Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Granville Street Bridge
Nie Gru 17, 2017 11:56 pm

GRANVILLE STREET BRIDGE



Jeden z wielu mostów w Riverdale City, acz bez wątpienia należy do popularniejszych. Łączy on bowiem zachodnią część miasta z południową, przez co dla większości jest jednym z najpopularniejszych miejsc wśród mieszkańców obu dzielnic. Mimo wielu starań ze strony zarządu, nie udało się całkowicie zlikwidować tutejszych korków, przez co jechanie z rana do pracy czy szkoły potrafi być istną katorgą. Most ma własną drogę dla pieszych, jak i rowerową. Znudzeni nastolatkowie uwielbiają przychodzić tu, by popatrzeć na taflę wody odbijającą promienie słońca, poprzepychać się przy barierkach czy po prostu wykrzyczeć coś głośno, radując się słowami niknącymi w zgiełku. Rzecz jasna tam gdzie jasna strona, tam i mrok. Most jest również niezwykle popularny wśród samobójców. Nawet jeśli (całe szczęście) nie ma ich w Riverdale City zbyt wielu według odnotowanych przez psychologów statystyk, nadal pojawiają się samotne figury, które uznają że zakończenie żywota wśród wód jest idealną ucieczką od problemów codziennych. Nic dziwnego, że tu i ówdzie pojawiają się samotne znicze czy kwiaty ku ich pamięci.



Granville Street Bridge Herb-RDpn_qxwrssa
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Pon Gru 18, 2017 12:22 am
Nie miał pojęcia jak długo biegł. Szał któremu uległ, cała tona nieznanych, jak i doskonale znanych mu głosów wybuchających w jego głowie niczym istna symfonia. Palce zaciskające się na gardle nieszczęsnego wilkołaka, podszepty Czarnego Wilka. Wszystko to zdawało się przewijać w jego głowie raz po raz niczym upiorny film, którego wcale nie miał ochoty oglądać. Właściwie miał ochotę po prostu stanąć w miejscu i zacząć wrzeszczeć, tak długo aż całkowicie skończy mu się powietrze w płucach. Tak, by zmusić samego siebie do nie zaczerpnięcia go ponownie.
Lecz doskonale wiedział, że nie był w stanie zmusić organizmu do podobnego poświęcenia. Klął pod nosem biegnąc przed siebie coraz szybciej, choć paradoksalnie wielu już dawno odpuściłoby poddając się zmęczeniu. Zmęczeniu, które zdawało się kompletnie go w tym momencie nie imać. Nie był już pewien jak dawno temu opuścił ratusz miasta. Wiedział jedynie, że nie może się zatrzymać. Musiał biec przed siebie, być może tak długo, aż nie straci wszystkich sił, by w końcu paść z wycieńczenia.
Lecz to nie w tym kierunku prowadziła go podświadomość.
Podłoże nagle się zmieniło, gdy uderzył podeszwą buta w metalową blachę oddzielającą most od lądu. Głośny, charakterystyczny dźwięk tym razem nie utonął w dźwięku samochodów, których ilość była zdecydowanie dużo mniejsza niż zazwyczaj. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę huczne przyjęcie Halloweenowe organizowane w ratuszu, większość wolała świetnie się bawić niż próbować przedostać na drugą stronę. Niedługo miało się to jednak zmienić, gdy wszyscy zaczną powoli powracać do domów.
Nie zatrzymał się.
Biegł dalej. Dopiero po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów, aż wejście na most stało się jedynie odległym punktem, powoli zwolnił i zatrzymał się w miejscu zaciskając dłonie na barierce.
WOOLFE, NIE.
Mimo uporczywego szarpania materiału przy prawej nodze, nie słuchał. Zignorował całkowicie Białego Wilka niezwykle sprawnie przeskakując na drugą stronę mostu. Stopy uderzyły zdecydowanie w śliską powierzchnię, gdy zaczepił się o barierkę za sobą dłońmi, chroniąc w ten sposób przed upadkiem w taflę wody...
... a może raczej upewniając się, że odepchnie się na tyle mocno, by nikt nie zdołał go odratować?
W tym momencie zamarł w bezruchu. Zadziwiające jak ta jedna drobna czynność momentalnie oczyściła jego głowę z wszelkich myśli. Po raz pierwszy od dawna zdawał się myśleć całkowicie przejrzyście. Wiatr targał nieustannie jego ubraniami na wszystkie strony, sprawiając że zimno wkradło się pod nie, drażniąc pokrywającą się gęsią skórką skórę. Wychylił się do przodu, na tyle by jego stopy znalazły się na samym skraju betonu. Wystarczyło jedynie rozewrzeć powoli palce.
Biały Wilk niezdolny do zrobienia czegokolwiek skomlał jedynie niczym szczenię przy barierkach, pierwszy raz w życiu okazując słabość. Był całkowicie bezradny. Woolfe odzyskał kontrolę nad swoim umysłem na tyle, by decyzja którą zamierzał właśnie podjąć była tylko i wyłącznie jego własnym wynikiem.
Nie miał na niego wpływ Biały Wilk.
Ani Czarny.
Nie miały na niego wpływu głosy.
W tym momencie był jedynie on, świszczący wiatr i wabiąca go otchłań. Nie mógł dokładnie dostrzec jak długo by spadał, ani nawet faktury wody rozświetlanej jedynie od czasu do czasu przez blask księżyca. Światło latarni nie sięgało aż tak nisko.
Ogarniający go spokój świadczył wyłącznie o jednym.
Był gotów.
W jego oczach nie dało się dostrzec nawet pojedynczego blasku chęci do życia. Lecz nie było w nich także poczucia winy. Smutku. Strachu. Jedynie najzwyczajniejsza w świecie rezygnacja, gdy jego utwierdzał swój umysł w przekonaniu, że właśnie tu powinien się w tym momencie znaleźć.
W ten sposób nie skrzywdzi już nikogo.
I nikt nie skrzywdzi jego.
Nie będzie musiał dłużej poddawać się koszmarom.
Koniec z chaosem w głowie i wiecznymi złudzeniami.
Być może moment, w którym uderzy w czarną otchłań, która pozbawi go tchu już na zawsze, będzie jedynym w którym po tylu latach ujrzy własną twarz.
Powinienem zamknąć oczy.
Tak będzie najlepiej.

________________________________

Los dalszej fabuły przekazuję w ręce kostki. Nawet jeśli Jay będzie miał wpływ na dalszy jej bieg, obrażenia (lub ich brak) pojawią się tak czy inaczej. Już ja to sobie sprytnie rozegram.

1-20: Brak obrażeń, Woolfe wychodzi ze wszystkiego bez szwanku.
21-40: Lekkie obrażenia, kilka zadrapań i stłuczeń.
41-60: Średnie obrażenia, zwichnięcia, pęknięcia kości. Konieczna co najmniej 2-tygodniowa rekonwalescencja.
61-80: Ciężkie obrażenia. Poważne złamania, które będą się leczyć od miesiąca do dwóch.
81-100: Stan krytyczny. Mnóstwo złamań i poważne obrażenia narządów wewnętrznych. Ponadto chłopak zapadnie w śpiączkę, z której wybudzi się dopiero po kilku tygodniach. Konieczne późniejsze sesje z rehabilitantem i psychiatrą.
Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Re: Granville Street Bridge
Pon Gru 18, 2017 12:22 am
The member 'Riley 'Woolfe' Winchester' has done the following action : Dices roll


'Kostka Eventowa' : 8
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 11:44 am
Czujesz to?
To nie przybierało formy zapachu, a jednak zdawało się wypełniać jego nos wraz z każdym ciężkim oddechem osoby, która walczyła z dużym wysiłkiem. Zaraz mogło wydarzyć się coś złego – a nawet nie tylko mogło, ale wręcz miało. Właśnie dlatego nie mógł się zatrzymać, uparcie brnąc naprzód i starając się nie stracić z oczu znajomej sylwetki. Nie mógł zwolnić i nie mógł pozwolić sobie nie odpoczynek, ale adrenalina, która stopniowo zaczynała rozchodzić się po jego żyłach, pozwoliła na to, by jego umysł przynajmniej na ten czas odciął się od odczuwanego przez ciało zmęczenia. Trudno było powiedzieć, jak długo już biegli, ale jedno było pewne – mało kto zdołałby biec aż tak długo, utrzymując to samo tempo.
Łup.
Most.
Mimo że dźwięk był oddalony o dobre kilkadziesiąt metrów, w jego uszach rozbrzmiał na tyle wyraźnie, że równie dobrze mógłby tkwić z policzkiem przyklejonym do metalowej płyty. Nie sądził, że miejsce, w którym się znaleźli byli przypadkowe, choć dopóki Winchester biegł przed siebie, Grimshaw nie miał powodów, by przypisywać scenerii najbardziej ponury scenariusz. Dopóki biegł była jeszcze szansa, że chciał przedostać się na drugi koniec wiaduktu, nawet jeśli ten bieg miałby przypominać jedynie bezsensowną ucieczkę.
Dopóki biegł.
Nawet nie próbuj.
Nie możesz zatrzymywać kogoś, kto nie chce tu być.
Dla ciemnowłosego istniały pewne wyjątki od reguły – przynajmniej zdał sobie z nich sprawę, gdy przemieszczający się przed nim cień nagle zatrzymał się w miejscu. Miał prawo zatrzymywać kogoś, kto nie miał prawa, żeby odejść w tak bezsensowny sposób.
Bo co, Jay? Bo mu nie pozwalasz? Od teraz zarządzasz jego życiem? Zamierzasz bawić się w samego Boga?
MOŻE SAM GO ZEPCHNIESZ?
Chociaż było to niemalże niemożliwe, spróbował zmusić swoje ciało do osiągnięcia granic wytrzymałości. W chwili, w której Starr znalazł się po drugiej stronie barierki, każda sekunda nabierała na wartości. Jak na ironię jego głowę wypełnił dźwięk tykających wskazówek zegara, który odliczał czas do istnej katastrofy. Szarooki mimowolnie zerknął z ukosa w bok, jakby usiłował oszacować szkody, jakie mógł pociągnąć za sobą skok z mostu, czego nie ułatwiała mu ani ciemność, ani bycie w ciągłym ruchu.
Thatcher stawał się coraz bardziej wyraźny, a wściekłość – przynajmniej to, co czuł, najbardziej ją przypominało – jeszcze silniejsza. Chęć ukręcenia złotookiemu karku była równoważna z gotowością do przeskoczenia na drugą stronę barierki tylko po to, by odpowiednio szybko wyłowić Starra z wody, nawet jeśli prosił się o to, by pójść na dosłowne dno w chwili, gdy mentalnie już zdążył je osiągnąć. Ale wciąż istniała jeszcze trzecia opcja – złapanie go w odpowiednim czasie i przeciągnięcie na właściwą stronę barierki. Nie wiedział, czy fakt, że Riley nie puścił się od razu był kwestią wahania, jednak na pewno kupił mu trochę czasu, który zamierzał odpowiednio wykorzystać.
Powiedziałem, że masz tego nie słuchać ― jego głos był ochrypły z wysiłku, przez co ciężko było wyłowić z niego dokładniejsze emocje. Był matowy i drażniący. Gdy tylko szatyn znalazł się tuż przy nim, walcząc z tym, by wyhamować w odpowiednim miejscu, momentalnie wyciągnął ręce w jego stronę, usiłując wsunąć je pod jego ramiona, nawet jeśli wciąż istniał ten pieprzony cień szansy, że wyślizgnie mu się w ostatniej chwili.
Nie tym razem.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 1:05 pm
Powieki opadły powoli posłusznie w dół, skutecznie odcinając go od świata zewnętrznego. Obraz stał się idealnie czarny, a wszystko zdawało się zwolnić. Dźwięki docierające do niego gdzieś z tyłu były jedynie szeptem próbującym zakłócić wszechogarniającą ciszę. Stojąc na samej krawędzi nie było niczego dziwnego w tym, że na dobrą sprawę już połowicznie czuł jak jego ciało spada w dół.
Co czują inni, gdy robią to samo? Żegnają się ze światem?
Było to pytanie tak absurdalne, a jednak w tym momencie wydawało mu się niezwykle ważną kwestią. Niektórzy mówili że w ciągu kilkunastu sekund przed śmiercią zawsze przewijało mi się przed oczami całe życie. Zasada ta zdawała się jednak odnosić - w jego mniemaniu - wyłącznie do tych, którzy umierali z zaskoczenia. Nie tych, w których przypadku wszystko było zaplanowanym ciągiem.
Jego palce rozwarły się w końcu powoli, gdy wypuścił barierkę z objęć. Śliska krawędź, odpowiednie wychylenie i ciężar ciała od razu pociągnęły go w dół.
"Powiedziałem, że masz tego nie słuchać."
Jedno zdanie wypowiedziane wyczerpanym głosem momentalnie targnęło całym jego ciałem, które poruszyło się wbrew jego początkowej woli. Wygiął się w wyjątkowo nienaturalny sposób, gdy spadając w dół, jego palce musnęły dół barierki, zaciskając się na niej. Bark zaprotestował w odpowiedzi na ten dziwny kąt, który zdecydowanie nie był niczym naturalnym i chrupnął z głośnym, obrzydliwym dźwiękiem. Ręce Grimshawa zacisnęły się bardziej na materiale jego ubrań niż samym ciele. Ponowne wygięcie się pozwoliło mu złapać się śliskiego metalu drugą ręką, choć i tak gruchnął nieprzyjemnie biodrem w ciężki beton. Dopiero teraz zaczynały docierać do niego wszelkie bodźce zewnętrzne. Ból promieniujący z prawego barku, jak i lewej ręki, przeraźliwe zimno, doskwierające mu dodatkowo wraz z każdym kolejnym podmuchem wiatru, pojedyncze krople potu spływające mu po twarzy. I przede wszystkim przeraźliwy ból klatki piersiowej, gdy zdawał sobie sprawę z tego że właśnie przed chwilą dobrowolnie zamierzał zrezygnować ze stojącej przed nim osoby. Osoby, za którą nieustannie podążał przez tyle lat.
Prawa ręka nie wytrzymała obciążenia i opadła bezwładnie wzdłuż jego boku. Trzymał się wyłącznie lewą dłonią, która wyraźnie pobielała z wysiłku, gdy nogi chłopaka wisiały w powietrzu tuż przed tym gdy poruszył się panicznie, próbując zaczepić o beton choćby i kolanem. Nie należało to do najłatwiejszych zadań biorąc pod uwagę śliskość nawierzchni, nic zatem dziwnego że kilkakrotnie uderzył jedynie w twardy materiał zaciskając mocno zęby, gdy nabijał sobie coraz to kolejne siniaki, osuwając się coraz niżej w dół.
Spadnę.
WOOLFE. CHWYĆ SIĘ DRUGĄ RĘKĄ.
SPADNĘ.
ZRÓB TO.
NIE CHCĘ SPADAĆ.
Bezwładny prawy bark zaprotestował odmawiając mu wszelkiej pomocy, gdy wszystkie siły zdawały się opuszczać jego lewą rękę, a w złotych oczach wyraźnie pojawił się przebłysk paniki i strachu, gdy palce stopniowo zaczęły się rozluźniać. Nie uda mu się utrzymać.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 6:12 pm
NIE DASZ RADY.
Czując materiał ubrania pod opuszkami, zacisnął palce na tyle mocno, że pobielały mu knykcie. Brzeg barierki wgryzł się w jego brzuch, gdy ciężar Winchestera momentalnie spróbował pociągnąć go za sobą, poddając się grawitacji, która w tym momencie stała się ich przekleństwem. Grimshaw raptownie wciągnął powietrze do płuc, jakby dzięki temu wszystko miało stać się łatwiejsze, jednak dopóki nie trzymał go wystarczająco stabilnie, szarpanie się z ubraniami, które miał na sobie, próba podciągnięcia go za nie była daremnym trudem. Szare tęczówki przesunęły spojrzeniem wzdłuż krawędzi mostu, próbując odnaleźć jakiś punkt zaczepienia dla wiszącego nad przepaścią złotookiego.
Bez skutku.
Trzymam cię ― zapewnił, co brzmiało wyjątkowo przekonująco jak na kogoś, komu za moment mógł wyślizgnąć się z rąk. Rąk, w których spoczywało teraz jego zdrowie, a może nawet i życie. Nie wiadomo, czy powiedział to odruchowo, czy zdołał dostrzec lub wyczuć strach, który pojawił się po zdaniu sobie sprawy ze swojej nieprzemyślanej decyzji – cokolwiek by to nie było, na pewno robił wszystko, byleby go nie puścić. Wiedział jednak, że poszłoby dużo łatwiej, gdyby nie ten cholerny pościg. ― Nie ruszaj się.
Palce jednej i drugiej ręki na przemian przesuwały się po bokach chłopaka w szybkim i rytmicznym tempie, jakby do ostatniej chwili chciał wykorzystać to, że Thatcher wciąż trzymał się swojej ostatniej deski ratunku. Nadgarstki szarookiego zdołały wślizgnąć się pod ramiona złotookiego, a dłonie cały czas mięły materiał bluzy. Nie był to najstabilniejszy chwyt, ale na pewno dużo bardziej pewny od poprzedniego.
Wytrzymaj.
Na jego ciele prawdopodobnie nie było ani jednego mięśnia, który w tej chwili nie byłby napięty. Nawet jego twarz ściągnęła się w surowszym wyrazie, gdy wszystkie rysy stężały, gdy zacisnął zęby, prawie przegryzając dolną wargę od wewnątrz. Jedna z nóg przesunęła się nieco do tyłu, pozwalając mu na mocniejsze zaparcie się, gdy podjął próbę wciągnięcia Starra z powrotem na górę. Wystarczyło, by podniósł go na tyle, by zdołał zaczepić kolanem o krawędź wiaduktu, choć Jay miał szczerą ochotę od razu przeciągnąć go na drugą stronę, by mieć całkowitą pewność, że już nie ucieknie, gdy postanowi zmienić zdanie. Próbował sobie wmawiać, że zostało już niewiele, zwłaszcza, że jego pochylona sylwetka stopniowo – we wręcz żółwim tempie – zaczynała się prostować.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 8:45 pm
Musiał się podciągnąć.
Zziębnięte palce wyraźnie zaprotestowały, gdy próbował na nowo zacisnąć je na metalowej barierce byle jakkolwiek zwiększyć swoje szanse na utrzymanie się. Nagły dotyk pod ramionami sprawił, że ból w prawym barku eksplodował ze zdwojoną siłą. Nieprzyjemny dźwięk jaki wydarł się z jego gardła mógł być wyłącznie niczym innym jak stłumionym krzykiem. Zaciskał jednak zęby na tyle mocno, by czuł jak jego szczęka napina się w wyraźnym proteście.
"Nie ruszaj się."
Instynktownie postanowił mu zaufać. Zaprzestał chwilowo jakichkolwiek prób podciągnięcia się, po prostu wisząc bezwładnie w powietrzu. Naprawdę starał się nie myśleć w tym momencie o tym, że wystarczyło by Jay poluzował swój uścisk, a dłoń Winchestera nie wytrzymałaby już dłużej. Po raz kolejny tego dnia zaczął rozmyślać nad odległością z mostu do wody, choć tym razem towarzyszyła mu nie ulga i niecierpliwość, lecz strach. Jakie były szanse, że przeżyłby upadek? Z pewnością niewielkie.
Pojawił się jednak inny.
Ten, w którym pociągnąłby Jaya ze sobą. To właśnie on sprawił, że bezwładny bark poruszył się zgodnie z jego wolą, choć promieniujący, uderzający ból uderzył w niego tak mocno, że pobielało mu przed oczami. Mimo to jego palce odnalazły materiał bluzy Grimshawa.
Jay. Nie możesz spaść ze mną — wycedził przez zęby, próbując zachować przytomność. Puść mnie. Puść mnie gdy nie będziesz dawał rady. Jego oczy zdawały się przekazywać podobny wewnętrzny krzyk, którego nigdy nie wypowiedział na głos. Nie poddał się jednak. Teraz gdy zyskał kilka cennych centymetrów, poruszył się ostrożnie, po raz kolejny próbując zaczepić się kolanem o beton. Ruch był powolny, a jego ciało zmęczone, w dodatku czuł że zaczyna odpływać.
NIE ZASYPIAJ, WOOLFE.
Mocne ugryzienie na nadgarstku skutecznie przywróciło mu trzeźwość umysłu. Nawet jeśli wyłącznie na kilka sekund, w końcu udało mu się znaleźć podparcie jedną z nóg. Momentalnie opuścił prawą rękę w dół, próbując znaleźć dla niej pozycję, w której ból nie byłby aż tak rozrywający, lecz fakt że Jay nieustannie unosił go ku górze opierając palce pod jego ramionami, bez wątpienia nie pomagał. Wypuścił metalowy pręt z dłoni, zamiast tego wsuwając ją pomiędzy nie, by przytulić się do niego policzkiem. Był wyczerpany.
Halloweenowym balem.
Atakiem Czarnego Wilka.
Wcześniejszym biegiem.
Podjętą przez siebie decyzją.
Próbą skoku, a następnie zmianą zdania.
Wtulał się w barierki pociągając kilkakrotnie nosem, choć żadna, nawet pojedyncza łza nie opuściła jego oczu, nawet jeśli mogłoby wydawać się inaczej.
W końcu podciągnął powoli i drugą nogę, klęcząc na brzegu mostu. Śliska nawierzchnia nie tylko sprawiała, że zimno przenikało go do cna, ale też sprawiało, że nie był pewien czy da radę wstać. Musiał jednak jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie. Nieustannie zalewająca jego oczy biel i czerń mówiły same za siebie.
Nie ufając własnemu ciału, szurał twarzą po metalu, nie zważając na to, że właśnie zostawia na policzku krwawe otarcie, jak i ślad po swojej obecności na barierce. Wstał powoli na równe nogi, w końcu przewieszając się bezwładnie przez górną część, kompletnie tracąc siłę w ciele. Nie da rady przejść na drugą stronę, musiał odpocząć.
Przynajmniej nie wisiał już nad przepaścią.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 10:17 pm
„Jay. Nie możesz spaść ze mną.”
Nie mógł odpowiedzieć, ale niemalże od razu posłał mu ostre, uciszające spojrzenie. Mógł pomyśleć o tym, zanim postanowił stanąć na samej granicy życia i najbardziej żałosnej ze wszystkich śmierci – szczególnie po tym, gdy powiedział, że nie będzie umyślnie niszczył samego siebie, podpisując tym samym wiążący pakt, który właśnie próbował rozedrzeć na drobne strzępy. To była jego decyzja, a srebrnooki właśnie usiłował go od niej odwieść. Nie był jeszcze pewien czy słusznie, czy może nie. Nie mógł mieć żadnej pewności co do tego, czy któregoś dnia znów nie postanowi zawitać na moście, sięgnąć po linę albo zaćpać się psychotropami, które wkrótce na pewno mieli mu przepisać.
CO MIAŁOBY GO TU TRZYMAĆ? TY?
Nie poluzował uścisku nawet, gdy nogi Winchestera wreszcie znalazły się na gruncie – nie uważał, by ten był stabilny, więc przez cały ten czas trwał w gotowości, nawet jeśli wszystko wskazywało na to, że lada moment jego ciało odmówi mu posłuszeństwa, nawet jeśli jego postawa na co dzień wszystkim wkoło dawała do zrozumienia, że żadne „za wiele” się go nie ima. Czujnie obserwował każdy ruch Thatchera, a kiedy ten wreszcie znalazł się na barierce, zsunął ręce na jego tors i bez krzty delikatności przeciągnął go na drugą stronę, od razu wypuszczając go z uścisku i cofając się do tyłu, jakby odepchnięty jakąś niewidzialną siłą. Adrenalina zaczęła opadać, pozostawiając po sobie ciężki oddech i drżące z wysiłku mięśnie. Musiał natrudzić się, by utrzymać równowagę, a kiedy był pewien, że nogi nie odmówią mu posłuszeństwa, pochylił się do przodu, opierając ręce o kolana, by dać sobie czas na unormowanie oddechu, który obecnie chciał rozedrzeć jego płuca. Nie pamiętał, kiedy ostatnio zmęczył się do tego stopnia.
Wdech. Wydech. Wdech.
Wyprostował się powoli, spluwając w bok, by pozbyć się żelazistego posmaku z ust. Rozmasował dłonią żuchwę, która pulsowała nieprzyjemnie od wcześniejszego ścisku szczęk, a kiedy odsuwał ją od twarzy, zauważył, że rana po podrapaniu przez kota, otworzyła się na nowo, jednak nie ona była jego problemem. Prawdziwy problem znajdował się jakieś trzy kroki od niego, zaś Grimshaw miał szczerą nadzieję, że właśnie żałował, że wpadł na ten chujowy pomysł – jeśli jeszcze nie, z pewnością już niedługo miało to nastąpić. Samo oblicze ciemnowłosego uformowało się w wyraz, którego Thatcher być może jeszcze nigdy nie doświadczył – ten widok był pierwszym ostrzeżeniem, zaś drugim okazało się uderzenie podeszwy buta o metalowe podłoże mostu, gdy pokonał pierwszy krok ku złotookiemu. Wątpił, by Starr w tym stanie zamierzał uciekać, ale to nie powstrzymało go przed dostosowaniem odpowiedniej szybkości, by uniemożliwić mu to całkowicie.
Ręka szarookiego wystrzeliła do przodu, chwytając za bluzę tuż pod jego szyją. Mocnym szarpnięciem najpierw podciągnął go wyżej, by zaraz pchnąć do tyłu na tyle mocno, by posłać go na chodnik. Nie myślał nad tym, co robi – pozwolił, by jego ciało fukcjonowało instynktownie, a w tym momencie nie pragnęło niczego innego, jak uświadomienia prefektowi, że zrobił źle. Kurewsko źle.
To, że byli na ulicy, nie powstrzymało go nawet w najmniejszym stopniu, gdy dosłownie przyparł Woolfe do ziemi. Palce Ryana już wtedy uformowały się w pięść, która z głuchym łupnięciem zderzyła się z policzkiem Riley'a. Jeden raz i drugi.
MOCNIEJ.
Przestań.
Trzecie uderzenie z równą siłą skierowane zostało w stronę podłoża, które zabrzęczało głucho, bez wątpienia pozostawiając na jego knykciach szczypiące otarcia. Ciemne kosmyki rzuciły cień na jego twarz, gdy zawiesił wzrok na twarzy chłopaka, nie pozwalając, by dostrzegł na niej jakiekolwiek przebłyski zmęczenia, które i tak targało całym jego ciałem, raz po raz wprawiając je w mimowolne drżenie.
Jeszcze raz ― rzucił, urywając zdanie, które w jego mniemaniu nie wymagało kończenia, zwłaszcza, że raz jeszcze szarpnął wolną dłonią za materiał jego bluzy, zanim zsunął się na bok, siadając na zimnym podłożu i opierając łokcie o kolana. Opuścił głowę, wsuwając palce we włosy i zaczął oddychać miarowo. Potrzebował odpoczynku.
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 10:19 pm

Reporter
Poziom trudności: Średni
Wymagane umiejętności:
Kłamstwo/Perswazja poziom SS LUB Sprint poziom SS LUB Manipulacja poziom SS
Występowanie: Wszędzie.

Najbardziej upierdliwi ludzie w mieście. Wszędzie wciskają swój nos i szukają sensacji, niezależnie od tego czy powinni, czy nie. Brak empatii? Zdecydowanie. Nie myśl bowiem, że odpuszczą sobie robienie zdjęć na widok martwej dziewczyny, która właśnie zakończyła swój żywot topiąc się w pobliskim jeziorze. Jeśli tylko możesz - uciekaj jak najdalej i postaraj się nie wdawać z nimi w dyskusję. Nie będzie ona bowiem ani łatwa, ani przyjemna.


Na moście rozgrywała się istna tragedia. Potwierdziłby to każdy, kto zatrzymałby się w swoim samochodzie choć na chwilę, by przyjrzeć się całej sytuacji. Być może wtedy Vice-Przewodniczący Spinel nie miałby aż tak dużych problemów z wciągnięciem swojego przyjaciela na górę. Jakby nie patrzeć dodatkowa para rąk bez wątpienia byłaby w tym momencie pomocna. Niestety ludzie niejednokrotnie pokazywali, że ich empatia już dawno temu zwyczajnie umarła. Nie inaczej było w tym wypadku, gdy jeden z mężczyzn zaczął niemalże wrzeszczeć w przejeżdżającej przez most taksówek.
NIECH SIĘ PAN ZATRZYMA DO DIABŁA!
Wszystko działo się w ułamku sekundy.
To będzie hit — błysk aparatu rozświetlił dodatkowo noc pomimo obecności latarni, gdy kilka zdjęć pod rząd skutecznie uchwyciło jednego z chłopaków wciągającego drugiego z powrotem na most, tylko po to by rzucił go na ziemię, a pięść zderzyła się z jego policzkiem. Raz. Drugi. — PRÓBA MORDERSTWA NA GRANVILLE STREET BRIDGE. Nastoletni chłopak wyrzuca drugiego za most i katuje go na chodniku.
Reporter wyglądał na zachwyconego. Do tego stopnia, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że doskonale mogą go usłyszeć. Taksówka jak na złość zdążyła już odjechać w swoim kierunku. Jego serce momentalnie zabiło szybciej, gdy ruszył biegiem w stronę zejścia z mostu byle nie stracić swojego materiału.
Wyglądało na to, że Ryan miał w tym momencie dwa wyjścia. Albo mógł pobiec za reporterem i zostawić Rileya samemu sobie, albo zignorować go i zobaczyć swoją sylwetkę następnego dnia na okładkach gazet. Jak wpłynie to na ich reputację w Riverdale?
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Sro Gru 20, 2017 10:56 pm
Srebrnooki nie ruszył się nawet o centymetr.
Jego ręce na materiale ubrań oprócz strachu niosły ze sobą jakieś poczucie ulgi, które sprawiało że chciał jedynie znaleźć się po drugiej stronie. Opleść Grimshawa rękami, zapomnieć o całym dzisiejszym dniu, o wszystkim co się wydarzyło. Lecz rozsądek podpowiadał mu, że ani jedno, ani drugie nie było w tym momencie możliwe. Sam fakt, że Jay postanowił walczyć o jego życie, gdy doskonale znał jego podejście do wszelkich podobnych czynności był czymś, co zdawało się podważać wszelkie jego dotychczasowe wierzenia. Czuł się jakby ktoś uderzył go metalową pałką prosto w głowę i właśnie ten jeden ruch był w stanie w końcu przekazać mu w pełni jak wielkim był kretynem.
Mimo że jego ciało zaprotestowało przy przeciąganiu go na drugą stronę barierki, podłożył lewą rękę pod siebie, by odepchnąć się od niej wspomagając ruchy Ryana. Podeszwy jego butów uderzyły ciężko o ziemię po drugiej stronie, posyłając nieprzyjemne mrówki przez całe jego ciało, gdy jedna ze stóp wygięła się nieprzyjemnie z paskudnym chrupnięciem kości.
Nie miał siły stać.
Gdy tylko Jay przeciągnął go na drugą stronę, poczuł jak kolana uginają się pod nim w wyraźnym proteście. Zmusił wszystkie mięśnie do jakiegokolwiek posłuszeństwa, by utrzymać się w pionie. Nie na długo. Wystarczyłoby zwyczajne pchnięcie go końcówką palca, by skutecznie powalić go na ziemię, lecz Grimshaw nie szczędził siły. Nic dziwnego, że momentalnie runął na ziemię, uderzając w beton tyłem głowy z nieprzyjemnym hukiem. Momentalnie zabrakło mu tchu, a żołądkiem targnęły mdłości. Nieobecny wzrok zniknął pod zamkniętymi powiekami, gdy próbował opanować zarówno wirujący obraz, jak i promieniujący z ramienia ból, który teraz atakował go także ze strony głowy. Zupełnie jakby zaraz miał się rozpaść na miliony małych kawałków.
Jedno uderzenie.
Drugie.
Nawet nie próbował się opierać. Nie zaprotestował ani słowem, ani jakimkolwiek ruchem, pozwalając by oba ciosy dosięgnęły celu. W końcu zasłużył na nie w każdym calu.
Biały Wilk przyglądał się wszystkiemu z boku, skowycząc w wyraźnym proteście, lecz dźwięk ten wybuchał jedynie raz po raz w obolałej głowie Winchestera. Nie miał już nawet siły, by rozewrzeć powieki. Jego organizm pod wpływem niewyobrażalnego stresu, zwyczajnie osiągnął swój limit. Był na tyle nieprzytomny i skołowany, by nawet nie zdawał sobie sprawy, że ktoś zdąrzył ich sfotografować. Wykorzystać całą historię, by obrócić ją na swoją korzyść, zapewniając mieszkańcom pierdoloną rozrywkę czyimś kosztem. Minęło kilka sekund, nim powieki z trudem uchyliły się na zaledwie kilka milimetrów, ukazując Jayowi przebłysk złotych tęczówek.
"Jeszcze raz."
Nie pamiętał czy kiedykolwiek widział przyjaciela w takim stanie. Dołożył wszelkich starań, by skupić na nim wzrok, lecz obraz jak na złość rozdzielał się na pięć różnych, których nijak nie potrafił składać w jeden konkretny. Jego lewa dłoń uniosła się nieznacznie w powietrze, a wargi rozwarły się nieznacznie, gdy wyraźnie próbował coś powiedzieć. Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy runęła z powrotem na ziemię, a głowa chłopaka opadła bezwładnie w bok. Czerń otaczała go ze wszystkich stron uniemożliwiając mu wypowiedzenie słów, które pozostały uwięzione na końcówce jego języka. Przez chwilę mogło się wydawać, że kompletnie przestał oddychać, gdy jego klatka piersiowa nie poruszyła się nawet o centymetr.
Dopiero po krótkiej chwili oddech powrócił w płytkiej formie z nieprzyjemnym dla uszu świstem.
Na dobre stracił kontakt z rzeczywistością.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Granville Street Bridge
Pią Gru 22, 2017 8:27 pm
„PRÓBA MORDERSTWA NA GRANVILLE STREET BRIDGE.”
Wcześniej nie przywiązywał szczególnej uwagi do nagłych rozbłysków światła. Jego głowa trwała opuszczona, a twarz ukryta we włosach, które przysłaniały widok na wykrzywioną wściekłością twarz. Dopiero głos reportera, zmusił go do zadarcia głowy do góry, jednak wtedy mężczyzna już zmierzał ku schodom prowadzącym w dół mostu. Nawet przy odpowiednich chęciach, Grimshaw nie był w stanie zmusić ciała do większej ilości wysiłku. Pościg za nieznajomym mężczyzną, który nadał temu zdarzeniu takie barwy, jakie przypadły mu do gustu, był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował tego dnia.
Gorzej już nie będzie, Jay.
Ciężko się było z tym nie zgodzić. Pozostawało mieć nadzieję, że mężczyzna poniesie odpowiednie konsekwencje, gdy zapytany o to, czy wezwał policję, odpowie, że nie miał czasu, przekonany, że niedoszły morderca go dopadnie.
Nie mógł też zostawić Woolfe na pastwę losu, choć bez wątpienia seria niefortunnych zdarzeń dzisiejszego dnia była wynikiem jego własnej głupoty.
Szlag ― syknął pod nosem, zauważywszy, że złotooki nie kontaktuje. Całkowicie naturalnym odruchem w tej sytuacji, było sprawdzenie jego tętna, które na całe szczęście pulsowało pod jego palcami, gdy przyłożył je do szyi Thatchera. Będąc już całkowicie pewnym swojego oddechu, jak i tego, że nie przeszkodzi mu w mówieniu, urywając kolejno wypowiadane słowa, wyłowił z kieszeni telefon i sprawnie wystukał trzy cyfry numeru ratunkowego – wzywanie wyłącznie taksówki i powrót do domu mijały się z celem, szczególnie że w momencie, w którym próbował go przechwycić, mógł wyraźnie usłyszeć nieprzyjemny chrupot, zaś reakcje chłopaka tylko upewniły go w fakcie, że potrzebował opieki medycznej.
Przyłożył aparat do ucha, wsłuchując się w wydobywające się z głośnika sygnały, które już po chwili przerodziły się w dźwięk głosu uprzejmej pani, która na szczęście darowała sobie zbędne formułki i od razu zapytała, w czym może pomóc.
Na Granville Street Bridge jest nieprzytomny chłopak. Potrzebuje karetki ― odparł zadziwiająco spokojnie, jakby w ciągu ostatnich dwóch minut, zdołał wyciszyć wszystkie burzliwe emocje i ostudzić krew na tyle, by pozostała zimna w sytuacji, która niejednego mogłaby przyprawić o panikę. Nie sądził jednak, by ten stan był stanem, którego złotooki miałby nie przeżyć, jednak oddanie go w ręce profesjonalistów było całkiem rozsądnym posunięciem.
Nieznajoma powtórzyła lokalizację, upewniając się, czy aby na pewno usłyszała ją w niezmienionej formie, a otrzymawszy potwierdzenie, zapewniła, że ambulans jest już w drodze.
Rozłączył się i schował telefon do tylnej kieszeni, zaraz zsuwając z siebie kurtkę. Ostrożnie wsunął jedną rękę pod plecy prefekta i okrył go dodatkową warstwą materiału. Nie było co się oszukiwać – październikowy wieczór nie należał do najcieplejszych, a wraz z każdym oddechem Jay'a z jego ust wydobywały się widoczne obłoczki pary.

Kiedy karetka zjawiła się na miejscu, siedział oparty o metalową barierkę, trzymając bezwiednego Starra w luźnych objęciach. Bez zawahania przekazał go ratownikom, którzy zatrzymali się obok, wyłączając na chwilę drażniącą syrenę. Gdy przenieśli chłopaka na nosze, ciemnowłosy podniósł się, nie robiąc sobie żadnych nadziei na to, że będzie miał jakiekolwiek szanse na wejście do karetki razem z nim. Po pierwsze – nie był członkiem rodziny, a po drugie – pięć osób to już tłok.
Do którego szpitala go zabieracie? ― spytał orientacyjnie, spotykając się z dość zdystansowanym spojrzeniem ratowniczki. Nie była przekonana, czy powinna dzielić się podobnymi informacjami z kimś, kto na pierwszy rzut oka przypominał kryminalistę, ale z drugiej strony nie miała podstaw, by twierdzić, że stanowił jakieś zagrożenie dla poszkodowanego. Tym bardziej, że to on ich tu wezwał.
Riverdale General Hospital.
Kiwnął głową, zanim drzwi bagażnika zatrzasnęły się na jego oczach, odcinając jego wzrok od widoku nieprzytomnego Riley'a. Po raz kolejny tego wieczoru wyciągnął telefon, jednak tym razem nie pozostało mu już nic innego, jak wezwać taksówkę.

___z/t [+ Riley].
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach