i do nich przyszła. — I możesz się zdziwić. Ten Victor... może Cię postrzegać jako sojusznika w tej całej walce. Koniec końców cała wasza trójka dostała ten sam nakaz. Z tym, że jego kartoteka jest barwniejsza niż Twoja. — dodała Arda, wzruszając ramionami, po czym niedbale pchnęła teczkę po blacie biurka. — Spotkałaś się z nim po wyjściu z komendy? Jak w ogóle pamiętasz końcówkę tamtej nocy?
— Miałaś ciężkie życie. Na to przyjdzie jeszcze czas, jak wyjdziesz ze szpitala. A jeżeli wasza znajomość się skończyła... to może tak miało być? Niby nie ocenia się książki po okładce, ale z drugiej strony... czasami szybko okazuje się, iż coś nie wypali. Bo po prostu nie. — opanowanie nie znikało z głosu Ardy, kiedy ta zsunęła się z biurka i podeszła do stolika z dzbankiem wody i wysokimi, kryształowymi szklankami. Kiedy napełniała jedną, odwróciła głowę w kierunku dziewczyny. — Chcesz?
DECYZJA
W związku z długotrwałym brakiem odpisu na terapii i brakiem jakichkolwiek chęci do jej zakończenia przez samą zainteresowaną, Leilani otrzymuje -10 punktów reputacji. Należy wziąć pod uwagę, że terapia była ważnym elementem dla losów postaci, a jako że i tak została ona przepuszczona do następnej klasy decyzją dyrekcji, uważam, że punkty ujemne to niewielka i słuszna kara za zaniedbanie ingerencji MG. Punkty z góry odejmuję.
Dobra, Alan, bo to nie pierwszy raz kiedy robisz mi celowo na złość.
Po pierwsze; to ingerencja Plagi, a nie Twoja i to ona powinna zadecydować o ewentualnym odjęciu mi punktów za brak odpisu.
Po drugie, od tego czasu dwukrotnie zgłaszałam nieobecności, w tym jedną na czas nieokreślony. Dopiero niedawno wróciłam na forum i próbuję się z powrotem wbić w fabułę. Sumując cały okres, w którym mnie nie było, Plaga czekała na post miesiąc. Dokładnie tyle, ile potrafiłam czekać ja. (mój post 4 czerwca, a jej 5 lipca).
Po trzecie, jakiś czas temu sam Mercury narzekał mi na telegramie, że to forum ma trzech adminów i tylko jeden się udziela. I teraz wracasz sobie jak gdyby nigdy nic, tylko po to, żeby mi dowalić w twarz odjętymi punktami, bo tak. Może zajmij się robieniem czegoś innego na tym forum niż uprzykrzanie gry ludziom, którzy w ciągu ostatnich miesięcy byli tu aktywniejsi niż Ty przez cały okres istnienia Riverdale.
Dlatego uprzejmie proszę o ponowne dodanie mi punktów, usunięcie posta z tego wątku i niewtrącanie się w nieswoje sprawy, tudzież fabuły.
Po pierwsze; to ingerencja Plagi, a nie Twoja i to ona powinna zadecydować o ewentualnym odjęciu mi punktów za brak odpisu.
Po drugie, od tego czasu dwukrotnie zgłaszałam nieobecności, w tym jedną na czas nieokreślony. Dopiero niedawno wróciłam na forum i próbuję się z powrotem wbić w fabułę. Sumując cały okres, w którym mnie nie było, Plaga czekała na post miesiąc. Dokładnie tyle, ile potrafiłam czekać ja. (mój post 4 czerwca, a jej 5 lipca).
Po trzecie, jakiś czas temu sam Mercury narzekał mi na telegramie, że to forum ma trzech adminów i tylko jeden się udziela. I teraz wracasz sobie jak gdyby nigdy nic, tylko po to, żeby mi dowalić w twarz odjętymi punktami, bo tak. Może zajmij się robieniem czegoś innego na tym forum niż uprzykrzanie gry ludziom, którzy w ciągu ostatnich miesięcy byli tu aktywniejsi niż Ty przez cały okres istnienia Riverdale.
Dlatego uprzejmie proszę o ponowne dodanie mi punktów, usunięcie posta z tego wątku i niewtrącanie się w nieswoje sprawy, tudzież fabuły.
Akurat punkty odjąłem po konsultacji z Plagą, która aktualnie jest w trakcie swoich egzaminów. Niestety z moich obserwacji wynika, że już od jakiegoś czasu jesteś aktywna na forum i pisanie postów w innych miejscach nie było dla ciebie większą przeszkodą, dlatego też nie mam zamiaru dodawać punktów z powrotem. Aktualnie ostatni post miał miejsce we wrześniu, a mamy luty - nie sądzę, żeby terapia miała szansę pociągnąć dalej, biorąc pod uwagę, że jej ostateczny werdykt poniekąd został już przesądzony, a mowa tu o wcześniejszym przepuszczeniu do dalszej klasy.
Jestem przekonany, że o fabule przypomniałaś sobie w momencie, gdy tu napisałem. Jeśli masz jeszcze jakieś uwagi, możesz przedyskutować to na PW.
Jestem przekonany, że o fabule przypomniałaś sobie w momencie, gdy tu napisałem. Jeśli masz jeszcze jakieś uwagi, możesz przedyskutować to na PW.
Ciężko mi w to uwierzyć z jednego prostego powodu - Plaga nie logowała się na forum prawie miesiąc, więc jak miała sprawdzić chociażby to, czy odpisałam? Ponadto ma do mnie kontakt na telegramie i jestem pewna, że napisałaby najpierw w tej sprawie do mnie, ewentualnie to ona wrzuciłaby tu posta. Bo nawet jak egzaminy na studiach, to napisanie kilku zdań to kwestia kilku minut.
I owszem, jestem aktywna od miesiąca. Bo wcześniej mnie nie było z powodów prywatnych, o czym powiadamiałam w nieobecnościach. I przyznaję, że posty w innych miejscach nie były trudnością, bo były pisane w ciągu 10-20 minut w czasie przerwy od nauki. Bo wyobraź sobie, że ja też mam egzaminy.
Ale posty, które pisałam dla Plagi to coś więcej niż wygłupianie się na fabule, zawsze staram się do nich mocno przykładać, szczególnie, że chciałam jak najlepiej oddać to, co czuła moja postać.
Więc to jest czyste robienie na złość.
I owszem, jestem aktywna od miesiąca. Bo wcześniej mnie nie było z powodów prywatnych, o czym powiadamiałam w nieobecnościach. I przyznaję, że posty w innych miejscach nie były trudnością, bo były pisane w ciągu 10-20 minut w czasie przerwy od nauki. Bo wyobraź sobie, że ja też mam egzaminy.
Ale posty, które pisałam dla Plagi to coś więcej niż wygłupianie się na fabule, zawsze staram się do nich mocno przykładać, szczególnie, że chciałam jak najlepiej oddać to, co czuła moja postać.
Więc to jest czyste robienie na złość.
No nie wiem, bo w poprzednim poście zaznaczyłem, że się z nią konsultowałem? Skoro spytałem, czy mogę odjąć ci 10 punktów reputacji, bo nie odpisujesz i otrzymałem zgodę, to chyba głupio by wyszło, gdybym w tym momencie kłamał, wiedząc, że możesz się z nią skontaktować. Nie wiem, co jest w tym takiego nie do wiary. Po prostu uznałem za nie w porządku fakt tego, że cała terapia obiła się echem, a punkty to tylko punkty i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Musisz pamiętać, że MG nie ma obowiązku przypominania ci o fabule, którą w gruncie rzeczy robi pod ciebie. Siłą rzeczy Plaga nie miała obowiązku konsultowania się z tobą prywatnie, a jeśli zależałoby ci na dokończeniu wątku, być może sama uprzedziłabyś ją, że robisz sobie przerwę. Bo kto wie? Może po tym czasie już nawet nie będzie miała ochoty cię prowadzić.
Mogę tylko powiedzieć, że zazdroszczę tak częstych przerw w nauce na egzaminy i ogólnego wigoru, pomimo tej góry innych obowiązków.
Punkty ujemne możesz traktować jak chcesz. Dla ciebie to złośliwość, dla mnie to, o czym pisałem wyżej. Gdyby ktoś inny olał sprawę, potraktowałbym go dokładnie tak samo. Proste.
Mogę tylko powiedzieć, że zazdroszczę tak częstych przerw w nauce na egzaminy i ogólnego wigoru, pomimo tej góry innych obowiązków.
Punkty ujemne możesz traktować jak chcesz. Dla ciebie to złośliwość, dla mnie to, o czym pisałem wyżej. Gdyby ktoś inny olał sprawę, potraktowałbym go dokładnie tak samo. Proste.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach