▲▼
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Kiedy wejdziesz na pierwsze piętro, bardzo łatwo jest zauważyć sporo miejsca przeznaczonego na stoliki. Zazwyczaj tutaj uczniowie przesiadują na przerwie, bądź na lekcji, kiedy tylko mają okienko. A są na tyle porządni, aby nie opuścić budynku szkoły. Wokół można zauważyć także jakieś trzy automaty, w których można zakupić ciepłe napoje, jakieś kanapki i inne pieczywo oraz przekąski czy zimne picie. Jak przystało na szkołę dla bogaczy, wybór jest ogromny. Kilka rodzajów kawy, jakieś kanapki z dokładnie opisaną zawartością. Pełen luksus i spory wybór.
Blondynka musiała zawieźć koleżankę z klasy - dzisiaj po lekcjach była już zajęta. I chociaż było jej naprawdę głupio, kiedy odmawiała, wolała to, niż wycofanie się z wcześniej ustalonego spotkania. Zwłaszcza, że to jej zależało, by się dzisiaj z Lysandrem spotkać. Jego ścisły umysł miał pomóc z matmą. Cóż, Fan nie wątpiła w umiejętności kolega, natomiast w swoje już tak. Prawdopodobnie nawet najlepszy nauczyciel nie wtłoczy jej do głowy tych regułek. Ona po prostu nie umiała się z nimi obchodzić. Czy ktokolwiek widział kiedyś liczby? Nie, widzi się jedynie ich zapis. One same natomiast nie istnieją w pojętym przez człowieka sensie, więc, na litość Bogów, w swoim życiu nie będzie potrzebowała żadnych całek, ani rachunku prawdopodobieństwa.
Umówili się kolegą przy stolikach na pierwszym piętrze, tam więc dziewczyna poszła. Zaraz po tym, jak wpadła na stołówkę, żeby przepłacić za czarną, najzwyklejszą kawę. Owszem, wiedziała, że na miejscu czekają na nią automaty. Tiffany jednak miała jakieś pojęcie o kawie i wiedziała, że mimo elitarności jej szkoły, kawa z automatu zawsze będzie gorsza niż ta przygotowana ręcznie. Z lubością pociągnęła łyk kofeinowego napoju, który dodał jej energii na resztę dnia i zmobilizował, aby patrzyła nieco pozytywniej na swoje umiejętności. Owszem, matematyk z niej żaden, ale prędzej czy później załapie. Jasne, że nie po jednym spotkaniu, ale może po dwóch, czy trzech? "Hej, Fan, nie zapominaj, że jesteś coś warta!" - wołała entuzjastycznie jej podświadomość, a ona jak zwykle zdecydowała się jej uwierzyć, aby nie rozmyślać nad swoimi wadami.
Na miejscu była przed swoim towarzyszem. Szybko wyjęła komórkę i zaczęła przeglądać Internet, żeby nie zwracać uwagi na chwilową pustkę dookoła siebie. Oj, miała ogromną nadzieję, że chłopak zaraz się zjawi. Nie będzie wtedy musiała szczerzyć się do ekranu komórki, a do prawdziwego człowieka, a to zawsze dużo przyjemniejsze niż śmieszki z technologią w łapie.
Umówili się kolegą przy stolikach na pierwszym piętrze, tam więc dziewczyna poszła. Zaraz po tym, jak wpadła na stołówkę, żeby przepłacić za czarną, najzwyklejszą kawę. Owszem, wiedziała, że na miejscu czekają na nią automaty. Tiffany jednak miała jakieś pojęcie o kawie i wiedziała, że mimo elitarności jej szkoły, kawa z automatu zawsze będzie gorsza niż ta przygotowana ręcznie. Z lubością pociągnęła łyk kofeinowego napoju, który dodał jej energii na resztę dnia i zmobilizował, aby patrzyła nieco pozytywniej na swoje umiejętności. Owszem, matematyk z niej żaden, ale prędzej czy później załapie. Jasne, że nie po jednym spotkaniu, ale może po dwóch, czy trzech? "Hej, Fan, nie zapominaj, że jesteś coś warta!" - wołała entuzjastycznie jej podświadomość, a ona jak zwykle zdecydowała się jej uwierzyć, aby nie rozmyślać nad swoimi wadami.
Na miejscu była przed swoim towarzyszem. Szybko wyjęła komórkę i zaczęła przeglądać Internet, żeby nie zwracać uwagi na chwilową pustkę dookoła siebie. Oj, miała ogromną nadzieję, że chłopak zaraz się zjawi. Nie będzie wtedy musiała szczerzyć się do ekranu komórki, a do prawdziwego człowieka, a to zawsze dużo przyjemniejsze niż śmieszki z technologią w łapie.
Lysander siedział na ostatniej lekcji nieco znudzony. No tak, oczywiście języki obce nie były jego konikiem i niezwykle go nudziły, aczkolwiek... Wysiedzieć w spokoju wypadało. Chociażby ze względu na jakiś tam szacunek do nauczyciela, nieprawdaż?
Wyszedł z sali. Byli podzieleni na grupy, więc nie widział koleżanki, z którą się umówił na korepetycje. A właściwie to ich udzielanie. Niejednokrotnie już pomagał kolegom i koleżanką, więc nie było to dla niego niczym dziwnym, nietypowym, ciężkim. Nawet lubił tłumaczyć innym matematykę czy fizykę, bo towarzyszyło temu przyjemne uczucie wyższości. A osoba, która nic nie rozumiała - w końcu to pojęła. I wszyscy byli zadowoleni!
Wszedł na pierwsze piętro, a większość uczniów już się rozeszło. Niewielu znajdowało się w szkole, jednak nic dziwnego! Nie każdy miał ochotę na przesiadywanie w tym budynku dłużej, niż było to konieczne. Tym bardziej przy kilku niezbyt przyjaznych kolegach z zamkniętej niedawno szkoły...
- Cześć! Długo czekałaś? - zapytał, kiedy znalazł się przy blondynce. Zdjął przewieszoną przez ramię torbę, kładąc ją na stoliku. Podszedł jeszcze do automatu z kawą, żeby sobie jakąś zamówić. No tak, kawoholizm. Kilka razy w ciągu dnia podchodził do automatów bądź na stołówkę, aby zakupić sobie taki wspaniały napój, może mniej bogaty w kofeinę niż herbatą, aczkolwiek na pewno pyszny. Przynajmniej według Lysandra.
Wrócił do koleżanki, siadając naprzeciw niej z uśmiechem. Chodzili do jednej klasy przez jakieś trzy lata, ale chyba zbyt wiele ze sobą nie rozmawiali. Chociaż nie dało się ukryć, że ten Zielony Stwór uważał Tiffany za ładną, a może i bardzo ładną. Kto go tam wie? Był facetem, więc oceniał po wyglądzie.
- Mamy na razie kontynuację tematu, który skończyliśmy w czerwcu... Wtedy to w miarę łapałaś, prawda? Odzwyczaiłaś się teraz od rozwiązywania zadań? - zapytał, wyjmując podręcznik, a także bloczek z kartkami, którego zawsze używał podczas tłumaczenia różnych zagadnień. Na niektórych rysunki działały, więc łatwiej było to objaśnić w takowy sposób.
Upił nieco kawy. Swój termos opróżnił, więc będzie musiał się żywić tą ze szkoły. Powinien dać radę. W końcu ile tutaj będą siedzieć? Godzinę? Może dwie. To zależy od tego, ile czasu będzie trzeba poświęcić dla Tiffany, żeby ta nie miała problemu na zbliżającej się pracy klasowej.
- Zacznijmy od ćwiczeń, od tego pierwszego. Sprawdzimy, gdzie pojawia się problem, kiedy tylko rozwiązujesz zadania - zaproponował, szukając odpowiedniej strony w podręczniku do matematyki.
Wyszedł z sali. Byli podzieleni na grupy, więc nie widział koleżanki, z którą się umówił na korepetycje. A właściwie to ich udzielanie. Niejednokrotnie już pomagał kolegom i koleżanką, więc nie było to dla niego niczym dziwnym, nietypowym, ciężkim. Nawet lubił tłumaczyć innym matematykę czy fizykę, bo towarzyszyło temu przyjemne uczucie wyższości. A osoba, która nic nie rozumiała - w końcu to pojęła. I wszyscy byli zadowoleni!
Wszedł na pierwsze piętro, a większość uczniów już się rozeszło. Niewielu znajdowało się w szkole, jednak nic dziwnego! Nie każdy miał ochotę na przesiadywanie w tym budynku dłużej, niż było to konieczne. Tym bardziej przy kilku niezbyt przyjaznych kolegach z zamkniętej niedawno szkoły...
- Cześć! Długo czekałaś? - zapytał, kiedy znalazł się przy blondynce. Zdjął przewieszoną przez ramię torbę, kładąc ją na stoliku. Podszedł jeszcze do automatu z kawą, żeby sobie jakąś zamówić. No tak, kawoholizm. Kilka razy w ciągu dnia podchodził do automatów bądź na stołówkę, aby zakupić sobie taki wspaniały napój, może mniej bogaty w kofeinę niż herbatą, aczkolwiek na pewno pyszny. Przynajmniej według Lysandra.
Wrócił do koleżanki, siadając naprzeciw niej z uśmiechem. Chodzili do jednej klasy przez jakieś trzy lata, ale chyba zbyt wiele ze sobą nie rozmawiali. Chociaż nie dało się ukryć, że ten Zielony Stwór uważał Tiffany za ładną, a może i bardzo ładną. Kto go tam wie? Był facetem, więc oceniał po wyglądzie.
- Mamy na razie kontynuację tematu, który skończyliśmy w czerwcu... Wtedy to w miarę łapałaś, prawda? Odzwyczaiłaś się teraz od rozwiązywania zadań? - zapytał, wyjmując podręcznik, a także bloczek z kartkami, którego zawsze używał podczas tłumaczenia różnych zagadnień. Na niektórych rysunki działały, więc łatwiej było to objaśnić w takowy sposób.
Upił nieco kawy. Swój termos opróżnił, więc będzie musiał się żywić tą ze szkoły. Powinien dać radę. W końcu ile tutaj będą siedzieć? Godzinę? Może dwie. To zależy od tego, ile czasu będzie trzeba poświęcić dla Tiffany, żeby ta nie miała problemu na zbliżającej się pracy klasowej.
- Zacznijmy od ćwiczeń, od tego pierwszego. Sprawdzimy, gdzie pojawia się problem, kiedy tylko rozwiązujesz zadania - zaproponował, szukając odpowiedniej strony w podręczniku do matematyki.
Na dźwięk głosu kolegi podniosła głowę z uśmiechem, bardzo zadowolona, że może z komórki przerzucić się na prawdziwą, ludzką osobę. W dodatku szczerze lubianą, a nie jak czasami, tylko względnie tolerowaną. Oczywiście, dla nikogo nie była niemiła, po co robić sobie wrogów? Problem leżał bardziej w tematach do rozmów, których często nie potrafiła znaleźć, rozmawiając z "popularnymi dziewczynami". Ostatnio uczyła się nazw tuszy i tonerów wyłącznie po to, aby móc zamienić kilka słów z jedną z dziewczyn ze swojej klasy. Cóż, wyniosła z dialogu kilka nowych sposobu nakładania szpachli na twarz. Jak kiedyś będzie robiła jakiś cosplay, pewnie skorzysta. Profit! Przynajmniej nikt jej nie rozpozna pod taką warstwą gładzi, a to też ważne, jeżeli chciało się zachować maskę typowej dziewczyny ze szkolnego korytarza.
- Heej. Nie, tylko chwileczkę. - odpowiedziała, zgodnie z prawdą. Wiedziała, że chociaż przedłużało jej się czekanie, wcale nie była zmuszona do długiego siedzenia w samotności. Przeciwnie, dla normalnego człowieka byłby to pewnie ułamek chwilki, jeżeli nie mniej. Ale Fan nie potrafi siedzieć w samotności, nawet jeżeli jej się wydaje, że tego chce. Oczywiście, seriale - i ogólnie laptopa - traktujemy jako towarzysza. Akurat fandomom dziewczyna nie umiała oddawać się z kimś, a przynajmniej nie do tej pory. Jasne, w jej życiu był ktoś, kto wiedział, ile czasu tak naprawdę spędza nad książkami, albo jak wiele filmów obejrzała i ile łez nad nimi przelała. Jednak ci poinformowani ludzie nie wnikali w jej hobby, narzucając jej własne zdania na ten temat. Może to był jeden z czynników, dla których zostali dopuszczeni do tej "tajemnej" wiedzy.
Obserwując, jak Lysander kupuje sobie kawę z automatu, zaczęła się zastanawiać, jaki jej rodzaj jest w tym konkretnym urządzeniu. To jest kawy. Pewnie prestiż i pieniądze wlewane w fundusz są wystarczające, żeby zapewnić arabicę w każdej z maszyn, ale czy mogła mieć pewność? Możliwe, że jeżeli posiedzą dłużej, w końcu któryś wypróbuje. Pierwszy raz od trzech lat. Wow, to będzie dopiero przeżycie.
Uśmiech kolegi był pokrzepiający. Zwłaszcza, że był - a przynajmniej wydawał się - szczery. Gdyby jego oczy pozostały suche i niewzruszone, grymas byłby raczej przerażający. A tak dodawał więcej energii, niż teina, czy kofeina. Hej, najlepszym energetykiem jest energia innych ludzi. Przynajmniej dla ekstrawertyków. Skrzywiła się odruchowo na wspomnienie o czerwcowych zadaniach.
- Czy ja wiem... No, na bank rozumiałam więcej, to fakt. Chociaż teraz i tak mało co pamiętam. - odparła, opierając brodę na pięści. Na widok bloczka papieru zastanowiła się, jaką taktykę nauczania planuje przyjąć Lysander. Miała nadzieję, że wytłumaczy jej to obrazkowo. Na schemacie tak prostym, że nawet kilkulatek by załapał. Oczywiście, o ile tak się dało.
Zerknęła na blondyna, kiedy ten sięgnął po swoją kawę. Co z kolei przypomniało jej, że ma własną. Objęła kubek obiema dłońmi, oparła łokcie na blacie i przyłożyła wargi do krańca kartonowego naczynia.
- Wyjąć swój zeszyt, czy wystarczą nam te kartki? - zapytała z cichą nadzieją, że nie będzie musiała wyjmować zeszytu. Był on bowiem cały w czerwonym długopisie ich nauczyciela, który podczas ostatniego sprawdzenia jego zawartości potrzebował wymienić wkład na nowy, bo tamten się wypisał.
- Heej. Nie, tylko chwileczkę. - odpowiedziała, zgodnie z prawdą. Wiedziała, że chociaż przedłużało jej się czekanie, wcale nie była zmuszona do długiego siedzenia w samotności. Przeciwnie, dla normalnego człowieka byłby to pewnie ułamek chwilki, jeżeli nie mniej. Ale Fan nie potrafi siedzieć w samotności, nawet jeżeli jej się wydaje, że tego chce. Oczywiście, seriale - i ogólnie laptopa - traktujemy jako towarzysza. Akurat fandomom dziewczyna nie umiała oddawać się z kimś, a przynajmniej nie do tej pory. Jasne, w jej życiu był ktoś, kto wiedział, ile czasu tak naprawdę spędza nad książkami, albo jak wiele filmów obejrzała i ile łez nad nimi przelała. Jednak ci poinformowani ludzie nie wnikali w jej hobby, narzucając jej własne zdania na ten temat. Może to był jeden z czynników, dla których zostali dopuszczeni do tej "tajemnej" wiedzy.
Obserwując, jak Lysander kupuje sobie kawę z automatu, zaczęła się zastanawiać, jaki jej rodzaj jest w tym konkretnym urządzeniu. To jest kawy. Pewnie prestiż i pieniądze wlewane w fundusz są wystarczające, żeby zapewnić arabicę w każdej z maszyn, ale czy mogła mieć pewność? Możliwe, że jeżeli posiedzą dłużej, w końcu któryś wypróbuje. Pierwszy raz od trzech lat. Wow, to będzie dopiero przeżycie.
Uśmiech kolegi był pokrzepiający. Zwłaszcza, że był - a przynajmniej wydawał się - szczery. Gdyby jego oczy pozostały suche i niewzruszone, grymas byłby raczej przerażający. A tak dodawał więcej energii, niż teina, czy kofeina. Hej, najlepszym energetykiem jest energia innych ludzi. Przynajmniej dla ekstrawertyków. Skrzywiła się odruchowo na wspomnienie o czerwcowych zadaniach.
- Czy ja wiem... No, na bank rozumiałam więcej, to fakt. Chociaż teraz i tak mało co pamiętam. - odparła, opierając brodę na pięści. Na widok bloczka papieru zastanowiła się, jaką taktykę nauczania planuje przyjąć Lysander. Miała nadzieję, że wytłumaczy jej to obrazkowo. Na schemacie tak prostym, że nawet kilkulatek by załapał. Oczywiście, o ile tak się dało.
Zerknęła na blondyna, kiedy ten sięgnął po swoją kawę. Co z kolei przypomniało jej, że ma własną. Objęła kubek obiema dłońmi, oparła łokcie na blacie i przyłożyła wargi do krańca kartonowego naczynia.
- Wyjąć swój zeszyt, czy wystarczą nam te kartki? - zapytała z cichą nadzieją, że nie będzie musiała wyjmować zeszytu. Był on bowiem cały w czerwonym długopisie ich nauczyciela, który podczas ostatniego sprawdzenia jego zawartości potrzebował wymienić wkład na nowy, bo tamten się wypisał.
Nie dał tego po sobie pokazać, aczkolwiek ulżyło mu, że dziewczyna nie musiała na niego zbyt długo czekać. Zazwyczaj się z niczym nie śpieszył, ale... No, nie było to jakoś wybitnie komfortowe, kiedy druga osoba musiała na niego czekać. Po prostu nie przepadał za tym uczuciem winy, które mu wypominały, że postąpił niewłaściwie i mógł się pośpieszyć.
Jemu samotność nie przeszkadzała. Nawet wręcz przeciwnie! Czasami o wiele bardziej wolał zwyczajną samotność od tłumu wkoło. No, wytrzyma w towarzystwie większej grupy osób, jednak jego psychika po czymś podobnym na pewno musi się zregenerować. Nie będzie milusim chłoptasiem, aczkolwiek... Po pewnym czasie, znów stanie się wzorowym uczniem! Tak, na pewno.
On nie myślał nad tym, co teraz pije. Kupił kawę i był z tego jak najbardziej zadowolony. Gdyby przywiązywał aż taką wagę do jej jakości, sam by nosił do szkoły chyba jakiś zestaw do jej przygotowania. O ile nie były to pomyje w najczystszym wydaniu, mógł wypić napoje kofeinowe w jakimkolwiek wydaniu. Tym bardziej kawę. Uwielbiał ją, kochał i niemalże zaczynał wychwalać. Mało brakowało, a zacząłby jej budować jakieś ołtarzyki!
Taka obsesja z pewnością nie była zdrowa. Aczkolwiek ewentualny partner - bądź partnerka - Lysandra, powinni być zadowoleni z tego, jak ten może ich traktować. Poświęcać odpowiednią ilość uwagi, dbać, pilnować, pomagać... No po prostu osoba idealna do związków! Chociaż każdy ma jakieś dziwactwa, a ten zielony nie był wcale w tej kwestii wyjątkiem.
- Więc wszystko ci zacznę tłumaczyć od początku. Jeżeli za czymś nie nadążysz to mi mów, okey? Postaram się to rozłożyć na czynniki pierwsze i wytłumaczyć ci na jabłuszkach - powiedział z uśmiechem. Może i nie każdy lubił, kiedy traktował go podczas korepetycji jak sześcioletnie dziecko... Jednak lepiej zrozumieć coś po tak dziecinnym wytłumaczeniu, niż słuchać skomplikowanych rzeczy i udawać z tępym wzrokiem, że wszystko dla ciebie jest jasne! A przynajmniej tak uważał Lysander. On nie rozumiał zbyt wiele z języków obcych, a także nie zapamiętywał cyferek. Nie potrafił wykuwać! On nawet starał się zrozumieć zasady przy czasownikach nieregularnych, kiedy uczył się czegoś do szkoły z języków obcych.
- Nie, te kartki nam powinny wystarczyć - zapewnił. - Zostawię ci je, ładnie wszystko rozpisane i rozrysowane, abyś mogła się w razie czego jeszcze pouczyć w domu - powiedział, zaczynając powoli tłumaczenie. Nie mówił pięknym, matematycznym językiem. Może i nieco niewłaściwie, jednak traktował aktualnie Tiffany jak małe dziecko. Wszystko tłumaczył powoli, w jak najłatwiejszy sposób. I do tego to rozrysowywał. Kiedy była mowa o jakichś równaniach, rozrysowywał co i jak robi. No i opisywał każdy krok, tuż obok. Jak na mężczyznę, miał całkiem przyjemny dla oka charakter pisma, z którego nie było większego problemu, aby się rozczytać, więc dziewczyna nie powinna mieć z tym większego problemu.
- Nadążasz? - zapytał, kiedy już część dziewczynie wyjaśnił. Po tym wyrwał kartkę, podając jej ją razem z ołówkiem. Wcześniej napisał jeszcze na nim jakiś przykład i przysunął do niej tak, aby móc obserwować po kolei jak to wszystko rozwiązuje. Oczywiście mogła spoglądać do notatek.
- Spróbuj to rozwiązać. Najwięcej uczymy się dzięki praktyce, no i zapamiętujemy. Praktyka czyni mistrza w końcu, czy jak to tam było - powiedział, chcąc ją jakoś zapewnić w ten sposób, że poradzi sobie z takim drobnym zadaniem. Nie był chyba zbyt dobry w pokrzepianiu ludzi. Chyba.
Uważnie obserwował, co pisze dziewczyna. I jeżeli popełniała błąd, spokojnie ją o tym uświadamiał. Kazał jej oczywiście samej odnaleźć ten błąd, jedynie ją nakierowując, gdzie go popełniła. Nie ma problemu, aby zrobić to za nią... Jednak jej zależało, żeby się nauczyć. A najlepiej uczy się, robiąc wszystko samemu, będąc jedynie nadzorowanym przez kogoś.
Jemu samotność nie przeszkadzała. Nawet wręcz przeciwnie! Czasami o wiele bardziej wolał zwyczajną samotność od tłumu wkoło. No, wytrzyma w towarzystwie większej grupy osób, jednak jego psychika po czymś podobnym na pewno musi się zregenerować. Nie będzie milusim chłoptasiem, aczkolwiek... Po pewnym czasie, znów stanie się wzorowym uczniem! Tak, na pewno.
On nie myślał nad tym, co teraz pije. Kupił kawę i był z tego jak najbardziej zadowolony. Gdyby przywiązywał aż taką wagę do jej jakości, sam by nosił do szkoły chyba jakiś zestaw do jej przygotowania. O ile nie były to pomyje w najczystszym wydaniu, mógł wypić napoje kofeinowe w jakimkolwiek wydaniu. Tym bardziej kawę. Uwielbiał ją, kochał i niemalże zaczynał wychwalać. Mało brakowało, a zacząłby jej budować jakieś ołtarzyki!
Taka obsesja z pewnością nie była zdrowa. Aczkolwiek ewentualny partner - bądź partnerka - Lysandra, powinni być zadowoleni z tego, jak ten może ich traktować. Poświęcać odpowiednią ilość uwagi, dbać, pilnować, pomagać... No po prostu osoba idealna do związków! Chociaż każdy ma jakieś dziwactwa, a ten zielony nie był wcale w tej kwestii wyjątkiem.
- Więc wszystko ci zacznę tłumaczyć od początku. Jeżeli za czymś nie nadążysz to mi mów, okey? Postaram się to rozłożyć na czynniki pierwsze i wytłumaczyć ci na jabłuszkach - powiedział z uśmiechem. Może i nie każdy lubił, kiedy traktował go podczas korepetycji jak sześcioletnie dziecko... Jednak lepiej zrozumieć coś po tak dziecinnym wytłumaczeniu, niż słuchać skomplikowanych rzeczy i udawać z tępym wzrokiem, że wszystko dla ciebie jest jasne! A przynajmniej tak uważał Lysander. On nie rozumiał zbyt wiele z języków obcych, a także nie zapamiętywał cyferek. Nie potrafił wykuwać! On nawet starał się zrozumieć zasady przy czasownikach nieregularnych, kiedy uczył się czegoś do szkoły z języków obcych.
- Nie, te kartki nam powinny wystarczyć - zapewnił. - Zostawię ci je, ładnie wszystko rozpisane i rozrysowane, abyś mogła się w razie czego jeszcze pouczyć w domu - powiedział, zaczynając powoli tłumaczenie. Nie mówił pięknym, matematycznym językiem. Może i nieco niewłaściwie, jednak traktował aktualnie Tiffany jak małe dziecko. Wszystko tłumaczył powoli, w jak najłatwiejszy sposób. I do tego to rozrysowywał. Kiedy była mowa o jakichś równaniach, rozrysowywał co i jak robi. No i opisywał każdy krok, tuż obok. Jak na mężczyznę, miał całkiem przyjemny dla oka charakter pisma, z którego nie było większego problemu, aby się rozczytać, więc dziewczyna nie powinna mieć z tym większego problemu.
- Nadążasz? - zapytał, kiedy już część dziewczynie wyjaśnił. Po tym wyrwał kartkę, podając jej ją razem z ołówkiem. Wcześniej napisał jeszcze na nim jakiś przykład i przysunął do niej tak, aby móc obserwować po kolei jak to wszystko rozwiązuje. Oczywiście mogła spoglądać do notatek.
- Spróbuj to rozwiązać. Najwięcej uczymy się dzięki praktyce, no i zapamiętujemy. Praktyka czyni mistrza w końcu, czy jak to tam było - powiedział, chcąc ją jakoś zapewnić w ten sposób, że poradzi sobie z takim drobnym zadaniem. Nie był chyba zbyt dobry w pokrzepianiu ludzi. Chyba.
Uważnie obserwował, co pisze dziewczyna. I jeżeli popełniała błąd, spokojnie ją o tym uświadamiał. Kazał jej oczywiście samej odnaleźć ten błąd, jedynie ją nakierowując, gdzie go popełniła. Nie ma problemu, aby zrobić to za nią... Jednak jej zależało, żeby się nauczyć. A najlepiej uczy się, robiąc wszystko samemu, będąc jedynie nadzorowanym przez kogoś.
Z uwagą słuchała słów przewodniczącego, uśmiechając się na perspektywę nauki od podstaw. Hej, może załapie szybciej, niż podejrzewała! Cóż, wspólne lekcje najwyraźniej dawały mu jakieś pojęcie o tym, jak źle jest z jej umiejętnościami. Pewnie gdyby ktoś usłyszał łopatologiczny sposób tłumaczenia, byłoby jej bardzo głupio. Ale przecież było już po zajęciach, szansa, że kogoś spotka, jest raczej nikła. A nawet jeśli zjawi się jakiś zabłąkany uczniak, zawsze może spróbować podejść do tego z dystansem. "Tak, Tiffany. Wcale nie wyłabyś później w poduszkę przez pół nocy." - pomyślała krytycznie wobec siebie, myśl jednak nie dała o sobie znać i jej przyjazny uśmiech pozostał nienaruszony.
- Jabłuszka brzmią obiecująco - stwierdziła, śmiejąc się lekko - Chociaż korepetytorzy mieli zwyczaj tłumaczyć na kucykach, podobno bardziej do mnie przemawia. - parsknęła krótko, mówiąc to. Tak, jej wakacyjni nauczyciele bardzo lubili upraszczać jej zajęcia. Może dlatego zdawała do tej pory, bo budowali je naprawdę na poziom pięciolatka. Nadal pamięta drugą klasę, kiedy niektóre działania analizowała kucykowym wzorem. "Pamiętasz, co mówił pan Phineas? Jeżeli stado kucyków liczy tyle osobników, że możesz podzielić je na grupki po trzy osobniki, to ułamek będzie nieskończony." - przypomniała sobie i uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie. Jak głupi i naiwny nie był to sposób - działał. A to liczyło się w końcu najbardziej.
- Okej. - powiedziała pewnie, odgarniając włosy na jedną stronę, żeby nie szalały po całej okolicy i wsłuchała się w słowa Lysandra, dodatkowo obserwując jego działania. Blondyn szybko zrobił na niej wrażenie swoim podejściem. Wiedziała, że to dopiero początek i nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca, ale już mogła zauważyć, że powinien trzymać poziom. Nie zaczął pruć z tłumaczeniem do przodu i jak na razie zdawał się tamować swój matematyczny mózg przed używaniem trudnego, ścisłego żargonu, do którego zakres jej wiedzy jeszcze nie dotarł. Albo raczej, do którego z jakiegoś powodu nie chciał dopuścić jej świadomości.
I tak słuchała, naprawdę uważała. Jej podświadomość natomiast zaczęła rejestrować, że kolega ładnie pisze. Te zawijaski przy niektórych literkach pewnie skutecznie odwracałyby jej uwagę, gdyby nie zależało jej na skupieniu.
- Tak. Ładnie piszesz. - powiedziała, ponownie zgarniając kosmyki z twarzy. Z jednej strony, profesjonalnie przycięte włosy miały swoje zalety. Dobrze wyglądały, zawsze układały się perfekcyjnie. No, tylko, że właśnie to potrafiło być przekleństwem. Chcesz przenieść przedziałek? No, na chceniu się skończy.
Odebrała kartkę z ołówkiem i obczaiła zadanie. Cóż, to było dokładnie to, co teraz przerabiali. Powinna dać radę. Czujne spojrzenie przewodniczącego ją śledziło, musiała się postarać. Niepotrzebnie to powtórzyła, bo tylko się zestresowała tym stwierdzeniem i w jednym z obliczeń postawiła siódemkę, zamiast jedynki, albo przypadkowo wpisała znak równości, zamiast minusa. Cóż, Lysander cierpliwie ją poprawiał. Ale zrobiła tylko trzy, raczej niezbyt poważne błędy. Zadowolona podniosła się znad kartki, na której skrobała, pozwalając włosom znowu spaść na swoje miejsce i przykryć uszy.
- No, nawet wyszło. I nie potrzebowałam tłumaczeń jabłuszkowych - powiedziała, wyjątkowo całkiem z siebie zadowolona - Co nie znaczy, że nie będę ich chciała później. - dodała po chwili namysłu.
- Jabłuszka brzmią obiecująco - stwierdziła, śmiejąc się lekko - Chociaż korepetytorzy mieli zwyczaj tłumaczyć na kucykach, podobno bardziej do mnie przemawia. - parsknęła krótko, mówiąc to. Tak, jej wakacyjni nauczyciele bardzo lubili upraszczać jej zajęcia. Może dlatego zdawała do tej pory, bo budowali je naprawdę na poziom pięciolatka. Nadal pamięta drugą klasę, kiedy niektóre działania analizowała kucykowym wzorem. "Pamiętasz, co mówił pan Phineas? Jeżeli stado kucyków liczy tyle osobników, że możesz podzielić je na grupki po trzy osobniki, to ułamek będzie nieskończony." - przypomniała sobie i uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie. Jak głupi i naiwny nie był to sposób - działał. A to liczyło się w końcu najbardziej.
- Okej. - powiedziała pewnie, odgarniając włosy na jedną stronę, żeby nie szalały po całej okolicy i wsłuchała się w słowa Lysandra, dodatkowo obserwując jego działania. Blondyn szybko zrobił na niej wrażenie swoim podejściem. Wiedziała, że to dopiero początek i nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca, ale już mogła zauważyć, że powinien trzymać poziom. Nie zaczął pruć z tłumaczeniem do przodu i jak na razie zdawał się tamować swój matematyczny mózg przed używaniem trudnego, ścisłego żargonu, do którego zakres jej wiedzy jeszcze nie dotarł. Albo raczej, do którego z jakiegoś powodu nie chciał dopuścić jej świadomości.
I tak słuchała, naprawdę uważała. Jej podświadomość natomiast zaczęła rejestrować, że kolega ładnie pisze. Te zawijaski przy niektórych literkach pewnie skutecznie odwracałyby jej uwagę, gdyby nie zależało jej na skupieniu.
- Tak. Ładnie piszesz. - powiedziała, ponownie zgarniając kosmyki z twarzy. Z jednej strony, profesjonalnie przycięte włosy miały swoje zalety. Dobrze wyglądały, zawsze układały się perfekcyjnie. No, tylko, że właśnie to potrafiło być przekleństwem. Chcesz przenieść przedziałek? No, na chceniu się skończy.
Odebrała kartkę z ołówkiem i obczaiła zadanie. Cóż, to było dokładnie to, co teraz przerabiali. Powinna dać radę. Czujne spojrzenie przewodniczącego ją śledziło, musiała się postarać. Niepotrzebnie to powtórzyła, bo tylko się zestresowała tym stwierdzeniem i w jednym z obliczeń postawiła siódemkę, zamiast jedynki, albo przypadkowo wpisała znak równości, zamiast minusa. Cóż, Lysander cierpliwie ją poprawiał. Ale zrobiła tylko trzy, raczej niezbyt poważne błędy. Zadowolona podniosła się znad kartki, na której skrobała, pozwalając włosom znowu spaść na swoje miejsce i przykryć uszy.
- No, nawet wyszło. I nie potrzebowałam tłumaczeń jabłuszkowych - powiedziała, wyjątkowo całkiem z siebie zadowolona - Co nie znaczy, że nie będę ich chciała później. - dodała po chwili namysłu.
Lubił tłumaczyć uczniom zadania. Czasami zastanawiał się nad karierą nauczyciela... Jednak wtedy uznawał, że jego rodzicom by to się nie bardzo spodobało. Powinien celować wyżej! A w nauczanie kiedyś się wkręci, udzielając tanich korepetycji. Tak, to zawsze było jakieś rozwiązanie! A może i popularność w świecie pomoże mu w tym, żeby kiedyś w przyszłości uczyć te mniej zdolne dzieciaki? To by było całkiem przyjemne i z pewnością by satysfakcjonowało chłopaka.
- Wybacz, niestety ja kucyków nie narysuję. A jabłuszka to dam radę, będziesz musiała przecierpieć - powiedział z cichym śmiechem, wesoło się uśmiechając. Jednak prędko skupił na przekazywaniu swojej wiedzy. Wiedział, że nie mówi do osoby będącej na jego poziomie wiedzy matematycznej, więc musiał się ostro pilnować. Mówić prosto, nie używać fachowego nazewnictwa, ona ma to po prostu zrozumieć...
- Dziękuję, staram się - odpowiedział, słysząc słowa komentarza odnośnie jego charakteru pisma. Nie zastanawiał się nad tym nigdy, jednak... O wiele lepiej jest pisać wyraźnie, niż bazgrolić jak kura pazurem. Jego babcia kazała mu kiedyś pisać piórem, a teraz zbierał plony takowego pisania.
Spokojnie obserwował i śledził, to jak dziewczyna rozwiązuje zadania. Może był i zbyt blisko... Jednak nie bardzo to zauważył. Nawet nie zdążył się zorientować, kiedy jego uwagę przykuł zapach kosmetyków bądź szamponu, których używała Tiffany, a nie to co pisała! W tamtych momentach, starając się ukryć własne zażenowanie, prędko wracał do kartki i cyferek. Oczywiście też nie miał za złe tych drobnych błędów. On bardzo często takie popełniał!
- Świetnie sobie radzisz. Takie drobiazgowe błędy zazwyczaj popełniamy, kiedy jesteśmy czegoś zbyt pewni. Po prostu skupiamy się za bardzo na innych rzeczach, a za mało na tych dla nas nieco bardziej oczywistych. Jednak to się da wyćwiczyć - powiedział, przejmując kartkę i biorąc się do tłumaczenia kolejnych zagadnień. Tym razem narysował kilka jabłuszek.
- No to teraz pomęczymy te owoce, bo mogą ci pomóc wiele zrozumieć - powiedział, ze spokojem biorąc się do tłumaczenia i rozrysowywania schematów. Opisywał wszystko, upewniał się, że Tiffany wszystko rozumie, ale jednocześnie unikał spoglądania na nią. Czuł się wtedy... Nieco dziwnie i niezręcznie. Chciałby się na nią zagapić, jednak... Chyba wydałoby się to samej dziewczynie dziwne, nieprawdaż? Tak, lepiej nie doprowadzać do takich sytuacji!
No i znów doszło do rozwiązywania zadań przez koleżankę z klasy. Włosy, ach te włosy... No, z pewnością były utrapieniem podczas pochylania się nad kartką. Chociaż bardzo ładnie wyglądały w tym momencie, a Lysander musiał to oczywiście przyznać. W myślach, na pewno na głos by tego nie powiedział! No bo... To było dla Tiffany oczywiste, że miała ładne włosy, prawda? Z pewnością o nie dbała, aby tak pięknie się prezentowały! Tak, tak. A wypowiedzenie identycznych myśli na głos przez osiemnastolatka, może wydać się bardzo dziwne. Lepiej nie prowokować sytuacji niezręcznych, tak. Z tą myślą, Lysander dalej starał się skupić na pilnowaniu koleżanki przy rozwiązywaniu zadań. Owszem, z różnym skutkiem, jednak się starał! Nie jego wina, że nagle średnio wychodziło mu skupienie się na tych cyferkach.
- Wybacz, niestety ja kucyków nie narysuję. A jabłuszka to dam radę, będziesz musiała przecierpieć - powiedział z cichym śmiechem, wesoło się uśmiechając. Jednak prędko skupił na przekazywaniu swojej wiedzy. Wiedział, że nie mówi do osoby będącej na jego poziomie wiedzy matematycznej, więc musiał się ostro pilnować. Mówić prosto, nie używać fachowego nazewnictwa, ona ma to po prostu zrozumieć...
- Dziękuję, staram się - odpowiedział, słysząc słowa komentarza odnośnie jego charakteru pisma. Nie zastanawiał się nad tym nigdy, jednak... O wiele lepiej jest pisać wyraźnie, niż bazgrolić jak kura pazurem. Jego babcia kazała mu kiedyś pisać piórem, a teraz zbierał plony takowego pisania.
Spokojnie obserwował i śledził, to jak dziewczyna rozwiązuje zadania. Może był i zbyt blisko... Jednak nie bardzo to zauważył. Nawet nie zdążył się zorientować, kiedy jego uwagę przykuł zapach kosmetyków bądź szamponu, których używała Tiffany, a nie to co pisała! W tamtych momentach, starając się ukryć własne zażenowanie, prędko wracał do kartki i cyferek. Oczywiście też nie miał za złe tych drobnych błędów. On bardzo często takie popełniał!
- Świetnie sobie radzisz. Takie drobiazgowe błędy zazwyczaj popełniamy, kiedy jesteśmy czegoś zbyt pewni. Po prostu skupiamy się za bardzo na innych rzeczach, a za mało na tych dla nas nieco bardziej oczywistych. Jednak to się da wyćwiczyć - powiedział, przejmując kartkę i biorąc się do tłumaczenia kolejnych zagadnień. Tym razem narysował kilka jabłuszek.
- No to teraz pomęczymy te owoce, bo mogą ci pomóc wiele zrozumieć - powiedział, ze spokojem biorąc się do tłumaczenia i rozrysowywania schematów. Opisywał wszystko, upewniał się, że Tiffany wszystko rozumie, ale jednocześnie unikał spoglądania na nią. Czuł się wtedy... Nieco dziwnie i niezręcznie. Chciałby się na nią zagapić, jednak... Chyba wydałoby się to samej dziewczynie dziwne, nieprawdaż? Tak, lepiej nie doprowadzać do takich sytuacji!
No i znów doszło do rozwiązywania zadań przez koleżankę z klasy. Włosy, ach te włosy... No, z pewnością były utrapieniem podczas pochylania się nad kartką. Chociaż bardzo ładnie wyglądały w tym momencie, a Lysander musiał to oczywiście przyznać. W myślach, na pewno na głos by tego nie powiedział! No bo... To było dla Tiffany oczywiste, że miała ładne włosy, prawda? Z pewnością o nie dbała, aby tak pięknie się prezentowały! Tak, tak. A wypowiedzenie identycznych myśli na głos przez osiemnastolatka, może wydać się bardzo dziwne. Lepiej nie prowokować sytuacji niezręcznych, tak. Z tą myślą, Lysander dalej starał się skupić na pilnowaniu koleżanki przy rozwiązywaniu zadań. Owszem, z różnym skutkiem, jednak się starał! Nie jego wina, że nagle średnio wychodziło mu skupienie się na tych cyferkach.
Z całą pewnością bardzo ważne, jeżeli nie najważniejsze jest lubić to, co się robi. Gdyby Fan miała się nad tym zastanawiać, prawdopodobnie padłoby na taniec. Eh, byłoby tak dobrze, gdyby zamiast robić matmę mogła teraz potańczyć. Albo chociaż się porozciągać. Dwie, czy trzy gwiazdy i powtórka trzech taktów z ostatnich zajęć nie powinny jej sprawić problemu dziś wieczorem. Może mogłaby też dodać coś nowego. W końcu od dawna nie miała większego wkładu w zajęcia, a kiedyś ciągle miała wenę dla nowych ruchów. Meh. Od kiedy zaczęła interesować się pokoleniem Beatników, jakoś nie umiała zabrać się za nic kreatywnego. Znaczy, pewnie, snuła fanowskie teorie i szukała inspiracji w muzyce, ale nie pojawiało się nic ciekawego na dłuższą metę. Natomiast taki Kerouac... Wiersze jego autorstwa zdają się być niewyczerpalnym źródłem, z którego wszyscy dzisiejsi twórcy mogliby czerpać i czerpać. Ginsberg zresztą to samo. Swoją drogą, książkę z pracami tego drugiego miała w torbie i może zabierze się za nią zaraz po powrocie? Hm, nie brzmiało to jak źle spędzone popołudnie.
- Nah, a miałam nadzieję na jakieś konie. - rzuciła z udawanym zawodem, po czym przyjrzała się malowanym jabłkom. Uśmiechnęła się do kolegi na jego odpowiedź, obwieszczającą, że stara się, aby nie bazgrolić. Cóż, to dobrze. Styl pisma wiele mówi o człowieku. Jeżeli ktoś stawia rozrzucone literki na przykład, często jest to oznaką nierozwiązanych problemów, albo powracających trosk. Cóż, musiałaby zobaczyć więcej literek, niż cyferek, żeby spróbować przeanalizować osobowość kolegi. No i wolałaby mieć na to pozwolenie. Grzebanie w cudzych analizach jest okrutne i Fan nie lubiła tego robić, ani tym bardziej, kiedy ktoś robił to jej. Mogła się przecież zwyczajnie nie starać w którymś momencie, a psycholog powie, że jest zakompleksioną i zamkniętą w sobie, nieśmiałą dziewczyną. "Hm. Może lepiej wrócić do matmy." - pomyślała, ponownie skupiając się na jabłuszkach.
Dostałą kartkę z powrotem i już, już zaczęła liczyć, kiedy fale blond kłaków szurnęły jej o kartkę, kiedy się nad nią pochyliła. Gwałtownie wyprostowała się z poirytowaną miną i zaczęła mówić, zanim jeszcze zaczęła rejestrować, co dzieje się poza skomplikowanym podziałem owoców na arkusiku.
- Nie umiesz może pleść warkoczy? - zapytała z nadzieją, zauważając na sobie spojrzenie przewodniczącego. natychmiast pojawiły się niepewne myśli. "Uwaliłam się gdzieś. - brzmiała pierwsza. "Lol, co Ty sobie gadasz, podniósł się po prostu jak się zerwałaś niczym kwoka z grzędy." - głosiła druga. W tę akurat nie uwierzyła. Wyraźnie widziała, że Lysander nie poruszał się razem z nią. Zdecydowała się to jednak zignorować. Jeżeli była gdzieś brudna, albo się potargała, - co w gruncie rzeczy było bardzo możliwe - wolała się o tym dowiedzieć u siebie przed lustrem, niż teraz i żenować się resztę spotkania.
W oczekiwaniu na odpowiedź w kwestii fryzur sięgnęła po kawę i wypiła pozostawioną w kartonowym kubeczku resztkę. Jeszcze trochę i napój zrobiłby się zimny. A czarna, zimna kawa to nie było to, co dziewczyna lubiła najbardziej. Mrożone Latte, to inna historia. Ale to, co miała w tym pojemniczku, zdecydowanie lepsze było na ciepło.
- Nah, a miałam nadzieję na jakieś konie. - rzuciła z udawanym zawodem, po czym przyjrzała się malowanym jabłkom. Uśmiechnęła się do kolegi na jego odpowiedź, obwieszczającą, że stara się, aby nie bazgrolić. Cóż, to dobrze. Styl pisma wiele mówi o człowieku. Jeżeli ktoś stawia rozrzucone literki na przykład, często jest to oznaką nierozwiązanych problemów, albo powracających trosk. Cóż, musiałaby zobaczyć więcej literek, niż cyferek, żeby spróbować przeanalizować osobowość kolegi. No i wolałaby mieć na to pozwolenie. Grzebanie w cudzych analizach jest okrutne i Fan nie lubiła tego robić, ani tym bardziej, kiedy ktoś robił to jej. Mogła się przecież zwyczajnie nie starać w którymś momencie, a psycholog powie, że jest zakompleksioną i zamkniętą w sobie, nieśmiałą dziewczyną. "Hm. Może lepiej wrócić do matmy." - pomyślała, ponownie skupiając się na jabłuszkach.
Dostałą kartkę z powrotem i już, już zaczęła liczyć, kiedy fale blond kłaków szurnęły jej o kartkę, kiedy się nad nią pochyliła. Gwałtownie wyprostowała się z poirytowaną miną i zaczęła mówić, zanim jeszcze zaczęła rejestrować, co dzieje się poza skomplikowanym podziałem owoców na arkusiku.
- Nie umiesz może pleść warkoczy? - zapytała z nadzieją, zauważając na sobie spojrzenie przewodniczącego. natychmiast pojawiły się niepewne myśli. "Uwaliłam się gdzieś. - brzmiała pierwsza. "Lol, co Ty sobie gadasz, podniósł się po prostu jak się zerwałaś niczym kwoka z grzędy." - głosiła druga. W tę akurat nie uwierzyła. Wyraźnie widziała, że Lysander nie poruszał się razem z nią. Zdecydowała się to jednak zignorować. Jeżeli była gdzieś brudna, albo się potargała, - co w gruncie rzeczy było bardzo możliwe - wolała się o tym dowiedzieć u siebie przed lustrem, niż teraz i żenować się resztę spotkania.
W oczekiwaniu na odpowiedź w kwestii fryzur sięgnęła po kawę i wypiła pozostawioną w kartonowym kubeczku resztkę. Jeszcze trochę i napój zrobiłby się zimny. A czarna, zimna kawa to nie było to, co dziewczyna lubiła najbardziej. Mrożone Latte, to inna historia. Ale to, co miała w tym pojemniczku, zdecydowanie lepsze było na ciepło.
Może i Lysander potrafił rysować... Jednak jego umiejętności ograniczały się do szkicowania roślin. Tak, lubił biologię, a podczas lekcji często zdarzało mu się najzwyczajniej w świecie przerysowywać schematy. Tak jakoś nauczył się tej niezbyt przydatnej umiejętności, chociaż to faktycznie zależało chyba od sytuacji. No cóż, kiedyś to może i ocali ludzkość przed zagładą... Albo i nie. No, przy ataku zombie na pewno coś identycznego przydatne nie będzie. Za to znajomość tych roślinek może okazać się bardzo pomocna!
Gdyby Tiffany zaczęła analizować charakter pisma Lysandra, chłopak... Dziwnie by się poczuł, to fakt. No chyba, że by nie miał o tym pojęcia. Nikt by nie miał za złe, gdyby dziewczyna coś identycznego robiła w tajemnicy przed innymi. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal! Tak jest w każdym wypadku. Owszem, gorzej kiedy nagle to wszystko czyjeś oczy ujrzą. Z pewnością nie powstałaby zbyt miła sytuacja. Aczkolwiek kto by się tam tym przejmował? No, blondyn na pewno nie bardzo. Ale on niezbyt często zwracał uwagę na to, co inni myślą o nim. O ile to nie godziło w dobre imię jego rodziny, rzecz jasna.
Kiedy ta się tak nagle podniosła i zwróciła uwagę na to, że jest obserwowana, Lysander przez chwilę się speszył.
- Eee... No... Tak. Znaczy nie! Znaczy, teoretycznie chyba wiem, jak to idzie, ale chyba jednak wolę nie brać się do tego w praktyce, bo jeszcze bym cię za mocno pociągnął za włosy, albo ci je poplątał. Masz je bardzo ładne, więc po co im szkodzić? No, to by nie miało sensu, no wiesz, takiego najmniejszego - początkowo dukał, a po chwili już starał się ukryć zażenowanie pod natłokiem słów wypływających spomiędzy warg młodego mężczyzny. No tak, jednak ten okres życia, w którym zwraca się uwagę na płeć przeciwną - bądź i tę samą - nie jest zbyt przyjemny. A raczej po prostu wiele rzeczy komplikuj! Tym bardziej, jeżeli o związkach wiedziało się tyle, co nic.
Nawet zapomniał o swojej kawie. W kubeczku ciemna ciecz spokojnie spoczywała, wypełniając pojemniczek do połowy. Dermith nie był w stanie skupić się na tym napoju! A chyba powinien. Chociaż... Nie, nie wystygnie tak wszystko. Choć kto go tam wie? Arktyczne powietrze w końcu ich otaczało... Tak, tak. To nie tak, że na dworze temperatura spadała może do jakichś piętnastu stopni. Średnio te dwadzieścia...
Ale co to za wywody na temat pogody?! Ech, lepiej unikać takich dziwacznych i nudzących zapychaczy. Nie, to wcale nie tak, że identycznym zapychaczem jest także ten akapit. Staph, lećmy dalej.
Wstał od stolika, ruszając w stronę automatu. Musiał trochę ochłonąć. Wspomniał jeszcze o zamiarze koleżance:
- Kupię sobie chyba batona jakiegoś czy coś słodkiego do zjedzenia - powiedział, udając się na trzęsących się nogach do maszyny. Przyjrzał się, co znajduje się w środku. Starał się też nieco uspokoić. Czym się tak stresował? Dlaczego tak dziwnie reagował? No... Co to wszystko w ogóle miało za znaczenie?! Już nie raz i nie dwa pomagał koleżance z klasy w lekcjach - co się stało teraz?!
Wdech i wydech... Co się z tobą dzieje debilu? Uspokój się. Zjesz batona, wypijesz kawę... - prowadził sam ze sobą rozmowę, zapominając, że w kubeczku już ma ten ciemny napój, który tak uwielbiał i po zakupie batona czekoladowego, także kupił sobie kawę. Podchodząc do stolika, zerknął na niego, nieco zaskoczony.
- O... Zapomniałem, że już miałem - powiedział, spoglądając raz na jeden, raz na drugi kubeczek. Usiadł na swoim poprzednim miejscu i dopił prędko wcześniej zakupioną kawę. Nowy kubeczek włożył w ten zużyty. E tam, kawa mniej czy więcej. I tak po powrocie do domu wypiłby jeszcze z dwie, więc co mu to za różnica?
Gdyby Tiffany zaczęła analizować charakter pisma Lysandra, chłopak... Dziwnie by się poczuł, to fakt. No chyba, że by nie miał o tym pojęcia. Nikt by nie miał za złe, gdyby dziewczyna coś identycznego robiła w tajemnicy przed innymi. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal! Tak jest w każdym wypadku. Owszem, gorzej kiedy nagle to wszystko czyjeś oczy ujrzą. Z pewnością nie powstałaby zbyt miła sytuacja. Aczkolwiek kto by się tam tym przejmował? No, blondyn na pewno nie bardzo. Ale on niezbyt często zwracał uwagę na to, co inni myślą o nim. O ile to nie godziło w dobre imię jego rodziny, rzecz jasna.
Kiedy ta się tak nagle podniosła i zwróciła uwagę na to, że jest obserwowana, Lysander przez chwilę się speszył.
- Eee... No... Tak. Znaczy nie! Znaczy, teoretycznie chyba wiem, jak to idzie, ale chyba jednak wolę nie brać się do tego w praktyce, bo jeszcze bym cię za mocno pociągnął za włosy, albo ci je poplątał. Masz je bardzo ładne, więc po co im szkodzić? No, to by nie miało sensu, no wiesz, takiego najmniejszego - początkowo dukał, a po chwili już starał się ukryć zażenowanie pod natłokiem słów wypływających spomiędzy warg młodego mężczyzny. No tak, jednak ten okres życia, w którym zwraca się uwagę na płeć przeciwną - bądź i tę samą - nie jest zbyt przyjemny. A raczej po prostu wiele rzeczy komplikuj! Tym bardziej, jeżeli o związkach wiedziało się tyle, co nic.
Nawet zapomniał o swojej kawie. W kubeczku ciemna ciecz spokojnie spoczywała, wypełniając pojemniczek do połowy. Dermith nie był w stanie skupić się na tym napoju! A chyba powinien. Chociaż... Nie, nie wystygnie tak wszystko. Choć kto go tam wie? Arktyczne powietrze w końcu ich otaczało... Tak, tak. To nie tak, że na dworze temperatura spadała może do jakichś piętnastu stopni. Średnio te dwadzieścia...
Ale co to za wywody na temat pogody?! Ech, lepiej unikać takich dziwacznych i nudzących zapychaczy. Nie, to wcale nie tak, że identycznym zapychaczem jest także ten akapit. Staph, lećmy dalej.
Wstał od stolika, ruszając w stronę automatu. Musiał trochę ochłonąć. Wspomniał jeszcze o zamiarze koleżance:
- Kupię sobie chyba batona jakiegoś czy coś słodkiego do zjedzenia - powiedział, udając się na trzęsących się nogach do maszyny. Przyjrzał się, co znajduje się w środku. Starał się też nieco uspokoić. Czym się tak stresował? Dlaczego tak dziwnie reagował? No... Co to wszystko w ogóle miało za znaczenie?! Już nie raz i nie dwa pomagał koleżance z klasy w lekcjach - co się stało teraz?!
Wdech i wydech... Co się z tobą dzieje debilu? Uspokój się. Zjesz batona, wypijesz kawę... - prowadził sam ze sobą rozmowę, zapominając, że w kubeczku już ma ten ciemny napój, który tak uwielbiał i po zakupie batona czekoladowego, także kupił sobie kawę. Podchodząc do stolika, zerknął na niego, nieco zaskoczony.
- O... Zapomniałem, że już miałem - powiedział, spoglądając raz na jeden, raz na drugi kubeczek. Usiadł na swoim poprzednim miejscu i dopił prędko wcześniej zakupioną kawę. Nowy kubeczek włożył w ten zużyty. E tam, kawa mniej czy więcej. I tak po powrocie do domu wypiłby jeszcze z dwie, więc co mu to za różnica?
Jeżeli chodzi o rysowanie, to Fan nie lubiła tego jakoś specjalnie. Może dlatego, że nie była w tym mistrzem? Cóż, coś tam pewnie by naszkicowała, ale byłyby to raczej próby. Niektóre wyglądające jak ofiary poważnych mutacji, jak słoniowacizna, ale to inna historia. Ważne, że się za to nie brała - żadne naszkicowane żyrafki nie będą przez nią cierpieć. Ani też kotki, ludzie, czy jaszczureczki. To byłoby okrutne! Zawsze męczyłaby się z usuwaniem niesprawnych części i dorysowywała zabandażowane i proporcjonalne. Hej, chyba właśnie wpadła na pomysł. Jej mózg, w jednym momencie całkowicie skupiony na działaniu, niespodziewanie przerzucił się na rysowanie małej zebry z obandażowanym kopytkiem. Tiffany przeszła z jednego w drugie tak płynnie, że osoba trzecia mogłaby pomyśleć, że było to polecenie wydane przez blondyna! Niestety, czasami zdarzały jej się takie odpływy. Nawet już chyba dzisiaj o tym myślała? Hm, nieważne. Bardzo prawdopodobne, że właśnie takie pokrzywdzone zeberki były powodem jej problemów z niektórymi tematami. Przynajmniej w pewnym momencie trzeźwiała i wracała do oficjalnego zadania, wydanego przez nauczyciela, czy korepetytora właśnie. Tym razem, zamiast otrzeźwieć, pozwoliła włosom opaść na kartkę i to był właśnie moment, w którym się znad niej podniosła.
Speszenie kolegi nieco ją zdziwiło. Nie zdążyła jednak poczuć wyrzutów sumienia, bo zaczął mówić. Uśmiechnęła się na tę skromną wypowiedź przewodniczącego, pewna, że ta jest nieco przesadnie pozbawiona pewności siebie. Znała takie przypadki, gdzie ludzie nie byli pewni swoich umiejętności i co? I mieli problemy! Może akurat plecenie warkoczy nie przyda się Lysandrowi jakoś nadzwyczajnie, ale kiedyś. Kiedyś następna osoba może go o to poprosić, a może to być ktoś dużo ważniejszy, niż koleżanka z klasy.
- O plątanie nie masz się co martwić, najwyżej pójdę po szczotkę. Ale w porządku. No i dziękuję. - miło było jej usłyszeć komplement, chociaż nigdy nie umiała go przyjąć. Odwróciła wzrok od kolegi, automatycznie poprawiając grzywkę, po czym zaczęła bawić się rękawem bluzy, nie bardzo wiedząc, co zrobić z rękami. "Może wrócić do zadania?" - podpowiedziała podświadomość. No tak, przecież po to tu siedziała.
Kiedy chłopak wstał wróciła do niego wzrokiem, przestraszona, że potraktował prośbę jak coś dziwnego. Hej, jak się jest Tiffany, to się zawsze szuka problemów w tym, co się zrobiło. Nie dziwne więc, że pomyślała natychmiast, że to ona zrobiła coś złego, co mogło obrazić przewodniczącego. Mogłaby zastanawiać się co, ale z pomocą znowu przyszedł sam obiekt zastanowień.
- A, jasne. - powiedziała, z ulgą słyszalną w głosie. Tym razem nie odwróciła od kolegi wzroku i zaczęła zastanawiać się, czemu właściwie nie rozmawiają zbyt dużo. Wydawał się bardzo pozytywny i może nawet mogłaby się z nim zaprzyjaźnić. Jeżeli był obyty również w kwestiach innych, niż matma, to nawet pogadać z nim pewnie by się dało. Tak sobie myślała, kiedy Dermith kupił kolejną kawę. Nie zdążyła zareagować, ponieważ on już za nią zapłacił. Cóż, kolejna kawa? Może był śpiący? Albo z jakiegoś powodu przybity? ...O matko, a może ona go zanudzała? No tak, przecież musi tłumaczyć jej matmę na poziomie godnym przedszkola. Prędzej zrozumiałby go już jakiś pudel, niż ona! W dodatku pudel byłby miłym towarzyszem.
Walker miała ochotę zacząć walić głową w stół, ale tylko uśmiechnęła się niepewnie do blondyna. Zapomniał, że jedną jeszcze miał. Haha, tak, to nie tak, że ona go nudzi. Nie. Znaczy, troszeczkę pewnie tak, ale nie przez nią kupił drugi napój kofeinowy, ale przez swoją nieuwagę. "Dobrze, Tiffany, starczy tej histerycznej paplaniny w głowie." - dziękujemy świadomości za przytomność. Bardzo przydatne.
Wzięła cichy wdech, kiedy Lysander usiadł obok. Spojrzała na zadanie na kartce - niemal rozwiązane, niech szlag trafi skrzywdzoną zeberkę. ...Albo nie, była kochanym zwierzątkiem. Niech jej żaden szlag nie trafia. No, ale pewnie jak skończą zadania, to na miejscu byłoby jakoś wynagrodzić koledze jego trud. Ba, to nie byłoby tylko na miejscu, ale też będzie miło wybrać się z nim później i poznać go na trochę innej płaszczyźnie, niż ta szkolna.
- Jak już skończymy, chcesz iść na... Hm, może nie kawę, ale jakieś ciastko? Wiesz, w ramach odwdzięczenia się za rysowanie jabłuszek. - zaproponowała, biorąc ołówek do ręki i opierając brodę na łokciu, patrząc na blondyna.
Speszenie kolegi nieco ją zdziwiło. Nie zdążyła jednak poczuć wyrzutów sumienia, bo zaczął mówić. Uśmiechnęła się na tę skromną wypowiedź przewodniczącego, pewna, że ta jest nieco przesadnie pozbawiona pewności siebie. Znała takie przypadki, gdzie ludzie nie byli pewni swoich umiejętności i co? I mieli problemy! Może akurat plecenie warkoczy nie przyda się Lysandrowi jakoś nadzwyczajnie, ale kiedyś. Kiedyś następna osoba może go o to poprosić, a może to być ktoś dużo ważniejszy, niż koleżanka z klasy.
- O plątanie nie masz się co martwić, najwyżej pójdę po szczotkę. Ale w porządku. No i dziękuję. - miło było jej usłyszeć komplement, chociaż nigdy nie umiała go przyjąć. Odwróciła wzrok od kolegi, automatycznie poprawiając grzywkę, po czym zaczęła bawić się rękawem bluzy, nie bardzo wiedząc, co zrobić z rękami. "Może wrócić do zadania?" - podpowiedziała podświadomość. No tak, przecież po to tu siedziała.
Kiedy chłopak wstał wróciła do niego wzrokiem, przestraszona, że potraktował prośbę jak coś dziwnego. Hej, jak się jest Tiffany, to się zawsze szuka problemów w tym, co się zrobiło. Nie dziwne więc, że pomyślała natychmiast, że to ona zrobiła coś złego, co mogło obrazić przewodniczącego. Mogłaby zastanawiać się co, ale z pomocą znowu przyszedł sam obiekt zastanowień.
- A, jasne. - powiedziała, z ulgą słyszalną w głosie. Tym razem nie odwróciła od kolegi wzroku i zaczęła zastanawiać się, czemu właściwie nie rozmawiają zbyt dużo. Wydawał się bardzo pozytywny i może nawet mogłaby się z nim zaprzyjaźnić. Jeżeli był obyty również w kwestiach innych, niż matma, to nawet pogadać z nim pewnie by się dało. Tak sobie myślała, kiedy Dermith kupił kolejną kawę. Nie zdążyła zareagować, ponieważ on już za nią zapłacił. Cóż, kolejna kawa? Może był śpiący? Albo z jakiegoś powodu przybity? ...O matko, a może ona go zanudzała? No tak, przecież musi tłumaczyć jej matmę na poziomie godnym przedszkola. Prędzej zrozumiałby go już jakiś pudel, niż ona! W dodatku pudel byłby miłym towarzyszem.
Walker miała ochotę zacząć walić głową w stół, ale tylko uśmiechnęła się niepewnie do blondyna. Zapomniał, że jedną jeszcze miał. Haha, tak, to nie tak, że ona go nudzi. Nie. Znaczy, troszeczkę pewnie tak, ale nie przez nią kupił drugi napój kofeinowy, ale przez swoją nieuwagę. "Dobrze, Tiffany, starczy tej histerycznej paplaniny w głowie." - dziękujemy świadomości za przytomność. Bardzo przydatne.
Wzięła cichy wdech, kiedy Lysander usiadł obok. Spojrzała na zadanie na kartce - niemal rozwiązane, niech szlag trafi skrzywdzoną zeberkę. ...Albo nie, była kochanym zwierzątkiem. Niech jej żaden szlag nie trafia. No, ale pewnie jak skończą zadania, to na miejscu byłoby jakoś wynagrodzić koledze jego trud. Ba, to nie byłoby tylko na miejscu, ale też będzie miło wybrać się z nim później i poznać go na trochę innej płaszczyźnie, niż ta szkolna.
- Jak już skończymy, chcesz iść na... Hm, może nie kawę, ale jakieś ciastko? Wiesz, w ramach odwdzięczenia się za rysowanie jabłuszek. - zaproponowała, biorąc ołówek do ręki i opierając brodę na łokciu, patrząc na blondyna.
W gruncie rzeczy to... Ten osobnik nie bywał pozbawiony pewności siebie. Chociaż nie, to zależało od sytuacji. Jednak zdarzało się dosyć rzadko! Raczej przemawiał z pewnością w głosie, nie stresował się rozmową z innymi ludźmi... Może i takie przebywanie wśród większej ilości osób go męczyło na dłuższą metę, aczkolwiek nie stresował się. Co najwyżej miał wszystkiego dookoła dosyć.
Czy ktoś by chciał Lysandra prosić o zaplatanie włosów? Wątpił. Tiffany była pierwszą przedstawicielką płci pięknej, która go dosłownie zagięła taką prośbą - a w gruncie rzeczy to chęcią prośby, z której zrezygnowała. Raczej z powodów oczywistych. Mężczyźni nie często znali się na wiązaniu włosów. Bo czym się różnił kłos od warkocza? Nie, no... Dobra, może by i tego poprawnie nie nazwali, ale rozróżnić by rozróżnili. Gorzej z tzw. francuzem i zwykłym warkoczem. I to się zaplata, i to. Co za różnica, w jaki sposób, jeżeli efekt dają identyczny?
Z pewnością dziewczyna w żaden sposób nie zdążyła urazić przewodniczącego. Zresztą, tego chłopaka ciężko było urazić. Miał do siebie spory dystans, a większość słów na swój temat przyjmował z szerokim uśmiechem. Po co się na kogoś gniewać, psuć sobie relacje, a do tego jeszcze nerwy? Lepiej się uspokoić, wyluzować i iść spać! Albo ignorować wszystkich wokół. To też zawsze jest jakiś pomysł.
Zerknął na to nieszczęsne zadanie, lekko się uśmiechając. Tę biedną zebrę, uznał za całkiem uroczą. Jednak powinni się skupić jeszcze na kilku zadaniach, tak. Powinni to zrobić, stanowczo.
Właśnie popijał swoją drugą, nieco zbyt ciepłą na spożycie, kawę, kiedy usłyszał słowa koleżanki. No, nie dość że poparzył sobie język to jeszcze się nieco zadławił. Odstawił kubek na bok, starając się odkrztusić to, co mu wpadło nie do tego wlotu, co powinno.
Kiedy już się uspokoił, lekko się uśmiechnął do Tiffany.
- Wybacz, zaskoczyłaś mnie... No i jasne, bardzo chętnie. Jak dla mnie to możemy iść nawet na kawę. I tak jej dużo pijam, więc pewnie gdybym wrócił do domu, znów bym ją pił - powiedział, będąc nieco czerwonym na twarzy i z łezkami w oczach. Tak, to była wina zakrztuszenia. No cóż, nigdy takie wypadki nie należały do najprzyjemniejszych. Niemalże się utopił w kawie! Okropność! Powinien mieć teraz jakiś uraz i wstręt do tego czarnego niczym otchłanie piekielne napoju... A nie, jednak nie. Kawa to życie. To powiedzą ci nawet Zakapturzone Istoty, znajdujące się tuż za tobą. Ale spokojnie, one przyszły tylko po to, aby dolać ci kawy. Nie musisz się ich obawiać, nie zrobią ci krzywdy.
- Zresztą, ja do rysowania jabłuszek zawsze jestem chętny. Lubię tłumaczyć innym lekcje. Wiesz, to fajne uczucie, że dzięki tobie ktoś dostał lepszą ocenę - powiedział, powoli się uspokajając.
Nie, wróć. On się nie tyle uspokajał, co... Starał się pojąć, co się z nim właściwie dzieje. Dlaczego w duchu tak bardzo ucieszyła go propozycja Tiffany? Dlaczego spodobała mu się ta propozycja, aby spędzić z koleżanką jeszcze więcej czasu? Nie rozumiał, nie potrafił tego pojąć swoim męskim rozumkiem!
- To co? Rozwiążemy jeszcze kilka zadań czy masz już na dzisiaj dosyć? - zapytał, wbijając wzrok w czarną otchłań duszy... To znaczy w kawę. Tak, wpatrywał się w kawę.
Czy ktoś by chciał Lysandra prosić o zaplatanie włosów? Wątpił. Tiffany była pierwszą przedstawicielką płci pięknej, która go dosłownie zagięła taką prośbą - a w gruncie rzeczy to chęcią prośby, z której zrezygnowała. Raczej z powodów oczywistych. Mężczyźni nie często znali się na wiązaniu włosów. Bo czym się różnił kłos od warkocza? Nie, no... Dobra, może by i tego poprawnie nie nazwali, ale rozróżnić by rozróżnili. Gorzej z tzw. francuzem i zwykłym warkoczem. I to się zaplata, i to. Co za różnica, w jaki sposób, jeżeli efekt dają identyczny?
Z pewnością dziewczyna w żaden sposób nie zdążyła urazić przewodniczącego. Zresztą, tego chłopaka ciężko było urazić. Miał do siebie spory dystans, a większość słów na swój temat przyjmował z szerokim uśmiechem. Po co się na kogoś gniewać, psuć sobie relacje, a do tego jeszcze nerwy? Lepiej się uspokoić, wyluzować i iść spać! Albo ignorować wszystkich wokół. To też zawsze jest jakiś pomysł.
Zerknął na to nieszczęsne zadanie, lekko się uśmiechając. Tę biedną zebrę, uznał za całkiem uroczą. Jednak powinni się skupić jeszcze na kilku zadaniach, tak. Powinni to zrobić, stanowczo.
Właśnie popijał swoją drugą, nieco zbyt ciepłą na spożycie, kawę, kiedy usłyszał słowa koleżanki. No, nie dość że poparzył sobie język to jeszcze się nieco zadławił. Odstawił kubek na bok, starając się odkrztusić to, co mu wpadło nie do tego wlotu, co powinno.
Kiedy już się uspokoił, lekko się uśmiechnął do Tiffany.
- Wybacz, zaskoczyłaś mnie... No i jasne, bardzo chętnie. Jak dla mnie to możemy iść nawet na kawę. I tak jej dużo pijam, więc pewnie gdybym wrócił do domu, znów bym ją pił - powiedział, będąc nieco czerwonym na twarzy i z łezkami w oczach. Tak, to była wina zakrztuszenia. No cóż, nigdy takie wypadki nie należały do najprzyjemniejszych. Niemalże się utopił w kawie! Okropność! Powinien mieć teraz jakiś uraz i wstręt do tego czarnego niczym otchłanie piekielne napoju... A nie, jednak nie. Kawa to życie. To powiedzą ci nawet Zakapturzone Istoty, znajdujące się tuż za tobą. Ale spokojnie, one przyszły tylko po to, aby dolać ci kawy. Nie musisz się ich obawiać, nie zrobią ci krzywdy.
- Zresztą, ja do rysowania jabłuszek zawsze jestem chętny. Lubię tłumaczyć innym lekcje. Wiesz, to fajne uczucie, że dzięki tobie ktoś dostał lepszą ocenę - powiedział, powoli się uspokajając.
Nie, wróć. On się nie tyle uspokajał, co... Starał się pojąć, co się z nim właściwie dzieje. Dlaczego w duchu tak bardzo ucieszyła go propozycja Tiffany? Dlaczego spodobała mu się ta propozycja, aby spędzić z koleżanką jeszcze więcej czasu? Nie rozumiał, nie potrafił tego pojąć swoim męskim rozumkiem!
- To co? Rozwiążemy jeszcze kilka zadań czy masz już na dzisiaj dosyć? - zapytał, wbijając wzrok w czarną otchłań duszy... To znaczy w kawę. Tak, wpatrywał się w kawę.
W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że w sumie nigdy nie oceniała wizualnie swojego przewodniczącego. Miała w głowie zarejestrowane, że jest blondynem pełnym entuzjazmu i... W sumie tylko tyle. Nigdy nie zwróciła uwagi na fakt, że jest wysoki i w sumie przerasta ją o jakieś piętnaście centymetrów. Chyba nie miała przyjemności stać przy nim na tyle długo, żeby móc się tym zainteresować. Pamiętała, że kiedyś przez myśl przemknęło jej, że Lysander ma nieco za długie włosy. Ale kiedy teraz patrzyła na te kosmyki, które opadały mu na czoło mogła pomyśleć, że akurat jemu to pasowało. Nie był też przypakowanym byczkiem z miąchami, od których koszulka pęka, a guziki się prują, a mimo to wyglądał dość zdrowo. Hm. Tak, obiektywnie mogła stwierdzić, że był przystojny.
"Jeżeli okaże się interesujący..." - pełna nadziei myśl wykiełkowała na krótki moment w jej mózgu - "To pewnie skończycie relację, bo udajesz głupią, Walker." - pęd optymizmu został brutalnie wyrwany. Wręcz wypalony. Niestety, blondynka dużo bardziej wierzyła drugiej stronie swojej podświadomości, którą zwykła nazywać "tą z realnym punktem widzenia". Tak, ludzie z kompleksami są niesamowicie irytujący nawet dla samych siebie.
Kiedy chłopak zaczął się krztusić, złapała go za ramię przerażona. Chyba miała mikro-zawał i odetchnęła głęboko, kiedy blondyn wziął oddech nieprzerywany kasłaniem. Naprawdę się przeraziła. Cóż, ją nietrudno było wystraszyć. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy już się martwiła, to bardzo poważnie. Zarówno o niewyniesione śmieci, jak i o zdrowie ludzi w okół. No, może o to drugie bardziej. Dużo bardziej, w końcu zależało jej niemal na każdym, kto pojawiał się w jej życiu.
- Podobno nie można pić więcej, niż sześć dziennie. - powiedziała z nieco spokojniejszym uśmiechem, chociaż wciąż przyglądała się przewodniczącemu z lekką trwogą. Zaskoczyła go? Hm. Najwyraźniej nie każdy miał na tyle ogłady, żeby dziękować za przysługi. Oj, to dzisiejsze pokolenie. Przewróciłaby oczami niczym własna babcia, ale była w towarzystwie Poza tym, być niezadowolonym z zachowań swoich znajomych to tak, jakby być niezadowolonym z barwy roślin w ogródku. Owszem, nikt nie uzna tego za dziwne, ale czy możemy mieć na to większy wpływ? Jeżeli tak, trudno - podoba jej się ta metafora.
Uśmiechnęła się na kolejne stwierdzenie. Owszem, bardzo przyjemnie było z tą świadomością. Czasem ktoś czytał pracę zrobioną, którą ona robiła i dostawał piątkę. To nie ten sam rodzaj pomocy, ale dla dziewczyny był mimo wszystko przyjemny. Pomoc innego rodzaju byłaby nienaturalna dla intelektualnego kucyka, którym próbowała być. W końcu czego taki kucyk może nauczyć? Co najwyżej śmiania się w odpowiednich momentach.
Zastanowiła się krótko. Przeniosła wzrok z kolegi na kartkę i dopiero teraz zorientowała się, że jeszcze go nie puściła. Szybko rozluźniła uścisk i cofnęła dłonie, kładąc je na ławeczce przed sobą, nieco zażenowana. Prawdopodobnie się zarumieniła, bo zrobiło jej się gorąco w policzki, odwróciła więc się całkowicie do kartki, która nagle całkowicie ją zafascynowała.
- Em, wiem, że powinnam zrobić jeszcze co najmniej dwa przykłady... Ale równie dobrze możemy zająć się nimi niedługo, prawda? Jabłuszka już rozumiem, a potem będzie pretekst, żeby się umówić. - uśmiechnęła się, niepewnie odwracając głowę z powrotem do Lysandra. Bo... Z jakiej paki ona mogłaby go zaprosić gdzieś jeszcze? Jakoś w jego wypadku nie potrafiłaby chyba od tak podejść na korytarzu i wyciągnąć gdzieś na miasto, jak robiła z większością swoich znajomych.
"Jeżeli okaże się interesujący..." - pełna nadziei myśl wykiełkowała na krótki moment w jej mózgu - "To pewnie skończycie relację, bo udajesz głupią, Walker." - pęd optymizmu został brutalnie wyrwany. Wręcz wypalony. Niestety, blondynka dużo bardziej wierzyła drugiej stronie swojej podświadomości, którą zwykła nazywać "tą z realnym punktem widzenia". Tak, ludzie z kompleksami są niesamowicie irytujący nawet dla samych siebie.
Kiedy chłopak zaczął się krztusić, złapała go za ramię przerażona. Chyba miała mikro-zawał i odetchnęła głęboko, kiedy blondyn wziął oddech nieprzerywany kasłaniem. Naprawdę się przeraziła. Cóż, ją nietrudno było wystraszyć. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy już się martwiła, to bardzo poważnie. Zarówno o niewyniesione śmieci, jak i o zdrowie ludzi w okół. No, może o to drugie bardziej. Dużo bardziej, w końcu zależało jej niemal na każdym, kto pojawiał się w jej życiu.
- Podobno nie można pić więcej, niż sześć dziennie. - powiedziała z nieco spokojniejszym uśmiechem, chociaż wciąż przyglądała się przewodniczącemu z lekką trwogą. Zaskoczyła go? Hm. Najwyraźniej nie każdy miał na tyle ogłady, żeby dziękować za przysługi. Oj, to dzisiejsze pokolenie. Przewróciłaby oczami niczym własna babcia, ale była w towarzystwie Poza tym, być niezadowolonym z zachowań swoich znajomych to tak, jakby być niezadowolonym z barwy roślin w ogródku. Owszem, nikt nie uzna tego za dziwne, ale czy możemy mieć na to większy wpływ? Jeżeli tak, trudno - podoba jej się ta metafora.
Uśmiechnęła się na kolejne stwierdzenie. Owszem, bardzo przyjemnie było z tą świadomością. Czasem ktoś czytał pracę zrobioną, którą ona robiła i dostawał piątkę. To nie ten sam rodzaj pomocy, ale dla dziewczyny był mimo wszystko przyjemny. Pomoc innego rodzaju byłaby nienaturalna dla intelektualnego kucyka, którym próbowała być. W końcu czego taki kucyk może nauczyć? Co najwyżej śmiania się w odpowiednich momentach.
Zastanowiła się krótko. Przeniosła wzrok z kolegi na kartkę i dopiero teraz zorientowała się, że jeszcze go nie puściła. Szybko rozluźniła uścisk i cofnęła dłonie, kładąc je na ławeczce przed sobą, nieco zażenowana. Prawdopodobnie się zarumieniła, bo zrobiło jej się gorąco w policzki, odwróciła więc się całkowicie do kartki, która nagle całkowicie ją zafascynowała.
- Em, wiem, że powinnam zrobić jeszcze co najmniej dwa przykłady... Ale równie dobrze możemy zająć się nimi niedługo, prawda? Jabłuszka już rozumiem, a potem będzie pretekst, żeby się umówić. - uśmiechnęła się, niepewnie odwracając głowę z powrotem do Lysandra. Bo... Z jakiej paki ona mogłaby go zaprosić gdzieś jeszcze? Jakoś w jego wypadku nie potrafiłaby chyba od tak podejść na korytarzu i wyciągnąć gdzieś na miasto, jak robiła z większością swoich znajomych.
Lysander miał chyba podobny tok myślenia, co jego koleżanka. Także nie zdążył jej ocenić pod względem wyglądu... No, chociaż dzisiaj się to stanowczo zbyt szybko i gwałtownie zmieniło. Nic nie powinno się tak prędko zmieniać! Przez to wszystko blondyn miał w głowie delikatnie mówiąc - burdel po godzinach pracy. Ech, musi się do tego chyba ciut ciut przyzwyczaić. Przecież... Przecież to wcale nie było dziwnym zjawiskiem, że tak nagle zainteresował się koleżanką, nieprawdaż?
Widząc, że wystraszył koleżankę, lekko się do niej uśmiechnął. Dopiero, kiedy już się uspokoił, mógł słownie zapewnić dziewczynę, że wszystko z nim w porządku. Cóż, ciężko to zrobić, kiedy się cały czas kaszle, prawda? Ale było z nim w porządku.
Słysząc o limicie odnośnie kawy, cicho się zaśmiał.
- No tak, nie powinno się tyle pić, chociaż jest to też uwarunkowane organizmem. Jeżeli ktoś ma problemy z sercem, kawa w ogóle nie jest wskazana... Chociaż ja i tak na pewno piję więcej, niż sześć dziennie. Choć faktycznie zależy to od dnia i mojego humoru - powiedział spokojnie, bo w końcu jego nadmierne picie kawy nie było żadnym wielkim sekretem. Owszem, niewielu ludzi wiedziało o czymś podobnym, jednak... No właśnie, jednak nie było powodu, żeby kryć się z taką informacją i unikać za wszelką cenę tematu.
Widział, że blondynka jest... Onieśmielona? Chyba można to tak nazwać. Też poczuł się nieco dziwnie - kiedy już dziewczyna zabrała od niego ręce. Cóż, mogłaby siedzieć bliżej i by mu to nie przeszkadzało, tak teraz doszedł do wniosku. Bardzo, bardzo nietypowego wniosku, jak na ich aktualną sytuację.
Mili się skupić na nauce...
Albo i nie.
- Ach... No, no jasne. Lepiej nie przegrzewać głowy, i takie tam. Jeżeli chcesz to możemy spotykać się jakoś regularniej i wiesz, no... Będę ci tłumaczył na bieżąco. No chyba, że nie chcesz. Bo to już twój wybór. Ja i tak w sumie to niewiele robię po szkole, no chyba, że coś się dzieje w samorządzie. No, jedynie gotuję. Ale to różnie bywa... - mówił, nie do końca wiedząc jak przekazać dziewczynie, że bardzo chętnie będzie się z nią spotykać, ale oczywiście z niczym nie ma ochoty się narzucać. Tak, ciężko gadało się z płcią przeciwną, jeżeli nieświadomie było się w niej zauroczonym.
Zaczął zbierać kartki, układając je i podając Tiffany. W końcu miały to być jej notatki, z których w razie potrzeby, miała sobie przypominać nieco więcej.
- To idziemy teraz na to ciastko..? Bo nie wiem czy propozycja jest aktualna, czy się jednak gdzieś śpieszysz, czy coś jeszcze innego... - powiedział, starając się schować głowę w torbie, układając wszystko. Zabawnie wyglądał, tak aż za bardzo pochylony do torby. Ach, to powinno mieć swoją własną nazwę! Może syndrom strusia? Jak się boisz to wsadzasz głowę do czegokolwiek, co tylko masz podgłową ręką.
Widząc, że wystraszył koleżankę, lekko się do niej uśmiechnął. Dopiero, kiedy już się uspokoił, mógł słownie zapewnić dziewczynę, że wszystko z nim w porządku. Cóż, ciężko to zrobić, kiedy się cały czas kaszle, prawda? Ale było z nim w porządku.
Słysząc o limicie odnośnie kawy, cicho się zaśmiał.
- No tak, nie powinno się tyle pić, chociaż jest to też uwarunkowane organizmem. Jeżeli ktoś ma problemy z sercem, kawa w ogóle nie jest wskazana... Chociaż ja i tak na pewno piję więcej, niż sześć dziennie. Choć faktycznie zależy to od dnia i mojego humoru - powiedział spokojnie, bo w końcu jego nadmierne picie kawy nie było żadnym wielkim sekretem. Owszem, niewielu ludzi wiedziało o czymś podobnym, jednak... No właśnie, jednak nie było powodu, żeby kryć się z taką informacją i unikać za wszelką cenę tematu.
Widział, że blondynka jest... Onieśmielona? Chyba można to tak nazwać. Też poczuł się nieco dziwnie - kiedy już dziewczyna zabrała od niego ręce. Cóż, mogłaby siedzieć bliżej i by mu to nie przeszkadzało, tak teraz doszedł do wniosku. Bardzo, bardzo nietypowego wniosku, jak na ich aktualną sytuację.
Mili się skupić na nauce...
Albo i nie.
- Ach... No, no jasne. Lepiej nie przegrzewać głowy, i takie tam. Jeżeli chcesz to możemy spotykać się jakoś regularniej i wiesz, no... Będę ci tłumaczył na bieżąco. No chyba, że nie chcesz. Bo to już twój wybór. Ja i tak w sumie to niewiele robię po szkole, no chyba, że coś się dzieje w samorządzie. No, jedynie gotuję. Ale to różnie bywa... - mówił, nie do końca wiedząc jak przekazać dziewczynie, że bardzo chętnie będzie się z nią spotykać, ale oczywiście z niczym nie ma ochoty się narzucać. Tak, ciężko gadało się z płcią przeciwną, jeżeli nieświadomie było się w niej zauroczonym.
Zaczął zbierać kartki, układając je i podając Tiffany. W końcu miały to być jej notatki, z których w razie potrzeby, miała sobie przypominać nieco więcej.
- To idziemy teraz na to ciastko..? Bo nie wiem czy propozycja jest aktualna, czy się jednak gdzieś śpieszysz, czy coś jeszcze innego... - powiedział, starając się schować głowę w torbie, układając wszystko. Zabawnie wyglądał, tak aż za bardzo pochylony do torby. Ach, to powinno mieć swoją własną nazwę! Może syndrom strusia? Jak się boisz to wsadzasz głowę do czegokolwiek, co tylko masz pod
Słuchając wypowiedzi na temat ilości wypijanej kawy nieco się zaniepokoiła. To było bardzo dużo kawy, więcej niż sześć na dzień. Ona potrafiła wypić maksymalnie cztery, a serce i tak waliło wtedy bardziej niż młot pneumatyczny. Taka ilość kofeiny potrafiła być zabójcza. Ale chyba nie znała się na tym na tyle, żeby się martwić, skoro blondyn mówił, że wszystko w porządku? Z drugiej strony, lepiej kawa niż herbata. Zabawne, że napar z liści który był ponoć bardziej pobudzający niż ten kofeinowy zazwyczaj piała przed snem. Teina jest chyba bardziej przyswajalna dla organizmu, dzięki czemu nie wpływa na nas tak silnie. Chociaż dzieci dostają kawę dużo rzadziej niż herbatę, ale to akurat wynika raczej z braku wiedzy matek. No, ona piła zbożową wersję tego napoju i zawsze była z siebie bardzo dumna, kiedy mogła rano usiąść koło ojca z takim samym kubkiem w dłoniach, napełnionym prawie tą samą substancją. Oj, w dzieciństwie potrafiła cieszyć się z takich małych rzeczy. Nie, zaraz. Nadal potrafiła się z nich cieszyć. Tylko trochę ciężej przychodziło jej ignorowanie złych części życia.
- Tak, byłoby bardzo fajnie, gdybyśmy spotykali się częściej. - powiedziała, uśmiechając się szczerze. Tym samym może rozwiązać problemy z matmą i poznać przewodniczącego trochę bliżej. Zauważyła, że cieszyła ją ta propozycja wyprowadzona z jego strony. Może dlatego, że inteligentne osoby nie zawsze do niej lgnęły? Nawet "nie zawsze" wydaje się przesadzone, ponieważ przypadki, kiedy dziewczyna mogła normalnie pogadać z uczniami mającymi się za mądrzejszych były naprawdę rzadkie. Ludzie pokazywali otwarcie, że nią gardzą. I właśnie ta pogarda czająca się w ich oczach zbyt ją przerażała, żeby potrafiła uwierzyć, że mogłaby być na ich poziomie. "I co? Miałabym stać się taką wyniosłą intelektualistką? Po co?" - zastanawiała się dodatkowo, nie rozumiejąc, co miałaby z bycia niemiłą.
- Gotujesz? - zapytała, mile zaskoczona. Ona sama potrafiła sobie zrobić maksymalnie omleta, albo - w przypływie ambicji - jakieś ciastka. Na niewiele to wystarcza, jeżeli próbuje się żyć o własnej kuchni. Te dwie potrawy można było robić oczywiście w różnych wersjach, ale kto chciałby egzystować o dwóch typach posiłków? Może cynikom odpowiadałoby coś takiego, ale z jej zamiłowaniem do kontaktów międzyludzkich nigdy nie mogłaby do takowych dołączyć.
Wzięła kartki, nieumyślnie przesuwając koniuszkami palców po dłoniach Lysandra. Sama nawet nie do końca to zauważyła i kiedy odebrała arkusze, szybko włożyła je do torby, żeby przestały jej zawadzać. Tym razem jej dłoń zawadziła o książkę, ukrytą głęboko pod innymi i przypomniała sobie, że jeszcze przed chwilą chciała czytać. Ha, jak jej się szybko czasem potrafi odmienić.
- Oczywiście, że idziemy! Dzisiaj mam mnóstwo czasu, więc możemy zostać trochę dłużej. - powiedziała, podnosząc się z uśmiechem. Chwyciła swoją torbę i stanęła przodem do Lysandra, czekając aż ten upora się ze swoimi sprawami.
- Gdzie miałbyś ochotę zjeść to ciastko? - zapytała, ruszając koło blondyna w stronę schodów, a potem ruszając do wyjścia.
[z/t - obydwoje]
- Tak, byłoby bardzo fajnie, gdybyśmy spotykali się częściej. - powiedziała, uśmiechając się szczerze. Tym samym może rozwiązać problemy z matmą i poznać przewodniczącego trochę bliżej. Zauważyła, że cieszyła ją ta propozycja wyprowadzona z jego strony. Może dlatego, że inteligentne osoby nie zawsze do niej lgnęły? Nawet "nie zawsze" wydaje się przesadzone, ponieważ przypadki, kiedy dziewczyna mogła normalnie pogadać z uczniami mającymi się za mądrzejszych były naprawdę rzadkie. Ludzie pokazywali otwarcie, że nią gardzą. I właśnie ta pogarda czająca się w ich oczach zbyt ją przerażała, żeby potrafiła uwierzyć, że mogłaby być na ich poziomie. "I co? Miałabym stać się taką wyniosłą intelektualistką? Po co?" - zastanawiała się dodatkowo, nie rozumiejąc, co miałaby z bycia niemiłą.
- Gotujesz? - zapytała, mile zaskoczona. Ona sama potrafiła sobie zrobić maksymalnie omleta, albo - w przypływie ambicji - jakieś ciastka. Na niewiele to wystarcza, jeżeli próbuje się żyć o własnej kuchni. Te dwie potrawy można było robić oczywiście w różnych wersjach, ale kto chciałby egzystować o dwóch typach posiłków? Może cynikom odpowiadałoby coś takiego, ale z jej zamiłowaniem do kontaktów międzyludzkich nigdy nie mogłaby do takowych dołączyć.
Wzięła kartki, nieumyślnie przesuwając koniuszkami palców po dłoniach Lysandra. Sama nawet nie do końca to zauważyła i kiedy odebrała arkusze, szybko włożyła je do torby, żeby przestały jej zawadzać. Tym razem jej dłoń zawadziła o książkę, ukrytą głęboko pod innymi i przypomniała sobie, że jeszcze przed chwilą chciała czytać. Ha, jak jej się szybko czasem potrafi odmienić.
- Oczywiście, że idziemy! Dzisiaj mam mnóstwo czasu, więc możemy zostać trochę dłużej. - powiedziała, podnosząc się z uśmiechem. Chwyciła swoją torbę i stanęła przodem do Lysandra, czekając aż ten upora się ze swoimi sprawami.
- Gdzie miałbyś ochotę zjeść to ciastko? - zapytała, ruszając koło blondyna w stronę schodów, a potem ruszając do wyjścia.
[z/t - obydwoje]
Dzisiejszego dnia dla Ethana lekcja informatyki brzmiała jak synonim słowa "wagary". Nie znalazłszy jednak odpowiedniego towarzystwa do zerwania się z niej, jak i z kolejnych zajęć, "wagary" musiały stać się, stety bądź niestety, "okienkiem". Dlatego też, upewniwszy się uprzednio, że jakiś nauczyciel go nie przyłapie, w ostatniej chwili zwiał spod sali informatycznej i udał się na pierwsze piętro, do miejsca obleganego przez uczniów czekających na zajęcia. Jak będzie tutaj grzecznie siedział, to nikt nie powinien się do niego dopierdolić...
Podszedł do automatów, żeby przekonać się, że nie ma w nich zielonej herbaty. No jak chuj, warknął w myślach, po czym wzdychając ruszył do jednego z pustych stolików, stojących na uboczu. Nie potrzebował zwracać na siebie jakiejś szczególnej uwagi. Z jego wyglądem i reputacją to na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent był kojarzony, więc pewnie ktoś, jakiś znajomy znajomego kogoś z klasy Ethana czy cokolwiek, mógł ogarnąć, że chyba nie powinno go tu teraz być. Wyciągnął swój zeszyt do wszystkiego, a następnie rzucił plecak na ziemię tuż przy krześle, na którym zaraz usiadł. Taak, udawanie, że się uczy brzmiało jak dobry plan. A może faktycznie byś się pouczył? Taa, jasne. I może jeszcze frytki do tego? Wyciągnął z kieszeni dżinsów telefon wraz ze słuchawkami, by puścić sobie jakąś muzykę i chociaż trochę zagłuszyć te głupie myśli. Zaraz schował ręce do kieszeni bluzy i zaczął tępo wpatrywać się w otwarty zeszyt. Wśród dat historycznych, które kompletnie niczego mu nie mówiły, zagadnień z chemii i obliczeń pod nimi - kurwa mać, ta pierdolona matma jest wszędzie - dało się zauważyć jakieś bazgroły, poskreślane po pięć kreski - najwyraźniej musiał kiedyś coś liczyć bądź odliczać - marnej jakości szkice czy też cytaty nauczycieli. Ten zeszyt był, cholera, skarbnicą wszystkiego!
Rozejrzał się ukradkiem po najbliższym otoczeniu - nikt jednak nie patrzył w jego stronę. Jak miło. Dobrze wiedział, że przyciągał wzrok, i mimo, że chodził tu już od dwóch lat, to wciąż czasem wzbudzał swoim wyglądem niemałe zainteresowanie, chyba zwłaszcza u pierwszaków. No cóż, nieważne. Chyba się już przyzwyczaił. Mając jednak ten fakt całkowicie w dupie, mógł sobie tak właśnie siedzieć, wgapiając się w zeszyt i rozważając, czy może jednak spieprzyć z kolejnych lekcji. Wróciłby wcześniej do domu, może zabrał psa na długi spacer czy cokolwiek...
Podszedł do automatów, żeby przekonać się, że nie ma w nich zielonej herbaty. No jak chuj, warknął w myślach, po czym wzdychając ruszył do jednego z pustych stolików, stojących na uboczu. Nie potrzebował zwracać na siebie jakiejś szczególnej uwagi. Z jego wyglądem i reputacją to na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent był kojarzony, więc pewnie ktoś, jakiś znajomy znajomego kogoś z klasy Ethana czy cokolwiek, mógł ogarnąć, że chyba nie powinno go tu teraz być. Wyciągnął swój zeszyt do wszystkiego, a następnie rzucił plecak na ziemię tuż przy krześle, na którym zaraz usiadł. Taak, udawanie, że się uczy brzmiało jak dobry plan. A może faktycznie byś się pouczył? Taa, jasne. I może jeszcze frytki do tego? Wyciągnął z kieszeni dżinsów telefon wraz ze słuchawkami, by puścić sobie jakąś muzykę i chociaż trochę zagłuszyć te głupie myśli. Zaraz schował ręce do kieszeni bluzy i zaczął tępo wpatrywać się w otwarty zeszyt. Wśród dat historycznych, które kompletnie niczego mu nie mówiły, zagadnień z chemii i obliczeń pod nimi - kurwa mać, ta pierdolona matma jest wszędzie - dało się zauważyć jakieś bazgroły, poskreślane po pięć kreski - najwyraźniej musiał kiedyś coś liczyć bądź odliczać - marnej jakości szkice czy też cytaty nauczycieli. Ten zeszyt był, cholera, skarbnicą wszystkiego!
Rozejrzał się ukradkiem po najbliższym otoczeniu - nikt jednak nie patrzył w jego stronę. Jak miło. Dobrze wiedział, że przyciągał wzrok, i mimo, że chodził tu już od dwóch lat, to wciąż czasem wzbudzał swoim wyglądem niemałe zainteresowanie, chyba zwłaszcza u pierwszaków. No cóż, nieważne. Chyba się już przyzwyczaił. Mając jednak ten fakt całkowicie w dupie, mógł sobie tak właśnie siedzieć, wgapiając się w zeszyt i rozważając, czy może jednak spieprzyć z kolejnych lekcji. Wróciłby wcześniej do domu, może zabrał psa na długi spacer czy cokolwiek...
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach