▲▼
Miałam to zrobić już dawno, ale teraz faktycznie będę szukać do pisania. Jako że odpisu nie widzę od prawie pół roku, no to już na pewno nie mam na co czekać.
Taki super biały domek z super ogródeczkiem i tarasikiem, i kwiatuszki, i ło, altanka. No i ładne ogrodzenie dookoła. Takie burżujskie (tak naprawdę to nie).
Pomieszczonka
Pomieszczonka
Była szczerze zaskoczona faktem, że uzyska pozytywną odpowiedź na swoją wiadomość. Po przerzuceniu się z nauki w Riverdale na nauczanie domowe, nie miała aż takich możliwości spotykania się ze znajomymi z klasy, co wcześniej. Nie spędzała przerw na szkolnych korytarzach, nie wędrowała z nikim do kawiarni czy innych miejsc po zajęciach, żeby po prostu posiedzieć i porozmawiać. Jedyną opcją spotkań były weekendy czy ewentualne łapanie kogoś po szkole, gdy już wrócił do domu. A większość kontaktów zrywa się po zmianie miejsca nauczania.
Stąd cały ten szok, gdy na jej wiadomość z zapytaniem czy Lacroix chciałaby ją odwiedzić i chociażby napić się razem herbaty w nudnym zaciszu jej różowego pokoiku uzyskała odpowiedź w stylu: "jasne, dlaczego nie?". Uśmieszek zawitał na jej twarzy i, no cóż, pozostało tylko wyczekiwać chwili, w której dziewczyna stawiłaby się pod bramą jej domu. Na wszelki wypadek wysłała adres z odnośnikiem do mapy dojazdu, choć miała jakieś takie wrażenie, że Medea już ją odwiedzała. Ale cholera wie z jej pamięcią.
Bez zbędnego kontynuowania wodolejstwa, w godzinę X, tuż po usłyszeniu brzęczącego sygnału dzwonka u bramy, spojrzała na fancy monitor ukazujący japiszony każdego, kto stawił się u progu podjazdu domu. Upewniwszy się, że była to jej była koleżanka z klasy, Amakawa wcisnęła przycisk otwierający ogrodzenie i otworzyła drzwi frontowe, by powitać przybyłego gościa, trzymając na rękach swoje puchate kocisko. Dało się również usłyszeć ciepły, delikatny głos matki, rzucający coś, co zapewne miało oznaczać: "kto to?". Pomimo tego, iż pani Amakawa znała angielski i posługiwała się nim bardzo płynnie, była przyzwyczajona do porozumiewania się z córką w swojej ojczystej mowie. Mio odwróciła się jeszcze na moment, by rzucić:
- お前はもう死んでいる - co w wolnym tłumaczeniu oznaczało: "mamo, przyprowadziłam koleżankę", na co rzeczona mama odpowiedziała:
- 何?! - co z kolei oznaczać miało: "okej!". Błękitny czerep zwrócił się znów w kierunku Medei.
- No dalej, dalej, wchodź!
Stąd cały ten szok, gdy na jej wiadomość z zapytaniem czy Lacroix chciałaby ją odwiedzić i chociażby napić się razem herbaty w nudnym zaciszu jej różowego pokoiku uzyskała odpowiedź w stylu: "jasne, dlaczego nie?". Uśmieszek zawitał na jej twarzy i, no cóż, pozostało tylko wyczekiwać chwili, w której dziewczyna stawiłaby się pod bramą jej domu. Na wszelki wypadek wysłała adres z odnośnikiem do mapy dojazdu, choć miała jakieś takie wrażenie, że Medea już ją odwiedzała. Ale cholera wie z jej pamięcią.
Bez zbędnego kontynuowania wodolejstwa, w godzinę X, tuż po usłyszeniu brzęczącego sygnału dzwonka u bramy, spojrzała na fancy monitor ukazujący japiszony każdego, kto stawił się u progu podjazdu domu. Upewniwszy się, że była to jej była koleżanka z klasy, Amakawa wcisnęła przycisk otwierający ogrodzenie i otworzyła drzwi frontowe, by powitać przybyłego gościa, trzymając na rękach swoje puchate kocisko. Dało się również usłyszeć ciepły, delikatny głos matki, rzucający coś, co zapewne miało oznaczać: "kto to?". Pomimo tego, iż pani Amakawa znała angielski i posługiwała się nim bardzo płynnie, była przyzwyczajona do porozumiewania się z córką w swojej ojczystej mowie. Mio odwróciła się jeszcze na moment, by rzucić:
- お前はもう死んでいる - co w wolnym tłumaczeniu oznaczało: "mamo, przyprowadziłam koleżankę", na co rzeczona mama odpowiedziała:
- 何?! - co z kolei oznaczać miało: "okej!". Błękitny czerep zwrócił się znów w kierunku Medei.
- No dalej, dalej, wchodź!
Rodzice Medei, a przynajmniej matka, od dawna próbowali namówić ją do powrotu do domowego nauczania. Nigdy nie była w przedszkolu czy szkole podstawowej, bo Helen Lacroix była tak zestresowana chorobą swojej córki, że przez wiele lat zamknięcie jej pod kloszem było dla tej kobiety jedynym wyjściem. Dziewczyna cudem doprosiła się posłania do szkoły publicznej, bo w domu zwyczajnie się nudziła - może gdyby była introwertyczką, jakoś byłaby w stanie znieść brak rówieśników. Ale Med od zawsze ciągnęło do ludzi, do plotek i do zgiełku otaczających ją tłumów. Jakoś nieszczególnie przejmowała się tym, że nie zawsze miało to dobry wpływ na jej serce.
Dlatego rozumiała, że Mio musiała czuć się w domu lekko samotnie - a przynajmniej tak odebrała jej wiadomość. Oczywiście to nie tak, że zgodziła się na spotkanie z litości, bo Medka to ten typ osoby, co jak nie chce gdzieś iść, to nie pójdzie, choćby mieli ją tam na siłę donieść. Toteż naprawdę musiała mieć ochotę zobaczyć się z Amakawą. Poza tym - Mio miała kota w domu! Żeby przepuścić taką okazję, to trzeba być zwyczajnie niedorobionym.
Kiedy wysiadła z taksówki, zorientowała się, że przyjechała trochę za wcześnie. Poczuła się nieswojo, bo po prostu nie przywykła do bycia gdziekolwiek na czas. Jakoś nigdy w życiu jej się nigdzie nie śpieszyło, a nawet jeśli, to i tak nie mogła biegać, więc spóźnienia weszły jej w krew. Wzruszyła ramionami, jakoś godząc się z tym nowym doświadczeniem i nacisnęła dzwonek. Oczekując na odpowiedź rutynowo sprawdziła telefon, choć wisiała na nim całą przebytą drogę. To już dawno przekroczyło granice uzależnienia.
- Bonjour! - rzuciła zbliżając się do drzwi frontowych, w których stała już Mio z kotem na rękach. Dokładnie, z kotem. - Kicia! - dodała automatycznie, kiedy tylko dostrzegła jego obecność. Prawie, że podbiegła z ekscytacji, ale nie oszukujmy się, to była raczej parodia truchtu. Pogłaskała zwierzaka pod brodą i mogłaby tak do jutra, ale dobre wychowanie mówiło jej, że przecież nie przyszła do kota.
Weszła do środka lekko skonfundowana japońskimi zwrotami, którymi przerzucała się Mio i jej mama. Choć nie obeszło się bez pytającego wyrazu twarzy, nie powiedziała nic, bo sama nawijała ze swoją rodzicielką po francusku jak opętana.
- W sumie chyba powinnam zdjąć buty, prawda? - zapytała nagle, oplatając długi kosmyk włosów wokół palca. Nieznane jej języki przyprawiały ją o szok kulturowy.
Dlatego rozumiała, że Mio musiała czuć się w domu lekko samotnie - a przynajmniej tak odebrała jej wiadomość. Oczywiście to nie tak, że zgodziła się na spotkanie z litości, bo Medka to ten typ osoby, co jak nie chce gdzieś iść, to nie pójdzie, choćby mieli ją tam na siłę donieść. Toteż naprawdę musiała mieć ochotę zobaczyć się z Amakawą. Poza tym - Mio miała kota w domu! Żeby przepuścić taką okazję, to trzeba być zwyczajnie niedorobionym.
Kiedy wysiadła z taksówki, zorientowała się, że przyjechała trochę za wcześnie. Poczuła się nieswojo, bo po prostu nie przywykła do bycia gdziekolwiek na czas. Jakoś nigdy w życiu jej się nigdzie nie śpieszyło, a nawet jeśli, to i tak nie mogła biegać, więc spóźnienia weszły jej w krew. Wzruszyła ramionami, jakoś godząc się z tym nowym doświadczeniem i nacisnęła dzwonek. Oczekując na odpowiedź rutynowo sprawdziła telefon, choć wisiała na nim całą przebytą drogę. To już dawno przekroczyło granice uzależnienia.
- Bonjour! - rzuciła zbliżając się do drzwi frontowych, w których stała już Mio z kotem na rękach. Dokładnie, z kotem. - Kicia! - dodała automatycznie, kiedy tylko dostrzegła jego obecność. Prawie, że podbiegła z ekscytacji, ale nie oszukujmy się, to była raczej parodia truchtu. Pogłaskała zwierzaka pod brodą i mogłaby tak do jutra, ale dobre wychowanie mówiło jej, że przecież nie przyszła do kota.
Weszła do środka lekko skonfundowana japońskimi zwrotami, którymi przerzucała się Mio i jej mama. Choć nie obeszło się bez pytającego wyrazu twarzy, nie powiedziała nic, bo sama nawijała ze swoją rodzicielką po francusku jak opętana.
- W sumie chyba powinnam zdjąć buty, prawda? - zapytała nagle, oplatając długi kosmyk włosów wokół palca. Nieznane jej języki przyprawiały ją o szok kulturowy.
Część niej czuła, że kot wywoła taką reakcję. Był zwierzątkiem. Był uroczym zwierzątkiem. Był uroczym puchatym zwierzątkiem. Był uroczym, puchatym zwierzątkiem, które roztapiało serduszko każdego. Budowa zdań, podręcznik do klas 1-3 szkoły podstawowej.
Szerszy uśmiech zagościł na skośnej twarzyczce w reakcji na tę... reakcję. W przeciwieństwie do małej Pancake, która wydawała się nieco spanikowana. Przyzwyczaiła się do ludzi entuzjastycznie witających jej czworołape jestestwo, aczkolwiek wciąż odruchowo kuliła się w sobie w pierwszych momentach tego typu interakcji. Dlatego też właśnie cofnęła pyszczek przed dłonią obcej jej kociej osobie dziewczyny, by spojrzeć na nią z miną mówiącą: "halo, najpierw pytaj! >:C", nim, wielce łaskawie, pozwoliła jej na mały seans smyrania. Kiedy Medea skończyła, futrzak potrząsnął lekko łebkiem, przez co dzwoneczek u szyi wydał miękki dźwięk.
Ale stanie w progu było zdecydowanie najmniej ulubioną czynnością gościnnych gospodarzy.
- Zdejmij, proszę. Mama nie lubi chodzenia w butach po domu - rzuciła w odpowiedzi, wskazując przy okazji na swoje puchate skarpety, które nosiła na bosych stopach. - Mogę ci dać jedną parę, jeśli chcesz - zaproponowała jeszcze, by tuż po tym wskazać podbródkiem - w końcu na rękach wciąż trzymała kotkę - schody na górę.
Z kuchni z kolei wychyliła się pani Amakawa. Pomijając naturalny kolor włosów i fakt, że była trochę wyższa od swojej córki, wydawały się kropka w kropkę takie same. No, z wyjątkiem wyraźnie dojrzalszej aparycji pani Keiko. Kobieta uchyliła lekko czoło i rzuciła cieplutkim powitaniem. Następnie uraczyła Mio spojrzeniem i przechyliła głowę. No co za porozumiewanko bez słów.
- 死ぬこのやろう - błękitnowłosa uśmiechnęła się jeszcze do matki, nim wypuściła Pancake na schody i sama zaczęła tuptać na górę, pochwyciwszy delikatnie dłoń Medei w sygnale: "faloł mi, bicz". Zaraz jednak poczuła potrzebę wytłumaczenia, o co poprosiła swoją jednostkę rodzicielską. - Mama zrobi nam herbatę. Lubisz pomarańczę?
A nie powinnaś była o to spytać ZANIM poleciłaś matce zaparzenie właśnie tego rodzaju?
Piętro wyżej minęły wyższy pokój jadalny, czy może jadalniosalon. Z małej lodówki za blatem Amakawa wyjęła paterę z kawałkami ciast. Brownie, sernik truskawkowy, ciasteczka z kawałkami czekolady. Nie obyłoby się też bez dwóch talerzyków, bo przecież nie miała zamiaru upierdolić sobie podłogi. Następnie skierowała Medeę i - of course - własne kroki do swojego obrzydliwie różowego pokoiku. Postawiła przekąski na stoliku nim zebrała dwie poduszki z łóżka i ułożyła je na podłodze. Na jednej z nich usadziła tyłek.
- Dobra, a teraz mów co się dzieje w szkole! Tom zszedł się w końcu z Shaniquą? Liczyłam na ten ship przez całe trzy lata, a oni próbowali jakichś dziecięcych podchodów. I mówię to ja - i mówiła to ona.
Szerszy uśmiech zagościł na skośnej twarzyczce w reakcji na tę... reakcję. W przeciwieństwie do małej Pancake, która wydawała się nieco spanikowana. Przyzwyczaiła się do ludzi entuzjastycznie witających jej czworołape jestestwo, aczkolwiek wciąż odruchowo kuliła się w sobie w pierwszych momentach tego typu interakcji. Dlatego też właśnie cofnęła pyszczek przed dłonią obcej jej kociej osobie dziewczyny, by spojrzeć na nią z miną mówiącą: "halo, najpierw pytaj! >:C", nim, wielce łaskawie, pozwoliła jej na mały seans smyrania. Kiedy Medea skończyła, futrzak potrząsnął lekko łebkiem, przez co dzwoneczek u szyi wydał miękki dźwięk.
Ale stanie w progu było zdecydowanie najmniej ulubioną czynnością gościnnych gospodarzy.
- Zdejmij, proszę. Mama nie lubi chodzenia w butach po domu - rzuciła w odpowiedzi, wskazując przy okazji na swoje puchate skarpety, które nosiła na bosych stopach. - Mogę ci dać jedną parę, jeśli chcesz - zaproponowała jeszcze, by tuż po tym wskazać podbródkiem - w końcu na rękach wciąż trzymała kotkę - schody na górę.
Z kuchni z kolei wychyliła się pani Amakawa. Pomijając naturalny kolor włosów i fakt, że była trochę wyższa od swojej córki, wydawały się kropka w kropkę takie same. No, z wyjątkiem wyraźnie dojrzalszej aparycji pani Keiko. Kobieta uchyliła lekko czoło i rzuciła cieplutkim powitaniem. Następnie uraczyła Mio spojrzeniem i przechyliła głowę. No co za porozumiewanko bez słów.
- 死ぬこのやろう - błękitnowłosa uśmiechnęła się jeszcze do matki, nim wypuściła Pancake na schody i sama zaczęła tuptać na górę, pochwyciwszy delikatnie dłoń Medei w sygnale: "faloł mi, bicz". Zaraz jednak poczuła potrzebę wytłumaczenia, o co poprosiła swoją jednostkę rodzicielską. - Mama zrobi nam herbatę. Lubisz pomarańczę?
A nie powinnaś była o to spytać ZANIM poleciłaś matce zaparzenie właśnie tego rodzaju?
Piętro wyżej minęły wyższy pokój jadalny, czy może jadalniosalon. Z małej lodówki za blatem Amakawa wyjęła paterę z kawałkami ciast. Brownie, sernik truskawkowy, ciasteczka z kawałkami czekolady. Nie obyłoby się też bez dwóch talerzyków, bo przecież nie miała zamiaru upierdolić sobie podłogi. Następnie skierowała Medeę i - of course - własne kroki do swojego obrzydliwie różowego pokoiku. Postawiła przekąski na stoliku nim zebrała dwie poduszki z łóżka i ułożyła je na podłodze. Na jednej z nich usadziła tyłek.
- Dobra, a teraz mów co się dzieje w szkole! Tom zszedł się w końcu z Shaniquą? Liczyłam na ten ship przez całe trzy lata, a oni próbowali jakichś dziecięcych podchodów. I mówię to ja - i mówiła to ona.
Medea bardzo lubiła zwierzęta, ale nieważne jak się starała, one zazwyczaj nie podzielały tego uczucia. Powodem mógł być fakt, że ona zwyczajnie nie miała do nich podejścia i częściej je męczyła, niż, dajmy na to, głaskała. Jednak najważniejsze jest się nie zniechęcać! Dlatego Lacroix nawet nie zauważyła kociej dezaprobaty i bez mrugnięcia okiem kontynuowała drapanie. Może i dobrze, że nie zawracała sobie głowy takimi błahostkami, w końcu musi unikać stresu za wszelką cenę.
- Nie trzeba, mam rajstopy~ - odparła melodyjnie, zdejmując z nóg czółenka na bardzo niskim obcasie. Nie czuła się na tyle komfortowo ze swoim wzrostem, by odważyć się na noszenie czegoś, co dodałoby jej więcej niż dwa centymetry.
- Dzień dobry! - przywitała się z mamą Mio, uśmiechając się szeroko. W końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a Medea z domu wyniosła jakieś pięćdziesiąt trzy firmowe uśmiechy, których używała jej matka przy spotkaniach z jakimiś ważnymi ludźmi. Może by nawet jakoś zagadała, zapytała jak mija dzień, ale Mio pociągnęła ją za sobą po schodach. No cóż, może innym razem.
- Lubię! - przytaknęła, rozglądając się dookoła, zwyczajnie obczajając jej dom. Medea potrafiła zachowywać się czasami jak chiński turysta wpuszczony do Luwru, ale w tej bezpośredniości leżał cały jej urok. Skrzywiła się lekko, widząc, że wśród ciast, które wyjęła jej koleżanka, znajdują się takie z truskawkami, ale doszła do wniosku, że skoro są inne opcje, to może nie będzie zmuszona dotykać tych czerwonych owoców szatana.
- Nic szczególnego, poza nieudanymi skokami wiary oczywiście. - rzuciła, podśmiechując się perfidnie. Usiadła ostrożnie na poduszce i zdjęła plecak, po czym odłożyła go obok. - Szczerze mówiąc, nawet najstarsi górale nie wiedzą, do czego oni zmierzają. Były plany, żeby im pomóc, ale to chyba beznadziejny przypadek. - westchnęła i nie czekając na pozwolenie, zaczęła dobierać się do kawałka brownie. - A skoro mówisz to ty, to powiedz co u ciebie! Nie nudno ci tak w domu? Ja miałam myśli samobójcze, kiedy mnie zmuszali do domowego zakuwania. A byłam wtedy dziesięciolatką.
- Nie trzeba, mam rajstopy~ - odparła melodyjnie, zdejmując z nóg czółenka na bardzo niskim obcasie. Nie czuła się na tyle komfortowo ze swoim wzrostem, by odważyć się na noszenie czegoś, co dodałoby jej więcej niż dwa centymetry.
- Dzień dobry! - przywitała się z mamą Mio, uśmiechając się szeroko. W końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a Medea z domu wyniosła jakieś pięćdziesiąt trzy firmowe uśmiechy, których używała jej matka przy spotkaniach z jakimiś ważnymi ludźmi. Może by nawet jakoś zagadała, zapytała jak mija dzień, ale Mio pociągnęła ją za sobą po schodach. No cóż, może innym razem.
- Lubię! - przytaknęła, rozglądając się dookoła, zwyczajnie obczajając jej dom. Medea potrafiła zachowywać się czasami jak chiński turysta wpuszczony do Luwru, ale w tej bezpośredniości leżał cały jej urok. Skrzywiła się lekko, widząc, że wśród ciast, które wyjęła jej koleżanka, znajdują się takie z truskawkami, ale doszła do wniosku, że skoro są inne opcje, to może nie będzie zmuszona dotykać tych czerwonych owoców szatana.
- Nic szczególnego, poza nieudanymi skokami wiary oczywiście. - rzuciła, podśmiechując się perfidnie. Usiadła ostrożnie na poduszce i zdjęła plecak, po czym odłożyła go obok. - Szczerze mówiąc, nawet najstarsi górale nie wiedzą, do czego oni zmierzają. Były plany, żeby im pomóc, ale to chyba beznadziejny przypadek. - westchnęła i nie czekając na pozwolenie, zaczęła dobierać się do kawałka brownie. - A skoro mówisz to ty, to powiedz co u ciebie! Nie nudno ci tak w domu? Ja miałam myśli samobójcze, kiedy mnie zmuszali do domowego zakuwania. A byłam wtedy dziesięciolatką.
Czworonóg nie pałał jakąś nienawiścią do dziewczyny, ale po prostu musiał się przyzwyczaić do kogoś, kogo nie widywał na co dzień. Znając życie za pięć minut będzie się łasić jak do członków rodziny i dopraszać się pieszczot.
- Widzę, ale może boisz się, że się podrą - wzruszyła barkami z niepewnym uśmieszkiem. Może i nie było tutaj za bardzo o co zahaczyć, ale niektórzy wykazywali się szczególnymi zdolnościami. Amakawa do teraz wspominała czasem jak to jeszcze w niedalekiej przeszłości Keiko nosiła każde swoje rajstopy dokładnie jeden dzień przed wyrzuceniem - dłużej nie wytrzymywały, choćby nie wiadomo jak uważała.
"Lubię!" zdecydowanie było odpowiedzią, na którą liczyła posiadaczka błękitnego czerepu. Bo tak się składało, że całkiem niedawnym odkryciem rodziny była biała herbata z dodatkiem właśnie pomarańczowej skórki. Pachniała jak raj, no serio!
Na którą zresztą nie musiały czekać długo. Pani Amakawa prawdopodobnie zaczęła parzyć ją już wcześniej - spryciula - gdyż dziewczęta ledwo usadziły tyłki, a ona już zapukała do drzwi i przyszła z imbryczkiem i dwiema filiżankami. Mnioch (XDDD) pozwolił sobie na rozlanie napoju między naczynia, by tuż po tym oznajmić, że przecież to wygląda przeuroczo z tymi ciastami i totalnie od razu wrzuci to na "instanyama". NO OK.
- Jakie skoki wia-... och - To było durne pytanie. - Słyszałam o tym. Biedna Monica... - i biedna Mio, która przypadkiem pojebała osoby i zeznała, że to dziewczę odwalało jakiś szajs, który wcale nie miał miejsca. - Jejku, przecież wszyscy wiedzą, że się lubią, tylko nie oni sami! Trzeba ich ustawić na jakieś spotkanie, bo przecież skończą nic sobie nie mówiąc.
"Nie nudno ci tak w domu?"
- Trochę nudno - westchnęła zrezygnowana. - Bardziej po prostu za wami wszystkimi tęsknię. Ale przynajmniej nadrabiam wszystkie braki - wzruszyła barkami. W końcu ostatecznie o to w tym wszystkim chodziło. Fakt faktem, ostatnia klasa była głupim momentem na taką decyzję, ale przynajmniej miała szansę na ogarnięcie w przyszłym czasie jakiegoś uniwersytetu bez żadnych problemów. Co z tego, że liczyły się egzaminy wstępne, a swojej przyszłości nie wiązała z naukami ścisłymi, skoro naturalną cechą jej matki był pewien przerost ambicji. A średnio chciała ją kiedykolwiek zawieść. :<
- Widzę, ale może boisz się, że się podrą - wzruszyła barkami z niepewnym uśmieszkiem. Może i nie było tutaj za bardzo o co zahaczyć, ale niektórzy wykazywali się szczególnymi zdolnościami. Amakawa do teraz wspominała czasem jak to jeszcze w niedalekiej przeszłości Keiko nosiła każde swoje rajstopy dokładnie jeden dzień przed wyrzuceniem - dłużej nie wytrzymywały, choćby nie wiadomo jak uważała.
"Lubię!" zdecydowanie było odpowiedzią, na którą liczyła posiadaczka błękitnego czerepu. Bo tak się składało, że całkiem niedawnym odkryciem rodziny była biała herbata z dodatkiem właśnie pomarańczowej skórki. Pachniała jak raj, no serio!
Na którą zresztą nie musiały czekać długo. Pani Amakawa prawdopodobnie zaczęła parzyć ją już wcześniej - spryciula - gdyż dziewczęta ledwo usadziły tyłki, a ona już zapukała do drzwi i przyszła z imbryczkiem i dwiema filiżankami. Mnioch (XDDD) pozwolił sobie na rozlanie napoju między naczynia, by tuż po tym oznajmić, że przecież to wygląda przeuroczo z tymi ciastami i totalnie od razu wrzuci to na "instanyama". NO OK.
- Jakie skoki wia-... och - To było durne pytanie. - Słyszałam o tym. Biedna Monica... - i biedna Mio, która przypadkiem pojebała osoby i zeznała, że to dziewczę odwalało jakiś szajs, który wcale nie miał miejsca. - Jejku, przecież wszyscy wiedzą, że się lubią, tylko nie oni sami! Trzeba ich ustawić na jakieś spotkanie, bo przecież skończą nic sobie nie mówiąc.
"Nie nudno ci tak w domu?"
- Trochę nudno - westchnęła zrezygnowana. - Bardziej po prostu za wami wszystkimi tęsknię. Ale przynajmniej nadrabiam wszystkie braki - wzruszyła barkami. W końcu ostatecznie o to w tym wszystkim chodziło. Fakt faktem, ostatnia klasa była głupim momentem na taką decyzję, ale przynajmniej miała szansę na ogarnięcie w przyszłym czasie jakiegoś uniwersytetu bez żadnych problemów. Co z tego, że liczyły się egzaminy wstępne, a swojej przyszłości nie wiązała z naukami ścisłymi, skoro naturalną cechą jej matki był pewien przerost ambicji. A średnio chciała ją kiedykolwiek zawieść. :<
- Bez ryzyka nie ma zabawy! - rzuciła, jakby właśnie miała skakać na bungee, a przecież chodziło tylko o rajstopy. Uśmiechnęła się o wiele pewniej niż Mio, jakby chciała zaznaczyć, że naprawdę dziękuje za chęć pomocy, ale jest w końcu silną i niezależną kobietą, dlatego da sobie radę. Nie no, tak na serio to chyba wykorzystała limit niedorobienia rodząc się jako inwalida, więc raczej nie powinno nic się stać. Oczywiście miała ogromny dystans do swojej choroby, raz nawet krzyknęła do matki "Helen, mam zawał", kiedy wybrano Trumpa na prezydenta, ale jej rodzicielka chyba nie wyczaiła mema. No cóż, czarny humor jest jak nogi - nie każdy je ma.
Dlatego ciężko było się dziwić, że nie brała śmierci Monici na poważnie. Nie przyjaźniły się, nie wkręcała się w tę całą sprawę i naprawdę starała się nią nie przejmować. Obawiała się, że przy angażowaniu się w takie sprawy za bardzo się zestresuje i jeszcze skończy się to tak, że zamiast jednej martwej uczennicy będą dwie. Dlatego olała tę sprawę sikiem parabolicznym, bo o ile nie dało się wyjść z tego całego czatu, to przecież zawsze można go było wyciszyć.
- Co zrobisz, wypadki chodzą po ludziach. - rzuciła, jakby nagle skruszona, widząc, że Mio chyba nie jest skora do tak mocnych żartów. Medea nie była głupia, wiedziała, że niektórzy czują się źle w tej całej sytuacji, dlatego też nie chciała dłużej ciągnąć tematu. - Wszyscy tak mówią, ale zrobić nie ma komu. Wiesz, nic na siłę. - wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. Nie lubiła się pchać tam, gdzie jej nie chcą. Zresztą, miała lepsze rzeczy do roboty niż bawienie się w swatkę.
- My też tęsknimy! Znaczy, ja na pewno. Dlatego w sumie przyszłam. - uśmiechnęła się, jakby była z siebie dumna, co umówmy było mega dziwne. Choć w sumie mogła być dumna z tego, że wyszła z domu z własnej woli, bo to już coś.
Dlatego ciężko było się dziwić, że nie brała śmierci Monici na poważnie. Nie przyjaźniły się, nie wkręcała się w tę całą sprawę i naprawdę starała się nią nie przejmować. Obawiała się, że przy angażowaniu się w takie sprawy za bardzo się zestresuje i jeszcze skończy się to tak, że zamiast jednej martwej uczennicy będą dwie. Dlatego olała tę sprawę sikiem parabolicznym, bo o ile nie dało się wyjść z tego całego czatu, to przecież zawsze można go było wyciszyć.
- Co zrobisz, wypadki chodzą po ludziach. - rzuciła, jakby nagle skruszona, widząc, że Mio chyba nie jest skora do tak mocnych żartów. Medea nie była głupia, wiedziała, że niektórzy czują się źle w tej całej sytuacji, dlatego też nie chciała dłużej ciągnąć tematu. - Wszyscy tak mówią, ale zrobić nie ma komu. Wiesz, nic na siłę. - wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. Nie lubiła się pchać tam, gdzie jej nie chcą. Zresztą, miała lepsze rzeczy do roboty niż bawienie się w swatkę.
- My też tęsknimy! Znaczy, ja na pewno. Dlatego w sumie przyszłam. - uśmiechnęła się, jakby była z siebie dumna, co umówmy było mega dziwne. Choć w sumie mogła być dumna z tego, że wyszła z domu z własnej woli, bo to już coś.
"Wszyscy tak mówią, ale zrobić nie ma komu."
Westchnęła. Faktycznie, zawsze tak było. Wszyscy albo rezygnowali z tego pomysłu, myśląc, że to działa tylko w filmach, albo po prostu nie chcieli się wtrącać. Dla Mio za to było już za późno, by próbować bezpośrednio w szkole, ale przecież mogła wykorzystać fakt, że siedzi w domu. Umówić się z obydwojgiem pod pretekstem tęsknoty, a potem się nie pojawić. A co tam.
- Coś się zawsze da zrobić - oznajmiła jeszcze, aczkolwiek tonem, z którego wynikało, że powiedziała już, co ma powiedzieć. A planowała swoje.
Dobra wiadomość była taka, że ktoś tęsknił. Chociaż Medea. Była w sumie pewna, że reszta jakoś też odczuła brak kolorowego czerepu na wysokości niespełna metra pięćdziesiąt pośród reszty klasy. Może nie było szczerej tęsknoty, ale na pewno czegoś brakowało. Kto się miał teraz niby do wszystkich lepić, wokół wszystkich skakać, rozdawać ciastka i trzymać plasterki w kotki i jednorożce w torebce?
- To miłe - wyszczerzyła się. Ludzie zazwyczaj mówili tego typu słowa od niechcenia, żeby po prostu jakoś skomentować sytuację, w której ktoś powiedział im coś dobrego. Mio po prostu naprawdę to doceniała i cieszyła buźkę jak głupia. - Chciałabym wpaść w któryś dzień do szkoły. Może by mnie wpuścili skoro kiedyś tam chodziłam. Mogłabym z wami pogadać, czy coś. Albo chociaż się umówić na jakieś wyjście.
Drzwi do pokoju uchyliły się lekko, nim jakaś mała istotka znalazła sobie w nim nowe miejsce do przebywania. Kotka przeciągnęła się po drodze, wyciągając łapki daleko przed siebie, ukazując swój majestat, nim dodreptała do Lacroix, przy której ułożyła się w oczekiwaniu. "No dalej, znam twój zapach, możesz mnie głaskać." Amakawa parsknęła tylko cicho, jakby doskonale znała już całą tę procedurę.
A propos wyjść...
- Właśnie! Idziesz na bal halloweenowy do Mercury'ego? Pewnie mnóstwo ludzi ze szkoły tam będzie - podjęła temat rozpromieniona. Tego właśnie chciała, prawda? Spotkać się ze starymi śmieciami. I była ku temu doskonała okazja.
Westchnęła. Faktycznie, zawsze tak było. Wszyscy albo rezygnowali z tego pomysłu, myśląc, że to działa tylko w filmach, albo po prostu nie chcieli się wtrącać. Dla Mio za to było już za późno, by próbować bezpośrednio w szkole, ale przecież mogła wykorzystać fakt, że siedzi w domu. Umówić się z obydwojgiem pod pretekstem tęsknoty, a potem się nie pojawić. A co tam.
- Coś się zawsze da zrobić - oznajmiła jeszcze, aczkolwiek tonem, z którego wynikało, że powiedziała już, co ma powiedzieć. A planowała swoje.
Dobra wiadomość była taka, że ktoś tęsknił. Chociaż Medea. Była w sumie pewna, że reszta jakoś też odczuła brak kolorowego czerepu na wysokości niespełna metra pięćdziesiąt pośród reszty klasy. Może nie było szczerej tęsknoty, ale na pewno czegoś brakowało. Kto się miał teraz niby do wszystkich lepić, wokół wszystkich skakać, rozdawać ciastka i trzymać plasterki w kotki i jednorożce w torebce?
- To miłe - wyszczerzyła się. Ludzie zazwyczaj mówili tego typu słowa od niechcenia, żeby po prostu jakoś skomentować sytuację, w której ktoś powiedział im coś dobrego. Mio po prostu naprawdę to doceniała i cieszyła buźkę jak głupia. - Chciałabym wpaść w któryś dzień do szkoły. Może by mnie wpuścili skoro kiedyś tam chodziłam. Mogłabym z wami pogadać, czy coś. Albo chociaż się umówić na jakieś wyjście.
Drzwi do pokoju uchyliły się lekko, nim jakaś mała istotka znalazła sobie w nim nowe miejsce do przebywania. Kotka przeciągnęła się po drodze, wyciągając łapki daleko przed siebie, ukazując swój majestat, nim dodreptała do Lacroix, przy której ułożyła się w oczekiwaniu. "No dalej, znam twój zapach, możesz mnie głaskać." Amakawa parsknęła tylko cicho, jakby doskonale znała już całą tę procedurę.
A propos wyjść...
- Właśnie! Idziesz na bal halloweenowy do Mercury'ego? Pewnie mnóstwo ludzi ze szkoły tam będzie - podjęła temat rozpromieniona. Tego właśnie chciała, prawda? Spotkać się ze starymi śmieciami. I była ku temu doskonała okazja.
--HALO MROZIMY--
Miałam to zrobić już dawno, ale teraz faktycznie będę szukać do pisania. Jako że odpisu nie widzę od prawie pół roku, no to już na pewno nie mam na co czekać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach