▲▼
Pierwszy raz spotkali się dziewięć lat temu. Mały Artem był w niego wpatrzony jak w obrazek. Mmmhmm… Chyba wtedy powoli docierało do niego, że jednak panowie też byli całkiem przystojni, ładni, a ten… Ten to już w ogóle! Odkąd pierwszy raz mieli okazję porozmawiać na bankiecie, młody Domashnikov pytał się ojca średnio co tydzień, czy może nie chciałby wybrać się na jakąś sztukę baletową. Pomimo iż w praktyce spotkali się zaledwie trzy razy, dla niego był to największy autorytet i swego rodzaju idol.
Po usłyszeniu wiadomości, że Słowik przyjeżdża do Kanady, by i tu się pokazać światu, od razu do niego napisał, że muszą się spotkać. Tak oto pojawił się w budynku, w którym baletmistrzowie ćwiczyli do zbliżającego się występu. Nieco naginając zasadę, iż ludzie z zewnątrz nie mogą przyglądać się tancerzom bez zgody, stanął w drzwiach sali zauważywszy swojego znajomego.
- Ładnie ci w rajstopkach Słowik! Gdzie podziałeś spódniczkę? - zawołał, a jego głos był przepełniony rozbawieniem, zupełnie nie zwrócił uwagi na innych ludzi w pomieszczeniu, którzy od razu posłali mu niezrozumiałe spojrzenia.
Po usłyszeniu wiadomości, że Słowik przyjeżdża do Kanady, by i tu się pokazać światu, od razu do niego napisał, że muszą się spotkać. Tak oto pojawił się w budynku, w którym baletmistrzowie ćwiczyli do zbliżającego się występu. Nieco naginając zasadę, iż ludzie z zewnątrz nie mogą przyglądać się tancerzom bez zgody, stanął w drzwiach sali zauważywszy swojego znajomego.
- Ładnie ci w rajstopkach Słowik! Gdzie podziałeś spódniczkę? - zawołał, a jego głos był przepełniony rozbawieniem, zupełnie nie zwrócił uwagi na innych ludzi w pomieszczeniu, którzy od razu posłali mu niezrozumiałe spojrzenia.
Na sali treningowej było, jak zwykle w trakcie przerw, głośno. Młodsi tancerze uparcie tkwili przed lustrem, próbując poprawić błędy w pozycjach, a co niektórzy starsi łaskawie pomagali im, korygując pozycję nóg albo rąk. Większość jednak siedziała na parkiecie, rozprawiając rzewnie o wielu sprawach, umawiając się na obiad albo prosząc o radę w sprawach sercowych. Zachariasz, pomimo tego, iż był tu tylko czasowo, szybko złapał kontakt z bracią taneczną i często łapał się na tym, że przerwy przelatywały mu szybko. Szybciej, niż zwykle. Zakładał akuratnie dresowe, podbijane polarem spodnie, mówiąc coś w międzyczasie do kolegi, gdy usłyszał swój rodzimy język. Podniósł błękitne spojrzenie i tak jak się spodziewał, ujrzał młodego Domashnikova. Wiedział, że wpadnie, więc nie był zszokowany jego postacią w drzwiach, uprzedził też ochroniarzy, że w teatrze pojawi się młody mężczyzna i żeby zostawili go w spokoju. Dzięki temu Artem nie wyleciał z hukiem do holu głównego. A co do samej zaczepki... cóż, puścił ją mimo uszu. Zbyt wiele razy słyszał podobne hasła, więc zupełnie go nie imał fakt, iż ktoś szukał mu tutu do kompletu z leginsami. Pokręcił jedynie głową, przepraszając kolegę, z którym wcześniej rozmawiał, chwycił buty-ocieplacze i podszedł do Artema:
- Ale się drzesz. - skomentował krótko po rosyjsku, unosząc brew, nieco rozbawiony - Widzę, że nie miałeś problemu z trafieniem. - dodał, pochylając się nieco i założył ciepłe 'kapcie' na nogi. Przynajmniej nie musiał się martwić, że mięśnie mu ostygną.
- Co słychać Artem? Jak Twój ojciec? - pomimo tego, że widział się z chłopakiem 3 razy w życiu, a teraz 4, to nie miał problemu z zagajeniem rozmowy. Młody Domashnikov sam poprosił go o spotkanie, a że miał chwilę czasu dzisiejszego dnia to zaprosił go, wiedząc, że jego rodzina bardzo ceniła sobie rosyjski balet.
Wyprostował się, przeciągnął i naciągając bluzę zerknął na chłopaka:
- Kawy? Herbaty? Na dole jest nasz bufet, możesz też coś przekąsić jak masz ochotę. - On sam miał ochotę na kawę, więc nie czekając na odpowiedź chłopaka, ruszył korytarzem w kierunku schodów. Przecież nie będą rozmawiać na korytarzu. Miał prawie godzinę przerwy. Mógł sobie pozwolić na krótki oddech w kafejce.
- Ale się drzesz. - skomentował krótko po rosyjsku, unosząc brew, nieco rozbawiony - Widzę, że nie miałeś problemu z trafieniem. - dodał, pochylając się nieco i założył ciepłe 'kapcie' na nogi. Przynajmniej nie musiał się martwić, że mięśnie mu ostygną.
- Co słychać Artem? Jak Twój ojciec? - pomimo tego, że widział się z chłopakiem 3 razy w życiu, a teraz 4, to nie miał problemu z zagajeniem rozmowy. Młody Domashnikov sam poprosił go o spotkanie, a że miał chwilę czasu dzisiejszego dnia to zaprosił go, wiedząc, że jego rodzina bardzo ceniła sobie rosyjski balet.
Wyprostował się, przeciągnął i naciągając bluzę zerknął na chłopaka:
- Kawy? Herbaty? Na dole jest nasz bufet, możesz też coś przekąsić jak masz ochotę. - On sam miał ochotę na kawę, więc nie czekając na odpowiedź chłopaka, ruszył korytarzem w kierunku schodów. Przecież nie będą rozmawiać na korytarzu. Miał prawie godzinę przerwy. Mógł sobie pozwolić na krótki oddech w kafejce.
- Żadnego, najmniejszego! Często tu bywam, gdy jadę na uczelnię. - wyszczerzył się szeroko i poklepał go po głowie jak dzieciaka. Omiótł jego sylwetkę i ubrania wzrokiem śmiejąc się cicho pod nosem. Chyba pierwszy raz nie wyglądał przy kimś jak gej. Czarne rurki, koszula wpuszczona w spodnie, płaszcz i jakieś adasie, jednak nieco różniły się od Słowikowych leginsów i podkoszulka. Jego rozbawienie jednak zmalało, gdy mężczyzna postanowił się ubrać w dresy, ale cóż mógł poradzić.
- Ojciec… Siedzi w Rosji, nic nowego. Dalej bawi się w politykę i jakieś tam pierdoły. - machnął ręką wzdychając. Nie miał z nim zbyt dobrego kontaktu od jakichś siedmiu lat. Spotykał się z nim dwa razy w roku i tyle było z tego jego ojcostwa.
- A jaa… Dostałem się na studia… Historia sztuki. W sumie wszystko leci spokojnie i bezproblemowo. Już trochę urosłem jak widzisz. - wyszczerzył się i zrobił piruet, by Zachariasz mógł się mu przyjrzeć – No… Także ten. Może dołączę do was i coś tam potańczę? Chyba postawę mam dobrą. Jak myślisz? - zaśmiał się i spojrzał na niego. Na jego pytanie odnoście napojów wzruszył ramionami i po chwili pokiwał głową. Grzecznie poszedł za nim i gdy dotarli do kafejki wziął dla siebie herbatę.
- Jak u ciebie? Kariera rośnie, co? Ostatnio to my się widzieliśmy… Z pięć lat temu? Chyba jakoś tak. Boże jak ten czas leci… Taki już z ciebie staruszek!
- Ojciec… Siedzi w Rosji, nic nowego. Dalej bawi się w politykę i jakieś tam pierdoły. - machnął ręką wzdychając. Nie miał z nim zbyt dobrego kontaktu od jakichś siedmiu lat. Spotykał się z nim dwa razy w roku i tyle było z tego jego ojcostwa.
- A jaa… Dostałem się na studia… Historia sztuki. W sumie wszystko leci spokojnie i bezproblemowo. Już trochę urosłem jak widzisz. - wyszczerzył się i zrobił piruet, by Zachariasz mógł się mu przyjrzeć – No… Także ten. Może dołączę do was i coś tam potańczę? Chyba postawę mam dobrą. Jak myślisz? - zaśmiał się i spojrzał na niego. Na jego pytanie odnoście napojów wzruszył ramionami i po chwili pokiwał głową. Grzecznie poszedł za nim i gdy dotarli do kafejki wziął dla siebie herbatę.
- Jak u ciebie? Kariera rośnie, co? Ostatnio to my się widzieliśmy… Z pięć lat temu? Chyba jakoś tak. Boże jak ten czas leci… Taki już z ciebie staruszek!
Słowik wykręcił oczami, kiedy Artem wyciągnął rękę, by go poklepać i zgrabnie wywinął się spod jego dotyku. Znał dzieciaka na tyle dobrze, że widział, iż ten śmieszek na pewno będzie próbował go brać pod włos. Ach, ten rosyjski duch! I może rzeczywiście obcisłe ciuchy nie były kwintesencją męskości, tak dawały niezły pogląd na rozbudowane ciało tancerza - pod lekko mokrą koszulką było widać mięśnie brzucha i pleców, a szczupłe łydki pokryte ciemnym materiałem legginsów wyraźne odznaczały się krzywizną. W sumie, gdyby tak ściągnąć skórę z Zachariasza to byłby idealnym modelem anatomicznym dla studentów medycyny. Na szczęście, albo i nie, aktualnie Słowik zakrył się przed spojrzeniami innych ludzi, jak i by oszczędzić sobie ciepła, jakie dawały mu miękkie i ochronne ciuchy.
Miękkim ruchem przeczesał półdługie włosy, które niesfornie opadały ma na bladą twarz. Skręcił w prawo, w kierunku schodów, słuchając Artema:
- Pierdoły? - powtórzył Sołowiow, odwracając twarz w kierunku chłopaka i uśmiechając się kącikiem ust - Ciesz się, że tego nie słyszał. - parsknął cichym śmiechem, kręcąc głową. Poprowadził chłopaka klatką schodową na parter i potem korytarzem, na którym już roznosił się zapach kawy i czegoś słodkiego. Chyba dzisiaj kucharki wpadły na pomysł katowania pracowników teatru świeżymi bułeczkami z cynamonem. Oj, zły pomysł, zły... niektórzy z tancerzy byli na restrykcyjnej diecie i nie mogli sobie pozwolić na chociażby jeden cheat meal.
- Historia sztuki? No proszę. Gratuluję. - odparł nad wyraz szczerze mężczyzna. Na temat tańczenia w zespole znów parsknął śmiechem. - Musiałbym zapytać Natalii, że zgodzi się na zmianę Księcia. Ale jeżeli chcesz spróbować... - Zachariasz mówił poważnie. Naprawdę mógł wsadzić Artema na środek sali, dać mu spodnie, w których zrobi więcej niż kolano do góry i ich nie podrze na tyłku i niech tańczy. Kto bogatemu zabroni?
- U mnie nic nowego. - zaczął odpowiadać na pytanie, wchodząc do kafejki i rozglądając się na wolnym stolikiem. - Zostałem zaproszony do Kanady, ale nie wiem ile będziemy tutaj występować. Wszystko zależy od Bolszoja. Jeżeli każą nam wracać za rok to wrócimy. Jeżeli za pięć... to za pięć. Kto wie? - Wzruszył ramionami, podchodząc do lady. - Ciężko stwierdzić, Artem. I w sumie rzeczywiście. Kiedy Cię ostatnio widziałem sięgałeś mi do ramion. - dodał uszczypliwie, po czym zerknął na kucharkę. - Na co masz ochotę? Teatr stawia.
Miękkim ruchem przeczesał półdługie włosy, które niesfornie opadały ma na bladą twarz. Skręcił w prawo, w kierunku schodów, słuchając Artema:
- Pierdoły? - powtórzył Sołowiow, odwracając twarz w kierunku chłopaka i uśmiechając się kącikiem ust - Ciesz się, że tego nie słyszał. - parsknął cichym śmiechem, kręcąc głową. Poprowadził chłopaka klatką schodową na parter i potem korytarzem, na którym już roznosił się zapach kawy i czegoś słodkiego. Chyba dzisiaj kucharki wpadły na pomysł katowania pracowników teatru świeżymi bułeczkami z cynamonem. Oj, zły pomysł, zły... niektórzy z tancerzy byli na restrykcyjnej diecie i nie mogli sobie pozwolić na chociażby jeden cheat meal.
- Historia sztuki? No proszę. Gratuluję. - odparł nad wyraz szczerze mężczyzna. Na temat tańczenia w zespole znów parsknął śmiechem. - Musiałbym zapytać Natalii, że zgodzi się na zmianę Księcia. Ale jeżeli chcesz spróbować... - Zachariasz mówił poważnie. Naprawdę mógł wsadzić Artema na środek sali, dać mu spodnie, w których zrobi więcej niż kolano do góry i ich nie podrze na tyłku i niech tańczy. Kto bogatemu zabroni?
- U mnie nic nowego. - zaczął odpowiadać na pytanie, wchodząc do kafejki i rozglądając się na wolnym stolikiem. - Zostałem zaproszony do Kanady, ale nie wiem ile będziemy tutaj występować. Wszystko zależy od Bolszoja. Jeżeli każą nam wracać za rok to wrócimy. Jeżeli za pięć... to za pięć. Kto wie? - Wzruszył ramionami, podchodząc do lady. - Ciężko stwierdzić, Artem. I w sumie rzeczywiście. Kiedy Cię ostatnio widziałem sięgałeś mi do ramion. - dodał uszczypliwie, po czym zerknął na kucharkę. - Na co masz ochotę? Teatr stawia.
- Wiem, wiem. Pewnie by się oburzył i miałbym trzyletnie kazanie… - parsknął śmiechem wyobrażając sobie taką jakże miłą pogawędkę z ojcem. Westchnął i rozejrzał się po ladach z ogromem słodyczy, ciast, babeczek i wszystkich przepysznych ale jakże i kalorycznych pyszności. Artem jednak trzymał się swojej diety, w której niestety nie było miejsca na takie rzeczy, bez jakiejś naprawdę ważnej okazji.
- Tak, tak. Byłbym najlepszym tancerzem. - zaśmiał się. On w przeciwieństwie do starszego żartował sobie. Był wysportowany, miał ładne ciałko, ale w życiu nie zrobiłby jakiegoś szpagatu, czy nawet nie utrzymałby się minuty na pointach. - Aleee… Kiedyś będziesz musiał mnie czegoś nauczyć! - wyszczerzył się szeroko i przeciągnął się. Pokiwał głową, wsłuchując się w jego słowa i podrapał się po policzku.
- Teraz to role się odwróciły. - puścił mu oczko przypominając sobie jak to kiedyś musiał zadzierać głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Zresztą nie tylko to się zmieniło. Przefarbował włosy, miał wytatuowane całe ręce, czego Słowik jeszcze nie mógł dostrzec spod rękawów płaszcza no i zdecydowanie wydoroślał.
– Dla mnie tylko herbata, bo wolę uniknąć opieprzu od dietetyka i później trenera. Już i tak mi wystarczy za palenie i picie. To jest dramat… Ale pewnie wiesz o co chodzi... - westchnął, tęsknie spoglądając na cudowne tarty z owocami.
- No opowiadaj jak u ciebie! Gdzie już tańczyłeś? I co? Iii co ci się najbardziej podobało? I jak tam sobie żyjesz? I czy masz kogoś? I w ogóle wszystko! - przyjrzał mu się. Oho, Słowik mógł teraz dostrzec jak bardzo Artem się zmienił. Zrobił się wiele bardziej gadatliwy, nie wstydził się wszystkiego co popadnie, był taki ciągle uśmiechnięty i zadowolony. Zupełnie inny człowiek!
- Tak, tak. Byłbym najlepszym tancerzem. - zaśmiał się. On w przeciwieństwie do starszego żartował sobie. Był wysportowany, miał ładne ciałko, ale w życiu nie zrobiłby jakiegoś szpagatu, czy nawet nie utrzymałby się minuty na pointach. - Aleee… Kiedyś będziesz musiał mnie czegoś nauczyć! - wyszczerzył się szeroko i przeciągnął się. Pokiwał głową, wsłuchując się w jego słowa i podrapał się po policzku.
- Teraz to role się odwróciły. - puścił mu oczko przypominając sobie jak to kiedyś musiał zadzierać głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Zresztą nie tylko to się zmieniło. Przefarbował włosy, miał wytatuowane całe ręce, czego Słowik jeszcze nie mógł dostrzec spod rękawów płaszcza no i zdecydowanie wydoroślał.
– Dla mnie tylko herbata, bo wolę uniknąć opieprzu od dietetyka i później trenera. Już i tak mi wystarczy za palenie i picie. To jest dramat… Ale pewnie wiesz o co chodzi... - westchnął, tęsknie spoglądając na cudowne tarty z owocami.
- No opowiadaj jak u ciebie! Gdzie już tańczyłeś? I co? Iii co ci się najbardziej podobało? I jak tam sobie żyjesz? I czy masz kogoś? I w ogóle wszystko! - przyjrzał mu się. Oho, Słowik mógł teraz dostrzec jak bardzo Artem się zmienił. Zrobił się wiele bardziej gadatliwy, nie wstydził się wszystkiego co popadnie, był taki ciągle uśmiechnięty i zadowolony. Zupełnie inny człowiek!
Rzeczywiście, bufet teatru był świetnie zaopatrzony, a zapach, jaki unosił się w pomieszczeniu pobudzał kubki smakowe i żołądek, który jak na złość zaczynał się kurczyć i udawać, że jest głodny. Sołowiow zdziwił się nieco, że Artem jest pod opieką dietetyka, bo o ile pamiętał to chłopak nigdy nie miał problemów z wagą. Co prawda widywał go tylko na zdjęciach, a na żywo z 3 razy, aczkolwiek nie wydawało mu się, żeby młodzieniec musiał się katować dietą. Cóż, jego wybór. Słowik nie miał problemu z wyborem, bo i tak miał przed sobą długi dzień treningów, przesłuchań, a i pewnie sam z siebie pójdzie wieczorem pobiegać. Lubił wietrzenie głowy, pomagało mu się skupić na tym, co ważne.
Skinął głową na wybór Artema, po czym zwrócił się do kobiety za ladą, która od kilku sekund czekała na zamówienie. Doskonale znała wszystkich tancerzy, a co dopiero Zachariasza, więc uśmiechała się do niego, jak do starego znajomego:
- Co dzisiaj? - odezwała się pierwsza, widząc że dwójka mężczyzn namyśliła się wystarczająco.
- Jedna herbata, jedna biała kawa i do tego... - Tancerz zerknął na wystawę z ciastkami - Bułkę z cynamonem. - powiedział, wskazując na talerz jeszcze ciepłych, małych, zwijanych bułeczek. Kobieta skinęła głowa i zabrała się za przygotowywanie napojów, a Zach skinął głową do młodego Rosjanina, by ten ruszył za nim do stolika w kącie, przy oknie. Tancerz usiadł wygodnie, podkurczając jedną nogę i oparł piętą o siedzisko.
- Mogę Cię pouczyć. Albo przynajmniej spróbować. - dodał szybko, wiedząc, że niektórzy szybko tracą zapał, kiedy uświadamiają sobie ile pracy należy włożyć, żeby chociaż jeden ruch był idealny. A Zachariasz był perfekcjonistą. Upierdliwym perfekcjonistą. - Poza tym... palisz? - Zmarszczył brwi, jakby karcąc go spojrzeniem. Nie była to jego sprawa, acz nigdy nie był zwolennikiem papierosów. Szczególnie uważał za głupotę fakt, iż aktywny palacz stawiał innych ludzi pod murem, robiąc z nich biernych palaczy. Dodatkowo dym z papierosów śmierdział dla niego niemiłosiernie. Mimo to, nie był ojcem Artema ani jego drugą połówką, więc nic więcej na temat fajek nie powiedział. Skwitował to tylko wzruszeniem ramion, a gdy blondyn zasypał go wianuszkiem pytań, nie zdążył nawet otworzyć ust. Pracownica kafejki przyniosła ich zamówienie, stawiając dwa kubki na stole i talerz z przekąską Sołowiowa.
-[i[ Smacznego![/i] - rzuciła na odchodne, wracając do swoich zajęć. Zachariasz chwycił ucho kubka i pociągnął łyk kawy.
- Pół roku będę Ci odpowiadał na te pytania. - parsknął śmiechem - Artem, gdzie ja nie tańczyłem. To byłoby lepsze pytanie. Wróciłem do Moskwy, to wiesz. Bolszoj jest teraz moim pracodawcą, ale są na tyle mili, że pozwalają mi jeździć po całym świecie na zaproszenia innych teatrów. Jednak jak jestem potrzebny to zawsze wracam. Taki mam kontrakt. - Rozłożył ręce w geście poddania się. Czasami bywało, że 2 dni siedział w Kanadzie, 4 w Moskwie, a kolejne 3 w Japonii. Nie potrafił już zagrzać miejsca w jednym kraju na długo. - Ostatnio jest moda na modern balet, co trochę zbija niektórych dyrektorów z tropu i zaczynają wymyślać jakieś bezsensowne spektakle, które nijak mają się do baletu. A na siłę chcą zatrudniać tancerzy baletowych. Ja w tym udziału zazwyczaj nie biorę, chyba, że coś naprawdę jest dobre. - Zrobił krótką przerwę wgryzając się w bułkę. Naprawdę był głodny, bo poranek spędził w korku, a potem od razu musiał iść na scenę.
- Jeżeli chcesz to mogę Ci załatwić miejsce na "Dziadka do orzechów". Rusza 1 grudnia. Jak chcesz kogoś wziąć to musisz mi dać znać wcześniej, żebym znalazł wam jakieś dobre miejsca. I nie przyprowadzaj tu całej grupy studentów, okej? - zaśmiał się cicho, patrząc jednoznacznie na Artema. Znał chłopaka dość dobrze, żeby wiedzieć, iż jego chęć uczestniczenia w tego typu wydarzeniach była zaraźliwa i pewnie zaprosiłby cały swój rok, żeby zobaczyli rosyjską szkołę tańca.
- Żyję, jak żyłem. Na walizkach. - zaczął powoli, nie bardzo wiedząc co jeszcze mógłby dodać. Przecież niewiele się zmieniło w jego szalonym rozkładzie jazdy. Teatr, spanie, podróż, teatr, podróż, spanie. Nie był na wakacjach od 2 lat i zupełnie mu to nie przeszkadzało. Przywykł. Następne pytanie jednak sprawiło, że Zachariasz zamarł na sekundę, acz jako świetny aktor nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Patrzył po prostu na Artema przez dłuższą chwilę, a błękitne oczy nie wyrażały nic. W końcu westchnął przeciągle, kręcąc głową:
- A jak myślisz? Naprawdę sądzisz, że ktoś by wytrzymał cały ten bajzel? - mówiąc to wskazał okrężnym ruchem, tak jakby chcąc mu zakreślić budynek teatru w kółeczko. - Wątpię, Artem. To za duże obciążenie dla drugiego człowieka. Zresztą... nawet drugi tancerz nie dałby rady utrzymać mojego tempa. - dodał dla przekory, uśmiechając się kącikiem ust i popijając uśmiech kolejnym łykiem kawy. - A Ty, Artem? Jak Twoje życie jako samodzielnego studenta? Dajesz sobie radę czy masz kogoś, kto Ci gotuje? - Błękitne tęczówki zalśniły rozbawione, spoglądając wprost w oczy młodego Rosjanina. Dorósł, pozmieniało mu się trochę w głowie to i może w sercu. Kto go tam wie. Nie znał go AŻ tak dobrze.
Gdzieś w tle było słychać otwierane drzwi i gwar tancerzy i tancerek, którzy również stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie skoczenie na lunch.
Skinął głową na wybór Artema, po czym zwrócił się do kobiety za ladą, która od kilku sekund czekała na zamówienie. Doskonale znała wszystkich tancerzy, a co dopiero Zachariasza, więc uśmiechała się do niego, jak do starego znajomego:
- Co dzisiaj? - odezwała się pierwsza, widząc że dwójka mężczyzn namyśliła się wystarczająco.
- Jedna herbata, jedna biała kawa i do tego... - Tancerz zerknął na wystawę z ciastkami - Bułkę z cynamonem. - powiedział, wskazując na talerz jeszcze ciepłych, małych, zwijanych bułeczek. Kobieta skinęła głowa i zabrała się za przygotowywanie napojów, a Zach skinął głową do młodego Rosjanina, by ten ruszył za nim do stolika w kącie, przy oknie. Tancerz usiadł wygodnie, podkurczając jedną nogę i oparł piętą o siedzisko.
- Mogę Cię pouczyć. Albo przynajmniej spróbować. - dodał szybko, wiedząc, że niektórzy szybko tracą zapał, kiedy uświadamiają sobie ile pracy należy włożyć, żeby chociaż jeden ruch był idealny. A Zachariasz był perfekcjonistą. Upierdliwym perfekcjonistą. - Poza tym... palisz? - Zmarszczył brwi, jakby karcąc go spojrzeniem. Nie była to jego sprawa, acz nigdy nie był zwolennikiem papierosów. Szczególnie uważał za głupotę fakt, iż aktywny palacz stawiał innych ludzi pod murem, robiąc z nich biernych palaczy. Dodatkowo dym z papierosów śmierdział dla niego niemiłosiernie. Mimo to, nie był ojcem Artema ani jego drugą połówką, więc nic więcej na temat fajek nie powiedział. Skwitował to tylko wzruszeniem ramion, a gdy blondyn zasypał go wianuszkiem pytań, nie zdążył nawet otworzyć ust. Pracownica kafejki przyniosła ich zamówienie, stawiając dwa kubki na stole i talerz z przekąską Sołowiowa.
-[i[ Smacznego![/i] - rzuciła na odchodne, wracając do swoich zajęć. Zachariasz chwycił ucho kubka i pociągnął łyk kawy.
- Pół roku będę Ci odpowiadał na te pytania. - parsknął śmiechem - Artem, gdzie ja nie tańczyłem. To byłoby lepsze pytanie. Wróciłem do Moskwy, to wiesz. Bolszoj jest teraz moim pracodawcą, ale są na tyle mili, że pozwalają mi jeździć po całym świecie na zaproszenia innych teatrów. Jednak jak jestem potrzebny to zawsze wracam. Taki mam kontrakt. - Rozłożył ręce w geście poddania się. Czasami bywało, że 2 dni siedział w Kanadzie, 4 w Moskwie, a kolejne 3 w Japonii. Nie potrafił już zagrzać miejsca w jednym kraju na długo. - Ostatnio jest moda na modern balet, co trochę zbija niektórych dyrektorów z tropu i zaczynają wymyślać jakieś bezsensowne spektakle, które nijak mają się do baletu. A na siłę chcą zatrudniać tancerzy baletowych. Ja w tym udziału zazwyczaj nie biorę, chyba, że coś naprawdę jest dobre. - Zrobił krótką przerwę wgryzając się w bułkę. Naprawdę był głodny, bo poranek spędził w korku, a potem od razu musiał iść na scenę.
- Jeżeli chcesz to mogę Ci załatwić miejsce na "Dziadka do orzechów". Rusza 1 grudnia. Jak chcesz kogoś wziąć to musisz mi dać znać wcześniej, żebym znalazł wam jakieś dobre miejsca. I nie przyprowadzaj tu całej grupy studentów, okej? - zaśmiał się cicho, patrząc jednoznacznie na Artema. Znał chłopaka dość dobrze, żeby wiedzieć, iż jego chęć uczestniczenia w tego typu wydarzeniach była zaraźliwa i pewnie zaprosiłby cały swój rok, żeby zobaczyli rosyjską szkołę tańca.
- Żyję, jak żyłem. Na walizkach. - zaczął powoli, nie bardzo wiedząc co jeszcze mógłby dodać. Przecież niewiele się zmieniło w jego szalonym rozkładzie jazdy. Teatr, spanie, podróż, teatr, podróż, spanie. Nie był na wakacjach od 2 lat i zupełnie mu to nie przeszkadzało. Przywykł. Następne pytanie jednak sprawiło, że Zachariasz zamarł na sekundę, acz jako świetny aktor nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Patrzył po prostu na Artema przez dłuższą chwilę, a błękitne oczy nie wyrażały nic. W końcu westchnął przeciągle, kręcąc głową:
- A jak myślisz? Naprawdę sądzisz, że ktoś by wytrzymał cały ten bajzel? - mówiąc to wskazał okrężnym ruchem, tak jakby chcąc mu zakreślić budynek teatru w kółeczko. - Wątpię, Artem. To za duże obciążenie dla drugiego człowieka. Zresztą... nawet drugi tancerz nie dałby rady utrzymać mojego tempa. - dodał dla przekory, uśmiechając się kącikiem ust i popijając uśmiech kolejnym łykiem kawy. - A Ty, Artem? Jak Twoje życie jako samodzielnego studenta? Dajesz sobie radę czy masz kogoś, kto Ci gotuje? - Błękitne tęczówki zalśniły rozbawione, spoglądając wprost w oczy młodego Rosjanina. Dorósł, pozmieniało mu się trochę w głowie to i może w sercu. Kto go tam wie. Nie znał go AŻ tak dobrze.
Gdzieś w tle było słychać otwierane drzwi i gwar tancerzy i tancerek, którzy również stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie skoczenie na lunch.
Zaśmiał się marszcząc przy tym nos. Usiadł grzecznie na krześle obok znajomego i namyślił się chwilę.
- Dobrze. W takim razie możemy spróbować. - uśmiechnął się szeroko – Ale nie gwarantuję, że będę takim cudownym, usłuchanym uczniem… Przede wszystkim nie widzi mi się zakładanie tych jakże przeseksownych rajstopek... Także już możesz szykować się mentalnie. - nonszalancko odgarnął włosy do tyłu, po czym zaraz się skrzywił – Ano zdarza się, że zapalę, ale staram się no tak… Nie za dużo… - jego tłumaczenie brzmiało, jakby ojciec nagle go na tym przyłapał, bo i on miał zbyt sprzyjających poglądów na ten temat. - Ale nie bij proszę! - uniósł kącik ust w uśmiechu. Ten sam gest powtórzył do kobiety, która przyniosła im napoje. Od razu złapał za ucho kubka, ogrzewając sobie na jego gorącej powierzchni palce. Wsłuchał się w jego krótki monolog, kiwając głową z podziwem i pijąc spokojnie swoją herbatę.
- O tak! Koniecznie muszę się zjawić. - uśmiechnął się serdecznie – ...Jak to bez całej grupy? Właśnie mi popsułeś wszystkie plany! - przetarł niewidzialną łezkę i zaśmiał się pod nosem – Mogę wziąć mojego… Przyjaciela. Mhm… - podrapał się po policzku i pokiwał głową, jakby sobie przytakując. Wziął łyk herbaty i spojrzał na niego spokojnie i jakby, w ten swój sposób, łagodnie.
- Czy ja wiem? Wydaje mi się, że na pewno ktoś taki mógłby się znaleźć. Ja tam wieżę, że zawsze jest gdzieś ta druga połówka. No wiesz… Przeznaczenie i te sprawy. - machnął ręką z uśmiechem i zaraz pstryknął go w czoło. - Tak jest! Ja to wszystko wiem! - wyszczerzył się i wzruszył ramionami zaraz dopijając swój napój.
- O matko co u mnie… Mieszkam sobie tutaj. Mam dom i dwa psiaki! Są najcudowniejsze! Jeden to jeszcze taka malusia kuleczka… - rozczulił się i westchnął z uśmichem - Teoretycznie matka tu też pomieszkuje, ale sprowadza się to do tego, że dziewięćdziesiąt pięć procent czasu spędza u ojca w Moskwie. - oparł brodę na pięści i spojrzał na Słowika w ten sam sposób. No tak… Akurat nigdy nie mógł powiedzieć, że jego rodzicie byli obecni w jego życiu. Pierwsze siedem lat w Moskwie i później półtora roku we Francji. To było na tyle. Resztę czasu spędził w głównej mierze pod opieką dziadków, gosposi czy kogokolwiek, ale rodziców prawie nie było. Mimo wszystko przyzwyczaił się i dzięki temu, starał się doceniać każdą chwilę, gdy w końcu miał niedaleko matkę lub gdy miał okazję, by pojechać do Rosji i spotkać się z ojcem…
– Gotuje sam! Pff… Wypraszam sobie. Jestem w tym świetny! - teatralnie strzepnął sobie kurz z ramienia – Ale i tak mam gosposię, bo jednak sam nie dałbym rady ogarnąć całego domu. W weekendy pracuję w klubie lub restauracji. Jestem barmanem. - odwrócił głowę w stronę ludzi, którzy zaczęli schodzić się do kawiarenki. A było na co patrzeć! Uśmiechnął się do siebie i przeniósł wzrok na swojego rozmówcę – Trochę podróżowałem. Zanim się tu pojawiłem, mieszkałem we Włoszech i we Francji. W końcu, gdy już przenieśliśmy się do Kanady zacząłem uczyć się w Riverdale. Może ci się tam kiedyś obiło o uszy. Co tam jeszcze… - zamyślił się i zaczął stukać swoimi długimi palcami o blat stolika – Tak jak już wspominałem, biegam i trzymam formę! Nie wiem co tam jeszcze… No życie studenta! Trzeba robić wszystko, byleby się nie uczyć; jak najwięcej imprezować i szaleć!
- Dobrze. W takim razie możemy spróbować. - uśmiechnął się szeroko – Ale nie gwarantuję, że będę takim cudownym, usłuchanym uczniem… Przede wszystkim nie widzi mi się zakładanie tych jakże przeseksownych rajstopek... Także już możesz szykować się mentalnie. - nonszalancko odgarnął włosy do tyłu, po czym zaraz się skrzywił – Ano zdarza się, że zapalę, ale staram się no tak… Nie za dużo… - jego tłumaczenie brzmiało, jakby ojciec nagle go na tym przyłapał, bo i on miał zbyt sprzyjających poglądów na ten temat. - Ale nie bij proszę! - uniósł kącik ust w uśmiechu. Ten sam gest powtórzył do kobiety, która przyniosła im napoje. Od razu złapał za ucho kubka, ogrzewając sobie na jego gorącej powierzchni palce. Wsłuchał się w jego krótki monolog, kiwając głową z podziwem i pijąc spokojnie swoją herbatę.
- O tak! Koniecznie muszę się zjawić. - uśmiechnął się serdecznie – ...Jak to bez całej grupy? Właśnie mi popsułeś wszystkie plany! - przetarł niewidzialną łezkę i zaśmiał się pod nosem – Mogę wziąć mojego… Przyjaciela. Mhm… - podrapał się po policzku i pokiwał głową, jakby sobie przytakując. Wziął łyk herbaty i spojrzał na niego spokojnie i jakby, w ten swój sposób, łagodnie.
- Czy ja wiem? Wydaje mi się, że na pewno ktoś taki mógłby się znaleźć. Ja tam wieżę, że zawsze jest gdzieś ta druga połówka. No wiesz… Przeznaczenie i te sprawy. - machnął ręką z uśmiechem i zaraz pstryknął go w czoło. - Tak jest! Ja to wszystko wiem! - wyszczerzył się i wzruszył ramionami zaraz dopijając swój napój.
- O matko co u mnie… Mieszkam sobie tutaj. Mam dom i dwa psiaki! Są najcudowniejsze! Jeden to jeszcze taka malusia kuleczka… - rozczulił się i westchnął z uśmichem - Teoretycznie matka tu też pomieszkuje, ale sprowadza się to do tego, że dziewięćdziesiąt pięć procent czasu spędza u ojca w Moskwie. - oparł brodę na pięści i spojrzał na Słowika w ten sam sposób. No tak… Akurat nigdy nie mógł powiedzieć, że jego rodzicie byli obecni w jego życiu. Pierwsze siedem lat w Moskwie i później półtora roku we Francji. To było na tyle. Resztę czasu spędził w głównej mierze pod opieką dziadków, gosposi czy kogokolwiek, ale rodziców prawie nie było. Mimo wszystko przyzwyczaił się i dzięki temu, starał się doceniać każdą chwilę, gdy w końcu miał niedaleko matkę lub gdy miał okazję, by pojechać do Rosji i spotkać się z ojcem…
– Gotuje sam! Pff… Wypraszam sobie. Jestem w tym świetny! - teatralnie strzepnął sobie kurz z ramienia – Ale i tak mam gosposię, bo jednak sam nie dałbym rady ogarnąć całego domu. W weekendy pracuję w klubie lub restauracji. Jestem barmanem. - odwrócił głowę w stronę ludzi, którzy zaczęli schodzić się do kawiarenki. A było na co patrzeć! Uśmiechnął się do siebie i przeniósł wzrok na swojego rozmówcę – Trochę podróżowałem. Zanim się tu pojawiłem, mieszkałem we Włoszech i we Francji. W końcu, gdy już przenieśliśmy się do Kanady zacząłem uczyć się w Riverdale. Może ci się tam kiedyś obiło o uszy. Co tam jeszcze… - zamyślił się i zaczął stukać swoimi długimi palcami o blat stolika – Tak jak już wspominałem, biegam i trzymam formę! Nie wiem co tam jeszcze… No życie studenta! Trzeba robić wszystko, byleby się nie uczyć; jak najwięcej imprezować i szaleć!
Słodka bułka szybko znikała z talerzyka, gdy głodny tancerz się do niego dobrał, słuchając Artema. Legendy o tym, że ludzie związani z baletem jadają tylko sałatę, jajka i owoce to wierutne kłamstwo i Zachariasz nie wyobrażał sobie, żeby po ciężkim dniu nie zjeść czegoś słodkiego albo żeby nie móc zamówić soczystego steka, jeżeli miał przed sobą wiele tygodni występów. Mięso było jego źródłem energii i chociaż nie mógł się nim obżerać po uszy to i tak nie odmawiał sobie takich przyjemności. Wiele lat treningów pomogły mu w utrzymaniu odpowiedniej sylwetki bez przechodzenia na fotosyntezę. Uniósł nieco brew, uśmiechając się kącikiem ust, gdy usłyszał jak młody Rosjanin zgadza się na wspólny trening:
- Artem... nie spodziewam się niczego innego po Tobie. - zarechotał cicho, kręcąc głową. Długie kosmyki opadły na jego czoło, więc odłożył ostatni kęs ciastka na talerzyk i poprawił niesforne kudły. Będzie musiał je nieco przyciąć, bo słyszał od dyrektora, że nie pasuje mu fryzura do księcia w Dziadku. Uroki bycia 'aktorem' i tancerzem w jednym. - Wiesz, że te rajstopy i legginsy to nie obowiązek? Po prostu jest nam tak wygodniej, bo widzimy każdy błąd. I trenerzy też. - dodał spokojniej. - Dam Ci jakiś dres od siebie. Czysty. - Zaznaczył, unosząc dłoń z wyciągniętym palcem w górę w ramach prześmiewczego gestu. Szczerze, miał zamiar dać mu swoje ciuchy, żeby Artem nie musiał się męczyć w poszukiwaniu jakiegoś sportowego stroju na szybko. Przecież to i tak raz, dla zabawy, a może blondyn zobaczy i poczuje, że to wcale nie jest takie łatwe.
Zachariasz kiwnął głową, słuchając o papierosach. Dobrze, że Artem wiedział, iż fajki to naprawdę fatalny pomysł. Młodość miała swoje prawa, ale organizm tego nie musiał rozumieć, więc czasami nikotyna robiła straszne spustoszenie nawet przy biernym paleniu. Tancerz zabrał się za ostatni kęs bułki, kręcąc głową rozbawiony, gdy blondyn zaczął teatralnie przeżywać niemożliwość zaproszenia całej rzeszy ludzi na przedstawienie.
- Pewnie, bierz kogo chcesz. Daj mi tylko znać kto, żebym mógł was na listę wpisać. - Sołowiow był naprawdę poważny w tym momencie. Lubił młodego Rosjanina i chciał mu umożliwić oglądanie baletu, jeżeli sprawiało mu to radość. - Artem... - Zachariasz zaczął, ale nie mógł dokończyć, bo Domashinkov zaczął swój wywód na temat przeznaczenia, miłości i w ogóle związków. Nie chciał o tym rozmawiać. Nie miał ochoty ponownie zagłębiać się w wydarzenia, które go tak zniszczyły. Po prostu... to nadal było za świeże. Za bolesne. A nasz zły chłopiec nie miał ochoty zapadać się w ciemność kolejny raz. Dobry Boże, dopomóż.
- Masz psy? - zdziwiony ton wydarł się z ust tancerza - Musimy się w takim razie spotkać w parku kiedyś. Bies będzie zachwycony. - Owczarek Zachariasza z pewnością byłby zadowolony, gdyby mógł się wylatać z innymi czworonogami. - Jeżeli jesteś taki dobry w gotowaniu to musisz mi kiedyś coś zaserwować. - O Ty! Zachariasz złapał Artema za słówko i biedny, młody Rosjanin miał przechlapane. Teraz Sołowiow mu nie odpuści. Złośliwość to była jedna z jego głównych cech.
- To pozwiedzałeś trochę świata. - stwierdził Zachariasz, otrzepując ręce z resztek okruszków i odstawił talerzyk na bok stołu, żeby im nie zawadzał. Chwycił kubek z kawą i zanurzył usta w zbawiennym napoju bogów. - I baw się, baw. Bo jak będziesz stary i siwy to lepiej, żebyś mówił o tym co zrobiłeś, a czego nie. - Uśmiech przemknął po bladej twarzy tancerza. Nim jednak powiedział kolejne słowa to został zaatakowany przez jakąś dziewczynę z zespołu, która podbiegła do niego od tyłu, zarzucając mu ręce na ramiona. Zachariasz skrzywił się automatycznie, uchylając się przed tancerką i rzucił ku niej pytające, lodowate spojrzenie. Oj, to nie była Natalia. Ona wiedziała, że tak się nie robi. Annie, nowa solistka, uśmiechnęła się szeroko do Słowika:
- No rozchmurz się! - wyparowała głośno, nie zwracając uwagi na Artema.
- Zajęty jestem. Co chcesz? - Lodowata ściana wyrosła pomiędzy Rosjaninem, a kanadyjką, która zmarszczyła czoło, odsuwając się od Sołowiowa.
- Aleś Ty opryskliwy... przywitać się chciałam, bo dzisiaj się nie widzieliśmy.
- ... cześć.
- Matko, Zachariasz. Przestań być takim oziębłym dupkiem. - żachnęła dziewczyna, kręcąc głową, po czym wreszcie skierowała swoje spojrzenie na blondyna. Uniosła brew, oceniając go spojrzeniem, po czym wyciągnęła ku niemu swoją dłoń - Hej, Annie. Solistka. - Zachariasz wykręcił oczami, widząc zachowanie koleżanki. I pomyśleć, że będzie z nią musiał tańczyć w Don Kichot'cie. Błękitne oczy rzuciły tylko nieme przeprosiny w kierunku Artema.
- Artem... nie spodziewam się niczego innego po Tobie. - zarechotał cicho, kręcąc głową. Długie kosmyki opadły na jego czoło, więc odłożył ostatni kęs ciastka na talerzyk i poprawił niesforne kudły. Będzie musiał je nieco przyciąć, bo słyszał od dyrektora, że nie pasuje mu fryzura do księcia w Dziadku. Uroki bycia 'aktorem' i tancerzem w jednym. - Wiesz, że te rajstopy i legginsy to nie obowiązek? Po prostu jest nam tak wygodniej, bo widzimy każdy błąd. I trenerzy też. - dodał spokojniej. - Dam Ci jakiś dres od siebie. Czysty. - Zaznaczył, unosząc dłoń z wyciągniętym palcem w górę w ramach prześmiewczego gestu. Szczerze, miał zamiar dać mu swoje ciuchy, żeby Artem nie musiał się męczyć w poszukiwaniu jakiegoś sportowego stroju na szybko. Przecież to i tak raz, dla zabawy, a może blondyn zobaczy i poczuje, że to wcale nie jest takie łatwe.
Zachariasz kiwnął głową, słuchając o papierosach. Dobrze, że Artem wiedział, iż fajki to naprawdę fatalny pomysł. Młodość miała swoje prawa, ale organizm tego nie musiał rozumieć, więc czasami nikotyna robiła straszne spustoszenie nawet przy biernym paleniu. Tancerz zabrał się za ostatni kęs bułki, kręcąc głową rozbawiony, gdy blondyn zaczął teatralnie przeżywać niemożliwość zaproszenia całej rzeszy ludzi na przedstawienie.
- Pewnie, bierz kogo chcesz. Daj mi tylko znać kto, żebym mógł was na listę wpisać. - Sołowiow był naprawdę poważny w tym momencie. Lubił młodego Rosjanina i chciał mu umożliwić oglądanie baletu, jeżeli sprawiało mu to radość. - Artem... - Zachariasz zaczął, ale nie mógł dokończyć, bo Domashinkov zaczął swój wywód na temat przeznaczenia, miłości i w ogóle związków. Nie chciał o tym rozmawiać. Nie miał ochoty ponownie zagłębiać się w wydarzenia, które go tak zniszczyły. Po prostu... to nadal było za świeże. Za bolesne. A nasz zły chłopiec nie miał ochoty zapadać się w ciemność kolejny raz. Dobry Boże, dopomóż.
- Masz psy? - zdziwiony ton wydarł się z ust tancerza - Musimy się w takim razie spotkać w parku kiedyś. Bies będzie zachwycony. - Owczarek Zachariasza z pewnością byłby zadowolony, gdyby mógł się wylatać z innymi czworonogami. - Jeżeli jesteś taki dobry w gotowaniu to musisz mi kiedyś coś zaserwować. - O Ty! Zachariasz złapał Artema za słówko i biedny, młody Rosjanin miał przechlapane. Teraz Sołowiow mu nie odpuści. Złośliwość to była jedna z jego głównych cech.
- To pozwiedzałeś trochę świata. - stwierdził Zachariasz, otrzepując ręce z resztek okruszków i odstawił talerzyk na bok stołu, żeby im nie zawadzał. Chwycił kubek z kawą i zanurzył usta w zbawiennym napoju bogów. - I baw się, baw. Bo jak będziesz stary i siwy to lepiej, żebyś mówił o tym co zrobiłeś, a czego nie. - Uśmiech przemknął po bladej twarzy tancerza. Nim jednak powiedział kolejne słowa to został zaatakowany przez jakąś dziewczynę z zespołu, która podbiegła do niego od tyłu, zarzucając mu ręce na ramiona. Zachariasz skrzywił się automatycznie, uchylając się przed tancerką i rzucił ku niej pytające, lodowate spojrzenie. Oj, to nie była Natalia. Ona wiedziała, że tak się nie robi. Annie, nowa solistka, uśmiechnęła się szeroko do Słowika:
- No rozchmurz się! - wyparowała głośno, nie zwracając uwagi na Artema.
- Zajęty jestem. Co chcesz? - Lodowata ściana wyrosła pomiędzy Rosjaninem, a kanadyjką, która zmarszczyła czoło, odsuwając się od Sołowiowa.
- Aleś Ty opryskliwy... przywitać się chciałam, bo dzisiaj się nie widzieliśmy.
- ... cześć.
- Matko, Zachariasz. Przestań być takim oziębłym dupkiem. - żachnęła dziewczyna, kręcąc głową, po czym wreszcie skierowała swoje spojrzenie na blondyna. Uniosła brew, oceniając go spojrzeniem, po czym wyciągnęła ku niemu swoją dłoń - Hej, Annie. Solistka. - Zachariasz wykręcił oczami, widząc zachowanie koleżanki. I pomyśleć, że będzie z nią musiał tańczyć w Don Kichot'cie. Błękitne oczy rzuciły tylko nieme przeprosiny w kierunku Artema.
- Świetnie. Już się szykuj, bo jeszcze ci ukradnę rolę. - puścił mu oczko i zaśmiał się – W sumie to mądre… My też zawsze zakładamy jakieś niesamowicie krótkie spodenki, żeby trenerzy wiedzieli co jest nie tak. Nie wiem jak to działa, ale mają jakiś rentgen w oczach. Ostatnio mnie opieprzyli, że źle się wybijam przy starcie, bo jestem zbyt nisko nad ziemią. Wystarczyło, że się podniosłem z trzy centymetry… - przetarł twarz dłonią i westchnął cicho. Taaak… Jego treningi nie należały do łatwych i przyjemnych, ale porównując je z ćwiczeniem baletu… No tego nie dało się nawet porównać. W tańcu skupiano się zupełnie na innych czynnikach niż podczas biegu. No może prócz jednego – techniki. Tego nie mogło nigdzie zabraknąć.
- Tak! Jeden to szczeniaczek, takiii malusi bernardyn. - westchnął z uśmiechem – A drugi to pitbull. Niby jest ojca, ale widuje go tak często co ja, czyli prawie wcale. - wzruszył ramionami i odgarnął włosy z czoła – Mhm! Salvador i Orionek pewnie będą bardzo zadowoleni, bo kochają towarzystwo wszystkiego co tylko poświęci im sekundę uwagi. A tobie bardzo chętnie coś ugotuję. Możesz wziąć psiaka do mnie. Pobawi się z moimi dzieciaczkami... - oczywiście chodziło mu o zwierzaki - A ja w tym czasie, z przyjemnością, zrobię coś dobrego. Możesz mi powiedzieć jaką lubisz kuchnię… Albo w sumie nie. Niespodzianka. - parsknął śmiechem – Tylko wiesz… Nie będzie to pewnie nic niskokalorycznego. Zrobię sobie cheat day… No i ty też. - rozsiadł się na krześle wielce zadowolony z siebie i słuchał co tam jego towarzysz miał do powiedzenia
Aż wyrwał mu się cichy śmiech, gdy Zachariasz jakże delikatnie zwrócił uwagę koleżance. Ach ta ruska przyzwoitość i delikatność…
- Artem. - uśmiechnął się kącikiem ust i uścisnął jej dłoń, mimo że uważał to za nieco zbędne – Jak już się tak wymieniamy tytułami to biegacz na dystans sześciuset metrów, ewentualnie długodystansowiec. - pokręcił głową rozbawiony i westchnął przenosząc wzrok na mężczyznę.
- Dobra… Co ja tam… - podrapał się po nosie starając się przypomnieć o czym mówili przed tym – Nie wiem. - westchnął ciężko i spojrzał na Słowika zażenowany – Rozumie rosyjski? - rzucił do niego, chociaż jeśli młoda kobieta zrozumiała to i tak mogłaby mu odpowiedzieć.
- Coś nie widzę, żebyś do niej pałał sympatią. - wyszczerzył się się nawet nie kłopocząc się, by zaczekać z odpowiedzią z jego strony, a tym bardziej że mogłoby to być jakieś niegrzeczne czy niestosowne w stosunku dla dziewczyny – Także możemy skoczyć na dwór albo do tej sali, żebym mógł się ci przypatrzeć przy piruecikach. No chyba, że chcesz mnie zapoznać z koleżanką! - zaśmiał się i pokręcił głową – Hmmm?
- Tak! Jeden to szczeniaczek, takiii malusi bernardyn. - westchnął z uśmiechem – A drugi to pitbull. Niby jest ojca, ale widuje go tak często co ja, czyli prawie wcale. - wzruszył ramionami i odgarnął włosy z czoła – Mhm! Salvador i Orionek pewnie będą bardzo zadowoleni, bo kochają towarzystwo wszystkiego co tylko poświęci im sekundę uwagi. A tobie bardzo chętnie coś ugotuję. Możesz wziąć psiaka do mnie. Pobawi się z moimi dzieciaczkami... - oczywiście chodziło mu o zwierzaki - A ja w tym czasie, z przyjemnością, zrobię coś dobrego. Możesz mi powiedzieć jaką lubisz kuchnię… Albo w sumie nie. Niespodzianka. - parsknął śmiechem – Tylko wiesz… Nie będzie to pewnie nic niskokalorycznego. Zrobię sobie cheat day… No i ty też. - rozsiadł się na krześle wielce zadowolony z siebie i słuchał co tam jego towarzysz miał do powiedzenia
Aż wyrwał mu się cichy śmiech, gdy Zachariasz jakże delikatnie zwrócił uwagę koleżance. Ach ta ruska przyzwoitość i delikatność…
- Artem. - uśmiechnął się kącikiem ust i uścisnął jej dłoń, mimo że uważał to za nieco zbędne – Jak już się tak wymieniamy tytułami to biegacz na dystans sześciuset metrów, ewentualnie długodystansowiec. - pokręcił głową rozbawiony i westchnął przenosząc wzrok na mężczyznę.
- Dobra… Co ja tam… - podrapał się po nosie starając się przypomnieć o czym mówili przed tym – Nie wiem. - westchnął ciężko i spojrzał na Słowika zażenowany – Rozumie rosyjski? - rzucił do niego, chociaż jeśli młoda kobieta zrozumiała to i tak mogłaby mu odpowiedzieć.
- Coś nie widzę, żebyś do niej pałał sympatią. - wyszczerzył się się nawet nie kłopocząc się, by zaczekać z odpowiedzią z jego strony, a tym bardziej że mogłoby to być jakieś niegrzeczne czy niestosowne w stosunku dla dziewczyny – Także możemy skoczyć na dwór albo do tej sali, żebym mógł się ci przypatrzeć przy piruecikach. No chyba, że chcesz mnie zapoznać z koleżanką! - zaśmiał się i pokręcił głową – Hmmm?
W jakiś dziwny sposób cieszył się że Artem rozumie niektóre pojęcia związane z jego zawodem. Nigdy nie był człowiekiem, który przejmował się opinią innych, aczkolwiek lżej mu było rozmawiać, kiedy młody Rosjanin po prostu żartował z niektórych spraw, nie traktując tego poważnie. Dzięki temu Zachariasz nie miał poczucia kolejnej ściany, którą często budował podczas dialogów z innymi ludźmi. Może to fakt tego, że Artem za dziecka zakochał się w balecie, a może tego, iż sam uprawiał sport. Ciężko stwierdzić, a Sołowiow nie bardzo miał ochotę rozkładać wszystkiego na części pierwsze i bawić się w psychologa. To nie był jego konik. Wolał zaakceptować niektóre rzeczy, niż bić się z nimi w nierównej walce. Niestety, kolejna walka na niego czekała i nie mógł odpowiedzieć Artemowi na temat psów i ewentualnego, wspólnego spaceru. Annie widocznie nie rozumiała słowa 'nie' i Zachariasz wręcz obrastał szronem, a lód zamieszkał w jego błękitnych tęczówkach. Nigdy nie rozumiał kobiet jej typu. Nie miał ochoty na wspólne przytulanki na oczach wszystkich, tak samo jak nie miał ochoty na jakiekolwiek przytulanki. Młoda solistka żyła w świecie, w którym każdy ją celebrował. Była królową sceny, młodziutką i głupią, ale piękną - nawet Słowik, który pałał do niech niechęcią potrafił to przyznać. Uroda jednak była jej jedynym atutem, a tancerz miał jej serdecznie dość. Czuł się jak zwierzę wystawowe, kiedy dziewczyna za każdym razem próbowała publicznie kleić się do niego. Wiedział, czemu.
Miłość nie była powodem.
Annie chciała sławy, a któż byłby lepszą ofiarą niż słynny Zachariasz Sołowiow? Każdy jej ruch miał przekonać balet i ich współpracowników, że Słowik i Annie to najlepsi przyjaciele - prosta droga na szczyt. Niestety, trafiła źle, bo obraz, jaki sobie wymalowała w głowie nijak nie zgadzał się z tym, jaki naprawdę był Zachary. Dlatego jej podrygi działały mu na nerwy, a on dokładał kolejne cegiełki do swojego muru. Artem miał szczęście poznać tą lepszą część Sołowiowa. Annie, niestety, była coraz bliżej tego słynnego Bad Boya, jak nazwała go kiedyś prasa.
- Nie, nie rozumie. - odparł bezczelnie po angielsku, nie kwapiąc się nawet na delikatność. Po prostu podniósł się z krzesła, górując teraz nad drobną dziewczyną, a błyszczące tęczówki epatowały chłodem - Annie, na miłość boską, mówiłem Ci tyle razy, że tak się nie robi. Chciałaś się przywitać, mogłaś pomachać. - powiedział jej prosto w twarz, nie unosząc nawet tonu swojego głosu. Mówił cicho i spokojnie, ale każde słowo przesiąknięte było niechęcią i oschłością. Dziewczyna zbladła na ślicznej buźce, jak gdyby nie spodziewała się takiego ataku ze strony tancerza. Otworzyła usta, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa, więc Słowik prychnął pod nosem, odwracając głowę w kierunku Artema:
- Chodź. Pójdziemy na jedną z sal, tylko uprzednio skoczę po jakiś dres dla Ciebie. Tam przynajmniej nikt nam nie będzie przerywał rozmowy. - Mówiąc to, odbił się od krawędzi stołu, wymijając posągową postać dziewczyny, która naprawdę zapomniała języka w gębie. Gdzieś w tle słychać było chichoty grupy, która przyszła razem z nią. Tego mogli się po nim spodziewać. Sołowiow nie pałał się do kontaktów międzyludzkich i część osób o tym wiedziała aż za dobrze. Zresztą, Natalia, która aktualnie jeszcze miała chwilę wolnego też o tym wiedziała i nie omieszkała ostrzec innych przed podobnymi wyczynami. Lepiej tego nie robić.
Miłość nie była powodem.
Annie chciała sławy, a któż byłby lepszą ofiarą niż słynny Zachariasz Sołowiow? Każdy jej ruch miał przekonać balet i ich współpracowników, że Słowik i Annie to najlepsi przyjaciele - prosta droga na szczyt. Niestety, trafiła źle, bo obraz, jaki sobie wymalowała w głowie nijak nie zgadzał się z tym, jaki naprawdę był Zachary. Dlatego jej podrygi działały mu na nerwy, a on dokładał kolejne cegiełki do swojego muru. Artem miał szczęście poznać tą lepszą część Sołowiowa. Annie, niestety, była coraz bliżej tego słynnego Bad Boya, jak nazwała go kiedyś prasa.
- Nie, nie rozumie. - odparł bezczelnie po angielsku, nie kwapiąc się nawet na delikatność. Po prostu podniósł się z krzesła, górując teraz nad drobną dziewczyną, a błyszczące tęczówki epatowały chłodem - Annie, na miłość boską, mówiłem Ci tyle razy, że tak się nie robi. Chciałaś się przywitać, mogłaś pomachać. - powiedział jej prosto w twarz, nie unosząc nawet tonu swojego głosu. Mówił cicho i spokojnie, ale każde słowo przesiąknięte było niechęcią i oschłością. Dziewczyna zbladła na ślicznej buźce, jak gdyby nie spodziewała się takiego ataku ze strony tancerza. Otworzyła usta, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa, więc Słowik prychnął pod nosem, odwracając głowę w kierunku Artema:
- Chodź. Pójdziemy na jedną z sal, tylko uprzednio skoczę po jakiś dres dla Ciebie. Tam przynajmniej nikt nam nie będzie przerywał rozmowy. - Mówiąc to, odbił się od krawędzi stołu, wymijając posągową postać dziewczyny, która naprawdę zapomniała języka w gębie. Gdzieś w tle słychać było chichoty grupy, która przyszła razem z nią. Tego mogli się po nim spodziewać. Sołowiow nie pałał się do kontaktów międzyludzkich i część osób o tym wiedziała aż za dobrze. Zresztą, Natalia, która aktualnie jeszcze miała chwilę wolnego też o tym wiedziała i nie omieszkała ostrzec innych przed podobnymi wyczynami. Lepiej tego nie robić.
Artem nieco zagubiony przyglądał się tej całej scence, która nie była dla niego, ani dla dziewczyny zbyt komfortowa. Mimo, że spotykał się z wieloma takimi przypadkami to nadal było to dla niego czymś do czego czuł niechęć. U niego jednak tym czynnikiem, który wszystkich przyciągał nie była sława lecz pieniądze. Mimo, że nie chwalił się na prawo i lewo tym kim byli jego rodzice i on to i tak po jakimś czasie ludzie łączyli fakty. Takim właśnie sposobem nagle każdy chciał mieć w nim najlepszego przyjaciela. No bo przecież dla takiego to jakąś pożyczka to nic, a w ogóle zabawa w sponsoring jest jeszcze lepsza… Ludzie tacy już byli i Artem albo ktokolwiek inny już nie dałby rady tego zmienić czy w ogóle czegokolwiek z tym zrobić.
- Boooże Zachariasz… Jaki ty milutki. - westchnął cicho i pokręcił głową. Uśmiechnął się krzywo przechodząc obok nowo poznanej dziewczyny, która wyglądała jakby co najmniej miała zaraz dostać zawału i podążył za towarzyszem.
- Ej, wiesz co… - od razu zmienił ton, jakby już zapomniał o tym co stało się dosłownie chwilę temu i wyszczerzył się – Matka chciała mnie wysłać na balet jak byłem mały. Zamiast pójść na pierwsze zajęcia, spieprzyłem do pobliskiego parku dokarmiać kaczki w stawie i tyle było z mojej kariery. Cholerrrra! A może byłbym teraz takim baletnisiem jak ty… Zaprzepaściłem sobie całą przyszłość… Dramat! - teatralnie przyłożył sobie wierzch dłoni do czoła jakby zaraz miał zemdleć.
Gdy dotarli już do sali, Artem od razu wbiegł do niej i zaczął skakać jakby udawał jakieś baletnice. Imitacje piruetów i szpagatów też nie były zbytnio imponujące, ale przynajmniej biegał szybko i nie męczył się… Taaaak… Po dwóch minutach dał sobie spokój, głęboko się ukłonił i zaczął machać do widowni w postaci jego kompana oraz przecierał niewidzialne łezki wzruszenia.
- Co ty na to? - zaśmiał się podchodząc do Sołowiowa – Jesteś dumny?
- Boooże Zachariasz… Jaki ty milutki. - westchnął cicho i pokręcił głową. Uśmiechnął się krzywo przechodząc obok nowo poznanej dziewczyny, która wyglądała jakby co najmniej miała zaraz dostać zawału i podążył za towarzyszem.
- Ej, wiesz co… - od razu zmienił ton, jakby już zapomniał o tym co stało się dosłownie chwilę temu i wyszczerzył się – Matka chciała mnie wysłać na balet jak byłem mały. Zamiast pójść na pierwsze zajęcia, spieprzyłem do pobliskiego parku dokarmiać kaczki w stawie i tyle było z mojej kariery. Cholerrrra! A może byłbym teraz takim baletnisiem jak ty… Zaprzepaściłem sobie całą przyszłość… Dramat! - teatralnie przyłożył sobie wierzch dłoni do czoła jakby zaraz miał zemdleć.
Gdy dotarli już do sali, Artem od razu wbiegł do niej i zaczął skakać jakby udawał jakieś baletnice. Imitacje piruetów i szpagatów też nie były zbytnio imponujące, ale przynajmniej biegał szybko i nie męczył się… Taaaak… Po dwóch minutach dał sobie spokój, głęboko się ukłonił i zaczął machać do widowni w postaci jego kompana oraz przecierał niewidzialne łezki wzruszenia.
- Co ty na to? - zaśmiał się podchodząc do Sołowiowa – Jesteś dumny?
Wykręcił oczami młynka słysząc komentarz Artema na temat jego zachowania. Nie każdy miał szczęście i spotykał się z takim Słowikiem jakiego znał młody Rosjanin. Większość świata znała go właśnie jako lodowatą statuę, która nie miała najmniejszego zamiaru udawać, że co jej nie przeszkadza:
- Zapomnij o tym. - uciął temat, wchodząc po schodach i kierując się do sali treningowej, która aktualnie była pusta i do użytku tylko dla tej dwójki. Kiedy blondyn wspomniał na temat ucieczki z zajęć tanecznych za młodu, Zachariasz parsknął pod nosem cichym śmiechem. Nie wyobrażał sobie Domashnikova jako solisty, biorąc pod uwagę jego zadziorność i frywolność - o ile Sołowiow sam nie był przykładnym tancerzem to wiedział od młodości, że będzie musiał robić pod linijkę tak jak mu każą. Nie miał odwrotu. Dla Artema wyszło to na dobre, mógł pójść swoją ścieżką i robić to, na co miał ochotę.
- Artem... nigdy byś nie był taki jak ja. - odpowiedział jedynie mężczyzna, zerkając na młodego blondyna jasnymi oczami i unosząc brew w geście, który można było odebrać tylko jako prztyk. Nim jednak usłyszał jakąkolwiek ripostę ujrzał najdziwniejszy pokaz jaki tylko mógł. Stał w drzwiach, pozwalając niedoszłej baletnicy wyginać śmiało ciało i wykręcać się w tylko sobie znane kierunki. Sołowiow pokręcił głową spoglądając szczerze rozbawiony na młodzika, po czym teatralnie westchnął, gdy ten skłonił się jak na scenie i zaczął machać jak Miss Universe:
- Już chciałem dzwonić po egzorcystę. - parsknął, po czym odbił się od framugi, o którą się opierał od dobrej minuty. Przeszedł przez parkiet w kierunku swojej torby i wyciągnął z niej czyste, dresowe spodnie, które rzucił Artemowi - Trzymaj. Będzie Ci wygodniej. W nich zobaczymy cały Twój kunszt. - dodał, samemu siadając i ściągając swoje ciepłe kapcie ze stóp. - No i zobaczymy czy czasami kaczki rzeczywiście nie zaprzepaściły Twojej kariery. - Tu wygiął kącik ust w grymasie przypominającym uśmiech... po czym jak gdyby nigdy nic zaczął się rozciągać.
Domashnikov naprawdę miał mieć trening. Biedny!
- Zapomnij o tym. - uciął temat, wchodząc po schodach i kierując się do sali treningowej, która aktualnie była pusta i do użytku tylko dla tej dwójki. Kiedy blondyn wspomniał na temat ucieczki z zajęć tanecznych za młodu, Zachariasz parsknął pod nosem cichym śmiechem. Nie wyobrażał sobie Domashnikova jako solisty, biorąc pod uwagę jego zadziorność i frywolność - o ile Sołowiow sam nie był przykładnym tancerzem to wiedział od młodości, że będzie musiał robić pod linijkę tak jak mu każą. Nie miał odwrotu. Dla Artema wyszło to na dobre, mógł pójść swoją ścieżką i robić to, na co miał ochotę.
- Artem... nigdy byś nie był taki jak ja. - odpowiedział jedynie mężczyzna, zerkając na młodego blondyna jasnymi oczami i unosząc brew w geście, który można było odebrać tylko jako prztyk. Nim jednak usłyszał jakąkolwiek ripostę ujrzał najdziwniejszy pokaz jaki tylko mógł. Stał w drzwiach, pozwalając niedoszłej baletnicy wyginać śmiało ciało i wykręcać się w tylko sobie znane kierunki. Sołowiow pokręcił głową spoglądając szczerze rozbawiony na młodzika, po czym teatralnie westchnął, gdy ten skłonił się jak na scenie i zaczął machać jak Miss Universe:
- Już chciałem dzwonić po egzorcystę. - parsknął, po czym odbił się od framugi, o którą się opierał od dobrej minuty. Przeszedł przez parkiet w kierunku swojej torby i wyciągnął z niej czyste, dresowe spodnie, które rzucił Artemowi - Trzymaj. Będzie Ci wygodniej. W nich zobaczymy cały Twój kunszt. - dodał, samemu siadając i ściągając swoje ciepłe kapcie ze stóp. - No i zobaczymy czy czasami kaczki rzeczywiście nie zaprzepaściły Twojej kariery. - Tu wygiął kącik ust w grymasie przypominającym uśmiech... po czym jak gdyby nigdy nic zaczął się rozciągać.
Domashnikov naprawdę miał mieć trening. Biedny!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach