▲▼
P a r t e r , na którym znajduje się:
- wejście, przy którym jest mały kącik z dużą szafą z lustrem na różne kurtki, płaszcze, buty i takie tam
- korytarz, gdzie po prawej stronie znajdują się drzwi do wielkiej łazienki, zaś kawałek dalej po prawej stronie jest niewielki gabinet pracy Fabiana. Korytarz również prowadzi do kuchni połączoną z jadalnią, a na jej środku znajduje się marmurowa wyspa
- rozsuwane drzwi z kuchni prowadzą do małego salonu, w którym najczęściej wylegują się jego koty. Znajdują się tam również schody na piętro wyżej
- ogromne okna z salonu, które można otworzyć prowadzą do tarasu, gdzie w porach letnich właśnie tam są najczęściej jedzone wszelakie obiady. Zaś schody w dół prowadzą prosto do kwiecistego ogrodu z prostokątnym basenem na środku
P i ę t r o, w którym jest:
- pokój syna, gdzie ma niewielki balkonik
- sypialnia Fabiana, w którym również znajduje się sporej wielkości balkon
- pokój dla gości, tym razem bez balkonu
- pokój dla kotów |: (halo, trzeba je gdzieś trzymać)
- mniejsza łazienka
Skromna posiadłość Fabiana na tle innych posiadłości nie wyróżni się niczym szczególnym. Jak u każdego można spotkać tu:
P a r t e r , na którym znajduje się:
- wejście, przy którym jest mały kącik z dużą szafą z lustrem na różne kurtki, płaszcze, buty i takie tam
- korytarz, gdzie po prawej stronie znajdują się drzwi do wielkiej łazienki, zaś kawałek dalej po prawej stronie jest niewielki gabinet pracy Fabiana. Korytarz również prowadzi do kuchni połączoną z jadalnią, a na jej środku znajduje się marmurowa wyspa
- rozsuwane drzwi z kuchni prowadzą do małego salonu, w którym najczęściej wylegują się jego koty. Znajdują się tam również schody na piętro wyżej
- ogromne okna z salonu, które można otworzyć prowadzą do tarasu, gdzie w porach letnich właśnie tam są najczęściej jedzone wszelakie obiady. Zaś schody w dół prowadzą prosto do kwiecistego ogrodu z prostokątnym basenem na środku
P i ę t r o, w którym jest:
- pokój syna, gdzie ma niewielki balkonik
- sypialnia Fabiana, w którym również znajduje się sporej wielkości balkon
- pokój dla gości, tym razem bez balkonu
- pokój dla kotów |: (halo, trzeba je gdzieś trzymać)
- mniejsza łazienka
Trzask zamka, w którym ktoś obrócił klucz, rozniósł się po najbliższych pokojach, obwieszczając właścicielom przybycie gościa. Chwilę później w progu pojawiła się dzierżąca dwie toreb z zakupami Cath. Weszła do środka, zamykając za sobą drzwi nogą, rzuciła jeszcze klucze na komodę obok, a na podłogę upuściła swoją torebkę, stwierdzając, że nie ma potrzeby zabierać jej dalej. Już i tak obładowana była ciężkimi pakunkami. Przeszła do końca korytarza, za cel obierając sobie kuchnię. Tam na marmurowej wyspie wylądowały zakupy. Nie zdążyła złapać jednej z osuwających się toreb, wynikiem czego było wysypanie się części składników. Kuchnia Fabiana może i była dobrze zaopatrzona, w końcu sama się już o to postarała, skoro spędzała w niej równie dużo czasu, co w swojej, ale nie dało się ukryć, że z jej potrzebą na eksperymentowanie, zawsze czegoś brakowało. Pozbierała owoce, które wysypały się na blat, a chwilę później ułożyła je w koszyku. Wyjęła również lody, które schowała do zamrażalnika. Miała wielką ochotę na wielki deser lodowy z mnóstwem sosów i innych słodkości, które akurat znajdzie pod ręką. Ale to później. Najpierw musiała znaleźć Fabiana.
Podeszła do drzwi odgradzających kuchnię od salonu i rozsunęła je. Podeszła bliżej drzwi tarasowych, wyglądając na zewnątrz. Nie siedział w fotelu bujanym, więc pewnie był w gabinecie. Cofnęła się, zostawiając resztę zakupów w spokoju, wróciła do drzwi, by ściągnąć białe trampki. Schowała je do szafy, spojrzała w lustro zawieszone na drzwiach. Przejechała palcem pod dolną powieką, ścierając tusz, który delikatnie jej się rozmazał w tamtym miejscu. Na boso przeszła cicho pod drzwi gabinetu mężczyzny, chwilę przysłuchiwała się, ale stwierdzając, że nie słyszy nic, w czym nie mogłaby mu przeszkodzić, zapukała dwa razy w drzwi, a potem je uchyliła. Wsunęła głowę w powstałą szczelinę, od razu namierzając wzrokiem biologa.
— Cześć - przywitała się, posyłając mu delikatny uśmiech. Popchnęła drzwi do środka, otwierając je szerzej, jednocześnie opierając się ramieniem o framugę.
— Co robisz? - zapytała, zerkając na pliki kartek, które akurat przeglądał. Skrzyżowała ramiona pod swoim biustem.
— A i mam nadzieję, że nigdzie nie jedziesz. Zastawiłam Ci wjazd do garażu - uśmiechnęła się już znacznie szerzej.
Podeszła do drzwi odgradzających kuchnię od salonu i rozsunęła je. Podeszła bliżej drzwi tarasowych, wyglądając na zewnątrz. Nie siedział w fotelu bujanym, więc pewnie był w gabinecie. Cofnęła się, zostawiając resztę zakupów w spokoju, wróciła do drzwi, by ściągnąć białe trampki. Schowała je do szafy, spojrzała w lustro zawieszone na drzwiach. Przejechała palcem pod dolną powieką, ścierając tusz, który delikatnie jej się rozmazał w tamtym miejscu. Na boso przeszła cicho pod drzwi gabinetu mężczyzny, chwilę przysłuchiwała się, ale stwierdzając, że nie słyszy nic, w czym nie mogłaby mu przeszkodzić, zapukała dwa razy w drzwi, a potem je uchyliła. Wsunęła głowę w powstałą szczelinę, od razu namierzając wzrokiem biologa.
— Cześć - przywitała się, posyłając mu delikatny uśmiech. Popchnęła drzwi do środka, otwierając je szerzej, jednocześnie opierając się ramieniem o framugę.
— Co robisz? - zapytała, zerkając na pliki kartek, które akurat przeglądał. Skrzyżowała ramiona pod swoim biustem.
— A i mam nadzieję, że nigdzie nie jedziesz. Zastawiłam Ci wjazd do garażu - uśmiechnęła się już znacznie szerzej.
W zasadzie nie spodziewał się tutaj Cath. Niemniej byli na takim etapie związku, że oboje mieli już komplet kluczy do swoich mieszkań. Czasem lubili robić sobie niezapowiedziane wizyty lub po prostu po drodze wpaść. Najczęściej robiła to jego dziewczyna - przychodziła do niego po pracy lub skądkolwiek, kiedy on tonął w papierach w swoim biurze.
Tego dnia nie było inaczej. Przez różne przeciwieństwa losu, Fabian musiał zrezygnować z lubianej pracy nauczyciela, przez co teraz miał przykry status bezrobotnego. Wiedział, że dość szybko musiał poradzić sobie ze znalezieniem dobrej płatnej, zadowalającej go pracy, toteż ostatnio jego głównym celem było właśnie to. Nie chciał jednak po raz kolejny podejmować zawodu nauczyciela - żadna inna szkoła nie dawała tyle za godzinę co placówka Riverdale. Musiał przynajmniej wybrać taką pracę, która pensją będzie w minimalny sposób przypominała tą, którą miał wcześniej.
Nie usłyszał otwierających drzwi, co było tylko samym minusem. Gdyby był to ktoś zupełnie inny, ktoś, kto chciałby właśnie obrabować Fabiana, z łatwością mu to by wyszło. Tymczasem na całe szczęście była to tylko Cath, która zaczęła się krzątać po jego kuchni, czego również nie słyszał. Skupiony w przeglądaniu różnych papierów, przeglądając oferty pracy i takie tam, nie był wstanie wykazać swoją podzielnością uwagi. Ze skupienia wyrwało go dopiero pukanie do drzwi, na co tylko nagle poderwał głowę zza czytanej kartki. W jednej chwili kot, który siedział mu na kolanach, miauknął, chcąc w ten sposób okazać swoje niezadowolenie z przerwanej drzemki. Fabian delikatnie uśmiechnął się, zdejmując z nosa okulary.
- Hej. Nie słyszałem jak weszłaś - przyznał szczerze, odkładając papier na biurku, a kota postawił na ziemię, tylko po to, aby móc podejść do swojej bogini piękna. Przywitał ją czułym, acz krótkim pocałunkiem.
- Hmm. To co zwykle od tych paru dni - stwierdził, kątem oka zerkając na stos kartek - Ale chyba na dziś dam sobie już spokój. Znowu nic sensownego nie znalazłem w obrębie tego miasta - westchnął cicho, mierzwiąc swój chaos na głowie. Ponownie się do niej uśmiechnął, słysząc o zastawieniu garażu - Ładnie to tak zastawiać czyjś garaż? - zażartował sobie, delikatnie dźgając ją w odkryty bok - Nie, na szczęście na razie nie mam zamiaru nigdzie jechać - odparł, przecierając palcami zmęczone oczy - Jak w pracy? - spytał, domyślając się, że mogła właśnie stamtąd przyjechać. A może dzisiaj miała akurat wolne, o którym Lerhmann zapomniał?
Tego dnia nie było inaczej. Przez różne przeciwieństwa losu, Fabian musiał zrezygnować z lubianej pracy nauczyciela, przez co teraz miał przykry status bezrobotnego. Wiedział, że dość szybko musiał poradzić sobie ze znalezieniem dobrej płatnej, zadowalającej go pracy, toteż ostatnio jego głównym celem było właśnie to. Nie chciał jednak po raz kolejny podejmować zawodu nauczyciela - żadna inna szkoła nie dawała tyle za godzinę co placówka Riverdale. Musiał przynajmniej wybrać taką pracę, która pensją będzie w minimalny sposób przypominała tą, którą miał wcześniej.
Nie usłyszał otwierających drzwi, co było tylko samym minusem. Gdyby był to ktoś zupełnie inny, ktoś, kto chciałby właśnie obrabować Fabiana, z łatwością mu to by wyszło. Tymczasem na całe szczęście była to tylko Cath, która zaczęła się krzątać po jego kuchni, czego również nie słyszał. Skupiony w przeglądaniu różnych papierów, przeglądając oferty pracy i takie tam, nie był wstanie wykazać swoją podzielnością uwagi. Ze skupienia wyrwało go dopiero pukanie do drzwi, na co tylko nagle poderwał głowę zza czytanej kartki. W jednej chwili kot, który siedział mu na kolanach, miauknął, chcąc w ten sposób okazać swoje niezadowolenie z przerwanej drzemki. Fabian delikatnie uśmiechnął się, zdejmując z nosa okulary.
- Hej. Nie słyszałem jak weszłaś - przyznał szczerze, odkładając papier na biurku, a kota postawił na ziemię, tylko po to, aby móc podejść do swojej bogini piękna. Przywitał ją czułym, acz krótkim pocałunkiem.
- Hmm. To co zwykle od tych paru dni - stwierdził, kątem oka zerkając na stos kartek - Ale chyba na dziś dam sobie już spokój. Znowu nic sensownego nie znalazłem w obrębie tego miasta - westchnął cicho, mierzwiąc swój chaos na głowie. Ponownie się do niej uśmiechnął, słysząc o zastawieniu garażu - Ładnie to tak zastawiać czyjś garaż? - zażartował sobie, delikatnie dźgając ją w odkryty bok - Nie, na szczęście na razie nie mam zamiaru nigdzie jechać - odparł, przecierając palcami zmęczone oczy - Jak w pracy? - spytał, domyślając się, że mogła właśnie stamtąd przyjechać. A może dzisiaj miała akurat wolne, o którym Lerhmann zapomniał?
Właśnie o to jej chodziło. Chciała zaskoczyć Fabiana swoim przyjazdem, dlatego wcześniej nie wysłała mu żadnej wiadomości informującej o odwiedzinach. A nawet, gdyby mu przeszkadzała, to czy Cath była osobą, która przejęłaby się tym? Zwyczajnie znalazłaby dla siebie zajęcie w tym czasie, w którym biolog miałby czas załatwić swoje sprawy. Norma. A zajęcie nazywałoby się: koty. Uwielbiała je i mogły na równi z Fabianem konkurować o jej uwagę. Czasami zdarzało się nawet, że wygrywały w tych potyczkach.
Wzrok kobiety przesunął się z sylwetki siedzącej za biurkiem na trzymanego na kolanach futrzaka. Uśmiechnęła się pod nosem. I gdy już miała do nich podejść, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, Fabian podniósł się z fotela. Zerknęła na kota, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego z pozbawienia go idealnego miejsca do leżenia. A mogła z czystym sercem zapewnić, że była to wygodna miejscówka.
— Too niedobrze. A co gdyby ktoś przyszedł cię ukraść? Nawet nie zauważyłbyś tego - mruknęła, unosząc podbródek do góry, by mógł się z nią przywitać. I choć nie był to ich pierwszy raz, to i tak na policzkach Fitzroy pojawił się róż. Nie mogła się powstrzymać, by nie wczepić dwóch pierwszych palców obu rąk za szlufki jego spodni. Kciuki oparła na jego kościach biodrowych, kreśląc na nich małe kółeczka. Widziała, że jest przemęczony, ponieważ od kilku minut dokładnie przyglądała się jego twarzy. Przysunęła się na chwilę do niego, przytulając policzek do twardej klatki piersiowej. Jedyne co mogła mu zaoferować, to mentalne wsparcie. I choć trochę ją martwiło, że znalezienie nowej posady może wiązać się z przeprowadzką Lerhmannów, to jednak zostawiała to dla siebie, zamierzając uszanować każdą jego decyzję. Cofnęła się o krok, łapiąc mężczyznę za rękę i splatając ich palce ze sobą. Uśmiechnęła się do niego szeroko.
— Jutro będzie lepiej, zobaczysz - rzekła ze stu procentowym przekonaniem. W końcu, jeśli ktoś był tutaj niepoprawnym optymistą, to właśnie ona. — Jesteś głodny? - zapytała, zmieniając temat oraz jednocześnie wyprowadzając go z pokoju. Zgadzała się, że na dziś wystarczy mu przesiadywania w gabinecie i postawiła sobie za zadanie na resztę dnia odwrócić jego uwagę od problemu. Choć prawdę powiedziawszy, nie zamierzała dziś nic gotować, to była skłonna zdanie zmienić.
— Nie musiałabym go zastawiać, gdybyś zrobił w nim miejsce dla mojego samochodu - parsknęła, uciekając w bok od dźgającego ją palca. Przecież wiedział, że ma łaskotki! Uśmiechnęła się po raz kolejny, słysząc, że będą mogli bez większych przeszkód spędzić razem czas.
Podeszła do lodówki, by wyjąć z niej karton ze schłodzonym sokiem. Postawiła go na blacie wyspy i sięgnęła do szafki po szklankę. Wyciągnęła rękę po drugą, patrząc pytająco na Fabiana, czy i on ma ochotę na napój.
— Zbliża się koniec roku szkolnego, a to zawsze wiąże się z zamieszaniem. Uczniowie przypominają sobie o tonach zaległych prac, chcą zaliczać zaległe sprawdziany, do tego dochodzą egzaminy końcowe dla najstarszych klas, organizacja zakończenia roku szkolnego, rady pedagogiczne... Jednym słowem: pierdolnik - machnęła ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. — Zresztą sam wiesz - dokończyła, posyłając mu zmęczony uśmiech. Na pewno wiedział, ale i tak doceniała, że w ogóle zapytał.
Wzrok kobiety przesunął się z sylwetki siedzącej za biurkiem na trzymanego na kolanach futrzaka. Uśmiechnęła się pod nosem. I gdy już miała do nich podejść, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, Fabian podniósł się z fotela. Zerknęła na kota, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego z pozbawienia go idealnego miejsca do leżenia. A mogła z czystym sercem zapewnić, że była to wygodna miejscówka.
— Too niedobrze. A co gdyby ktoś przyszedł cię ukraść? Nawet nie zauważyłbyś tego - mruknęła, unosząc podbródek do góry, by mógł się z nią przywitać. I choć nie był to ich pierwszy raz, to i tak na policzkach Fitzroy pojawił się róż. Nie mogła się powstrzymać, by nie wczepić dwóch pierwszych palców obu rąk za szlufki jego spodni. Kciuki oparła na jego kościach biodrowych, kreśląc na nich małe kółeczka. Widziała, że jest przemęczony, ponieważ od kilku minut dokładnie przyglądała się jego twarzy. Przysunęła się na chwilę do niego, przytulając policzek do twardej klatki piersiowej. Jedyne co mogła mu zaoferować, to mentalne wsparcie. I choć trochę ją martwiło, że znalezienie nowej posady może wiązać się z przeprowadzką Lerhmannów, to jednak zostawiała to dla siebie, zamierzając uszanować każdą jego decyzję. Cofnęła się o krok, łapiąc mężczyznę za rękę i splatając ich palce ze sobą. Uśmiechnęła się do niego szeroko.
— Jutro będzie lepiej, zobaczysz - rzekła ze stu procentowym przekonaniem. W końcu, jeśli ktoś był tutaj niepoprawnym optymistą, to właśnie ona. — Jesteś głodny? - zapytała, zmieniając temat oraz jednocześnie wyprowadzając go z pokoju. Zgadzała się, że na dziś wystarczy mu przesiadywania w gabinecie i postawiła sobie za zadanie na resztę dnia odwrócić jego uwagę od problemu. Choć prawdę powiedziawszy, nie zamierzała dziś nic gotować, to była skłonna zdanie zmienić.
— Nie musiałabym go zastawiać, gdybyś zrobił w nim miejsce dla mojego samochodu - parsknęła, uciekając w bok od dźgającego ją palca. Przecież wiedział, że ma łaskotki! Uśmiechnęła się po raz kolejny, słysząc, że będą mogli bez większych przeszkód spędzić razem czas.
Podeszła do lodówki, by wyjąć z niej karton ze schłodzonym sokiem. Postawiła go na blacie wyspy i sięgnęła do szafki po szklankę. Wyciągnęła rękę po drugą, patrząc pytająco na Fabiana, czy i on ma ochotę na napój.
— Zbliża się koniec roku szkolnego, a to zawsze wiąże się z zamieszaniem. Uczniowie przypominają sobie o tonach zaległych prac, chcą zaliczać zaległe sprawdziany, do tego dochodzą egzaminy końcowe dla najstarszych klas, organizacja zakończenia roku szkolnego, rady pedagogiczne... Jednym słowem: pierdolnik - machnęła ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. — Zresztą sam wiesz - dokończyła, posyłając mu zmęczony uśmiech. Na pewno wiedział, ale i tak doceniała, że w ogóle zapytał.
Mogła być pewna, że ją zaskoczył tymi miłymi odwiedzinami. Sam fakt, że nawet nie usłyszał jak weszła do domu sprawiło, że Fabian czuł się jeszcze bardzie zaskoczony obecnością kobiety. To ona była tak cicha czy on był za bardzo skupiony? Cokolwiek to było, nie zamierzał już do tego wracać, a jedynie chciał się nacieszyć obecnością swojej ukochanej. Ile już minęło od tego, że są razem? Wydawać się mogło, że całkiem sporo, jednak dla niego to nadal było zbyt krótko. Miał ochotę z nią spędzić wieczność, choć nie był jeszcze na tyle odważny, aby jej o tym powiedzieć. No bo skąd mógł wiedzieć, że dziewczyna przypadkiem się nie spłoszy? Tak, tak, byli w związku, ale to zupełnie co innego niż wyjść za kogoś i mieszkać z nim pod jednym dachem. I tak jeszcze nie powiedział jej wszystkiego. Chociażby to, że nie będzie mógł mieć dzieci. Kto by chciał się z kimś takim wiązać na całe życie?
Odsuwając wszelakie ponure myśli ze swojego zmęczonego umysłu, uśmiechnął się do kobiety, do której mógł się bez obaw przytulić i tą krótką chwilę odpocząć w jej ramionach. Lubił jej zapach, a w zasadzie to uwielbiał. Czując jej obecność bywał bardziej spokojniejszy i szczęśliwszy, nieważne jak bardzo byłby zły czy zmęczony. Podrapał się niesfornie po głowie, posyłając kobiecie przepraszające spojrzenie. Fakt, gdyby parę chwil wcześniej wszedł jakiś złoczyńca i chciał go obrobić, bez większych przeszkód udałoby mu się to.
- Następnym razem postaram się być bardziej uważniejszy - zapewnił ją, przeczesując leniwie jej włosy. Je też lubił, choć jego zdaniem mogłaby mieć dłuższe. Zdecydowanie bardziej jej by pasowały niż te, które aktualnie ma. Nie żeby parę razy już o tym wspomniał.
Przytulił ją na tą krótką chwilę, cicho wzdychając. Doceniał mentalne wsparcie i robił wszystko, aby jego praca nie wykraczała poza rejon tego miasta, państwa. Lubił to miejsce, miał tu ludzi, których kochał i nie chciał tego wszystkiego zostawić za sobą. Max również ma tu znajomych i ciężko byłoby mu się z nim rozstać, zupełnie jak ze starszym Lerhamann'em.
- Mam taką nadzieję. I chętnie coś zjem - choć nie powiedział bezpośrednio, że jest głodny. Tak długo spędził nad przeglądaniem ofert pracy, że aż przestał czuć, iż był w ogóle głodny. Pewnie zapachy znowu przywrócą mu apetyt, a wtedy będzie wstanie zjeść nawet zebrę z kopytami.
Dał się wyprowadzić z pokoju, zamykając za sobą drzwi do gabinetu, a kiedy byli już w kuchni, puścił rękę Cath, udając się w kierunku lodówki. Widząc, że zrobiła zakupy, mimowolnie się uśmiechnął. Zaczął zaraz wyjmować jakieś składniki - to jakiś sos, to warzywa. Miał zamiar zrobić danie meksykańskie. Nie będzie przecież zaganiać nauczycielkę do gotowania, pomimo tego, że lubił jej kuchnię. Czy on w ogóle czegoś w niej nie lubił'? Dobre pytanie. Krojąc warzywa i generalnie zajmując się gotowaniem, w międzyczasie skupił się na tym, co mówiła do niego ukochana. Przytakiwał na jej słowa, komentował coś pokroju "no coś ty? o boże, serio? Nie wierzę...", a kiedy skończyła, dopiero wtedy pokwapił się na jakiś dłuższy komentarz, smażąc świeżo skrojoną paprykę.
- Czyli jak zawsze. O rany, poniekąd się cieszę, że nie pracuję już tam, ale z drugiej strony... Chyba trochę brakuje mi tego miejsca. Tych dzieciaków, niektórych uczniów. Ale sama wiesz. Nie byłbym wstanie dalej tam pracować. Nie z nim. No i też chciałem uderzyć w coś bardziej kreatywnego. Za niedługo stuknie mi 35 lat, a mi się nawet nie udało spełnić marzenia o zostaniu naukowcem - tutaj zrobił smutną minę psa, którą zwykle robi jak się na jakiś temat żali lub dokucza w jakiś sposób Catherine. No co? On też czasem potrzebuje jakiegoś pocieszenia!
Odsuwając wszelakie ponure myśli ze swojego zmęczonego umysłu, uśmiechnął się do kobiety, do której mógł się bez obaw przytulić i tą krótką chwilę odpocząć w jej ramionach. Lubił jej zapach, a w zasadzie to uwielbiał. Czując jej obecność bywał bardziej spokojniejszy i szczęśliwszy, nieważne jak bardzo byłby zły czy zmęczony. Podrapał się niesfornie po głowie, posyłając kobiecie przepraszające spojrzenie. Fakt, gdyby parę chwil wcześniej wszedł jakiś złoczyńca i chciał go obrobić, bez większych przeszkód udałoby mu się to.
- Następnym razem postaram się być bardziej uważniejszy - zapewnił ją, przeczesując leniwie jej włosy. Je też lubił, choć jego zdaniem mogłaby mieć dłuższe. Zdecydowanie bardziej jej by pasowały niż te, które aktualnie ma. Nie żeby parę razy już o tym wspomniał.
Przytulił ją na tą krótką chwilę, cicho wzdychając. Doceniał mentalne wsparcie i robił wszystko, aby jego praca nie wykraczała poza rejon tego miasta, państwa. Lubił to miejsce, miał tu ludzi, których kochał i nie chciał tego wszystkiego zostawić za sobą. Max również ma tu znajomych i ciężko byłoby mu się z nim rozstać, zupełnie jak ze starszym Lerhamann'em.
- Mam taką nadzieję. I chętnie coś zjem - choć nie powiedział bezpośrednio, że jest głodny. Tak długo spędził nad przeglądaniem ofert pracy, że aż przestał czuć, iż był w ogóle głodny. Pewnie zapachy znowu przywrócą mu apetyt, a wtedy będzie wstanie zjeść nawet zebrę z kopytami.
Dał się wyprowadzić z pokoju, zamykając za sobą drzwi do gabinetu, a kiedy byli już w kuchni, puścił rękę Cath, udając się w kierunku lodówki. Widząc, że zrobiła zakupy, mimowolnie się uśmiechnął. Zaczął zaraz wyjmować jakieś składniki - to jakiś sos, to warzywa. Miał zamiar zrobić danie meksykańskie. Nie będzie przecież zaganiać nauczycielkę do gotowania, pomimo tego, że lubił jej kuchnię. Czy on w ogóle czegoś w niej nie lubił'? Dobre pytanie. Krojąc warzywa i generalnie zajmując się gotowaniem, w międzyczasie skupił się na tym, co mówiła do niego ukochana. Przytakiwał na jej słowa, komentował coś pokroju "no coś ty? o boże, serio? Nie wierzę...", a kiedy skończyła, dopiero wtedy pokwapił się na jakiś dłuższy komentarz, smażąc świeżo skrojoną paprykę.
- Czyli jak zawsze. O rany, poniekąd się cieszę, że nie pracuję już tam, ale z drugiej strony... Chyba trochę brakuje mi tego miejsca. Tych dzieciaków, niektórych uczniów. Ale sama wiesz. Nie byłbym wstanie dalej tam pracować. Nie z nim. No i też chciałem uderzyć w coś bardziej kreatywnego. Za niedługo stuknie mi 35 lat, a mi się nawet nie udało spełnić marzenia o zostaniu naukowcem - tutaj zrobił smutną minę psa, którą zwykle robi jak się na jakiś temat żali lub dokucza w jakiś sposób Catherine. No co? On też czasem potrzebuje jakiegoś pocieszenia!
Zawsze bardzo trudno było jej udawać poważną, że o przybraniu groźnej mimiki nie ma co wspominać. Bywały jednak takie chwile, że po prostu musiała. I to był dokładnie ten moment. Spojrzała na Fabiana surowo, mrużąc gniewnie oczy.
— Następnego razu ma w ogóle nie być - mruknęła, przytulając się do niego mocniej, obejmując go ramionami. Gdyby istniała możliwość, to trwałaby tak zdecydowanie zawsze. Nie musiała mówić na głos, jak bardzo się o niego martwiła, wystarczyło spojrzeć na nią i sposób, w jaki się w niego wczepiała. A gdyby ktoś zajrzał jej teraz w twarz, dostrzegłby ogromny smutek w jej oczach. I choć zaczęło się od niewinnego żartu, to w obecnej sytuacji nie było jej wcale do śmiechu. Czując palce wplątane w swoje włosy i rytmiczne ruchy, odrobinę się rozluźniła.
Gdy już znajdowali się w kuchni i nie doczekała się jednoznacznej odpowiedzi, wyjęła i drugą szklankę. Nalała do niej zimnego soku, stawiając ją pod ręką Fabianowi. Cmoknęła go jeszcze w polik, a potem odwróciła się i schowała kartonik do lodówki. Widząc, że to on zamierza zająć się dziś gotowaniem, zmarszczyła się cała na twarzy.
— Ja chciałam Ci coś ugotować! - zaprotestowała, krzyżując ramiona na piersi. Uwielbiała gotować i nie czuła się w żaden sposób wykorzystywana w tym temacie. Najlepszą nagrodą dla niej było zadowolenie ze smacznego posiłku. A gotowanie dla Fabiana, a czasami także i Maxa było dla niej naprawdę przyjemnością. W domu również gotowała, ale praktycznie codziennie jej wysiłki lądowały w koszu, ponieważ jej brat był niejadkiem i nie była w żaden sposób w stanie nakłonić go do normalnego odżywiania się. Wiedziała, że to nie jej wina, bo nie była złą kucharką. Po chwili jednak wzruszyła barkami. Skoro już zabrał się za to i widać miał konkretny plan działania, to niech się wykaże. Mogłaby zacząć marudzić, ale tego nie chciała. Był już wystarczająco zmęczony. Rozejrzała się po kuchni za czymś, czym mogłaby się w tym czasie zająć. Zakupy. Wciąż część z nich leżała na wyspie, czekając aż ktoś się nimi zajmie. Wypakowała wszystko z toreb i po kolei zaczęła chować je po szafkach. Nie omieszkała co jakiś czas zajrzeć przez ramię Fabianowi. Właściwie to cały czas się wokół niego kręciła od czasu do czasu, przelotnie go dotykając, a to biodrem, albo ramieniem. Gdy skończyła rozpakowywanie, stanęła obok mężczyzny. Po chwili usiadła na blacie, opierając szklankę soku na kolanie.
— Wiem, wiem. Gdybyś jednak zmienił zdanie, posada biologa w dalszym ciągu jest wolna. Jeszcze nikogo nie znaleźli na Twoje miejsce - mruknęła, upijając niewielki łyk. Zaśmiała się krótko na widok jego miny, oblizując koniuszkiem języka kącik ust.
— Związałam się ze staruchem. 35 lat? Kochanie, przecież zaraz zaczniesz siwieć! - parsknęła, nie mogąc się powstrzymać przed lekkim wyśmianiem Fabiana. Wyciągnęła jednak ramiona w jego kierunku, chcąc przytulić tego swojego smutnego psiaka. Wiedział, gdzie uderzyć, żeby najbardziej się nim przejęła, nawet jeśli były to tylko żarty.
— Masz jeszcze jakieś niespełnione marzenia? - zapytała już bez cienia sarkazmu, a jedynie delikatnie się do niego uśmiechając. Zawsze była ciekawa życia Fabiana, chciała go jak najlepiej poznać. Zawsze, gdy nadarzała się okazja, wypytywała go o różne rzeczy. Czasami błahe, a czasami te poważne. A marzenia przecież należały do tej drugiej kategorii. Była naprawdę ciekawa, jakie mógł je mieć i czy byłaby w stanie spełnić choć jedno z nich.
— Następnego razu ma w ogóle nie być - mruknęła, przytulając się do niego mocniej, obejmując go ramionami. Gdyby istniała możliwość, to trwałaby tak zdecydowanie zawsze. Nie musiała mówić na głos, jak bardzo się o niego martwiła, wystarczyło spojrzeć na nią i sposób, w jaki się w niego wczepiała. A gdyby ktoś zajrzał jej teraz w twarz, dostrzegłby ogromny smutek w jej oczach. I choć zaczęło się od niewinnego żartu, to w obecnej sytuacji nie było jej wcale do śmiechu. Czując palce wplątane w swoje włosy i rytmiczne ruchy, odrobinę się rozluźniła.
Gdy już znajdowali się w kuchni i nie doczekała się jednoznacznej odpowiedzi, wyjęła i drugą szklankę. Nalała do niej zimnego soku, stawiając ją pod ręką Fabianowi. Cmoknęła go jeszcze w polik, a potem odwróciła się i schowała kartonik do lodówki. Widząc, że to on zamierza zająć się dziś gotowaniem, zmarszczyła się cała na twarzy.
— Ja chciałam Ci coś ugotować! - zaprotestowała, krzyżując ramiona na piersi. Uwielbiała gotować i nie czuła się w żaden sposób wykorzystywana w tym temacie. Najlepszą nagrodą dla niej było zadowolenie ze smacznego posiłku. A gotowanie dla Fabiana, a czasami także i Maxa było dla niej naprawdę przyjemnością. W domu również gotowała, ale praktycznie codziennie jej wysiłki lądowały w koszu, ponieważ jej brat był niejadkiem i nie była w żaden sposób w stanie nakłonić go do normalnego odżywiania się. Wiedziała, że to nie jej wina, bo nie była złą kucharką. Po chwili jednak wzruszyła barkami. Skoro już zabrał się za to i widać miał konkretny plan działania, to niech się wykaże. Mogłaby zacząć marudzić, ale tego nie chciała. Był już wystarczająco zmęczony. Rozejrzała się po kuchni za czymś, czym mogłaby się w tym czasie zająć. Zakupy. Wciąż część z nich leżała na wyspie, czekając aż ktoś się nimi zajmie. Wypakowała wszystko z toreb i po kolei zaczęła chować je po szafkach. Nie omieszkała co jakiś czas zajrzeć przez ramię Fabianowi. Właściwie to cały czas się wokół niego kręciła od czasu do czasu, przelotnie go dotykając, a to biodrem, albo ramieniem. Gdy skończyła rozpakowywanie, stanęła obok mężczyzny. Po chwili usiadła na blacie, opierając szklankę soku na kolanie.
— Wiem, wiem. Gdybyś jednak zmienił zdanie, posada biologa w dalszym ciągu jest wolna. Jeszcze nikogo nie znaleźli na Twoje miejsce - mruknęła, upijając niewielki łyk. Zaśmiała się krótko na widok jego miny, oblizując koniuszkiem języka kącik ust.
— Związałam się ze staruchem. 35 lat? Kochanie, przecież zaraz zaczniesz siwieć! - parsknęła, nie mogąc się powstrzymać przed lekkim wyśmianiem Fabiana. Wyciągnęła jednak ramiona w jego kierunku, chcąc przytulić tego swojego smutnego psiaka. Wiedział, gdzie uderzyć, żeby najbardziej się nim przejęła, nawet jeśli były to tylko żarty.
— Masz jeszcze jakieś niespełnione marzenia? - zapytała już bez cienia sarkazmu, a jedynie delikatnie się do niego uśmiechając. Zawsze była ciekawa życia Fabiana, chciała go jak najlepiej poznać. Zawsze, gdy nadarzała się okazja, wypytywała go o różne rzeczy. Czasami błahe, a czasami te poważne. A marzenia przecież należały do tej drugiej kategorii. Była naprawdę ciekawa, jakie mógł je mieć i czy byłaby w stanie spełnić choć jedno z nich.
Potaknął tylko pokornie na jej słowa, pokazując w ten sposób jakim pantoflem potrafił być. Ale wcale mu to nie przeszkadzało. Przynajmniej jak z czymś się nie zgadzał, było widać powagę w jego słowach. Przytulił ją nieco mocniej w momencie, kiedy Cath przytuliła się do niego w ten sam sposób. Zaraz jednak musieli pogodzić się z rozłąką na rzecz gotowania. Wiedział, że jego dziewczyna uwielbiała gotować i robić posiłki i dla niego i dla Max'a, niemniej on czasem też chciał coś ugotować swojej ukochanej i to był właśnie ten moment. Więc niech nie karci go za to, że chciał zrobić jej małą przyjemność, a nawet niespodziankę.
- Ha, pierwszy! - zażartował sobie, przelotnie dając jej buziaka w polik. Tak na wszelki wypadek, aby długo nie dąsała się tylko dlatego, że Fabian zaczął pierwszy przygotowywać obiad. Przynajmniej mogła chwilę sobie odpocząć po ciężkim dniu w pracy. Lerhmann cały czas siedział w domu i szukał różnych ofert, więc to nie było aż tak wyczerpujące jak ciężka praca. Cieszył się jednak, że kobieta nie zdecydowała się na dąsanie się i wykłócanie oto, kto powinien teraz gotować. Chciał się chwilę zrelaksować, a wiedział, że przy tej czynności w jej towarzystwie mógł tego dokonać. Dlatego zerknął na nią kątem oka z minimalnym uśmiechem na twarzy, kiedy podjęła się chowania reszty zakupów do szafek czy lodówki. A drobne zaczepki podczas wykonywania tej czynności bardzo mu się spodobały. On natomiast kroił to coraz większą ilość warzyw, coraz więcej warzyw smażył, coś gotował lub doprawiał.
- Dzięki, ale jednak nie mam zamiaru wracać do pracy, z której się zwolniłem - w końcu nie chciał urazić swój męski honor. Pomijając nawet to, nie wyobrażał wracać z podkulonym ogonem do miejsca pracy, z którego się zwolnił. To tylko świadczyłoby o tym, że nigdzie go nie chcą i zwolnienie się była jedna z najgorszych decyzji w jego życiu. Wierzył, że prędzej czy później znajdzie jakąś pracę w wymarzonym laboratorium, jednak wiedział, że musiał być cierpliwy. W końcu ktoś się odezwie, nie? Zaraz na rozluźnienie sytuacji parsknął krótkim śmiechem.
- O tak, będę siwy i pomarszczony. O, już mi się robią małe zmarszczki na czole - a na znak tego wskazał je palcem - To pierwsza oznaka starości! - powiedział doniośle w żartach, szybko jednak uśmiechając się do kobiety, która siedziała na blacie. Tak, pozwalał jej na takie wybryki. Przynajmniej był przytulany, więc mógł jej wybaczyć takie zachowanie. Szybko jednak żarty mogły przybrać na powadze. Głównie przez...
Masz jeszcze jakieś niespełnione marzenia?
Owszem, miał. I wiedział, że nigdy one się nie spełnią. Ale czy warto teraz o nich mówić?
- Jest jednak taka rzecz... Ale może zostawiłbym to na kiedy indziej - bo sam w sumie nie wiedział, czy był gotowy mówić o tym Cath. Co prawda chodzili ze sobą dobry rok czasu, nic nie wskazywało na to, aby mieli się rozstać. Ale szczerze mówiąc, to bał się rozczarować dziewczynę. Bo co jeśli to sprawi, że kobieta nie będzie chciała z nim już być?
- Chciałaś mieć kiedyś dzieci? - zaczął trudny dla niego temat, psychicznie chcąc się przygotować do powiedzenia jej pewnego sekretu. Miał tylko nadzieję, że rozczarowanie to będzie jedyna rzecz jaką na jej twarzy dziś zobaczy.
- Ha, pierwszy! - zażartował sobie, przelotnie dając jej buziaka w polik. Tak na wszelki wypadek, aby długo nie dąsała się tylko dlatego, że Fabian zaczął pierwszy przygotowywać obiad. Przynajmniej mogła chwilę sobie odpocząć po ciężkim dniu w pracy. Lerhmann cały czas siedział w domu i szukał różnych ofert, więc to nie było aż tak wyczerpujące jak ciężka praca. Cieszył się jednak, że kobieta nie zdecydowała się na dąsanie się i wykłócanie oto, kto powinien teraz gotować. Chciał się chwilę zrelaksować, a wiedział, że przy tej czynności w jej towarzystwie mógł tego dokonać. Dlatego zerknął na nią kątem oka z minimalnym uśmiechem na twarzy, kiedy podjęła się chowania reszty zakupów do szafek czy lodówki. A drobne zaczepki podczas wykonywania tej czynności bardzo mu się spodobały. On natomiast kroił to coraz większą ilość warzyw, coraz więcej warzyw smażył, coś gotował lub doprawiał.
- Dzięki, ale jednak nie mam zamiaru wracać do pracy, z której się zwolniłem - w końcu nie chciał urazić swój męski honor. Pomijając nawet to, nie wyobrażał wracać z podkulonym ogonem do miejsca pracy, z którego się zwolnił. To tylko świadczyłoby o tym, że nigdzie go nie chcą i zwolnienie się była jedna z najgorszych decyzji w jego życiu. Wierzył, że prędzej czy później znajdzie jakąś pracę w wymarzonym laboratorium, jednak wiedział, że musiał być cierpliwy. W końcu ktoś się odezwie, nie? Zaraz na rozluźnienie sytuacji parsknął krótkim śmiechem.
- O tak, będę siwy i pomarszczony. O, już mi się robią małe zmarszczki na czole - a na znak tego wskazał je palcem - To pierwsza oznaka starości! - powiedział doniośle w żartach, szybko jednak uśmiechając się do kobiety, która siedziała na blacie. Tak, pozwalał jej na takie wybryki. Przynajmniej był przytulany, więc mógł jej wybaczyć takie zachowanie. Szybko jednak żarty mogły przybrać na powadze. Głównie przez...
Masz jeszcze jakieś niespełnione marzenia?
Owszem, miał. I wiedział, że nigdy one się nie spełnią. Ale czy warto teraz o nich mówić?
- Jest jednak taka rzecz... Ale może zostawiłbym to na kiedy indziej - bo sam w sumie nie wiedział, czy był gotowy mówić o tym Cath. Co prawda chodzili ze sobą dobry rok czasu, nic nie wskazywało na to, aby mieli się rozstać. Ale szczerze mówiąc, to bał się rozczarować dziewczynę. Bo co jeśli to sprawi, że kobieta nie będzie chciała z nim już być?
- Chciałaś mieć kiedyś dzieci? - zaczął trudny dla niego temat, psychicznie chcąc się przygotować do powiedzenia jej pewnego sekretu. Miał tylko nadzieję, że rozczarowanie to będzie jedyna rzecz jaką na jej twarzy dziś zobaczy.
Przecież zupełnie go nie karciła. Marudziła, ale nie karciła, a to przecież bardzo duża różnica! Fabian miał przecież dostatecznie dużo czasu, aby przyzwyczaić się do tego, że jego dziewczyna uwielbiała marudzić. Nawet wtedy, gdy nie miała ku temu powodów, a może przede wszystkim wtedy.
Ten niespodziewany buziak zdecydowanie przechylił szalę na korzyść mężczyzny. Uśmiechnęła się pod nosem, bo takie drobne gesty lubiła najbardziej. Po tym zupełnie odpuściła sobie gotowanie. Z wyjątkiem podjadania mu warzyw prosto z deski. Złapała w palce jeden z paseczków papryki, chrupiąc go ze smakiem. Mrugnęła zawadiacko do niego, podchodząc do radia, które umieszczone było w rogu kuchni. Lubiła muzykę i lubiła, gdy coś grało w tle. Mogło być to radio, telewizor, cokolwiek. Włączyła odbiornik, przekręcając pokrętło głośności w dół. Pokiwała głową w rytm muzyki, okręcając się w piruecie.
Potem już siedziała grzecznie na blacie. No, prawie. Nie obeszło się bez zaglądania w gary i wtykania palców tam, gdzie nie powinna. Jeden z takich wyczynów zakończył się poparzeniem opuszka. Syknęła, łapiąc się za ucho. Z jakiegoś powodu jej babcia zawsze powtarzała, że to niby pomaga. Według Cath była to bujda, ale jednak odruch pozostał po dziś dzień. Zlew niestety był za daleko, a jej ewidentnie nie chciało się ruszyć tyłka. Wzięła szklankę z zimnym napojem i do szkła przytknęła palec.
- To tylko taka furtka, Fabian, ale na pewno nie będzie Ci potrzebna, bo już niedługo ktoś do Ciebie zadzwoni. Wiesz, że mogłabym podzwonić po swoich starych klientach, pociągnąć za sznurki.. - mruknęła, upijając niewielki łyk soku. Wyprostowała przed sobą nogi, aby za chwilę z powrotem je zgiąć. Toru przeszkód robić mu nie zamierzała, jeszcze zawartość paleni znalazłaby się na jej bluzce, zamiast na talerzu. A skoro o jedzeniu mowa, to naprawdę zaczynała być głodna. Te wszystkie zapachy działały pobudzająco na jej ślinianki.
— Siwego jeszcze przeżyję, ale pomarszczony? - skrzywiła się teatralnie. — W tym momencie nasz związek wisi na włosku. - Nie mogła mówić na poważnie, nie, gdy wplotła palce w jego włosy, które zaczęła przeczesywać. Oparła brodę na ramieniu mężczyzny, uśmiechając się leniwie pod nosem. Przez chwilę nawet zapomniała o jedzeniu, Ot, bezczelnie wykradła sobie kilka sekund spokojnych chwil. Zaśmiała się krótko, kiedy wyobraziła sobie Fabiana z siwymi włosami. Aczkolwiek niebezpieczne były to myśli. Na myśl o przyszłości, wspólnej starości ścisnęło ją w klatce. Nie była pewna, czy jutro Fabian nie spakuje walizki i nie wyjedzie za pracą, a co dopiero, gdyby miała wybiegać z planami tak daleko.
Pokiwała głową, gdy oznajmił, że na razie nie jest to czas na tego typu rozmowy. Nie naciskała, zresztą jak zwykle. Zawsze wolała, kiedy druga osoba mówiła coś z nieprzymuszonej woli.
— Zjemy tu, czy w salonie? - zapytała, zeskakując z blatu, by przyszykować talerze. Otwierała właśnie szafkę, w której znajdowały się talerze, gdy mężczyzna zaskoczył ją swoim pytaniem. Nim odpowiedziała, wyjęła je i położyła na blacie. Obróciła się przodem do Fabiana, opierając się o szafki.
— Chyba tak. Nie zastanawiałam się nad tym nigdy, ale.. Tak, myślę, że tak. Jedno albo dwójkę. - Myśląc o tym, nieznacznie się uśmiechnęła, wysunęła szufladę obok by wyjąć z niej sztućce.
— A Ty? - zapytała, przechodząc obok Fabiana.
Ten niespodziewany buziak zdecydowanie przechylił szalę na korzyść mężczyzny. Uśmiechnęła się pod nosem, bo takie drobne gesty lubiła najbardziej. Po tym zupełnie odpuściła sobie gotowanie. Z wyjątkiem podjadania mu warzyw prosto z deski. Złapała w palce jeden z paseczków papryki, chrupiąc go ze smakiem. Mrugnęła zawadiacko do niego, podchodząc do radia, które umieszczone było w rogu kuchni. Lubiła muzykę i lubiła, gdy coś grało w tle. Mogło być to radio, telewizor, cokolwiek. Włączyła odbiornik, przekręcając pokrętło głośności w dół. Pokiwała głową w rytm muzyki, okręcając się w piruecie.
Potem już siedziała grzecznie na blacie. No, prawie. Nie obeszło się bez zaglądania w gary i wtykania palców tam, gdzie nie powinna. Jeden z takich wyczynów zakończył się poparzeniem opuszka. Syknęła, łapiąc się za ucho. Z jakiegoś powodu jej babcia zawsze powtarzała, że to niby pomaga. Według Cath była to bujda, ale jednak odruch pozostał po dziś dzień. Zlew niestety był za daleko, a jej ewidentnie nie chciało się ruszyć tyłka. Wzięła szklankę z zimnym napojem i do szkła przytknęła palec.
- To tylko taka furtka, Fabian, ale na pewno nie będzie Ci potrzebna, bo już niedługo ktoś do Ciebie zadzwoni. Wiesz, że mogłabym podzwonić po swoich starych klientach, pociągnąć za sznurki.. - mruknęła, upijając niewielki łyk soku. Wyprostowała przed sobą nogi, aby za chwilę z powrotem je zgiąć. Toru przeszkód robić mu nie zamierzała, jeszcze zawartość paleni znalazłaby się na jej bluzce, zamiast na talerzu. A skoro o jedzeniu mowa, to naprawdę zaczynała być głodna. Te wszystkie zapachy działały pobudzająco na jej ślinianki.
— Siwego jeszcze przeżyję, ale pomarszczony? - skrzywiła się teatralnie. — W tym momencie nasz związek wisi na włosku. - Nie mogła mówić na poważnie, nie, gdy wplotła palce w jego włosy, które zaczęła przeczesywać. Oparła brodę na ramieniu mężczyzny, uśmiechając się leniwie pod nosem. Przez chwilę nawet zapomniała o jedzeniu, Ot, bezczelnie wykradła sobie kilka sekund spokojnych chwil. Zaśmiała się krótko, kiedy wyobraziła sobie Fabiana z siwymi włosami. Aczkolwiek niebezpieczne były to myśli. Na myśl o przyszłości, wspólnej starości ścisnęło ją w klatce. Nie była pewna, czy jutro Fabian nie spakuje walizki i nie wyjedzie za pracą, a co dopiero, gdyby miała wybiegać z planami tak daleko.
Pokiwała głową, gdy oznajmił, że na razie nie jest to czas na tego typu rozmowy. Nie naciskała, zresztą jak zwykle. Zawsze wolała, kiedy druga osoba mówiła coś z nieprzymuszonej woli.
— Zjemy tu, czy w salonie? - zapytała, zeskakując z blatu, by przyszykować talerze. Otwierała właśnie szafkę, w której znajdowały się talerze, gdy mężczyzna zaskoczył ją swoim pytaniem. Nim odpowiedziała, wyjęła je i położyła na blacie. Obróciła się przodem do Fabiana, opierając się o szafki.
— Chyba tak. Nie zastanawiałam się nad tym nigdy, ale.. Tak, myślę, że tak. Jedno albo dwójkę. - Myśląc o tym, nieznacznie się uśmiechnęła, wysunęła szufladę obok by wyjąć z niej sztućce.
— A Ty? - zapytała, przechodząc obok Fabiana.
Wiedział, że kobieta miała nawyk w podjadaniu wszystkiego, co było można podjeść. Dlatego wcześniej przygotował się na taki obrót spraw i pokroił wszystkiego trochę więcej, żeby przypadkiem nie zabrakło mu czegoś do obiadku. I nie miał jej tego za złe, bo sam osobiście często podjadła podczas gotowania. Osobiście brał kawałki warzyw i częstował nimi dziewczynę, coby udobruchać jej podniebienie i nie tylko. A na cichą muzykę w radiu, która nie przeszkadzała im w konwersacji aż tak bardzo, sam zaczął śpiewać i podgwizdywać pod nosem, wprawiając się w dobry nastrój. Przy takim klimacie nawet najbardziej zmęczonemu człowiekowi chce się żyć na nowo.
- Mam taką nadzieję, skarbie. Ale praca w tym laboratorium co Ci mówiłem, to po prostu spełnienie moich marzeń. Gdyby za parę dni, nawet za kilka miesięcy dostał od telefon... - marzenie i tyle - Ale wiesz, że nie chcę. Na razie nie jest źle. Po prostu siedzenie w domu i nic nie robienie mnie męczy, bo jednak wolałbym chodzić do pracy. Pieniądze póki co mam i raczej szybko się nie skończą, ale sama rozumiesz. One kiedyś się skończą - odparł, ale nie ukrywał tego, że jest po prostu bogaty. Nawet jeśli teraz nie miał pracy, to miał pieniądze na opłacenie rachunków i na utrzymanie siebie oraz Max'a. Wiedział, że pieniądze mu się szybko nie skończą, bo bawił się w jeszcze tradera. Ale nawet jeśli miał do tego smykałkę, to nie zawsze każda aukcja czy transakcja pójdzie mu dobrze. Wolał coś bardziej rozwijającego i kreatywnego. Jak chociażby pracę w takim laboratorium biologicznym.
- No wiesz? Ja bym Cię wziął taką pomarszczoną nawet tu i teraz - oznajmił, chowając swoją minimalną urazę. Nie był zły na to, co powiedziała, w końcu sobie żartowali. Niemniej lubił czasem w niej wywoływać poczucie winy, podokuczać. Słodko wtedy się zachowywała, a ją w postaci słodkiej osoby bardzo lubił. Zaraz jednak jej gest sprawił, że nie mógł być na nią zły, nieważne jak bardzo by chciał, bo jej bliskość spowodowała, że Fabian na moment odłożył wszystko i przytulił do siebie kobietę. Te parę krótkich minut musiał przerwać, aby jedzenie w garnku za bardzo mu się nie spaliło. Na takie pieszczoty znajdą jeszcze dziś czas, na pewno Fabian znajdzie.
- Może w salonie? Max zaraz powinien wrócić, to zjemy wspólnie za te 10 - 15 minut - odpowiedział, doprawiając swoje danie jak najlepiej potrafił, próbując je, aby dowiedzieć się, czy nie jest przypadkiem za mdłe w smaku lub za ostre. W końcu to meksykańskie. Ono musiał obyć ostre. Zaraz jednak słowa kobiety zbiły Lerhmanna z stropu tak samo jak ją jego wcześniejsze słowa.
Jedno albo dwójkę.
Wziął strumień głębszego powietrza, już wiedząc, że czeka go dość poważna rozmowa. Poważna dla niego. Słysząc, ze kobieta chciała mieć dzieci, zaczęło go powoli ściskać w żołądku, jak nie w gardle. Nie chciał jednak uciekać od odpowiedzialności jaka go czekała, bowiem to byłoby odznaką tchórzostwa. Z drugiej strony jeśli Cath naprawdę go kocha, powinna zrobić fakt, ze nie może mieć po prostu dzieci. Niemniej mógł jej to powiedzieć na samym początku ich związku, a nie dopiero rok później.
- No wiesz... Chciałbym mieć może jedno takie własne, ale to jest jedno z marzeń, które zrealizować nie mogę - zaczął powoli, w zasadzie nie wiedząc jak to ubrać w słowa - Chodzi oto, że Max nie jest mój. Jest mojej siostry. W dodatku zmarłej, ale nie do tego dążę - zaczął się powoli gubić w swoich zeznaniach, przykrywając garnek z jedzeniem, zmniejszając stopnie na kuchni indukcyjnej, aby jedzenie spokojnie mogło do siebie dość. Jeszcze raz wziął głęboki oddech, aby uspokoić przede wszystkim samego siebie - Chodzi oto, że nie mogę mieć dzieci. I wcześniej chciałem też zaznaczyć, że Max nie jest mój. Dlatego często mówi do mnie po imieniu, wcale nie dlatego, że na to mu pozwalam. Znaczy, to też, ale sama rozumiesz. Ciężko kogoś nazywać ojcem, w momencie, kiedy jest się jego wujkiem - stwierdził, oblizując zeschnięte wargi, wyczekując z ciężką niecierpliwością reakcji kobiety. Powiedział to dość spokojnie, ale wewnętrznie cały się denerwował, a nawet było widać, że lekko dłonie mu drżały, tak samo jak i głos -- Przepraszam, że mówię Ci o tym dopiero teraz, ale nie miałem wcześniej odwagi, aby Ci o tym powiedzieć. To dla mnie ciężkie. Bałem się i nadal się boję, że przez to możesz ode mnie odejść, a zależy mi na Tobie z całego serca. Kocham Cię. I nie chcę Cię stracić - zaczął mówić dalej, co prawda lekko spanikowany, bo naprawdę miał obawy, że Cath może odejść od niego z takiego powodu.
- Mam taką nadzieję, skarbie. Ale praca w tym laboratorium co Ci mówiłem, to po prostu spełnienie moich marzeń. Gdyby za parę dni, nawet za kilka miesięcy dostał od telefon... - marzenie i tyle - Ale wiesz, że nie chcę. Na razie nie jest źle. Po prostu siedzenie w domu i nic nie robienie mnie męczy, bo jednak wolałbym chodzić do pracy. Pieniądze póki co mam i raczej szybko się nie skończą, ale sama rozumiesz. One kiedyś się skończą - odparł, ale nie ukrywał tego, że jest po prostu bogaty. Nawet jeśli teraz nie miał pracy, to miał pieniądze na opłacenie rachunków i na utrzymanie siebie oraz Max'a. Wiedział, że pieniądze mu się szybko nie skończą, bo bawił się w jeszcze tradera. Ale nawet jeśli miał do tego smykałkę, to nie zawsze każda aukcja czy transakcja pójdzie mu dobrze. Wolał coś bardziej rozwijającego i kreatywnego. Jak chociażby pracę w takim laboratorium biologicznym.
- No wiesz? Ja bym Cię wziął taką pomarszczoną nawet tu i teraz - oznajmił, chowając swoją minimalną urazę. Nie był zły na to, co powiedziała, w końcu sobie żartowali. Niemniej lubił czasem w niej wywoływać poczucie winy, podokuczać. Słodko wtedy się zachowywała, a ją w postaci słodkiej osoby bardzo lubił. Zaraz jednak jej gest sprawił, że nie mógł być na nią zły, nieważne jak bardzo by chciał, bo jej bliskość spowodowała, że Fabian na moment odłożył wszystko i przytulił do siebie kobietę. Te parę krótkich minut musiał przerwać, aby jedzenie w garnku za bardzo mu się nie spaliło. Na takie pieszczoty znajdą jeszcze dziś czas, na pewno Fabian znajdzie.
- Może w salonie? Max zaraz powinien wrócić, to zjemy wspólnie za te 10 - 15 minut - odpowiedział, doprawiając swoje danie jak najlepiej potrafił, próbując je, aby dowiedzieć się, czy nie jest przypadkiem za mdłe w smaku lub za ostre. W końcu to meksykańskie. Ono musiał obyć ostre. Zaraz jednak słowa kobiety zbiły Lerhmanna z stropu tak samo jak ją jego wcześniejsze słowa.
Jedno albo dwójkę.
Wziął strumień głębszego powietrza, już wiedząc, że czeka go dość poważna rozmowa. Poważna dla niego. Słysząc, ze kobieta chciała mieć dzieci, zaczęło go powoli ściskać w żołądku, jak nie w gardle. Nie chciał jednak uciekać od odpowiedzialności jaka go czekała, bowiem to byłoby odznaką tchórzostwa. Z drugiej strony jeśli Cath naprawdę go kocha, powinna zrobić fakt, ze nie może mieć po prostu dzieci. Niemniej mógł jej to powiedzieć na samym początku ich związku, a nie dopiero rok później.
- No wiesz... Chciałbym mieć może jedno takie własne, ale to jest jedno z marzeń, które zrealizować nie mogę - zaczął powoli, w zasadzie nie wiedząc jak to ubrać w słowa - Chodzi oto, że Max nie jest mój. Jest mojej siostry. W dodatku zmarłej, ale nie do tego dążę - zaczął się powoli gubić w swoich zeznaniach, przykrywając garnek z jedzeniem, zmniejszając stopnie na kuchni indukcyjnej, aby jedzenie spokojnie mogło do siebie dość. Jeszcze raz wziął głęboki oddech, aby uspokoić przede wszystkim samego siebie - Chodzi oto, że nie mogę mieć dzieci. I wcześniej chciałem też zaznaczyć, że Max nie jest mój. Dlatego często mówi do mnie po imieniu, wcale nie dlatego, że na to mu pozwalam. Znaczy, to też, ale sama rozumiesz. Ciężko kogoś nazywać ojcem, w momencie, kiedy jest się jego wujkiem - stwierdził, oblizując zeschnięte wargi, wyczekując z ciężką niecierpliwością reakcji kobiety. Powiedział to dość spokojnie, ale wewnętrznie cały się denerwował, a nawet było widać, że lekko dłonie mu drżały, tak samo jak i głos -- Przepraszam, że mówię Ci o tym dopiero teraz, ale nie miałem wcześniej odwagi, aby Ci o tym powiedzieć. To dla mnie ciężkie. Bałem się i nadal się boję, że przez to możesz ode mnie odejść, a zależy mi na Tobie z całego serca. Kocham Cię. I nie chcę Cię stracić - zaczął mówić dalej, co prawda lekko spanikowany, bo naprawdę miał obawy, że Cath może odejść od niego z takiego powodu.
Z przyjemnością zjadała podsuwane kawałki warzyw, za każdym razem uśmiechając się wesoło, zadowolona z atencji, którą mężczyzna ją obdarowywał.
Słuchała głosu Fabiana, śmiejąc się pod nosem. Dobrze, że sama nie śpiewała, bo pewnie brzmiałaby równie przyjemnie, co dźwięk pazurów przejeżdżających po tablicy.
— Jeżeli to laboratorium jest tak dobre, jak mówisz, to na pewno do Ciebie zadzwonią. Byliby głupcami, gdyby nie przyjęli tak utalentowanego biologa - skomplementowała go, uśmiechając się z pewnego rodzaju dumą. Wplotła znów palce we włosy Fabiana, przeczesując mu je. Lubiła się nimi bawić, podobnie jak on jej. Często mówiąc przy tym, że mogłaby je zapuścić. Wygodnie było jej chodzić w krótkich, ale może pewnego dnia.. Już teraz były dłuższe niż zwykle.
— O, matko boska.. Fabian! - krzyknęła, prawie zachłystując się pitym sokiem. Automatycznie czerwień pokryła jej twarz w wyrazie zawstydzenia. Kaszlnęła, odstawiając szklankę na blat i uderzając żartobliwie mężczyznę w ramię.
— Tu? I teraz? Na tej wyspie? Wiedząc, że za chwilę wróci Max? - parsknęła, zerkając na Fabiana z autentyczną ciekawością. Oplotła go nogami w pasie, skoro już między nimi stał. Niestety musiał wszystko popsuć, wracając do garów. To się dopiero nazywa ironia!
— Zaniosę talerze - zaproponowała, tym samym zgadzając się z nim. Zeskoczyła boso na ziemię, poprawiając sukienkę, która wcześniej podsunęła się na jej udach. Zabrała naczynia i przeszła do części salonowej, rozstawiając talerze i sztućce na stoliku kawowym. Pogłaskała jeszcze kota, który się tam pojawił, a potem wróciła do kuchni i Fabiana.
Swoją drogą widziała, że temat dzieci, który nagle się pojawił, sprawiał dyskomfort biologowi. Nie nalegała, czekając, aż sam wyrzuci z siebie, to co go gnębiło. Gdy zaczął już mówić, słuchała go, a twarz Cath od razu posmutniała.
— Bardzo mi przykro z powodu Twojej.. Waszej straty - mruknęła, nie wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć. Nigdy o tym nie rozmawiali, a i ona nigdy nie pytała, dlaczego pozwalał chłopakowi mówić sobie po imieniu. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak ciężko musiało im być. Chcąc dodać trochę otuchy Fabianowi, wzięła w swoje drobne dłonie, drżące ręce mężczyzny. Nie mogła się na niego gniewać, widziała, że mówił prawdę. Ich obiad potrzebował jeszcze trochę czasu, aby być gotowym, dlatego wiedziała, że mają jego zapas na rozmowę. Trzymając wciąż go za ręce, zaprowadziła go do salonu. Usiedli razem na kanapie, a Catherine przysunęła się bliżej ukochanego, przytulając się do jego boku.
— Już spokojnie - oparła policzek na jego ramieniu.
— Nie mam Ci za złe, że nie powiedziałeś mi wcześniej. Nie jest to rzecz, którą mówi się na pierwszej randce - uśmiechnęła się, chcąc rozładować trochę atmosferę.
— Też Cię kocham i nigdzie się nie wybieram. A co do dzieci.. Znajdziemy jakieś rozwiązanie, jest, chociażby adopcja, prawda? - Poza tym mieli jeszcze czas, żeby myśleć o dzieciach. Temat wciąż pozostał otwarty.
Słuchała głosu Fabiana, śmiejąc się pod nosem. Dobrze, że sama nie śpiewała, bo pewnie brzmiałaby równie przyjemnie, co dźwięk pazurów przejeżdżających po tablicy.
— Jeżeli to laboratorium jest tak dobre, jak mówisz, to na pewno do Ciebie zadzwonią. Byliby głupcami, gdyby nie przyjęli tak utalentowanego biologa - skomplementowała go, uśmiechając się z pewnego rodzaju dumą. Wplotła znów palce we włosy Fabiana, przeczesując mu je. Lubiła się nimi bawić, podobnie jak on jej. Często mówiąc przy tym, że mogłaby je zapuścić. Wygodnie było jej chodzić w krótkich, ale może pewnego dnia.. Już teraz były dłuższe niż zwykle.
— O, matko boska.. Fabian! - krzyknęła, prawie zachłystując się pitym sokiem. Automatycznie czerwień pokryła jej twarz w wyrazie zawstydzenia. Kaszlnęła, odstawiając szklankę na blat i uderzając żartobliwie mężczyznę w ramię.
— Tu? I teraz? Na tej wyspie? Wiedząc, że za chwilę wróci Max? - parsknęła, zerkając na Fabiana z autentyczną ciekawością. Oplotła go nogami w pasie, skoro już między nimi stał. Niestety musiał wszystko popsuć, wracając do garów. To się dopiero nazywa ironia!
— Zaniosę talerze - zaproponowała, tym samym zgadzając się z nim. Zeskoczyła boso na ziemię, poprawiając sukienkę, która wcześniej podsunęła się na jej udach. Zabrała naczynia i przeszła do części salonowej, rozstawiając talerze i sztućce na stoliku kawowym. Pogłaskała jeszcze kota, który się tam pojawił, a potem wróciła do kuchni i Fabiana.
Swoją drogą widziała, że temat dzieci, który nagle się pojawił, sprawiał dyskomfort biologowi. Nie nalegała, czekając, aż sam wyrzuci z siebie, to co go gnębiło. Gdy zaczął już mówić, słuchała go, a twarz Cath od razu posmutniała.
— Bardzo mi przykro z powodu Twojej.. Waszej straty - mruknęła, nie wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć. Nigdy o tym nie rozmawiali, a i ona nigdy nie pytała, dlaczego pozwalał chłopakowi mówić sobie po imieniu. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak ciężko musiało im być. Chcąc dodać trochę otuchy Fabianowi, wzięła w swoje drobne dłonie, drżące ręce mężczyzny. Nie mogła się na niego gniewać, widziała, że mówił prawdę. Ich obiad potrzebował jeszcze trochę czasu, aby być gotowym, dlatego wiedziała, że mają jego zapas na rozmowę. Trzymając wciąż go za ręce, zaprowadziła go do salonu. Usiedli razem na kanapie, a Catherine przysunęła się bliżej ukochanego, przytulając się do jego boku.
— Już spokojnie - oparła policzek na jego ramieniu.
— Nie mam Ci za złe, że nie powiedziałeś mi wcześniej. Nie jest to rzecz, którą mówi się na pierwszej randce - uśmiechnęła się, chcąc rozładować trochę atmosferę.
— Też Cię kocham i nigdzie się nie wybieram. A co do dzieci.. Znajdziemy jakieś rozwiązanie, jest, chociażby adopcja, prawda? - Poza tym mieli jeszcze czas, żeby myśleć o dzieciach. Temat wciąż pozostał otwarty.
— Dzięki, że mnie tak wspierasz — uśmiechnął się mocniej do siebie po komentarzu Catherine, ciesząc się, że ma taką osobę w związku, która umie go wesprzeć. Ceni to sobie z całej siły, dlatego będzie kobiecie dawać tyle atencji, ile tylko sobie zamarzy. Już pomijał kwestię tego, że doceniała go w tak pozytywny sposób. Wiedział, że był dobrym biologiem, ale nie mógł też o sobie mówić, że był najlepszym. Dlatego stresował się tym, że nie będą chcieli go przyjąć do wymarzonej pracy, a z całego serca chciał ową pracę dostać w tym miejscu. Nie chciał opuszczać Cath i to całe miejsce. Za bardzo je kochał. Tak samo jak dziewczynę.
Czując lekkie uderzenie kobiety, mężczyzna zaśmiał się głośno, po chwili całując kobietę krótko w usta. Nie chciał, aby się na niego gniewała, ale dokuczyć jej też czasem lubi.
— Dokładnie tak. Zamknąłbym drzwi, więc w razie czego mielibyśmy więcej czasu na ogarnięcie się — uśmiechnął się do niej lubieżnie, wcale nie krępując się z myślą, że Max mógłby ich nakryć w nieodpowiednim momencie. Był już dużym chłopcem i z pewnością nie narobiłby zbyt wielkiego wstydu, choć sama sytuacja byłaby lekko żenująca dla nich wszystkich.
Zerknął na nią kątem oka, kiedy Cath poprawiała sukienkę. Na jego szczęście zdążył zobaczyć trochę więcej. Wrócił do gotowania, będąc już coraz bliżej końca. Niestety przy tym wszystkim musiał być niewygodny temat. Ale prędzej czy później i tak musiałby o tym powiedzieć Catherine. To była ważna kwestia do omówienia, której nie powinien zbywać na potem, bo później mogło być już za późno. I nie potrafił ukryć, że ten temat był dla niego niewygodny. Nic przyjemnego mówić o tym jak to nie możesz mieć dzieci, kiedy w głębi serca je chcesz. I to jeszcze ukochanej osobie.
Kiedy pierwszą tragedię z siebie wyrzucił, czas nadszedł, aby powiedzieć tę drugą, bardziej istotną. Zdecydowanie dotyk kobiety trochę rozluźnił spięte mięśnie Fabiana, a mu samemu łatwiej było powiedzieć o tym, że nie może mieć dzieci. Szybko znaleźli się na kanapie, a Fabian w międzyczasie powiedział Cath to, co od dawien dawna siedziało mu na żołądku. Nigdy z nikim o tym tak poważnie nie rozmawiał, więc owe wyznanie sprawiło mężczyźnie wiele odwagi. Przytulił do siebie kobietę, obejmując ją mocno ramieniem, a sam położył policzek na jej głowie, zamykając oczy na moment. Czuł jak mocno wali mu serce przez natłok emocji.
— Tak, prawda. Masz rację — odparł pół szeptem, dalej czując, że to jednak nie to samo. Niby racja, istniała adopcja lub wiele innych sposób, aby mieć wspólne dziecko. Ale nigdy nie będzie to w pełni Fabiana, takie z krwi i kości.
— No, to na razie wszystko, co mam Ci do powiedzenia — odparł po dłuższej chwili milczenia, otwierając oczy i podnosząc głowę. Chwycił również kobietę za podbródek i czule ją pocałował, uśmiechając się do niej po pocałunku. Jego spojrzenie mówiło, że na pewno sobie jakoś poradzą. A w tym samym czasie do domu wszedł Max, przez co Fabian przypomniał sobie o posiłku, który musi wyłączyć i nakarmić głodnych domowników. Nie chciał tego tematu tak urywać, ale cóż, obowiązki, a przy Max'sie też nie miał ochoty o tym rozmawiać. Pewnie Cath to zrozumie.
Czując lekkie uderzenie kobiety, mężczyzna zaśmiał się głośno, po chwili całując kobietę krótko w usta. Nie chciał, aby się na niego gniewała, ale dokuczyć jej też czasem lubi.
— Dokładnie tak. Zamknąłbym drzwi, więc w razie czego mielibyśmy więcej czasu na ogarnięcie się — uśmiechnął się do niej lubieżnie, wcale nie krępując się z myślą, że Max mógłby ich nakryć w nieodpowiednim momencie. Był już dużym chłopcem i z pewnością nie narobiłby zbyt wielkiego wstydu, choć sama sytuacja byłaby lekko żenująca dla nich wszystkich.
Zerknął na nią kątem oka, kiedy Cath poprawiała sukienkę. Na jego szczęście zdążył zobaczyć trochę więcej. Wrócił do gotowania, będąc już coraz bliżej końca. Niestety przy tym wszystkim musiał być niewygodny temat. Ale prędzej czy później i tak musiałby o tym powiedzieć Catherine. To była ważna kwestia do omówienia, której nie powinien zbywać na potem, bo później mogło być już za późno. I nie potrafił ukryć, że ten temat był dla niego niewygodny. Nic przyjemnego mówić o tym jak to nie możesz mieć dzieci, kiedy w głębi serca je chcesz. I to jeszcze ukochanej osobie.
Kiedy pierwszą tragedię z siebie wyrzucił, czas nadszedł, aby powiedzieć tę drugą, bardziej istotną. Zdecydowanie dotyk kobiety trochę rozluźnił spięte mięśnie Fabiana, a mu samemu łatwiej było powiedzieć o tym, że nie może mieć dzieci. Szybko znaleźli się na kanapie, a Fabian w międzyczasie powiedział Cath to, co od dawien dawna siedziało mu na żołądku. Nigdy z nikim o tym tak poważnie nie rozmawiał, więc owe wyznanie sprawiło mężczyźnie wiele odwagi. Przytulił do siebie kobietę, obejmując ją mocno ramieniem, a sam położył policzek na jej głowie, zamykając oczy na moment. Czuł jak mocno wali mu serce przez natłok emocji.
— Tak, prawda. Masz rację — odparł pół szeptem, dalej czując, że to jednak nie to samo. Niby racja, istniała adopcja lub wiele innych sposób, aby mieć wspólne dziecko. Ale nigdy nie będzie to w pełni Fabiana, takie z krwi i kości.
— No, to na razie wszystko, co mam Ci do powiedzenia — odparł po dłuższej chwili milczenia, otwierając oczy i podnosząc głowę. Chwycił również kobietę za podbródek i czule ją pocałował, uśmiechając się do niej po pocałunku. Jego spojrzenie mówiło, że na pewno sobie jakoś poradzą. A w tym samym czasie do domu wszedł Max, przez co Fabian przypomniał sobie o posiłku, który musi wyłączyć i nakarmić głodnych domowników. Nie chciał tego tematu tak urywać, ale cóż, obowiązki, a przy Max'sie też nie miał ochoty o tym rozmawiać. Pewnie Cath to zrozumie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach