Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zaczął się okres białych nocy. Zachodnia stolica Rosji cieszyła mieszkańców i turystów przyciemnionymi, nieco bladymi barwami. Od czystych okien w odnowionych kamienicach odbijało się blade niebo w czarnych chmurach. Studenci i młodzież zważając na łagodniejszy klimat decydowali się na dłuższe zabawy w mieście. Były to ich ostatnie, przedsesyjne chwile odpoczynku.
Ach, szkoda tylko, że po dwudziestej drugiej większość mostów zostaje podniesiona, a do przejścia na kolejną wyspę nie pomoże nawet google maps. Tej nocy Garik postanowił odpuścić, nie szukać drogi do domu, nie spinać się i raz dać sobie luzu w towarzystwie innych. Powlókł się za studentami prosto do pubu. Przebrał się z koszuli, krawata i spodni z kantem, w ulubioną, czarną koszulkę na krótki rękaw i tego samego koloru bojówki. Na niedopasowane buty nie zwracał uwagi. Zmoczył ręce i odgarnął włosy do tyłu. Przejrzał się w lustrze i uśmiechnął.
No… Już kilka lat mniej.
Podał kelnerowi kilka tysięcy rubli i poprosił, by za każdym razem kiedy podejdzie do baru, dostawał to co zechce. Noc zaczął od russian mule. A skończył z…?
Po północy wyszedł z grupką nowych znajomych na papierosa. Śmiali się i głośno gadali po rosyjsku. Kto gdzie studiuje, czy pracuje, co się podoba, kto się podoba i tak dalej. Czasami ktoś zaczepiał wchodzącą do baru studentkę czy studenta. Garik również! Uznał, że ten chuderlak zza granicy będzie idealny. Jakby nigdy nic, kiedy tylko się zbliżył podstawił mu nogę.
- О, пожалуйста, извините меня. – powiedział z udawaną troską i pochylił się, niby to chcąc go podnieść. Szybko jednak zmienił zdanie i odsunął się. – Amerykaniec?
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Petersburg był gotów powitać tak samo, jak niegdyś pożegnał Anglię. Wystrzelonym w górę środowym palcem. Nie odpowiadał mu klimat, nie odpowiadali mu ludzie, nawet myszy chadzające nocą po bardziej opustoszałych uliczkach. Już przed wyjazdem był wściekł jak rój os trzaśnięty kijem. Wyjazd szkoleniowy nie był absolutnie żadnym problemem, pod warunkiem, że portrecisty akurat nie trawił wyjątkowo podły nastrój. A wysyłanie go gdziekolwiek z tym cholernym idiotą jedynie potęgowało ogólne rozdrażnienie. Był gotów znieść każde inne towarzystwo, ale nie tego starego pryka Martina. Rudy mężczyzna z brzuchem, którego zwały tłuszczy wyraźnie przelewały się nad paskiem od mundurowych spodni, kroczył wiernie tuż obok, nie spuszczając towarzysza z okowów czujnego wzroku. Praca z tutejszą policją nie byłaby wcale taka zła, gdyby nie ten ciągły trajkot, który każdym słowem wprawiał rudy wąs w drżenie, a to irytowało najbardziej na świecie, doprowadzając do białej gorączki chyba nie tylko samego Sketcha. Nieubieganie dobiegający dzień również nie zwiastował niczego dobrego. Tyle godzin z rzędu słuchania rozmaitych, ale wcale nie dobrych jakościowo żartów męczyło człowieka. Sytuacji nie poprawiał stale ślęczący nad ramieniem zwierz, którego paskudny rechot obijał się o wszystko dookoła, trafiając w bruneta ze zdwojoną siłą. Nie wiedział — i był gotów oddać rękę, część płuca, roczną wypłatę siostry i ulubioną ciotką — jakim cudem Martin zaciągnął go (bo bezsprzecznie siłą) do jakiego przydrożnego baru. Cudem tylko wyplątał materiał cienkiej kurtki z uścisku rudego mężczyzny, wyzywając go wcale nie tak cicho od najgorszych. I gdy już jeden oprawca zniknął, a Morningstar nabrał nadziei, że w spokoju zawróci, to los raz jeszcze zamachał mu wygraną na loterii przed nosem i zepchnął na pysk. Niemal dosłownie, bo tylko wyciągnięcie rąk w odpowiednim momencie uratowało jego pysk przed spotkaniem z twardą glebą. Zgrzytnął niewidocznie zębami, a coś w tyle znów zaśmiało się tak głośno, iż pomyślał, że moc tego dźwięku znów zwali go na kolana.
„Amerykaniec?”
Gdyby wyciągnięto w jego kierunku pomocną rękę, niewątpliwie by ją odtrącił. Dlatego może lepiej się stało, że winowajca odsunął się na tę nieszczęsną odległość. W takich chwilach żałował, że nie miał własnej odznaki.
CO BYŚ Z NIĄ ZROBIŁ? WCISKAŁ LUDZIOM W TWARZ?
Kpiący ton rozbrzmiał tuż przy uchu, tym razem znacznie ciszej, wręcz subtelnie. Zignorował to najlepiej, jak potrafił, wątpliwy zapas energii poświęcając na wstanie do pionu.
- Anglik, dziękuję bardzo, wszystko w porządku - warkliwy ton, mimo iż wcale nie głośny, to jednak brzmiał wyraźnie ponad rozmowami zebranej dookoła grupy. Teraz odrobinę zabrakło mu Martina, bo przynajmniej mógłby ich wszystkich wybić poczuciem humoru. Poprawił materiał kurtki, posyłając mężczyźnie krótkie, wyjątkowo nieprzychylne spojrzenie.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Ah, Anglik. Przykro mi. – odpowiedział po angielsku z mocnym rosyjskim akcentem. Uśmiechnął się i na chwilę rzucił okiem na towarzystwo. Nie zwracali na niego dłużej uwagi, bardzo dobrze. Chyba ostatnie czego teraz by chciał, to być zdanemu na łaskę grupie baranów.
- Jak to jest, że nawet z kolcami w dupie potraficie być tacy mili i uroczy? – zasłonił mu wejście do klubu – To jakaś wasza celtycka technika? Może opowiesz mi o niej przy piwie? – wyrzucił na ziemię peta i przygniótł go butem.
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Mimowolnie również powiódł wzrokiem do zebranej grupki i od razu poczuł się jeszcze bardziej nie na miejscu. Kluby ani w ogóle większe towarzystwa nie były jego bajką i w tym momencie jeszcze bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu. Sam nie wiedział jakim cudem wciąż stał w miejscu. Normalnie już dawno odwróciłby się na pięcie, zignorował wszystkie 'powinieneś' — samemu najlepiej wiedząc co powinien — i poszedł w swoją stronę. Stojący naprzeciw mężczyzna nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia i w ogóle emanował jakąś nieprzyjemną aurą, której portrecista zwykle unikał. W sekundę później nawiedziła go myśl, że unikał przecież wszystkich i być może odrobinę pochopnie ocenił Rosjanina. Wrażenie to prysło równie szybko, co się pojawiło, gdy tylko padło pytanie i... propozycja. Ta ściągnęła brwi bruneta ku sobie, jakby przyszło mu słuchać czegoś tak niedorzecznego, że nie był w stanie objąć tego umysłem.
- Nie sądzę, by było o czym opowiadać - odparł od razu po zebraniu myśli. Widząc, jak mężczyzna zastępuje mu drogę do wejścia, gdzieś tam we wnętrzu nawet się ucieszył, bo dzięki temu zdobył mocny argument do zawrócenia. Cofnął się o profilaktyczny krok w tył, tak na wypadek, gdyby jego przestrzeń osobista miała zostać naruszona, a sama myśl o podobnej sytuacji wykręcała mu żołądek w nieprzyjemny supeł.
- Poza tym masz już towarzystwo, niestosownym byłoby cię od niego odrywać.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Już nie pierdziel tylko właź do środka. Koledzy są zajęci, ja nie wziąłem kurtki, a jak zauważyłeś jest cholernie zimno. - dziesięć stopni? Może ciut mniej. Ech, ruskie wiosny nie znają litości. Pogłaskał się po ramionach i przybliżył do wejścia. – Gdzie znajdziesz Rosjanina gadającego po angielsku, który chce ci stawiać? – uśmiechnął się – No chodź, udowodnisz, że nie jesteś jakimś tam Amerykańcem. – nacisnął na klamkę i obejrzał się na towarzysza. Spokojnie czekał na jego ruch, a jeśli ten stchórzył...
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
- Ktoś tu zakazał kurtek? - uniósł brew z nieukrywanym powątpiewaniem, będąc o krok od zaplecenia rąk na piersi. Przez te kilkanaście sekund rozmowy doszedł do wniosku, że Rosjanin nie był typem, z którym chciał spędzić ten wieczór. W ogóle z nikim nie chciał go spędzać a tak tylko stał się jeszcze gorszy do zniesienia.
- Nie szukam nikogo takiego, więc podziękuję - machnął krótko ręką, już samym tym gestem przekazując, że nic z tego. Że nie wejdzie do cholernego baru, nie nabije się cholernego piwa i nie porozmawia z cholernym natrętem. Zdążył też dwa razy zapomnieć o współpracowniku, więc i nie czuł żadnych wyrzutów, odwracając się w drugą stronę, odchodząc powoli od całego tego zbiorowiska. I tak było za zimno.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Odmawia? To wstydzioch, tchórz czy nudziarz? Oby to pierwsze, tacy są zwykle najciekawsi… Amerykaniec zdążył się odwrócić, a Garik bez wahania dopadł go i mocno złapał za nadgarstek. Pociągnął do lokalu i pchnął przed siebie.
- Kogo ty oszukujesz! Nie przychodzi się do baru tylko po to, by sprzed niego uciekać. – jeśli towarzysz nie zamierzał iść, złapał go w talii i zaprowadził dalej do środka. – Wy na zachodzie za dużo myślicie. Ciągle znajdujecie sobie problemy, a tu… - mówiąc to wbijał mu palec w klatkę piersiową - Wystarczy usiąść i już. Wszystko staje się takie prostsze! Zaraz ci pokażę!
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Nie spodziewał się nagłego zwrotu akcji. Według niego wszyscy grzecznie rozchodzili się w swoje strony - on do wynajętego pokoju, a Rosjanin nagabywać innych klientów baru. Nagły dotyk na nadgarstku był tak niespodziewany, że w pierwszym momencie uległ szarpnięciu, zwyczajnie nie wiedząc, co się w ogóle dzieje. Dopiero wraz z następną sekundą uderzyła w niego świadomość i obrzydzenie tym drobnym kontaktem fizycznym. Okropny prąd odrętwienia złapał go za całe ramię, a później i za resztę ciała, gdy dotyk jedynie się zwiększył. Tego było zwyczajnie za wiele jak na jeden wieczór, a w zasadzie noc.
- Nie przyszedłem do niego z własnej woli i też do niego nie wejdę - warknął w końcu, bez wahania zrzucając z talii obcą rękę. Kontakt pozostawił po sobie nieprzyjemne uczucie, jakby milion mrówek nagromadził się w tym jednym miejscu i wgryzał w skórę coraz bardziej. Szarpnął się cały, wyrywając z uścisku nieznajomego.
- Słuchaj, nie znam rosyjskiego, ale powiem ci to najprostszym językiem, żebyś dobrze zrozumiał. Nigdzie. Z. Tobą. Nie. Idę. - jeszcze chwila a był gotów wyłuskać z kieszeni policyjną przepustkę i wcisnąć ją mężczyźnie w twarz, może wtedy dałby sobie spokój. I tym razem postanowił poczekać, aż to Rosjanin pierwszy się oddali, czysto profilaktycznie.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Co? – nie przyszedł z własnej woli, ale pod klub dotarł... Ha! Widać da się jakoś naciągnąć. Może kilka odpowiednio dobranych drinków przekona go nieco do współpracy. Już, już miał go posadzić przed barem, ale wierzgający koleżka dziko się wyrwał i zaczął tłumaczyć. Nieco zdezorientowany odsunął się o krok od obcokrajowca i przyjrzał mu. Być może była to jedyna okazja, by zapamiętać jego buźkę.
- Yhym. To nie idź. Usiądź. – uśmiechnął się niewinnie i znowu chwycił go za nadgarstek. Siłą doprowadził do stołka i szybko zawołał coś do barmana.
- Przyznaj się Joe. Nie jesteś turystą.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach